| 16 maj 2013 |
| ROZDZIAŁ 7
- Zanim stąd wyjdę, chciałbym pana jeszcze o coś zapytać. Czy ona musi koniecznie zeznawać? Ja już wiem, że nie jest w stanie stanąć na sali sądowej i opowiadać przy tylu osobach o tym wszystkim. To zbyt bolesne dla niej. A może być jeszcze bardziej, gdy będzie zmuszona stanąć twarzą w twarz ze swoim oprawcą. Ja chciałbym ją przed tym uchronić i zaoszczędzić większych cierpień.
- Wie pan jest taki artykuł prawny, który mówi, że jeżeli zachodzi niebezpieczeństwo, że świadka nie będzie można przesłuchać na rozprawie, strona lub prokurator albo inny organ prowadzący postępowanie mogą zwrócić się do sądu z żądaniem przesłuchania go przez sąd. Słowo „niebezpieczeństwo” w przypadku pani Cieplak oznacza możliwość pogłębienia u niej stresu związanego z ciężkimi przeżyciami. Można to wykorzystać. Wtedy będzie przesłuchana nie na sali rozpraw, ale w odosobnionym, bezpiecznym pokoju w obecności biegłego psychologa lub psychiatry. Przesłuchiwał będzie sędzia główny, lub sędzia przez niego powołany. Zeznanie będzie nagrywane, ale podczas przedstawienia go sędziom na rozprawie zostanie zmieniony jej głos i zamazana twarz. Nikt jej nie rozpozna. - To dobra wiadomość. Jest jednak jeszcze jeden problem. Ona panicznie boi się mężczyzn, bo w każdym widzi swojego kata. Jeśli sędzia jak i biegły będą nimi, to obawiam się, że wpadnie w panikę i nie powie nic. - Tym będziemy się martwić jak dojdzie do procesu, a do niego jeszcze bardzo daleko. Dobrze by było, gdybyście uzyskali takie zaświadczenie od psychiatry, który leczył ją w szpitalu, że ma taką traumę. To z pewnością ułatwiłoby powołanie odpowiedniego składu sędziowskiego. - To da się zrobić. Nie będę już w takim razie zabierał panu czasu komendancie. Mam nadzieję, że powiadomi mnie pan o postępach śledztwa, a przede wszystkim o tym, czy zdołaliście ująć Dąbrowskiego. Taka informacja z pewnością pozwoliłaby Uli wreszcie odetchnąć. - Na pewno to zrobię. Sam bardzo chcę przyskrzynić tego drania. Uścisnęli sobie dłonie i Marek opuścił mury komendy. Był sobotni, październikowy poranek. Marek obudził się i spojrzał w okno. Świeciło słońce i pomyślał, że szkoda siedzieć w domu, gdy zapowiada się taki ładny dzień. Wiedział, że trudno mu będzie namówić Ulę, na wyjście z domu. Tu czuła się najbezpieczniej. Tu stworzyła sobie swój prywatny, mały azyl. Od kiedy u niego zamieszkała, nie była na powietrzu. Wizyt w szpitalu nie liczył. Nie chciał na nią naciskać. Potrzebowała czasu, by pogodzić się z przeszłością i zrobić następny krok. Pierwszy już zrobiła pisząc ten pamiętnik. Teraz musiała wyjść do ludzi. Wreszcie przesypiała całą noc. Skończyły się definitywnie te nocne lęki i koszmary. On robił wszystko, by zapominała i nie wracała do przeszłości. Poczłapał do łazienki i wziął letni prysznic. Nastawił expres i zaczął szykować śniadanie. Uśmiechnął się, gdy poczuł jej dłonie oplatające go w pasie i jej ciężar przylegający do jego pleców. - Dlaczego mnie nie obudziłeś? To ja powinnam szykować śniadanie, nie ty. Ty już dość masz roboty ze mną. – Wymruczała. Odwrócił się do niej i pogładził jej gęste, kasztanowe włosy. - To sama przyjemność skarbie robić dla ciebie śniadanie. Dobrze spałaś? - Dobrze. Najlepiej. - W takim razie siadaj. Zaraz będzie kawa. Poza tym chciałbym z tobą porozmawiać. - Trochę się ogarnę i zaraz przyjdę. Siedział naprzeciw niej i z przyjemnością obserwował jak ze smakiem zajada to, co przygotował. - To o czym chciałeś porozmawiać? - Spójrz za okno skarbie. Jest taka piękna pogoda. Powinniśmy wyjść z domu. Przydałoby ci się trochę świeżego powietrza. Od tygodni siedzisz zamknięta w czterech ścianach i przez to jesteś bardzo blada. Ja wiem, że ciągle tkwi w tobie ten strach, ale najwyższy czas stawić mu czoła. Przecież ja cały czas jestem obok i jestem czujny. Przy mnie nic ci nie grozi. Poszlibyśmy do parku. Jesień jest taka piękna. Potem moglibyśmy pójść na zapiekanki. Ostatni raz jadłaś je w szpitalu. Strasznie dawno. – Ujął jej dłoń i przycisnął do ust. – Walcz z tym kochanie. Mówiłaś kiedyś, że chcesz iść do pracy. Jak chcesz to zrobić, kiedy ciągle jesteś taka pełna lęku? Pokonamy go. Zobaczysz. Musisz tylko się odważyć i przynajmniej spróbować. Patrzyły na niego ogromne, chabrowe oczy, w których czaiła się obawa i niepewność. Dłuższą chwilę przetrawiała w głowie tę propozycję. W końcu powiedziała. - Masz rację. Nie mogę całe życie się bać. Spróbuję. Na jego twarzy wykwitł szczęśliwy uśmiech. - Dziękuję kochanie. Zobaczysz, że będzie przyjemnie, miło a przede wszystkim bezstresowo. Skończmy jeść i chodźmy. Zatrzymał się na firmowym parkingu. Otworzył jej drzwi i pomógł wysiąść. Rozejrzała się trwożliwie i przylgnęła do jego boku. - Spokojnie kochanie. Nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczna. Przytulę cię mocno i pójdziemy spacerkiem. ![]() Ruszyli wolno i weszli w bramę parku. Kolorowe liście szeleściły im pod butami. Niewielu było spacerowiczów, co przyjęła z pewną ulgą. Przypomniała sobie jak bardzo lubiła tu przychodzić. Lubiła przychodzić z Markiem. Tu mieli swój ukochany staw i kaczki, które czasem karmili i tu stała ich ulubiona ławka. To tu zajadali się zapiekankami, które tak bardzo im smakowały i to tu przeprowadzali swoje rozmowy na sto procent. Na sto procent szczerości. - Tęskniłam za tym miejscem – powiedziała cicho. – Tęskniłam za spacerami z tobą. Już przestałam wierzyć, że to będzie kiedykolwiek możliwe. - Już dobrze kochanie. Nie myśl o tym. Spójrz jak tu pięknie. Naciesz się tym widokiem, bo niedługo mróz skuje staw a trawniki pokryje śnieg. Dzisiejszy dzień jest idealny na taki spacer. Rzeczywiście miło spędzili ten czas. Odprężyła się i nie rozglądała już tak nerwowo dookoła. Z parku poszli do swojej ulubionej budki. Usiedli na ławce nieopodal, z apetytem zajadając długie bułki. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, że kolejny już raz wysmarowała się keczupem. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i delikatnie starł jej go z policzka. Zarumieniła się. - Jest tak jak kiedyś, prawda? - Prawda, a ja jestem szczęśliwy, że nie uciekasz już przed moim dotykiem. - Powoli się oswajam. Daj mi jeszcze trochę czasu. Sama czuję, że nie potrzebuję go już tak wiele. Dzięki tobie. Gdyby nie ty, wylądowałabym chyba na jakimś oddziale psychiatrycznym. - Nigdy bym do tego nie dopuścił. – Zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu spojrzał jej w oczy i rzekł. - Wiesz Ula, pomyślałem sobie, że jest sposób byś mogła spotkać się z tatą. Na razie tylko z nim. Przestraszyła się i popatrzyła na niego z lękiem. - Ale co ja miałabym mu powiedzieć? On myśli, że ja jestem w Niemczech. Poza tym to nadal niebezpieczny pomysł. Nie chcę, żeby coś się stało żadnemu z nich. - Przecież ja to wiem i nigdy nie naraziłbym ich na niebezpieczeństwo. Nadal nie wiemy, czy Bartek jest w Niemczech czy w Polsce. Jednak pomyślałem, że najpierw ja spotkam się z twoim tatą. Wyślę po niego Sebastiana. Zmienił samochód a mój wszyscy w Rysiowie znają. To on przywiózłby tatę do Warszawy. Zaproszę go do jakiejś dyskretnej knajpki i opowiem mu o tobie. Oszczędzę mu tych najbardziej drastycznych szczegółów. Potem mógłbym go zabrać tu, na Sienną. Wieczorem Seba odwiózłby go do domu. Ty nie musiałabyś mu niczego wyjaśniać, bo kiedy go przywiozę on będzie już o wszystkim wiedział. Nie można go już dłużej okłamywać Ula. Sama nie czujesz się z tym dobrze. Widzę to za każdym razem, gdy do niego dzwonisz. On powinien znać prawdę. Tobie też byłoby lżej. Dzieciaki na razie nie muszą o niczym wiedzieć i nawet lepiej, gdyby nie wiedziały, ale tata to tata. Zaaranżuję to tak, że nikt się nie zorientuje, że jesteś w Polsce. Być może od niego dowiemy się czegoś o Bartku. Sama mówiłaś, że Dąbrowska często zachodzi do twojego taty. - Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem. Powiedz mu o wszystkim delikatnie. Jak będziesz się z nim umawiał, to poproś niech weźmie leki na serce. Ostatnią rzeczą jakiej bym chciała, to żeby dostał zawału. - A może spotkam się z nim jutro? Zadzwonię dzisiaj wieczorem i umówię się na spotkanie. Nie ma co zwlekać Ula, a i ty poczujesz się lepiej. - Boję się bardzo, ale wiem, że trzeba to zrobić. On nigdy by mi nie wybaczył, że to przed nim ukryłam. Wieczorem wybrał rysiowski numer i po chwili usłyszał głos Cieplaka. - Halo. - Dobry wieczór panie Józefie, Marek Dobrzański z tej strony. - Marek? Twój telefon to ostatnia rzecz jakiej mógłbym się spodziewać. Coś się stało, że dzwonisz? - No można tak powiedzieć. Bardzo chciałbym spotkać się z panem. Musimy porozmawiać. O Uli. - O Uli? Ula jest w Niemczech. - Panie Józefie, jeśli spotka się pan ze mną wszystko panu wyjaśnię. Nie chcę robić tego przez telefon. O ile dysponuje pan wolnym czasem jutro do południa, to przyślę samochód, który przywiezie pana do centrum. Za kierownicą będzie Sebastian Olszański, którego zapewne pan pamięta. Jest moim przyjacielem. Sam niestety nie mogę po pana przyjechać a dlaczego, to wyjaśnię podczas naszej rozmowy. Aha i jeszcze jedno. Proszę zabrać ze sobą leki nasercowe jeśli pan takie zażywa. - Leki? Czyli to nie będzie miła rozmowa. Ty wiesz coś o Uli? Coś złego? - Nie panie Józefie. Ula jest cała i zdrowa. Daję panu na to moje słowo. To co, umówi się pan ze mną? - No dobrze. O której mam być gotowy? - O dziesiątej podjedzie pod dom błękitny samochód. Metalik. Ja czekam w takim razie na pana. Dobranoc. Pozostało mu jeszcze zadzwonić do Sebastiana. Szybko wyłuszczył mu w czym rzecz a on nie odmówił. Powiedział, że przywiezie Cieplaka do "Baccaro" a wieczorem odwiezie do domu. Stał przed wejściem do restauracji i niecierpliwie przestępował z nogi na nogę. Wreszcie zobaczył podjeżdżający samochód Olszańskiego i podszedł otwierając drzwi Cieplakowi. - Dzień dobry panie Józefie, bardzo się cieszę, że zgodził się pan na to spotkanie. Ty Seba bądź pod telefonem. Zadzwonię wieczorem. Olszański odjechał a oni weszli do środka i zostawili w szatni płaszcze. Poprowadził Cieplaka do ukrytego w półmroku stolika. Kiedy już zajęli swoje miejsca i zamówili kawę, powiedział. - Panie Józefie. Zanim cokolwiek powiem chcę pana zapewnić, że z Ulą jest wszystko w najlepszym porządku i obiecać, że jeszcze dzisiaj zobaczy się pan z nią. – Cieplak ze zdumieniem popatrzył na niego. - To ona jest w Polsce? Myślałem, że cały czas dzwoni do mnie z Niemiec. - Jest w Polsce i zaraz wszystko panu opowiem. W miarę jak snuł opowieść, starszy człowiek coraz bardziej mokre miał policzki i ciągle powtarzał. - Mój Boże… Mój Boże… Co ona musiała przejść. Moja biedna córeczka. - A teraz rzeczy najbardziej istotne. Ona nie mogła i nadal nie może wrócić do Rysiowa. To zbyt niebezpieczne, bo naraziłaby nie tylko siebie, ale i was. Jestem pewien, że po jej zniknięciu Bartek natychmiast wykonał telefon do matki, bo chciał wiedzieć, czy Ula wróciła do domu. - A wiesz, że to może być prawda? Ona wielokrotnie do nas zachodzi i wypytuje o Ulę, choć za każdym razem mówię jej, że dalej siedzi w Niemczech. - I nadal proszę tak mówić. Nikt nie może się dowiedzieć, że ona wróciła. Jest już wszczęte śledztwo w tej sprawie, ale zapewne długo potrwa zanim się skończy, bo rzecz dotyczy grupy przestępczej działającej przede wszystkim poza granicami kraju. Również uczulam pana na rodzinę Kropaczów. To Ulka Kropacz zwerbowała ją do tej pracy. To zwykła stręczycielka i współpracuje z Dąbrowskim. Ja nie mogłem przyjechać po pana bo znają w Rysiowie mnie i mój samochód. Gdyby się okazało, że Bartek jest w kraju, bez problemu śledząc mnie namierzyłby Ulę. To dlatego ta ostrożność. Opowiedziałem panu historię Uli, bo ona nie byłaby w stanie tego zrobić. Ilekroć wraca wspomnieniami do tych dramatycznych chwil, rozpaczliwie płacze i trudno ją uspokoić. Mnie również nie opowiedziała, co jej się przydarzyło. Zapisała to wszystko w pamiętniku, który mi dała do przeczytania. To, co napisała wstrząsnęło mną do głębi. To dlatego nie mogłem i nie chciałem tego tak zostawiać, bo uważam, że Dąbrowski powinien trafić za kratki. Ta Kropacz również. Pamiętnik będzie stanowił dowód w sprawie. Jest już na komendzie. Ula prawdopodobnie nie będzie zeznawać. Nie zniosłaby spotkania twarzą w twarz z Bartkiem. Będzie niejako świadkiem incognito. Chcę też, by pan wiedział, że bardzo kochałem i nadal kocham pańską córkę. Jest dla mnie całym światem. Chronię ją i opiekuję się nią, bo o niczym tak nie marzę, jak o tym, by wreszcie poczuła się niezagrożona i zaczęła normalnie żyć. Ona odwzajemnia to uczucie. Ma jednak ogromną traumę jeśli chodzi o mężczyzn, bo w każdym widzi Bartka. Jedynie ze mną czuje się dobrze. Ma u mnie swój pokój. Ja nie naruszam jej prywatności i szanuję ją. Chciałbym kiedyś oświadczyć się jej i związać z nią swoje życie. Jednak najpierw muszę mieć pewność, że Dąbrowski pójdzie siedzieć na długie lata, a ona przestanie wreszcie oglądać się cały czas za siebie. Teraz zawiozę pana do niej. Proszę jej nie potępiać za to, że kłamała w rozmowach z panem. Ona i tak ma już ogromne wyrzuty sumienia, że musiała to robić. - Nigdy bym jej nie potępił. Chcę ją tylko przytulić i powiedzieć, że już wszystko będzie dobrze. Zastanawia mnie jeszcze jedna sprawa. Skoro była przetrzymywana w Niemczech, nie pracowała, to jakim cudem przysłała do domu dziesięć tysięcy złotych. Skąd miała takie pieniądze? - Nie miała panie Józefie. To ja je wysłałem, by nie budzić waszych podejrzeń. I proszę mi nie dziękować ani nie czuć się zobowiązanym do ich zwrotu. To sprawa między mną a Ulą. Uzgodniliśmy, że jak tylko zacznie pracować odda mi je. - Mimo to bardzo ci dziękuję. Te pieniądze podratowały nas. - I o to chodziło. Pojedziemy tak? - Tak. Bardzo chcę ją zobaczyć i uściskać. Marek wstał od stolika. Zostawił na nim zapłatę i solidny napiwek. Otworzył Józefowi drzwi od samochodu i wolno ruszył. Przekręcił klucz w zamku i przepuścił Cieplaka przed sobą. - Ula! Już jesteśmy!. Wyszła z kuchni i na widok ojca rozpłakała się żałośnie. Podszedł do niej i przytulił ją mocno. - Już dobrze córeńko. Już dobrze. Nie płacz. Już wszystko wiem. - Tak bardzo cię przepraszam tatusiu. Tak bardzo przepraszam – wyłkała. – Gdybym cię posłuchała, to nigdy by się nie zdarzyło. - Nie przepraszaj córcia. Wiele przeszłaś dziecko i wiele wycierpiałaś, ale teraz już jesteś bezpieczna i masz Marka, który bardzo cię kocha i opiekuje się tobą. On nie pozwoli, by znów stała ci się krzywda. Zobaczysz, że Bartek dostanie to, na co zasłużył. Podły drań. Uśmiechnij się teraz do mnie, bo bardzo stęskniłem się za twoim ślicznym uśmiechem. Wytarła łzy i mocno pocałowała go w pomarszczony policzek. - Bardzo cię kocham tatusiu. Jesteś najlepszym tatą na świecie. Przygotowałam obiad. Zjesz z nami i poopowiadasz mi o Betti i Jaśku. Jeszcze nie mogę się z nimi spotkać, ale to już pewnie Marek ci powiedział. Jak tylko szczęśliwie zakończy się ta sprawa zrobimy wielkie przyjęcie i będziemy świętować w rodzinnym gronie. Była naprawdę szczęśliwa i taka wdzięczna Markowi, że sprowadził tutaj tatę. On zachował się bardzo dyskretnie. Ani raz nie poruszył sprawy jej przeżyć. Nie wyciągał od niej informacji. Nie prowokował do zwierzeń. Zawsze był człowiekiem bardzo taktownym i tym razem też tak było. Dużo opowiadał o jej rodzeństwie. Mówił, że bardzo tęsknią za nią, szczególnie mała Betti. Był świadomy, że nie może im o niczym powiedzieć. Tu chodziło o bezpieczeństwo ich wszystkich a on pragnął chronić swoje dzieci. Wieczorem przyjechał Sebastian. Wszedł do przedpokoju i niepewnie spojrzał na Ulę. Wiedział jaką awersję ma do mężczyzn. - Dzień dobry Ula. Pamiętasz mnie? – Uśmiechnęła się do niego. - Trudno by cię było zapomnieć Sebastian. – Podeszła do niego i wyciągnęła dłoń. – Bardzo ci dziękuję, za przywiezienie i odwiezienie mojego taty. To wiele dla mnie znaczy. – Ujął jej dłoń i ucałował. - Nie ma o czym mówić Ula. Ja zawsze chętnie przywiozę i odwiozę tatę, jak tylko będziesz chciała się z nim zobaczyć. Jeszcze ostatnie całusy i uściski i pożegnali gości. Przytuliła się do Marka splatając ręce na jego szyi. - Sprawiłeś, że jestem bardzo szczęśliwa. Dziękuję ci, że porozmawiałeś z tatą i że go tu przywiozłeś. Dzięki temu lżej mi na sercu. Kocham cię. - Ja ciebie też bardzo kocham. Zrobiłem to wszystko przecież z miłości. |
| Kasia (gość) 2013.05.16 18:18 |
| Super że dzisiaj dodałaś tą notkę już nie mogłam się doczekać. Bardzo fajny był ten plan Marka spotkania się Uli i Marka. Naprawdę wzruszyłam się czytając to . Teraz nie pozostało mi nic innego jak tylko czekać na następną część. Pozdrawiam ;) |
| MalgorzataSz1 2013.05.16 18:50 |
| Kasiu Cieszę się, że tak entuzjastycznie reagujesz na każdy rozdział. Marek zaplanował spotkanie z ojcem Uli, a nie z nim samym. Musiałaś coś pomylić w komentarzu. To pewnie z rozpędu. A skoro już tak wiernie czekasz to powiem, że następna część w niedzielę, ale chyba dopiero wieczorem, bo kroi mi się wyjazd. Dziękuję Ci za to, że czytasz. Pozdrawiam. :) |
| Amicus (gość) 2013.05.16 22:04 |
| No i pięknie. Dobrze, że Marek namówił Ulkę na to wyjście. Musi pokonywać swoje bariery i lęki i otwierać się na ludzi. To jest trudne, ale przecież przy Dobrzańskim nic jej nie grozi. Świetnie wyszło również to zaaranżowanie spotkania z Cieplakiem. Marek wziął na siebie ciężar przekazania mu prawdy, a Ula wreszcie odetchnęła mogąc spotkać się z ojcem. Teraz wypada tylko czekać na złapanie Bartusia. Może nastąpi to juz w kolejnej części....? ;) Pozdrawiam Cię serdecznie :) |
| MalgorzataSz1 2013.05.16 22:15 |
| Amicus. O ile sobie przypominam, to dorwanie Dąbrowskiego nie nastąpi w następnym rozdziale. Jeszcze go nie czytałam po napisaniu, dlatego nie jestem pewna. Uli z pewnością spadł kamień z serca po spotkaniu z ojcem. Wreszcie nie musi go okłamywać i ukrywać przed nim, że nie jest w Niemczech. To dla niej duża ulga, bo to szczera i prawdomówna dziewczyna a kłamstwo zawsze gdzieś tam uwiera. Wielkie dzięki, że zajrzałaś. Serdecznie pozdrawiam. :) |
| bewunia68 (gość) 2013.05.17 06:22 |
| Witaj Gosiu! Piękny i wzruszający jest ten rozdział. Marek jest bardzo skuteczny w działaniach. Dba o Ulę najlepiej jak potrafi. Wyciągnął dziewczynę na spacer do ich parku. Zajął się wszystkim Nawet zorganizował spotkanie z ojcem. Wszystkie działania przemyślane. Robi to na mnie wrażenie. Ogromne. Na Uli również. Tata Cieplak jak żywy. Za Ulą kolejny etap powrotu do normalności. Jeszcze tylko rozprawa. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam |
| MalgorzataSz1 2013.05.17 08:56 |
| Bewuniu. Wiesz jak uwielbiam zdecydowanego Marka, świadomego swoich mozliwości i bardzo konsekwentnego. Przyjął w stosunku do Uli metodę małych kroków i ona sprawdziła się w jej przypadku znakomicie. Nic nie przyspiesza, ani nie naciska na nią, lecz realizuje krok po kroku program jej uzdrowienia. Tata Cieplak to kolejny do tego krok. Marek zdaje sobie sprawę jak Ula bardzo tęskni za rodziną i jak wielkie ma wyrzuty sumienia, że musi kłamać podczas każdorazowej rozmowy telefonicznej. Marek wie, że nie lubi kłamać, a pomysł sprowadzenia na Sienną Cieplaka jest dobrym rozwiązaniem. Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Pozdrawiam. :) |
| Natalia (gość) 2013.05.17 16:24 |
| Każda kobieta marzy o takim mężczyźnie. Ula powoli zaczyna wierzyć w sens swojego życia. Dobrze, że Marek sam to przekazał Józefowi, nie musiała znaleźć się w krępującej sytuacji. Bardzo ciekawie się zapowiada, liczę na więcej. Pozdrawiam |
| MalgorzataSz1 2013.05.17 17:26 |
| Natalia. Dzięki za wpis. Wiem, że taki rozdział to nie Twoje klimaty, ale do końca opowiadania już takie będą. Ja czekam na kolejny u Ciebie. Pozdrawiam. :) |
| Marcysia (gość) 2013.05.19 16:05 |
| Małgosiu, parę łez mi poleciało, bo wyobraziłam sobie ten strach Uli przed opuszczeniem ścian mieszkania. To pewnie jeszcze długo rzutować na jej psychice, ale dobrze, że obok jest Marek, do którego może się zawsze przytulić a on odgrodzi ją od złego świata swoimi silnymi ramionami, które nie zrobią jej krzywdy, a tylko pomogą. Pozdrawiam Cię serdecznie! :) |
| MalgorzataSz1 2013.05.19 16:17 |
| Marcysiu Wiesz, że pisząc opowiadanie zawsze bardzo chcę rozczulić czytelnika, a jeszcze świadomość, że wywołuję u niego łzy jest bezcenna, bo oznacza, że dotykam jego wrażliwości. Zostało jeszcze parę rozdziałów i mam nadzieję, że i one spowodują u Ciebie wzruszenie. Dziękuję bardzo za wpis i pozdrawiam. :) |
| Abstrakt (gość) 2013.05.19 21:41 |
| Dobry wieczór Małgosiu :-) przejmujący rozdział VI i ogromny akt desperacji. Jednak szczęśliwie zakończony. Udało się wyrwać oprawcy. Ciekawe dlaczego Bartek zniknął? Czy czuje pismo nosem, czy ktoś inny go ściga? Jaki to musi być parszywy interes..... Straszne. Cudem okazała się obecność Marka i niefortunny wypadek, dzięki któremu wszytko zaczęło się odwracać.... Długa droga przed Ulą.... Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak można "wrócić" po czymś takim do normalnego życia... Nawet pomimo obecności ukochanej osoby, która będzie super wspierać, będzie cierpliwa, odporna na ciosy i odtrącenia.... Marek jest na początku drogi, ale to co mi się w nim podoba to, że jest taki proaktywny i z głową załatwia sprawę ujęcia oprawcy. Pamiętnik okazał się wybawieniem. Jestem bardzo ciekawa co nastąpi dalej.... Pozdrawiam Cię Małgosiu serdecznie :-) |

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz