Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"CIERPLIWOŚĆ JEST CNOTĄ" - rozdział 9

22 kwiecień 2012
ROZDZIAŁ IX


Wyszła z jego gabinetu i usiadła przy biurku przetrawiając w myślach sytuację, której była świadkiem. Nie sądziła, że będzie tak o nią walczył. Chyba mu na niej naprawdę zależy. Gdyby było inaczej, pewnie musiałaby wyjść o wiele wcześniej, jak tylko Paulina jej kazała. Uśmiechnęła się w duchu. - Utarł jej tego dumnego nosa. Nie tylko mnie traktuje, jak śmiecia. Wszyscy pracownicy tego doświadczają. Co najmniej, jakby miała hrabiowskie korzenie. Dobrze, że Marek potrafi jej się przeciwstawić. Gdyby był bardziej ugodowy, pewnie osiągnęłaby cel. Upokarzanie ludzi to ona ma chyba we krwi. Ten jej braciszek nie lepszy. Na wszystkich patrzy z góry, jakby byli marnymi robakami. Takich ludzi lepiej omijać szerokim łukiem.
Do godziny trzynastej pracowała, jak mrówka. Znalazła wszystkie zestawienia kosztów zeszłorocznej kolekcji i skserowała je. Utonęła w segregatorach, zza których było widać jedynie czubek jej głowy.
Marek przeciągnął skurczone od siedzenia plecy i zerknął na biurowy, duży zegar.
Pora lunchu. Mówiłem Uli, że ją zaproszę. Żeby tylko chciała się zgodzić. – Wyszedł z gabinetu i jęknął.
- Matko Boska! Nawet cię nie widać zza tych tomisk! Zrób sobie przerwę. Chciałbym cię zabrać na lunch.
- Na lunch? Ale ja nie jestem za bardzo głodna. – Zaprotestowała słabo.
- Ula. Obiecałaś coś Stefanowi, pamiętasz? Jeśli nie dla mnie, to zrób to przynajmniej dla niego.
Ten argument przeważył. Wstała od biurka i zarzuciła torebkę na ramię.
- W takim razie chodźmy. – Uśmiechnął się szczęśliwy i przepuszczając ją w drzwiach podążył w ślad za nią.

„Baccaro” była jedną z najlepszych restauracji stolicy. Słynęła przede wszystkim świeżością serwowanych tu dań i ich niepowtarzalnym smakiem. Marek zdecydował się na nią mając na uwadze fakt, że to właśnie tu spotkali się tak niespodziewanie dzięki jego matce. Poza tym położona była zaledwie dwie przecznice od firmy, co nie było bez znaczenia. Zajęli jeden ze stolików ustawionych dyskretnie w kącie sali i przeglądali menu.
- Powinnaś wziąć sobie coś wysokokalorycznego, na przykład kluski. Do tego jakiś zawiesisty sos i solidny kawałek mięsa. Co my tu mamy… O! Są kluski polskie, do tego eskalopki i surówka. Ja jadłem już tutaj te eskalopki i są wyśmienite. Naprawdę polecam.
Słuchała go z uwagą i gdy usłyszała ostatnie słowa roześmiała się perliście. Spojrzał na nią zaskoczony tym wybuchem wesołości. Musiał się uśmiechnąć. Jej śmiech był taki zaraźliwy.
- Powiedziałem coś nie tak? – Spytał skonsternowany.
- Nie, ale tak zachwalałeś tą potrawę, jak najlepszy szef kuchni. Zaraz miałam Stefana przed oczami. – Chichotała.
Przyglądał jej się z prawdziwą przyjemnością. Już dawno nie była taka wesoła w jego towarzystwie. Tym bardziej sobie to cenił.
- Dobrze. Posłucham cię i wezmę te kluski, a ty, co będziesz jadł?
- Ja wezmę to samo, a potem jeszcze zamówię po kawałku tortu na deser i nie protestuj proszę – zakończył widząc, że otwiera już usta by powiedzieć „nie”.
Zamówili dania i już po chwili kelner bezszelestnie postawił je przed nimi życząc „smacznego”.
- Mmm… Pachną bosko. – Zamruczała Ula.
- I podobnie smakują. Jedz.
Konsumowali w milczeniu. On od czasu do czasu zerkał na nią uśmiechając się pod nosem. W końcu jednak odsunęła talerz mówiąc.
- Już nie dam rady więcej. Mam pełny brzuch.
- Kochanie… - zmitygował się i spojrzał na nią trwożliwie. Przecież zabroniła mu tak do siebie mówić. - Przepraszam. Ula, zjadłaś zaledwie połowę. Spróbuj jeszcze trochę wcisnąć.
- Nie dam rady. Ostatnio, jak tata mnie zmusił to potem wymiotowałam. Nie rozepcham żołądka od razu. Obiecuję, że jutro postaram się zjeść trochę więcej. Temu tortowi też nie podołam. – Spojrzała na niego żałośnie. Uśmiechnął się.
- Wiec jutro zjesz znowu ze mną?
- No zjem… zjem…, ale dzisiaj nie zmuszaj mnie już, proszę. Za chwilę skóra pęknie mi na brzuchu.
- Na pewno nie pęknie, a ja ci odpuszczam. Nie chcesz zjeść więcej, to nie będę naciskał. – Uśmiechnęła się do niego tak promiennie, że zrobiło mu się cieplej na sercu.

Od ponad dwóch miesięcy ich wspólne obiady stały się tradycją. Czasami towarzyszył im Sebastian, czasami Violetta. Jednak najczęściej chodzili do restauracji tylko we dwoje. Przyzwyczaiła się, zwłaszcza dlatego, że te zjadane razem posiłki zaczęły odnosić pożądany skutek. Rano ojciec pilnował zawsze, by zjadała solidne śniadanie, potem pałeczkę przejmował Marek. Kiedy wracała wieczorem do domu zwykle czekała na nią ciepła, treściwa kolacja. Wreszcie trochę się zaokrągliła. Nie była już tak przeraźliwie koścista. Waga wciąż wykazywała wprawdzie spory niedobór, ale też na plus cztery kilogramy.
Markowi rosło serce i każdego dnia z podziwem oglądał efekty swoich starań. Nadal była wąska w talii, ale biodra wyraźnie nabrały obłego kształtu. Spędzał z nią mnóstwo czasu, jednak nie znalazł w sobie na tyle odwagi, by zapytać ponownie, czy już mu ufa. Uważał, że jeśliby tak było, sama by mu o tym powiedziała. Najwyraźniej nie była jeszcze gotowa.

Pokaz kolekcji jesienno-zimowej zbliżał się wielkimi krokami. Miał się odbyć piętnastego września. Wszyscy w firmie mocno zaangażowali się w jego przygotowanie. Pracy było bardzo dużo, a czas nieubłaganie uciekał. Kolejny już raz miała dopilnować modelek biorących udział w sesji do folderu promującego kolekcję. Dobrze przygotowała się do spotkania z nimi. Zebrały się tak, jak zawsze w głównym holu przed recepcją i jazgotały, jak najęte. Stała przez chwilę obserwując ten obrazek z kwestionariuszami w dłoni. Wreszcie wyciągnęła z kieszeni srebrny gwizdek i przytknąwszy go do ust dmuchnęła weń porządnie. Na jego przeraźliwy dźwięk rozmowy ucichły. Uśmiechnęła się do nich i powiedziała.
- No, od razu lepiej, prawda? Widzę, że poprzednia sesja i interwencja przed nią samego dyrektora Dobrzańskiego nadal was niczego nie nauczyły. Jazgoczecie jak stado rozwydrzonych kur. Trochę kultury moje panie. To jest biuro, a nie kurza grzęda.
- Nie wymądrzaj się Cieplak, tylko dawaj te formularze. – Usłyszała gdzieś z tłumu. Rozpoznała ten głos.
- Pani Dominika Majewska. Proszę podejść.
Kiedy wreszcie modelka przepchała się przez tłum koleżanek i stanęła przed Ulą w pogardliwej pozie, ta zlustrowała ją od stóp do głów i zapytała.
- Ileż to lat skończyliśmy pani Majewska? Według informacji, jakie posiadam, w czerwcu stuknęło dwadzieścia siedem. Czas przejść na emeryturę. Mam pani przekazać, że może wziąć pani udział w sesji, lecz nie może się ubiegać o tytuł twarzy kolekcji. Zrozumiała pani? – Spytała widząc tępy wyraz twarzy modelki.
- Cieplak, o czym ty bredzisz?
- Jeśli dokładnie przeczytała pani swoją umowę, to zapewne czytała pani też klauzulę dotyczącą górnej granicy wieku modelki. Zakładam, że punkt ten jest pani doskonale znany, skoro podpisała ją pani. Aha. I jeszcze jedno. Dla pani jestem panią Cieplak. Nie przypominam sobie byśmy spoufaliły się do tego stopnia, by mówić sobie na ty.
Twarz Domi była purpurowa z wściekłości.
- Nie daruję ci tego. Zaraz pójdę do Marka i wygram tę bitwę podobnie, jak tę ostatnią.
- W takim razie nie zatrzymuję pani. Proszę, formularze dla was – zwróciła się do pozostałych modelek. - Za pół godziny spotykamy się u Pshemko.
Wracała do sekretariatu i już z daleka usłyszała podniesione głosy w gabinecie Marka. Co dziwne, drzwi nie były zamknięte i właściwie każdy mógł słyszeć tę wymianę zdań między Domi a dyrektorem.
Usiadła przy swoim biurku mimowolnie przysłuchując się rozmowie.
- Ta Cieplak chyba zwariowała. Wyjeżdża mi z jakąś klauzulą w umowie. Musisz przyznać, że nadal jestem piękna i pociągająca i z powodzeniem mogę zostać twarzą następnej kolekcji.
Podeszła do niego kocim krokiem chcąc objąć go rękami za szyję. Powstrzymał ją ściskając mocno nadgarstki.
- Ała! – Krzyknęła. – To boli!
- Miało boleć. – Powiedział ze stoickim spokojem. - Nie będę wchodził w kompetencje mojej asystentki. Ona doskonale wie, co robi. Jeśli mówi, że nie możesz brać udziału w konkursie na twarz kolekcji, bo umowa ci tego zakazuje, to tak jest. Ona trzyma się przepisów, a ja nie będę ich łamał. Możesz nadal pracować, jako modelka, ale na drugim planie.
- Na drugim planie? Marco nie rób mi tego. Już nie pamiętasz, jak było nam ze sobą dobrze?
- Wierz mi, że usilnie staram się o tym zapomnieć. Nie interesujesz mnie już ani ty, ani inne pustogłowe modelki. – Powiedział obojętnym tonem. – Znalazłem miłość mojego życia. Kobietę piękną i inteligentną. Kobietę, z którą można podjąć dyskusję na każdy temat, bo posiada ogromną wiedzę i przez to jest intrygująca. O czym miałbym rozmawiać z tobą? O zakupie kolejnych tipsów, czy o wyschniętym tuszu do rzęs?
Domi słuchała tego, co mówił i nie mogła zrozumieć. Zawsze był dla niej taki wspaniałomyślny. Mogła robić z nim, co tylko chciała, bo topił się w jej dłoniach, jak wosk, a tu nagle taka zmiana. Usiadła ciężko na kanapie.
- To wszystko przez tą pokrakę. Przez tą Cieplak. To ona namieszała. Jak możesz trzymać w firmie taką maszkarę? Przynosi tylko wstyd.
Kolejny raz nie mógł opanować gniewu, kolejny raz obrażano jego Ulę. Już dosyć. Nie będzie byle jaka modelka mówiła mu, co ma robić.
- Wstań Domi. Pójdziesz teraz do Sebastiana Olszańskiego, który wręczy ci zwolnienie dyscyplinarne. Już nie pracujesz w tej firmie. Nie będę tolerował w niej ludzi, którzy nic sobą nie reprezentując, obrażają innych pracowników. Ulę obraziłaś już dwukrotnie. Trzeci raz nie będziesz miała okazji. Wylatujesz. Już masz z głowy wszystkie sesje.
Stała naprzeciw niego, a jej rozszerzone zdumieniem oczy przypominały dwa ogromne spodki.
- Ty nie mówisz poważnie?
- Jestem śmiertelnie poważny Domi. Ta firma nie ma ci już nic do zaoferowania. Żegnam.
Złapał słuchawkę telefonu i wybrał wewnętrzny Olszańskiego.
- Sebastian? Przygotuj natychmiast zwolnienie dyscyplinarne dla Domi. Właśnie ją zwolniłem. Dziękuję.
Modelka stała jeszcze przez chwilę nie wierząc w to, co ją spotkało. W końcu powoli, bez słowa opuściła gabinet nie zauważając nawet obecności przy biurku, nie mniej zaskoczonej od niej Uli.
Otrząsnęła się z szoku, wstała od biurka i pobiegła do łazienki. Tam zamknęła się w jednej z kabin. Musiała ochłonąć. To wszystko, co mówił o niej… On naprawdę tak myśli, a to świadczy o tym, że gdy wyznawał jej miłość, jego słowa były prawdziwe i szczere. Powiedział to przecież Domi, że znalazł miłość swojego życia. Tym razem nie miała powodów, by mu nie wierzyć. Przecież nie miał pojęcia, że siedzi tuż za drzwiami i słyszy każde słowo. Kolejny raz bronił jej, jak lew. Rozpłakała się. Ze szczęścia. – Mamusiu, czy ty to widzisz? On jednak mnie kocha i broni mnie. Jest taki dobry, opiekuńczy i cierpliwy. Zmienił się. Od ponad dwóch i pół miesiąca jest zupełnie innym człowiekiem i ani raz nie sprawił, że poczułam się rozczarowana jego zachowaniem. Miałaś rację. Cierpliwość jest cnotą. Byłam cierpliwa i wierzę, że on jest moją nagrodą za tą cierpliwość.
Wyszła z kabiny i podeszła do lustra. Wytarła z policzków resztki wilgoci i uśmiechnęła się do swojego odbicia. – Kocha mnie. Kocha. – Powtarzała sobie w myślach. Spojrzała na zegarek. – Kurde blaszka, Pshemko! – Wybiegła z toalety i pognała wprost do pracowni mistrza.

Sesja przebiegła bardzo sprawnie. Czarek uwijał się, jak w ukropie. Miał dwóch niezwykle sprawnych i operatywnych asystentów i dzięki nim wszystko udało się znakomicie. Pshemko uspokojony obecnością Uli był tylko biernym widzem. Ona czuwała nad kolejnością pokazywania się modelek na wybiegu i doborem kreacji. Ona również zadbała o gorącą porcję jego ulubionej czekolady, którą popijał z lubością rozparty w swoim czerwonym fotelu. Po zakończonej sesji podszedł do niej i uściskał ją.
- Dziękuję Urszulo. Zorganizowałaś wszystko perfekcyjnie. Dzisiaj nie miałem tu nic do roboty.
- Dzięki Pshemko. To wielka pochwała z twoich ust. Potrzebujesz jeszcze czegoś? Jeśli nie, to wracam do siebie. Jest pora lunchu. Powinnam coś zjeść. W brzuchu mi burczy.
- Idź duszko, idź. Ja już niczego nie potrzebuję.
Wymęczyła ją trochę ta sesja. Zapukała cicho do gabinetu Marka i weszła. Podniósł głowę znad laptopa i uśmiechnął się na jej widok.
- Co tam Ula? Jak sesja?
- Wszystko poszło nadzwyczaj sprawnie. Będą piękne zdjęcia. Idziemy coś zjeść?
Zdziwił się, bo pierwszy raz to ona przypomniała mu o jedzeniu.
- Pewnie, i ja zgłodniałem. Na co masz dzisiaj ochotę?
- Na placki po węgiersku.
- Mmm… Brzmi pysznie. Ja też je wezmę.

Wyszli z restauracji najedzeni. Placki były warte swojej ceny a gulasz do nich wyśmienity.
- Przejdziemy się trochę? – Spytała. – Muszę trochę spalić tych kalorii, ledwo się ruszam. Chodźmy do tego parku obok firmy.
Spojrzała w jego szczęśliwe oczy. Niezmiennie uwielbiał jej towarzystwo i kochał rozmowy z nią. Potrafiła opowiadać tak barwnie i ciekawie różne historie i te zabawne i te smutne. Każdy dzień spędzony z nią był dla niego bardzo cenny, bo pozwalała mu być blisko, tuż obok. Nadal nie usłyszał od niej tych najważniejszych słów, na które od tak dawna czekał. Nie naciskał jej jednak, bo nie chciał jej spłoszyć i zepsuć tego subtelnego porozumienia między nimi. Przysiedli na ławeczce obok stawu pełnego pstrokatych kaczek i śnieżno-białych łabędzi. Był początek września, a park przypominał czarodziejski ogród. Liście zaczęły zmieniać barwę i przystrajały drzewa całą paletą kolorów od zieleni po żółć i brąz. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko.
- Marek? – Odezwała się nieśmiało. – Czy pamiętasz, o co pytałeś mnie tam na plaży w Jelitkowie, gdy przyjechałeś po mnie?
Spojrzał na nią nie bardzo wiedząc, o co jej konkretnie chodzi.
- Pytałem cię o wiele rzeczy Ula. Pytałem cię na przykład, czy byłabyś w stanie mnie pokochać.
- Tak, o to też, ale pytałeś mnie o coś równie ważnego.
- Przypominam sobie. Pytałem cię także, czy, jak już mi zaufasz, zostaniesz moją dziewczyną. Nie chciałaś mi odpowiedzieć, bo uważałaś, że nie ma co gdybać.
- Wtedy właśnie tak myślałam.
- A teraz? Co teraz myślisz?
- Teraz myślę, że przez ten cały czas dałeś mi bardzo dużo powodów do tego, bym mogła ci zaufać ponownie.
Zabłyszczały mu oczy. Wziął głęboki oddech i drżącym głosem zapytał.
- Czy to znaczy, że zgadzasz się być moją dziewczyną? – Spojrzała na niego poważnie.
- Tak. To właśnie to znaczy chyba, że twoja propozycja jest już nieaktualna. W takim razie wybacz, że w ogóle pytałam.
- Nieaktualna? Ula, czy ty nie widzisz, jak od dawna tego pragnę, jak się spalam z tej miłości do ciebie? Dzisiejszy dzień jest najlepszy ze wszystkich, bo wreszcie dzisiaj jestem szczęśliwy. – Porwał ją na ręce i okręcił się z nią kilka razy.
- Kocham cię, jak wariat! – Wrzasnął na całe gardło tak głośno, że przestraszone stado ptaków poderwało się do lotu.
Postawił ją na ziemi i przylgnął do jej ust. Marzył o tym pierwszym pocałunku od tak wielu tygodni, że zaczynał powoli wątpić, czy to marzenie się spełni. Wreszcie się doczekał. Całował ją nieśpiesznie delektując się smakiem tych słodkich warg. Oderwał się wreszcie od nich i mocno przytulił ją do siebie.
- Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Nigdy nikogo nie kochałem tak, jak ciebie i nigdy nikogo już tak nie pokocham.
- I ja cię kocham Marek. Pokochałam cię całym sercem i duszą i nigdy nie wierzyłam, że ta miłość się spełni. Kręciło się wokół ciebie tyle pięknych kobiet…
- Przepraszam cię Ula za nie wszystkie. Teraz wiem, jaki to musiał być dla ciebie bolesny widok, kiedy przyłapywałaś mnie z nimi. To już nigdy się nie zdarzy, zapewniam cię. Teraz pragnę tylko jednej kobiety, najważniejszej. Ciebie Ula. Bardzo, bardzo cię kocham. – Ponownie przywarł do jej ust.
Wychodzili z parku objęci. Teraz mógł bezkarnie trzymać ją za rękę, lub przytulać do swego boku. Marzenie się spełniło. Wystarczyło uzbroić się w cierpliwość. Trochę poczekać, oswoić ją, by wreszcie mu zaufała i wyznała to, co tak bardzo pragnął usłyszeć.

Był tak nieprzyzwoicie szczęśliwy, że musiał koniecznie podzielić się z rodzicami swoim szczęściem. Wiedział, jak bardzo ją lubią, jak bardzo podziwiają, za jej charakter i ogromny talent do ekonomii. Umówił się z nimi, że wpadnie na kolację i wszystko im opowie. Nie mogli się nadziwić patrząc, z jakim entuzjazmem opowiadał o niej. Mówił, jaka jest dobra, szlachetna i niezwykle wrażliwa. Wciąż powtarzał, że jest dla niego całym światem i kocha ją nieprzytomnie, a ona odwzajemnia to uczucie. Matka podeszła do niego i przytuliła jego głowę do swojej piersi.
- Tak się cieszę synku i szczerze ci gratuluję. Ta dziewczyna od samego początku wywarła na nas ogromne wrażenie, przede wszystkim tym, że bez wahania rzuciła się do wody ratując życie zupełnie obcemu człowiekowi. Nigdy nie widziałam byś był taki szczęśliwy. Paulina, to jednak nie był dobry wybór i całe szczęście, że w porę to zrozumieliśmy. Nie byłaby dla ciebie dobrą żoną i tylko unieszczęśliwiłbyś się na resztę życia. Ona i Ula to antypody. Chciałabym, byś któregoś dnia przyprowadził ją tutaj na obiad. Może w którąś sobotę?
- Przyprowadzę ją z wielką chęcią, ale po pokazie. On jest teraz najważniejszy i mamy jeszcze sporo roboty przy nim. Niech się to wszystko przewali i uspokoi. Ja chciałbym jej też pokazać tę chatkę w lesie. Dawno żadne z nas tam nie zaglądało. W końcu dziadek wybudował ją po to, byśmy mogli tam odetchnąć i wypocząć. My na pewno będziemy potrzebowali oddechu po tej harówie. Mógłbym dostać do niej klucz, jeśli oczywiście nie macie nic przeciwko temu?
- Oczywiście, że nie mamy. Zaraz przyniosę. Przynajmniej zrób tam trochę porządku, bo pewnie wszędzie zalega warstwa kurzu.
- Na pewno to zrobię a Ula pomoże.

Nawet w najgorszych snach nie przypuszczali, że po tak entuzjastycznym przyjęciu kolekcji bankiet, który odbywał się zaraz po niej, zakończy się interwencją policji. Kiedy towarzystwo rozruszało się trochę po wypiciu markowego szampana, rozpoczęły się tańce. Skorzystał z tego skwapliwie Marek, który nie wypuszczał Uli z ramion. Była cudem. Jego prywatnym cudem. Pshemko zadbał o jej suknię, w której wyglądała olśniewająco. Oboje przyciągali uwagę gości. On wymuskany w świetnie skrojonym garniturze z niewielkim zarostem dodającym mu tylko uroku i ona, piękna i zjawiskowa. Tworzyli niewątpliwie najpiękniejszą parę wieczoru. Przyglądała im się również Paulina Febo siedząca przy stoliku w towarzystwie swojego nadętego brata i Dobrzańskich.
- Pięknie razem wyglądają, – westchnęła Helena – prawda Krzysiu? Ula jest taka śliczna. Ma twarz anioła. – Im bardziej Helena wychwalała dziewczynę swojego syna tym bardziej panna Febo zaciskała szczęki.
- To oni są razem? – Wykrztusiła.
- Nie wiedziałaś? – Dobrzańska była zaskoczona. – Są razem od trzech miesięcy. Marek bardzo ją kocha i jest z nią szczęśliwy. Myślałam, że wszyscy o tym wiedzą.
- Jak widać, nie wszyscy. – Podniosła kieliszek z koniakiem i wychyliła go do dna. – Alex, nalej mi proszę.
- Jak będziesz pić w takim tempie, to w końcu cię stąd wyniosą. – Mówiąc te słowa nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bliski jest prawdy.
Zabawa trwała w najlepsze. O dwudziestej seniorzy pożegnali się ze wszystkimi i odjechali do domu. Do Pauliny podszedł jeden z celebrytów i poprosił ją do tańca. Wstała z kieliszkiem w ręku i zatoczyła się niezdarnie. Złapała pion i objęła ramionami partnera, który pewnie już żałował, że w ogóle podszedł do jej stolika. Teraz jednak nie wypadało się wycofać. Tańczyli przez chwilę, gdy dostrzegła tuż obok, Marka tańczącego z Ulą. Wysupłała się z objęć mężczyzny i mocno chwiejąc się na nogach ryknęła na całe gardło.
- Ty wywłoko jedna! Uwiodłaś mojego Marka! On jest mój, rozumiesz? Tylko mój!
Marek złapał ją za ramię i odciągnął od parkietu.
- Co ty do cholery wyprawiasz? Spiłaś się, jak bela. Kobieta z klasą, myślałby kto. Uspokój się w tej chwili i przeproś Ulę.
- Ja mam przepraszać tego śmiecia? Prędzej padnę tu trupem. - Zamachnęła się i chlusnęła zawartością kieliszka wprost na twarz Uli. – Tylko na to zasługujesz ty podła dziwko.
Marek miał dość. Podał Uli chusteczkę, by mogła wytrzeć twarz i sięgnął po komórkę. Wybrał numer policji i powiadomił o incydencie. Nie czekali długo. Po piętnastu minutach zjawili się dwaj funkcjonariusze. Marek wyjaśnił im, w czym rzecz. Wskazał na kiwającą się na krześle Paulinę i rzekł.
- Ta kobieta upiła się i wszczęła karczemną awanturę. Z premedytacją oblała moją dziewczynę wódką. Nadal awanturuje się i zaczepia gości. Moglibyście panowie wywieźć ją do izby wytrzeźwień? Są tu dzisiaj obecni ludzie z pierwszych stron gazet. Politycy, dziennikarze i celebryci. I tak już wywołała swoim zachowaniem skandal. - Kątem oka zauważył podchodzącego do nich wściekłego Alexa.
- Co ty chcesz zrobić? Chcesz zamknąć ją w ciupie? Oszalałeś?
- Wręcz przeciwnie Alex. Jeżeli ktoś tu oszalał, to na pewno nie ja – wskazał dłonią Paulinę. - Panowie zabierają ją na komendę. Dostanie zarzuty za zakłócanie porządku.
- Przecież ja mogę zabrać ją do domu.
- Przykro mi proszę pana, ale to niemożliwe. – Odezwał się jeden z policjantów. - Ta pani jest zatrzymana na dwadzieścia cztery godziny. Po tym czasie, jak wytrzeźwieje, będzie mógł pan ją odebrać, choć to nie będzie koniec jej kłopotów. Czeka ją kolegium i spora kara pieniężna.
Złapali ją za ręce, ale szarpała się, kopała i wyrywała drąc się wniebogłosy i przeklinając po włosku. W końcu jeden z nich wykręcił jej ramię i spiął kajdankami na plecach obie ręce. Niemal wywlekli ją z sali, bo nie potrafiła iść o własnych siłach.
Marek złapał Ulę za ramię i przytulił ją. Płakała cicho.
- Chodź kochanie. Wychodzimy. Pojedziemy do mnie. Tam odpoczniesz i wyciszysz emocje. – Pozwoliła mu się prowadzić. Usadowił ją w samochodzie i nie zwlekając ruszył na Sienną.
Nie mogła się uspokoić, szlochała głośno, a jemu kroiło się serce na widok jej zapłakanej buzi.
- Jak… ona … śmiała? Jak… śmiała nazwać mnie… dziwką? Ja przecież nigdy… z nikim… Jak mogła…?
- Kochanie błagam, uspokój się. Ten płacz sprowadzi ból głowy i wtedy będziesz już kompletnie rozbita. Ona dzisiaj dostanie taką nauczkę, jakiej w życiu nie posmakowała. Zobaczysz, że jutro będzie na okładkach wszystkich gazet. Taki skandal nie przejdzie bez echa. Zasłużyła sobie na to upokorzenie, jak nikt. Może, jak wytrzeźwieje to dotrze do niej, co zrobiła.
Wprowadził ją do mieszkania i tam skierował się wprost do łazienki.
- Weź prysznic. Dobrze ci zrobi. Tu masz szlafrok i moją koszulkę. Niestety nic innego nie mam. Ja przygotuję ci łóżko.
Ściągnęła śmierdzącą alkoholem sukienkę i weszła pod ciepły natrysk. Stała nieruchomo przez dłuższy czas nie móc skupić na niczym myśli, tylko na tych zjadliwych obelgach wykrzykiwanych przez Paulinę. Usłyszała pukanie do drzwi.
- Ula, jak tam? Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Zaraz wychodzę.
Wytarła się pośpiesznie i narzuciła na siebie koszulkę i szlafrok Marka. Poprowadził ją do sypialni i kiedy się położyła okrył ją kołdrą. Chciał już wyjść, gdy wyszeptała.
- Nie odchodź. Chcę się do ciebie przytulić.
- Zaraz przyjdę skarbie. Wezmę tylko szybki prysznic i za chwilę będę, dobrze?
- Dobrze. – Odpowiedziała sennie.
Kiedy wrócił już spała. Wszedł delikatnie do łóżka i przylgnął do niej. Wtuliła się w niego, jak mały kociak. Trzymał w objęciach swoje szczęście, które dzisiaj było tak bardzo nieszczęśliwe. Obiecał sobie, że nie zostawi tak tej sprawy. Musi pogadać z ojcem. Może on coś wymyśli, by pozbyć się z firmy tej włoskiej Harpii.



gimnazjalistka55 2012.04.22 13:28
FAJNY BLOG ;)
MalgorzataSz1 2012.04.22 14:17
Dziękuję.
Shabii (gość) 2012.04.22 17:20
Wróciłam już jakiś czas temu i zabrałam się za czytanie. Część mistrzowska! Bardzo się cieszę, że Marek tak pilnuje Uli by racjonalnie się odżywiała. Nie można cały czas pracować, trzeba także odpocząć i zjeść coś treściwego. Polak głodny - Polak zły, prawda? Jestem tak dumna z Uli, że nie mogę wyjść z podziwu. Ostatnio przegrała z Dominiką ale dziś bezapelacyjnie wygrała. Utarła nosa tej dziewczynie. Trzeba przyznać, że wyrobiła nam się nasza Uleńka. Domi myślała, że wskóra coś u Marka a tutaj lipka z miodem. Nie ma już Marka hulaki który spełnia życzenia pięknych modelek. Teraz jest Marek który naprawdę kocha, bezgranicznie i mocno. Brawa dla Dobrzańskiego. Chciał spokojnie z nią pomówić ale nie, bo zaczęła swoje mądrości i podobnie jak Panna Febo nadawała na Ulę. Puściły mu nerwy i zwolnił ją dyscyplinarnie. Najpiękniejsze jest to, że Ula słyszała co mówił do Domi. Słyszała jak mówił, że się zmienił, że kocha kogoś wyjątkowego, dobrego i mądrego. Dzięki Bogu, że weszła w tym momencie do sekretariatu. Świetnie, że sesja się udała. Pshemko zadowolony i wszystko dopięte na ostatni guzik. I znów wybrali się na lunch połączony tym razem z małym spacerem po parku. O matko! Ale mi niespodziankę zrobiłaś. Nie sądziłam, że tak to się potoczy i Ula zacznie temat który poruszany był w Jelitkowie. Strasznie się cieszę. W końcu mu zaufała, w końcu są razem. Piękny obrazek musiał być w tym parku. Gdybym przechodziła koło nich to pewnie z uśmiechem na ustach podziwiałabym ten uroczy widok.
Pokaz się udał. Wszyscy szczęśliwi i zadowoleni. Rodzice Marka wniebowzięci bo ich jedynak w końcu tryska szczęściem. Chyba każdy rodzic marzy, by jego dziecko było szczęśliwe. Więc nie ma w tym nic dziwnego. Matko kochana! Mówiłaś, że zaskoczysz nas jeszcze z Pauliną ale nigdy bym nie wpadła na coś takiego. Spiła się jak świnia i kolejny raz zaczęła obrażać Ulkę. W jeszcze gorszy sposób niż za pierwszym razem. W głowie mi się to nie mieści. Jak tak można? Głupia, posrana Włoszka. Ha ha ha. Wstydu sobie takiego narobiła, że ja na jej miejscu nie pokazałabym się nikomu na oczy. Posiedzi za kratkami i może zmądrzeje, choć odrobinkę. Jejku, biedna Ula. Znów płacze, znów cierpi. Rozszarpałabym Paulę! Marek świetnie się nią zaopiekował. W jego ramionach się uspokoi i może uda jej się zapomnieć ten nieprzyjemny incydent. Mam ogromną nadzieję, że Krzysztof coś wymyśli. Nie wiem spłaci Febo albo da tej małpie jakąś naganę, żeby zniknęła z firmy i z ich życia raz na zawsze. Gosiu notka przewspaniała. Mimo jednego przykrego zajścia wszystko było optymistyczne, piękne i zniewalające. Czekam na kolejną część.

"Żyj tak, aby nikt przez Ciebie nie płakał"

"Jedno jest życie
- dla Mnie i dla Ciebie
Jedno jest słońce
- co świeci na niebie
Wszystko jest nasze
- co nas połączyło
Jedno jest życie
- i jedna jest miłość"

Serdecznie Pozdrawiam :):) :*:*
MalgorzataSz1 2012.04.22 17:22
Shabii.

Cytat "Shabii":
Głupia, posrana Włoszka. Ha ha ha. Wstydu sobie takiego narobiła, że ja na jej miejscu nie pokazałabym się nikomu na oczy. Posiedzi za kratkami i może zmądrzeje, choć odrobinkę.


Umarłam. Posrana Włoszka? Do tej pory boli mnie twarz od śmiechu a jutro będę miała zajady.
Taak... Pisałam wcześniej, że ten włoski pomiot narobi smrodu. Chwała Bogu, to był jej ostatni wyskok i gorzko tego pożałuje, bo Krzysztof nie będzie pobłażliwy i wyciągnie wszystkie możliwe konsekwencje. Od tego rozdziału znacznie więcej miejsca poświęcę pannie Febo. Obiecałam Wam przecież, że sensownie wyjaśnię powody takiego karygodnego zachowania. To potrwa kilka rozdziałów, ale mam nadzieję, że nie zanudzę Was. Nie zapomnę też o naszych gołąbeczkach. Ich też będzie całkiem sporo.
Dziękuję Shabii i za to piękne zdjęcie znakomicie wpisujące się w rozmowę w parku, jak i za cytaty. Szczególnie ten pierwszy objawia wielką prawdę. Ja właśnie staram się tak żyć, by nikt przeze mnie nie płakał.
Cieplutko Cię pozdrawiam.
orchid94 (gość) 2012.04.22 18:33
Gosiu niechcący usunęłam prawie skończony już komentarz, coś kliknęłam pisząc i pewnie wcisnęłam zły klawisz i po prostu znikł :( No nic, postaram się go odtworzyć, a więc zaczynam od nowa :) Przepraszam Cię, że komentuję dopiero teraz, miałam to zrobić natychmiast po dodaniu notki, ale walczyłam z onetem, który mi się zbuntował, zanim zdążyłam przeczytać, skomentować Twoją notkę i poinformować o mojej Ty już dodałaś komentarz u mnie :) Bardzo Ci dziękuję :) Przeczytałam ten komentarz z wielką przyjemnością. Obiecuję, że kolejna notka pojawi się dużo szybciej niż te ostatnie, bo za tydzień zaczynam 2 tygodniowe wolne z racji majowych świąt i matur, więc na pewno coś się pojawi. Cieszę się, że spodobała Ci się ta notka :) Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję :) A teraz komentarz do Twojej notki oczywiście. Cudna część, która bardzo mnie ucieszyła. Relacje Uli i Marka znacznie się zmieniły i to na szczęście na lepsze :) Widać, że Marek stara się na każdym kroku pokazać jak mu na Uli zależy, ale nie robi to szczerze i bardzo dobrze. Koncertowo załatwił Paulinę, czym absolutnie zaskoczona była Ula. Potem sytuacja z Domi. Ula umożliwiając Dominice załatwienie sprawy z Markiem wystawiła go na próbę, nie wiem, czy świadomie, czy też nie. Przecież wiadomo, jaki był Marek kiedyś, a tym razem świetnie sobie poradził i załatwił sprawę najlepiej jak mógł. Bez skrupułów wyrzucił i zwolnił Domi. Pojęcia nie miał, że to wszystko słyszy Ula, ale dobrze się stało. Znów bronił Uli, bez względu na konsekwencje, ale w końcu to on tu decyduje, Paulina ma mało do powiedzenia, a Domi nic. Chyba właśnie taka sytuacja była potrzebna Uli, by się przekonać, uwierzyć i znów zaufać Markowi. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że tak zmieniły się relacje między Ulą i Markiem :) Rozmowa w parku super. Fajnie, że Ula się odważyła i powiedziała Markowi, że jest gotowa na bycie z nim, że odzyskał zaufanie i zgadza się być jego dziewczyną. Musieli być oboje wtedy bardzo szczęśliwi, a Marek chyba się unosił nad ziemią :) W końcu mógł bezkarnie przytulić i pocałować Ulę, a ona też chyba na to czekała :) No to teraz odniosę się do po pokazowego bankietu i zachowania Pauliny. Boże jak ona mogła i ona śmie się mianować kobietą z klasą. Taaa raczej kompletnym brakiem klasy się wykazała. Upić się i potem jeszcze tak skandalicznie zachować. Marek dobrze zrobił wzywając policję. Pauli należą sie jakieś konsekwencje i mam nadzieję, że je poniesie. Kochany Marek zabrał Ulę do siebie i robił wszystko, by ją uspokoić. Ula poprosiła Marka, by został potrzebowała się przytulić. Rozumiem ją. Słodki ten koniec, super :) Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg i jeszcze raz przepraszam :) Bardzo serdecznie pozdrawiam Gosiu :)
kawi :) (gość) 2012.04.22 19:19
Tak! Ula i Marek są razem, w końcu, bardzo się z tego powodu cieszę :) Paulina to su.. no.. ! Jak ona mogła, rozumiem, że była pijana i w ogóle, no ale bez przesady, dobrze, że Marek wezwał policję i jeszcze mogła by zrobić coś Ulce :)
Notka bardzo mi się podobała, i czekam na Cd :)
pozdrawiam kawi :*
orchid94 (gość) 2012.04.22 19:24
Oczywiście chodziło mi o to, że Marek szczerze i najlepiej jak potrafi stara się pokazać jak bardzo mu na Uli zależy, a robi to delikatnie i umiejętnie. Ehhh coś mi koślawo wyszło, ale mam nadzieję, że domyślisz się co mam na myśli i o co mi chodzi :) Musiałam to dopisać, bo w poprzednim komentarzu zmieniłam myśl i wyszło mi zupełnie co innego przez przypadek, całe szczęście, że Shabii czuwała, zauważyła i mi powiedziała :) Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2012.04.22 19:33
Iza.
Zapewniam Cię, że Ula nie jest wyrachowana do tego stopnia, by celowo wysyłać Domi do Marka i wystawiać go na próbę. Gdyby tak było, niezwłocznie powinna się udać za modelką i podsłuchiwać pod drzwiami. Ona była zdenerwowana tą sytuacją i miała dość pogardliwego traktowania ją przez Domi. W końcu to Marek jest w tej firmie od podejmowania decyzji, a nie ona. Ona tylko wykonuje polecenia. W tym wypadku nie mogła pozwolić, by modelka starała się o wybór twarzy kolekcji, bo umowa ja zobowiązywała do czegoś innego. Ula trzyma się przepisów i nie będzie ich łamać. To, że akurat drzwi do gabinetu były otwarte, okazało się bez znaczenia. Jeśli nie ona, to każdy mógł usłyszeć rozmowę Marka i modelki. Rozmowa była głośna i pewnie byłoby ją słychać nawet wtedy, gdyby drzwi były zamknięte. Ona była tylko mimowolnym, przypadkowym świadkiem.
Paulina dostanie za swoje. To będzie prawdziwa nauczka dla dumnej pani FE. Długo nie będzie się mogła po tym pozbierać. Krzysztof jest surowy, ale nosi w sobie duże współczucie dla krzywdy i poczucie sprawiedliwości.
Bardzo Ci dziękuję Iza za wyczerpujący komentarz. Przesyłam buziaki.

MalgorzataSz1 2012.04.22 19:37
Iza.

Mimo tego przejęzyczenia, zrozumiałam Twoje intencje i dobrze odczytałam.

Kawi.

Jednak dzisiaj wpadłaś na mój blog. Jak widzisz udało mi się dodać rozdział. Pojechałam z tą Pauliną, nie? W wielu z Was jej zachowanie wzbudziło sporo emocji i oburzenia. To był jej ostatni wybryk. Już więcej nie będzie miała okazji.
Bardzo Ci dziękuję za wpis i pozdrawiam.
XUlaX (gość) 2012.04.22 21:06
Gosiu, czy mówiłam Ci, że jesteś mistrzynią? Tak i to chyba milion razy, ale będę to powtarzać do znudzenia.
Cudowna notka, widać, że pomiędzy Ulą i Markiem wszystko jest wspaniale, a po tym przykrym incydencie w Jelitkowie zostały tylko wspomnienia. Marek powziął sobie za cel dokarmianie Uli i słowa dotrzyma. To dobrze, bo Ula naprawdę schudła i zmarniała. Gdy mówiłaś, że zaskoczysz nas zachowaniem Pauliny nie przypuszczałam, że wpadłaś na taki pomysł. Spodziewałam się wszystkiego - naprawdę, ale takiego zachowania. Paulina niby uważa się za kobietę z klasą? Dobre, ona nie ma za grosz klasy ani wyszucie. Najpierw się ubiła do nieprzytomności, a potem jeszcze ta akcja z Ulą. Jak ona śmiała? Przy tylu ważnych gościach i dziennikarzach? Przecież dla niej najważniejsza jest dobra reputacja. Nazwała Ulę szmatą i dziwką, niedorzeczne. Ula niczemu nie jest winna, ona nie zrobiła nic złego. To nie jej wina, że Marek się w niej zakochał. Ula o niego nie zabiegała, nie narzucała się. Po prostu czekała aż Marek się w niej zakocha i będzie chciał z nią być. Czekała chociaż wiedziała, że może do tego nigdy nie dojść. "Cierpliwość jest cnotą" - historia Uli i Marka jest bardzo dobrym dowodem na to, że czasami warto poczekać na miłość, na zainteresowanie drugiej osoby. Nie da się wszystkiego załatwić od razu, w jeden dzień. Napewno nie związku, miłości. Przez ten czas w którym się trwa można dogłębnie poznać drugą osobę, jej wady i zalety. Ula doskonale wiedziała jaki jest Marek, wiedziała, że lubi kobiety i szalony tryb życia, mimo tego postanowiła zaczekać. Za bardzo go kochała, aby zrezygnować z tej miłości. Wiedziała, że ludzie są różni i nie zmienią się od tak, potrzeba do tego czasu i przedewszystkim wsparcia i zrozumienia tej ukochanej osoby. Niektórzy twierdzą, że ludzie się nie zmieniają, ja całkowicie się z tym nie zgadzam. Każdy może się zmienić. Marek jest na to najlepszym przykładem. Z playboya, nie liczącego się z uczuciami kobiet zmienił się w troskliwego i kochającego jedną kobietę mężczyznę. Pokazał to zachowaniem w stosunku do Domi. Nie pozwolił, aby obrażała jego narzeczonej i zwolnił ją.
Ciekawi mnie co dalej z Pauliną. Pisz kochana, pisz.
Pozdrawiam
miki (gość) 2012.04.22 21:27
Paulina tak reaguje b o jest chora z zazdrości że ona nie ma miłości Marka,Paulina tak na prawdę nie ma niczyjej miłości,jest przeraźliwie sama,jej została tylko dumą którą odziedziczyła po rodzicach i przekonanie że jest kimś lepszym niż reszta ludzkości.Ta duma ją unieszczęśliwia bo takie podejście odpycha każdego,nikt nie da się traktować z góry.Paulina zobaczyła że Ula jest naprawdę kochana przez Marka taką miłościom której ona nigdy nie doświadczyła i taką miłością o której zawsze marzyła i nigdy nie miała i potwornie zazdrości.Taka zazdrość zaślepia bo Paulina nie widzi problemu w sobie tylko w Uli,tak zazdrość jest bardzo niebezpieczna ,mam nadzieje że Marek zdoła Ule obronić przed wściekłością Pauliny i innych kobiet które będą Uli zazdrościć.Już czekam na następny odcinek.To mój ulubiony blog.
MalgorzataSz1 2012.04.23 06:59
Miki.
Masz bardzo ciekawe spostrzeżenia i sporo racji w tym, co piszesz. Ja mogę podpisać się pod tym obiema rękami. Zazdrość to bardzo złe uczucie i może doprowadzić do dramatycznych wydarzeń. Tak właśnie stało się na bankiecie. U podstaw takiego zachowania nie leży jednak tylko zazdrość. Jest coś jeszcze. Coś co bardzo niszczy Paulinę. O tym jednak dowiesz się z kolejnych rozdziałów, bo na razie nie chciałabym niczego zdradzać.
To był bardzo wnikliwy komentarz Miki i dziękuję, że podzieliłaś się swoimi spostrzeżeniami.
Serdecznie pozdrawiam.
ania1302 (gość) 2012.04.23 07:14
Nadrobiłam zaległości w czytaniu, bo niestety ostatni tydzień był dla mnie niesamowicie pracowity. Remont w domu, czego nie cierpię. Wracając do opowiadania,podoba mi sie niezłomna postawa Marka i to jak potraktował Domi ora Paulinę, jednak chyba Febo troche za to namieszają, Czekam na cdn. Pozdrowionka.
MalgorzataSz1 2012.04.23 08:36
Aniu.
Podejrzewałam, że jesteś zajęta. Często zaglądałam na Twój blog a tam cisza. Remont, to bardzo absorbujące zajęcie.
Jeśli chodzi o opowiadanie, to rozczaruję Cię. Febo nie będą mieszać. Będą natomiast pochłonięci zupełnie innymi sprawami.
Dziękuję za miłe słowa i gorąco pozdrawiam.
danka69 (gość) 2012.04.24 00:50
Małgosiu, jestem na służbowym wyjeździe i niestety, jak zwykle w takiej sytuacji, późnym wieczorem nie mam zwyczajnie siły na jakikolwiek wysiłek intelektualny. Wczoraj przed wyjazdem "połknęłam" tę piękną część i miałam nadzieję, że dam radę coś mądrego sklecić właśnie podczas wyjazdu. Niestety, wyprany mózg na niewiele mi dzisiaj pozwala.
Cierpliwość zarówno Uli, jak i Marka wreszcie została nagrodzona. Cieszy mnie fakt i uwielbiam takie sytuacje , kiedy rodzice pochwalają wybory swoich dzieci, jeśli chodzi o wybór partnerów. Też o tym marzę..... . Dobrzańscy są przeszczęśliwi szczęściem swojego syna.Trochę mu w tym pomogli "przeganiając" Paulinę, dając mu do zrozumienia, że nie jest kobietą, z którą będzie szczęśliwy.Zachowanie Pauli na bankiecie, spowodowane chyba jej kompletną bezradnością wobec zaistniałej sytuacji ( ma jasność, że nigdy nie będą razem). O zazdrości można dyskutować, kiedy się kogoś kocha a Paula ,cóż jeśli kochała Marka to w sposób tylko dla niej zrozumiały. Ja nazywam takie relacje, jakie były między Markiem i Paulą między partnerami ,jako "niskobudżetowe". Są to relacje kiedy partnerzy emocjonalnie niewiele w siebie nawzajem inwestują. Są owszem razem, często z przyzwyczajenia, bo tak wypada , itd. . Paula na dodatek ma zwyczajnie bardzo zły charakter, ukształtowany w trudnych dla niej , życiowych okolicznościach, które odrobinę ją tłumaczą, ale przecież nie do końca, do diabła.
Marek tym razem konsekwentnie , bez sentymentów zakończył tę awanturę . Myślę ,że serialowy Marek nie dałby rady tak się zachować. Był chyba zbyt miękki, niezdecydowany, kiepsko walczący o swoje.
Czekam na dalszą część i proszę niech będzie dużo o" naszych gołąbeczkach ", dużo ich rozmów i nie tylko... .
Serdecznie pozdrawiam
MalgorzataSz1 2012.04.24 06:50
Danusiu.
Bardzo dobrze Ci wyszedł ten "wysiłek intelektualny" mimo zmęczenia. Bardzo często uśmiecham się przy Twoich komentarzach, bo posiadasz niezwykłą umiejętność obserwacji i swoistą wnikliwość, którą ja osobiście bardzo sobie cenię. Nie jestem chyba zbyt błyskotliwa, bo często komentarze bardzo mnie zaskakują. Określenie związku, jako "niskobudżetowy" słyszę po raz pierwszy, ale muszę przyznać, że świetnie oddaje relacje emocjonalne Marka i Pauliny. Istotnie ich wkład w ten związek był w zasadzie równy zeru.
W moich opowiadaniach, jak zapewne zdążyłaś zauważyć, Marek jest bardziej przedsiębiorczy i zdecydowany. Faktycznie w serialu drażniła mnie czasem jego asekuracyjana postawa i zwykłe tchórzostwo w sytuacjach, które aż się prosiły, by je sensownie zakończyć raz na zawsze. Rozwiązania nasuwały się same, a on nie potrafił lub bał się z nich skorzystać i czekał zawsze na "odpowiedni moment", cokolwiek miałoby to znaczyć.
Jak juz pisałam wcześniej będzie teraz trochę więcej Pauliny i Alexa. Nie zapomnę też o Violetcie, a i naszych ulubieńców będzie całkiem sporo.
Bardzo Ci dziękuję za wpis. Mam nadzieję, że jednak ten wyjazd służbowy nie wymęczył Cię za bardzo. Serdecznie pozdrawiam.
danka69 (gość) 2012.04.25 10:15
Małgosiu, tym razem komentarz ogólny. Delegacja mnie wymęczyła, jestem w pracy, ale kompletnie nie mogę się na niczym skoncentrować. Mam nadzieję, że dzisiaj wieczorem odprężę się czytając kolejną część Twojego opowiadania... . Trochę liczyłam przed chwilą otwierając Twojego bloga , że zastanę kolejną część ....(jak VIOLA na umorzenie długu nagrywając na dyktafon rozmowę z Aleksem). Rozumiem, że oprócz pisania jest jeszcze zwykła codzienność, której trzeba sprostać.
Związki niskobudżetowe, to określenie przeniosłam trochę z amerykańskiego gruntu, tzw. "low key relationships ". Mój ulubieniec G.Clooney jest autorem tego określenia i chyba jego głównym realizatorem ... . Spodobalo mi się bardzo, bo w pełni oddaje rodzaj wzajemnych zobowiązań w relacjach.
Kolejny wątek, który chciałam "domknąć" to Twoja twórczość . Małgosiu, nie każdy może pisać i jeszcze tak dobrze. Ja również jestem umysłem ścisłym, chociaż może trochę na pograniczu, ale nie mam odwagi i pomysłu na opowiadanie. Tu nie chodzi o warsztat pisarski. To tak, jak z prowadzeniem auta, nie musisz być kierowcą zawodowym by je dobrze prowadzić. Trzeba mieć to coś, by pisząc sprawiać sobie i innym, czytającym przyjemność. I ty to bezwzględnie masz. Ja mam trochę przekorną naturę. Jeśli czegoś nie czuję nie potrafię się zmusić do doskonalenia się w tym zakresie. Odpuszczam temat. Z kolei jak coś mi odpowiada jestem perfekcjonistką do bólu. Na pisanie więc z mojej strony liczyć nie można. Pozwolę sobie tylko komentować Twoje piękne opowiadania, bo bardzo mnie to " wciągnęło".
Małgosiu Twoja interpunkcja jest doskonała. JA dopiero z tym miałam i mam problem. W moim przypadku to jeszcze większe problemy mam poruszając się trochę zawodowo w angielskim i niemieckim. To jest dopiero masakra.
I na koniec miło mi słyszeć ,że moje komentarze wywołują uśmiech na Twojej twarzy. Dziękuję. Powiem Ci ,że troche pokazują moją naturę. Lubię żartować, z samej siebie również.
Prawdziwy uśmiech na mojej twarzy z kolei wywołują niezmiennie Twoje opowiadania. Tak trzymaj! Pozdrawiam i czekam.
MalgorzataSz1 2012.04.25 12:02
Danusiu.
Mogę Ci obiecać, że dzisiaj wieczorem na pewno coś poczytasz. Ja wczoraj byłam taka padnięta, jak Ty i już nie miałam siły, by dodać kolejny rozdział. Zrobę to dzisiaj po powrocie z pracy.
Jeśli chodzi o pisanie opowiadań, to muszę Ci powiedzieć, że ja bardzo długo nie mogłam się zdecydować, żeby zacząć je pisać. Zachęcona przez inne dziewczyny piszące na forum BrzydUli wreszcie się odważyłam. Z pewnością mogę powiedzieć, że mnie wciągnęło. Od sierpnia zeszłego roku napisałam siedem opowiadań i to wcale nie takich krótkich. Z chęcią poświęciłabym się temu zajęciu bez reszty, ale niestety, nadal jestem aktywna zawodowo, a z tym związany jest brak czasu. Sama zresztą dobrze wiesz, jak to wygląda.
Oczywiście nie można się zmuszać na siłę. Mnie jednak leży taki rodzaj spełniania się, choć z drugiej strony myślę, że kiedyś pomysły się skończą i nie będę w stanie napisać już nic.
Cieszę się, że nie razi Cię moja interpunkcja, choć zapewniam Cię, że jest daleka od doskonałości. Polonista na pewno by się przyczepił. Na szczęście nie krytykuje się mnie zbyt często, więc szaleję z przecinkami do woli. Ha, ha, ha.
Mój angielski nie jest na profesjonalnym poziomie, ale kiedy muszę, to się dogadam. Niemieckiego nie znam w ogóle i myślę, że nigdy bym się go nie nauczyła. Już o ortografii i interpunkcji nie wspomnę. Na szczęście angielskiego nie używam zbyt często, więc i okazji do blamażu niewiele.
Komentarze Twoje uwielbiam. Rzeczywiście trochę mówią o charakterze komentującego, co pozwala wyrobić sobie o nim zdanie. Mam tu nieduże grono wiernych czytelniczek i z niektórymi komunikuję się również poza blogiem i forum. Lubię z nimi rozmawiać, choć znam je przecież tylko wirtualnie.
Bardzo Ci dziękuję za kolejną porcję życzliwych dla mnie słów. Zajrzyj po południu, koło siedemnastej, na pewno już coś nowego będzie. Serdecznie Cię pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz