Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Pokochałem oczu twoich błękit" - rozdział 7

24 marzec 2012  
Rozdział VII


Uwielbiał spacery z nią. Uwielbiał chodzić z nią parkowymi alejkami trzymając rękę na jej ramieniu lub objąwszy w pasie, tulić ją do swego boku. Ona poddawała się tym czułościom, bo nigdzie tak bardzo, jak w objęciu jego ramion nie czuła się bezpieczna. Odkąd zaczęła pracować w F&D zadbała, by odżywiał się regularnie i zdrowo. Często bywał w Rysiowie, gdzie mógł bezkarnie kosztować ich może niezbyt wyrafinowanej, ale jakże pysznej kuchni. Jego wygląd wyraźnie się zmienił. Nadrabiał utracone wcześniej kilogramy. Niewątpliwie zmężniał. Dzięki dość częstym ćwiczeniom na siłowni nabrał masy mięśniowej i siły. Teraz, gdy szła obok niego, z zadowoleniem stwierdzała, że wygląda bardzo pociągająco i męsko. Było jej miło na duszy, że to również dzięki niej doszedł do dawnej formy, a nawet nieco lepszej, niż poprzednio. Podniosła głowę do góry i zobaczyła jego duże oczy wpatrujące się w nią z miłością. Uśmiechnęła się łagodnie. Odpowiedział tym samym i pochylił się do jej ust.
- Kocham Cię. – Wyszeptał w nie.
Przywarła do niego jeszcze mocniej. I ona kochała go nad życie. Nigdy nawet nie przypuszczała, że po tych ciężkich przejściach i po takim toksycznym związku będzie jeszcze tak nieprzyzwoicie szczęśliwa. On każdego dnia dawał jej powody, by ta miłość rozwijała się w niej jak najpiękniejszy kwiat. Uwrażliwiała ją i dodawała skrzydeł, a buzujące w niej szczęście rozsadzało piersi.
On również się zmienił pod wpływem tego uczucia. Stał się poważny, odpowiedzialny i nareszcie spokojny. Już nie wyobrażał sobie życia bez niej. Ona stanowiła jego treść i sens. Była inspiracją, tlenem, którym oddychał i całym jego światem. Przy niej odżył. Coraz bardziej zacierały się w pamięci te wszystkie złe lata, które spędził z Pauliną. Do tej pory dziwił się sam sobie, że wytrzymał z tą kobietą tyle czasu. Kontakty z nią były nieuniknione, bo wciąż pracowała w firmie i faktycznie nadal nie były dobre. Ona w dalszym ciągu zadzierała nosa i pogardliwie traktowała ludzi. Również Ulę, choć tak naprawdę pewnie nawet nie podejrzewała, że są ze sobą. On zawsze był blisko i mógł w każdej chwili interweniować, gdy ta wściekła harpia posuwała się w stosunku do jego asystentki za daleko. Odetchnął. Paulina, to zamknięty rozdział na zawsze. Teraz jest Ula. Najważniejsza osoba w jego życiu. Kocha ją i tak już będzie do końca jego dni. Ponownie sięgnął jej ust.
- Wziąłem kawałek bułki. Nakarmimy kaczki?
Uśmiechnęła się radośnie a uśmiech objął również jej chabrowe, szczęśliwe oczy, pod których urokiem był od samego początku.
- Pamiętałeś!
Chwyciła go za rękę i sprowokowała do biegu. Po chwili zatrzymali się przy zamarzniętym jeszcze stawie. Patrzył, jak wiele radości sprawia jej to prozaiczne zajęcie. Miała tyle pozytywnej energii, że mogłaby podzielić się nią z połową miasta. Była niezwykła i taka inna od kobiet, z którymi miał do czynienia do tej pory. One były zepsute do szpiku kości. Przesiąknięte zapachem tytoniu i alkoholu. Naprawdę nie rozumiał, co mogło go w nich pociągać? Chyba tylko szybki, niezobowiązujący seks. Pocałunek z nimi był czymś odstręczającym. Jego delikatna Ula zawsze pachniała owocowo. Lubił wtulać się w jej odurzające truskawkowym szamponem włosy. – Popadam z jednej skrajności w drugą, ale ta druga jest dobra, miła i przyjemna. – Spojrzał na otrzepującą ręce z odruchów bułki Ulę.
- Chodź kochanie. Jestem głodny. Pójdziemy na jakiś dobry obiad. – Podbiegła do niego i uśmiechnęła się wdzięcznie.
- I na gorącą herbatę z cytryną. Trochę zmarzłam.
Objęci pomaszerowali w stronę bramy.

Pomógł jej rozebrać płaszcz i wraz ze swoim oddał do szatni. Objął ją wpół i skierował się w stronę stolików.
- Marek? – Usłyszał nagle za swoimi plecami. Odwrócił się wraz z Ulą i zaskoczony ujrzał swoich rodziców siedzących przy stoliku.
- A co wy tu robicie? Zosia strajkuje i nie chce gotować? – Zażartował. – Kochani, pozwólcie, że wam przedstawię. To Urszula Cieplak, moja asystentka i dziewczyna, a to Ula moi rodzice, Helena i Krzysztof Dobrzańscy.
Ula wyciągnęła dłoń w kierunku Heleny a następnie podała ją Krzysztofowi.
- Bardzo miło mi państwa poznać. Marek wiele mi opowiadał.
- To ciekawe moja droga, - odezwała się Helena – bo nam nie opowiadał o tobie w ogóle, poza tym, że ma nową asystentkę.
- I to bardzo piękną. – Krzysztof uśmiechnął się do niej serdecznie a ona spłonęła pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia.
- Czemu nie jecie w domu tylko tutaj? – Dociekał Marek.
- Wracamy z zebrania w mojej fundacji. Daliśmy Zosi wolne popołudnie, bo wiedzieliśmy, że zabranie może się trochę przeciągnąć. Postanowiliśmy tu wejść i coś zjeść, a wy?
- Wyszliśmy po pracy na mały spacer i też zgłodnieliśmy.
- W takim razie usiądźcie z nami. Zapraszamy.
- Nie chcielibyśmy państwu przeszkadzać. – Odezwała się nieśmiało Ula.
- Nonsens moja droga. – Krzysztof odsuwał jej już krzesło. – Powinniśmy się chyba lepiej poznać. – Usiadła i podziękowała seniorowi. Marek zajął miejsce obok.
- Zamówiliście już?
- Jeszcze nie synku. Przyszliśmy tuż przed wami. Zdążyliśmy jednak wybrać dania. – Marek lotem błyskawicy prześledził menu.
- Co powiesz na wiedeńskie sznycle Ula?
- Mogą być – szepnęła cicho czując się nadal skrępowana zaistniałą sytuacją.
Skinął na kelnera i złożył zamówienie podobnie uczynił Krzysztof.
- Jak się pani u nas pracuje pani Urszulo?
- Ula, po prostu Ula. Pracuje mi się bardzo dobrze, bo praca jest ciekawa i przede wszystkim w wyuczonym przeze mnie zawodzie.
- Ula jest niezwykle zdolną ekonomistką. – Wtrącił Marek. – Skończyła dwa fakultety i zna biegle trzy języki. Mamy prawdziwe szczęście, że ją zatrudniliśmy. Budżet nowej kolekcji to też jej zasługa. Jest świetny i pozwoli nam zaoszczędzić dzięki pomysłom Uli sporo pieniędzy.
Siedziała purpurowa i nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Marek przesadzał. Przecież to jej praca i za to jej płacą, by wywiązywała się z niej jak najlepiej. Zauważył jej zawstydzenie i uśmiechnął się.
- Ula jest bardzo skromną osobą i chyba wprawiłem ją tymi pochwałami w zażenowanie. Przepraszam cię kotku, ale nie mogę przemilczeć twoich zasług.
- Ale naprawdę to nic takiego, ja niczego wyjątkowego nie zrobiłam…
Krzysztof przyglądał jej się z przyjemnością. – Piękna i naprawdę bardzo skromna. Wygląda uroczo z tymi rumieńcami. Zupełnie inna niż Paulina. Marek patrzy w nią, jak w święty obraz. Widać, że jest zakochany.
- Ula. Dobre rzeczy należy chwalić. Nie wstydź się, bo jak widać Marek potrafi to docenić i my także.
- Dziękuję. – Wydukała i nieco śmielej spojrzała na Dobrzańskich.
Obiad przebiegł w miłej atmosferze. Dobrzańscy byli pozytywnie zaskoczeni poziomem wiedzy i fachowości Uli, szczególnie wtedy, gdy przedstawiła im propozycje kilku zmian w funkcjonowaniu firmy. Przy pożegnaniu zarówno Krzysztof, jak i Helena uściskali jej dłonie mówiąc, iż mają nadzieję na następne spotkanie z nią. Obiecała im to solennie.

Krzysztof ujął Helenę pod ramię i skierował swe kroki na postój taksówek.
- I co o tym sądzisz moja droga? – Spytał żonę. – Widziałaś jak Marek na nią patrzy? Już na pierwszy rzut oka widać, jak bardzo ją kocha. Nigdy tak się nie zachowywał w stosunku do Pauliny.
- To prawda Krzysiu. Odniosłam wrażenie, że Ula, to bardzo ciepła osoba i taka skromna. Zauważyłeś, jak bardzo się rumieniła słysząc pochwały z ust Marka? Jest nieco nieśmiała, ale to takie urocze.
- Tak… Jest chyba też wrażliwa. Zaimponowała mi. Ma dobrze poukładane w głowie i cieszę się, że pracuje u nas. Jej pomysły są takie odważne i świeże. Paulina przy niej wypada słabo, nie sądzisz? Jest taka chłodna w obyciu i wyniosła. Nie szanuje innych i zawsze uważa się za lepszą od nich.
- Święta racja. Czasami miałam już dosyć jej wiecznych pretensji w stosunku do Marka. Myślę, że często oskarżała go niesłusznie, choć on sam na pewno nie jest święty. Przy Uli zdecydowanie odżył. Pamiętasz, jak jeszcze niedawno temu tak źle wyglądał? Najwyraźniej czymś się gryzł. Teraz wreszcie wygląda tak, jak powinien i myślę, że to duża zasługa Uli. Mam nadzieję, że kiedyś opowie nam, dlaczego i czym tak się zadręczał. Taki syn podoba mi się bardziej Krzysztofie. Spoważniał, zajął się firmą i dobrze sobie radzi. Nie zawiedliśmy się na nim.
- Jestem z niego bardzo dumny Helenko, bardzo.
- To powiedz mu o tym. On naprawdę pragnie to usłyszeć z twoich ust.
- Powiem. Na pewno mu powiem, jak tylko nadarzy się ku temu okazja.

Marek otworzył Uli drzwi samochodu i sam zasiadł za kierownicą. Obrócił się do niej i uśmiechnął.
- Ula, odkąd wyszliśmy z restauracji jesteś taka milcząca.
- Przepraszam Marek, ale ciągle pozostaję pod wrażeniem tego niespodziewanego spotkania. Masz cudownych rodziców. Jestem naprawdę nimi oczarowana.
- Ty też ich oczarowałaś. Polubili cię, a ojciec w szczególności. Pewnie nie spodziewał się, że jesteś tak mądrą i zdolną osóbką. W sumie to cieszę się, że mamy to spotkanie z głowy. I tak planowałem w niedługim czasie poznać was ze sobą. Przypadek zrządził inaczej, ale muszę przyznać, że to spotkanie było bardzo udane.
- Ja też tak uważam. Teraz jednak zawieź mnie do domu. Jestem trochę zmęczona. Dzisiejszy dzień dostarczył nam obojgu wielu emocji.
Zbliżył do niej swe usta i pocałował namiętnie.
- Bardzo pozytywnych emocji kochanie.

Wiosna wybuchła nagle. Skruszyła ciepłem promieni słonecznych krę na rzekach. Ulżyła nabrzmiałym pąkom pozwalając im się rozwinąć w ociekające soczystą zielenią liście. Ich park wyglądał, jak ze snu. W pozbawionym lodu stawie znów pluskały się swobodnie kaczki strosząc i czyszcząc swoje piórka. Niezmiennie lubili tu przychodzić. Mieli ulubioną ławkę niedaleko wody, na której siadywali objęci i zasłuchani w śpiew ptaków i szum wiosennych liści. Dobrze im było ze sobą. Rozumieli się bez słów, jakby byli jednym organizmem i stanowili całość. On kochał ją nieprzytomnie. Kochał wpatrywać się w lazur jej dwóch jeziorek, w których tonął za każdym razem ilekroć w nie spojrzał. Pragnął też jej ciała, pragnął zagubić się w tej miłości i spełnić się w niej. Do tej pory wystarczały pocałunki, żarliwe, namiętne, czułe. Jednak chęć kochania jej do utraty tchu była w nim coraz większa i większa. Drażniła mu zmysły i powodowała szybsze bicie serca.
Była sobota. Siedzieli na ich ławce w parku. Ula przymknęła oczy wystawiając twarz do słońca, a on z lubością analizował każdy centymetr jej ślicznej buzi.
- Bardzo cię pragnę Ula. – Powiedział cicho.
Otworzyła powieki i spojrzała na niego zdziwiona. W jego oczach wyczytała miłość, uwielbienie i żądzę. Wiedziała, że nadejdzie kiedyś taki moment, że same pocałunki nie wystarczą. I ona wielokrotnie marzyła, by utonąć w jego ramionach i zatracić się w cielesnym zespoleniu. Pogładziła go po policzku.
- I ja cię pragnę. Bardzo.
Widziała, jak pociemniały mu oczy a źrenice stały się nienaturalnie wielkie. Zerwał się z ławki i pociągnął ją za rękę. Niemal biegiem pokonali drogę do samochodu. Gwałtownie ruszył z parkingu i po kilkunastu minutach już parkował przed wieżowcem na jednym z warszawskich osiedli. Rozejrzała się ciekawie.
- Gdzie jesteśmy?
- U mnie kochanie, na Siennej. Chodź. Nie chcę już dłużej czekać. – Powiedział gardłowo.
W windzie spoglądali na siebie pożądliwie i gdyby nie obecność w niej dwóch innych osób, pewnie rzuciliby się na siebie. Drżącymi dłońmi otworzył drzwi i wszedł pociągając ją za sobą. Przekręcił klucz, jakby w ten sposób chciał odciąć ich od reszty świata. Stała przed nim nieco onieśmielona, z błyszczącymi od pożądania oczami, których kolor przypominał teraz cudowną mieszankę szafirowego błękitu i głębokiej zieleni. Przyciągnął ją do siebie wtapiając się ustami w jej wargi. Ten pocałunek był gwałtowny, żarliwy i drapieżny. Jego sunące wzdłuż jej ciała dłonie paliły jak ogień. Zadrżała sprawiając, że z jeszcze większą niecierpliwością uwalniał ją z sukienki. Obrócił ją tyłem do siebie i z pietyzmem zaczął całować najpierw jej ramiona i szyję, by po chwili przenieść się na linię pleców. Jęknęła cicho, co było dla niego najpiękniejszą muzyką. Suknia z cichym szelestem opadła na podłogę odsłaniając jej niemal nagie ciało, odziane tylko w bieliznę i pończochy. Odpiął zapięcie biustonosza i uwolnił jej pełne piersi. Objął je, jak najcenniejszy skarb i pieścił. Ponownie stała odwrócona do niego twarzą, na którą wypełzł rumieniec wstydu. Popatrzył z czułością w jej oczy.
- Nie wstydź się kochanie. Jesteś piękna.
Znowu obsypywał ją pocałunkami. Językiem pieścił stwardniałe sutki. Ujął jej wąską talię i wziął na ręce kierując się do sypialni. Położył ją na łóżku i przyglądał jej się z zachwytem. Smukłe, zgrabne nogi, płaski brzuch i niezwykle kształtne piersi działały na wyobraźnię. W błyskawicznym tempie pozbawił się ubrania i przylgnął do niej. Dłońmi gładził te wszystkie cudowne krągłości pozbawiając ją jednocześnie bielizny. I oto leżała przed nim całkowicie naga i drżąca, z rumieńcami na policzkach i spuszczonymi z zażenowania powiekami.
- Jesteś cudem. Moim cudem. – Wyszeptał. Opadł nisko i wdarł się ustami w jej kobiecość. Krzyknęła, a przez jej ciało przebiegł rozkoszny dreszcz. Machinalnie rozsunęła szerzej uda a on wchodził w nią delikatnie i wolno, jakby bał się, że sprawi jej ból. Instynktownie przesunęła biodra do przodu a on zatopił się w niej do końca i zaczął poruszać. Oplotła go swoimi smukłymi nogami poddając się rozkoszy, jakiej jej dostarczał. Jęczała a on nie przestawał błądzić pocałunkami po jej ciele. Zupełnie stracili kontrolę. Przyspieszył. Pchnięcia były zdecydowane i mocne. Patrzył w jej rozszerzone, zasnute mgłą, błękitne oczy i nie pragnął niczego więcej, jak dać jej szczęście. Ocean szczęścia. Krzyknęła nagle zaciskając mocniej nogi na jego biodrach. On też był bliski spełnienia. Jeszcze parę ruchów i niezwykle intensywne, błogie skurcze zawładnęły ich ciałami. Przylgnął do niej oplatając ją ciasno ramionami.
- Kocham cię. Byłaś wspaniała. – Nie odpowiedziała. Nadal jej ciałem targały rozkoszne spazmy. Wreszcie wróciła jej świadomość. Z miłością spojrzała mu w oczy.
- Nigdy nie sądziłam, że może być aż tak pięknie, tak cudownie i wspaniale. Kocham cię.
Namiętny pocałunek zakończył ten pełen uniesień akt. Wziął ją na ręce i zabrał pod prysznic. Ubrani w szlafroki siedzieli przy kuchennym stole popijając kawę. Ujął jej dłoń i przycisnął do ust.
- Zostań dzisiaj ze mną. Jutro wieczorem odwiozę cię do domu. – Poprosił.
- Marek…
- Błagam, nie odmawiaj mi. – Spojrzała na niego przeciągle.
- Nie mam zamiaru ci odmawiać. – Roześmiała się perliście widząc jego minę. – Muszę tylko zadzwonić i uprzedzić tatę, że zostaję w Warszawie.
Tymi słowami sprawiła, że jego serce wykonało fikołka z radości. Uśmiechnął się błogo ukazując w pełnej krasie słodkie dołki w policzkach.
- Dziękuję kochanie.
Ta noc wydawała się nie mieć końca. To był istny maraton pożądania, rozkoszy namiętności i spełnienia. Niemal nie wychodził z niej inicjując akt za aktem. Byli jednością, wulkanem uczuć. Za każdym razem drżała i krzyczała w jego ramionach a on zatracał się w miłosnym uniesieniu. To było szaleństwo. Sen wreszcie utulił ich zmęczone, przytulone do siebie ciała.

Ciepłe, słoneczne promienie omiotły jego twarz. Wolno otwarł zaspane oczy i momentalnie je zmrużył pod naporem jaskrawego, słonecznego blasku. Rzucił okiem na budzik, który wskazywał kilka minut po dwunastej. Odwrócił głowę i uśmiechnął się. Na jego lewym ramieniu spoczywała głowa jego ukochanej. Odgarnął delikatnie włosy zasłaniające jej cudną twarz. Z zaróżowionymi policzkami i lekko rozchylonymi ustami wyglądała tak niewinnie i bezbronnie. Odchylił kołdrę, co spowodowało wykwit gęsiej skórki na jej ciele. Zamruczała i przywarła do niego całym ciałem. Był niewyobrażalnie szczęśliwy. Dała mu dzisiejszej nocy tyle rozkoszy i nieopisanej radości, że niemal unosił się nad ziemią. Przywarł ustami do jej ciepłego czoła. – Oto moje szczęście, moja największa miłość, mój dar od niebios. Moja piękna, cudowna Ula.
Poruszyła się i przetarła powieki. Rozejrzała się napotykając wpatrzoną w siebie parę stalowo-szarych oczu, na widok których promienny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Przytulił wargi do tych malinowych ust.
- Dzień dobry moje śliczności. – Wyszeptał. – Wyspałaś się? – Usłyszał jak zaburczało jej w brzuchu i roześmiał się.
- Chyba jesteś bardzo głodna? Poleż jeszcze chwilkę, a ja nastawię expres i przygotuję śniadanie.
Po jego wyjściu przekręciła się na plecy rozrzucając ramiona na boki.
- Ta noc była cudowna, a on wspaniały. – Pomyślała wspominając wydarzenia minionej nocy. – Nigdy nie sądziłam, ze seks może dawać tyle radości i przyjemności. – Przeciągnęła się rozkosznie.
Z Bartkiem nigdy tak nie było. Można nawet powiedzieć, że była rozczarowana seksem z nim, choć zrobiła to zaledwie dwa, czy trzy razy. On egoistycznie dążył tylko do zadowolenia samego siebie nie zważając na jej uczucia. Żadnej gry wstępnej, żadnych pieszczot, tylko zwykły, mechaniczny, pozbawiony emocji stosunek. Dzisiaj właściwie odkryła w sobie prawdziwą kobietę. Odkryła też, na jak wiele ją stać, by ukochany mężczyzna poczuł się szczęśliwy i odkryła, jak wiele mężczyzna może ofiarować ukochanej kobiecie. Na samą myśl o tej rozkoszy, którą ją obdarzył w tak ogromnej dawce, przeszedł ją przyjemny dreszcz. Narzuciła na siebie szlafrok pachnący Markiem i podreptała do łazienki. Prysznic skutecznie zmył z niej ślady tej upojnej nocy. Cicho weszła do kuchni i przylgnęła całym ciałem do szykującego kanapki Marka. Odwrócił się do niej ze szczęśliwym uśmiechem. Spojrzał w jej jasne, lazurowe oczy.
- Wstałaś…
Wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
- Wczorajsza noc była wspaniała. Ty byłeś wspaniały. Dziękuję. – Wymruczała. Pogłaskał jej wilgotne od wody włosy.
- Mam nadzieję kochanie, że przed nami jeszcze wiele takich cudnych nocy. Kocham cię. - Pocałował ją z wielką czułością. – A teraz siadaj. Musisz coś zjeść.

W poniedziałkowy poranek dotarła do pracy znacznie wcześniej niż pozostali. Autobus przyjechał punktualnie, a na trasie nie było korków. Wysiadła na piątym piętrze i zauważywszy, że i Ani jeszcze nie ma w recepcji, obsłużyła się sama zabierając swój klucz i Marka. Rozłożyła dokumenty i po chwili zatopiła się w nich bez reszty. Bardzo chciała skończyć ten budżet. Niewiele już zostało i nie chciała siedzieć nad nim dłużej niż to było konieczne. Powoli zaczęli się schodzić pracownicy. Nawet tego nie zauważyła. Świat cyferek pochłonął ją całkowicie. Ktoś pochylił się nad nią kładąc jej dłoń na plecach. Uśmiechnęła się i podniosła wzrok. Ten zapach perfum i osobę, która ich używała, znała doskonale. Poczuła usta na swoim policzku.
- Dzień dobry moje szczęście. Od dawna tu jesteś?
- Od jakiejś pół godziny. Co tam masz? – Wskazała na papier, który trzymał w dłoni.
- A właśnie. Przyszedł fax z Niemiec. Niestety po niemiecku. Pomożesz przetłumaczyć?
- Pewnie.
- To chodź do mnie. Może to coś, czego inni nie powinni słyszeć. – Przepuścił ją w drzwiach i sam wszedł zamykając je za sobą. – Masz, czytaj i powiedz, o co chodzi.
Skupiła wzrok na niemieckim tekście.

Sehr geehrte Direktor. Mein Name ist Johann Blaut, und ich bin Direktor der deutschen Firma Kleidung "Pro Mode" in Essen. Nach Anzeigen der letzten Sammlung Ihres Unternehmens eingerichtet, wir sind interessiert an Febo & Dobrzanski.
Wenn Sie diese Zusammenarbeit nehmen möchten, bitte kontaktieren Sie uns per Telefon oder Email. Mit freundlichen Grüßen. Johann Blaut
.*

Uśmiechnęła się.
- To chyba dobre wieści Marek. Pisze do nas dyrektor niemieckiej firmy podobnej do naszej i brzmi to mniej więcej tak.

Szanowny Panie Prezesie.
Nazywam się Johann Blaut i jestem dyrektorem niemieckiej firmy modowej “Pro moda” mającej swoją siedzibę w Essen. Po obejrzeniu waszej ostatniej kolekcji jesteśmy zainteresowani współpracą z Febo&Dobrzański. Jeśli i wy przejawiacie podobną chęć nawiązania z nami kontaktów biznesowych prosimy o informację telefoniczną lub e-mailową. Z poważaniem Johann Blaut.


Marek wyglądał na zdziwionego.
- Wiesz, że jeszcze nigdy żadna zachodnia firma nie zaproponowała nam współpracy? Jesteśmy dobrze znani tu w Polsce, ale poza jej granicami, nigdzie. To by była dla nas wielka szansa. Rozwinęlibyśmy skrzydła, gdybyśmy weszli na niemiecki rynek. To byłby wielki sukces. Na razie nic nikomu nie mów. Sprawdź mi w Internecie tę firmę. Tam powinno być więcej informacji na jej temat. Musimy wiedzieć, z kim tak naprawdę chcemy nawiązać współpracę, nie? – Pokiwała głowa.
- Nie ma sprawy. Zaraz się za to wezmę i za godzinkę przyniosę ci szczegółowe dane.
- Dzięki skarbie. Co ja bym bez ciebie zrobił? – Cmoknął ją w nosek.
Wyszła z gabinetu zauważając obecność Violetty.
- Cześć Viola, jak ci idzie to zestawienie? Dziś pod koniec dnia, najdalej jutro Marek musi to mieć.
- Wiem, wiem. Siedzę nad tym przecież i robię, co mogę. Staram się.
- To dobrze. Na pewno sobie poradzisz.
Usiadła za biurkiem i od razu zabrała się za wyszukiwanie strony internetowej „Pro mody”. Znalazła ją bez trudu i wydrukowała wszystko na jej temat, co było dostępne. Znowu musiała tłumaczyć, ale tekst nie stanowił dla niej problemu. Po przeczytaniu całości z plikiem kartek ponownie weszła do gabinetu prezesa.
- Mam to Marek. Wprawdzie jest po niemiecku, ale zaraz ci wszystko objaśnię. – Usiadła na kanapie, a on obok niej.
- Nawet nie przypuszczałam, że oni są tak prężni. Mają kontakty niemal z całym światem. Są firmą znacznie od nas większą. Posiadają ogromną sieć sklepów i to nie tylko na terenie Niemiec, ale i w Anglii, Hiszpanii, Francji, Włoszech, Rosji, nawet w Ameryce. Co ciekawe, w dalszych planach mają ekspansję na wschód. Czechy, Bułgaria, kraje dawnej Jugosławii. To naprawdę niesamowite, że zainteresowali się naszą firmą. Poza sklepami, podobnie jak my, mają zaplecze produkcyjne w postaci sporej ilości szwalni. Wszystko szyją w Niemczech, a do państw, które wymieniłam wysyłają gotowy produkt. Trochę mi to podpada pod masówkę, ale piszą, że ekskluzywne, unikatowe kolekcje też szyją. Są bardzo otwarci i to na każdego odbiorcę, zarówno tego z cieńszym portfelem, jak i z tym całkiem grubym. Cała dyrekcja mieści się w Essen a dyrektorem jest tam ten Johann Blaut. Myślę, że nie zaszkodzi się odezwać. To byłoby chyba niemądre, gdybyśmy nie zareagowali na ten fax, jak myślisz?
- Masz rację Ula. Zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłem, że to taka duża firma, choć teraz chyba przypominam sobie, że musiałem już o niej kiedyś słyszeć. Nie ma na co czekać. Dzwonimy. Najpierw ty będziesz mówić. Zapytaj go, czy możemy przejść na angielski. Wtedy i mnie swobodniej będzie rozmawiać.
Podeszli do biurka i Ula wybrała numer. Z drugiej strony odezwał się damski głos.
- Dzień dobry pani. Nazywam się Urszula Cieplak i jestem asystentką prezesa Dobrzańskiego z firmy Febo&Dobrzański. Dzisiaj dostaliśmy od pana Johanna Blauta fax z propozycją współpracy. Czy mogłabym z nim rozmawiać?
- Tak oczywiście, już łączę. – Po chwili usłyszała w słuchawce niski, męski głos. Przedstawiła się i powtórzyła wszystko to, co wcześniej mówiła jego sekretarce. Na końcu zaś spytała.
- Panie Blaut, mój szef pyta, czy moglibyście rozmawiać w języku angielskim. On nie zna niemieckiego i byłoby mu łatwiej.
- Oczywiście. Nie ma problemu. – Oddała Markowi słuchawkę. Długo konferował z Niemcem i kiedy wreszcie skończył, uśmiechnął się szeroko do Uli.
- Jedziemy do Niemiec kochanie, a raczej lecimy. Muszę zabukować bilety na samolot. Za tydzień będziemy lecieć najpierw do Dortmundu, a stamtąd ktoś ma nas odebrać. Szykuj się maleńka. Będzie fajnie.




* Tłumaczenie może zawierać błędy. Sama nie znam tego języka w ogóle i byłam zmuszona niejako skorzystać z internetowego translatora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz