Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Pokochałem oczu twoich błękit" - rozdział 13

26 marzec 2012  
Rozdział XIII


Ten pokaz był prawdziwym wydarzeniem. Tłumnie przybyli celebryci, ludzie tworzący warszawski establishment oraz ci, którzy z racji swoich zawodów żywotnie byli zainteresowani wydarzeniami w świecie mody. Wszyscy zgodnie potwierdzali wyjątkowość tego pokazu. Dziennikarze maglowali ich przez co najmniej dwie godziny. Zarówno Johann, jak i Marek wyszli z tych rozmów, jak przepuszczeni przez wyżymaczkę. Sam przebieg pokazu wyglądał podobnie, jak w Essen. Tym razem to Marek wyszedł przedstawiając niemiecką firmę i Johanna. Zaczęto również od prezentacji niemieckiej kolekcji. Mogli być zadowoleni, bo wszystko przebiegło bardzo sprawnie i gładko. Nie było żadnych potknięć, których tak bardzo obawiał się Marek. Docenił Maćka. Bardzo mu pomógł. Gdyby nie jego zaangażowanie, nie poradziłby sobie tak skutecznie. To on zadbał o wyśmienity catering i orkiestrę na bankiet. Dopilnował rozdzielenia folderów. Czuwał nad wszystkim i nie dopuścił do jakiegokolwiek zaniedbania.
Siedzieli w sali bankietowej przy wspólnym stole i rozmawiali cicho. Marek spojrzał na Violettę. Ona też dzisiaj miała swój wielki dzień. Została twarzą tej kolekcji i zaprezentowała się naprawdę świetnie. Uniósł kieliszek.
- Viola. Gratuluję. Byłaś wspaniała. Wiedziałem, że sobie poradzisz.
- Dzięki Marek. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Tak? A jaką?
- Pamiętasz, jak wzięłam ten jeden dzień urlopu? – Pokiwał głową. – Zapisałam się na studia. Zarządzanie i marketing. Od października zaczynam.
- Brawo, Violetta. To naprawdę niespodzianka. Ula wie?
- Jeszcze nie, ale nie mów jej. Sama chcę jej to powiedzieć. Obiecała mi pomoc i tylko dlatego się zdecydowałam.
- Ula jest bardzo słowna. Jeżeli obiecała, to na pewno pomoże. Bardzo się cieszę Viola, naprawdę. Pamiętaj, że nie robisz tego dla nikogo innego, tylko dla siebie. Mam nadzieję, że starczy ci zapału i determinacji, żeby je skończyć.
- Mogę cię na chwilę prosić? – Johann poklepał Marka po ramieniu.
Podniósł się z krzesła i poszedł za Blautem.
- Chcemy się urwać. Jutro wyjeżdżamy. Paula musi się jeszcze spakować. Alex też.
- Nie ma sprawy Johann. Życzę wam udanego urlopu.
- Dzięki Marek. Pamiętaj, że na miejscu zostaje Klaus, jeśli będziesz miał jakiekolwiek problemy, on ci pomoże. Ja rozmawiałem z nim przed wyjazdem, więc wie o wszystkim. Dostawy mamy uzgodnione. Myślę, że za jakiś miesiąc powinniśmy mieć już dobre rozeznanie w zakresie sprzedaży obu kolekcji.
- Jedź spokojnie i niczym się nie martw. Poradzimy sobie.
- Już wychodzicie? – Dołączyła do nich Ula.
- Musimy Ula. Trzeba się spakować, bo jutro wyjazd.
- Odprowadzimy was.
Ujęła Marka pod ramię i wraz z Johannem dołączyli do reszty. Wyszli na zewnątrz. Wieczór był ciepły a niebo usiane gwiazdami. Stanęli jeszcze chwilę przy samochodach.
- Moi drodzy, wraz z Ulą życzymy wam udanego wypoczynku i pięknej opalenizny. Kiedy wrócicie, my skorzystamy z urlopu, bo też jesteśmy przemęczeni. Jedźcie i wracajcie szczęśliwie. Do zobaczenia.
Towarzystwo zapakowało się do samochodów i machając im przez szyby odjechało do hotelu. Marek westchnął.
- Może i my już pojedziemy? Jestem wypompowany. Dziennikarze wykończyli mnie dzisiaj.
- Ja też mam już dość. Zamów taksówkę i jedziemy.
Podjechała po paru minutach i szybko zawiozła ich na Sienną. Leżąc już w łóżku poskarżył się żałośnie.
- Jestem taki słaby, że nawet nie mam siły kochać się z tobą. - Uśmiechnęła się łagodnie i pogładziła jego policzek.
- Nie przejmuj się. Ja też dzisiaj nie mam ochoty. Odbijemy to sobie jutro. – Przytulił ją mocno do siebie i z czułością ucałował jej skroń.
- Kocham cię skarbie.
- Ja ciebie też. Dobranoc.

Było już dobrze po jedenastej, kiedy otworzył oczy. Spojrzał na swoje szczęście, które spało kompletnie nagie i odkryte. Leżała na plecach z rękami ułożonymi nad głową a spokojny oddech unosił jej śliczne piersi. Twarz miała zaróżowioną od snu a wargi rozchylone w lekkim uśmiechu.
- Chyba śni jej się coś przyjemnego. – Pomyślał nie mogąc oderwać od niej oczu. – Jest cudem natury. Piękna i zmysłowa. Śliczna i cała moja. Dziękuję ci Boże za ten cud, którym mnie obdarzyłeś.
Przylgnął ustami do jej sutka. Poruszyła się i zamruczała rozkosznie. Nadal jednak nie otwierała oczu. Muskał wargami jej ciało schodząc coraz niżej. Znowu się poruszyła. Nie przestawał, bo wciąż nie otwierała powiek. Dotarł do jej łona i wpił się w nie. Dopiero teraz krzyknęła i otworzyła oczy. Uśmiechnęła się czując błogie skurcze.
- Marek… Myślałam, że to mi się śni. – Oderwał się od niej.
- To najprawdziwsza jawa kochanie. Nie mogę się powstrzymać, gdy leżysz przede mną taka piękna i naga. To silniejsze ode mnie.
Usta zastąpiły palce drażniąc jej płeć. On przywarł do jej warg całując ją coraz namiętniej. Oddychała ciężko wijąc mu się pod dłonią.
- Wejdź we mnie… proszę… - wyjęczała.
Zrobił tak, jak prosiła przyciskając ją mocno do materaca. Uniósł jej biodra i zaczął się rytmicznie poruszać. Jak zaczarowany wpatrywał się w jej piersi, które falowały przy każdym pchnięciu. Znowu je całował i ssał. Byli jednością. Jednym pulsującym organizmem. Podniósł ją i objął ciasno ramionami. Całował szaleńczo jej oczy, usta, szyję. Przyspieszył nagle doprowadzając ją tą zmianą tempa niemal do utraty zmysłów. Krzyknęła a jej ciało wygięło się w łuk. Przytrzymał jej biodra nieruchomiejąc w niej i trwając tak przez dłuższą chwilę. Poczuł się cudownie. Ona nadal dyszała nie potrafiąc się opamiętać. Nie wychodząc z niej ponownie ją podniósł i wtopił się w jej usta. Seks z nią był wyjątkowy i fantastyczny. Mógłby wcale nie wychodzić z łóżka, tylko kochać ją do utraty tchu tak, jak teraz. Otworzyła powieki i ujrzał jej zamglone rozkoszą, dwa błękitne diamenty.
- Kocham cię kotku. – Nie odpowiedziała, tylko jeszcze mocniej przytuliła się do niego.

Po śniadaniu postanowili zajrzeć do Łazienek. Musieli sprawdzić, czy wszystko zostało uprzątnięte po pokazie. Podjechali pod bramę i spacerkiem poszli w stronę budynku, przy którym stały dwie furgonetki należące do firmy.
- Chyba się pakują. – Mruknął Marek.
- Jest Maciek. – Podeszli bliżej i przywitali się z Szymczykiem.
- Cześć Maciek. Jak idzie?
- Dobrze. Wszystko pod kontrolą.
- Za to, co zrobiłeś masz extra premię. Nawet nie wiesz, jak bardzo nam pomogłeś. Gdyby nie ty, nie zdążylibyśmy. Ula miała rację mówiąc, że jesteś świetnym organizatorem. Udowodniłeś to i z przyjemnością stwierdzam, że jesteś bardzo cennym nabytkiem dla firmy. Żałuję tylko, że nie wiedziałem wcześniej, że szukasz pracy.
- Dzięki Marek. Ta praca, to jak najlepszy gwiazdkowy prezent. Uwielbiam być w ruchu i bardzo mi odpowiada.
- Cieszę się przyjacielu. Teraz będziemy mieć trochę luzu, chociaż ty nie za bardzo. Chciałbym, żebyś zajął się koordynowaniem dystrybucji do butików. Nie powinno być tak, że w jednym mają dużo, a w innym nic. Musi być zachowana pewna płynność, rozumiesz?
- Rozumiem i dopilnuję, żeby wszystko grało.
- Świetnie. Zabierasz to do firmy, tak?
- No tak. Tak się przecież umawialiśmy. Całość ma być złożona w pracowni Pshemko. Mam tylko nadzieję, że się zmieści.
- Na pewno. Za właściwą pracownią jest jeszcze jedno pomieszczenie, gdzie stoją wieszaki. Tam to zostawisz, a jutro ludzie porozwieszają suknie. Jeszcze raz wielkie dzięki Maciek. Teraz jestem już spokojny, bo wiem, że trzymasz wszystko w garści. Nie przeszkadzamy już. Do jutra.
Objął Ulę i pomaszerowali wolno w głąb parkowych alejek. Dzień był ciepły, słoneczny a on uwielbiał spacery z nią u boku. Był wtedy naprawdę szczęśliwy. Ten błogi stan przerwał dźwięk jego komórki. Spojrzał na wyświetlacz.
- To mama, muszę odebrać.
- Halo mama? Stało się coś?
- Nie synku. Wszystko w najlepszym porządku. Jesteś w domu?
- Nie, jestem w Łazienkach z Ulą. Przyszliśmy zobaczyć, jak radzi sobie Maciek z pakowaniem kolekcji, ale on jest tak świetnie zorganizowany, że nie zabawiliśmy tam długo i postanowiliśmy pospacerować, bo dzień piękny.
- Macie jakieś konkretne plany na dzisiaj?
- W zasadzie nie. Pospacerujemy, potem pójdziemy na jakiś obiad i zawiozę Ulę do domu.
- Może przyjechalibyście po spacerze do nas? Zjedlibyście tutaj na świeżym powietrzu w ogrodzie. Zapytaj Ulę, czy ma ochotę?
- Ula, mama zaprasza nas na obiad w ogrodzie, pojedziemy?
- Bardzo chętnie. Nie mam nic przeciwko temu. Uwielbiam twoich rodziców.
- Mamo, na którą mamy być?
- Na czternastą. To za godzinę.
- Będziemy, do zobaczenia. Kochanie, - zawrócił się do Uli - zjemy porządny, domowy obiad. Zosia świetnie gotuje i na pewno będzie pyszny. Pospacerujmy jeszcze trochę.
Tuż przed czternastą zaparkował pod domem rodziców. Otworzyła im Zosia informując, że rodzice czekają na nich w ogrodzie. Wyszli na słoneczne patio i przywitali się z nimi.
- Wypoczęliście trochę po pokazie? – Zapytał Krzysztof.
- Trochę, ale wczoraj padaliśmy z nóg. Późno wróciliśmy.
- Słyszałem, że Alex i Paulina wzięli urlopy?
- Tak. Dzisiaj rano wylecieli. Ona z Johannem na francuską rivierę, a Alex z Nicol do Portugalii. Trochę im zazdrościmy, ale jak wrócą i my chcemy wyjechać. Póki co, od jutra Ula obejmuje na dwa tygodnie dział finansowy. Zastąpi Alexa, a ja zostaję bez asystentki.
- Marek, poradzisz sobie, to tylko dwa tygodnie. – Powiedziała z uśmiechem Ula.
- Ciekawa jestem jutrzejszych recenzji. Jesteśmy z ciebie tacy dumni synku. Ten pokaz nie ustępował w niczym temu w Essen. Był równie piękny.
- Dziękuję wam. Napracowaliśmy się solidnie. To byłoby niesprawiedliwe, gdyby nas skrytykowano, a Pshemko chyba by tego nie przeżył.
- Będzie dobrze, zobaczycie. Pójdę zobaczyć, jak daleko Zosia jest z obiadem. – Helena podniosła się z fotela. Podniósł się i Marek.
- Pójdę z tobą, chciałbym cię o coś zapytać. – Zaciągnął matkę do salonu i poprosił, by usiadła.
- Pamiętasz ten dzień, w którym postanowiłem oświadczyć się Pauli? Pokazałaś mi wtedy pierścionek, który jest w naszej rodzinie od pokoleń. Powiedziałem ci wtedy, że jest zbyt skromny dla Pauliny, bo ona lubi błyszczeć.
- Pamiętam doskonale. Kupiłeś jej wtedy pierścionek z wielkim brylantem.
- Właśnie. Po powrocie Febo chcę zabrać Ulę nad morze i tam chcę jej się oświadczyć. Dla niej ten pierścionek będzie idealny, bo jest niezwykle skromną osobą i nawet nie przyjęłaby tak wielkiego pierścienia. Już nie chcę dłużej czekać. Kocham ją nad życie i jestem pewien, że to właśnie z nią pragnę się zestarzeć.
Helena miała łzy w oczach.
- Synku. To wspaniała wiadomość. Zaraz dam ci ten pierścionek. Ula jest cudowną osobą. Bardzo ją polubiliśmy. Będzie idealną żoną. Tak się cieszę. Ojciec też na pewno się ucieszy.
- Na razie nic mu nie mów, dopiero jak pojedziemy. Nie chcę, żeby się czegoś domyśliła.
- Dobrze, Zrobię tak, jak mówisz.
Wstała i sięgnęła do szufladki niewielkiego sekretarzyka. Wyjęła stamtąd pokaźnych rozmiarów szkatułę a następnie niewielkie, obite niebieskim aksamitem pudełeczko i podała je Markowi. Uchylił je i uśmiechnął się radośnie.
- Jest bardzo piękny mamo i idealnie będzie pasował do jej chabrowych oczu.
Rzeczywiście był małym arcydziełem sztuki jubilerskiej. Na niezbyt grubej obrączce ze złota, osadzony w misternie zdobionej koronce pysznił się mały kaboszon zwany inaczej szafirem gwiaździstym. Przyjrzawszy mu się dokładniej można było dostrzec biegnące od środka białe promienie łudząco przypominające rozbłysk gwiazdy. Kamień był wyjątkowy i niezwykle rzadki.
Zamknął pudełko i pieczołowicie umieścił je w wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Dziękuję mamo. Teraz bym coś zjadł.
- Masz rację. Oni pewnie też już zgłodnieli. Pośpieszę Zosię, niech zacznie podawać.

Od poniedziałku zasiadła w fotelu dyrektora finansowego. Uprzedzony o tej zmianie przez Alexa Turek, starał się jak najrzadziej pokazywać jej na oczy. Miłość asystentki i prezesa przestała być tajemnicą i wszyscy już wiedzieli o ich związku. Jednak on wolał dmuchać na zimne i dawać jak najmniej powodów do podejrzeń, że nadal wzdycha do Uli. Pierwszy kontakt był jednak nieunikniony. Wezwała go do siebie prosząc o dokumenty, nad którymi ostatnio pracował Alex i wprowadzenie jej w bieżące sprawy działu. Po godzinie zapoznała się ze wszystkim i mogła już spokojnie zacząć pracować. Zanim się jednak wzięła do pracy zadzwonił telefon.
- Kochanie możesz przyjść na chwilę do mnie? Violetta przyniosła stertę gazet, w których są recenzje na temat kolekcji. Mówi, że są świetne, ale ja nie chciałbym ich czytać bez ciebie.
- Zaraz przyjdę.
Przeglądali jeden magazyn po drugim i uśmiech nie schodził im z twarzy. Ani jednego słowa krytyki w żadnym z magazynów. Obie kolekcje wychwalano pod niebiosa. W każdym artykule wiele miejsca poświęcono Pshemko i jego wielkiemu talentowi.
- Udało się Ula! Udało! Odnieśliśmy spektakularny sukces. Już nie mogę się doczekać pierwszych raportów o zyskach. Pewnie pojawią się już po naszym powrocie z urlopu.
Do gabinetu wparował uszczęśliwiony Pshemko dzierżąc w dłoni plik gazet.
- Czytaliście!? Czytaliście? Sukces, murowany sukces. – Uściskał ich oboje. – Jestem taki szczęśliwy, że unoszę się niemal nad ziemią.
- Jesteś wielkim kreatorem mody Pshemko. Genialnym wizjonerem. To ty dyktujesz modowe trendy. To wszystko dzięki tobie przyjacielu. Tylko dzięki tobie. – Mistrz pokręcił głową.
- Nie bądź taki skromny Marek. Gdyby nie zaangażowanie twoje i Urszuli nigdy nie zaszlibyśmy tak daleko.
- Każdy wniósł jakiś udział w to przedsięwzięcie, ale twój był największy, nie zaprzeczaj, bo każdy tak uważa.
- Wspaniale moi kochani. Teraz pozwólcie, że się oddalę. Będę się napawał tym sukcesem przez resztę dnia. – Ukłonił im się z kurtuazją i wyszedł z gabinetu.
- Niech się napawa. – Mruknął Marek. – Zasłużył sobie na to, jak diabli.
- Ja też już pójdę. Mam trochę roboty.
- Ogarnęłaś już to wszystko?
- To nie było takie trudne Marek. Cokolwiek by nie powiedzieć o Alexie, ma niesamowity porządek w papierach. Wszystko poukładane chronologicznie. Nie miałam najmniejszego problemu ze znalezieniem właściwych dokumentów.
- Pójdziemy razem na lunch?
- Pójdziemy, ale przyjdź po mnie. Wiesz, że jak już zacznę coś robić, to nie zwracam uwagi na upływający czas.
- Wiem, wiem, mój pracusiu. Przyjdę o dwunastej. – Cmoknął ją słodko w usta. – Wracamy do pracy.

Wbrew pozorom następne dni nie były mniej pracowite od poprzednich. Lawinowo zaczęły napływać zamówienia. Pojawili się nowi kontrahenci. Marek latał z jednego spotkania na drugie i podpisywał niezliczoną ilość korzystnych dla firmy umów. W tym szaleństwie nie zapomniał też o Maćku. Z pokojem Sebastiana sąsiadowało niewielkie pomieszczenie będące do tej pory składem manekinów. Marek postanowił opróżnić je i zrobić w nim niewielki gabinet. Wystarczyło zaledwie kilka telefonów do ekipy technicznej i informatyków, a w ciągu jednego dnia pomalowano pokoik na ładny, jasny kolor, wstawiono biurko i regał. Informatycy przynieśli komputer i zainstalowali oprogramowanie. Maciek, mimo, że częściej był w terenie niż w firmie, był wdzięczny Markowi, że pomyślał o miejscu, w którym mógł spokojnie zjeść lub wypić kawę i przygotowywać dokumenty. Był dumny z tego niewielkiego gabineciku między innymi też dlatego, że na jego drzwiach zawisła tabliczka z napisem „Maciej Szymczyk, specjalista do spraw reklamy i marketingu”.
Ula też była bardzo zajęta. Do każdej umowy zawieranej przez Marka musiała dołączyć aneks ze szczegółowym wyliczeniem kosztów.
W kilka dni po pokazie zadzwonił Klaus. Okazało się, że polska kolekcja jest na wyczerpaniu i koniecznie muszą dosłać kolejną partię.
- Marek, suknie schodzą, jak ciepłe bułeczki. Przyślijcie jak najwięcej, bo na pewno się sprzedadzą. Są już pierwsze zyski i choć oficjalny raport przedstawimy za miesiąc, to już mogę ci powiedzieć, że są ogromne, a przecież to dopiero początek.
- Dziękuję Klaus za tak wspaniałe wieści. U nas też idzie świetnie. Zawarłem kilkanaście bardzo intratnych umów na waszą i na naszą kolekcję. Oprócz tego butiki też mają niezłe obroty. Natychmiast zajmę się wysyłką kolejnej partii. Zadzwonię i dam znać, kiedy będziecie mogli odebrać ją z lotniska. Do usłyszenia.
Wybiegł z gabinetu. Musiał uruchomić Maćka. Tylko on mógł się tym zająć. Podobnie, jak poprzednio i tym razem nie zawiódł. Już następnego dnia dał sygnał z lotniska, że wysłał kolekcję. Interes kręcił się nadzwyczajnie. Sam nie mógł uwierzyć, że wszystko chodzi, jak w szwajcarskim zegarku.
Mijały właśnie dwa tygodnie od wyjazdu Febo. Siedział przy laptopie i analizował pierwsze raporty ze szwalni, butików i od innych kontrahentów. Był zdumiony. Nigdy firma w całej swojej historii nie osiągnęła w ciągu tak krótkiego czasu takich pokaźnych zysków. A przecież to był dopiero początek. Przed nimi niemal cały lipiec i sierpień. Wspaniałe wyniki.
Ktoś cicho zapukał do drzwi. Podniósł głowę znad laptopa i cicho powiedział „proszę”. Przez uchylone drzwi wsunęła się głowa Johanna Blauta.
- Można?
- Johann! Kiedy wróciliście? Wszyscy jesteście? – Marek podszedł do Niemca i uścisnął mu serdecznie dłoń.
- Wszyscy. Zaraz tu będą. Wróciliśmy wczoraj wieczorem.
- Zadzwonię do Uli. Ona też będzie chciała się z wami przywitać. - Złapał za słuchawkę. – Kochanie przyjdź do mnie, mam niespodziankę.
Po chwili do gabinetu weszło rodzeństwo Febo i Nicol. Marek z podziwem patrzył na nie.
- Wyglądacie olśniewająco. Opalone i piękne. Siadajcie. Zaraz zamówię kawę.
Otworzyły się drzwi i weszła Ula. Rozciągnęła twarz w szerokim uśmiechu.
- Wróciliście! Świetnie wyglądacie. Świeżo i zdrowo. Piękna opalenizna. Zazdroszczę wam.
- Nie zazdrość Ula. – Odezwała się Paulina. – Za chwilę i wy pojedziecie wypocząć.
- Słuchajcie. Przejdźmy może do konferencyjnej. Tu jest za mało miejsca i niewygodnie będzie pić kawę. – Marek już otwierał im drzwi i po drodze szepnął Ani, by przyniosła ją właśnie tam. Rozsiedli się wygodnie.
- Opowiadajcie. Jakie wrażenia? – Marek był bardzo ciekaw.
- Naprawdę wspaniałe. Przez cały czas świetna pogoda, zero deszczu. Koniecznie musicie tam się wybrać, bo brakuje słów, żeby opowiedzieć o tych cudownych miejscach. Najlepiej zobaczyć je na własne oczy.
- A jak tu, Marek? Poradziliście sobie?
- Johann, nawet nie wiesz, jak świetnie idzie sprzedaż. Klaus zadzwonił już po paru dniach i prosił o kolejną dostawę. Wysłaliśmy zaraz następnego dnia po jego telefonie. Tu na miejscu podpisałem kilkanaście umów na obie kolekcje. Oprócz tego butiki wyprzedają, jak nakręcone. Idzie doskonale. Obroty już są bardzo duże, a przed nami przecież całe lato. – Johann uścisnął mu dłoń.
- Znakomicie się spisałeś przyjacielu. Wejście we współpracę z wami było moim najlepszym posunięciem przynajmniej od pięciu lat. Bardzo się cieszę.
- A ty Ula, jak sobie poradziłaś? – Spytał siedzący obok niej Alex.
- Myślę, że dobrze. Nie miałam zbyt skomplikowanego zadania, bo masz tak idealny porządek w dokumentach, że nie sprawiło mi najmniejszego kłopotu rozeznanie się we wszystkim. Starałam się również chronologicznie wpinać wszystkie dokumenty i mam nadzieję, że szybko się w tym połapiesz. – Alex uśmiechnął się.
- Wiedziałem, że dasz radę. Masz dryg do tej roboty. Dziękuję. – Zwrócił się do Marka. – Marek. Johann i Nicol wylatują dzisiaj wieczorem. Chcielibyśmy ich odwieźć na lotnisko i pożegnać. Jutro jednak wracamy do pracy i chciałbym, żeby Ula przekazała mi bieżące sprawy.
- W porządku. Jutro omówimy wszystko, a najdalej za dwa dni my wyjeżdżamy. Na czas mojej nieobecności będzie tu wpadał ojciec. To tylko pro forma. Zatrudniłem, jak wiecie Maćka Szymczyka, przyjaciela Uli z dziecięcych lat. Oboje kończyli te same studia i on jest naprawdę świetny. Bardzo dobrze zna też niemiecki. Klaus ma jego numer telefonu. Gdyby były znowu jakieś braki, Maciek natychmiast zajmie się wysyłką. W przeciągu bardzo krótkiego czasu ogarnął wszystko. Butiki, szwalnie i sprawy transportu. Jest genialnym organizatorem i na pewno będzie trzymał rękę na pulsie.
Posiedzieli jeszcze godzinę opowiadając o swoich wakacjach. Marek i Ula serdecznie pożegnali Niemców i wrócili do własnych spraw.

Wróciwszy do gabinetu natychmiast zasiadł przy laptopie szukając ciekawych propozycji wczasów nad morzem. Wreszcie natknął się na interesującą ofertę Hotelu „Bryza Spa Resort” w Juracie. Wyglądał luksusowo. Położony przy samej plaży dysponował pełnym zapleczem spa i odnowy biologicznej. Pokoje też wyglądały komfortowo. Każdy z nich posiadał balkon i luksusową łazienkę. Ceny były dość wysokie, ale nie zważał na to. Po tak długiej harówce należało im się. Bez wahania wybrał numer telefonu i już po chwili rozmawiał z recepcją. Miał szczęście. Większość ludzi najchętniej przyjeżdżała na przełomie lipca i sierpnia. Poza tym wysokie ceny też były hamulcem, bo nie każdego było stać na oferowany przez hotel luksus. Nie namyślając się zabukował dwuosobowy apartament. Wydrukował kilka zdjęć i z uśmiechem na ustach powędrował do Uli. Zastał ją jak zwykle pochyloną i liczącą bardzo ofiarnie kolumny cyfr.
- Kochanie, możesz zrobić sobie małą przerwę? – Powiedział cicho.
- Już Marek, już kończę, zaczekaj…
Usiadł na fotelu i przyglądał jej się z czułością. Praca pochłonęła ją całkowicie. Teraz była w świecie cyferek. Wiedział, że uwielbiała liczyć. Miała ścisły umysł i może dlatego tak bardzo racjonalne podejście do wszystkiego.
- No. Skończyłam. A co ty tam masz? – Wskazała na zdjęcia, które trzymał w dłoni.
- Wydrukowałem kilka zdjęć, żeby pokazać ci, dokąd pojedziemy. Miejsce jest naprawdę wyjątkowe. Spójrz. – Rozłożył przed nią fotografie. – Hotel położony jest w Juracie nad samym morzem. Posiada gabinety odnowy biologicznej, z których będziemy mogli skorzystać. Pokoje też są ładne. Zamówiłem już apartament. Będziemy mieć widok na morze i plażę. Jedziemy pojutrze.
Była pod wrażeniem. Bardzo jej się spodobał ten hotel a najbardziej to, że stał przy samej plaży. Miała jednak pewne obawy.
- Marek. Tam jest pięknie, ale chyba niesamowicie drogo.
- Ula, ja nie mam zamiaru oszczędzać. Chcę dla nas wszystko, co najlepsze. Zasłużyliśmy.
- Dwa dni to bardzo mało czasu. Właściwie to nie ma go wcale. Jutro muszę oddać gabinet Alexowi i przekazać mu sprawy. Ty musisz pogadać z ojcem.
- Już z nim rozmawiałem i wszystko ustaliłem. Poza tym jest Maciek i Sebastian. Zawsze może na nich liczyć.
- No dobrze, ale ja nie mam nawet kostiumu kąpielowego. Musiałabym zrobić jakieś zakupy.
- Dlatego kochanie zaraz wychodzimy stąd i idziemy po zaopatrzenie. Nie protestuj tylko i nie mów, że musisz coś jeszcze dokończyć. Równie dobrze może to zrobić Alex. On już wypoczął i ma więcej sił niż ty.
Nie miała argumentów na to, co powiedział. Bez szemrania spakowała torebkę i wraz z nim opuściła gabinet informując Dorotę, sekretarkę Alexa, że nie będzie jej już do końca dnia.
Rano spotkali się przy windach. Wjechali na piąte piętro. Paulina zaraz pożegnała się z nimi a Marek podążył wraz z Ulą i Alexem do pokoju tego ostatniego.
- Alex. Tym razem to my mamy do ciebie prośbę. Za chwilę Ula przekaże ci wszystkie sprawy. Za chwilę też pojawi się mój ojciec. Nie trzymaj jej dłużej niż to konieczne. Chcę, aby dziś się spakowała, bo jutro wyjeżdżamy bardzo wcześnie. To kawałek drogi i chciałbym dojechać tam jeszcze za dnia.
- Oczywiście. Nie ma sprawy. Nawet nie pochwaliliście się, dokąd wyjeżdżacie.
- Jedziemy do Juraty w bardzo piękne miejsce. Hotel przy plaży, dobra kuchnia i długie spacery morskim brzegiem.
- Świetnie, ale nie zazdroszczę wam. Ja też miałem to wszystko i jestem pewien, że porządnie wypoczniecie. No to teraz ty idź, a my zabieramy się do roboty.
Poszło szybko i sprawnie. Nie minęła godzina i był już zorientowany we wszystkim.
- Wiedziałem, że jesteś dobra w te klocki. Masz prawdziwy talent do ekonomii i finansów. Turek nie poradziłby sobie, jestem o tym przekonany. A teraz leć, bo twój chłopak zmyje mi głowę, że za długo cię trzymam. Miłego wypoczynku.
- Dzięki Alex. Do widzenia. – Szybkim krokiem pokonała odległość do gabinetu Marka. Przywitała się z Krzysztofem.
- Ja już jestem wolna. Przekazałam wszystko Alexowi.
- Ja też. Chyba, że jeszcze chcesz o coś zapytać tato.
- Nie synu. Wiem już dostatecznie dużo. Jest przecież Maciek i Sebastian. Poradzimy sobie, a wy idźcie się pakować i odpocznijcie solidnie. Musicie nabrać sił, bo ani się obejrzycie już trzeba będzie pochylić się nad jesienną kolekcją.
- Dziękuję tato. Pożegnaj od nas proszę, mamę. My już nie zdążymy. Trzymaj się i nie przemęczaj. Do zobaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz