25 marzec 2012
Rozdział IX
Przeciskali się przez tłum witający przylatujących na warszawskie Okęcie
pasażerów. Wreszcie udało im się wyjść z tej ciżby. Zatrzymali się
przed postojem taksówek i odetchnęli.
- Chciałbym cię o coś prosić skarbie. Wiem, że to może zabrzmieć
egoistycznie, ale… czy zgodziłabyś się na spędzenie ze mną jeszcze tych
dwóch dni? Twoi myślą, że wrócimy w niedzielę… - Jego oczy były pełne
niepewności, podobnie, jak głos.
Spojrzała na niego i rozchichotała się. Nie rozumiał, z czego się śmieje?
- Ula… proszę cię…, nie śmiej się ze mnie, ja mówię poważnie. – Pokręciła głową.
- Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać. Nie masz jeszcze dość? Musisz
przyznać, że ten wyjazd był bardzo intensywny i bardzo bogaty w, że tak
to ujmę, cielesne doznania. – Jego mina przypominała minę szczeniaka.
- Nigdy nie mam cię dość. Nie wiadomo, kiedy znów będę mógł mieć cię tak
blisko. Chcę się nacieszyć na zapas. – Westchnęła. I ona pragnęła
nieustannie jego czułości.
- No dobrze. Zostaję, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Zawieziemy bagaże i pójdziemy na zakupy. Jak znam życie i ciebie,
oprócz światła nie masz w lodówce nic. Zrobię ci trochę dobrych rzeczy,
żebyś miał co jeść, jak mnie nie będzie.
- Zgadzam się na wszystko. Nikt nigdy nie dbał tak o mnie, jak ty. Uwielbiam cię.
- Muszę o ciebie dbać. Czuję się winna, że przeze mnie straciłeś tyle kilogramów.
- Już trochę nadrobiłem. Jeszcze cztery, pięć kilo i będę w sam raz. Jedźmy już.
Zapakowali bagaże do taksówki każąc się wieźć na Sienną. Wjechali na
górę zostawiając walizki w przedpokoju. Ula jeszcze szybko zlustrowała
lodówkę stwierdzając, że rzeczywiście miała rację.
- Pojedziemy samochodem. Nie będziemy tego dźwigać przez pół miasta.
- Dobrze, jeśli tak wolisz?
Wrócili faktycznie objuczeni, ale zadowoleni. Było już zbyt późno na
gotowanie, ale obiecała sobie, że jutro wstanie wcześniej i zrobi duże
ilości gołąbków, pierogów i może jeszcze jakąś zupę. Wypakowali wszystko
do lodówki.
- Idę pod prysznic,– zawyrokowała - jak wrócę, zrobię nam kolację.
Stojąc już pod ciepłym natryskiem poczuła się zmęczona. To naprawdę był
intensywny wyjazd. Pomijając już całą sferę intymną, obfitował również w
inne doznania. W przeddzień wylotu chodzili wiele godzin po mieście.
Ula rozglądała się za prezentami dla swojej rodziny. Nie chciała wracać z
pustymi rękami. Wymieniła jeszcze w Polsce trochę pieniędzy na euro i
chciała je dobrze spożytkować. Kupiła cztery komplety porządnych męskich
piżam, każdy w innym kolorze a do tego grube, frotowe szlafroki. Po
jednym miał dostać tata, Jasiek, Maciek i jego ojciec. Chociaż w ten
sposób chciała się odwdzięczyć za okazaną im pomoc w tych
najtrudniejszych chwilach. Dla Szymczykowej miała komplet zasłon i
ręczników, a dla Betti dwie ładne sukienki.
- A sobie nic nie kupisz? – Zapytał ją Marek, kiedy wyszli obładowani z kolejnego sklepu.
- Nie… Zresztą nie mam już pieniędzy, wydałam wszystko, co do centa i dobrze mi z tym. – Roześmiała się.
- Zawsze myślisz o innych a o sobie wcale. – Powiedział z wyrzutem. Pogładziła go po szorstkim policzku.
- Marek, nie mów tak. Ja niczego nie potrzebuję, a im sprawię radość. To takie miłe uczucie.
- No dobrze. Jeśli to takie miłe uczucie, to i ja chcę go doświadczyć.
Pociągnął ją za rękę i ruszył w kierunku sklepów z modną odzieżą. Wszedł
do jednego z nich i rozejrzał się. Dostrzegł stojące manekiny ubrane w
ładne sukienki. Podszedł do sprzedawczyni.
- Mówi pani po angielsku?
- Oczywiście.
- Proszę pani, chcę kupić kilka sukienek dla tej oto damy, rozmiar trzydzieści sześć. Ma pani coś ciekawego?
- Na pewno się znajdzie, proszę chwilę zaczekać.
Ula patrzyła z rozdziawioną buzią na poczynania Marka.
- Marek, co ty wyprawiasz?
- Staram się doświadczyć tego miłego uczucia. Zostaw te paczki i idź do
przymierzalni. Jestem bardzo ciekaw, czy spodobają ci się sukienki. I
proszę cię nie protestuj i zrób mi tę przyjemność.
Efekt wizyty w tym sklepie był taki, że wyszła stamtąd bogatsza o sześć
nowych sukienek, za które on zapłacił w jej pojęciu majątek.
- Kotku rozchmurz się. Masz minę, jakbym ci zrobił krzywdę.
- To karygodne szastać tak pieniędzmi. Jesteś niepoprawny.
- Jestem zakochany skarbie, a to duża różnica. Gdybyś nie była tak
skromną osóbką, już dawno obsypałbym cię złotem. – Przystanęła słysząc
te słowa.
- Marek, ja nie potrzebuję złota. Drogich prezentów też nie chcę.
Jedyne, czego chcę i potrzebuję, to ciebie i twojej miłości, bo to daje
mi największe szczęście.
- Masz to i dobrze o tym wiesz. Kocham cię przecież, jak wariat. Pozwól
mi tylko od czasu do czasu porozpieszczać cię trochę. To naprawdę dla
mnie wielka frajda i przyjemność. – Objął ją i cmoknął w nosek. – No…
nie gniewaj się już i rozchmurz swoją śliczną buzię. O właśnie tak.
Kocham ten piękny uśmiech i te cudne, chabrowe oczy.
Wyszła spod prysznica i uśmiechnęła się na wspomnienie tych zakupów. –
Wariat, mój kochany wariat. – Ubrała szlafrok i podreptała do kuchni, w
której urzędował Marek robiąc dla obojga espresso.
- Co zjesz na kolację? Może zagrzejemy te kiełbaski? Wyglądają dość smakowicie. – Spytała.
- Mogą być kiełbaski.
Zakrzątnęła się i już po chwili zasiadali do stołu.
- Jutro wstanę wcześniej i zrobię ci trochę gołąbków i pierogów. Można
je zamrozić, będziesz miał na kilka dni. Zrobię też zupę pomidorową, ale
tylko na dwa dni. Trzeciego mogłaby ci już obrzydnąć. Kupiłam też
fasolę, to zrobię po bretońsku. Ją też można wsadzić do zamrażalnika.
Mam tylko nadzieję, że będziesz pamiętał, by sięgnąć po to i podgrzać
sobie.
- Ula. Nie mógłbym zapomnieć o tych smacznych rzeczach i na pewno wszystko zjem. Jesteś aniołem.
Zmyła talerze i usiadła jeszcze na kanapie w salonie popijając kawę.
Słyszała, jak Marek pogwizduje wesoło w łazience. Po chwili wyszedł z
niej i wtulił twarz w ciepły policzek ukochanej.
- Chodź do łóżka, mam na ciebie wielką chrapkę.
Roześmiała się radośnie. Nie protestowała, gdy porwał ją na ręce i z prędkością światła popędził do sypialni.
W poniedziałkowy poranek wyszli z windy i natknęli się na zdenerwowanego Pshemko. Kiedy ich zobaczył, odetchnął z ulgą.
- No jesteście. Już nie mogłem się doczekać waszego przyjazdu. –
Pochylił się do Marka i konspiracyjnym szeptem rzekł. – Załatwiliście
coś?
Marek poklepał go po ramieniu.
- Daj nam chwilę na rozruch. Zaraz przyjdziemy do pracowni i wszystko ci dokładnie opowiemy.
- Dobrze. Zamówię wam kawę. Czekam. – Po tych słowach oddalił się w głąb korytarza.
- Strasznie jest nerwowy, zauważyłaś?
- Zauważyłam, ale nie jestem zdziwiona. Przecież dla niego to bardzo duża szansa wypłynąć na europejskie rynki.
- Tak, masz rację. Na pewno się ucieszy, jak dowie się o podpisaniu tej umowy.
Weszli do pracowni, gdzie Pshemko nerwowo chodził w te i z powrotem.
- Już jesteśmy. Mam nadzieję, że będziemy mogli spokojnie rozmawiać? Gdzie masz krawcowe?
- Wysłałem je do bufetu na pół godziny. Nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Usiedli przy stole, na którym stała już, zgodnie z obietnicą mistrza, parująca kawa.
- Pshemko, jest lepiej niż się spodziewaliśmy. – Zaczął Marek. –
Pokazałem im foldery z poprzednich kolekcji i byli zachwyceni.
Wychwalali twój geniusz pod niebiosa. Oni mają niezłych projektantów,
ale jak sami powiedzieli, żaden nie dorównuje tobie. Ula pokazała się w
tej czerwonej sukni. Zaparło im dech, bo rzeczywiście wyglądała
olśniewająco.
- To prawda Pshemko. – Potwierdziła Ula. – Oni są pod wrażeniem twojej
wielkiej kreatywności i takich genialnych pomysłów. Obejrzeliśmy halę, w
której organizują pokazy. Jest ogromna, a najlepsze jest to, że w
czerwcu wystawimy tam twoje dzieła z letniej kolekcji.
- Naprawdę? – Mistrz był zszokowany tymi rewelacjami. Ula pokiwała głową.
- Naprawdę. Będzie wystawiana nasza kolekcja i ich, a potem, tydzień później wystawimy je obie w Łazienkach.
- To jeszcze nie wszystko Pshemko. Najlepsze mamy na koniec. – Marek uśmiechnął się szeroko.
- Podpisaliśmy z nimi bardzo korzystną umowę. Teraz jesteśmy
równorzędnymi partnerami. My udostępniamy im nasze sklepy a oni nam
swoje. Zyskami dzielimy się po połowie. To bardzo dobra umowa, która
pozwoli wypłynąć twoim arcydziełom na zachodnie rynki. Czyż to nie
wspaniale?
Mistrz miał łzy w oczach. Wstał i bardzo wzruszony uściskał ich oboje.
- Kochani. Spełniacie moje największe marzenie. Zawsze pragnąłem, by
moje kolekcje były docenione również za granicą. Dziękuję moi drodzy.
- Pshemko. Mam jeszcze dla ciebie tę kreację, którą pożyczyłeś, zaraz ją
przyniosę. – Ula wstała z krzesła. Złapał ją za ramiona i zmusił, by
usiadła.
- O nie, nie Urszulo. Ta suknia jest twoja. Skoro Marek mówi, że
wyglądałaś w niej tak pięknie, to ja nie mogę dopuścić, by nosił ją ktoś
inny.
Była bardzo zaskoczona.
- Ale Pshemko, ja nie mogę przyjąć takiego prezentu, bo jest zbyt cenny. – Mistrz uśmiechnął się do niej.
- Ależ możesz moja droga. Będę ci wdzięczny, jeśli wystąpisz w niej jeszcze kiedyś. – Ula uściskała go serdecznie.
- To dla mnie wielki zaszczyt, że mogę ubrać, coś tak pięknego i wykwintnego w dodatku twojego autorstwa. Bardzo ci dziękuję.
- Pshemko, a jak kolekcja letnia? Nie masz kłopotów? Materiały takie,
jak trzeba? Musimy się bardzo postarać, żeby nie wypaść gorzej od
Niemców.
- O nic się nie martw. Wszystko idzie dobrze, a nawet bardzo dobrze.
Materiały idealne. Myślę, że za tydzień zrobimy mini pokaz i będzie
można fotografować. Jednak sądzę, że najlepiej byłoby w plenerze. W
słońcu suknie będą zjawiskowe. Rozejrzyj się za jakimś ciekawym miejscem
i zrób kilka zdjęć, żebym mógł ocenić.
- Dobrze Pshemko. Będzie, jak sobie życzysz. Teraz zostawiamy cię, bo mamy trochę do zrobienia. Na razie.
Kiedy wyszli na korytarz Marek przystanął na chwilę mówiąc do Uli.
- Wiesz, kiedy wspomniał o plenerach pomyślałem o rysiowskiej górce.
Teraz musi być tam pięknie. Pomyślałem też, że na ten mini pokaz dobrze
by było zaprosić Niemców, żeby ocenili kolekcję. Co o tym myślisz?
- Myślę, że to świetny pomysł kochanie. Zadzwonimy do nich i spytamy, czy mają ochotę przyjechać.
Nie tracąc czasu wykonali telefon do Niemiec. Blaut był mile zaskoczony
tym telefonem. Nie spodziewał się, że w tak krótkim czasie odezwą się i
to jeszcze z tak ciekawą propozycją. Poza tym ta piękna Polka wpadła mu w
oko. Miał nadzieję, że to będzie dobra okazja by poznać ją bliżej.
- Panie Blaut, - mówił Marek – myślę, że to dobry pomysł. Będziecie
państwo mogli zapoznać się z naszymi letnimi propozycjami i wyrazić
swoją opinię. Wszystko pod warunkiem, że dysponujecie kilkoma wolnymi
dniami. Będziemy też organizować sesję zdjęciową w plenerze. Może i to
państwa zaciekawi.
- To bardzo dobra propozycja. W takim razie od dziś za tydzień jesteśmy u
was. Moja sekretarka potwierdzi wam jeszcze godzinę przylotu. Wezmę ze
sobą Nicol. Ona, jako kobieta powinna również przyjrzeć się kolekcji.
- Czyli hotel rezerwować dla dwóch osób?
- Tak. Klaus nie przyjedzie, bo musi mnie zastąpić podczas mojej nieobecności, a i bez Simona sobie poradzę.
- Świetnie. – Marek uśmiechnął się do słuchawki. – W takim razie
niecierpliwie tu na was czekamy. – Rozłączył się i roziskrzonym wzrokiem
spojrzał na Ulę.
- Kochanie, machina ruszyła i nic jej już nie zatrzyma. Alex o niczym
nie wie i na razie niech tak zostanie. Dzisiaj pojadę do rodziców i
opowiem im o wszystkim. Ojciec na pewno się ucieszy. A może pojechałabyś
tam ze mną po pracy? Tylko na godzinkę. Potem zawiózłbym cię do domu.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
Zbliżył się do niej obejmując ją wpół.
- Najlepszy. – Wyszeptał jej w usta i namiętnie pocałował.
Podjechał wraz z Ulą pod dom rodziców. Otworzyła im Zosia informując, że
oboje państwo są w ogrodzie i czekają na nich. Przeszli przez całą
długość domu i wyszli na spore patio. Seniorzy siedzieli przy ogrodowym
stoliku na wiklinowych krzesłach i popijali kawę.
- Dzień dobry kochani.
- Dzień dobry. – Odezwała się Ula.
Podnieśli się z foteli witając serdecznie ich oboje.
- Siadajcie moi drodzy. Twój telefon Marek bardzo nas zaintrygował. Co takiego ważnego masz nam do powiedzenia?
Opowiedział im pokrótce o ich pobycie w Niemczech i nawiązaniu
korzystnej współpracy z tamtejszą firmą. Wyciągnął z teczki dokumenty.
- Spójrz tato na tę umowę. Zanim ją podpisałem prześledziliśmy z Ulą
zdanie po zdaniu. Będziemy działać na zasadzie partnerstwa i zyski będą
dzielone też po połowie.
Krzysztof zagłębił się w treść dokumentu. Gdy skończył czytać, podniósł wzrok na Marka i uśmiechnął się.
- Synu, to wspaniałe warunki. Sam nie wynegocjowałbym tego lepiej. Jestem z ciebie bardzo dumny.
Marek sądził, że się przesłyszał. Nigdy od ojca nie słyszał tych słów, choć bardzo tego pragnął.
- Dziękuję tato. Mam też prośbę. Dopóki wszystko nie okrzepnie,
chciałbym was prosić, abyście nie informowali o niczym Alexa. Sam mu o
wszystkim powiem, gdy Niemcy już od nas wyjadą. Na razie jednak
chciałbym utrzymać to w tajemnicy. Oprócz was wie tylko Pshemko, ale on
musiał być wtajemniczony ze zrozumiałych względów.
- Ale Marek, Alex jest dyrektorem finansowym. Powinien wiedzieć…
- Tato, on dowie się w odpowiednim czasie, ale na razie chcę mieć wolną
rękę. Jak dotąd nie musiałem prosić go o żadne pieniądze. Na przyjęcie
Niemców mamy fundusz reprezentacyjny, którego użycie nie leży w
kompetencjach Alexa, tylko moich. On nie musi ruszać żadnych funduszy i
dopóki nie będzie musiał tego robić, nie powinien też wiedzieć o tym.
- No dobrze. Będzie jak sobie życzysz. Zachowamy dyskrecję.
- Dziękuję wam.
Pshemko pracował jak szalony. Wiedział już, że mają przyjechać Niemcy i
ze wszystkich sił starał się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Marek
zarezerwował dwa apartamenty w nowo odrestaurowanym hotelu „Polonia
Palace”. Hotel mieścił się w samym centrum miasta w bezpośredniej
bliskości ośrodków handlowych i biznesowych stolicy, a przede wszystkim
firmy.
Któregoś popołudnia zabrali Pshemko i pojechali na rekonesans do Rysiowa. Okolica urzekła mistrza.
- Kochani. Miejsce idealne. Tak tu cicho i spokojnie. W dodatku tyle
zieleni, na tle której moja kolekcja będzie się prezentować wspaniale.
To naprawdę piękne miejsce.
Cieszyli się, że mistrz bez problemów zaakceptował ich propozycję. Po
oględzinach terenu Ula zaprosiła ich jeszcze do siebie. Mistrz był pod
wrażeniem specjałów, które przygotowała dzień wcześniej, a przede
wszystkim urzekła go gościnność Józefa Cieplaka i jego własnoręcznie
robiona nalewka. Gdy na pożegnanie Józef wręczył mu pękatą butelkę tego
kordiału, Pshemko rozpływał się w podziękowaniach. Ula wyszła wraz z
nimi do samochodu. Pożegnała się najpierw z projektantem. Marek położył
dłoń na jego ramieniu i rzekł.
- Pozwolisz, że pożegnam się teraz ze swoją ukochaną?
- Jak to ukochaną? – Marek roześmiał się widząc jego minę.
- Pshemko, Ula jest moją dziewczyną i wielką miłością.
- A wiesz, że ja podejrzewałem was o coś takiego? Zupełnie inaczej
traktujesz Ulę, niż tę wyniosłą Bellę. Gratuluję kochani. Wsiadam do
samochodu a wy się żegnajcie.
Przytulił ją do siebie i pocałował mocno.
- Dziękuję skarbie za wszystko i do jutra.
- Do jutra kochany. Jedźcie ostrożnie.
Tydzień upłynął im na intensywnych przygotowaniach i dogrywaniu
wszystkich szczegółów. W piątek, wczesnym popołudniem Marek wyszedł
ubrany z gabinetu i powiedział.
- Ula zbieraj się, jedziemy na lotnisko.
- Ale, jak to, ja też? – Spytała zdziwiona.
- No Ula, chyba nie sądzisz, że pojadę tam sam. Jesteś mi potrzebna.
- Może ja też się na coś przydam? – Pisnęła cicho Violetta.
- Dzięki Viola, ale nie. Ty musisz zostać na posterunku i dopilnować mi
firmę, a przede wszystkim zwrócić uwagę na poczynania Alexa i Turka. Ten
ostatni znowu coś za często się tu kręci. Nie podoba mi się to.
- Nie martw się, już ja dopilnuję tę szuję.
Zajęli dogodne miejsca w hali przylotów. Właśnie zapowiadali przylot samolotu z Dortmundu.
– Dobrze, że Marek jest taki wysoki, na pewno nic nie przegapi. – Pomyślała Ula.
Po kilkunastu minutach zaczęli się wysypywać pierwsi pasażerowie. Marek
wyciągnął szyję i wreszcie ich dostrzegł. Rozglądali się niepewnie po
zgromadzonym tłumie. Marek przepchnął się jeszcze bardziej do przodu
trzymając za rękę Ulę.
- Panie Blaut, panie Blaut… - Mężczyzna odwrócił się słysząc swoje nazwisko i uśmiechnął się na ich widok.
- Pani Ula i pan Marek, dzień dobry. Miło znów państwa widzieć.
- I wzajemnie. Witamy panią, Nicol. Jak lot?
- Bardzo dobry i przyjemny, a przede wszystkim krótki. – Roześmiała się Baumann.
- Pozwoli pani, że wezmę jej bagaż? – Spytał Marek odbierając od Niemki
walizkę. – Samochód czeka na zewnątrz. Nie jest to tak ekskluzywna
limuzyna, jak ta, którą jeździliśmy w Essen, ale mój własny, prywatny
samochód. Jest jednak dość wygodny i sądzę, że nie będą państwo
narzekać.
Wyszli na parking. Marek zapakował bagaże i pomógł wsiąść kobietom. Blaut usiadł obok niego.
- Wynająłem wam dwa niezależne apartamenty i mam nadzieję, że nie
rozczarują was. Hotel jest w samym centrum miasta i położony w pobliżu
firmy.
Blaut poklepał go po ramieniu.
- Proszę się nie przejmować. Nie jesteśmy rozpasanymi Niemcami mającymi
jakieś wygórowane wymagania. Nie pogardzilibyśmy nawet skromnymi
warunkami.
Hotelowe wnętrze wprawiło Niemców w osłupienie.
- Jak tu pięknie! – Krzyknęła Nicol.
W istocie. Cały hol tonął w kwiatach. Dodatkowe wrażenie robiły ogromne
donice, w których rosły potężnych rozmiarów palmy. Wnętrze holu
utrzymane było w tonacji złota i brązu. Ustawione w półkolach wygodne
kanapy zachęcały do odpoczynku. Marek podszedł do recepcji i przedstawił
się. W błyskawicznym tempie zameldowano Niemców, wręczając im karty
magnetyczne do apartamentów.
- Tu się pożegnamy. Boy hotelowy wskaże państwu pokoje i zaniesie
bagaże. – Powiedział Marek. – Zapraszamy państwa jednak dzisiaj
wieczorem na godzinę osiemnastą na kolację w hotelowej restauracji.
Jutro natomiast planujemy nasz mini pokaz. Wynająłem kierowcę wraz z
wygodnym samochodem, który jest do państwa dyspozycji przez całą dobę.
Kierowca jest pracownikiem tego hotelu. Spotykamy się zatem o godzinie
osiemnastej. Do zobaczenia.
Wyszli z hotelu i wsiedli do samochodu. Ula była dziwnie milcząca, co zaniepokoiło Marka.
- Ula, dlaczego nic nie mówisz?
- A jak myślisz? O wszystkim decydujesz sam, nie pytając mnie nawet o zdanie.
– Nie rozumiem…
- Idziesz sam na tę kolację, tak?
- Jak to, sam?
- No właśnie. Skoro już wcześniej miałeś zamiar zabrać mnie ze sobą,
dlaczego mi nic nie powiedziałeś? Jest godzina piętnasta. Ja nie mam się
w co ubrać na to spotkanie. Mój ojciec nic nie wie, że nie wrócę po
południu do domu, bo nawet nie dałeś mi szansy, żebym go zawiadomiła. To
nie w porządku. Tak się nie robi Marek. Nie przyszło ci do głowy, że ja
mogę nie mieć ochoty pójść na tę kolację?
- Masz rację Ula. Przepraszam, ale wydawało mi się to takie oczywiste.
- To nie jest oczywiste Marek, bo mnie się wydawało, że jesteśmy
równorzędnymi partnerami w tym związku i decydujemy o wszystkim razem.
Tymczasem okazuje się, że byłam w błędzie.
Zrobiło mu się głupio i nieprzyjemnie. Miała rację a on był durniem. Złapał ją za dłonie i przycisnął do ust.
- Przepraszam cię kochanie. To już się więcej nie powtórzy. Obiecuję, że
od tej pory wszystko uzgadniamy wspólnie. Wybacz mi, błagam. Możesz
zadzwonić do taty? Powiedz mu, że przywiozę cię jutro wieczorem. O
sukienkę się nie martw. Wybierzemy coś u Pshemko. – Westchnęła ciężko.
- No dobrze, niech ci będzie. – Powiedziała z naburmuszoną miną. Wyjęła komórkę i wybrała numer domowy.
- Pani Urszulo, wygląda pani cudownie. – Powiedział Blaut całując
szarmancko jej dłoń. – To również suknia z kolekcji waszego mistrza?
- Tak. To suknia z jednej z wcześniejszych kolekcji. – Potwierdziła.
Przeszli do restauracji, gdzie Marek poprowadził ich do zarezerwowanego
wcześniej stolika. Jak spod ziemi wyrósł przed nimi kelner podając im
karty menu.
- Nie zaryzykowałem wyboru potraw sam, zostawiam to państwu. Jedzenie
mają tu znakomite i myślę, że będzie państwu smakować. Ale na początek
szampan. Wznieśmy toast za to spotkanie. Skinął na kelnera, który rozlał
trunek do wysokich kieliszków.
- Zanim wypijemy, mam propozycję. – Blaut popatrzył najpierw na Ulę a
potem na Marka. – Mówmy sobie po imieniu. To w znacznym stopniu ułatwi
porozumiewanie się i współpracę. Co państwo na to?
- Ja bardzo chętnie, a ty Ula?
- Ja również.
- Johann, Nicol, Marek, Ula. – Wymienili uprzejmości uściskiem dłoni.
- I od razu lepiej, nie tak sztywno i oficjalnie, prawda? – Uśmiechnął się Johann.
Zamówili potrawy, przy konsumowaniu których rozmawiali o jutrzejszym mini pokazie.
- Jesteście gotowi? – Spytała Nicol wycierając usta serwetką.
- Jesteśmy. Jutro o jedenastej hotelowy samochód podwiezie was pod firmę. Będziemy na was czekać.
- Bardzo jestem ciekawa tych kreacji.
- Są świeże, pomysłowe i na pewno niekonwencjonalne. Mistrz się bardzo
postarał. Natomiast po pokazie chciałbym zaprosić was na spacer do
Łazienek. Wspominałem wam o tym parku. To tam organizujemy pokazy.
Oprowadzimy was po parku i pokażemy salę. Natomiast w poniedziałek
zapraszamy was na sesję zdjęciową w plenerze. To niedaleko od Warszawy a
miejsce bardzo piękne.
Kończyli jeść, gdy usłyszeli dźwięki muzyki. Zaczynał się dancing. Blaut z błyskiem w oku spojrzał na Ulę.
- Ula, zatańczysz ze mną? – Spojrzała niepewnie na Marka.
- Ja…?
- Ty. Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko temu. – Zarumieniła się.
- Nie… Chyba nie mam… - Podniosła się z krzesła i podała dłoń Niemcowi.
Markowi nie pozostało nic innego, jak zatańczyć z wyraźnie czekającą na
to, Nicol.
Muzyka była spokojna i wolna, więc i oni poruszali się leniwie.
- Jesteś bardzo piękna Ula i bardzo mi się podobasz. – Szepnął jej do ucha Johann. Zarumieniła się po koniuszki uszu.
- Dziękuję Johann. Jesteś bardzo miły.
- Chciałbym się z tobą spotkać na osobności. Zostajemy tu do piątku. Moglibyśmy się lepiej poznać.
- Czy on mi proponuje randkę? – Popatrzyła na niego zdziwiona.
- Przepraszam cię Johann, ale to niemożliwe.
- Dlaczego? O ile wiem, jesteś wolna, ja też, cóż może stać na przeszkodzie?
- To, że nie mam męża nie oznacza, że jestem wolna. Jestem w związku z
mężczyzną, którego kocham nad życie. Nie potrafiłabym być z nikim innym.
Dlatego nie mogę umówić się z tobą.
- A ja sądzę, że może gdybyś poznała mnie lepiej, to…
- Nie, nie Johann, to wykluczone. Nie rób sobie nadziei w związku ze mną, bo ja już jestem szczęśliwa i nie chcę tego zmieniać.
- To Marek, prawda? – Pokiwała głową.
- Tak, to on. Wiele mu zawdzięczam i bardzo go kocham. Nie wyobrażam
sobie przyszłości z nikim innym. On jest tym jedynym i tym właściwym.
- To była gorzka pigułka do przełknięcia Ula, bo spodobałaś mi się od
pierwszego wejrzenia. Ale cóż…, mówi się trudno. – Spojrzała mu głęboko w
oczy.
- Johann, jesteś miłym i sympatycznym człowiekiem. Wierzę, że i ty
znajdziesz swoją prawdziwą miłość. Musisz się tylko dobrze rozglądać. Ja
nie potrafiłabym cię pokochać, bo już kocham wspaniałego, dobrego, o
wielkim, szczerym sercu, człowieka.
- Dziękuję Ula i za te słowa i za taniec. Bardzo się cieszę, że cię poznałem, że poznałem was oboje.
- A ja dziękuję za twoją wyrozumiałość.
Potańczyli jeszcze trochę a później pożegnali swoich gości i wrócili na Sienną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz