17 listopad 2013 |
ROZDZIAŁ 10
ostatni Wbrew jej obawom rozmowa z ojcem przebiegła bezboleśnie. Nie oponował a wręcz poparł ten pomysł. - Jesteś dorosła córcia i masz prawo układać sobie życie po swojemu. Ja nie będę się sprzeciwiał. Poza tym Marek mieszka blisko i zawsze możecie tu zaglądać. Nie będzie tragedii. Betti się ucieszy, bo od dawna ma chrapkę na twój pokój. – Uśmiechnął się widząc zaskoczoną minę Uli. – Myślałaś pewnie, że będę miał coś przeciwko tej przeprowadzce, prawda? Odwzajemniła uśmiech i podeszła do ojca przytulając się do niego. - Prawda, ale cieszę się, że tak podchodzisz do tego. Marek bardzo nalegał a ja nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Nie chciałam decydować o tym sama. Obiecaj mi też, że jak tylko będzie się coś złego działo natychmiast mnie zawiadomisz, choć pewnie ja i tak będę tu wpadać każdego dnia. - O nic się nie martw. Na pewno sobie poradzimy. Pewnie głodna jesteś, co? Zaraz przygrzeję zupę. - Nie, nie. Byliśmy z Markiem na obiedzie. Nie będę nic jeść. Pójdę do siebie. Przebrała się w wygodniejsze ubranie i przysiadła na łóżku. – Zaczynam nowe życie – pomyślała. – Nowe życie z Markiem. To, co do nie tak dawna wydawało jej się zupełnie niemożliwe, teraz zaczęło się spełniać i przybierać realne kształty. Było takie budujące, obiecujące i tak bardzo optymistyczne. On był dla niej całym światem. Uśmiechnęła się pod nosem. – Mam nadzieję, że ja dla niego też. Przecież tyle razy mnie o tym zapewniał. Ta miłość to najlepsza rzecz jaka przytrafiła mi się w życiu. Jesteś szczęściarą Ula. Wielką szczęściarą. Z tych rozmyślań wyrwał ją dźwięk przychodzącego sms-a. Zerknęła na wyświetlacz i odczytała szybko. „Mogę zadzwonić? Nie wiem, czy już się położyłaś, czy nie. Mam nadzieję, że jednak nie. Chciałbym porozmawiać.” Szybko wybrała numer Marka a on odebrał już po pierwszym sygnale. Widocznie czekał na jej odpowiedź. - I co skarbie? Rozmawiałaś z tatą? - Rozmawiałam. Zgodził się bez problemu. - A mówiłem, że to mądry człowiek? To kiedy się przeprowadzisz? - Ależ jesteś w gorącej wodzie kąpany! Załatwimy to w weekend. Wtedy jest dużo wolnego czasu, dobrze? - Już nie mogę się doczekać. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. To dla mnie wspaniała nowina. Jutro jedziesz ze mną czy z Maćkiem? - Z Maćkiem. Muszę z nim pogadać. Był w tych hurtowniach z pasmanterią i ciekawa jestem, czy coś załatwił. - No dobrze, w takim razie do jutra. Śpij dobrze i śnij o mnie. Kocham cię. W sobotę nie mógł już dospać. Zerwał się o szóstej rano i uprzytomniwszy sobie, że to naprawdę mordercza pora i Ula z pewnością jeszcze śpi, przystopował nieco. Z grubsza ogarnął parter domu i punktualnie o ósmej zadzwonił do drzwi Cieplaków. Otworzyła mu Betti jeszcze zaspana i w piżamie. - Cześć Betti. – Powiedział niemal szeptem. – Obudziłem was? Mała potarła piąstkami zaspane oczy i pokręciła głową. - Nie. Już wszyscy wstali a ja na końcu. Chodź. Wszedł do środka i przywitał się z całą rodziną. - Przepraszam, że tak wcześnie, ale już nie mogłem dłużej dzisiaj spać. Jestem taki podekscytowany tą przeprowadzką. Jeśli mi pozwolisz Ula, to pomogę ci się spakować. - Naprawdę nie trzeba. Przecież nic stąd nie zabieram oprócz ciuchów. Tata ma trochę roboty w garażu i chciał cię prosić o pomoc w przeniesieniu kilku rzeczy. Jasiek też pomoże. Zanim to skończycie ja akurat zdążę się spakować. Dwie godziny później objąwszy ramieniem swoje szczęście powędrował w kierunku domu ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Pomógł jej się rozpakować a potem wyciągnął ją jeszcze na zakupy, żeby zapełnić lodówkę. Serce rozpierała mu radość. Już nie będzie skazany na samotność w tym wielkim domu, bo ona jest tuż obok na wyciągnięcie ręki a on zrobi wszystko, żeby została tu na zawsze. Pod koniec czerwca wreszcie doczekali się wezwania na rozprawę. Marek ucieszył się. - Jeszcze tylko przebrniemy przez to i urządzimy zaręczyny – myślał. Pierścionek leżał i czekał już od jakiegoś czasu na ten moment, ukryty w kasetce w jego garderobie. Dziwił się sam sobie. Nigdy w życiu niczego nie planował, bo zawsze robił to za niego ktoś inny. Zaręczyny z Pauliną przygotowywała ona sama. Musiały być z pompą i blichtrem i rzeczywiście wypadły bardzo teatralnie a nawet sztucznie, bo panna Febo zamówiła fotoreporterów z popularnej i poczytnej gazety i mnóstwo gości, których większości nie znał. Podobnie było ze ślubem. Aż się otrząsnął na samą myśl przypominając sobie te tłumy stojące w kolejce, żeby złożyć im życzenia. Wiedział, że ślub z Ulą będzie skromny bez tego całego zadęcia. Ona nie miała takich ciągot jak Paulina. Z natury niezwykle skromna i wstydliwa chyba nie wytrzymałaby presji tylu gości. Teraz to on planował wszystko, nie Ula. Nie naciskała na niego jak Paulina i dlatego mógł spokojnie wszystko załatwić. W dzień rozprawy stawili się w sądzie punktualnie. Na korytarzu zobaczyli seniorów Dobrzańskich i podeszli do nich witając się. Dostrzegli Paulinę i Fabio stojących na końcu korytarza a także Adama Turka i doktora Dobrowolskiego. Zanim weszli na salę rozpraw mieli okazję zobaczyć Alexa i Skibińskiego, których prowadzono skutych środkiem korytarza, bo oni jako pierwsi mieli zająć należne im miejsce na ławie oskarżonych. Febo omiótł spojrzeniem stojące na korytarzu osoby, ale z jego twarzy nie można było wyczytać żadnych emocji a jedynie chłód i obojętność. Helena pochyliła głowę i szepnęła do Krzysztofa. - On źle wygląda Krzysiu. Jest taki wymizerowany. Ten areszt najwyraźniej mu nie służy. - Nie lituj się nad nim, – odparł twardo – bo popełnił przestępstwo. Mógł wcześniej pomyśleć o konsekwencjach swoich działań. Chodźmy, już czas. Rozprawa trwała dość długo z niewielką, półgodzinną przerwą. Alexa oskarżono o podżegnie, przygotowanie i pomocnictwo w dokonaniu czynu zabronionego a Skibińskiego za współudział. Najpierw zeznawała Ula a po niej doktor Dobrowolski, który opisał stan w jakim była po zażyciu skopolaminy. Zeznawał też Adam Turek, ale jego zeznania były już tylko formalnością, bo potwierdził jedynie autentyczność rozmowy nagranej przez Marka. Ten ostatni naświetlił sytuację w firmie i skłonności swojego wspólnika do szkodzenia jej. - To nie jedyny przypadek złej woli pana Febo, – mówił – by zaszkodzić firmie, chociaż jedyny, który o mało nie zakończył się śmiercią mojej ówczesnej asystentki. Niestety wcześniejszych postępków nie mogę udowodnić. Jedyne, co mogę stwierdzić z całą pewnością, to chorobliwe dążenie przez Alexandra Febo do objęcia prezesury a co się z tym wiąże, pozbawienie jej mnie. To permanentne utrudnianie mi pracy, fałszowanie lub wręcz kradzież ważnych dokumentów, przekazywanie nieprawdziwych informacji naszym kontrahentom dotyczących rzekomo niskiej jakości materiałów, z których były szyte kolekcje i wiele innych tego typu działań, które miały mnie pogrążyć zarówno w oczach pracowników jak i w oczach mojego ojca. Czy tak zachowuje się współwłaściciel firmy? Przecież powinno mu tak samo zależeć na niej jak mnie, bo od tego, czy będzie dobrze prosperowała uzależniona jest jego przyszłość i poziom życia, do którego przywykł. Po zeznaniach Marka sąd ogłosił przerwę a po niej wyrok. Obaj, zarówno Febo jak i Skibiński vel Zuber dostali po dwa lata, czyli najniższy w takim wypadku wymiar kary. Głównie zawdzięczali to swoim obrońcom jak i temu, że ich ofiara przeżyła. Równie dobrze mogli dostać po dwanaście lat. Na poczet kary zaliczono im te kilka miesięcy spędzonych w areszcie. Marek nie był rozczarowany tym wyrokiem. Nie zależało mu już teraz. Febo sprzedał im swoje udziały i z pewnością nigdy więcej nie będzie musiał go oglądać. Najważniejsze, że jego rywal nie jest już bezkarny jak zapewne wcześniej myślał i poniesie jakąkolwiek karę za to, czego się dopuścił. Po opuszczeniu gmachu sądu zaprosił rodziców na obiad. To miał być taki miły akcent po tej niezbyt miłej rozprawie. Przy gorących daniach komentowali jeszcze jej przebieg. - Paulina nawet nie podeszła, żeby się z nami przywitać – poskarżyła się Helena. - Nie przejmuj się mamo. Zarówno ona jak i Alex to taki typ ludzi, którzy nie potrafią być wdzięczni i nie potrafią docenić tego, co dla nich zrobiliście. Gdyby nie zapobiegliwość taty i to, że każdego roku pomnażał ich majątek dzisiaj ich konta świeciłyby pustkami. Ich rodzice pewnie przewracają się w grobie. Gdyby żyli na pewno nie dopuściliby do takiej sytuacji. Niech im będzie. My na szczęście mamy ich z głowy i teraz spokojnie możemy zarządzać firmą. Ale już dość o tym. Ja i Ula chcemy was serdecznie zaprosić na następną sobotę do nas. Będzie też rodzina Uli, którą powinniście poznać. Na pewno miło spędzimy ten czas a i pogoda zapowiada się dobra. Zaprosiliśmy też Maćka i Sebę z Violką. Krzysztof omiótł ich uważnym spojrzeniem. Przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. - A to jakaś szczególna okazja? - No można tak powiedzieć, ale o wszystkim dowiecie się w sobotę, więc nie męcz mnie pytaniami. Ta sobota nie zaskoczyła jednak wszystkich. Dobrzańscy podejrzewali, że ich jedynak pragnie oświadczyć się Uli, a i Józef tego się domyślał. Jedynymi zdziwionymi byli ich przyjaciele z firmy i mała Betti, która wgramoliwszy się na kolana Marka z uporem właściwym dla dziecka w tym wieku dopytywała się, czy on na pewno będzie jej szwagrem. On nie poprzestał na tej sobocie. Dalej planował. Z Ulą uzgodnił jedynie datę ślubu, wzór zaproszeń i obrączek, świadków i liczbę gości. Nie miał wątpliwości, że ślub odbędzie się w rysiowskim kościele, miejscu, w którym kiedyś połączyli się ze sobą rodzice Uli. Jakie to szczęście, że z Pauliną wziął tylko ślub cywilny. Nie była wierząca i zdecydowanie antyklerykalna. Postawiła go właściwie przed faktem dokonanym i nic nie miał do powiedzenia w tym względzie, bo przecież to ona z wielkim zaangażowaniem załatwiała ten ślub. Ula była jej kompletnym przeciwieństwem. Ilekroć myślał o niej uśmiech nie schodził mu z twarzy. Był z nią naprawdę szczęśliwy. Wspólne zamieszkanie okazało się strzałem w dziesiątkę. Pozwoliło na lepsze poznanie swoich zalet i wad. Docierali się, a on z każdym dniem bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że pasują do siebie jak dwa elementy układanki. Zdarzały się drobne sprzeczki, ale były tak mało istotne, że nie rzutowały na ich życie. Nie kłócili się. Ula mająca łagodny charakter nie miała do kłótni żadnych skłonności. Z reguły podzielała jego punkt widzenia. On już nie pamiętał tych pełnych napięcia lat spędzonych u boku wiecznie nabuzowanej i wiecznie niezadowolonej Pauliny. Ula wniosła w jego życie ukojenie i spokój. Pobrali się tuż przed sylwestrem w pewną grudniową sobotę a świadkami ich szczęścia było zaledwie dwadzieścia osób i trochę rysiowskich gapiów a wśród nich nie zabrakło pani Dąbrowskiej, która nadal ubolewała nad tym, że to nie jej syn stoi u boku Uli. Ona odziana w zjawiskową suknię projektu Pshemko przysięgała Markowi przed ołtarzem miłość i wierność. On robił to samo patrząc z wielkim uczuciem w jej lśniące od łez dwa błękitne diamenty. Minęło od ich ślubu sześć długich lat, a on nadal spoglądał na swoją piękną żonę z żarem w oczach. Było tak jak sobie wymarzył. Spokojnie, szczęśliwie, bez burz i życiowych zawirowań. Obdarowała go trójką wspaniałych dzieci. Najstarszy był Kamil. Miał już pięć lat i do złudzenia przypominał Ulę. Tak jak ona miał piękne, duże, chabrowe oczy i tak jak ona wdzięczne piegi na nosku i policzkach. Po nim odziedziczył tylko te wdzięczne dołeczki. Wszystkie jego dzieci odziedziczyły je po nim. Rok młodsze były bliźniaczki, Kasia i Asia. Obie obdarzone kruczoczarnymi, gęstymi czuprynami, wiecznie uśmiechnięte i figlarne, z oczami jak bezchmurne letnie niebo i z długimi firankami rzęs je okalającymi. Kochał ich wszystkich nad życie. Ula i dzieci nadały mu sens. Śmiało mógł powiedzieć, że jest niewyobrażalnym szczęściarzem, bo spełniło mu się wszystko, o czymś kiedyś marzył. Nadal mieszkali w Rysiowie. Ula po krótkich urlopach macierzyńskich wracała do pracy a dziećmi zajmowała się niania. Potem, gdy podrosły zapisali je do przedszkola. Tam prowadzał je dziadek Cieplak lub Beatka, która wyrosła na niezwykle rezolutną i odpowiedzialną nastolatkę. Swoich siostrzeńców kochała nieprzytomnie i każdego dnia po powrocie ze szkoły spędzała z nimi mnóstwo czasu. Życie przyhamowało. Kondycja firmy była znakomita. Nie musieli już tak harować jak dwa robocze woły i urabiać się po łokcie. Marek podjechał właśnie pod dom i pilotem otworzył bramę. Wjechał na podjazd i wysiadłszy z samochodu otworzył Uli drzwi. Po chwili usłyszeli pisk i zobaczyli trójkę swoich pociech wybiegających z domu a za nimi Betti. Dzieciaki przypadły do nich wyciągając ręce. Uściskali je po kolei pytając, czy były grzeczne. Kiwały energicznie głowami i krzyczały, że bardzo grzeczne. Przywitała się i Beatka. - Pójdę już. Obrałam ziemniaki i podgrzałam zupę. Obiecałam tacie pomóc w ogrodzie. Do jutra. Dzieci rozsiadły się na dywanie w salonie z kartkami papieru rysując na nich coś zawzięcie. Wiedziały, że rodzice muszą mieć czas dla siebie, żeby zjeść obiad. Po nim zawsze poświęcali go dla nich. W ciepłe dni, takie jak ten dzisiejszy wychodzili wszyscy do ogrodu. Tam była najlepsza zabawa a to w berka, a to w chowanego. Nie nudzili się nigdy. Gdy zmierzchało, Ula wracała do domu szykując kolację dla wszystkich, a po niej wykąpane i przebrane w piżamy szkraby bez protestu zasypiały w swoich pokojach. Wieczór był tylko dla rodziców. Oni siadali w salonie na kanapie sącząc wino z kieliszków i cicho rozmawiając. Dzisiaj wspominali przeszłość. Marek wyjął z komody ich albumy ze zdjęciami i wolno obracając kartki komentował każde zdjęcie. W pierwszym, który otworzył widniały fotografie z ich ślubu. Westchnął. - Nic się nie zmieniłaś kochanie. Byłaś i nadal jesteś zjawiskowo piękna. Nie zmienił cię ani czas, ani te dwie ciąże. Nadal jesteś niesamowicie atrakcyjną kobietą, której wszyscy mi zazdroszczą. Pogładziła z czułością jego włosy. - A tobie posiwiały skronie. Pamiętasz jak leżałam w szpitalu po tym zatruciu skopolaminą? Powiedziałam ci wtedy, że w siwiźnie też ci będzie ładnie. Nie pomyliłam się. Nadal jesteś przystojnym mężczyzną a co najważniejsze, jesteś mój. Przełożył kilka stron. - Spójrz. Tu byłaś w ciąży z Kamilem. Boże jak ja się bałem, gdy zaczęłaś rodzić. Byłem strasznie spanikowany, bo nie wiedziałem, co mam robić. Z Kaśką i Aśką było już lepiej, bo się przygotowałem. Swoją drogą to urodziło się przez te sześć lat całkiem sporo dzieci. U Maćka i Ani dwójka. U Seby i Violi tak samo. Pamiętasz jakie Maciek robił podchody, żeby zdobyć Anię? – Roześmiał się głośno. Zawtórowała mu. - No. Nawet hiszpańskiego chciał się uczyć. Dobrze, że ona okazała się śmielsza od niego, bo on sam chyba nigdy nie zdobyłby się na to, żeby się oświadczyć. Za każdym razem, gdy miał to zrobić włączał mu się bieg wsteczny. Rodzice dzwonili? – Zmieniła temat. - Dzwonili. Pojutrze wracają. Muszę wyjechać po nich na lotnisko. Na ich miejscu chyba bym odmówił tej prośbie Alexa i nie poleciałbym do Mediolanu. Oni nadal kochają i jego i Paulinę mimo tych wszystkich złych rzeczy, których od nich doświadczyli. Pamiętasz jak Alex wyszedł z więzienia? Pierwsze co zrobił, to pojechał do nich i przeprosił. Nie bardzo wierzyli wówczas w szczerość jego intencji, ale jednak wybaczyli. Paulina też przeprosiła a teraz, kiedy już czwarty raz poroniła nie mogli odmówić przyjazdu i wsparcia jej w tych trudnych chwilach. Życie ciężko ją doświadcza. Nie jest już taka młoda i myślę, że nie dane jej będzie zasmakować macierzyństwa. Coś z nią nie tak, skoro każda ciąża kończy się poronieniem. Jakby na to nie spojrzeć, żal mi jej. Patrzę na nasze zdrowe szkraby i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Byłoby chyba zbyt ubogie o ich radość, śmiech, nawet marudzenie. Jestem szczęśliwy, że je mamy. Kamil to taki dobry dzieciak. Charakter odziedziczył po tobie skarbie. Jest tak samo łagodny, cierpliwy i wyrozumiały. Ustępuje dziewczynom na każdym kroku. Za to one, to cały ja. Dwa, trudne do okiełznania żywiołki. Bardzo was wszystkich kocham – zakręciły mu się w oczach łzy. Przytuliła się do niego szepcząc. - I my cię bardzo kochamy, bo jesteś najlepszym mężem i najlepszym tatą na świecie. Przylgnął się do jej warg i pocałował najczulej jak tylko potrafił. Wstał z kanapy i wziąwszy ją na ręce, nie przestając całować wolnym krokiem powędrował do ich sypialni. Na podłodze w salonie zostały tylko otwarte albumy wypełnione zdjęciami ukazującymi ich szczęśliwe i zgodne życie. K O N I E C |
Amicus (gość) 2013.11.17 12:04 |
Małgosiu, ten rozdział to piękne podsumowanie tego opowiadania. Wszystkie sprawy firmowe udało się wyprostować, a sprawiedliwości stało się zadość. I gdy już uporali się w firmą, mogli wreszcie skupić się na sobie, swoim szczęściu i budowaniu rodziny. I udało im się. Wszystkie plany Marek zrealizował w 100%. Kolejna świetna historia na Twoim koncie. Dziękuję Ci. I będę Cię namawiać, byś nie porzucała pisania. Twoje historie są bardzo miłym umilaczem dnia i niejednokrotnie poprawiają humor. Pozwalają choć na chwilę do innego świata, lepszego świata, gdzie mimo różnych przeciwności główni bohaterowie na koniec są szczęśliwi, a koniec staje się happy endem. W życiu różnie bywa. Życie bywa brutalne, więc dobrze jest choć na chwilę się od niego oderwać i podążać za Twoimi bohaterami. Pisz, bo naprawdę świetnie to robisz, a Twoje pomysły są bardzo ciekawe. To, że coraz mniej osób pisze, nie oznacza, że trzeba porzucać bloga. Ty nie możesz tego zrobić. Ja wiem, że może czasem brak motywacji, ale ja będę starała się dość regularnie Cię motywować. I uwierz mi, że jest wiele osób, takich jak ja, które bardzo cenią Twoje opowiadania, które na nie czekają i co by tu dużo mówić, nie zgadzają się byś przestała publikować nowe historie. Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na nowe opowiadanie. |
MalgorzataSz1 2013.11.17 12:23 |
Amicus Chyba dotarł do Ciebie mój mail, bo bardzo dużo motywacji w tym komentarzu. Na dzień dzisiejszy nie podjęłam decyzji rozstania się z blogiem i porzucenia pisania. Wprawdzie myślę o tym intensywnie, ale prawda jest taka, że kocham pisać i bardzo nie chciałabym przestać. Zobaczymy. Czas jest tu najlepszym weryfikatorem. Koniec historii jednej z wielu jak zwykle szczęśliwy. Może ja naprawdę mam coś z głową, że nie potrafię pisać bardziej dramatycznych zakończeń? Może gdybym popełniła kiedyś takie opowiadanie nie zarzucano by mi nudy i przewidywalności? Następne opowiadania niestety też szczęśliwie się kończą, choć po drodze pełno w nich dramatów. Od czwartku zacznę edytować "Tabu" i już Cię na nie serdecznie zapraszam. Ciekawa jestem Twojej opinii na jego temat, bo problem, który poruszam może się wydawać kontrowersyjny i zapewne taki jest. Nie spodziewałam się, że jako pierwsza dodasz komentarz a raczej nie spodziewałam się komentarza od Ciebie w ogóle mając świadomość całej sytuacji. Tym bardziej to doceniam, bo wiem jak niewiele masz teraz wolnego czasu. Pełna wdzięczności i nieco bardziej zmotywowana serdecznie Cię pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję. :) |
lectrice (gość) 2013.11.17 13:11 |
Troche mnie dziwi, ze Ula prosi ojca o pozwolenie na przeprowaszke, no moze nie dziwi ale uwazam, ze powinna to oznajmic (a nie prosic) ojcu bo to sa jej zyciowa plany i je zrealizuje niezaleznie od opinii ojca. Jesli sie o cos prosi to liczy sie z ewentualna odmowa, a tu odmowa ojca chyba by niewiele zmienila. I tak byliby razem... Zastanawiam sie czy Ula by sie podporzadkowala woli ojca (gdyby odmowil) czy poszla by za Markiem? Ula jest dorosla i samodzielna wiec powinna stawiac sprawe bardziej zdecydowanie. Naturalnie ma super ojca wiec, w jej przypadku, wszystko dobrze sie konczy niezaleznie od sposobu w jaki wprowadza zmiany. Zastanawiam sie czy uzycie slowa "prosic " bylo az tak celowe, czy znowu ja nie zrozumialam czegos za dobitnie. Sprawa Aleksa konczy sie dobrze, nie za ostro bo on nie jest typowym przestepca. Swiadcza o tym przeprosiny po wyjsciu z wiezienia. No i wreszcie sielankowy rozwoj zycia Uli i Marka, sielankowa kontynuacja i sielankowe zakonczenie. Wreszcie w paru detalach widac, ze Im na sobie zalezy (np. to budzenie sie za wczesnie w dniu przeprowadzki, spojrzenia, wspominanie niedalekiej przeszlosci itp.) Wreszcie czuc magie, tego mi wczesniej troche brakowalo. Obydwoje (choc Marek bardziej) biora ster zycia w swoje rece. Marek bardzij, moze dlatego, ze juz przezyl sytuacje w ktorej gral drugie skrzypce, a Ula unosi sie na chmurce szczescia i pozwala naturalnie soba sterowac. No i kurcze nie ma sie do czego przyczepic... Udalo Ci sie wstawic "mokry element" dwa razy - no na slubie to jeszcze moge zrozumiec, do tego zrezygnowalas z fontannowych wytryskow, Uli sie tylko lsnia oczy od lez.... No ale, ze Markowi sie kreca lzy ze szczescia (po szesciu latach malzenstwa), to jest cos! Nie pozostaje nic innego jak sie rozmarzyc przy tym zakonczeniu ... wlasciwie to nie skonczylo sie tak bardzo prozaicznie bo az takie szczescie to nie jest zwykla proza zycia ale niemal wyczyn ! Co do nastepnej publikacji to pewnie nie zdradzisz tematu bo jak tabu to tabu! Do czwartku ! |
MalgorzataSz1 2013.11.17 14:22 |
Lectrice Najpierw odniosę się do postawy Uli, kiedy chce poprosić ojca o zgodę na przeprowadzkę. Oczywiście jest jak najbardziej dorosła i wcale nie musi pytać o takie rzeczy a rzeczywiście jedynie oznajmiać. Pamiętajmy jednak o modelu tej rodziny. Matki nie ma. Jej śmierć jeszcze bardziej połączyła ich niż cokolwiek innego. Śmierć i obowiązek wychowania niemowlęcia. Ula wraz z ojcem podejmuje ten trud. Staje się drugą matką i dla swojego brata i dla siostry. Jest odpowiedzialna i to głównie z jej odpowiedzialności wynika potrzeba spytania o zgodę ojca co do przeprowadzki. Musi mieć pewność, że poradzą sobie bez niej a przede wszystkim jak zniesie to mała Betti. Czuje, że powinna od ojca usłyszeć słowa aprobaty mimo swojej dorosłości i tak się też staje. Z pewnością z lżejszym sercem przeprowadzi się teraz do Marka i z czystym sumieniem. Wiedziałam, że ta sielanka na końcu nie będzie odzwierciedlać stricte prozy życia. Prozą byłaby ich wieczna harówa na byt i użeranie się z trójką dzieci póki nie dorosną. Moja romantyczna natura jednak wzięła górę i musiałam zakończyć taką mocną nutką szczęścia. Jeszcze poruszę ten "mokry element" w wykonaniu Marka. Wbrew wszystkiemu, wbrew temu jaki on potrafił być np. w serialu, to przecież nie był facetem pozbawionym wrażliwości. Nawet jeśli za namową Sebastiana wikłał się w jakieś głupie przedsięwzięcia, to i tak zazwyczaj miał skrupuły. Na pewno zawsze chciał dobrze i nie jego wina, że bardzo często wychodziło odwrotnie. Tu ukazuję Marka jako statecznego męża i ojca, również człowieka, który zawsze marzył o spokojnym, ciepłym domu i rodzinie. Docenia to co ma i nic dziwnego, że się wzrusza. Kiedy opublikuję pierwszy rozdział następnej historii z całą pewnością już na początku zorientujesz się o co chodzi. To, co będę w niej opisywać funkcjonuje w naszym społeczeństwie jako temat tabu. Temat, o którym mówi się bardzo rzadko, bo raczej nie jest wywlekany na światło dzienne i uważany za wstydliwy. Mam nadzieję, że chociaż trochę Cię zaintrygowałam. Bardzo Ci dziękuję, że dotrwałaś do końca tej historii i serdecznie pozdrawiam. :) |
imponsible (gość) 2013.11.17 14:39 |
Pamiętasz, jak w odpowiedzi na mój poprzedni komentarz odpowiedziałaś, że nie będę płakała na notce finałowej ? Myliłaś się. Od momentu gdy zaczęłaś opowiadać o szczęśliwym dalszym życiu Uli i Marka, o ich dzieciach, o takiej zwykłej szczęśliwej rodzinie poleciały mi łezki. Piszesz takim pięknym, zrozumiałym dla wszystkich językiem, że to po prostu jest niewyobrażalne. Chciałoby się czytać i czytać i nigdy nie przestawać. Nie wyobrażam sobie momentu, w którym powiesz "napisałam już tyle opowiadań. kończę z tym." . Po prostu nie pozawalam Ci na to. Nie zgadzam się słyszysz . Pamiętaj, że znajdę Cie chociażby na końcu świata i zmuszę do kontynuowania pisania. A póki co z wypiekami na twarzy czekam na kolejne opowiadanie. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie. U mnie dziś też bardzo ważne wydarzenie. |
MalgorzataSz1 2013.11.17 14:52 |
imponsible Myślałam, że nie napisałam aż tak wzruszająco. Ewidentnie masz wrażliwą duszę, że tak łatwo reagujesz łzami. To nie zarzut absolutnie. Ja mam też płacz na końcu nosa i czasami ryczę po przeczytaniu tego co sama napisałam. :) Wielkie dzięki za pochwałę mojego pisania. Na razie nic nie jest postanowione i na razie nie zamierzam przestać, więc spokojnie. W czwartek zapraszam Cię na nowe opowiadanie, podczas czytanie którego na pewno polecą Ci łezki. Równie wzruszające jest to ostatnie pt. "Strata". Bardzo się zawsze cieszę, gdy uda mi się wzbudzić w czytelniku emocje i doprowadzić go do łez. Na blog oczywiście zaraz zajrzę. Bardzo dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam cieplutko. :) |
imponssible (gość) 2013.11.17 16:42 |
Będę czekała z niecierpliwością na nowe opowiadanie. A po takiej zapowiedzi to już chyba nie wytrzymam. Na pewno się nie zawiodę. Taki tytuł, taka zapowiedź. To musi być coś dużego. |
MalgorzataSz1 2013.11.17 16:56 |
imponssible Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, bo temat, który w niej poruszę jest wart przemyślenia. Zatem do czwartku. :) |
lectrice (gość) 2013.11.17 17:23 |
No i prosze, siedze teraz i zastanawiam sie (zamiast zajac sie czyms porzytecznym a wrecz niezbednym) jaki temat tabu nam zafundujesz ... Przychodza mi ze trzy do glowy (maja byc tabu i do tego jeszcze nie poruszane, najprawdopodobniej, przez Ciebie). Czekam z niecierpliwoscia na ujawnienie w czwartek, to tylko ze 100 godzin, szybko zleci. |
MalgorzataSz1 2013.11.17 17:48 |
Lectrice Kolejny raz doprowadziłaś mnie do śmiechu. Twoje komentarze są bezcenne i wprowadzają mnie w taki dobry nastrój. Jednak nic nie powiem. Nawet nie podpowiem, chociaż nie chciałabym, abyś dostała przez to jakiejś nerwicy natręctw. Włącz telewizor, zaparz melisę i wyluzuj się. Aha. I przestań odliczać godziny do czwartku. To naprawdę już niedługo. Uwielbiam Cię za te komentarze. :) |
lectrice (gość) 2013.11.17 18:33 |
A fuj, melisa ? To dobre dla Uli... Telewizor mi specjalnie nie pomaga, trzeba sie zwyczajnie wziac za sensowna robote, praca uzdrawia ! Nawet pierwszej litery nie zdradzisz ? Juz tylko 99 godzin ! |
MalgorzataSz1 2013.11.17 18:43 |
Lectrice Podziwiam Twoją dobrą pamięć odnośnie melisy. Rzeczywiście Ulcia zaprawiła się nią na amen. Generalnie dla mnie to ziółko też jest "fuj", podobnie jak wszystkie inne do zaparzania. A jednak odliczasz. Przekorna dziewczynka. No dobra, nie będę zołzą. Rzecz będzie dotyczyć przemocy w rodzinie, ale jakiego rodzaju będzie to przemoc, to już nie powiem. I tylko bez obgryzania paznokci proszę! :D :D :D Boże! Nie mogę przestać się śmiać. |
lectrice (gość) 2013.11.17 18:57 |
Obgryzanie tez jest fuj wiec bez obaw. |
MalgorzataSz1 2013.11.17 19:14 |
Lectrice Z tymi paznokciami strzelałam w ciemno i cieszę się, że taki marny ze mnie strzelec, bo to paskudny nałóg. Wiem co mówię, bo obgryzałam do upojenia będąc dzieckiem. Na szczęście szybko mi minęło. :) |
imponssible (gość) 2013.11.17 19:17 |
Teraz to mam zagwozdkę "temat wart przemyślenia" . Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo intensywnie myślę nad tym co to może być za temat. "Strata" - czyżbyś planowała uśmiercić któregoś z bohaterów ? Od razu mówię, że w ostatnim czasie spotykam się ze śmiercią wielu osób w najróżniejszym wieku i będę płakała. Płakała to mało powiedziane, będę po prostu "ryczała". Mam jednak nadzieję, że źle myślę i pod tym tytułem kryje się strata pod nieco inną postacią. pozdrawiam. |
imponssible (gość) 2013.11.17 19:21 |
Mądra ja. Najpierw napisałam, a później przeczytałam poprzednie komentarze. - Faktycznie temat wart uwagi. I tak będę płakała. Czwartku nadejdź wreszcie.. |
MalgorzataSz1 2013.11.17 19:38 |
imponssible Na pewno nie mam zamiaru uśmiercić żadnego z głównych bohaterów opowiadania "Strata", tu możesz spać spokojnie. Niezależnie od tego sama uważam, że to opowiadanie będzie mocno wzruszające, bo sama ryczałam przy jego pisaniu. "Tabu" być może trochę mniej was wzruszy, ale też będzie kilka takich momentów. A więc (od "a więc" nie zaczyna się zdania, ale trudno) szykuj chusteczki, bo mogą się przydać. :) |
Aniula (gość) 2013.11.17 20:53 |
Małgosiu, Przepiękne zakończenie. Ula i Marek zamieszkują razem, a potem zaręczyny, ślub i wreszcie wspólne życie. Mają trójkę wspaniałych dzieci. Czego chcieć więcej? Aleks oraz Skibiński zostali wreszcie ukarani. Chociaż można powidzieć, że kara jest zbyt mała, ale taka już ta sprawiedliwość. Czekam na kolejne opowiadanie. Mam nadzieję, że nie masz w planach zaprzestanai pisania, bo było to dla mnie, ale myślę, że też dla wielu Twoich czytelników bardzo smutne. Piszesz świtnie, więc szkoda takiego talentu by było. Nie przestawaj pisać. Pozdrawiam Cię serdecznie. Ania. |
MalgorzataSz1 2013.11.17 21:37 |
Aniu Na razie nie przestaję pisać. Lubię to bardzo, ale też przyszła mi do głowy taka myśl i nie będę temu zaprzeczać. Nie chciałabym tu wyjaśniać powodów, ale wierz mi, że one istnieją. Jednak póki co taka decyzja nie zapadła. Cieszę się, że tak pozytywnie odebrałaś to opowiadanie, chociaż tak naprawdę niewiele się w nim działo. W tych następnych jest więcej akcji a przynajmniej tak mi się wydaje. Jeśli czytałaś wcześniejsze komentarze, to wiesz, że pierwszy rozdział nowej historii już w czwartek. Mam nadzieję, że wpadniesz i przeczytasz. Ja nadal niecierpliwie czekam na Twój nowy rozdział. Dziękuję Ci pięknie za komentarz i najcieplej pozdrawiam. :) |
imponssible (gość) 2013.11.17 21:45 |
Chusteczki i herbata to mój obowiązkowy zestaw gdy siadam do twoich opowiadań . |
lectrice (gość) 2013.11.17 22:20 |
To obgryzanie to dobre dla myszek lub innych gryzoni, wiec to dobrze, ze zaniechalas tego dziwnego procederu (przeciez sa nozyczki i inne obcinacze do paznokci, trzeba korzystac z postepu technicznego !). A Ula obgryzala czy nie ? Sama nie wiem, nie pamietam, no moze jak byla szara myszka... Juz tylko 97 godzin :-))) |
Aniula (gość) 2013.11.17 22:21 |
Małgosiu, Cieszę się, że nie masz zamiaru przestawać pisać. Na razie nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział, bo jestem chora i nie mogę się na niczym skupić. Nie chcę popełnić zbyt wielu błędów. Twój rozdział przeczytałam i postarałam się skomentować, ale o swoim na razie nie myślę. Chcę być go bardziej pewna a na razie nie jestem. Poinformuję Cię kiedy go zamieszczę. Pozdrawiam Cię serdecznie. Ania. |
MalgorzataSz1 2013.11.18 08:06 |
Lectrice Ula nie obgryzała. Miała ładne, paznokcie zawsze pociągnięte bezbarwnym. Kolor lakieru zmienił się dopiero po jej przemianie. |
MalgorzataSz1 2013.11.18 12:55 |
Aniula Wielka szkoda, że choroba powaliła Cię na łopatki. To pewnie przeziębienie, bo sporo ludzi chodzi z katarem i kaszlem. Ja życzę ci szybkiego wykurowania się i też czasu, byś mogła jak najszybciej dodać nową część. Dużo zdrówka. Buziaki. :) |
imponssible (gość) 2013.11.19 23:08 |
Jeszcze 25 godziny do czwartku <3 |
imponssible (gość) 2013.11.19 23:10 |
25 godzin * |
lectrice (gość) 2013.11.19 23:19 |
Imponssible, No, widze, ze nie tylko ja odliczam... Niestety nie bylabym az taka optymistka, czesci sa wklejane po poludniu wiec trzeba liczyc jakies 40 godzin... No coz, takie zycie. Pojawila sie nowa czesc na blogu Amikus wiec moze to skroci Ci czas oczekiwania. :-) |
MalgorzataSz1 2013.11.20 08:26 |
Dziewczyny Rozdział rzeczywiście będzie dodany po południu, po moim powrocie z pracy/ To będzie koło godziny 17-tej. Pozdrawiam. :) |
Abstrakt (gość) 2013.11.20 15:39 |
Witaj Małgosiu :-) Niestety, odkładałam napisanie komentarza, wrażeń po przeczytaniu kilku rozdziałów Twojego opowiadania. Teraz jest na to czas :-) To jest kolejna historia, która napawa mnie ogromnym optymizmem. Szczególnie, że w życiu coraz trudniej o obiektywny optymizm. Tak się akurat u mnie toczy :-s Początek dramatyczny, praktycznie bez żadnej perspektywy, o mały włos zakończony nieszczęściem. Oczywiście nie powołuję się tutaj na Twoje inklinacje do szczęśliwych zakończeń, bo one są wpisane w inicjały Twojej twórczości. Zawsze musi być trochę dziegciu, prawda? Marek, w tym opowiadaniu okazuje się być osobą o ogromnym potencjale, zarówno w zakresie prywatnym jak i zawodowym. Podobało mi się jego bardzo stanowcze ja. Praktycznie w każdej sytuacji. Były przecież chwile grozy, Aleks i te jego głupie, graniczące z kryminałem wybryki. W zasadzie mające finał w odosobnieniu. Wiesz, że czytając myślałam, że Dobrzańscy obalą tą zawrotną kwotę za udziały i zmniejszą ją na miarę odbytych perturbacji? Fakt, Ula i zresztą cała reszta stanęła na wysokości zadania, pomoc zewsząd była bardzo wydatna, ale by był wilk syty i owca cała kwota powinna być obwarowana karą. Być może chęć pozbycia się Febo była tak przesłaniająca i pilna, że szkoda było czasu na negocjacje czy też odbicie propozycji. To taki mój punkt widzenia. Oczywiście, podsumowując, kolejne opowiadanie jest bardzo udane, ciekawe, relaksujące i dające perspektywę dobra. Potrzebuję Twoich opowiadań bardzo, dziękuję bogu, że uwielbiasz tworzyć i pisać i to daje mi pewność, że opowiadania będą. Poza tym lubię te czwartki i niedziele, podczas których szukam wpisów na Twoim blogu. Wiem, że już zaraz rozpoczniesz edycję nowego opowiadania. Przeczytałam w komentarzach, że zacznie się intrygująco. I że temat, który w nim zawarłaś jest znowu niebanalny i z kluczem. Już nie mogę się doczekać czwartku, pomimo, że ostatnio tygodnie przyspieszyły na tyle znacznie, że łapię się za głowę zadając pytanie: co się dzieje, że nie znajduję czasu na wiele wiele różnych spraw, które czekają we wciąż wydłużającej się kolejce zadań do odhaczenia. W tej mojej gonitwie Twoje opowiadania są metodą :-) Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :-) |
MalgorzataSz1 2013.11.20 17:06 |
Abstrakt Cieszę się, że wreszcie dałaś znać, że żyjesz. Martwiłam się, czy aby nie zmogło Cię jakieś choróbsko, bo o tej porze mnóstwo wirusów w powietrzu. Sama od jakiegoś czasu nie domagam. Kicham i kaszlę a co najważniejsze doszłam do wniosku, że im jestem starsza tym ciężej przechodzę wszelkiego rodzaju infekcje. No ale starość nie radość, dropsy nie tiktaki, jak mawiał mistrz Pshemko. To już chyba takie moje skrzywienie, że najpierw musi być dramatycznie, żeby potem było dobrze. Tak bardzo wsiąknęłam w taki schemat, że dość trudno jest mi się od niego oderwać. Ten schemat nadal obowiązuje w kolejnych opowiadaniach. Na temat tego już nie będę się wypowiadać, bo odnoszę wrażenie, że wszystko zostało powiedziane. Febo i Skibiński ponieśli zasłużoną karę, Ula uratowana i szczęśliwa z Markiem. Ja już myślę o następnej historii, której pierwszy rozdział pojawi się tu jutro. Jeszcze drobna korekta i ostatnie szlify. Wiesz, że zawsze staram się przedstawić jakąś życiową historię i ta następna też taka będzie. Pisałam już Lectrice, że zaraz na samym początku zorientujecie się w czym rzecz. Zapraszam Cię w takim razie na jutrzejsze popołudnie i mam nadzieję, że opowiadanie Ci się spodoba. Dziękuję też bardzo za taki długi wpis i serdecznie pozdrawiam. :) |
imponssible (gość) 2013.11.20 18:47 |
O nie. Co ja będę robiła między 16:10, a 17:00 ? Małgosiu, ty na prawdę chcesz mnie wykończyć. To czekanie, ta niepewność. Chyba napiszę coś nowego u siebie. Pozdrawiam. |
MalgorzataSz1 2013.11.20 19:45 |
imponssible I bardzo dobrze, bo ja często wchodzę na Twój blog i chętnie przeczytam coś nowego. Mnie ogranicza czas przeznaczony na pracę i dojazd do niej i z niej do domu. Sorry. :) |
lectrice (gość) 2013.11.20 21:04 |
No juz sie nie tlumacz z tej godziny siedemnastej, my uzbroimy sie w cierpliwosc, silnie postanowimy, ze nie bedziemy przymarudzac i zamkniemy dzioba aby nie wywierac presji ! Pocwiczymy silna wole by czekac w ciszy i spokoju (mimo tych dluuuuuuugich dwudziestu godzin przed nami...). To kolejne opowiadanie bedzie na zolono ? To kolor nadziei |
lectrice (gość) 2013.11.20 21:36 |
"zielono" oczywiscie |
MalgorzataSz1 2013.11.20 21:46 |
Lectrice Twoje wizyty na tym blogu stały się po prostu bezcenne. Bezcenne dla mnie. Piszę te słowa a szeroki banan nie schodzi mi z twarzy. Kolejne opowiadanie będzie na zielono i kolor jest tu zupełnie przypadkowy, chociaż faktycznie ta historia niesie ze sobą jakąś nadzieję, bo zakończy się jak zwykle pozytywnie. Wy ćwiczcie silną wolę a ja kolejny raz prześledzę rozdział i postaram się poprawić wszystkie błędy, żeby nie było obciachu. Śmiejąc się ciągle jak głupi do sera serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2013.11.20 23:31 |
Silna wola zawsze sie przyda. Idzie zima, obrosniemy w tluszczyk i trzeba bedzie go zrzucac na wiosne, a do tego jest potrzebna meeega silna wola. Dzieki Tobie bedzimy mialy zabojcza silna wole i zrzucimy zbedne kg w mig, samopoczucie nam sie poprawi i humorek tez ! Jednym slowem jak edytujesz teksy to nam sprawiasz przyjemnosc, a jak nie edytujesz to tez nam dobrze robi bo czekajac zaprawiamy sile charakteru! Sumujac : i teksty, i oczekiwanie na nie dzialaja na nas pozytywnie! No to dobranoc, ide spac zanim wymysle kolejna bzdure... A co do tego koloru to szkoda, ze to przypadek bo mi jakos tak inteligentnie pasowalo do tematu. |
lectrice (gość) 2013.11.20 23:36 |
Za bardzo tych tekstow nie poprawiaj bo jak mi sie udaje znalezc jakis blad to mi sie ego wzmacnia. To moze zostaw chociaz jeden, malutki, taki np. mini byczek. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz