"Dotyk miłości"
09 marzec 2012
Rozdział XI
Tym razem to ona obudziła się pierwsza. Miała w sobie jakiś wewnętrzny
budzik, który nigdy jej nie zawodził w ciągu tygodnia pracy. Spojrzała
najpierw na zegar wskazujący godzinę szóstą, a potem na uśpionego Marka.
Wyglądał tak słodko. Nawet kiedy spał, widziała wyraźnie zarys tych
dołków tworzących się w jego policzkach. Było jeszcze wcześnie. Pracę
zaczynali o ósmej trzydzieści. Mógł więc pospać jeszcze trochę.
Wysupłała się z jego objęć i jak najciszej wyszła z pokoju. Poranny
prysznic pomógł zmyć z niej resztki snu i tej upojnej nocy. Uśmiechnęła
się na samą myśl. Nastawiła expres i zajęła się szykowaniem śniadania i
kanapek do pracy. Zamyśliła się. Była tak nieprzyzwoicie szczęśliwa, że
bała się o tym mówić głośno. On sprawił, że uwierzyła w siebie, poczuła
się pewniej. Bez wątpienia ją dowartościował. Kochał ją, co do tego nie
miała wątpliwości. Czy mogła marzyć o szczęśliwszej przyszłości?
Wiedziała, że gdyby nie było go u jej boku, jej życie nie miałoby sensu.
Wszedł cicho do kuchni i zamknął ją w swych ramionach tuląc twarz do jej policzka.
- Królestwo za twoje myśli księżniczko. Za chwilę spalisz jajecznicę. – Odruchowo zdjęła patelnię z palnika.
- No, mało brakowało. Na szczęście przyszedłeś. Siadaj, zaraz będzie
kawa. – Postawiła na stole grzanki i parujące talerze z jajecznicą. Z
przyjemnością pociągnął nosem wdychając te smakowite aromaty.
- Uwielbiam śniadania z tobą. – Uśmiechnął się słodko.
- Dzisiaj ważny dzień. Ważny dla ciebie. Obejmujesz prezesurę.
- Mhm. A ty stanowisko dyrektora. Żal mi ojca. Na pewno nie było mu
łatwo podjąć tą decyzję. Niemal całe życie stał na czele firmy. Ja
czułem, że z jego sercem nie jest w porządku. Udawał bohatera, ale był
słaby. Za dużo stresów. Nie dziwię się, że przy takim obciążeniu lekarze
zabronili mu pracować.
- To była rozsądna decyzja Marek i ja bardzo go za to podziwiam. Miał
rację. Jeśli chce jeszcze pożyć we względnym komforcie, to musi zacząć
się oszczędzać. Jego serce potrzebuje spokoju i wyciszenia, a w pracy
jest dokładnie odwrotnie. Ciągły młyn. Dobra. Zbieramy się. Ósma jest.
Nie wiem, o której będzie to zebranie. Lepiej, jak będziemy trochę
wcześniej.
Przy windach natknęli się na Pshemko. Przywitali się z nim. Na piątym
piętrze mistrz pociągnął Ulę za rękaw mówiąc konspiracyjnym szeptem.
- Chodź na chwilę, muszę ci coś powiedzieć.- Zaciągnął ją w głąb jednego
z korytarzy. – Wpadnij dzisiaj do mnie. Wygospodarowałem trochę
materiału z wiosenno-letniej kolekcji i uszyłem ci sukienkę. To znaczy
Izabela uszyła, ja zaprojektowałem. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Spojrzała na niego z rozczuleniem.
- Rozpieszczasz mnie Pshemko. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Nawet
nie zliczę, jak wiele ci zawdzięczam. Oczywiście przyjdę, ale później.
Powiem ci w sekrecie, że szykują się w firmie zmiany. Byliśmy wczoraj na
obiedzie u państwa Dobrzańskich. Z Krzysztofem nie jest najlepiej.
Lekarze zabronili mu pracować. Dzisiaj ma zwołać zebranie dla wszystkich
pracowników i poinformować o podjętych decyzjach. Nie wiem tylko, o
której. Przyjdę więc po zebraniu dobrze?
- Oczywiście. Zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłem, że z Krzysztofem jest aż tak źle.
- Będzie dobrze. Musi tylko zacząć się oszczędzać i prowadzić spokojny
tryb życia. To ja lecę. Może już coś wiadomo o godzinie zebrania.
Trzymaj się.
Weszła do sekretariatu i przywitała się z Violettą, która rozmawiała z kimś przez telefon.
- Właśnie przyszła panie prezesie. Już ją daję. Ula, prezes Dobrzański do ciebie – podała jej słuchawkę.
- Dzień dobry panie Krzysztofie.
- Witaj Uleńko. Dzwonię do ciebie z prośbą. Mogłabyś obdzwonić wszystkie
działy i powiadomić, że zebranie będzie o dziesiątej? Byłbym bardzo
wdzięczny.
- Oczywiście. Nie ma problemu. Już dzwonię.
- Dziękuję dziecko.
Weszła do gabinetu Marka.
- Kochanie dzwonił twój ojciec. Zebranie będzie o dziesiątej. Ja idę podzwonić po działach, bo mnie o to prosił.
- Dzięki skarbie. Mówiłaś już komuś o tym?
- Napomknęłam tylko Pshemko, ale on nic nikomu nie powie przedwcześnie, zaręczam.
- W porządku. Idź dzwonić w takim razie. Ja przejrzę pocztę w tym czasie.
Poinformowała niemal wszystkich. Do Pshemko i Alexa postanowiła pójść
osobiście. Przemknęła przez pracownię mistrza jak wiatr rzucając mu w
przelocie, by był wraz z krawcowymi o dziesiątej w konferencyjnej i już
pędziła do Alexa. Powiedziała jego sekretarce Dorocie o zebraniu i
zapukała do gabinetu.
- Witaj Alex. – Rzuciła onieśmielona.
- Cześć Ula. Co cię przygnało w moje progi?
- Przyszłam, żeby poinformować cię, że o dziesiątej w konferencyjnej
odbędzie się to zebranie, o którym mówił wczoraj pan Dobrzański. Mam też
prośbę. Nigdzie nie mogę złapać Pauliny. Mógłbyś ją powiadomić? Byłabym
wdzięczna.
- Oczywiście. Już do niej dzwonię.
- Dziękuję. To na razie.
O dziesiątej sala konferencyjna wypełniła się po brzegi pracownikami
F&D. Na końcu wszedł Krzysztof i stanął u szczytu stołu. Omiótł
wzrokiem ich wszystkich i uśmiechnął się dobrotliwie.
- Kochani. Dziękuję wam wszystkim za przybycie. Chcę was poinformować o
zmianach personalnych, jakie za chwilę nastąpią na niektórych
stanowiskach. Muszę niestety zrezygnować z funkcji prezesa. – Przez tłum
przeszedł pomruk. – Spokojnie. To nie koniec świata. Jestem zbyt chory,
by móc nadal pracować. Przez kolejne dwa lata stanowisko będzie
piastował mój syn. Po nim, przez następne dwa, Alexander Febo. Będą się
zmieniać. Przy każdej takiej zmianie Urszula Cieplak będzie zajmować
stanowisko albo dyrektora do spraw promocji, albo dyrektora finansowego.
Reszta pozostaje bez zmian. Na koniec pragnę jeszcze powiedzieć, że dla
mnie był to wielki zaszczyt móc z wami pracować i na pewno będzie mi
brakować firmy. Niestety decyzja lekarzy nie pozostawia mi wyboru. Mam
tylko nadzieję, że te zmiany będą dobre i z podobnym zaangażowaniem
podejdziecie do obowiązków pod rządami nowego prezesa. To wszystko moi
drodzy. Życzę wam powodzenia.
Ludzie zaczęli się rozchodzić. Zostali tylko w piątkę.
- Wiecie, co macie robić. Nie zepsujcie tego. Marek, przeniesiesz się do
mojego gabinetu. Najlepiej jeszcze dzisiaj. Swój zostawisz Uli. U
ciebie Alex na razie bez zmian. To tyle. Pójdę już. Mama na mnie czeka.
Patrzyli za nim, jak odchodzi z opuszczoną głową i nieodłączną laseczką w
ręku. Smutny to był widok. Marek popatrzył na Alexa.
- Alex, ja chciałbym tylko wiedzieć czy… mimo tej wielkiej nienawiści,
jaką do mnie żywisz, jesteś w stanie współpracować i nie utrudniać mi
życia?
Febo spojrzał na niego zaskoczony.
- Nie martw się. Ja obiecałem już kiedyś Uli, że nie będę mieszał życia
osobistego z zawodowym i od tamtej pory dotrzymuję słowa.
- Dziękuję w takim razie. Wracam do pracy. Chodź Ula, pomożesz mi się pakować.
Weszli do sekretariatu powitani głośnym piskiem Violetty.
- Gratuluję moi drodzy. Ja siedzę tu, jak na gwoździach jakichś i nie wiem, co dalej.
- Ale…, z czym? – Marek był lekko zdezorientowany.
- No jak to, z czym? Ze mną oczywiście!
- Jak to z tobą? Że co?
- No wiesz co Marek, ty to jakiś mało ponętny dzisiaj jesteś. – Wytrzeszczył na nią oczy.
- Jaki?! – Ula dusiła się ze śmiechu. W końcu wybuchła i łapiąc łapczywie powietrze wyjaśniła narzeczonemu.
- Viola… ha, ha, ha… chciała chyba… ha, ha… powiedzieć „pojętny”.
- No przecież mówię. – Odparła Kubasińska z pretensją w głosie. – Wy
sobie tu jaja robicie, a ja nie wiem, gdzie będę teraz pracować, czy
jako sekretarka prezesa, czy jako sekretarka dyrektora.
- Aaaa… to o to chodzi. Ty zostajesz na miejscu, to tylko ja się wyprowadzam. Będziesz sekretarką Uli.
- No i kamień z nerki – Violetta odetchnęła z ulgą.
Weszli do gabinetu. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej dwa puste kartony.
- Wierzysz mu? – Spytał.
- Komu? A, Alexowi. Zdziwisz się, ale tak, wierzę. Pamiętasz, jak Adam
wykradł nam tę listę kontrahentów? Poszłam wtedy pogadać z Alexem. To
właśnie podczas tej rozmowy mi obiecał, że nie będzie bruździł.
Rzeczywiście od tej pory nie mamy żadnych niespodzianek z jego strony.
- Tak, chyba masz rację. – Zamyślony systematycznie opróżniał szuflady. –
Trzeba będzie zamówić nowe pieczątki, będą potrzebne i to już. Zleć to
Violi. Niech załatwi je jak najszybciej. No chyba wszystko zapakowałem.
Po laptopa przyjdę później. Zadzwonię po informatyków. Trzeba przenieść
twój komputer.
- Pomogę ci. Wezmę to lżejsze pudło. No panie prezesie, idziemy.
Zjechali windą na trzecie piętro. Gabinet Krzysztofa był nieco większy
od gabinetu Marka. Królowała w nim pokaźnych rozmiarów skórzana kanapa i
dwa fotele. Za biurkiem ustawione były regały z segregatorami i
literaturą fachową. Postawili pudła na niskim stoliku okolicznościowym.
- Nagle poczułem się opuszczony – stwierdził smętnie Marek. – Już nie będę miał cię tak blisko.
Podeszła do niego i objęła go.
- Nie będzie tak źle. Zawsze mogę tu przyjść lub ty możesz wpadać do
mnie, jeśli bardzo zatęsknisz. Poza tym masz panią Marię za drzwiami.
Będzie cię rozpieszczać tak, jak pana Krzysztofa. To znakomita
sekretarka. Nie pozwoli ci zginąć. A teraz chodź. Jeszcze twój laptop
został.
Od czasu objęcia przez nich nowych stanowisk minął miesiąc. Radzili
sobie całkiem nieźle, szczególnie Ula. Miała dużo pracy, ale dzięki
swoim umiejętnościom organizacyjnym potrafiła wszystko dokładnie
koordynować i wszystko mieć pod kontrolą. Zaczęły spływać też pierwsze
raporty z butików i szwalni. Czytała je z prawdziwą przyjemnością.
Wyniki były pokrzepiające. Pomyślała, że dobrze by było skonsultować je z
Alexem. W końcu był dyrektorem finansowym i przepływ firmowej gotówki
leżał przede wszystkim w jego kompetencjach. Nie miała z nim częstego
kontaktu. Odnosiła jednak wrażenie, że od czasu tego pamiętnego obiadu u
seniorów Dobrzańskich traktuje ją nieco lepiej, nie tak wyniośle i z
góry, jak kiedyś. Wybrała jego numer wewnętrzny. Zgłosił się niemal
natychmiast.
- Febo, słucham.
- Dzień dobry Alex, Ula z tej strony.
- Witaj Ula. Potrzebujesz czegoś?
- Właściwie, to dzwonię, bo chciałam skonsultować z tobą jedną rzecz. Mogłabym do ciebie przyjść? Jesteś bardzo zajęty?
- Jestem zajęty, ale nie aż tak bardzo. Chcesz przyjść teraz?
- Jeśli mogę?
- Dobrze. Przychodź.
Zebrała stosik raportów i włożyła do papierowej teczki. Wychodząc z gabinetu rzuciła Violetcie.
- Viola, idę do Alexa. Nie będzie mnie co najmniej godzinę. Wszystkie rozmowy zapisuj i mów, że oddzwonię.
- No, nie zazdroszczę. Idziesz w samą paszczę diabła. Powodzenia.
- Nie przesadzaj Viola. Nie jest tak źle.
Zapukała do drzwi gabinetu i weszła do środka.
- Cześć.
- Cześć. Siadaj, proszę. To, co chciałaś skonsultować?
- Dostałam już komplet raportów ze szwalni i butików. Wyglądają
nienajgorzej, można nawet powiedzieć, że dobrze. Ponieważ niedługo
odbędzie się posiedzenie zarządu, trzeba będzie przedstawić na nim
raport odnośnie sprzedaży. Być może poczytasz to, jako asekuranctwo z
mojej strony, ale czy mógłbyś sporządzić niezależny raport od mojego?
Porównalibyśmy wtedy oba. To byłoby najuczciwsze podejście, nie sądzisz?
- Nie ufasz sama sobie?
- Ufam, ale też nie chcę by posądzano mnie o jakieś machlojki, lub o naciąganie danych. Podejmiesz się tego?
- No dobrze, ale muszę mieć raporty cząstkowe. – Wyciągnęła teczkę i położyła przed nim.
- Tu są kserokopie, cały komplet. Nie musisz się tak bardzo śpieszyć, bo zarząd dopiero za dwa tygodnie. Jest sporo czasu.
- Dobrze. Jak będzie gotowy, powiadomię cię.
- Dziękuję. To dla mnie ważne.
Wracała do siebie, gdy dobiegł ją podniesiony głos Violetty. Zaniepokoiła się i przyspieszyła kroku.
- Przecież ci mówię, że dyrektor Dobrzański jest teraz prezesem. Jesteś
taka tępa, czy tylko udajesz? Jeśli myślisz, że przyjmie cię tu z
otwartymi ramionami, to grubo się mylisz. Nie potrzebujemy tu takich
podłych dziwek, jak ty. Twarz kolekcji się znalazła. – Viola prychnęła z
pogardą.
- Violetta, co tu się dzieje? – Spytała wchodząc do sekretariatu.
Naprzeciw jej wrzeszczącej sekretarki stała elegancko ubrana blondynka z
przesadnym nieco makijażem.
- O dobrze, że jesteś. To Klaudia Nowicka, była kochanka Marka. Właśnie
wypłynęła z rynsztoka i przypomniała sobie, że kiedyś była modelką.
- Cały czas nią jestem – powiedziała wyniośle kobieta. - A czy byłą
kochanką, to się jeszcze okaże. Marek potrafi docenić walory prawdziwej
kobiety. Długo nie było mnie w kraju, ale do Mediolanu też dochodzą
wieści. Słyszałam, że rozstał się z Pauliną.
- Te twoje wieści są dziwnej treści – zrymowała Violetta – i pochodzą
chyba z czasów epoki lodowcowej, bo Marek rozstał się z nią prawie rok
temu. A teraz…
- Viola, dosyć – przerwała ten dialog Ula. – A panią zapraszam do gabinetu. Tam będziemy mogły spokojnie porozmawiać.
Weszły do środka i Ula wskazała jej fotel.
- Proszę spocząć. Myślę, że to nieporozumienie wyjaśni najlepiej sam Marek, prawda?
- Na pewno. Jestem przekonana, że ponownie zatrudni mnie w firmie przez dawny sentyment do mnie. Było nam razem wspaniale.
- Proszę mi oszczędzić szczegółów. Nie interesuje mnie to, co było
kiedyś. – Powiedziała Ula z kamienną twarzą. Wybrała wewnętrzny Marka.
- Marek, możesz przyjść do mnie na chwilę? Mam ważną sprawę. – Spojrzała na modelkę.
- Zaraz tu będzie. – Klaudia uśmiechnęła się pod nosem i ostentacyjnie zarzuciła nogę na nogę.
Nie minęło wiele czasu, kiedy drzwi gabinetu otworzyły się i wszedł Marek. Z szerokim uśmiechem na ustach rzucił.
- No, co tam kochanie? Co to za sprawa? – Popatrzyła mu ze smutkiem w oczy i wskazała ręką fotel.
- Pani Klaudia Nowicka.
Odwrócił głowę i zaskoczony popatrzył na kobietę, o której przez ten
cały czas starał się zapomnieć. Kiedy pracowała w F&D miał przez nią
same kłopoty. Była nachalna. Narzucała mu się i nie chciała od niego
odczepić. Pobladł. Zdławionym głosem wykrztusił.
- Co ty tutaj robisz? –
Wstała z fotela i kocim ruchem podeszła do niego próbując zarzucić mu ręce na szyję. Zatrzymał je mocno ściskając.
- Marco, wróciłam. Nie cieszysz się? – Zagotowało się w nim.
- Jak śmiesz przychodzić tutaj! Jak śmiesz pokazywać mi się na oczy po
tylu skandalach z twoim udziałem! Natychmiast opuścisz budynek, a ja nie
omieszkam powiadomić ochronę, by już nigdy nie wpuszczała cię do firmy,
bo tutaj jesteś persona non grata.
- Marco, nie wściekaj się tak. Teraz, kiedy Pauliny już nie ma, mogłoby być nam ze sobą tak pięknie.
- Nam? Przyjmij wreszcie do tej swojej pustej blond głowy, że od kilku
miesięcy jestem w szczęśliwym związku z kobietą, którą kocham nad życie.
Z tą kobietą – wskazał na Ulę. – Jesteśmy zaręczeni i wkrótce pobieramy
się. Skończyłem z dawnym życiem i nigdy, rozumiesz, nigdy do niego nie
wrócę. Do knajp, do panienek i do pustych, głupich modelek, takich, jak
ty. A teraz zabierz łaskawie swoje rzeczy i wyjdź stąd dobrowolnie. W
przeciwnym razie wyprowadzi cię stąd ochrona. Nigdy tu nie wracaj, bo ta
firma nie ma ci już nic do zaoferowania.
Klaudia uniosła dumnie głowę. Zabrała żakiet, torebkę i wychodząc rzuciła jeszcze.
- Będziesz tego żałował Marco.
- Już żałuję. Żałuję, że w ogóle cię poznałem.
Po wyjściu modelki zapadła grobowa cisza. Marek oparł się o biurko
oddychając ciężko i przyciskając dłoń do klatki piersiowej.
Zaniepokojona nalała do szklanki wody i podała mu ją. Wypił jednym
haustem.
- Muszę usiąść. – Wyartykułował. – Przepraszam cię kochanie, że musiałaś
być świadkiem tej nieprzyjemnej sytuacji. Nigdy nie spodziewałbym się,
że będzie na tyle bezczelna i wróci. Dopadł mnie koszmar z przeszłości.
To kara za moje dawne życie.
- Już dobrze Marek – powiedziała łagodnie przysiadając obok i obejmując
jego dłoń. – Uspokój się i spróbuj oddychać normalnie. Boję się, że coś
ci się stanie, bardzo się zdenerwowałeś.
Zalśniły mu w oczach łzy. Podniósł jej dłoń do ust i ucałował z atencją.
- Wybacz mi skarbie. Nie powinnaś uczestniczyć w takiej konfrontacji.
Ona nic dla mnie nie znaczy, podobnie, jak te wszystkie kobiety z
przeszłości. Nie mogę zagwarantować, że kiedyś nie powtórzy się coś
podobnego, ale będę cię chronił przed tym z całych sił. Ja nigdy nie
mógłbym przestać cię kochać. Ufaj mi, wierz mi i kochaj mnie. Tylko to
jest dla mnie ważne. Najważniejsze – dokończył szeptem.
Pogładziła jego gęstą czuprynę.
- Ja to wszystko wiem Marek i rozumiem lepiej, niż myślisz. Jestem silna
i żadnej kobiecie z twojej przeszłości nie pozwolę, by zniszczyła to,
co nas łączy. – Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Jesteś moim darem niebios. Moim aniołem, moim wszystkim. Nie spapram
tego, bo gdybym cię stracił, nie miałbym po co żyć. – Odetchnął głęboko.
– No, już mi lepiej. Zaraz zadzwonię do ochrony. Niech wpiszą ją na
listę osób niepożądanych. Nie chcę jej tu więcej widzieć. Pójdziemy na
lunch? Trochę zgłodniałem.
- Masz kanapki w teczce. Przygotowałam dziś rano.
- Wiem kochanie, ale chyba potrzebuję trochę powietrza. Kanapki na pewno
zjem, ale później. Daj się wyciągnąć, chociaż na godzinę. Chodźmy na
zapiekanki, dawno nie jedliśmy. – Uśmiechnęła się.
- Ty wiesz, czym możesz mnie skusić i czemu nie mogę się oprzeć.
- A myślałem, że tylko mnie nie możesz się oprzeć? – Udawał rozczarowanie. – Poczochrała mu włosy i cmoknęła w nos.
- Tobie i zapiekankom. Chodźmy.
Z bułkami w dłoniach powędrowali do parku. Tu mogli się odprężyć i nie
myśleć o tym przykrym dla obojga zajściu. Usiedli na swojej ulubionej
ławce w pobliżu stawu. Ula przymknęła oczy przed rażącymi promieniami
słońca.
- Kocham ten park. To takie ciche i spokojne miejsce. – Wymruczała.
- Wiesz kochanie, pomyślałem sobie, że chyba powinniśmy ustalić datę
ślubu. Niepotrzebnie zwlekamy. – Otworzyła oczy i spojrzała na niego
poważnie.
- Czy to nie ten incydent skłonił cię do takich myśli? Po co ten pośpiech?
- Masz rację. Ten incydent też. Fakt zostania szczęśliwym małżonkiem z
pewnością zahamowałby zapędy takich pań, jak Klaudia. Jednak ja myślę
już o tym od dłuższego czasu. Przecież kochamy się, doskonale rozumiemy i
dobrze nam ze sobą, na co czekać?
- Marek, ale to trzeba wszystko dobrze przemyśleć. Samo załatwienie w
urzędach długo potrwa i organizacja wesela też. Możemy ustalić datę, ale
niech to będzie jakiś rozsądny termin, żebyśmy nie załatwiali spraw na
wariackich papierach. Pośpiech nie jest dobrym doradcą.
- Ja wiem skarbie i też nie chcę, by zorganizować ślub i wesele byle
jak. Mamy początek lipca, co myślisz o grudniowych świętach? To prawie
pół roku, zdążylibyśmy ze wszystkim. Mama na pewno chętnie pomoże. Ma
prawdziwy talent organizacyjny.
- To chyba dobra data i rozsądna. Może być w święta. – Zgodziła się z nim.
- Kocham cię i uwielbiam – szepnął do niej z błyskiem w oku. – Trzeba
powiedzieć Pshemko. Może zgodzi się uszyć ci suknię a mnie garnitur. Nie
jest teraz tak bardzo obciążony pracą. Wprawdzie zaczął projektować
kolekcję jesień-zima, ale ma na to mnóstwo czasu.
- Porozmawiam z nim. Jest moim najlepszym przyjacielem i nigdy niczego mi nie odmówił.
- No widzisz kotku? Już pierwszy krok zrobiliśmy. Zobaczysz, że wszystko pójdzie gładko i wszystko się uda.
- Ja mam tylko jeden warunek. Nie chcę dużego wesela. Marzy mi się
skromny ślub w rysiowskim kościółku, grono najbliższych przyjaciół i
rodziny. Ślub bez zadęcia i pompy.
- Co tylko zechcesz moje szczęście. – Wpił się w jej usta i pocałował żarliwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz