Rozdział XI
Był początek czerwca. Za tydzień mieli mieć swój wielki debiut na rynku niemieckim. Uwijali się jak w ukropie, bo pracy było mnóstwo przy pakowaniu wszystkich kreacji i dodatków do niej. Doborem tych ostatnich zajmowała się Paulina. Co by o niej nie powiedzieć, to miała wyrobiony smak i doskonały gust. W ogóle ostatnio, co u niej było dość rzadko widziane, tryskała dobrym humorem. Johann dzwonił codziennie i właśnie jego telefony wprowadzały ją w tak świetny nastrój. Chyba się zakochała, po raz pierwszy w życiu. Jeszcze tu w Polsce adorował ją i obsypywał komplementami, co mile łaskotało jej próżność. Imponował jej tym, że jeszcze przed trzydziestką był już dobrze znanym biznesmenem i właścicielem dużej firmy. Pod jego wpływem zaczęła śledzić niemiecką prasę i ze zdumieniem odnajdywała jego zdjęcia w niemal każdej gazecie. Pochlebiało jej to. Miała nadzieję, że ta znajomość rozwinie się we właściwym kierunku. Trochę się wyciszyła. Jej oczy przestały ciskać błyskawice, a język tryskać jadem. Najwyraźniej Johann miał na nią dobry wpływ. Ula i Marek ze zdumieniem odnotowywali zachodzące w niej zmiany. Dostrzegli je również u Alexa, choć w jego przypadku nie były one może aż tak bardzo widoczne. Plusem było to, że nieco łagodniej zaczął traktować swoich pracowników. Przestał wrzeszczeć, a to było pozytywne. Marek tylko kręcił głową.
- Gdybym tego nie widział na własne oczy, nigdy bym w to nie uwierzył. Oni naprawdę się zakochali. Wiesz Ula, wiele złych rzeczy doświadczyłem od nich, oni z mojej strony też, ale w życiu nie spodziewałbym się takiej metamorfozy.
- Ty przecież też ją przeszedłeś. Jesteś już innym człowiekiem, prawda? – Mówiła łagodnie patrząc mu w oczy.
- Prawda skarbie i to dzięki tobie, a właściwie twoim cudnym oczom, które urzekły mnie od samego początku. Kocham te dwa chabry, jak wariat.
Usłyszeli energiczne pukanie do drzwi.
- Proszę. – Rzucił Marek. Do pokoju weszła stukając wysokimi obcasami, Paulina.
- Od kiedy nauczyła się pukać do drzwi? – Przemknęło Markowi przez głowę.
- Dobrze, że jesteście oboje. Johann przysłał gotowe foldery. Popatrzcie. – Rozłożyła jeden z nich na szklanym stole i przysiadła na fotelu. – Uważam, że są świetne.
Pochylili się oboje przeglądając stronę za stroną.
- Rzeczywiście. Piękne. Ta sesja wyszła bardzo udanie. Suknie wydają się takie naturalne i świeże, prawda Ula?
- Tak… Czarek ma jednak wielki talent, bo zdjęcia są znakomite. Magnus też się spisał. Fantastycznie rozmieścił je w folderze. Nawet wstawili polski tekst. Rewelacja.
- Ile tego przysłał? Mam nadzieje, że wystarczy dla wszystkich gości?
- Na pewno. W paczce jest ich około tysiąca. Nie sądzę by było aż tylu gości.
- Nie będzie. Zadzwonię zaraz do Johanna i podziękuję. Naprawdę świetna robota. A ty Paulina, jak daleko jesteś z dodatkami?
- Dzisiaj skończę i można będzie pakować. Suknie już spakowane. Jak będziesz dzwonił do Johanna to dograj z nim jeszcze sprawę odbioru kolekcji, bo wysyłamy ją wcześniej. Nie chcę, żeby coś pomieszali po drodze.
- Dobrze powiem mu. – Wstał z kanapy i podszedł do biurka. Wybrał bezpośredni numer do Blauta i już po chwili z nim rozmawiał.
- Johann, obejrzałem przed chwilą folder. Jest znakomity. Podziękuj proszę Magnusowi, bo świetnie się spisał. Jesteśmy pod wrażeniem.
- Marek, wynająłem wam apartamenty w Sheratonie tak, jak ostatnio. Dla ciebie i Uli wspólny i osobne dla Pshemko, Pauli i Alexa. Dla pięciu osób obsługi też tam, ale pokoje nieco skromniejsze.
- Świetnie Johann. Mam jeszcze prośbę. Mógłbyś wynająć jeszcze jeden apartament dla moich rodziców? Oni też bardzo chcą obejrzeć ten pokaz i przy okazji was poznać. Wiesz, że mój ojciec i ojciec Pauliny i Alexa założyli wspólnie naszą firmę? Rodzice Febo już nie żyją, ale moi wiernie nam kibicują i bardzo bym chciał, by w tak ważnym dla nas dniu byli tam razem z nami.
- Nie ma sprawy Marek. Chętnie poznamy seniorów Dobrzańskich. Przylecicie o tej samej porze, jak ostatnio?
- Tak. Dzisiaj będę bukował bilety.
- Dobrze. W takim razie wyślę dwie limuzyny. Chyba się pomieścicie?
- Na pewno Johann. Jeszcze sprawa odbioru kolekcji. Wysyłamy ją w czwartek samolotem o jedenastej. Dasz radę odebrać? Nie chcielibyśmy żadnych, przykrych niespodzianek.
- Nie obawiaj się, wszystkim się zajmę.
- Bardzo ci dziękujemy. Ula i Paulina przesyłają pozdrowienia, a ja się dołączam. Do zobaczenia przyjacielu. – Odłożył słuchawkę i spojrzał na obie kobiety.
- No dziewczyny. Załatwione. Słyszałyście, apartamenty wynajęte w Sheratonie. Nie byłaś tam Paula, ale to wspaniały, pięciogwiazdkowy hotel. My byliśmy pod wielkim wrażeniem tego luksusu. Na piątek zamawiam bilety. Wylot o jedenastej. Przekaż te informacje Alexowi Paula.
- Zaraz mu powiem. – Wstała z fotela i szybkim krokiem wyszła z gabinetu.
Usiadł z powrotem obok Uli i zatarł ręce.
- Dobrze idzie kochanie. Muszę jeszcze zadzwonić do swoich rodziców, żeby byli gotowi w przyszły piątek o ósmej trzydzieści. Wezmę samochód i zostawię go na parkingu przy lotnisku. Chyba większość tak zrobi. Uprzedź tatę, że w czwartek nie wrócisz do domu, dobrze? Przyjechałbym po ciebie rano i zabrałbym cię do pracy wraz z bagażem. W piątek rano podjechałbym po rodziców i razem ruszylibyśmy na lotnisko. – Pokiwała głową.
- Tak… tak chyba będzie najlepiej. – Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
- Już się bałem, że znowu zaczniesz protestować. – Spojrzała na niego zdziwiona.
- Dlaczego miałabym? To rozsądne rozwiązanie. Ciężko by ci było pozbierać nas wszystkich w piątkowy ranek.
- Kocham cię moja mądra dziewczynko. – Wyszeptał i pocałował ją namiętnie.
Wszystko szło zgodnie z planem. W czwartkowe popołudnie zebrał jeszcze wszystkich w sali konferencyjnej i omówił szczegóły. Powiedział, że w Dortmundzie będą czekały na nich dwie limuzyny, które zawiozą ich pod sam hotel, a w sobotę o siedemnastej odbędzie się pokaz. Po zebraniu Pshemko jeszcze odciągnął Ulę i szepnął jej do ucha.
- Chodź ze mną do pracowni. Zabierzesz suknię, którą ci przygotowałem na pokaz. Nie możesz wystąpić w byle czym. Jest z zeszłorocznej kolekcji, ale piękna, w kolorze błękitu. Podkreśli barwę twoich oczu. Mam też dodatki.
Była mu taka wdzięczna, że pomyślał i o niej.
- Dziękuję Pshemko. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę za twoją przychylność dla mnie.
- Już mi się odwdzięczyłaś, bo zrobiłaś mi największą niespodziankę w życiu. Teraz moja kolej na rewanż. Chodź, nie traćmy czasu. Przymierzysz ją jeszcze, choć myślę, że będzie leżeć idealnie.
W istocie tak było. Suknia przylegała do ciała podkreślając jego seksowność. Pshemko był zachwycony.
- Pięknie ci w niej. Jest szyta, jak na ciebie. Zapakujemy ją teraz i możesz zabierać.
Spotkali się wszyscy przy stanowiskach do odprawy. Marek spojrzał na zgromadzonych wokół niego ludzi i spytał.
- Wszyscy są? – Przytaknęli.
- Rozdam teraz bilety, a potem ustawimy się do odprawy.
Kolejka była spora, ale przemieszczali się dość szybko, sprawnie i bez problemów, przechodząc kolejno do poczekalni. Dwadzieścia minut przed odlotem wywołano ich na płytę lotniska. Marek złapał Ulę za rękę i zaniepokojony zapytał.
- Kochanie, nadal czujesz lęk? – Popatrzyła na niego niepewnie.
- Trochę, ale nie taki duży jak poprzednio. Powoli zaczynam się przyzwyczajać.
- Bardzo mnie to cieszy, poza tym jestem przecież cały czas obok.
- Wiem Marek i to jest dla mnie najważniejsze. – Uścisnęła mu dłoń.
Rozsiedli się na swoich miejscach zapinając pasy. Na siedzeniach po drugiej stronie siedzieli rodzice Marka.
- Wszystko w porządku kochani? Jak twoje serce tato?
- Wszystko dobrze synu. Moje serce bije, jak dzwon. Jestem bardzo podekscytowany tym pokazem i czuję, że uda się nadzwyczajnie.
- I my jesteśmy dobrej myśli.
Samolot zaczął kołować i już po chwili rozpędzony wzbił się w powietrze. Ula odetchnęła. Znów mogła podziwiać białe obłoki podświetlane przez promienie słoneczne. Po wylądowaniu i odebraniu bagaży Marek ponownie zebrał ich wszystkich wokół siebie. Za chwilę wejdziemy do sali przylotów. Będzie tłok, więc spróbujmy trzymać się razem i nie zgubić się. Ja idę pierwszy i szukam kartki ze swoim nazwiskiem. Wychodzili jeden za drugim. Marek już z daleka dostrzegł Karla i uśmiechnął się szeroko.
- Witaj Karl. Bardzo chciałem, żebyś to właśnie ty przyjechał po nas.
- Dzień dobry panie Marku. Witam pani Urszulo. Mamy dwie limuzyny i na pewno pomieścimy się. Proszę za mną. Drugi kierowca, Kurt czeka przy samochodach.
Zeszli na parking i przywitali się z nim. Obaj ułożyli w bagażnikach walizki i zaprosili ich do środka. Rozsiedli się wygodnie na siedzeniach.
- Jak ci się wiedzie Karl? – Spytał Marek.
- Świetnie, naprawdę. Pracy jest dużo, ale ja lubię jeździć i kocham to, co robię. Ostatnio miałem sporo zajęć, bo pan Blaut zajmował się przygotowaniami do pokazu a ja wykonałem sporo kursów do Grugaparku. Ze wszystkim zdążyliśmy. Pan Blaut już na nas czeka w hotelu razem z panią Baumann.
- Naprawdę? To bardzo miło z ich strony, że znaleźli dla nas czas.
- Chyba znowu nie minie was wspólna kolacja. – Roześmiał się Karl. – Słyszałem, jak szef zamawiał salę kominkową.
Dojechali. Natychmiast z wnętrza hotelu wyszli ciągnąc wózki, dwaj hotelowi boye i pomogli kierowcom umieścić na nich bagaż. Marek wraz z Ulą podziękowali Karlowi i wraz z innymi weszli do wnętrza. Już z daleka zauważyli zbliżającego się Johanna i Nicol.
- Witamy serdecznie, witamy. – Uśmiechnięty Johann uściskał dłoń Marka i Uli. Potem przywitał się z Pauliną, Alexem i Pshemko. Marek przedstawił mu rodziców.
- Bardzo się cieszę, że mam okazję gościć państwa tutaj. Moi drodzy – zwrócił się do wszystkich – dzisiaj o dziewiętnastej wydaję kolację na waszą cześć w sali kominkowej. Ula i Marek wiedzą, gdzie to jest, więc wskażą wam drogę. Teraz zameldujcie się i zabierzcie swoje karty do apartamentów. Wszystkie znajdują się na ósmym piętrze. Celowo tak wynająłem, by uniknąć błądzenia w czeluściach hotelowych korytarzy. Zapraszam państwa. – Wskazał dłonią recepcję.
Podszedł do Pauliny i wyjął jej z dłoni bagaż.
- Już nie mogłem się doczekać tego spotkania. – Powiedział jej na ucho. – Rozmowy przez telefon, to nie to samo, prawda? – Popatrzyła z żarem w jego niebieskie oczy.
- Prawda. I ja już zaczęłam tęsknić.
- Odbijemy sobie to Paulina, obiecuję ci. – Z czułością ucałował jej dłoń. – Spójrz na Nicol. Twój brat porządnie zawrócił jej w głowie a i ona chyba nie jest mu obojętna. Nie mogą oderwać od siebie oczu.
- Rzeczywiście. Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego.
Wreszcie rozlokowali się. Apartamenty Marka, Uli i seniorów sąsiadowały ze sobą. Inne położone były w głębi korytarza.
- Jest inny, niż poprzedni, ale równie luksusowy. – Marek rozejrzał się po pokoju.
- Spójrz na to łóżko kochanie, czy nie wygląda zachęcająco? – Uśmiechnął się figlarnie.
- Jesteś niepoprawny. – Powiedziała z wyrzutem. – Myślisz tylko o jednym… - Roześmiał się serdecznie widząc jej minę. Podszedł do niej i objął ciasno w pasie.
- Przy tobie mój rozum idzie spać, a budzi się namiętność. Jesteś tak piękna i pociągająca, że nie sposób myśleć o innych rzeczach. – Wtulił się w jej usta.
- Pójdziemy coś zjeść? Zgłodniałem i chętnie bym przekąsił małe, co nieco. Zapytam rodziców. Pewnie też są głodni. Rozpakuj się spokojnie a ja pójdę zapytać.
Wrócił po chwili i powiedział pospiesznie.
- Chodź kochanie. Później to skończysz. Moi rodzice czekają na korytarzu.
Odłożyła rzeczy na łóżko i łapiąc go za rękę wyszła z pokoju.
Usiedli przy czteroosobowym stoliku i zamówili dania. Dobrzańscy rozglądali się ciekawie.
- To piękny hotel. – Helena była pod wrażeniem. – Doba musi tu kosztować majątek.
- Mamo, ten hotel ma pięć gwiazdek, nie może być tani. Jak byliśmy tu z Ulą po raz pierwszy, też zrobił na nas ogromne wrażenie. – Krzysztof pokiwał głową.
- Apartament jest bardzo ładny i wygodny. Zadbali o nas po królewsku.
Przyniesiono potrawy. Pachniały smakowicie, więc nie zwlekając zabrali się za jedzenie.
- Jeśli macie ochotę na spacer, to po drugiej stronie rozciąga się piękny park. My już tam byliśmy i polecamy. Naprawdę świetne miejsce. – Zachwalał Marek. – My wracamy do pokoju. Musimy dokończyć rozpakowywanie rzeczy.
- A my chyba skorzystamy z ładnej pogody. Zażyjemy trochę ruchu, prawda Helenko?
- W takim razie przyjdę po was, jak będziemy schodzić na kolację. Na razie kochani.
Wyjechali windą na swoje piętro. Spojrzał na nią przeciągle i uśmiechnął się tajemniczo.
- Szczerze powiedziawszy ja też mam ochotę na trochę ruchu. – Wymruczał jej do ucha. Stanęła naprzeciw niego i złapała się pod boki.
- Wiesz co Dobrzański? Jesteś niewyżytym samcem. – Usiłowała zachować powagę, ale zdradziły ją oczy i po chwili parsknęła na całe gardło.
- Osz ty diablico jedna! Sama masz na to ochotę. Przyznaj się.
Porwał ją na ręce i okręcił się wokół swojej osi usiłując cmoknąć ją w nos. Chichotała na cały głos rozbawiona sytuacją.
- No… pięknie zaczynacie. – Głos Pauliny sprowadził ich na ziemię. Marek przestał się kręcić i postawił Ulę na ziemię. Uśmiechnął się do towarzyszącego Pauli Johanna.
- Też powinniście zacząć. Dobrze by wam zrobiło. – Paula ledwie powstrzymała śmiech.
- Na razie idziemy coś zjeść. Przyłączycie się?
- Dzięki, ale właśnie przed chwilą zjedliśmy. Teraz idziemy skończyć rozpakowywanie rzeczy.
- Rozpakowywanie rzeczy? Akurat.
- Nazywaj sobie to jak chcesz Paula. Na razie.
Znowu parsknął śmiechem i pociągnął Ulę w stronę pokoju. Weszli a on wystawił jeszcze kartkę „Nie przeszkadzać” i pożądliwym wzrokiem spojrzał na ukochaną.
- Teraz już mi się nie wyrwiesz. Będziesz moja.
Ruszył w jej kierunku a ona ze śmiechem zaczęła przed nim uciekać. Kilka razy wymykała mu się z rąk, aż wreszcie złapał ją mocno i przewrócił na łóżko. Przylgnął do niej i spojrzał z miłością w jej roześmiane, błękitne diamenty.
- Ty mój diabełku z błękitnymi, niewinnymi oczkami. Nie odpuszczę sobie kochania ciebie. Nie często mam taką okazję, jak ta. Nie wyrwiesz mi się.
- Nie mam takiego zamiaru. – Wyszeptała mu prosto w usta.
Uwalniał ją z odzieży, jakby rozpakowywał najcenniejszy prezent. Odpiął jej biustonosz i uwolnił jędrne piersi. Spojrzał na nie roziskrzonym wzrokiem.
- To najpiękniejsze piersi, jakie w życiu widziałem. Przylgnął ustami do jednej z nich pieszcząc dłonią drugą. Spowodował, że stwardniały jej sutki i sterczały teraz wdzięcznie przyjmując jego pieszczoty. Oderwał się od niej i pozbył tego, co miał na sobie. Delikatnie ściągnął jej sukienkę i skąpe figi. Na widok jej nagiej pobudził się. Przejechał dłonią po jej łonie. Zadrżała i westchnęła głęboko.
- Kocham cię jak szaleniec - wymamrotał przyciskając usta do jej pępka. Powrócił pocałunkami do jej ust. Nie przestając całować zagłębiał się w jej płeć mocno i gwałtownie. Ten akt był żywiołowy, całkowicie spontaniczny i szalony. Poruszał się w niej tak szybko, że jedyne, co mogła zrobić, to jęczeć i wić się pod naporem jego ciała. On nie zwalniał tempa. Ekspresowo pędził wraz z nią do spełnienia. Przyszło wkrótce miotając ich ciała gwałtownymi spazmami. Błogie skurcze wypełniły wszystkie komórki ich ciał. Długo nie mogli się uspokoić. Dyszeli ciężko oboje dochodząc powoli do świadomości. Scałował z jej twarzy ostatnie ślady rozkoszy. Nigdy z żadną kobietą nie zatracił się aż tak bardzo. Pewnie dlatego, że nigdy żadnej nie kochał tak mocno, jak tej.
- Dziękuję ci skarbie. To było mocne.
- Było wspaniałe. Jesteś mistrzem.
Zebrali się wszyscy w hotelowym holu. Kobiety wyglądały pięknie, podobnie, jak i towarzyszący im mężczyźni. Marek poprowadził ich wszystkich do sali kominkowej, gdzie czekały już na nich przygotowane stoliki. W kilka minut po nich pojawił się Johann, Nicol i Magnus Silbert, autor folderów. Przywitali się ogólnie ze wszystkimi. Kelnerzy roznosili w międzyczasie dobrze schłodzonego szampana. Johann podniósł kieliszek i uroczyście przemówił.
- Moi drodzy. Wysyłając fax do Marka Dobrzańskiego nie przypuszczałem, że nasza współpraca tak wspaniale się rozwinie, a my poznamy tak wielu cudownych ludzi, których dziś możemy uważać już za przyjaciół. Mimo, że firma w porównaniu do naszej jest niewielka, jesteśmy pod wrażeniem świetnej organizacji pracy, zarządzania nią, a przede wszystkim pozostajemy pod urokiem tych wspaniałych kolekcji, które wyszły spod ręki waszego genialnego projektanta. – Skłonił się w kierunku Pshemko, który unosił się już nad krzesłem.
- Dzięki jego niezwykłemu i tak rzadko spotykanemu talentowi nasza firma wzmocni swoją markę i umożliwi Febo & Dobrzański wypłynięcie na szerokie wody europejskiej mody. Przed nami ważny dzień dla obu firm. Ufam, że wszystko pójdzie doskonale i otrzymamy pochlebne recenzje. Pokaz zaczyna się o siedemnastej. O szesnastej będą czekać na państwa limuzyny i zawiozą na miejsce pokazu. A teraz moi drodzy, ucztujmy. Życzę wszystkim udanego wieczoru.
Kelnerzy zaczęli wnosić potrawy. Były homary, wielkie krewetki i mule. Wjechało też pokaźne prosię upieczone w całości, które jeden z kelnerów porcjował bardzo zgrabnie. Od nadmiaru i wyglądu tych smakowitości zakręciło im się w głowach. To była prawdziwa uczta. Nie brakło różnego rodzaju wędlin, sałatek i ciast. Niemcy podejmowali ich po królewsku. Marek podszedł do Johanna i uścisnął mu dłoń.
- Johann. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się takiej gościnności i szczodrości z waszej strony. Jesteśmy wszyscy, jak tu siedzimy pod wielkim wrażeniem i bardzo wam dziękujemy. Za życzliwość, piękne przyjęcie i za to, że nazwałeś nas swoimi przyjaciółmi. Zapewniam cię, że nie zawiedziesz się na tej przyjaźni, bo zrobimy wszystko, by tak się nie stało.
- Marek. – Odezwał się wzruszony Johann. – Ja to przecież wiem i powiem ci jeszcze w sekrecie, że zakochałem się w Paulinie. Ona też obdarzyła mnie uczuciem. Alex i Nicol też są chyba szczęśliwi. Gdybyśmy nie nawiązali z wami tej współpracy, nasze prywatne szczęście przeszłoby nam koło nosa.
- Bardzo się cieszę Johann. Ona zasługuje na szczęście. Ze mną nie zaznała go w ogóle. Życzę wam wszystkiego, co najlepsze. Jesteś wspaniałym człowiekiem i masz moją dozgonną przyjaźń.
Długo jeszcze wznoszono toasty i ucztowano. Późnym wieczorem rozeszli się do swoich apartamentów. Alex złapał Nicol za dłoń i spojrzał je intensywnie w oczy.
- Nicol – odezwał się chrapliwie – zostań dzisiaj ze mną. Spojrzała na niego uważnie.
- Jesteś tego pewien? Nie chciałabym, byś robił coś wbrew własnej woli. Nie jesteś do niczego zobowiązany.
- Jestem tego w stu procentach pewien i bardzo cię pragnę. Nigdy żadna kobieta nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak ty. Zakochałem się w tobie, Nicol.
Nie traciła czasu. Chwyciła jego dłoń i szybkim krokiem podążyła w kierunku wind.
W tym samym czasie i Johann wyznawał Pauli miłość.
- Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Jesteś zjawiskowo piękna, posągowo piękna. Czułbym się zaszczycony mając tak cudowną kobietę u mego boku.
- I ja cię pokochałam Johann. Pierwszy raz w życiu doświadczam tego uczucia i muszę przyznać, że to jest coś wyjątkowego i wzniosłego. Nie zostawiaj mnie dzisiaj samej. - Spojrzał w jej ciemne oczy i poczuł się szczęśliwy, jak nigdy dotąd.
- Nie zostawię cię samej, nie dzisiaj. Pragnę cię. – Wyszeptał czule całując jej usta.
Alex z Nicol dotarli do pokoju. Zamknął drzwi i przygarnął ją gwałtownie całując. Obudziła w nim od dawna skrywane namiętności. Poruszyła najdelikatniejsze struny jego duszy. Pragnął jej każdym nerwem. Spontanicznie zaczęli zdzierać z siebie ubrania i wreszcie stanęli przed sobą kompletnie nadzy.
- Jesteś najpiękniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widziałam. – Wyszeptała.
- A ty jesteś kobietą, którą kocham i masz najcudowniejsze i najdelikatniejsze ciało pod słońcem.
Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Kochał ją długo tej nocy. Mocno i namiętnie, jakby chciał nadrobić te wszystkie lata swojej seksualnej abstynencji. Szła za nim krok w krok. Był najgorętszym i najbardziej namiętnym mężczyzną, jakiego miała w życiu. Doszła do głosu jego włoska krew. Za każdym razem umierała z rozkoszy w jego ramionach. Wiedziała już, że on jest tym właściwym, że nie będzie szukać dalej, bo oto znalazła swoje szczęście.
Nie mniej gorące sceny rozgrywały się w apartamencie obok. Johann zainicjował akt już przy wspólnej kąpieli. Po niej przenieśli się na łóżko. Było jej cudownie, spokojnie i tak dobrze, w jego silnych ramionach, a on prowadził ją za każdym razem na szczyt. Był bardzo delikatny. Z pietyzmem pieścił jej alabastrowe, wypielęgnowane ciało. W jego pojęciu posiadł boginię i tak właśnie ją traktował, jak drogocenny skarb. Doceniła jego subtelność oddając mu się bez reszty.
Długo jeszcze trwał koncert tych miłosnych uniesień w obu apartamentach. Utrudzeni zasypiali w swoich objęciach już niemal nad ranem.
Następnego dnia po lekkim śniadaniu Ula z Markiem i Dobrzańscy wybrali się na spacer po mieście. Pogoda była bardzo przyjemna i mobilizowała do przechadzki.
W samym centrum zwiedzili dawne opactwo żeńskie i katedrę, w której podziwiali cenne dzieła sztuki ottońskiej a także skarbiec katedralny zawierający krzyże procesyjne i miecz ceremonialny Ottona III. Zaliczyli też Folkwang Museum, w którym natknęli się na dzieła Cezanna, Mattisa, van Gogha, Gauguin, Muncha i wielu innych. Ula była pod ogromnym wrażeniem. Nigdy nie interesowała się malarstwem i nie sadziła, że aż tak spodobają jej się dzieła impresjonistów, kubistów czy modernistów. Obejrzeli też salę plakatu, choć sztuka wyrażona w tej formie mniej przypadła im do gustu.
Krzysztof był już zmęczony, postanowili wziąć taksówkę i nie wracać pieszo do hotelu. To było intensywne popołudnie dla seniorów i Marek poważnie się obawiał, jak ojciec wytrzyma pokaz, ale Krzysztof uspokoił go.
- Nie martw się. Jest dopiero pierwsza. Zjemy obiad a do szesnastej wypocznę i nabiorę sił. Poza tym nie musimy zostawać na bankiecie. Zabawa jest dobra dla was młodych.
Przebrana w błękitną kreację od Pshemko z finezyjnie upiętą fryzurą i profesjonalnym makijażem, Ula wyglądała olśniewająco. Towarzyszący jej Marek wzbudził niejedno ukłucie w sercu obecnych na pokazie dam. Stanowili piękną parę. Paulina w swojej krwisto czerwonej kreacji również przedstawiała się pięknie, podobnie, jak Nicol mająca dziś na sobie suknię koloru butelkowej zieleni. Johann poprowadził ich w głąb sali pokazując im miejsca. Obok Marka usiedli jego rodzice. Krzysztof rzeczywiście wypoczął i wyglądał zdrowo. Na zapleczu uwijał się Pshemko ze swoimi pięcioma pomocnicami przygotowując modelki. Na pokaz przyszły tłumy. Specjalnie wyznaczone miejsce mieli fotoreporterzy. Sala wypełniła się po brzegi. Na wybieg wszedł Johann i stanął w świetle jupiterów. Najpierw przywitał zgromadzonych po niemiecku a następnie po angielsku. Opowiedział o owocnej współpracy, jaką jego firma nawiązała z firmą z Polski i pokrótce opowiedział jej historię.
- Proszę państwa – mówił – obecnie firma jest zarządzana przez trzech wspólników: Marka Dobrzańskiego i rodzeństwo Paulinę i Alexandra Febo. Są dzisiaj naszymi gośćmi. Zapraszam na scenę.
W burzy oklasków wychodzili uśmiechnięci kłaniając się nisko publiczności. Johann ucałował dłoń Paulinie i uściskiem ręki przywitał obu panów.
- Oddaję głos Markowi Dobrzańskiemu, prezesowi firmy. – Marek odebrał mikrofon i zaczął po angielsku.
- Proszę państwa. To dla nas wielki zaszczyt móc przedstawić państwu naszą letnią kolekcję, będącą dziełem Pshemko, wspaniałego projektanta-wizjonera, który w każdą z kreacji wkłada swoje serce i duszę. Mam nadzieję, że spodobają się państwu i pozostawią po sobie niezatarte wrażenia. Życzę państwu udanego wieczoru.
Zeszli z wybiegu zostawiając Johanna samego.
- Zaczynamy więc. Najpierw kolekcja polska a po niej kolekcja „Pro moda”
Rozbłysły światła a na wybieg przy akompaniamencie „Lata” Vivaldiego zaczęły wchodzić modelki.
Był początek czerwca. Za tydzień mieli mieć swój wielki debiut na rynku niemieckim. Uwijali się jak w ukropie, bo pracy było mnóstwo przy pakowaniu wszystkich kreacji i dodatków do niej. Doborem tych ostatnich zajmowała się Paulina. Co by o niej nie powiedzieć, to miała wyrobiony smak i doskonały gust. W ogóle ostatnio, co u niej było dość rzadko widziane, tryskała dobrym humorem. Johann dzwonił codziennie i właśnie jego telefony wprowadzały ją w tak świetny nastrój. Chyba się zakochała, po raz pierwszy w życiu. Jeszcze tu w Polsce adorował ją i obsypywał komplementami, co mile łaskotało jej próżność. Imponował jej tym, że jeszcze przed trzydziestką był już dobrze znanym biznesmenem i właścicielem dużej firmy. Pod jego wpływem zaczęła śledzić niemiecką prasę i ze zdumieniem odnajdywała jego zdjęcia w niemal każdej gazecie. Pochlebiało jej to. Miała nadzieję, że ta znajomość rozwinie się we właściwym kierunku. Trochę się wyciszyła. Jej oczy przestały ciskać błyskawice, a język tryskać jadem. Najwyraźniej Johann miał na nią dobry wpływ. Ula i Marek ze zdumieniem odnotowywali zachodzące w niej zmiany. Dostrzegli je również u Alexa, choć w jego przypadku nie były one może aż tak bardzo widoczne. Plusem było to, że nieco łagodniej zaczął traktować swoich pracowników. Przestał wrzeszczeć, a to było pozytywne. Marek tylko kręcił głową.
- Gdybym tego nie widział na własne oczy, nigdy bym w to nie uwierzył. Oni naprawdę się zakochali. Wiesz Ula, wiele złych rzeczy doświadczyłem od nich, oni z mojej strony też, ale w życiu nie spodziewałbym się takiej metamorfozy.
- Ty przecież też ją przeszedłeś. Jesteś już innym człowiekiem, prawda? – Mówiła łagodnie patrząc mu w oczy.
- Prawda skarbie i to dzięki tobie, a właściwie twoim cudnym oczom, które urzekły mnie od samego początku. Kocham te dwa chabry, jak wariat.
Usłyszeli energiczne pukanie do drzwi.
- Proszę. – Rzucił Marek. Do pokoju weszła stukając wysokimi obcasami, Paulina.
- Od kiedy nauczyła się pukać do drzwi? – Przemknęło Markowi przez głowę.
- Dobrze, że jesteście oboje. Johann przysłał gotowe foldery. Popatrzcie. – Rozłożyła jeden z nich na szklanym stole i przysiadła na fotelu. – Uważam, że są świetne.
Pochylili się oboje przeglądając stronę za stroną.
- Rzeczywiście. Piękne. Ta sesja wyszła bardzo udanie. Suknie wydają się takie naturalne i świeże, prawda Ula?
- Tak… Czarek ma jednak wielki talent, bo zdjęcia są znakomite. Magnus też się spisał. Fantastycznie rozmieścił je w folderze. Nawet wstawili polski tekst. Rewelacja.
- Ile tego przysłał? Mam nadzieje, że wystarczy dla wszystkich gości?
- Na pewno. W paczce jest ich około tysiąca. Nie sądzę by było aż tylu gości.
- Nie będzie. Zadzwonię zaraz do Johanna i podziękuję. Naprawdę świetna robota. A ty Paulina, jak daleko jesteś z dodatkami?
- Dzisiaj skończę i można będzie pakować. Suknie już spakowane. Jak będziesz dzwonił do Johanna to dograj z nim jeszcze sprawę odbioru kolekcji, bo wysyłamy ją wcześniej. Nie chcę, żeby coś pomieszali po drodze.
- Dobrze powiem mu. – Wstał z kanapy i podszedł do biurka. Wybrał bezpośredni numer do Blauta i już po chwili z nim rozmawiał.
- Johann, obejrzałem przed chwilą folder. Jest znakomity. Podziękuj proszę Magnusowi, bo świetnie się spisał. Jesteśmy pod wrażeniem.
- Marek, wynająłem wam apartamenty w Sheratonie tak, jak ostatnio. Dla ciebie i Uli wspólny i osobne dla Pshemko, Pauli i Alexa. Dla pięciu osób obsługi też tam, ale pokoje nieco skromniejsze.
- Świetnie Johann. Mam jeszcze prośbę. Mógłbyś wynająć jeszcze jeden apartament dla moich rodziców? Oni też bardzo chcą obejrzeć ten pokaz i przy okazji was poznać. Wiesz, że mój ojciec i ojciec Pauliny i Alexa założyli wspólnie naszą firmę? Rodzice Febo już nie żyją, ale moi wiernie nam kibicują i bardzo bym chciał, by w tak ważnym dla nas dniu byli tam razem z nami.
- Nie ma sprawy Marek. Chętnie poznamy seniorów Dobrzańskich. Przylecicie o tej samej porze, jak ostatnio?
- Tak. Dzisiaj będę bukował bilety.
- Dobrze. W takim razie wyślę dwie limuzyny. Chyba się pomieścicie?
- Na pewno Johann. Jeszcze sprawa odbioru kolekcji. Wysyłamy ją w czwartek samolotem o jedenastej. Dasz radę odebrać? Nie chcielibyśmy żadnych, przykrych niespodzianek.
- Nie obawiaj się, wszystkim się zajmę.
- Bardzo ci dziękujemy. Ula i Paulina przesyłają pozdrowienia, a ja się dołączam. Do zobaczenia przyjacielu. – Odłożył słuchawkę i spojrzał na obie kobiety.
- No dziewczyny. Załatwione. Słyszałyście, apartamenty wynajęte w Sheratonie. Nie byłaś tam Paula, ale to wspaniały, pięciogwiazdkowy hotel. My byliśmy pod wielkim wrażeniem tego luksusu. Na piątek zamawiam bilety. Wylot o jedenastej. Przekaż te informacje Alexowi Paula.
- Zaraz mu powiem. – Wstała z fotela i szybkim krokiem wyszła z gabinetu.
Usiadł z powrotem obok Uli i zatarł ręce.
- Dobrze idzie kochanie. Muszę jeszcze zadzwonić do swoich rodziców, żeby byli gotowi w przyszły piątek o ósmej trzydzieści. Wezmę samochód i zostawię go na parkingu przy lotnisku. Chyba większość tak zrobi. Uprzedź tatę, że w czwartek nie wrócisz do domu, dobrze? Przyjechałbym po ciebie rano i zabrałbym cię do pracy wraz z bagażem. W piątek rano podjechałbym po rodziców i razem ruszylibyśmy na lotnisko. – Pokiwała głową.
- Tak… tak chyba będzie najlepiej. – Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
- Już się bałem, że znowu zaczniesz protestować. – Spojrzała na niego zdziwiona.
- Dlaczego miałabym? To rozsądne rozwiązanie. Ciężko by ci było pozbierać nas wszystkich w piątkowy ranek.
- Kocham cię moja mądra dziewczynko. – Wyszeptał i pocałował ją namiętnie.
Wszystko szło zgodnie z planem. W czwartkowe popołudnie zebrał jeszcze wszystkich w sali konferencyjnej i omówił szczegóły. Powiedział, że w Dortmundzie będą czekały na nich dwie limuzyny, które zawiozą ich pod sam hotel, a w sobotę o siedemnastej odbędzie się pokaz. Po zebraniu Pshemko jeszcze odciągnął Ulę i szepnął jej do ucha.
- Chodź ze mną do pracowni. Zabierzesz suknię, którą ci przygotowałem na pokaz. Nie możesz wystąpić w byle czym. Jest z zeszłorocznej kolekcji, ale piękna, w kolorze błękitu. Podkreśli barwę twoich oczu. Mam też dodatki.
Była mu taka wdzięczna, że pomyślał i o niej.
- Dziękuję Pshemko. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę za twoją przychylność dla mnie.
- Już mi się odwdzięczyłaś, bo zrobiłaś mi największą niespodziankę w życiu. Teraz moja kolej na rewanż. Chodź, nie traćmy czasu. Przymierzysz ją jeszcze, choć myślę, że będzie leżeć idealnie.
W istocie tak było. Suknia przylegała do ciała podkreślając jego seksowność. Pshemko był zachwycony.
- Pięknie ci w niej. Jest szyta, jak na ciebie. Zapakujemy ją teraz i możesz zabierać.
Spotkali się wszyscy przy stanowiskach do odprawy. Marek spojrzał na zgromadzonych wokół niego ludzi i spytał.
- Wszyscy są? – Przytaknęli.
- Rozdam teraz bilety, a potem ustawimy się do odprawy.
Kolejka była spora, ale przemieszczali się dość szybko, sprawnie i bez problemów, przechodząc kolejno do poczekalni. Dwadzieścia minut przed odlotem wywołano ich na płytę lotniska. Marek złapał Ulę za rękę i zaniepokojony zapytał.
- Kochanie, nadal czujesz lęk? – Popatrzyła na niego niepewnie.
- Trochę, ale nie taki duży jak poprzednio. Powoli zaczynam się przyzwyczajać.
- Bardzo mnie to cieszy, poza tym jestem przecież cały czas obok.
- Wiem Marek i to jest dla mnie najważniejsze. – Uścisnęła mu dłoń.
Rozsiedli się na swoich miejscach zapinając pasy. Na siedzeniach po drugiej stronie siedzieli rodzice Marka.
- Wszystko w porządku kochani? Jak twoje serce tato?
- Wszystko dobrze synu. Moje serce bije, jak dzwon. Jestem bardzo podekscytowany tym pokazem i czuję, że uda się nadzwyczajnie.
- I my jesteśmy dobrej myśli.
Samolot zaczął kołować i już po chwili rozpędzony wzbił się w powietrze. Ula odetchnęła. Znów mogła podziwiać białe obłoki podświetlane przez promienie słoneczne. Po wylądowaniu i odebraniu bagaży Marek ponownie zebrał ich wszystkich wokół siebie. Za chwilę wejdziemy do sali przylotów. Będzie tłok, więc spróbujmy trzymać się razem i nie zgubić się. Ja idę pierwszy i szukam kartki ze swoim nazwiskiem. Wychodzili jeden za drugim. Marek już z daleka dostrzegł Karla i uśmiechnął się szeroko.
- Witaj Karl. Bardzo chciałem, żebyś to właśnie ty przyjechał po nas.
- Dzień dobry panie Marku. Witam pani Urszulo. Mamy dwie limuzyny i na pewno pomieścimy się. Proszę za mną. Drugi kierowca, Kurt czeka przy samochodach.
Zeszli na parking i przywitali się z nim. Obaj ułożyli w bagażnikach walizki i zaprosili ich do środka. Rozsiedli się wygodnie na siedzeniach.
- Jak ci się wiedzie Karl? – Spytał Marek.
- Świetnie, naprawdę. Pracy jest dużo, ale ja lubię jeździć i kocham to, co robię. Ostatnio miałem sporo zajęć, bo pan Blaut zajmował się przygotowaniami do pokazu a ja wykonałem sporo kursów do Grugaparku. Ze wszystkim zdążyliśmy. Pan Blaut już na nas czeka w hotelu razem z panią Baumann.
- Naprawdę? To bardzo miło z ich strony, że znaleźli dla nas czas.
- Chyba znowu nie minie was wspólna kolacja. – Roześmiał się Karl. – Słyszałem, jak szef zamawiał salę kominkową.
Dojechali. Natychmiast z wnętrza hotelu wyszli ciągnąc wózki, dwaj hotelowi boye i pomogli kierowcom umieścić na nich bagaż. Marek wraz z Ulą podziękowali Karlowi i wraz z innymi weszli do wnętrza. Już z daleka zauważyli zbliżającego się Johanna i Nicol.
- Witamy serdecznie, witamy. – Uśmiechnięty Johann uściskał dłoń Marka i Uli. Potem przywitał się z Pauliną, Alexem i Pshemko. Marek przedstawił mu rodziców.
- Bardzo się cieszę, że mam okazję gościć państwa tutaj. Moi drodzy – zwrócił się do wszystkich – dzisiaj o dziewiętnastej wydaję kolację na waszą cześć w sali kominkowej. Ula i Marek wiedzą, gdzie to jest, więc wskażą wam drogę. Teraz zameldujcie się i zabierzcie swoje karty do apartamentów. Wszystkie znajdują się na ósmym piętrze. Celowo tak wynająłem, by uniknąć błądzenia w czeluściach hotelowych korytarzy. Zapraszam państwa. – Wskazał dłonią recepcję.
Podszedł do Pauliny i wyjął jej z dłoni bagaż.
- Już nie mogłem się doczekać tego spotkania. – Powiedział jej na ucho. – Rozmowy przez telefon, to nie to samo, prawda? – Popatrzyła z żarem w jego niebieskie oczy.
- Prawda. I ja już zaczęłam tęsknić.
- Odbijemy sobie to Paulina, obiecuję ci. – Z czułością ucałował jej dłoń. – Spójrz na Nicol. Twój brat porządnie zawrócił jej w głowie a i ona chyba nie jest mu obojętna. Nie mogą oderwać od siebie oczu.
- Rzeczywiście. Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego.
Wreszcie rozlokowali się. Apartamenty Marka, Uli i seniorów sąsiadowały ze sobą. Inne położone były w głębi korytarza.
- Jest inny, niż poprzedni, ale równie luksusowy. – Marek rozejrzał się po pokoju.
- Spójrz na to łóżko kochanie, czy nie wygląda zachęcająco? – Uśmiechnął się figlarnie.
- Jesteś niepoprawny. – Powiedziała z wyrzutem. – Myślisz tylko o jednym… - Roześmiał się serdecznie widząc jej minę. Podszedł do niej i objął ciasno w pasie.
- Przy tobie mój rozum idzie spać, a budzi się namiętność. Jesteś tak piękna i pociągająca, że nie sposób myśleć o innych rzeczach. – Wtulił się w jej usta.
- Pójdziemy coś zjeść? Zgłodniałem i chętnie bym przekąsił małe, co nieco. Zapytam rodziców. Pewnie też są głodni. Rozpakuj się spokojnie a ja pójdę zapytać.
Wrócił po chwili i powiedział pospiesznie.
- Chodź kochanie. Później to skończysz. Moi rodzice czekają na korytarzu.
Odłożyła rzeczy na łóżko i łapiąc go za rękę wyszła z pokoju.
Usiedli przy czteroosobowym stoliku i zamówili dania. Dobrzańscy rozglądali się ciekawie.
- To piękny hotel. – Helena była pod wrażeniem. – Doba musi tu kosztować majątek.
- Mamo, ten hotel ma pięć gwiazdek, nie może być tani. Jak byliśmy tu z Ulą po raz pierwszy, też zrobił na nas ogromne wrażenie. – Krzysztof pokiwał głową.
- Apartament jest bardzo ładny i wygodny. Zadbali o nas po królewsku.
Przyniesiono potrawy. Pachniały smakowicie, więc nie zwlekając zabrali się za jedzenie.
- Jeśli macie ochotę na spacer, to po drugiej stronie rozciąga się piękny park. My już tam byliśmy i polecamy. Naprawdę świetne miejsce. – Zachwalał Marek. – My wracamy do pokoju. Musimy dokończyć rozpakowywanie rzeczy.
- A my chyba skorzystamy z ładnej pogody. Zażyjemy trochę ruchu, prawda Helenko?
- W takim razie przyjdę po was, jak będziemy schodzić na kolację. Na razie kochani.
Wyjechali windą na swoje piętro. Spojrzał na nią przeciągle i uśmiechnął się tajemniczo.
- Szczerze powiedziawszy ja też mam ochotę na trochę ruchu. – Wymruczał jej do ucha. Stanęła naprzeciw niego i złapała się pod boki.
- Wiesz co Dobrzański? Jesteś niewyżytym samcem. – Usiłowała zachować powagę, ale zdradziły ją oczy i po chwili parsknęła na całe gardło.
- Osz ty diablico jedna! Sama masz na to ochotę. Przyznaj się.
Porwał ją na ręce i okręcił się wokół swojej osi usiłując cmoknąć ją w nos. Chichotała na cały głos rozbawiona sytuacją.
- No… pięknie zaczynacie. – Głos Pauliny sprowadził ich na ziemię. Marek przestał się kręcić i postawił Ulę na ziemię. Uśmiechnął się do towarzyszącego Pauli Johanna.
- Też powinniście zacząć. Dobrze by wam zrobiło. – Paula ledwie powstrzymała śmiech.
- Na razie idziemy coś zjeść. Przyłączycie się?
- Dzięki, ale właśnie przed chwilą zjedliśmy. Teraz idziemy skończyć rozpakowywanie rzeczy.
- Rozpakowywanie rzeczy? Akurat.
- Nazywaj sobie to jak chcesz Paula. Na razie.
Znowu parsknął śmiechem i pociągnął Ulę w stronę pokoju. Weszli a on wystawił jeszcze kartkę „Nie przeszkadzać” i pożądliwym wzrokiem spojrzał na ukochaną.
- Teraz już mi się nie wyrwiesz. Będziesz moja.
Ruszył w jej kierunku a ona ze śmiechem zaczęła przed nim uciekać. Kilka razy wymykała mu się z rąk, aż wreszcie złapał ją mocno i przewrócił na łóżko. Przylgnął do niej i spojrzał z miłością w jej roześmiane, błękitne diamenty.
- Ty mój diabełku z błękitnymi, niewinnymi oczkami. Nie odpuszczę sobie kochania ciebie. Nie często mam taką okazję, jak ta. Nie wyrwiesz mi się.
- Nie mam takiego zamiaru. – Wyszeptała mu prosto w usta.
Uwalniał ją z odzieży, jakby rozpakowywał najcenniejszy prezent. Odpiął jej biustonosz i uwolnił jędrne piersi. Spojrzał na nie roziskrzonym wzrokiem.
- To najpiękniejsze piersi, jakie w życiu widziałem. Przylgnął ustami do jednej z nich pieszcząc dłonią drugą. Spowodował, że stwardniały jej sutki i sterczały teraz wdzięcznie przyjmując jego pieszczoty. Oderwał się od niej i pozbył tego, co miał na sobie. Delikatnie ściągnął jej sukienkę i skąpe figi. Na widok jej nagiej pobudził się. Przejechał dłonią po jej łonie. Zadrżała i westchnęła głęboko.
- Kocham cię jak szaleniec - wymamrotał przyciskając usta do jej pępka. Powrócił pocałunkami do jej ust. Nie przestając całować zagłębiał się w jej płeć mocno i gwałtownie. Ten akt był żywiołowy, całkowicie spontaniczny i szalony. Poruszał się w niej tak szybko, że jedyne, co mogła zrobić, to jęczeć i wić się pod naporem jego ciała. On nie zwalniał tempa. Ekspresowo pędził wraz z nią do spełnienia. Przyszło wkrótce miotając ich ciała gwałtownymi spazmami. Błogie skurcze wypełniły wszystkie komórki ich ciał. Długo nie mogli się uspokoić. Dyszeli ciężko oboje dochodząc powoli do świadomości. Scałował z jej twarzy ostatnie ślady rozkoszy. Nigdy z żadną kobietą nie zatracił się aż tak bardzo. Pewnie dlatego, że nigdy żadnej nie kochał tak mocno, jak tej.
- Dziękuję ci skarbie. To było mocne.
- Było wspaniałe. Jesteś mistrzem.
Zebrali się wszyscy w hotelowym holu. Kobiety wyglądały pięknie, podobnie, jak i towarzyszący im mężczyźni. Marek poprowadził ich wszystkich do sali kominkowej, gdzie czekały już na nich przygotowane stoliki. W kilka minut po nich pojawił się Johann, Nicol i Magnus Silbert, autor folderów. Przywitali się ogólnie ze wszystkimi. Kelnerzy roznosili w międzyczasie dobrze schłodzonego szampana. Johann podniósł kieliszek i uroczyście przemówił.
- Moi drodzy. Wysyłając fax do Marka Dobrzańskiego nie przypuszczałem, że nasza współpraca tak wspaniale się rozwinie, a my poznamy tak wielu cudownych ludzi, których dziś możemy uważać już za przyjaciół. Mimo, że firma w porównaniu do naszej jest niewielka, jesteśmy pod wrażeniem świetnej organizacji pracy, zarządzania nią, a przede wszystkim pozostajemy pod urokiem tych wspaniałych kolekcji, które wyszły spod ręki waszego genialnego projektanta. – Skłonił się w kierunku Pshemko, który unosił się już nad krzesłem.
- Dzięki jego niezwykłemu i tak rzadko spotykanemu talentowi nasza firma wzmocni swoją markę i umożliwi Febo & Dobrzański wypłynięcie na szerokie wody europejskiej mody. Przed nami ważny dzień dla obu firm. Ufam, że wszystko pójdzie doskonale i otrzymamy pochlebne recenzje. Pokaz zaczyna się o siedemnastej. O szesnastej będą czekać na państwa limuzyny i zawiozą na miejsce pokazu. A teraz moi drodzy, ucztujmy. Życzę wszystkim udanego wieczoru.
Kelnerzy zaczęli wnosić potrawy. Były homary, wielkie krewetki i mule. Wjechało też pokaźne prosię upieczone w całości, które jeden z kelnerów porcjował bardzo zgrabnie. Od nadmiaru i wyglądu tych smakowitości zakręciło im się w głowach. To była prawdziwa uczta. Nie brakło różnego rodzaju wędlin, sałatek i ciast. Niemcy podejmowali ich po królewsku. Marek podszedł do Johanna i uścisnął mu dłoń.
- Johann. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się takiej gościnności i szczodrości z waszej strony. Jesteśmy wszyscy, jak tu siedzimy pod wielkim wrażeniem i bardzo wam dziękujemy. Za życzliwość, piękne przyjęcie i za to, że nazwałeś nas swoimi przyjaciółmi. Zapewniam cię, że nie zawiedziesz się na tej przyjaźni, bo zrobimy wszystko, by tak się nie stało.
- Marek. – Odezwał się wzruszony Johann. – Ja to przecież wiem i powiem ci jeszcze w sekrecie, że zakochałem się w Paulinie. Ona też obdarzyła mnie uczuciem. Alex i Nicol też są chyba szczęśliwi. Gdybyśmy nie nawiązali z wami tej współpracy, nasze prywatne szczęście przeszłoby nam koło nosa.
- Bardzo się cieszę Johann. Ona zasługuje na szczęście. Ze mną nie zaznała go w ogóle. Życzę wam wszystkiego, co najlepsze. Jesteś wspaniałym człowiekiem i masz moją dozgonną przyjaźń.
Długo jeszcze wznoszono toasty i ucztowano. Późnym wieczorem rozeszli się do swoich apartamentów. Alex złapał Nicol za dłoń i spojrzał je intensywnie w oczy.
- Nicol – odezwał się chrapliwie – zostań dzisiaj ze mną. Spojrzała na niego uważnie.
- Jesteś tego pewien? Nie chciałabym, byś robił coś wbrew własnej woli. Nie jesteś do niczego zobowiązany.
- Jestem tego w stu procentach pewien i bardzo cię pragnę. Nigdy żadna kobieta nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak ty. Zakochałem się w tobie, Nicol.
Nie traciła czasu. Chwyciła jego dłoń i szybkim krokiem podążyła w kierunku wind.
W tym samym czasie i Johann wyznawał Pauli miłość.
- Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Jesteś zjawiskowo piękna, posągowo piękna. Czułbym się zaszczycony mając tak cudowną kobietę u mego boku.
- I ja cię pokochałam Johann. Pierwszy raz w życiu doświadczam tego uczucia i muszę przyznać, że to jest coś wyjątkowego i wzniosłego. Nie zostawiaj mnie dzisiaj samej. - Spojrzał w jej ciemne oczy i poczuł się szczęśliwy, jak nigdy dotąd.
- Nie zostawię cię samej, nie dzisiaj. Pragnę cię. – Wyszeptał czule całując jej usta.
Alex z Nicol dotarli do pokoju. Zamknął drzwi i przygarnął ją gwałtownie całując. Obudziła w nim od dawna skrywane namiętności. Poruszyła najdelikatniejsze struny jego duszy. Pragnął jej każdym nerwem. Spontanicznie zaczęli zdzierać z siebie ubrania i wreszcie stanęli przed sobą kompletnie nadzy.
- Jesteś najpiękniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widziałam. – Wyszeptała.
- A ty jesteś kobietą, którą kocham i masz najcudowniejsze i najdelikatniejsze ciało pod słońcem.
Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Kochał ją długo tej nocy. Mocno i namiętnie, jakby chciał nadrobić te wszystkie lata swojej seksualnej abstynencji. Szła za nim krok w krok. Był najgorętszym i najbardziej namiętnym mężczyzną, jakiego miała w życiu. Doszła do głosu jego włoska krew. Za każdym razem umierała z rozkoszy w jego ramionach. Wiedziała już, że on jest tym właściwym, że nie będzie szukać dalej, bo oto znalazła swoje szczęście.
Nie mniej gorące sceny rozgrywały się w apartamencie obok. Johann zainicjował akt już przy wspólnej kąpieli. Po niej przenieśli się na łóżko. Było jej cudownie, spokojnie i tak dobrze, w jego silnych ramionach, a on prowadził ją za każdym razem na szczyt. Był bardzo delikatny. Z pietyzmem pieścił jej alabastrowe, wypielęgnowane ciało. W jego pojęciu posiadł boginię i tak właśnie ją traktował, jak drogocenny skarb. Doceniła jego subtelność oddając mu się bez reszty.
Długo jeszcze trwał koncert tych miłosnych uniesień w obu apartamentach. Utrudzeni zasypiali w swoich objęciach już niemal nad ranem.
Następnego dnia po lekkim śniadaniu Ula z Markiem i Dobrzańscy wybrali się na spacer po mieście. Pogoda była bardzo przyjemna i mobilizowała do przechadzki.
W samym centrum zwiedzili dawne opactwo żeńskie i katedrę, w której podziwiali cenne dzieła sztuki ottońskiej a także skarbiec katedralny zawierający krzyże procesyjne i miecz ceremonialny Ottona III. Zaliczyli też Folkwang Museum, w którym natknęli się na dzieła Cezanna, Mattisa, van Gogha, Gauguin, Muncha i wielu innych. Ula była pod ogromnym wrażeniem. Nigdy nie interesowała się malarstwem i nie sadziła, że aż tak spodobają jej się dzieła impresjonistów, kubistów czy modernistów. Obejrzeli też salę plakatu, choć sztuka wyrażona w tej formie mniej przypadła im do gustu.
Krzysztof był już zmęczony, postanowili wziąć taksówkę i nie wracać pieszo do hotelu. To było intensywne popołudnie dla seniorów i Marek poważnie się obawiał, jak ojciec wytrzyma pokaz, ale Krzysztof uspokoił go.
- Nie martw się. Jest dopiero pierwsza. Zjemy obiad a do szesnastej wypocznę i nabiorę sił. Poza tym nie musimy zostawać na bankiecie. Zabawa jest dobra dla was młodych.
Przebrana w błękitną kreację od Pshemko z finezyjnie upiętą fryzurą i profesjonalnym makijażem, Ula wyglądała olśniewająco. Towarzyszący jej Marek wzbudził niejedno ukłucie w sercu obecnych na pokazie dam. Stanowili piękną parę. Paulina w swojej krwisto czerwonej kreacji również przedstawiała się pięknie, podobnie, jak Nicol mająca dziś na sobie suknię koloru butelkowej zieleni. Johann poprowadził ich w głąb sali pokazując im miejsca. Obok Marka usiedli jego rodzice. Krzysztof rzeczywiście wypoczął i wyglądał zdrowo. Na zapleczu uwijał się Pshemko ze swoimi pięcioma pomocnicami przygotowując modelki. Na pokaz przyszły tłumy. Specjalnie wyznaczone miejsce mieli fotoreporterzy. Sala wypełniła się po brzegi. Na wybieg wszedł Johann i stanął w świetle jupiterów. Najpierw przywitał zgromadzonych po niemiecku a następnie po angielsku. Opowiedział o owocnej współpracy, jaką jego firma nawiązała z firmą z Polski i pokrótce opowiedział jej historię.
- Proszę państwa – mówił – obecnie firma jest zarządzana przez trzech wspólników: Marka Dobrzańskiego i rodzeństwo Paulinę i Alexandra Febo. Są dzisiaj naszymi gośćmi. Zapraszam na scenę.
W burzy oklasków wychodzili uśmiechnięci kłaniając się nisko publiczności. Johann ucałował dłoń Paulinie i uściskiem ręki przywitał obu panów.
- Oddaję głos Markowi Dobrzańskiemu, prezesowi firmy. – Marek odebrał mikrofon i zaczął po angielsku.
- Proszę państwa. To dla nas wielki zaszczyt móc przedstawić państwu naszą letnią kolekcję, będącą dziełem Pshemko, wspaniałego projektanta-wizjonera, który w każdą z kreacji wkłada swoje serce i duszę. Mam nadzieję, że spodobają się państwu i pozostawią po sobie niezatarte wrażenia. Życzę państwu udanego wieczoru.
Zeszli z wybiegu zostawiając Johanna samego.
- Zaczynamy więc. Najpierw kolekcja polska a po niej kolekcja „Pro moda”
Rozbłysły światła a na wybieg przy akompaniamencie „Lata” Vivaldiego zaczęły wchodzić modelki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz