20 marzec 2012
ROZDZIAŁ XVI
Zapiął guzik marynarki i zlustrował wszystkich siedzących przy ogrodowym stole.
- Moi kochani. – Zaczął. – Ogromnie się cieszę, że zebraliście się tu w
tym miejscu. Jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu, dlatego
korzystając z tej wyjątkowej okazji chciałbym w waszej obecności, -
mówiąc te słowa sięgnął do kieszeni marynarki i klęknął przed Ulą –
poprosić tę wyjątkową i ukochaną przeze mnie istotę, by zgodziła się
zostać moją żoną. – Zatopił się w błękicie jej ogromnych ze zdziwienia,
chabrowych oczu.
- Skarbie mój najsłodszy, wiesz, że kocham cię nad życie i swoją
przyszłość widzę tylko u twego boku. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i
wyjdziesz za mnie?
Rozpłakała się, jak dziecko. Nie mogła ze wzruszenia wykrztusić słowa.
Wyjął chusteczkę i próbował zetrzeć jej z twarzy tę płynącą bez końca
wilgoć.
- Ula proszę cię nie płacz. Powiedz mi tylko, czy mogę uważać się za
najszczęśliwszego człowieka na ziemi. – Zarzuciła mu ręce na szyję i
wtuliła się w jego ramię.
- Tak Marek, wiesz przecież, że kocham cię najbardziej na świecie i nie
mogłabym być z nikim innym. – Założył jej pierścionek na palec i wtulił
się w jej usta.
- Dziękuję ci kotku. Jestem bardzo szczęśliwy.
Dopiero teraz dotarło do zebranej w ogrodzie rodziny tych dwojga, że ci
ostatni właśnie się zaręczyli. Zaczęli klaskać spontanicznie i
gratulować obojgu.
- Marek, to druga, najmądrzejsza decyzja w twoim życiu. – Huknął
Krzysztof. - Nie mogliśmy życzyć sobie lepszej synowej. Gratuluję synu.
– Marek spojrzał na niego nie rozumiejąc.
- Dlaczego druga? – Krzysztof zaśmiał się.
- Bo pierwszą było zatrudnienie tego anioła w firmie. – Teraz śmiali się już wszyscy.
- Gratuluję ci córcia. On będzie na pewno wspaniałym mężem. Bardzo cię kocha i uczyni szczęśliwą. – Ula uściskała ojca.
- Dziękuję tatusiu, on już sprawił, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie i bardzo go kocham.
Dobrzańscy też podeszli do niej i ucałowali ją serdecznie.
- Tak się cieszymy Uleńko. - Mówiła wzruszona Helena. – Pokochaliśmy
cię, jak własne dziecko. To dla nas również szczęśliwy dzień.
Gratulujemy.
- Słuchajcie. Trzeba to uczcić. Zaraz poproszę Zosię, by przyniosła
szampana. – Uradowany Krzysztof przywołał gosposię. Już po chwili
strumień pieniącego się trunku wypełniał wysokie kieliszki. Wznieśli
toast za pomyślność młodych.
- Mam nadzieję, że nie będziecie zwlekać ze ślubem. Chcemy doczekać jeszcze wnuków. – Powiedziała podekscytowana Helena.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze o ślubie, ale na pewno zrobimy to jak
najprędzej i powiadomimy was o ustalonej dacie. Myślę, że latem. – Marek
przytulił Ulę do siebie. – W czerwcu pan Józef wyjeżdża na kurację a
Jasiek i Betti na obóz. Jak myślisz Ula może koniec sierpnia? Będziemy
wtedy już po pokazie letniej kolekcji i przed pokazem jesiennej. To
chyba dobra pora? – Uśmiechnęła się do niego łagodnie.
- Tak masz rację. Koniec sierpnia będzie w sam raz. Jak uściślimy datę,
damy znać. O innych szczegółach też was powiadomimy, bo najpierw sami
musimy się nad tym zastanowić i wszystko dobrze przemyśleć.
- A teraz pozwólcie, że porwę Ulę na spacer. Musimy trochę ochłonąć. –
Pomógł jej wstać i objęci ruszyli ścieżką w głąb ogrodu. Po raz pierwszy
przyjrzała się pierścionkowi, który dostała od ukochanego.
- Jest naprawdę piękny. Ten kamień to brylant, prawda?
- Tak skarbie. W słońcu mieni się kolorami tęczy, również błękitem takim, jak kolor twoich cudnych oczu.
- Nie spodziewałam się tego. Zaskoczyłeś mnie.
- Nie mogłem cię uprzedzić. To miała być niespodzianka, a niespodzianki
mają to do siebie, że są niespodziewane. – Przytuliła się do niego.
- Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa. – Wyszeptała.
- Ja niemniej kochanie. Wierz mi. Wracajmy do nich. Pewnie zaczęli już dyskusję o nas bez nas. – Roześmiali się.
Dalsza część tego szczęśliwego dla nich dnia upłynęła w bardzo
sympatycznej atmosferze. Obie rodziny polubiły się bardzo. Krzysztof
oprowadził Józefa po ogrodzie. Cieplak był zachwycony. Niektórych roślin
nawet nie znał. Beatka wraz z Jaśkiem szalała na trawie bawiąc się z
nim w berka. Przy pożegnaniu Józef zaprosił Dobrzańskich do Rysiowa.
- Koniecznie muszą państwo przyjechać. U nas dom bardzo skromny, ale
zawsze chętnie witamy gości. Ula świetnie gotuje i na pewno przygotuje
coś smacznego.
- Dziękujemy Józefie. – Powiedział Krzysztof, który już zdążył przejść z
Cieplakiem na mówienie sobie po imieniu. – Na pewno was odwiedzimy.
Opuszczali dom Dobrzańskich w dobrych nastrojach.
- Masz wspaniałych rodziców Marek. – Józef był pod wrażeniem.
- Wiem panie Józefie i wiem też, że będę miał wspaniałego teścia,
szwagra i małą szwagierkę-iskierkę. – Uśmiechnął się do nich szeroko
patrząc w lusterko nad głową.
Pożegnali się z nimi nie wychodząc z samochodu. Było już dość późno, a oni musieli wrócić na Sienną.
- Przyjedziemy w następny piątek i zostaniemy do niedzieli. – Zapewniła
Beatkę Ula. – Poczytamy mnóstwo bajek, dobrze? Ugotuję też coś
smacznego. Dobrej nocy kochani.
Wrócili na Sienną. Po wspólnej kąpieli, leżąc wtuleni w siebie w łóżku, wspominali jeszcze przebieg tego miłego dnia.
- Teraz uświadomiłam sobie, że zostałam twoją oficjalną narzeczoną.
Ciekawa jestem jak na tą wiadomość zareaguje Maciek i Sebastian. Może
też nie będą za długo zwlekać ze swoimi zaręczynami? – Marek uśmiechnął
się do swoich myśli.
- Pozazdroszczą nam, to pewne. – Przywarła do niego mocniej i zduszonym głosem powiedziała.
- Chcę się z tobą kochać. – Zaskoczyła go. Po raz pierwszy to ona wyszła z inicjatywą.
- A ja pragnę cię, jak szaleniec.
Przykleił się do jej cudnych ust uwalniając ją jednocześnie z nocnej
koszulki. Nie przestając jej całować pieścił dłońmi delikatne ciało
ukochanej. Gładził plecy i kształtne pośladki, drażnił sutki i płeć. Jej
dłonie bezwiednie krążyły po jego ciele, powodując przyspieszone bicie
serca i wzrost pożądania. Ta gra wstępna doprowadziła ich do granic
wytrzymałości. Drżeli oboje. Nie mógł już czekać. Kiedy wszedł w nią,
odetchnęła i zaczęła poruszać się wraz z nim. Objęła ciasno swoimi
smukłymi nogami jego biodra. Zatracali się w tych miłosnych doznaniach.
Jego język głęboko penetrował jej usta, a ona oddawała te pełne żaru
pocałunki. Wchodził w nią głębiej i głębiej powodując, że z każdym
pchnięciem jęczała coraz głośniej. Uwielbiał, gdy była taka namiętna,
żarliwa i całkowicie mu oddana. Dochodzili. Przyspieszył. Kiedy ostatni
raz wbił się w nią, głośno krzyknęła, przyciskając do siebie mocno jego
pośladki. Spełnili się. Nie wychodząc z niej przetoczył się na plecy.
Leżała na nim przyciskając rozgrzany policzek do miejsca, w którym biło
przyspieszonym rytmem jego kochające ją serce. Gładził czule jej plecy.
Podciągnął ją na wysokość swoich oczu i kolejny raz smakował z
przyjemnością jej ust.
- Dziękuję ci skarbie za twoją miłość i oddanie. Kocham cię.
- Kocham cię. – Powtórzyła za nim, jak echo.
Rano ocknął się pierwszy i ze zdumieniem stwierdził, że przez całą noc
ona prawie nie zmieniła pozycji. Nadal leżała przyklejona do jego
brzucha z głową wciśniętą w załamanie na jego szyi. Uśmiechnął się
szeroko widząc, jak smacznie śpi posapując lekko, wtulona w niego, jak
mały kociak. Odgarnął włosy z jej policzka. Wyglądała tak cudnie i tak
bardzo niewinnie, jak mała, ufna, bezbronna dziewczynka z zaróżowionymi
od snu policzkami. Dotknął delikatnie ustami jej czoła. – Moje śliczne, największe szczęście. – Pomyślał. Poruszyła się i wolno otworzyła oczy. Podniosła głowę wpatrując się w jego rozradowaną twarz.
- Dzień dobry moje kociątko. Dobrze spałaś? – Uśmiechnęła się błogo.
- Przy takim mężczyźnie nie można źle spać. – Zauważyła, że wciąż na nim
leży. – Ty chyba nie za bardzo się wyspałeś. Całą noc przygniatałam cię
sobą, ale było mi tak dobrze i tak cudownie. – Wplotła palce w jego
włosy i cmoknęła go czule. – Wczoraj było wspaniale. Uwielbiam się z
tobą kochać. – Roześmiał się.
- A ja jeszcze bardziej. Mówiłem ci już kiedyś, że nie liczy się wygoda,
tylko bliskość, a ja najlepiej śpię, gdy mam cię blisko, jak najbliżej
się da. Wstajemy?
- Chyba tak, choć tak mi tu z tobą dobrze. – Cmoknął ją z czułością w nosek.
- Co powiesz na wspólną kąpiel?
- Nie mam nic przeciwko temu. – Wstał i wziąwszy ją nagą na ręce poszedł
do łazienki. Wspólne kąpiele sprawiały im dużą radość. Ona, choć na
początku wstydziła się bardzo, teraz przywykła i nie wyobrażała sobie,
że mogłaby zrezygnować z tej przyjemności.
Siedzieli przy stole jedząc śniadanie.
- To jakie masz plany na dzisiaj? – Ula przełknęła ostatni kęs i popiła herbatą.
- Zapomniałem ci powiedzieć… Byłem tak zaaferowany tymi zaręczynami, że
całkiem zapomniałem. Sebastian prosił, żebyśmy do nich wpadli po
południu. Tak, bez żadnego konkretnego powodu, żeby pogadać. Violetta
podobno rozwija swoje umiejętności kulinarne i też chciałaby się
pochwalić. On ciągle porównuje jej potrawy do twoich i chyba zaczyna ją
to powoli drażnić. Może udzielisz jej kilku rad, a on wreszcie się
uspokoi.
- Dobrze. Możemy jechać. Tylko, że do popołudnia jeszcze mnóstwo czasu.
Wyczytałam w gazecie o wystawie psów. Nigdy na takiej nie byłam, a
chętnie zobaczyłabym. Może pojedziemy tam teraz? Nie mam dziś wielkiej
ochoty na gotowanie. Pooglądalibyśmy sobie pieski, a potem zjedlibyśmy
obiad w jakiejś restauracji.
- Wiesz? To świetny pomysł. Zdziwisz się, ale ja też nigdy nie byłem na
takiej wystawie. W takim razie ubieramy się i wychodzimy.
Hala wystawowa była ogromna, a w niej dziesiątki różnorodnych psich ras.
Ula zachwycała się przede wszystkim szczeniakami. Były, jak puchate
kulki i miały śliczne mordki. Przechodzili od jednego stanowiska do
drugiego podziwiając psiaki. W pewnym momencie Ula wpadła na kogoś i
odbiła się od niego. Podniosła do góry głowę i rozchyliła usta w
szerokim uśmiechu.
- Alex! Skąd się tutaj wziąłeś! Prawie cię staranowałam! – Uściskała go serdecznie.
- Witaj Ula, cześć Marek. – Podał Dobrzańskiemu dłoń. – Nigdy nie spodziewałbym się spotkać was w takim miejscu.
- A my ciebie. To Ula wpadła na pomysł obejrzenia tej wystawy. A ciebie co tu sprowadza? – Alex przetarł nerwowo czoło.
- Jestem taki samotny, więc pomyślałem o towarzyszu dla siebie. Uznałem,
że posiadanie psa może mieć na mnie dobry wpływ. Chodząc z nim na
spacery może poznam jakąś uroczą osóbkę i zakocham się? – Ula spojrzała w
jego czarne oczy.
- To świetny pomysł Alex. Dodatkowo będziesz miał zajęcie i oderwiesz
się od przykrych wspomnień. O zwierzę trzeba dbać, być za nie
odpowiedzialnym, a przede wszystkim trzeba je kochać. Ty masz wszystkie
te cechy i na pewno będziesz dobrym panem dla pieska. Może pomożemy ci
wybrać któregoś? Chyba, że sam chcesz to zrobić, to nie będziemy
przeszkadzać.
- Nie, nie. Nie odchodźcie. Będę wam bardzo wdzięczny, jeśli mi coś doradzicie.
- A jaki to miałby być pies?
- Najlepiej taki, który by nie liniał za bardzo i wymagał jak najmniej
pielęgnacji. Z jakimś kudłaczem mógłbym sobie nie poradzić.
– Dobrze. Chodźmy więc i zobaczmy, co tu jeszcze mają.
Ula ujęła obu mężczyzn pod ramię i idąc w trójkę rozglądali się uważnie.
W pewnym momencie przystanęli przy kojcu, w którym buszowały cztery
małe bokserki.
- A co powiesz na boksera Alex? To łagodna rasa. Mają gładką sierść i
nie linieją za bardzo. Łatwe w utrzymaniu. Najlepiej wziąć suczkę. One
są bardzo wierne i nie odstępują swojego właściciela na krok.
Alex przykucnął przy kojcu przyglądając się szczeniakom.
- Zobacz Ula na tego z białym krawatem. Ładny, prawda? To pies, czy suczka? – Spytał sprzedającego.
- To sunia. Wabi się Figa. Ona i jej bracia są rasowi i imiona całego miotu zaczynają się na literę „F”.
- A ty Marek, co o niej sądzisz? – Marek również przykucnął przy kojcu i pogłaskał pieska.
- Myślę, że będzie dla ciebie wspaniałą towarzyszką, jeśli tylko
umiejętnie ją wychowasz. Bez krzyków i karcenia. Rozumiesz, co mam na
myśli? – Febo pokiwał głową.
- Wiem, o co ci chodzi i na pewno będę ją traktował łagodnie. Kupuję ją. – Zdecydował.
Z pieskiem na ręku Alex pociągnął ich jeszcze do stoisk z gumowymi
zabawkami, jedzeniem dla szczeniaków i kojcami. Kupił wszystko, co było
niezbędne łącznie z obróżką i smyczą.
- Chyba nie zabierzesz się z tym. Odwieziemy cię do domu. Nie będziesz
przecież tego dźwigał, mając w dodatku psa na ręku. – Zaproponował
Marek. Alex spojrzał na niego z wdzięcznością.
- Bardzo wam dziękuję. Może wpadniecie do mnie na małe espresso?
- Bardzo chętnie. Po południu jedziemy do Seby, ale mamy jeszcze mnóstwo czasu.
Zapakowali do bagażnika wszystkie zakupione rzeczy. Ula z Figą usiadła na tylnym siedzeniu.
- Mieszkasz tam, gdzie poprzednio, nie zmieniłeś mieszkania?
- Nie… Lubię ten dom. Jest wprawdzie za duży, jak dla mnie samego, ale ciągle wierzę, że nie będzie tak zawsze.
- Na pewno nie. – Marek poklepał go po ramieniu i wolno ruszył z parkingu.
Rozsiedli się wygodnie w ogromnych, skórzanych fotelach. Były tak
miękkie, że zapadli się w nie. Po chwili Alex postawił przed nimi małe
filiżanki z aromatycznym napojem i sam usiadł obok. Ula podała mu psa.
- Weź go. To do ciebie musi się przyzwyczaić. – Umieścił go sobie na kolanach i zaczął głaskać uspokajająco.
- Co u was słychać? Dawno nie rozmawialiśmy. Też pewnie jesteście
zawaleni robotą tak, jak ja. – Marek spojrzał z uśmiechem na Ulę.
- No trochę się działo. Wczoraj byliśmy u rodziców. Uli rodzina także.
Chcieliśmy, żeby się poznali. To była świetna okazja do zaręczyn.
Zaręczyliśmy się Alex i jestem bardzo szczęśliwy, że ta cudowna istota
zostanie moją żoną.
Popatrzył na nich z uśmiechem.
- Szczerze gratuluję wam obojgu i zazdroszczę. Też bym tak chciał.
- Nie zazdrość Alex. – Powiedziała łagodnie Ula. – Daj sobie trochę
czasu. Zobaczysz, że niedługo miłość spadnie na ciebie, jak grom z
jasnego nieba. Zmieniasz się. Już nie jesteś taki, jak dawniej, ponury i
niedostępny. Coraz częściej się uśmiechasz. Potrafisz się cieszyć. To
bardzo pozytywne. Obrałeś właściwy kierunek i nie zbaczaj z tej drogi.
Wszystko się ułoży i jestem w stu procentach pewna, że w niedługim
czasie będziesz równie szczęśliwy, jak my. Ten pies ci w tym pomoże.
Spacery po parku są naprawdę świetną okazją do poznania kogoś nowego. –
Spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Chciałbym poznać kogoś podobnego do ciebie. Tak mądrego, wielkodusznego i wrażliwego. – Marek roześmiał się.
- Alex, mam nadzieję, że nie zakochałeś się w mojej dziewczynie? Ja
wiem, że ona jest wyjątkowa, być może trafisz na jeszcze jedną jej
podobną.
- Nie obawiaj się. Nie zakochałem się w Uli. Dużo jej zawdzięczam i
bardzo ją szanuję. Podziwiam też cechy jej charakteru i chciałbym, żeby
moja wybranka miała podobne.
- Jeśli bardzo tego chcesz, to na pewno się spełni. – Powiedziała cicho
Ula. – Musisz mieć tylko oczy szeroko otwarte i dobrze się rozglądać.
Pójdziemy już. Musimy jeszcze skoczyć na jakiś obiad a potem wizyta u
Seby. Wiesz, że on jest z Violettą?
- Z Violettą? Twoją byłą sekretarką? – Marek pokiwał głową. – Trochę to
dziwne. Ona jest bardzo ładna, ale chyba nie za bardzo mądra?
- Też byliśmy zaskoczeni, ale to miłość Alex, a miłość jest ślepa. No,
trzymaj się i nie pozwól sterroryzować tej psinie. Do jutra.
- Witajcie, witajcie kochani. – Seba otworzył szeroko drzwi witając
wylewnie przyjaciół. – Czujecie te zapachy? – Wyszeptał. – To Viola
realizuje się w kuchni i wznosi na wyżyny kulinarnych umiejętności. –
Roześmiali się serdecznie.
- To może ja pójdę jej pomóc. – Ula ubrała domowe kapcie i podryfowała w
kierunku kuchni. Panowie przeszli do salonu i usiedli na wygodnej
kanapie.
- Wyobraź sobie, że do południa byliśmy na wystawie psów i natknęliśmy się na Alexa. Chciał kupić psa, a my mu w tym pomogliśmy.
- Naprawdę? Jakiego kupił?
- Śliczną, małą bokserkę. Ula go namówiła. On naprawdę się zmienia. Już niewiele zostało z dawnego Alexa.
- Aż trudno w to uwierzyć. Ale to dobrze i dla niego i dla was. Przynajmniej przestał bruździć.
- Z zadowoleniem stwierdzam, że ani mu to w głowie. Uczciwie pracuje i
daje z siebie wszystko. Kurczę, ale pachnie. – Marek pociągnął nosem. –
Co one tam pichcą?
- Chodźmy do kuchni, to się przekonamy.
- Cześć Violetto. – Marek wszedł do kuchni i przywitał się z nią całując w policzek.
- No witam prezesa. Dobrze, że przyjechaliście. Ula pomogła mi doprawić i
teraz pachnie tak, jak powinno. Zaraz zrobimy kawę i spróbujecie
ciasta, które własnoręcznie kupiłam. – Roześmiał się na całe gardło.
- Viola, jesteś niesamowita.
- Prawda? – Wtrącił się Sebastian. – Od dawna to powtarzam.
- Kawa gotowa. Daj, pokroję to własnoręczne ciasto. – Ula chwyciła długi
nóż i kroiła ciasto na równe kawałki. – Zabierzcie chłopaki filiżanki,
ja zaraz przyniosę talerzyki.
Zasiedli w końcu wszyscy przy stole w salonie częstując się słodkościami
i delektując kawą. Marka aż świerzbił język, by podzielić się dobrą
nowiną z przyjacielem.
- Musimy wam coś powiedzieć. – Zagaił. – Wczoraj zaręczyliśmy się.
Viola wydała z siebie głośny pisk i uściskała mocno Ulę, a potem Marka.
- O matulu! Gratuluję wam z całego serca. To kiedy ślub?
- Ja się dołączam do gratulacji. – Sebastian uścisnął dłoń przyjaciela i Uli.
- Ślub dosyć prędko. Planujemy pod koniec sierpnia, ale czy to się uda,
zobaczymy. Ja nie chcę długo czekać, a Ula się ze mną zgadza. Tak
naprawdę to tylko praktycznie cztery miesiące. Mama na pewno nam pomoże.
Jest świetna w organizowaniu przyjęć. O resztę postaramy się sami.
Tą miłą rozmowę przerwał dźwięk telefonu Uli. Spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił tata.
- Przepraszam was muszę odebrać. Tata dzwoni.- Przeszła do kuchni chcąc porozmawiać spokojnie.
- Cześć tato, co się stało?
- Nic córcia, wszystko w porządku. Musiałem jednak zadzwonić, bo miałem
telefon od cioci Krysi. Pytała mnie, czy Jadzia mogłaby przyjechać do
nas na kilka tygodni. W zeszłym roku skończyła studia i usilnie
poszukuje pracy. Tam u nich w Elblągu totalna mizeria. Dziewczyna siedzi
w domu i frustruje się, bo nie chce być dłużej na utrzymaniu rodziców.
Pomyślałem sobie, że skoro twój pokój jest wolny, to może mogłaby
zamieszkać przez ten czas u nas i spokojnie poszukać jakiegoś zajęcia.
- Oczywiście tato. Nie ma problemu. A kiedy chce przyjechać?
- Ona chce jak najszybciej. Obiecałem, że oddzwonię, jak tylko z tobą
porozmawiam. Ona nie zna Warszawy i trzeba by było odebrać ją z dworca.
- O to się nie martw. My ją odbierzemy i przywieziemy do Rysiowa. Muszę
tylko wiedzieć, kiedy. Zadzwoń do cioci teraz i daj mi znać. –
Rozłączyła się.
Ciocia Krysia była bliźniaczą siostrą jej mamy. Miała dwójkę dzieci.
Starszą Jadzię i młodszego Tomka. Wiedziała, że Jadzia studiuje, ale nie
sądziła, że już skończyła edukację. - Co ona studiowała? Chyba nie pamiętam. Przyjedzie, to powie. – Znowu zadzwonił jej telefon.
- I co tato? Kiedy przyjedzie?
- Powiedziała, że w środę. Pociąg ma być w Warszawie o osiemnastej piętnaście.
- Dobrze. Zadzwoń jeszcze raz i powiedz, że będę na nią czekać na peronie. Trzymaj się i uściskaj dzieciaki, a i ciocię pozdrów.
Wróciła do towarzystwa.
- Coś się stało Ula? – Marek spojrzał na nią zaniepokojony.
- Nie, ale Rysiów będzie miał gościa. Moja kuzynka przyjeżdża w środę na
kilka tygodni. W zeszłym roku skończyła studia i jest bez pracy. Będzie
tutaj szukać szczęścia. Obiecałam tacie, że odbierzemy ja z dworca. Ona
nie zna miasta i jeszcze mogłaby pobłądzić.
- Dobrze Ula. Nie ma sprawy. A teraz Violetto chciałbym spróbować twoich specjałów.
W środę wyszli z firmy, jak zwykle o siedemnastej. Postanowili nie
wracać do domu, tylko zjeść coś na mieście a potem pojechać prosto na
dworzec. Weszli na peron i usiedli na ławce.
- Mam nadzieje, że przyjedzie punktualnie, w przeciwnym razie będziemy tu kwitnąć. – Marudził Marek.
- Nie zrzędź kochanie. Nikt jeszcze nie zapowiadał opóźnienia, a ty już kraczesz.
Przyciągnął ją do siebie i cmoknął w policzek.
- Przepraszam skarbie. Nie cierpię dworców, to dlatego tak marudzę.
Pociąg przyjechał punktualnie. Warszawa była jego stacją docelową. Z
wagonów zaczęli się wysypywać pierwsi podróżni. Ula uważnie lustrowała
przechodzących nie chcąc przeoczyć kuzynki. Dostrzegła ją wreszcie jak
wysiadała szarpiąc za ucho walizkę na kółkach.
- Jest Marek, Jest. – Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę wagonu.
- Jadzia? – Dziewczyna odwróciła się gwałtownie.
- Ula! – Padły sobie w ramiona ściskając się serdecznie. Marek stał z
boku uśmiechnięty przyglądając się dziewczynie. Ze zdumieniem
skonstatował, że była bardzo podobna do Uli. Włosy miała dłuższe i
jaśniejsze, ale kształt oczu, nosa i ust bardzo podobny. Kolor oczu nie
był może aż tak głęboko błękitny. Przypominał raczej niebieskie
niezapominajki.
- Pozwól Jadziu, że ci przedstawię, to mój narzeczony, Marek Dobrzański,
a to Marku moja kuzynka Jadzia Szumielewicz. – Marek uścisnął
wyciągniętą dłoń dziewczyny.
- Miło mi cię poznać. Jesteś bardzo do Uli podobna. – Zauważył, że i ona rumieni się podobnie, jak jego ukochana.
- Zawsze nam to mówiono. Nasze mamy były bliźniaczkami, więc może to dlatego.
- Ula, ja wezmę walizkę Jadzi i pójdę przodem. Chodźcie.
Dotarli do samochodu. Jadzia była oszołomiona jego wyglądem.
- No, no siostra. Nieźle ci się powodzi.
- Jadzia, przecież to samochód Marka, nie mój. Pakuj się do tyłu i
pędzimy do Rysiowa. Tata pewnie nie może się już doczekać, a i dzieciaki
cię wyglądają. Cieszę się bardzo, że przyjechałaś. Ja nie mieszkam już z
nimi i czasami im mnie bardzo brakuje. Świetnie mnie zastąpisz.
Zajmiesz mój dawny pokój. Możesz go urządzić według własnego uznania.
- To gdzie ty teraz mieszkasz?
- Mieszkam u Marka w Warszawie na Siennej. Zaręczyliśmy się w zeszłym tygodniu.
- Gratuluję wam obojgu. Musisz być Marek kimś naprawdę wyjątkowym, że Ula oddała ci swoje serce.
- Tak uważasz? A ja myślę, że jestem wielkim szczęściarzem, bo pokochała
mnie cudowna istota, o dobrym sercu i współczującej duszy. Pękałem z
radości, kiedy zgodziła się zostać moją żoną.
Dojechali. W bramie zauważyli przestępującego nerwowo z nogi na nogę Józefa.
- No jesteście wreszcie. Już zacząłem się denerwować. Wchodźcie do
środka. Witaj Jadziu. Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas a i może
pracę szybko znajdziesz?
- Też mam taką nadzieję wujku. – Przywitała się z nadbiegającymi dzieciakami.
- Ale wyrośliście. Jasiek, to już kawaler, a z Betti będzie kiedyś prawdziwa piękność.
Weszli do domu. Ula zakręciła się w kuchni robiąc wszystkim herbatę i
stos kolorowych, wiosennych kanapek. Zasiedli do stołu wszyscy.
- No, to opowiadaj. Jakie studia skończyłaś?
- Finanse i Bankowość. Studia niby dobre, ale już długo jestem bez pracy.
Ula spojrzała znacząco na Marka, a on na nią.
- Czy myślisz kochanie o tym samym, co ja? – Uśmiechnął się błogo ukazując w pełnej krasie swoje słodkie dołeczki.
- Alex?
- Alex.
Jadzia spojrzała na nich nic nie rozumiejąc.
- Możecie mi wytłumaczyć, o co wam chodzi? – Roześmiali się widząc jej skonsternowaną minę.
- Chyba mamy dla ciebie pracę. – Powiedział do niej Marek.
- Naprawdę?
- Mhmm… - Wrócisz dzisiaj z nami do Warszawy. Zabierz trochę rzeczy na
zmianę, jakąś piżamę i wszystkie dokumenty potrzebne do przyjęcia do
pracy. Jutro pojedziesz z nami do firmy. – Jadzia była bezgranicznie
zdumiona.
- Do jakiej firmy?
- Nie powiedzieliśmy ci, ale Marek jest współwłaścicielem i prezesem
firmy modowej, Febo & Dobrzański, w której i ja pracuję. Jestem jego
asystentką, podobnie jak Maciek Szymczyk, którego przecież znasz.
Potrzebujemy kogoś do działu finansowego na asystenta dyrektora
finansowego F&D. Masz odpowiednie wykształcenie i na pewno sobie
poradzisz. Spakuj się teraz w jakąś torbę i jedźmy. Długa droga przed
nami a jest już późno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz