Rozdział V
Wjechali windą na piąte piętro. Przepuścił ją przodem i ująwszy jej ramię poprowadził wprost do gabinetu kadrowego.
- Cześć Seba. Nie przeszkadzam?
- Nie, no co ty, wejdź. – Podniósł głowę znad komputera i skonstatował, że prezes nie jest sam. Wstał od biurka i podszedł do nich.
- Przedstawiam ci Sebastian Urszulę Cieplak, a to Ula nasz Dyrektor HR, Sebastian Olszański. Ula będzie u nas pracować na stanowisku mojej asystentki. Ma wszelkie kwalifikacje. Daj mu Ula te dokumenty.
Podała teczkę Olszańskiemu, który przyglądał jej się z prawdziwą przyjemnością i podziwem.
– Ależ jest piękna. Zjawiskowa. – Pomyślał.
Dobrzański widząc, że przyjaciel jest pod wrażeniem urody Uli przywołał go do porządku.
- Seba, słuchasz mnie? – Kadrowy przeniósł na niego wzrok.
- Tak, tak, słucham.
- Zapoznaj się z tymi dokumentami i spisz umowę od razu na czas nieokreślony. Okres próbny pominiemy. Ja ją znam i wiem, że w jej przypadku nie jest on konieczny. Umowa na cztery i pół tysiąca brutto plus premia kwartalna. Masz godzinę. Chcę, żeby jeszcze dzisiaj ją podpisała. To na razie tyle.
- Dobrze Marek. Chciałbym też z tobą pogadać. Znajdziesz chwilę?
- Nie dzisiaj Seba. W poniedziałek przyjdę, to porozmawiamy, dobrze?
- W porządku. Za godzinę możecie przyjść po umowę.
Była oszołomiona i tak szybkim załatwieniem sprawy i kwotą, jaką zaproponował. Nie mogła uwierzyć w tak szczęśliwe zrządzenie losu. Teraz na pewno poradzi sobie ze wszystkim. Może nawet zacznie odkładać? Zatrzymali się na korytarzu. Marek uśmiechnął się do niej.
- Nic nie mówisz Ula… Nie jesteś zadowolona? – Spojrzała mu w oczy.
- Jestem zaskoczona, oszołomiona i już sama nie wiem… Ta kwota zarobku… Celowo podałeś tak wysoką, prawda? Żeby mnie zachęcić?
- Nie Ula. To standardowe wynagrodzenie na tego rodzaju stanowisku, no… może odrobinę wyższe.
- Kolejne dwie rzeczy, za które będę ci wdzięczna…
- Dwie rzeczy?
- No tak. Praca i wynagrodzenie. Przyjmujesz mnie od razu na stałe, bez okresu próbnego, a nawet nie wiesz czy się sprawdzę na tym stanowisku. Mam nadzieję, że nigdy się na mnie nie zawiedziesz. – Powiedziała cicho. Spojrzał na nią z czułością.
- Jestem o tym przekonany. A teraz chodź, oprowadzę cię po firmie i przedstawię najważniejsze osoby, z którymi przyjdzie ci współpracować.
Była szczęśliwa. Dzisiejszy dzień był taki bogaty w pozytywne zdarzenia. Marek wyznał jej miłość. Ona jemu też przyznała się, co do niego czuje. Zatrudnił ją u siebie dając niebotyczne, jak dla niej wynagrodzenie. Teraz odwozi ją do Rysiowa. Jej bliscy ucieszą się. Bardzo go polubili. Szczególnie Betti. Często o niego pytała, a ona nie wiedziała, jak wytłumaczyć siostrze, dlaczego nie przyjeżdża. Zerknęła w bok obserwując jego ładny profil. Był skupiony na drodze. Warunki nie były zbyt dobre, jednak od czasu do czasu i on odwracał głowę a na jego ustach błąkał się ciepły uśmiech. Dojechali. Szarmancko otworzył jej drzwi i podał dłoń. Przeszli przez bramę i zatrzymali się na chwilę przed budynkiem.
- No Ula. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Nawet zdążyliście go otynkować. Odbudowaliście błyskawicznie.
- To dzięki wielkiej pomocy takich dobrych ludzi, jak ty. Gdyby nie oni, nadal siedzielibyśmy na karku Szymczykom. Chodźmy zimno jest. Tata zrobi nam herbaty.
Weszli do środka i przywitali się. Na widok Marka Betti aż pisnęła z radości.
- Dlaczego pan do nas tak rzadko przyjeżdża? – Spytała z wyrzutem. Przykucnął przy niej i pogłaskał po główce.
- Trochę chorowałem, ale już wszystko dobrze. Mam nadzieję, że teraz będę tu częściej zaglądał. – Mówiąc to spojrzał na Ulę. Podniósł się i przywitał z Józefem i z Jaśkiem.
- Panie Józefie, gratuluję. Dom wygląda świetnie. Cieszę się, że wróciliście na stare śmieci.
- My też panie Marku, my też. – Mówił wzruszony Cieplak. – Po tym wielkim nieszczęściu nareszcie pozbieraliśmy się. Ludzie są dobrzy i pomogą. Nigdy nie wolno nam wątpić w ich szczere intencje. Gdyby nie pana szlachetny gest, czy ten dom powstałby tak szybko? Na pewno nie. Czy wie pan, jak dużo bloczków pan zamówił? Dzięki ich nadmiarowi wybudowaliśmy jeszcze niewielki budynek gospodarczy. Można w nim nawet trzymać samochód.
- Cieszę się panie Józefie, że mogłem pomóc, ale nie mówmy już o tym. Jeśli nie macie nic przeciwko temu, chciałbym obejrzeć dom. Jestem go bardzo ciekaw.
- Dobrze. Ula pana oprowadzi a ja tymczasem wstawię wodę na herbatę.
Betti złapała go za rękę.
- Pokażę najpierw mój pokój, dobrze? Jest naprawdę piękny. Ulcia pomagała go urządzać. – Uśmiechnął się do małej szeroko.
- W takim razie prowadź.
Powiodła go schodami na górę a za nimi szła Ula. Betti otworzyła drzwi.
- To najmniejszy pokój w całym domu, ale Beatka jest jeszcze mała i nie potrzebuje większego. Ma tu wszystko, co potrzeba. Tapczanik, małe biurko, żeby miała gdzie rysować i półki na książeczki. – Wyjaśniała Ula. – Wszystko z darów. Ta komódka też. Może tu trzymać swoje ubranka.
- To piękny pokoik Betti. Ula się postarała, prawda? – Mała energicznie pokiwała głową.
- No. Co wieczór Ulcia czyta mi bajki na dobranoc. Jak była w szpitalu, to nie miał mi kto czytać, bo wszyscy się o nią martwili, ale już jest zdrowa. Chodźmy do pokoju Jaśka i taty.
Pokoje obu Cieplaków były nieco większe i umeblowane podobnie. U Jaśka wersalka, typowe biurko, na którym stał wysłużony komputer, spory regał na książki i niewielka szafa. U Józefa niewielki stolik okolicznościowy, dwa foteliki, szafa i kanapa. Zeszli na dół. Betti poszła do kuchni a oni weszli jeszcze do pokoju Uli. Rozejrzał się ciekawie. Meble nie były najnowszych trendów, ale nie przedstawiały się najgorzej. Skromna meblościanka, na której stały nieliczne bibeloty, okrągły stolik, dwa wyściełane krzesła i tapczanik. Przytulności dodawał rozciągnięty na podłodze dywanik.
- Naprawdę miły pokoik. Bardzo ciepły i taki kobiecy.- Pokiwała głową.
- Dzięki hojności ludzi nie musieliśmy nic kupować. Może z czasem będziemy coś zmieniać w wystroju, ale na pewno nie teraz. Musi wystarczyć to, co jest. To i tak bardzo wiele. – Zaszkliły jej się oczy.
Podszedł do niej i przytulił ją do siebie gładząc uspokajająco jej plecy. Dopiero drugi raz trzymał ją w ramionach i musiał przyznać, że to było bardzo przyjemne uczucie. Wtedy w szpitalu przytulił ją ze współczucia. Teraz tulił ją z miłości. Niechętnie oderwała się od niego, bo jego ramiona były ciepłe i bezpieczne.
- Chodźmy. Tato pewnie czeka z herbatą.
Przeszli do niewielkiego pokoju pełniącego rolę salonu i zasiedli przy stole. Znalazło się i ciasto cudem uratowane przed żarłocznością Jaśka.
Dobrze się czuł wśród nich. Odprężony i zrelaksowany. Głaskał dłoń siedzącej obok Uli. Dawno nie czuł takiego spokoju. Zniknął z jego ramion ten ciężar nieprzespanych nocy i tej dręczącej tęsknoty za nią. Siedziała tak blisko, na wyciągnięcie dłoni, a jej obecność sprawiała, że wreszcie oddychał swobodnie. Poczuł, jak szczęście rozlewa się w jego ciele. Chyba zaczynał zdrowieć. Odwzajemniła miłość i dzięki temu jego serce dostało skrzydeł.
Nie chciał przedłużać tej wizyty w nieskończoność. Mogli to źle zrozumieć. Ścisnął Uli dłoń.
- Będę się zbierał Ula. Późno się zrobiło, a ja nie chcę nadużywać waszej gościnności. Wyjdziesz ze mną? Chciałbym ci jeszcze coś powiedzieć.
- Wyjdę, oczywiście.
Kiedy zakładał w przedpokoju płaszcz Beatka spytała.
- Przyjedzie pan do nas jeszcze?
- Na pewno Betti. Myślę, że teraz będę częstym gościem. – Mała uśmiechnęła się szeroko.
- To dobrze, bo my wszyscy pana bardzo lubimy. – Z czułością spojrzał na małą słysząc te słowa.
- I ja was wszystkich polubiłem Betti. – Pożegnał się z Jaśkiem i Józefem.
Podeszli do samochodu. Ujął jej dłonie i przycisnął do ust.
- To był bardzo miły wieczór Ula, a twoja rodzina wspaniała. Ty zostajesz, a ja odjadę i znowu będę tęsknił. – Spojrzał smutno w jej oczy.
- Nie będziesz. – Szepnęła. – Przecież zobaczymy się w poniedziałek. To tylko dwa dni.
- To aż dwa dni Ula. Nie chcę znowu siedzieć samotnie przez cały weekend myśląc ciągle o tobie. Umów się ze mną. Chyba, że masz coś pilnego do załatwienia?
- W sumie nie mam… - Te słowa napełniły go nadzieją.
- Przyjadę jutro koło piętnastej, dobrze? Wybierzemy się gdzieś. Jeszcze nie wiem gdzie, ale coś wymyślę. – Przytulił ją gładząc z czułością jej zimny policzek.
- Dobranoc moje szczęście. – Sięgnął jej ust. Od tak dawna marzył o tym pocałunku podobnie, jak ona. Oddała tę lekką, jak wiatr pieszczotę.
- Do jutra. – Z trudem oderwał się od niej. Wsiadł do samochodu i wolno ruszył spod bramy. Ona stała jeszcze patrząc, jak znikają w oddali światła jego samochodu.
Te dwa dni były, jak najpiękniejszy sen i dla niego i dla niej. On po raz pierwszy spał spokojnie, bez obrazu jej przerażonych, załzawionych oczu pod powiekami. Owszem śnił o niej, ale ten sen był cudowny i spowodował, że obudził się zrelaksowany i w pełni sił. Po raz pierwszy od miesięcy nie zadowolił się tylko kawą, ale zjadł solidne śniadanie. Przejrzał repertuar kin i teatrów. Okazało się, że w teatrze „Komedia” są jeszcze bilety na „Podwójną rezerwację”. Przeczytał recenzję i uznał, że może być to świetny spektakl, istna komedia pomyłek. Zabukował bilety.
Ona otworzyła oczy i przetarła senne powieki. Uśmiechnęła się. - Ten wczorajszy pocałunek. – Dotknęła koniuszkami palców ust. Miała wrażenie jakby nadal czuła na nich muśnięcie jego warg, tak czułe i delikatne. Pomyślała o nim ciepło. – Kocha mnie. Ten piękny, o dobrym sercu człowiek, kocha mnie. Tak wiele dla nas zrobił i dał mi pracę. Zrobię wszystko, by poczuł się szczęśliwy.
Poleżała jeszcze chwilę rozpamiętując w myślach ich wieczorne pożegnanie. Wstała w końcu i ubrana w szlafrok podreptała do kuchni. Ojciec krzątał się już tam szykując wszystkim śniadanie. Dostrzegłszy swoją córkę w drzwiach, uśmiechnął się do niej.
- No jak tam córcia, wyspałaś się? – Pokiwała głową.
- Wyspałam. – Podeszła do stołu i przycupnęła na brzegu krzesła. – Nie mówiłam ci wczoraj, ale od poniedziałku zaczynam pracę.
Zaskoczyła go. Od tak dawna jej szukała, a tu nagle, zaczyna pracę?
- Gdzie? To taka ważna wiadomość, a ty nic nie mówisz. Wyciągnąć coś z ciebie to cud. – Powiedział z wyrzutem.
- Marek mi zaproponował stanowisko asystentki w Febo&Dobrzański.
- Naprawdę? On jednak jest wspaniałym człowiekiem Ula, musisz przyznać.
- Przyznaję. W dodatku dał taką stawkę, że dostałam zawrotu głowy. Zresztą pokażę ci umowę. Poszła do pokoju i po chwili pojawiła się ponownie niosąc dokument.
- Masz, czytaj. – Cieplak założył okulary i zagłębił się w lekturze.
- Cztery i pół tysiąca plus premia? Ula, ja na oczy nigdy nie widziałem takich pieniędzy.
- Ja też nie, ale na rękę będzie trochę mniej, bo ta kwota, to kwota brutto. Zresztą nawet po potrąceniach to suma ogromna. Wreszcie odżyjemy tatusiu. Wystarczy na zakup odzieży dla was wszystkich. Pomalutku odkujemy się.
- To piękny gest z jego strony.
- Tak… Aha. Umówiłam się dzisiaj z nim o piętnastej. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. – Józef uśmiechnął się.
- Oczywiście, że nie mam. Polubiłem go bardzo. To miły i taki uczynny człowiek, a przy tym skromny. Dobrze. Zawołaj dzieciaki na śniadanie. Zaraz podaję.
Punktualnie o piętnastej podjechał pod dom w Rysiowie. Otworzył bagażnik i wyjął z niego spory bukiet czerwonych róż wraz z niewielkim pakunkiem. Tak zaopatrzony zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu Beatka i natychmiast rozciągnęła usta w szczęśliwym uśmiechu.
- Pan Marek! – Krzyknęła radośnie.
- Witaj Betti. – Przykucnął przy niej i zza pleców wyciągnął opakowanego w folię pluszowego zajączka.
- Proszę, to dla ciebie.
- Naprawdę? Jaki śliczny. Dziękuję.
Przytuliła twarz do jego policzka wyciskając na nim słodkiego buziaka. Roześmiał się widząc ten dziecięcy entuzjazm.
- Ula jest?
- Jest. Stroi się od rana. Idziecie na randkę?
- No można tak powiedzieć.
- Pan jest jej księciem?
- Księciem? – Nie bardzo rozumiał, do czego ta mała zmierza.
- No wie pan, każda księżniczka ma swojego księcia, a Ulcia wygląda teraz, jak księżniczka.
- Jeśli tak uważasz, to rzeczywiście chyba tak jest.
Odwróciła się na pięcie i pobiegła w głąb mieszkania krzycząc głośno.
- Ulcia! Twój książę przyjechał!
Wyszła ze swojego pokoju uciszając Betti.
- Beatka, co ty wygadujesz? Cześć Marek. – Podeszła do niego z rumieńcami na policzkach spowodowanymi słowami młodszej siostry. – Przepraszam cię za nią. - Pocałował ją w policzek.
- Nie ma za co, naprawdę, a to co mówi wcale nie jest pozbawione sensu. Bardzo chciałbym być twoim księciem księżniczko. – Wyszeptał. – Wyglądasz cudnie. Proszę to dla ciebie. – Wręczył jej róże. Zalśniły jej oczy z zachwytu.
- Marek, jakie piękne! Zaraz wstawię je do wody.
Zakrzątnęła się szybko i po chwili wazon wraz z okazałym bukietem wylądował u niej w pokoju na stoliku.
- Możemy jechać? – Spytał, jak tylko wróciła z powrotem do przedpokoju.
- Tak, ubiorę płaszcz.
Usadowiła się w samochodzie i zapięła pasy.
- To dokąd mnie zabierasz? – Uśmiechnął się.
- Mam taki plan. Najpierw na spacer, potem na wczesną kolację, a o dziewiętnastej do teatru. Kupiłem bilety na komedię pomyłek. Czytałem recenzje. Zapowiada się świetna sztuka. Mam nadzieję, że lubisz się pośmiać?
- Bardzo lubię. To będzie na pewno udane popołudnie.
Ruszyli. Po pół godzinie parkował przed bramą parku. Schwycił jej dłoń i powiódł po zaśnieżonych alejkach. Chętnych do spacerów było niewielu. Kilka stopni poniżej zera skutecznie zniechęcało. Oni nie zważali na ziąb. Cieszyli się swoim towarzystwem. Musieli się przecież lepiej poznać. Najpierw on zaczął. Mówił dużo o firmie, o swoim dotychczasowym życiu i o tych ostatnich, ciężkich dla niego miesiącach. Z tego, co powiedział wyłonił się najpierw obraz człowieka zmanierowanego, zepsutego przez nadmiar pieniędzy, kobiety i kluby. Nie zawsze postępującego właściwie. Człowieka prowadzącego przez dłuższy okres podwójne życie. Dzielącego je między firmę i narzeczoną a także poświęcającego czas na zabawy i uwodzenie kobiet. Kiedy zaczął mówić o niej, o tym, jak zobaczył ją pierwszy raz, o tej ogromnej tęsknocie za nią i cierpieniu jakie odczuwał i o tym, jak uświadomił sobie, że zakochał się w niej, zrozumiała, że teraz to już zupełnie inna osoba. Nie ma w nim nic z dawnego Marka. Nigdy nie sądziła, że ktoś może ją pokochać tak mocno i cierpieć z tej miłości. Pamiętała jego pierwszą wizytę w szpitalu i mogła porównać jego wygląd wtedy i dzisiaj. Różnica była ogromna. Teraz był poważny, skupiony na tym, co mówi, a cierpienie uszlachetniło rysy jego pięknej twarzy.
- Nie wiem Ula, co bym zrobił, gdybyś odrzuciła moją miłość. Chyba bym nie przeżył i zadręczył się na śmierć. – Stanęła naprzeciw niego i z czułością spojrzała mu w oczy.
- Nie mogłabym odrzucić twojej miłości, przecież kocham cię równie mocno. - Powiedziała cicho. – Zamknął ją w ramionach i przylgnął do jej ust.
Te pierwsze, nieśmiałe pocałunki były magiczne dla nich obojga. Nie robił tego natarczywie, ale subtelnie, delikatnie je pogłębiając. Nie chciał, by odniosła wrażenie, że jest napalonym samcem. Stopniował tę niewątpliwą przyjemność delektując się miękkością i pełnią jej warg. Oderwał się od niej tuląc swój policzek do jej.
- Dzięki tobie odżywam i od wczoraj jestem bardzo, bardzo szczęśliwy. Po raz pierwszy od dłuższego czasu przespałem noc bez złych, koszmarnych snów. Jesteś moim najlepszym i najskuteczniejszym lekiem. Opowiedz mi teraz ty coś o sobie. Ja powiedziałem ci wszystko i niczego nie zataiłem. Od czasu, kiedy cię poznałem zmieniłem się bardzo i mogę cię zapewnić, że już nigdy nie wrócę do poprzedniego życia.
- Ja nie mam tak bogatych doświadczeń. Moje życie było zwyczajne i szare. Po śmierci mamy musiałam się zająć Beatką. Była niemowlęciem i to bardzo absorbującym. Tato początkowo był załamany, ale czas zrobił swoje. Kiedy się pozbierał, mógł mi pomóc. Było mi ciężko. Bardzo chciałam się uczyć, a naprawdę trudno jest pogodzić naukę z wychowywaniem dziecka. No, ale jakoś się udało. Bartek był moim pierwszym chłopakiem. Nie byłam piękna i początkowo pochlebiało mi, że zainteresował się mną ktoś taki, jak on. Zapewniał mnie często o swojej miłości, niestety z czasem okazało się, że są to słowa bez pokrycia. Bez skrupułów wykorzystywał moją słabość do niego. Ciągle wyciągał ode mnie pieniądze, które zarabiałam imając się różnych zajęć. Byłam zbyt naiwna i zbyt zaangażowana w ten związek. Wreszcie dotarło do mnie, że dając się naciągać na te bezzwrotne pożyczki zubażam swoją rodzinę. Musiałam to przerwać, bo nie wróżyło nic dobrego. Tego dnia, kiedy podpalił nasz dom, przyszedł rano i groził mi, bo nie chciałam dać mu pieniędzy. Gdyby nie wszedł tata, uderzyłby mnie, bo już się zamierzył. Resztę znasz. Z zemsty oblał dom benzyną i podpalił. Pocieszające jest to, że dostał dwanaście lat i długo nie wyjdzie na wolność. Zasłużył sobie, bo wszyscy ucierpieliśmy przez jego głupotę.
- A ty najbardziej.
- To prawda, ale powoli już o tym zapominam. To było straszne przeżycie i nie chcę o tym pamiętać.
Kolejny raz całował jej usta. Obrysował kciukiem jej policzki.
- Nigdy nie pozwolę, byś znowu tak bardzo cierpiała. Kocham cię. – Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Nigdy nie czułam do Bartka tego, co czuję do ciebie. Myślałam, że go kocham, ale pomyliłam to chyba z czymś zupełnie innym. Nawet nie wiem, jak to nazwać. To, co czuję do ciebie jest piękne, wzniosłe, sprawia radość i rozsadza piersi. Nigdy wcześniej nie doświadczałam czegoś podobnego.
- To jest właśnie miłość Ula. Sam długo tego nie rozumiałem, ale teraz już to wiem. – Popatrzył na nią z wielką czułością. – Chyba zmarzłaś, co?
- No, trochę.
- Chodźmy. Podjedziemy do jakiejś knajpki. Zjemy coś i zamówimy kawę i może deser. Zagrzejemy się, a potem pojedziemy do teatru.
Rozbawieni wyszli z sali teatralnej do foyer.
- To naprawdę świetna sztuka. – Mówiła rozchichotana Ula. – Dawno się tak nie uśmiałam.
- Cieszę się, że ci się podobało. Ja również bawiłem się fantastycznie. – Odebrał ich płaszcze z szatni i pomógł jej się ubrać. Wyszli na zewnątrz. Było nieprzyjemnie i padał mokry śnieg. Lodowaty wiatr potęgował jeszcze bardziej uczucie zimna. Skuleni dotarli do samochodu. Od razu włączył ogrzewanie i wolno ruszył z parkingu. Nie szarżował. Drogi były śliskie a przez gęsty śnieg miał ograniczoną widoczność.
- Za szybko nie pojedziemy, ale za to bezpieczniej. – Mruknął.
- Ja już zaczynam się martwić, jak ty wrócisz. Będziesz ostrożny, prawda? – Spytała z lękiem.
- Nie martw się Ula. Ostatnią rzeczą, jaką bym zrobił, to szalał za kierownicą w taką pogodę. Choćbym miał jechać trzydzieści na godzinę, to w końcu dojadę. Najważniejsze, że odstawię ciebie bezpiecznie do domu. – Włączył radio, z którego popłynęła spokojna, relaksująca muzyka.
- Zobaczymy się jutro? – Spytał z nadzieją.
- A chcesz? – Odpowiedziała pytaniem. Uśmiechnął się.
- Droczysz się ze mną. Przecież wiesz dobrze, że tak.
- W takim razie spotkamy się, ale jak będzie tak, jak teraz, to zostaniemy w domu.
- Zgadzam się na wszystko, bylebym nie musiał tęsknić.
- Nie będziesz, już nie. – Wyszeptała.
Podjechał pod bramę i wraz z nią podszedł pod wejściowe drzwi.
- Słodkich snów moje szczęście. – Powiedział cicho schylając się do jej ust. Oddała ten czuły, namiętny pocałunek.
- Dobranoc i proszę, jedź ostrożnie. Zadzwoń, jak już będziesz w domu. Będę spokojniejsza.
- Zadzwonię. Do jutra.
Obudził się z uśmiechem na ustach. Znowu ją dzisiaj zobaczy a od poniedziałku będzie widywał codziennie. Musi nadgonić ten stracony przez własną niepewność i strach, czas. Teraz żałował, że nie zdecydował się wcześniej na spotkania z nią, że tchórzył, bo obawiał się jej reakcji. Nie spodziewał się, że i ona obdarza go równie silnym uczuciem. Była taka łagodna, opanowana i spokojna. Zupełni inna niż Paulina. Przy Uli potrafił się wyciszyć. To było takie kojące doznanie, wręcz błogie. Po latach spędzonych na ciągłych kłótniach i wrzaskach czuł się tak, jakby wreszcie zawinął do spokojnej przystani.
Po dość obfitym śniadaniu doprowadził jeszcze mieszkanie do porządku. Miał sporo czasu i postanowił spożytkować go robiąc takie prozaiczne czynności, jak ścieranie kurzu, czy zmywanie naczyń. O jedenastej rozdzwoniła się jego komórka. Spojrzał na wyświetlacz i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu. „Ula”. Odebrał natychmiast.
- Witaj kochanie. – Nie usłyszał jednak jej głosu, lecz kompletną ciszę. Zaniepokojony zapytał.
- Ula, jesteś tam?
- Jestem…
- To dlaczego się nie odzywasz?
- Bo mnie zaskoczyłeś.
- Zaskoczyłem? Czym?
- Po raz pierwszy powiedziałeś do mnie „kochanie” – Roześmiał się.
- Jeśli tak cię to wzrusza, będę powtarzał to bez przerwy. Jesteś przecież moim kochaniem, moim skarbem, moją miłością, prawda?
- Skoro tak mówisz…
- Wiem, co mówię Ula, a ty dlaczego dzwonisz?
- No właśnie. Chciałam cię zapytać, czy możesz być u nas wcześniej, koło trzynastej. Tata serdecznie cię zaprasza na niedzielny obiad.
- Och! To bardzo miłe z jego strony. Chętnie przyjadę. Już zacznę się powoli zbierać. Trzeba wziąć poprawkę na wolną jazdę. W takim razie będę za półtorej godzinki. Trzymaj się skarbie. Do zobaczenia.
Po sytym i smacznym obiedzie rozsiedli się w pokoju gościnnym sącząc aromatyczną kawę i kosztując ciasta upieczonego przez Ulę.
- I co, panie Marku? Myśli pan, że Ula poradzi sobie w pracy?
- Jestem o tym przekonany. Rzadko kto posiada tak świetne kwalifikacje. Czasem bywają u nas zagraniczni goście, a ja za każdym razem muszę wynajmować tłumaczy. O ile z angielskim sobie radzę, to z niemieckim i rosyjskim już w ogóle. Ula będzie miała pole do popisu. Poza tym mam dobre przeczucia, że dzięki niej i mnie będzie o wiele łatwiej.
- Wie pan, że każdy semestr kończyła samymi piątkami? Miała nawet stypendium naukowe za wysoką średnią ocen. Byłem z niej taki dumny. Nadal jestem. Gdyby nie ona, aż boję się pomyśleć, co mogłoby być. – Zalśniły mu oczy od łez. Ula łagodnie pogładziła go po dłoni.
- Nie wspominaj już tato. Było, minęło. Trzeba zapomnieć i żyć dalej, po co rozpamiętywać?
- Ulcia, a może poszlibyśmy na sanki? Na tej górce pod lasem jest dużo śniegu. Może ulepimy bałwana? – Odezwała się milcząca dotąd Betti.
- Nie wiem, spytaj Marka, czy ma ochotę. – Mała wpakowała mu się na kolana i wlepiła w niego wzrok.
- Zgodzi się pan? Będzie fajnie. – Roześmiał się głośno.
- No Betti, takiej prośbie nie mogę odmówić. W takim razie zbierajmy się. Panie Józefie dołączy pan do nas? – Cieplak pokręcił głową.
- Ja to już za stary jestem na takie zabawy i wolę swoje kości grzać przy piecu, ale wy jesteście młodzi, więc idźcie. Mała będzie miała frajdę. Jasiek, zabierz klucze od garażu i wyciągnij z niego sanki.
Wjechali windą na piąte piętro. Przepuścił ją przodem i ująwszy jej ramię poprowadził wprost do gabinetu kadrowego.
- Cześć Seba. Nie przeszkadzam?
- Nie, no co ty, wejdź. – Podniósł głowę znad komputera i skonstatował, że prezes nie jest sam. Wstał od biurka i podszedł do nich.
- Przedstawiam ci Sebastian Urszulę Cieplak, a to Ula nasz Dyrektor HR, Sebastian Olszański. Ula będzie u nas pracować na stanowisku mojej asystentki. Ma wszelkie kwalifikacje. Daj mu Ula te dokumenty.
Podała teczkę Olszańskiemu, który przyglądał jej się z prawdziwą przyjemnością i podziwem.
– Ależ jest piękna. Zjawiskowa. – Pomyślał.
Dobrzański widząc, że przyjaciel jest pod wrażeniem urody Uli przywołał go do porządku.
- Seba, słuchasz mnie? – Kadrowy przeniósł na niego wzrok.
- Tak, tak, słucham.
- Zapoznaj się z tymi dokumentami i spisz umowę od razu na czas nieokreślony. Okres próbny pominiemy. Ja ją znam i wiem, że w jej przypadku nie jest on konieczny. Umowa na cztery i pół tysiąca brutto plus premia kwartalna. Masz godzinę. Chcę, żeby jeszcze dzisiaj ją podpisała. To na razie tyle.
- Dobrze Marek. Chciałbym też z tobą pogadać. Znajdziesz chwilę?
- Nie dzisiaj Seba. W poniedziałek przyjdę, to porozmawiamy, dobrze?
- W porządku. Za godzinę możecie przyjść po umowę.
Była oszołomiona i tak szybkim załatwieniem sprawy i kwotą, jaką zaproponował. Nie mogła uwierzyć w tak szczęśliwe zrządzenie losu. Teraz na pewno poradzi sobie ze wszystkim. Może nawet zacznie odkładać? Zatrzymali się na korytarzu. Marek uśmiechnął się do niej.
- Nic nie mówisz Ula… Nie jesteś zadowolona? – Spojrzała mu w oczy.
- Jestem zaskoczona, oszołomiona i już sama nie wiem… Ta kwota zarobku… Celowo podałeś tak wysoką, prawda? Żeby mnie zachęcić?
- Nie Ula. To standardowe wynagrodzenie na tego rodzaju stanowisku, no… może odrobinę wyższe.
- Kolejne dwie rzeczy, za które będę ci wdzięczna…
- Dwie rzeczy?
- No tak. Praca i wynagrodzenie. Przyjmujesz mnie od razu na stałe, bez okresu próbnego, a nawet nie wiesz czy się sprawdzę na tym stanowisku. Mam nadzieję, że nigdy się na mnie nie zawiedziesz. – Powiedziała cicho. Spojrzał na nią z czułością.
- Jestem o tym przekonany. A teraz chodź, oprowadzę cię po firmie i przedstawię najważniejsze osoby, z którymi przyjdzie ci współpracować.
Była szczęśliwa. Dzisiejszy dzień był taki bogaty w pozytywne zdarzenia. Marek wyznał jej miłość. Ona jemu też przyznała się, co do niego czuje. Zatrudnił ją u siebie dając niebotyczne, jak dla niej wynagrodzenie. Teraz odwozi ją do Rysiowa. Jej bliscy ucieszą się. Bardzo go polubili. Szczególnie Betti. Często o niego pytała, a ona nie wiedziała, jak wytłumaczyć siostrze, dlaczego nie przyjeżdża. Zerknęła w bok obserwując jego ładny profil. Był skupiony na drodze. Warunki nie były zbyt dobre, jednak od czasu do czasu i on odwracał głowę a na jego ustach błąkał się ciepły uśmiech. Dojechali. Szarmancko otworzył jej drzwi i podał dłoń. Przeszli przez bramę i zatrzymali się na chwilę przed budynkiem.
- No Ula. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Nawet zdążyliście go otynkować. Odbudowaliście błyskawicznie.
- To dzięki wielkiej pomocy takich dobrych ludzi, jak ty. Gdyby nie oni, nadal siedzielibyśmy na karku Szymczykom. Chodźmy zimno jest. Tata zrobi nam herbaty.
Weszli do środka i przywitali się. Na widok Marka Betti aż pisnęła z radości.
- Dlaczego pan do nas tak rzadko przyjeżdża? – Spytała z wyrzutem. Przykucnął przy niej i pogłaskał po główce.
- Trochę chorowałem, ale już wszystko dobrze. Mam nadzieję, że teraz będę tu częściej zaglądał. – Mówiąc to spojrzał na Ulę. Podniósł się i przywitał z Józefem i z Jaśkiem.
- Panie Józefie, gratuluję. Dom wygląda świetnie. Cieszę się, że wróciliście na stare śmieci.
- My też panie Marku, my też. – Mówił wzruszony Cieplak. – Po tym wielkim nieszczęściu nareszcie pozbieraliśmy się. Ludzie są dobrzy i pomogą. Nigdy nie wolno nam wątpić w ich szczere intencje. Gdyby nie pana szlachetny gest, czy ten dom powstałby tak szybko? Na pewno nie. Czy wie pan, jak dużo bloczków pan zamówił? Dzięki ich nadmiarowi wybudowaliśmy jeszcze niewielki budynek gospodarczy. Można w nim nawet trzymać samochód.
- Cieszę się panie Józefie, że mogłem pomóc, ale nie mówmy już o tym. Jeśli nie macie nic przeciwko temu, chciałbym obejrzeć dom. Jestem go bardzo ciekaw.
- Dobrze. Ula pana oprowadzi a ja tymczasem wstawię wodę na herbatę.
Betti złapała go za rękę.
- Pokażę najpierw mój pokój, dobrze? Jest naprawdę piękny. Ulcia pomagała go urządzać. – Uśmiechnął się do małej szeroko.
- W takim razie prowadź.
Powiodła go schodami na górę a za nimi szła Ula. Betti otworzyła drzwi.
- To najmniejszy pokój w całym domu, ale Beatka jest jeszcze mała i nie potrzebuje większego. Ma tu wszystko, co potrzeba. Tapczanik, małe biurko, żeby miała gdzie rysować i półki na książeczki. – Wyjaśniała Ula. – Wszystko z darów. Ta komódka też. Może tu trzymać swoje ubranka.
- To piękny pokoik Betti. Ula się postarała, prawda? – Mała energicznie pokiwała głową.
- No. Co wieczór Ulcia czyta mi bajki na dobranoc. Jak była w szpitalu, to nie miał mi kto czytać, bo wszyscy się o nią martwili, ale już jest zdrowa. Chodźmy do pokoju Jaśka i taty.
Pokoje obu Cieplaków były nieco większe i umeblowane podobnie. U Jaśka wersalka, typowe biurko, na którym stał wysłużony komputer, spory regał na książki i niewielka szafa. U Józefa niewielki stolik okolicznościowy, dwa foteliki, szafa i kanapa. Zeszli na dół. Betti poszła do kuchni a oni weszli jeszcze do pokoju Uli. Rozejrzał się ciekawie. Meble nie były najnowszych trendów, ale nie przedstawiały się najgorzej. Skromna meblościanka, na której stały nieliczne bibeloty, okrągły stolik, dwa wyściełane krzesła i tapczanik. Przytulności dodawał rozciągnięty na podłodze dywanik.
- Naprawdę miły pokoik. Bardzo ciepły i taki kobiecy.- Pokiwała głową.
- Dzięki hojności ludzi nie musieliśmy nic kupować. Może z czasem będziemy coś zmieniać w wystroju, ale na pewno nie teraz. Musi wystarczyć to, co jest. To i tak bardzo wiele. – Zaszkliły jej się oczy.
Podszedł do niej i przytulił ją do siebie gładząc uspokajająco jej plecy. Dopiero drugi raz trzymał ją w ramionach i musiał przyznać, że to było bardzo przyjemne uczucie. Wtedy w szpitalu przytulił ją ze współczucia. Teraz tulił ją z miłości. Niechętnie oderwała się od niego, bo jego ramiona były ciepłe i bezpieczne.
- Chodźmy. Tato pewnie czeka z herbatą.
Przeszli do niewielkiego pokoju pełniącego rolę salonu i zasiedli przy stole. Znalazło się i ciasto cudem uratowane przed żarłocznością Jaśka.
Dobrze się czuł wśród nich. Odprężony i zrelaksowany. Głaskał dłoń siedzącej obok Uli. Dawno nie czuł takiego spokoju. Zniknął z jego ramion ten ciężar nieprzespanych nocy i tej dręczącej tęsknoty za nią. Siedziała tak blisko, na wyciągnięcie dłoni, a jej obecność sprawiała, że wreszcie oddychał swobodnie. Poczuł, jak szczęście rozlewa się w jego ciele. Chyba zaczynał zdrowieć. Odwzajemniła miłość i dzięki temu jego serce dostało skrzydeł.
Nie chciał przedłużać tej wizyty w nieskończoność. Mogli to źle zrozumieć. Ścisnął Uli dłoń.
- Będę się zbierał Ula. Późno się zrobiło, a ja nie chcę nadużywać waszej gościnności. Wyjdziesz ze mną? Chciałbym ci jeszcze coś powiedzieć.
- Wyjdę, oczywiście.
Kiedy zakładał w przedpokoju płaszcz Beatka spytała.
- Przyjedzie pan do nas jeszcze?
- Na pewno Betti. Myślę, że teraz będę częstym gościem. – Mała uśmiechnęła się szeroko.
- To dobrze, bo my wszyscy pana bardzo lubimy. – Z czułością spojrzał na małą słysząc te słowa.
- I ja was wszystkich polubiłem Betti. – Pożegnał się z Jaśkiem i Józefem.
Podeszli do samochodu. Ujął jej dłonie i przycisnął do ust.
- To był bardzo miły wieczór Ula, a twoja rodzina wspaniała. Ty zostajesz, a ja odjadę i znowu będę tęsknił. – Spojrzał smutno w jej oczy.
- Nie będziesz. – Szepnęła. – Przecież zobaczymy się w poniedziałek. To tylko dwa dni.
- To aż dwa dni Ula. Nie chcę znowu siedzieć samotnie przez cały weekend myśląc ciągle o tobie. Umów się ze mną. Chyba, że masz coś pilnego do załatwienia?
- W sumie nie mam… - Te słowa napełniły go nadzieją.
- Przyjadę jutro koło piętnastej, dobrze? Wybierzemy się gdzieś. Jeszcze nie wiem gdzie, ale coś wymyślę. – Przytulił ją gładząc z czułością jej zimny policzek.
- Dobranoc moje szczęście. – Sięgnął jej ust. Od tak dawna marzył o tym pocałunku podobnie, jak ona. Oddała tę lekką, jak wiatr pieszczotę.
- Do jutra. – Z trudem oderwał się od niej. Wsiadł do samochodu i wolno ruszył spod bramy. Ona stała jeszcze patrząc, jak znikają w oddali światła jego samochodu.
Te dwa dni były, jak najpiękniejszy sen i dla niego i dla niej. On po raz pierwszy spał spokojnie, bez obrazu jej przerażonych, załzawionych oczu pod powiekami. Owszem śnił o niej, ale ten sen był cudowny i spowodował, że obudził się zrelaksowany i w pełni sił. Po raz pierwszy od miesięcy nie zadowolił się tylko kawą, ale zjadł solidne śniadanie. Przejrzał repertuar kin i teatrów. Okazało się, że w teatrze „Komedia” są jeszcze bilety na „Podwójną rezerwację”. Przeczytał recenzję i uznał, że może być to świetny spektakl, istna komedia pomyłek. Zabukował bilety.
Ona otworzyła oczy i przetarła senne powieki. Uśmiechnęła się. - Ten wczorajszy pocałunek. – Dotknęła koniuszkami palców ust. Miała wrażenie jakby nadal czuła na nich muśnięcie jego warg, tak czułe i delikatne. Pomyślała o nim ciepło. – Kocha mnie. Ten piękny, o dobrym sercu człowiek, kocha mnie. Tak wiele dla nas zrobił i dał mi pracę. Zrobię wszystko, by poczuł się szczęśliwy.
Poleżała jeszcze chwilę rozpamiętując w myślach ich wieczorne pożegnanie. Wstała w końcu i ubrana w szlafrok podreptała do kuchni. Ojciec krzątał się już tam szykując wszystkim śniadanie. Dostrzegłszy swoją córkę w drzwiach, uśmiechnął się do niej.
- No jak tam córcia, wyspałaś się? – Pokiwała głową.
- Wyspałam. – Podeszła do stołu i przycupnęła na brzegu krzesła. – Nie mówiłam ci wczoraj, ale od poniedziałku zaczynam pracę.
Zaskoczyła go. Od tak dawna jej szukała, a tu nagle, zaczyna pracę?
- Gdzie? To taka ważna wiadomość, a ty nic nie mówisz. Wyciągnąć coś z ciebie to cud. – Powiedział z wyrzutem.
- Marek mi zaproponował stanowisko asystentki w Febo&Dobrzański.
- Naprawdę? On jednak jest wspaniałym człowiekiem Ula, musisz przyznać.
- Przyznaję. W dodatku dał taką stawkę, że dostałam zawrotu głowy. Zresztą pokażę ci umowę. Poszła do pokoju i po chwili pojawiła się ponownie niosąc dokument.
- Masz, czytaj. – Cieplak założył okulary i zagłębił się w lekturze.
- Cztery i pół tysiąca plus premia? Ula, ja na oczy nigdy nie widziałem takich pieniędzy.
- Ja też nie, ale na rękę będzie trochę mniej, bo ta kwota, to kwota brutto. Zresztą nawet po potrąceniach to suma ogromna. Wreszcie odżyjemy tatusiu. Wystarczy na zakup odzieży dla was wszystkich. Pomalutku odkujemy się.
- To piękny gest z jego strony.
- Tak… Aha. Umówiłam się dzisiaj z nim o piętnastej. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. – Józef uśmiechnął się.
- Oczywiście, że nie mam. Polubiłem go bardzo. To miły i taki uczynny człowiek, a przy tym skromny. Dobrze. Zawołaj dzieciaki na śniadanie. Zaraz podaję.
Punktualnie o piętnastej podjechał pod dom w Rysiowie. Otworzył bagażnik i wyjął z niego spory bukiet czerwonych róż wraz z niewielkim pakunkiem. Tak zaopatrzony zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu Beatka i natychmiast rozciągnęła usta w szczęśliwym uśmiechu.
- Pan Marek! – Krzyknęła radośnie.
- Witaj Betti. – Przykucnął przy niej i zza pleców wyciągnął opakowanego w folię pluszowego zajączka.
- Proszę, to dla ciebie.
- Naprawdę? Jaki śliczny. Dziękuję.
Przytuliła twarz do jego policzka wyciskając na nim słodkiego buziaka. Roześmiał się widząc ten dziecięcy entuzjazm.
- Ula jest?
- Jest. Stroi się od rana. Idziecie na randkę?
- No można tak powiedzieć.
- Pan jest jej księciem?
- Księciem? – Nie bardzo rozumiał, do czego ta mała zmierza.
- No wie pan, każda księżniczka ma swojego księcia, a Ulcia wygląda teraz, jak księżniczka.
- Jeśli tak uważasz, to rzeczywiście chyba tak jest.
Odwróciła się na pięcie i pobiegła w głąb mieszkania krzycząc głośno.
- Ulcia! Twój książę przyjechał!
Wyszła ze swojego pokoju uciszając Betti.
- Beatka, co ty wygadujesz? Cześć Marek. – Podeszła do niego z rumieńcami na policzkach spowodowanymi słowami młodszej siostry. – Przepraszam cię za nią. - Pocałował ją w policzek.
- Nie ma za co, naprawdę, a to co mówi wcale nie jest pozbawione sensu. Bardzo chciałbym być twoim księciem księżniczko. – Wyszeptał. – Wyglądasz cudnie. Proszę to dla ciebie. – Wręczył jej róże. Zalśniły jej oczy z zachwytu.
- Marek, jakie piękne! Zaraz wstawię je do wody.
Zakrzątnęła się szybko i po chwili wazon wraz z okazałym bukietem wylądował u niej w pokoju na stoliku.
- Możemy jechać? – Spytał, jak tylko wróciła z powrotem do przedpokoju.
- Tak, ubiorę płaszcz.
Usadowiła się w samochodzie i zapięła pasy.
- To dokąd mnie zabierasz? – Uśmiechnął się.
- Mam taki plan. Najpierw na spacer, potem na wczesną kolację, a o dziewiętnastej do teatru. Kupiłem bilety na komedię pomyłek. Czytałem recenzje. Zapowiada się świetna sztuka. Mam nadzieję, że lubisz się pośmiać?
- Bardzo lubię. To będzie na pewno udane popołudnie.
Ruszyli. Po pół godzinie parkował przed bramą parku. Schwycił jej dłoń i powiódł po zaśnieżonych alejkach. Chętnych do spacerów było niewielu. Kilka stopni poniżej zera skutecznie zniechęcało. Oni nie zważali na ziąb. Cieszyli się swoim towarzystwem. Musieli się przecież lepiej poznać. Najpierw on zaczął. Mówił dużo o firmie, o swoim dotychczasowym życiu i o tych ostatnich, ciężkich dla niego miesiącach. Z tego, co powiedział wyłonił się najpierw obraz człowieka zmanierowanego, zepsutego przez nadmiar pieniędzy, kobiety i kluby. Nie zawsze postępującego właściwie. Człowieka prowadzącego przez dłuższy okres podwójne życie. Dzielącego je między firmę i narzeczoną a także poświęcającego czas na zabawy i uwodzenie kobiet. Kiedy zaczął mówić o niej, o tym, jak zobaczył ją pierwszy raz, o tej ogromnej tęsknocie za nią i cierpieniu jakie odczuwał i o tym, jak uświadomił sobie, że zakochał się w niej, zrozumiała, że teraz to już zupełnie inna osoba. Nie ma w nim nic z dawnego Marka. Nigdy nie sądziła, że ktoś może ją pokochać tak mocno i cierpieć z tej miłości. Pamiętała jego pierwszą wizytę w szpitalu i mogła porównać jego wygląd wtedy i dzisiaj. Różnica była ogromna. Teraz był poważny, skupiony na tym, co mówi, a cierpienie uszlachetniło rysy jego pięknej twarzy.
- Nie wiem Ula, co bym zrobił, gdybyś odrzuciła moją miłość. Chyba bym nie przeżył i zadręczył się na śmierć. – Stanęła naprzeciw niego i z czułością spojrzała mu w oczy.
- Nie mogłabym odrzucić twojej miłości, przecież kocham cię równie mocno. - Powiedziała cicho. – Zamknął ją w ramionach i przylgnął do jej ust.
Te pierwsze, nieśmiałe pocałunki były magiczne dla nich obojga. Nie robił tego natarczywie, ale subtelnie, delikatnie je pogłębiając. Nie chciał, by odniosła wrażenie, że jest napalonym samcem. Stopniował tę niewątpliwą przyjemność delektując się miękkością i pełnią jej warg. Oderwał się od niej tuląc swój policzek do jej.
- Dzięki tobie odżywam i od wczoraj jestem bardzo, bardzo szczęśliwy. Po raz pierwszy od dłuższego czasu przespałem noc bez złych, koszmarnych snów. Jesteś moim najlepszym i najskuteczniejszym lekiem. Opowiedz mi teraz ty coś o sobie. Ja powiedziałem ci wszystko i niczego nie zataiłem. Od czasu, kiedy cię poznałem zmieniłem się bardzo i mogę cię zapewnić, że już nigdy nie wrócę do poprzedniego życia.
- Ja nie mam tak bogatych doświadczeń. Moje życie było zwyczajne i szare. Po śmierci mamy musiałam się zająć Beatką. Była niemowlęciem i to bardzo absorbującym. Tato początkowo był załamany, ale czas zrobił swoje. Kiedy się pozbierał, mógł mi pomóc. Było mi ciężko. Bardzo chciałam się uczyć, a naprawdę trudno jest pogodzić naukę z wychowywaniem dziecka. No, ale jakoś się udało. Bartek był moim pierwszym chłopakiem. Nie byłam piękna i początkowo pochlebiało mi, że zainteresował się mną ktoś taki, jak on. Zapewniał mnie często o swojej miłości, niestety z czasem okazało się, że są to słowa bez pokrycia. Bez skrupułów wykorzystywał moją słabość do niego. Ciągle wyciągał ode mnie pieniądze, które zarabiałam imając się różnych zajęć. Byłam zbyt naiwna i zbyt zaangażowana w ten związek. Wreszcie dotarło do mnie, że dając się naciągać na te bezzwrotne pożyczki zubażam swoją rodzinę. Musiałam to przerwać, bo nie wróżyło nic dobrego. Tego dnia, kiedy podpalił nasz dom, przyszedł rano i groził mi, bo nie chciałam dać mu pieniędzy. Gdyby nie wszedł tata, uderzyłby mnie, bo już się zamierzył. Resztę znasz. Z zemsty oblał dom benzyną i podpalił. Pocieszające jest to, że dostał dwanaście lat i długo nie wyjdzie na wolność. Zasłużył sobie, bo wszyscy ucierpieliśmy przez jego głupotę.
- A ty najbardziej.
- To prawda, ale powoli już o tym zapominam. To było straszne przeżycie i nie chcę o tym pamiętać.
Kolejny raz całował jej usta. Obrysował kciukiem jej policzki.
- Nigdy nie pozwolę, byś znowu tak bardzo cierpiała. Kocham cię. – Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Nigdy nie czułam do Bartka tego, co czuję do ciebie. Myślałam, że go kocham, ale pomyliłam to chyba z czymś zupełnie innym. Nawet nie wiem, jak to nazwać. To, co czuję do ciebie jest piękne, wzniosłe, sprawia radość i rozsadza piersi. Nigdy wcześniej nie doświadczałam czegoś podobnego.
- To jest właśnie miłość Ula. Sam długo tego nie rozumiałem, ale teraz już to wiem. – Popatrzył na nią z wielką czułością. – Chyba zmarzłaś, co?
- No, trochę.
- Chodźmy. Podjedziemy do jakiejś knajpki. Zjemy coś i zamówimy kawę i może deser. Zagrzejemy się, a potem pojedziemy do teatru.
Rozbawieni wyszli z sali teatralnej do foyer.
- To naprawdę świetna sztuka. – Mówiła rozchichotana Ula. – Dawno się tak nie uśmiałam.
- Cieszę się, że ci się podobało. Ja również bawiłem się fantastycznie. – Odebrał ich płaszcze z szatni i pomógł jej się ubrać. Wyszli na zewnątrz. Było nieprzyjemnie i padał mokry śnieg. Lodowaty wiatr potęgował jeszcze bardziej uczucie zimna. Skuleni dotarli do samochodu. Od razu włączył ogrzewanie i wolno ruszył z parkingu. Nie szarżował. Drogi były śliskie a przez gęsty śnieg miał ograniczoną widoczność.
- Za szybko nie pojedziemy, ale za to bezpieczniej. – Mruknął.
- Ja już zaczynam się martwić, jak ty wrócisz. Będziesz ostrożny, prawda? – Spytała z lękiem.
- Nie martw się Ula. Ostatnią rzeczą, jaką bym zrobił, to szalał za kierownicą w taką pogodę. Choćbym miał jechać trzydzieści na godzinę, to w końcu dojadę. Najważniejsze, że odstawię ciebie bezpiecznie do domu. – Włączył radio, z którego popłynęła spokojna, relaksująca muzyka.
- Zobaczymy się jutro? – Spytał z nadzieją.
- A chcesz? – Odpowiedziała pytaniem. Uśmiechnął się.
- Droczysz się ze mną. Przecież wiesz dobrze, że tak.
- W takim razie spotkamy się, ale jak będzie tak, jak teraz, to zostaniemy w domu.
- Zgadzam się na wszystko, bylebym nie musiał tęsknić.
- Nie będziesz, już nie. – Wyszeptała.
Podjechał pod bramę i wraz z nią podszedł pod wejściowe drzwi.
- Słodkich snów moje szczęście. – Powiedział cicho schylając się do jej ust. Oddała ten czuły, namiętny pocałunek.
- Dobranoc i proszę, jedź ostrożnie. Zadzwoń, jak już będziesz w domu. Będę spokojniejsza.
- Zadzwonię. Do jutra.
Obudził się z uśmiechem na ustach. Znowu ją dzisiaj zobaczy a od poniedziałku będzie widywał codziennie. Musi nadgonić ten stracony przez własną niepewność i strach, czas. Teraz żałował, że nie zdecydował się wcześniej na spotkania z nią, że tchórzył, bo obawiał się jej reakcji. Nie spodziewał się, że i ona obdarza go równie silnym uczuciem. Była taka łagodna, opanowana i spokojna. Zupełni inna niż Paulina. Przy Uli potrafił się wyciszyć. To było takie kojące doznanie, wręcz błogie. Po latach spędzonych na ciągłych kłótniach i wrzaskach czuł się tak, jakby wreszcie zawinął do spokojnej przystani.
Po dość obfitym śniadaniu doprowadził jeszcze mieszkanie do porządku. Miał sporo czasu i postanowił spożytkować go robiąc takie prozaiczne czynności, jak ścieranie kurzu, czy zmywanie naczyń. O jedenastej rozdzwoniła się jego komórka. Spojrzał na wyświetlacz i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu. „Ula”. Odebrał natychmiast.
- Witaj kochanie. – Nie usłyszał jednak jej głosu, lecz kompletną ciszę. Zaniepokojony zapytał.
- Ula, jesteś tam?
- Jestem…
- To dlaczego się nie odzywasz?
- Bo mnie zaskoczyłeś.
- Zaskoczyłem? Czym?
- Po raz pierwszy powiedziałeś do mnie „kochanie” – Roześmiał się.
- Jeśli tak cię to wzrusza, będę powtarzał to bez przerwy. Jesteś przecież moim kochaniem, moim skarbem, moją miłością, prawda?
- Skoro tak mówisz…
- Wiem, co mówię Ula, a ty dlaczego dzwonisz?
- No właśnie. Chciałam cię zapytać, czy możesz być u nas wcześniej, koło trzynastej. Tata serdecznie cię zaprasza na niedzielny obiad.
- Och! To bardzo miłe z jego strony. Chętnie przyjadę. Już zacznę się powoli zbierać. Trzeba wziąć poprawkę na wolną jazdę. W takim razie będę za półtorej godzinki. Trzymaj się skarbie. Do zobaczenia.
Po sytym i smacznym obiedzie rozsiedli się w pokoju gościnnym sącząc aromatyczną kawę i kosztując ciasta upieczonego przez Ulę.
- I co, panie Marku? Myśli pan, że Ula poradzi sobie w pracy?
- Jestem o tym przekonany. Rzadko kto posiada tak świetne kwalifikacje. Czasem bywają u nas zagraniczni goście, a ja za każdym razem muszę wynajmować tłumaczy. O ile z angielskim sobie radzę, to z niemieckim i rosyjskim już w ogóle. Ula będzie miała pole do popisu. Poza tym mam dobre przeczucia, że dzięki niej i mnie będzie o wiele łatwiej.
- Wie pan, że każdy semestr kończyła samymi piątkami? Miała nawet stypendium naukowe za wysoką średnią ocen. Byłem z niej taki dumny. Nadal jestem. Gdyby nie ona, aż boję się pomyśleć, co mogłoby być. – Zalśniły mu oczy od łez. Ula łagodnie pogładziła go po dłoni.
- Nie wspominaj już tato. Było, minęło. Trzeba zapomnieć i żyć dalej, po co rozpamiętywać?
- Ulcia, a może poszlibyśmy na sanki? Na tej górce pod lasem jest dużo śniegu. Może ulepimy bałwana? – Odezwała się milcząca dotąd Betti.
- Nie wiem, spytaj Marka, czy ma ochotę. – Mała wpakowała mu się na kolana i wlepiła w niego wzrok.
- Zgodzi się pan? Będzie fajnie. – Roześmiał się głośno.
- No Betti, takiej prośbie nie mogę odmówić. W takim razie zbierajmy się. Panie Józefie dołączy pan do nas? – Cieplak pokręcił głową.
- Ja to już za stary jestem na takie zabawy i wolę swoje kości grzać przy piecu, ale wy jesteście młodzi, więc idźcie. Mała będzie miała frajdę. Jasiek, zabierz klucze od garażu i wyciągnij z niego sanki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz