Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM" - rozdział 15 ostatni

14 kwiecień 2013
ROZDZIAŁ 15
ostatni




Do soboty zdążyli pozałatwiać mnóstwo rzeczy. W urzędzie zaklepali termin ślubu na piętnastego sierpnia na godzinę trzynastą. Zaproszenia mieli odebrać w przyszłym tygodniu. Udało im się kupić obrączki. Nawet salę udało się wynająć, co graniczyło niemal z cudem. Tu zadziałała Helena mająca rozległe znajomości z racji patronowania fundacji. W piątek wziął wolne i rano pojechał z Ulą na zakupy. Zależało im, by goście nie byli rozczarowani. Wraz z Ulą dzielnie pomagał w przygotowywaniu potraw. Kojec ustawili tak, by Hania miała ich cały czas w zasięgu wzroku a i oni co jakiś czas zerkali na nią. O trzynastej przyjechali Dobrzańscy.
- Pomyśleliśmy, że przyda się wam nasza pomoc. – Helena podeszła do kuchennego blatu i zaczęła wyciągać z przepastnej torby zapakowane w pergamin rzeczy. – Tu Uleńko macie trochę ciasta i sałatki, które przyrządziła Zosia. Na pewno znajdą się na nie chętni. Ja pomogę ci w kuchni a panowie zajmą się Hanią i przygotowaniem stołu.
- Da-da! – Usłyszeli krzyk małej. Wyciągała rączki do Krzysztofa. Podniósł ją z kojca a ona natychmiast zajęła się jego wąsami.
- Witaj maleństwo. Dziadek stęsknił się za tobą. Babcia też. Przywitasz się z nią? – Helena ucałowała policzki małej.
- Moja kochana wnusia. Jesteś taka grzeczna, ale chyba trzeba cię przewinąć. Mogę to zrobić Ula? Powiedz mi tylko, gdzie są pampersy.
- Już podaję. – Pobiegła do pokoju Hani i po chwili ukazała się z wacikami, oliwką i pampersem. – Proszę. Tu jeszcze suche śpioszki. Chyba trzeba będzie zacząć przyzwyczajać ją do nocnika. Przecież to już duża dziewczynka, prawda? – Z miłością ucałowała policzki małej.
Marek przy pomocy Krzysztofa rozłożył duży stół w salonie. Po chwili wylądował na nim śnieżnobiały obrus i zastawa. Mieli jeszcze trochę czasu więc przysiedli na kanapie gawędząc cicho. Panie uwijały się w kuchni.
Przed szesnastą przyjechali Cieplakowie. Marek przedstawił wzajemnie obie rodziny. Stęskniona Betti zaraz zajęła się Hanią, a i Józef długo nie wypuszczał wnuczki z ramion.
- Moja Kropeczka kochana. Tak bardzo stęskniliśmy się za tobą. – Połaskotał ją pieszczotliwie a ona roześmiała się na całe gardło.
- Da-da! – Józefowi zalśniły w oczach łzy.
- Mój Boże, ona naprawdę coraz więcej wymawia słów. Jak zabierałeś Ulę potrafiła powiedzieć tylko „tata” i „mama”.
- Teraz potrafi już nazwać po swojemu dziadka i babcię. – Powiedział z dumą Marek. – Jest niezwykle pojętna, co nas bardzo cieszy.
Zaczęli się schodzić i pozostali goście. Przyjechał Sebastian z Violettą i Wolscy, których Marek przedstawił Uli. Wreszcie pojawiła się Ala z Izą. Popłakały się obie na widok przyjaciółki. Gdy zniknęła im z oczu była jeszcze brzydkim kaczątkiem a dzisiaj wyglądała zjawiskowo. Wprawdzie widziały się w firmie i wtedy też wszystkie roniły łzy, ale dzisiaj ujrzały w niej niekwestionowaną piękność. Ala wręczyła jej duży pakunek.
- A co to jest?
- To prezent dla małej Ula. Grający nocnik. Czego to ludzie nie wymyślą. – Zaśmiała się Ala. – Jest jednak bardzo kolorowy i naprawdę gra, gdy się na nim siedzi i miga światełkami. Może w ten sposób mała szybciej nauczy się na niego siadać?
- Czy wiecie, że właśnie przed chwilą mówiłam pani Helenie, że trzeba Hanię zacząć przyzwyczajać do nocnika? Bardzo wam dziękuję, bo prezent na pewno jest praktyczny i za chwilę znajdzie zastosowanie. A teraz zapraszam was do stołu. Zaraz przedstawię pozostałych gości.
Długo dom rozbrzmiewał gwarem rozmów. Ala znalazła wspólny język z Józefem. Ula rozmawiała z Wolskimi. Opowiedzieli jej trochę o czasach studenckich i o rodzeństwie Febo.
- Jak się dowiedziałam, że Marek poślubił Paulinę, to ścięło mnie z nóg – mówiła Ilona. – To chyba najgorszy materiał na żonę w całej galaktyce. Marek mi opowiadał jak doszło do tego ślubu. Opowiadał nam też o tobie. Bardzo się cieszymy, że w jego życiu nie ma już tej podłej kobiety. Aż miło popatrzeć, jak bardzo jest teraz szczęśliwy. Ma ciebie i dziecko. Spełniłaś jego marzenia o szczęśliwym życiu Ula. On bardzo cię kocha i to widać na każdym kroku.
- Ja też kocham go nad życie. Nie mogłabym być z nikim innym. Gdyby mnie nie odnalazł, już na zawsze pozostałabym samotną kobietą z dzieckiem.

Helena uśpiła małą i wyszła z jej pokoju zamykając za sobą drzwi. Podeszła do Marka i wyciągnęła go do kuchni.
- Był u nas Alex. Zdziwiła nas ta wizyta, bo od kiedy wybuchł ten skandal z Pauliną nie pokazywał się u nas, jakby było mu wstyd za siostrę. Przeprosił nas za jej zachowanie, choć to nie on powinien to zrobić. Okazuje się, że ona wcale nie jest taka szczęśliwa z tym Lwem. Początkowe zauroczenie nim chyba minęło. Pobrali się, ale bardzo rzadko udzielają się towarzysko. On ciągle jest zajęty interesami i więcej go nie ma w domu jak jest. Zamknął ją w złotej klatce przepychu i zbytku i chyba traktuje jak kolejny eksponat do kolekcji. Ona pewnie nie tak wyobrażała sobie życie u jego boku. Ponoć czuje się bardzo samotna i pląta się co dnia po tym wielkim, kapiącym od złota domu i nie potrafi sobie znaleźć miejsca. Myślała, że złapała Pana Boga za nogi, a tymczasem okazuje się, że to jedna, wielka porażka i rozczarowanie. W dodatku dowiedziała się, że nie może mieć dzieci. To był cios dla nich obojga, bo Lew bardzo liczył na potomka. Liczył na syna. My powiedzieliśmy Alexowi o tobie i Uli. Wyglądał na zaskoczonego. Mówił, że wiedział wprawdzie, że kogoś kochasz, ale nie przypuszczał, że to będzie twoja asystentka. Powiedzieliśmy mu o Hani i o tym jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, że mamy wnuczkę, a on tylko skwitował, że to dobrze, bo od Pauliny na pewno nie doczekalibyśmy się potomka. W ogóle wydał mi się jakiś taki przygaszony. Chyba się zmienił. Nie ma już w nim tej pewności siebie, co dawniej. Ta historia z Pauliną musiała nim nieźle wstrząsnąć.
- No cóż… - westchnął Marek. – Ona ma to, na co zasłużyła i do czego tak uparcie dążyła. Myślała, że będzie gwiazdą wśród rosyjskich biznesmenów, a tymczasem stała się samotną, zgorzkniałą kobietą i pewnie teraz wielu rzeczy żałuje. Zawsze chciała tylko władzy i pieniędzy. Chciała posiadać. No to ma teraz złotą klatkę i inne bogactwa bez krzty uczucia. Może wreszcie zrozumie, że pieniądze i nazwisko to nie wszystko, co liczy się w życiu. Ja postawiłem na miłość, rodzinę i spokojny dom. Dzięki temu jestem szczęśliwym człowiekiem.

Goście zaczęli się rozjeżdżać. Było już dość późno. Cieplakowie zostawali do jutra. W niedzielę po południu Marek miał ich odwieźć do Rysiowa. Chcieli się jeszcze nacieszyć wnuczką. Nie wiadomo kiedy będą mogli ich wszystkich znowu zobaczyć.
Następnego dnia po śniadaniu zasiedli przed laptopem i połączyli się z Marysią. Ucieszył ją widok ich wszystkich a szczególnie Hani.
- Ona rośnie w oczach Ula. Jest taka śliczna. Nie choruje?
- Nie. Chowa się dobrze i zdrowo. My jednak dzwonimy w innej sprawie. Piętnastego sierpnia pobieramy się. W przyszłym tygodniu wysyłamy wam zaproszenia. Poinformuj naszą paczkę, by wzięli sobie kilka dni urlopu. Larsowi też powiedz i swoim rodzicom. Oni zatrzymają się u taty w Rysiowie a wam wynajmiemy hotel niedaleko miejsca, w którym mieszkamy, bo u nas nie pomieścilibyśmy was wszystkich. Poza tym opłacimy wam przelot w obie strony i przyjedziemy po was na lotnisko. Chcielibyśmy was widzieć tu przynajmniej dwa dni przed ślubem trzynastego. To będzie czwartek. Lot będzie na pewno rano koło godziny siódmej. Mam nadzieję, że zdążycie.
- O nic się nie martwcie. Ja tu wszystko zorganizuję. Rodziców przywiozę już w środę z Uppsali. Dam radę. Bardzo się cieszę moi kochani, że zobaczymy się już niedługo. Tęsknimy za wami a rodzice nie mogą się doczekać spotkania z panem Józefem.
- I ja jestem ich bardzo ciekaw Marysiu. Nie widziałem ich przecież tak wiele lat. Powiedz im, że serdecznie ich do nas zapraszamy.
- Przekażę. Czekam w takim razie na te zaproszenia i całuję was wszystkich. Do zobaczenia.

Do ślubu zostały zaledwie trzy tygodnie. Pracowicie im upływały. Przez ten czas dość często zostawiali Hanię u Dobrzańskich, by móc spokojnie wszystko pozałatwiać. Któregoś dnia Marek zawitał do biura Budkowskiego. Jego wizyta mocno zaskoczyła detektywa a jeszcze bardziej to, co mu przekazał.
- Dzięki panu jestem szczęśliwym człowiekiem. Proszę nam nie odmawiać. Zaproszenie jest dla dwóch osób. Serdecznie pana zapraszamy. Proszę przyjechać i być świadkiem naszego szczęścia. – Budkowski uścisnął mu dłoń zapewniając, że na pewno zjawi się na uroczystości wraz z żoną.
Wiedzieli już, że goście ze Szwecji przylecą na tydzień i tak właśnie zabukowali bilety. Zamówili im też pokoje hotelowe. Oprócz tego Marek wynajął cztery taksówki. Trzy miały być tylko do dyspozycji szwedzkich gości a czwarta miała obsługiwać rodzinę Cieplaków. Pojechali też obejrzeć salę i uzgodnić menu. Zadatkowali zespół muzyczny. Ten sam, który grał na Marka pierwszym weselu. Był świetny i Marek nie miał wątpliwości, by na ich weselu grał właśnie on. Byli też już po przymiarkach u Pshemko. Mistrz naprawdę się postarał. Ula w swojej sukni wyglądała zjawiskowo. Gdy projektant ujrzał ją w niej po raz pierwszy aż przysiadł z wrażenia.
- Jesteś powalająca Urszulo. Masz idealną figurę a suknia leży jak ulał. Zrobimy tylko niewielkie marszczenia pod biustem i będzie genialnie. I ona była pod ogromnym wrażeniem kreacji. Materiał nie był biały ale koloru kości słoniowej. Delikatny, lejący i połyskujący. Dobrze układał się na ciele ściśle do niego przylegając. Na głowę nie chciała nic. Jedynie kremową różę wpiętą we włosy. Odpowiednio wcześnie dobrano jej buty do kreacji. Nie były zbyt wysokie i w kolorze sukni.
- Musisz je trochę rozchodzić. Przyzwyczaić do nich stopy, byś w trakcie wesela nie narzekała, że cię uwierają. – Mówił Pshemko. – A tu jeszcze niespodzianka. Uszyłem dla maleństwa sukieneczkę z tego samego materiału i buciki. Spójrz, czy to nie słodkie?
Była wzruszona i dziękowała mu dziesięć razy. Wycałowała jego policzki mówiąc.
- Jesteś wspaniały Pshemko. Dziękuję, że pomyślałeś o naszym dziecku.
- No już dobrze, dobrze – krygował się. - Przyślij mi tu zaraz Marka. On też musi przymierzyć garnitur. Powoli będziemy kończyć. Już nie będzie żadnych przymiarek.
Wyszła z pracowni z ulgą. To była już chyba siódma przymiarka, na szczęście ostatnia. Miała dzisiaj jeszcze do załatwienia jedną sprawę, ale tę musiała załatwić wraz z Markiem. Spotkała go na korytarzu i wraz z nim poszła do gabinetu Alexa. Przywitali się z Dorotą i upewniwszy się, że Febo jest u siebie zapukali do drzwi.
- Proszę.
Wsunęli się do środka. Alex omiótł ich zdziwionym spojrzeniem.
- Witaj Alex. Przyszedłem tu z Ulą, bo chcielibyśmy wręczyć ci zaproszenie na nasz ślub. Odbędzie się piętnastego sierpnia o trzynastej w Urzędzie Stanu Cywilnego na Falęckiej. Liczymy na to, że przyjdziesz.
- To bardzo miło z waszej strony. Nie wiem tylko, czy ja jestem odpowiednim gościem weselnym. Chyba nie jestem zbyt towarzyski.
- No to czas, by to zmienić panie Febo – odezwała się Ula. – Proszę nam nie odmawiać. Wesele będzie bardzo kameralne i skromne. Tylko trzydzieści osób a wśród nich ludzie, których pan dobrze zna. Serdecznie zapraszamy.
Wstał od biurka, podszedł do niej i ucałował jej dłoń.
- Proszę mi mówić po imieniu. Bardzo się zmieniłaś. Prawdziwy szczęściarz z Marka. Zazdroszczę mu. Nie dość, że mądra, to jeszcze niezwykle piękna. Takiej kobiecie nie mogę odmówić. Będę, na pewno będę. Dziękuję za zaproszenie.

W czwartek o ósmej rano ruszyli na lotnisko. Ula była podekscytowana. Przez ten czas, gdy była w Szwecji zdążyła polubić tych postrzeleńców. Tęskniła też za nimi, bo brakowało jej spotkań z nimi i ich poczucia humoru. Marek zaparkował przed budynkiem lotniska i poszedł sprawdzić, czy czekają zamówione przez niego taksówki. Dzisiaj miały być dwie. Z nimi mieli pojechać Dolińscy. Sprawdził numery boczne i uśmiechnął się. Przywitał się z kierowcami i przedstawił im się. Poinstruował, że przewiozą gości wprost do hotelu. Gdy ustalił z nimi wszystko pociągnął Ulę do hali przylotów. Właśnie zapowiadano lądowanie samolotu, na który czekali. Po niespełna dwudziestu minutach wreszcie ujrzeli Marysię z rodzicami i Larsem a za nimi resztę, Antona, Gunnara i Bosse a obok nich drepczące dziewczyny, Petrę i Kaysę. Pomachali im energicznie i zaczęli przeciskać się przez tłum.
- Marysiu! Tutaj! – Zobaczyła ich i uśmiechnęła się szeroko. Dość długo trwało to powitanie, bo każdego z osobna chcieli uściskać.
- Ależ jesteś piękna Ula – Bosse spoglądał na nią z podziwem. – Jeszcze bardziej wypiękniałaś. Widać na kilometr, że jesteś szczęśliwa. Gdzie macie Hanię?
- Jest u rodziców Marka. Jeszcze dzisiaj ją zobaczycie, bo zapraszamy was do nas na wczesną kolację i pogaduchy. Państwa Dolińskich zawieziemy do Rysiowa, bo tata nie może się ich już doczekać a was do hotelu. Chodźmy, taksówki czekają.
Rozsiedli się wygodnie w pojazdach i ruszyli za Markiem. W hotelu dał im numery telefonów do kierowców, by w razie potrzeby mogli korzystali z podwózki. Zameldowali się wszyscy i dzierżąc w rękach karty magnetyczne ustalali jeszcze z Markiem szczegóły.
- My teraz ruszamy do moich rodziców. Odbierzemy Hanię i wraz z państwem Dolińskimi jedziemy prosto do Rysiowa. Dałem wam adres naszego zamieszkania. O szesnastej zadzwońcie po taksówki i przyjedźcie. Będziemy czekać. Do tego czasu rozpakujcie się i zaaklimatyzujcie. My uciekamy. Na razie.
W drodze na parking wykonał jeszcze telefon do rodziców prosząc, by przygotowali Hanię.
- Ależ ta Warszawa się zmieniła – pan Doliński nie mógł się nadziwić miastu. – Tyle nowych budynków. Gdybym sam miał teraz wędrować po jej ulicach na pewno bym się zgubił.
- To prawda. – Potwierdziła Ula. - Mnie nie było tu ponad półtora roku i też zauważyłam mnóstwo zmian. Po weselu tata na pewno was oprowadzi po mieście. Powspominacie.
Zatrzymał samochód na podjeździe i zobaczył swoich rodziców niosących ich pociechę. Przedstawił im Dolińskich. Odebrał Hanię z rąk matki i usadził ją w foteliku.
- Ależ ona urosła – Dolińska cmoknęła małą w policzek. – I jest prześliczna. Wyrośnie z niej prawdziwa piękność, ale nie ma się co dziwić skoro odziedziczyła takie dobre geny. – Marek zachichotał.
- Dobre geny to ona ma po Uli, po mnie tylko twarz. To kochane dziecko, bardzo spokojne tak jak jego matka. Niedawno zaczęła wymawiać pierwsze słowa. Szybko się uczy i ma dobrą pamięć. Jestem bardzo szczęśliwy, że mam je obie.
Dojeżdżali. Już z daleka zauważyli stojących pod bramą Cieplaków. Zaparkował i pomógł wysiąść kobietom. Wysupłał z fotelika Hanię i wziąwszy ją na ręce poszedł się przywitać. Wzruszeni Dolińscy serdecznie ściskali Józefa.
- Tyle lat Józef, tyle lat. Postarzeliśmy się i dzieci nam wyrosły. Jasia pamiętamy jak był jeszcze małym pędrakiem a Beatki nie znamy wcale. Ula jak była u nas w Uppsali pokazywała nam zdjęcia. Jesteś śliczna Beatko i taka podobna do mamy. Masz jej oczy i uśmiech.
- Chodźcie kochani do środka. Rozpakujecie się i napijemy się kawy. To będzie na pewno udany pobyt.
Marek dopił swoją kawę i wstał od stołu.
- Będziemy wracać. Musimy się jeszcze trochę przygotować na tę dzisiejszą kolację z przyjaciółmi Uli. Panie Józefie wszystko jest załatwione. Taksówki podjadą w sobotę o dwunastej i przywiozą was do urzędu. Tam się spotkamy. Do zobaczenia.
- Jedź ostrożnie synu.
- Nie mogę inaczej. Przecież wiozę swoje skarby, prawda?

Po powrocie na Sienną zaraz zabrali się do roboty. Marek zajął się stołem, Ula przygotowywała poczęstunek. Jeszcze szybko przewinęła Hanię i sama się przebrała. Usłyszeli domofon i czekali na swoich gości przy otwartych drzwiach. Cała gromada wytoczyła się z windy ze śmiechem. Anton taszczył ogromnego miśka.
- A gdzie to moja chrześnica?
Wszyscy otoczyli kojec.
- Spójrz Haniu, to dla ciebie od wujków i wszystkich cioć.
- Rany boskie, Anton – Ula ze zgrozą przyglądała się tej olbrzymiej maskotce – on ją przygniecie.
- Nie przygniecie. Ustawimy go obok kojca. Będzie się miała do czego przytulać.
Hania z zachwytem przyglądała się pluszakowi i piszczała ze szczęścia wyciągając do Marka rączki.
- Ma-ma, ta-ta, da. – Marek wyjął dziecko z kojca i usadził między nogami olbrzyma. Rzeczywiście przytuliła się do niego. Zaraz złapali za komórki, by zrobić jej zdjęcie. Wyglądała tak słodko.
- Chodźcie moi drodzy. Zapraszamy do stołu, chyba, że wcześniej chcecie obejrzeć mieszkanie.
- No pewnie, że chcemy. – Odpowiedzieli chórem.
Po jego oględzinach wreszcie zasiedli za stołem. Marek wzniósł toast.
- Kochani piję za nas wszystkich, za miłość i waszą przyjaźń. Nie moglibyśmy wymarzyć sobie lepszych przyjaciół. Wasze zdrowie.
- No a teraz opowiadajcie. – Ula była ciekawa nowin.
- To może ja zacznę. – Odezwała się Marysia. – Ja i Lars zaręczyliśmy się, ale ślub dopiero w przyszłym roku, na który już was zapraszamy. Okazuje się, że większość z naszej paczki już nie jest sama, ale ma swoje połówki. Dziewczyny poznały fajnych chłopaków. Anton też nie jest już singlem. Nie uwierzysz Ula, ale chodzi z dziewczyną, która jest asystentką Nilssona. Tylko Gunnar i Bosse nie mają nikogo, bo nie chcą mieć. Dwa wolne ptaszki.
- No, no… Sporo się zmieniło odkąd wyjechałam. A jak twoja siostra Petra, urodziła?
- Urodziła Ula, ślicznego chłopczyka. Bardzo przydały się te rzeczy od ciebie a najbardziej przewijak. Mały szybko rośnie. Uwielbiam go.
Długo jeszcze trwały te wspominki i rozmowy. Mała Hania zasnęła wtulona w miękkiego misia. Całe towarzystwo opuszczało Sienną w świetnych humorach. Jutro mieli dzień dla siebie, a w sobotę mieli się wszyscy spotkać na Falęckiej.

W sobotni poranek po zjedzeniu śniadania i nakarmieniu małej zaczęli się szykować. O dziesiątej przyszła zamówiona fryzjerka i makijażystka. Uczesały i pomalowały Ulę. Marka też nie ominęły fryzjerskie zabiegi. Mogli się wreszcie zacząć ubierać. Kiedy Ula wyszła wreszcie z sypialni z Hanią na ręku. Marek zamarł. Zalśniły mu w oczach łzy.
- Jesteście takie piękne. Obydwie. – Wyszeptał poruszony. – Jestem nieprawdopodobnym szczęściarzem. Daj mi Hanię Ula i zabierz bukiet. Limuzyna już jest. Możemy jechać. Za pół godziny będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Limuzyna podwiozła ich pod samo wejście do urzędu. Czekali tam na nich już wszyscy. Weszli na piętro i za chwilę zostali poproszeni do środka.
Ta uroczystość nie była z pewnością tak podniosła jak te, które odbywają się w kościele. Jednak dostarczyła wszystkim obecnym sporo wzruszeń. Wiedzieli, że Marek nie może już wziąć ślubu w kościele. Był w końcu rozwodnikiem. Uśmiechnięci i szczęśliwi opuszczali to miejsce. Jeszcze przez chwilę przyjmowali gratulacje a potem odjechali do domu weselnego. Już tam na miejscu Helena wręczyła im wielkie pudło i dołączony do niego list.
- To od Alexa. Przeprasza, ale nie mógł być na uroczystości. Przeczytajcie.
Marek otworzył kopertę i cichym głosem zaczął czytać.

Ula, Marek.
Wybaczcie mi, proszę. W ostatniej chwili postanowiłem, że jednak nie przyjadę. To Wasz szczęśliwy dzień, a ja nie chciałem go zepsuć swoim ponurym wyglądem. Nie potrafię się cieszyć już z niczego. Przez lata narosło we mnie tyle goryczy i złości, że nie jestem w stanie wykorzenić z siebie tych złych cech. Może kiedyś mi się to uda. Poza tym martwię się siostrą. Ona nie jest szczęśliwa i to na własne życzenie. Nie jest z nią za dobrze i chyba powoli załamuje ją ta cała sytuacja.
Niezależnie od tego co wyżej, życzę Wam wszystkiego najlepszego. Zasługujesz Marek na taką kobietę jak Ula. Udowodniłeś to i dla odzyskania tej miłości byłeś gotowy na wszystko. Podziwiam cię i zazdroszczę, bo zdobyłeś prawdziwy skarb. Mam tylko nadzieję, że nigdy nie zawiedziesz tej miłości. Bądźcie szczęśliwi. Życzę Wam tego z całego serca. Alex.


Skończył czytać i popatrzył Uli w oczy.
- Nie spodziewałem się takich słów po nim. Mama miała rację, on się zmienił. Złagodniał. Nie dziwię się jednak, że nie chciał przyjść. Nie ma nastroju do zabawy i ja to rozumiem. Chyba jest mi go żal. Sam nie wierzę, że to mówię, ale tak właśnie czuję.
- Ja też żałuję, że nie przyszedł, ale doskonale mogę sobie wyobrazić, co przeżywa. A teraz zjedzmy coś, bo zaraz umrę z głodu.

Wesele było bardzo udane i chyba nikt nie mógł powiedzieć, że się nie wybawił. Hulano do białego rana. Tylko starsi uczestnicy tej uroczystości i ci najmłodsi położyli się spać w wynajętych pokojach. Nad ranem do stolika, przy którym siedzieli młodzi podszedł Sebastian.
- Napijesz się ze mną przyjacielu?
- Z przyjemnością to zrobię. – Nalał wódkę do kieliszków i podał jeden z nich Olszańskiemu.
- Jesteś wielkim farciarzem Dobrzański. Masz piękną żonę i córkę. Zazdroszczę ci.
- Nie zazdrość. Ciężko na to pracowałem, goniłem za tym szczęściem aż w końcu je dopadłem i wbiłem w nie pazury. Już nie wypuszczę go z rąk. – Przytulił Ulę do swego boku czule całując jej skroń.
- Piję za wasze szczęście kochani. Niech trwa wiecznie.
- Za szczęście.

K O N I E C



Natalia (gość) 2013.04.14 14:43
Ja o dziwo chciałabym poruszyć tę scenę u Dobrzańskich w domu. Nigdy nie wyobraziłabym sobie, że Marek może chcieć mieć dziecko. Ulę w roli matki również moja wyobraźnia nie ogarnia. A jednak. Tylko, kurcze, chyba ja nie posunę się do dziecka, bo do mnie taki Marek, zkapciały i tatusiowaty nie przemawia. Ale skoro lubisz szczęśliwe zakończenia... Będę szczera, przeraża mnie taka super, fajna wizja i nie do końca satysfakcjonuje. Jednak to tylko moje luźne zdanie. Jeśli w jakikolwiek sposób Cię uraziłam, przepraszam.
MalgorzataSz1 2013.04.14 15:35
Natalio.

Oczywiście w żaden sposób nie czuję się urażona, bo każda z nas piszących ma swoją własną wersję kolejnych wydarzeń lub wyobraża sobie zupełnie inny przebieg rodzącej się miłości Uli i Marka. Dla mnie finałem i zwieńczeniem wysiłków Marka jest w końcu ślub z kobietą, którą pokochał nade wszystko. Nie jestem aż taka wyzwolona, by wyobrażać sobie, że on dokonał w sobie tak ogromnej przemiany, poniósł tyle kosztów, by odnaleźć Ulę i zrobił dosłownie wszystko, by być teraz z nią do śmierci bez zalegalizowania związku. Doskonale rozumiem, że niektórzy nie potrzebują papierka tylko po to, by ze sobą być do późnej starości, jednak dla mnie osobiście życie w wolnym związku z biegiem czasu stałoby się niezbyt komfortowe, choć rozumiem, że dla innych może być wygodne ze względu na możliwość odejścia w każdej chwili partnera lub partnerki bez ciągania się po sądach i obrzucania błotem. To dlatego w moich opowiadaniach zażyłość Uli i Marka kończy się ślubem, czasem posiadaniem dziecka lub dzieci. Nie wykluczam jednak, że kiedyś, być może, pokuszę się o napisanie historii o zupełnie innym zakończeniu.
Nie każdy lubi takie sielankowe, łzawe historie i często męczy się czytając je. Ja nie mam żalu gdy ktoś zacznie czytać a potem porzuca opowiadanie, bo jest znudzony. To, co opisuję, to takie bajki dla dorosłych często bardzo rozmijające się z rzeczywistością. Dla mnie to odskocznia od codziennych problemów, wiecznych kłopotów i trosk. To pewien rodzaj ucieczki i chęć ukrycia się przed realnym światem, który czasem naprawdę mnie przeraża. W bajkowym świecie jest bezpiecznie, bo jest pewność, że mimo perypetii wszystko dobrze się skończy. To być może dziwne słowa głównie dlatego, że pisane przez kobietę, która okres czytania bajek ma już dawno za sobą, podobnie jak czytania szkolnych lektur. Marzenia nie są niczym złym, a ja wykreowałam sobie taki swój prywatny, fikcyjny światek, który nie każdy musi akceptować i ma do tego pełne prawo.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)
Amicus (gość) 2013.04.14 15:39
Cudowna część... tylko szkoda, że już ostatnia. Tak by się chciało o ich szczęściu czytać i czytać. Długa była ich droga do wspólnego życia, do spełnionej miłości i pełnej rodziny. Długo o to walczyli, właściwie Marek walczył i udało się. Paulina ma za swoje. Przekonała się, że pieniądze szczęścia nie dają, tak samo jak nazwisko i pozycja społeczna. W życiu najważniejsza jest miłość, ale pani Febo chyba nie potrafi kochać.
Dziekuję Ci Małgosiu za tych 15 cudownych części. Za chwile wruszeń, niepewności i wyczekiwania kolejnych rozdziałów. Pocieszam się faktem, że koniec tego opowiadania jest jednocześnie związany z początkiem nowego. Znam Cię już bardzo dobrze i wiem, że będzie ono równie wspaniałe. Pytanie na sam koniec, kiedy planujesz rozpocząć jego publikację? Pozdrawiam! :)
MalgorzataSz1 2013.04.14 15:56
Amicus.

Bardzo Ci dziękuję, że przez tak długi okres czasu śledziłaś to opowiadanie i za każdym razem zostawiałaś wpis. Dziękuję za tak wiele miłych słów i to bardzo motywujących.
Nowe opowiadanie nie będzie takie długie, bo liczy zaledwie 10 części, ale też nie będzie takie ociekające lukrem a wręcz przeciwnie, bo opisuję w nim dość dramatyczną historię. Naprawdę nie wiem, kiedy zacznę dodawać. Nagromadziło mi się trochę rzeczy, z którymi muszę się uporać. Myślę, że najbliższy, możliwy termin to początek maja, chyba, że będę wolniejsza wcześniej. Wtedy jednak powiadomię tych, którzy tu zaglądają i komentują, Ciebie również.
Dziękuję raz jeszcze i serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Abstrakt (gość) 2013.04.14 20:41
Witaj Małgosiu ;-)

Bardzo dziękuję za finał, i to szczęśliwy finał. Wszystko się poskładało, wszyscy, którzy mieli być, byli.
Może moje podsumowanie będzie nieco inne bo chciałabym się skupić na jednej z głównych postaci. No tak....
Marek, tak Marek :-) Wiesz, że kibicuję Ci od niemalże początku, a w zasadzie od początku opowiadań, które zaczęłaś zostawiać jeszcze na socjum, I jestem, niezmiennie, pod ich wpływem. Przede wszystkim dlatego, że w swój sposób kreujesz bajkową historię Uli i Marka "po" :-)
Jednak ostatnio zwróciłam uwagę na to jak różnorodnie rysujesz postaci. A Marka szczególnie. Tak, on wypada jakoś.... szczególnie. W poprzednim opowiadaniu gdzie mierzył się z poważnym problemem dziecka obciążonego dodatkowym genem czy teraz gdy jego życiem kieruje ktoś bliski, jednak pozornie. Czy wcześniej, gdy starał się pomagać zawodowo innym, i w jaki sposób to robił. Podziwiam, ze odnajduję w tych opowiadaniach Marka, który jest różny, nigdy nie jest nijaki, bezbarwny. Nie jest kalkowany, historie, w które go wikłasz dają mu duże pole popisu. Takiemu Markowi jakoś wyjątkowo kibicowałam, zresztą zaznaczałam to na początku tego opowiadania, nawet pytałam samą siebie czy ze mną wszystko ok :-) bo ogromną radość dawało mi to jak Marek traktował Paulinę. Że potrafił się z nią mierzyć, i w końcu, że skłonili go do tego jego rodzice. Niby proste a jednak odebrał bardzo gorzką lekcję...
I to jest właśnie ten kolejny kolor Marka.
Zawsze gdy czytam widzę te postaci, one mają faktycznie twarz Filipa czy Julki, tą samą fizjonomię. Wyjątkowo łączą się. Coś w tym jest, przyznasz ;-)
Dlatego kolejny raz bardzo Ci dziękuję za podarowane kilka tygodni, podczas których niecierpliwość mieszała się z radością. Wiem, że czekają Rany. Wiem też, że oceniasz to opowiadanie jako "nie takie przyjemne", zakładam, że koniec będzie jednak szczęśliwy :-) I tego się trzymam.
Małgosiu, załatwiaj sprawy w realu i wracaj z nową historią, już teraz na nią czekam niecierpliwie :-)
Pozdrawiam Cię serdecznie :-)
MalgorzataSz1 2013.04.14 21:35
Abstrakt.

Mimo, że te moje opowiastki są w większości mało realne, kompletnie wyimaginowane, to jednak zawsze staram się w jakiś sposób nawiązywać do serialu, bo przecież on jest tu bazą, na podstawie której wymyślam te historie. W serialu Marek też nie był postacią jednoznaczną. Z pewnością nie był tak bardzo pewny siebie, przedsiębiorczy i asertywny, choć czasami robił takie wrażenie. Tak naprawdę był przecież lekkoduchem, utracjuszem trwoniącym pieniądze na alkohol, kobiety i dobrą zabawę. Czas po pracy wolał spędzać w knajpach niż ze swoją narzeczoną, a przecież dobrze wiedział, że każdorazowy taki wyskok doprowadzi Paulinę do furii i zakończy się awanturą. W jakiś tam sposób prowokował los. Czuł przed nią respekt, podobnie jak przed ojcem, a jednak nie postępował w sposób, za który zarówno narzeczona jak i rodzice mogliby go pochwalić.
Postać Marka nie jest jednowymiarowa podobnie jak postać Alexa, który też może być wdzięcznym tematem.
W moich opowiadaniach jest podobnie, choć myślę, że taka różnorodność Marka spowodowana jest głównie tematem jaki podejmuję w opowiadaniu i to do niego dopasowuję ewentualne zachowania bohaterów. Nie ukrywam jednak, że mam wielką słabość do tej postaci i zwykle nie opisuję jej jako złej a co najwyżej zagubionej. On i w serialu nie był przecież złym człowiekiem. Być może zepsuły go kobiety i świat, w którym żył, ale nadal drzemały w nim resztki przyzwoitości i sumienia. Sama Ula stwierdza w pewnym momencie, że Marek to najlepszy materiał na szlachetnego i dobrego człowieka.
Takiego też staram się pokazywać w moich opowiadaniach. I jeśli nawet od początku taki nie jest, to dokonuję w nim przemiany. Ula zmienia się pod względem wyglądu, on pod względem charakteru. To w jakimś sensie jest kwintesencją i serialu i opowiadań.
Napisałaś bardzo długi komentarz i z wielką przyjemnością przeczytałam Twoje przemyślenia i wrażenia odnośnie Marka wyniesione z moich opowiadań. Je wszystkie łączy z pewnością jeden wspólny mianownik - to, że w nich Marek jest niezwykle opiekuńczy w stosunku do Uli, bo to ona swoją niewinnością dziecka wyzwala w nim całe pokłady czułości i potrzeby zaopiekowania się nią. W stosunku do Pauliny nic takiego nie ma miejsca, choć to ona jest sierotą pozbawioną obojga rodziców a mimo to Marek nigdy jej tak nie traktował.
Jedno jest pewne, że o Marku można długo opowiadać i rozpatrywać jego postać w różnych aspektach i jeśli tylko znajdzie się pomysł na jakąś historię, to ja nie omieszkam z niego skorzystać.
Bardzo Ci dziękuję Abstrakt, że tak wiernie trwasz przy tych moich bazgrołkach od samego początku i podziwiam za to, że jeszcze nie czujesz się nimi znudzona.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Seraphina (gość) 2013.04.14 22:47
Małgosiu,
rozdział piękny :) Wszystko szczęśliwie się skończyło :) Mała wygadana za tatusiem ;D Wujkowie by sobie nie podarowali tego misia :) Przecież jak to tak bez misia do dziecka? a że misiu 2 razy taki jak Hania to co innego :) Szkoda, że Alexa jednak nie było...może i dla niego znalazłby się jakiś happy end?
Bardzo dziękuję za to opowiadanie i serdecznie pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2013.04.15 08:27
Seraphino.

A ja bardzo dziękuję szczęśliwemu trafowi, że przywiódł Cię na mój blog i został on tak pozytywnie przez Ciebie przyjęty. Mam nadzieję, że dalej będziesz tu zaglądać i wspierać mnie komentarzami. Już niedługo będę dodawać kolejne opowiadanie z nadzieją, że mimo iż nieco smutne i dramatyczne, spodoba Ci się jak to, które właśnie się skończyło.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za miłe słowa i serdecznie Cię pozdrawiam. :)
truskaweczka (gość) 2013.04.15 23:03
No i nadszedł koniec. I to jaki piękny. Chyba nie będę się bardzo rozpisywać, bo ta notka ma w sobie już tyle szczęścia, że nie potrzebuje moich dopowiedzeń. Mnie to teraz ewentualnie pozostaje tylko wypić za to szczęście:) Hahahah:P
Wiesz już, że nie mogę się doczekać tego nowego opowiadania:)
Uprzedzam cię też już teraz, że mam egzaminy gimnazjalne niestety w przyszłym tygodniu więc trzeba się troszkę poduczyć, a zaraz dzień po nich, 26 wyjeżdżam do Hiszpanii. Wracam koło 10 Maja. Nie zabieram laptopa więc nie będę miała dostępu do internetu i nie będę na bieżąco:( Za co już od razu z góry przepraszam:) Ale zostawiaj mi informacje o nowych notkach, obiecuję wszytko nadrobić jak wrócę i wtedy też pojawi się XXXI część "Zawiłości Miłości".
Pozdrawiam cieplutko :**
MalgorzataSz1 2013.04.16 09:02
Truskaweczko.

Jak ja Ci zazdroszczę! Nie dość, że jedziesz tam, gdzie przyjemne ciepełko i ładna pogoda zawsze murowana (lub prawie zawsze), to jeszcze będziesz miała okazję podziwiać tamtejsze widoki. Wspaniała perspektywa. Za to jak wrócisz, to kolejne rozdziały posypią się jak z rękawa, a ja na to bardzo liczę.
Poza tym dziękuję za komentarze pod każdym rozdziałem opowiadania, które jak sama dobrze wiesz są pokarmem dla natchnienia.
Życzę Ci udanego wypoczynku i nabrania sił na kolejne miesiące. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Ania (gość) 2013.04.18 15:22
Małgosiu
Piekna historia o dwojce kochajacych się ludzi. Cieszę się ,że Ula z Markiem są już małzenstwem.Dobrzanscy pokochali mała Hanie.Alex się zmieni :) Mała Hania dostała misia słodkie :) czekam na kolejna czesc nowego opowiadania. Przepraszam Cię ,że dopiero teraz komentuje Twoje opowiadanie.zapraszam Cię na www.gosia-sochaa.blogspot.com nowa notka :)
MalgorzataSz1 2013.04.18 16:37
Dziękuję Aniu, że od początku śledziłaś to opowiadanie i za wszystkie zostawione przez Ciebie miłe komentarze.
A na Twój blog zaraz zajrzę, bo jestem ciekawa nowin.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Natalia (gość) 2013.04.18 19:30
nowa notka, zapraszam :)
Amicus (gość) 2013.04.19 19:10
Zapraszam na miniaturkę! :)
Marcysia (gość) 2013.04.21 17:42
Małgosiu,
znalazłam wreszcie wolną chwilę i komentuję. Bardzo pozytywna, radosna i dająca dużo uśmiechu część. Wszystkie zawiłości do końca rozplątanie, wszystko poszło po myśli naszych bohaterów - tak, jak to powinno być od samego początku. I wiesz co? Szkoda mi Pauli. Mimo mojej całej antypatii dla jej osoby naprawdę mi jej szkoda. Może to jakaś kobieca solidarność? Nie wiem ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie i składam Ci - co prawda spóźnione, ale szczere - życzenia urodzinowe. Wszystkiego dobrego!
miki (gość) 2013.04.21 17:59
Kiedy następne opowiadanie,czekam niecierpliwie.
MalgorzataSz1 2013.04.21 18:10
Marcysiu.

Cieszę się, że odebrałaś tą historię tak bardzo pozytywnie. Co do Pauliny to masz rację, bo teraz można jej tylko współczuć. Myślała, że złapała Pana Boga za nogi i że przy Korzyńskim będzie pławić się w bogactwie i błyszczeć wśród rosyjskich notabli. Życie zaskoczyło ją w bardzo niemiły sposób i w dodatku pozbawiło możliwości macierzyństwa. To taki rodzaj karmy. To co dajemy innym zawsze do nas wraca. Do niej wróciło ze zdwojoną siłą niestety.
A za pamięć i życzenia bardzo dziękuję i serdecznie Cię pozdrawiam. :)

Miki.

Chyba zaczęłaś się już niecierpliwić, w takim razie dzisiaj, teraz, zaraz wstawię pierwszy rozdział. Za jakieś dwadzieścia minut powinien się ukazać, choć myślę, że on niewiele Wam wyjaśni odnośnie tematu, który poruszę w opowiadaniu. No, ale od czegoś trzeba zacząć. Pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz