18 marzec 2012
ROZDZIAŁ VII
Obudził się rano czując słodki ciężar na swojej piersi. Uśmiechnął się
czule wpatrując się w jej zaróżowioną od snu buzię. Była niewinna, jak
dziecko. Jego mała, słodka, cudowna dziewczynka. Najchętniej zamknąłby
ją w swych ramionach i kochał do utraty tchu. Wiedział, że nie jest na
to gotowa. Nie chciał nic przyspieszać, ani zmuszać ją do czegokolwiek.
Nie zasługiwała na to. Obiecał sobie, że będzie się z nią obchodził
delikatnie, bo jest zbyt wrażliwa. Z czasem przywyknie do jego obecności
w jej życiu i być może któregoś dnia zapragnie go tak mocno, jak on
jej. Poruszyła się i wolno otworzyła oczy. Rozejrzała się nie od razu
orientując się, gdzie jest.
- Dzień dobry moje szczęście. – Usłyszała przepojone miłością słowa. Uśmiechnęła się radośnie.
- Dzień dobry. Która godzina? – Cmoknął ją czule w nosek.
- Musimy już wstawać. Trzeba się zbierać do pracy. Idź do łazienki a ja nastawię expres.
Uwinęli się w imponującym tempie. Kawa postawiła ich na nogi.
Punktualnie o ósmej trzydzieści wchodzili do sekretariatu. W chwilę po
nich zjawił się też Maciek.
- Witam zakochanych. – Rzucił na przywitanie.
- Maciek! – Oburzyła się Ula. – Co ty wygadujesz?
- Oj Ulka. Przecież ja już wszystko wiem. Marek mi powiedział, jak
przyłapałem go z tym ogromnym bukietem róż. Ale nie obawiajcie się.
Nikomu nie powiem.
- Tylko byś spróbował. – Odgrażała się.
- Widzisz Marek, jaka wojownicza? – Dobrzański roześmiał się widząc minę ukochanej.
- Taaak. Mój skarb potrafi pokazać pazurki.
Musieli zakończyć to przekomarzanie, bo rozdzwoniła się komórka Marka.
- Cześć mamo, jak tata?
- Dobrze synku. Czuje się już znacznie lepiej, ale wciąż jest bardzo
słaby. Ja jadę na parę godzin do domu. Trochę się prześpię i potem
wracam do niego. Jestem już spokojniejsza. On prosił, żebyście ty i Alex
zastąpili go na czas jego nieobecności. Poradzicie sobie?
- Oczywiście. Powiedz mu, że ma się nie martwić o firmę. Godnie go tu
zastąpimy. I tak miałem zwołać załogę, żeby przekazać, że jest w
szpitalu. Można do niego przyjechać?
- Jeszcze nie synku. Wolałabym, żebyś przyjechał, jak trochę się
wzmocni. Teraz zacząłby pewnie rozpytywać o firmę i denerwować się, a
wiesz, że mu nie wolno. Ja mówiłam mu, że byliście tu wczoraj ty i Ula.
Ja z tego wszystkiego zapomniałam jej podziękować, że uratowała ci
życie.
- Nie przejmuj się mamo. Ula, to prawdziwy anioł i na pewno zrozumie.
Zresztą ojciec już to zrobił wcześniej. Uściskaj go od nas i powiedz, że
przyjedziemy jak tylko nabierze sił.
- Przekażę kochanie, a ty pozdrów Ulę. Do widzenia.
- Mama cię pozdrawia.
- Dziękuję i co z tatą?
Szymczyk patrzył na nich zdezorientowany.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Chyba nie wiesz. Mój ojciec wylądował wczoraj w szpitalu. Przeszedł
drugi zawał, dlatego muszę zwołać zebranie załogi najlepiej na
dziesiątą. Możesz obdzwonić wszystkie działy? Będę wdzięczny.
- Oczywiście. Nie ma sprawy. Zaraz się tym zajmę. – Już łapał za słuchawkę telefonu.
- Ula, ja skoczę jeszcze do Sebastiana, a ty może idź do Pshemko. On nie
musi być na tym zebraniu, bo ma dużo pracy a ja nie chcę mu zabierać
czasu. Przekaż mu tą wiadomość, dobrze?
- Nie martw się, przekażę. Już tam idę.
Wszedł jeszcze do swojego gabinetu i uwolnił się z płaszcza i szalika.
Po chwili już wchodził do pokoju, który zajmował jego przyjaciel.
- Cześć Seba.
- No cześć. Jak tam weekend? – Marek uśmiechnął się na samo wspomnienie.
- Cudowny. – Olszański przyjrzał się jego rozanielonej minie.
- Chyba naprawdę był taki. Twoja mina mówi wszystko.
- Miałeś rację przyjacielu.
- Rację? W czym?
- W sobotę zabrałem Ulę na koncert do filharmonii i tam zrozumiałem, że
miałeś rację. Kocham ją. Bardzo. Szczęśliwie dla mnie ona odwzajemnia to
uczucie. Powiedziałem jej o tym i ona też wyznała mi miłość. Nadal nie
mogę pojąć, jak ty to w nas dostrzegłeś?
- Drogi przyjacielu, pewne zachowania są nazbyt oczywiste, dla kogoś,
kto obserwuje sytuację z boku. Gdybym nie odkrył, że ty się w niej
kochasz i że ona w ten szczególny sposób na ciebie patrzy, sam bym się w
niej zakochał. To prawdziwy skarb, wspaniała kobieta i byłbyś głupcem,
gdybyś tego nie docenił. Mówiłem ci, że ona może się zmienić i proszę.
Wystarczyła tylko niewielka pomoc Pshemko i mamy piękność pierwszej
klasy. Zobaczysz jak jeszcze bardziej wypięknieje po zdjęciu aparatu.
Wszyscy faceci będą ci jej zazdrościć ze mną na czele.
- Potrafisz mnie czasem zadziwić. Dzięki wielkie, że mi to uświadomiłeś.
Słuchaj. O dziesiątej zwołuję zebranie, ale jak nie chcesz, nie musisz
na nim być. Wczoraj ojciec trafił do szpitala. Miał zawał. Przez
przynajmniej miesiąc musi tam zostać. Prosił żebyśmy ja i Alex zastąpili
go w firmie i tylko tyle chcę ogłosić. W tajemnicy ci powiem, że on
prawdopodobnie nie wróci już do pracy. Ma za słabe serce. Będzie musiał
wybrać następcę i sam jestem ciekawy, co postanowi. Modlę się tylko,
żebyśmy pewnego dnia nie obudzili się pod rządami Alexa. To byłoby
traumatyczne doświadczenie.
Ula cicho wsunęła się do pracowni Pshemko.
- Mistrzu mogę na chwilę? – Podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko.
- Witaj moja piękna. Wyglądasz cudownie. Jak świeży poranek, jak Jutrzenka.
- Pshemko… proszę cię… Już mi czerwienieją policzki.
- Nie wstydź się Bella. Urody nie należy się wstydzić. Masz jakąś sprawę?
- Mam. Przychodzę tu właściwie w imieniu Marka. – Przysunęła bliżej
niego krzesło. – Wczoraj tato Marka zasłabł i trafił do szpitala. Nie
jest z nim za dobrze. Miał zawał i jest bardzo słaby. Nie będzie go
przynajmniej przez miesiąc. Marek zwołuje zebranie, ale wie, że masz
dużo pracy i nie chce cię od niej odrywać, dlatego przysłał mnie, bym ci
wszystko opowiedziała. Na razie on i Alex mają zastąpić prezesa, ale co
będzie dalej, to sama nie wiem. – Projektant pokręcił głową i
westchnął.
- Biedny Krzysztof. To wszystko przez te stresy. Mało to się uszarpie z
kontrahentami? Nerwy go niszczą. Przekaż Markowi, żeby serdecznie
pozdrowił Krzysztofa ode mnie i życzył mu szybkiego powrotu do zdrowia.
- Przekażę. A tobie nic nie trzeba? Przynoszą ci regularnie czekoladę? Podobno przyrządza ją sam szef kuchni w „Książęcej”.
- Przynoszą. Bardzo ci jestem wdzięczny, że załatwiłaś dostawę
codziennie. Dla mnie czekolada, to jak zastrzyk adrenaliny. Dzięki niej
lepiej mi się myśli i pracuje.
- A jak materiały? Lepsze niż poprzednie?
- O niebo lepsze. Te są doskonałej jakości. Zaraz się lepiej szyje.
- Cieszę się, że wszystko dobrze idzie. Jakbyś czegoś potrzebował, to
jestem do dyspozycji i jeszcze raz serdecznie ci dziękuję za moją
metamorfozę. Jesteś czarodziejem.
- Urszulo, dla mnie to była prawdziwa przyjemność. Ty byłaś piękna, ale to piękno trzeba było z ciebie wydobyć.
- Pójdę już. Nie będę ci dłużej przeszkadzać. Trzymaj się.
Wracała do sekretariatu, gdy na korytarzu natknęła się na wracającego od Sebastiana Marka.
- I jak Ula? Powiedziałaś Pshemko?
- Powiedziałam. Prosił, żebyś pozdrowił tatę i życzył w jego imieniu szybkiego powrotu do zdrowia.
- Dziękuję Ula. Teraz tylko powiadomię resztę załogi i może zrobię wreszcie dzisiaj coś pożytecznego.
Stan zdrowia Krzysztofa poprawiał się. Pod koniec pobytu w szpitalu sam zadzwonił do Marka i poprosił go o wizytę.
- Chcę wam przekazać coś ważnego w związku z firmą, dlatego wykonałem podobny telefon do Alexa. Możesz być tu jutro do południa?
- Oczywiście tato, na pewno przyjadę.
W szpitalu zjawili się niemal jednocześnie. Obrzuciwszy się nienawistnym spojrzeniem weszli do sali, w której leżał Krzysztof.
- Jesteśmy tato.
- Witajcie i siadajcie. – Popatrzył na nich zatroskany. – Dowiedziałem
się niedawno, że niestety już nie będę mógł pracować. Moje serce jest
zbyt słabe i trzeciego zawału mogę już nie przeżyć. Najwyższy czas oddać
pole młodszemu pokoleniu. Wiem, że nie darzycie się sympatią i
walczycie ze sobą, jak dwa wściekłe koguty. Nie tak to sobie wyobrażałem
Myślałem, że będziecie współpracować, a jeden dla drugiego stanie się
podporą a nie wrogiem. Nie znam powodu tych animozji i chyba nie chcę go
poznać. Sprawę mojego następcy chcę załatwić uczciwie, a wy staniecie
do uczciwej walki. Wygra lepszy i ten obejmie stanowisko prezesa.
- A na czym ma polegać ta walka? – Odezwał się Alex. On już czuł się
zwycięzcą. Ten nieudacznik Mareczek i tak nie potrafi sobie z niczym
poradzić.
- Przygotujecie prezentację. Musi zawierać perspektywę dalszego rozwoju
firmy, symulację kosztów i przewidywanych zysków. Ja nie będę oceniał
tych prezentacji. Powołam trzech niezależnych ekspertów i to oni
zadecydują, która z nich jest lepsza. To najuczciwszy sposób, jaki udało
mi się wymyślić. Macie na to dwa tygodnie. Po upływie tego czasu zwołam
posiedzenie zarządu i każdy z was przedstawi swoją pracę. Potem obie
pójdą pod ocenę ekonomistów. Myślę, że wszystko rozstrzygnie się w ciągu
najbliższego miesiąca. Macie jakieś pytania?
- Nie tato. Wszystko jest jasne.
Wrócił ze szpitala do biura i zaprosił do siebie swoich asystentów.
Wyłuszczył, w czym rzecz i powtórzył dokładnie, co powiedział jego
ojciec.
- Rozumiecie, że jeśli nie chcemy rządów Alexa, nasza prezentacją musi
być o wiele lepsza. Najgorsze jest to, że ja kompletnie nie mam pomysłów
na tą firmę.
- Nie martw się Marek, bo my chyba mamy coś w zanadrzu. Nie tak dawno
rozmawialiśmy z Ulką, jak usprawnić działanie firmy i przyszło nam do
głowy nawet kilka, jak myślę, niezłych rozwiązań, które mogłyby
zwiększyć zyski. Trzeba by było pochylić się nad tym i dokładnie to
przeanalizować. Będzie dobrze. – Marek popatrzył na Maćka z
wdzięcznością.
- Zatrudnienie was w tej firmie, to była najlepsza decyzja w moim życiu.
Od jutra zaczniemy zbierać materiały i trzeba zacząć pisać tą
prezentację. Mam tylko jedno „ale”. Nie chciałbym jej pisać tutaj. Już
nie raz zdarzały się wypadki niszczenia dokumentów lub ich podmiany, jak
ten ostatni ze specyfikacją. Ściany w tej firmie mają uszy. Zauważyłem
też ostatnio większą aktywność Adama Turka. Jakoś często ostatnio
pojawia się na tym piętrze, ani chybi chce coś wyniuchać. Nie mogę na to
pozwolić. Gdyby wpadła w jego łapy nasza prezentacja, byłoby już po nas
i moglibyśmy zacząć się pakować. Proponuję, żeby pisać ją u mnie w
domu. Nawet gdybyśmy musieli przysiąść w nocy, to przecież jest gdzie
spać. Musielibyście tylko uprzedzić wasze rodziny. Co wy na to?
- Dla mnie może być. Wygląda na to, że pomieszkamy u ciebie przez dwa
tygodnie. Ula, nie martw się. Moja mama pomoże twojemu ojcu i będzie im
gotować. Wiesz, że nigdy nie odmówiła pomocy. A sytuacja jest wyjątkowa.
Mamy bojowe zadanie. Musimy wywindować naszego przyjaciela na
stanowisko prezesa. – Maciek roześmiał się głośno.
Marek spojrzał na Ulę.
- Co ty na to skarbie. – Popatrzyła na niego strapiona.
- Dla mnie to trochę trudne. Wolałabym być w domu. Najbardziej ucierpi
na mojej nieobecności Beatka. Ona zawsze bardzo za mną tęskni nawet, jak
nie ma mnie tylko kilka dni.
- Ula. Być może uporamy się z tym wcześniej. Mogę cię też wozić do domu
na kilkugodzinne wizyty. Zawsze to jakaś pociecha. Możemy jeździć prosto
z pracy i wieczorem siąść do prezentacji. Jak wolisz. Ja się dostosuję.
- No dobrze. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce. Tak czy owak, rodziny trzeba uprzedzić.
Następnego dnia Ula zeszła na trzecie piętro do księgowości.
Potrzebowała segregator, w którym wyszczególniono wszystkie firmy
współpracujące do tej pory z F&D. Weszła do pokoju, w którym
urzędował Turek i trzy kobiety. Wyłuszczyła Turkowi, po co przyszła.
- A do czego ci to potrzebne? Prezentację piszesz?
- A ty co? Pamiętnik piszesz, czy kolejny tajny raport dla Alexa? – Adamowi zrzedła mina.
- Ja nie piszę mu żadnych raportów.
- Nazwij to sobie, jak chcesz. Ja to określam albo raportem albo donosem. – Zaperzył się.
- Uważaj, co mówisz.
- Prawdę mówię Adam, tylko prawdę. – Westchnęła. – To, co dostanę ten segregator?
- Bez zgody Alexa nie mogę ci go dać.
- Czyżby? Mam ci przypomnieć punkt regulaminu mówiący o swobodnym
przepływie informacji między działami? Dawaj, bo jak nie, to przyjdzie
tu Marek i wyszarpie ci ten segregator z gardła. – Podniósł się
niechętnie i podszedł do regału.
- Do jutra masz go zwrócić.
- Zwrócę wtedy, jak nie będzie mi już potrzebny. Żegnam.
Czerwony jak burak ze złości, Turek usiadł za biurkiem.
- Widziałyście, jak to się szarogęsi? Paragrafami mi będzie sypać.
- Punktami regulaminu, panie Adamie. – Odezwała się jedna z kobiet,
Matylda. – Poza tym miała rację. Nie możemy jej nie udostępnić takich
rzeczy.
- Niech się pani lepiej zajmie swoją robotą i nie wtyka nosa w nie swoje
sprawy. Ja tu rządzę i ja decyduję, co mam dać a co nie.
- No to pan zadecydował. Bardzo skutecznie. – Roześmiały się wszystkie.
Zebrali najpotrzebniejsze materiały i zwieźli je na dół. Ułożyli wszystkie w bagażniku Marka.
- To, co. Będziecie wieczorem?
- Będziemy, a ty dasz sobie radę z tymi tomiskami?
- Dam. Najwyżej obrócę kilka razy. W takim razie czekam na was z kolacją.
- Będziesz gotował? – Zapytała zdumiona Ula. Marek roześmiał się.
- Nie kochanie, przecież wiesz, że nie potrafię. Będziecie musieli
zadowolić się kanapkami, ewentualnie jakąś kiełbasą na gorąco.
– Też dobre. – Uśmiechnęła się do niego promiennie. – Cmoknął ją w policzek.
- Jedźcie już. Byle ostrożnie Maciek. Wieziesz mój największy skarb.
- Bez obaw. Dowiozę ją całą i zdrową.
Spakowała kilka swoich rzeczy, pamiętając o nocnej koszuli i szlafroku.
Rodzina była już uprzedzona, a mała Betti uspokojona zapewnieniem, że
jak Ula wróci, to nadrobią wszystkie nieprzeczytane bajki. Wyszła z
torbą ze swojego pokoju i postawiła koło wejściowych drzwi, przez które w
tym momencie wchodził Maciek.
- Gotowa?
- Prawie. Jeszcze tylko pożegnam się z nimi. – Weszła do kuchni, gdzie przy stole siedziała cała rodzina.
- Tato, my już będziemy jechać. Mam nadzieję, że poradzicie sobie przez
te kilka dni. Obiady będzie gotować mama Maćka. Pierogi są w zamrażarce.
Bigos też. To na wszelki wypadek, gdyby pani Marysi coś nagle wypadło.
Zostawiłam ci tato pieniądze na zakupy, ale nie chodź sam. Jasiu wyręcz
ojca chociaż w tym, dobrze?
- Nie martw się. Ja tu będę nad wszystkim czuwał. Gdyby coś się działo, to dam ci znać.
Ucałowała ich wszystkich i już po chwili jechali w stronę stolicy.
- No, jesteśmy. – Marek otworzył drzwi na całą szerokość.
- Wchodźcie. Daj tą torbę Ula. – Z ulgą pozbyła się ciężaru.
- Maciek zanieś swoją do pierwszego pokoju. Tam będziesz spał. Ula
nastawisz expres? - Rozebrała się i poszła do kuchni. Marek dołączył do
Maćka.
- Myślę, że będzie ci tu wygodnie.
- Na pewno. Nie przejmuj się. Ja nawet zasnę z głową na kamieniu. A Ula?
Który pokój dla niej wybrałeś? – Marek zmieszał się, co nie uszło
uwadze Maćka.
- Aaa… rozumiem. Sorry, że pytałem.
- Maciek, to nie jest tak, jak myślisz. My już raz spaliśmy razem, ale
nawet jej nie dotknąłem i nie mam zamiaru tego robić. To ona zdecyduje,
rozumiesz? Ja nie będę jej ponaglał. My tylko śpimy razem, obok siebie,
nic więcej.
- Marek. Przecież nie musisz mi się tłumaczyć. To jest wasza sprawa, a
ona jest dorosła. Ale szanuję cię za to, co powiedziałeś. To bardzo
dobrze o tobie świadczy.
- Rozpakuj się spokojnie. Potem coś zjemy i przy okazji omówimy niektóre rzeczy.
Zaniósł torbę Uli do swojego pokoju i szybko rozpakował. Wrócił do
salonu, gdzie Ula ustawiała filiżanki z parującą kawą. Podszedł do niej i
przytulił się. Spojrzała w jego szczęśliwe oczy.
- To, co na tą kolację zrobimy?
- Kupiłem kiełbaski, ser, jajka, są pomidory i ogórki i cała fura
różnego pieczywa. Kupiłem też śledzie, ale wiem, że ich nie jesz. Może
Maciek będzie miał ochotę.
- A masz cebulę i majonez? – Pokiwał twierdząco głową. – To wstawię trochę jajek i zrobię pastę jajeczną. Jadłeś kiedyś?
- Chyba nie.
- Jest naprawdę pyszna i idealna do kanapek. W dodatku bardzo szybko się
ją robi. Zanim przyjdzie Maciek, ja pokroję cebulę i ogórki.
- Zanim przyjdzie Maciek, ty pokroisz cebulę, a ja pokroję ogórki. Będzie szybciej. – Cmoknęła go w usta.
- Dobrze mój pomagierze. W takim razie bierzmy się do roboty.
Faktycznie robota w kuchni poszła im bardzo sprawnie. Nawet nie minęło pół godziny, jak zasiedli przy zastawionym stole.
- Jak myślicie, od czego zaczniemy?
- Od pomysłów na kolekcje. Ula ma kilka świetnych, więc możemy coś wybrać. Powiedz mu, co wymyśliłaś.
- Możemy przedstawić propozycje kilku kolekcji. Zrobić symulację kosztów
każdej z nich i symulację zysków. Potem zliczyć wszystko razem i
zobaczyć jak będzie się kształtował zysk na przestrzeni roku.
Pomyślałam, że można by było pomyśleć o eleganckich sukniach dla kobiet w
ciąży i przy tej okazji zrobić kolekcję dla dzieci od trzech do
dziesięciu lat. Trzeba by było tylko przekonać Pshemko do tej ostatniej.
Może nie chcieć projektować dla maluchów uznając, że to profanacja jego
talentu. Trzecia kolekcja, to ukłon w stronę młodzieży. Ciekawe
sportowe kurtki, bluzy i spodnie. Mistrz ma fantazję, więc na pewno coś
wymyśli. Oprócz tego stała pozycja, kolekcja letnia. Do tych czterech
możliwości zrobilibyśmy cztery mini prezentacje a wszystkie ich zalety,
wyliczenia i wnioski, ujęlibyśmy w tej głównej. Maciek przyjrzał się
firmom naszym i zagranicznym i też ma swoje propozycje.
- Faktycznie. Przeanalizowałem to wszystko i niektórych rzeczy naprawdę
nie rozumiem. Dlaczego na przykład szyją dla nas firmy z Chin. Koszty
transportu są niebotyczne. Znacznie taniej i bliżej byłoby sprowadzać z
Litwy, Ukrainy, albo z Białorusi. Zasięgnąłem języka i dowiedziałem się,
że jest tam spora ilość szwalni i to w pobliżu granicy. Byłoby szybciej
i taniej. Pozostaje jeszcze sprawa dystrybucji. Na razie nie możemy
pozwolić sobie na otwarcie nowych sklepów, pomyślałem więc, że dobrze by
było założyć stronę internetową z ciekawą ofertą lub wynająć
powierzchnię do sprzedaży. Jestem pewien, że koszty wynajmu szybko by
się zwróciły. Firma jest znana i kolekcje dobrze się sprzedają. Ula ma
jeszcze jeden pomysł, ale niech ci o nim powie sama.
- Dowiedziałam się, że nasza firma ma dwa ogromne magazyny, w których od
lat zalegają niesprzedane końcówki kolekcji. Marnujemy nie tylko ładne
ubrania, ale też powierzchnię magazynową. Pomyślałam, że kolekcje
moglibyśmy sprzedać po obniżonej do połowy cenie, ludziom z mniej
zasobnymi portfelami. Trzeba by było przeznaczyć na to trochę gotówki na
pralnie, bo suknie na pewno nie są pierwszej świeżości, skoro tak długo
wiszą. No to na razie tyle, jeśli chodzi o nasze pomysły. – Marek
słuchał tego, co mówili z otwartą buzią. Otrząsnął się z szoku i
wyjęczał.
- Boże. Jesteście genialni. Ja nigdy nie wpadłbym na coś takiego.
- Marek, to nie było takie trudne. To zwykłe ekonomiczne myślenie. Teraz
tylko musimy to dobrze ubrać w słowa i dobrze wszystko policzyć. –
Marek spojrzał na zegar.
- Dzisiaj jest już trochę późno, ale jutro po solidnym obiedzie, na jaki was zapraszam po pracy, bierzemy się ostro do roboty.
Leżeli już w łóżku rozmawiając o czekającym ich wyzwaniu.
- Wiesz Ula, do końca życia będę wdzięczny Bogu, że postawił was na
mojej drodze. Zawdzięczam wam tak wiele. Po raz kolejny ratujecie mnie z
trudnej sytuacji.
- Nie możesz do tego tak podchodzić. To przecież nasza praca. Płacisz
nam za nią, a my jesteśmy szczęśliwi, że nie musimy zmywać garów w
obskurnych knajpach na obrzeżach Londynu. To byłby dla nas prawdziwy
dramat, że po tylu latach nauki i po tylu wyrzeczeniach musielibyśmy w
ten sposób zarabiać na życie. To ty nas uratowałeś a nie my ciebie.
- Nie będę się licytował, bo to bez sensu. Umówmy się, że pomogliśmy sobie nawzajem.
- I tak właśnie masz myśleć kochanie. – Uśmiechnęła się ciepło do niego. Przytulił ją mocniej i pocałował żarliwie.
- Jesteś bardzo piękną i bardzo mądrą kobietą. Moim szczęściem i
miłością na całe życie. Bardzo cię kocham. Dobranoc kotku. Śpij dobrze. –
Wtuliła się w niego jeszcze mocniej i prawie natychmiast zasnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz