Łączna liczba wyświetleń

15381930

środa, 7 października 2015

"UPADKI I WZLOTY" - rozdział 9

 

10 październik 2013
ROZDZIAŁ 9


Wszedł cicho do domu i zastał Jaśka drzemiącego na kanapie w salonie. Nie chciał go budzić. Nastawił express i zajął się szykowaniem śniadania dla wszystkich. Jasiek miał jednak lekki sen, bo krzątanie Marka obudziło go.
- Jesteś już… I jak Ulka?
- Wszystko w najlepszym porządku. Zabiorę was dzisiaj do niej, ale muszę załapać chociaż trochę snu. Postanowiłem też, że przez kilka następnych dni nie będziesz jeździł do Rysiowa, chyba że masz jakieś ważne sprawdziany.
- W tym tygodniu nie. W przyszłym szykują się dwa z matmy i fizyki.
- To dobrze się składa, bo chciałbym, żebyś został tu parę dni dopóki Ula nie wróci. Nie mam co zrobić z Betti a nie będę jej ciągał ze sobą do pracy, bo zanudziłaby się na śmierć. O piętnastej pojedziemy do szpitala a potem pod firmę. Umówiłem się z przyjacielem. Obiecał pomoc w zakupach. Trzeba kupić jakieś łóżeczko i całą resztę. Pojedziecie ze mną i pomożecie wybrać, dobrze?
- Nie ma sprawy. W takim razie zjemy śniadanie i zabiorę Betti na spacer. Pojedziemy też na Raszyńską. Muszę wziąć kilka rzeczy do ubrania jeśli mam tu zostać. Przynajmniej nie będziemy ci przeszkadzać. Za trzy, cztery godzinki powinniśmy wrócić. Pójdę obudzić małą.

Poczekał jeszcze aż wyjdą. Pozmywał naczynia i wziął odprężający prysznic. Pomyślał, że powinien powiadomić rodziców, ale będzie musiał do nich pojechać, bo nie chciał takiej ważnej sprawy oznajmiać im przez telefon. No i jeszcze czekała go rozmowa z prawnikiem, ale odłożył to wszystko na później. Teraz spać.

Weszli do sali akurat w momencie, gdy Ula karmiła małą. Marek aż westchnął na ten widok. Uśmiechnęła się do nich szeroko.
- Chodźcie. Zobaczcie to moje cudo.
Mała Betti usadowiona na łóżku przyglądała się małej ciekawie.
- Ulcia, ona jest taka malutka jak laleczka. Zobacz jakie ma małe rączki.
- Ty też taka byłaś. Musiałam być bardzo ostrożna, kiedy brałam cię na ręce, żeby nie zrobić ci krzywdy. Ona też jest taka delikatna, ale będzie szybko rosła. To mały głodomorek. Sporo je. Jak sobie radzicie? – Spojrzała na Marka. – Spałeś chociaż trochę?
- Spałem. Jaś poszedł z Betti na spacer a ja nadgoniłem tę nieprzespaną noc. Umówiłem się z Sebą. Jak stąd wyjdziemy zabiorę dzieciaki na zakupy. Seba zadeklarował się, że kupi wózek. Był wzruszony, gdy powiedziałem mu, że dasz małej imię po jego babci. Kupimy wszystkie niezbędne rzeczy i zanim wrócisz urządzimy pokoik dla małej.
- Dziękuję. Myślisz o wszystkim. Tak naprawdę to nie wiem kiedy stąd wyjdę. Lekarz nic nie mówił. Chyba nie będą mnie tu trzymać Bóg wie jak długo?
- Zaraz do niego pójdę i dowiem się. Nadal ma dyżur ten, co przyjmował poród? Jak on się nazywa?
- Mizera. Doktor Mizera.
- Zaraz wracam.
Po jego wyjściu Jasiek przysunął się bliżej podziwiając małą.
- Wiesz Ulka, ona naprawdę jest podobna do ciebie. I to nawet bardzo. Z Bartka nie ma kompletnie nic i całe szczęście. Cała Cieplaczka.
- To prawda. Obejrzałam sobie ją dzisiaj bardzo dokładnie i stwierdziłam to samo. Bardzo się cieszę, bo pragnęłam, żeby wdała się we mnie. A zmieniając temat, to po moim stąd wyjściu trzeba będzie złożyć pozew do sądu. Koniecznie musimy pozbawić ojca praw rodzicielskich. Ja jestem dorosła i mogę zadeklarować opiekę nad wami jako nieletnimi. Marek ma zapytać jeszcze prawnika. Być może wynajmiemy jakiegoś. To bardzo ułatwiłoby sprawę.
Marek wrócił do sali z dobrą nowiną. Okazało się, że wypuszczą ją za dwa dni, bo jest zdrowa i dziecko również.
- Będziemy uciekać skarbie. Musimy przygotować wszystko na wasz powrót. Ja wpadnę tu jutro w porze lunchu. Przyjadę z Sebastianem, bo i on chce poznać Basię. Przywieźć ci coś? Może masz na coś ochotę?
- Niespecjalnie – skrzywiła się. – Może kup mi tylko jakieś owocowe jogurty.
- Załatwione. – Pocałował ją czule i ucałował czółko malutkiej. – Trzymajcie się. Idziemy dzieciaki.

Szaleli. Czego nie było w tym ogromnym sklepie? Kupili śliczne łóżeczko w kształcie kołyski, kilka zmian pościeli z różowymi motywami, poduszkę, kołderkę i kocyki. Mnóstwo ubranek i śpioszków najmniejszych jakie były, choć Marek i tak uważał, że mała utonie w nich. Pampersy, butelki, smoczki. Jak zobaczył przewijak, to uznał, że też się przyda. Wspólnie z Sebastianem wybrali ładny, nowoczesny wózek. Nabyli nawet urządzenie, które alarmować miało o płaczu dziecka.
Samochody pękały w szwach. W drodze do domu zamówił jeszcze dwie duże pizze. Nie było czasu na gotowanie a dzieciaki musiały coś zjeść.
Do wieczora złożyli łóżeczko i wstawili je do najmniejszego pokoju w mieszkaniu Marka. Na stojącym w kącie przewijaku umieścili kilka maskotek i grzechotek a nad łóżkiem zawiesili obracające się na niewielkiej obręczy zabawki. Kiedy przywieziono pizzę porozkładali ją na talerze i usiedli w salonie. Byli już naprawdę głodni. Jasiek zrobił im kawy, choć panowie woleli piwo. Mała Betti popijała swój ulubiony, pomarańczowy sok.
- Dużo roboty odwaliliśmy. Myślę, że Ula będzie zadowolona. Chyba kupiliśmy wszystko. – Seba roześmiał się.
- Stary! Wykupiłeś pół sklepu. Chyba już dawno nie mieli takiego utargu.
- Nie przesadzaj. Wiesz, że kupiłem wszystko, co niezbędne dla takiego malucha.

Następnego dnia rano jechał do pracy. Na jednym ze skrzyżowań przykuł jego uwagę plakat z ogromnym napisem „ZAGINĘLI”. Zaparkował nieopodal słupa ogłoszeniowego i podszedł do niego. Na zdjęciu zobaczył Jaśka i Betti. Oniemiał. – Ruszyło tatusia sumienie? Zgłosił ich zaginięcie? Ciekawe, że dopiero po dwóch tygodniach przypomniał sobie, że ma dwójkę nieletnich dzieci. – Zdarł afisz i złożył na pół. Nie mógł dłużej zwlekać. Musi zrobić dwie rzeczy. Pojechać na policję wyjaśnić sprawę i pogadać z prawnikiem. Najpierw jednak firma. Pierwsze kroki skierował do gabinetu ojca. Przywitał się z nim.
- Ja tylko na chwilę tato. Mam ważną sprawę, ale to nie ma nic wspólnego z firmą. Chciałbym jutro po pracy przyjechać do was i porozmawiać. Jesteście w domu? Nie macie żadnych planów?
- Jesteśmy. A co to za sprawa?
- Jutro wam wszystko wyjaśnię, dobrze? Nie mam dzisiaj za wiele czasu. Mam spotkanie na mieście i powinienem się sprężać. Zabieram ze sobą Sebastiana, bo będzie mi potrzebny. Nie szukaj nas przez co najmniej trzy godziny.
- W porządku. I tak nie mam do niego żadnej pilnej sprawy.
Pożegnał się z ojcem i pobiegł do gabinetu przyjaciela. Pokazał mu afisz, który zerwał ze słupa i wyjaśnił w czym rzecz.
- Pojedziemy najpierw na policję a potem do prawnika. Znalazłem w internecie takiego, który zajmuje się sprawami rodzinnymi. Umówiłem się na dziesiątą. Potem pojedziemy do Uli. Ona musi o tym wiedzieć. W całym mieście wiszą plakaty ze zdjęciem dzieciaków. Ojciec uprzedzony, że wychodzimy. Zbieraj się.

Przez półtorej godziny tłumaczył jakiemuś sierżantowi, dlaczego dzieci uciekły z domu. Zapewnił, że są pod dobrą opieką i mają gdzie mieszkać.
- Uciekły do siostry, a nie do kogoś obcego. Ich ojciec zaniedbał je. Często musiały sobie radzić same przez kilka dni, bo tatuś jechał do kochanki i tam spędzał miłe chwile. Często też nie miały nawet co jeść. Uciekły z domu dopiero wówczas, gdy sprowadzona przez ojca kochanka z premedytacją wylała na pięcioletnią Beatę talerz gorącej zupy tylko dlatego, że mała nie chciała jej jeść i poparzyła ją. Proszę – wyciągnął z kieszeni komórkę – tak wyglądało jej przedramię. Nadal pan uważa, że powinny wrócić do domu? W najbliższych dniach nasz prawnik wystąpi z pozwem do sądu o pozbawienie go praw rodzicielskich. Ich siostra weźmie na siebie obowiązek opieki nad nimi. Jan Cieplak nadal dojeżdża do rysiowskiego liceum i jakoś nie bardzo ma ochotę odwiedzać tatusia. Byłbym wdzięczny, gdyby powiadomił pan tamtejszy komisariat, że dzieci się odnalazły, ale do domu nie wrócą z powodów, jakie już wymieniłem. Proszę też nie podawać ojcu ich obecnego miejsca zamieszkania. Nie chciałbym być nękany odwiedzinami pana Cieplaka.
- W porządku. Ja już za chwilę wykonam taki telefon i wszystko wyjaśnię tamtejszemu komendantowi.
- Dziękuję – Marek podniósł się z krzesła – i jeszcze jedno. Józef Cieplak zgłosił zaginięcie dzieci dopiero po prawie dwóch tygodniach. To też powinno panom dać do myślenia.

Wyszli z komisariatu na zewnątrz. Marek poluzował szalik.
- Zupełnie rozstroiła mnie ta rozmowa. Teraz do prawnika.
Musiał jeszcze raz naświetlić w miarę klarownie sytuację prawnikowi.
- Bardzo nam zależy, żeby jak najszybciej załatwić tą sprawę i byłbym wdzięczny, gdyby zechciał się pan zgodzić na reprezentowanie nas w sądzie. Cena nie gra roli. Zapłacę każdą byle by poszło szybko, sprawnie i po naszej myśli. Dzieci nie mogą wrócić do tego nieodpowiedzialnego człowieka.
- Proszę się nie martwić. Mam duże doświadczenie w takich sprawach i na pewno nie będzie problemu. Sąd rodzinny zawsze staje po stronie pokrzywdzonych dzieci. Dam panu znać o postępach.
Uścisnął prawnikowi dłoń i podziękował. Już bez przeszkód pojechali do szpitala.
Ucieszyła się na widok Olszańskiego.
- Witaj wujku. Poznaj swoją chrześniaczkę Basię. – Zaskoczony spojrzał na Ulę. – Oczywiście jeśli się zgodzisz. Nie mogłabym wybrać nikogo innego.
- Dzięki Ula. To będzie wielki zaszczyt i przyjemność. Będę najlepszym wujkiem na świecie. Przysięgam. Pokaż mi to cudo.
Marek wyjął dziecko z wózeczka i podał je Uli. Odwinęła je z kocyka a Sebastian pochylił się nad nim. Podał Basi wskazujący palec a ona uczepiła się go mocno. Roześmiał się. Połaskotał ją po brzuszku wywołując na jej twarzyczce uśmiech.
- Silna jesteś malutka i taka śliczna – mówił do niej pieszczotliwie. – Dziękuję ci Ula, że dałaś jej imię po mojej babci. Naprawdę to doceniam. Czy wiecie, że postawiłem jej pomnik? Z najpiękniejszego marmuru.
- Zaprowadzisz nas kiedyś Seba na jej grób – powiedziała cicho. – Przynajmniej modlitwą odwdzięczę się jej za to, że nie wycierałam się po klatkach schodowych. Musiała być wspaniałą kobietą. Bardzo dbałą i gospodarną. Nie znałam jej a jednak za każdym razem, gdy otwierałam szafę lub witrynkę podziwiałam jej staranność, pieczołowitość i zamiłowanie do porządku.
- Taka właśnie była. Dobra i kochana. I ty słoneczko wyrośniesz na taką osobę – znów pochylił się nad Basią.
Opowiedzieli jej o tym, że ojciec zgłosił zaginięcie jej rodzeństwa. Marek zdał jej relację z wizyty na komisariacie. Powiedział jej o prawniku.
- Trzeba iść za ciosem Ula. Nie można już czekać i trzeba wreszcie to załatwić. On będzie nas reprezentował. Najwyżej złożymy jakieś zeznania na rozprawie. On jest dobrej myśli i uważa, że powinniśmy ją wygrać. Jutro rano przyjadę po was, ale po południu muszę jechać do rodziców. Umówiłem się i zamierzam im wszystko powiedzieć. W końcu muszą mieć świadomość, że zostali dziadkami.
- Jak to dziadkami? – Sebastian spojrzał na Marka zaskoczony.
- Aaa…, bo ty jeszcze nie wiesz. Basia nazywa się Dobrzańska. Jak uspokoi się ten cały młyn pobieramy się.
- No, no – Olszański pokręcił głową – nie tracicie czasu. Jednak bardzo się cieszę, że jesteście szczęśliwi, ale chyba wcześniej chrzciny, prawda?
- Prawda Seba. Przygotowania do ślubu potrzebują więcej czasu. Jeszcze musimy znaleźć chrzestną.
- Chciałam poprosić Anię. Jak wrócę do domu zadzwonię do niej i zapytam.
- Świetny wybór – rzucił Sebastian, a Marek przyjrzał mu się podejrzliwie. Czyżby przyjaciel miał jakieś ciągoty do firmowej czarnuli?

Szybkim krokiem przemierzał szpitalny korytarz. Znowu dzisiaj musiał się urwać z pracy, ale nie było innej możliwości żeby odebrać Ulkę i małą. W jednej ręce dzierżył nosidełko a w drugiej sporą torbę wypchaną rzeczami Basi. Wszedł do sali, w której przebywały i czule przywitał się z nimi obiema. Ula była już ubrana a w ręku dzierżyła wypis. Postawił nosidełko na łóżku i ostrożnie wyjął małą z wózeczka.
- No chodź moja córeczko. Mamusia cię ubierze i pojedziemy do domku. Tam w torbie są śpioszki i pampersy Ula. Wziąłem też ciepłą czapeczkę i kombinezon, żeby nie zmarzła.
Ula z rozczuleniem patrzyła na niego. Zalśniły jej w oczach łzy.
- Będziesz najlepszym tatą na świecie. Jestem tego pewna – wyszeptała.
- Będę się bardzo starał kochanie. Przebierz ją teraz i pojedziemy. Sam bym to zrobił, ale nie mam jeszcze odwagi. Jest taka delikatna i krucha. Z czasem nabiorę wprawy, ale jeszcze nie teraz. Jutro zgłoszę jej urodziny w USC. Muszą chyba wydać akt urodzenia, prawda?
- Nie musisz nic zgłaszać, bo już szpital to zrobił. Wystarczy, że wypiszesz wniosek w urzędzie o wydanie takiego aktu. Najgorsze, że będziesz musiał ją zameldować. Będziesz musiał zameldować też mnie i Betti. Na szczęście obie urodziłyśmy się w warszawskich szpitalach i nasze akty urodzenia są w urzędzie miejskim i tam najpierw trzeba pojechać, żeby nie jeździć w kółko. One będą potrzebne do meldunku.
- Wszystko załatwię Ula. O nic się nie martw. Jaśka też trzeba będzie zameldować na Raszyńskiej. Chyba będę musiał wziąć urlop na kilka dni, bo popołudniu nic nie załatwię. Dzisiaj jadę do rodziców to pogadam o tym z ojcem.
- Trochę się obawiam, jak oni to przyjmą. Pewnie będą źli na mnie.
- Za co? Za to, że dałaś im piękną wnuczkę? Ula, oni będą szaleć ze szczęścia. Ta wizyta może się trochę przeciągnąć, bo chcę im opowiedzieć o dzieciakach i o tym, co zamierzamy dla nich zrobić. Nie chcę, żeby przyjechali któregoś dnia bez zapowiedzi i byli zaskoczeni ich obecnością u nas.
- Masz rację. Oni muszą wiedzieć. Nie lubię niczego zatajać. To, że pozostanie tajemnicą fakt, iż Basia nie jest twoją biologiczną córką, już mi wystarczająco ciąży na sumieniu.
- Będzie dobrze. Nie ważne, kto jest biologicznym ojcem. Ważne, kto wychowa, prawda? Ona już jest Dobrzańska i tak pozostanie. Chodźmy.

Wyszedł z firmy tuż po siedemnastej i na dole spotkał się z ojcem. Wsiedli do swoich samochodów i ruszyli w stronę Anina. Już na miejscu przywitał się z matką, która poprosiła ich gospodynię Zosię o podanie obiadu. Usiedli przy stole i pochylili się nad talerzami. Helena z niepokojem spoglądała na syna. Wiedziała od męża, że ma im do przekazania jakąś ważną wiadomość i obawiała się, czy aby nie złą.
- To o czym chciałeś nam powiedzieć synku? – Zapytała. Podniósł głowę znad talerza i uśmiechnął się. Ten uśmiech uspokoił nieco Helenę.
- Zostałem ojcem – rzucił bez ogródek. Jak na komendę seniorzy przestali jeść i zdumieni spojrzeli na niego.
- Jak to ojcem? Z kim? – Jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- Znacie ją trochę. To Ula Cieplak moja przyszła asystentka. Przedwczoraj urodziła mi piękną córeczkę Basię.
- Dlaczego nie powiedziałeś nam, że ona jest z tobą w ciąży?
- Ona tego nie chciała. Nie chciała robić wokół siebie szumu. Przyjeżdżała do firmy rzadko i to tylko wtedy, kiedy to wymagało jej obecności. Zazwyczaj pracowała w domu. Bardzo ją kocham a dziecko jest następstwem tej miłości. Chcemy się jak najszybciej pobrać, ale obawiam się, że to jeszcze trochę potrwa zanim dojdzie do ślubu. – Mocno rozmijał się z prawdą. Prawda była taka, że choć bardzo tego pragnął, nigdy z Ulą nie spał.
- Nie do wiary – Helena pokręciła głową. – Słyszałeś Krzysztofie? Zostaliśmy dziadkami. Mamy wnuczkę. Jaka ona jest? Do kogo podobna?
- Do Uli. Bardzo. Ze mnie nie ma nic. Kocham je obie nad życie. Zobaczcie. Zrobiłem małej zdjęcie, bo odbierałem je dzisiaj ze szpitala. Wyjął telefon i powiększył fotografię. Seniorzy jak urzeczeni wpatrywali się w ten obrazek.
- Jaka ona śliczna. Aniołek. Koniecznie musimy ją zobaczyć.
- Zobaczycie. Obiecuję. Jednak najpierw muszę załatwić sporo formalności. Dlatego tato chciałem cię prosić o kilka dni urlopu. Większość z tych spraw mogę załatwić tylko do południa. Nie dam rady pracując do siedemnastej.
- Dobrze synu. Weź tyle ile będzie trzeba. Ja nie mam nic przeciwko temu. Zastanawiam się tylko, dlaczego chcesz zwlekać ze ślubem? Powinniście pobrać się szybko dla dobra dziecka.
- Wiem tato, ale to bardzo skomplikowana historia, którą chcę wam teraz opowiedzieć.
miki (gość) 2013.10.10 12:11
Fajnie że mała jest już na świecie.Niepokoi mnie tylko dla czego Marek nie chce powiedzieć prawdy o małej swoim rodzicom,czyżby im nie ufał,może ma wątpliwości czy rodzice zaakceptują Ulę z dzieckiem jako swoją synową.Niejasna jest też sprawa Ojca Uli ,dziwne że od razu nie szukał dzieci.Mam nadzieją że Ula dostanie opiekę nad nimi.Czekam na kolejny odcinek.
Darka (gość) 2013.10.10 12:15
Małgosiu,przepraszam że nie skomentowałam dwóch poprzednich rozdziałów, ale sprawy mi się trochę pogmatwały i zabrakło czasu.
Cóż powiem,kłamstwo ma krótkie nogi i o ile Dobrzańscy znają jedna prawdę ,Cieplak zna tą prawdziwą i może nieźle namieszać co nie będzie miłe ani dla Ulki ani dla Marka.Z drugiej zaś strony gdyby Helena poznała prawdę mogłaby nie zaakceptować małej Basi jako swojej wnuczki.ojciec Cieplak dał plamę na całej linii, brak opieki nad Beatką i wpuszczenie do domu obcej kobiety nie było łatwe dla Jaśka.Dobrze że mają dorosłą siostrę, przy niej ich życie się odmieni na lepsze.Tylko szkoda że dorośli czasem nie dorastają do swojej roli .
Rozdział bardzo dobry, czekam na następny, pozdrawiam
MalgorzataSz1 2013.10.10 13:40
Miki, Darka

Marek myśli perspektywicznie. Ostatnią rzeczą jakiej by chciał, to żeby Basia po latach dowiedziała się, że to nie on jest biologicznym ojcem. Nastolatki reagują bardzo różnie. Jedne traktują to jak coś zupełnie naturalnego i ani im w głowie szukać biologicznych rodziców. Inne wręcz przeciwnie i wtedy zaczyna się piekło, bo są zbuntowane i głośno wyrażają ten bunt wobec rodzica, który je wychował. Marek za wszelką cenę chce uniknąć w przyszłości takich sytuacji. Poza tym ewidentnie ma obawy jak przyjęliby wiadomość, że Basia nie jest jego, Dobrzańscy. Tak naprawdę nie jest pewien do końca ich reakcji i asekuruje się na wszelki wypadek.

Postawa Cieplaka pozostawia wiele do życzenia. To, że zgłosił zaginięcie dzieci po tak długim czasie dobitnie świadczy jak bardzo mu na nich "zależy". Jego działanie jest trochę pozbawione logiki, bo zanim złożył doniesienie na policji mógł spokojnie iść najpierw do szkoły Jaśka i sprawdzić, czy ten chodzi na zajęcia. Nie zrobił tego, bo uznał, że przyprowadzenie dzieciaków do domu przez policję będzie dla nich nauczką. Bardzo się myli oczywiście. Mieszał nie będzie, to raczej Ula i Marek namieszają mu w życiu. Czy jednak wyciągnie z tego jakieś wnioski? To się okaże w ostatnim rozdziale.

Bardzo dziękuję dziewczyny za Wasze komentarze i zapraszam na niedzielę. Wtedy zakończę to opowiadanie.
Serdecznie obie pozdrawiam. :)





lectrice (gość) 2013.10.11 01:16
To niemal jak bajka, Marek staje sie ojcem przez przebywanie z Ula i asystowanie przy przedporodowych czynnosciach.
Posuwa sie chyba za daleko bo ukrywanie tego kto jest prawdziwym ojcem skazuje Go i jego bliskich na zycie w klamstwie. To bardzo ryzykowne bo po wielu latach taki sekret moze sie wydac i wtedy nie bedzie dobrze przyjety przez nikogo. Poza tym, w pewnym sensie bedzie zyl w obawie ze wszystko sie wyda bo sa przeciez osoby ktore znaja prawde. Lepiej chyba "prostowac" takie problemy od poczatku.
MalgorzataSz1 2013.10.11 08:55
Lectrice

To co robi Marek dla Uli i jej mającego urodzić się dziecka jest zupełnie świadomą decyzją. On wie, że zwiąże się z Ulą już na zawsze. Pokochał jej dziecko, bo jest wrażliwym i dobrym człowiekiem. Ma rację mówiąc, że nie ważne kto je spłodził, ale kto wychowa. Bartek był jedynie tym, który ją zapłodnił i nie miał najmniejszego zamiaru zaprzątać sobie głowy konsekwencjami. Marek to wszystko bierze na siebie. Od Józefa odetną się już niedługo całkowicie. On zresztą nikomu nie powiedział, że jego córka zaszła w niechcianą ciążę, bo to za wielki dla niego wstyd przy jego fałszywym poczuciu przyzwoitości. Dla niego bardzo liczy się to jak postrzegają go sąsiedzi. Teraz będzie musiał niestety wstydzić się za swoje czyny.
Sebastian i Jasiek, którzy wiedzą, kto jest biologicznym ojcem zatrzymają tę tajemnicę dla siebie, bo mają na uwadze dobro dziecka.
Oczywiście, że nie jest dobrze żyć w kłamstwie, ale myślę, że niejedna rodzina takie tajemnice posiada. Marek wybiera mniejsze zło. Ma świadomość, że kiedy dziewczynka dorośnie być może zechce szukać prawdziwego ojca. Może mieć też z tego powodu problemy emocjonalne i buntować się przeciwko Markowi. To wcale nie taka rzadka sytuacja dotycząca szczególnie dzieci adoptowanych. Oczywiście można hipotetycznie założyć, że dziecko przez przypadek się dowie, ale może być też tak, że nigdy nie posiądzie takiej wiedzy. Szansa jest pół na pół. Marek i Ula wybrali właśnie te drugie 50%.

Bardzo Ci dziękuję za wizytę na blogu i za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Natalia (gość) 2013.10.12 19:47
Zapraszam na miniaturkę :)
Marcysia (gość) 2013.10.12 21:56
Małgosiu,
ja dziś krótko, ponieważ notka bardzo szczęśliwa. Marek szaleje z Sebą na zakupach dla dzidziusia, oboje z Ulą są zachwyceni Basieńką. Naprawdę cudownie, zważywszy na to, jak nieszczęśliwy był początek oczekiwania na maleńką. Teraz wszystko naprawdę wyszło na prostą.
Co do Cieplaka - co on sobie w ogóle wyobraża, hm? Kolokwialnie mówiąc, olał własne dzieci a teraz co, nagle sobie o nich przypomniał? Śmiechu warte.
Pozdrawiam Cie serdecznie i czekam na jutro! :)
MalgorzataSz1 2013.10.12 22:48
Marcysiu

Jutrzejszy rozdział zdecydowanie wyprowadzi wszystkie sprawy na prostą. Właściwie pozostała już tylko jedna a mianowicie sprawa Józefa. Dla niego ta historia nie skończy się dobrze, choć z drugiej strony jeśli wziąć pod uwagę jego ciągoty do próżniaczego życia i wielką chęć obarczenia swoimi kłopotami kogoś innego, to można by polemizować i w zasadzie uznać, że finał w jego przypadku będzie pozytywny. Z całą pewnością taki będzie dla pozostałych.
Bardzo Ci dziękuję, że zajrzałaś. Już myślałam, że nadmiar obowiązków przytłoczył Cię tak bardzo, że nie zdążysz przed jutrzejszą publikacją. Wielkie dzięki za wpis. Pozdrawiam!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz