Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Dotyk miłości" - rozdział 7

"Dotyk miłości"  

09 marzec 2012  
Rozdział VII


Wyszedł z rysiowskiego domu i zaczerpnął haust powietrza. Uśmiechnął się. Wizyta u niej była dla niego nowym doświadczeniem. Nigdy nie poznał takich ludzi. W jego świecie tacy się nie zdarzali. Byli, jak wymierające gatunki. Spokój, zrozumienie, szacunek i miłość. To cechowało tę rodzinę. Skromne życie i wspólne nieszczęście jeszcze bardziej ją cementowały i uszlachetniały ich charaktery. Józef, tak bardzo doświadczony przez los potrafił zachować pogodne usposobienie i tą niezwykłą szczerość w relacjach z innymi. To również cechowało jego dzieci. Zasady, które im wpajał były proste. Żyć tak, by nikt przez nich nie płakał, nie krzywdzić, nawet słowami, nie kłamać, nie oszukiwać, być prostolinijnym, szczerym i uczciwym. Tak… Ula nosiła w sobie wszystkie te cechy. Kolejny raz żałował, że od początku nie potrafił ich w niej docenić. Przeniósł się myślami do swojego świata. Te wszystkie kluby, upijanie się i wykorzystywanie chętnych panien… - Czy ja naprawdę chcę tak żyć? Mam dwadzieścia osiem lat na karku, a zachowuję się, jak niewyżyty nastolatek. Jak do tej pory, nie zwojowałem w życiu nic, czym mógłbym się pochwalić, ani o czym mógłbym w przyszłości opowiadać wnukom. To żałosne. Ja jestem żałosny. Lekkoduch, utracjusz i wieczny chłopiec. Ojciec ma rację. Im dłużej będę tak postępował, tym bardziej nie mam szans na bycie kimś więcej, niż zwykłym playboyem. Chyba czas coś w sobie zmienić. W wieku pięćdziesięciu lat, też będę wyrywał chętne panienki? Chyba tylko te na emeryturze.
Te gorzkie wnioski nie nastroiły go optymistycznie. Musi dokonać jakiejś wolty, bo dłużej nie może tak funkcjonować. Dzisiaj poznał inny świat. Lepszy, wartościowszy. Świat bez obłudy, blichtru i pompy. Spodobał mu się. Był, jak łyk świeżego powietrza, którym się zachłysnął i zrozumiał, że do tej pory oddychał jedynie zgnilizną. Zrozumiał też, że poznanie Uli stało się czymś naprawdę pozytywnym w jego pogmatwanym życiu i miał niejasne przeczucie, że dzięki niej ono stanie się lepsze. Żeby tylko pozwoliła mu wejść do jej świata i lepiej go poznać, nie zmarnuje szansy i będzie pilnym uczniem.

W piątek wszedł do sekretariatu w znacznie lepszym humorze niż zazwyczaj. Przywitał się z Violettą i już chciał wejść do gabinetu, gdy ta zatrzymała go.
- Zaczekaj Marek. Tu masz to sprawozdanie. Przepisałam wzorowo słowo, w słowo. Chciałam ci też powiedzieć, że jak weszłam tu dzisiaj zastałam Turka. Kręcił się jakoś podejrzanie, jakby czegoś szukał. Mówię ci, że ta podła gnida węszy dla Alexa. On znowu coś knuje.
Spojrzał na nią zaniepokojony. Od jakiegoś czasu miał spokój ze swoim niedoszłym szwagrem, a on znowu, jak ta hydra, podnosi łeb.
- Dzięki Viola, że jesteś czujna. Uważaj na niego i o wszelkich takich sytuacjach dawaj znać.
- Dam, pewnie, że dam. Zauważyłeś, że nie ma jeszcze Ulki? To dziwne, bo ona nigdy się nie spóźnia.
- Dzisiaj będzie godzinę później. Zrobisz mi kawy? Mam nadzieję, że nie każesz mi czekać na nią tak, jak ostatnio? Nauczyłaś się obsługi tego expresu?
- Nie musisz być taki złośliwy. To naprawdę skomplikowana maszyna, ale ją opanowałam. Zaraz ci przyniosę tę kawę na ławę. – Rozbawiony przewrócił oczami i wsunął się do gabinetu.
Odpalił laptopa i zajął się bieżącymi sprawami. Dzisiaj mieli kolejne spotkanie na mieście. Dzięki Bogu o trzynastej. Miał nadzieję, że tak, jak wczoraj, uda im się sfinalizować kolejną umowę. Dobrze, że ma Ulę. Ona zawsze potrafi zaradzić nawet w najcięższej sytuacji. Weszła Viola niosąc mu obiecaną kawę. Postawiła obok niego mówiąc.
- Ulka już przyszła.
- Już? Poproś ją do mnie, dobrze?
Po chwili weszła witając się z nim.
- Miałaś przyjechać godzinę później. Nie chciałaś dłużej pospać?
- Chciałam, ale i tak wstałam o swojej zwykłej porze. To chyba przyzwyczajenie. Nie widziałam sensu, by tą godzinę mitrężyć w domu. Tu lepiej się przydam. Daj mi tą dzisiejszą umowę. Wniosę poprawki i zaraz wydrukuję.
Patrzył na nią z prawdziwą przyjemnością. Wyglądała pięknie i elegancko.
- Już ci daję.
Zanim wręczył jej dokumenty rozległ się dźwięk telefonu. Podniósł słuchawkę i po minucie włączył tryb głośnomówiący dając jej znak ręką, by usiadła.
- Niestety nie będę się mógł z panem spotkać – usłyszała.
- Nie rozumiem, dlaczego? Wydawało mi się, że moja asystentka ustaliła z panem wszystko?
- No okazuje się, że nie wszystko. Doszły mnie słuchy, że ta kolekcja, wbrew temu, co mówiono, jednak nie jest taka doskonała. Podobno uszyto ją z tkanin pośledniejszego gatunku.
- A mogę wiedzieć, skąd ma pan takie informacje? To jakaś piramidalna bzdura.
- Niestety nie mogę zdradzić ich źródła.
- Szkoda, bo my nie mamy sobie nic do zarzucenia, a to są zwykłe pomówienia.
Ula dała mu znak, że chce rozmawiać.
- Oddaję słuchawkę mojej asystentce, może ona wyjaśni to lepiej ode mnie.
- Dzień dobry panu. Urszula Cieplak z tej strony. Informacje, które pan otrzymał nie są zgodne z prawdą. Zapewniam pana, że kolekcja jest uszyta z najwyższej jakości materiałów. Jeśli to pana uspokoi przyniesiemy na spotkanie specyfikację tkanin i stosowne patenty na nie. Czy to pana usatysfakcjonuje?
- Jak najbardziej, o ile są autentyczne.
- Są autentyczne i opatrzone oryginalnymi pieczątkami producenta. Czyli spotkanie jest aktualne?
- W takiej sytuacji jak najbardziej.
Odłożyła słuchawkę i popatrzyła na Marka.
- Ktoś robi krecią robotę i psuje nam szyki. Nie wiesz, kto to może być?
Wpatrywał się przerażony w jej oczy.
- Chyba wiem – powiedział w końcu. – Jak przyszedłem do pracy Viola mi zasygnalizowała, że był tu Adam Turek i węszył. Nie złapała go za rękę, ale być może coś przylgnęło do jego lepkich łapek. Coś, co bardzo przydało się Alexowi i wykorzystuje to przeciwko nam.
Znowu zadzwonił telefon. Sytuacja okazała się identyczna, jak ta sprzed kilku minut. Ponownie uspokajał kolejnego kontrahenta, który w przeciwieństwie do poprzedniego był bardziej wylewny. Na pytanie, skąd posiada te nieprawdziwe informacje, odpowiedział z rozbrajającą szczerością, że dzwonił do niego dyrektor finansowy F&D i osobiście go o tym poinformował.
Po tym telefonie oboje siedzieli nieruchomo wpatrując się w siebie. Wreszcie odezwał się Marek.
- Nie mogę uwierzyć, że posunął się do czegoś tak ohydnego. Domyślasz się, co zabrał Turek?
- Oczywiście. Listę spotkań z kontrahentami. Teraz dzwoni do każdego i wciska im te bzdury. Idę z nim pogadać.
- Nie Ula, nie. On zje cię żywcem. Trzeba powiedzieć o tym ojcu.
- Masz rację, ale wcześniej należy pogadać z Febo. Czy on już całkiem stracił rozum?
- On stracił go bardzo dawno. Przeze mnie.
- Jak to przez ciebie?
- Skrzywdziłem go Ula. Złamałem mu życie. Kiedyś. Dawno. Od tej pory mści się na mnie i odgrywa za to świństwo, które mu zrobiłem.
- Dobra. Nic już nie mów. Ja nie chcę o niczym wiedzieć. To nie moja sprawa. Idę.
Wyszła energicznie z gabinetu kierując się do tej części korytarza, w której urzędował dyrektor finansowy. Siedzącą przed gabinetem sekretarkę spytała, czy Febo jest u siebie.
- Tak jest. Może pani wejść. Jest sam.
Zapukała do drzwi i po jego zaproszeniu, weszła do środka.
- Dzień dobry panie dyrektorze, możemy porozmawiać?
Zadrżała, gdy wbił w nią czarne, jak węgiel oczy.
- Panna Cieplak! Nasza piąta kolumna! Co panią do mnie sprowadza? Czyżby Mareczek nie radził sobie z czymś?
- Proszę darować sobie ten sarkazm i nie kpić ze mnie. – Powiedziała cicho. – Ja nie przyszłam tu wysłuchiwać pańskiej ironii na mój temat, a jedynie porozmawiać i dowiedzieć się kilku rzeczy. Jeśli nawet nie darzy mnie pan szacunkiem, to proszę przynajmniej udawać, że jest inaczej.
Tymi słowami zbiła go nieco z tropu.
- To, o co chciała pani zapytać?
- O listę kontrahentów, którą dzisiejszego ranka pański księgowy ukradł z mojego biurka. Proszę ją oddać.
- Ja nie mam takiej listy, a on nic mi nie przynosił.
- Panie dyrektorze, proszę nie obrażać mojej inteligencji. To na pańskie polecenie Turek przekopywał się dzisiaj przez nasz sekretariat. Violetta przyłapała go na gorącym uczynku. Działacie szybciej, niż agencja prasowa. Jeszcze nie ma południa, a pan zdążył już obdzwonić ich wszystkich podając im fałszywe informacje o kolekcji i proszę nie zaprzeczać, bo wielu z nich wyjawiło pańskie nazwisko. – Zablefowała i miała nadzieję, że połknie haczyk.
- Miesza pan życie prywatne z życiem zawodowym. Osobiste animozje nie powinny mieć wpływu na działanie wspólnej firmy. Tak bardzo panu zależy na jej upadku? Nie chce pan już życia na dotychczasowym poziomie? Nie ulega wątpliwości, że gdy firma będzie w złej kondycji lub nawet upadnie, to i standard pańskiego życia znacznie się obniży. Tego pan chce? Zrujnowania dorobku, na który tak ciężko pracowali i pańscy rodzice? – Trafiła w czuły punkt. – Naprawdę nie rozumiem powodów, dla których pan tak postępuje. Marek ma zamiar iść z tym do ojca i powiedzieć mu o pańskich dywersyjnych działaniach. Na razie powstrzymałam go. Uzależniłam to od wyniku rozmowy z panem. Ma pan świadomość, że to jawna zdrada interesów firmy? Wyraźne działanie na jej szkodę? Gdyby pan był szeregowym pracownikiem a nie współwłaścicielem, już dawno zająłby się panem prokurator. Zresztą zastanawiamy się, czy w stosunku do Turka nie wniesiemy powództwa cywilnego. Nie pierwszy raz grzebał w naszych rzeczach.
Siedział i wpatrywał się w nią, jak zahipnotyzowany. Wydawała mu się na początku taką szarą myszką, a tu proszę. Wygadana i piękna. To nie głupia Violetta, która potrafiła tylko pleść o byle czym.
- Już dobrze. – Wyartykułował. – Więcej nie będę zaprzeczał. Tu jest ta lista. Obiecuję, że jeśli nie pójdziecie z tym do Krzysztofa, nie będę już jątrzył. Ma pani rację. Nienawiść do Marka zaślepiła mnie. Nadal mnie zaślepia, ale będę się mścił prywatnie, nie służbowo. To mogę pani obiecać.
- Trzymam pana za słowo i dziękuję.
Opuściła jego gabinet z wyraźną ulgą. Postanowiła jeszcze asekuracyjnie pójść do księgowości i uświadomić Turkowi parę rzeczy. Nie był miły dla niej przed przemianą. Wyśmiewał ją przy ludziach. Nie będzie miała skrupułów i też wygarnie mu wszystko przy jego pracownikach.
Weszła do pokoju witając się ogólnym „Dzień dobry”. Oprócz Turka w gabinecie siedziały jeszcze dwie księgowe.
- Mamy do pogadania Adam. – Spojrzał na nią z fałszywym uśmieszkiem.
- My? A o czym?
- O twojej kradzieży dokumentu z naszego sekretariatu dzisiaj rano. Możesz powiedzieć, czego tam szukałeś i na czyje polecenie? I nie próbuj zaprzeczać, bo Viola cię przyłapała.
- Ja nic nie ukradłem. Chciałem pogadać z prezesem.
- To dlaczego na niego nie poczekałeś, tylko czmychnąłeś, jak złodziej? Czy nie dlatego, że znalazłeś to, na czym ci zależało? Listę kontrahentów? Przed chwilą byłam na rozmowie u twojego szefa. Oddał mi ją – Pomachała mu przed nosem kartką papieru – i przyznał, że to właśnie po nią cię wysłał. Nie ujdzie ci tym razem na sucho Adam, tak jak w poprzednich przypadkach. Febo jest współwłaścicielem firmy i nie można oddać go do dyspozycji prokuratora. Byłby za duży skandal. Ale ciebie jak najbardziej. Chcę cię poinformować, że w najbliższych dniach Marek złoży pozew do sądu z zarzutami o działanie na niekorzyść firmy. Wylecisz Adam. Możesz już zacząć się pakować.
Czoło Adama Turka pokryło się grubymi kroplami potu. Był przerażony.
- Ale, jak to pakować? Gdzie ja teraz znajdę jakąś pracę?
- O pracę nie musisz się martwić, bo następne kilka lat spędzisz w więzieniu. Trzeba brać odpowiedzialność za własne czyny, a ty, jak dotąd byłeś bezkarny. Czas to zmienić. Marek ma dość pobłażliwości względem ciebie, a i prezes myślę, nie będzie już łaskawy.
Dłonie Turka wpadły w dziwny rezonans. Płaczliwym głosem powiedział.
- Ula, pomóż mi. Przecież wiesz, że ja działałem z polecenia Alexa. To on kazał mi robić te wszystkie rzeczy.
- Ja wiem Adam, że to on, ale konsekwencje poniesiesz Ty. Za niego też. To niesprawiedliwe, ale tak właśnie będzie. Zostawiam cię z tym. Musisz wiele przemyśleć.
Zamknęła za sobą drzwi i uśmiechnęła się szeroko. – Nieźle go nastraszyłam. Ciekawe, co teraz zrobi? Wracam do Marka.

Siedziała na fotelu i dokładnie streszczała mu przebieg obu rozmów. Opowiadając mu o tej drugiej nie potrafiła opanować chichotu, który wkrótce przerodził się w spontaniczny, perlisty śmiech. Udzieliła mu się jej wesołość. Po chwili śmiali się już razem trzymając się za brzuchy. Kiedy wreszcie opanowali się trochę Ula otarła łzy wywołane przez ten śmiech.
- Ciekawa jestem, co teraz zrobi. Nie zdziwiłabym się, gdyby tu przyszedł i błagał cię o wybaczenie. Szkoda, że nie widziałeś jego miny. Ha, ha, ha. Bezcenna.
Patrzył na nią, jak urzeczony. Pierwszy raz w jego obecności śmiała się tak głośno i radośnie. Była wspaniała. Zaraziła go tym śmiechem. Nie pamiętał, kiedy ostatnio śmiał się tak żywiołowo.
- Jesteś niesamowita Ula. Najbardziej zadziwia mnie jednak, że udało ci się przekonać Febo, by odpuścił.
- Ja uświadomiłam mu tylko kilka rzeczy, nic więcej. Na szczęście dla nas, zrozumiał. A co do umów, to będzie dobrze. Po prostu na każde spotkanie będziemy zabierać ze sobą specyfikację i patenty, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. Wracam do siebie. Powinnam zrobić coś pożytecznego, zanim wyjdziemy.
- Już zrobiłaś i to bardzo, bardzo pożytecznego. Dziękuję. – Zarumieniona wyszła z gabinetu.
Rzeczywiście nie minęła godzina, gdy zjawił się Turek. Ula spojrzała na niego z poważną miną.
- Wejdź. Marek spodziewa się twojej wizyty.
Zanim wszedł obciągnął marynarkę i przylizał rzadkie włosy. Rozmowa z Markiem nie była łatwa. Potwierdził słowa Uli, że ma zamiar złożyć pozew i powiedzieć o wszystkim ojcu. Adam runął na kolana i na klęczkach błagał go, by tego nie robił. W zamian obiecał być bardzo lojalny, nigdy nie wykradać dokumentów i meldować o każdym takim pomyśle ze strony Febo. Marek śmiał się w duchu. W końcu udając, że księgowy go przekonał, obiecał, że nadal będzie pracował w firmie a Krzysztof o niczym się nie dowie. Dziękując dwadzieścia razy za tę wspaniałomyślność Adam wreszcie opuścił gabinet.
Punktualnie o trzynastej weszli do restauracji, w której umówili się z kontrahentem. Negocjacje przebiegły sprawnie i znacznie szybciej, niż wczorajsze. Poparli swoje zapewnienia, co do jakości materiałów stosownymi dokumentami. One rozwiały wszelkie wątpliwości. Wkrótce, po podpisaniu umowy pożegnali się z nim.
- Ula, skoro tu już jesteśmy, to może zamówimy jakiś obiad?
- Jesteś głodny?
- No trochę jestem.
- Ja mam ochotę na zapiekanki. Jadłeś kiedyś?
- Chyba nie…
- No tak. Nie dziwię się. To taka kuchnia dla biedaków, ale bardzo smaczna. Mam tu niedaleko firmy swoją ulubioną budkę z tym specjałem. Są naprawdę pyszne. Nie rozczarujesz się. Ja zapraszam.
- O nie, nie. To ja zaprosiłem cię pierwszy. – Droczył się z nią.
- No dobra. Nie będę się kłócić. Chodźmy.
Zaopatrzeni w długie, chrupiące bułki, pachnące pieczarkami i serem spacerowali po parku położonym niedaleko firmy.
- Mmmm… naprawdę są dobre. – Marek z pasją odgryzł kolejny kęs.
- Mówiłam ci. Powinieneś mieć do mnie trochę zaufania. – Uśmiechnęła się.
Spojrzał na nią i zauważył resztki keczupu na górnej wardze. Bezwiednie wyciągnął chusteczkę i delikatnie wytarł go z jej buzi pogładziwszy przy okazji kciukiem skórę na jej policzku. Była miękka, jak skórka na brzoskwini. Zarumieniła się.
- Przepraszam… Nie powinienem… - bąknął zażenowany.
- Nic nie szkodzi – wyszeptała. – To było miłe. Powinniśmy już wracać.
- Nie wracamy. Odwiozę cię do domu. Pewnie będziesz szykować coś pysznego na ten jutrzejszy obiad. Musisz mieć więcej czasu. I tak nie mamy już w firmie nic do roboty.
- Nie musisz mnie odwozić, przecież ja mam autobus.
- Ula. Autobusem będziesz za godzinę, a samochodem pokonamy tę trasę raz dwa. Zrób mi tę przyjemność i nie protestuj.
- No dobrze. Dziękuję.
Usadowiła się na siedzeniu zapinając pasy. Ten dzisiejszy dzień trochę przełamał w niej tą barierę nieśmiałości, jaką odczuwała w jego obecności. Dostrzegała i w nim pozytywne zmiany, jakie zaszły po tym niefortunnym incydencie w pomieszczeniu socjalnym. Czasami odnosiła wrażenie, że on ma coś w rodzaju poczucia winy za to, że tak ją traktował wcześniej. Tak czy owak dotrzymywał słowa, które dał jej podczas ich rozmowy na bankiecie. Zaangażował się w pracę dla firmy, pilnował Violetty, by się nie obijała, Sebastianowi też zlecał jakąś robotę. To były pozytywne zmiany. Zaczynał być odpowiedzialny i to bardzo jej się podobało. Ten lekkoduch i wieczny chłopiec wyparowywał z niego stopniowo, ale skutecznie. Przypomniała sobie jego dotyk na policzku. Dlaczego to zrobił? Czy to było świadome, czy tylko odruch? Czuła, że on pragnie kontaktu fizycznego, którym był właśnie dotyk. Gdyby było inaczej, nie całowałby jej tak często w dłoń, jak to miało miejsce ostatnio. Zauważała, jak czasem obrzuca ją zachwyconym spojrzeniem. Deprymowało ją to i najczęściej w takich momentach jej policzki pokrywały się uroczym szkarłatem. Nie za bardzo wiedziała, co miały znaczyć takie spojrzenia. Podobała mu się? Pragnęła, by tak było, ale uparcie wmawiała sobie, że nie dla psa kiełbasa. Byłaby ostatnią osobą, do której mógłby coś czuć.
Od dłuższego czasu zerkał co chwilę na jej zamyśloną twarz. - Ciekawe, o czym tak intensywnie myśli? Martwi się? Nie… Inaczej wygląda zmartwiona. Jest taka delikatna i wrażliwa. Krucha, jak najdelikatniejsze szkło, a jednak potrafi walczyć z taką determinacją. Kolejny raz zaskoczyła mnie dzisiaj. Przekonała samego Alexandra Febo, księcia ciemności, prawdziwą szuję, zakałę tej firmy. Niewiarygodne.
- O czym myślisz Ula? Królestwo za twoje myśli. – Uśmiechnęła się nieśmiało.
- O niczym szczególnym. Tak ogólnie…
- Mogę cię o coś zapytać? Jeśli nie zechcesz, nie odpowiadaj, bo pytanie będzie osobiste.
- Pytaj, ja nie mam nic do ukrycia.
- Zastanawiałem się…, zastanawiałem się, czy masz kogoś, chłopaka w sensie.
- Ja? – Spojrzała na niego bezgranicznie zdumiona. – Żartujesz? Kto by mnie chciał? Skąd ci w ogóle przyszło do głowy takie pytanie? Odpowiedź na nie wydaje się taka oczywista.
- Teraz to ty żartujesz. Czy nie widzisz, jak bardzo przyciągasz spojrzenia mężczyzn? Jesteś piękna. Piękna i mądra. Jesteś wspaniała. – Westchnął. – A może kogoś kochasz? – Zadrżała.
- Marek, chyba jednak trochę się zagalopowałeś. Na to już nie odpowiem, bo to bardzo osobiste pytanie. – Tak kocham. Kocham ciebie, ale ci o tym nie powiem.
- Przepraszam. Masz rację. To był duży nietakt. Wybacz.
- Wybaczam. Nie mówmy już o tym. Ja przecież nie wypytuję cię o twoją dziewczynę.
- Ja nie mam dziewczyny – zaprotestował gwałtownie. Odkąd rozstałem się z Pauliną jestem sam.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. – Powiedziała z przekąsem.
- Ula, na pewno słyszałaś o mnie różne rzeczy. Większość z nich jest prawdą. Byłem prawdziwym draniem, ale zmieniłem się. Zamknąłem tamten rozdział raz na zawsze. Nie wrócę już do dawnego życia.
- To dobrze. Dobrze dla ciebie. Nie można bawić się czyimiś uczuciami, bo łatwo zranić osobę, której robi się takie rzeczy. Ja nie mogę cię oceniać, nie chcę i nie będę, bo to nie są moje sprawy. Nie znałam cię z tamtych czasów, a plotek nie słucham.
Podjechał pod bramę. Obiegł samochód i podał jej przy wysiadaniu dłoń.
- To do jutra. Będziemy punktualnie. Do zobaczenia. Pochylił się i cmoknął ją w policzek. Szybko wsiadł do samochodu i ruszył zostawiając ją zdezorientowaną przed domem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz