20 marzec 2012
ROZDZIAŁ XI
I wreszcie nadszedł ten dzień wyczekiwany przez nich wszystkich.
Atmosfera była bardzo napięta. Nie wiedzieli, jak skończy się dla nich
ta sprawa z prezentacją. Najczarniejszy scenariusz był taki, że to Alex
zwycięży i jeśli by się tak stało, to już mogli się pakować i szukać
nowej pracy. Febo sam nie wierzył w zwycięstwo. Mimo całej swojej buty
musiał przyznać, że prezentacja Marka była o wiele lepsza, a przede
wszystkim niosła większe profity dla firmy. Nawet Paulina mu
powiedziała, że liczyła na to, iż będzie bardziej kreatywny. Zazdrościł
Markowi asystentów. Gdyby on miał podobnych, a nie durnego Turka, już
dawno pozbyłby się młodego Dobrzańskiego z tej firmy. Domyślał się, że
to głównie dzięki nim ta prezentacja była tak świetnie przygotowana.
Przyjechał Krzysztof z Heleną i poprosił Anię, by powiadomiła Marka,
Paulinę i Alexa, że czekają na nich w sali konferencyjnej. Po chwili
wchodzili po kolei i zajmowali swoje stałe miejsca przy szklanym stole.
Krzysztof obrzucił ich badawczym spojrzeniem.
- Jak wiecie wasze prezentacje zostały wnikliwie zbadane przez trzech
wybitnych, niezależnych ekonomistów. Z satysfakcją stwierdzam, że byli
jednogłośni. – Skierował wzrok na Marka. – Synu, to twoja prezentacja
okazała się lepsza. – Twarz Marka przybrała błogi wyraz uszczęśliwienia.
Uśmiechnął się szeroko do ojca i zobaczył w jego oczach uznanie.
- Eksperci docenili w niej świeżość pomysłów i dużą odwagę, a przede
wszystkim ten imponujący zysk. Podkreślili, że jeśli będziesz trzymał
się założeń, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo wygenerowania
tych czterech i pół miliona. Gratuluję ci synu. Zostałeś nowym prezesem
Febo & Dobrzański. Podszedł do niego i uściskał go serdecznie
mówiąc.
- Jestem z ciebie bardzo dumny Marek.
Myślał, że się przesłyszał. Tak bardzo pragnął usłyszeć te słowa, że gdy w końcu padły, sądził, że cierpi na omamy słuchowe.
- Oboje jesteśmy bardzo dumni.
Matka również złożyła mu gratulacje. Podobnie Paulina. Tylko Alex
siedział przykuty do krzesła i głowił się, jak ma przełknąć tą porażkę.
Rozradowany wyszedł na korytarz, na którym od kilkunastu minut tkwiła
Ula z Maćkiem i Sebastianem. Podszedł do nich i cicho powiedział.
- Chodźcie szybko do gabinetu. Nie chcę mówić na korytarzu. – Kiedy
zamknęły się za nimi drzwi uśmiechnął się do nich promiennie ukazując w
całej krasie główny atut swojej urody.
- Wygraliśmy! – Rozumiecie! Wygraliśmy! Życia mi braknie by wam się za
to odwdzięczyć. Zostałem prezesem i należy to uczcić. Zorganizujemy
imprezę dla najbliższych współpracowników. Zaprosimy też moich rodziców.
Niestety również Paulinę i Alexa. Są członkami zarządu, więc ich
obecność jest pożądana. Sebastian dowiedz się, czy Klub „69” podjąłby
się tego zadania, powiedzmy od dzisiaj za tydzień. To znaczy myślę o
sobocie. Co wy na to?
- Przede wszystkim przyjmij od nas gratulacje. – Maciek podszedł do Marka i uścisnął mu dłoń.
– Gdybyś nie przedstawił dobrze tej prezentacji na zarządzie nic by z
tego nie wyszło. Bardzo się cieszę, że finał dla nas jest pomyślny. Tak
się bałem, że to Febo będzie nami rządził.
- Dziękuję moi kochani. Bez was nic by się nie udało. Chcecie wiedzieć,
jakie będzie pierwsze polecenie nowego prezesa? – Przytaknęli głowami.
- W pierwszej kolejności, tak jak mówiłem wcześniej, zwolnię Turka.
Wprawdzie obiecywałem mu, że dostanie dyscyplinarkę, ale będę łaskawy.
Teraz, jako prezes nie muszę już o to prosić zarządu. Koniecznie muszę
rozdzielić tę parę. Gdybym zostawił Adama, oni nadal knuliby razem z
Alexem a do tego nie mogę dopuścić. Pozbawię Alexa jego prawej ręki.
Zobaczymy, czy nadal będzie tak pewny siebie. A z tą imprezą dobrze się
składa, bo właśnie za tydzień ojciec ma mi przekazać „władzę”, wiec
nominację może mi wręczyć właśnie tam. – Popatrzył ciepło na swoich
przyjaciół. – Nawet nie wiecie, jaka rozpiera mnie radość, a z drugiej
strony obawiam się, bo duże wyzwanie przed nami. Trzeba będzie zatrudnić
chyba jakichś ludzi. Ktoś musi się zająć magazynami i sprzedażą przez
Internet.
- A ja myślę, że nie będzie potrzebnych zbyt wielu. – Odezwała się Ula. –
Rozmawiałam ostatnio z Anią. Właśnie skończyła studia i biegle
posługuje się komputerem. Potrafi też projektować strony internetowe.
Wiem, że jest świetna w tym, co robi, ale nie uważasz, że pracuje już tu
tak długo, że należy jej się awans? Nie po to kończyła trudne studia,
żeby do końca życia pracować w recepcji.
- Masz rację kochanie. To bardzo dobry pomysł. Może i ty byś jej pomógł
Maciek, jeśli nie byłbyś za bardzo obciążony. Najwięcej pracy masz
zawsze przed pokazem, ale zanim kolejna kolekcja ujrzy światło dzienne,
można się zająć czymś innym. Oczywiście wiąże się to ze zmianą stawki na
większą, bo i obowiązków przybędzie. – Maćkowi zaświeciły się oczy.
Ania podobała mu się od dawna i perspektywa wspólnej pracy wydawała się
być idealną okazją do pogłębienia tej znajomości.
- Ja bardzo chętnie jej pomogę. Nie ma sprawy.
Klub „69” był najmodniejszym i najbardziej ekskluzywnym klubem w
stolicy. Zbierali się tu przedstawiciele warszawskiego establishmentu
racząc się świetnymi alkoholami z najwyższej półki i znakomitą kuchnią.
Wynajęcie całego klubu na sobotni wieczór kosztowało sporo, ale Marek
nie żałował pieniędzy. Chciał, aby ten wieczór pozostał na długo w
pamięci jego oddanych pracowników. Zaproszenia dostali wszyscy, choć nie
wszyscy z nich skorzystali. Alexander Febo w samotności zapijał swoją
porażkę. Z każdym wypitym kieliszkiem coraz bardziej narastała w nim
wściekłość i nienawiść do całego rodu Dobrzańskich. Pijacki amok
spowodował, że zapomniał, jak wiele ma do zawdzięczenia Krzysztofowi i
Helenie. Zapomniał, że gdyby nie oni, oboje z Pauliną skończyliby w
jakimś domu dziecka po tragicznym wypadku rodziców. Zapomniał, że gdyby
nie ciężka praca ich obojga i całkowite poświęcenie się dla firmy, on i
jego siostra nie mieliby nic. Teraz to nie miało dla niego znaczenia.
Teraz liczyło się tylko to, że wygrał ten nieudacznik i to pod jego
rządami przyjdzie mu pracować. O nie… Nie mógł dopuścić, żeby mu się
udało. Postanowił zwiększyć swoje wysiłki, by utrudnić mu osiągnięcie
sukcesu. Będzie ostrożniejszy, niż poprzednio. Przecież Marek
zapowiedział, że będzie go obserwował. Przyczai się tylko na chwilę, by
uśpić jego czujność, a potem zaatakuje ze zdwojoną siłą. – Nie
pozbędziesz się mnie tak łatwo Mareczku. Jeszcze zobaczymy, kto będzie
górą. Smak porażki jest gorzki, ale słodyczy zwycięstwa nie da się
porównać z niczym. – Podniósł kieliszek do góry i spojrzał w
ogromne lustro wiszące na przeciwległej ścianie - Pij Alex, - powiedział
głośno – z tobą się najlepiej pije. Za zwycięstwo!
Sala klubowa wypełniła się gwarem rozmów zebranych tu dzisiaj
pracowników F&D. Na scenę służącą zwykle występom zespołów lub za
parkiet, wszedł Krzysztof Dobrzański i włączywszy trzymany w ręku
mikrofon powiedział.
- Kochani. Zebraliśmy się tu dzisiaj, by ogłosić wszystkim wybór nowego
prezesa naszej firmy. Dla mnie to radość i smutek jednocześnie. Radość,
że pałeczkę przejmuje młody, zdrowy i silny następca, a smutek, że ja
nie będę już mógł poświęcić dla niej moich sił i energii. Nawet nie
wiecie jak jest mi przykro żegnać się z wami. Niektórzy z was pracują tu
od samego początku, jak tylko firma zaczęła istnieć. Z drugiej jednak
strony nie zostawiam jej w rękach nikogo obcego. Jak zapewne już wiecie
nowym prezesem został Marek Dobrzański, mój syn i to on poprowadzi ją
dalej. Wierzę, że przyczyni się do jeszcze większego jej rozkwitu i
umocni jej pozycję na rynku mody. Teraz kochani nastąpi uroczysta
chwila, ponieważ odbędzie się wręczenie oficjalnej nominacji na to
stanowisko. Marku! Pozwól tu do mnie.
Marek zapiął marynarkę i wstał od stolika. Szybkim krokiem podszedł do ojca i stanął naprzeciw niego.
- Wręczam ci tę nominację synu. Wierzę, że godnie mnie zastąpisz i
będziesz dbał zarówno o kondycję firmy, jak i o ludzi w niej
pracujących. Jestem z ciebie bardzo dumny i wiem, że nie zawiodę się na
tobie. Wszystkiego najlepszego synku. – Marek uściskał ojca. Był bardzo
wzruszony. Już drugi raz w ciągu krótkiego czasu usłyszał od ojca te tak
długo wyczekiwane słowa „jestem z ciebie dumny”. Teraz dźwięczały mu w
uszach i pieściły je mile. Jego twarz przyozdobił szeroki uśmiech i
wdzięczne dołeczki na policzkach. Wziął mikrofon z rąk ojca i zwrócił
się do załogi.
- Moi drodzy. Przyjmuję tę nominację z dumą i nadzieją, że wszystkie
koncepcje, jakie przedstawiłem w prezentacji na posiedzeniu zarządu uda
nam się zrealizować. Zawsze mogłem liczyć na waszą życzliwość i pomoc.
Ufam, że i tym razem będzie podobnie. Wyzwanie przed nami nie lada, ale
wspólnie może udać się wszystko. Chciałbym z tego miejsca podziękować
moim asystentom Uli Cieplak i Maćkowi Szymczykowi. Gdyby nie ich wielkie
zaangażowanie, być może dzisiaj witalibyście tu kogoś innego na tym
stanowisku. Dzisiejszego wieczora już dość było przemówień. Teraz dobrze
się bawmy i świętujmy. Wesołej zabawy.
Zszedł ze sceny i usiadł przy stoliku, przy którym siedziała Ula z
Maćkiem i Sebastianem i rodzice Marka. Maciek podał mu kieliszek z
szampanem.
- Twoje zdrowie prezesie. – Stuknął w jego kieliszek
- Twoje zdrowie. – Powiedzieli chórem.
Zabawa trwała w najlepsze. Marek nie przepuścił, jak do tej pory żadnego
tańca, byle być jak najbliżej swojej ukochanej. Tylko na początku
zatańczyła najpierw z Krzysztofem Dobrzańskim, który, jak mówił, nie
mógł sobie odmówić tej przyjemności, a potem z Sebastianem. Maciek
wiernie dotrzymywał kroku Ani nie wypuszczając jej z rąk, natomiast
Sebastian pożeglował w kierunku Violetty, byłej sekretarki Marka. Ten
ostatni z błyskiem w oczach spoglądał na swój skarb. Wyglądała dzisiaj
tak bardzo pociągająco. Miała na sobie dopasowaną sukienkę z kaszmiru w
śliwkowym kolorze z niewielkim półgolfem i wąskimi, przylegającymi do
ciała rękawami. Sukienka podkreślała jej zgrabną figurę łagodnie
opinając wąską talię i kształtne piersi. Po raz kolejny pomyślał, że
jest wielkim szczęściarzem tym bardziej, że obiecała, że zostanie u
niego na noc i wróci jutro wieczorem do Rysiowa. Z błogim uśmiechem na
ustach skoncentrował się na tej wspólnej nocy. Pomyślał nawet, że znowu
poruszy temat jej przeprowadzki na Sienną. W końcu obiecała, że po
zarządzie zastanowi się nad tym.
O dwudziestej seniorzy zaczęli się żegnać. Krzysztof był zmęczony, o czym świadczyła jego blada cera i sińce pod oczami.
- To już nie na nasze zdrowie dzieci. Musicie wybaczyć nam starym.
Starość nigdy nie dotrzymuje kroku młodości. Mamy nadzieję, że
odwiedzicie nas wkrótce.
- Na pewno to zrobimy. – Ula uściskała Krzysztofa. – Proszę o siebie
dbać i nie przemęczać się za bardzo, a i pani, pani Heleno powinna
zacząć się oszczędzać.
- To może być trudne moje dziecko, bo taki mąż jak mój wymaga, stałego
nadzoru. Wystarczy, że spuszczę go z oczu, a on już robi rzeczy, których
nie powinien. – Zaśmiała się Helena. – No trzymajcie się kochani.
Dobranoc.
Odprowadzili ich do zamówionej taksówki i wrócili na salę. Jednak dwie
godziny później oni też poczuli zmęczenie i postanowili wracać.
Pożegnali się z resztą towarzystwa i pojechali na Sienną.
Leżąc już w łóżku, komentowali jeszcze wydarzenia dzisiejszego wieczoru.
- Wiesz Marek, Maciek się chyba zakochał. Widziałeś, jak kręcił się
wokół Ani? Nie odstępował jej na krok. Sebastian też się nie nudził.
Chyba Viola wpadła mu w oko.
- Widziałem i o ile Maćka doskonale rozumiem, bo Ania, to wspaniała
dziewczyna i ma olej w głowie, tak Seby nie rozumiem zupełnie. Violetta
znacznie odstaje od jego poziomu. Jest bardzo ładna trzeba przyznać, ale
inteligencją nie grzeszy. Pewnie znudzi mu się wcześniej czy później.
Za to ty skarbie nie znudzisz mi się nigdy. Pamiętasz, co proponowałem
ci przed zarządem? – Spojrzała mu w oczy, ale nie kojarzyła.
- Co takiego?
- Pytałem, czy zamieszkasz ze mną. Obiecałaś się zastanowić. Miałaś porozmawiać z tatą. – Zrobiło jej się głupio.
- Przepraszam cię Marek, ale jakoś nie było okazji do takiej rozmowy.
Jak wrócę do domu to pogadam z nim. Spróbuję go przekonać, aczkolwiek
trochę się obawiam jego reakcji.
- Ula, przecież twój tata jest takim wyrozumiałym i mądrym człowiekiem.
Na pewno zrozumie. Beatkę też spróbujemy przekonać. Zobaczysz nie będzie
tak źle. Obiecuję ci, że będziemy jeździć tak często, jak to tylko
możliwe, żebyś nie musiała się o nich zamartwiać. Tak bardzo cię kocham i
chcę cię mieć jak najbliżej. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na
świecie, gdybyś tu ze mną zamieszkała.
Przygarnął ją do siebie i obsypał jej twarz pocałunkami, gładząc z
czułością jej włosy. Rozpalał ją i siebie. Nie broniła się. Pragnęła
tego tak samo jak on. Ulegli oboje tej wzbierającej w nich namiętności.
Uwielbiał, gdy była taka oddana, cała jego i ciałem i duszą. Przy niej
zatracał się i tonął w tej miłości czerpiąc z niej to, co najlepsze. To
uczucie było takie wzniosłe, szlachetne i szczere. Miłość w
najczystszej, nieskalanej fałszem postaci. Nie spodziewał się, że ta
niezwykle skromna kobieta wniesie w jego życie tyle szczęścia i radości.
Ona kochała go bezgranicznie całym sercem i duszą, każdą cząstką
swojego ciała i umysłu. Nawet nie wiedziała, że tak można. Zrobiłaby dla
niego wszystko, by móc ujrzeć w tych cudnych, łagodnych oczach wyraz
miłości i oddania. Bez wątpienia byli połówkami tego samego jabłka.
Odnaleźli się w tłumie i wiedzieli, że należą wyłącznie do siebie.
Jeszcze tylko kilka ruchów i znowu poczuli ten znajomy spazm, który
wypełnił ich ciała i niósł ze sobą tak wielką porcję rozkoszy. Wpił się
mocno w jej usta dziękując w ten sposób za te cudownie przeżyte chwile.
Przesiąknięta zapachem seksu wtuliła się w niego wolno zapadając w sen.
Kochał ich wspólne poranki a szczególnie te chwile tuż po przebudzeniu,
gdy ona spała jeszcze w obręczy jego ramion, a on mógł bezkarnie napawać
się jej widokiem i cieszyć bliskością. Takie momenty nastrajały go
refleksyjnie. Nie mógł już funkcjonować bez niej. Ona, to jego cały
świat, w którym ciągle odkrywał coś nowego. Bez przerwy go zaskakiwała,
jak nie zmianą wyglądu, to pomysłami, które wyrzucała z głowy, jak
fajerwerki. Nie mógł nie zakochać się w tej cudownej istocie. Wysunął
się delikatnie z łóżka i podszedł do odtwarzacza włączając cichutko jej
ulubioną symfonię fantastyczną Berlioza. Poruszyła się i wolno otworzyła
powieki. Wrócił do łóżka i przytulił ją mocno.
- Dzień dobry moje śliczności. – Powiedział seksownym szeptem. Promienny
uśmiech rozjaśnił jej twarz. Wtuliła się w jego ramię i stłumionym
głosem powiedziała.
- Tak cudownie mi się spało, ale twoich porannych powitań i tej pięknej
muzyki nic nie przebije. Musimy już wstawać? – Spytała marudnie.
Roześmiał się wesoło.
- Nie kochanie nie musimy, ale trochę szkoda czasu na sen. Pomyślałem,
że zabiorę cię do Łazienek a potem na smaczny posiłek. Oderwała się od
niego i popatrzyła mu w roziskrzone szczęściem oczy.
- Łazienki! Uwielbiam tam spacerować. Weźmiemy też trochę bułki dla kaczek. Będą miały śniadanie.
- Co tylko zechcesz skarbie. Idź w takim razie pod prysznic a ja zaparzę nam kawę.
Ze śniadaniem uporali się błyskawicznie i w niedługim czasie już jechali
w stronę parku. Pomógł jej wysiąść i objęci weszli przez otwartą,
szeroką bramę.
- Mam nadzieję, że nie natkniemy się ponownie na Paulinę, chociaż
ostatnio jest dla nas bardzo miła. W wigilię przeprosiła mnie. Nigdy bym
nie posądzał jej o taki gest, bo zawsze była zbyt dumna. Ale muszę
przyznać, że mile mnie zaskoczyła. Wczoraj na przyjęciu też zachowywała
się bez zarzutu. Nawet nie miałem odwagi zapytać ją, co z Alexem i
dlaczego nie przyszedł.
- Znając jego ponurą naturę, pewnie zamknął się w swoim mrocznym domu i
przetrawiał gorycz porażki. – Mówiąc to Ula nawet nie zdawała sobie
sprawy, jak blisko była prawdy.
- Sam jestem ciekawy, jak się teraz zachowa. Adama już nie ma, więc nie
ma z kim spiskować. Szczerze powiedziawszy obawiam się jednak poważnie,
że on tak łatwo nie odpuści. Przyczai się na jakiś czas i nie będzie nam
dawał powodu do podejrzeń o knucie. Zobaczysz, że wcześniej czy później
znowu wybuchnie jakaś bomba, a ja znowu nie będę mógł mu nic udowodnić.
- Nie martw się, będziemy na niego uważać i mieć oczy szeroko otwarte.
To poważne przedsięwzięcie i musi się powieść. Będzie mnóstwo pracy, ale
razem poradzimy sobie i nie dopuścimy, żeby poszło coś nie tak, jak
powinno.
- Chcę na jutro zwołać zebranie, omówić najważniejsze rzeczy i ułożyć
jakiś sensowny plan, żebyśmy wiedzieli, co robić po kolei trzymając się
założeń prezentacji. Kolekcja wiosenna, to priorytet. Pshemko już chyba
skończył projekty, ale muszę się upewnić. Trzeba by też odwiedzić
magazyny i ruszyć sprawę sprzedaży internetowej. Potem rozwiązać umowę z
Chińczykami i zawrzeć nowe z przygranicznymi szwalniami. Chciałbym,
żebyś się tym zajęła i może pojechalibyśmy tam razem zobaczyć, jak to
wygląda z bliska. Zdjęcia z Internetu nie zawsze oddają rzeczywisty
obraz.
- Zajmiemy się wszystkim, ale nie rozmawiajmy już o pracy. Jest ładny
dzień, więc cieszmy się nim. – Przytulił usta do jej skroni.
- Masz rację kotku, przepraszam. Chodźmy do kaczek.
Wolnym krokiem podeszli do stawu. Przyglądał jej się z podziwem.
Wyglądała, jak mała dziewczynka, której tak wiele radości przynosi takie
prozaiczne zajęcie, jak karmienie tej opierzonej gromadki. Kiedy
rzuciła ostatnie kawałki bułki objął ją ramieniem i powiódł po parkowych
alejkach. Zima nie odpuszczała. Twardy, zbity śnieg skrzypiał im pod
butami a mróz malował na ich policzkach czerwone kolory.
Po sutym obiedzie, który zjedli w ekskluzywnej restauracji wrócili na
Sienną, gdzie przytuleni, siedząc na kanapie popijali mocne espresso,
słuchając spokojnej muzyki. Wieczorem z żalem odwoził ją do domu.
Żegnając się z nią pod bramą przypomniał jej jeszcze o obietnicy, jaką
mu złożyła.
- Postaram się porozmawiać z tatą jeszcze dzisiaj. Nie jest tak późno,
choć wolałabym, by dzieciaki nie były świadkami tego, o czym będę mu
mówić. Betti nie zniosłaby tego dobrze, a ją też trzeba przygotować do
zmian.
Pocałował ją czule ostatni raz.
- Powodzenia skarbie. Mam nadzieję, że jutro będziesz miała dla mnie dobre wieści.
Weszła do domu i ściągnęła kożuszek. W ciepłych, domowych kapciach
powędrowała do kuchni, gdzie zastała tylko ojca i swoją siostrzyczkę.
- Witajcie kochani, już jestem. Gdzie Jasiek?
- Ulcia! Beatka przytuliła się do niej. Nareszcie jesteś. Ja czekam na
ciebie i na bajkę. Przeczytasz mi? – Pogłaskała ją po długich, płowych
włosach.
- Przeczytam kochanie. To gdzie Jasiek?
- Na randce. – Józef podniósł głowę znad gazety i spojrzał na nią. –
Wyobraź sobie, że chyba się zakochał. W Kindze Matysiak, kojarzysz? –
Kiwnęła głową.
- Fajna dziewczyna. Spokojna i ładna. – Ula przywołała w myślach obraz
dziewczyny. Na pewno będzie miała na niego dobry wpływ. To, co Betti.
Idziemy się myć i spać. Późno już, a z tobą tato chciałabym jeszcze
porozmawiać. Poczekaj tu na mnie, dobrze?
- Nigdzie się stąd nie ruszam. Chcę dokończyć czytać gazetę.
Po odpowiedniej porcji bajek mała w końcu usnęła. Ula zamknęła cicho
drzwi od jej pokoju i zeszła na dół. Zrobiła sobie herbaty i usiadła
przy stole. Cieplak odłożył gazetę i popatrzył na nią uważnie.
- To o czym chciałaś rozmawiać córcia?
- O mnie i o Marku. – Odpowiedziała niepewnie.
- A co? Coś z wami nie tak? Pokłóciliście się?
- Nie tato. Nic z tych rzeczy. Raczej wszystko z nami tak. Nawet bardzo tak.
- To w czym problem?
Naprawdę nie wiedziała, jak ma to z siebie wykrztusić. W końcu zebrała się na odwagę i cichym, drżącym głosem powiedziała.
- Marek mnie prosił, żebym przeprowadziła się do niego. Nie chciałam
decydować bez rozmowy z tobą. Szczerze powiedziawszy to nie bardzo wiem,
czy poradzicie tu sobie beze mnie. Betti jest jeszcze taka mała…
Zaskoczyła go. Patrzył na nią zastanawiając się intensywnie nad słowami, które padły z jej ust.
- Ula. Jesteś już dorosła. Większość twoich koleżanek pozakładała
rodziny i mają własne dzieci. Usamodzielniły się. Ja nie będę cię
egoistycznie zatrzymywał w tym domu, bo wiem, że masz prawo ułożyć sobie
życie tak, jak chcesz. My poradzimy sobie. Zawsze w pobliżu będzie
Maciek i jego rodzice, którzy zawsze chętnie pomogą. Beatka też
przywyknie. Jeśli będziesz przez to szczęśliwa, to ja nie mam nic
przeciwko temu.
Podeszła do niego i przytuliła się mocno.
- Dziękuję ci tatusiu. Tak bardzo bałam się tej rozmowy. Jesteś
najlepszym tatą na świecie. Obiecuję, że w każdy piątek po pracy
będziemy przyjeżdżać. Ja będę sprzątać i gotować wam na kilka dni. Marek
też zadeklarował się z pomocą. Poradzimy sobie. Jutro porozmawiam z
Beatką. Mam nadzieję, że zrozumie.
- Wiesz co? Może to ja przeprowadzę z nią tą rozmowę, a ty tylko
uspokoisz ją, gdyby zaczęła płakać. – Uśmiechnęła się do niego
szczęśliwa z takiego obrotu sprawy.
- Dobrze tatusiu. Bardzo ci dziękuję. Pójdę do siebie. Jutro mamy
zebranie i zaczniemy wdrażać, to, co założyliśmy w prezentacji.
Dobranoc.
- Dobranoc córcia.
Następnego dnia jadąc wraz z Maćkiem do firmy, nie mogła wyjść z
podziwu. Jej przyjaciel, zwykle gadatliwy i zawsze mający dużo do
powiedzenia, siedział skupiony za kierownicą, a jego myśli szybowały Bóg
wie gdzie.
- Maciek, coś ty taki nieobecny. – Zapytała z troską. – Uśmiechnął się do niej nieprzytomnie.
- Nic… nic… tak sobie tylko dumam.
- A o czym? – Dociekała, chociaż przypuszczała, kto tak intensywnie zajmuje jego myśli.
- A… tak ogólnie. – Roześmiała się ubawiona.
- Tak ogólnie to ja ci powiem, że pewna piękna brunetka zawładnęła twoim sercem. Zakochałeś się! – Spojrzał na nią z ukosa.
- No co ty Ula. – Zaprotestował słabo.
- No Maciuś, nie wstydź się i przyznaj, że zawróciła ci w głowie. Ania to wspaniała dziewczyna i lubi cię. Wykorzystaj to.
- Skąd wiesz, że mnie lubi? Mówiła ci?
- Nie musiała. Widzę, jak na ciebie patrzy. Kuj żelazo póki gorące.
Dziewczyna ma dobry charakter i nie jest zmanierowana, a co
najważniejsze, ma dobrze poukładane w głowie. Lepszej nie znajdziesz. –
Nie odpowiedział. Znowu zatopił się w swoich myślach.
Marek przyszedł tuż przed nimi i jak usłyszał krzątaninę w sekretariacie, wyszedł z gabinetu i przywitał się z nimi.
- Ula, możesz wejść na chwilę do mnie? – Powiesiła kurtkę i weszła za
nim. Jak tylko zamknęły się za nią drzwi przyciągnął ją do siebie
całując namiętnie. Odgarnął jej z czoła kosmyk włosów i spojrzał z
miłością w jej chabrowe oczy.
- Rozmawiałaś z ojcem? – Pokiwała głową.
- Rozmawiałam.
- I co? Błagam, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności. Co powiedział?
- Zgodził się. – Rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu. – Nawet nie
protestował. Powiedział też, że porozmawia z Betti i przygotuje ją na
zmiany.
Porwał ją na ręce i zakręcił się szaleńczo po gabinecie.
- Ula! To najcudowniejsza wiadomość, jaką mogłem otrzymać! To kiedy się
wprowadzasz. – Usiadł na kanapie trzymając ją na kolanach. Pogładziła go
delikatnie po szorstkim policzku.
- A ty, jak zwykle w gorącej wodzie kąpany. Zanim zacznę się pakować,
muszę im nagotować na kilka dni, żeby nie umarli z głodu, poprać ich
rzeczy, żeby mieli w czym chodzić i uprzedzić mamę Maćka, żeby zajrzała
do nich od czasu do czasu. Nie poganiaj mnie proszę.
- Nie będę. Poczekałem już tyle, to poczekam jeszcze trochę. To kiedy
się wprowadzasz? – Spojrzał na nią filuternie, ukazując te słodkie
dołeczki. Spojrzała na niego krytycznie i pokręciła głową.
- Idę stąd. Jesteś niepoprawny. Bądź grzeczny i cierpliwy, bo jeszcze zmienię zdanie.
- Nie zmieniaj.- Wyszeptał. – Uzbrajam się w całe pokłady cierpliwości. –
Cmoknął ją czule w policzek i z żalem wypuścił ją z ramion.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz