21 marzec 2012
ROZDZIAŁ XIX
Alex obawiał się trochę tej wizyty u przyszłych teściów. Mógł nawet
powiedzieć, że jedzie tam z duszą na ramieniu, ale Jadzia przez całą
drogę uspokajała go mówiąc, że nie ma się czego bać. Jej rodzice są
bardzo wyrozumiałymi i mądrymi ludźmi i na pewno go zaakceptują. Tak też
było w istocie. Rodziciele Jadzi byli uprzedzeni przez córkę o wizycie
jej i Alexa. Poinformowała ich również, że zaręczyła się i bardzo kocha
człowieka, z którym chce spędzić resztę życia. Znali swoją córkę i
wiedzieli, że jest bardzo rozsądna. Rzeczywiście ta pierwsza wizyta w
domu ukochanej była bardzo udana. Alex wprawdzie na początku był bardzo
spięty, ale dzięki życzliwemu podejściu Szumielewiczów i młodszego brata
Jadzi Tomka, nerwy opuściły go bezpowrotnie. Mamie Jadzi na przywitanie
wręczył ogromny bukiet kwiatów, ojcu dostał się markowy koniak, a
najmłodsza latorośl dostała grę komputerową, której zakup doradziła mu
Jadzia.
- Czym się zajmujesz Alex? – Spytał pan Szumielewicz siadając obok niego
przy stole. Zdziwił tym pytaniem Febo, bo ten sądził, że ukochana
wszystko o nim opowiedziała rodzicom.
- To Jadzia nie mówiła? – Stefan Szumielewicz uśmiechnął się.
- Ona w ogóle niewiele mówi, gdyby nie Józef, nawet pewnie nie wiedzielibyśmy, gdzie pracuje.
- Ja jestem współwłaścicielem firmy, w której ona jest moją asystentką.
Pełnię funkcję dyrektora finansowego. Drugim wspólnikiem jest Marek
Dobrzański, narzeczony Uli.
- Aaa… To takie buty. Krysiu słyszałaś? One obydwie zakochały się w
swoich szefach. A to ci historia. My w sierpniu będziemy przecież w
Warszawie na weselu Uli. Niedawno przyszło zaproszenie.
- No właśnie, a’propos wesela. My też nie chcielibyśmy długo zwlekać i
myślę, że w tym roku czeka państwa jeszcze jeden wyjazd do Warszawy. –
Szumielewiczowie znieruchomieli.
- Jak to jeszcze jeden? To, kiedy wy chcecie się pobrać?
- Ustaliliśmy z Jadzią, że w święta Bożego Narodzenia.
- Matko Boska! – Krystyna złapała się za głowę. – Przecież my nie
zdążymy wszystkiego przygotować! – Alex uśmiechnął się do nich z
sympatią.
- Proszę się o nic nie martwić. Ja wszystko załatwię. Chciałbym bardzo
gościć państwa u siebie jeszcze przed świętami, aż do nowego roku.
Wszystko wtedy spokojnie przygotujemy. Mam duży dom i na pewno się
pomieścimy. Chciałbym też, by wyrazili państwo zgodę, aby Jadzia
zamieszkała ze mną. Teraz dojeżdża z Rysiowa, a to prawie dwadzieścia
kilometrów. Ode mnie miałaby bliżej i mogłaby jeździć ze mną. –
Zauważył, że ta prośba wywołała mała konsternację, więc pośpieszył
wyjaśnić korzystając, że Tomek zajął się nową grą.
- Proszę, nie obawiajcie się państwo. - Powiedział półgłosem. – Ja jej
nie skrzywdzę. Do tej pory nawet jej nie dotknąłem. Bardzo ją kocham i
szanuję. – Widział, jak te słowa przyniosły im ulgę, a ich twarze
wypogodziły się.
- Dziękuję ci Alex. – Krystyna położyła dłoń na jego dłoni. – Widzę, że
jesteś dobrym, szlachetnym i honorowym człowiekiem i bardzo kochasz
naszą córkę. Zgadzamy się i powiadomimy Józefa, żeby nie musiała robić
tego sama. Pewnie nawet nie wiedziałaby, jak ma to z siebie wykrztusić.
Jest taka wstydliwa.
- Mamo! Teraz to ty mnie zawstydzasz. – Jadzia czuła, jak płoną jej policzki.
- No już, nie denerwuj się tak. – Uspokajał ją ojciec. – Skoro już
wszystko sobie wyjaśniliśmy to może zjemy coś. Na pewno zgłodnieliście
podczas tej długiej podróży.
- Ja zaraz podam obiad, – Krystyna podniosła się z krzesła – a wy porozmawiajcie jeszcze przez chwilę.
Wracali szczęśliwi i w doskonałych nastrojach. Alex postanowił wejść do
domu Cieplaków i porozmawiać z Józefem. Nie znał go, podobnie jak i
rodzeństwa Uli, ale chciał być wsparciem dla swojej narzeczonej, kiedy
ta będzie mu opowiadać o przebiegu wizyty w rodzinnym domu. Jadzia
weszła pierwsza krzycząc od progu.
- Już jestem! – Z kuchni wyszedł Józef i zobaczył, że nie jest sama.
- Dobry wieczór. – Alex podał dłoń Cieplakowi. – Jestem Alexander Febo, narzeczony Jadzi.
- Miło mi pana poznać. Już rozmawiałem z moją szwagierką, wszystko wiem i
gratuluję. Jadzia, to dobra dziewczyna podobnie jak moja Ula. Mam
nadzieję, że będziecie ze sobą szczęśliwi.
- Panie Józefie, ja już jestem. Bardzo ją kocham i cieszę się ogromnie, że ta cudna dziewczyna odwzajemniła moje uczucie.
- Wszędzie nic, tylko miłość. Ula z Markiem zachowują się czasem, jak
dwa cielęta. Nie widzą poza sobą świata. – Alex roześmiał się.
- Wiem panie Józefie. Mam tak samo. Czy pani Krysia mówiła panu, że
Jadzia przeprowadza się do mnie? – Józef podrapał się po głowie.
- Mówiła, a ja drugi raz będę przeżywał to samo. Ona jest przecież, jak
moja córka i żal mi się z nią rozstawać, ale miłość najważniejsza. To,
co? Pakuj się, nie stój tak, a my z panem Alexem napijemy się herbatki.
- Proszę mi mówić po imieniu. W końcu niedługo będziemy rodziną. My pobieramy się w święta.
- Ależ macie tempo. Dwa wesela w jednym roku. Nie wiem jak ja to
przeżyję. – Powiedział komicznie i podreptał do kuchni wstawiając wodę
na herbatę.
- Jadziu pomóc ci się pakować?
- Nie… Ty idź dotrzymaj towarzystwa wujkowi, a ja prędko się spakuję. Nie mam zbyt wielu rzeczy.
Faktycznie nie trwało długo, gdy wyszła z pokoju wlokąc wypakowaną torbę. Postawiła ją koło drzwi i weszła jeszcze do kuchni.
- Jestem gotowa. – Podeszła do Cieplaka. – Dziękuję ci wujku za
wszystko. Było mi tu, jak we własnym domu. Będziemy cię odwiedzać tak
często, jak tylko się da.
Następnego dnia na parking przed firmą Febo & Dobrzański w tym samym
momencie podjechały dwa samochody, srebrny Lexus i czarne BMW. Niemal
równocześnie wysiadły z nich cztery osoby i powitały się serdecznie.
- Witamy państwa Febo! – Marek już ściskał Jadzię a Alex Ulę.
- A my witamy państwa Dobrzańskich. – Panowie uścisnęli sobie dłonie.
- My Ula chyba o czymś nie wiemy. – Marek przygarnął do siebie narzeczoną i badawczo spojrzał na uśmiechniętego Alexa.
- No tego nie wiecie. Wróciliśmy wczoraj z Elbląga. Przedstawiłem się
przyszłym teściom. Ula masz pozdrowienia od całej rodzinki. Jest
wspaniała. Zgodzili się, żeby Jadzia zamieszkała ze mną, dlatego dziś
pierwszy raz jechaliśmy razem do pracy. Jestem szczęśliwy. – Marek
poklepał go po ramieniu.
- To widać mój drogi. Promieniejecie szczęściem oboje.
- Podobnie, jak wy. – Roześmiała się Jadzia.
- To prawda. – Marek spojrzał na obie dziewczyny. – Wiesz Alex, dostały nam się najlepsze kobiety na świecie i najpiękniejsze.
- Co racja, to racja. Nie mogę się z tym nie zgodzić przyjacielu.
W dobrych nastrojach podążyli w kierunku wejścia.
Ula zasiadła za biurkiem i odpaliła komputer. Miała dzisiaj sporo do
zrobienia. Maciek był w rozjazdach a Ania pojechała razem z nim i
musiała ich zastąpić. Nie zwlekając zatopiła się w dokumentach.
Wprowadzała punkt po punkcie w utworzone w Excelu tabele. Musiała
zliczyć wszystkie pozycje by zrobić bilans kolekcji młodzieżowej, którą
kończył projektować Pshemko. Miała być wystawiona wraz z kolekcją
jesienną. Po dwóch godzinach poczuła się słabo. Zaczęły jej latać przed
oczami czarne plamki. Przetarła dłonią powieki i potrząsnęła głową. – To
pewnie ze zmęczenia. – Pomyślała. Tak zastała ją Violetta, która
właśnie wparowała do sekretariatu.
- Cześć Ula. A coś ty taka blada, jak jakaś blada twarz?
- Cześć Viola. Nie wiem. Zmęczona jestem. – Uśmiechnęła się do niej słabo.
- Chodź ze mną do bufetu. Weźmiemy kawę, to postawi cię na nogi.
- Nie mogę, mam dużo pracy. – Zaprotestowała żałośnie.
- Praca nie królik, nie ucieknie. No chodź. – Prosiła.
- No dobrze. – Wstała od biurka i zakręciło jej się w głowie. Przytrzymała się ramienia Violetty.
- Naprawdę nie wiem, co się dzieje. Dziwnie się czuję i tak jakoś… -
Osunęła się na podłogę. Violę zatkało, a już po chwili rozkrzyczała się
na całe gardło.
- Maaareeeek! – Jej przeraźliwy wrzask postawił Dobrzańskiego na równe
nogi podobnie jak resztę firmy. Wypadł z gabinetu i zobaczył leżącą na
podłodze Ulę.
- Rany Boskie! Ula! Ula! – Podniósł ją i na rękach zaniósł na kanapę w
swoim gabinecie. Klepiąc ją lekko po twarzy i skrapiając ją wodą mówił
nieprzytomnie.
- Ula… Skarbie… Ocknij się… Ula… - Wpadła Kubasińska ściskając w ręku zmoczony ręcznik. Wcisnęła go Markowi mówiąc.
- Połóż jej na kark.
Przybiegł zaalarmowany Alex z Jadzią i Sebastian. Marek nie potrafił przywrócić jej do przytomności.
- Niech ktoś wezwie pogotowie – Powiedział ze łzami w oczach nie
przestając jej cucić. Alex już wybierał numer. Nie minęło dziesięć
minut, a już pojawił się lekarz z sanitariuszem.
- Proszę coś zrobić, ona przynajmniej od dwudziestu minut jest nieprzytomna. – Marek z nerwów wyłamywał palce.
- Trochę długo. – Mruknął lekarz. Wyciągnął z torby mały flakonik z
amoniakiem i podstawił jej pod nos. Poruszyła głową i zachłysnęła się.
Zaczęła kaszleć.
- Kochanie, kochanie ocknij się. – Otworzyła powieki i zobaczyła przed sobą biały kitel.
- Co… się stało…?
- Zemdlała pani. Miewała już pani takie omdlenia?
- Nie… To pierwszy raz… - Powiedziała słabo. – Zakręciło mi się w głowie i potem już nie wiem…
- Słabe ma pani ciśnienie. – Lekarz zdjął mankiet ciśnieniomierza z jej
przedramienia. – Sprawdzę jeszcze poziom cukru. Choruje pani na
cukrzycę?
- Nie… Chyba nie… Nic o tym nie wiem.- Nakłuł jej palec, pobrał na pasek
kroplę krwi i wsadził go do glukometru. Po chwili wyświetlił się wynik.
- Pięćdziesiąt dwa. Bardzo niski. Zabieramy panią. Trzeba wykonać serię badań i ustalić, co było przyczyną tego omdlenia.
- Ale ja nie chcę… Marek? – Przykucnął przy niej całując jej dłoń.
- Kochanie trzeba to zrobić. Nie darowałbym sobie, gdyby ci się coś
stało. Ja pojadę z tobą. Alex, Jadzia? Możecie pojechać za karetką?
- Nie ma sprawy. Wezmę tylko portfel a Jadzia torebkę i już schodzimy na dół.
Lekarz chciał posłać sanitariusza po nosze, ale Marek wziąwszy ją na
ręce zwiózł ją na sam dół. Ostrożnie umieścił ją w środku, sam siadając
obok.
- Do którego szpitala ją wieziecie?
- Na Orzycką. – Marek pokiwał głową.
- Znam ten szpital jak własną kieszeń. – Mruknął.
Dotarli na miejsce. Po chwili wieziono ją na wózku inwalidzkim a Marek
szedł obok. Tuż za mim równie nerwowym krokiem podążał Alex z Jadzią,
która była wystraszona i drżała na całym ciele. Wyczuł to i przytulił ją
mocniej do siebie.
Zatrzymali się przed laboratorium, gdzie kazano im zaczekać. Marek ukrył
twarz w dłoniach. Alex wraz z Jadzią przysiedli obok i starali się go
pocieszyć.
- Nie martw się. To na pewno nic poważnego. Dużo pracuje, to pewnie z przemęczenia. Zrobią jej badania i wszystko się wyjaśni.
Te słowa jednak nie uspokoiły Dobrzańskiego. Przemierzał nerwowo
korytarz z jednego końca na drugi. Był przepełniony strachem. Strachem o
nią. Po kilkudziesięciu minutach ponownie wywieziono ją na korytarz.
Obstąpili ją.
- Pobrali mi krew, - mówiła, głaszcząc uspokajająco Marka po dłoni – a
teraz pojadę na USG. Nie martw się, wszystko będzie OK. Już czuję się
dobrze i właściwie sama mogłabym pójść na to badanie. – Zaprotestował.
- Nie Ula, nie. Jak wstaniesz znowu może zakręcić ci się w głowie i zemdlejesz. Lepiej siedź.
Z laboratorium wyszedł sanitariusz.
- Przepraszam państwa, ale muszę pacjentkę zawieźć na badanie. Za parę
minut powinna być z powrotem. – Pchnął wózek przed sobą i powędrował do
drzwi windy. Znowu czekanie. Czas dłużył się niemiłosiernie. Wreszcie
pojawiła się na korytarzu, już na własnych nogach z wynikami USG w
dłoni. Podeszła do nich uśmiechając się promiennie, ale Marek z
niepokojem zobaczył, że jej policzki są mokre a oczy pełne łez.
- Ula? Co ci jest? Wiedzą już? – Bał się, a jego oczy wielkością przypominały dwa spodki. Przytuliła się do niego.
- Wiedzą. – Wyszeptała. – Jestem w ciąży. Szósty tydzień i jestem
bardzo, bardzo szczęśliwa. – Zamurowało go. Po chwili wykrztusił.
- Jesteś… w ciąży? Jesteś w ciąży! – Wykrzyczał na całe gardło. –
Słyszeliście? Alex, Jadzia! Moje kochanie jest w ciąży! Będziemy mieli
dziecko! – Porwał ją na ręce i okręcił się z nią kilka razy na
szpitalnym korytarzu. – Jestem szczęśliwy skarbie. Nieprzyzwoicie
szczęśliwy. – Wpił się w jej usta.
- Ula. – Aleks uściskał ją a potem Jadzia. – Gratulujemy wam obojgu.
Jesteście prawdziwymi wybrańcami losu. Mam nadzieję, że i ja kiedyś będę
tak skakał ze szczęścia.
- Na pewno Alex. Doczekacie się i wy.- Spojrzała na Jadzię, której twarz
przypominała kolorem świeżego pomidorka. - Nie wstydź się Jadziu.
Przekonasz się, jakie to wspaniałe uczucie. Ja niemal fruwam nad
podłogą. Dopiero niedawno rozmawialiśmy z Markiem o dzieciach i proszę,
taka niespodzianka.
- To wspaniała nowina Ula. Muszę koniecznie powiadomić rodziców. Ależ oni się ucieszą. – Pogładziła go po twarzy.
- Wstrzymaj się dopóki nie wrócę. Muszę zanieść te wyniki do lekarza i
dowiedzieć się, co dalej. Nie znam wyników z krwi. Zaczekacie jeszcze
chwilę? To już nie potrwa długo.
- Zaczekamy Ula. Teraz jesteśmy już spokojni a i Marek też na takiego wygląda. – Alex poklepał przyjaciela po ramieniu.
Weszła do gabinetu lekarskiego, w którym urzędował doktor Malicki.
Podała mu wyniki z USG i usiadła na wskazanym przez lekarza krześle.
Przejrzał je i uśmiechnął się.
- No, to już znamy przyczynę omdlenia. Wyniki z krwi nie są zbyt
zadowalające, ale szybko je poprawimy. Wypiszę recepty. Jak pani stąd
wyjdzie proszę pójść na solidny obiad, po nim zjeść ciastko z kremem i
popić to wszystko solidną porcją czarnej kawy. Dzięki temu podniesie
pani poziom cukru i ciśnienie. Od teraz zacznie pani o siebie dbać.
Będzie przyjmować witaminy i przychodzić co miesiąc na badania
kontrolne, chyba że będzie się działo coś niepokojącego, wtedy proszę
natychmiast dzwonić. Musi pani unikać ciężkiej pracy i jak najwięcej
wypoczywać. Jeśli dostosuje się pani do tych zaleceń, doprowadzimy tę
ciążę do szczęśliwego finału. – Wręczył jej plik recept. – W takim razie
widzimy się za miesiąc. Na kartce zapisałem dzień kolejnej wizyty.
Życzę powodzenia.
- Dziękuję panie doktorze i do widzenia.
Wyszła na korytarz zauważając, że wszyscy podnoszą się z foteli. Podeszła do nich z szerokim uśmiechem.
- Lekarz powiedział, że z ciążą wszystko w porządku, tylko wyniki z krwi
nie za dobre. Kazał mi iść na porządny obiad, po nim zjeść ciacho i
popić kawą. Mocną kawą. Muszę podnieść sobie ciśnienie i poziom cukru.
Może pójdziemy do jakiejś restauracji, jeśli nie śpieszy wam się za
bardzo? – Spojrzała na Alexa i swoją kuzynkę.
- Jesteśmy za tym. Zresztą dobrze się składa, bo jest właśnie pora obiadowa. Chodźmy.
- Po drodze musimy się zatrzymać przy aptece. Mam plik recept do wykupienia.
- Nie martw się Ula. Zatrzymam się, jak tylko jakąś zobaczę. – Zapewnił ją Alex.
Marek objął czule swoje szczęście, Alex swoje i pomaszerowali szpitalnym korytarzem do wyjścia.
Dostała kilka dni wolnego od lekarza, jak to określił „na dojście do
siebie”, chociaż wcale nie uważała, że jest jej to potrzebne. Marek
obchodził się z nią, jak z jajkiem. Nie pozwalał nic robić. Wyręczał ją
we wszystkim. Nosił na rękach. Śmiała się wtedy perliście i mówiła, że
niedługo zapomni, jak się chodzi, a on spoglądał wtedy na swoje kochanie
i oczy śmiały mu się do niej ze szczęścia. Wieść rozeszła się po całej
firmie i już wszyscy wiedzieli, że za parę miesięcy przyjdzie na świat
mały Dobrzański, lub mała Dobrzańska. Rodzice Marka też wiedzieli.
Dowiedzieli się od nich następnego dnia po pobycie w szpitalu, kiedy
złożyli im niezapowiedzianą wizytę. Helena rozpłakała się ze wzruszenia a
i Krzysztof ukradkiem ocierał łezki. Ściskali i gratulowali na przemian
im obojgu. Józef także był wzruszony.
- Będę dziadkiem, będę dziadkiem. – Powtarzał w kółko ocierając mokre
policzki. Pogratulował im też Jasiek, a mała Betti dopytywała się tylko,
czy będzie mogła czasami pobawić dzidziusia. Uspokojona przez Ulę, że
na pewno tak, zaszyła się w swoim pokoju oddając się namiętnie pasji
rysowania Uli i Marka z wózkiem.
Stosując się ściśle do zaleceń lekarza w dość krótkim czasie wzmocniła
swój organizm. Czuła się świetnie i tak samo wyglądała. Marek oszczędzał
ją, jak mógł. Nie pozwalał, by zbyt długo siedziała za biurkiem
wpatrzona w ekran monitora. Zabierał ją na krótkie spacery do parku przy
firmie. Fizycznie nie zmieniła się wcale. Brzuch wydawał się jeszcze
płaski i nie świadczył o tym, że dojrzewa w jego środku maleńka istotka.
Kiedy jednak stawała nago przed lustrem, wyraźnie zauważała powiększone
piersi, które Marek tak bardzo lubił dotykać i pieścić. Jej skóra
zrobiła się też wrażliwsza na dotyk i znacznie intensywniej odbierała
bodźce zewnętrzne.
Nadszedł sierpień, słoneczny i ciepły. W sadzie u Cieplaków dojrzewały
rumiane już jabłka. Marek z Jaśkiem przy wydatnej pomocy Maćka zbierali
je w wielkie kosze. Obrodziły pięknie. Były dorodne i soczyste. Ula ile
mogła, przerobiła na mus do jabłecznika, ale i tak było ich tyle, że
porozdawali znajomym i rodzinie. Alex będąc którejś soboty z Jadzią w
Rysiowie, zabrał skrzynkę pełną pachnących owoców a i Marek wziął jedną
dla rodziców. Siedzieli w sobotni wieczór przy grillu piekąc kiełbaski i
ciesząc się swoim towarzystwem.
- Jak tam stres przedślubny? – Spytał Alex. – Dopadł was już?
- No, trochę. – Ula uśmiechnęła się do niego. – To już za dwa tygodnie. –
Spojrzała na Marka. – Możesz jeszcze się rozmyślić kochanie. – Udał
oburzenie.
- Nigdy w życiu. Dostałem to, co najlepsze i nie wypuszczę tego skarbu z
rąk. Nic z tego kochanie. Ja jestem bardzo zdecydowany i nie mogę się
już doczekać, więc nie kombinuj. Na was też przyjdzie wkrótce pora.
Nawet się nie obejrzycie, jak przyjdą święta i włożycie na paluszki
obrączki. – Alex przytulił do siebie Jadzię.
- I ja nie mogę się już doczekać. Mieliśmy wielkie szczęście przyjacielu, że pokochały nas takie anioły.
- A moja Ania, to nie anioł? – Odezwał się milczący dotąd Maciek. – Jest piękna, mądra i bardzo rozsądna.
- W takim razie nie wiem, na co ty jeszcze czekasz? – Marek poklepał go
po ramieniu. – I na ciebie już najwyższy czas. Dlaczego się jej nie
oświadczysz? Bierz przykład z Alexa. Znali się krótko, bo zaledwie
półtora miesiąca, a on już był zdecydowany, że tylko Jadzia, żadna inna.
Jeśli ją kochasz to nie zwlekaj kolego, bo sprzątnie ci ją sprzed nosa
jakiś przystojniak. – Maciek spojrzał na niego niepewnie.
- Tak myślisz?
- No pewnie. Ania to atrakcyjna kobieta i podoba się mężczyznom. Mówię
ci, nie zwlekaj. Kup pierścionek i zdeklaruj się w jakiejś romantycznej
scenerii.
- Chyba masz rację, nie ma na co czekać. W przyszłym tygodniu kupię pierścionek. – Powiedział z dużą pewnością w głosie.
- To został nam tylko Olszański i jego postrzelona Violetta. – Zażartował Alex.
- No. Zobaczycie, że ta szalona kobieta zaciągnie go przed ołtarz
szybciej niż myśli. – Marek roześmiał się na cały głos. – Przepraszam
was kochani, ale właśnie zwizualizowałem sobie tę scenę.
Trzy dni przed ślubem Marka i Uli przyjechali z Elbląga przyszli
teściowie Alexa. Zatrzymali się u Józefa, choć Febo proponował im
skorzystanie z jego domu.
- Nie gniewaj się Alex, – mówiła przepraszającym tonem Krystyna – ale
tak dawno nie widzieliśmy Józka. Musimy pogadać o naszych rodzinach.
Chciałabym też pójść na grób siostry, więc sam rozumiesz.
- Rozumiem oczywiście i wcale się nie gniewam. Może dadzą się państwo
zaprosić na obiad lub kolację do mnie, a właściwie to już do nas. Jadzia
tak dobrze gotuje. Na pewno zrobi coś smacznego. – Spojrzał z ogniem w
oczach na ukochaną.
- Takiej prośbie nie odmówimy, ale może po weselu. Zostaniemy tu do
środy przyszłego tygodnia, to może we wtorek? – Alex uśmiechnął się
uszczęśliwiony.
- Trzymam państwa za słowo, ale we wtorek obiad i kolacja. Proponuję
włoskie klimaty. Proponuję coś z mojej ojczystej kuchni. Na pewno uda mi
się czymś państwa zaskoczyć.
- Dobrze. Zatem jesteśmy umówieni.
Szumielewiczowie siedzieli wraz z Józefem w kuchni przy jego słynnej nalewce i wspominali dawne czasy. Krysia westchnęła.
- Jak szkoda, że Magda nie dożyła tego ślubu. Ula była jej oczkiem w
głowie. W dodatku jest tak bardzo do niej podobna. Nie mówię tu o
fizycznym podobieństwie, bo pod tym względem my wszystkie jesteśmy
bardzo podobne, ale o charakterze. Jest zupełnie, jak ona. Chodząca
dobroć.
- Krysiu, przecież Jadzia jest taka sama. Ich narzeczeni zachwycili się
najpierw usposobieniem dziewczyn, ich łagodnością, spokojem i
szczerością, a potem urodą, choć muszę przyznać, że obie wypiękniały
bardzo. Marek mi nawet mówił, że najpierw zakochał się w Uli duszy, a
później w całej reszcie. – Powiedział Cieplak ze śmiechem.
- Musisz jednak przyznać Józek, że obie miały szczęście, bo poznały
bardzo atrakcyjnych przyszłych mężów, na stanowiskach i bardzo zaradnych
życiowo.
- Tak, to prawda, ale liczy się przede wszystkim charakter. Oni obaj,
jak twierdzą, pod wpływem swoich dziewczyn zmienili się bardzo i to na
korzyść. Wypijmy kochani za szczęście i powodzenie całej czwórki już
niedługo naszych dzieci.
Pshemko stał przed podestem z założonymi rękami i ciężko wzdychał.
- Wyglądasz cudownie. W ogóle nie widać, że jesteś w błogosławionym
stanie. Na jutro zamówiłem Bazylego. Jest w Warszawie i obiecał, że
doprowadzi twoje włosy do ładu. Nie możesz popsuć wrażenia byle jaką
fryzurą. Trzeba je ufarbować i nadać im blasku tak, jak wtedy,
pamiętasz? Tak się broniłaś. Płakałaś, kiedy ścinał ci włosy, a
późniejszy efekt był porażający. Sama to przyznałaś. – Zeszła z podestu i
uściskała go mocno.
- Dziękuję ci za wszystko Pshemko. Jesteś prawdziwym przyjacielem i
bardzo doceniam to, co robisz dla mnie. Czy Bazyli znalazłby trochę
czasu by i Jadzię ufarbować i ostrzyc? Ma za długie włosy z
rozdwajającymi się końcówkami. Jest taka zagoniona, że nie ma nawet
czasu, by pójść do fryzjera. Ona też chciałaby wyglądać ładnie na moim
weselu.
- Obiecuję ci, że go zapytam, ale jak go znam, na pewno nie odmówi.
- Dziękuję. Idę się teraz przebrać. Czy ktoś przywiezie suknię na Sienną? Nie chcę, żeby Marek zobaczył ją za wcześnie.
- Nie martw się. W sobotę osobiście ją przywiozę i pomogę ci się ubrać.
Uspokojona jego słowami, przebrała się i poszła do Jadzi. Powiedziała
jej, że jutro i ona przejdzie metamorfozę, więc niech nic nie planuje.
Wróciła do sekretariatu, gdzie czekał na nią zaniepokojony Marek.
- Ula, gdzie ty byłaś? Czekam i czekam.
- Byłam u Pshemko na przymiarce, a na co tak czekasz?
- Chciałem pójść do parku trochę uspokoić myśli. Nie ukrywam, że jestem zdenerwowany tym jutrzejszym dniem.
- Nie tylko ty. – Pogładziła go czule po policzku. – Ja też się denerwuję. Chodźmy. Odsapniemy trochę.
Dzień był piękny, ciepły i słoneczny. Mnóstwo dzieciarni wokół stawu
karmiło stadko kaczek. Oni szli objęci, zatopieni w swoich myślach,
zdając się nie słyszeć tych pełnych podekscytowania, dziecięcych
krzyków. Przyciągnął ją mocniej do siebie, całując jej ciepły policzek.
- Jutro spełni się moje marzenie kochanie. Po rozstaniu z Pauliną bardzo
pragnąłem się zakochać. Mówiłem nawet Sebastianowi, że chcę czuć motyle
w brzuchu i rozpaczliwie tęsknić, że chcę założyć rodzinę i mieć ciepły
dom. To wszystko się spełnia Ula. Dzięki tobie. – Popatrzyła w jego
pełne miłości oczy i uśmiechnęła się łagodnie.
- A ja zakochałam się w tobie i nawet nie śmiałam marzyć, że kiedyś
odwzajemnisz to uczucie. Byłeś z nieznanego mi świata. Świata pełnego
pięknych kobiet, przystojnych mężczyzn, ale też i zepsutego, bez żadnych
zahamowań i moralności. Nie wierzyłam, że mój świat i twój świat znajdą
kiedyś wspólny mianownik, ale tak właśnie się stało, a ja jestem
najszczęśliwszą kobietą na ziemi, bo mam ciebie i kocham cię nad życie.
- Jesteś dla mnie wszystkim tak, jak i ta maleńka istotka, która rośnie
pod twoim sercem. Nie liczy się nikt więcej. Nadałaś sens mojemu
istnieniu. Bardzo was kocham.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz