Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Symfonia miłości" - rozdział 16

20 marzec 2012  
ROZDZIAŁ XVI


Zapiął guzik marynarki i zlustrował wszystkich siedzących przy ogrodowym stole.
- Moi kochani. – Zaczął. – Ogromnie się cieszę, że zebraliście się tu w tym miejscu. Jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu, dlatego korzystając z tej wyjątkowej okazji chciałbym w waszej obecności, - mówiąc te słowa sięgnął do kieszeni marynarki i klęknął przed Ulą – poprosić tę wyjątkową i ukochaną przeze mnie istotę, by zgodziła się zostać moją żoną. – Zatopił się w błękicie jej ogromnych ze zdziwienia, chabrowych oczu.
- Skarbie mój najsłodszy, wiesz, że kocham cię nad życie i swoją przyszłość widzę tylko u twego boku. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
Rozpłakała się, jak dziecko. Nie mogła ze wzruszenia wykrztusić słowa. Wyjął chusteczkę i próbował zetrzeć jej z twarzy tę płynącą bez końca wilgoć.
- Ula proszę cię nie płacz. Powiedz mi tylko, czy mogę uważać się za najszczęśliwszego człowieka na ziemi. – Zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła się w jego ramię.
- Tak Marek, wiesz przecież, że kocham cię najbardziej na świecie i nie mogłabym być z nikim innym. – Założył jej pierścionek na palec i wtulił się w jej usta.
- Dziękuję ci kotku. Jestem bardzo szczęśliwy.
Dopiero teraz dotarło do zebranej w ogrodzie rodziny tych dwojga, że ci ostatni właśnie się zaręczyli. Zaczęli klaskać spontanicznie i gratulować obojgu.
- Marek, to druga, najmądrzejsza decyzja w twoim życiu. – Huknął Krzysztof.  - Nie mogliśmy życzyć sobie lepszej synowej. Gratuluję synu. – Marek spojrzał na niego nie rozumiejąc.
- Dlaczego druga? – Krzysztof zaśmiał się.
- Bo pierwszą było zatrudnienie tego anioła w firmie. – Teraz śmiali się już wszyscy.
- Gratuluję ci córcia. On będzie na pewno wspaniałym mężem. Bardzo cię kocha i uczyni szczęśliwą. – Ula uściskała ojca.
- Dziękuję tatusiu, on już sprawił, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie i bardzo go kocham.
Dobrzańscy też podeszli do niej i ucałowali ją serdecznie.
- Tak się cieszymy Uleńko. - Mówiła wzruszona Helena. – Pokochaliśmy cię, jak własne dziecko. To dla nas również szczęśliwy dzień. Gratulujemy.
- Słuchajcie. Trzeba to uczcić. Zaraz poproszę Zosię, by przyniosła szampana. – Uradowany Krzysztof przywołał gosposię. Już po chwili strumień pieniącego się trunku wypełniał wysokie kieliszki. Wznieśli toast za pomyślność młodych.
- Mam nadzieję, że nie będziecie zwlekać ze ślubem. Chcemy doczekać jeszcze wnuków. – Powiedziała podekscytowana Helena.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze o ślubie, ale na pewno zrobimy to jak najprędzej i powiadomimy was o ustalonej dacie. Myślę, że latem. – Marek przytulił Ulę do siebie. – W czerwcu pan Józef wyjeżdża na kurację a Jasiek i Betti na obóz. Jak myślisz Ula może koniec sierpnia? Będziemy wtedy już po pokazie letniej kolekcji i przed pokazem jesiennej. To chyba dobra pora? – Uśmiechnęła się do niego łagodnie.
- Tak masz rację. Koniec sierpnia będzie w sam raz. Jak uściślimy datę, damy znać. O innych szczegółach też was powiadomimy, bo najpierw sami musimy się nad tym zastanowić i wszystko dobrze przemyśleć.
- A teraz pozwólcie, że porwę Ulę na spacer. Musimy trochę ochłonąć. – Pomógł jej wstać i objęci ruszyli ścieżką w głąb ogrodu. Po raz pierwszy przyjrzała się pierścionkowi, który dostała od ukochanego.
- Jest naprawdę piękny. Ten kamień to brylant, prawda?
- Tak skarbie. W słońcu mieni się kolorami tęczy, również błękitem takim, jak kolor twoich cudnych oczu.
- Nie spodziewałam się tego. Zaskoczyłeś mnie.
- Nie mogłem cię uprzedzić. To miała być niespodzianka, a niespodzianki mają to do siebie, że są niespodziewane. – Przytuliła się do niego.
- Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa. – Wyszeptała.
- Ja niemniej kochanie. Wierz mi. Wracajmy do nich. Pewnie zaczęli już dyskusję o nas bez nas. – Roześmiali się.
Dalsza część tego szczęśliwego dla nich dnia upłynęła w bardzo sympatycznej atmosferze. Obie rodziny polubiły się bardzo. Krzysztof oprowadził Józefa po ogrodzie. Cieplak był zachwycony. Niektórych roślin nawet nie znał. Beatka wraz z Jaśkiem szalała na trawie bawiąc się z nim w berka. Przy pożegnaniu Józef zaprosił Dobrzańskich do Rysiowa.
- Koniecznie muszą państwo przyjechać. U nas dom bardzo skromny, ale zawsze chętnie witamy gości. Ula świetnie gotuje i na pewno przygotuje coś smacznego.
- Dziękujemy Józefie. – Powiedział Krzysztof, który już zdążył przejść z Cieplakiem na mówienie sobie po imieniu. – Na pewno was odwiedzimy.
Opuszczali dom Dobrzańskich w dobrych nastrojach.
- Masz wspaniałych rodziców Marek. – Józef był pod wrażeniem.
- Wiem panie Józefie i wiem też, że będę miał wspaniałego teścia, szwagra i małą szwagierkę-iskierkę. – Uśmiechnął się do nich szeroko patrząc w lusterko nad głową.
Pożegnali się z nimi nie wychodząc z samochodu. Było już dość późno, a oni musieli wrócić na Sienną.
- Przyjedziemy w następny piątek i zostaniemy do niedzieli. – Zapewniła Beatkę Ula. – Poczytamy mnóstwo bajek, dobrze? Ugotuję też coś smacznego. Dobrej nocy kochani.

Wrócili na Sienną. Po wspólnej kąpieli, leżąc wtuleni w siebie w łóżku, wspominali jeszcze przebieg tego miłego dnia.
- Teraz uświadomiłam sobie, że zostałam twoją oficjalną narzeczoną. Ciekawa jestem jak na tą wiadomość zareaguje Maciek i Sebastian. Może też nie będą za długo zwlekać ze swoimi zaręczynami? – Marek uśmiechnął się do swoich myśli.
- Pozazdroszczą nam, to pewne. – Przywarła do niego mocniej i zduszonym głosem powiedziała.
- Chcę się z tobą kochać. – Zaskoczyła go. Po raz pierwszy to ona wyszła z inicjatywą.
- A ja pragnę cię, jak szaleniec.
Przykleił się do jej cudnych ust uwalniając ją jednocześnie z nocnej koszulki. Nie przestając jej całować pieścił dłońmi delikatne ciało ukochanej. Gładził plecy i kształtne pośladki, drażnił sutki i płeć. Jej dłonie bezwiednie krążyły po jego ciele, powodując przyspieszone bicie serca i wzrost pożądania. Ta gra wstępna doprowadziła ich do granic wytrzymałości. Drżeli oboje. Nie mógł już czekać. Kiedy wszedł w nią, odetchnęła i zaczęła poruszać się wraz z nim. Objęła ciasno swoimi smukłymi nogami jego biodra. Zatracali się w tych miłosnych doznaniach. Jego język głęboko penetrował jej usta, a ona oddawała te pełne żaru pocałunki. Wchodził w nią głębiej i głębiej powodując, że z każdym pchnięciem jęczała coraz głośniej. Uwielbiał, gdy była taka namiętna, żarliwa i całkowicie mu oddana. Dochodzili. Przyspieszył. Kiedy ostatni raz wbił się w nią, głośno krzyknęła, przyciskając do siebie mocno jego pośladki. Spełnili się. Nie wychodząc z niej przetoczył się na plecy. Leżała na nim przyciskając rozgrzany policzek do miejsca, w którym biło przyspieszonym rytmem jego kochające ją serce. Gładził czule jej plecy. Podciągnął ją na wysokość swoich oczu i kolejny raz smakował z przyjemnością jej ust.
- Dziękuję ci skarbie za twoją miłość i oddanie. Kocham cię.
- Kocham cię. – Powtórzyła za nim, jak echo.

Rano ocknął się pierwszy i ze zdumieniem stwierdził, że przez całą noc ona prawie nie zmieniła pozycji. Nadal leżała przyklejona do jego brzucha z głową wciśniętą w załamanie na jego szyi. Uśmiechnął się szeroko widząc, jak smacznie śpi posapując lekko, wtulona w niego, jak mały kociak. Odgarnął włosy z jej policzka. Wyglądała tak cudnie i tak bardzo niewinnie, jak mała, ufna, bezbronna dziewczynka z zaróżowionymi od snu policzkami. Dotknął delikatnie ustami jej czoła. – Moje śliczne, największe szczęście. – Pomyślał. Poruszyła się i wolno otworzyła oczy. Podniosła głowę wpatrując się w jego rozradowaną twarz.
- Dzień dobry moje kociątko. Dobrze spałaś? – Uśmiechnęła się błogo.
- Przy takim mężczyźnie nie można źle spać. – Zauważyła, że wciąż na nim leży. – Ty chyba nie za bardzo się wyspałeś. Całą noc przygniatałam cię sobą, ale było mi tak dobrze i tak cudownie. – Wplotła palce w jego włosy i cmoknęła go czule. – Wczoraj było wspaniale. Uwielbiam się z tobą kochać. – Roześmiał się.
- A ja jeszcze bardziej. Mówiłem ci już kiedyś, że nie liczy się wygoda, tylko bliskość, a ja najlepiej śpię, gdy mam cię blisko, jak najbliżej się da. Wstajemy?
- Chyba tak, choć tak mi tu z tobą dobrze. – Cmoknął ją z czułością w nosek.
- Co powiesz na wspólną kąpiel?
- Nie mam nic przeciwko temu. – Wstał i wziąwszy ją nagą na ręce poszedł do łazienki. Wspólne kąpiele sprawiały im dużą radość. Ona, choć na początku wstydziła się bardzo, teraz przywykła i nie wyobrażała sobie, że mogłaby zrezygnować z tej przyjemności.
Siedzieli przy stole jedząc śniadanie.
- To jakie masz plany na dzisiaj? – Ula przełknęła ostatni kęs i popiła herbatą.
- Zapomniałem ci powiedzieć… Byłem tak zaaferowany tymi zaręczynami, że całkiem zapomniałem. Sebastian prosił, żebyśmy do nich wpadli po południu. Tak, bez żadnego konkretnego powodu, żeby pogadać. Violetta podobno rozwija swoje umiejętności kulinarne i też chciałaby się pochwalić. On ciągle porównuje jej potrawy do twoich i chyba zaczyna ją to powoli drażnić. Może udzielisz jej kilku rad, a on wreszcie się uspokoi.
- Dobrze. Możemy jechać. Tylko, że do popołudnia jeszcze mnóstwo czasu. Wyczytałam w gazecie o wystawie psów. Nigdy na takiej nie byłam, a chętnie zobaczyłabym. Może pojedziemy tam teraz? Nie mam dziś wielkiej ochoty na gotowanie. Pooglądalibyśmy sobie pieski, a potem zjedlibyśmy obiad w jakiejś restauracji.
- Wiesz? To świetny pomysł. Zdziwisz się, ale ja też nigdy nie byłem na takiej wystawie. W takim razie ubieramy się i wychodzimy.

Hala wystawowa była ogromna, a w niej dziesiątki różnorodnych psich ras. Ula zachwycała się przede wszystkim szczeniakami. Były, jak puchate kulki i miały śliczne mordki. Przechodzili od jednego stanowiska do drugiego podziwiając psiaki. W pewnym momencie Ula wpadła na kogoś i odbiła się od niego. Podniosła do góry głowę i rozchyliła usta w szerokim uśmiechu.
- Alex! Skąd się tutaj wziąłeś! Prawie cię staranowałam! – Uściskała go serdecznie.
- Witaj Ula, cześć Marek. – Podał Dobrzańskiemu dłoń. – Nigdy nie spodziewałbym się spotkać was w takim miejscu.
- A my ciebie. To Ula wpadła na pomysł obejrzenia tej wystawy. A ciebie co tu sprowadza? – Alex przetarł nerwowo czoło.
- Jestem taki samotny, więc pomyślałem o towarzyszu dla siebie. Uznałem, że posiadanie psa może mieć na mnie dobry wpływ. Chodząc z nim na spacery może poznam jakąś uroczą osóbkę i zakocham się? – Ula spojrzała w jego czarne oczy.
- To świetny pomysł Alex. Dodatkowo będziesz miał zajęcie i oderwiesz się od przykrych wspomnień. O zwierzę trzeba dbać, być za nie odpowiedzialnym, a przede wszystkim trzeba je kochać. Ty masz wszystkie te cechy i na pewno będziesz dobrym panem dla pieska. Może pomożemy ci wybrać któregoś? Chyba, że sam chcesz to zrobić, to nie będziemy przeszkadzać.
- Nie, nie. Nie odchodźcie. Będę wam bardzo wdzięczny, jeśli mi coś doradzicie.
- A jaki to miałby być pies?
- Najlepiej taki, który by nie liniał za bardzo i wymagał jak najmniej pielęgnacji. Z jakimś kudłaczem mógłbym sobie nie poradzić.
– Dobrze. Chodźmy więc i zobaczmy, co tu jeszcze mają.
Ula ujęła obu mężczyzn pod ramię i idąc w trójkę rozglądali się uważnie. W pewnym momencie przystanęli przy kojcu, w którym buszowały cztery małe bokserki.
- A co powiesz na boksera Alex? To łagodna rasa. Mają gładką sierść i nie linieją za bardzo. Łatwe w utrzymaniu. Najlepiej wziąć suczkę. One są bardzo wierne i nie odstępują swojego właściciela na krok.
Alex przykucnął przy kojcu przyglądając się szczeniakom.
- Zobacz Ula na tego z białym krawatem. Ładny, prawda? To pies, czy suczka? – Spytał sprzedającego.
- To sunia. Wabi się Figa. Ona i jej bracia są rasowi i imiona całego miotu zaczynają się na literę „F”.
- A ty Marek, co o niej sądzisz? – Marek również przykucnął przy kojcu i pogłaskał pieska.
- Myślę, że będzie dla ciebie wspaniałą towarzyszką, jeśli tylko umiejętnie ją wychowasz. Bez krzyków i karcenia. Rozumiesz, co mam na myśli? – Febo pokiwał głową.
- Wiem, o co ci chodzi i na pewno będę ją traktował łagodnie. Kupuję ją. – Zdecydował.
Z pieskiem na ręku Alex pociągnął ich jeszcze do stoisk z gumowymi zabawkami, jedzeniem dla szczeniaków i kojcami. Kupił wszystko, co było niezbędne łącznie z obróżką i smyczą.
- Chyba nie zabierzesz się z tym. Odwieziemy cię do domu. Nie będziesz przecież tego dźwigał, mając w dodatku psa na ręku. – Zaproponował Marek. Alex spojrzał na niego z wdzięcznością.
- Bardzo wam dziękuję. Może wpadniecie do mnie na małe espresso?
- Bardzo chętnie. Po południu jedziemy do Seby, ale mamy jeszcze mnóstwo czasu.
Zapakowali do bagażnika wszystkie zakupione rzeczy. Ula z Figą usiadła na tylnym siedzeniu.
- Mieszkasz tam, gdzie poprzednio, nie zmieniłeś mieszkania?
- Nie… Lubię ten dom. Jest wprawdzie za duży, jak dla mnie samego, ale ciągle wierzę, że nie będzie tak zawsze.
- Na pewno nie. – Marek poklepał go po ramieniu i wolno ruszył z parkingu.
Rozsiedli się wygodnie w ogromnych, skórzanych fotelach. Były tak miękkie, że zapadli się w nie. Po chwili Alex postawił przed nimi małe filiżanki z aromatycznym napojem i sam usiadł obok. Ula podała mu psa.
- Weź go. To do ciebie musi się przyzwyczaić. – Umieścił go sobie na kolanach i zaczął głaskać uspokajająco.
- Co u was słychać? Dawno nie rozmawialiśmy. Też pewnie jesteście zawaleni robotą tak, jak ja. – Marek spojrzał z uśmiechem na Ulę.
- No trochę się działo. Wczoraj byliśmy u rodziców. Uli rodzina także. Chcieliśmy, żeby się poznali. To była świetna okazja do zaręczyn. Zaręczyliśmy się Alex i jestem bardzo szczęśliwy, że ta cudowna istota zostanie moją żoną.
Popatrzył na nich z uśmiechem.
- Szczerze gratuluję wam obojgu i zazdroszczę. Też bym tak chciał.
- Nie zazdrość Alex. – Powiedziała łagodnie Ula. – Daj sobie trochę czasu. Zobaczysz, że niedługo miłość spadnie na ciebie, jak grom z jasnego nieba. Zmieniasz się. Już nie jesteś taki, jak dawniej, ponury i niedostępny. Coraz częściej się uśmiechasz. Potrafisz się cieszyć. To bardzo pozytywne. Obrałeś właściwy kierunek i nie zbaczaj z tej drogi. Wszystko się ułoży i jestem w stu procentach pewna, że w niedługim czasie będziesz równie szczęśliwy, jak my. Ten pies ci w tym pomoże. Spacery po parku są naprawdę świetną okazją do poznania kogoś nowego. – Spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Chciałbym poznać kogoś podobnego do ciebie. Tak mądrego, wielkodusznego i wrażliwego. – Marek roześmiał się.
- Alex, mam nadzieję, że nie zakochałeś się w mojej dziewczynie? Ja wiem, że ona jest wyjątkowa, być może trafisz na jeszcze jedną jej podobną.
- Nie obawiaj się. Nie zakochałem się w Uli. Dużo jej zawdzięczam i bardzo ją szanuję. Podziwiam też cechy jej charakteru i chciałbym, żeby moja wybranka miała podobne.
- Jeśli bardzo tego chcesz, to na pewno się spełni. – Powiedziała cicho Ula. – Musisz mieć tylko oczy szeroko otwarte i dobrze się rozglądać. Pójdziemy już. Musimy jeszcze skoczyć na jakiś obiad a potem wizyta u Seby. Wiesz, że on jest z Violettą?
- Z Violettą? Twoją byłą sekretarką? – Marek pokiwał głową. – Trochę to dziwne. Ona jest bardzo ładna, ale chyba nie za bardzo mądra?
- Też byliśmy zaskoczeni, ale to miłość Alex, a miłość jest ślepa. No, trzymaj się i nie pozwól sterroryzować tej psinie. Do jutra.

- Witajcie, witajcie kochani. – Seba otworzył szeroko drzwi witając wylewnie przyjaciół. – Czujecie te zapachy? – Wyszeptał. – To Viola realizuje się w kuchni i wznosi na wyżyny kulinarnych umiejętności. – Roześmiali się serdecznie.
- To może ja pójdę jej pomóc. – Ula ubrała domowe kapcie i podryfowała w kierunku kuchni. Panowie przeszli do salonu i usiedli na wygodnej kanapie.
- Wyobraź sobie, że do południa byliśmy na wystawie psów i natknęliśmy się na Alexa. Chciał kupić psa, a my mu w tym pomogliśmy.
- Naprawdę? Jakiego kupił?
- Śliczną, małą bokserkę. Ula go namówiła. On naprawdę się zmienia. Już niewiele zostało z dawnego Alexa.
- Aż trudno w to uwierzyć. Ale to dobrze i dla niego i dla was. Przynajmniej przestał bruździć.
- Z zadowoleniem stwierdzam, że ani mu to w głowie. Uczciwie pracuje i daje z siebie wszystko. Kurczę, ale pachnie. – Marek pociągnął nosem. – Co one tam pichcą?
- Chodźmy do kuchni, to się przekonamy.
- Cześć Violetto. – Marek wszedł do kuchni i przywitał się z nią całując w policzek.
- No witam prezesa. Dobrze, że przyjechaliście. Ula pomogła mi doprawić i teraz pachnie tak, jak powinno. Zaraz zrobimy kawę i spróbujecie ciasta, które własnoręcznie kupiłam. – Roześmiał się na całe gardło.
- Viola, jesteś niesamowita.
- Prawda? – Wtrącił się Sebastian. – Od dawna to powtarzam.
- Kawa gotowa. Daj, pokroję to własnoręczne ciasto. – Ula chwyciła długi nóż i kroiła ciasto na równe kawałki. – Zabierzcie chłopaki filiżanki, ja zaraz przyniosę talerzyki.
Zasiedli w końcu wszyscy przy stole w salonie częstując się słodkościami i delektując kawą. Marka aż świerzbił język, by podzielić się dobrą nowiną z przyjacielem.
- Musimy wam coś powiedzieć. – Zagaił. – Wczoraj zaręczyliśmy się.
Viola wydała z siebie głośny pisk i uściskała mocno Ulę, a potem Marka.
- O matulu! Gratuluję wam z całego serca. To kiedy ślub?
- Ja się dołączam do gratulacji. – Sebastian uścisnął dłoń przyjaciela i Uli.
- Ślub dosyć prędko. Planujemy pod koniec sierpnia, ale czy to się uda, zobaczymy. Ja nie chcę długo czekać, a Ula się ze mną zgadza. Tak naprawdę to tylko praktycznie cztery miesiące. Mama na pewno nam pomoże. Jest świetna w organizowaniu przyjęć. O resztę postaramy się sami.
Tą miłą rozmowę przerwał dźwięk telefonu Uli. Spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił tata.
- Przepraszam was muszę odebrać. Tata dzwoni.- Przeszła do kuchni chcąc porozmawiać spokojnie.
- Cześć tato, co się stało?
- Nic córcia, wszystko w porządku. Musiałem jednak zadzwonić, bo miałem telefon od cioci Krysi. Pytała mnie, czy Jadzia mogłaby przyjechać do nas na kilka tygodni. W zeszłym roku skończyła studia i usilnie poszukuje pracy. Tam u nich w Elblągu totalna mizeria. Dziewczyna siedzi w domu i frustruje się, bo nie chce być dłużej na utrzymaniu rodziców. Pomyślałem sobie, że skoro twój pokój jest wolny, to może mogłaby zamieszkać przez ten czas u nas i spokojnie poszukać jakiegoś zajęcia.
- Oczywiście tato. Nie ma problemu. A kiedy chce przyjechać?
- Ona chce jak najszybciej. Obiecałem, że oddzwonię, jak tylko z tobą porozmawiam. Ona nie zna Warszawy i trzeba by było odebrać ją z dworca.
- O to się nie martw. My ją odbierzemy i przywieziemy do Rysiowa. Muszę tylko wiedzieć, kiedy. Zadzwoń do cioci teraz i daj mi znać. – Rozłączyła się.
Ciocia Krysia była bliźniaczą siostrą jej mamy. Miała dwójkę dzieci. Starszą Jadzię i młodszego Tomka. Wiedziała, że Jadzia studiuje, ale nie sądziła, że już skończyła edukację. - Co ona studiowała? Chyba nie pamiętam. Przyjedzie, to powie. – Znowu zadzwonił jej telefon.
- I co tato? Kiedy przyjedzie?
- Powiedziała, że w środę. Pociąg ma być w Warszawie o osiemnastej piętnaście.
- Dobrze. Zadzwoń jeszcze raz i powiedz, że będę na nią czekać na peronie. Trzymaj się i uściskaj dzieciaki, a i ciocię pozdrów.
Wróciła do towarzystwa.
- Coś się stało Ula? – Marek spojrzał na nią zaniepokojony.
- Nie, ale Rysiów będzie miał gościa. Moja kuzynka przyjeżdża w środę na kilka tygodni. W zeszłym roku skończyła studia i jest bez pracy. Będzie tutaj szukać szczęścia. Obiecałam tacie, że odbierzemy ja z dworca. Ona nie zna miasta i jeszcze mogłaby pobłądzić.
- Dobrze Ula. Nie ma sprawy. A teraz Violetto chciałbym spróbować twoich specjałów.

W środę wyszli z firmy, jak zwykle o siedemnastej. Postanowili nie wracać do domu, tylko zjeść coś na mieście a potem pojechać prosto na dworzec. Weszli na peron i usiedli na ławce.
- Mam nadzieje, że przyjedzie punktualnie, w przeciwnym razie będziemy tu kwitnąć. – Marudził Marek.
- Nie zrzędź kochanie. Nikt jeszcze nie zapowiadał opóźnienia, a ty już kraczesz.
Przyciągnął ją do siebie i cmoknął w policzek.
- Przepraszam skarbie. Nie cierpię dworców, to dlatego tak marudzę.
Pociąg przyjechał punktualnie. Warszawa była jego stacją docelową. Z wagonów zaczęli się wysypywać pierwsi podróżni. Ula uważnie lustrowała przechodzących nie chcąc przeoczyć kuzynki. Dostrzegła ją wreszcie jak wysiadała szarpiąc za ucho walizkę na kółkach.
- Jest Marek, Jest. – Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę wagonu.
- Jadzia? – Dziewczyna odwróciła się gwałtownie.
- Ula! – Padły sobie w ramiona ściskając się serdecznie. Marek stał z boku uśmiechnięty przyglądając się dziewczynie. Ze zdumieniem skonstatował, że była bardzo podobna do Uli. Włosy miała dłuższe i jaśniejsze, ale kształt oczu, nosa i ust bardzo podobny. Kolor oczu nie był może aż tak głęboko błękitny. Przypominał raczej niebieskie niezapominajki.
- Pozwól Jadziu, że ci przedstawię, to mój narzeczony, Marek Dobrzański, a to Marku moja kuzynka Jadzia Szumielewicz. – Marek uścisnął wyciągniętą dłoń dziewczyny.
- Miło mi cię poznać. Jesteś bardzo do Uli podobna. – Zauważył, że i ona rumieni się podobnie, jak jego ukochana.
- Zawsze nam to mówiono. Nasze mamy były bliźniaczkami, więc może to dlatego.
- Ula, ja wezmę walizkę Jadzi i pójdę przodem. Chodźcie.
Dotarli do samochodu. Jadzia była oszołomiona jego wyglądem.
- No, no siostra. Nieźle ci się powodzi.
- Jadzia, przecież to samochód Marka, nie mój. Pakuj się do tyłu i pędzimy do Rysiowa. Tata pewnie nie może się już doczekać, a i dzieciaki cię wyglądają. Cieszę się bardzo, że przyjechałaś. Ja nie mieszkam już z nimi i czasami im mnie bardzo brakuje. Świetnie mnie zastąpisz. Zajmiesz mój dawny pokój. Możesz go urządzić według własnego uznania.
- To gdzie ty teraz mieszkasz?
- Mieszkam u Marka w Warszawie na Siennej. Zaręczyliśmy się w zeszłym tygodniu.
- Gratuluję wam obojgu. Musisz być Marek kimś naprawdę wyjątkowym, że Ula oddała ci swoje serce.
- Tak uważasz? A ja myślę, że jestem wielkim szczęściarzem, bo pokochała mnie cudowna istota, o dobrym sercu i współczującej duszy. Pękałem z radości, kiedy zgodziła się zostać moją żoną.
Dojechali. W bramie zauważyli przestępującego nerwowo z nogi na nogę Józefa.
- No jesteście wreszcie. Już zacząłem się denerwować. Wchodźcie do środka. Witaj Jadziu. Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas a i może pracę szybko znajdziesz?
- Też mam taką nadzieję wujku. – Przywitała się z nadbiegającymi dzieciakami.
- Ale wyrośliście. Jasiek, to już kawaler, a z Betti będzie kiedyś prawdziwa piękność.
Weszli do domu. Ula zakręciła się w kuchni robiąc wszystkim herbatę i stos kolorowych, wiosennych kanapek. Zasiedli do stołu wszyscy.
- No, to opowiadaj. Jakie studia skończyłaś?
- Finanse i Bankowość. Studia niby dobre, ale już długo jestem bez pracy.
Ula spojrzała znacząco na Marka, a on na nią.
- Czy myślisz kochanie o tym samym, co ja? – Uśmiechnął się błogo ukazując w pełnej krasie swoje słodkie dołeczki.
- Alex?
- Alex.
Jadzia spojrzała na nich nic nie rozumiejąc.
- Możecie mi wytłumaczyć, o co wam chodzi? – Roześmiali się widząc jej skonsternowaną minę.
- Chyba mamy dla ciebie pracę. – Powiedział do niej Marek.
- Naprawdę?
- Mhmm… - Wrócisz dzisiaj z nami do Warszawy. Zabierz trochę rzeczy na zmianę, jakąś piżamę i wszystkie dokumenty potrzebne do przyjęcia do pracy. Jutro pojedziesz z nami do firmy. – Jadzia była bezgranicznie zdumiona.
- Do jakiej firmy?
- Nie powiedzieliśmy ci, ale Marek jest współwłaścicielem i prezesem firmy modowej, Febo & Dobrzański, w której i ja pracuję. Jestem jego asystentką, podobnie jak Maciek Szymczyk, którego przecież znasz. Potrzebujemy kogoś do działu finansowego na asystenta dyrektora finansowego F&D. Masz odpowiednie wykształcenie i na pewno sobie poradzisz. Spakuj się teraz w jakąś torbę i jedźmy. Długa droga przed nami a jest już późno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz