Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Dotyk miłości" - rozdział 9

"Dotyk miłości" 

  09 marzec 2012  
Rozdział IX


Weszła cicho do domu. W głowie miała chaos. Ta dzisiejsza randka i ta niespodziewana propozycja z jego strony. Nie chciała mu od razu dawać odpowiedzi, choć była zdecydowana, by wyrazić zgodę. Kochała go przecież, ale czy on czuł to samo? Widziała, jak na nią patrzy. Tak nie patrzy ktoś, kto czuje obojętność. - Może i on poczuł do mnie coś więcej? Może i on obdarza mnie uczuciem? To by było zbyt piękne marzenie.
Postanowiła, że da mu odpowiedź pozytywną, ale będzie ostrożna. Nie pozwoli się już zranić.
Następnego dnia spotkała przed wejściem do firmy Pshemko. Przywitał się z nią wylewnie.
- Jesteś coraz piękniejsza duszko. Wpadniesz do mnie dzisiaj na pogawędkę?
- Wpadnę. Poczęstujesz mnie odrobiną czekolady? Mam na nią dzisiaj wyjątkową ochotę.
- Urszulo, co za pytanie. Oczywiście, że poczęstuję. Wpadnij w takim razie koło dwunastej.
Na piątym piętrze rozstali się. Weszła do sekretariatu i rozebrała się. Wyciągnęła potrzebne materiały i włączyła komputer. Nagle drzwi gabinetu dyrektora otworzyły się i stanął w nich on sam.
- Cześć Ula.
- Ty już jesteś? Myślałam, że nie ma jeszcze nikogo.
- Nie mogłem spać. Całą noc myślałem o nas. Wejdziesz do mnie?
Odłożyła segregatory i weszła do gabinetu. Zamknął za nią dokładnie drzwi i stanął naprzeciw z napięciem wpatrując się w jej oczy.
- Ula nie trzymaj mnie w niepewności, błagam. Podjęłaś decyzję?
- Tak, podjęłam. - Jego oczy wyrażały pełne spektrum emocji, spośród których wybijała się niepewność.
 - I co postanowiłaś? - Nerwowo przełknął ślinę.
 - Zgadzam się.
Jego radosny krzyk odbił się echem w pokoju. Porwał ją w ramiona i okręcił się z nią kilkakrotnie dookoła.
- Kocham cię, kocham, kocham!
Wreszcie zdyszany postawił ją na podłodze. Kręciło jej się w głowie i od tej karuzeli, którą jej urządził i od słów, które usłyszała przed chwilą. Zszokowana spojrzała w jego rozradowane oczy.
- Coś ty powiedział? – Wydukała. Objął ją i czule pogładził po zarumienionym policzku.
- Powiedziałem, że cię kocham. Bardzo. To uczucie rozsadza mi piersi i chciałbym to wykrzyczeć całemu światu. – Spojrzał na nią poważnie.
- Ale ty chyba kochasz kogoś innego. Nie powiedziałaś mi tego wtedy, jak pytałem. – Stwierdził ze smutkiem. Zmieszała się i nerwowo przygryzła wargę. W końcu odezwała się cichym głosem.
- To nie tak Marek. Nie mogłam ci wtedy odpowiedzieć, bo musiałabym ci wyznać, że… że… to ciebie kocham. Zakochałam się w tobie wtedy, jak byłeś dla mnie taki niemiły i nie rozumiałam sama siebie. Nie rozumiałam, jak mogłam zakochać się w kimś, kto tak bardzo mnie rani i krzywdzi. A jednak tak było. Próbowałam stłumić w sobie to uczucie, ale nie było to takie proste. – Przytulił ją jeszcze mocniej przyciskając usta do jej skroni.
- Tak bardzo cię przepraszam, że usłyszałaś ode mnie tyle przykrych słów. To już nigdy się nie powtórzy, a ja kocham cię nad życie.
Pochylił się i przylgnął do jej ust. Pocałunek był delikatny i niezwykle czuły. Oderwał się od niej i przytulił do piersi gładząc jej włosy.
- Jesteś moim największym szczęściem.
- Pójdę już, – powiedziała niemal szeptem - pewnie Viola zaraz przyjdzie. Ponownie sięgnął jej ust i z żalem wypuścił z ramion.
Usiadła bez ruchu za biurkiem przetrawiając w głowie słowa, które powiedział. – Kocha mnie. Powiedział to. Jestem taka szczęśliwa. Pocałował mnie. Jego usta są takie miękkie, delikatne, zmysłowe. Sama słodycz. To było bardzo przyjemne.
- Cześć Ulka – do rzeczywistości sprowadził ją głos Kubasińskiej.
- A cześć, cześć. – Viola przyjrzała się jej bacznie.
- Coś ty taka rozmrożona? Zakochałaś się, czy co?
- Rozmarzona, jak już. No co ty, Viola – zaprotestowała słabo. – Lepiej zabierajmy się do roboty.
Nie chciała wdawać się w dyskusje z sekretarką. Znała jej ciągoty do konfabulacji. Gdyby poznała prawdę, ta rozniosłaby się lotem błyskawicy po firmie, w dodatku odpowiednio podkoloryzowana.

Siedział u Olszańskiego wysłuchując jego historii ostatniego weekendu. Był znudzony. Od jakiegoś czasu przestał rozumieć ekscytację przyjaciela nowo poznanymi panienkami.
- Powinniśmy znowu razem wyskoczyć do klubu. Dawno nie byliśmy tam razem. Opuszczasz się przyjacielu. – Kadrowy popatrzył na niego z wyrzutem.
- Tak, chyba tak. – Ocknął się z zamyślenia. - Muszę ci coś wyjaśnić. Przede wszystkim to, że już nigdy moja noga nie postanie w klubie. Skończyłem z tym.
Olszański zamarł. Wszystkiego mógłby się spodziewać, ale nie tego, że jego najlepszy przyjaciel, często inicjator klubowych wypadów, złoży mu taką deklarację.
- Nie rozumiem. Dlaczego?
- Przestało mnie bawić takie życie. Poza tym zakochałem się. – Strzepnął z rękawa marynarki jakiś niewidoczny pyłek.
- Zakochałeś się? – Zdumienie kadrowego sięgnęło zenitu. – W kim?
- W Uli. – Seba wytrzeszczył na niego oczy.
- W Cieplak?
- A znasz jakąś inną? Zrozumiałem to w ten weekend właśnie. Kocham ją, jak wariat i nie chcę już żadnej innej. Jest wspaniała. Piękna, dobra, wyrozumiała i wspaniałomyślna. To chodzący ideał Seba.
- No, no, w życiu bym się nie domyślił.
- Wiem, – odparł znając poziom inteligencji przyjaciela - dlatego mówię ci o tym osobiście. Też powinieneś się zakochać. Byłbyś przez to szczęśliwszy. Wracam do siebie.
Na korytarzu natknął się na Ulę.
- Dokąd się wybierasz kochanie? – Zarumieniła się po czubek głowy. Wyglądała tak słodko i niewinnie.
- Marek, zawstydzasz mnie – wyszeptała. – Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Nikt nigdy tak mnie nie nazywał.
- Przyzwyczaisz się, – spojrzał jej z miłością w oczy – bo ja nie będę cię od dzisiaj nazywał inaczej. Jesteś moim kochaniem, skarbem, szczęściem, aniołem i ideałem pod każdym względem. Nie będę jednak taki ostentacyjny i nie będę cię całował na korytarzu, choć muszę przyznać, że mam na to wielką ochotę.
Kolor jej policzków jeszcze bardziej się zintensyfikował.
- Jesteś niemożliwy. Idę na pół godziny do Pshemko. Obiecałam mu, że wpadnę.
- W porządku. Na razie i tak nie ma nic pilnego.
Weszła cicho do pracowni i przywitała się z projektantem. Usiadła tuż obok, a on już nalewał jej filiżankę aromatycznej czekolady.
- Co słychać Urszulo? Dawno nie rozmawialiśmy.
- Dużo się wydarzyło Pshemko. W sobotę mieliśmy na obiedzie państwa Dobrzańskich. Wiesz, że pan Krzysztof poznał tatę w szpitalu i zaprzyjaźnili się? Mówiłam ci o tym. To dzięki tej znajomości dostałam tutaj pracę.
- Tak, pamiętam i uważam, że to była najlepsza decyzja Krzysztofa od lat. Nie wiem, jak poradziłbym sobie bez ciebie.
- Dziękuję, to miło, że tak myślisz. Chciałabym ci coś powiedzieć, ale to musi pozostać między nami. Przynajmniej na razie. Chcę twojej rady i opinii. Jesteś moim jedynym przyjacielem i zależy mi na twoim zdaniu.
Pshemko wyprostował się dumnie na fotelu.
- Mów Urszulo, ja nic nikomu nie powiem – zapewnił uroczyście.
- Zakochałam się – strzeliła prosto z mostu.
Na twarz projektanta wypłynął rozanielony uśmiech.
- To wspaniale. Kim jest ten szczęściarz?
- To Marek.
- Marek? Przecież on tak źle cię traktował. Pomiatał tobą. Jak mogłaś się w nim zakochać?
- Też tego nie rozumiałam, ale ten ostatni weekend zmienił wszystko. W niedzielę zaprosił mnie do kina i potem poprosił, bym zaczęła się z nim spotykać. Dzisiaj wyraziłam na to zgodę, a on wyznał mi miłość.
Mistrz popatrzył na nią myśląc o czymś intensywnie.
- Wiesz Urszulo, do niedawna miałem go za lekkoducha i trzpiota, ale ostatnio zauważyłem, że jednak się zmienił. Stał się bardziej odpowiedzialny. On nie jest taki skory do wyznawania komuś uczuć. Nawet nie wiem, czy Paulina usłyszała od niego kiedykolwiek takie wyznanie. Skoro tobie wyznał miłość, to myślę, że naprawdę cię kocha. Podobnie, jak na mnie i na niego masz dobry wpływ.
- Myślisz, że mogę mu zaufać?
- Na razie niech to będzie ograniczone zaufanie. On musi ci udowodnić, że na nie zasługuje.
- Dziękuję Pshemko. Jesteś prawdziwym przyjacielem.

Zaczęli się więc spotykać. Każde spotkanie z nią traktował, jak święto, bo każde było wyjątkowe. Stała się dla niego najważniejszą osobą na ziemi. Często chodzili na spacery po parku zajadając się zapiekankami, które Ula tak bardzo lubiła. Kochał w niej wszystko. Najdrobniejszy gest, uśmiech, spojrzenie jej błękitnych oczu i to, że powoli oswajała się i nie broniła przed dotykiem jego rąk i przed pocałunkami. Nadal była nieco nieśmiała, ale powoli wychodziła ze swojej skorupki, co jego cieszyło niezmiernie. Czasem przełamywała tę swoją nieśmiałość i pozwalała sobie na bardziej intymne gesty. Uwielbiała gładzić opuszkami palców jego twarz, a szczególnie te miejsca, w których ukazywały się słodkie dołeczki i obrysowywać kontur jego ust.
- Kocham cię – mówiła wtedy, z zażenowaniem spuszczając powieki, a on całował te pełne, malinowe usta i potwierdzał, że on ją też, najmocniej na świecie.
W jakiś czas później rodzina Cieplaków została zaproszona do rezydencji Dobrzańskich. I tym razem Marek robił za kierowcę. Przyjechał po nich i w komplecie zawiózł do rodziców. Byli pod wrażeniem tego ogromnego domu.
Po wystawnym obiedzie Marek zabrał Ulę i dzieciaki do swojego dawnego pokoju zostawiając seniorów w salonie.
- Zauważyliście, że Marek i Ula chyba mają się ku sobie? – Zagadnął Józef. – On często u nas bywa. Siedzą u Uli i ciągle coś szeptają. Nie sądzę, że o sprawach służbowych. – Helena roześmiała się.
- Józefie, myśleliśmy, że wiesz. Marek przyjechał do nas któregoś dnia i wszystko nam wyznał. Zakochał się w niej. Powiedział nam, że ona jest tą jedną jedyną i nie będzie już dalej szukał, bo wreszcie ma u swego boku prawdziwe szczęście.
- No tak. Właściwie to mogłem się tego spodziewać widząc, jak patrzą na siebie. Ula jest bardzo skryta, nie pisnęła słówkiem.
- No to teraz już wiesz. Mamy nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. My jesteśmy bardzo szczęśliwi i wiemy, że Marek nie mógł lepiej trafić. Bardzo się przy niej zmienił. Stał się poważny. Profesjonalnie podchodzi do obowiązków. To wszystko jej zasługa.
- Bardzo się cieszę. Marek już na początku zrobił na mnie dobre wrażenie. Jestem naprawdę szczęśliwy. Wypijmy kochani za pomyślność tych dwojga.

A w nich ta miłość rozkwitała, jak najpiękniejszy kwiat. Wzbogacała ich o nowe doznania i doświadczenia. Nie potrafili już bez siebie funkcjonować. Nie ukrywali się też z nią. On tego nie chciał. Przekonał ją do swoich racji. Fama szybko się rozniosła po F&D. Violetta była w szoku. Jak to się stało, że niczego nie zauważyła? Żeby tak, pod samym jej nosem? Nie do wiary.
Któregoś dnia wychodząc z pomieszczenia socjalnego Ula natknęła się na Paulinę. Poczuła się niezręcznie. Rzuciła tylko słabe.
- Cześć Paulina.
- Witaj Ula. Dobrze, że cię widzę. Chciałabym porozmawiać. Może przejdziemy do bufetu?
- Dobrze – wyartykułowała cicho. – Czuła się okropnie, bo domyślała się, jaki temat Paulina chce poruszyć.
Usiadły w kącie sali i zamówiły dwie kawy.
- Paulina przepraszam cię.
- Za co?
- Za Marka. Wiem, że możesz mieć do mnie żal. Zakochałam się w nim, a i on obdarzył mnie uczuciem. – Paulina uśmiechnęła się do niej z sympatią.
- Ula. Spokojnie. Ja nie mam do ciebie żalu. On zakochał się w tobie, jak już od dawna nie byliśmy parą. Nie rozbiłaś naszego związku. Naprawdę nie musisz mieć wyrzutów sumienia. My nie bylibyśmy ze sobą szczęśliwi. On zdradzał mnie na każdym kroku i był kompletnie nieodpowiedzialny. To nie mogło dłużej trwać. Obserwuję go i widzę, jak się zmienił. Nie hula po klubach i naprawdę bardzo cię kocha. To widać. Ja tylko chciałam ci pogratulować. Mam nadzieję, że i ja kiedyś zakocham się podobnie.
- Na pewno tak będzie. Jesteś piękna. Niejeden mężczyzna chciałby zająć miejsce u twego boku. Sama zauważyłam, że Korzyński jest tobą zainteresowany. Widziałam, jak na ciebie patrzył na ostatnim zebraniu z przedstawicielami Startsportu. Jest bardzo przystojny i w dodatku bajecznie bogaty. Miałabyś przy nim dobre życie. Pomyśl o tym i gdyby zaprosił cię na randkę, nie odmawiaj.
- Naprawdę myślisz, że ja i on…? Muszę przyznać, że też mi się spodobał.
- Dlatego nie trać czasu. Każdy zasługuje na szczęście. Ty też.
- Dzięki Ula.
- Ja też dziękuję, bo twoje słowa sprawiły mi ulgę. Ciągle czułam się winna, że możesz mieć żal o to, że ja i Marek jesteśmy razem.
- Zapewniam cię raz jeszcze, że absolutnie nie mam żalu i życzę wam szczęścia.

Czas biegł nieubłaganie. Była druga połowa marca. Spacerując po parku z radością odkrywali pierwsze pąki pojawiające się na drzewach i krzewach. Brudne połacie śniegowej czapy topniały bardzo szybko, a spod nich przebijały nieśmiało pojedyncze źdźbła trawy. Uwielbiała wiosnę. Oddychała wtedy pełną piersią zrzucając z ramion ten zimowy balast. Niezmiennie była szczęśliwa u jego boku, a on odpłacał się jej podobnie. Kochał swoją małą, piękną, cudowną dziewczynkę.
Spacerowali właśnie parkową alejką trzymając się za ręce.
- Wiesz Ula. Pomyślałem sobie, że powinienem sprzedać dom. Jest za duży dla mnie. Powinienem kupić jakieś mieszkanie. Nieduże i bardziej przytulne. Jakieś trzy pokoje, salon, otwarta kuchnia. Jak myślisz?
- Skoro nie czujesz się w nim dobrze, to nie powinieneś się dłużej w nim męczyć. Przejrzyj oferty w Internecie. Na pewno znajdziesz coś interesującego.
- Przejrzysz ze mną? Chcę znać też twoje zdanie.
- Dobrze. Na razie nie jesteśmy aż tak bardzo obłożeni robotą.
Wrócili do firmy i usiedli przy jego biurku pochylając się nad laptopem. Ceny w centrum były astronomiczne. Zaczęli szukać na obrzeżach stolicy. Wreszcie znalazł jakąś intratną ofertę na Mokotowie. Nie tracił czasu. Zadzwonił i umówił się na oględziny mieszkania.
- Pojedziesz ze mną? Chciałbym, żebyś je zobaczyła.
- Pewnie. Chętnie pojadę. A kiedy?
- Jutro. – Spojrzała na niego z podziwem.
- Szybko działasz. Nie tracisz czasu.
- Nie ma na co czekać Ula. Zadzwonię jeszcze do biura rzeczoznawców. Niech który przyjedzie i wyceni dom. Złożę ofertę u pośrednika. Będzie szybciej.

Rzeczywiście nie tracił czasu. Nazajutrz pojechali na Sienną. To tam mieli obejrzeć jego potencjalne mieszkanie. Spodobało im się. Położone na dwunastym piętrze miało piękny widok na Warszawę. Uzgodnił cenę z pośrednikiem i zobowiązał się do wpłaty pierwszej raty tuż po podpisaniu umowy przedwstępnej. Druga miała być zapłacona po podpisaniu aktu notarialnego.
- I jak kotku, podoba ci się? – Spytał, gdy opuszczali budynek.
- Jest naprawdę ładne. Duże, przestronne i ustawne. Będziesz na pewno zadowolony.
- Jak już wszystko załatwimy u notariusza trzeba będzie kupić jakieś meble. Nie chcę zabierać żadnych z tego domu. Za bardzo przypominają mi Paulinę. To ona je wybierała, a ja chcę uwolnić się od wszystkich wspomnień.
- Jeśli chcesz, to wystawię je na aukcję. Szkoda byłoby je wyrzucać. Zawsze można wziąć za nie trochę pieniędzy. Musiałbyś tylko je sfotografować. Będziesz meblował się od nowa, więc każdy grosz się przyda. – Roześmiał się głośno i przyciągnął ją do siebie całując.
- Jesteś niesamowita. Odezwała się w tobie dusza ekonomisty.
- Oj tam, oj tam. Po prostu nie lubię marnotrawstwa. Paulina ma świetny gust, więc i meble na pewno też są ładne. Może znajdzie się na nie chętny?
- Już dobrze. Obiecuję, że dzisiaj wieczorem sfotografuję je wszystkie i jutro przerzucimy zdjęcia do mojego firmowego komputera.
Aukcja szła dobrze. Ula trzymała rękę na pulsie. W tydzień po wystawieniu oferty sprzedaży domu zadzwonił do Marka pośrednik informując go, że znalazł się kupiec. Zszedł trochę z ceny i już bez przeszkód pozbył się domu. W międzyczasie podpisał też akt notarialny i wreszcie stał się współwłaścicielem mieszkania. Tak, współwłaścicielem. Drugim była Ula. Próbowała protestować, że tak nie można. Ona nie może przyjąć takiego wspaniałomyślnego prezentu. Zapewnił ją, że może jak najbardziej, bo on już ma konkretne plany związane z ich przyszłością i lepiej było to zrobić teraz, niż później. Nie pytała już o nic więcej. Bała się dociekać, co znaczy to „później”. Wysłuchawszy jego wszystkich argumentów już bez protestu podpisała akt u notariusza.
Po zakończeniu aukcji okazało się, że zarobili na niej sporo pieniędzy. Większość mebli, to były antyki i sprzedały się świetnie. Postanowili, że urządzą mieszkanie nowocześnie i przede wszystkim wygodnie. Wybór kuchni pozostawił jej mówiąc.
- Kochanie, przecież kiedyś zamieszkamy razem i będziesz urzędować w tej kuchni. Wybierz taką, która jest funkcjonalna i podoba ci się najbardziej.
Zaskoczył ją. Jednak cały czas planował. Dziwiła mu się, bo przecież była tylko jego dziewczyną, nawet nie narzeczoną. Przy tym wszystkim był bardzo tajemniczy a ona miała opory, by wypytywać go o szczegóły.
Wreszcie dopieścili swoje gniazdko. Meble były proste, bardzo nowoczesne. Za sprawą Uli mieszkanie osiągnęło przytulny wygląd. To ona nalegała na futrzaki na podłodze. Na razie w mieszkaniu zamieszkał Marek, a ona nawet nie przypuszczała, jak szybko to się zmieni.
Nadeszły święta wielkanocne. Ponownie Cieplakowie gościli u Dobrzańskich. Po świątecznym obiedzie Zosia, gosposia seniorów, wniosła dzbanek z aromatyczną kawą i ogromny talerz ciasta. Panowie raczyli się nalewką Józefa. Marek zniknął z salonu, by pojawić się w nim znów z ogromnym bukietem kwiatów. Uklęknął przy Uli i z bocznej kieszeni marynarki wyciągnął czerwone, aksamitne pudełeczko. Patrzyła na niego zdumiona a w jej chabrowych, ogromnych oczach zakręciły się łzy.
- Kochanie. Korzystając z okazji, że są z nami dzisiaj wszyscy nasi najbliżsi chciałbym wyrazić, jak bardzo cię kocham i szanuję. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, moim skarbem i największym szczęściem. Czy zechcesz uczynić mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i wyjść za mnie?
Rozpłakała się i mocno do niego przytuliła obejmując go ramionami.
- O niczym bardziej nie marzę, jak trwać u twego boku do końca moich dni. Tak, zostanę twoją żoną.
Wpił się w te słodkie usta całując je zachłannie, aż straciła oddech. Złapała łapczywie powietrze. Przytulił ją do piersi gładząc jej włosy.
- Dziękuję ci skarbie. Jestem szczęśliwy. – Wsunął jej na palec pierścionek z niewielkim, diamentowym oczkiem
Posypały się gratulacje z obu stron. Krzysztof poklepał go po ramieniu.
- No synu, to najlepsza decyzja, jaką podjąłeś w życiu. Ula, to prawdziwa perła. Kochaj ją i dbaj o nią, bo na to zasługuje.
- Kocham ją nad życie tato i nie mógłbym jej skrzywdzić.
Podszedł i Józef z gratulacjami. Marek odciągnął go na bok.
- Panie Józefie, ja mam prośbę do pana. Wie pan, że wspólnie z Ulą jesteśmy właścicielami mieszkania na Mokotowie. Chciałbym, żeby wyraził pan zgodę, by ze mną zamieszkała. Jest już moją narzeczoną, a wkrótce żoną. Obiecuję, że będziemy przyjeżdżać tak często, jak to tylko będzie możliwe, byście nie odczuli jej nieobecności.
- Marek. Ula jest dorosła i może robić, co chce. Ja przecież wiedziałem, że któregoś dnia opuści dom. To przecież normalne. Jesteście młodzi i powinniście nacieszyć się sobą, póki możecie.
- Dziękuję – Marek był wzruszony. Nie sądził, że Józef zgodzi się tak łatwo. – Jest bardzo mądrym człowiekiem – pomyślał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz