20 październik 2013 |
ROZDZIAŁ 2
Przepracowała u Dobrzańskich pełne trzy tygodnie nie licząc sobót i niedziel. Kiedy w jeden z piątkowych wieczorów żegnała się z nimi Marek zatrzymał ją jeszcze. - Mamy do ciebie Ula wielką prośbę. W następną sobotę planujemy przyjęcie. To będzie taki rodzaj parapetówki. Przyjadą moi rodzice, brat Pauliny i trochę ludzi z firmy. W sumie jakieś dwadzieścia osób. Bylibyśmy ci bardzo wdzięczni gdybyś zechciała przygotować zimną płytę i może coś na ciepło. Umiesz robić sushi? - Umiem. - To świetnie, - ucieszył się - bo jest wielu amatorów. Trzeba będzie też może kupić krewetki. Ale poradzisz sobie tak? Za to dostaniesz ekstra premię. Znasz może kogoś miejscowego, kto nadawałby się do przyrządzania i roznoszenia drinków? - Mam tu przyjaciela od pieluch Maćka Szymczyka. On będzie idealny, bo potrafi to robić i zna się na tym. Na pewno chętnie się zgodzi. - Zaproponuj mu tysiąc złotych za wieczór, choć myślę, że impreza skończy się nad ranem. Sądzisz, że to wystarczy? - Na pewno. Będzie bardzo zadowolony. Ja musiałabym chyba już w piątek zacząć coś szykować a skończę w sobotę. Wymyślę jakieś smaczne menu. Nie martw się. - Dzięki Ula. Jesteś najlepsza. – Uśmiechnął się do niej wdzięcznie a ona spłonęła rumieńcem. Dużo pracy miała w związku z tym przyjęciem. Maćkowi przekazała dobrą nowinę, że jest możliwość zarobienia całkiem sporych pieniędzy. Ucieszył się. Kolejny raz pojechał wraz z nią po zaopatrzenie na ten dzień. W piątek od samego rana harowała jak dzika mrówka. Upiekła wielki, piętrowy tort. Na ciepło miały być maleńkie klopsiki w ostrym sosie i barszczyk z krokietem. Sushi zostawiła na sobotę. Musiało być świeże. Podobnie krewetki. Robota paliła jej się w rękach. Wielkie tace zapełniały się przystawkami. A to fantazyjne koreczki, a to sakiewki z plastrów szynki wypełnione sałatką jarzynową, a to faszerowane jaja, nadziewane pomidory, maleńkie paróweczki w cieście francuskim i wiele innych. Paulinę zatkało, gdy po pracy weszła do kuchni. Wszystko wyglądało pięknie, pachnąco i kolorowo. - Świetnie się pani spisała pani Urszulo. Jestem pod wrażeniem. - Dziękuję – odrzekła skromnie. – Mam nadzieję, że będzie gościom smakować. Jutro zrobię jeszcze sushi i sashimi. Kupiłam świeżego łososia i wasabi. Talerze są przygotowane. Podobnie sztućce. Będzie dobrze. - Na pewno. - Wychodząc z kuchni minęła się z Markiem. – Widziałeś te pyszności? Ona naprawdę jest świetna. Poradziła sobie ze wszystkim. – Uśmiechnął się. - To pochwal ją od czasu do czasu. Nie szczędź jej tego. Niech wie, że doceniamy to, co dla nas robi. W sobotę ubrała nowo zakupioną sukienkę w błękitne kwiatuszki i wraz z Maćkiem ubranym w elegancki garnitur udała się na posesję Dobrzańskich. Tam przedstawiła go mówiąc, że to jest człowiek, który zajmie się drinkami. Marek uścisnął mu dłoń dziękując, że się zgodził na tą pracę. Z przyjemnością spojrzał na Ulę. Dzisiaj wyglądała zupełnie inaczej. Sukienka była skromna, ale dopasowana i po raz pierwszy mógł docenić jej zgrabną sylwetkę i smukłe nogi. Włosy zaczesała w warkocz i nie podkręciła tak jak zwykle grzywki. Pomyślał, że gdyby zmienić jeszcze te szpecące okulary i zdjąć aparat z zębów, była by z niej całkiem ładna dziewczyna. Na zewnątrz pod wielką pergolą przy pomocy Maćka poustawiał stoły, które Ula nakryła białym obrusem. Rozłożyła talerze. Dzień był pogodny, bezwietrzny i ciepły. Śmiało mogli zrobić tą imprezę na świeżym powietrzu. Koło siedemnastej pojawili się pierwsi goście. Byli nimi rodzice Marka. On przedstawił im Ulę i Maćka. Po Dobrzańskich zjawił się dziwny osobnik w czerwonych spodniach i czerwonej marynarce z fantazyjnie wywiązaną pod szyją apaszką. Zwracali się do niego Pshemko. Po nim przyjechał dość mroczny gość. Okazało się, że to brat Pauliny, Alex. Wreszcie dotarli i inni ludzie z firmy a wśród nich człowiek, z którym Ula już kiedyś miała styczność. Zdziwiła się, że jest najlepszym przyjacielem Marka. Na niej nie zrobił dobrego wrażenia. Dopiero jak go tu zobaczyła zaczęła kojarzyć fakty. Febo&Dobrzański. To przecież firma, do której aplikowała na stanowisko asystentki dyrektora do spraw promocji i marketingu. To właśnie ten burak ją przyjmował i był dla niej bardzo niemiły. Już na początku ją skreślił sądząc, że skoro nie jest atrakcyjna i skromnie ubrana, to i w głowie ma niewiele. Zamiast niej przyjęto jakąś egzaltowaną blondynę z nogami do samej ziemi. Ale oto i ona we własnej osobie. Ula przełknęła nerwowo ślinę. - Kurde blaszka. A jak mnie pozna? Na pewno mnie pozna. Niedobrze… Marek przedstawił ją im. Olszański zmarszczył brwi jakby usiłował sobie coś przypomnieć. - Czy my już się kiedyś nie spotkaliśmy? – Nie zdążyła otworzyć ust kiedy ubiegła ją blondyna uwieszona na jego ramieniu. - No jak to Sebulku, nie pamiętasz? Ona w tym samym dniu co ja przyszła w sprawie pracy. - Starałaś się u mnie o pracę? – Zaskoczony Marek spojrzał na nią. Zrobiła się purpurowa. - No… tak… Do F&D też aplikowałam, ale pan Olszański uznał, że się nie nadaję i podziękował mi. Wówczas nie miałam pojęcia, że jesteś współwłaścicielem firmy. Nawet wtedy, gdy przyjmowałeś mnie tu do pracy nie powiązałam nazwiska z firmą. Dopiero teraz zaczęłam kojarzyć jak zobaczyłam pana Olszańskiego. – Tłumaczyła się. Marek obrzucił przyjaciela krytycznym spojrzeniem. - Pozwól Ula ze mną. Musisz mi coś wyjaśnić. Szła za nim jak na ścięcie. Pewnie po tych rewelacjach nie będzie chciał jej dłużej zatrudniać. Znowu będzie musiała szukać pracy. Zaszkliły jej się oczy. – Biednemu to zawsze… - Zaprowadził ją do gabinetu i poprosił, żeby usiadła. Stanął na wprost niej i spytał. - Ula, na litość boską, jakie ty studia kończyłaś? – Wytarła mokre policzki. - Ekonomię a także Marketing i Zarządzanie na SGH. Zrobiłam też licencjaty z angielskiego i niemieckiego. – Odpowiedziała płaczliwie. Złapał się za głowę. Był wstrząśnięty. - Ula, dlaczego nic mi mnie powiedziałaś? I ty z takim wykształceniem sprzątasz mi dom i gotujesz obiady? To niedopuszczalne. – Zrozpaczona spojrzała na niego żałośnie. - Marek, błagam cię nie zwalniaj mnie. Ta praca jest mi potrzebna. Ledwie wiążemy koniec z końcem a dzięki niej jest nam lżej. – Rozpłakała się na dobre. – Ujął jej dłonie w swoje. - Ula. Ja nie mogę pozwolić żebyś nadal to robiła. Natychmiast zatrudniam cię w firmie, bo stanowisko mojej asystentki wciąż jest nieobsadzone. – Popatrzył na nią jakby się zastanawiał. – A Maciek? On też studiował z tobą? Mówiłaś, że studia macie te same. - On kończył ze mną tylko ekonomię i te licencjaty z języków. - Chryste Panie i taki facet leje piwo w rysiowskiej mordowni. To nie może tak być. Teraz nie jest dobry czas na rozmowę, bo zaczynają się zjeżdżać goście. W poniedziałek po południu chcę was tu widzieć oboje, wtedy pogadamy. Na razie nikomu ani słowa. Jej serce ponownie wypełniła nadzieja. Jeśli Marek dotrzyma słowa oboje z Maćkiem będą mogli wreszcie wykazać się umiejętnościami zdobytymi podczas studiów. Jutro na spokojnie opowie przyjacielowi o tej rozmowie. Dzisiaj nie ma na to czasu, bo wszyscy goście pojawili się już przy stole. Wraz z Maćkiem wyniosła wszystkie przystawki i ułożyła na białym obrusie. Wzbudziły zachwyt. Przyjęła zamówienie na kawy i herbaty, a Maciek zajął się alkoholami. Wszystko szło bardzo sprawnie. O dziewiętnastej podała ciepłą kolację. Maciek rozpalił ognisko. Każdy z przybyłych mógł sobie sam usmażyć kiełbaskę lub boczek. Na koniec wjechał imponujący tort upieczony przez Ulę. Stanowił jakby podsumowanie całego przyjęcia. Marek znalazł chwilę, żeby porozmawiać z ojcem. Opowiedział mu o tym czego dowiedział się o Uli i Maćku. - Chcę im zaproponować pracę tato. Nadal jestem bez asystentki a Maciek przydałby się jako koordynator. Muszę mieć kogoś kto ogarnie szwalnie. - Nie będę się sprzeciwiał synu. Jednak zatrudniając ją w firmie stracisz idealną gosposię. Pysznie gotuje. Nawet lepiej od naszej Zosi. Zaimponowała dzisiaj wszystkim. Pshemko rozpływał się nad tortem, a sushi było znakomite. - Tato. Gosposia zawsze się znajdzie, a drugiej takiej Uli i to z takim wspaniałym wykształceniem mogę już nie spotkać. Szkoda, żeby marnowała talent przy garach. Jestem pewien, że świetnie sobie poradzi i ona i Maciek. Około pierwszej w nocy goście zaczęli się rozjeżdżać. Tylko rodzice Marka zostawali do niedzieli. Ula przy pomocy Maćka pozbierała wszystko ze stołów. Jedzenie, które się zostało popakowała w folię a brudne talerze wsadziła do zmywarki. Była bardzo zmęczona i śpiąca. Uśmiechnęła się blado na widok wchodzącego do kuchni Marka. - Jeśli pozwolisz, to już pójdziemy. W lodówce macie mnóstwo jedzenia więc jutro na pewno sobie poradzicie. Wiesz jak włączyć zmywarkę? - Wiem Ula, ale włączę dopiero jutro. Dziś jest już późno. Tu macie premie za dzisiejszy dzień i moje wielkie podziękowania. – Wręczył im koperty z pieniędzmi. - Jedzenie było znakomite a twój pomysł z ogniskiem Maciek, wyborny. Jeszcze raz bardzo wam dziękuję i dobranoc. Wyśpijcie się a w poniedziałek mamy do pogadania. Z nadzieją czekali na to poniedziałkowe popołudnie. Ula była u Dobrzańskich od rana. Maciek zjawił się tuż przed przyjazdem Marka. Ten ostatni wprowadził samochód do garażu i z uśmiechem na ustach wszedł do domu. Był sam, bo Paulina zostawała w Warszawie u swojego brata. - Dobrze, że już jesteś Maciek. Ula zrobi ci kawy. Zresztą jeśli możesz, to zrób dla nas wszystkich. Ja najpierw jednak coś zjem, bo zgłodniałem. Co masz dla mnie Ula za pyszności? - Zrobiłam ci trochę pierogów z mięsem. Pani Pauliny dzisiaj nie będzie na obiedzie, a ty powiedziałeś mi kiedyś, że jesz wszystko. - To prawda a pierogi uwielbiam. Rozsiedli się w salonie przy stole. Marek ze smakiem zajadał pierogi a oni raczyli się kawą. - Rozmawiałem z ojcem w sobotę. Opowiedziałem mu o was. Nie sprzeciwiał się, żebym zatrudnił was oboje. Tak jak mówiłem ci Ula wcześniej, zostajesz moją asystentką. Ty Maciek koordynatorem do spraw szwalni. Na czym to polega wyłuszczę jak przyjedziecie do firmy. Umawiamy się na środę. Rano o siódmej trzydzieści zabiorę was ze sobą. Macie mieć wszystkie dokumenty niezbędne do przyjęcia. Umowy będą czekały. Stawka cztery i pół tysiąca brutto i premia kwartalna. Pasuje? Wpatrywali się w niego jak zahipnotyzowani. Byli oszołomieni wysokością pensji. Żadne z nich na oczy nie widziało takich pieniędzy. Roześmiał się widząc ich miny. - Nie pasuje? Za niska stawka? – Gwałtownie zaprzeczyli. - Nie, nie… Stawka aż za wysoka. Bardzo dziękujemy. Naprawdę nie spodziewaliśmy się aż tyle. - No to ulżyło mi. Pracy będzie bardzo dużo, czasami za dużo, ale mam nadzieję, że poradzicie sobie. - Damy radę. Na pewno. Ale co ty teraz zrobisz bez gosposi? – Spytała Ula. - Jakoś przeżyję. Może popytacie wśród znajomych. Sama wiesz Ula najlepiej jak dużo jest pracy w takim wielkim domu a moja żona bardzo wymagająca. Trzeba znaleźć kogoś z podobnymi umiejętnościami do twoich. Pomyślcie o tym, dobrze? - Dobrze. My już pójdziemy. Bardzo ci jesteśmy wdzięczni za te posady. – Podnieśli się z kanapy. – Ja jeszcze przyjdę jutro Marek. Posprzątam i ugotuję wam coś smacznego. - Dziękuję Ula. W takim razie jutro też rozliczę się z tobą za ten przepracowany okres. Trzymajcie się. Następnego dnia stawiła się wcześnie rano. Mijała się z Dobrzańskim przy bramie. Postanowiła, że gruntownie sprzątnie cały dom łącznie z myciem okien i zmianą firan a potem przygotuje im super obiad. Wiedziała już kto przyjdzie na jej miejsce. Maciek rozmawiał z ich wspólną koleżanką ze szkoły podstawowej. Skończyła liceum gastronomiczne i do tej pory pozostawała bez pracy. Ucieszyła się z tej propozycji. Gotowała świetnie i na pewno Dobrzańscy będą z niej mieli pociechę. Dzięki pieniądzom zarobionym u Marka mogła kupić sobie kilka rzeczy niezbędnych do pracy. Oczywiście na bazarze. Ciuchy były tanie, ale przynamniej nowe. Kilka sukienek i bluzeczek, lekkie sandałki i niewysokie półbuty. Idąc za ciosem pozbyła się też okularów. Teraz jej nos zdobiły oprócz wdzięcznych piegów niewielkie, nowoczesne okularki w cienkiej oprawie. Tą zmianą zdecydowanie poprawiła swój wizerunek. Postanowiła też nigdy więcej nie podkręcać grzywki uznając, że w prostej jest jej o niebo lepiej. W środę rano podjechał pod bramę Uli Marek. Był sam. Od razu zauważył nowe okulary Uli i pochwalił jej wybór. Zapakowali się na tylne siedzenie Lexusa i wraz z nim pojechali do firmy. Formalności trwały krótko, bo umowy były już napisane i wystarczyło je tylko podpisać. Zagospodarowali się w sekretariacie przed gabinetem Marka. Violetta nie była zachwycona takim obrotem sprawy. Była zła na szefa, że wcisnął jej tych dwoje do i tak niewielkiego pomieszczenia. Nawet wyraziła przy nim swoje niezadowolenie. Żachnął się. - A co, chcesz tutaj mieć komnaty królewskie? Tobie ma wystarczyć tyle miejsca ile zajmuje twoje biurko. Więcej nie potrzebujesz. Rozumiem, że na początku będzie trochę ciasno, ale i tak Maciek będzie więcej jeździł niż siedział w biurze. Dostaniesz służbowy samochód. Możesz trzymać go w Rysiowie. Przynajmniej Ula skorzysta z podwózki, bo ja nie zawsze będę do dyspozycji. Czasami zostaję w Warszawie u rodziców. Czas mijał a oni przyzwyczaili się do warunków panujących w firmie. Maciek rzeczywiście był ciągle w trasie. Często wracała do domu autobusem. Chwilami miała wrażenie, że Marek nie sypia w domu. Paulina też rzadko w nim bywała. Od Joaśki, którą na jej miejsce przyjęli Dobrzańscy dowiedziała się, że między nimi nie jest najlepiej. Często się kłócą i nawet nie zwracają uwagi, że ona to słyszy. Częściej też gotuje tylko dla niego, bo jej nie ma w domu. Obarczył ją też praniem i prasowaniem jego koszul, na których często zauważała ślady szminki i czuła zapach mocnych, damskich perfum. - On mi dodatkowo za to płaci Ula więc nie narzekam, ale źle się dzieje między nimi. Przykro było jej to słyszeć. Paulina od początku nie zrobiła na niej dobrego wrażenia. Była oschła i wyniosła. Traktowała ją z góry. Czasem zastanawiała się jak tak dwa różne charaktery mogła połączyć miłość. On miał pokojowe usposobienie i starał się łagodzić napięte sytuacje. Ona dążyła do wiecznej wojny. Nigdy z niczego nie była zadowolona. Często go krytykowała. Nawet ona słyszała jak Paula gani jego ubiór czy muzykę, której słuchał. Ciągle go też pouczała jakby pozjadała wszystkie rozumy i wszystko wiedziała najlepiej. Zazwyczaj, żeby nie zaogniać sytuacji ustępował jej, choć Ula widziała, że robi to z ciężkim sercem. - A może to nie miłość ich połączyła? Może pobrali się ze względu na wspólną firmę? - Nawet nie miała pojęcia jak blisko była prawdy. W pracy widywała ją często. Zawsze starała się być dla niej uprzejma i miła, ale panna Febo zachowywała się tak, jakby miała jej za złe, że porzuciła pracę u nich w domu na rzecz firmy. Wytykała jej błędy lub uchybienia, choć często to nie ona była ich autorem. Paulina mówiła w takich razach. - Znacznie lepiej sprawdzasz się w roli gosposi niż w roli ekonomistki. Ciekawe jak ty zdobyłaś tytuł magistra? Kiedyś te słowa usłyszał Marek, bo Paula mówiła głośno i dobitnie opierając się na jej biurku i niemal wisząc nad jej spuszczoną głową. Wyszedł wtedy z gabinetu i podniesionym głosem powiedział. - Możesz już przestać się nad nią pastwić? Nie jest twoim pracownikiem i nie masz prawa zwracać jej uwagi nawet wtedy, gdyby popełniła jakiś błąd. Idź powyżywać się na swoim ponurym bracie, albo zainwestuj w worek treningowy. Może wtedy ci ulży. Pokłócili się wówczas strasznie. Wparowała do jego gabinetu z prawdziwą furią zatrzaskując za sobą drzwi. Nie tylko Ula i Violetta słyszały tę kłótnię, ale chyba połowa firmy też. Po niej dumna pani Dobrzańska z zadartym do góry nosem i śmiertelnie obrażona na męża wypruła z jego pokoju i stukając niebotycznie wysokimi obcasami poszła poskarżyć się swojemu bratu. Ula płakała. Nigdy w życiu nie chciała doprowadzić do sytuacji, że oni mogliby się tak kłócić z jej powodu. Ze szklącymi oczami weszła do Marka gabinetu. - Marek… Mogę…? - Wejdź Ula… Wejdź. Widziała jak bardzo jest jeszcze spięty i próbuje się uspokoić. Przysiadła na kanapie i powiedziała cicho. - Chciałam cię bardzo przeprosić, że byłam powodem twojej kłótni z żoną. Naprawdę nie wiem, dlaczego ona mnie tak nie lubi. Dzisiaj wyżywała się na mnie zupełnie bez powodu. Przecież nic złego nie zrobiłam… - znowu w jej oczach ukazały się łzy. Usiadł obok niej. Najwyraźniej było mu przykro. - Nie wiem o co jej chodzi. Już od dłuższego czasu robi mi awantury o byle co. Ty byłaś tylko pretekstem. Naprawdę nie mam pojęcia do czego to wszystko zmierza. Żyjemy jak pies z kotem. Ona znika gdzieś po całych dniach i nocach. Czasami nie ma jej w domu przez kilka dni i zawsze mówi, że była u Alexa. Jakoś jej nie wierzę, ale nie mam zamiaru dociekać. Sam nie jestem święty. – Spojrzał na Ulę. - Nie płacz już, bo w niczym nie zawiniłaś. Ona już tak ma. Nie byłaby sobą, gdyby nie wyżyła się co dnia na którymś z pracowników. Jej braciszek nie jest lepszy. Są siebie warci. Jedno jest pewne, że dalej chyba nie potrafię tak funkcjonować i coś będę musiał postanowić. |
Marcysia (gość) 2013.10.20 09:58 |
Małgosiu, no i wszystko się wydało, czym, po raz kolejny, mnie bardzo mocno zaskoczyłaś. Chyba sprawdziło się moje założenie, żeby dać coś Sebastianowi do wykonania, a na pewno to zepsuje. Dziękuję Ci za to za paplę Violę, która bez skrępowania powiedziała, o co chodzi. Można powiedzieć, że tego wieczoru upieczono dwie pieczenie na jednym ogniu, ponieważ zwrócono uwagę również na Maćka. I takim pięknym sposobem dwójka przyjaciół z Rysiowa wreszcie będzie robić to, do czego jest stworzona. Bardzo mi na rękę kłótnie Dobrzańskich. Zniecierpliwiona czekam na to coś, co Marek musi postanowić. Jak mniemam, chodzi o rozwód. Tak jest! :D Pozdrawiam Cię serdecznie i przesyłam buziaki :) |
MalgorzataSz1 2013.10.20 10:08 |
Marcysiu Za każdym razem mnie zaskakujesz tymi komentarzami w tak wczesne, niedzielne poranki. To bardzo miłe, ale powinnaś czasem pospać trochę dłużej, żeby zregenerować siły. Sebastian zawsze chce dobrze podobnie jak Viola, a wychodzi jak zwykle. To już standard. Kłótnie Dobrzańskich nie są niczym nowym. W tym przypadku, kiedy stali się już małżeństwem, znacznie się nasiliły, chociaż to oczywiście Paulina bezustannie je prowokuje a Marek stara się tonować te wybuchy. Niestety, wkrótce się okaże, że to tonowanie przynosi całkiem odwrotny skutek i zmierza do rozwodu. Więcej nie będę zdradzać, bo wyjaśni się w czwartkowym rozdziale. Dziękuję, że przeczytałaś i dziękuję za wpis. Przesyłam buziole i nadal niecierpliwie czekam na nowy rozdział u Ciebie. :) |
imponssible (gość) 2013.10.20 14:03 |
Trochę bez sensu byłoby gdybym pod każdym rozdziałem wyrażała swój zachwyt. Wiedz ze kocham wszystko co piszesz. U mnie nowa zdaniówka. xoxobrzybulaxoxo.pinger.pl zapraszam serdecznie |
Aniula (gość) 2013.10.20 14:05 |
Witaj Małgosiu, Przeczytałam ten rozdział chwilę po tym, jak go opublikowałaś, ale dopiero teraz znalazłam chwilę na dodanie komentarza. Rozdział jak zawsze przepiękny. Reakcja Marka na widomość, że Ula jest tak dobrze wykształcona i starała się o pracę na stanowisku jego asystentki bardzo mi sie podobała. Cieszy mnie fakt, że zdecydował się ją zatrudnić w firmie, chociaż to było nieuniknione. Ula świetnie gotuje, ale przy jej zdolnościach ekonomicznych zasługuje na coś więcej niż gotowanie i sprzątanie domu. Dobra też była decyzja o zatrudnieniu Maćka. Nie rozumiem Pauliny, ale jej chyba nikt nigdy nie zrozumie. Jak można się wyżywać na kimś przypadkowym i jeszcze nie słusznie oskarżać o błąd. Ciekawi mnie, co Marek postanowił w tej sprawie, choć chyba się domyślam. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział u Ciebie. Do siebie zapraszam dzisiaj późnym popołudniem, ponieważ muszę jeszcze poprawić błędy, zanim opublikuję rozdział. Jeszcze poinformuję Cię kiedy się ukaże napewno. Pozdrawiam Cię serdecznie. Ania. |
MalgorzataSz1 2013.10.20 14:33 |
Aniula To dopiero początek tej historii. To, że Marek poznał prawdę o wykształceniu Uli i Maćka było nieuniknione, bo samo przyjęcie a raczej jego goście w postaci Sebastiana i Violetty sprowokowali całą sytuację. Właściwie Ula powinna im podziękować, bo dzięki Olszańskiemu i Kubasińskiej Marek diametralnie zmienił optykę i zaproponował Maćkowi i Uli pracę. Paulina jak zwykle przepełniona jadem i mądrościami. Zawsze zastanawiałam się jakie ona ma wykształcenie, bo w serialu w ogóle o tym nie mówiono. Może miała tylko maturę a wyniosłością i zbyteczną dumę sprawiała wrażenie jakby pozjadała wszystkie rozumy. Marek na pewno coś z tym zrobi chociaż może nie do końca, bo to nie od niego wyjdzie propozycja rozstania się. Dziękuję Ci za wizytę i komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :) imponssible Nie chodzi wcale o to, żebyś wyrażała swój zachwyt, ale o konstruktywną krytykę. Przecież ja od żadnej z Was nie wymagam, żebyście pisały peany pochwalne na temat każdej części. Bez przesady. Fajnie, że zajrzałaś. Pozdrawiam i za chwilę przeniosę się do Ciebie. :) |
Aniula (gość) 2013.10.20 19:44 |
Małgosiu, Zapraszam Cię serdecznie na dziesiąty rozdział, który przed chwilą opublikowałam. Wiem, że miał być wcześniej, ale co chwilę byłam odrywana od komputera i nie mogłam na spokojnie poprawić błędów. Ale już jest. Pozdrawiam Cię serdecznie. Ania. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz