27 marzec 2012 |
Rozdział XV
W poniedziałkowy poranek wyszła przed bramę i zobaczyła Maćka kręcącego się koło samochodu. Uśmiechnęła się i podeszła do niego. - Witaj Maciuś. – Odwrócił się i roześmiał radośnie. - Ula! Wróciłaś! Pokaż no się! Ależ jesteś piękna! Służy ci ta miłość. - Oj służy Maciuś. Służy. Zaręczyliśmy się. – Pokazała mu pierścionek. - Gratulacje! Kiedy ślub? - W październiku, ale dokładnej daty jeszcze nie znamy. Oczywiście jesteś zaproszony. Nie mogłoby cię nie być na tym ślubie podobnie, jak twoich rodziców. Zaproszenia dostaniecie później, bo jeszcze ich nie mamy. Sporo przygotowań przed nami. - U mnie też się zmieniło przez te dwa tygodnie. – Spojrzała na niego uważnie. - Rzeczywiście wyglądasz jakoś tak… radośnie. - Zakochałem się Ula. Ja też odnalazłem swoje szczęście. - Naprawdę? Kto to jest? - Znasz ją dobrze. To Ania. - Ania? Nasza Ania? – Pokiwał głową. – To świetna dziewczyna i ma naprawdę dobrze poukładane w głowie. Gratulacje Maciek. Dobrze wybrałeś. To co, jedziemy? - Wsiadaj. – Otworzył jej drzwi. - Dużo mieliście pracy, jak nas nie było? - Całkiem sporo. Jeszcze dwa razy dosyłałem nowe partie kolekcji. Klaus dzwonił i sam nie mógł uwierzyć, w jak szybkim tempie się rozchodzi. Ich kolekcja też fantastycznie się sprzedaje, ale o tym powie wam Alex, bo to on pilnował tutaj wszystkiego. U niego też są wszystkie bieżące raporty z butików i ze szwalni. - Alex zaangażował się w sprzedaż kolekcji? Nigdy bym go o to nie posądzała. - Sam się zadeklarował, żeby odciążyć Krzysztofa. Nie chcieliśmy, żeby zbytnio się przemęczał. Zresztą sam Marek prosił nas żebyśmy tego dopilnowali. A wam, jak minęły te dwa tygodnie? - Było wspaniale. Piękna pogoda, ciepły piasek i morze. Wiele razy podziwialiśmy zachody słońca i tylko jeden raz wschód, bo nie potrafiliśmy tak wcześnie zebrać się z łóżka. Nauczyłam się nawet trochę pływać. Było naprawdę cudownie. – Powiedziała rozmarzonym głosem. Dojeżdżali. Zaparkował na firmowym parkingu. Niemal w tym samym czasie parkował samochód Alexa. Przywitali się z nim. Jego zachwycone spojrzenie mówiło samo za siebie. - Ula wyglądasz olśniewająco. Ładnie ci z opalenizną. Kiedy wróciliście? - W sobotę. Nabraliśmy sił, wypoczęliśmy i teraz możemy znowu harować. Maciek mi mówił, że zająłeś się sprzedażą tu w Polsce? - Tak, chciałem odciążyć Krzysztofa. Zresztą to Maciek koordynował wszystko. Ja tylko pilnowałem, żeby była ciągłość w butikach i regularne dostawy. Mam u siebie raporty. Jak chcesz, to później przyniosę, żebyście mogli zobaczyć. Wyniki są fantastyczne. Dawno nie wygenerowaliśmy takich zysków. Lada dzień powinien spłynąć oficjalny raport z Niemiec. Ja już im wysłałem nasz. - Naprawdę? Dziękuję Alex. Wyręczyłeś mnie, bo to ja miałam się nim zająć. - No to masz to z głowy. Przy drzwiach spotkali Marka. Przywitał się czule z narzeczoną a potem uścisnął dłoń Maćkowi i Alexowi. - Dobrze wyglądasz. Zdrowo. Chyba trochę przytyłeś, ale to lepiej. Widać, że Ula o ciebie dba. - Alex, ty chyba też nie narzekasz? Zmieniłeś się, a raczej to zasługa Nicol. - To prawda. Żal mi tylko, że nie mam jej tak blisko, jakbym tego chciał. Ale w piątek ją zobaczę. Wylatujemy na weekend do Essen. Paulina też tęskni za Johannem. - Chciałbym was zebrać w konferencyjnej około dziesiątej. Wczoraj byliśmy u rodziców i ojciec trochę mi przekazał, ale chciałbym znać szczegóły. - Nie ma sprawy. Powiem Paulinie. - Maciek, ty też musisz być. - Będę, na pewno. Na razie lecę do siebie. Wszedł wraz z Ulą do sekretariatu i zatrzymał się jeszcze chwilę przy jej biurku. - Wiesz kochanie, trochę wczoraj myślałem i doszedłem do wniosku, że tylko Sebastian mógłby być moim świadkiem. Znamy się od wieków. Jest moim najlepszym przyjacielem. Ostatnio nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu. Nawet siłownię zaniedbaliśmy. Co o tym sądzisz? - Przeczuwałam, że będziesz chciał, by to on był świadkiem. Nie mam nic przeciwko temu. Ja nie mam żadnej przyjaciółki, którą mogłabym o to poprosić, ale skoro wybrałeś Sebastiana, to może i Violettę? Roześmiał się na całe gardło. - Niech będzie roztrzepana Viola. Pewnie miałaby żal, gdyby Seba miał kogoś innego u swego boku w kościele. Mogłaby go zamęczyć wyrzutami. No to świadków mamy wybranych. Trzeba im o tym powiedzieć. Jak tylko Viola się zjawi zadzwońcie po Sebastiana i przyjdźcie wszyscy do mnie. Dopiero wtedy im powiemy. - Dobrze, ona za chwilę powinna być. Nie minęło dziesięć minut, kiedy do sekretariatu wkroczyła roześmiana Kubasińska. Na widok Uli aż pisnęła z zachwytu. - Ula! Wróciliście! Pięknie wyglądasz i masz skórę, jak czekoladka. – Uściskała ją mocno. - Dzięki Viola. Przyjechałaś z Sebastianem? - No tak, ale Sebulek poszedł do siebie. - Zadzwoń do niego niech tu przyjdzie. Chcemy z wami pogadać. - My? – Spytała z niepokojem. - No Marek i ja. Dzwoń. Wybrała numer i już po chwili wpadł do sekretariatu Olszański. Otaksował Ulę roziskrzonym i pełnym podziwu wzrokiem. - Ależ jesteś piękna. – Zarumieniła się. - Dzięki Seba, a teraz chodźcie do Marka. – Otworzyła drzwi gabinetu. - Jesteśmy Marek. – Wstał zza biurka i przywitał się z nimi. - Siadajcie moi drodzy, siadajcie. Mamy wam do przekazania pewną wiadomość. Podczas naszego cudownego urlopu oświadczyłem się Uli, a ona zgodziła się zostać moją żoną. Violetta wydała z siebie głośny pisk i rzuciła się Uli na szyję. - Uleńko kochana, ja wiedziałam, że to nie może się skończyć inaczej. Jesteście sobie pisani. Sebastian też im pogratulował. - To, kiedy ślub? – Zapytał. - Planujemy na październik i w związku z tym chcielibyśmy was prosić, abyście zostali naszymi świadkami. - Pewnie, że będziemy! – Krzyknęła podekscytowana Viola. – Prawda Sebulku? - Jak najbardziej. – Sebastian ściskał dłoń przyjaciela. – To będzie dla nas zaszczyt. - Pokaż pierścionek? – Violetta złapała Uli dłoń. – O matulu! Jaki piękny. Ja też chcę taki. – Wybuchnęli śmiechem. - Obiecuję kochanie, że i ty się doczekasz, ale nie poganiaj mnie, dobrze? - Dobrze, dobrze, zaczekam. O dziesiątej zebrali się w komplecie w sali konferencyjnej. Alex przyniósł ze sobą plik dokumentów. Ula i Marek przywitali się też z Pauliną, która aż westchnęła na ich widok. Ula wyglądała cudnie, a Marek z opalenizną i jednodniowym zarostem był ujmująco piękny, jeśli w ogóle można tak określić mężczyznę. - No to mówcie. Chcę znać wszystkie szczegóły. - To może ja zacznę, bo chyba mam najmniej do powiedzenia. – Zaczął Maciek. – Przez cały czas trzymaliśmy rękę na pulsie. Koordynowałem dostawy i pilnowałem szwalni. Ani jedna nie zawiodła, choć urabiali się po łokcie, żeby zdążyć z kolejnymi dostawami. Jak tylko wysyłałem towar z lotniska, zaraz dzwoniłem do Klausa, żeby mogli odebrać. Wszystkie butiki miały też zapewnioną ciągłość dostaw. Podobnie wszyscy kontrahenci. Tu czuwał Alex i też nie dopuścił do żadnych opóźnień. Wszystko było pod kontrolą i chodziło, jak dobrze naoliwione tryby. - U mnie na razie lekki zastój. – Odezwała się Paulina. – Miałam kilka spotkań z dziennikarzami i to wszystko. Nic godnego uwagi. Powoli przygotowuję dodatki do jesiennej kolekcji, ale mamy na to jeszcze sporo czasu. Pshemko dopiero się przymierza do projektów. - To prawda. – Potwierdził mistrz. – Coś wykluwa mi się w głowie, ale wiecie, że muszę mieć na to czas i dużo spokoju. Jeśli nie miałbyś nic przeciwko temu, teraz ja chciałbym wyjechać na tydzień do swojej samotni i trochę odpocząć. Tam na pewno przyjdą mi do głowy ciekawe pomysły. - Oczywiście Pshemko. Jedź, należy ci się. Dzisiaj jednak chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać, jak tu skończymy, ale u ciebie w pracowni. - Alex, twoja kolej. - Mam tu miesięczne raporty ze szwalni, butików i kontrahentów. Wyglądają fantastycznie. Przysiadłem nad nimi i sporządziłem miesięczny raport dla Niemców. Już wysłałem, a tu mam jego kopię. Musicie razem z Ulą go prześledzić. Mówiłem już jej, że dawno firma nie osiągnęła tak wysokich obrotów. Już teraz stać nas na wszystko, co najlepsze. Na jesienną kolekcję możemy zakupić materiały najwyższego gatunku. Nie oszczędzałeś na nich przy letniej kolekcji i to przyniosło zamierzony efekt. Przy jesiennej też tak może być. Stać nas nawet na podwyżki dla pracowników. Jednym słowem interes się kręci, jak nigdy dotąd. – Podsunął Markowi plik dokumentów. – Tu jest wszystko. - Dzięki Alex. Jestem z was bardzo dumny. Dziękuję wam wszystkim i każdemu z osobna, że tak solidnie dopilnowaliście najdrobniejszych szczegółów podczas naszej nieobecności. Przy takich współpracownikach ta firma w niedługim czasie stanie się sławna nie tylko w Polsce i w Niemczech, ale i na innych europejskich rynkach. Teraz chciałbym coś ogłosić, ale to już całkiem prywatnie. Niektórzy z was wiedzą, ale niektórzy nie mają o tym pojęcia. Ja i Ula zaręczyliśmy się i w październiku planujemy ślub. Oczywiście wszyscy jesteście zaproszeni. Powiadomimy też Johanna, Nicol i resztę Niemców. Chcemy by i oni byli świadkami naszego szczęścia. Oficjalne zaproszenia dostaniecie później, jak już będziemy znać konkretną datę. To wszystko kochani. Zaczęły się gratulacje i uściski. Alex podszedł do Marka i wyciągnął dłoń. - Jesteś wielkim szczęściarzem Dobrzański. Nie dość, że piękna, to jeszcze tak niebywale mądra i zdolna. Nie zazdroszczę ci jednak, bo moja Nicol jest równie wspaniała. Cieszę się, że wreszcie znalazłeś swoją wielką miłość. Z Pauliną nie byłbyś szczęśliwy, podobnie, jak ona z tobą. Przy Johannie odżyła i myślę, że to też zakończy się ślubem. - W twoim przypadku pewnie też tak będzie. Nicol, to wspaniała kobieta i ma na ciebie dobry wpływ. Podszedł Pshemko i poklepał go przyjaźnie po ramieniu. – Gratuluję prezesie. Już wiem, o czym chciałeś ze mną rozmawiać. - Naprawdę? - Chcesz, żebym zaprojektował suknię ślubną Urszuli a tobie garnitur. – Marek spojrzał na niego z podziwem. - Jesteś bardzo przewidujący przyjacielu. Właśnie o to chciałem cię prosić. Zgodzisz się? - Oczywiście, że się zgodzę. Nie mogę pozwolić, żeby poszła do ślubu w sukni z jakiegoś podrzędnego sklepu. – Marek uściskał go serdecznie. - Dziękuję Pshemko. Wiedziałem, że zawsze mogę na ciebie liczyć. Ula też tonęła w uściskach. Paulina ucałowała ją serdecznie. - Szczerze wam gratuluję Ula, naprawdę. Zasłużyliście oboje na to szczęście. Wiem, że on kocha cię bezgranicznie. To naprawdę widać. Ty jego zresztą też. Życzę wam wszystkiego najlepszego. Siedzieli w Marka gabinecie i analizowali raporty, które dostali od Alexa. - Przecieram ze zdumienia oczy Ula i nie mogę uwierzyć w te liczby. Są oszałamiające. Jak dostaniemy raport z Niemiec, będziemy mieć już jasną sytuację. Trzeba by jeszcze rozdzielić zyski naszej i ich kolekcji, bo to, co przesłał im Alex jest już wypadkową obu. Chciałbym wiedzieć, ile zarobiła nasza kolekcja, a ile ich. Oni pewnie podobnie będą liczyć. - Zajmę się tym. Policzę wszystko i sporządzę dwa niezależne raporty. Musisz mi tylko dać te cząstkowe. - Weź wszystko. Dasz radę dzisiaj to zrobić? - Chyba tak. Nie jest tego aż tak dużo. Idę i biorę się do roboty. Kiedy wyszła rozdzwonił się telefon Marka. - Halo. - Marek? Tu Johann. - Johann! Jak się masz przyjacielu? - Dobrze. Lepiej powiedz, jak po urlopie? - Wspaniale. Bardzo wypoczęliśmy i zaręczyliśmy się. - To świetna wiadomość! Kiedy planujecie ślub? - W październiku i już możecie czuć się zaproszeni. Zresztą Febo wybierają się do was w piątek, to wszystko wam opowiedzą. - Ja dzwonię w sprawie raportu. Mamy gotowy. Wystarczy, jak prześlemy na razie e-mailem? Jest opatrzony pieczątkami i naszymi podpisami. Oryginał wysyłamy pocztą. - W porządku. A nasz raport dotarł? - Tak i muszę ci powiedzieć, że jesteśmy zaszokowani zyskami. - To podobnie, jak my. - Nasz raport przedstawia się podobnie. Mija dopiero pierwszy miesiąc a zyski są niebotyczne. - Oby tak dalej przyjacielu. W takim razie czekam na wasz raport, bo jestem go bardzo ciekaw. Do zobaczenia Johann. Mam nadzieję, że i wy pojawicie się w któryś weekend? - Na pewno. Myślę, że za dwa tygodnie. Najchętniej przylatywałbym co tydzień, ale obowiązki, rozumiesz… - Rozumiem. Trzymaj się Johann. Dwa tygodnie później doszło do spotkania rodziny Cieplaków z rodziną Dobrzańskich. Dobrzańscy i Cieplak od razu zaczęli mówić sobie po imieniu. Polubili się. Zjedli wspólny obiad, po którym Marek wraz z Ulą odciągnęli Beatkę i Jaśka w głąb ogrodu, a seniorzy gawędzili na patio. - Macie wspaniałego syna. – Zagaił Józef. – To bardzo dobry człowiek o wielkim i szlachetnym sercu. Zrobił dla nas tyle dobrego. – Dobrzańscy spojrzeli po sobie zdziwieni. - Józef, czy ty na pewno mówisz o naszym Marku? A co on dla was zrobił takiego dobrego? – Teraz Józef wyglądał na zaskoczonego. - No jak to? Nie mówił wam? – Oboje zgodnie pokręcili głowami. - Nic nie wiemy. O czym miał nam mówić? - A wiecie, jak poznał Ulę? - Przyjął ją do pracy, jako swoją asystentkę. - Nie Krzysztofie, oni poznali się na długo przedtem, zanim zaczęła u niego pracować. Wszystko zaczęło się od pożaru. - Od pożaru? Opowiedz, bo zaintrygowałeś nas. - Nasz sąsiad po pijanemu podpalił nasz dom. To była zemsta za to, że Ula z nim zerwała, bo tylko wyciągał od niej pieniądze i pił. Ona obudziła się pierwsza, kiedy poczuła dym. Jak wyszła z pokoju, wszędzie był ogień. Ja i Jasiek byliśmy już nieprzytomni. Tylko Beatka siedziała w kącie i płakała. Najpierw wyciągnęła ją, a potem nas. Do tej pory nie wiem, skąd wzięła na to siły. Sama wyszła z pożaru bardzo poparzona. Miała rany na twarzy, szyi, klatce piersiowej a największe na rękach. My byliśmy tylko zaczadzeni i wyszliśmy ze szpitala szybko. Ona spędziła tam pięć długich miesięcy. Zaraz na początku zjawiła się telewizja i przeprowadzono z nią wywiad. Prosiła wtedy w imieniu całej rodziny o wsparcie. Nie chodziło o pieniądze. Prosiła o odzież i jakieś zbędne sprzęty i materiały budowlane. Bardzo pragnęliśmy odbudować nasz dom. Dobrzy sąsiedzi przygarnęli nas, bo byliśmy przecież bez dachu nad głową. W dwa miesiące po pożarze podjechał ogromny samochód, a człowiek, który z niego wysiadł powiedział, że dostał zlecenie od niejakiego Marka Dobrzańskiego i przywiózł bloczki betonowe, cement i wapno. Byliśmy zdumieni, bo te rzeczy musiały kosztować majątek. Kiedy jednak następnego dnia podjechało drugie auto z oknami i drzwiami, a kierowca przedstawił się jako kolega Marka Dobrzańskiego, nie mogliśmy milczeć. Ula zadzwoniła do tej dziennikarki i poprosiła o kolejną możliwość wypowiedzenia się przed kamerą. Podziękowała wszystkim, którzy udzielili nam wsparcia i zaapelowała do Marka prosząc o kontakt, bo bardzo chciała podziękować mu osobiście. Odezwał się jeszcze tego samego dnia, a na drugi dzień odwiedził ją. Dużo później opowiedział mi, że zakochał się w niej, jak zobaczył ją pierwszy raz na ekranie telewizora, a widok jej smutnych oczu długo prześladował go w snach. Podobno był to trudny okres w jego życiu. Bardzo wtedy zmizerniał. Przyjechał do nas któregoś styczniowego dnia, bo chciał obejrzeć odbudowany już dom. Wtedy zauważyłam, jak bardzo schudł. Kiedy trzy miesiące wcześniej był w Rysiowie wyglądał całkiem inaczej. Później przy drugiej wizycie mówił, że bardzo chorował, ale już wszystko jest dobrze. Zaproponował Uli pracę, a ona ją przyjęła, bo od czasu opuszczenia szpitala nic nie mogła znaleźć. Jak więc widzicie, wiele mu zawdzięczamy. To wspaniały człowiek. – Helena westchnęła. - Tak, wspaniały i bardzo skryty. My w ogóle nie mieliśmy o tym pojęcia. Ula też nie pisnęła słowem, że miała takie ciężkie przeżycia. - Ona nie chciała i nadal nie chce o tym rozmawiać. To najboleśniejszy okres w jej życiu i chciałaby o nim zapomnieć. - Pamiętam ten czas, kiedy Marek tak źle wyglądał. Martwiliśmy się o niego, ale on nie chciał o niczym nam powiedzieć. Jego stan polepszył się dopiero wtedy, jak Ula zaczęła pracować w firmie. Odżył przy niej. - To, że nic wam nie mówił świadczy o jego wielkiej skromności. Inny na jego miejscu nie omieszkałby się pochwalić, że udzielił pomocy pogorzelcom. Święty człowiek. Ula świata poza nim nie widzi i kocha go nad życie. - Wiemy Józefie. To widać. On zresztą zachowuje się podobnie. Kiedy miał zamiar się jej oświadczyć powiedział mi, jak bardzo jest dla niego ważna i z żadną inną kobietą nie będzie szczęśliwy, tylko z nią. Są sobie pisani, to pewne. - A o czym tak plotkujecie? – Uśmiechnięty Marek podszedł do nich ciągnąc za rękę Ulę. - O was synku. Dowiedzieliśmy się paru ciekawych rzeczy. – Krzysztof poklepał Marka po ramieniu. – Jestem z ciebie tak bardzo dumny, że aż serce pęka mi z tej dumy. Po tym, co usłyszeliśmy, już wiemy, że wychowaliśmy dobrego, wrażliwego człowieka. - Nie rozumiem. – Skonsternowany Marek patrzył na rodziców. – O co chodzi? - Józef nam wszystko opowiedział. – Pospieszyła z wyjaśnieniami Helena. – Opowiedział o pożarze, cierpieniach Uli i o twojej pomocy. Nigdy nie spodziewalibyśmy się, że stać cię będzie na coś tak szlachetnego. Byłeś taki niedojrzały i nieodpowiedzialny. - Więc już wiecie. - Wiemy. Wyjaśnij nam tylko jedną rzecz, bo tego nie rozumiemy. Co spowodowało, że tak źle wyglądałeś przez pewien czas? Tak bardzo schudłeś i wydawałeś się taki nieobecny. Marek spojrzał na milczącą Ulę i ścisnął jej dłoń. - Przepraszam cię kochanie. Muszę im powiedzieć i wyjaśnić całą sytuację do końca. Powiem to tylko raz i więcej nie będziemy wracać do tego tematu. To zbyt bolesne. Rozumiecie? – Pokiwali głowami. - Któregoś dnia zobaczyłem w telewizji relację z tego nieszczęścia. Potem pokazali Ulę, do której tuliła się wystraszona Beatka. Ula była cała w bandażach. Twarz, szyja, klatka piersiowa i obie ręce na całej długości. Miała popalone włosy. Płakała rozpaczliwie do kamery prosząc o wsparcie dla swoich bliskich. Nie mogłem oderwać wzroku od telewizora. Patrzyłem, jak zahipnotyzowany w te piękne, ogromne, chabrowe, bezbrzeżnie smutne oczy, z których płynęły łzy i sam nie mogłem powstrzymać płaczu. Wstrząsnął mną ten widok do głębi. To było w tym samym dniu, w którym rozstałem się z Pauliną. Przy okazji szukania mieszkania przejrzałem oferty firm budowlanych. Zamówiłem trochę materiałów i kazałem zawieźć na ich adres. Zadzwoniłem też do Sławka Wasilewskiego. Pamiętacie go. Ma firmę zajmującą się produkcją okien. On też zaofiarował pomoc. Potem po apelu Uli i prośbie o kontakt spotkałem się z nią w szpitalu. To był kolejny wstrząs. Płakała. Była taka wzruszona. Obiecałem jej następne odwiedziny i to, że będę dzwonił. Kilka razy dzwoniłem, ale nie odwiedziłem jej już. Najpierw był pokaz FD Summer, który wykończył mnie zupełnie, potem posypały się umowy, spotkania z kontrahentami. Ciągle nie miałem czasu, bo ciągle gdzieś biegałem. Potem, jak wszystko ucichło, jakoś nie mogłem zebrać się na odwagę, by pojechać do szpitala. Zaczęły nawiedzać mnie sny, a w nich te cudne, smutne, załzawione oczy. Budziłem się z wyrzutami sumienia i ganiłem sam siebie za to, że nie spełniłem danej jej obietnicy. Którejś soboty pojechałem do Rysiowa i spotkałem się z nią. Była zdrowa. Uniknęła przeszczepu. Bardzo mi wtedy ulżyło. Zaproponowałem jej pracę, ale odmówiła. Nie rozumiałem, dlaczego. Bardzo się broniła przed przyjęciem tej propozycji. Wyjechałem rozczarowany i nie mogłem zrozumieć, bo powiedziała, że szuka intensywnie pracy, a ja podawałem jej ją na tacy. Od tego czasu minęły trzy miesiące. Przez ten okres nie było nocy, której nie widziałbym jej oczu. Stały się moim przekleństwem. Rano byłem emocjonalnie rozbity i nie zdolny nawet do myślenia. Zapomniałem o jedzeniu. Żyłem kawą. Nie rozumiałem sam siebie. Pomyślałem nawet, że powinienem iść do psychiatry, żeby wytłumaczył mi obsesyjność tych snów. Którejś nocy nastąpił przełom. Znowu je widziałem. Ogromne, zapłakane i pełne rozpaczy. Wycierała je niezdarnie rękami całymi w bandażach i mówiła „Nie zostawiaj mnie Marek, nie zostawiaj”. Odpowiedziałem „Nie zostawię Ula, kocham cię” Zerwałem się zlany potem. Wreszcie zrozumiałem, że kocham ją i spalam się z tej miłości. Zrozumiałem też, że jeśli nie porozmawiam z nią szczerze, nigdy nie zaznam spokoju. Zadzwoniłem wtedy do niej prosząc o spotkanie. Zgodziła się. Opowiedziałem jej o wszystkim, również o tym, że ją kocham, a ona przyznała mi się, że też mnie kocha. Przestraszyła się tego uczucia, dlatego odmówiła pracy w firmie. Nie chciała cierpieć. Poczułem się po raz pierwszy od wielu miesięcy naprawdę szczęśliwy. Poczułem, jak wielki kamień spadł mi z serca. Odwzajemniła miłość i to było najważniejsze. Wtedy zaproponowałem jej ponownie pracę, bo nadal jej szukała. Tym razem nie odmówiła. Resztę już znacie. Oto cała historia. – Spojrzał na Ulę. Miała twarz całą we łzach. Wyjął z kieszeni chusteczkę i wytarł jej policzki. - Rozumiecie, dlaczego nie chciałem o tym mówić? Spójrzcie na nią. Kolejny raz rozdrapałem rany i mam nadzieję, że to już ostatni. Nie mogę znieść, kiedy płacze. To zbyt bolesny widok dla mnie. Nie płacz już kotku. Nie będę o tym mówić nigdy więcej. Zamykamy ten rozdział na zawsze. Siedzieli, jak skamieniali nie mogąc wykrztusić słowa. Opowieść Marka zrobiła na nich ogromne wrażenie i wstrząsnęła nimi do głębi. Krzysztof położył dłoń na ramieniu Marka. - Dziękuję ci synu, że nam to opowiedziałeś. Obiecuję, że już nigdy nie będziemy poruszać tego tematu. Dla nas on również jest zamknięty. – Pogładził Ulę po włosach. – Nie płacz dziecko. Wiele wycierpiałaś, ale teraz już będzie dobrze. Nareszcie dobrze. Kochamy cię córeczko. Pshemko wrócił ze swojej samotni z głową wypełnioną pomysłami na jesienną kolekcję. Zrobił nawet kilka szkiców, które jednak musiał dopracować tu na miejscu. Ukształtowała mu się też wizja ślubnej sukni dla Uli. Miał już gotowy projekt i niezwłocznie postanowił jej go pokazać. Wszedł do sekretariatu i jak zwykle zastał ją pochylona nad kolumną cyfr. - Urszulo. – Powiedział cicho. Podniosła głowę znad dokumentów i uśmiechnęła się promiennie. - Pshemko! Wróciłeś! Jak miło cię znowu widzieć. – Uściskała projektanta. – Potrzebujesz czegoś? - Nie Bella. Chodź ze mną do pracowni, muszę ci coś pokazać. – Złapał ją pod ramię i ruszył wolno korytarzem. - Dobrze wypocząłeś? Wyglądasz na zadowolonego. Ten wyjazd dobrze ci zrobił. - Ach! Mazury są piękne, a w mojej samotni cisza i błogi spokój. Można się wyciszyć i zrelaksować. Przygotowałem projekt twojej sukni ślubnej. Musisz zobaczyć i powiedzieć, czy ci się podoba. Usiadła przy stole a on pokazał jej szkic. Spojrzała z zachwytem. Podniosła na niego wzrok i powiedziała. - Pshemko. Jesteś najlepszym i najgenialniejszym projektantem, jakiego znam. Ta suknia, to kolejne dzieło sztuki. Jest przepiękna. Nie mogłam sobie wymarzyć piękniejszej. Dziękuję ci. – Była wzruszona. - Nie będzie welonu. Damy tylko nieduży stroik, który upniemy we włosach. Welon nie pasowałby do tej sukni. Zamówiłem też materiał. Powinni przysłać na dniach. To najwyższego gatunku biały muślin, tkanina bardzo delikatna, jedwabna i bardzo wdzięczna w noszeniu, bo jest lekka i zwiewna. Suknia z niej będzie zjawiskowa. Dla Marka też już mam projekt garnituru. Jak wyjdziesz, to poproś go tu do mnie. On też musi zaakceptować projekt. - Dobrze Pshemko. Zaraz mu powiem. Bardzo ci dziękuję. |
kawi :) (gość) 2012.03.27 16:34 |
U mnie na moim nowym blogu pojawiła się pierwsza nn serdecznie zapraszam :) http://historiabrzyduli.blog.onet.pl/ pozdrawiam kawi :) |
kawi :) (gość) 2012.03.27 20:12 |
Dziękuję Gosiu za komentarz u mnie, mogę cię
zapewnić, że to na pewno nie przez twoją krytykę, która zresztą była
bardzo motywująca, usunęłam tamtego bloga. Po prostu zdenerwowałam się i
tyle. Wiesz dzięki tobie właściwie założyłam nowego bloga. Więc nie
masz mnie za co przepraszać. Wiesz tak szczerze mówiąc to chyba było
takie jedno opowiadanie o poznaniu Uli i Marka, właśnie na statku,
przeczytałam tylko jedną notkę i dużo stamtąd nie zerżnęłam, no właśnie
tylko to poznanie, więc mam nadzieję, że nikt o plagiat mnie nie
posądzi. Szczerze to nie mam pomysłu na następne notki, ale na końcową
już mam, wiem już co bym tam chciała napisać :) Cieszę, się bardzo, że moja nn ci się podobała. :) Doszłam u ciebie w notkach do ''Symfonii miłości'' , ale przez ostatnie dni w ogóle nie czytałam ich, skupiłam się raczej na pisaniu nowego opowiadania. Bardzo mi się twoje notki podobają, czytam je i nie mogę się oderwać, tak mnie wciągnęły ! Na twoim opowiadaniu pt ''Trochę inna bajka'' chciało mi się płakać, gdy Ula dowiedziała się, że może już nigdy nie chodzić :) Ale dziewczyna się z motywowała i wszystko zakończyło się dobrze ( mam nadzieję, że to było w tym opowiadaniu ;p) Następne opowiadanie było równie fantastyczne, trochę smutne, trochę wesołe, czyli właśnie takie opowiadania, które lubię najbardziej. Teraz tak jak napisałam, czytam ''Symfonię miłości'' ale pozwól, że gdy doczytam do końca to postawię komentarz. :) pozdrawiam kawi :) |
MalgorzataSz1 2012.03.27 21:55 |
Kawi. Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Miałam naprawdę wyrzuty sumienia. Ja nie czytałam tego opowiadania o poznaniu się Marka i Uli na statku. Nie sądzę by zarzucono Ci plagiat. Wiele osób mogło wpaść na podobny pomysł. Cieszę się, że moje opowiadania przypadły Ci do gustu i że czytasz. Mam nadzieję niedługo wstawić kolejne, choć nie wiem jeszcze kiedy. Na pewno jednak wcześniej, czy później się ukarze. Bardzo Ci dziękuję za wpis i pozdrawiam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz