Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Symfonia miłości" - rozdział 21 ostatni

21 marzec 2012  
Rozdział XXI
(ostatni)



Znowu zima. Marek przyglądał się smętnie wirującym za oknem płatkom śniegu. Wzdrygnął się na samą myśl. Ta surowa pora roku nadal wywoływała w nim smutne wspomnienia. Dopatrywał się też wprawdzie i tych pozytywnych. Gdyby nie zima nie poznałby Uli. Właśnie, Ula. Złapał za telefon. Od paru dni siedziała w domu. Przeziębiła się a on nie chciał, by wychodziła na powietrze z katarem i kaszlem, to mogłoby się odbić na dzieciach. Wybrał numer.
- Cześć skarbie, jak się czujesz?
- Już trochę lepiej. Mama tu jest i wlewa we mnie litry herbaty z cytryną i miodem. Przy takiej opiekunce na pewno szybko wyzdrowieję.
- Mierzyłaś temperaturę?
- Mierzyłam. Już nie mam. Aspiryna zadziałała.
- Dasz mi mamę na chwilę?
- Cześć synku. Nic się nie martw. Jestem tu i pilnuję, żeby nie wychodziła z łóżka. Dzisiaj ja wam ugotuję obiad nie będziecie musieli zamawiać. Zrobię rosół, to powinno ją wzmocnić.
- Dziękuję mamo i proszę cię uważaj na nią. – Ula uśmiechnęła się do Heleny słysząc ostatnie słowa Marka.
- Marek, nie przejmuj się. Przecież nic mi nie grozi, a mama czuwa. Pracuj spokojnie, my czekamy na ciebie.
- Do zobaczenia kotku. – Rozłączył rozmowę, usiadł za biurkiem i zajął się dokumentami. Usłyszał pukanie do drzwi i po chwili zobaczył wchodzącego Alexa. Wyglądał jakoś dziwnie. Niedowierzanie na jego twarzy mieszało się z radością.
- Coś ty taki podekscytowany? – Alex usiadł na kanapę zakładając nogę na nogę.
- Nie uwierzysz… – Marek przyjrzał mu się badawczo.
- Co? Jadzia jest w ciąży? – Wypalił. Alexa zatkało.
- A ty skąd o tym wiesz? – Spytał bezgranicznie zdumiony. Marek parsknął śmiechem.
- Jednak trafiłem. Nie wiedziałem. Tak sobie strzeliłem i trafiłem. Zresztą przecież ja też miałem podobną minę, jak dowiedziałem się, że Ula jest w ciąży.
- Była Jadzia u lekarza? Robiła USG?
- Robiła i wyobraź sobie, że u nas też będą bliźnięta. – Roześmiany Marek wstał od biurka i uściskał Alexa.
- Gratuluję bracie. Widzę, że to tobą wstrząsnęło. Napijemy się po koniaczku, by uspokoić emocje. Jak powiem Uli, to nie uwierzy. Boże, one nawet pod tym względem są podobne. Nie do wiary. – Pokręcił głową.
- Zachowacie tajemnicę? Nie chciałbym, żeby Szumielewiczowie dowiedzieli się o tym przed ślubem. Wolę im powiedzieć już po.
- Nie martw się Alex, potrafimy trzymać język za zębami. Nikt się nie dowie. Swoją drogą to zadziwiające. Idziemy łeb w łeb. Mamy podobne kobiety i teraz jeszcze po parze bliźniaków.
- Jestem szczęśliwy Marek. Niewyobrażalnie szczęśliwy. Jeszcze na początku roku nie wyobrażałem sobie nawet takiej sytuacji, że będę miał żonę i dwójkę dzieci. – Marek spojrzał na niego poważnie.
- To nagroda Alex. Podarunek od losu za twoje cierpienie, samotność i rozpacz. Zasłużyłeś, bo zmieniłeś się bardzo i to na lepsze. Naprawdę gratuluję ci ze szczerego serca.

W święta odbył się ślub Alexa i Jadzi. Był naprawdę wspaniały i zgromadził sporo gości. Szumielewiczowie zgodnie z obietnicą przyjechali jeszcze przed świętami i pomagali w przygotowaniach. Pshemko za namową Uli uszył Jadzi suknię. Była inna niż jej, ale równie piękna. Przyjechała Paulina z Lwem, swoim miesięcznym synkiem i jego opiekunką. Zatrzymali się u Dobrzańskich. Ona i Marek mieli być świadkami. Wszystko poszło szybko i sprawnie i po niecałej godzinie już składano młodym życzenia. Po nich Alex odciągnął Szumielewiczów na bok i przyznał im się do ciąży Jadzi. Gdy wyznał, że to będą podobnie jak u Uli bliźnięta, Krystyna rozpłakała się. Patrzył na nią skonsternowany nie domyślając się powodu tych łez. Kiedy uspokoiła się trochę, wyznała.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo zazdrościłam Uli tej podwójnej ciąży. Jestem taka szczęśliwa synku. – Uścisnęła go serdecznie.
- Więc nie macie mi za złe? – Odetchnął z ulgą.
- W żadnym razie. To dla nas świetna nowina i wielkie szczęście. Gratulujemy wam. Jadzia pewnie nie miała odwagi się do tego przyznać i wolała, żebyś to ty zrobił, prawda?
- No… tak. Sami wiecie, jaka jest nieśmiała. Chodźmy do niej. Zostawiłem ją samą.

Okryta futrem Ula wyszła na hotelowy taras. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza. Męczyła się trochę w tym stanie. Bliźniaki czasem dawały popalić, ale była szczęśliwa. Mocno kopały i przemieszczały się w środku szukając dogodnej pozycji. To był znak, że są silne i zdrowe. Pogładziła sporej wielkości brzuch.
- Ula? Wszystko w porządku? – Odwróciła się i zobaczyła nadchodzącą Paulinę.
- Tak, jak najbardziej. Trochę mi już trudno i męczę się częściej niż kiedyś.
- To minie, zobaczysz. Jak przyjdą na świat dzieci zapomnisz o wszelkich niedogodnościach. Jesteś szczęśliwa? – Ula uśmiechnęła się szeroko.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Marek jest wspaniałym mężem i będzie idealnym ojcem.
- Aż nie wierzę, że to mówisz. Czy wiesz, że podczas naszego rozstania zarzuciłam mu, że nie jest materiałem na męża? Zmieniłaś go i to na korzyść, podobnie, jak Alexa. Mówił, ile ci zawdzięcza. Nawet nie wiesz, jak ucieszył mnie kiedyś jego telefon. To było w tym samym dniu, w którym się zaręczył. Nie poznałam własnego brata. Dawno nie słyszałam takiej radości w jego głosie. On naprawdę bardzo kocha Jadzię i jeszcze teraz ta podwójna ciąża. Wreszcie jest szczęśliwy. Kiedy masz rozwiązanie?
- W połowie marca. Przynajmniej taką mam nadzieję. Jadzia urodzi w sierpniu. Helena się bardzo cieszy. Mówi, że nie spodziewała się, że w tak krótkim czasie zostanie babcią piątki dzieci. – Paulina uśmiechnęła się.
- Tak. Szaleje. Nawet nie chciała słyszeć, żebyśmy zatrzymali się gdzieś indziej i zaproponowała swój dom.
- Przecież jesteście niemal jej dziećmi i ty i Alex, więc nic dziwnego, że czuje się babcią twojego synka.
- Tak… masz rację.
- A co wy tu robicie? Przecież zamarzniecie na śmierć. – Marek podszedł do nich i spojrzał karcąco na Ulę.
- Ula. Nie powinnaś się tak wietrzyć. Niedawno byłaś przeziębiona. To naprawdę nieodpowiedzialne. – Przytuliła się do niego.
- Nie gniewaj się, ale zrobiło mi się duszno i nasze szkraby zaczęły rozrabiać. Musiałam zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
- Chodźcie, wracamy. Lew też cię szuka Paula.

Była zmęczona. Marek popatrzył na jej poszarzałą buzię i zadecydował, że pojadą do domu. Podszedł do Józefa.
- Tato, Ula jest bardzo zmęczona, chce już wracać, a wy?
- My też. Właśnie miałem ci mówić. Betti zasypia na stojąco. Naprawdę nie zrobimy kłopotu, jak zwalimy wam się na głowę?
- Tato, rozmawialiśmy już o tym. To żaden kłopot a nam będzie miło was gościć. Powrót do Rysiowa jest bez sensu. To przecież kawał drogi. Jutro po południu was odwiozę.
- No dobrze. Pożegnamy się jeszcze ze wszystkimi i możemy jechać.
Podziękowali Alexowi i Jadzi za wspaniałą zabawę i tłumacząc, że Ula jest zmęczona, wsiedli do zamówionej taksówki i pojechali na Sienną.
Beatka zasnęła tuląc się do kolan ojca. Marek wziął ją na ręce prosząc Ulę, by otworzyła drzwi. Wszyscy byli bardzo znużeni, więc bez zwłoki pokładli się spać.

Nie miała siły już pracować. Ta ciąża dawała jej się we znaki. Bardzo spuchły jej nogi. Lekarz twierdził, że to przez ucisk płodów na nerki. Miała wielki brzuch i poruszała się niezdarnie. Dostała zwolnienie lekarskie aż do rozwiązania, a Marek musiał polegać tylko na jednym swoim asystencie. Alex pomagał, jak mógł. Widział, że Marek nie może sobie znaleźć miejsca myśląc ciągle, co z Ulą. Zaproponował, że przejmie część jego obowiązków.
- Zgódź się. Przecież widzę, jak się miotasz. Weź pół etatu albo przyjeżdżaj tylko wtedy, jak będziesz potrzebny. Jej przydasz się bardziej, przynajmniej będzie czuła, że ją wspierasz. Jak Jadzia będzie rodzić to zamienimy się rolami.
Był mu naprawdę wdzięczny. Poród się zbliżał wielkimi krokami a on nie darowałby sobie, gdyby nie było go przy niej.
- Dziękuję Alex. Jesteś prawdziwym przyjacielem. Masz rację stresuję się i bardzo boję. Nie o siebie, ale o nią, jak ona to zniesie.
- Będzie dobrze. Zobaczysz, ani się obejrzysz a twoje maluchy będą już na świecie.
Został więc w domu. Był pełen podziwu dla niej. Nigdy się nie skarżyła i bardzo dzielnie znosiła swój stan, choć ogromny brzuch i spuchnięte nogi sprawiały duży dyskomfort. Przygotowała do niewielkiej torby wszystko, czego mogła potrzebować w szpitalu. Teraz tylko czekała.
Obudziła się pewnej marcowej nocy czując pod udami wilgoć. Zapaliła nocną lampkę i zrozumiała. Odeszły ją wody. Potrząsnęła delikatnie za ramię śpiącego Marka.
- Marek… Marek… Obudź się.
- Co się dzieje? Która godzina?
- Trzecia nad ranem.
- To czemu nie śpisz?
- Zaczęło się Marek. Wody mi odeszły. – Powiedziała spokojnie. – Musisz zawieźć mnie do szpitala. – Zerwał się jak oparzony.
- To już? – Jego oczy były ogromne i pełne paniki.
- Marek, spokojnie. Pomóż mi i zaprowadź do łazienki. Potem się ubiorę i pojedziemy. Torba jest w garderobie w przedpokoju.
Jej głos spowodował, że się opanował. Przecież dokładnie wiedział, co należy zrobić. To był tylko pierwszy paniczny odruch. Pomógł jej się wykąpać i przebrać. Powoli dotarli do samochodu. Umieścił ją wygodnie i zapiął pas. Podczas drogi poczuła pierwsze bolesne skurcze. Zwinęła się z bólu nie mogąc złapać oddechu.
- Oddychaj kochanie, oddychaj… Zaraz dojedziemy.
Nie dała rady iść. Miała skurcz za skurczem. Wniósł ją na rękach na izbę przyjęć i posadził w wózku inwalidzkim. Narobił trochę szumu i zaraz zjawiły się pielęgniarki i lekarz. Zabrano ją na porodówkę a jemu kazano czekać. Zszedł jeszcze do samochodu po torbę Uli. Kiedy wrócił i usiadł w pustym korytarzu poczuł się opuszczony. Panowała taka dojmująca cisza. Sądził, że będzie słyszał jej krzyk, a tu nic absolutnie nic. Chciał zadzwonić do rodziców, ale uzmysłowił sobie, że wyrwanie ich ze snu o tej porze nie było dobrym pomysłem. Przyszedł mu do głowy jeszcze Alex. On na pewno nie będzie miał mu za złe. Wybrał numer. Po dłuższej chwili usłyszał jego zaspany głos.
- Alex. Przepraszam, że cię obudziłem, ale jestem w szpitalu. Ula rodzi a ja tu jestem zupełnie sam. Potrzebuję wsparcia. Możesz przyjechać?
- Będziemy za jakieś pół godziny. Trzymaj się chłopie.
Znowu ta dzwoniąca w uszach cisza. – Co się dzieje? Dlaczego nie krzyczy? – Myśli kotłowały mu się w głowie.
Usłyszał szybkie kroki na korytarzu. Odwrócił głowę i odetchnął. To Alex z Jadzią. Przysiedli przy nim.
- I co, wiadomo już coś?
- Nic, kompletnie nic. Nie rozumiem, dlaczego nie słychać, jak krzyczy? Ból musi być okropny. Jak ona to wytrzymuje?
- Marek.- Jadzia pogładziła jego dłoń. – Ula jest bardzo wytrzymała. Na pewno zaciska zęby i ani jęknie. To nie w jej stylu wydzierać się na całe gardło. Woli cierpieć w milczeniu.
- Może masz rację? Tak bym chciał, żeby już było po wszystkim. Mam nadzieję, że nie będzie się męczyć zbyt długo. – Nagle zamarł.
- Słyszycie? Słyszycie to? – Zza drzwi dobiegło do nich kwilenie noworodka. Marek podniósł się z fotela, jakby miał zamiar wtargnąć na salę.
- Marek usiądź. Nie rób głupstw. Słyszymy płacz jednego dziecka. Musi urodzić się drugie. Na pewno ktoś zaraz wyjdzie i przekaże jakieś informacje. – Uspokajał go Alex. Jakby na potwierdzenie jego słów otworzyły się drzwi i wysunęła się z nich pielęgniarka.
- Który z panów to pan Dobrzański? – Spytała.
- To ja. – Uśmiechnęła się do niego.
- Gratulacje, ma pan ślicznego synka. Jaszcze trzeba troszkę poczekać na następne dziecko, ale nie potrwa to już długo.
- Dlaczego ona nie krzyczy? Zastanawiam się nad tym odkąd ją tu przywiozłem.
- Ma pan bardzo dzielną żonę. Znosi wszystko w milczeniu. Pierwszy raz zdarzyła nam się taka pacjentka. Wszyscy jesteśmy pełni podziwu. Muszę wracać. Pewnie niedługo oznajmię kolejną dobrą nowinę.
- Bardzo pani dziękuję. – Marek miał łzy w oczach. – Moja kochana, odważna, słodka dziewczynka. – Pomyślał z czułością.
- Słyszeliście? Mam syna! Ula bardzo chciała mieć synka. Ciekawe do kogo jest podobny i czy zdrowy. – Płakał i ściskał ich na przemian.
- Cieszymy się Marek. Bardzo. Ciekawe, czy drugie, to też będzie syn. Przeważnie tak jest, że bliźniacze ciąże kończą się urodzeniem dzieci tej samej płci, ale nie zawsze. – Jadzia usiadła i splotła dłonie na niewielkim jeszcze brzuszku. – My też podobnie, jak wy nie chcemy znać płci. Niech to będzie niespodzianka.
Ponownie otworzyły się drzwi i wyszła znajoma już im pielęgniarka. Marek podszedł do niej i wpił wzrok w jej oczy.
- I co?
- Spokojnie. Jest i drugie.
- Błagam niech pani nie trzyma mnie w niepewności.
- No dobrze. – Roześmiała się. - Gratuluję. Właśnie żona urodziła śliczną córeczkę.
- Naprawdę? Mam synka i córeczkę? Alex, Jadzia, słyszeliście? Mam syna i córkę. Czy są zdrowe? Jak Ula? – Zwrócił się do pielęgniarki.
- Są zdrowe. Dziesięć punktów w skali Apgar, a żona czuje się dobrze. Przewieziemy ją teraz na salę poporodową a dzieci na oddział noworodków. Za chwilę będzie pan mógł je zobaczyć. Proszę tu jeszcze chwilę zaczekać.
Wreszcie ją wywieźli. Marek przypadł do niej szepcząc gorączkowo.
- Dziękuję ci skarbie. Byłaś bardzo dzielna. Kocham cię i kocham nasze maleństwa. Za chwilę je zobaczę. Jest ze mną Alex i Jadzia. Oni też ci gratulują. – Była bardzo słaba. Uśmiechnęła się tylko do męża szepcząc.
- Jestem szczęśliwa kochanie, bardzo szczęśliwa.
Od pielęgniarki dowiedział się, na której sali będzie leżeć. Musiał jednak zaczekać na swoje pociechy. Wywieziono je w niewielkim wózeczku. Wyglądały, jak dwa kokonki opatulone w kocyki. Podeszli do nich, a Marek nie krył łez.
- Zobaczcie, jakie śliczne. – Powiedział wzruszony. - Mają czarne czuprynki, zupełnie jak moje włosy. – Stali jeszcze chwilę przyglądając się maleństwom, jednak nie za długo, bo musiały być odwiezione na salę noworodków. Z żalem patrzył za oddalającym się wózkiem. Otrząsnął się jednak.
- Zaczekacie jeszcze trochę? Chciałbym iść do Uli. Może i was wpuszczą. Chodźmy.
Wsunął się cicho do pokoju i przysiadł koło łóżka. Podniósł jej dłoń i ucałował. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego.
- Tak się cieszę, że już po wszystkim. Jestem bardzo słaba i bardzo śpiąca. Jedź do domu. Jesteś zmęczony. Prześpij się i wróć do mnie. Przeproś Alexa i Jadzię, ale nie mam siły rozmawiać. Może później, jak będę silniejsza.
- Mamy piękne dzieci kochanie. Widziałem je.
- Ja też. Są do ciebie podobne. Mają takie same włoski, jak ten chłopczyk na zdjęciu sprzed lat. Kocham cię. – Przysypiała. Wyszedł z pokoju i przeprosił w imieniu Uli przyjaciół.
- Ledwie rozmawiała. Jest słaba i zmęczona, a ja głupi. Z tego wszystkiego nawet nie zrobiłem zdjęcia maluchom.
- Ja zrobiłam. – Jadzia wyciągnęła telefon. – Zaraz ci prześlę. Na pewno chcesz pokazać rodzicom.
- Dziękuję Jadziu, że chociaż ty zachowałaś przytomność umysłu.
- Marek, dasz radę prowadzić, bo jeśli nie, podwieziemy cię.
- Dzięki Alex. Teraz dam radę już ze wszystkim. Jestem spokojny. Prześpię się trochę, coś zjem i wracam do Uli. Dziękuję wam za wsparcie. Nie wiem, jak bym to zniósł w samotności.
- Od tego są przyjaciele, prawda? – Alex poklepał go po ramieniu. – Trzymaj się chłopie i odezwij, jakbyś czegoś potrzebował.
- Jeszcze raz wielkie dzięki. Do zobaczenia.
Wsiadł do samochodu i zerknął na zegarek. Dochodziła dziewiąta. Postanowił pojechać do rodziców, ale najpierw zadzwoni do teścia. Wybrał numer i po chwili usłyszał dziarski głos Cieplaka.
- Cześć Marek, co tam?
- Cześć tato. Mam wspaniałą nowinę. Zostałeś dziadkiem. – Usłyszał jego radosny krzyk w słuchawce telefonu.
- Naprawdę! Kiedy urodziła i przede wszystkim czy dzieci są zdrowe!
- Urodziła dzisiaj nad ranem chłopczyka i dziewczynkę. Są zdrowe. Ula jest jeszcze słaba. Jak wychodziłem, spała. Jadę się tylko zdrzemnąć ze dwie godzinki i zaraz do niej wracam. Zajrzę też do rodziców. Muszą wiedzieć, że zostali dziadkami.
- Tak się cieszę synu, tak się cieszę. – Mówił wzruszony Józef. – Czy będzie ją można odwiedzić?
- To chyba bez sensu tato. Nie będą jej długo trzymać. Ona jest w dobrym stanie i dzieci też są zdrowe. Myślę, że za trzy, cztery dni będzie już w domu, wtedy przyjedziecie. Prześlę ci za chwilę zdjęcie maluchów, to będziesz mógł zobaczyć. Ucałuj Betti i uściskaj Jasia. Kończę i pozdrawiam was. Do zobaczenia.
Zanim ruszył z parkingu wysłał jeszcze zdjęcie na numer teścia a po chwili już pędził do domu rodziców.
Drzwi otworzyła mu Zosia informując, że rodzice są w salonie. Jego widok o tak wczesnej porze zaskoczył ich. Przywitał się z nimi i uroczyście oznajmił.
- Kochani, dzisiaj wielki dzień. Zostaliście dziadkami dwójki najpiękniejszych dzieci na świecie. Chłopca i dziewczynki. – Helena wydała z siebie okrzyk i rozpłakała się. W oczach ojca również dostrzegł łzy.
- Gratulujemy synku. Jesteśmy tacy szczęśliwi. Bardzo wymęczył ją poród?
- Ona jest bardzo dzielna mamo. Personel szpitalny był pełen podziwu dla niej. Ani raz nie krzyknęła, czy jęknęła. Zacisnęła zęby i rodziła w milczeniu. Sam zachodziłem w głowę, jak ona znosi ten ból.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś? Przyjechalibyśmy.
- Tato. Była trzecia w nocy. Ze szpitala zadzwoniłem do Alexa i on przyjechał wraz z Jadzią. Tak się martwiłem, że gdyby nie oni pewnie bym oszalał. Pokażę wam zdjęcie. – Wyciągnął telefon. – Zobaczcie, czy nie są piękne? Ula mówi, że podobne do mnie. Mają czarne włoski, ale oczy nie wiem jakie, bo miały zamknięte. Chcę jak najszybciej do nich wrócić, ale muszę się zdrzemnąć chociaż dwie godziny, bo nie dam rady.
- Nie jedź do domu. Możesz przespać się tutaj. Masz tu jeszcze swoje ubrania, więc możesz się potem przebrać. Na pewno znajdzie się świeża koszula.
- Dzięki. W takim razie idę pod prysznic.

Obudziła się i poczuła ból w dole brzucha. No tak, przecież dopiero urodziła swoje dzieci, musi boleć. Sięgnęła do dzwonka, żeby przywołać pielęgniarkę. Po chwili weszła uśmiechając się do Uli.
- Dzień dobry pani Urszulo. Jak się pani czuje?
- Dobrze. Trochę mnie boli brzuch.
- To przejdzie. Zawsze jest taki dyskomfort po porodzie.
- Chciałabym zobaczyć dzieci. Może trzeba je nakarmić. Zechce je pani przywieźć?
- Oczywiście. Za chwilę z nimi wrócę.
Nie trwało dziesięć minut, gdy weszła pchając przed sobą wózek z jej maleństwami.
- Wie już pani, jakie będą miały imiona?
- Jeszcze nie. Muszę to skonsultować z mężem.
- Dobrze. Trzeba będzie wypełnić kilka dokumentów, w których trzeba podać imiona dzieci. Proszę to ustalić. – Wyjęła dzieci z wózka i podała jej. - Zostawiam panią teraz. Proszę spróbować je nakarmić. Gdyby się nie udało niech pani zadzwoni.
Po wyjściu pielęgniarki przytuliła je do piersi i ucałowała ich czółka. Teraz dopiero mogła im się dokładniej przyjrzeć. Rzeczywiście były podobne do Marka bardzo. Zauważyła jednak, że dziewczynka i do niej jest trochę podobna. Miała błękitne oczy i usiany piegami nosek. Przy zestawieniu z jej czarnymi włoskami wyglądała, jak śliczna porcelanowa laleczka. Była drobniejsza od brata, może dlatego, że urodziła się jako druga?
Odsłoniła ciężkie od pokarmu piersi i przystawiła sutki do ich ust. Bezwiednie zaczęły ssać, a ona poczuła się szczęśliwa.
Marek cicho otworzył drzwi do sali, w której leżała jego ukochana i zamarł zobaczywszy ją karmiącą ich maleństwa. Ten widok wywołał łzy, które potoczyły się po jego policzkach. Stał i patrzył oniemiały. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego radośnie.
- Witaj kochanie. Chodź, zobacz, czy nie są piękne? – Podszedł najciszej jak umiał nie chcąc burzyć tego błogiego nastroju. Przysiadł na łóżku i pocałował ją.
- Dziękuję ci kochanie za te dwa skarby. Są wspaniałe. Tata Cieplak i moi rodzice już wiedzą. Pokazałem im też zdjęcie maluchów. Które jest które? Chyba minie trochę czasu zanim zacznę je odróżniać.
- Nie będzie tak źle. To dziewczynka. – Pokazała niemowlę z prawej strony. Różni się od braciszka. Ma kolor moich oczu i piegi na nosku. Chłopczyk, to cały ty. Zauważyłam, że jak robią grymas lub próbują się uśmiechać, oboje mają dołeczki w policzkach. Nie wyprzesz się ich, bo są zdartą z ciebie skórą. – Roześmiała się. Spojrzał na nią z czułością.
- Pamiętasz tę rozmowę o dzieciach Ula? Jak mówiłem, że chciałbym mieć córeczkę o chabrowych oczkach i piegach na nosku? Marzenie się spełniło. Za jednym zamachem mamy i upragnionego synka i córeczkę taką, jak sobie wymarzyłem. Jestem najszczęśliwszym tatą na świecie.
- Ja też jestem nie mniej szczęśliwa. Jesteście całym moim światem.
- A ty naszym kochanie.
- Musimy podać ich imiona. Masz jakiś pomysł? Mieliśmy tyle czasu, dlaczego wcześniej nie rozmawialiśmy na ten temat? – Powiedziała z żalem.
- Ja myślałem, ale nie wiem, czy ta propozycja ci się spodoba. – Powiedział niepewnie.
- No to mów. – Pośpieszyła go.
- Pomyślałem, że dziewczynka dostanie imię po twojej mamie, a chłopiec po moim tacie.
- Magdzia i Krzyś. – Szepnęła wzruszona. – To bardzo piękne imiona i zgadzam się na nie. Teraz tylko musisz przejść do pielęgniarki i poprosić o te formularze. Chyba skończyły jeść. Popatrz jak śmiesznie marszczą noski. Potrzymam je jeszcze chwilę, bo musi im się odbić a ty idź i zapytaj przy okazji, jak długo będą nas tutaj trzymać.
Załatwił wszystko. Wypełnił formularze i wrócił do niej. Dzieci zasnęły w jej ramionach.
- Położysz je do wózeczka? Ręce mi mdleją od trzymania ich.
Wziął z jej rąk córeczkę i jak największy skarb ułożył w wózeczku, potem powtórzył tę czynność układając w nim synka. Nie mógł oderwać od nich oczu.
- Wiesz Ula, ciągle nie mogę uwierzyć w ten cud. Dzięki wam jestem niewyobrażalnie szczęśliwy. – Przytulił ja mocno całując jej słodkie usta. – Za trzy dni, jak wszystko będzie dobrze, zabieram was stąd. Musisz teraz odpocząć. Ja chciałbym wyciągnąć mamę na zakupy. Trzeba kupić łóżeczka dla tych malców i całą resztę. Musimy przygotować mieszkanie na wasze przybycie. Jak wszystko załatwię, to zadzwonię, lub przyjadę. Na razie weź przykład z naszych dzieci i pośpij trochę. Do zobaczenia skarbie. – Ucałował ją jeszcze raz i opuścił szpital.

Zgromadzili się na Siennej wszyscy, nie mogąc doczekać się przyjazdu Marka, Uli i dzieciaków. Byli Dobrzańscy, Cieplakowie, Febo, Sebastian z Violettą i Maciek z Anią. Wreszcie usłyszeli zgrzyt klucza w zamku i ujrzeli Marka z dwoma nosidełkami w dłoniach i drepczącą za nim Ulę. Postawił z dumą nosidła na kanapie w salonie.
- Moi kochani. Przedstawiamy wam Magdę i Krzysztofa Dobrzańskich. – Mała Betti przysiadła na kanapie.
- Marek, ona ma tak samo na imię, jak nasza mamusia.
- Tak kochanie. Właśnie przez pamięć dla niej nadaliśmy malutkiej to imię. – Józef ze łzami w oczach podszedł do córki i przytulił ją.
- Dziękuję ci córeczko, że pamiętałaś.
- Nie było innej opcji tato, a imię zaproponował Marek i to głównie jemu należy podziękować. – Józef uściskał i Marka.
- Dziękuję synu. Wzruszyłem się. Malutka ma oczy mojej Magdy i oczy Uli. Jest śliczna. A Krzyś to cały Dobrzański. Ma oczy twoje i Krzysztofa. Ten ostatni słysząc to podszedł do Cieplaka klepiąc go po ramieniu.
- Mamy piękne wnuki Józefie. Jestem bardzo dumny z naszych dzieci.
Po kolei podchodzili do nich pozostali gratulując im udanych pociech.
- Mam nadzieję Ula, że i mój poród pójdzie tak gładko. – Jadzia uściskała ją.
- Dziękuję, że wspieraliście Marka. Mówił, że siedzieliście przez pół nocy z nim na korytarzu. Przepraszam, że nie porozmawialiśmy wtedy, ale byłam bardzo słaba i śpiąca.
- Ula, nie tłumacz się, przecież my to rozumiemy. – Alex ucałował ją w policzki. – Jak Jadzia będzie rodzić i ja będę potrzebował wtedy wsparcia, a Marek na pewno nie odmówi.
- Jeżuniu, Uleńko, jakie one śliczne. – Mówiła podekscytowana Violetta z właściwą jej egzaltacją. – A ty wyglądasz, jakbyś nigdy nie rodziła. Nie ma na tobie grama tłuszczu. Jak ty to robisz? – Ula roześmiała się.
- Nie wiem Viola, to chyba sprawa genów. Teraz na was kolej. Sebastian, musisz się bardziej starać, a ty Viola zaciągnij go wreszcie przed ołtarz.
Maciek uściskał swoją przyjaciółkę serdecznie.
- Gratuluję Ula. To bardzo udana parka. Mam nadzieję, że i my kiedyś się doczekamy. W czerwcu się pobieramy. Nie chcemy już czekać.
- To bardzo mądra decyzja. – Ula spojrzała z sympatią na Anię. – Wiem, że będziecie ze sobą szczęśliwi.
Zasiedli wszyscy do stołu. Dziewczyny zajęły się kawą i krojeniem ciasta nie dopuszczając Uli do kuchni. Pojawiła się na stole słynna nalewka taty Cieplaka. Dzieci spały smacznie w swoich łóżeczkach, a oni jeszcze długo siedzieli rozmawiając. Marek objął Ulę, przytulił do swego boku i powiedział szeptem.
- To wielkie szczęście kochanie. Mamy dwójkę cudownych dzieci, wspaniałych, oddanych przyjaciół i kochanych rodziców. Czy moglibyśmy pragnąć czegoś więcej?



Epilog


Cztery lata później.

Lato w tym roku rozpieszczało pogodą Warszawiaków. Dni były słoneczne i ciepłe. Zachęcały do spacerów i wypoczynku tych, którzy nie wyjechali jeszcze na urlopy i musieli zostać w stolicy. Łazienki tętniły życiem. Na ławce w pobliżu placu zabaw siedziało dwóch przystojnych mężczyzn zerkających, co jakiś czas na dzieci bawiące w piaskownicy.
- Jak urlop Alex? Udany?
- Udany. Nawet bardzo. Po raz pierwszy mogłem pokazać Jadzi Mediolan. Bardzo jej się spodobał. Paulina ma tam piękny dom. Nawet nie chciała słyszeć, że zatrzymamy się w hotelu. Już odbierając nas z lotniska zastrzegła, że jedziemy do niej. Wiesz, że jest w ciąży? Jej Sergio, to już duży chłopak, pomyśleli więc, że przyda mu się rodzeństwo.
- Cieszę się, że życie ułożyło jej się szczęśliwie. Ze mną tak by nie było. Tylko raniliśmy się nawzajem.
- Po prostu nie była ci pisana Marek. To Ula jest twoją drugą połówką.
- Tak, masz rację. Ula jest wyjątkowa i potrafi zaskakiwać na każdym kroku.
- To tak jak Jadzia. Nie mógłbym być z nikim innym. – Alex zerwał się nagle z ławki i podbiegł do dzieci.
- Franek, nie wolno tak. Nie syp jej piasku na głowę. Choć Madziu, wujek wytrzepie z włosków ten piach. A ty pobaw się ze Stasiem. Tam masz grabki i łopatkę. Zobacz, jakie Krzyś stawia ładne babki. – Wziął dziewczynkę na ręce i podszedł do ławki. Wyciągnęła rączki do Marka.
- Tata, mam pełno piasku we włosach. – Poskarżyła się płaczliwie wlepiając w niego załzawione, intensywnie chabrowe oczka.
- Nie przejmuj się. Zaraz wszystko doprowadzimy do porządku. – Zanurzył dłoń w jej gęste, długie, czarne włosy i wytrzepał piach.
- Widzisz, już wszystko dobrze. Nie chodź do piaskownicy, tylko pobaw się z Figą na trawie. Masz tu piłeczkę, porzucaj jej trochę, niech i ona pobiega. – Z przyjemnością obserwował zabawę swojej córki z psem. Odwrócił wzrok na alejkę i dostrzegł swoją żonę idącą wraz z kuzynką w ich kierunku. Szturchnął Alexa w bok i kiwnął głową.
- Spójrz Alex, jakie laski. – Febo odwrócił się w kierunku wskazanym przez Marka i uśmiechnął się.
- To na to potrzebowały całe przedpołudnie. Ale trzeba przyznać, że obie wyglądają pięknie. Spójrz, nawet włosy pofarbowały na ten sam kolor. – Obserwowali je z podziwem. Rzeczywiście obie wyglądały olśniewająco. Szczupłe, wyjątkowo zgrabne i piękne, w zwiewnych kwiecistych sukienkach i lekkich sandałkach na koturnie sprawiały wrażenie, jakby płynęły po parkowej alejce. Ten anielski spokój został nagle zakłócony zbiorowym wrzaskiem.
- Mama!
Czwórka maluchów niezdarnie przebierając krótkimi nóżkami pędziła ile sił w kierunku nadchodzących kobiet. Przypadły do nich, a one przygarnęły je uśmiechnięte i szczęśliwe. Przykucnęły przy swoich pociechach.
- Byliście grzeczni? – Spytała Ula. – Nie wymęczyliście taty? – Uśmiechnęły się do niej ukazując odziedziczone po ojcu wdzięczne dołeczki w policzkach.
- Nic, a nic. Byliśmy grzeczni. Franek był niegrzeczny. – Poskarżyła Madzia. – Wsypał mi piasek na głowę.
- Franio, nie wolno tak robić. – Jadzia pogłaskała synka. – Madzia ma długie włosy i trudno z nich usunąć piasek.
- Ale wujek usunął i już jest dobrze. – Popatrzył na matkę oczami Alexa.
- A ja byłem grzeczny. – Przypomniał o sobie Staś. Był łudząco podobny do brata i ich ojciec na początku miał nie lada kłopot, żeby ich rozróżnić.
- A ty co robiłeś Krzysiu? – Ula cmoknęła malca w policzek.
- Ja stawiałem babki wiaderkiem. Pokażę ci. Wyszły naprawdę ładne.
- Zaraz zobaczę. – Uśmiechnęła się łagodnie do dzieci. Fizycznie były podobne do Marka, ale charakter odziedziczyły po niej. Były raczej spokojne i nie wdawały się w konflikty z innymi dziećmi. Złapała je za ręce i podeszła wraz z Jadzią i jej maluchami do ławki.
- Cześć przystojniaki. – Rzuciła Jadzia.
- Cześć laski. Trochę długo wam zeszło u fryzjera. Zgłodnieliśmy i najchętniej schrupalibyśmy, co nasze. – Marek roziskrzonym wzrokiem spojrzał na Ulę. Podobnie, jak Alex na swoją żonę. Zarumieniły się obie, a oni parsknęli śmiechem.
- A wam tylko jedno w głowie… - Odezwała się Ula.
- To dwa niewyżyte samce Ula. – Podsumowała Jadzia.
- Mamusiu, co to są samce? – Spytała Madzia szarpiąc matkę za skraj sukienki. – Teraz już ryczeli obaj ze śmiechu ocierając łzy.
- Oto skutki waszych dyskusji. Koniec tego dobrego. – Zadecydowała Ula. Chodźcie. Trzeba coś zjeść. Pójdziemy do restauracji. Nie mam ochoty dziś gotować.
- Ja chyba też nie. – Skrzywiła się Jadzia. – Idziemy. Dzieci pewnie też są głodne.
- A kupisz nam lody mamusiu? – Poprosił Krzyś.
- Jak ładnie zjecie obiadek, to kupię.
Zajęli jeden z restauracyjnych boksów i złożyli zamówienie.
- Słyszałaś Ula, że Paulina jest w ciąży? – Spytał Alex
- Słyszałam. Jadzia mówiła. Rodzą się dzieci na potęgę. Olszańscy też nie poprzestali na córce. Wiesz, że dwa tygodnie temu Violka urodziła chłopca? Wygląda całkiem jak Sebastian. Ma takie zabawne pucołowate policzki, jak jego tatuś. U Szymczyków na razie jedno, ale może i oni zatęsknią za pieluchami. – Marek uśmiechnął się nostalgicznie.
- Popatrz Alex ile rzeczy się zmieniło przez te pięć lat, aż wierzyć się nie chce. Spoważnieliśmy, dojrzeliśmy. Mamy piękne kobiety u boku i cudowne dzieci.
- Masz rację. Ja wtedy nie mogłem nawet wyobrazić sobie takiego życia. Byłem taki głupi. Ach… Nawet wspominać żal.
- Ja też błądziłem bracie i gdyby nie moja mądra żona, kto wie, co by było.
- Tak. Udały nam się małżonki. Niejeden nam zazdrości, ale my nie oddamy ich nikomu, bo przecież kochamy je nad życie.
- Święte słowa przyjacielu, święte słowa.



KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz