20 marzec 2012
ROZDZIAŁ XIV
- Przepraszam panie Febo. Mogę się przysiąść? – Spytała cicho.
Ocknął się raptownie na dźwięk jej głosu, jak człowiek obudzony z
ciężkiego snu i spojrzał na nią nieprzytomnie. W jego czarnych oczach
było tyle smutku i rezygnacji, że aż się wzdrygnęła.
- Tak… tak… proszę… proszę usiąść. – Przysiadła na brzegu ławki
uśmiechając się do niego z sympatią. Poczuł się niepewnie. Od wieków
nikt do niego tak się nie uśmiechał.
- Czy ja… panią znam? – Nie mógł skojarzyć jej twarzy z żadną znaną mu
osobą. Jej duże chabrowe oczy wpatrywały się w niego intensywnie i
lśniły ciepłym blaskiem. Nie wytrzymał jej spojrzenia i spuścił głowę.
- Zna mnie pan, tylko pewnie nie pamięta. Nie wyróżniałam się z tłumu.
Pracuję w Febo & Dobrzański, nazywam się Urszula Cieplak. – Ponownie
podniósł głowę, a w jego ciemnych oczach dostrzegła zdziwienie i
podziw.
- Zmieniła się pani. Na korzyść. – Powiedział z uznaniem. Zapamiętałem panią inaczej.
- Dziękuję. To pewnie dlatego, że zaczęłam przywiązywać większą wagę do swojego wyglądu.
- Nadal jest pani asystentką tego… - Chciał powiedzieć „nieudacznika”, ale powstrzymał się. - Marka?
- Nie, już nie. Zastępuję od jakiegoś czasu pana. – Kolejny raz go zaskoczyła.
- Mnie? – Pokiwała twierdząco głową.
- Znikł pan na bardzo długo. Nie wiedzieliśmy, kiedy pan wróci.
Martwiliśmy się, bo nie mieliśmy informacji, co się z panem dzieje.
Wtedy Marek postanowił, że na czas pańskiej absencji to ja pana
zastąpię.
- Martwiliście się? Trudno mi w to uwierzyć. Wie pani o tym, że nie znosimy się z Markiem.
- Wiem niestety i bardzo przykro mi z tego powodu. Naprawdę tego nie
rozumiem. Macie wspólną firmę. Powinniście połączyć wysiłki i razem
wynieść ją na szczyt modowego rynku. Przecież od tego zależy wasz byt i
zabezpieczenie finansowe na późniejsze lata. Może już czas zakopać topór
wojenny i pogodzić się? Nie wiem, jaką krzywdę wyrządził panu Marek.
Musiała być wielka, bo do tej pory nie potrafi się pan przełamać i mu
wybaczyć. On mówił, że kiedyś byliście dobrymi przyjaciółmi i tęskni za
tamtymi latami. W czasie takich zwierzeń widzę żal w jego oczach. Nigdy
mi tego nie powiedział, ale ja wiem, że najwyraźniej żałuje czegoś
bardzo z waszej przeszłości. Powie mi pan, co się stało, że tak bardzo
was poróżniło?
Febo miał mieszane uczucia. W innej sytuacji pewnie by jej powiedział,
że nie powinno ją to obchodzić i nic jej do tego, jednak głos tej
kobiety i sposób, w jaki do niego przemawiała, działał na niego dziwnie
mile i uspokajająco. Rozluźnił się nieco, choć nadal był zaskoczony, że
ona rozmawia z nim tak łagodnie i spokojnie, zupełnie bez żadnych złych
intencji. Widział w jej błękitnych oczach szczerość a nawet życzliwość
dla jego osoby. – Chyba dlatego tak spokojnie ze mną rozmawia, bo
kompletnie mnie nie zna. Gdyby wiedziała, jaki potrafię być wredny,
uciekłaby pewnie natychmiast.
- Czy… wy jesteście razem? Dużo pani o nim wie…
- Tak. Jesteśmy razem od paru miesięcy. – Powiedziała otwarcie. - Bardzo
go kocham. Jest miłością mojego życia. On też obdarza mnie wielkim
uczuciem. Widzę jednak, że konflikt z panem dręczy go srodze, a i pan
nie jest szczęśliwym człowiekiem, choć wiem od niego, że kiedyś był pan
inny. Jeśli on przed laty wyrządził panu krzywdę i, jak sam mówił,
wielokrotnie prosił pana o wybaczenie, powinien pan wybaczyć, nie tylko
jemu. Tak wielkoduszny gest zmieniłby i pana nastawienie, jestem o tym
przekonana. Bardzo panu współczuję, bo wiem, że w głębi duszy jest pan
wrażliwym człowiekiem. Ta krzywda spowodowała, że zamknął się pan w
sobie, zbudował mur, przez który ciężko się przebić. Stał się pan
samotnikiem. Nie ma w panu radości. Ja nigdy nie widziałam, żeby pan się
uśmiechał. Odcina się pan od ludzi i zniechęca ich do siebie, choć tak
naprawdę wcale pan tego nie chce.
- To nie takie proste. – Przerwał jej mówiąc cichym głosem. - On
zniszczył mi życie. Kochałem kiedyś pewną kobietę całym sercem i duszą.
Była dla mnie wszystkim, a on w jednej chwili obrócił to wniwecz,
zdeptał. – Powiedział z goryczą. - Po jakiejś imprezie zaciągnął ją do
łóżka. Widziałem ich. Z kobietą rozstałem się następnego dnia, a jego
znienawidziłem z całego serca. Takich rzeczy się nie wybacza. – Pokręcił
głową.
- Myli się pan. – Powiedziała szeptem. – Wybacza się znacznie gorsze
rzeczy. Jeśli ona mu uległa to oznacza, że jej uczucie do pana nie było
aż tak silne i nie była pana warta. Pańska miłość wyniosła ją na
piedestał. Stworzył pan z niej ideał i uwierzył, że taka właśnie jest,
choć tak naprawdę była przecież jedynie człowiekiem, który zbłądził. O
zdradę obwinia pan tylko Marka, a ja myślę, że oboje byli winni w równym
stopniu. – Spojrzała mu w oczy a on ujrzał w nich smutek.
- Zrobi pan, jak zechce, ale proszę przemyśleć naszą rozmowę, może
zmieni pan zdanie, co do niektórych spraw? Dobrze by było, gdyby pan
zechciał wrócić do pracy. Ja wywiązuję się ze swoich obowiązków, jednak
wolę pracować, jako asystentka Marka. Dobrze się czuję na tym stanowisku
i nie mam ambicji, by zostać na stałe dyrektorem finansowym. – Położyła
dłoń na jego dłoni. Drgnął pod wpływem dotyku.
- Zostawię pana teraz. Proszę mi obiecać, że zastanowi się pan nad powrotem.
Wyraz jego oczu jakby złagodniał a na ustach pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
- Obiecuję. – Szepnął.
Było jej naprawdę żal tego człowieka, podobnie jak Marka. On też się tym
dręczył, choć nigdy nie powiedział jej, że chodziło o kobietę i o
zdradę. Miała nadzieję, że Febo weźmie sobie jej słowa do serca i
wyciągnie właściwe wnioski. Wróciła na salę wpadając wprost w objęcia
Marka.
- Gdzie ty się podziewałaś? Wszędzie cię szukam.
- Musiałam trochę odetchnąć. Zmęczyły mnie te tańce. Najchętniej wróciłabym już do domu, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Nie mam. Już pierwsza. Pożegnamy się z młodymi i zamówię taksówkę.
Pół godziny później zamówiony pojazd przemierzał puste o tej porze ulice wioząc ich wprost na Sienną.
Z ulgą rozpięła zamek sukni i zrzuciła wysokie szpilki. Wsunęła stopy w
domowe kapcie i poczłapała do łazienki. Marek poluźnił krawat i zdjął z
siebie garnitur zostając jedynie w bokserkach i koszuli. W łazience
pozbył się reszty i wsunął się za nią do kabiny. Odprężył ich ten
prysznic, ale i spowodował, że poczuli się senni. Nie zwlekając ułożyli
się do snu. Ona, jak zwykle wtuliła głowę w zagłębienie jego szyi, a on
zamknął ją w uścisku swych ramion.
- Wiesz, kiedy mnie szukałeś, ja rozmawiałam z Alexem.
- Z Alexem? – Spytał zdumiony. – A o czym?
- O przeszłości. Opowiedział mi, co było powodem waszej wzajemnej nienawiści.
Był zaskoczony. Nie spodziewał się, że dowie się właśnie od Febo o tym
nieprzyjemnym epizodzie z młodzieńczych lat. On sam starał się o tym nie
pamiętać i ta chęć zapomnienia spowodowała, że nie czuł się na siłach,
by wyjawić jej prawdę. Zrobiło mu się głupio.
- Przepraszam cię Ula. Przepraszam, że nie dowiedziałaś się tego ode
mnie. Powinienem był ci powiedzieć, ale tak bardzo chciałem o tym nie
myśleć. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe?
- Nie mam. Przecież to są stare sprawy. Twoje sprawy. Nie znaliśmy się
wtedy i nie mogę mieć do ciebie pretensji. – Ucałował jej ciepły
policzek. – Alex, to bardzo nieszczęśliwy człowiek, Marek. On nadal
przeżywa ten dzień, w którym nakrył was oboje. Stworzył wokół siebie mur
obojętności i wrogości do wszystkich i może minąć jeszcze bardzo wiele
czasu zanim ktoś zechce go skruszyć. On rozpaczliwie pragnie miłości i
akceptacji. Nie potrafi sobie z tym poradzić, bo boi się kolejnego
rozczarowania. Jest tak zapiekły z żalu, że naprawdę nie wiem, czy
kiedykolwiek zdoła uciszyć tę emocjonalną burzę, która w nim szaleje.
Podczas naszej rozmowy chyba uświadomiłam mu parę rzeczy i być może
przemyśli je z korzyścią dla siebie. Dałam mu do zrozumienia, że ty
cierpisz podobnie jak on, tylko z innego powodu. Powiedziałam, że
tęsknisz za ich przyjaźnią i żałujesz, że tak to zepsułeś.
- Sam bym tego lepiej nie ujął i jestem ciekaw, czy nastąpi jakaś
reakcja z jego strony. Nie wiem, jak ty to robisz Ula, ale poruszyłabyś
nawet głaz i jeśli z twojej rozmowy wyniknie dla niego coś dobrego,
zacznę wierzyć w twoje cudotwórstwo. Kocham cię skarbie. – Przygarnął ją
mocniej do siebie. – Śpijmy. Jutro przecież trzeba jechać do Rysiowa.
- Słodkich snów kochany. – Odpowiedziała szeroko ziewając.
Kilka dni po świętach Marek postanowił zajrzeć do swojego dawno
niewidzianego przyjaciela Sebastiana. Nadmiar pracy, potem ten ślub i
parę innych rzeczy spowodowały, że nie kontaktowali się przez dłuższy
okres czasu. Wszedł cicho i rzucił.
- Cześć Seba, co słychać?
- Witam prezesa! – Twarz Olszańskiego rozciągnęła się w serdecznym uśmiechu. – Jak wesele? Opowiadaj.
- No cóż… - Marek usiadł na krześle naprzeciw niego. – Nawet nie
spodziewałem się, że będzie tak udane. Wybawiliśmy się i najedli
smacznych rzeczy. Wiesz, że przyjechał Alex?
- Żartujesz?
- Ani trochę. W kościele siedział pochmurny, jak chmura gradowa, a i na
weselu wycierał się gdzieś po kątach. Odniosłem wrażenie, że sporo
schudł. Chyba nie bardzo rozpieszczano go w Mediolanie. Ula go dorwała i
rozmawiała z nim.
- Ula rozmawiała z Alexem? Świat się kończy! To dziwne, że on w ogóle
chciał rozmawiać właśnie z nią? Przecież przejęła jego fotel.
- Seba! On kompletnie nie miał o tym pojęcia. Nie było go tutaj, jak Ula
przejmowała jego obowiązki. To od niej się o tym dowiedział. Ona bardzo
mu współczuje, bo jak stwierdziła, jego dusza przeżywa dramat i dlatego
jest nieszczęśliwym człowiekiem. Chyba nic nie pozostało z jego dawnej
buty.
- Nie wierzę, Alex łagodny, jak baranek. – Olszański pokręcił głową. – Kto by pomyślał, dasz wiarę?
Słysząc ostatnie słowa Dobrzański podskoczył, jak dźgnięty rozżarzonym pogrzebaczem.
- A ty, co? Nadal bujasz się z Violettą? Myślałem, że pogoniłeś ją?
- Dlaczego miałbym ją pogonić? Dziewczyna mi się podoba. Jest ładna,
zgrabna. Tak zabawnie przekręca słowa. Dla mnie jest wyjątkowa. –
Rozmarzył się. Dobrzański przyglądał mu się z uśmiechem. Miał już
pewność, że Viola skradła serce jego najbliższego przyjaciela. Wpadł,
jak śliwka w kompot.
- Kochasz ją? – Olszański spojrzał mu poważnie w oczy.
- Jak nikogo na świecie. Jest dla mnie najważniejsza i nie zamieniłbym
ją na żadną inną. – Ledwo skończył mówić a do pokoju wparował
energicznie przedmiot jego westchnień.
- Cześć Sebulku. Idziemy gdzieś na lunch? – Dopiero teraz dostrzegła Marka i nieco zbita z tropu powiedziała.
- Cześć prezesie. – Uśmiechnął się do niej.
- Witaj Violetto, co słychać? – Przycupnęła na krawędzi drugiego krzesła.
- No właśnie nic nie słychać. Pauliny nie będzie przez cały miesiąc a ja
nie będę mieć zajęcia. Zostawiła mnie na pastwę losu. Zapomniała o
mnie… - Prawie się rozpłakała.
Marek popatrzył na nią skonsternowany. – Violetta chcę pracować? Violetta się nudzi? Od kiedy zrobiła się taka pracowita? – Na głos zaś powiedział.
- Nie martw się Viola. Znajdziemy ci zajęcie. Jeśli chcesz, to przez ten
miesiąc możesz pomagać Sebastianowi. – Mrugnął szelmowsko do
przyjaciela.
- Naprawdę? – Jej oczy pojaśniały ze szczęścia. – Pewnie, że chcę. Bo wiesz… ja i Sebulek od jakiegoś czasu…
- Wiem Viola, wiem. Właśnie się dowiedziałem i gratuluję. – Wstał z krzesła i rzekł.
- Będę już leciał. Mam nadzieję, że wasza współpraca okaże się bardzo owocna.
Wyszedł od Sebastiana z uśmiechem błąkającym się na ustach. W życiu by
nie pomyślał, że tych dwoje tak do siebie przylgnie. Maciek z Anią też
nie próżnowali. Wszędzie razem. Przy biurku razem, do magazynów razem.
Rozstawali się chyba tylko na noce, choć tego też nie był do końca
pewny. - Wszystko zaczyna się układać, tak jak powinno. – Pomyślał. – Zaczęliśmy
się zmieniać i ja i Maciek i Sebastian. Jak do tej pory wychodzi nam to
na zdrowie. Chyba spoważnieliśmy i wiemy już, co najbardziej liczy się w
życiu. – Pokrzepiony tymi myślami udał się wprost do gabinetu
swojej ukochanej. Uchylił cicho drzwi i wsunął w nie głowę. Zobaczył,
jak siedzi pochylona analizując jakieś dokumenty.
- Kochanie, mogę wejść? – Poderwała do góry głowę i ujrzawszy go uśmiechnęła się promiennie.
- Po co pytasz? Pewnie, że możesz? – Podszedł do niej i pocałował prosto w usta.
- Wracam właśnie od Seby. Dawno nie rozmawialiśmy. Czy wiesz, że on
nadal jest z Violą? Jeszcze teraz jest mi trudno w to uwierzyć.
Powiedział mi, że ją kocha, dasz wiarę? – Posłużył się ulubionym
powiedzonkiem swojej byłej sekretarki. Ula uśmiechnęła się pobłażliwie.
- A co w tym takiego dziwnego? Violetta nie jest taka zła. Jak chce to
potrafi być miła, a że przekręca słowa? To bywa bardzo śmieszne. Czasem
dosiada się do nas w bufecie i mamy naprawdę niezły ubaw. Przy tym
wszystkim jest śliczna. Wcale mnie nie dziwi, że tak bardzo pociąga
Sebastiana. Sam wiesz, że przeciwności się przyciągają. W naszym
przypadku też tak było.
- Mhmm… Może rzeczywiście masz rację. Ja nie patrzyłem na nią, jak na
kobietę, ale jak na nieudolnego pracownika, który totalnie olewa swoje
obowiązki. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, przecież nie przyjąłem
jej po to, żeby pracowała, ale żeby mnie szpiegowała i donosiła
Paulinie. To był chyba główny powód mojej niechęci do niej. No, ale
było, minęło… Pójdziemy gdzieś na lunch?
- Wybacz Marek, ale dzisiaj nie mogę. W porze lunchu chcę załatwić
wizytę u ortodonty. Może wreszcie ściągną mi to żelastwo z zębów? –
Ożywił się.
- Wiesz co Ula? To może ja cię podwiozę do lekarza, a po wizycie pójdziemy coś zjeść? – Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Nie masz nic do roboty, tylko będziesz mnie woził po lekarzach?
- Maciek nad wszystkim czuwa razem z Anią. Mam trochę luzu i chyba mogę
poświęcić trochę czasu dla mojej ukochanej? – Pokiwała głową i zerknęła
na zegarek.
- Dobrze w takim razie. Za godzinkę możemy jechać. Przyjdę do ciebie.
Chciałabym jeszcze tylko skończyć przeglądanie tych dokumentów. –
Podniósł się z krzesła i ponownie ja pocałował.
- Będę czekał skarbie. – Rzucił na obchodne.
Wyszła z gabinetu ortodonty i uśmiechając się podeszła do czekającego na
nią Marka. Podniósł się z fotela i roziskrzonym wzrokiem patrzył na
nią. Przyciągnął ją do siebie mówiąc.
- Uwolnili cię od aparatu. Wyglądasz cudnie a twoje usta są jeszcze
piękniejsze. – Przytulił się do nich muskając delikatnie. – Czy wiesz,
jakie to wspaniałe uczucie wiedzieć, że kocha cię najcudowniejsza istota
na ziemi? – Pogłaskała go czule po policzku.
- Wiem. Przecież ja doświadczam tego samego i z twojej strony. Dla mnie
to ty jesteś najcudowniejszym człowiekiem na świecie i to już nigdy się
nie zmieni. Zawsze będę cię kochać jednakowo mocno. – Odgarnął z jej
twarzy niesforny kosmyk włosów.
- Chodźmy moja piękna. Pewnie zgłodniałaś a i ja czuję pustkę w żołądku.
Zabieram cię do najlepszej restauracji w mieście. Trzeba uczcić fakt
pozbycia się tego żelastwa.
Wrócili z powrotem do firmy i żegnając słodkim buziakiem rozeszli się do
swoich gabinetów. Ula ponownie zagłębiła się w zawiłą treść dokumentów
leżących na jej biurku. Była tak skupiona na tej czynności, że gdy
rozdzwonił się telefon, aż podskoczyła przestraszona na krześle.
Podniosła słuchawkę.
- Halo.
- Pani Urszula Cieplak? – Padło z tamtej strony.
- Tak. Słucham pana.
- Dzień dobry pani Urszulo. Alexander Febo z tej strony. – Zaskoczona przełknęła nerwowo ślinę.
- Witam pana. – Powiedziała łagodnie. – Coś się stało, że dzwoni pan do mnie?
- Nie. Nic się nie stało, ale długo myślałem o naszej rozmowie tam na
weselu i w związku z nią chciałbym się z panią spotkać, jeśli się pani
zgodzi. – Była tak zdumiona, że wyjąkała.
- No… dobrze. A kiedy?
- Najchętniej zaraz, jeśli nie jest pani zbyt obciążona pracą. Jestem w
parku, tym przed firmą i byłbym wdzięczny, gdyby zechciała pani przyjść.
W głowie miała mętlik, ale skoro tak grzecznie prosił nie mogła mu
odmówić. Nie po tej rozmowie, jaką odbyła z nim wcześniej. Nie miała
pojęcia, o co mu chodzi, ale jak nie pójdzie, to nie dowie się przecież.
- Dobrze. Przyjdę za dziesięć minut. Gdzie pana znajdę?
- Siedzę na ławce przy stawie.
- Do zobaczenia zatem.
Odłożyła słuchawkę i ubrała się pośpiesznie. Postanowiła powiadomić Marka, żeby się nie niepokoił. Weszła do jego gabinetu.
- Marek, dzwonił przed chwilą Alex. Prosił o spotkanie tu niedaleko w parku. Obiecałam, że przyjdę.
- Żartujesz? Alex dzwonił? Może chce wrócić?
- Może. Powiedział mi jednak, że chce wrócić do tej rozmowy na weselu
Pauliny. Lecę kochanie. Przyszłam tylko, żeby ci o tym powiedzieć i
żebyś się nie martwił. Powinnam wrócić do godziny. Jeśli miałoby się coś
zmienić, zadzwonię.
- Dobrze idź i uważaj proszę na niego. On może być nieobliczalny.
- Obiecuję. Będę ostrożna.
Szybkim krokiem opuściła gabinet i równie szybko podążyła w stronę
otwartej bramy parku. Znalazła go bez trudu. Już z daleka zauważyła, że
siedzi smutny i przygarbiony, jakby przetrawiał coś w głowie. Podeszła i
przywitała się wyrywając go z zadumy.
- Dzień dobry panie Alexandrze. – Poderwał się z ławki i uścisnął jej dłoń.
- Dziękuję, że przyszła pani tak szybko.
- Naprawdę nie ma za co. Nie mogłam odmówić takiej prośbie. – Popatrzył w jej błękitne oczy.
- Czy byłoby dużym nietaktem, gdybym poprosił panią, abyśmy mówili sobie
po imieniu? Tak byłoby mi łatwiej. Uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Oczywiście. Ja nie mam nic przeciwko temu. To bardzo miłe z twojej strony. – Wyciągnęła do niego dłoń.
- Ula. – Odwzajemnił uścisk.
- Alex.
- Skoro formalności mamy już za sobą, to wyjaw mi proszę powód, dla którego zadzwoniłeś dzisiaj do mnie.
- Wiesz, dużo myślałem o tym, co powiedziałaś mi tamtego wieczora i
doszedłem do wniosku, że miałaś sporo racji. Ta noc, kiedy nakryłem ich
razem… To wstrząsnęło mną do głębi. Nie mogłem pojąć, jak on mógł mi to
zrobić? Najlepsi przyjaciele nie robią sobie takich świństw. A to było
świństwo. Nie mogłem też pojąć, jak ona mogła dopuścić do takiej
sytuacji, zapewniając wcześniej wielokrotnie o swojej miłości do mnie.
Łatwiej jednak było mi obarczyć całą winą Marka, być może dlatego, że
nadal ją kochałem, choć następnego dnia, tak jak ci mówiłem, rozstałem
się z nią. Dopiero ty uświadomiłaś mi, że wina leży po stronie ich
obojga. Masz rację. Ten incydent sprawił, że zamknąłem się w sobie.
Zrobiłem się zimny i okrutny, jakbym chciał mścić się na każdym
człowieku za moje nieszczęśliwe życie. Od tego czasu nigdy nie
spojrzałem na żadną kobietę i żadnej nie pokochałem. Moje serce
skamieniało na wiele lat. Nie miałem przyjaciół. Jedyny przyjaciel,
jakiego miałem, zdradził mnie, a ja nie umiałem poradzić sobie z
ciężarem, jaki spadł na moje barki. Tej nocy Ula, kiedy przemawiałaś do
mnie tak łagodnie i szczerze, zrozumiałem, jak wiele krzywdy wyrządziłem
ludziom mi bliskim. Najwięcej jednak doświadczył Marek. Nigdy nie było
mi dość tej zemsty. Cieszyłem się widząc jak cierpi. Zrobienie mu na
złość, czy pokrzyżowanie jego planów sprawiało mi dużą satysfakcję. A
przecież nigdy taki nie byłem. W czasach, kiedy byliśmy jeszcze dobrymi
przyjaciółmi, wspieraliśmy się nawzajem, pomagaliśmy sobie, kryliśmy
swoje wybryki przed surowym okiem Krzysztofa. Zrozumiałem, że utraciłem
to wszystko bezpowrotnie.
Zamilkł przetrawiając w głowie te słowa. Ona pogładziła go delikatnie po ramieniu.
- Alex. Nigdy nie jest za późno na słowo „przepraszam”. Powiedziałam o
tej rozmowie Markowi i gdy patrzyłam w jego oczy widziałam ile było w
nich smutku i żalu. On bez przerwy obwinia się o to, że te wydarzenia
tak bardzo was poróżniły i wiele by dał, by móc cofnąć czas. Nie sądzę,
aby powróciło wasze dawne zaufanie, bo zbyt dużo się wydarzyło, ale
można przecież zacząć utrzymywać poprawne stosunki. Nie knuć, nie
intrygować, tylko ramię w ramię pracować dla dobra tej firmy. To ona
jest dla was wspólnym mianownikiem i to na niej właśnie powinniście
skupić całą energię, a nie rozpamiętywać, co było kiedyś. Wiele krzywd
wyrządziliście sobie nawzajem i myślę, że jest właściwa pora na
wybaczenie, przede wszystkim z twojej strony, ale też i Marka, bo
wielokrotnie utrudniałeś mu życie. Podobno mściłeś się za Paulinę
sądząc, że ją też skrzywdził. Nie wierz w to. Ona nie kochała go. Była z
nim tylko ze względu na firmę. Sama się do tego przyznała. Od kiedy
pokochała Lwa, jest zupełnie inną osobą. Ciepłą, serdeczną i miłą.
Związek z Markiem zmienił ją w mściwą nawet podłą kobietę, a przecież
podobnie, jak ty, w głębi duszy wcale taka nie jest. To przy Lwie dała
się poznać od tej dobrej, prawdziwej strony. Ty też tak możesz. Nie
zasklepiaj się w swoim świecie, nie odcinaj od ludzi. Może i nie masz
przyjaciół, ale przecież zawsze można to zmienić. Jeśli się zgodzisz, ja
będę twoją pierwszą przyjaciółką i mogę cię zapewnić, że nigdy nie
zawiedziesz się na mnie.
Jej gorące zapewnienia zdumiały go. Nie sądził, że może jeszcze znaleźć z
kimś wspólny język. Ona była niezwykła. Pozazdrościł Markowi. Ta
dziewczyna to prawdziwy skarb. Uścisnął jej dłoń i podniósł do ust
całując jej wierzch z szacunkiem.
- Dziękuję ci Ula. To dla mnie wiele znaczy. Myślę, że może nie od razu
będę dobrym kompanem do rozmowy, ale mogę cię zapewnić, że będę się
starał. – Uśmiechnęła się do niego z sympatią.
- Wrócisz do pracy?
- Trochę się tego obawiam. Nie wiem, jak Marek zareaguje…
- Nie bój się jego reakcji. On przyjmie twoją decyzję powrotu z ulgą. Ja
jemu jestem potrzebna, jako asystentka i z pewnością by wolał, żebym
wróciła na poprzednie stanowisko. – Zastanawiał się nad czymś.
- On wie, że jesteś teraz ze mną?
- Wie. Powiedziałam mu, że wychodzę na to spotkanie z tobą. Gdyby był
inny, nie zgodziłby się na nie. On też pragnie pojednania, wierz mi. Ta
sytuacja gryzie was obu od tak dawna, że trzeba wreszcie położyć temu
kres. Nie wiem, czy to nazbyt śmiałe prosić cię o to, ale chciałabym cię
zaprosić do nas na kolację. W takim okrojonym gronie lepiej się
rozmawia, a ja na pewno nie będę wam przeszkadzać. To byłaby dobra
okazja, by wyjaśnić sobie wszystko. Co ty na to?
Otworzył ze zdumienia usta.
- Wpuściłabyś mnie do waszego domu? – Roześmiała się serdecznie widząc wyraz jego twarzy.
- Oczywiście. Zostaliśmy przecież przyjaciółmi, a o ile wiem przyjaciele
spotykają się ze sobą. To, co? Zgodzisz się? Może być dzisiaj,
powiedzmy o dziewiętnastej?
- Trochę się obawiam, ale masz rację. Czas wreszcie wyjaśnić te wzajemne
animozje. Podaj mi proszę adres, bo wiem, że Marek nie mieszka w domu,
który dzielił z Pauliną. – Wyrwała kartkę z notesu i szybko wpisała
ulicę, numer domu i mieszkania. Wręczyła mu i powiedziała.
- W takim razie do wieczora. Czekamy na ciebie. Do zobaczenia.
Stał jeszcze chwilę przy parkowej ławce patrząc, jak oddala się w kierunku bramy. – Jest naprawdę zadziwiająca. Piękna, niezwykle mądra życiowo, życzliwa i dobra. Chyba nigdy nie spotkałem nikogo podobnego. – Z natłokiem myśli wypełniających mu głowę skierował swe kroki w zupełnie przeciwnym kierunku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz