17 październik 2013 |
„PROZA ŻYCIA”
ROZDZIAŁ 1 - Spójrz. A co powiesz na ten? - Przystojny brunet pochylił się nad biurkiem pokazując palcem na monitorze okazały budynek siedzącej przed komputerem kobiecie. – Niezły jest. Spróbuję powiększyć.- Kliknął na zdjęcie. - Jest piękny. – Kobieta z uśmiechem popatrzyła mu w oczy. – Zobacz ten portal przed wejściem i to dzikie wino. A tam ściana lasu. Koniecznie musimy go zobaczyć. Dzwoń. Tu masz numer i wypytaj o wszystko. Teraz dopiero zauważył, że nieruchomość położona jest w Rysiowie, pod Warszawą. - Kochanie, to za miastem – jęknął. - Marek. Jakbym chciała znaleźć coś w mieście, to szukałabym w mieście. Tam na pewno jest cisza i spokój. Będzie można odpocząć po pracy i odetchnąć na pewno świeższym powietrzem niż to nasycone spalinami. Dzwoń. Bardzo chcę go obejrzeć. Niechętnie złapał za słuchawkę i wybrał numer biura nieruchomości. Przedstawił się i wyłuszczył w czym rzecz. - Jak daleko od Warszawy ten Rysiów? – Spytał. - To jakieś dwadzieścia kilometrów. Nie tak daleko jeśli jest pan zmotoryzowany a okolica naprawdę piękna. Dom również. Jest nowy. Budowę skończono w zeszłym roku. Właściciel popadł w jakieś finansowe tarapaty i musi go sprzedać. Możliwie jak najszybciej. - Bardzo chcemy obejrzeć ten dom. Mógłby pan nam pokazać go dzisiaj? - Jak najbardziej. O której państwu pasuje? - O dwunastej. Może pan? - No to jesteśmy umówieni. Czekam na państwa. Marek odłożył słuchawkę i spojrzał na żonę. - Załatwione. Zbierajmy się. Umówili się przed wejściem do firmy. Marek poinstruował sekretarkę, że nie będzie go do końca dnia. - Viola miej oko na wszystko i pilnuj mi firmy. My chyba już nie wrócimy dzisiaj. Zapisuj wszystkie rozmowy i informuj, że oddzwonię. Na razie. Zjechał windą na dół i otworzył drzwi Lexusa nadchodzącej Paulinie. Zanim ruszyli ustawił GPS. Nie chciał błądzić. Nigdy nie był w tamtej okolicy. Po czterdziestu minutach parkował przed okazałą bramą z numerem trzydziestym drugim. Paulina wysiadła z samochodu, przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. ![]() - Pięknie tu. To chyba ostatni budynek. Dalej tylko las i jakieś pola. Przywitali się z czekającym na nich pośrednikiem. Wprowadził ich do środka. Wnętrze zachwyciło ich. Było przestronne i jasne. - Jak państwo widzicie właściciel nie zdążył się nawet wprowadzić. Chodzili podziwiając ogromny salon i otwartą na niego kuchnię, dużą garderobę i sporą łazienkę. Na parterze były dwa pokoje a na piętrze trzy. Pośrednik pokazał im też wielki garaż, w którym spokojnie mogły się pomieścić trzy samochody. Wokół domu rozciągał się ogród z równo przyciętą trawą i mnóstwem oryginalnych, rzadko spotykanych gatunków drzew. - I co ty na to kochanie? Podoba ci się? - Bardzo. Kupmy ten dom Marek. Jestem pewna, że nie znajdziemy lepszego. Zdecydowali się. W przeciągu dwóch następnych miesięcy przeprowadzili się z willi należącej do rodziców Marka na własne śmieci. Urobił się jak wół przy tej przeprowadzce. Paulina nie pomagała w niczym. Ona stworzona była do wyższych celów i ograniczała się tylko do pokazywania paluszkiem miejsc, w których miały stanąć meble. Czasami drażniła go ta jej wielkopańskość, ale nie chcąc wszczynać awantury nie komentował jej zachowania. - Będziemy musieli wynająć kogoś do sprzątania i gotowania – zawyrokowała. Zdziwił się. - A po co? Jest nas przecież tylko dwoje. Sami będziemy sprzątać. Gotować też się nauczymy. Popatrzyła na niego zniesmaczona. - Nie mam zamiaru ani sprzątać ani gotować skoro można wynająć do tych czynności jakąś kobietę. Nie chcę sobie niszczyć rąk. Nie odpowiedział już. Nie chciał się z nią kłócić. Dopiero od trzech miesięcy byli małżeństwem, które jednak poprzedzał sześcioletni okres narzeczeństwa. Była mu pisana. Tak twierdzili jego rodzice. Po śmierci jej własnych podjęli trud wychowania i jej i Alexa, jej brata. Uważali, że ich małżeństwo umocni firmę i będzie dla niej korzystne. On sam nigdy nie zastanawiał się nad tym, choć Paulina nie raz zalazła mu za skórę i porządnie dała w kość. Często późno wracał do domu hulając ze swoim przyjacielem Sebastianem w knajpach. Upijali się w nich i zaliczali chętne panienki. Paulina zawsze mu wybaczała mimo, że to wybaczenie poprzedzała karczemna awantura. I choć nigdy nie dostała namacalnego dowodu jego zdrady, to miała pewność, że nie jest jej wierny. On przywykł do niej, choć z pewnością nie mógłby z czystym sumieniem powiedzieć, że ona jest miłością jego życia. Żeby ochłonąć ubrał dres i rzuciwszy jej tylko, że idzie pobiegać opuścił dom. Pobiegł w stronę zabudowań. Chciał się rozejrzeć i zlokalizować jakiś sklep. Nie miał zamiaru robić wszystkich zakupów w Warszawie. Nawet jeśli Paulina nie będzie gotować, to śniadania i kolacje muszą robić sami. Najpierw natknął się na niewielki bazar. Oprócz stoisk z ciuchami stały tu też stragany z jarzynami i owocami. Była pełnia lata i towaru w bród. Wybrał kilka soczystych gruszek i brzoskwiń. Z reklamówką pełną owoców pobiegł dalej. Z daleka dojrzał napis „Spożywczy” i wbiegł prosto w otwarte drzwi sklepu. Zderzył się z kimś i usłyszał krzyk. - O mój Boże… - wydyszał. – Ja strasznie panią przepraszam. Nie zauważyłem pani. Zaraz pomogę to zebrać. Młoda kobieta ujęła się pod boki i obrzuciła go krytycznym spojrzeniem. - Ciekawe jak? – Spytała wyraźnie zła. – Łyżką? Na podłodze zobaczył rozsypany cukier wymieszany z mąką i rozwalony kubek śmietany. Poczuł się zażenowany. - Ja odkupię. Poproszę po kilogramie cukru i mąki i jeszcze śmietanę. Dla mnie sześciopak piwa. Da mi pani jakąś szczotkę? Posprzątam. – Sprzedawczyni uśmiechnęła się. - Ja już posprzątam. A ty nie złość się Ula. Przecież to był wypadek. Pan nie wpadł na ciebie specjalnie. Podziękował kobiecie, że wstawiła się za nim i wraz z nowo poznaną Ulą wyszedł ze sklepu. - Proszę mi dać te siatki. Odprowadzę panią i przynajmniej w taki sposób odkupię swoją winę. Daleko pani mieszka? - Nie. Pod ósemką a pan? - Ja pod trzydziestką dwójką. Dopiero wprowadziliśmy się a ja uskuteczniam mały rekonesans po okolicy. – Wyciągnął do niej dłoń. – Pozwoli pani, że się przedstawię, Marek Dobrzański. – Odwzajemniła uścisk. - Ula Cieplak. - Nie wiesz przypadkiem, czy ktoś nie szuka pracy? Mam tu na myśli kobietę. Żona poleciła mi znaleźć kogoś do gotowania i sprzątania. Aż przystanęła zdumiona. - Naprawdę? Ja od dłuższego czasu szukam pracy, ale jak dotąd bezskutecznie. Jeśli się zgodzisz, ja bardzo chętnie podejmę się i gotowania i sprzątania. Mam marne szanse dostania pracy w swoim zawodzie. Na jego twarz wypełzł szczęśliwy uśmiech a w policzkach ukazały się dwa słodkie dołeczki. Na ten widok serce Uli stopniało jak wosk. I ona się uśmiechnęła ukazując w całej krasie aparat ortodontyczny. - Serio? Ależ mam dzisiaj szczęście. Dom jest duży, ale to pewnie wiesz. Będzie sporo pracy. Proponuję ci na początek dwa tysiące. - To wspaniała oferta. Od kiedy mam zacząć? - Jeśli możesz, to przyjdź w poniedziałek o siódmej rano. Zwykle o siódmej trzydzieści wyjeżdżamy do pracy. Wcześniej oprowadzę cię i pokażę, gdzie co jest. Zostawię ci też pieniądze na zakupy. Menu pozostawiam w twojej gestii. Ja jem wszystko, ale żona preferuje lekką kuchnię. Poradzisz sobie? - Na pewno. – Zatrzymała się przed furtką. – Tu mieszkam. Dziękuję za zakupy i pracę. Do zobaczenia w poniedziałek w takim razie. Uścisnął jej dłoń i oddał siatki z zakupami. Patrzył jeszcze jak idzie w stronę domu. Zrobiła na nim dobre wrażenie. Wyjątkowo skromna dziewczyna choć niezbyt urodziwa. Ten aparat na zębach i te ogromne okulary w żaden sposób nie podkreślały jej urody. Nie dodawał jej też mało gustowny ubiór. Pewnie nie powodziło jej się zbyt dobrze. Paulina powinna być zadowolona. Przynajmniej nie będzie o nią zazdrosna. Dotarł do domu. W salonie zastał swoją żonę wertującą jakieś żurnale. Podszedł do niej i ucałował jej policzek. - Załatwiłem kobietę do gotowania i sprzątania. – Spojrzała na niego zdziwiona. - Tak szybko? Kto to? - To miejscowa dziewczyna. Nazywa się Ula Cieplak. Mieszka pod ósemką. Wygląda na uczciwą i skromną osobę. Zapewniła mnie, że jest pracowita i dobrze gotuje. Kazałem jej przyjść w poniedziałek. Trzeba jej pokazać gdzie, co jest. Zrobi nam zakupy, żeby miała z czego gotować. Możesz sama ustalać menu lub zostawić to jej. Jak wolisz. - Lepiej zrobię to sama. Muszę się przekonać, czy naprawdę jest taka świetna. Ile chcesz jej zapłacić? - Zaproponowałem dwa tysiące na początek. Będzie miała sporo roboty. - No dobrze. Zobaczymy co jest warta. Wpadła jak burza do domu. Rzuciła siatki na kuchenny blat i zawołała. - Tato! Chodź szybko! - Kiedy zaniepokojony zjawił się w kuchni podeszła do niego i mocno go uściskała. - Koniec naszej biedy. Dostałam pracę! Cieplak wytrzeszczył oczy na swoją najstarszą latorośl i wykrztusił. - Jak to pracę? Przecież poszłaś tylko do sklepu? – Roześmiała się. - No właśnie. Tam spotkałam człowieka, który wprowadził się do tego domu na końcu wsi. Jest bardzo przystojny. To chyba jakiś biznesmen. Zapytał mnie, czy nie znam kogoś, kto chciałby gotować i sprzątać w jego domu. Wtedy powiedziałam mu, że ja szukam jakiejkolwiek pracy. Kazał mi przyjść w poniedziałek i dał stawkę dwa tysiące. Nieźle co? - No nieźle, chociaż ja myślałem, że jednak dostaniesz pracę w swoim zawodzie. To poniżej twoich możliwości i trochę rozczarowuje. Skończyłaś dwa kierunki trudnych studiów i będziesz sprzątać czyjś dom? To nienormalne. - Taką mamy rzeczywistość tato. Sam dobrze wiesz od jak dawna szukam pracy. Nikt nie chce mnie zatrudnić. Ta robota spadła mi jak z nieba. Przynajmniej podreperujemy budżet. Muszę koniecznie powiedzieć Maćkowi i spytać go, czy nie pojechałby ze mną w poniedziałek na zakupy dla nich. Nie dam rady przynieść wszystkiego w rękach. Wypakuj siatki, a ja lecę do Szymczyków. Z Maćkiem przyjaźniła się od dziecka. Razem do przedszkola, razem do podstawówki. Potem szkoła średnia i studia na tym samym kierunku. On podobnie jak ona nie miał szczęścia w poszukiwaniu pracy i też nie pracował w swoim zawodzie. Z prawdziwej desperacji zatrudnił się w miejscowej knajpie o szumnej nazwie „Wersal”, choć do tego prawdziwego było jej jak stąd do księżyca. Męczył się, bo właściciel był starym cwaniakiem i często potrącał mu z pensji za telefony lub stłuczone niekoniecznie przez niego kufle. Pogratulował przyjaciółce pracy, choć dobrze wiedział, że to nie jest jej wymarzona robota i dobrze to rozumiał. Liczyło się jednak, by jakiekolwiek pieniądze przynieść do domu i przestać liczyć wyłącznie na rodziców. Obiecał jej też podwózkę w poniedziałek. - I tak zaczynam dopiero o jedenastej. Uwiniemy się. Dasz mi sygnał na komórkę to podjadę tam i zabiorę cię. - Dzięki Maciuś. Jesteś najlepszy. W poniedziałkowy poranek punktualnie o siódmej zadzwoniła do bramy z numerem trzydziestym drugim. Po chwili usłyszała brzęczenie i pchnęła ją. W otwartych drzwiach domu ukazał się Marek. - Dzień dobry – przywitała się. - Witaj Ula. Chodź przedstawię ci moją żonę. – Weszła do środka i rozejrzała się ciekawie. W salonie pojawiła się szczupła kobieta. Była bardzo ładna. Smukła i kruczowłosa. Podeszła do Uli i tonem, który niemal ją zmroził powiedziała. - Dzień dobry pani. Nazywam się Paulina Febo-Dobrzańska, żona Marka. Za chwilę mąż oprowadzi panią i pokaże dom. Wcześniej jednak chcę omówić kwestię potraw. Na stole zostawiłam kartkę z menu na dzisiaj. Obok leżą pieniądze. Tysiąc złotych. Trzeba kupić właściwie wszystko od artykułów spożywczych po środki czystości. Proszę brać na zakupione rzeczy rachunki. - To oczywiste proszę pani. Inaczej nie mogłabym się rozliczyć. – Wtrąciła Ula. - No właśnie. Nie robiłam szczegółowej listy zakupów. Wypisałam rzeczy najpotrzebniejsze. Resztę pozostawiam pani inwencji. Marek – zwróciła się do męża – oprowadź panią teraz. Za chwilę wychodzimy. Pokazał jej parter i piętro a także pomieszczenie, w którym stał odkurzacz, deska do prasowania i żelazko. Na koniec wręczył jej klucze od domu mówiąc z uśmiechem. - Zostawiam cię na gospodarstwie. Rządź się. My wrócimy o siedemnastej. Do widzenia. Po jego wyjściu przestudiowała kartkę zostawioną przez Paulinę i dopisała do niej jeszcze kilka pozycji. Schowała pieniądze do portmonetki i zadzwoniła do Maćka. Jechali w kierunku Warszawy początkowo w milczeniu. Ciszę przerwała Paulina. - Dobry Boże. Skąd tyś ją wytrzasnął? W życiu nie widziałam brzydszej kobiety. I jeszcze te koszmarne ciuchy. Wygląda jak wyciągnięta ze śmietnika. - Paula. Nie oceniaj jej po pozorach. Przecież jej nie znasz. Nie wiesz ile jest warta. Na pewno nie powodzi jej się najlepiej skoro tak skromnie się ubiera. Przecież to nie ciuchy przesądzają o wartości człowieka. Ona przychodzi gotować i sprzątać. Ma się ubrać w krynolinę do takiej roboty? Sama mi mówiła, że już długo pozostaje bez pracy. Klepie biedę, ot co. Paulina nie odezwała się więcej. Nie rozumiała dlaczego Marek tak broni tej wiejskiej dziewuchy. Ona nie będzie taka pobłażliwa. Jak wróci rozliczy ją co do grosza i sprawdzi, czy nie przykleiło się coś do jej łapek. Specjalnie zostawiła otwartą szkatułę z kosztownościami i dokładnie zapamiętała jak ułożyła precjoza. Wraz z Maćkiem podjechała do miejscowego dyskontu. To w nim zaopatrzyła się w środki czystości. Kupiła też proszki do prania i wiadro z mopem wraz z kilkoma ścierkami. Znajomy rzeźnik, pan Karol, właściciel rysiowskiego sklepu mięsnego wybrał dla niej najpiękniejsze mięsa i dobre gatunkowo wędliny. Zapełnili cały bagażnik. Maciek pomógł jej wnieść zakupy i ulotnił się do pracy. Została sama. Sprawdziła menu. Dzisiaj miał być kurczak pieczony w piekarniku w folii, sałatka grecka i zupa krem z brokułów. Miała sporo czasu. Wszak Marek mówił, że będą dopiero o siedemnastej. Postanowiła wziąć się za sprzątanie. Podśpiewując pod nosem umyła wszędzie podłogi i poodkurzała dywany. Starła kurz z mebli i zrobiła porządek w łazienkach i ubikacjach. Pościeliła łóżko w sypialni Dobrzańskich. Zauważyła otwartą szkatułę i uśmiechnęła się na jej widok. – Paulina chce chyba przetestować moją uczciwość. Nie mam jej za złe. Nie zna mnie przecież. O piętnastej zabrała się za obiad. Czasu było dość. Piersi kurczaka nafaszerowała brzoskwiniami a następnie szczodrze obsypała mieszanką ziół. Zapakowała wszystko w papierowy rękaw i wsadziła do piekarnika. Z brokułami poszło błyskawicznie. Sałatka też nie sprawiła jej problemu. Kilka minut po siedemnastej usłyszała podjeżdżający samochód i po chwili do domu weszła Paulina a za nią Marek. Ten ostatni z lubością pociągnął nosem. - Ale pachnie. Dopiero teraz poczułem jaki jestem głodny. Przywitali się z Ulą. Chciała najpierw podać obiad, ale Paulina powstrzymała ją. - Najpierw się rozliczymy a potem będziemy jeść. Położyła przed nią stosik rachunków, kartkę z podaną sumą całkowitą i resztę pieniędzy. Paulina przebiegła wzrokiem poszczególne pozycje. Przeliczyła pieniądze i spytała. - Sprzątała pani? - Tak. Wszędzie umyłam podłogi, wytarłam z parapetów, mebli i odkurzyłam dywany. Jeśli pani chce, proszę sprawdzić. Łazienki też są czyste. - W porządku. Później sprawdzę. Teraz będziemy jeść. Podała im zupę w głębokich kokilach posypując jej wierzch grzankami i ozdabiając kleksem śmietany. Na wypełnionych sałatką talerzach pysznił się pokrojony w plastry, aromatyczny kurczak. Do niego podała czerwone, półwytrawne wino. Wróciła do kuchni i poczekała aż zjedzą. Nie słyszała jak Marek mrucząc z zadowolenia pochłania swoją porcję i mówi. - To jest pyszne kochanie i kurczak taki soczysty. Już dawno nie jadłem nic równie smacznego. Nawet w Baccaro nie podają tak dobrych rzeczy. Zupa też rewelacyjna. Nie przesadziła mówiąc, że potrafi gotować. - Masz rację. Mnie też smakuje. Na jutro każę jej zrobić lazanię. Dawno nie jedliśmy. Tęsknię za włoską kuchnią. Najedzony Marek wszedł do kuchni i uśmiechnął się do Uli. - Bardzo nam smakowało. Dziękujemy. A ty coś w ogóle jadłaś od rana? - Nie…, ale to nie szkodzi. Jeśli nie jestem już państwu potrzebna to chciałabym pójść do domu. - Oczywiście Ula. Jutro nie przychodź tak wcześnie. Wystarczy jak będziesz na dziesiątą. Dzisiaj odwaliłaś kupę dobrej roboty. Tu masz pięćset złotych. To zaliczka na poczet przyszłej wypłaty. Teraz możesz już iść. Dobranoc. Kiedy za Ulą zamknęły się drzwi Paulina ruszyła na obchód domu. Z zadowoleniem stwierdziła, że każdy pokój lśnił czystością a zostawiona w sypialni, otwarta szkatuła pozostała nietknięta. Pomyślała, że być może Marek miał rację mówiąc, że to uczciwa dziewczyna. Ciekawe jak poradzi sobie z lazanią. |
Darka (gość) 2013.10.17 11:35 |
Małgosiu Kobieto, skąd Ty czerpiesz pomysły? ciekawie zapowiadające się opowiadanie .Ula w roli kopciuszka,Marek rycerz i czarny charakterek Paulina, i niech tak zostanie.Lubię tą formę. Pozdrawiam :) |
Marcysia (gość) 2013.10.17 11:35 |
Małgosiu, już na początku bardzo mnie zaskoczyłaś. Marek i Paulina są małżeństwem, jednak nie mogę napisać, że szczęsliwym, bo musiałabym skłamać. Po prostu są razem. I tyle. Taki typowy związek z rozsądku. Następną kwestią, która mnie bardzo zdziwiła, to nacisk na zamieszkanie za miastem. Tym bardziej, że zamieszkać w Rysiowie chciała... Paulina. Naprawdę, nie pomyślałabym o tym, w życiu! Czy to aby nie nazbyt plebejskie? :D Tymczasem Ula zostaje gospodynią u młodego małżeństwa. Dobrzańska zachowała się wobec niej perfidnie, wystawiając ją na taką próbę. Ja rozumiem, dziewczyna wzięta do pracy tak naprawdę znikąd. Ale bez przesady! Jestem bardzo ciekawa, jak rozwiniesz to dalej. Pozdrawiam Cię serdecznie! :) |
MalgorzataSz1 2013.10.17 12:08 |
Darka Aż się uśmiechnęłam. Skąd pomysły? Czasami ulęgnie się coś w mojej głowie i jest tak natrętne, że muszę zacząć pisać. Ostatnio miałam taki przypływ pomysłów i napisałam kilka rzeczy. Jednak częściej cierpię na niemoc "twórczą" i jestem zła sama na siebie, bo lubię pisać. To oczywiście dopiero pierwszy rozdział i trudno jeszcze wyrokować, czy opowiadanie będzie udane, ale zobaczymy. Marcysiu Rzadko udaje mi się kogoś zaskoczyć, bo z reguły jestem dość przewidywalna. Tym razem trochę odwróciłam sytuację i nie będzie to jedyne opowiadanie, w którym Paulina jest żoną Marka. Oczywiście jej wyniosłość, poczucie dumy i wielka chęć dominacji nie sprawiają, że to małżeństwo jest szczęśliwe. Zawsze Paulina ganiła Marka, że ma plebejski gust. W tej historii jest dokładnie odwrotnie. Musiałam gdzieś umieścić to opowiadanie i tym razem nie będzie to Warszawa a właśnie Rysiów. Bardzo Wam dziękuję za Wasze opinie dziewczyny i już dzisiaj zapraszam na niedzielny rozdział. Serdecznie obie pozdrawiam. :) |
miki (gość) 2013.10.17 16:43 |
Fajnie się zapowiada,Ula służącą u Dobrzańskich.Coś mi się wydaje że Marek szybko się pozna na Uli i Ula awansuje.Bardzo się cieszę że piszesz i czekam niecierpliwie na kolejny odcinek. |
MalgorzataSz1 2013.10.17 17:21 |
Miki Ty chyba posiadasz jakiś szósty zmysł! Rzeczywiście nie trzeba będzie długo czekać i Marek dowie się o Uli prawdy. Wyjdzie to zupełnie przypadkowo i to wcale nie od niej ani od Maćka. O tym już w następnym rozdziale, na który zapraszam Cię w niedzielę. Dziękuję, że zajrzałaś i dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2013.10.17 18:43 |
Zaczyna sie "bajkowo" tzn. Ula jako "dobra ale biedna, brzydka i do tego w potrzebie", Paula jako "zla, zadufana w sobie ale piekna" no i Marek jako "dobry duch" ktory pewnie naprawi te niesprawiedliwosci. Wedlug schematu bajkowego Ula zyska wszystko na koncu, Paula zostanie ukarana za pyche, a Marek bedzie szczesliwy bo na to szczescie zasluzyl. zazwyczaj poruszasz w swoich opowiadaniach powazne problemy spoleczne lub moralne, tu ma byc na pierwszym planie niesprawiedliwosc spoleczna, brak perspektyw dla mlodych dyplomowanych czy dmalo altruistyczne zachowanie Pauli? Chwilowo nie bardzo widze co jest "glebokim" problemem. Pewnie sie rozwinie, ale musze przyznac, ze nawet gdyby tej "glebi" zabraklo to zwykla bajke tez przeczytam z przyjemnoscia. Do soboty ! |
MalgorzataSz1 2013.10.17 18:56 |
Lectrice W tym opowiadaniu właściwie nie ma tematu przewodniego. Raczej jest kilka życiowych spraw, które w nim podnoszę, a z którymi człowiek może zetknąć się na co dzień. Dysproporcje społeczne na pewno, poza tym zazdrość o stanowisko, która doprowadza do złych uczynków, ich konsekwencje, Paulina jako niedobra żona, ale mająca ku temu dobry powód i nie jest nim Marek. To wszystko będzie przewijać się przez to opowiadanie. Z tego głównie względu, że nie skupiam się w nim na żadnej patologii czy życiowym problemie otrzymało tytuł "Proza życia". To kolejna bajka z cyklu "dobro zwycięża", natomiast kolejne opowiadanie pt. "Tabu" rzeczywiście będzie traktować o poważnej patologii i jak się okazuje wcale nie takiej rzadkiej. Oczywiście nie zdradzę o co chodzi, bo nie miałybyście niespodzianki. Tą historię potraktujcie lightowo chociaż ciężki kaliber czynów też w niej będzie miał miejsce. Wielkie podziękowania Lectrice, że nadal tu ze mną jesteś i komentujesz. Następny rozdział w niedzielę nie w sobotę. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2013.10.17 18:56 |
PS Moze sie czepiam ale jest maly problem z data publikacji twoich opowiadan . Powinno byc 17 "pazdziernika" a nie "pazdziernik", "wrzesnia" a nie "wrzesien" itp. Musisz uzywac dopelniacza a nie mianownika. |
MalgorzataSz1 2013.10.17 20:30 |
Lectrice Masz rację. Niestety ja nie mam na to żadnego wpływu, bo komputer tak wyświetla i ja nie mogę tego zmienić, bo odbywa się to automatycznie. Zapewniam, że jeśli chodzi o daty, to odbywa się to bez mojego udziału. |
mentalista23 (gość) 2013.10.17 21:16 |
jak by to powiedzieć wow przeczytałam chyba jako pierwsza lub jedna z pierwszych ale na komentarz zabrakło czasu bo to było w godzinach w których czytać tego typu rzeczy nie powinnam ale co tam raz kozie stryczek a jeśli chodzi o opowiadanie które mam na myśli to z całą pewnością ci je dam do rozwinięcia już na dniach mogę tylko zdradzić że w naszym opowiadaniu nie ma biednej Uli i bogatego Marka jest bogata Ula i bogaty Marek |
MalgorzataSz1 2013.10.17 21:35 |
Mentalisto To może być intrygujące. Ja napisałam tylko jedno takie opowiadanie, gdzie Ula i Marek startowali z poziomu niemal identycznego statusu społecznego. I ona i on nie narzekali na biedę. Być może Twój pomysł zainspiruje mnie na tyle, że wspólnie popełnimy kolejne takie opowiadanie. Kto wie? Ja w takim razie czekam i bardzo jestem ciekawa co wymyśliłaś. Cieszę się, że nadal czytasz i dajesz o sobie znać. Pozdrawiam. :) |
Abstrakt (gość) 2013.10.18 00:08 |
Małgosiu ;-) I jest kolejna, bardzo ciekawie zapowiadająca się historia. Mam nadzieję na kolejny szczęśliwy finał :-) Pomimo początku opowiadania rysujesz charakterne postaci. Paula, w swej najlepszej formie, Marek, który żyje dla świętego spokoju i poczciwa, pracowita, i pewnie super wykształcona Ula. Czuję, że ta trójka to mieszanka wybuchowa i będzie z tego kilka wyrw. To bardzo fajne. W oczekiwaniu na niedzielę cieplutko Cię pozdrawiam :-) |
MalgorzataSz1 2013.10.18 08:51 |
Abstrakt Taką mam nadzieję, że opowiadanie nie przynudzi Was za bardzo. Finał typowy jak dla mnie, czyli z pewnością szczęśliwy. Postaci nie odbiegają charakterologicznie od tych serialowych. Paulina zawsze żmija z mocnym parciem do dominacji i rządzenia, Marek ugodowy i unikający spięć i wreszcie Ula skromna, łagodna i cicha. Wybuchowo będzie i to nie tylko w relacjach Pauliny z Markiem, ale również pojawi się Alex. On przecież też nie jest aniołkiem. Wielkie dzięki, że wpadłaś i przeczytałaś. Cieplutko pozdrawiam. :) |
imponssible (gość) 2013.10.19 10:39 |
Jestem pod ogromnym wrażeniem. To juz kolejne Twoje opowiadanie które mnie urzekło. Czytałam je na wolnej lekcji w szkole i podobno miałam mine jak bym w totka wygrała. Każde bez wyjątku, każde twoje opowiadanie to niewątpliwy sukces. Masz ich juz tyle na swoim koncie, że nie pozostaje mi nic innego jak tylko pogratulować i życzyć następnych. Jedną czytelniczke masz na pewno. Miałam tego nie robić, ale zapraszam Ciebie na mojego nowego bloga. xoxobrzydulaxoxo.pinger.pl nie spodziewaj się zbyt wiele. Blog powstał dopiero wczoraj, także jest dosyć ubogi i w treść i w grafikę. Na razie skupie się tylko na tym drugim. Proszę napisz tutaj, albo u mnie czy forma moze być, bo jest chyba nieco niestandardowa, spotkałam tylko jeden blog pisany w podobnej formie, ale nic identycznego. To znaczy nie na NASZ temat. Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz fratuluje miszczu . Imponssible |
MalgorzataSz1 2013.10.19 10:50 |
imponssible To niezwykle budujące słowa pod moim adresem. Jest mi naprawdę miło, że moje opowiadania trafiły w Twój gust. Nie chciałabym tylko, żeby w jakikolwiek sposób zakłócały tok Twojego nauczania. Ha, ha. Rzeczywiście mam na swoim koncie dość sporo napisanych historii, bo aż 21. To prawdziwe "oczko", a ja w miarę swoich możliwości i wyobraźni postaram się na tym nie poprzestać, szczególnie po takich motywujących komentarzach jak Twój. Bardzo się cieszę, że jednak powstają nowe blogi o Brzyduli, bo tak naprawdę zostało nas już niewiele piszących lub prowadzących blogi ze zdjęciami, czy grafikami dotyczącymi serialu. Oczywiście zajrzę na Twój blog bardzo chętnie i na pewno napiszę kilka słów. Bardzo dziękuję, że się ujawniłaś. To wspaniałe uczucie mieć świadomość, że to co piszę trafia do większego grona osób. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Aniula (gość) 2013.10.19 17:45 |
Cześć Małgosiu, Jak dawno nie komentowałam Twoich opowiadań. Mam nadzięję, że się nie gniewasz. Moja przedłużająca się nieobecność nie była zaplanowana. Dokładniejsze wyjaśnienia znajdziesz na moim blogu, na który serdecznie Cię zapraszam. Ukazał się tam też dziewiąty rozdział. Teraz przechodzę do Twoich opowiadań. Nie komentowałam aż od "Bólu istnienia". Wszystkie były piękne jak zawsze u Ciebie. I co najważniejsze kończyły się tak jak lubię, czyli szczęśliwie. Wszystkie też podejmują trudny temat. Brawo za to. Chyba nie potrafiłabym tak tego opisać. I kolejne opowiadanie zaczynasz. Dla mnie pierwszy rozdział jest przepiękny i już z niecierpliwością czekam na jutro, aby przeczytać kolejny. W tym jedyną rzeczą, która mi się nie podoba i mam nadzieję, że się na mnie o to nie obrazisz, jest to, że Paulina jest żoną Marka, czego nie lubię. Jestem jednak pewna, że jakoś z tego wybrniesz, zresztą jak zawsze. Ale się rozpisałam. Jak nigdy. Pozdrawiam Cie serdecznie. Aniula. |
Natalia (gość) 2013.10.19 18:00 |
Dla mnie bomba. Super, że Paulina jest taką zimną ku**ą, lubię ją. Tylko Małgosiu, błagam Cię, nie swataj Marka i Uli, nie baw się w ich miłość, bo żadnej zasranej miłości nie ma! ot co! Dziękuję, że taks szybko wróciłaś. Możesz zdradzić choć trochę, co będzie dalej? Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :) PS U mnie miniaturka, zapraszam :) |
MalgorzataSz1 2013.10.19 18:48 |
Aniula (gość) 2013-10-19 Już byłam na Twoim blogu i już przeczytałam rozdział. Będę jednak komentować dopiero jutro, bo dzisiaj nie mam jakoś nastroju i mogłabym popisać głupoty. Po przeczytaniu notki lubię skupić się na niej i na tym, co mogę o niej napisać. Dzisiejszy dzień zdecydowanie należy do tych gorszych. A co do opowiadania, to rzeczywiście Marek jest żonaty ale zapewniam Cię, że długo to nie potrwa. Natalia Znowu u Ciebie jakiś zły nastrój. Zasranej miłości nie ma, ale taka zwyczajna zdarza się całkiem często. Ha, ha. Rozwalił mnie ten komentarz. Ty złośliwa istoto. Niestety Marek musi być z Ulą. Nie doprowadzę do takiego dramatu. Pod tym względem trzymam się ściśle fabuły serialu. Mam nadzieję, że jednak dotrwasz do końca opowiadania. Za wiele zdradzić nie mogę, ale będą zdarzały się nieprzyjemne sytuacje szczególnie ze strony panny FE. Pana FE również. Jedyne co mogę zrobić to zaprosić Cię do śledzenia opowiadania. Mini przeczytam za chwilę, ale komentarz zostawiam na jutro z powodów jakie podałam powyżej odpowiadając na komentarz Aniuli. Bardzo Wam dziewczynki dziękuję za wpisy i obie cieplutko pozdrawiam. Aniula, cieszę się, że wróciłaś. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz