Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Symfonia miłości" - rozdział 2

17 marzec 2012
ROZDZIAŁ II


Sebastian Olszański stanowił integralną część Marka Dobrzańskiego. Przyjaźnili się od niepamiętnych czasów, a wspólne imprezy w nocnych klubach jeszcze mocniej zacieśniły te więzy. Wiedzieli o sobie niemal wszystko i byli wobec siebie bardzo lojalni. Po skończeniu studiów Olszański nie miał problemu, jak inni ze znalezieniem pracy. Było oczywiste, że zacznie pracować w firmie ojca swojego najlepszego przyjaciela. Pełnił w niej funkcję dyrektora HR. Praca bardzo mu odpowiadała, a najważniejsze było w niej to, że nie musiał przemęczać się za bardzo. Miał od tego ludzi. Siedział właśnie przy biurku rozgrywając z komputerem kolejny poziom gry strategicznej, gdy rozdzwoniła się jego komórka. Zły, że przerwano mu w tak kluczowym momencie zerknął na wyświetlacz. Uśmiechnął się i odebrał natychmiast.
- No stary, gdzie ty się podziewasz? Sytuacja w firmie napięta, bo wszyscy myśleli, że pojawisz się dzisiaj w pracy. Miałeś podobno wrócić wczoraj wieczorem?
- Cześć Seba. – Powiedział słabym głosem. – Miałem wczoraj nieprzyjemną przygodę. Nawalił mi samochód i szedłem parę kilometrów w tej zawiei i prawie zamarzłem. Na szczęście dotarłem do bardzo miłej rodziny, która zajęła się mną. Niestety przeziębiłem się i leżę w łóżku. Ojciec tej rodziny zadeklarował się, że przyholuje tu mój samochód i spróbuje go uruchomić, ale obawiam się, że nic nie wskóra, bo prawdopodobnie poszła skrzynia biegów. To wszystko przez tą pogodę.
- Zaskoczyłeś mnie. Paulina tu szaleje od rana. Bez przerwy mnie nachodzi i ciągle wypytuje, czy nie dzwoniłeś. Co mam jej powiedzieć?
- Słuchaj. Najlepiej powiedz jej, że dzwoniłem, ale nie ze swojego telefonu, tylko skorzystałem z uprzejmości tych ludzi, którzy mi pomogli. Nie mów jej gdzie jestem. Przekaż jej to, co powiedziałem ci na początku i uspokój, że zjawię się w domu góra za dwa dni, jak trochę mi przejdzie. Chciałbym, żebyś przyjechał tutaj po pracy. Jestem w Rysiowie, dwadzieścia kilometrów od Warszawy. Dokładny adres to Rysiów osiem, a rodzina nazywa się Cieplak. Uprzedzę ich o twojej wizycie, więc nie będą zaskoczeni. Aha. Zadzwoń do mojego ojca i powiedz, że dokumenty ze szwalni dostarczysz mu jutro. Ja nie mam ochoty rozmawiać ani z nim ani z Pauliną. Boli mnie gardło a przez to gadanie, jeszcze bardziej. To, co? Przyjedziesz?
- Oczywiście, że przyjadę. Urwę się trochę wcześniej i będę o siedemnastej. Do zobaczenia.
- Cześć. – Z ulgą rozłączył rozmowę i uśmiechnął się na widok wchodzącej do pokoju Uli.
- I jak? Załatwiłeś wszystko?
- Załatwiłem. Sebastian będzie tu o piątej po południu. – Pokiwała głową.
- Chcesz coś do picia? Może zjadłbyś coś jeszcze? A może potrzebujesz lekarza? Jeśli tak, to zamówię wizytę domową. – Pokręcił przecząco głową.
- Nie Ula. Czuję się już lepiej. Gardło mnie tylko boli i mam trochę kataru. Jeśli mogę cię o coś prosić, to o kawę. Od wczoraj marzę o filiżance kawy.
- Oczywiście. Zaraz zrobię a i ja się chętnie napiję. Natomiast na gardło i katar coś mam. – Sięgnęła po małą reklamówkę stojącą na stoliku.
- Tu jest syrop i tabletki do ssania, a tu krople do nosa i całe pudło chusteczek. Gdyby brakło, to mam ich cały zapas. – Nalała do plastikowej miarki syrop i podała mu. – Teraz zrobię kawę i zaraz ci przyniosę.
- Dziękuję Ula. Jesteś wspaniała. – Zauważył, jak jej twarz pokryła się rumieńcem pod wpływem jego słów.
- Nie przesadzaj. Nic takiego nie zrobiłam.
- Nawet nie wiesz, jak wiele zrobiłaś, a ja to bardzo doceniam. – Nie podjęła dalszej dyskusji.
- To ja pójdę po tą kawę. – Wycofała się z pokoju do kuchni.
Wydmuchał nos i szczelniej okrył się kołdrą. Czuł się tu wspaniale. Chyba w całym swoim dotychczasowym życiu nie zaznał tyle ciepła i zwyczajnej, ludzkiej troski. Przecież nie raz dopadało go przeziębienie, które musiał po prostu wyleżeć, ale Paulina nigdy, nawet w ułamku nie była tak opiekuńcza w stosunku do niego, jak ta obca zupełnie dziewczyna. Miał szczęście, że tu trafił. Jednak wczorajszy dzień nie był dla niego tak do końca pechowy. Westchnął. - Wspaniali ludzie. Uczynni, serdeczni, życzliwi i pomocni. Myślałem, że nie ma już takich. A Ula? Chyba nie ma więcej niż dwadzieścia pięć lat. Wydaje się taka nieśmiała i cudownie się rumieni. Nigdy nie poznałem kobiety, która rumieniłaby się w mojej obecności lub pod wpływem moich słów.
Weszła właśnie z dwiema filiżankami pachnącej kawy. Przysunęła taboret i postawiła jedną z nich przed nim.
- Proszę. Chcesz mleka albo cukru?
- Tak. Odrobinę jednego i drugiego. – Podała mu cukiernicę i dzbanuszek z mlekiem. Upił łyk i uśmiechnął się błogo.
- Ależ mi tego brakowało. Wspaniała kawa. – Popatrzył na nią zastanawiając się nad czymś.
- Mogę ci zadać osobiste pytanie? Jeśli nie będziesz chciała, nie musisz odpowiadać. – Kiwnęła głową.
- Pytaj.
- Pracujesz, uczysz się? Co robisz w życiu. – Uśmiechnęła się smutno.
- Ani jedno, ani drugie. W zeszłym roku skończyłam studia i od tamtego czasu usilnie szukam pracy. Myślałam nawet, że po tylu odmowach jedynym wyjściem będzie wyjazd za granicę. Przyjaciel mnie bardzo do tego namawia. Kończyliśmy te same studia i on też nie może znaleźć zatrudnienia. Sytuacja jest wręcz beznadziejna i w tym kraju chyba nie ma dla nas przyszłości. Szczerze powiedziawszy nie chciałabym opuścić rodziny. Wszystkie obowiązki przeszłyby na ojca a on nie jest zbyt zdrowy i nie wiem, czy by im podołał.
- A twoja mama? Nie mieszka z wami? – Spojrzał na nią i zauważył gromadzące się w jej oczach łzy. Zaniepokoił się.
- Ula powiedziałem coś nie tak? – Starła z policzków płynące krople.
- Nie… Zawsze tak reaguję na wspomnienie o niej. Ona nie żyje od sześciu lat. Zmarła zaraz po urodzeniu Beatki. Miała guza mózgu. Od tamtej pory ja zajmuję się dzieciakami. Tata nawet nie miał pojęcia, jak zająć się niemowlęciem. Ja zresztą też nie, ale szybko się uczyłam.
Patrzył na nią oniemiały. Nie spodziewał się takiego przebiegu rozmowy. Poczuł się niezręcznie.
- Przepraszam Ula… Nie wiedziałem…
- Nie przepraszaj. Skąd miałeś wiedzieć?
- Jesteś niezwykle dzielną osobą. Naprawdę cię podziwiam. Niejedna na twoim miejscu nie poradziłaby sobie. – Znowu się zarumieniła. – Jakie studia skończyłaś? – Zmienił temat nie chcąc narażać jej na kolejne zażenowanie.
- Skończyłam dwa kierunki, ekonomię i zarządzanie i marketing, podobnie jak Maciek. Jest moim najlepszym przyjacielem. Mieszkamy po sąsiedzku i znamy się od piaskownicy. Wiesz… Razem do podstawówki, potem do liceum i w końcu studia. Wspieramy się nawzajem.
- Jest twoim chłopakiem? – Wyrwało mu się nieopatrznie. Roześmiała się.
- No coś ty, Maciek? On jest, jak mój brat i tak go traktuję. Nigdy nawet bym nie pomyślała, że my moglibyśmy razem… Nie, nie mam chłopaka. Jak pewnie zauważyłeś, nie grzeszę urodą więc i potencjalni narzeczeni nie pchają się drzwiami i oknami.
- Ula, uroda nie jest najważniejsza i szybko przemija, a ty masz dobre, współczujące serce, a to ważniejsze od zewnętrznego piękna. – Westchnęła.
- Jesteś chyba jedynym mężczyzną, który tak uważa. Nie rozmawiajmy już o tym, dobrze?
- Dlaczego mając takie gruntowne wykształcenie nie możesz znaleźć pracy? Przecież jest wiele firm, które potrzebują wysoko wykwalifikowanej kadry.
- Być może masz rację. Jednak wszystkie rozmowy kwalifikacyjne były dla mnie pechowe. To chyba przez mój wygląd. Nieważne. Nie tracę jeszcze nadziei, że może w końcu uda mi się coś znaleźć. Nie przelewa się nam. Żyjemy z taty renty. Czasem on sam coś dorobi naprawiając jakiś sprzęt, czasem Jasiek i jakoś to jest. Tak, czy owak nasze życie jest bardzo skromne. Ale staramy się nie narzekać.
- Podziwiam was bardzo, – wyszeptał – ja nigdy nie zaznałem biedy. Jestem jedynakiem. Mama rozpieszczała mnie, ale ojciec traktował zawsze surowo i był bardzo wymagający. To się nie zmieniło. Nadal taki jest. Ma trudny charakter i nigdy nie usłyszałem od niego, że jest ze mnie dumny, choć czasami wychodzę ze skóry, żeby go zadowolić. Ma w sobie coś z malkontenta, a ja chyba nigdy nie będę w stanie sprostać jego oczekiwaniom. – Zwiesił głowę.
- To smutne. – Powiedziała cicho. – Rodzice powinni wspierać swoje dzieci, nawet wtedy, gdy popełniają błędy. Powinni wybaczyć i wskazać właściwą drogę. – Roześmiał się gorzko.
- To zupełnie nie w stylu mojego ojca. Owszem potrafi pochwalić, ale robi to najczęściej nie w stosunku do mnie, lecz w stosunku do Alexa Febo, który jest w firmie dyrektorem finansowym. Wychowywaliśmy się razem, bo on i jego siostra Paulina wcześnie stracili rodziców, którzy byli współzałożycielami Febo & Dobrzański, a moi rodzice zadeklarowali pomoc i opiekę nieletnim wtedy Febo. Alex zawsze był tym lepszym i ojciec wyraźnie daje mi to odczuć do dziś. To bardzo przykre dla mnie, że nie potrafi mi tak do końca zaufać, przecież jestem jego jedynym, rodzonym synem.
- Tak… Nie zazdroszczę ci. To bardzo niekomfortowa sytuacja. Teraz ja chciałabym ci zadać osobiste pytanie. Mogę?
- Pewnie. Pytaj.
- Kiedy leżałeś w gorączce, majaczyłeś. Wymieniłeś wtedy imię „Paulina” i powiedziałeś, że nie chcesz, że nie kochasz jej. Czy ona jest dla ciebie kimś bliskim?
- Cóż mogę powiedzieć… Kiedyś była. Nadal jest moją oficjalną dziewczyną, ale nasze wzajemne stosunki zmieniły się diametralnie od jakichś dwóch lat. Rzeczywiście nie kocham jej i podejrzewam, że ona mnie też nie. Właściwie to mam nawet pewność. Chyba drażnię ją w jakiś sposób, podobnie jak ona mnie. Prawdę powiedziawszy męczymy się oboje w tym związku i żadne nie ma w sobie na tyle odwagi, żeby go zakończyć. Nazwałbym to związkiem biznesowym, bo chodzi tu głównie o wspólną firmę i naciski rodziców, którzy upatrują w Paulinie materiał na swoją przyszłą synową. Ja jednak nigdy jej się nie oświadczę. Nie mógłbym budować z nią wspólnego życia. Ona nie ma dobrego charakteru i często traktuje mnie gorzej niż psa. Właściwie przez te wszystkie lata niewiele miałem do powiedzenia, bo to ona zawsze decydowała o wszystkim. Ma wprawdzie powody, by mi nie ufać, ale te wolałbym przemilczeć. Ciężkie miałem z nią życie i od jakiegoś czasu usilnie myślę, jak się z tego wyplątać. Zupełnie nie wiem, co mam robić. – Dokończył rozkładając bezradnie ręce.
Słuchała go z wielką uwagą i współczuła mu bardzo. Nie wyobrażała sobie, jak można być tyle lat z kimś, kogo się nie kocha. Ona nie potrafiłaby funkcjonować w takim zakłamaniu. Chyba jest na to zbyt uczciwa. – Westchnęła ciężko.
- Nie zazdroszczę ci. Jesteś naprawdę w trudnej sytuacji. Ja jednak będąc na twoim miejscu porozmawiałabym z nią uczciwie i wyjaśniła wszystko. Może udałoby się ją przekonać, że trwanie w tym chorym układzie nie przyniesie wam szczęścia. Nie wierzę, że ona nie marzy o prawdziwej, wielkiej miłości. Każda kobieta tego pragnie i myślę, że ona nie jest tu wyjątkiem. Musisz z nią o tym porozmawiać, bo taka oczyszczająca rozmowa potrafi zdziałać cuda. Bez tego nadal będziecie się ranić nawzajem zupełnie niepotrzebnie.
Słuchał tego, co mówiła z niekłamanym podziwem. Była tak przekonująca, że sam uwierzył w skuteczność takiej rozmowy.
- Jesteś niesamowita Ula. Skąd w tobie tyle życiowej mądrości? – Spuściła skromnie wzrok.
- To życie Marek. Życie uczy nas, jak czerpać wiedzę i wyciągać właściwe wnioski, by nie powielać więcej, popełnionych wcześniej błędów. Na nich się uczymy, ale też staramy się ich unikać w przyszłości. Popełniłeś błąd wiążąc się z kimś, kogo nie kochasz. Czas naprawić ten błąd. – Zerknęła na stojący na komódce budzik.
- Muszę zabrać się za obiad. Ojciec z Maćkiem powinni być lada chwila, a i dzieciaki niedługo wrócą ze szkoły. Zostawię cię teraz samego. Może chcesz poczytać jakąś książkę, lub gazety? – Pokręcił głową.
- Nie Ula. Spróbuję trochę pospać. Słaby jeszcze jestem, a podobno sen, to najlepsze lekarstwo.
- No, jak wolisz. Zamknę drzwi, żeby nie przeszkadzał ci hałas. Obudzę cię na obiad.

Kręciła się po kuchni jak fryga. Nie miała wprawdzie konceptu, co do dzisiejszego obiadu, ale przypomniała sobie, że ma w lodówce mięso na gulasz. – Zrobię im placki po węgiersku. – Postanowiła. W tempie ekspresowym naobierała całą górę ziemniaków i zabrała się za ich ucieranie. Odnotowała jakiś ruch w przedpokoju i po chwili ujrzała swojego ojca wchodzącego do kuchni a za nim idącego Maćka.
- Jesteście. Znaleźliście samochód?
- Znaleźliśmy. – Józef rozcierał zmarznięte dłonie i policzki. – Zmarzliśmy porządnie, bo musieliśmy go odśnieżyć. Był zasypany aż po dach. Maciek wziął go na hol. Chyba nic nie zrobimy. Poszła skrzynia biegów. Tu nawet nie ma co marzyć o dostaniu oryginalnej. Marek będzie musiał to załatwić w Warszawie.
- Na razie mu nie mów, bo właśnie zasnął. Słaby jest jeszcze po tej nocy. Gorączka dała mu popalić. Za pół godziny będzie obiad i wtedy go obudzę. Maciuś zjesz z nami?
- A co masz? Pierogi? – Roześmiała się.
- Jeszcze nie masz ich dość?
- Twoich pierogów? Nigdy w życiu. Mógłbym je jeść tonami.
- Dzisiaj będą placki po węgiersku. Skusisz się? Zaraz będę smażyć.
- Mmm… to kolejna rzecz, jaką uwielbiam i chętnie skorzystam. Może ci pomóc?
- Nie Maciek, usiądź przy stole i opowiadaj, jak poszły te dwie rozmowy kwalifikacyjne. Udało się?
- Ula w cuda wierzysz? Powiedzieli, że oddzwonią, ale ja w to przestałem już wierzyć. Mówię ci Londyn to jedyna szansa dla nas.
- Chciałabym mieć twoją pewność. – Mruknęła wykładając na talerz usmażoną porcję placków. Właśnie wróciły dzieciaki. Jasiek pomógł małej Betti ściągnąć ciężkie, zimowe ubranie. Nałożywszy kapcie weszli do kuchni. Ula uśmiechnęła się widząc ich zaczerwienione od mrozu buzie.
- Zaraz będzie obiad. Umyjcie ręce. Jasiu, przynieś twój szlafrok. Przyda się Markowi, bo chyba będzie miał na tyle siły, by zjeść z nami przy stole. - Brat kiwnął głową i popędził na górę. Po chwili wrócił.
- Siadajcie. Tato nalejesz herbaty? Jest gorąca w dzbanku. Ja idę obudzić Marka.
Wsunęła się do pokoju zauważając, że śpi i pochrapuje cicho. Uśmiechnęła się. Podeszła i delikatnie potrząsnęła go za ramię.
- Marek. Marek. Obudź się, obiad na stole. – Otworzył wolno powieki i oddał uśmiech.
- Już? Tak szybko?
- Wcale nie szybko. Spałeś dwie godziny.
- Chrapałem? – Roześmiała się widząc jego strapioną minę.
- Nie, nie chrapałeś. Ty nie chrapiesz przecież. Ja w każdym razie nie słyszałam. Tu masz szlafrok. Zjesz z nami w kuchni, dobrze? Chyba masz na tyle siły, żeby przejść ten kawałek?
- Na pewno dam radę, dzięki tobie. – Wygramolił się z łóżka i narzucił na siebie okrycie. Wolnym krokiem na jeszcze trzęsących się nieco nogach poszedł za Ulą do kuchni. Przywitał się ze wszystkimi ogólnym „Dzień dobry”.
- Marek, to jest mój przyjaciel Maciek Szymczyk, o którym ci opowiadałam. – Marek uścisnął mu dłoń.
- Witam panie Maćku, a może Maćku? Możemy mówić sobie po imieniu? – Maciek odwzajemnił uścisk dłoni i uśmiechnął się.
- Jak najbardziej. Niedawno przyholowaliśmy twój samochód. Nie damy rady z nim nic zrobić. Trzeba kupić nową skrzynię biegów, bo ta rozleciała się doszczętnie.
- Tak właśnie myślałem. Jak tylko wrócę do Warszawy zaraz to załatwię. Bez samochodu, jak bez ręki.
Ula rozłożyła talerze a na środku postawiła wazę z gulaszem i talerz z imponującą stertą upieczonych placków.
- Proszę kochani częstujcie się. Mam nadzieję Marek, że będzie ci smakować.
Rozchylił usta we wdzięcznym uśmiechu.
- Na pewno. Pięknie pachnie i smakowicie wygląda.
Pałaszowali w milczeniu te specjały. Na twarzy Marka odmalował się wyraz błogości. Już dawno nie jadł nic równie dobrego.
- Ula, to jest pyszne i rozpływa się w ustach. – Znowu pokraśniała od tych komplementów.
- Cieszę się, że ci smakuje. Dołóż sobie. Nie krępuj się. Gulaszu jest dość a placków dosmażę, jeśli braknie.
Nie musiała go dwa razy prosić. Potrawa była pyszna, więc nie żałował sobie. Najadł się jak bąk.
- Bardzo dobrze gotujesz Ula. – Pochwalił ją.
- Bardzo dobrze? – Odezwał się Maciek.- Ona gotuje świetnie. Najlepiej jej wychodzą pierogi i żeberka w miodzie. A naleśniki i jajecznica, to prawdziwa rozkosz dla podniebienia. – Marek roześmiał się na widok rozanielonej miny Szymczyka.
- Jajecznicę jadłem rano i potwierdzam, że była znakomita, a może i trafi się okazja na spróbowanie pierogów.
- Panie Józefie. – Zwrócił się do ojca rodziny. – O siedemnastej przyjedzie tu mój przyjaciel, który pracuje razem ze mną w firmie. Nie ma pan nic przeciwko temu? Ja muszę mu dać pewne ważne dokumenty, które zawiezie mojemu ojcu.
- Oczywiście, że nie mam. I przyjaciela chętnie poznamy. Nieczęsto miewamy tylu gości, a bardzo lubimy ich przyjmować. Im więcej ludzi tym weselej, prawda? – Marek spojrzał na niego z wdzięcznością.
- Jestem bardzo panu zobowiązany, za wszystko i za wszystko serdecznie dziękuję. Proszę mi mówić po imieniu. Poczułbym się lepiej, nie tak oficjalnie. – Cieplak roześmiał się.
- Skoro tak wolisz, to bardzo chętnie.
- Ja też mogę ci mówić po imieniu? – Odezwała się milcząca, jak dotąd Beatka. Pogłaskał ją po główce.
- Naturalnie kochanie i ty i Jaś możecie śmiało się tak do mnie zwracać.

Punktualnie o siedemnastej zjawił się Olszański. Przedstawił się domownikom i po chwili Ula zaprowadziła go do Marka. Uścisnęli sobie dłonie.
- Ale cię wzięło stary. – Sebastian już dawno nie widział przyjaciela w takim stanie.
- Seba, gdyby nie pomoc tej wspaniałej istoty – wskazał na Ulę – i jej cudownej rodziny, zamarzłbym na śmierć. Ledwie dowlokłem się do ich domu i zemdlałem w drzwiach. Brak mi słów, żeby wyrazić jak bardzo im jestem wdzięczny. Zajęli się mną z tak rzadko spotykaną troską, że nigdy nie zdołam im spłacić tego długu.
- Marek… Proszę cię… To naprawdę nic takiego. Rozmawialiśmy już o tym. – Znowu na jej policzki wypłynęły rumieńce. Opanowała się jednak szybko i zwróciła do Sebastiana.
- To ja zrobię panu kawy. A może jest pan głodny? Jedzie pan zapewne prosto z pracy. Ma pan ochotę na placki po węgiersku?
- Skuś się Seba. Są wyśmienite. – Zachwalał Marek.
- Skosztuję bardzo chętnie, jeśli to nie kłopot.
- Najmniejszy. Zaraz podam. – Wyszła z pokoju. Sebastian przysiadł na krześle obok leżącego Marka.
- Nie spodziewałem się takiej gościnności. Wspaniała osoba. Nie jest zbyt ładna, ale ma kawał porządnego charakteru. – Marek pokiwał głową.
- Żebyś wiedział. Ja nigdy nie spotkałem nikogo nawet w ułamku podobnego do niej. Ma dobre, współczujące serce. Czy wiesz, że czuwała przy mnie całą noc, bo rzucałem się w gorączce? Poiła ciepłą herbatą i podawała leki. Tylko dzięki niej nie skończyło się to zapaleniem płuc, albo czymś gorszym. Tacy bezinteresowni ludzie to prawdziwa rzadkość. Cała rodzina jest taka.
- Miałeś szczęście. Bardzo dużo szczęścia. Nie wiem tylko, jak potraktuje cię Paulina po twoim powrocie. Już teraz jest jedną, wielką, chodzącą furią. Jest wściekła, że zadzwoniłeś do mnie a nie do niej.
- Nie martw się. Miałem dużo czasu na przemyślenia i już wiem, co mam zrobić. Nie będę tego dłużej ciągnął. Po moim powrocie rozstanę się z nią. – Olszański był zdumiony.
- Jesteś tego pewien?
- Jak mało czego na świecie. Już nie mogę z nią dłużej być. To nie na moje nerwy. Jej humory i wieczne kłótnie wykańczają mnie. Nie dam rady tego ciągnąć. To ponad moje siły.
- W takim razie powodzenia stary. Będę trzymał za ciebie kciuki.
Weszła Ula stawiając przed Sebą talerz z gorącym daniem i kubek z kawą.
- Proszę jeść, smacznego. Zostawię was, na pewno macie sobie dużo do powiedzenia. – Marek spojrzał ciepło w jej oczy i powiedział cicho.
- Dziękuję Ula.
Po jej wyjściu wyciągnął dokumenty z teczki.
- Ty jedz spokojnie a ja będę gadał. Tu masz wszystkie umowy z jedenastu szwalni. Wszystkie są podpisane, opieczętowane i ostateczne. Załatwiłem to tak, jak życzył sobie ojciec. Jutro rano pójdziesz do niego i oddasz mu je. Tu masz jeszcze raporty o stanie zatrudnienia i wyciągi z zarobków wszystkich pracowników. Tego będzie potrzebował do bilansu. Powiedz mu też, że do wszystkich dotarły dostawy materiałów i już ruszyły z kopyta z szyciem. Za tydzień przyślą raport o postępach prac. To chyba wszystko. Chciałbym jeszcze, żebyś przyjechał tu pojutrze do południa. Urwiesz się z pracy. Musisz mnie zaholować do serwisu. Trzeba wymienić skrzynię biegów. Myślę, że do pojutrza nabiorę tyle sił, żeby móc wrócić do Warszawy. Zapamiętałeś wszystko?
Sebastian kiwnął głową przełykając ostatnie kęsy.
- Miałeś rację. To było znakomite. Ma dziewczyna talent. Świetnie gotuje. Kawa też pyszna. Taka, jak lubię. Będę się zbierał. – Otworzył drzwi od pokoju i zawołał.
- Pani Urszulo, mogę panią prosić na chwilkę? – Uśmiechnięta weszła do pokoju.
Olszański ucałował jej dłoń.
- Bardzo pani dziękuję za to wspaniałe danie. Bardzo mi smakowało. Dziękuję też za kawę. Będę
już jechał. Przyjadę pojutrze do południa. Tak ustaliliśmy z Markiem. Trzeba zaholować samochód do Warszawy. Było mi bardzo miło panią poznać i byłbym wdzięczny, jeśli zgodziłaby się pani, abyśmy mówili sobie po imieniu.
- Będzie mi bardzo miło Sebastian. – Odpowiedziała. Olszański ukłonił się i jeszcze raz ucałował jej dłoń.
- Mnie również Ula. – Uścisnął rękę Markowi. – W takim razie do pojutrza. Zdrowiej szybko. Jesteś potrzebny w firmie.
- Dzięki Seba, że przyjechałeś. Załatw wszystko jutro tak, jak mówiliśmy.
- Nie martw się. Załatwię.

Wieczorem, po kolacji Ula weszła do pokoju dzierżąc w dłoniach świeżą zmianę pościeli i czystą piżamę. Położyła rzeczy na krześle i przysiadła na skraju łóżka.
- Marek. Proponuję ci ciepły prysznic. Nie masz już gorączki i na pewno z chęcią spłuczesz wspomnienie o niej. Tu masz czystą piżamę, bo ta już jest nieświeża. Przebiorę ci też pościel, żeby przyjemnie ci się spało. Masz trochę chrypy, więc wypłuczesz jeszcze gardło septosanem. To ziołowy lek odkażający. Na pewno nie zaszkodzi. To, co? Idziesz do łazienki? – Ujął jej dłonie i ucałował obie. Spojrzał jej głęboko w oczy. Poczuł, jak zadrżała.
- Ula. – Rzekł przepełnionym wzruszeniem głosem. - Nikt nigdy nie dbał o mnie tak jak ty. Jesteś aniołem w ludzkiej skórze. Masz w sobie nieprzebrane pokłady dobra i współczujące, wrażliwe serce. Jestem szczęśliwy, że los pokierował moimi krokami właśnie tutaj. Nigdy nie zapomnę, ile ci zawdzięczam. – Ponownie pochylił się do jej rąk. Bezwiednie wysunęła jedną z nich i pogłaskała go po głowie.
- Nie znam świata, w którym żyjesz, ale jeśli nie ma w nim współczucia, dobra i zwykłej ludzkiej życzliwości, to bardzo ubogi ten świat. Mój, jak widzisz jest prosty i skromny, ale wzbogacony miłością bliskich. To ona trzyma nas wszystkich razem i pomaga przetrwać gorsze momenty. Dla
mnie pomoc jest zwyczajnym odruchem. Nie silę się na nią, ani do niej nie zmuszam. Robię to spontanicznie, bo uważam za rzecz zupełnie normalną. Nie oczekuję wdzięczności, bo pomoc, jaką oferuję, jest bezinteresowna. Nie czuj się więc w żaden sposób zobowiązany, bo ja na to nie czekam. Cieszę się, że pomogliśmy ci wyzdrowieć. To dla nas największa nagroda.
Jej spokojny, przepojony ciepłem i kojący głos i to, co powiedziała, poruszył jego najwrażliwsze struny. Kiedy podniósł głowę, zobaczyła w jego oczach łzy.
- Jesteś najlepszą osobą, jaką znam. Jedynym aniołem, jakiego znam. Bardzo cenię sobie tę znajomość i nie chcę, aby wraz z moim opuszczeniem tego domu ona miała się zakończyć. – Popatrzyła na niego nieśmiało.
- Zawsze możesz tu przyjechać, kiedy tylko będziesz czuł taką potrzebę. Jesteś tu mile widzianym gościem. – Uspokojony takim zapewnieniem uśmiechnął się do niej przez łzy.
- Dziękuję ci Ula. Na pewno skorzystam, bo pokochałem rozmowy z tobą. A teraz idę pod prysznic. – Zabrał piżamę i powędrował do łazienki.


Shabii (gość) 2012.03.17 13:05
Małgosiu pięknie wygląda pomarańczowy kolor.
Ładnie komponuje się z wyglądem bloga (szablon i tło) :) :*
A opowiadanie, wiesz, że ubóstwiam ;*:*
miki (gość) 2012.03.17 14:22
opowiadanie cudne,czekam na kolejne części.
MalgorzataSz1 2012.03.17 15:05
Shabii.
Dziękuję. Mam nadzieję, że zmiana koloru czcionki pomoże również w zorientowaniu się, że każde opowiadanie ma inną barwę.

Miki.
Cieszę się, że śledzisz moje opowiadania. Na kolejne części nie każę czekać za długo i być może jeszcze dzisiaj wkleję następne rozdziały.

Obie serdecznie pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz