Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"CIERPLIWOŚĆ JEST CNOTĄ" - rozdział 6

15 kwiecień 2012
ROZDZIAŁ VI



Sala konferencyjna ośrodka „Promenada” wypełniła się po brzegi. Jako ostatni wszedł do środka prezes firmy prowadząc obok swoją małżonkę. Stanął u szczytu stołu i obrzucił zgromadzonych dobrodusznym spojrzeniem.
- Witajcie kochani. Chcę wam przekazać kilka informacji dotyczących naszego pobytu tutaj. Otóż. Dzisiaj wieczorem o godzinie dwudziestej odbędzie się wspólny grill. Będą same pyszności, więc nie rezygnujcie z niego. Poza tym każdy z was może w pełni korzystać z atrakcji, jakie oferuje ośrodek. Firma płaci, więc nie krępujcie się. Są tu nawet konie do wynajęcia i jeśli ktoś z was dobrze czuje się w siodle, może wynająć konia. Są też łódki, kajaki, rowery wodne i co tylko dusza zapragnie. Śniadanie podają od ósmej do dziewiątej, obiad od trzynastej do czternastej, a kolację od osiemnastej do dziewiętnastej. Życzę wszystkim udanego pobytu, dużo odpoczynku, relaksu i dobrej zabawy. To wszystko moi drodzy. Bawcie się dobrze.
Marek szturchnął stojącego obok Sebastiana.
- To, co robimy?
- Mnie się nic nie chce. Pójdę pogrzać się na plaży.
- Mnie w zasadzie też nie. Chodźmy do naszych dziewczyn. Zapytamy, jakie mają plany.
Podeszli do Uli i Violetty.
- Co będziecie teraz robić? – Spytał Sebastian. – My idziemy poleniuchować na plaży.
- My chyba też, prawda Ula? Chcemy skorzystać ze słońca i opalić się trochę. Poza tym wymyśliliśmy z Markiem rozpoczęcie sezonu kąpielowego. Gorąco jest i ja chętnie wskoczę do wody.
- Świetnie. W takim razie spotykamy się na plaży. My idziemy ubrać kąpielówki.
Rozeszli się do pokoi. Ubrane w swoje nowo nabyte bikini, na które narzuciły cieniutkie tuniki, zabrały ręczniki i zeszły na dół. Dowiedziały się, że można wynająć leżaki i chętnie z tego skorzystały. Tak zaopatrzone wyszły na plażę i zajęły najdogodniejsze według nich miejsce, blisko brzegu. Ściągnęły tuniki i nasmarowały olejkiem swoje ciała. Rozsiadły się wygodnie na leżakach wystawiając twarze do słońca.
Wychodzący z hotelu Marek i Sebastian już z daleka dostrzegli je i skierowali się w ich stronę. Im bliżej podchodzili tym bardziej na ich twarzach malował się coraz większy szok.
- Czy przypuszczałeś, że one są takie piękne? – Szepnął przełykając ślinę Olszański. – Co za laski, stary! – Mówił konspiracyjnym szeptem. – Violę można by było podejrzewać o taką nienaganną figurę, ale Ulkę? W życiu bym nie pomyślał, że pod tą kupą mało foremnych ciuchów kryje się taka piękność. Zobacz, jaką ma wąską talię i te zgrabne nogi, prawie do nieba. Biust też niczego sobie, a ta długa szyja? Cudo. W życiu nie widziałem ładniejszych lasek. Te z klubu nawet im do pięt nie dorastają.
Dobrzański również dość nerwowo połykał ślinę. On też nawet nie przypuszczał, że Ula może być tak doskonała pod każdym względem. – Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem? Czyżbym był aż tak bardzo powierzchowny? Mam pod nosem takie cudo a uganiam się, jak dureń za jakimiś modelkami. Żadna z nich nie może się z nią równać. Żadna.
Podeszli bliżej i rozłożyli w pobliżu leżaków swoje ręczniki.
- Viola, idziesz do wody? – Spytał Marek. – Ja już mam ochotę na kąpiel.
- Idę, pewnie, że idę. – Podniosła się z leżaka. – Ulka nie zdecydujesz się?
- Nie, nie. Idźcie sami. Ja nie mam ochoty.
Została sama z Sebastianem, który ułożywszy się wygodnie na ręczniku wystawił swoje pucołowate policzki do słońca. Ten błogi spokój został nagle przerwany przez przeraźliwy wrzask Violetty.
- Ula! Seba! Marek się topi!
Zerwali się na równe nogi i pędem pobiegli do wody. W odległości kilkudziesięciu metrów od brzegu rzeczywiście ujrzeli topiącego się Dobrzańskiego.
- Cholera jasna! Mam znowu deja vu! – Krzyknęła przerażona Ula bez namysłu rzucając się w fale jeziora. Szybko pokonała dystans i w ostatnim momencie schwyciła za włosy chowającą się pod wodą głowę swojego szefa. Wynurzyła się i holując go, dopłynęła do brzegu. Sebastian z Violą pomogli go wyciągnąć na brzeg. Pochyliła się nad nim odchylając mu głowę do tyłu.
- Kurde blaszka, pewnie znowu złapał go skurcz. A mówiłam by miał przy kąpielówkach agrafkę.
Zaczęła rytmicznie uciskać jego klatkę piersiową robiąc mu sztuczne oddychanie. Za którymś razem, gdy złączyła swoje usta z jego chcąc mu wpuścić do płuc trochę powietrza, poczuła jego język, który wdarł się do środka i zaczął pieścić jej wargi. Oderwała się od niego zaskoczona i spojrzała mu w twarz. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Uśmiechał się do niej bezczelnie ukazując w całej okazałości te dwa, niemożliwie słodkie dołeczki. Wreszcie zrozumiała. On wcale się nie topił. Zrobił jej kawał, który w ogóle nie wydał jej się śmieszny. Zamachnęła się i z całej siły zdzieliła go w twarz. Podniosła się z kolan i najszybciej jak mogła, uciekła do swojego pokoju.
Przy leżakach zaległa cisza. Nikt nie spodziewał się takiej reakcji. Trzymając dłoń na płonącym od ciosu policzku, Dobrzański spojrzał na Sebastiana i Violettę.
- Chyba przegiąłem. – Wystękał. – Ona nigdy nie wybaczy mi tego głupiego żartu.
- To był żart? Ty się nie topiłeś?
- Nie Viola, cały czas kontrolowałem sytuację.
- Wiesz co Marek? Jesteś moim szefem, ale muszę ci to powiedzieć. Zachowałeś się, jak prawdziwy dupek. Ona niemal umierała ze strachu. Widziałam to w jej oczach. Bez wahania rzuciła się do wody, żeby cię ratować, a ty zakpiłeś sobie z niej. Jestem pewna, że leży teraz na łóżku i płacze. Tego chciałeś? Doprowadzić ją do łez? Jeśli tak, to gratuluję, udało ci się. Idę do niej. – Odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do hotelu. Odprowadzili ją spojrzeniem.
- Jestem idiotą. – Skwitował Dobrzański.
- No, nie da się ukryć. Co cię napadło stary? Słońce wypaliło ci mózg? Sam prawie ufajdałem się ze strachu. Nawet nie miałem w sobie na tyle odwagi, by rzucić ci się na pomoc, a ona zrobiła to bez wahania. Naprawdę nie wiem, jak ją udobruchasz. Na jej miejscu nie odezwałbym się do ciebie do końca życia. To naprawdę był głupi żart.
- Sebastian, wiem i nie dobijaj mnie już. Ja muszę ją przeprosić i błagać o wybaczenie. Idę się przebrać.

Violetta wyszła z pokoju i krytycznie spojrzała na Marka czekającego z bukietem kwiatów na korytarzu.
- Nic z tego szefie. Ona nie chce cię widzieć. Siedzi i płacze. W ogóle nie potrafię jej uspokoić. Idę do kuchni. Może mają tam melisę. Niech zaparzą. Mam nadzieję, że to jej pomoże.
Ścisnęło mu się serce. Jak mógł wpaść na tak kretyński pomysł z tym topieniem? A jakby coś jej się stało? Nie darowałby sobie tego nigdy. Był kompletnym durniem wpadając na ten szczeniacki pomysł. Odprowadził wzrokiem Violettę i zapukał do drzwi.
- Ula otwórz, błagam. – Przez drzwi usłyszał jej rozpaczliwy szloch.
- Idź sobie. – Wykrztusiła przez łzy. – Nie chcę cię znać. Jak wrócimy, złożę wypowiedzenie. Mam dość.
- Ula otwórz. Porozmawiajmy spokojnie. Chcę cię przeprosić za ten okrutny żart i zapewniam cię, że już nigdy nie posunę się do czegoś równie głupiego.
- Masz rację. Nie posuniesz się, przynajmniej w stosunku do mnie, bo nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
- Ula nie mów tak. Ja nie poradzę sobie bez ciebie.
- To już twoja sprawa. Mnie to nic nie obchodzi. Może znajdziesz pomoc wśród tych niezliczonych kobiet, które tak chętnie rzucają ci się w ramiona. Może oprócz ładnej buzi, posiadają jeszcze mózg. Teraz odejdź i daj mi wreszcie spokój.
Poczuł się, jakby dostał kolejny policzek. Wiedział, że nie pochwalała jego trybu życia. Widział, z jakim wyrzutem w oczach patrzyła na niego, gdy kolejny raz przyłapywała go z jakąś kobietą. Nigdy nie mówiła nic na ten temat, nigdy nie komentowała jego zachowania, aż do teraz. Miał świadomość, jak bardzo jest uczciwa, ma zasady i jak bardzo brzydzi się takim życiem.
- Nie odejdę Ula dopóki nie otworzysz tych cholernych drzwi. Ja muszę z tobą porozmawiać.
- My nie mamy już o czym ze sobą rozmawiać. Wszystko zostało powiedziane. Nikt nigdy tak bardzo mnie nie zranił, jak ty. Nie mam ci już nic więcej do powiedzenia.
Sterczał pod drzwiami i żebrał o litość, aż nie wróciła Violetta.
- A ty jeszcze tu? Mówiłam ci, że nie chce z tobą rozmawiać.
- Wiem Viola. Już idę. Daj jej to, proszę. – Wręczył jej ogromny bukiet róż. – Powiedz jej, że bardzo ją przepraszam.
Kubasińska weszła do pokoju i podała Uli kubek z zaparzoną melisą.
- Masz, wypij. Może to cię trochę uspokoi. Te róże od Marka. Powiedział, że bardzo cię przeprasza.
- Nie potrzebuję jego przeprosin. Tych róż też nie. Niech wydaje pieniądze na którąś ze swoich licznych kochanek. Mam do ciebie ogromną prośbę Viola. Postanowiłam odejść z pracy. Tutaj też nie chcę zostać. Możesz się dowiedzieć, czy kursują stąd autobusy do Warszawy? W recepcji na pewno wiedzą takie rzeczy. Spytaj też, czy można u nich skorzystać z komputera. Chciałabym napisać wypowiedzenie. W poniedziałek dasz je Markowi. Spakujesz też moje rzeczy i po pracy umówimy się w tym parku koło firmy. Zabiorę je od ciebie.
Violetta była kompletnie zaskoczona.
- Ula, nie rób tego. Bez ciebie będę, jak dziecko w smogu. – Uśmiechnęła się do niej przez łzy.
- Poradzisz sobie Viola. Tak wiele już się nauczyłaś. Nie powinnaś mieć problemów. Jeśli nie będziesz czegoś wiedziała, po prostu zadzwoń. Ja zawsze ci pomogę. Pamiętaj.
Violetta uściskała ją serdecznie.
- Tak mi żal. Tak okropnie mi żal. Faceci, to jednak dupki do kwadratu. Jak ty sobie poradzisz bez tej pracy?
- Nie wiem Viola. Muszę na pewno szybko znaleźć jakąś inną.
- To ja zejdę na dół i zapytam o ten komputer.
Nie minęło dziesięć minut, jak rozdzwonił się telefon w pokoju Uli. Niepewnie podniosła słuchawkę.
- Ula, to ja. Zejdź do recepcji, udostępnią ci komputer.
- Już schodzę. – Wyszła cicho z pokoju i zbiegła na dół. Poproszono je obie na zaplecze, gdzie dysponowano stacjonarnym komputerem i drukarką. Usiadła i szybko napisała treść wypowiedzenia. Wydrukowała w dwóch egzemplarzach i podpisała je.
- Na górze mam jakąś teczkę, to zapakuję je i weźmiesz ze sobą. Dowiadywałaś się o połączenia?
- Dowiadywałam. Dopiero jutro o szóstej rano jest PKS do Warszawy.
- No trudno. Jakoś zmorduję tutaj tę noc. Idź teraz na obiad, już trzynasta trzydzieści. Ja wracam do pokoju.
- A ty nie idziesz?
- Nie Viola. Nie jestem głodna.
- Na pewno jesteś. Spytam, czy mogę wziąć ci obiad do pokoju, chociaż drugie danie. Musisz coś zjeść, bo opadniesz z sił i nie dojedziesz do tej Warszawy.
Kubasińska wyszła z zaplecza i udała się wprost do jadalni. Zauważyła Marka i Sebastiana. Podeszła do ich stolika i usiadła. W milczeniu nalała sobie na talerz zupy. Obserwowali ją w napięciu czekając, aż zacznie coś mówić. Jednak ona uparcie milczała zjadając zawartość talerza. Popatrzyli po sobie ze zdziwieniem. Violetta nigdy się tak nie zachowywała. Zawsze miała coś do powiedzenia i paplała bez opamiętania.
- Ula nie zejdzie? – Spytał Marek przerywając tę ciszę przy stole.
- Nie. – Odpowiedziała lakonicznie. – Zje w pokoju.
- Nadal jest na mnie wściekła?
- A co myślałeś? Że spłynie to po niej, jak po gęsi jakiejś? Nie spłynie. Zapewniam cię.
- Viola, błagam cię, porozmawiaj z nią. Namów ją, by wysłuchała mnie chociaż.
Popatrzyła na niego uważnie. Wyglądał, jak desperat.
- Ty naprawdę żałujesz tego, co zrobiłeś.
- Żałuję i to bardzo.
- To nie będzie łatwe Marek. Ona jest bardzo zraniona i chyba szybko ci nie wybaczy. Za dużo w niej żalu i rozczarowania, za dużo łez. Ona do tej pory płacze. Nawet ta melisa okazała się do bani, bo nie zadziałała tak, jak powinna. Zobaczę, co się da zrobić.
Niestety, nie wskórała nic. Ula nawet nie chciała o tym słyszeć. Miała dość. Spakowała torbę i następnego dnia, skoro świt, pożegnawszy się z Violettą, zeszła do recepcji, wymeldowała się i spytała o przystanek PKS-u.
O ósmej rano weszła do rodzinnego domu. Jej widok kompletnie zaskoczył Józefa.
- Córcia, a co ty tutaj robisz? Miałaś wrócić dopiero w niedzielę.
- No miałam, miałam…, ale sprawy się mocno skomplikowały. Muszę ci coś powiedzieć. Chodź do kuchni.
Usiedli przy stole, a ojciec z niepokojem spojrzał jej w twarz.
- Stało się coś niedobrego, tak? Ktoś cię skrzywdził.
Pociekły jej pierwsze łzy.
- Skrzywdził mnie tato, ale nie w taki sposób, o jakim myślisz. Proszę, nie pytaj. To dla mnie zbyt bolesne. Chcę ci tylko powiedzieć, że odchodzę z Febo&Dobrzański. Ja tam nie pasuję. Już nie. Zacznę szukać nowej pracy od przyszłego tygodnia. Może uda mi się coś znaleźć, choć myślę, że zarobki już nie będą takie wysokie, jak tam. Trudno. Musimy się z tym pogodzić i znowu zacząć żyć oszczędniej. Ja nie mogę tam już wrócić.
Józef pogładził ją po dłoni.
- Nie płacz. Wszystko się jakoś ułoży. Damy radę. Będzie biedniej, ale może ty odzyskasz wtedy spokój. – Spojrzała na niego z miłością w oczach.
- Bardzo cię kocham tatusiu i dziękuję, że jesteś taki wyrozumiały i nie wypytujesz mnie. Może kiedyś, jak pogodzę się z tym, to ci opowiem, ale na razie nie czuję się na siłach. Pójdę się rozpakować. Aha. Mam jeszcze prośbę. Gdyby przyjechał tu Marek Dobrzański, mój szef, ja nie chcę się z nim widzieć. Mówię to tak, na wszelki wypadek. Liczę na to, że jednak się nie odważy.
Całą sobotę przeleżała w łóżku. Robiła przerwy tylko na posiłki, do których zmuszał ją ojciec. W niedzielę rano wybrała się na mszę, po której nogi same zaniosły ją na cmentarz. Przysiadła na niskiej ławeczce tuż przy grobie swojej matki.
- Pomyliłam się mamusiu – szeptały jej usta. - Bardzo się pomyliłam. On nie jest wart mojej miłości. Okazał się lekkomyślnym i zupełnie nieodpowiedzialnym człowiekiem. Musiałam odejść z firmy. Nie potrafiłabym w niej funkcjonować będąc przy nim tak blisko. On nie jest dla mnie. On nie wie, co to prawdziwe uczucie. Bawi się kobietami, jak zabawkami i krzywdzi je. Pochodzi ze świata, którym się brzydzę i otrząsam na samą myśl. To nie jest mój świat. Ja do niego nie pasuję. Kocham go nadal, ale nigdy nie będę z nim. To zamknięty dla mnie rozdział. Czuwaj nade mną mamusiu. Czuwaj nad nami wszystkimi.
Zmówiła cichą modlitwę o spokój jej duszy i wolnym krokiem powlokła się do domu.

W poniedziałkowy poranek cała załoga F&D stawiła się w pracy w komplecie. Violetta weszła do sekretariatu i smutno popatrzyła na biurko Uli. – Puste to biuro bez niej – pomyślała. Wyciągnęła z szafy kartonowe pudło i z ciężkim sercem zaczęła pakować do niego rzeczy Uli. Tak zastał ją Marek. Nieco wzburzony, nie witając się z nią nawet, spytał.
- Viola, co ty robisz?
- No, jak to, co? Pakuję rzeczy Uli. Prosiła mnie o to. Aha. Prosiła mnie też, żeby ci to oddać. – Podała mu wypowiedzenie. Przebiegł wzrokiem po krótkim tekście, który zmroził mu krew w żyłach.
- To nie może być prawda. Ona nie może odejść. – Viola popatrzyła na niego z politowaniem.
- Marek. To jest prawda, a ona już odeszła. Widzisz ją tu gdzieś? Bo ja nie. – Jego przerażone oczy wpatrywały się w Kubasińską.
- O nie, nie Viola. Ja nie pozwolę, żeby ona odeszła. To nie może się tak skończyć. To chyba jakiś żart.
- Zapewniam cię, że to nie żart. Od żartów to ty jesteś specjalistą, nie? – Nie mogła się powstrzymać od złośliwego komentarza.
- Ja tak tego nie zostawię.
Wmaszerował do gabinetu. Rzucił teczkę na fotel i usiadł za biurkiem ukrywając w dłoniach twarz. – Co robić? Co robić? Myślałem, że gdy mówiła o wypowiedzeniu, chciała mnie tylko nastraszyć. Okazało się, że potraktowała całą sprawę zupełnie poważnie. Jedyne wyjście, to porozmawiać z rodzicami. Mnie pewnie nie będzie chciała oglądać.

Po wyprawieniu Jaśka i Betti do szkoły i przedszkola usiadła w kuchni i spojrzała smętnie na ojca.
- Wiesz tato, pomyślałam sobie, że może powinnam wyjechać do Jelitkowa. Tylko na okres wakacji. Tam przynajmniej zarobiłabym trochę pieniędzy i mogłabym je wam przysyłać, co miesiąc. Nie odczulibyście tak bardzo tej straty finansowej.
- Córcia, to wcale nie jest głupi pomysł. Odpoczęłabyś też trochę i może zapomniała o tych przykrych dla ciebie chwilach.
- W takim razie ustalone. Zadzwonię zaraz do cioci Beaty i umówię się z nią. Dzisiaj muszę jeszcze pojechać do Warszawy. Violetta miała spakować moje rzeczy. Powinnam je od niej odebrać. Jak dobrze pójdzie, wyjadę jutro.
Nie zwlekając wybrała numer do Proszowskich. Ciotka ucieszyła się, gdy Ula wyraziła chęć przyjazdu.
- Bardzo mi się przydasz skarbie, bo jak zwykle nie ogarniam już nic. Możesz przyjechać choćby jutro. Wujek będzie czekał na ciebie na dworcu. Nie będziesz się tłukła autobusem. Czekamy na ciebie, do zobaczenia.
Spojrzała na zegar. Do spotkania z Violettą miała jeszcze sporo czasu. Postanowiła spakować się. Wiedziała, że Jasiek nie odwiezie jej do Warszawy. Był powszedni dzień, a on miał szkołę. Trudno. Jakoś będzie musiała sobie poradzić.

Czekała na Violettę siedząc na parkowej ławce. Wreszcie zobaczyła ją taszczącą pokaźnych rozmiarów pudło. Podeszła do niej i pomogła nieść.
- Cześć Viola. Nie miałaś z niczym problemu?
- Nie. Mam nadzieję, że wszystko pozbierałam. Jakby się coś zostało, to najwyżej przywiozę ci do domu, lub umówimy się na mieście. Marek do końca nie mógł uwierzyć, że odchodzisz. Snuje się po firmie, jak bezpański pies z podkulonym ogonem i z żałosną miną. Powiedział, że on tak tego nie zostawi.
- Niech mówi, co chce. Ja i tak nie mam zamiaru tam wracać. Jutro wyjeżdżam. Dostałam pracę daleko stąd.
- Za granicą?
- Nie, tu w Polsce, ale od Warszawy to kawał drogi. Nie martw się, – pogłaskała Violę po ramieniu widząc jej smutną minę – będziemy w kontakcie. Nie mam zamiaru zmieniać numeru telefonu, choć na pewno nie będę odbierać od niektórych osób. Jakbyś miała z czymś problemy, to dzwoń. Mnie nie będzie przez okres wakacji. Wrócę pewnie koło piętnastego sierpnia. Wtedy umówimy się na kawę, zgoda?
Violetta pokiwała głową.
- Będzie mi ciebie brakowało. Tak wiele się od ciebie nauczyłam. Tylko ty miałaś do mnie tyle cierpliwości. Od października zaczynam studia. Wiesz, że bez ciebie nie dam rady.
- Nie martw się. Przecież obiecałam, że ci pomogę i zdania nie zmieniłam. Przejdziesz przez te studia śpiewająco, już moja w tym głowa. No, będę się żegnać. Trzymaj się Viola. Wszystkiego dobrego.
Uściskały się serdecznie i Ula, wziąwszy w ręce pakunek powędrowała z nim na przystanek.

Wysiadła na gdańskim dworcu i omiotła wzrokiem peron szukając wujka. Dojrzała go wreszcie, jak rozglądał się wypatrując jej. Podeszła do niego i przywitała się.
- Dzień dobry wujku. – Spojrzał na nią bezgranicznie zdumiony.
- Ula, to ty?! Dobry Boże, jaka jesteś piękna, choć wyglądasz jeszcze bardziej mizernie, niż w zeszłym roku. – Przytulił ją do siebie.
- Witaj kruszynko. Muszę uczulić na to Stefana. Będziesz więcej odpoczywać, bo przyda ci się kilka kilogramów. Chodźmy. Ciotka nie może się już ciebie doczekać.
Powitano ją w pensjonacie, jak zwykle wylewnie. Byli tu wszyscy. Ci sami od lat. Uwielbiała tych ludzi. Byli pełni podziwu widząc, jak bardzo wypiękniała. Jedynie Stefan marudził, że prawdziwy szkielet z niej. Iza uściskała ją mocno.
- Jak ty wypiękniałaś Ula. Wyglądasz ślicznie. Chodź, pomogę ci zanieść tę ciężką torbę do pokoju, a potem pójdziemy na obiad.
Nawet nie pozwoliła jej się rozpakować i już ciągnęła ją do jadalni. Większość gości była już po posiłku, a ci, którzy zostali, właśnie go kończyli. Usiadły przy stoliku, przy którym, jak duch zjawił się Stefan.
- No chudzinko ty nasza, dzisiaj serwuję kopytka z żeberkami i surówką. Podam też zupę z brokułów.
- Stefan, zupy nie. Mam skurczony żołądek i na pewno nie dam rady jej zjeść. Na początek wystarczą kopytka.
- Dobrze. Będzie, jak zechcesz. Nie chciałbym, byś odchorowała ten obiad.
Jadły początkowo w milczeniu. Wreszcie odezwała się Ula.
- Dużo macie gości? – Iza uśmiechnęła się.
- Nie uwierzysz, ale jest komplet. Dawno tak nie było. Pracy mnóstwo, ale wiemy, że to się opłaci. Przyjechali nawet goście z Niemiec. Musiałam trochę odświeżyć swój niemiecki, żeby móc się z nimi porozumieć.
- To dobrze. Ciotka pewnie szczęśliwa.
- I tak i nie. Wiesz, że słabo jej idzie z fakturami. Dobrze, że odciążysz ją trochę. Ostatnio bardzo już narzekała.
- Od jutra się za nie zabiorę i wyprowadzę wszystko na prostą.

Marek miotał się po gabinecie, jak zraniony tygrys. Nie mógł darować sobie, że przez jego bezgraniczną głupotę dopuścił, by Ula odeszła z pracy. Co on sobie myślał? Ona była przerażona i zdesperowana. Ratowała go, a on wsunął swój jęzor w jej usta. Chciał sprawdzić, jak smakuje? Czy naprawdę jest już takim napalonym samcem, że nie przepuści żadnej kobiecie? Potraktował ją, jakby była jego kolejną zdobyczą. – Jesteś skończonym idiotą Dobrzański i słusznie dostałeś po pysku. Należało ci się.
Do gabinetu wsunął się Olszański. Dawno nie widział przyjaciela w takim stanie.
- I co? Dzwoniłeś?
- Dzwoniłem. Nie odbiera. Sam już nie wiem, co robić. Czuję się tak, jakby wyrwano mi serce. Co ja głupi narobiłem? Nigdy sobie tego nie wybaczę. Ona zawsze mnie wspierała. Harowała, jak wół. Była najlepszą asystentką, jaką kiedykolwiek miałem. Co ja bez niej zrobię? Nie radzę sobie już z niczym.
Usiadł załamany na kanapie i ukrył w dłoniach twarz.
- Marek, opamiętaj się. Rozpaczasz, jakbyś stracił swoją ukochaną. Znajdziemy ci nową asystentkę.
Dobrzański wbił w niego świdrujące spojrzenie.
- Nie chcę żadnej innej, rozumiesz? – Wysyczał. - Chcę tylko ją. Tylko ją… Żadna inna jej nie zastąpi. – Pokręcił głową. – Żebyś nie ważył się szukać na jej miejsce nikogo innego.
- Dobrze. Uspokój się, nie będę szukał. – Powiedział pojednawczo kadrowy i przyjrzał mu się uważnie, myśląc nad czymś intensywnie. Marek zachowywał się irracjonalnie. To było dziwne, że tak rozpacza po stracie zwykłej asystentki. Nagle doznał olśnienia. – Boże, jakie to oczywiste, że też dopiero teraz się domyśliłem!
- Ty ją kochasz! – Krzyknął zdumiony i wycelował w niego wskazujący palec.
- Co? – Marek spojrzał na Olszańskiego, jak na dziwadło.
- Kochasz ją. Masz wszelkie objawy. Rozpaczasz po niej i tęsknisz. Jak nic, zakochałeś się w niej. – Twarz Sebastiana rozciągnęła się w szerokim uśmiechu. Miał już pewność.
- Opamiętaj się Seba, bo pleciesz jakieś piramidalne bzdury.
Olszański poklepał go po ramieniu i wstał z kanapy.
- Ja tam wiem swoje przyjacielu. Sam przez to kiedyś przechodziłem. To miłość mój drogi i uświadom sobie to wreszcie. Zostawiam cię z tym. Musisz wiele przemyśleć.
Siedział nieruchomo i rzeczywiście długo myślał nad tym, co usłyszał od Sebastiana. Przez głowę przemknęły mu wszystkie sytuacje związane z Ulą. Nie mógł zliczyć, jak wiele razy przyłapała go z kobietami i nie mógł zapomnieć wyrazu jej oczu. Nie widział w nich potępienia dla tego, co zrobił, ale jakiś ukryty smutek, rozpacz i… Właśnie i coś jeszcze. Nagle dotarło do niego i przeszyło mu mózg, jak błyskawica. Potrząsnął głową. Wiedział. Już wiedział. W jej oczach zobaczył miłość. Kochała go. Tak. Na pewno go kochała. Nigdy nie dała po sobie poznać, co do niego czuje, ale jej oczy… Te piękne, chabrowe oczy wyrażały głębokie uczucie, które do niego żywiła. Jak fatalnie musiała się czuć będąc świadkiem tych intymnych sytuacji, w których bywał z różnymi kobietami i jak bardzo musiała cierpieć. Poczuł ukłucie w sercu. Był świnią. Zwykłą świnią. - Sebastian ma rację. Kocham ją i nie mogę znieść tej cholernej pustki, jaką zostawiła po sobie, odchodząc. Muszę do niej jechać i na kolanach błagać ją o wybaczenie. Muszę też wypytać Violettę. Przyjaźniły się. Pewnie wie, co się z nią dzieje.
Z takim postanowieniem wyszedł z gabinetu i poprosił sekretarkę do siebie.
 
 
 
Shabii (gość) 2012.04.15 12:05
Moje prośby zostały wysłuchane. Okropnie się cieszę, bo mam okazję wcześniej przeczytać tę niesamowitą, piękną, wspaniałą i trochę smutną część. Dziękuję Ci Gosiu. Ja bym do środy chyba ześwirowała. Jednak co nie co przeczułam. Obstawiałam, że Ula wyjedzie wcześniej z jakiegoś powodu i wyjechała. Nie sądziłam tylko, że stanie się coś takiego. Fakt Marek zachował się bardzo lekkomyślnie, głupio i nagannie ale chyba reakcja i zachowanie Uli było trochę przesadzone. Mogła się wkurzyć i obrazić bo martwiła się o niego a on się tylko zgrywał i jeszcze ten pocałunek. Ale to raczej nie był powód do odchodzenia z pracy. Chociaż z drugiej strony poczuła się skrzywdzona, poczuła się jak te wszystkie kobiety którymi Marek się bawi. Pewnie ciężko byłoby jej po tym wszystkim z nim pracować i udawać, że nic się nie stało. Kocha go i poczuła się zraniona. Bardzo podoba mi się to, że od początku zaprzyjaźniła się z Violettą. Ma w niej oparcie i pomocną dłoń. Widać, że Kubasińska darzy ją sympatią i jest wdzięczna za to, że Ula jako jedyna wierzyła w nią, w jej możliwości. Widać, jak bardzo jest jest żal, że Ula odchodzi. Świetnie się nią zaopiekowała. Przyniosła jej melisę która niestety nie pomogła, zapytała o komputer i autobus, zadbała by Ula coś zjadła i co najważniejsze pomogła jej ograniczyć kontakty z Dobrzańskim. Spakowała ją i wręczyła Markowi jej wymówienie by Ula nie musiała przychodzić do firmy. Cieszę się również z tego, że Józef zrozumiał wszystko bez większych tłumaczeń. Widział w jakim stanie jest jego córka, doskonale zdawał sobie sprawę, że coś się stało ale mimo tego o nic nie pytał. Wyjazd do Jelitkowa to dobry pomysł. Pomoże ciotce, odpocznie i może uda jej się choć na chwilę zapomnieć o tej beznadziejnej miłości. Wszyscy tam się bardzo za nią stęsknili i cieszą się, że znów przyjechała. A Mareczek... Błąka się chłopak, żałuje, tęskni. Za głupotę się niestety płaci i on zapłacił dość wysoką cenę. Stracił nie tylko asystentkę ale też przyjaciółkę i przede wszystkim fantastyczną kobietę. Idealny materiał na żonę. Dobrą, wrażliwą, uroczą, mądrą i piękną. Krzysztof powinien przełożyć go przez kolano. Gdyby wiedział, że jego głupi plan tak się skończy, pewnie nigdy w życiu by tak nie postąpił. I znowu gdyby nie Sebastian, Marek nawet nie dopuściłby do siebie myśli że kocha Ulę. Początkowo wyśmiał Olszańskiego, że bredzi ale później gdy został w gabinecie sam zorientował się, że przyjaciel chyba ma rację. Przypomniał sobie wszystkie ich wspólne chwile, pierwsze spotkanie, łzy w jej oczach i kapnął się, że ona po prostu go kocha. Nigdy nie krytykowała jego zachowania, ale często była smutna gdy widziała go z jakąś kobietą. To musi być miłość. Jestem ciekawa czy Marek odnajdzie Ulę. Z tego co pamiętam, to Ula nie powiedziała Violetcie gdzie dokładnie wyjeżdża. Powiedziała tylko, że nie za granicę ale spory kawałek od Warszawy. Może więc Marek się domyśli? Choć znając jego błyskotliwość to trochę mu zejdzie. Dobrze przynajmniej, że zdał sobie sprawę z tego, że ją kocha a ona kocha jego. To już połowa sukcesu. Teraz modlić się tylko, żeby mu wybaczyła.
Gosiu cóż mogę powiedzieć. Część kapitalna, wyśmienita i bardzo wzruszająca. Początkowo było mi żal Uli. Biedna tak cierpi i nie może być szczęśliwa, a teraz żal mi nie tylko jej ale też Marka. Jeden wybryk sprawił, że stracił tak dużo. A może to było potrzebne? Gdyby nie ten incydent, pewnie nic by nie zauważył. Sebastian też pewnie nie zorientował się, że jego kumpel jest zakochany po uszy. Wierzę, że Markowi się uda, odnajdzie Ulę, porozmawiają, wybaczy mu i krok po kroku będą się do siebie zbliżać a któregoś pięknego dnia po prostu będą razem, na zawsze. :))

"Głupiec, świadomy swojej głupoty - nie zawsze jest głupi"

"Biegnąc za dowcipem, łapiemy głupstwo"

Czekam na kolejną część! Serdecznie Pozdrawiam :) :*:*
MalgorzataSz1 2012.04.15 12:33
Shabii.

A ja uważam, że Ula nie zareagowała zbyt przesadnie. Spróbujmy to przeanalizować. Po raz pierwszy uratowała mu życie, bo istotnie się topił i niewiele brakowało, by nie było go wśród żywych. Potem zakochała się w nim bez pamięci. Stał się dla niej osobą najważniejszą na ziemi. O takiego człowieka dba się i troszczy, choć przecież on nie miał bladego pojęcia o jej uczuciu. Jakby na to nie patrzeć, Uli na nim zależy i zrobi dla niego wszystko. Kiedy usłyszała wrzask Violetty, zmroziło jej krew w żyłach. Pierwsze, o czym pomyślała, to to, że drugi raz istnieje realne zagrożenie dla jego życia i jeśli nie pobiegnie z pomocą, on zginie, a ona nie poradzi sobie z tą miłością nigdy. Nie zastanawia się i rzuca w wodę. Wyciąga go i ze wszystkich sił stara się przywrócić mu oddech. A co robi on? Pozwala najpierw, by robiła mu sztuczne oddychanie, a potem wdziera się językiem w jej usta i bezczelnie uśmiecha. Ona początkowo nie rozumie co się dzieje. Jest zdezorientowana, bo on zamiast się uśmiechać, powinien wyrzucać z siebie resztki morskiej wody. Kiedy wreszcie do niej dociera, że on po prostu udawał, zakpił sobie z niej i ośmieszył przed Violettą i Sebastianem, nie może tego znieść i wymierza mu policzek. Nie może uwierzyć, że Marek tak lekko potraktował sprawę potencjalnej śmierci, że zakpił sobie z niej narażając również i Ulę na utonięcie. Takie zachowanie przerasta wszelkie granice jej pojmowania. Jedyne, co pozostaje to rozpłakać się i uciec. Jest rozczarowana Dobrzańskim i mocno zraniona. Nie potrafi pogodzić się ze sposobem, w jaki ją potraktował. Na tę chwilę widzi jedyne wyjście. Musi odejść z firmy raz na zawsze i mimo, że kocha go bardzo mocno, będzie musiała nauczyć się żyć bez niego.

Mam nadzieję, że choć w części tej wypowiedzi zgodzisz się ze mną. Nigdy nie wiadomo, jak zareagowałaby każda z nas będąc na miejscu Uli.
Bardzo dziękuję Shabii za niezwykle analityczny i długi komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam.
MIKI (gość) 2012.04.15 14:57
Marek to rozkapryszone dziecko które zawsze miało to co chciało,Ula jest z innego środowiska.dla Uli nie do pomyślenia jest by całować się z byle kim,dla Marka normalne jest że obmacuje wszystkie napotkane modelki.po tym wydarzeniu na plaży Ula zobaczyła że ona i Marek to dwa odległe światy które nie pasują do siebie.odejście Uli dopiero uświadomiło Markowi co stracił,do tej pory żadna kobieta tak nie zareagowała na jego wygłupy,wszystko zawsze było wybaczane.Dla Marka to zupełnie nowe doświadczenie .bardzo się cieszę z kolejnego odcinka ,i czekam n a kolejny.
orchid94 (gość) 2012.04.15 15:10
Gosiu notka piękna, cudowna, ale tak bardzo smutna, że aż łezka mi się w oku zakręciła. Marek jest idiotą, musiałam to powiedzieć po prostu. Fakt - nie zdawał sobie sprawy, co czuje Ula, ale sam żart, że się topi był idiotycznie głupi wręcz, a poza tym wiedział, że z jakiegoś powodu jest smutna i przytłoczona od jakiegoś czasu, no i że jest wrażliwą osobą i zrobił jej coś takiego. Mógł z nią spokojnie porozmawiać, wykazać się odrobiną cierpliwości i uczuć. A jak już miał ochotę ją pocałować, to nie w ten sposób, nie tak, że udaje, że się topi, a jak ona próbuje go ratować, to ten zaczyna ją całować. Zastanawiałam się co się wydarzy, jak napisałaś, że dojdzie do dziwnej, głupiej sytuacji, ale czegoś takiego bym nie wykombinowała. Super to wymyśliłaś. Szkoda tylko, ze to aż tak ich rozdzieliło. Ale rozumiem Ulę, jej reakcję i decyzje. Może ostro zareagowała, ale w zupełności słusznie i adekwatnie. Ona próbuje się odkochać, widuje go z panienkami, a on tak się zachowuje. Dobrze, że Viola pomogła Uli i ją wspiera. Ten wyjazd dobrze Uli zrobi - odpocznie, nabierze dystansu, być może za jakiś czas będzie gotowa spotkać się z Markiem, nie wiem, jak to wymyśliłaś, ale kiedyś, jakoś się spotkają. Może Viola z Sebą pomogą jak zobaczą, jak Marek się miota bez Uli. Marek doszedł do smutnych, ale słusznych i niezaprzeczalnych wniosków - zachował się okropnie i niestety jest skończonym idiotą. Nooo jaki Seba błyskotliwy..nie podejrzewałam. Wpadł na to, że Marek Ulę kocha i dał mu do myślenia. Okazuje się, że Dobrzański mimo wszystko też potrafi kojarzyć fakty. Domyślił się że go kocha, przypomniał sobie wyraz jej oczu, smutek no i już poskładał o co chodziło z tym zachowaniem Uli. No to odkrycie chyba Marka porządnie trzasnęło. W tym momencie musiał się czuć strasznie źle, głupio i podle domyślając się, jak ona się czuła. No i dokonał kolejnego odkrycia - był świnią i nie da się tego ukryć. Dobrze, ze nie załamuje się, a chce walczyć. Wszystkiego się domyślił, wie kto jest dla niego najważniejszy i tera może być już chyba tylko lepiej. Ta końcówka troszeczkę rehabilituje Marka, ta motywacja do działania i chęć walki o ukochaną, a nie pójścia na łatwiznę. Gosiu podziwiam Cię za to jak pięknie potrafisz oddać uczucia w tych swoich opowiadaniach. Gdy jest bardzo wesoło i szczęśliwi to aż to czuć, uśmiech sam wypływa na usta, a jak jest smutek to taki bezbrzeżny, że aż łezki napływają do oczu. W tej części właśnie tak smutno było, smutek Uli, potem Uli i też Marka. Notka piękna. Mam nadzieję, że już niedługo wyjdzie słońce i zrobi się optymistycznie u naszych ulubionych bohaterów :) Czekam na dalszy ciąg :) Bardzo serdecznie pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2012.04.15 15:28
Miki.
Masz całkowitą rację. Oni oboje pochodzą z dwu różnych światów. Zostali zupełnie inaczej wychowani. Ona niemal od dziecka przyzwyczajana do ciężkiej pracy, on zawsze oszczędzany przed wysiłkiem najchętniej nie robiłby nic. O to właśnie chodziło w serialu, jak i w opowiadaniach, by połączyć ze sobą te dwa światy, znaleźć jakiś wspólny mianownik, choć droga do szczęśliwego finału była długa i wyboista.
W tym opowiadaniu Marek jest o wiele mniej dojrzały pod pewnymi względami od Uli, mimo, że jest od niej starszy. Nie podchodzi do życia poważnie. Tkwi w nim ciągle ten wieczny chłopiec, zawadiaka i hulaka. Ula jest zupełnie inna. Życie dało jej niezłą szkołę i wcześnie musiała dojrzeć. Do życia podchodzi bardzo poważnie. Jednak mimo tych kontrastów oni wreszcie znajdą drogę do siebie. Ona jest przecież taka wielkoduszna więc mu wybaczy, a on będzie się bardzo starał, by odbudować w niej zaufanie do niego.
MalgorzataSz1 2012.04.15 15:35
Iza.
Bardzo Ci dziękuję za tyle miłych słów. Mocno się staram, by wywołać emocje u czytelnika. A wracając do opowiadania, to jeszcze troszkę ich pomęczę, ale nie potrwa to już zbyt długo. Nie jestem aż taką sadystką. Wszystko później wyjdzie z zakrętasów na prostą, choć nie u wszystkich. Wprowadzę jeszcze trochę zamieszania, ale nie będzie ono dotyczyć bezpośrednio naszych gołąbeczków. Raczej pośrednio. Opowiadanie cały czas się pisze, więc trudno mi jeszcze przewidzieć jego finał. Może coś zasugerujesz? Jedno jest pewne. Zakończenie będzie szczęśliwe.
Pozdrawiam Cię cieplutko.
danka69 (gość) 2012.04.15 20:48
Małgosiu! Cudowna notka, którą "połknęłam" wczesnym rankiem, przy porannej kawie.Po wczorajszej informacji, że wstawisz kolejną część jutro , już z samego rana "zajrzałam" do Ciebie i z wielką radością ją przeczytałam. Obowiązki dnia dzisiejszego sprawiły ,że dopiero teraz mogę pozwolić sobie na komentarz. Po wczorajszym wprowadzeniu do kolejnej części , zapowiedzi kolejnej głupoty Marka, po jego wejściu do wody domyśliłam się niestety, co za chwilę się wydarzy. Masz rację, Marek w tym opowiadaniu jest bardzo niedojrzałym , dużym chłopcem. Jego dotychczasowe życie nie postawiło przed nim zbyt dużych wymagań, co sprawiło ,że nie dojrzał do zachowań, które przystoją dorosłym, odpowiedzialnym ludziom.Nie rozumie ,że takim zachowaniem, niezależnie od tego, czy Ula jest w nim zakochana czy nie, może zranić zwyczajną , normalną dziewczynę. Naraził ją na stres związany z samą akcją ratowniczą a dodatkowo całując ją w taki a nie inny sposób, z szyderczym uśmiechem na twarzy ośmieszył ją , upokorzył. Zachował się jak zwyczajny szczeniak! Ula to nie dziewczyna z rodzaju tych, które dotychczas spotykał i które niezależnie od tego co zrobił zawsze to akceptują.Jej reakcja, owszem gwałtowna ,ale jak najbardziej właściwa. Ula świadomie rezygnuje z pracy, która jest jej i jej rodzinie niezbędna . Nie chce dalej cierpieć , szczególnie , że Marka zachowanie dowodzi , że nie jest niestety wart jej miłości.
Marka , przynajmniej na razie nie jest mi żal. Dobrze ,że chociaż ma Sebastiana, który otwiera mu oczy na pewne sprawy, bo sam jakoś nie za bardzo cokolwiek rozumie. Nie rozumie Uli, ale też nie rozumie swoich emocji, reakcji, uczuć. Pewnie dlatego, że jego dotychczasowe tzw. "miłości", zdecydowanie odbiegały od tej prawdziwej. Do jej zrozumienia konieczna jest dojrzałość, której mu do tej pory brakowało. Mam nadzieję, że od teraz z Markiem będzie już tylko lepiej, wydorośleje, i zacznie dojrzale naprawiać to co zepsuł. A Ula, jak każda zakochana kobieta, z tak dużym bagażem życiowym bedzie jeszcze cierpieć, ale pewnie potrafi też wybaczać co tylko jej w tym cierpieniu może pomóc.
Małgosiu, jestem uzależniona od Twoich opowiadań. Po przeczytaniu kolejnej części tęsknię natychmiast za następną. Tak jest i teraz! I jeszcze jedno, przeczytałam wiele opowiadań , niektóre nie ukrywam dość pobieżnie. Trudno mnie zadowolić, szybko się nudzę . Twoje opowiadania , każdą jego część, czytam celebrując każde zdanie. Jestem zachwycona tym co czytam, wywołujesz niezwykłe emocje, nie tylko dialogami a może przede wszystkim opisami, w których potrafisz tak plastycznie pokazać wnętrze każdego z bohaterów . Niezwykłe! Gratuluję! Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2012.04.15 21:47
Danusiu.
Bardzo Ci dziękuję za tak długi komentarz. Cieszę się, że moje opowiadanie wzbudza tyle emocji i chęć dyskusji nad zachowaniami jego bohaterów. To też próba spojrzenia z nieco innej perspektywy na mężczyznę. Nie wszyscy są dojrzali adekwatnie do wieku. Mogą mieć pięćdziesiąt lat, a umysł na poziomie piętnastolatka. Nie potrafią samodzielnie myśleć. Mają szczęście, jeśli są w związkach, bo wtedy robią to za nich kobiety. Myślę jednak, że po latach i kobieta może być zmęczona ciągłym kierowaniem umysłem swojego partnera.
Dobrzański nie jest przecież głupcem. Skończył studia, wykształcił się, a jednak pod pewnymi względami jest kompletnie zielony. W sprawach uczuć pozostaje analfabetą. Zepsuty przez kobiety nie ma pojęcia nawet, czym objawia się prawdziwe uczucie. Ktoś powinien myśleć za niego, by mu to uświadomić. W tym wypadku jest to Sebastian, skądinąd też nie za bardzo rozgarnięty. Jednak naprowadził przyjaciela na właściwy tok myślenia.

Końcówka Twojego komentarza rozczuliła mnie i uskrzydliła. Poczułam się naprawdę doceniona. To bardzo budujące wiedzieć, że moje opowiadania nie są nudną lekturą, przy której szybko się zasypia. Ja bardzo się staram, wywoływać w czytelniku emocje. Sama jestem chyba trochę nadpobudliwa. Szybko się wzruszam i reaguję emocjonalnie. Pisząc, staram się zawsze wczuć w sytuację danego bohatera. Jak ja zareagowałabym na miejscu takiej, czy innej osoby. Moja wirtualna znajoma, Monika, która też prowadzi blog o Brzyduli, napisała mi nie tak dawno, że to coś w rodzaju alter ego, bo przekazuję im dużo cech własnych, ale chyba nie potrafię inaczej.
Jestem Ci bardzo wdzięczna za te wszystkie pochlebne słowa, które napisałaś. Bardzo Ci dziękuję i serdecznie pozdrawiam.


(gość) 2012.04.15 22:00
Bardzo się ciesze że dodałaś nowy rozdział tak szybko mam nadzieje że nie każesz mi długo czekać na następną część.Twoje opowiadanie jak zawsze pełne magi która zawsze poprawia mi humor i pomaga w wielu sprawach. Notka trochę smutna mam nadzieje że Marek gdy już zrozumiał że kocha Ulę szybko ją znajdzie i przeprosi za ten głupi i niedojrzały żart bo każdy zasługuję na drugą szansę

Pozdrawiam cieplutko
Daria:)
monika_2601 (gość) 2012.04.16 01:17
Ha! No i miałam rację, że to Sebastian oświeci Marka w kwestii jego uczuć. Triumfuję, proszę państwa!:p

No nie wiem... Jak na mój gust Ulka jednak zareagowała trochę przesadnie. Rozumiem, że mogła się zdenerwować, ale żeby tak od razu odchodzić, nie dać mu słowa powiedzieć, i jeszcze wszystko robić cichaczem, za pośrednictwem Violi? Trochę przegięła moim zdaniem. Ale charakterek dziewczyna ma, to trzeba jej przyznać - od razu Mareczek dostał po twarzy. Z drugiej strony jednak, ta sytuacja pozwoliła Markowi zrozumieć swoje uczucia. Oczywiście potrzebował drobnej pomocy przyjaciela w tej kwestii, ale najważniejsze, że w końcu do tego doszedł.
Może się mylę, ale coś mam przeczucie, że pan Dobrzański odwiedzi Ulkę w Jelitkowie. Mam rację?
Trochę się tylko martwię. Bo skoro Marek już wie, że kocha i jest kochany, to powinni się dogadać. Teoretycznie oczywiście. A Ty mówisz, że jeszcze nie czas na to. Chyba nie zamierzasz wplatać Uli w jakiś romans? Na przykład z jakimś Niemcem z pensjonatu jej ciotki. Bo chyba nie na darmo wspominałaś o tych Niemcach, co? Teraz mam same złe przeczucia. Obym się myliła.
No i obawiam się też trochę o firmę, która po odejściu Uli została w rękach Violetty:p Kto wie, co może się teraz zdarzyc:p
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam:)
M.
kawi :) (gość) 2012.04.16 06:56
Matko... ale z tego Marka to głąb, na serio :( Ula dobrze zrobiła rezygnując i wyjeżdżając. W końcu Dobrzański, uświadomił sobie, że ją kocha... szkoda tylko, że tak późno ''Lepiej późno niż wcale'' . Mam nadzieję, że w kolejnych częściach, albo części sobie wszystko wyjaśnią i będzie Happy End :) Notka cudowna :]
Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na CD
MalgorzataSz1 2012.04.16 08:39
Dario.
Cieszy mnie fakt, że czytając moje wypociny poprawiasz sobie nastrój, choć nie zawsze są one wesołej treści.
Zauważyłaś pewnie, że notki dodaję dość często. Na następną też nie będziecie czekać długo.

Monika.
Co do zachowania Uli, można by się spierać. Ja uważam, że nie powinno się igrać ze śmiercią, a tym bardziej narażać drugą osobę na takie zagrożenie. Marek to zrobił. Dopiero później uświadomiuł sobie, jak bardzo ryzykował i nie był zdziwiony reakcją Uli.
Monia. Ty i te Twoje przeczucia. Błyskotliwy masz rozumek, o czym wszyscy wiemy. Z Sebą trafiłąś w dziesiątkę, z wizytą Marka w Jelitkowie... No cóż.... Też. To ostatnie nie było tak trudne do przewidzenia. Nie, nie uwikłam Uli w żaden romans, a tym bardziej z Niemcem. Napomknęłąm o nich zupełnie bez powodu i tu rozwiewam Twoje złe przeczucia. Nie będzie tak źle. W końcu znajdą płaszczyznę porozumienia.
Viola w firmie jest tylko sekretarką i dzięki Bogu nic od niej nie zależy. To Krzysztof jest prezesem i zawsze czuwa.

Kawi.
Happy end oczywiście będzie, ale to jeszcze trochę potrwa. Opowiadanie nadal się pisze i nie wiadomo, co jeszcze strzeli mi do głowy.

Bardzo Wam dziewczyny dziękuję za ciekawe wpisy i serdecznie pozdrawiam.
monika_2601 (gość) 2012.04.16 20:26
Uff... No to kamień z nerki! Naprawdę już zaczęłam się obawiać, że ktoś nam uwiedzie Ulkę i wywiezie za zachodnią granicę, a wtedy żegnaj Marco i cały ten febodobrzański grajdołek:p
To by się Violetta zdenerwował, gdyby usłyszała, że mówi się o niej "tylko sekretarka":p
Pozdrawiam;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz