09 marzec 2012
Rozdział X 
Dwa tygodnie po świętach podjechał w sobotni ranek pod dom ukochanej. To dzisiaj miała przenieść się na Sienną. Był podekscytowany. Tak dawno marzył o tym, by wreszcie mogli ze sobą zamieszkać. Pragnął też jej ciała. Mimo, że byli ze sobą już kilka miesięcy, nigdy nie spędzili wspólnie nocy i od tych kilku miesięcy żył w permanentnym celibacie. Miał cichą nadzieję, że wkrótce to się zmieni, lecz wciąż pamiętał, co sobie obiecał. Nic nie przyspieszał, by jej nie spłoszyć. Metoda małych kroków. To procentowało, bo powoli przywykała do niego i nie broniła się przed nim tak, jak na początku. Oswoił ją i stał się za nią odpowiedzialny.
Wszedł do domu krzycząc od progu.
- Już jestem!
Z kuchni wybiegła Betti rzucając mu się na szyję.
- Mareczek! – pisnęła radośnie. Uściskał małą i cmoknął ją w policzki.
- Witaj maleńka, gdzie Ula?
- Jeszcze się pakuje. Chodź, tata robi herbatę.
- Już idę. Przywitam się jeszcze z Jaśkiem. – Zobaczył go zbiegającego ze schodów.
- Cześć Jasiu. Pomożesz nosić te pudła? Trochę tego jest.
- Pewnie. Nie ma sprawy, ale to jeszcze potrwa, bo ona pakuje chyba pół domu. – Roześmiali się. Przywitał się z Józefem i przysiadł przy stole. Po chwili pojawiła się i Ula. Wstał i pocałował ją na przywitanie.
- Witaj kotku, spakowałaś wszystko?
- Chyba wszystko. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Nie mitrężyli długo. Pół godziny później odjeżdżali z Rysiowa z obietnicą, że wkrótce ich odwiedzą.
Wniósł ostatnie pudło do mieszkania i uśmiechnął się do niej.
- Chodź, pomogę ci to powkładać do szafy.
Praca szła sprawnie i już wkrótce mógł podrzeć kartony i wrzucić je do zsypu. Ona zajęła się szykowaniem obiadu. Była z niego dumna, że pamiętał, by zapełnić lodówkę. Przynajmniej miała z czego gotować. Wszedł do kuchni i objął ją szczelnie ramionami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwy, że cię tu mam. – Pogłaskała go po szorstkim policzku i z uczuciem spojrzała w jego stalowo-szare oczy.
- I ja się cieszę. Marzyłam o tym od dawna. – Przywarł do jej ust pogłębiając pocałunek. Znowu straciła oddech. Dysząc ciężko oderwała się od niego.
- Cierpliwości Marek. Pozwól mi dokończyć obiad, a potem wszystko ci wynagrodzę. – Zabłyszczały mu oczy.
- Wszystko? – Spuściła głowę rumieniąc się.
- Wszystko – wyszeptała. - Kocham cię i bardzo pragnę. Już nie chcę czekać.
Uśmiechnął się szczęśliwy. To, co powiedziała było melodią dla jego uszu. Oto jego nagroda za cierpliwość. Warto było czekać i usłyszeć te słowa. Cmoknął ją ostatni raz.
- Dobrze. Już ci nie przeszkadzam, chyba, że mógłbym w czymś pomóc. Może obrać ziemniaki?
- Nie. Zabrałam z domu kopytka. Upiekę tylko mięso i zrobię sos i może jakąś surówkę. Ty idź, popatrz w telewizor, może powiedzą coś ciekawego.
Popołudnie upłynęło spokojnie. Obejrzeli jakiś film. W końcu powiedziała, że idzie pod prysznic.
- Mogę iść z tobą? – Zapytał niepewnie. – Jesteśmy razem, powinniśmy poznać swoje ciała, oswoić się.
- To trochę krępujące. – Wydukała pąsowiejąc na twarzy.
- Ula, przecież kocham cię całą. Nie broń mi.
- No dobrze – przełamała się.
Wszedł za nią i stanął naprzeciw.
- Pomogę ci.
Delikatnie ściągnął jej bluzkę i spódnicę zostawiając ją tylko w bieliźnie. Popatrzył na nią zachwyconym wzrokiem.
- Boże, jaka jesteś piękna.
Odpiął jej biustonosz i ostrożnie ściągnął figi.
- Kocham cię jak szaleniec – powiedział zdławionym z emocji szeptem. Rozebrał się błyskawicznie i wkrótce stanął przed nią równie nagi, jak ona. Pierwszy raz widziała go bez ubrania. Miał wspaniałe ciało. Smukłe, wysportowane, szczupłe. Zgrabnie wyrzeźbione łydki i uda. Odruchowo przytuliła się do niego. Wolno wprowadził ją do kabiny i puścił wodę. Namydlał ją gąbką celebrując każdy gest. Ona odbierała to, jak swoistą pieszczotę. Drżała. Po kąpieli wytarł ją i siebie i zapakowawszy ją w szlafrok, porwał na ręce i zaniósł do sypialni.
Wolno rozbierał ją z szlafroka odsłaniając po kolei te wszystkie cudowne krągłości. Ujął delikatnie w dłonie jej kształtne piersi i ucałował obie.
- Są wspaniałe – wymruczał.
Sięgnął jej ust najpierw subtelnie je drażniąc a potem pogłębiając pocałunek. Oddała go poddając się tej zmysłowej grze. Pobudził się. Nie poprzestał na ustach. Obsypywał muśnięciami warg jej twarz i szyję schodząc coraz niżej. Gładził cudownie miękką skórę na jej brzuchu, plecach i pośladkach. Była wspaniała i cała jego. Jęknęła rozkosznie i westchnęła. Odebrał to, jak najpiękniejszą muzykę. Pogładził jej łono wdzierając się w nie dłonią. Jego dotyk palił, jak ogień. Przeszedł ją błogi skurcz. Była gotowa.
- Bądź delikatny, proszę… - wyszeptała.
- Będę. Nie skrzywdzę cię.
Ponownie przywarł do jej rozchylonych warg wchodząc w nią bardzo wolno. Zacisnęła mocno powieki i wbiła paznokcie w jego plecy. Zabolało. Jednak po chwili ból minął. On wszedł w nią do końca i zaczął się poruszać. Już nie myślała o bólu, a jedynie o tym, by spełnić się w tym tańcu dwóch nagich ciał. Poddała się namiętności i zatraciła w niej. Jego rytmiczne ruchy doprowadzały ją niemal do utraty zmysłów. Kiedy przyspieszył zaczęła krzyczeć. Wystraszył się, że robi jej krzywdę. Zatrzymał się na chwilę.
- Nie przestawaj – wyjęczała zdławionym szeptem. Ponownie podjął rytm. Objęła ściślej nogami jego biodra i prawie przykleiła się do niego. Dochodziła, podobnie jak on. Kiedy poczuł jej skurcze sam eksplodował. To spełnienie było, jak erupcja wulkanu. Potężne. Długo jeszcze rzucało ich ciałami wywołując raz za razem rozkoszne spazmy. Powoli uspokajali się. Pocałował z pasją jej usta i spojrzał z ogromną czułością w oczy.
- Byłaś wspaniała. Kocham cię i jestem bardzo, bardzo szczęśliwy.
Pogładziła delikatnie jego twarz.
- Dałeś mi dzisiaj tyle rozkoszy. Nawet w snach nie wyobrażałam sobie, że to może być takie cudowne i takie piękne. Dziękuję.
Przytulił ją mocno do siebie. Było mu tak dobrze, tak wspaniale. Jeszcze nigdy z żadną kobietą nie czuł tylu emocji, co przy tej anielskiej istocie. Była jego darem od niebios. Przylgnął ustami do jej skroni. – Jesteś wielkim szczęściarzem Dobrzański.
Natarczywe promienie majowego słońca zaczęły się wdzierać przez okno sypialni. Omiotły uśpione oblicza przytulonej do siebie pary zakochanych. Marek skrzywił się i wolno uniósł ciężkie od snu powieki. Na widok przytulonej do niego Uli uśmiechnął się szeroko. Wyglądała ślicznie i tak bardzo niewinnie, jak krucha, porcelanowa figurka. Delikatnie odgarnął z czoła opadające na nie pojedyncze kosmyki włosów. Nigdy nie podejrzewał siebie o to, że może aż tak bardzo kogoś pokochać. Tak bardzo, że nie wyobrażał sobie już życia bez tej najdroższej sercu osoby. Była dla niego całym światem. Gdyby jej nie spotkał, pewnie do tej pory żyłby, jak dawniej, trwoniąc czas i pieniądze w warszawskich klubach. Uratowała go przed zmarnowaniem sobie życia. – Mój anioł – pomyślał. – Mój własny, prywatny anioł.
Zamruczała i przylgnęła do niego mocniej, obejmując ręką, jak obręczą jego pas. Przypomniał sobie, jak bardzo broniła się kiedyś przed jego dotykiem, uciekała wręcz od niego. A teraz? Teraz sama tuli się do niego. Zaufała mu. Wie, że jest bezpieczna, a on nigdy już jej nie skrzywdzi.
Poruszyła się i leniwie otworzyła powieki nieco zdezorientowana. Przeniosła wzrok wyżej i napotkała parę dużych stalowo-szarych oczu. Szczęśliwych oczu, które śmiały się do niej radośnie.
- Dzień dobry kotku – wymruczał półgłosem. – Dobrze spałaś?
- Wspaniale. – Przeciągnęła się rozkosznie. Pod wpływem tego ruchu kołdra zsunęła się z niej odsłaniając jeden z piękniejszych atutów jej kobiecości. Nie mógł pozostać obojętny na taki widok. Błyskawicznie przywarł ustami do jednego z sutków. Roześmiała się perliście wplatając mu palce we włosy.
- Marek… jesteś niemożliwy, łaskoczesz mnie. Powinniśmy wstawać.
- Jeszcze troszeczkę – wymamrotał obdarzając pocałunkiem jej pępek. – Jest mi tak dobrze.
- Kochanie, nie możemy całej niedzieli spędzić w łóżku.
- Dlaczego? Ja nie miałbym nic przeciwko temu.
- Chodź. Weźmiemy prysznic, a potem przygotuję pyszne śniadanie.
- Mmmm. Ta propozycja też mi się podoba. – Powiedział z błyskiem w oku.
Uwolniła się z jego ramion i wstając z łóżka machinalnie spojrzała na zegar. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Marek, już jest jedenasta! Nie sądziłam, że jest tak późno. Nieźle pospaliśmy. – Narzuciła szlafrok i niemal biegiem ruszyła pod prysznic.
Po chwili i on dołączył do niej. Myli się wzajemnie, chichotając i żartując. W dobrych nastrojach wkroczyli do kuchni. Marek nastawił expres a Ula zajęła się szykowaniem kanapek. Rzodkiewka, szczypiorek, twarożek. Typowe, wiosenne śniadanie. Kończyli je jeść, gdy odezwał się telefon Marka. Spojrzał na wyświetlacz i natychmiast odebrał.
- Witaj tato. Coś się stało, że dzwonisz?
- Właściwie nie. Dzwonię, bo chcielibyśmy wraz z mamą zaprosić was na obiad. Nie ukrywam, że bardzo nam na tym zależy. Chciałbym przekazać wam trochę nowin, a one nie nadają się na telefon.
- No dobrze. Dziękujemy za zaproszenie. Na pewno będziemy. O której?
- Na czternastą. Zdążycie?
- Na pewno.
- Do zobaczenia w takim razie.
Wyłączył telefon i spojrzał na Ulę.
- Ojciec dzwonił i zaprosił nas na obiad. Mówił, że ma nam do przekazania jakieś nowiny.
- Skoro tak, to zbierajmy się. Nie zostało wiele czasu.
Tuż przed umówioną godziną zaparkował na podjeździe przed domem rodziców. Ze zdziwieniem spojrzał na stojące obok czarne BMW Alexa.
- To chyba coś poważnego. Alex też tu jest. To jego samochód. Zupełnie nie wiem, o co chodzi.
- Nie martw się na zapas. Obecność Febo w tym domu nie jest przecież niczym dziwnym. W końcu wychowywali się tutaj.
- Masz rację. Niepotrzebnie się nakręcam.
Objęci podeszli do wejściowych drzwi, które już otwierała Zosia.
- Witajcie. Rodzice są w salonie.
Wchodząc do niego odnotowali też obecność Pauliny. Marek czuł coraz większy niepokój. – Co to ma być? Miły, rodzinny obiad?
Z fotela podnieśli się Dobrzańscy i już po chwili Ula tonęła w ramionach Krzysztofa a następnie Heleny.
- Witajcie kochani. Ula, z każdym dniem stajesz się coraz piękniejsza. Będą mi zazdrościć takiej synowej. – Krzysztof z rozradowaniem obserwował jej zaróżowione policzki.
Marek podszedł do rodzeństwa Febo i przywitał się z nimi. To samo zrobiła Ula. O ile z Pauliną miała dość dobry kontakt, tak z Alexem nieszczególny. Nieśmiało podała mu dłoń.
- Witam pana. – Podniósł jej dłoń do ust.
- Alex, po prostu Alex. Tak będzie lepiej.
- W takim razie, Ula.
Marek podszedł do ojca i zapytał cicho.
- Tato, o co chodzi? Skąd pomysł, by zebrać nas tu wszystkich?
- Cierpliwości synu. Zosia zaraz poda obiad i przy nim wszystko wyjaśnię. Tymczasem siadajcie.
Kiedy wszystkie potrawy znalazły się na stole Krzysztof poprosił o uwagę.
- Kochani. Trochę się ostatnio wydarzyło w moim życiu i nadszedł czas, by przygotować was na zmiany. Przeszedłem w przeciągu minionych dwóch tygodni serię badań. Niestety z moim sercem nie jest najlepiej. Lekarze zabronili mi pracować. Muszę ustąpić z placu boju, jeśli chcę jeszcze trochę pożyć. Ktoś musi mnie zastąpić. Do wyboru mam ciebie Alex i Marka. Wiem, że wasze relacje są kiepskie. Nie tak wyobrażałem sobie prowadzenie wspólnej firmy. Sądziłem, że będziecie współpracować, a nie niszczyć się nawzajem. Długo myślałem, jak wybrnąć z tej sytuacji by wam obu dać szansę na stanowisku prezesa. Postanowiłem, że będziecie się zmieniać, co dwa lata. To, który z was zacznie pierwszy, uzależniam od przypadku, lub jak chcecie, od szczęśliwego losu. Będziecie losować. To chyba najbardziej sprawiedliwe rozwiązanie. Jeśli wypadnie na Marka, Ula przejmie po nim stanowisko dyrektora do spraw promocji, jeśli to ty będziesz pierwszy Alex, Ula obejmie stanowisko dyrektora finansowego. Jest najlepszą kandydatką, jaką znam. Paulina zostałaby na swoim stanowisku, bo świetnie się na nim sprawdza. Co wy na to?
Siedzieli, jak wmurowani wbijając zszokowany wzrok w Krzysztofa. Nie wyobrażali sobie firmy bez niego. To on łagodził wszelkie nieporozumienia i konflikty i teraz miałoby go zabraknąć?
- Uleńko – Krzysztof zwrócił się do swojej przyszłej synowej – nic nie mówisz. Zgodziłabyś się na taki podział ról? Ja jestem przekonany, że na obu stanowiskach poradzisz sobie świetnie.
- Jeśli Alex nie będzie miał nic przeciwko mojej kandydaturze na jego miejsce, to oczywiście podejmę się tego. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, to zawieść pana. – Powiedziała cicho.
- Alex? – Krzysztof spojrzał na Febo. – Co ty na to?
- Ja nie mam nic przeciwko. Wiem, że Ula jest świetną ekonomistką i na pewno znakomicie sobie poradzi.
Ula słysząc te słowa zdziwiła się. – Odkąd Febo ma o mnie takie dobre zdanie? - Nie skomentowała jednak tego.
Krzysztof omiótł ich spojrzeniem i uśmiechnął się.
- Mam rozumieć, że przystajecie na moją propozycję?
- Tak – odezwał się Marek. To chyba najrozsądniejsze wyjście, choć ja życzyłbym sobie, byś nadal był zdrowy i prowadził firmę. Nie będę jednak dyskutował z wynikami badań. Nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało.
- Ja też popieram tą decyzję – odezwała się milcząca dotąd Paulina. – Wy obaj świetnie dacie sobie radę, a i Ula poradzi sobie znakomicie.
- Wspaniale kochani. Tego właśnie od was oczekiwałem. Rozsądku. W takim razie losujemy. – Wyciągnął z kieszeni monetę. – Orzeł, czy reszka?
- Orzeł – wybrał Alex.
Krzysztof podrzucił do góry pieniążek, który spadł z brzękiem na stół reszką do góry.
- Marek zaczyna. – Skwitował Krzysztof. – Jutro jeszcze będę w firmie. Trzeba poinformować ludzi o zmianach. Masz dwa lata synu i mam nadzieję, że nie zawalisz niczego. Ciebie Alex proszę, żebyś nie utrudniał i pozwolił mu spokojnie pracować. Nie chcę nawet znać powodu tych waszych animozji, ale nie mogą one mieć wpływu na pracę w firmie. Jej dobro leży na sercu nam wszystkim, prawda? Ty Marek też musisz opanować swój temperament. Zacznijcie współpracować, bo to tylko wyjdzie firmie na dobre. Za dwa lata ster przejdzie w twoje ręce Alex. Wtedy ty pokażesz, na co cię stać.
Reszta popołudnia przebiegła spokojnie. Po obiedzie Paulina wyciągnęła Ulę na spacer po ogrodzie. Ta przyjrzała jej się uważnie.
- Jesteś jakaś tajemnicza Paulina. Co się dzieje?
- Nie uwierzysz. Jestem z Lwem. – Wypaliła na wdechu. Ula uśmiechnęła się szeroko.
- Gratuluję! Jesteś szczęśliwa?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. On jest wspaniały. Ma dla mnie dużo zrozumienia, traktuje z atencją, ciągle adoruje. Ula, to mężczyzna, o jakim marzyłam całe życie. Powiedział mi, że mnie kocha.
- A ty? Kochasz go?
- Jeśli wziąć pod uwagę, że bez przerwy o nim myślę i tęsknię za nim, to tak, kocham go.
- Bardzo się cieszę Paulina. Wiesz, że dobrze ci życzę i wierzę, że przy nim wreszcie będziesz szczęśliwa.
- A tobie jak się układa z Markiem?
- Wspaniale. Od wczoraj mieszkamy razem na Siennej. Wiesz, że sprzedał dom?
- Tak, słyszałam. Za dużo było w nim wspomnień. Pewnie chciał się od nich uwolnić. Nasz związek, to była jedna wielka pomyłka. On szukał prawdziwej miłości i znalazł ją. Widzę, jak cię traktuje i jak na ciebie patrzy. Nigdy nie widziałam go takiego. Bardzo się zmienił. Spoważniał. To już nie ten sam Marek, co kiedyś.
- Mogę cię o coś zapytać? Od dawna mnie to dręczy. Czy ty wiesz, co tak poróżniło Marka i Alexa? Słyszałam, że kiedyś byli przyjaciółmi. Co takiego się stało, że pałają do siebie teraz nienawiścią? Marek powiedział mi kiedyś, że zniszczył mu życie, ale ja nic z tego nie rozumiem.
- To stara sprawa Ula. Ja sama dowiedziałam się o niej, jak już odeszłam od Marka. Wcześniej Alex nie chciał mi nic powiedzieć. Sama zachodziłam w głowę, dlaczego tak się nie znoszą. Wreszcie kiedyś Alex rzucił trochę światła na całą sytuację. Dawno temu Marek był w związku z niejaką Julią Sławińską. Była bardzo ładna. Drobna blondynka o niebieskich oczach. Niestety ich związek rozpadł się. Traf chciał, że zakochał się w niej Alex i to z wzajemnością. Byli ze sobą. Alex bardzo się zaangażował uczuciowo. Ona była dla niego ideałem. W tym czasie ja zaczęłam spotykać się z Markiem. Wkrótce on kupił dom i zamieszkaliśmy razem. Marek od zawsze lubił imprezy. Na jednej z nich spotkał Julię. Była sama, bo Alex w tym czasie był na jakimś zjeździe w Londynie. Upili się i wylądowali w łóżku, w domu Alexa. On wrócił wcześniej i przyłapał ich na zdradzie. Wtedy coś w nim pękło. Ta zdrada była podwójna. Jego dziewczyny i jego najlepszego przyjaciela. Od tamtego czasu bardzo się zmienił. Stał się ponury, nieprzystępny i już nigdy się nie uśmiechał. Marka wyrzucił wtedy z domu, a jej kazał się spakować i zniknąć z jego życia. Od tej pory nie miał żadnej kobiety, bo tę, którą stracił, kochał nieprzytomnie. Jak widzisz Marek nie był świętoszkiem. Potrafił tylko krzywdzić. Mnie zdradzał wielokrotnie, choć prosiłam, by się opamiętał. Nie poskutkowało. Dopiero, jak ty pojawiłaś się w jego życiu, zaczął się zmieniać. Teraz to zupełnie inny człowiek.
Ula słuchała w skupieniu słów Pauliny i była nimi wstrząśnięta.
- To bardzo smutna historia. Ja nie mogę go oceniać, bo nie znałam go wtedy. Jednak z tego, co zdążyłam zauważyć, to on bardzo żałuje tego, co zrobił i dałby wszystko, by Alex mu wybaczył. Twój brat, to bardzo dumny człowiek i naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek stać go będzie na puszczenie w niepamięć tego incydentu. Myślisz, że on ją jeszcze kocha?
- Myślę, że tak. Gdyby było inaczej, już dawno znalazłby sobie jakąś dziewczynę. On nie potrafi zapomnieć o Julii i nie potrafi też jej wybaczyć.
Paulina roztarła zziębnięte ramiona.
- Wracajmy Ula, chłodno się zrobiło.
Przeszły przez patio i szklane drzwi prowadzące do wnętrza domu. Weszły do salonu. Na ich widok podniósł się Marek.
- Co kochanie, będziemy jechać? – Pokiwała głową.
- Chyba tak. Późno już jest. Jutro trzeba wcześnie wstać. – Zwróciła się do seniorów. – Bardzo dziękujemy za pyszny obiad i miłe popołudnie. Musicie państwo koniecznie odwiedzić nas na Siennej i zobaczyć, jak się urządziliśmy.
- Na pewno przyjedziemy Uleńko. Jesteśmy bardzo ciekawi.
Pożegnali się też z obojgiem Febo i nie zwlekając odjechali. W salonie przez moment panowała cisza. Przerwał ją Alex mówiąc.
- Szczęściarz z tego Marka. Pokochała go niezwykła kobieta. Mądra, zdolna i nietuzinkowo piękna. Nie zasługuje na nią. Mam nadzieję, że potrafi docenić to, co ma.
- Alex. – Odezwała się Helena – On bardzo się zmienił. Ona go zmieniła. Sprawiła, że stał się lepszym człowiekiem. Okres lekkomyślności ma już dzięki Bogu za sobą, a ona nie pozwoli, by miał do niego wrócić. Poza tym on bardzo ją kocha i nigdy nie dopuści do tego, by ją stracić.
- Obyś miała rację Heleno, – powiedział ze smutkiem – obyś miała rację.
Jechali w milczeniu przez opustoszałe ulice Warszawy. Zerkał na nią co chwilę. Była jakaś nieobecna. Zamyślona.
- O czym tak myślisz kochanie? – Przerwał tę ciszę – Błądzisz gdzieś myślami.
Spojrzała na niego smutno.
- Rozmawiałam z Pauliną o tobie i Alexie i o tej historii sprzed lat. Wiesz… z Julią… - Spiął się. Nie sądził, że dowie się od Pauliny.
- Paulina o tym wie?
- Wie. Kiedy od ciebie odeszła, Alex opowiedział jej o wszystkim. Dręczysz się tym, prawda?
- Dręczę się tym od lat. Byłem taki głupi i nieodpowiedzialny. Gdybym się nie upił, nigdy nie zrobiłbym czegoś tak ohydnego. Był moim najlepszym przyjacielem, a ja zniszczyłem mu życie. – Wyrzucił z siebie z goryczą.
- Powinieneś z nim porozmawiać. Poprosić go o wybaczenie.
- Myślisz, że nie próbowałem? Wielokrotnie próbowałem, ale on pozostał głuchy na moje prośby. Jest bardzo uparty i dumny. Nie przyjmuje żadnych tłumaczeń.
- Może powinieneś próbować do skutku?
- To bez sensu Ula. On nigdy mi nie odpuści. Nie mówmy już o tym, dobrze? To bardzo bolesny dla mnie temat. – Przytuliła twarz do szyby.
- Dobrze. Jak sobie życzysz.
Tej nocy znowu ją kochał. Potrzebował tego. Potrzebował jej. Jej dotyku, przytulenia i czułych słów, które z miłością szeptała mu do ucha.
Dwa tygodnie po świętach podjechał w sobotni ranek pod dom ukochanej. To dzisiaj miała przenieść się na Sienną. Był podekscytowany. Tak dawno marzył o tym, by wreszcie mogli ze sobą zamieszkać. Pragnął też jej ciała. Mimo, że byli ze sobą już kilka miesięcy, nigdy nie spędzili wspólnie nocy i od tych kilku miesięcy żył w permanentnym celibacie. Miał cichą nadzieję, że wkrótce to się zmieni, lecz wciąż pamiętał, co sobie obiecał. Nic nie przyspieszał, by jej nie spłoszyć. Metoda małych kroków. To procentowało, bo powoli przywykała do niego i nie broniła się przed nim tak, jak na początku. Oswoił ją i stał się za nią odpowiedzialny.
Wszedł do domu krzycząc od progu.
- Już jestem!
Z kuchni wybiegła Betti rzucając mu się na szyję.
- Mareczek! – pisnęła radośnie. Uściskał małą i cmoknął ją w policzki.
- Witaj maleńka, gdzie Ula?
- Jeszcze się pakuje. Chodź, tata robi herbatę.
- Już idę. Przywitam się jeszcze z Jaśkiem. – Zobaczył go zbiegającego ze schodów.
- Cześć Jasiu. Pomożesz nosić te pudła? Trochę tego jest.
- Pewnie. Nie ma sprawy, ale to jeszcze potrwa, bo ona pakuje chyba pół domu. – Roześmiali się. Przywitał się z Józefem i przysiadł przy stole. Po chwili pojawiła się i Ula. Wstał i pocałował ją na przywitanie.
- Witaj kotku, spakowałaś wszystko?
- Chyba wszystko. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Nie mitrężyli długo. Pół godziny później odjeżdżali z Rysiowa z obietnicą, że wkrótce ich odwiedzą.
Wniósł ostatnie pudło do mieszkania i uśmiechnął się do niej.
- Chodź, pomogę ci to powkładać do szafy.
Praca szła sprawnie i już wkrótce mógł podrzeć kartony i wrzucić je do zsypu. Ona zajęła się szykowaniem obiadu. Była z niego dumna, że pamiętał, by zapełnić lodówkę. Przynajmniej miała z czego gotować. Wszedł do kuchni i objął ją szczelnie ramionami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwy, że cię tu mam. – Pogłaskała go po szorstkim policzku i z uczuciem spojrzała w jego stalowo-szare oczy.
- I ja się cieszę. Marzyłam o tym od dawna. – Przywarł do jej ust pogłębiając pocałunek. Znowu straciła oddech. Dysząc ciężko oderwała się od niego.
- Cierpliwości Marek. Pozwól mi dokończyć obiad, a potem wszystko ci wynagrodzę. – Zabłyszczały mu oczy.
- Wszystko? – Spuściła głowę rumieniąc się.
- Wszystko – wyszeptała. - Kocham cię i bardzo pragnę. Już nie chcę czekać.
Uśmiechnął się szczęśliwy. To, co powiedziała było melodią dla jego uszu. Oto jego nagroda za cierpliwość. Warto było czekać i usłyszeć te słowa. Cmoknął ją ostatni raz.
- Dobrze. Już ci nie przeszkadzam, chyba, że mógłbym w czymś pomóc. Może obrać ziemniaki?
- Nie. Zabrałam z domu kopytka. Upiekę tylko mięso i zrobię sos i może jakąś surówkę. Ty idź, popatrz w telewizor, może powiedzą coś ciekawego.
Popołudnie upłynęło spokojnie. Obejrzeli jakiś film. W końcu powiedziała, że idzie pod prysznic.
- Mogę iść z tobą? – Zapytał niepewnie. – Jesteśmy razem, powinniśmy poznać swoje ciała, oswoić się.
- To trochę krępujące. – Wydukała pąsowiejąc na twarzy.
- Ula, przecież kocham cię całą. Nie broń mi.
- No dobrze – przełamała się.
Wszedł za nią i stanął naprzeciw.
- Pomogę ci.
Delikatnie ściągnął jej bluzkę i spódnicę zostawiając ją tylko w bieliźnie. Popatrzył na nią zachwyconym wzrokiem.
- Boże, jaka jesteś piękna.
Odpiął jej biustonosz i ostrożnie ściągnął figi.
- Kocham cię jak szaleniec – powiedział zdławionym z emocji szeptem. Rozebrał się błyskawicznie i wkrótce stanął przed nią równie nagi, jak ona. Pierwszy raz widziała go bez ubrania. Miał wspaniałe ciało. Smukłe, wysportowane, szczupłe. Zgrabnie wyrzeźbione łydki i uda. Odruchowo przytuliła się do niego. Wolno wprowadził ją do kabiny i puścił wodę. Namydlał ją gąbką celebrując każdy gest. Ona odbierała to, jak swoistą pieszczotę. Drżała. Po kąpieli wytarł ją i siebie i zapakowawszy ją w szlafrok, porwał na ręce i zaniósł do sypialni.
Wolno rozbierał ją z szlafroka odsłaniając po kolei te wszystkie cudowne krągłości. Ujął delikatnie w dłonie jej kształtne piersi i ucałował obie.
- Są wspaniałe – wymruczał.
Sięgnął jej ust najpierw subtelnie je drażniąc a potem pogłębiając pocałunek. Oddała go poddając się tej zmysłowej grze. Pobudził się. Nie poprzestał na ustach. Obsypywał muśnięciami warg jej twarz i szyję schodząc coraz niżej. Gładził cudownie miękką skórę na jej brzuchu, plecach i pośladkach. Była wspaniała i cała jego. Jęknęła rozkosznie i westchnęła. Odebrał to, jak najpiękniejszą muzykę. Pogładził jej łono wdzierając się w nie dłonią. Jego dotyk palił, jak ogień. Przeszedł ją błogi skurcz. Była gotowa.
- Bądź delikatny, proszę… - wyszeptała.
- Będę. Nie skrzywdzę cię.
Ponownie przywarł do jej rozchylonych warg wchodząc w nią bardzo wolno. Zacisnęła mocno powieki i wbiła paznokcie w jego plecy. Zabolało. Jednak po chwili ból minął. On wszedł w nią do końca i zaczął się poruszać. Już nie myślała o bólu, a jedynie o tym, by spełnić się w tym tańcu dwóch nagich ciał. Poddała się namiętności i zatraciła w niej. Jego rytmiczne ruchy doprowadzały ją niemal do utraty zmysłów. Kiedy przyspieszył zaczęła krzyczeć. Wystraszył się, że robi jej krzywdę. Zatrzymał się na chwilę.
- Nie przestawaj – wyjęczała zdławionym szeptem. Ponownie podjął rytm. Objęła ściślej nogami jego biodra i prawie przykleiła się do niego. Dochodziła, podobnie jak on. Kiedy poczuł jej skurcze sam eksplodował. To spełnienie było, jak erupcja wulkanu. Potężne. Długo jeszcze rzucało ich ciałami wywołując raz za razem rozkoszne spazmy. Powoli uspokajali się. Pocałował z pasją jej usta i spojrzał z ogromną czułością w oczy.
- Byłaś wspaniała. Kocham cię i jestem bardzo, bardzo szczęśliwy.
Pogładziła delikatnie jego twarz.
- Dałeś mi dzisiaj tyle rozkoszy. Nawet w snach nie wyobrażałam sobie, że to może być takie cudowne i takie piękne. Dziękuję.
Przytulił ją mocno do siebie. Było mu tak dobrze, tak wspaniale. Jeszcze nigdy z żadną kobietą nie czuł tylu emocji, co przy tej anielskiej istocie. Była jego darem od niebios. Przylgnął ustami do jej skroni. – Jesteś wielkim szczęściarzem Dobrzański.
Natarczywe promienie majowego słońca zaczęły się wdzierać przez okno sypialni. Omiotły uśpione oblicza przytulonej do siebie pary zakochanych. Marek skrzywił się i wolno uniósł ciężkie od snu powieki. Na widok przytulonej do niego Uli uśmiechnął się szeroko. Wyglądała ślicznie i tak bardzo niewinnie, jak krucha, porcelanowa figurka. Delikatnie odgarnął z czoła opadające na nie pojedyncze kosmyki włosów. Nigdy nie podejrzewał siebie o to, że może aż tak bardzo kogoś pokochać. Tak bardzo, że nie wyobrażał sobie już życia bez tej najdroższej sercu osoby. Była dla niego całym światem. Gdyby jej nie spotkał, pewnie do tej pory żyłby, jak dawniej, trwoniąc czas i pieniądze w warszawskich klubach. Uratowała go przed zmarnowaniem sobie życia. – Mój anioł – pomyślał. – Mój własny, prywatny anioł.
Zamruczała i przylgnęła do niego mocniej, obejmując ręką, jak obręczą jego pas. Przypomniał sobie, jak bardzo broniła się kiedyś przed jego dotykiem, uciekała wręcz od niego. A teraz? Teraz sama tuli się do niego. Zaufała mu. Wie, że jest bezpieczna, a on nigdy już jej nie skrzywdzi.
Poruszyła się i leniwie otworzyła powieki nieco zdezorientowana. Przeniosła wzrok wyżej i napotkała parę dużych stalowo-szarych oczu. Szczęśliwych oczu, które śmiały się do niej radośnie.
- Dzień dobry kotku – wymruczał półgłosem. – Dobrze spałaś?
- Wspaniale. – Przeciągnęła się rozkosznie. Pod wpływem tego ruchu kołdra zsunęła się z niej odsłaniając jeden z piękniejszych atutów jej kobiecości. Nie mógł pozostać obojętny na taki widok. Błyskawicznie przywarł ustami do jednego z sutków. Roześmiała się perliście wplatając mu palce we włosy.
- Marek… jesteś niemożliwy, łaskoczesz mnie. Powinniśmy wstawać.
- Jeszcze troszeczkę – wymamrotał obdarzając pocałunkiem jej pępek. – Jest mi tak dobrze.
- Kochanie, nie możemy całej niedzieli spędzić w łóżku.
- Dlaczego? Ja nie miałbym nic przeciwko temu.
- Chodź. Weźmiemy prysznic, a potem przygotuję pyszne śniadanie.
- Mmmm. Ta propozycja też mi się podoba. – Powiedział z błyskiem w oku.
Uwolniła się z jego ramion i wstając z łóżka machinalnie spojrzała na zegar. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
- Marek, już jest jedenasta! Nie sądziłam, że jest tak późno. Nieźle pospaliśmy. – Narzuciła szlafrok i niemal biegiem ruszyła pod prysznic.
Po chwili i on dołączył do niej. Myli się wzajemnie, chichotając i żartując. W dobrych nastrojach wkroczyli do kuchni. Marek nastawił expres a Ula zajęła się szykowaniem kanapek. Rzodkiewka, szczypiorek, twarożek. Typowe, wiosenne śniadanie. Kończyli je jeść, gdy odezwał się telefon Marka. Spojrzał na wyświetlacz i natychmiast odebrał.
- Witaj tato. Coś się stało, że dzwonisz?
- Właściwie nie. Dzwonię, bo chcielibyśmy wraz z mamą zaprosić was na obiad. Nie ukrywam, że bardzo nam na tym zależy. Chciałbym przekazać wam trochę nowin, a one nie nadają się na telefon.
- No dobrze. Dziękujemy za zaproszenie. Na pewno będziemy. O której?
- Na czternastą. Zdążycie?
- Na pewno.
- Do zobaczenia w takim razie.
Wyłączył telefon i spojrzał na Ulę.
- Ojciec dzwonił i zaprosił nas na obiad. Mówił, że ma nam do przekazania jakieś nowiny.
- Skoro tak, to zbierajmy się. Nie zostało wiele czasu.
Tuż przed umówioną godziną zaparkował na podjeździe przed domem rodziców. Ze zdziwieniem spojrzał na stojące obok czarne BMW Alexa.
- To chyba coś poważnego. Alex też tu jest. To jego samochód. Zupełnie nie wiem, o co chodzi.
- Nie martw się na zapas. Obecność Febo w tym domu nie jest przecież niczym dziwnym. W końcu wychowywali się tutaj.
- Masz rację. Niepotrzebnie się nakręcam.
Objęci podeszli do wejściowych drzwi, które już otwierała Zosia.
- Witajcie. Rodzice są w salonie.
Wchodząc do niego odnotowali też obecność Pauliny. Marek czuł coraz większy niepokój. – Co to ma być? Miły, rodzinny obiad?
Z fotela podnieśli się Dobrzańscy i już po chwili Ula tonęła w ramionach Krzysztofa a następnie Heleny.
- Witajcie kochani. Ula, z każdym dniem stajesz się coraz piękniejsza. Będą mi zazdrościć takiej synowej. – Krzysztof z rozradowaniem obserwował jej zaróżowione policzki.
Marek podszedł do rodzeństwa Febo i przywitał się z nimi. To samo zrobiła Ula. O ile z Pauliną miała dość dobry kontakt, tak z Alexem nieszczególny. Nieśmiało podała mu dłoń.
- Witam pana. – Podniósł jej dłoń do ust.
- Alex, po prostu Alex. Tak będzie lepiej.
- W takim razie, Ula.
Marek podszedł do ojca i zapytał cicho.
- Tato, o co chodzi? Skąd pomysł, by zebrać nas tu wszystkich?
- Cierpliwości synu. Zosia zaraz poda obiad i przy nim wszystko wyjaśnię. Tymczasem siadajcie.
Kiedy wszystkie potrawy znalazły się na stole Krzysztof poprosił o uwagę.
- Kochani. Trochę się ostatnio wydarzyło w moim życiu i nadszedł czas, by przygotować was na zmiany. Przeszedłem w przeciągu minionych dwóch tygodni serię badań. Niestety z moim sercem nie jest najlepiej. Lekarze zabronili mi pracować. Muszę ustąpić z placu boju, jeśli chcę jeszcze trochę pożyć. Ktoś musi mnie zastąpić. Do wyboru mam ciebie Alex i Marka. Wiem, że wasze relacje są kiepskie. Nie tak wyobrażałem sobie prowadzenie wspólnej firmy. Sądziłem, że będziecie współpracować, a nie niszczyć się nawzajem. Długo myślałem, jak wybrnąć z tej sytuacji by wam obu dać szansę na stanowisku prezesa. Postanowiłem, że będziecie się zmieniać, co dwa lata. To, który z was zacznie pierwszy, uzależniam od przypadku, lub jak chcecie, od szczęśliwego losu. Będziecie losować. To chyba najbardziej sprawiedliwe rozwiązanie. Jeśli wypadnie na Marka, Ula przejmie po nim stanowisko dyrektora do spraw promocji, jeśli to ty będziesz pierwszy Alex, Ula obejmie stanowisko dyrektora finansowego. Jest najlepszą kandydatką, jaką znam. Paulina zostałaby na swoim stanowisku, bo świetnie się na nim sprawdza. Co wy na to?
Siedzieli, jak wmurowani wbijając zszokowany wzrok w Krzysztofa. Nie wyobrażali sobie firmy bez niego. To on łagodził wszelkie nieporozumienia i konflikty i teraz miałoby go zabraknąć?
- Uleńko – Krzysztof zwrócił się do swojej przyszłej synowej – nic nie mówisz. Zgodziłabyś się na taki podział ról? Ja jestem przekonany, że na obu stanowiskach poradzisz sobie świetnie.
- Jeśli Alex nie będzie miał nic przeciwko mojej kandydaturze na jego miejsce, to oczywiście podejmę się tego. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, to zawieść pana. – Powiedziała cicho.
- Alex? – Krzysztof spojrzał na Febo. – Co ty na to?
- Ja nie mam nic przeciwko. Wiem, że Ula jest świetną ekonomistką i na pewno znakomicie sobie poradzi.
Ula słysząc te słowa zdziwiła się. – Odkąd Febo ma o mnie takie dobre zdanie? - Nie skomentowała jednak tego.
Krzysztof omiótł ich spojrzeniem i uśmiechnął się.
- Mam rozumieć, że przystajecie na moją propozycję?
- Tak – odezwał się Marek. To chyba najrozsądniejsze wyjście, choć ja życzyłbym sobie, byś nadal był zdrowy i prowadził firmę. Nie będę jednak dyskutował z wynikami badań. Nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało.
- Ja też popieram tą decyzję – odezwała się milcząca dotąd Paulina. – Wy obaj świetnie dacie sobie radę, a i Ula poradzi sobie znakomicie.
- Wspaniale kochani. Tego właśnie od was oczekiwałem. Rozsądku. W takim razie losujemy. – Wyciągnął z kieszeni monetę. – Orzeł, czy reszka?
- Orzeł – wybrał Alex.
Krzysztof podrzucił do góry pieniążek, który spadł z brzękiem na stół reszką do góry.
- Marek zaczyna. – Skwitował Krzysztof. – Jutro jeszcze będę w firmie. Trzeba poinformować ludzi o zmianach. Masz dwa lata synu i mam nadzieję, że nie zawalisz niczego. Ciebie Alex proszę, żebyś nie utrudniał i pozwolił mu spokojnie pracować. Nie chcę nawet znać powodu tych waszych animozji, ale nie mogą one mieć wpływu na pracę w firmie. Jej dobro leży na sercu nam wszystkim, prawda? Ty Marek też musisz opanować swój temperament. Zacznijcie współpracować, bo to tylko wyjdzie firmie na dobre. Za dwa lata ster przejdzie w twoje ręce Alex. Wtedy ty pokażesz, na co cię stać.
Reszta popołudnia przebiegła spokojnie. Po obiedzie Paulina wyciągnęła Ulę na spacer po ogrodzie. Ta przyjrzała jej się uważnie.
- Jesteś jakaś tajemnicza Paulina. Co się dzieje?
- Nie uwierzysz. Jestem z Lwem. – Wypaliła na wdechu. Ula uśmiechnęła się szeroko.
- Gratuluję! Jesteś szczęśliwa?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. On jest wspaniały. Ma dla mnie dużo zrozumienia, traktuje z atencją, ciągle adoruje. Ula, to mężczyzna, o jakim marzyłam całe życie. Powiedział mi, że mnie kocha.
- A ty? Kochasz go?
- Jeśli wziąć pod uwagę, że bez przerwy o nim myślę i tęsknię za nim, to tak, kocham go.
- Bardzo się cieszę Paulina. Wiesz, że dobrze ci życzę i wierzę, że przy nim wreszcie będziesz szczęśliwa.
- A tobie jak się układa z Markiem?
- Wspaniale. Od wczoraj mieszkamy razem na Siennej. Wiesz, że sprzedał dom?
- Tak, słyszałam. Za dużo było w nim wspomnień. Pewnie chciał się od nich uwolnić. Nasz związek, to była jedna wielka pomyłka. On szukał prawdziwej miłości i znalazł ją. Widzę, jak cię traktuje i jak na ciebie patrzy. Nigdy nie widziałam go takiego. Bardzo się zmienił. Spoważniał. To już nie ten sam Marek, co kiedyś.
- Mogę cię o coś zapytać? Od dawna mnie to dręczy. Czy ty wiesz, co tak poróżniło Marka i Alexa? Słyszałam, że kiedyś byli przyjaciółmi. Co takiego się stało, że pałają do siebie teraz nienawiścią? Marek powiedział mi kiedyś, że zniszczył mu życie, ale ja nic z tego nie rozumiem.
- To stara sprawa Ula. Ja sama dowiedziałam się o niej, jak już odeszłam od Marka. Wcześniej Alex nie chciał mi nic powiedzieć. Sama zachodziłam w głowę, dlaczego tak się nie znoszą. Wreszcie kiedyś Alex rzucił trochę światła na całą sytuację. Dawno temu Marek był w związku z niejaką Julią Sławińską. Była bardzo ładna. Drobna blondynka o niebieskich oczach. Niestety ich związek rozpadł się. Traf chciał, że zakochał się w niej Alex i to z wzajemnością. Byli ze sobą. Alex bardzo się zaangażował uczuciowo. Ona była dla niego ideałem. W tym czasie ja zaczęłam spotykać się z Markiem. Wkrótce on kupił dom i zamieszkaliśmy razem. Marek od zawsze lubił imprezy. Na jednej z nich spotkał Julię. Była sama, bo Alex w tym czasie był na jakimś zjeździe w Londynie. Upili się i wylądowali w łóżku, w domu Alexa. On wrócił wcześniej i przyłapał ich na zdradzie. Wtedy coś w nim pękło. Ta zdrada była podwójna. Jego dziewczyny i jego najlepszego przyjaciela. Od tamtego czasu bardzo się zmienił. Stał się ponury, nieprzystępny i już nigdy się nie uśmiechał. Marka wyrzucił wtedy z domu, a jej kazał się spakować i zniknąć z jego życia. Od tej pory nie miał żadnej kobiety, bo tę, którą stracił, kochał nieprzytomnie. Jak widzisz Marek nie był świętoszkiem. Potrafił tylko krzywdzić. Mnie zdradzał wielokrotnie, choć prosiłam, by się opamiętał. Nie poskutkowało. Dopiero, jak ty pojawiłaś się w jego życiu, zaczął się zmieniać. Teraz to zupełnie inny człowiek.
Ula słuchała w skupieniu słów Pauliny i była nimi wstrząśnięta.
- To bardzo smutna historia. Ja nie mogę go oceniać, bo nie znałam go wtedy. Jednak z tego, co zdążyłam zauważyć, to on bardzo żałuje tego, co zrobił i dałby wszystko, by Alex mu wybaczył. Twój brat, to bardzo dumny człowiek i naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek stać go będzie na puszczenie w niepamięć tego incydentu. Myślisz, że on ją jeszcze kocha?
- Myślę, że tak. Gdyby było inaczej, już dawno znalazłby sobie jakąś dziewczynę. On nie potrafi zapomnieć o Julii i nie potrafi też jej wybaczyć.
Paulina roztarła zziębnięte ramiona.
- Wracajmy Ula, chłodno się zrobiło.
Przeszły przez patio i szklane drzwi prowadzące do wnętrza domu. Weszły do salonu. Na ich widok podniósł się Marek.
- Co kochanie, będziemy jechać? – Pokiwała głową.
- Chyba tak. Późno już jest. Jutro trzeba wcześnie wstać. – Zwróciła się do seniorów. – Bardzo dziękujemy za pyszny obiad i miłe popołudnie. Musicie państwo koniecznie odwiedzić nas na Siennej i zobaczyć, jak się urządziliśmy.
- Na pewno przyjedziemy Uleńko. Jesteśmy bardzo ciekawi.
Pożegnali się też z obojgiem Febo i nie zwlekając odjechali. W salonie przez moment panowała cisza. Przerwał ją Alex mówiąc.
- Szczęściarz z tego Marka. Pokochała go niezwykła kobieta. Mądra, zdolna i nietuzinkowo piękna. Nie zasługuje na nią. Mam nadzieję, że potrafi docenić to, co ma.
- Alex. – Odezwała się Helena – On bardzo się zmienił. Ona go zmieniła. Sprawiła, że stał się lepszym człowiekiem. Okres lekkomyślności ma już dzięki Bogu za sobą, a ona nie pozwoli, by miał do niego wrócić. Poza tym on bardzo ją kocha i nigdy nie dopuści do tego, by ją stracić.
- Obyś miała rację Heleno, – powiedział ze smutkiem – obyś miała rację.
Jechali w milczeniu przez opustoszałe ulice Warszawy. Zerkał na nią co chwilę. Była jakaś nieobecna. Zamyślona.
- O czym tak myślisz kochanie? – Przerwał tę ciszę – Błądzisz gdzieś myślami.
Spojrzała na niego smutno.
- Rozmawiałam z Pauliną o tobie i Alexie i o tej historii sprzed lat. Wiesz… z Julią… - Spiął się. Nie sądził, że dowie się od Pauliny.
- Paulina o tym wie?
- Wie. Kiedy od ciebie odeszła, Alex opowiedział jej o wszystkim. Dręczysz się tym, prawda?
- Dręczę się tym od lat. Byłem taki głupi i nieodpowiedzialny. Gdybym się nie upił, nigdy nie zrobiłbym czegoś tak ohydnego. Był moim najlepszym przyjacielem, a ja zniszczyłem mu życie. – Wyrzucił z siebie z goryczą.
- Powinieneś z nim porozmawiać. Poprosić go o wybaczenie.
- Myślisz, że nie próbowałem? Wielokrotnie próbowałem, ale on pozostał głuchy na moje prośby. Jest bardzo uparty i dumny. Nie przyjmuje żadnych tłumaczeń.
- Może powinieneś próbować do skutku?
- To bez sensu Ula. On nigdy mi nie odpuści. Nie mówmy już o tym, dobrze? To bardzo bolesny dla mnie temat. – Przytuliła twarz do szyby.
- Dobrze. Jak sobie życzysz.
Tej nocy znowu ją kochał. Potrzebował tego. Potrzebował jej. Jej dotyku, przytulenia i czułych słów, które z miłością szeptała mu do ucha.
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz