"Dotyk miłości"
09 marzec 2012
Rozdział VII
Wyszedł z rysiowskiego domu i zaczerpnął haust powietrza. Uśmiechnął
się. Wizyta u niej była dla niego nowym doświadczeniem. Nigdy nie poznał
takich ludzi. W jego świecie tacy się nie zdarzali. Byli, jak
wymierające gatunki. Spokój, zrozumienie, szacunek i miłość. To
cechowało tę rodzinę. Skromne życie i wspólne nieszczęście jeszcze
bardziej ją cementowały i uszlachetniały ich charaktery. Józef, tak
bardzo doświadczony przez los potrafił zachować pogodne usposobienie i
tą niezwykłą szczerość w relacjach z innymi. To również cechowało jego
dzieci. Zasady, które im wpajał były proste. Żyć tak, by nikt przez nich
nie płakał, nie krzywdzić, nawet słowami, nie kłamać, nie oszukiwać,
być prostolinijnym, szczerym i uczciwym. Tak… Ula nosiła w sobie
wszystkie te cechy. Kolejny raz żałował, że od początku nie potrafił ich
w niej docenić. Przeniósł się myślami do swojego świata. Te wszystkie
kluby, upijanie się i wykorzystywanie chętnych panien… - Czy ja
naprawdę chcę tak żyć? Mam dwadzieścia osiem lat na karku, a zachowuję
się, jak niewyżyty nastolatek. Jak do tej pory, nie zwojowałem w życiu
nic, czym mógłbym się pochwalić, ani o czym mógłbym w przyszłości
opowiadać wnukom. To żałosne. Ja jestem żałosny. Lekkoduch, utracjusz i
wieczny chłopiec. Ojciec ma rację. Im dłużej będę tak postępował, tym
bardziej nie mam szans na bycie kimś więcej, niż zwykłym playboyem.
Chyba czas coś w sobie zmienić. W wieku pięćdziesięciu lat, też będę
wyrywał chętne panienki? Chyba tylko te na emeryturze.
Te gorzkie wnioski nie nastroiły go optymistycznie. Musi dokonać jakiejś
wolty, bo dłużej nie może tak funkcjonować. Dzisiaj poznał inny świat.
Lepszy, wartościowszy. Świat bez obłudy, blichtru i pompy. Spodobał mu
się. Był, jak łyk świeżego powietrza, którym się zachłysnął i zrozumiał,
że do tej pory oddychał jedynie zgnilizną. Zrozumiał też, że poznanie
Uli stało się czymś naprawdę pozytywnym w jego pogmatwanym życiu i miał
niejasne przeczucie, że dzięki niej ono stanie się lepsze. Żeby tylko
pozwoliła mu wejść do jej świata i lepiej go poznać, nie zmarnuje szansy
i będzie pilnym uczniem.
W piątek wszedł do sekretariatu w znacznie lepszym humorze niż
zazwyczaj. Przywitał się z Violettą i już chciał wejść do gabinetu, gdy
ta zatrzymała go.
- Zaczekaj Marek. Tu masz to sprawozdanie. Przepisałam wzorowo słowo, w
słowo. Chciałam ci też powiedzieć, że jak weszłam tu dzisiaj zastałam
Turka. Kręcił się jakoś podejrzanie, jakby czegoś szukał. Mówię ci, że
ta podła gnida węszy dla Alexa. On znowu coś knuje.
Spojrzał na nią zaniepokojony. Od jakiegoś czasu miał spokój ze swoim
niedoszłym szwagrem, a on znowu, jak ta hydra, podnosi łeb.
- Dzięki Viola, że jesteś czujna. Uważaj na niego i o wszelkich takich sytuacjach dawaj znać.
- Dam, pewnie, że dam. Zauważyłeś, że nie ma jeszcze Ulki? To dziwne, bo ona nigdy się nie spóźnia.
- Dzisiaj będzie godzinę później. Zrobisz mi kawy? Mam nadzieję, że nie
każesz mi czekać na nią tak, jak ostatnio? Nauczyłaś się obsługi tego
expresu?
- Nie musisz być taki złośliwy. To naprawdę skomplikowana maszyna, ale
ją opanowałam. Zaraz ci przyniosę tę kawę na ławę. – Rozbawiony
przewrócił oczami i wsunął się do gabinetu.
Odpalił laptopa i zajął się bieżącymi sprawami. Dzisiaj mieli kolejne
spotkanie na mieście. Dzięki Bogu o trzynastej. Miał nadzieję, że tak,
jak wczoraj, uda im się sfinalizować kolejną umowę. Dobrze, że ma Ulę.
Ona zawsze potrafi zaradzić nawet w najcięższej sytuacji. Weszła Viola
niosąc mu obiecaną kawę. Postawiła obok niego mówiąc.
- Ulka już przyszła.
- Już? Poproś ją do mnie, dobrze?
Po chwili weszła witając się z nim.
- Miałaś przyjechać godzinę później. Nie chciałaś dłużej pospać?
- Chciałam, ale i tak wstałam o swojej zwykłej porze. To chyba
przyzwyczajenie. Nie widziałam sensu, by tą godzinę mitrężyć w domu. Tu
lepiej się przydam. Daj mi tą dzisiejszą umowę. Wniosę poprawki i zaraz
wydrukuję.
Patrzył na nią z prawdziwą przyjemnością. Wyglądała pięknie i elegancko.
- Już ci daję.
Zanim wręczył jej dokumenty rozległ się dźwięk telefonu. Podniósł
słuchawkę i po minucie włączył tryb głośnomówiący dając jej znak ręką,
by usiadła.
- Niestety nie będę się mógł z panem spotkać – usłyszała.
- Nie rozumiem, dlaczego? Wydawało mi się, że moja asystentka ustaliła z panem wszystko?
- No okazuje się, że nie wszystko. Doszły mnie słuchy, że ta kolekcja,
wbrew temu, co mówiono, jednak nie jest taka doskonała. Podobno uszyto
ją z tkanin pośledniejszego gatunku.
- A mogę wiedzieć, skąd ma pan takie informacje? To jakaś piramidalna bzdura.
- Niestety nie mogę zdradzić ich źródła.
- Szkoda, bo my nie mamy sobie nic do zarzucenia, a to są zwykłe pomówienia.
Ula dała mu znak, że chce rozmawiać.
- Oddaję słuchawkę mojej asystentce, może ona wyjaśni to lepiej ode mnie.
- Dzień dobry panu. Urszula Cieplak z tej strony. Informacje, które pan
otrzymał nie są zgodne z prawdą. Zapewniam pana, że kolekcja jest uszyta
z najwyższej jakości materiałów. Jeśli to pana uspokoi przyniesiemy na
spotkanie specyfikację tkanin i stosowne patenty na nie. Czy to pana
usatysfakcjonuje?
- Jak najbardziej, o ile są autentyczne.
- Są autentyczne i opatrzone oryginalnymi pieczątkami producenta. Czyli spotkanie jest aktualne?
- W takiej sytuacji jak najbardziej.
Odłożyła słuchawkę i popatrzyła na Marka.
- Ktoś robi krecią robotę i psuje nam szyki. Nie wiesz, kto to może być?
Wpatrywał się przerażony w jej oczy.
- Chyba wiem – powiedział w końcu. – Jak przyszedłem do pracy Viola mi
zasygnalizowała, że był tu Adam Turek i węszył. Nie złapała go za rękę,
ale być może coś przylgnęło do jego lepkich łapek. Coś, co bardzo
przydało się Alexowi i wykorzystuje to przeciwko nam.
Znowu zadzwonił telefon. Sytuacja okazała się identyczna, jak ta sprzed
kilku minut. Ponownie uspokajał kolejnego kontrahenta, który w
przeciwieństwie do poprzedniego był bardziej wylewny. Na pytanie, skąd
posiada te nieprawdziwe informacje, odpowiedział z rozbrajającą
szczerością, że dzwonił do niego dyrektor finansowy F&D i osobiście
go o tym poinformował.
Po tym telefonie oboje siedzieli nieruchomo wpatrując się w siebie. Wreszcie odezwał się Marek.
- Nie mogę uwierzyć, że posunął się do czegoś tak ohydnego. Domyślasz się, co zabrał Turek?
- Oczywiście. Listę spotkań z kontrahentami. Teraz dzwoni do każdego i wciska im te bzdury. Idę z nim pogadać.
- Nie Ula, nie. On zje cię żywcem. Trzeba powiedzieć o tym ojcu.
- Masz rację, ale wcześniej należy pogadać z Febo. Czy on już całkiem stracił rozum?
- On stracił go bardzo dawno. Przeze mnie.
- Jak to przez ciebie?
- Skrzywdziłem go Ula. Złamałem mu życie. Kiedyś. Dawno. Od tej pory
mści się na mnie i odgrywa za to świństwo, które mu zrobiłem.
- Dobra. Nic już nie mów. Ja nie chcę o niczym wiedzieć. To nie moja sprawa. Idę.
Wyszła energicznie z gabinetu kierując się do tej części korytarza, w
której urzędował dyrektor finansowy. Siedzącą przed gabinetem sekretarkę
spytała, czy Febo jest u siebie.
- Tak jest. Może pani wejść. Jest sam.
Zapukała do drzwi i po jego zaproszeniu, weszła do środka.
- Dzień dobry panie dyrektorze, możemy porozmawiać?
Zadrżała, gdy wbił w nią czarne, jak węgiel oczy.
- Panna Cieplak! Nasza piąta kolumna! Co panią do mnie sprowadza? Czyżby Mareczek nie radził sobie z czymś?
- Proszę darować sobie ten sarkazm i nie kpić ze mnie. – Powiedziała
cicho. – Ja nie przyszłam tu wysłuchiwać pańskiej ironii na mój temat, a
jedynie porozmawiać i dowiedzieć się kilku rzeczy. Jeśli nawet nie
darzy mnie pan szacunkiem, to proszę przynajmniej udawać, że jest
inaczej.
Tymi słowami zbiła go nieco z tropu.
- To, o co chciała pani zapytać?
- O listę kontrahentów, którą dzisiejszego ranka pański księgowy ukradł z mojego biurka. Proszę ją oddać.
- Ja nie mam takiej listy, a on nic mi nie przynosił.
- Panie dyrektorze, proszę nie obrażać mojej inteligencji. To na pańskie
polecenie Turek przekopywał się dzisiaj przez nasz sekretariat.
Violetta przyłapała go na gorącym uczynku. Działacie szybciej, niż
agencja prasowa. Jeszcze nie ma południa, a pan zdążył już obdzwonić ich
wszystkich podając im fałszywe informacje o kolekcji i proszę nie
zaprzeczać, bo wielu z nich wyjawiło pańskie nazwisko. – Zablefowała i
miała nadzieję, że połknie haczyk.
- Miesza pan życie prywatne z życiem zawodowym. Osobiste animozje nie
powinny mieć wpływu na działanie wspólnej firmy. Tak bardzo panu zależy
na jej upadku? Nie chce pan już życia na dotychczasowym poziomie? Nie
ulega wątpliwości, że gdy firma będzie w złej kondycji lub nawet
upadnie, to i standard pańskiego życia znacznie się obniży. Tego pan
chce? Zrujnowania dorobku, na który tak ciężko pracowali i pańscy
rodzice? – Trafiła w czuły punkt. – Naprawdę nie rozumiem powodów, dla
których pan tak postępuje. Marek ma zamiar iść z tym do ojca i
powiedzieć mu o pańskich dywersyjnych działaniach. Na razie
powstrzymałam go. Uzależniłam to od wyniku rozmowy z panem. Ma pan
świadomość, że to jawna zdrada interesów firmy? Wyraźne działanie na jej
szkodę? Gdyby pan był szeregowym pracownikiem a nie współwłaścicielem,
już dawno zająłby się panem prokurator. Zresztą zastanawiamy się, czy w
stosunku do Turka nie wniesiemy powództwa cywilnego. Nie pierwszy raz
grzebał w naszych rzeczach.
Siedział i wpatrywał się w nią, jak zahipnotyzowany. Wydawała mu się na
początku taką szarą myszką, a tu proszę. Wygadana i piękna. To nie
głupia Violetta, która potrafiła tylko pleść o byle czym.
- Już dobrze. – Wyartykułował. – Więcej nie będę zaprzeczał. Tu jest ta
lista. Obiecuję, że jeśli nie pójdziecie z tym do Krzysztofa, nie będę
już jątrzył. Ma pani rację. Nienawiść do Marka zaślepiła mnie. Nadal
mnie zaślepia, ale będę się mścił prywatnie, nie służbowo. To mogę pani
obiecać.
- Trzymam pana za słowo i dziękuję.
Opuściła jego gabinet z wyraźną ulgą. Postanowiła jeszcze asekuracyjnie
pójść do księgowości i uświadomić Turkowi parę rzeczy. Nie był miły dla
niej przed przemianą. Wyśmiewał ją przy ludziach. Nie będzie miała
skrupułów i też wygarnie mu wszystko przy jego pracownikach.
Weszła do pokoju witając się ogólnym „Dzień dobry”. Oprócz Turka w gabinecie siedziały jeszcze dwie księgowe.
- Mamy do pogadania Adam. – Spojrzał na nią z fałszywym uśmieszkiem.
- My? A o czym?
- O twojej kradzieży dokumentu z naszego sekretariatu dzisiaj rano.
Możesz powiedzieć, czego tam szukałeś i na czyje polecenie? I nie próbuj
zaprzeczać, bo Viola cię przyłapała.
- Ja nic nie ukradłem. Chciałem pogadać z prezesem.
- To dlaczego na niego nie poczekałeś, tylko czmychnąłeś, jak złodziej?
Czy nie dlatego, że znalazłeś to, na czym ci zależało? Listę
kontrahentów? Przed chwilą byłam na rozmowie u twojego szefa. Oddał mi
ją – Pomachała mu przed nosem kartką papieru – i przyznał, że to właśnie
po nią cię wysłał. Nie ujdzie ci tym razem na sucho Adam, tak jak w
poprzednich przypadkach. Febo jest współwłaścicielem firmy i nie można
oddać go do dyspozycji prokuratora. Byłby za duży skandal. Ale ciebie
jak najbardziej. Chcę cię poinformować, że w najbliższych dniach Marek
złoży pozew do sądu z zarzutami o działanie na niekorzyść firmy.
Wylecisz Adam. Możesz już zacząć się pakować.
Czoło Adama Turka pokryło się grubymi kroplami potu. Był przerażony.
- Ale, jak to pakować? Gdzie ja teraz znajdę jakąś pracę?
- O pracę nie musisz się martwić, bo następne kilka lat spędzisz w
więzieniu. Trzeba brać odpowiedzialność za własne czyny, a ty, jak dotąd
byłeś bezkarny. Czas to zmienić. Marek ma dość pobłażliwości względem
ciebie, a i prezes myślę, nie będzie już łaskawy.
Dłonie Turka wpadły w dziwny rezonans. Płaczliwym głosem powiedział.
- Ula, pomóż mi. Przecież wiesz, że ja działałem z polecenia Alexa. To on kazał mi robić te wszystkie rzeczy.
- Ja wiem Adam, że to on, ale konsekwencje poniesiesz Ty. Za niego też.
To niesprawiedliwe, ale tak właśnie będzie. Zostawiam cię z tym. Musisz
wiele przemyśleć.
Zamknęła za sobą drzwi i uśmiechnęła się szeroko. – Nieźle go nastraszyłam. Ciekawe, co teraz zrobi? Wracam do Marka.
Siedziała na fotelu i dokładnie streszczała mu przebieg obu rozmów.
Opowiadając mu o tej drugiej nie potrafiła opanować chichotu, który
wkrótce przerodził się w spontaniczny, perlisty śmiech. Udzieliła mu się
jej wesołość. Po chwili śmiali się już razem trzymając się za brzuchy.
Kiedy wreszcie opanowali się trochę Ula otarła łzy wywołane przez ten
śmiech.
- Ciekawa jestem, co teraz zrobi. Nie zdziwiłabym się, gdyby tu
przyszedł i błagał cię o wybaczenie. Szkoda, że nie widziałeś jego miny.
Ha, ha, ha. Bezcenna.
Patrzył na nią, jak urzeczony. Pierwszy raz w jego obecności śmiała się
tak głośno i radośnie. Była wspaniała. Zaraziła go tym śmiechem. Nie
pamiętał, kiedy ostatnio śmiał się tak żywiołowo.
- Jesteś niesamowita Ula. Najbardziej zadziwia mnie jednak, że udało ci się przekonać Febo, by odpuścił.
- Ja uświadomiłam mu tylko kilka rzeczy, nic więcej. Na szczęście dla
nas, zrozumiał. A co do umów, to będzie dobrze. Po prostu na każde
spotkanie będziemy zabierać ze sobą specyfikację i patenty, żeby rozwiać
wszelkie wątpliwości. Wracam do siebie. Powinnam zrobić coś
pożytecznego, zanim wyjdziemy.
- Już zrobiłaś i to bardzo, bardzo pożytecznego. Dziękuję. – Zarumieniona wyszła z gabinetu.
Rzeczywiście nie minęła godzina, gdy zjawił się Turek. Ula spojrzała na niego z poważną miną.
- Wejdź. Marek spodziewa się twojej wizyty.
Zanim wszedł obciągnął marynarkę i przylizał rzadkie włosy. Rozmowa z
Markiem nie była łatwa. Potwierdził słowa Uli, że ma zamiar złożyć pozew
i powiedzieć o wszystkim ojcu. Adam runął na kolana i na klęczkach
błagał go, by tego nie robił. W zamian obiecał być bardzo lojalny, nigdy
nie wykradać dokumentów i meldować o każdym takim pomyśle ze strony
Febo. Marek śmiał się w duchu. W końcu udając, że księgowy go przekonał,
obiecał, że nadal będzie pracował w firmie a Krzysztof o niczym się nie
dowie. Dziękując dwadzieścia razy za tę wspaniałomyślność Adam wreszcie
opuścił gabinet.
Punktualnie o trzynastej weszli do restauracji, w której umówili się z
kontrahentem. Negocjacje przebiegły sprawnie i znacznie szybciej, niż
wczorajsze. Poparli swoje zapewnienia, co do jakości materiałów
stosownymi dokumentami. One rozwiały wszelkie wątpliwości. Wkrótce, po
podpisaniu umowy pożegnali się z nim.
- Ula, skoro tu już jesteśmy, to może zamówimy jakiś obiad?
- Jesteś głodny?
- No trochę jestem.
- Ja mam ochotę na zapiekanki. Jadłeś kiedyś?
- Chyba nie…
- No tak. Nie dziwię się. To taka kuchnia dla biedaków, ale bardzo
smaczna. Mam tu niedaleko firmy swoją ulubioną budkę z tym specjałem. Są
naprawdę pyszne. Nie rozczarujesz się. Ja zapraszam.
- O nie, nie. To ja zaprosiłem cię pierwszy. – Droczył się z nią.
- No dobra. Nie będę się kłócić. Chodźmy.
Zaopatrzeni w długie, chrupiące bułki, pachnące pieczarkami i serem spacerowali po parku położonym niedaleko firmy.
- Mmmm… naprawdę są dobre. – Marek z pasją odgryzł kolejny kęs.
- Mówiłam ci. Powinieneś mieć do mnie trochę zaufania. – Uśmiechnęła się.
Spojrzał na nią i zauważył resztki keczupu na górnej wardze. Bezwiednie
wyciągnął chusteczkę i delikatnie wytarł go z jej buzi pogładziwszy przy
okazji kciukiem skórę na jej policzku. Była miękka, jak skórka na
brzoskwini. Zarumieniła się.
- Przepraszam… Nie powinienem… - bąknął zażenowany.
- Nic nie szkodzi – wyszeptała. – To było miłe. Powinniśmy już wracać.
- Nie wracamy. Odwiozę cię do domu. Pewnie będziesz szykować coś
pysznego na ten jutrzejszy obiad. Musisz mieć więcej czasu. I tak nie
mamy już w firmie nic do roboty.
- Nie musisz mnie odwozić, przecież ja mam autobus.
- Ula. Autobusem będziesz za godzinę, a samochodem pokonamy tę trasę raz dwa. Zrób mi tę przyjemność i nie protestuj.
- No dobrze. Dziękuję.
Usadowiła się na siedzeniu zapinając pasy. Ten dzisiejszy dzień trochę
przełamał w niej tą barierę nieśmiałości, jaką odczuwała w jego
obecności. Dostrzegała i w nim pozytywne zmiany, jakie zaszły po tym
niefortunnym incydencie w pomieszczeniu socjalnym. Czasami odnosiła
wrażenie, że on ma coś w rodzaju poczucia winy za to, że tak ją
traktował wcześniej. Tak czy owak dotrzymywał słowa, które dał jej
podczas ich rozmowy na bankiecie. Zaangażował się w pracę dla firmy,
pilnował Violetty, by się nie obijała, Sebastianowi też zlecał jakąś
robotę. To były pozytywne zmiany. Zaczynał być odpowiedzialny i to
bardzo jej się podobało. Ten lekkoduch i wieczny chłopiec wyparowywał z
niego stopniowo, ale skutecznie. Przypomniała sobie jego dotyk na
policzku. Dlaczego to zrobił? Czy to było świadome, czy tylko odruch?
Czuła, że on pragnie kontaktu fizycznego, którym był właśnie dotyk.
Gdyby było inaczej, nie całowałby jej tak często w dłoń, jak to miało
miejsce ostatnio. Zauważała, jak czasem obrzuca ją zachwyconym
spojrzeniem. Deprymowało ją to i najczęściej w takich momentach jej
policzki pokrywały się uroczym szkarłatem. Nie za bardzo wiedziała, co
miały znaczyć takie spojrzenia. Podobała mu się? Pragnęła, by tak było,
ale uparcie wmawiała sobie, że nie dla psa kiełbasa. Byłaby ostatnią
osobą, do której mógłby coś czuć.
Od dłuższego czasu zerkał co chwilę na jej zamyśloną twarz. - Ciekawe,
o czym tak intensywnie myśli? Martwi się? Nie… Inaczej wygląda
zmartwiona. Jest taka delikatna i wrażliwa. Krucha, jak
najdelikatniejsze szkło, a jednak potrafi walczyć z taką determinacją.
Kolejny raz zaskoczyła mnie dzisiaj. Przekonała samego Alexandra Febo,
księcia ciemności, prawdziwą szuję, zakałę tej firmy. Niewiarygodne.
- O czym myślisz Ula? Królestwo za twoje myśli. – Uśmiechnęła się nieśmiało.
- O niczym szczególnym. Tak ogólnie…
- Mogę cię o coś zapytać? Jeśli nie zechcesz, nie odpowiadaj, bo pytanie będzie osobiste.
- Pytaj, ja nie mam nic do ukrycia.
- Zastanawiałem się…, zastanawiałem się, czy masz kogoś, chłopaka w sensie.
- Ja? – Spojrzała na niego bezgranicznie zdumiona. – Żartujesz? Kto by
mnie chciał? Skąd ci w ogóle przyszło do głowy takie pytanie? Odpowiedź
na nie wydaje się taka oczywista.
- Teraz to ty żartujesz. Czy nie widzisz, jak bardzo przyciągasz
spojrzenia mężczyzn? Jesteś piękna. Piękna i mądra. Jesteś wspaniała. –
Westchnął. – A może kogoś kochasz? – Zadrżała.
- Marek, chyba jednak trochę się zagalopowałeś. Na to już nie odpowiem, bo to bardzo osobiste pytanie. – Tak kocham. Kocham ciebie, ale ci o tym nie powiem.
- Przepraszam. Masz rację. To był duży nietakt. Wybacz.
- Wybaczam. Nie mówmy już o tym. Ja przecież nie wypytuję cię o twoją dziewczynę.
- Ja nie mam dziewczyny – zaprotestował gwałtownie. Odkąd rozstałem się z Pauliną jestem sam.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. – Powiedziała z przekąsem.
- Ula, na pewno słyszałaś o mnie różne rzeczy. Większość z nich jest
prawdą. Byłem prawdziwym draniem, ale zmieniłem się. Zamknąłem tamten
rozdział raz na zawsze. Nie wrócę już do dawnego życia.
- To dobrze. Dobrze dla ciebie. Nie można bawić się czyimiś uczuciami,
bo łatwo zranić osobę, której robi się takie rzeczy. Ja nie mogę cię
oceniać, nie chcę i nie będę, bo to nie są moje sprawy. Nie znałam cię z
tamtych czasów, a plotek nie słucham.
Podjechał pod bramę. Obiegł samochód i podał jej przy wysiadaniu dłoń.
- To do jutra. Będziemy punktualnie. Do zobaczenia. Pochylił się i
cmoknął ją w policzek. Szybko wsiadł do samochodu i ruszył zostawiając
ją zdezorientowaną przed domem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz