Łączna liczba wyświetleń

15385057

środa, 7 października 2015

"PROZA ŻYCIA" - rozdział 3

 

24 październik 2013
ROZDZIAŁ 3



Sebastian Olszański dziękował Bogu, że jego najlepszy przyjaciel niewiele zmienił ze swoich kawalerskich nawyków. Wydawałoby się, że małżeństwo nieco go utemperuje i sprawi, że znikną jego ciągoty do nocnych klubów i chętnych panienek. Rzeczywiście trochę spasował, ale odkąd Paulina zaczęła znowu traktować go jak psa musiał odreagować. Coraz chętniej i coraz częściej wypuszczał się z Olszańskim w miasto. To była jedyna okazja kiedy mógł zapomnieć o awanturach wszczynanych przez jego przepełnioną jadem małżonkę.
Ten wieczór też należał do nich. Szaleli już od dwudziestej. Pili, tańczyli i podrywali dziewczyny. O trzeciej nad ranem mieli dość. Mocno zamroczeni alkoholem wytoczyli się z klubu podtrzymując się wzajemnie.
- Jedziemy do domciu – zawyrokował Olszański. – Taxi! Taxi! – Pomachał gwałtownie na widok przejeżdżającej taksówki. Zatrzymała się z piskiem opon.
- Jedziesz? – Spytał Marka.
- Nie Seba, – czknął głośno i zatoczył się – jeś sam. Ja muszę odnaleś moje autko.
Olszański wpakował się na tylne siedzenie taksówki i głośno zatrzasnął drzwi. Pomachał jeszcze Markowi na pożegnanie i wygodnie rozsiadł się w ciepłym wnętrzu samochodu.
Dobrzański został sam. Mocno chwiejąc się na nogach wygrzebał z kieszeni kluczyki i nacisnął guzik pilota. Zlokalizowawszy Lexusa podszedł do niego chwiejnym krokiem i z niemałym trudem wgramolił się za kierownicę. Potrząsnął głową i przetarł dłońmi twarz. Ziewnął przeciągle i ruszył.
- Pojesiemy folniutko, szeby pan polisjant nas nie zaszczy…, zaszczy… za… szczymał – wybełkotał.
Mimo jego starań auto tańczyło na jezdni jak szalone uprawiając jakiś dziwny slalom gigant i gdyby to był środek dnia, niewątpliwie Marek nie uniknąłby kraksy. Jednak o trzeciej nad ranem ulice były jak wymarłe. Cudem udało mu się dotrzeć do Rysiowa. Zaczął przysypiać i bezwiednie mocniej naciskać pedał gazu. Samochód coraz bardziej zjeżdżał na lewą stronę. Wreszcie skręcił gwałtownie, staranował ogrodzenie i zatrzymał się na ścianie jakiejś szopy. Silne uderzenie spowodowało, że ocknął się i wybałuszył oczy.
- O f morde jesza, so ja srobiłem? – Wymamrotał.
Usłyszał jakieś głosy i zobaczył wybiegających z domu ludzi. Ktoś otworzył drzwi.
- Marek? Marek?! Żyjesz? Odezwij się. To ja, Ula.
- Ulaaa – uśmiechnął się szeroko. – Jak topsze, sze jesteś. Skąd się tu fsięłaś? Tesz byłaś f tym klubie? Pomoszesz mi wyjś? Chyba f soś przyfaliłem, ale nis mi nie jes… Chyba… Fiesz so…? Paulina mnie sdrasa z jakimś fłoskim tup…kiem… - Czknął i uśmiechnął się szeroko. – I fiesz so…? F tupie to mam… Niech spiersiela… Tesz ją sdrasę… a so mi tam… - Przycisnął Ulę mocno do siebie i cmoknął głośno jej policzek. – Jesteśśś… jesteśśś… naj… naj… lepsza Ula… Kocham się…
- Boże. Ty jesteś kompletnie pijany. Ciągnie od ciebie jak z gorzelni. Staranowałeś nam ogrodzenie i ścianę od garażu. Jasiek pomóż mi. - We dwójkę wtaszczyli go do domu i usadzili przy stole w kuchni. – Tato zrób mu mocnej kawy, może to go trochę otrzeźwi.
- To jest ten Dobrzański? – Józef przyglądał mu się ciekawie. – Młody i chyba nie za bardzo mądry.
Niemal wmusili w niego gorącą kawę. Po niej spojrzał nieco przytomniej.
- Barso narosrabiałem?
- Jutro zobaczysz. Teraz pójdziesz spać. – Ujęli go pod ramiona i zaprowadzili do pokoju Uli. Ściągnęła mu z niemałym trudem marynarkę i spodnie. Pchnęli go na tapczan i nakryli kołdrą.
- Ulaaa…, daj mi busi na dobranos, jesteś najlepsza – mruknął jeszcze i natychmiast zasnął.

Poranek był ciężki. Zanim otworzył powieki poczuł tępy ból głowy. – Boże, niech mnie ktoś zastrzeli. Może znajdę jakiś kąt do zdechnięcia. – Spuścił nogi z łóżka i usiadł na nim. Otworzył oczy i rozejrzał się dokoła. – O cholera. Niedobrze. Gdzie ja jestem? Chyba nie wylądowałem u jakiejś panienki? – Odwrócił głowę w kierunku otwierających się drzwi. Osłupiał ujrzawszy w nich swoją asystentkę.
- Ula? A co ty tu robisz?
- Mieszkam Marek. Narozrabiałeś wczoraj jak pijany zając. Zostaliśmy bez ogrodzenia i z garażem o trzech ścianach, bo staranowałeś go wczoraj. Jak się ogarniesz to pokażę ci twoje dzieło. Tu masz ręcznik. Proponuję zimny prysznic a po nim śniadanie, jeśli zdołasz przełknąć cokolwiek.
Bez protestu poszedł za nią. Pokazała mu łazienkę i zamknęła za nim drzwi.

Lodowaty prysznic otrzeźwił go momentalnie. Zaczął przypominać sobie przebieg wczorajszego wieczoru. Nie pamiętał jednak drogi do Rysiowa i tego, że przejechał po płocie Cieplaków. Skoro jednak Ula mówi, że tak było, to tak było. Zawstydzony wszedł do kuchni i zaczął przepraszać Józefa.
- Zalałem się. To z bezsilności. Proszę mi wybaczyć panie Józefie. Ja pokryję wszystkie szkody, tylko niech pan już się na mnie nie gniewa.
- Zrobił pan nam niezłą pobudkę o czwartej rano. Nie gniewam się, ale zastanawiam jak ja postawię ten płot.
- Ja ściągnę ekipę. Nie będzie musiał pan nic robić. Oni to naprawią. Ja zaraz do nich zadzwonię. Tak strasznie mi wstyd. Przepraszam.
- Już dobrze – odezwała się Ula. – Tu masz śniadanie, kawę i tabletkę od bólu głowy. Dzieciaki zbierać się do swoich zajęć. - Rzuciła w stronę Betti i Jaśka. - Nie wiem co z pracą. Ja jestem spóźniona, a ty w ogóle się do niej nie nadajesz.
- Zadzwonię i powiem, że dzisiaj nie przyjdziemy. Załatwię to.
Nie tylko to załatwił. Ściągnął jakąś ekipę w liczbie pięciu chłopa, która w trzy godziny postawiła Cieplakom nowy płot od strony ulicy i odtworzyła ścianę garażu. Przyjechali również ludzie z zaprzyjaźnionego warsztatu samochodowego i wtoczyli Lexusa na lawetę. Marek był zdruzgotany widząc w jakim stanie jest jego ulubiona zabawka. Obiecał im hojną zapłatę, jeśli doprowadzą samochód błyskawicznie do dawnej świetności. W zamian zostawili mu samochód zastępczy.
Po obiedzie usiadł z Ulą w ogrodzie. Było mu głupio i wstyd.
- Bardzo cię przepraszam Ula za wszystko. Najpierw staranowałem ciebie a teraz twój płot i garaż. Jestem idiotą.
- No najmądrzejsze to nie było. Jak mogłeś wsiąść za kierownicę taki zalany? Trzeba było wziąć taksówkę. Dziwię się, że dojechałeś aż tutaj w takim stanie. Poza tym wygadywałeś różne dziwne rzeczy.
- Naprawdę? Na przykład jakie?
- Że Paulina zdradza cię z jakimś Włochem. To, że czasem nie nocuje w domu nie znaczy wcale, że cię zdradza. Sam mówiłeś, że jeździ do brata. Wymyślasz jakieś niedorzeczności, by znaleźć pretekst do upicia się. To naprawdę niemądre i mocno szkodliwe. Szkodliwe dla zdrowia.
Zwiesił głowę jakby się nad czymś zastanawiał.
- Niestety to prawda Ula. A wiesz, co jest w tym najgorsze? Najgorsze jest to, że ja znam tego Włocha. To Fabio, dawny chłopak Pauliny i jej pierwsza, wielka miłość. Jak mieszkała we Włoszech chodziła z nim do szkoły, choć on jest od niej starszy chyba ze trzy lata. To równolatek Alexa. Poznali się dzięki niemu. On i Febo byli kiedyś dobrymi kumplami. To Sebastian o wszystkim mi powiedział. Najpierw trafił na nich w jakiejś knajpie. Siedzieli we trójkę i zawzięcie o czymś szeptali. Później kilkakrotnie widział z nim Paulinę. Trzymali się za rączki i obdarowywali pocałunkami. Ona jeździ do Alexa, bo tam jest Fabio. Zatrzymał się właśnie u niego a nie w hotelu.
Ula była wstrząśnięta. Nie mogła uwierzyć, że Paulina, kobieta z zasadami i jak utrzymywała, z wielką klasą, mogła się dopuścić zdrady.
- Powinieneś z nią porozmawiać. Może to tylko zwykłe nieporozumienie, które da się łatwo wyjaśnić.
- Nieporozumienie? Ula, proszę cię! Nieporozumieniem nazywasz te płomienne pocałunki? Daj spokój. Tu wszystko jest jasne. Oczywiście porozmawiam z nią, bo chyba nie ma sensu żyć dalej pod jednym dachem i udawać, że wszystko jest w porządku, prawda? Najlepsze w tym jest to, że przed ślubem, to ja ją zdradzałem. Nie byłem świętoszkiem. Może teraz uznała, że jest dobra okazja, żeby mi odpłacić pięknym za nadobne. Właściwie to mi nie zależy. Od dawna mi nie zależy. Zaczynam żałować, że uwikłałem się w ten idiotyczny układ. Była mi pisana. Tak przynajmniej twierdzili moi rodzice. Akurat! – Prychnął. – Może i była pisana, ale na pewno nie mnie. Zresztą niech robi co chce, byle by tylko zgodziła się na rozwód.
Przerwał ten wywód, bo na ścieżce ukazał się Szymczyk. Szedł i rozglądał się ciekawie.
- Cześć. Co to Ula, tata stawiał nowy płot? I garaż otynkowany… - Marek uścisnął mu dłoń.
- To nie pan Cieplak, to moja sprężyna. Powiem ci, bo i tak wcześniej czy później dowiedziałbyś się od sąsiadów. Po pijaku wjechałem im w płot i zatrzymałem się na ścianie garażu. Przód Lexusa zmiażdżony. Naprawa będzie kosztowała majątek. Tu też musiałem naprawić szkody. Stąd ten nowy płot.
- No to nieźle dałeś czadu. Byłeś w pracy?
- Nie. Ula też nie. Rano miałem sporo alkoholu jeszcze w sobie. A ty byłeś w biurze?
- Nie byłem. Wracam prosto z Poznania. Musiałem ich trochę pogonić, bo przyszło więcej zamówień.
Marek posiedział jeszcze z godzinę. Potem pożegnał się z gościnnymi Cieplakami i ruszył w kierunku domu. Zastał w nim zniecierpliwioną Joasię. Przeprosił ją, że się spóźnił.
- Wybacz mi Joasiu, ale zasiedziałem się u Cieplaków. Tam też zjadłem więc dzisiejszy obiad odgrzeję sobie jutro. Jutro nie przychodź. Zrób sobie wolne i odpocznij. Spotkamy się pojutrze.

Wieczorem wróciła Paulina. Zastała go drzemiącego na kanapie w salonie. Potrząsnęła nim brutalnie.
- Obudź się Marek. Musimy porozmawiać.
Przetarł zaspane powieki i spojrzał na nią półprzytomnie.
- Wreszcie raczyłaś się zjawić. Dobrze się składa, bo i ja chciałem cię spytać o kilka rzeczy.
Przysiadła na fotelu i wbiła w niego ciemne jak węgiel oczy.
- To może ja zacznę – wzięła głęboki oddech. – Nie układa nam się ostatnio. Ba, nie układa nam się już od dawna i doszłam do wniosku, że ten ślub nie był dobrym pomysłem. W jakiś sposób mnie drażnisz i sprawiasz, że chodzę ciągle poirytowana. Miałam czas, żeby przemyśleć wiele rzeczy. Nie kocham cię. Chcę rozwodu. Męczymy się ze sobą. To bez sensu.
- A to bardzo ciekawe, co mówisz. Czy to nie aby obecność w Polsce Fabio, twojego dawnego chłopaka pomogła ci zmienić zdanie w kwestii naszego małżeństwa? .– Spojrzała na niego zdziwiona.
- Skąd o tym wiesz? – Roześmiał się na całe gardło.
- Wbrew pozorom Warszawa to wiocha. Tu nic się nie ukryje. Widziano was jak spijaliście sobie nektar z dzióbków a Alex przyklaskiwał tej jawnej zdradzie. Zastanawiam się tylko, dlaczego tak uparcie dążyłaś do zalegalizowania naszego związku. Od zaręczyn minęło zaledwie kilka tygodni a Ty już byłaś mocno zaangażowana w organizację naszego ślubu. Czego się spodziewałaś? Na co liczyłaś? Musiałaś mieć świadomość, że nie pałam do ciebie gorącym, wielkim uczuciem. Gdyby tak było nie zdradzałbym cię.
- Masz rację. Chyba nie chciałam zawieść twoich rodziców. Tak się cieszyli na ten ślub. A teraz pojawił się Fabio i wszystko odżyło. Nie mogę już z tobą dłużej być. To jego kocham nie ciebie. Proszę cię tylko, żebyś mi nie utrudniał i podpisał papiery rozwodowe. Rodzicom sama wytłumaczę, chociaż może być trudno. Z pewnością będą rozczarowani. Całą winę biorę na siebie. Nie musisz im nic mówić. Pójdę spakować swoje rzeczy. Jutro rano przyjedzie tu Fabio. Pomoże mi. Jeśli chcesz to zatrzymaj dom. Nie będę rościć do niego pretensji, bo to ty pokrywałeś koszty jego zakupu. Tak będzie uczciwie.
Podniosła się z fotela i ruszyła w kierunku schodów. Zatrzymała się jednak w pół drogi.
- Ty chciałeś o coś spytać. Pytaj.
- Nie Paula. Usłyszałem odpowiedź na wszystkie moje pytania. Już wszystko wiem i podpiszę te papiery. Mam nadzieję, że z nim będziesz szczęśliwa.
- Dziękuję.

Następnego dnia rano powiedział Joasi, że zwalnia ją z gotowania.
- Paulina się wyprowadza, a ja równie dobrze mogę jadać na mieście. Nie obawiaj się jednak, nie obniżę ci pensji. Od dzisiaj skup się tylko na sprzątaniu, robieniu mi zakupów i zadbaj o moje koszule.
W pośpiechu opuścił dom. Nie chciał spotkać się z Fabio. Nie był też zmartwiony takim rozwojem wypadków. Raczej przeciwnie. Poczuł ulgę i chyba radość, że wkrótce będzie wolnym człowiekiem. Nawet nie musi nic robić. To Paulina wniesie o rozwód i to ona będzie się tłumaczyć rodzicom. W lusterku nad głową dostrzegł samochód służbowy z logo F&D. Uśmiechnął się. Przynajmniej Ula i Maciek stanowili w jego życiu pewien constans. No i Sebastian. Na parkingu przywitał się z nimi. Już na górze pociągnął Ulę do swojego gabinetu. Koniecznie musiał z nią pogadać.
- Nie uwierzysz Ula. Wczoraj miałem rozmowę z Pauliną. Chce rozwodu. Przyznała się do romansu z Fabio. Nie będę się sprzeciwiał szczególnie, że całą winę za rozpad małżeństwa wzięła na siebie. Za góra dwa miesiące będę wolny od tej toksycznej kobiety.
Zaskoczył ją. Siedziała w milczeniu na kanapie. Najwyraźniej było jej przykro. Taki miała charakter, że lubiła kiedy ludzie byli szczęśliwi.
- To bardzo smutne Marek. Zawsze myślałam, że dwoje ludzi pobiera się dopiero wtedy, gdy są pewni swojego uczucia. Wasze małżeństwo nie miało z miłością nic wspólnego. To był raczej związek biznesowy. To nie mogło się udać.
- Teraz to i ja jestem mądry. Jeśli kiedykolwiek będę miał zamiar ożenić się po raz drugi, muszę być w stu procentach pewien, że kocham swoją przyszłą żonę. – Spojrzał na zegarek wskazujący godzinę dziewiątą. – Muszę zadzwonić do warsztatu i spytać jak długo potrwa ta naprawa. Bez mojego Lexusa czuję się jak bez ręki.
- W porządku. Dzwoń. Ja wracam do siebie. Mam trochę roboty.
Było jej go żal. Może i nie był święty, ale zasługiwał na lepszy los niż ten zgotowany przez Paulinę. Pamiętała przecież te ciągłe wymówki, pretensje, żale i awantury, które on starał się łagodzić, bo nie chciał ich jeszcze podsycać. Paulinie wystarczał byle powód i już unosiła się gniewem. Ewidentnie wyżywała się wtedy na nim. On zdecydowanie nie miał ciągot do kłótni. Był raczej pacyfistą pokojowo nastawionym do świata. Ona wchodząc w jego życie stała się dysonansem, wybojem na drodze, zadrą w oku, łyżką dziegciu w beczce miodu, która zdominowała go zupełnie i zaburzyła jego wewnętrzną harmonię. Ula zdążyła go już dobrze poznać i wiedziała, że nie tego oczekiwał od małżeństwa. Współczuła mu i rozumiała jak nikt. Sama posiadająca łagodny i spokojny charakter nie wyobrażała sobie, by ktoś miał burzyć ten jej wewnętrzny spokój. Chyba nie zniosłaby tego. Może to i dobrze, że się rozstają? On ewidentnie męczył się w tym małżeństwie. Teraz będzie miał okazję odetchnąć i nabrać do wszystkiego dystansu, a już na pewno będzie bardziej ostrożny w wyborze kolejnej pani Dobrzańskiej.

Nawet nie wiedział kiedy a już stał się wolnym człowiekiem. Paulina załatwiła ten rozwód błyskawicznie i bez orzekania o winie. Zresztą on w żadnym stopniu nie czuł się winny, ale poszedł jej na rękę. Oboje nie chcieli prać publicznie brudów. To było rozstanie z wielką klasą. Paulinie bardzo zależało na pośpiechu, bo już zaplanowała wraz z Fabio swoje dalsze życie. Przede wszystkim postanowiła wyjechać wraz z nim do Włoch i tam je układać. Zanim jednak złożyła wypowiedzenie w F&D przepisała na Alexa wszystkie swoje udziały. Ucieszył się bardzo, bo teraz połowa firmy należała do niego. Ona nie traciła czasu. Szybko pozamykała swoje sprawy w Polsce i pożegnawszy się seniorami Dobrzańskimi wyleciała wraz z Fabio do Włoch.
Dobrzańscy ciężko przeżyli ten rozwód. Byli pewni, że to małżeństwo przetrwa i wkrótce na świecie pojawią się wnuki. Nie obwiniali za jego rozpad Marka, bo Paulina przyznała im się do wszystkiego. Nawet do tego, że źle traktowała ich syna, choć nie do końca zasłużył sobie na to. Oni próbowali jeszcze na nią wpłynąć, ale kategorycznie powiedziała, że to nie Marek jest jej miłością i nie może i nie chce z nim dłużej żyć. Namawiali go na sprzedaż domu i powrót do nich, ale zdecydowanie odmówił.
- Ten dom mi się podoba. Lubię go i nie mam zamiaru sprzedawać. Dobrze mi się tam mieszka. Poza tym nie mogę wam siedzieć na karku. Jestem dorosły i powinienem mieszkać osobno.

Nie było teraz dnia, by Olszański nie namawiał go na wypad do klubu.
- Jesteś wolny bracie. Możesz robić, co tylko chcesz, bo już nie ma tej Ksantypy przy tobie i nikt nie będzie ci robił awantur. Chodź, pójdziemy i wyluzujemy trochę.
Krzywił się z niesmakiem na takie propozycje. Po odejściu Pauliny, a przede wszystkim po tym wypadku jakoś odechciało mu się klubów i wiecznych hulanek.
- Daj spokój Seba. Nie masz jeszcze dość? Jedź do mnie. Napijemy się piwa i pogadamy, ale do klubu mnie nie wyciągniesz.
- Wieczór z tobą? – Zakpił. – O niczym innym nie marzę. Ja już wolę jakąś panienkę. Nawet najbrzydsza będzie od ciebie ładniejsza. O! Umówię się z Brzydulą. Może będzie miała ochotę na małe szaleństwo.
Marek słysząc te słowa spoważniał w momencie. Spojrzał w oczy Olszańskiemu i dobitnym głosem powiedział.
- Jeszcze raz ją tak nazwiesz, jeszcze raz usłyszę, że drwisz sobie z niej i się z niej nabijasz, koniec naszej przyjaźni. Zapamiętaj sobie. Ja nie żartuję. Surowo ukarzę każdego, kto ośmieli się z niej kpić. W tym wypadku nie będę pobłażliwy i wywalę z roboty na zbity pysk. Uważaj więc.
- No już dobrze. Nie unoś się tak. Nie wiedziałem, że jesteś taki drażliwy na jej punkcie.
- Jestem, więc nie przeciągaj struny.
Zbity z tropu Olszański podniósł się z kanapy. Rzucił tylko „na razie” i zamknął drzwi z drugiej strony.
lectrice (gość) 2013.10.24 17:55
No i co za zrzadzenie losu, ze Marek z calego Rysiowa musial staranowac wlasnie posiadlosc Cieplakow!
I to gadanie po pijanemu o uczuciach do Uli, drazliwosc na jej punkcie w rozmowie z Sebastianem to juz jest przedsionek do nastepnego rozdzialu... Bardzo mi sie podobalo to "kocham sie"!
To rozstanie z Paulina, takie gladkie i rozsadne dowodzi tego ze byli na tym samym etapie "niekochania", kiedy obojetnosc do drugiej osoby pozwala nam spokojnie myslec o rywalach, a nawet miec nadezieje, ze sie pojawia , byle tylko ten niefortunny partner dal nam spokoj.
Dobrze sie czyta to opowiadanie, jest na poziomie codziennego zycia, nie ma nadzwyczajnych wydazen, Marek wydaje sie byc zwyklym facetem mimo bogatej rodziny i pozycji w firmie. Wszystko toczu sie i naturalnie.
W oczekiwaniu na cd...
MalgorzataSz1 2013.10.24 18:16
lectrice

Właśnie dlatego, że wszystko dzieje się póki co naturalnie taki jest tytuł opowiadania "Proza życia".
A co do wstawionego Marka, ponoć będąc pod wpływem zawsze mówi się prawdę i coś w tym musi być. To dopiero pierwsze podchody, trudne do zinterpretowania pojedyncze odczucia, ciepłe odruchy, stawanie w obronie Uli itd. Oczywiście z czasem to się wykrystalizuje i nabierze konkretnych cech tak właściwych dla miłości. Aby to się spełniło użyję tu bodźca, który da Markowi do myślenia. Jakiego? O tym przeczytasz już niedługo.
To, że Marek wjechał w płot Cieplaków i bronił Uli przed Sebą jest przeze mnie zamierzone. Tylko miało wyglądać na zbieg okoliczności.
Drugi, szczęśliwy zbieg okoliczności to odejście Pauliny. Marek nie kochał jej i wcale nie odczuwa żadnego dyskomfortu w związku z tym a raczej przeciwnie, jest zadowolony z takiego obrotu sprawy. Najgorsza jest obłuda, a on nie chce żyć w sztucznym związku.
Jestem Ci wdzięczna lectrice za komentarz i cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Aniula (gość) 2013.10.24 18:50
Małgosiu,
Jak zawsze cudowny rozdział. Najbardziej jestem zadowolaona z rozstania Pauliny i Marka. Dobrze, że nie kłócili się o to, kto jest winny, bo oboje byli tak samo winni.
Marka coraz bardziej ciągnie do Uli, że nawet musiał w jechać w jej ogrodzenie. Coś mi się wydaje, że on już coś do niej czuje, choć nie jest tego świadomy.
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
Ps: Postaram się dzisiaj około 21 dodać kolejny rozdział u siebie, na który serdecznie Cię zapraszam.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Ania.
MalgorzataSz1 2013.10.24 19:46
Aniula

Do rozstania musiało dojść, bo inaczej nie doprowadziłabym do tego, żeby Ula i Marek zostali parą.
Marek był winny tylko w tym sensie, że odreagowywał w klubach sposób traktowania go przez Paulinę. Tutaj waga grzeszków zdecydowanie przechyla się na stronę panny FE, bo to ona zaczęła zdradzać Marka w dodatku z facetem, który był jej pierwszą miłością. Jest o tyle w porządku, że rozstaje się bez żadnych roszczeń i nie uzurpuje sobie prawa do niczego. To rozwód w białych rękawiczkach bez prania brudów..
Czy Marek coś czuje do Uli? Chyba tak naprawdę nie. Z całą pewnością bardzo ją lubi i docenia jej fachowość. Jak to się dalej rozwinie niedługo się okaże. Ja zapraszam Cię w niedzielę na kolejną cześć.
Wielkie podziękowania za komentarz a do Ciebie zajrzę na pewno. Pozdrawiam. :)
Abstrakt (gość) 2013.10.24 21:13
Witaj Małgosiu :-)

Akcja galopuje :-)
Przyjęcie, szybka decyzja i Ula wraz Maćkiem pracują dla Marka. Paulina i jej decyzja - rozwód i wolność.
I w końcu in vino veritas ;-) Miłosne wyznanie, wypowiedziane w stanie upojenia i stanowcze słowa do Seby. No no no fiu fiu fiu..... :-) Akcja się rozkręca :-) Błyskawica.
Nie masz wrażenia, że to wszystko samo się układa, Marek nie musi zbytnio interweniować, załatwiać, starać się i znosić impertynencji Pauli, sama wszystko załatwia. Miłość potrafi zdziałać cuda... Szczególnie ta niewyartykułowana ;-)

I to lubię :-)
Teraz muszę zmykać, ale jeszcze tu wrócę :-)
Pozdrawiam serdecznie
MalgorzataSz1 2013.10.24 22:20
Abstrakt

Tak jak akcja opowiadania przyśpieszyła tak i Ty dzisiaj pogalopowałaś z komentarzem. Ha ha ha.
W winie prawda, jak mówią starożytni górale. Mareczek akurat nie winkiem się zaprawił a znacznie mocniejszym trunkiem, ale kto wie, może właśnie powiedział prawdę?
Odnośnie zachowania Pauliny to pomyślałam sobie, że właściwie w każdym opowiadaniu to Marek usilnie dąży do rozstania z nią i postanowiłam, że zamienią się rolami. Oczywiście taka decyzja Pauliny jest mu na rękę, bo ma dość kłótni i bezustannych pretensji. Cieszę się, że odnosisz wrażenie, że wszystko układa się samo. Ja zazwyczaj idę bohaterom na rękę i to wydaje się być w moim przypadku już jakimś skrzywieniem. (boję się pomyśleć, że to patologia :D) Lubię jednak, gdy sprawy toczą się po ich myśli, podaję proste rozwiązania byle by doprowadzić do szczęśliwego finału. Może jednak to nie jest takie dobre? Muszę się nad tym zastanowić.
Cieszę się, że przeczytałaś i napisałaś co myślisz na temat rozdziału. Ja zapraszam Cię już na następny, ten niedzielny.
Serdecznie cię pozdrawiam. :)


Kasia (gość) 2013.10.26 18:35
Małgosiu,

Przede wszystkim bardzo, bardzo chcę Cię przeprosić, że nie zaglądałam przez jakiś czas na Twojego bloga. Po prostu musiałam poukładać kilka spraw. Ale wszystkie notki już nadrobiłam :) Zacznę może od poprzedniego opowiadania "Upadki i wzloty". Bardzo piękne opowiadanie. Dobrzański pomógł Uli, gdy ta nie miała się gdzie podziać i zabrał ją do swojego mieszkania, zwłaszcza że nawet nie znał Uli. Niewiele jest takich ludzi. W dodaku Marek robił to bezinteresownie. Coś go do niej ciągnęło.
O ojcu Uli to już nawet nie wspomnę. Po prostu postąpił karygodnie i bezczelnie. Bo jak można wyrzucić ciężarną córkę z domu, a później pozwolić 'znęcać' się nad pozostałymi dziećmi jakiejś obcej kobiecie? To takie smutne [...] Zakończenie jak zwykle rewelacyjne. Dobrze, że tak potoczyły się losy z Józefem i cieszę się że Ula mu nie wybaczyła. Też bym tak postąpiła. Marek pokochał Basię całym sercem co jest bardzo ważne i traktuje ją jak własną córkę. To takie piękne. Coś czułam, że ta rodzinka im się powiększy. Zakończenie ma happy end i to jest najważniejsze. Dobra przechodzę teraz do obecnego opowiadania "Proza życia". Marek i Paulia już od początku opowiadania są małżeństwem. Jak się domyślałam nieszczęśliwym. Zdziwiłam się gdy przeczytałam, że ten pomysł z domem poza Warszawą jest Pauliny. Ula zostaje gospodynią w ich domu . Myślałam, że Paulina się nie zgodzi, aby Ula nią została. A jednak stało się inaczej. Marek i Maciek nie są wrogami w tym opowiadaniu przynajmniej narazie nie wiem jak potoczy się dalej to opowiadanie, ale coś czuję że zostaną takie relacje jakie są obecnie.
To gadanie pijanego Dobrzańskiego kiedy wjechał w posiadłość Cieplaków była świetna. Najpiękniejsze były te słowa które wypowiedział pod koniec - "Kocham Cię". Niestety nie był świadomy tego co mówił, ale kto wie może niedługo wypowie te słowa już w pełni świadomy. Paulina i Marek już nie są razem . Rozstali się jak porządni ludzie. Bez wyzwisk, bez kłótni i bez przeszkód. Marek jak rycerz bronił Uli przed Sebą. Chyba to coś oznacza, prawda ?
Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam za moją nieobecność. Teraz będę tu zaglądać bardzo często. Pozdrawiam Cię serdecznie ;)
MalgorzataSz1 2013.10.26 19:03
Kasiu.

Bardzo się cieszę, że wróciłaś. Ciągle zaglądam na Twój blog z nadzieją, że pojawi się kolejny rozdział obu opowiadań, więc jeśli czas Ci pozwoli to napisz coś.
Rzeczywiście dawno Cię nie było skoro komentujesz poprzednie opowiadanie. Ja już jednak idę dalej i nie będę o nim pisać a jedynie ustosunkuję się do drugiej części Twojego komentarza.
Jak pisałam już wyżej to zawsze Paulina obwiniała Marka o plebejski gust i to zawsze Marek dążył do rozstania się z nią. Postanowiłam odwrócić sytuację. Paulina marzy o domu na wsi i to ona zdradza Marka i dąży do rozwodu.
Pijany Marek powiedział wiele rzeczy a to czy po trzeźwemu wyzna Uli miłość chyba nie budzi żadnych wątpliwości. Nie nastąpi jednak to tak prędko. Stanie się coś, co spowoduje, że on spojrzy na Ulę z innej perspektywy. Dam mu do tego bardzo sugestywny bodziec, który uaktywni jego szare komórki. Te wszystkie gesty w jej kierunku jeszcze trudno uznać za rodzące się uczucie. Oni doskonale się rozumieją i uzupełniają nawzajem. Ula imponuje mu wiedzą i fachowością. On ją docenia i wszelkie ataki w postaci paskudnych epitetów przyjmuje jako obrazę i traktuje niezwykle osobiście. To dlatego takie potraktowanie Sebastiana.
Maciek nie będzie w tym opowiadaniu antagonistą Marka. Zawdzięcza mu pracę i to dobrze płatną i choćby z tej wdzięczności nie będzie robił nic przeciwko niemu.

Baaardzo Ci dziękuję za tak obszerny komentarz. Pozdrawiam Cię najserdeczniej z nadzieją, że wkrótce umożliwisz i mnie zostawienie podobnego na Twoim blogu. Już dzisiaj zapraszam Cię na jutrzejszy, nowy rozdział tej historii. :)
Marcysia (gość) 2013.10.26 23:51
Małgosiu,
ja, już tradycyjnie, komentuję czwartkową notkę na ostatnią chwilę. Taki już mój los. Ale bardzo mnie ta część rozbawiła. Abstrahując od karygodnego zachowania Marka, ta sytuacja była naprawdę zabawna. Pijany Marek, który pod wpływem docenia Ulę. Ciekawe.
I okazało się, że panna Febo święta nie jest. Łatwo przyszło, łatwo poszlo. Nie są już małżeństwem. Chwała Ci za to!
Nie mogę się już doczekać jutra i kolejnej części. Buziaki!!!
Aniula (gość) 2013.10.27 00:11
Małgosiu.
Zapraszam Cię serdecznie na dwunasty rozdział mojego opowiadania.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Ania
MalgorzataSz1 2013.10.27 09:17
Marcysiu

A już obawiałam się, że nie zdążysz. To był taki rzut na taśmę.
Ten bełkot pijanego Marka miał być śmieszny a miejscami nawet rozbrajający. Takie było założenie, bo Marek z natury jest łagodnym człowiekiem i jeśli się już upija, to jego stan wskazuje na pewną bezradność i komiczność.
Ten kolejny rozdział będzie taki "przejściowy". Nie wniesie zbyt wiele do opowiadania, ale i taki jest potrzebny.
Bardzo Ci dziękuję za wpis i pozdrawiam serdecznie. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz