21 kwiecień 2013 |
Moi drodzy
To opowiadanie nie będzie sielanką, bo podejmuję w nim poważny temat, z którym z pewnością niejednokrotnie zetknęliście się czy to w prasie, czy w telewizji. Dotyczy on głównie kobiet, dla których opisywane przeze mnie w opowiadaniu sytuacje stają się przeważnie ciężką, życiową traumą i koszmarem. Potrafią też zwichnąć ich psychikę i okaleczyć na całe życie nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Pierwsza część z pewnością Wam nie zdradzi tematu, ale czytając następną będziecie wiedzieli o czym traktuje ta historia. Nic więcej nie napiszę, bo wnioski wyciągniecie sami przeczytawszy to opowiadanie od początku do końca.
RANY
ROZDZIAŁ 1 ![]()
Zdzisław Beksiński
Już ósmy tydzień siedział zamknięty w swoim mieszkaniu na Siennej i wciąż przeżuwał w ustach gorycz własnej porażki. Odciął się od wszystkich i od wszystkiego. Pragnął tylko spokoju. Wyłączony telefon już od wielu dni leżał bezużyteczny na szklanym stoliku w salonie, a drzwi do mieszkania pozostawały zamknięte przed natręctwem jego jedynego przyjaciela, który wielokrotnie dobijał się do nich w ciągu tych ośmiu, długich tygodni. On pozostawał głuchy na prośby i groźby Sebastiana. Nie chciał nikogo widzieć. Czasem tylko zamawiał jakąś pizzę i upewniwszy się wcześniej, że to człowiek, który ją dostarcza, otwierał drzwi. Długo nie golony zarost urósł niebotycznie i w tej chwili ozdabiał jego twarz pod postacią gęstej, czarnej brody i równie gęstych wąsów. Włosy na głowie już nie sterczały tak wdzięcznie jak kiedyś, bo były długie. Za każdym razem, gdy spoglądał w lustro widział w nim zupełnie obcą twarz. Wyglądem przypominał raczej jaskiniowca niż człowieka cywilizowanego. Zawsze był szczupły. Szczupły i wysoki, ale te ostatnie tygodnie spowodowały, że stracił chyba z dziesięć kilo. Nieregularność byle jakich posiłków i całe hektolitry kawy sprawiły, że wyglądał jak szkielet. Nie miał już ochoty żyć. Pragnął tylko, by jego męka jak najprędzej się skończyła. Stracił jedyną motywację, która dodawała mu sił do działania i do niedawna karmiła nadzieją, że jeszcze wszystko może się udać, że będzie znowu tak jak dawniej i że kobieta, którą bezgranicznie kocha, będzie potrafiła mu wybaczyć świństwa, jakich dopuścił się wobec niej. Już nie wiadomo, który raz z kolei przypomniała mu się sytuacja, gdy tuż przed pokazem pracowali razem usiłując poprawić budżet kolekcji. Nie miał ochoty wtedy przychodzić do biura. Jednak sumienie mówiło mu, że powinien, bo to niegodne, by miał ją zostawić teraz samą w tej trudnej sytuacji. Spóźnił się wtedy. Usiadł przy jej dawnym biurku włączając komputer. Wyszła z gabinetu i oparła się o futrynę drzwi. - Jednak przyszedłeś… - Tak… Przecież ci obiecałem… Przez chwilę zaległa krępująca cisza, którą przerwała ona. - Słyszałam, że wyjeżdżasz. Z Pauliną… - Zmieszał się trochę. - To tylko taka luźna propozycja z jej strony. Tak naprawdę to jeszcze nie wiem. Spotkałem rano Piotra. Powiedział mi, że i wy macie wyjazdowe plany. Naprawdę chcesz rzucić to wszystko i wyjechać na drugi koniec świata? - Myślę, że tak będzie dla mnie najlepiej… Tak… Dla niej może i najlepiej. Odetnie się od tych wszystkich ohydztw, których od niego doświadczyła, ale dla niego? Tak bardzo nie chciał, by wyjeżdżała w dodatku z człowiekiem, który mu ją zabrał. Nienawidził go. Wiedział, że Piotr o wyjeździe powiedział mu z pełną premedytacją chcąc wzbudzić w nim zazdrość. Udało mu się, bo ta informacja niemal zwaliła go z nóg. Nie był w stanie jechać na pokaz. Widok Uli i Piotra u jej boku był nie do zniesienia. Nie chciał się nim katować. Lepiej dać jej spokój i nie drażnić. Najlepsze, co może zrobić, to przyjąć propozycję Pauliny. Rankiem, w dniu pokazu pakował swoje walizki. O osiemnastej miał samolot do Mediolanu. Obiecał Pauli, że zabierze ją na lotnisko. Przyszedł Sebastian i jeszcze usiłował go namówić, by został i spróbował jeszcze raz. Zdenerwował go tylko. - Czy ty nie rozumiesz Seba? Przepadło. Pojmujesz? Przepadło. To koniec. Ona jest szczęśliwą kobietą. Ma u boku fajnego, porządnego faceta. Wyjeżdża z nim. Ja nie będę jej stawać na drodze, bo ona już wybrała. Pożegnał się z przyjacielem i w pośpiechu ruszył do domu Pauli. Na lotnisku stawili się półtorej godziny przed odprawą. Ona wyglądała na szczęśliwą. Paplała jak najęta, ale on jej nie słuchał zatopiony we własnych myślach. Ocknął się dopiero wtedy, gdy zapowiedziano ich samolot. Nerwowo wstał z krzesła i wbił w nią wzrok. - Przepraszam cię Paulina, ale ja nie mogę… Jej czarne, ogromne oczy wpatrywały się w niego nie rozumiejąc, co ma na myśli. - Czego nie możesz? Nerwowo złapał torbę podręczną i poluzował krawat. - Nie mogę z tobą lecieć. Muszę…, muszę zostać… Wybacz… W pośpiechu przeszedł z powrotem przez bramki i po wyjaśnieniu pracownikowi lotniska w czym rzecz, odzyskał swój bagaż. Wrócił na Sienną. Nie miał na nic siły. Tak jak stał, rzucił się na łóżko i zwinąwszy się w kłębek rozpłakał jak dziecko. Wieczorem zadzwonił Sebastian. Chciał mu powiedzieć, że pokaz zakończył się sukcesem, ale Marek nie dał mu szansy. - Nic nie mów Seba. Ja nie chcę nic wiedzieć. Nie wyjechałem. Nie mogłem… Nie dzwoń tu więcej i nie przyjeżdżaj. Chcę być sam. Po rozmowie z przyjacielem wyłączył telefon i od tej pory nawet nie sprawdzał wiadomości. Paulina pewnie poczuła się rozczarowana. Widział jak bardzo pragnie odbudować ich związek na nowo. Liczyła na to, że tam w Mediolanie odcięty od firmy, a przede wszystkim od tej Cieplak, wróci do niej i będzie jak dawniej. Być może znów podejmą temat ślubu? On był daleki od tego. Nie miał zamiaru reanimować tego związku. Dla niego sprawa była zamknięta. Nie kochał Pauliny. Kochał Ulę, ale ona teraz należała już do kogoś innego. Należała do Piotra. Ten długi okres zamknięcia i samotności pozwolił mu zrozumieć, że zmarnował sobie życie. I nie tylko sobie. Gdyby potraktował Ulę od początku uczciwie tak jak na to zasługiwała, teraz mogliby być szczęśliwi. Sięgnął po butelkę szkockiej i pociągnął solidny łyk. Najlepiej urżnąć się do nieprzytomności i zasnąć na wieki. Przyjemnie, szybko i bezboleśnie zakończyć swój marny żywot. Po co ma żyć? Dla kogo? To, co było najwartościowsze i najcenniejsze w jego życiu utracił już bezpowrotnie. Coś co nadawało mu sens. Jej miłość, której nie docenił i zdeptał a gdy zrozumiał, że i on kocha ją bezgranicznie, było już za późno. Odeszła głęboko zraniona stawiając między nimi mur, przez który długo usiłował się przebić. Nie udało mu się i teraz płaci za to wysoką cenę. Spać…,spać… i nie obudzić się więcej…, nie myśleć i nie zadręczać się. Dźwięk natrętnie dzwoniącego dzwonka sprawił, że otwarł powieki mrużąc je pod wpływem słonecznego światła. Usiadł na kanapie i zwiesił głowę. Znowu ten dzwonek. - Co, do cholery… - wymamrotał. Ciężka od nadmiaru wypitego alkoholu głowa nie pracowała zbyt sprawnie. Zwlókł się z kanapy i poczłapał do przedpokoju. - Kto tam…? – Burknął. - Alex. Otwórz. - Czego chcesz? Daj mi święty spokój. - Otwórz. Mam ważną informację. - Nie przyjmuję żadnych informacji. Nic nie chcę wiedzieć. – Odpowiedział butnie. - Otwórz Marek. Dostałem wiadomość z Milano. Paulina nie żyje. – Jeszcze przez chwilę przetrawiał w głowie to, co powiedział mu Febo, po czym przekręcił zamek w drzwiach otwierając je na oścież. - Jak to nie żyje? Przecież to niemożliwe? Febo popatrzył na niego krytycznie. Sam nie wyglądał najlepiej. Ta tragiczna wiadomość spowodowała, że w ciągu jednej nocy posiwiały mu skronie i sprawiał wrażenie jakby zapadł się w sobie. Wszedł do środka i ciężko usiadł na kanapie. - Niestety to prawda. - Ale jak…? Dlaczego…? - Podobno znalazła się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu i stała się przypadkową ofiarą. Trzy dni temu wyszła rano z domu. Miała podjąć pieniądze z banku. Nie pytaj, po co była jej potrzebna większa kwota, bo nie wiem. Wiem tylko tyle, że w pewnym momencie wparowało tam trzech uzbrojonych osiłków i zanim cokolwiek powiedzieli, wypruli całe magazynki w stojących przy kasach ludzi. Trafili ją w głowę. – Zadrżał mu głos i zaszkliły mu się oczy. – Kiedy zrobili jej sekcję zwłok okazało się, że była w ciąży. W czwartym miesiącu. To było twoje dziecko Marek. Patrzył na niego osłupiały i przytłoczony tymi koszmarnymi wieściami. Długo nie mógł wykrztusić z siebie słowa. - To niemożliwe Alex. – Powiedział cicho. - To nie mogło być moje dziecko. Nie byliśmy ze sobą od miesięcy. – Febo popatrzył mu w oczy. - Co ty usiłujesz mi powiedzieć, że moja siostra puściła się nie wiadomo z kim? - Nie Alex. Tego nie powiedziałem. Myślę tylko, że po naszym rozstaniu musiała kogoś poznać. - Nie wierzę ci. Chcę, żebyś pojechał ze mną do Milano i chcę, żebyś pomógł mi pozałatwiać wszystkie rzeczy związane z pochówkiem. Na razie jej ciało jest w policyjnej kostnicy. Pewnie będzie sporo formalności. Chcę też, żebyś tam, już na miejscu poddał się badaniu DNA. Przynajmniej tyle jesteś jej winien. - Kiedy chcesz lecieć? - Jutro rano. I chcę cię widzieć na lotnisku. – Zlustrował Dobrzańskiego od stóp do głów. – I zrób coś ze sobą. Wyglądasz jak lump. Poza tym po pogrzebie masz wrócić do roboty. Ja mam dość swojej i nie mam zamiaru zastępować cię w nieskończoność. Cieplak złożyła wymówienie a ty wrócisz na swoje dawne stanowisko. - A ty nie chcesz go objąć? Przecież zawsze do tego dążyłeś? - Ale priorytety mi się zmieniły. Generalnie mam w nosie prezesurę. Dla mnie najważniejszą teraz sprawą jest pogrzeb Pauliny. - Rodzice już wiedzą? - Jeszcze nie. Zaraz do nich pojadę i powiadomię a ty ogarnij się. Wstał z kanapy i ruszył w kierunku wyjściowych drzwi. Odwrócił się jeszcze i na odchodne rzucił. - Jutro o dziewiątej spotykamy się przy odprawie. Zamknął za nim drzwi i oparł się o nie. W życiu nie spodziewałby się takich tragicznych wieści. Żal mu było Pauliny. Tak bardzo pragnęła wyjechać do tego Mediolanu a okazało się, że pojechała tam tylko po śmierć. Ciekawe z kim była w ciąży. Tego, że nie z nim był pewien w stu procentach. Dla świętego spokoju Alexa zrobi te badania, choć tak naprawdę nie rozumiał, dlaczego tak bardzo zależało mu na nich. Rodzice pewnie nie przyjmą tego dobrze. Zawsze traktowali Paulinę jak córkę. Przetarł otwartą dłonią twarz i zerknął w lustro. – Rzeczywiście wyglądam jak lump. Zapuściłem się. Trzeba zgolić tę brodę. – Z takim postanowieniem pomaszerował do łazienki. Wykąpał się i ogolił. Jego fizys w niczym nie przypominała tej sprzed miesiąca. Blada cera, zapadnięte policzki, ewidentne wychudzenie. Sprawiał wrażenie, jakby los obdarował go śmiertelną chorobą. – Jeszcze trzeba coś zrobić z tymi włosami. – Ubrał dżinsy i koszulkę. Zabrawszy portfel i klucze do samochodu udał się do najbliższego fryzjera. Mediolan przywitał ich deszczem. Z lotniska wzięli taksówkę, która zawiozła ich na Corso Venezia. Tam stał dom należący kiedyś do rodziców obojga Febo i to tam mieszkała Paulina aż do swojej tragicznej śmierci. Kiedyś Marek wraz ze swoimi rodzicami był tu częstym gościem. Wtedy jak jeszcze żył Francesco i Agnieszka Febo. Po ich nagłej śmierci dom długo stał pusty i żeby nie popadł w ruinę przynajmniej raz na cztery lata robiono w nim niezbędne remonty. Alex unowocześnił go trochę i przystosował do potrzeb swoich i swojej siostry. Nadal mieszkała w nim ich niania Sofia, która nie mając własnej rodziny matkowała małym Febo. Trzymała się całkiem nieźle. Miała sześćdziesiąt pięć lat i jeszcze mnóstwo energii w sobie. Na ich widok rozpłakała się witając ich wylewnie. - Tak mi przykro Alex. Tak bardzo mi przykro. – Łkała w jego ramionach. – Ona nie zasłużyła sobie na taką śmierć. Miałam w tym dniu takie złe przeczucia. Prosiłam, by nie szła do tego banku, ale uparła się. Gdyby mnie posłuchała, nadal by żyła. To takie straszne. - Już dobrze Sofia. Nie płacz. Pokaż nam nasze pokoje. Rozpakujemy się i pójdziemy do kostnicy. Muszę się zorientować jakie formalności trzeba załatwić. Chciałbym mieć to już za sobą. - Dobrze. Przygotowałam wam te, które zajmowaliście kiedyś. Było wam tam wygodnie. Rozpakowali bagaże i przebrani w swobodniejsze odzienie już bez przeszkód skierowali swoje kroki do policyjnej kostnicy. Przedstawili się urzędującemu tam koronerowi. Poprowadził ich długim, sterylnym korytarzem do miejsca, w którym mieściły się chłodnie służące do przechowywania zwłok. Wysunął jedną z nich. Spojrzeli sobie w oczy. Nie bardzo mieli ochotę ją oglądać, ale niestety było to konieczne ze względu na potwierdzenie jej tożsamości. Koroner odkrył prześcieradło. Ten widok nimi wstrząsnął. Na skroni bladej jak kreda twarzy Pauliny wykwitała ziejąca od pocisku dziura. Jak na komendę odwrócili się i wybiegli z chłodni. Alex zwymiotował do stojącego w pobliżu szklanych drzwi kosza. Marek nerwowo przełykał ślinę chcąc w ten sposób powstrzymać nadciągające mdłości. Przyszedł koroner i podał im złożone w kostkę kawałki ligniny. - Przepraszam, że musieli panowie przez to przejść. To bardzo przykry widok. Dla mnie to również nie jest przyjemne, gdy muszę robić sekcję takiej młodej i pięknej kobiety. Potwierdzają panowie jej tożsamość? - Tak. To moja siostra, Paulina Febo. - Wie pan, że była w ciąży? - Wiem. Chciałem pana prosić o adres szpitala, w którym wykonano by badania DNA na ojcostwo. Podejrzewam, że ten osobnik – wskazał na Marka - może być ojcem dziecka. Kiedyś on i moja siostra byli parą. - Rozumiem. Najlepiej zrobić to w szpitalu Sant'Ambrogio. Oni tam robią to najszybciej. Dam panom wyniki dotyczące płodu, żeby mieli z czym porównać. - Kiedy będę mógł pochować siostrę? - Myślę, że za dwa dni będziemy mogli już wydać ciało. Do tego czasu proszę spokojnie załatwić sprawę pochówku. Pożegnali się z doktorem i z ulgą opuścili budynek. Przystanęli przed nim a Alex zwrócił się do Marka. - Rozdzielamy się. Ty idziesz zrobić te badania, a ja jadę do domu pogrzebowego. Spocznie w grobowcu tuż obok rodziców. Spotkamy się w domu. Smutna to była uroczystość i przygnębiła chyba wszystkich. Przylecieli Dobrzańscy wraz z Pshemko, Sebastianem i Violettą. Sporo było włoskich przyjaciół Pauliny, których znał również Marek. Sofia zorganizowała stypę. Polscy goście oprócz Dobrzańskich wylecieli następnego dnia po pogrzebie. Seniorzy tydzień później. Marek czekał jeszcze na wynik badania. Próbował podpytać Alexa, dlaczego tak nalegał na jego zrobienie, ale Febo nic konkretnego mu nie powiedział. - Mam swoje powody i lepiej byłoby dla ciebie, gdyby okazało się, że jednak nie jesteś ojcem tego dziecka. - Mówiłem ci, że to nie ze mną była w ciąży. - To się jeszcze okaże. Po dwóch tygodniach potwierdziło się, że to rzeczywiście nie Marek był autorem błogosławionego stanu Pauliny. - Jeśli nie ty, to kto? - Pojęcia nie mam. Chyba nie sądzisz, że zwierzała mi się z tego, z kim sypiała po naszym rozstaniu. Prędzej tobie by powiedziała, że ma kogoś. Nie wiem jak ty, ale ja wracam. Nie mam tu już nic do roboty. - Dobrze. Leć. Ja wrócę za tydzień. Było już dobrze po pierwszej w nocy, gdy opuścił budynek warszawskiego lotniska. Był zmęczony. Próbował zasnąć w samolocie, ale nie mógł przestać myśleć o Paulinie. Ta ciąża była bardzo zagadkowa a jej sprawca jeszcze bardziej. Musiała wiedzieć o niej. Na pewno wiedziała. Czy to dlatego tak bardzo zabiegała o to, by wrócili do siebie? Jeśli tak, to by znaczyło, że nie wiązała przyszłości z ojcem swojego nienarodzonego dziecka. Tylko dlaczego jego starała się ubrać w wychowywanie cudzego dzieciaka. Przecież nie była na tyle naiwna, by nie wiedzieć, że z łatwością domyśli się, że dziecko nie jest jego. Na co ona liczyła? Nie potrafił pojąć jej rozumowania. A teraz ona nie żyje… Ciężko było mu się pogodzić z tą myślą. Czuł się tak, jakby zamknął za sobą jakiś etap w życiu. Etap, do którego już nie ma powrotu. Z pewnością nie odczuwał ulgi. W końcu on i rodzeństwo Febo znali się od wieków. Wychowywali się razem i nawet jeśli te siedem lat wspólnego życia z Pauliną było dla niego piekłem, to i tak było mu ogromnie żal, że jej już nie ma i że zginęła w tak okrutny sposób. Wyszedł na parking i skierował kroki do stojącego na nim Lexusa. Wpakował walizki do bagażnika i ruszył przez uśpione ulice Warszawy. Chciał być jak najprędzej w domu. Te dwa tygodnie spędzone w Mediolanie nie były miłe i przygnębiły go. Marzył tylko o ciepłym prysznicu i wygodnym łóżku, w którym mógłby spokojnie zasnąć bez żadnych koszmarów. Nagle coś mignęło mu przed maską. Poczuł wstrząs i zahamował gwałtownie. Wysiadł z samochodu i z przerażeniem zobaczył kobietę leżącą pod jego kołami. Złapał się za głowę. - O Boże… O Boże…, co ja narobiłem? – Podbiegł do leżącej na jezdni dziewczyny i ostrożnie ją odwrócił. Uklęknął przy niej. - Proszę pani… Proszę pani… Proszę się ocknąć... – Delikatnie poklepał ją po twarzy. Dziewczyna otworzyła oczy a on ze zdumieniem stwierdził, że zna te oczy, te piękne, błękitne oczy patrzące teraz na niego nieprzytomnie. - Ula? Mój Boże Ula, co ty tutaj robisz? Skąd się tu wzięłaś? Błagam odpowiedz. - Marek… - wyszeptała i bezwładnie zawisła na jego rękach. |
Biedronka2012 (gość) 2013.04.21 18:53 |
Pierwszą cześć przeczytałam jednym tchem… Szczerze to bardzo ucieszyłam się, gdy zobaczyłam pierwszą cześć kolejnego opowiadania…. Zapowiada się fantastycznie…. Faktycznie pierwsza cześć niesie za sobą wiele pytań, niewiele jak na razie rozumiem… ale dzięki temu opowiadanie bardzo intryguje… Czekam na kolejną cześć Pozdrawiam biedronka |
MalgorzataSz1 2013.04.21 19:02 |
Biedronko. Ale ucieszył mnie Twój komentarz. Nie spodziewałam się, że reakcja nastąpi tak szybko po wklejeniu rozdziału. Jak pisałam już wcześniej, z tej części niewiele się można dowiedzieć, za to następna da odpowiedź i będziecie miały jasność, o co w tym wszystkim chodzi. Bardzo Ci dziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :) |
Marcysia (gość) 2013.04.21 19:43 |
Małgosiu, zaintrygowałaś mnie tą częścią. NIe sprawiłaś, że zakochani do siebie wrócili, nie uszczęśliwiłaś ich od razu po pokazie, ale doprowadziłaś do tego, że spotkali się ponownie w mało romantycznych okolicznościach. I do tego ta śmierć Pauliny... To naprawdę było przypadkowe? Mam dziwne wrażenie, że dużą rolę w tym opowiadaniu odegra Sosnowski - psychiczny kat Uli? Tak sądzę. Pozdrawiam Cię ;* |
MalgorzataSz1 2013.04.21 19:49 |
Marcysiu. Śmierć Pauliny, to całkowity przypadek, fatalny zbieg okoliczności. Natomiast mylisz się, co do Sosnowskiego. On siedzi w Bostonie, gdzie wyjechał sam. Wszystko powoli się wyjaśni musisz tylko uzbroić się w cierpliwość, bo rozdziały prawdopodobnie będę dodawać tylko w niedziele. Bardzo dziękuję za komentarz i przesyłam buziaki. :) |
Natalia (gość) 2013.04.21 21:52 |
wspaniale!!! jakaś akcja się toczy. mnie najbardziej podobał się plot w kostnicy! chyba stałam się ostatnio jakimś psychopatą, żądnym śmierci :D czekam na ciąg dalszy, podejrzewam ojca dziecka Pauli, powinien okazać się nim Aleks. Wyszłoby, że to jedna wielka patologia ;) pozdrawiam i zapraszam do mnie. w przeciągu godziny pojawi sie nowy rozdział :) |
MalgorzataSz1 2013.04.21 22:01 |
Natalio! Jestem w szoku. Czy Ty proponujesz opisanie jakiegoś związku kazirodczego? Nic z tego. Rzeczywiście ostatnio masz parcie na kostuchę. Mam nadzieję, że to szybko minie. Hahaha. Niestety nie wyjawię, kto był ojcem dziecka Pauli, bo to wątek poboczny i tak naprawdę bez znaczenia dla całego opowiadania. Myślę, że ono będzie dość kontrowersyjne i nie do końca jestem przekonana, że może Ci się spodobać. Jednak bez względu na wszystko zawsze chętnie przeczytam Twoją opinię. Za ten wpis bardzo Ci dziękuję i pozdrawiam. :) |
Ania (gość) 2013.04.21 22:31 |
Gosiu skomentowałam Twoja notke ,ale widze z znowu sie nie zapisał komentarz.To wina mojego neta :/ .No nic napisze jeszcze raz.Bardzo sie ciesze z kolejnej czesci nowego opowiadania. Czytajac twoje opowiadania mialam wrazenie ze Marek jest chory gdy poszedł do lazienki ,ale mam nadzieje ze zle mi sie wydaje.Zal mi Pauliny szkoda ze zginale ,ale tak sie rzeczywiscie dzieje niestety :( gina niewinni ludzie przez przypadek :( Ula z Piotrem hmm mam nadzieje ze nie beda dlugo razem. czytajac koncowke przerazilam sie mam nadzieje ,że Uli nic nie jest ? Marek szczesliwy ze zobaczyl swoja ukochana.Chciałabym zeby byli razem :) dobra to tyle ode mnie :) buzka :* czekam na cd :D |
MalgorzataSz1 2013.04.22 09:15 |
Aniu. Ja też tak czasem mam, że net fiksuje i nic nie chce się dodać, albo wręcz sama przez przypadek usunę komentarz tak jak to miało miejsce u Ciebie ostatnio i musiałam odtwarzać. Jeśli chodzi o opowiadanie, to Marek tak się zapuścił z tęsknoty za Ulą i z wyrzutów sumienia, jakie miał wobec niej. Nie jadł, tylko ciągle o tym myślał. Niestety na razie nic nie mogę napisać odnośnie stanu Uli, bo o tym przeczytacie w kolejnym rozdziale, a ja nie będę wybiegać przed szereg. Bardzo Ci dziękuję, że mimo kłopotów z netem udało Ci się jednak skomentować. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Seraphina (gość) 2013.04.22 16:14 |
Małgosiu, Ty jak coś napiszesz to mucha nie siada :) Wspaniale utrzymujesz tajemniczy klimat. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Szkoda Pauli, nie lubiłam jej ale takiej śmierci nie życzy się nikomu. I jakim cudem Ula wpadła pod samochód Marka? Pozdrawiam i weny życzę :) |
MalgorzataSz1 2013.04.22 17:09 |
Seraphina. Czytając takie słowa zawsze się rumienię, bo wcale nie uważam się za nikogo takiego, kto pisze bezbłędnie a obłędnie tak, że mucha nie siada to już w ogóle. Muszę jednak przyznać, że zawsze cieplej robi się na sercu, gdy mam świadomość, że to, co wymyśliłam i nabazgrałam, nie jest tak całkiem pozbawione sensu. Jak Ula wylądowała pod kołami Dobrzańskiego, to okaże się w kolejnej części, choć nie tak do końca. Tak naprawdę, to dopiero piąty rozdział rzuci nieco światła na całą sytuację i mam nadzieję, że dotrwasz. Za komentarz bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie. :) |
Natalia (gość) 2013.04.22 20:15 |
nowa część, specjalna :) |
Amicus (gość) 2013.04.22 23:28 |
Na samym wstępie dziękuję Ci za komentarz u mnie pod miniaturką. W ostatnich dniach byłam tak zakręcona, że nawet nie miałam czasu odpowiedzieć. Wybacz :) Ale miałam niespodziankę :) Nie sądziłam, że tak szybko zaczniesz publikować nowe opowiadanie. Fajnie! :) Teraz co do samej treści... Nie bardzo wiadomo jeszcze o co chodzi, dlatego tym bardziej czeka się na kolejny rozdział. Szkoda Pauliny. Trochę dziwna na ciąża. I dziwna postawa Aleksa, który koniecznie chciał w Marku znaleźć ojca dziecka. A Dobrzański... Dobrzański wreszcie wraca do grona żywych. Nie wyjechał, nie mógł, ale też nie potrafił po raz kolejny stanąć w nią twarzą w twarz. Zaszył się w domu i czekał, aż ból i tęsknota minie? On naprawdę jest tchórzem. Tchórzem, który nie potrafi otwarcie powiedzieć o swoich uczuciach, nie potrafi podjąć kroków, by walczyć o swoją miłość, o swoją kobietę, jak mężczyzna. Ucieka i użala się nad sobą. I jeszcze ten dziwny wypadek. Czyżby Ulka rzuciła się pod samochód? Kiedy kolejny rozdział? Pozdrawiam Cię serdecznie! :) |
MalgorzataSz1 2013.04.23 10:42 |
Amicus. To, że Marek jest tchórzem, to chyba nic dziwnego. W serialu też nie mógł wyartykułować swoich uczuć i nie potrafił podjąć żadnej decyzji, która choć w niewielkim stopniu zbliżyłaby go do Uli. Najprościej było uciec, choć jak się potem okazało i tego nie był w stanie zrobić. Wiem, że trochę namotałam z Pauliną, jej ciążą i śmiercią, ale to wątek bez znaczenia. Ula z pewnością celowo nie rzuciła się pod samochód Marka. Nawet nie ma pojęcia, kto ją potrącił. Ona sądzi, że to zupełnie ktoś inny, ale o tym dopiero w piątym rozdziale. Kolejny rozdział prawdopodobnie w niedzielę. Bardzo dziękuję Ci za wpis. Buziaki. :) |
Ania (gość) 2013.04.23 20:47 |
Gosiu zapraszam Cie na nowa notke na blogu www.gosia-sochaa.blogspot.com .Miałam dodac notke na blogu o fotografii,ale jestem z dołowana dzisiaj i nie dodam ,ale w wekend powinna byc. :) buzka :) |
juno (gość) 2013.04.24 13:56 |
Ciekawie się zaczyna. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz, mianowicie jakim cudem Marek nie poznał Uli (dopiero jak otwarła oczy)? Przecież przez te 8 tygodni nie zmieniła się z wyglądu do tego stopnia żeby jej nie rozpoznał. |
Ania (gość) 2013.04.24 14:27 |
Gosiu dziękuję za komcia u mnie na blogu o Gosi. Zapraszam Cię na mojego bloga o fotografii :) http://www.fotografia-aniulki.blogspot.com/ p/s dzisiaj moze dodam niusy na bloga o Filipie :) wreszcie cos piszą o Filipie :D Pozdrawiam Cię serdecznie :) |
MalgorzataSz1 2013.04.24 14:47 |
Juno. Masz rację, że przez osiem tygodni człowiek nie jest w stanie aż tak bardzo się zmienić, że można go nie poznać. Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że po pierwsze Marek nie spodziewał się jej spotkać w Warszawie, bo sądził, że jest z Sosnowskim w Bostonie. To z pewnością był element zaskoczenia. Po drugie była ciemna noc i jeśli nawet reflektory samochodu oświetlały twarz leżącej na asfalcie Uli, to z pewnością taki rodzaj światła daje duże przekłamanie i nie tak łatwo jest rozpoznać osobę po rysach twarzy. Po trzecie był w szoku, bo sądził, że spokojnie dotrze do domu, a tu taka przykra niespodzianka. Wreszcie po czwarte tak sobie to wymyśliłam, może trochę zbyt romantycznie, ale cóż... Taka już jestem. Hahaha Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Pozdrawiam.:) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz