Łączna liczba wyświetleń

15380062

środa, 7 października 2015

"UPADKI I WZLOTY" - rozdział 10 ostatni

 

13 październik 2013
ROZDZIAŁ 10
ostatni



Dopił kawę i spojrzał na nich.
- I tak to właśnie wygląda. Teraz wiecie już wszystko. Te dzieciaki nigdy tak naprawdę nie zaznały dzieciństwa, no chyba tylko wtedy, gdy żyła ich matka. To jednak nie dotyczy Beatki. Ich ojciec jest niezwykle surowy i wymagający, ale też kompletnie nieodpowiedzialny. To Ula wzięła na swoje barki wychowanie i Betti i Jaśka. Była dla nich jak druga matka, a on wyrzucił ją z domu tylko za to, bo uznał że za dużo na nią wydaje. Który ojciec jest równie podły? Zresztą dużo by mówić. Ani ona ani ja nie dopuścimy, żeby oni mieli wrócić do Rysiowa.
- Macie rację a my popieramy tą decyzję. Te biedne dzieci nie zasłużyły sobie na takie traktowanie. Mam nadzieję, że prawnik się spisze i pozbawi go praw.
- My też na to liczymy mamo. Będę się zbierał. Późno się już zrobiło, a ja może będę potrzebny Uli.
- Pozdrów ją od nas synku i powiedz, że bardzo się cieszymy, bo zrobiła nam najlepszy prezent na świecie. Mamy też nadzieję zobaczyć niedługo maleństwo.
- Możemy się umówić wstępnie na sobotę. Przyjechalibyście na obiad. Do soboty jednak będę miał trochę latania i po prostu wcześniej nie dam rady. Zadzwonię, gdyby miało się coś zmienić.
Przez resztę tygodnia biegał jak nakręcony, ale pozałatwiał absolutnie wszystko łącznie z zameldowaniem Jaśka na Raszyńskiej. Po wizycie u rodziców powiedział Uli, że oni bardzo chcą zobaczyć swoją wnuczkę. Powiedział o propozycji sobotniego obiadu.
- Ja kochanie zaopiekuję się Basią. Przywiozę też wszystko ze sklepu. W piątek po południu zabiorę dzieciaki. One pomogą w zakupach a ty będziesz miała trochę oddechu. Zgodzisz się?
- Oczywiście. Nie mogłabym odmówić. Przygotuję coś smacznego. Może upiekę ciasto? Zrobię listę zakupów, żebyś nie kupował na łapu capu.

W sobotę krzątała się od bladego świtu. Basia na ogół była spokojnym dzieckiem, ale budziła się dość wcześnie. Ula nie chciała absorbować Marka. Wracał ostatnio taki zmęczony, że padał na twarz. Nie miała sumienia angażować go w próby usypiania małej. Usłyszała jej kwilenie już o czwartej rano i zerwała się natychmiast. Kołysząc w ramionach usiłowała ją uspokoić. Mała usnęła o piątej nad ranem a ona postanowiła nie kłaść się już. Miała trochę roboty w związku z tym obiadem. Chciała, żeby wypadł dobrze i żeby jej przyszli teściowie byli zadowoleni.
O siódmej znowu usłyszała płacz małej. Zabrała ją do salonu. Tam zmieniła jej pampers, śpioszki i nakarmiła ją. Postanowiła zostawić ją na kanapie. Przynajmniej będzie miała na nią oko. Niedługo powinna wstać Betti to zajmie się nią.

Dobrzańscy przyjechali o czternastej. Uściskali Ulę serdecznie dziękując jej za ten cud, którego się nie spodziewali. Przywitali się z Beatką podziwiając jej podobieństwo do Uli. Zachwycili się maleństwem.
- Rzeczywiście jest bardzo do ciebie podobna. Ma śliczne oczy tak jak ty. Niemal granatowe. Kiedyś wyrośnie na prawdziwą piękność jak jej matka.
Bardzo miło przebiegł ten obiad. Smakował seniorom i chwalili kulinarny talent Uli. Pożegnali się wieczorem. Pomogła umyć się Beatce i przeczytała jej jeszcze bajkę. Marek w tym czasie usypiał Basię. Weszła do salonu i ciężko usiadła na kanapie. Trochę zmęczyła ją ta wizyta. Po chwili dołączył do niej Marek. Usiadł obok i objął ją ramieniem.
- Usnęła?
- Śpi jak aniołek. Napijesz się wina?
- Nie mogę Marek. Przecież karmię.
- No tak… zapomniałem. W takim razie i ja zrezygnuję. Może wybierzemy się jutro na spacer? Ubierzemy małą ciepło, co? Jasiek ma rano przyjechać i zabrać Betti. Idą do kina.
- Dobrze. Możemy iść. – Zamilkli. On bawił się jej włosami, by po chwili rzec cicho.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię pragnę. Szaleję na samą myśl.
Popatrzyła na niego uważnie przytulając dłoń do jego policzka.
- Ja wiem kochanie, że my nigdy… no wiesz… Ale obiecuję ci, że jak tylko skończy się połóg wynagrodzę ci wszystko. Teraz moje ciało dochodzi do normy po porodzie i nie powinnam współżyć w tym czasie. Jeszcze trochę wytrzymaj, dobrze? – Westchnął.
- Wytrzymam Ula. Wytrzymałem tyle czasu to i te kilka tygodni wytrzymam, chociaż będzie to bardzo trudne.
Nazajutrz pojechali do parku. Tam przy ławeczce ukrytej wśród bujnej zieleni oświadczył się jej wkładając na palec skromny, ale bardzo piękny pierścionek z diamentowym oczkiem. Była wzruszona, chociaż wiedziała doskonale, że kiedyś nastąpi ta chwila. On mówił jak bardzo mu zależy, by przed ołtarzem usankcjonować ten związek.
- I ja tego pragnę – mówiła – ale jeszcze długa droga przed nami. Niedługo powinnam znać terminy obrony. Muszę trochę pochylić się nad nauką. I jeszcze ta rozprawa w sądzie. Trochę się jej boję.
- Nie martw się skarbie. Zobaczysz, że wszystko ułoży się po naszej myśli.

Na początku czerwca przysłano jej maila z uczelni informującego, że obronę z ekonomii będzie miała w dniu dziesiątym czerwca o godzinie jedenastej. Z zarządzania i marketingu miała się bronić osiemnastego o dziesiątej. – Kurde blaszka – pomyślała – mało czasu. - A jednak potrafiła się zmobilizować. Marek i dzieciaki starali się ją odciążyć od opieki nad Basią i zapewnić jej maximum czasu na naukę. Często też przyjeżdżała Helena, której pomoc okazała się nieoceniona. Ula wtedy mogła spokojnie i bez stresu pochylić się nad książkami. W dniu pierwszej obrony Dobrzańska przyjechała wcześnie rano. Przyjrzała się swojej przyszłej synowej i stwierdziła, że jest mocno zdenerwowana. Podeszła do niej i pogładziła ją po plecach.
- Uspokój się dziecko. Jesteś świetnie przygotowana i znakomicie sobie poradzisz. O nic się nie martw. Ja zajmę się i Basią i Beatką. – Ula spojrzała na nią z wdzięcznością.
- Dziękuję pani Heleno. Chyba potrzebowałam tych słów.
- Jadłaś coś w ogóle? – Pokręciła przecząco głową.
- Nie… Chyba nie dam rady… Odciągnęłam mleko. Jest w lodówce. Wystarczy podgrzać, gdyby mała się dopominała. Myślę, że koło pierwszej powinnam wrócić.
Jej obawy okazały się zupełnie niepotrzebne. Kiedy weszła na salę egzaminacyjną cały stres w jakiś dziwny sposób z niej odpłynął. Nagle poczuła spokój. Na każde pytanie odpowiadała rzeczowo i konkretnie. Profesor Rychter uśmiechał się pod nosem kiwając z aprobatą głową. Kiedy odpowiedziała już na ostatnie pytanie uśmiechnął się szeroko i rzekł.
- Dziękujemy pani Urszulo. Jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani a ja w szczególności, bo nie zawiodła mnie pani. Obrona poszła znakomicie i dajemy pani najwyższą notę. Zasłużyła pani na nią w pełni.
Wybiegła z uczelni jakby dostała skrzydeł. Na dziedzińcu zobaczyła szczerzących się do niej Marka i Sebastiana. Podbiegła do nich i rzuciła się Markowi na szyję by następnie uściskać Olszańskiego.
- Zdałam! Zdałam na bardzo dobry, uwierzycie?
- No pewnie. Nawet nie zakładaliśmy, że będzie niższa ocena. To dla ciebie kochanie – Marek wyjął zza pleców wielki bukiet czerwonych róż – z wielkimi gratulacjami od nas. – Wtuliła twarz w czerwone płatki.
- Dziękuję kochani. Są piękne i pięknie pachną. Zawieziesz mnie do domu, czy musicie wracać?
- Musimy wracać, ale zawieziemy cię. Jak obronisz tę drugą pracę tak celująco, będziemy świętować. Musimy to uczcić, prawda Seba?
- Absolutnie! Nie ma innej możliwości.
Obrona drugiej pracy też nie była dla nich niespodzianką, bo Ula obroniła ją podobnie jak pierwszą. Mimo to i tak nie mogli jej teraz zatrudnić na stałe w firmie, bo dziecko było zbyt małe, żeby mogła pracować na etacie. Zostało więc tak jak do tej pory. Pilnowała internetowej wyprzedaży i spokojnie mogła to robić w domu. Jeśli nawet musiała jechać do magazynów, to zawsze chętnie przyjeżdżała do dziecka Dobrzańska.
Jasiek zakończył rok szkolny z dobrym świadectwem. Odetchnął. Świadomość, że nie będzie już musiał dojeżdżać do Rysiowa sprawiła mu ulgę. Przez ten czas tylko dwa razy widział swojego ojca, ale nie podszedł. Nie chciał mieć z nim nic wspólnego szczególnie, że towarzyszyła mu ta wstrętna kobieta. Omijał rodzinny dom szerokim łukiem. Ostatnią klasę liceum miał zacząć tu, w Warszawie. Teraz jednak były wakacje. Ula i Marek nie mogli zaplanować im wypoczynku na jakimś obozie. Ciągle czekali na wezwanie do sądu. Dokumenty prawnik złożył tuż po wizycie u niego Marka, jednak w sądzie nie spieszono się specjalnie i być może był to wynik zaczynającego się sezonu urlopowego. Czekali więc.
Jasiek teraz częściej zajmował się Beatką. Nie narzekał, bo zabierał ją w różne, ciekawe miejsca, gdzie mogła się pobawić i wybiegać. Dzięki temu i Ula miała więcej czasu, by poświęcić go firmie i dziecku. Mała rosła w oczach. Miała już dwa miesiące i zaczęło interesować ją otoczenie. Marek często przekręcał ją na brzuszek i z radością obserwował jak próbuje unosić główkę. Leżąc na plecach potrącała rączkami wiszące nad nią zabawki i w ten sposób zajmowała się sama sobą. Często też naśladowała już mimikę i powtarzała gesty. Zaczęła też głużyć wydając z siebie krótkie, gardłowe dźwięki. Już nie potrafili wyobrazić sobie, że miałoby jej nie być. Była ich radością, gwiazdeczką, promyczkiem i największym szczęściem.
Pod koniec lipca ochrzcili ją. Ania z radością zgodziła się zostać matką chrzestną tej ślicznotki. Zamówili lokal uznając, że tak będzie najlepiej i tak oto Barbara Magdalena Dobrzańska przestała być małą poganką.
Pod koniec lipca przyszedł też tak długo wyczekiwany pozew. Sprawa miała się odbyć dwunastego sierpnia rano. Ulę już na kilka dni przed rozprawą dopadł stres. Jasiek też nie wyglądał na zachwyconego. Na rozprawę stawili się wszyscy. Dzieciaki miały ładne, modne ubrania a Ula po wizycie u fryzjera, gdzie wreszcie skróciła dość solidnie włosy i zmieniła ich kolor na czekoladowy, wyglądała zjawiskowo w eleganckiej sukience projektu Pshemko.
Wchodząc do gmachu sądu zauważyli w holu stojącego ojca, któremu towarzyszyła niewiele młodsza od niego kobieta. Według Uli zupełnie przeciętna. Ona widziała ją po raz pierwszy. Rzuciła szeptem do Marka
- Spójrz, to właśnie nasz ojciec. Stoi tam na lewo.
I on przyglądał się im badawczo. Ledwo poznał swoją najstarszą córkę. - Musi jej się powodzić w życiu, bo wygląda jak milion dolarów. Ciekawe czy urodziła tego bachora Dąbrowskiego – pomyślał.
Wkrótce wezwano ich wszystkich na salę rozpraw. Prawnik Uli wyjaśnił sądowi, w jakim celu się tu zebrali. Udowadniał, że Józef nie był dobrym ojcem, że zaniedbywał wielokrotnie dwójkę swoich dzieci, a najstarszą wyrzucił z domu, bo była w trzecim miesiącu ciąży. Powołał się na stosowny przepis ustawy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, który mówił, że jeśli władza rodzicielska nie może być wykonywana z powodu trwałej przeszkody, albo jeżeli rodzice nadużywają władzy rodzicielskiej lub w sposób rażący zaniedbują swe obowiązki względem dziecka, sąd opiekuńczy powinien pozbawić rodziców tej władzy. Udowadniał, że takie właśnie rażące zaniedbania nastąpiły w tym przypadku i nacechowane były nasileniem złej woli, uporczywością i nieporadnością.
W czasie kiedy zeznawał najpierw Jasiek a potem Ula, Beatkę zabrano na rozmowę z psychologiem. Nagrywano ją, by później przedstawić sądowi. Przesłuchano również Marka, który opowiedział w jakich okolicznościach poznał Ulę. Ona podczas swoich zeznań wielokrotnie podkreślała jak bardzo nieoceniona stała się dla niej a także dla jej brata i siostry ofiarna pomoc Dobrzańskiego. Zapewniała, że ma pracę i jest w stanie utrzymać siebie i swoje rodzeństwo. Na dowód tego przedstawiła wyciąg swoich zarobków.
- Ale to nie jest stałe zatrudnienie – zakwestionował ten wykaz sędzia główny.
- Jeszcze nie, ale niedawno obroniłam prace dyplomowe na dwóch kierunkach studiów, bo to było właśnie warunkiem zatrudnienia mnie na etacie. Teraz jednak wychowuję małe dziecko i nie mogę pracować przez osiem godzin. Niezależnie od tego dochód ze zleconych prac jest na tyle wysoki, że jestem w stanie utrzymać nas wszystkich.
- Ma pani świadomość, że na ojcu spoczywa obowiązek alimentacyjny względem młodszych dzieci.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mam zamiaru skorzystać z tego prawa. My od tego człowieka nic nie chcemy. Niech idzie swoją drogą i nam też niech pozwoli żyć po swojemu. Jednak niech nie liczy już nigdy na to, że któreś z nas wyciągnie do niego rękę, gdy będzie stary i chory. My chcemy zapomnieć, że kiedykolwiek mieliśmy ojca. On powinien zapomnieć, że kiedykolwiek miał dzieci. – Spojrzała w oczy ojcu. – Skrzywdziłeś nas tato i na to nie ma usprawiedliwienia. Pozwoliłeś obcej kobiecie pastwić się nad Beatką. Ta kobieta proszę sądu poparzyła moją siostrę gorącą zupą tylko dlatego, że nie chciała jej jeść. Do dziś nosi ślady po tym oparzeniu, a ty nawet nie zareagowałeś. – Zalśniły jej w oczach łzy. – Co z ciebie za ojciec, który przedkłada dobro swojej kochanki nad dobro swoich dzieci? – Była roztrzęsiona. Sędzia główny widział jak bardzo wiele kosztuje ją to zeznanie i pozwolił jej usiąść. Po niej zabrał głos prawnik reprezentujący jej ojca. Bronił go jednak bez przekonania a argumenty były słabe. Potem ponownie głos zabrał prawnik Uli. To była już mowa końcowa. Po niej nastąpiła półgodzinna przerwa, bo sąd udał się na naradę. Po tym czasie ogłoszono wyrok. Mówiono, że sąd kierując się dobrem dzieci i interesem społecznym pozbawia Józefa Cieplaka całkowicie władzy rodzicielskiej nad niepełnoletnimi dziećmi i przyznaje ją Uli. Zwalnia go też na wyraźną prośbę jego najstarszej córki z obowiązku alimentacyjnego.
Wyszli z sali uradowani. Marek i Ula dziękowali prawnikowi. Kiedy żegnali się z nim podszedł do nich Józef. Stanął niepewnie i spojrzał córce w oczy.
- Chciałem cię przeprosić Ula za wszystko. Chciałem również przeprosić was – skierował spojrzenie na Jaśka i Betti. Ula popatrzyła na niego twardo z zaciętym wyrazem twarzy.
- Za późno tato na przeprosiny. Może kiedyś Bóg ci wybaczy to, czego dopuściłeś się względem nas, bo my nie potrafimy tego zrobić. Jeśli mama patrzy na to wszystko, to chyba przekręca się w grobie. Żegnaj.
Odeszli zostawiając go samego na środku korytarza.

Tej nocy, kiedy dzieci wreszcie usnęły kochał ją po raz pierwszy. Jej ciała nie zniszczył poród. Nadal była szczupła i zgrabna a on patrzył na nią z żarem w oczach i zachwytem. Pełne pokarmu piersi falowały przy każdym ruchu a on zatracał się w niej i tonął. Ona nigdy przedtem nie przeżyła tego co z nim. Nie miała pojęcia, że akt miłosny może być taki zmysłowy i piękny. Dostarczył jej tej nocy tylu niesamowitych, cudownych wrażeń, przyjemnych i błogich. Oddawała mu siebie z największą miłością i czułością szepcząc mu do ucha jak bardzo go kocha. Zasypiali nasyceni sobą i szczęśliwi. Ona myśląc, że jest wielką szczęściarą i nie mogłaby sobie wymarzyć lepszego człowieka na męża dla siebie i ojca dla swojej córki. On zasypiał wierząc, że Bóg stworzył specjalnie dla niego tę wyjątkową, piękną, niezwykle dobrą i wrażliwą kobietę, by pokochał ją całym sercem.

Wreszcie mogli zacząć planować swoje życie a przede wszystkim ślub. Marek wychodził ze skóry, żeby wszystko pozałatwiać jak najszybciej. Bardzo pomógł mu Sebastian wyręczając go w załatwianiu różnych rzeczy. Ania okazała się również pomocna. Tych dwoje najwyraźniej do siebie ciągnęło. Uroczystość miała być bardzo skromna i wyłącznie w towarzystwie najbliższych osób. Nie szukali sali weselnej, bo rodzice zaproponowali, żeby wesele odbyło się u nich w domu. Duża oranżeria nadawała się do tego doskonale.
Ślub odbył się w pierwszą sobotę października. Ciepłą i słoneczną. Gości była zaledwie garstka. Tylko najbliżsi i trochę ludzi z firmy. Zaprosili też rodzeństwo Febo, bo tak wypadało, ale żadne z nich nie potwierdziło obecności. Podróż poślubną odłożyli do momentu aż Basia będzie większa. Nie chcieli pozbawiać się radości, kiedy zacznie wymawiać pierwsze słowa lub raczkować. Tydzień po ślubie wraz z Sebastianem pojechali na cmentarz. Pomnik Barbary Olszańskiej rzeczywiście był okazały. Zapalili znicze i ułożyli piękną wiązankę kwiatów w wazonie. Odmówili modlitwę za spokój zmarłej. Potem już sami ruszyli do Rysiowa na grób Magdy Cieplak. Kiedy mijali dom z numerem ósmym Ula odwróciła głowę. Nie mogła się przemóc, by na niego spojrzeć. Marek zaparkował pod cmentarną bramą, wziął Basię na ręce i wraz z Ulą poszedł na grób. Był zaniedbany. Można było się domyślić, że Józefa nie było tu od bardzo dawna. Rozpłakała się.
- Jak on mógł tak zaniedbać grób mamy? Kochanie – spojrzała w oczy mężowi – tu niedaleko jest zakład, który zajmuje się nagrobkami. Pojedźmy tam. Zamówimy pomnik z płytą, choćby najskromniejszy. Nie będzie trzeba wtedy sadzić bratków każdego roku i o nie dbać. Nie mogę patrzeć na tą dewastację.
- Dobrze skarbie. Wziąłem pieniądze i możemy nawet wpłacić zaliczkę.
Ile mogła tyle uprzątnęła. Powyrywała zwiędłe już bratki i zapaliła znicze. W zakładzie kamieniarskim zamówili nagrobek z różowego marmuru. Najdroższy. Marek nawet nie chciał słyszeć, że miałoby to być lastryko lub inny kamień pośledniejszego gatunku. Miesiąc później stanął gotowy i piękny ze zdjęciem Magdy Cieplak.

Tak jak kiedyś mówił jej Marek, życie wyhamowało. Teraz mogła się wreszcie skupić tylko na wychowywaniu dziecka. Jasiek chodził do nowej szkoły a Beatka do zerówki. Dzieci wyraźnie odżyły.
Kiedy Basia skończyła rok i zaczęła już chodzić, Ula zaszła w drugą ciążę. Marek szalał ze szczęścia. Podobnie dziadkowie. Po raz drugi miała urodzić dziewczynkę. Basia tuliła się do jej powiększającego brzuszka i powtarzała – Dzidzia mama. Dzidzia. – Rozczulała ich tym. Mówiła coraz więcej i wyraźniej a im serca rosły z dumy.
Dziecko urodziło się zdrowe i miało wszystko na swoim miejscu. Było podobne do Marka. Miało jego czarne włosy, stalowo-szare oczy, długie rzęsy i dołeczki w policzkach.
Kiedy po porodzie zobaczył maleństwo popłakał się ze szczęścia.
- Jesteśmy pełną rodziną Ula. Mamy dwójkę pięknych, cudownych, zdrowych dzieci. Kocham cię i kocham nasze maluchy najmocniej na świecie i jestem bardzo, bardzo szczęśliwy.
- Ja też. Kiedy zabrałeś mnie z tego korytarza i przygarnąłeś miałam niejasne przeczucie, że staniesz się naprawdę kimś ważnym dla mnie i nie pomyliłam się. W moim życiu były wzloty i upadki, a dzięki tobie potrafiłam się z tych upadków podźwignąć. Jesteś miłością mojego życia i to już nigdy się nie zmieni.
Przytulił ją mocno do siebie z czułością całując jej usta.

K O N I E C
mentalista23 (gość) 2013.10.13 12:13
witam dziś już o szóstej obudziłam się aby przeczytać twoje opowiadanie a ono pojawiło się póżniej niż zwykle ale warto było czekać przepraszam że zawsze nie komentuje twoich opowiadań ale wiedz że tu jestem stale
Marcysia (gość) 2013.10.13 12:34
Malgosiu,
doprowadziłaś do końca kolejne cudowne opowiadanie, które wyszło spod Twojej ręki. Opowiadanie, w którym znów wygrywa dobro, a co najważniejsze - miłość. Znów miłość Uli i Marka. I malkontenci mogliby powiedzieć, że to banalne, nudne, bo koniec jest wiadomy. Skoro oni mówią cos takiego, to ja mówię - chcę więcej i więcej takich historii. Historii banalnych, ale przesyconych szczęściem i miłością.
Co do samej treści. Dobrzańscy szczęśliwi Basieńką. Dobrze, że tak pozytywnie przyjęli swoją wnuczkę. Poza tym cieszy mnie koniec męki związanej z Józefem. Troszkę za późno przeprosił. A czy w ogóle przepraszał szczerze? Gdy napisałaś o zaniedbanym grobie, zaczęłam w ową szczerość wątpić.
Tak czułam, że pod koniec opowiadania powiększy im się jeszcze rodzinka. Mają dwójkę dzieci, które kochają ponad życie. Fantastycznie, lepiej chyba być nie mogło!
Jedna kwestia mnie zaskoczyła - Sebastian i Ania, których ciągnęło do siebie. No, no, no. W życiu bym nie pomyślała. Ale w sumie, skoro Sebastian był takim dobrym człowiekiem w Twoim opowiadaniu, to dlaczego nie? :)
Dziękuję Ci za te cudowne dziesięć części i czekam na kolejne opowiadanie! Buziaki :))
MalgorzataSz1 2013.10.13 13:03
Mentalisto23

Bardzo Ci dziękuję, że nadal śledzisz blog. Ja w przeciwieństwie do Ciebie dzisiaj pospałam nieco dłużej, stąd to niewielkie opóźnienie w publikacji. Pod komentarzem napisanym przez Ciebie jakiś czas temu odpisałam, że chętnie poznam Twój pomysł na opowiadanie, ale nie odezwałaś się od tego czasu i nie wiem, czy masz nadal ochotę podzielić się nim ze mną. Jeśli tak, to napisz mi proszę na priva na streemo.


Marcysiu

Taką dziwną mam naturę, że lubię jak dobro wygrywa ze złem i w zasadzie każda moja historia kończy się zwycięstwem tego pierwszego. Wierzę w karmę i uważam, że jeśli jesteśmy dla ludzi dobrzy to z czasem to dobro do nas powróci. (Zupełnie jak Ula, która tak powiedziała Markowi, gdy odwoził ją na spotkanie z Violettą).
Cieszę się, że jesteś jedną z tych, które podzielają te upodobania. A wracając do tego rozdziału to powiem , że Józef oczywiście nie wyciągnął żadnych wniosków na przyszłość. Jego stosunek do dzieci jest chłodny i obojętny i mimo, że kochał kiedyś ich matkę, to nawet ze względu na pamięć o niej nie jest w stanie wykrzesać z siebie głębszych uczuć. No cóż... Taki typ. Ula zdjęła mu kłopot z głowy i to mu pasuje. W dodatku nie chciała alimentów dla Jaśka i Betti. Taka sytuacja zwykle mści się na nieodpowiedzialnym ojcu. On nie zawsze będzie w pełni sił, a kochance szybko może się znudzić. Zostanie sam i na starość nie będzie miał nikogo, kto mógłby zadbać o niego. To sprawiedliwe a przynajmniej ja tak uważam i mimo, iż zwykle pochylam się nad nieszczęściem innych, to nie sądzę, żebym miała takie same odruchy w stosunku do takiego ojca. Jego przeprosiny były nieszczere. Chciał się jakoś zachować, ale jego dzieci nie ufają mu już.
Grób był zaniedbany, bo skoro miał już inną kobietę, całkowicie zapomniał o żonie. Niestety to przykre, ale zdarza się i to wcale nie tak rzadko, bo takiemu facetowi wydaje się, że przeżywa drugą młodość. Jak to mówią "głowa siwieje, dupa szaleje".
Jeśli chodzi o Sebastiana, to zawsze kojarzymy go z roztrzepaną Violettą. Pamiętamy jednak, że w serialu miał epizod randkowy z Anią i w tym opowiadaniu postanowiłam, że Violetty nie będzie a zamiast niej pojawi się Ania.

Dziewczyny. Bardzo Wam dziękuję, że zaglądacie i komentujecie. Tobie Marcysiu dodatkowo za wszystkie przemyślenia związane z treścią każdego rozdziału.
Już w czwartek zapraszam Was na nowe opowiadanie "Proza życia". Jeszcze raz wielkie dzięki i gorące pozdrowienia. :)
miki (gość) 2013.10.13 13:53
Takie opowiadania piszesz tylko TY.Po przeczytaniu twojego opowiadania świat robi się piękniejszy,a ja z optymizmem patrzę w życie.Lubię jak wszystko się dobrze kończy,może to bajka,ale i bajki są nam potrzebne.
MalgorzataSz1 2013.10.13 14:09
Miki

Rozpłynęłam się przeczytawszy te miłe słowa. Nawet nie wiesz jak bardzo takie opinie dają siłę napędową do dalszego pisania. Bardzo dziękuję Ci za nie, bo bez wątpienia zmotywowały mnie do dalszej pracy.
Bardzo mnie cieszy też, że tak pozytywnie odbierasz moje historie. Sama lubię przeczytać coś, co kończy się szczęśliwie mimo początkowych dramatów. Czasy mamy takie, że trudno o uśmiech czy optymizm. Rzeczywistość często przygnębia i uwiera jak gwóźdź w bucie. Te opowiastki to mój sposób odreagowania na stresy i jeśli jeszcze znajdzie się ktoś, kto potrafi się wyluzować czytając te mało realne historie, to jestem z tego dumna i szczęśliwa.
Bardzo Ci dziękuję, że komentujesz każdy rozdział i regularnie tu zaglądasz. W czwartek zaczynam publikację nowej historii i już serdecznie Cię zapraszam na pierwszy rozdział.
Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego tygodnia. :)
Natalia (gość) 2013.10.13 14:58
Naprawdę bardzo miło czytało się to opowiadanie. Z każdą notką miałam ochotę na więcej i więcej. Zdaję sobie sprawę, Gosiu, że ubóstwiasz happy endy, więc i tym razem nie mogło zabraknąć sielanki. Dziękuję Ci za Twój "nieprzezroczysty styl" rodem z młodopolskim powieści oraz za wszelkie emocje i doznania. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie znów zaczniesz tworzyć coś innego. Ja osobiście nie mogę się doczekać. Proszę, nie daj nam od siebie odpocząć. Piszesz wspaniale i trzeba to wystawiać na widok publiczny. Pozdrawiam i dziękuję :)
lectrice (gość) 2013.10.13 16:13
Bardzo mile i dobrze nastrajajace opowiadanie.
Czekam na nowa opowiesc.
MalgorzataSz1 2013.10.13 17:29
Natalio

Odnoszę wrażenie, że ostatnio jakby ciągnęło Cię w stronę szczęśliwych zakończeń i w dodatku tyle komplementów, że brak mi słów. Nie miałam pojęcia, że piszę w stylu młodopolskich powieści, ale dziękuję, że tak uważasz. Oczywiście nie mam zamiaru dać Wam odpocząć, choć być może niektórzy odczuwają spory przesyt tej sielanki. W czwartek zaczynam nowe opowiadanie "Proza życia" z nadzieją, że przypadnie Ci do gustu.


lectrice

A ja dziękuję, że jesteś tu cały czas, śledzisz kolejne rozdziały i komentujesz. To dla mnie naprawdę ważne i bardzo to doceniam. Jak pisałam wyżej już w czwartek nowa historia, na którą serdecznie Cię zapraszam.

Dziękuję, dziękuję, dziękuję i pozdrawiam serdecznie dziewczyny. :)
Bea (gość) 2013.10.13 19:44
Małgosiu, twoje opowiadania to już nie tylko chęć powspominania Brzyduli, ale swoisty rytuał. Miło jest się na chwilę zatrzymać wśród codziennego zgiełku i przez te kilka minut zatracić się w stworzonej przez ciebie opowieści.
Wybacz, że nie komentowałam dwóch poprzednich części, ale ogrom obowiązków, które z dnia na dzień się pojawiły, trochę wybiły mnie z rytmu.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Dobro wygrało, miłość Marka i szczęśliwa rodzina. Zło poniosło klęskę, zło w postaci Józefa oczywiście. On nie zdaje sobie sprawy jak wielki błąd popełnił. Dobrze Ula powiedziała, że nawet jak będzie stary i schorowany nie będzie miał mu kto ręki podać, bo kochasia na pewno odejdzie.
Każda z chwil poświęconych czytaniu tego opowiadania, to dobrze zagospodarowana chwila. Czekam z niecierpliwością na kolejne.
A tymczasem wracam do zasad poezji i pisaniu z fragmentów notatek ;)

Pozdrawiam
Bea
P.S. Zapraszam do mnie.
MalgorzataSz1 2013.10.13 20:32
Bea

Twój rozdział przeczytałam wczoraj, ale nie dałam rady skomentować, bo co chwilę zarówno wczoraj jak i dzisiaj odciągano mnie od komputera, a przecież to musi być przemyślany i sensowny komentarz. Mogę Cię zapewnić, że jutro do południa na pewno pojawi się na Twoim blogu.
Bardzo dziękuję za przychylne przyjęcie tego opowiadania. Obawiałam się, że tak okropnie je przesłodziłam, że niektórych rozbolą od tego zęby. Ostatnio jestem jednak w takim trochę cukierkowym nastroju do pisania być może dlatego, że to moje prawdziwe samopoczucie jest pod psem i w ten sposób chcę je sobie trochę poprawić.
Zakończenie tej historii szczęśliwe i sprawiedliwe. Miłość znalazła spełnienie, a winny ukarany. Tak wyobrażam sobie happy end.
Ciekawa jestem, czy i Twoja historia zakończy się nim, bo zaczyna się robić coraz bardziej skomplikowana.
Wielkie dzięki, że mimo małej ilości czasu zajrzałaś i zostawiłaś komentarz.
Serdecznie Cię pozdrawiam i jeszcze raz zapewniam, że mój komentarz pojawi się u Ciebie jutro. :)
(gość) 2013.10.14 15:28
Kiedy możemy liczyć na pojawienie się nowego opowiadania?
MalgorzataSz1 2013.10.14 15:38
Nowe opowiadanie już w czwartek. Na razie idę starym schematem i dodaję rozdziały w niedziele i czwartki właśnie. Gdyby miało się coś zmienić to oczywiście dam znać. Pozdrawiam. :)
Abstrakt (gość) 2013.10.14 20:15
Witaj Małgosiu :-)

Dobrnęłyśmy do finału, jak bardzo szczęśliwego.
Kolejne podsumowanie, kolejne parę ładnych tygodni za nami :-)
Czytałam to opowiadanie z ogromną przyjemnością, obserwowałam jak dobry może być człowiek wobec drugiego człowieka, i jak bardzo bezinteresowny.
Owszem, początek historii był bardzo dramatyczny, gdzie bohaterka sponiewierana trafia w przysłowiową nicość. Droga donikąd, gorączka, niebyt i potem przebudzenie w innym, już lepszym świecie. I już wtedy jest tylko lepiej. O ile fajniej tak może być, prawda? I o ile prościej. Oczywiście jest splot wielu pozytywnych sytuacji, które pasują jak ulał ale... mimo wszystko.
Znowu Ci się pięknie udało Małgosiu, wyszło przepyszne ciasto. Składniki są świetne, wciąż świeże, tylko kolejność ich podawania się zmienia. Ale co z tego. Zawsze jest pysznie :-)
Porównałam to do smakowitego ciasta, ciastka, bo faktycznie tak się czuję, jakbym kolejny raz smakowała pyszne, ulubione ciastko. I to lubię :-)

Cieszę się, że nowa historia nadchodzi wielkimi krokami, i że już zaraz będą nowe emocje. Nie pamiętam tytułu zapowiedzi, poczekam do czwartku, choć z nieukrywaną niecierpliwością :-)

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :-)
MalgorzataSz1 2013.10.14 20:45
Abstrakt

Twój komentarz jak zawsze pełen pochwał dla mnie i przyznaję, że czytanie go jest prawdziwą przyjemnością. Z drugiej jednak strony jestem wobec siebie dość krytyczna i nie wiem, czy rzeczywiście zasługuję na nie wszystkie i to nie jest kokieteria.
Istotnie historia była mocno łzawa i totalnie przesłodzona. Następna, choć również dobrze się skończy, nie będzie już taka pełna lukru. Chociaż...? Ha, ha. Oczywiście trochę posłodzę, bo nie była bym sobą. Jej tytuł to "Proza życia", ale nadal nie mam pewności, czy jest adekwatny do treści. Jakoś nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Jeśli za prozę życia uznać chwile smutne i wesołe, chwile dramatyczne i te pozbawione dramatów, sposób podejścia do pracy zawodowej i sposób funkcjonowania w określonej grupie społecznej, to tytuł może się sprawdzić. Ocenicie sami, bo zaczynam dodawać już od tego czwartku.
Po prawej stronie bloga wypisane są tytuły opowiadań, a wśród nich te ostatnie przygotowywane do publikacji i tam możesz sobie sprawdzić, co będzie wklejane według kolejności.
Dziękuję Ci za wszystkie komentarze, które czytam z przyjemnością i uśmiechem na ustach, bo są przychylne i przemyślane. Mam nadzieję, że kolejna historia również przypadnie Ci do gustu czemu dasz wyraz we wpisach.
Pozdrawiam Cię Abstrakt najserdeczniej i jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz i Twoją obecność tutaj. :)
chochlik13 (gość) 2013.10.15 19:32
Małgosiu Kochana!
Czytam Twojego bloga od bardzo dawna, ale zostawiam tutaj dopiero pierwszy komentarz. Przepraszam Cię za to bardzo, ale czasami ie potrafię znaleźć słów, aby podziękować Ci za te perełki. Przeczytałam wszystkie opowiadania i chętnie wracam do nich co jakiś czas. I z niecierpliwością czekam na kolejne. Życzę Ci wielu pomysłów i ogromnej weny, a przede wszystkim czasu i chęci do kolejnego pisania. Pamiętaj, że chociaż nie komentuje to baaaaardzo mocno się zachwycam (ale obiecuję odzywać się częściej) ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Aga
MalgorzataSz1 2013.10.15 19:46
Chochliku

A mnie jest bardzo miło, że ujawniłaś się i dodałaś komentarz. Komentarze karmią wenę i są niezwykle ważne dla piszącego, więc pokarm mnie nimi od czasu do czasu.
Jestem Ci wdzięczna za miłe słowa dotyczące moich opowiadań. Niektórym się nie podobają, bo zazwyczaj są mocno przesłodzone, ale są też tacy, którzy chętnie je czytają i równie chętnie do nich wracają. To wspaniale, że w tej grupie jesteś i Ty.
Już w czwartek zaczynam publikować nowe opowiadanie, do czytania którego szczerze Cię zachęcam i liczę, że podzielisz się ze mną opinią o nim.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za wizytę na blogu i budujący komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz