Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Symfonia miłości" - rozdział 4

17 marzec 2012
ROZDZIAŁ IV


Poniedziałkowy poranek znów przywitał świat śniegiem i mrozem. Zdeterminowany Maciek po raz kolejny próbował uruchomić swoje stare Volvo.
- No, nie rób mi tego. Nie dzisiaj. Odpal wreszcie… - Przemawiał do samochodu, obok którego dreptała przestępując z nogi na nogę, coraz bardziej zmarznięta Ula.
- Maciek, on nie odpali. Chodźmy lepiej na autobus. Nie chcę się spóźnić zaraz pierwszego dnia. – Popatrzył na nią błagalnie.
- Ula jeszcze chwileczkę. On już się rozgrzewa. – W tym momencie silnik zaskoczył wywołując błogi uśmiech na twarzy Szymczyka. – Mówiłem, że zaskoczy? Wsiadaj. Jedziemy.
Usadowiła się na siedzeniu nadal drżąc z zimna.
- W tym samochodzie jest jak w lodówce. Pewnie zagrzeje się dopiero wtedy, jak będziemy w Warszawie. Trzeba pomyśleć o jakimś nowszym modelu. Wreszcie zaczniemy zarabiać i być może uda się coś odłożyć. – Maciek uśmiechnął się.
- Ula, nie mów tak o tym autku. Przyzwyczaiłem się do niego, ale zakupu nowszego nie wykluczam. Będziemy dojeżdżać do pracy i rzeczywiście przydałoby się sprawniejsze auto. Pomyślimy o tym.
Jechali wolno. Drogi były śliskie i niebezpieczne. Wreszcie dotarli na Lwowską. Ula zerknęła na zegarek i odetchnęła z ulgą.
- Zdążyliśmy. Jest ósma piętnaście. Chodźmy.
Przeszli przez szklane drzwi biurowca i skierowali się do wind. Weszli do jednej z nich naciskając guzik z numerem piątym. Szybko wyjechała na żądane piętro. Po wyjściu z niej poczuli się trochę niepewnie. Przytłoczył ich widok elegancko urządzonej recepcji i stojących obok wygodnych, skórzanych foteli. Za ladą ujrzeli drobną, ładną, młodą brunetkę. Podeszli do niej.
- Dzień dobry. Nazywam się Urszula Cieplak, a to Maciej Szymczyk. Jesteśmy umówieni z Markiem Dobrzańskim na ósmą trzydzieści. – Kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Tak, tak. Marek mi mówił, że państwo przyjdziecie. W sprawie pracy, tak? – Pokiwali głowami. – W takim razie witamy na pokładzie. Ja jestem Ania i jeśli nie macie nic przeciw temu, będę się do was zwracać po imieniu i was proszę o to samo. W tej firmie niemal wszyscy tak się do siebie zwracają. Marka jeszcze nie ma, ale za chwilę powinien się zjawić. Usiądźcie sobie tymczasem wygodnie i poczekajcie, dobrze?
- Bardzo ci dziękujemy. Zaczekamy.
Przysiedli skromnie na fotelach ściągając czapki i szaliki. W holu było ciepło. Nie minęło pięć minut, gdy drzwi windy otworzyły się i wyszedł z niej Marek. Na widok tych dwojga uśmiechnął się radośnie.
- Ula, Maciek! Wspaniale, że już jesteście. Nie było kłopotu z dojazdem? Pogoda nie jest za dobra.
- Witaj Marek. – Maciek uścisnął mu dłoń. – Moje auto jest bardzo stare i czasem się buntuje, ale dzisiaj po długich namowach, łaskawie odpaliło. – Roześmiali się.
- To czas pomyśleć o czymś nowszym przyjacielu. – Marek poklepał Maćka po ramieniu.
- To samo mu dzisiaj powiedziałam. – Wtrąciła się Ula. – Ale on jest tak przywiązany do tego grata, że żadne argumenty do niego nie trafiają. - Popatrzył na nich ciepło.
- Tak się cieszę, że będę miał was blisko. Chodźcie, pokażę wam wasze miejsce pracy. – Aniu. – Zwrócił się do recepcjonistki. – Jest jakaś poczta dla mnie?
- Jest. – Podała mu plik kopert. – Miłego dnia dla was wszystkich.
- Dziękujemy.
Weszli z holu do niewielkiego pomieszczenia, w którym stały naprzeciw siebie dwa biurka.
- To jest kochani sekretariat i wasze stanowiska. Za tymi drzwiami urzęduję ja. Rozbierzcie się teraz i przyjdźcie do mnie. Omówimy wasze obowiązki. – Kiedy zniknął za drzwiami gabinetu Ula powiedziała cicho do Maćka.
- Nieźle, co? Biurka, komputery, xero. Jest wszystko, co trzeba. Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszej pracy.
- Masz rację Ula. Pojawienie się Marka w naszym życiu było, jak zrządzenie szczęśliwego losu. Wspaniały człowiek. Dzięki niemu nie będziemy musieli zmywać garów w londyńskich pubach.
Rozebrani z ciężkiej, zimowej odzieży zapukali do drzwi gabinetu.
- Wchodźcie, wchodźcie.
Gabinet zrobił na nich piorunujące wrażenie. Wielkie, nowoczesne biurko, niezliczona ilość regałów i biała kanapa a obok niej biały, duży fotel i szklany stolik. Marek wstał od biurka i gestem ręki zaprosił ich by usiedli. Sam usadowił się na fotelu.
- Jak wam już mówiłem, pełnię tu funkcję dyrektora do spraw promocji. Firma zajmuje się modą i szyje ekskluzywne kreacje dla ludzi z zasobniejszymi portfelami. Cztery razy do roku odbywają się pokazy mody, których przygotowanie należy właśnie do mnie. Wiąże się z tym odpowiednia promocja, załatwianie folderów w drukarni, umawianie modelek, fotografa i tym podobne. Jak sami zapewne wiecie, im lepsza i agresywniejsza promocja tym większa szansa na powodzenie kolekcji, a co za tym idzie, większa sprzedaż. Bezpośrednio z reklamą i promocją wiążą się jej koszty, czyli strona finansowa całego przedsięwzięcia. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte i uważać, by bilans zawsze był zgodny. Chciałbym, abyście podzielili się obowiązkami. Nie będę wam nic narzucał. Niech każdy weźmie taki zakres, jaki mu najbardziej odpowiada.
- Ja chętnie zajmę się reklamą. – Zadeklarował się Maciek. – Chyba jestem w tym niezły i mam sporo pomysłów. Finanse wolałbym zostawić Uli. Ona jest naprawdę świetna. Ma ścisły, matematyczny umysł i kocha liczyć. Zgadzasz się Ula? – Uśmiechnęła się łagodnie i zarumieniła słysząc słowa przyjaciela.
- Maciek ma rację. Ja kocham cyferki i na pewno lepiej spełnię się w finansach.
- Bardzo mnie to cieszy. Za chwile pójdziecie do Sebastiana. On przygotował dla was umowy. Przeczytajcie je uważnie i jeśli nie będziecie mieć zastrzeżeń, podpiszcie je. Zostawcie też u niego pozostałe dokumenty i… - Nie dokończył, bo do gabinetu wszedł senior Dobrzański.
- Witaj synu. – Dostrzegł, że nie jest sam. – O przepraszam. Widzę, że przyszedłem nie w porę. Nie będę w takim razie przeszkadzać. Przyjdź później do mnie, musimy porozmawiać.
- Nie, nie przeszkadzasz tato. Zaczekaj. Chcę ci przedstawić Ulę Cieplak i Maćka Szymczyka. To właśnie im zawdzięczam to, że jeszcze żyję. To oni uratowali mnie przed zamarznięciem. – Krzysztof podszedł do nich i uścisnął im dłonie.
- Dziękuję państwu, że uratowaliście mojego syna. Mówił mi, jak wiele zawdzięcza waszej trosce i dobroci.
- Oni oboje tato są świetnymi ekonomistami, dlatego postanowiłem ich zatrudnić na stanowiska moich asystentów. Maciek zajmie się promocją, a Ula finansami. Jak wiesz musiałem pozbyć się Violetty, która nie sprawdziła się na swoim stanowisku, a muszę mieć kogoś do pomocy. – Krzysztof uśmiechnął się.
- Doskonale to rozumiem i popieram. Cieszę się, że będą państwo częścią tej firmy. Jak załatwisz wszystko, - zwrócił się do Marka – to zajrzyj do mnie.
- Tak, przyjdę. Będę za godzinę. Chcę ich jeszcze oprowadzić po firmie. – Krzysztof kiwnął głową.
- Dobrze. Będę czekał.
Po wyjściu ojca Marek powiedział.
- Chodźcie, zaprowadzę was teraz do Sebastiana. Potem wrócicie do mnie i przejdziemy się po firmie. – Przeszli korytarzem i Marek bez pukania otworzył jedne z drzwi.
- Witaj Seba. Przyprowadziłem ci kogoś. – Przepuścił ich w drzwiach.
- Cześć Sebastian. – Powiedzieli jednocześnie. – Twarz Olszańskiego rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
- Witajcie. Miło was widzieć. Siadajcie proszę.
- Ja was zostawiam. Jak tu skończycie, przyjdźcie do gabinetu.
Kadrowy wyciągnął z teczki ich umowy i podał im.
- Proszę. Zapoznajcie się z nimi i podpiszcie, jeśli nie będziecie mieli uwag.
Zagłębili się w lekturze. Umowy były bardzo korzystne. Przede wszystkim ze względu na krótki, bo tylko miesięczny okres próbny, a po nim już stała umowa na etacie. Podpisali bez zastrzeżeń.
- Tu mamy wszystkie nasze dokumenty dla ciebie. Mamy nadzieję, że nie brakuje niczego. – Sebastian uśmiechnął się.
- Nie martwcie się. Nawet gdyby brakowało, to doniesiecie później. Później też przyniosę wam identyfikatory, żebyście bez problemu mogli wchodzić do firmy. To wszystko. Lećcie teraz do Marka.

Podczas, kiedy oni załatwiali sprawę umów u Sebastiana, Marek poszedł do pracowni, w której bezapelacyjnie królował ich główny projektant i najważniejsza osoba w firmie, Pshemko. Jak każdy artysta miał swoje dziwactwa i humory, lecz jego niezaprzeczalny talent i fantastyczne pomysły spychały jego stany emocjonalne na dalszy plan. Marek cicho otworzył drzwi i wsunął się do środka.
- Witaj Pshemko. – Mistrz podniósł głowę znad projektów, nad którymi pracował i rozciągnął twarz w radosnym uśmiechu.
- Marco! Żyjesz! Doszły mnie słuchy, że niemal zamarzłeś na śmierć!
- Dobrze słyszałeś, ale Bóg postawił na mojej drodze fantastycznych ludzi, którzy uratowali mnie. Jestem im bardzo wdzięczny. Przy okazji dowiedziałem się, że dwójka z nich skończyła ekonomię i zarządzanie i marketing, więc postanowiłem ich zatrudnić u siebie. Są bardzo zdolni. Chciałbym tu z nimi przyjść i przedstawić ci ich. To do nich będziesz mógł się zwrócić o pomoc, gdybyś czegoś potrzebował, a mnie by nie było. Są bardzo życzliwi, szczególnie dziewczyna. Nie jest zbyt piękna, ale ma duszę anioła. Po prostu chodząca dobroć.
- Marco. Wiesz przecież, że uroda, to nie wszystko. Nawet z brzydkiego kaczątka wyrasta piękny łabędź. Może ona do tej pory nie miała dobrego stylisty? Zmienić można wszystko.
- Masz rację. Ona też jest bardzo skromna i bardzo mądra życiowo. To dzięki niej uwolniłem się od Pauliny. Sam wiesz, jak ta włoska furia dawała mi ostatnio popalić.
- Wiem, wiem. Dobrze zrobiłeś. Tyle samo w niej piękna ile złości. Mnie też robiła nieprzyjemne przytyki usiłując mnie nawet obrazić. Całe szczęście, jestem ponad to.
- Z Ulą nie będziesz miał takich problemów, bo to bardzo taktowna osoba. To, co? Mogę tu z nimi przyjść? Będę za chwilę oprowadzał ich po firmie i chciałbym zacząć od ciebie. Jesteś tu przecież najważniejszy. – Łasy na pochlebstwa mistrz, uśmiechnął się łaskawie.
- Oczywiście, że możesz przyjść. Chciałbym poznać tego anioła, dzięki któremu żyjesz.
- Dzięki Pshemko, zaraz z nimi będę.
Na korytarzu natknął się na wracających od Seby swoich nowych asystentów.
- I jak? Podpisaliście?
- Podpisaliśmy. Nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszych warunków. Bardzo ci dziękujemy.
- Naprawdę nie ma za co. Teraz chodźcie oprowadzę was. Zaczniemy od najważniejszego człowieka w firmie i nie jest nim mój ojciec. – Zastrzegł. Popatrzyli na niego zdziwieni.
- A kto?
- Pshemko. Nasz guru mody. Genialny projektant i mistrz w swoim fachu. Uprzedzę was tylko, że to bardzo wrażliwy człowiek i łasy na pochlebstwa. Wbrew temu, co twierdzi, nie znosi krytyki wobec własnej osoby, więc lepiej uważać na to, co się mówi. Łatwo wpada w gniew, czasem bez powodu, ale jak bliżej się go pozna, to naprawdę można go polubić i te jego dziwactwa również. – Otworzył drzwi od pracowni
- Pshemko, jesteśmy. Poznaj proszę to Urszula Cieplak, a to Maciej Szymczyk.
Pshemko podszedł do Uli i wyciągnął do niej dłoń.
- Bardzo miło mi panią poznać. Wybawicielkę naszego Marco. – Ula spłonęła rumieńcem, co nie uszło uwagi mistrza. – Rzeczywiście niezbyt ładna. Niemodne okulary i jakieś tandetne ciuchy, ale skromna, o czym świadczy ten wstydliwy kolor jej policzków.
- Nie mistrzu, to ja jestem zaszczycona móc poznać pana osobiście. Jest pan wielkim i znanym człowiekiem. Bardzo mi miło. – Jej słowa, wypowiedziane tak ciepło i łagodnie spowodowały wypłynięcie na twarz projektanta błogiego, szczęśliwego uśmiechu. Uwielbiał, gdy ktoś doceniał jego talent. Chyba polubi tę skromną dziewczynę. Być może, że przyjmie jego rady w sprawie ubioru? Lubił czasem okazywać swoją wielkoduszność. Przywitał się też z Maćkiem, który również obdarzył go sporą ilością pochlebstw. Pshemko rozpływał się.
- Marco. Dobrze zrobiłeś zatrudniając tę dwójkę. Już ich polubiłem i mam nadzieję, że nasza współpraca będzie się dobrze układała. A teraz, jeśli pozwolicie, wrócę do swoich projektów.
- Tak. Nie przeszkadzamy ci już i dziękujemy. – Mieli wychodzić, gdy głos mistrza zatrzymał ich w drzwiach.
- Jeszcze jedno, kochani. Mówcie mi po imieniu. Tu wszyscy tak mówią.- Uśmiechnęli się do niego serdecznie.
- Dziękujemy Pshemko.
Wyszli na korytarz. Marek wypuścił powietrze z płuc.
- No, najgorsze za nami. Pamiętajcie. Gdyby czegoś potrzebował, musicie spełnić jego zachcianki. Od tego zależy jego dobry humor, a jak ma dobry humor, wtedy tworzy, jak natchniony i spod jego palców wychodzą istne cuda.
- Nie martw się Marek. – Uspokoiła go Ula. - Zadbamy o niego i o jego nastrój.
- Cieszę się, że mnie rozumiecie. Tu jest pomieszczenie socjalne. Można w nim zrobić sobie kawę, czy herbatę. Można też zejść do bufetu, który jest na trzecim piętrze i coś zjeść. Na końcu korytarza, tuż za zakrętem mieści się królestwo dyrektora finansowego, Alexandra Febo. Przyznam szczerze, że bardzo rzadko zapuszczam się w te rejony. Nie znosimy się i unikamy siebie nawzajem. Cały dział finansowy jest dwa piętra niżej. Czasami potrzebujemy od nich jakieś dokumenty. Kierownikiem działu i prawą ręka Alexa jest Adam Turek, niezbyt przyjemny typ. Z nim ostrożnie, bo wszystko donosi Alexowi. To chyba wszystko, co powinniście wiedzieć. Z czasem lepiej poznacie firmę i ludzi tu pracujących. Teraz wróćcie do sekretariatu i rozgośćcie się. Przejrzyjcie zawartość komputerów. Są już zalogowane na was, wprowadźcie tylko swoje hasła, o których nikt nie może wiedzieć. Ściany w tej firmie mają uszy, więc dyskrecja jest bardzo wskazana. Ja muszę pójść teraz do ojca. Jak wrócę dostaniecie pierwsze zadanie. Powodzenia.

Rozsiedli się przy swoich biurkach i odpalili komputery. Przejrzeli zawartość folderów. Ula podniosła głowę i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- I co Maciuś, jak ci się tu podoba?
- Bardzo Ula. Nie mogliśmy lepiej trafić. Mamy umowę, stałą pensję i to wcale nie małą, własne biurka i w dodatku będziemy pracować w swoim zawodzie. Czy można chcieć więcej? Złapaliśmy Pana Boga za nogi dziewczyno.
- Masz rację. Warto było czekać na taki dar od losu. Jak opowiemy tacie, będzie szczęśliwy.

Marek wszedł do gabinetu ojca i usiadł naprzeciw niego.
- O czym chciałeś rozmawiać tato? – Krzysztof spojrzał na niego poważnym wzrokiem.
- O Paulinie. Doszły mnie słuchy, że rozstaliście się. Nie mogłeś mi sam o tym powiedzieć?
- Przepraszam tato. Oczywiście, że mogłem, ale sam wiesz, jaki byłem zajęty i w dodatku chory.
- Dlaczego tak nagle? Wiesz, że kochamy Paulinę jak własną córkę. To dla nas bardzo przygnębiająca wiadomość. Sądziliśmy, że oświadczysz się jej i doczekamy waszego ślubu, a ty robisz taki numer? – Spojrzał na ojca a w oczach miał smutek. Powiedział cicho.
- To wcale nie nagle tato. Od dawna nie układało się między nami. Byłem już zmęczony ciągłymi awanturami o błahostki, wiecznym niezadowoleniem i permanentnymi pretensjami. Nie kocham jej i jak się okazało ona mnie też. Męczyliśmy się i zadręczali siebie nawzajem. Dłużej nie mogło tak być, bo doszłoby do tego, że pozabijalibyśmy się nawzajem. Rozstanie było nieuniknione. Nie róbcie mi więc z mamą wyrzutów, bo oboje zgodziliśmy się, że ten związek nie ma sensu. Sprzedajemy dom, a pieniądze podzielimy po połowie. Ja mam zamiar poszukać jakiegoś mieszkania i nawet już dziś przejrzę oferty w internecie.
- No trudno synu, ale szczerze powiedziawszy myślałem, że inaczej postąpisz.
- Ja wiem tato, że czujesz się kolejny raz rozczarowany, ale ja nie wytrzymałbym z tą kobietą ani dnia dłużej. Wbrew temu, co o niej sądzicie, ona ma bardzo zły charakter. Jest mściwa i podła. Nie traktowała mnie dobrze przez te wszystkie lata. Rozstałem się z nią bez żalu, podobnie, jak ona ze mną. Temat jest zamknięty i nie chcę do niego wracać. Chcę zacząć wszystko od nowa z czystą kartą. Chcę się zakochać i być szczęśliwy. Z nią nigdy by się to nie udało. Ona już zrobiła z mojego życia piekło. Nawet nie chcę myśleć, co by było po ślubie. – Krzysztof westchnął.
- No dobrze. Rób, jak uważasz. – Marek podniósł się z fotela.
- Wracam do siebie. Musze rozdzielić robotę między moich nowych asystentów. Trzymaj się.

Minęły dwa tygodnie, od kiedy zaczęli pracę w F&D. Marek był pod wielkim wrażeniem ich profesjonalizmu i pracowitości. Robota szła bardzo sprawnie i niemal paliła im się w rękach. Kiedy przypominał sobie czasy, gdy w sekretariacie królowała Violetta, ciągle narzekająca, że zarzuca ją kolejnymi poleceniami i nic sobie z tego nie robiąca, nie mógł nie docenić tej ulgi, jaką odczuwał na myśl, że się jej pozbył. Ta głupiutka blondynka nawet nie rozumiała, co on do niej mówi. Nie miała pojęcia ani o marketingu ani o finansach. Zatrudniając ją uległ naciskom Pauliny. Szybko domyślił się też powodu zatrudnienia tego beztalencia. Miała być oczami i uszami Pauliny. Wielokrotnie przyłapywał ją na grzebaniu w jego prywatnym notesie i wściekał się słuchając jej pokrętnych tłumaczeń.
Ula i Maciek to były dwie cenne perełki i nie zamieniłby ich na nikogo innego. W lot odgadywali jego intencje. Nigdy nie musiał tłumaczyć, lub powtarzać dwa razy. Zaskakiwali go na każdym kroku, zadziwiając swoim podejściem do tematu i błyskotliwymi pomysłami. Przez te dwa tygodnie przekonał się, jak bardzo potrafią być kreatywni. Dzięki nim udało mu się zaoszczędzić na wydatkach. Ich pomysły były świeże, odważne, wręcz śmiałe i nowatorskie. Nie wyobrażał już sobie pracy bez obecności tych dwojga szczególnie, że ich wysiłek przynosił wymierne rezultaty. Bez obaw wchodził już do gabinetu swojego ojca i przedstawiał mu kolejne wyjątkowe propozycje. Ojciec też patrzył na niego nieco inaczej niż przedtem i chyba wreszcie zaczął go doceniać.
Pshemko natomiast docenił dobroć Uli. Kiedy przyszła do niego po raz pierwszy prosząc o specyfikację materiałów używanych do szycia wiosennej kolekcji, postanowił wykorzystać sytuację. Podał jej plik dokumentów i jęknął.
- Urszulo. Te materiały, które zamówiliśmy wcześniej nie są dobrej jakości. Źle się z nich szyje. Gniotą się. Nie wszystkie są złe, ale niektóre tak. Zakreśliłem tam na czerwono. Czy mogłabyś przyjrzeć się temu i poradzić coś na to? Nie wiem, czy nie przekroczylibyśmy budżetu, gdybyśmy zakupili materiały lepszego gatunku. Wiesz dobrze, że moje kreacje nie mogą być szyte z byle czego. – Uśmiechnęła się z sympatią do niego.
- Wiem Pshemko. Obiecuję ci, że zaraz pochylę się nad tym. Być może uda się wykroić trochę gotówki i kupić inne, lepsze. Porozmawiam o tym z Markiem i spróbuję go przekonać. Nie chcemy przecież, żeby skrytykowano kreacje, w które włożyłeś tyle pracy. Ta kolekcja musi odnieść sukces. – Mistrz uśmiechnął się błogo słysząc te słowa.
- Ach Urszulo. Ty jedna mnie rozumiesz. Mam nadzieję, że to się uda. Bardzo na ciebie liczę.
Wróciła do sekretariatu i wyszukała w segregatorze kopię specyfikacji. Kiedy przyjrzała się dokładnie obu zestawieniom, ze zdumieniem stwierdziła, że różnią się od siebie. Niby nazwy materiałów te same, ale w specyfikacji przyniesionej od Pshemko były zupełnie inne numery serii. Nie wiedziała, co to oznacza, ale jej upór opłacił się. Dotarła do wykazu, z którego wynikało, że numer oznacza też jakość materiału. Wszystkie zakreślone przez projektanta pozycje oznaczały trzeci gatunek i najniższą jakość. - Jak to możliwe? – Pomyślała. Postanowiła porozmawiać z Markiem. Weszła do jego gabinetu.
– Marek. Mamy chyba poważny problem. – Podniósł głowę z nad laptopa i spojrzał na nią zaniepokojony.
- Co się stało?
- Byłam u Pshemko. Narzeka na złą jakość materiałów. Mówi, że źle się z nich szyje i że się gniotą. Przed chwilą porównałam obie specyfikacje. One różnią się od siebie, a powinny być przecież takie same. Spójrz na te pozycje i porównaj z tymi. – Wskazała palcem.
Pochylił się nad kartkami analizując poszczególne pozycje i po chwili podniósł na nią przerażony wzrok.

- Chryste Panie Ula, on szyje z najgorszego sortu. Ktoś podmienił te specyfikacje, a ja nic nie zauważyłem i zamówiłem te materiały. – Złapał się za głowę. Jego szare komórki intensywnie pracowały. Na twarzy wymalował się wyraz wściekłości. Zdławionym z emocji głosem powiedział.
– Ja wiem, kto to zrobił. Myślałem, że sobie ostatnio odpuścił, bo coś za cicho siedział. Tymczasem przygotował nam bombę z opóźnionym zapłonem. – Patrzyła na niego zdezorientowana.
- Marek, o kim ty mówisz?
- O moim niedoszłym szwagrze, Alexandrze Febo. – Wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Od dawna kopie pode mną dołki, knuje intrygi, chce mnie zdeprymować w oczach mojego ojca i pewnie też mści się za Paulinę. Tylko jak ja mam mu to udowodnić? Jestem pewien, że tej podmiany nie mógł dokonać nikt inny. Nie wiem, co zrobić.
- A ja chyba wiem… - Powiedziała nieśmiało. Spojrzał na nią z nadzieją.
- To mów Ula, mów.
- Wezmę pod lupę cały budżet pokazu. Spróbuję go okroić z mniej potrzebnych wydatków. Trzeba znaleźć jakieś oszczędności. Za nie zamówimy materiały w najlepszym gatunku. To piękna kolekcja i nie może zakończyć się klapą. – Odetchnął z ulgą.
- Dziękuję ci Ula. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Mógłbym, co najwyżej podciąć sobie gardło, a ojciec nigdy nie wybaczyłby mi tej porażki.
- Nie ma za co mi jeszcze dziękować. To przecież moja praca. Idę więc popracować.
- Jesteś aniołem. – Powiedział z wdzięcznością, a ona znów poczuła to znajome ciepło na policzkach.
Pracowała na najwyższych obrotach analizując kolumny cyfr. Po godzinie uśmiechnęła się do siebie. – Będzie dobrze. Zaoszczędziłam nawet więcej niż potrzebujemy. – Usatysfakcjonowana, ponownie weszła do gabinetu.
- No i co Ula? Masz jakieś dobre wieści? – Rzucił smętnie. Uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Nawet bardzo dobre.
- Naprawdę? – Pokiwała twierdząco głową.

- Naprawdę i zaraz ci wszystko wytłumaczę.
Rozłożyła na szklanym stoliku wyliczenia i zaczęła wyłuszczać mu punkt po punkcie. Był pod wrażeniem. Nawet się nie spodziewał aż tak wysokich oszczędności. Z radości przyciągnął ją do siebie i wycisnął na jej ustach siarczystego całusa.
- Ula! Jesteś genialna! Uratowałaś mnie już nawet nie wiem, po raz który. Dawno przestałem liczyć.
Stała przed nim purpurowa z zażenowania i zaskoczona tym pocałunkiem. Popatrzył na nią z czułością.
- Ula, nie wstydź się. Do końca życia będę powtarzał, że jesteś najmądrzejszą istotą na świecie. – Ochłonęła trochę i uśmiechnęła się nieśmiało.
- To ja pójdę zamówić te materiały. – Szybkim krokiem opuściła gabinet.
Marek pokręcił głową. – Chyba zbyt żywiołowo zareagowałem. Znowu wpędziłem ją w zakłopotanie. Ale te rumieńce dodają jej tyle uroku. Smakuje też słodko.

Zamknęła za sobą drzwi. – O matko! Ależ on całuje. Ma takie miękkie, delikatne usta. Gdyby on wiedział, gdyby on tylko wiedział, jak ważne miejsce zajmuje w moim sercu.
Zadzwoniła do hurtowni i umówiła dostawę, potem pomaszerowała do pracowni.
- Pshemko? Mogę na chwilę?
- Wchodź, wchodź. I co? Wymyśliłaś coś? – Spojrzał na nią z nadzieją.
- Za dwa dni dostarczą partię towaru najwyższej jakości. Już nie będziesz miał problemów z szyciem. – Zaskoczyła go. Nie mógł uwierzyć w to, co powiedziała.
- Urszulo! Mówisz prawdę!
- Najszczerszą. Załatwiłam te materiały. – Mistrz rzucił jej się na szyję.
- Jesteś aniołem.
Chyba już to słyszałam. – Pomyślała.


miki (gość) 2012.03.17 21:06
jak dobrze że dałaś następne odcinki.
MalgorzataSz1 2012.03.17 22:05
Miki.
Widzę, że zagościłaś tu u mnie na dobre. Jutro też dodam. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz