Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Symfonia miłości" - rozdział 7

18 marzec 2012  
ROZDZIAŁ VII


Obudził się rano czując słodki ciężar na swojej piersi. Uśmiechnął się czule wpatrując się w jej zaróżowioną od snu buzię. Była niewinna, jak dziecko. Jego mała, słodka, cudowna dziewczynka. Najchętniej zamknąłby ją w swych ramionach i kochał do utraty tchu. Wiedział, że nie jest na to gotowa. Nie chciał nic przyspieszać, ani zmuszać ją do czegokolwiek. Nie zasługiwała na to. Obiecał sobie, że będzie się z nią obchodził delikatnie, bo jest zbyt wrażliwa. Z czasem przywyknie do jego obecności w jej życiu i być może któregoś dnia zapragnie go tak mocno, jak on jej. Poruszyła się i wolno otworzyła oczy. Rozejrzała się nie od razu orientując się, gdzie jest.
- Dzień dobry moje szczęście. – Usłyszała przepojone miłością słowa. Uśmiechnęła się radośnie.
- Dzień dobry. Która godzina? – Cmoknął ją czule w nosek.
- Musimy już wstawać. Trzeba się zbierać do pracy. Idź do łazienki a ja nastawię expres.
Uwinęli się w imponującym tempie. Kawa postawiła ich na nogi. Punktualnie o ósmej trzydzieści wchodzili do sekretariatu. W chwilę po nich zjawił się też Maciek.
- Witam zakochanych. – Rzucił na przywitanie.
- Maciek! – Oburzyła się Ula. – Co ty wygadujesz?
- Oj Ulka. Przecież ja już wszystko wiem. Marek mi powiedział, jak przyłapałem go z tym ogromnym bukietem róż. Ale nie obawiajcie się. Nikomu nie powiem.
- Tylko byś spróbował. – Odgrażała się.
- Widzisz Marek, jaka wojownicza? – Dobrzański roześmiał się widząc minę ukochanej.
- Taaak. Mój skarb potrafi pokazać pazurki.
Musieli zakończyć to przekomarzanie, bo rozdzwoniła się komórka Marka.
- Cześć mamo, jak tata?
- Dobrze synku. Czuje się już znacznie lepiej, ale wciąż jest bardzo słaby. Ja jadę na parę godzin do domu. Trochę się prześpię i potem wracam do niego. Jestem już spokojniejsza. On prosił, żebyście ty i Alex zastąpili go na czas jego nieobecności. Poradzicie sobie?
- Oczywiście. Powiedz mu, że ma się nie martwić o firmę. Godnie go tu zastąpimy. I tak miałem zwołać załogę, żeby przekazać, że jest w szpitalu. Można do niego przyjechać?
- Jeszcze nie synku. Wolałabym, żebyś przyjechał, jak trochę się wzmocni. Teraz zacząłby pewnie rozpytywać o firmę i denerwować się, a wiesz, że mu nie wolno. Ja mówiłam mu, że byliście tu wczoraj ty i Ula. Ja z tego wszystkiego zapomniałam jej podziękować, że uratowała ci życie.
- Nie przejmuj się mamo. Ula, to prawdziwy anioł i na pewno zrozumie. Zresztą ojciec już to zrobił wcześniej. Uściskaj go od nas i powiedz, że przyjedziemy jak tylko nabierze sił.
- Przekażę kochanie, a ty pozdrów Ulę. Do widzenia.
- Mama cię pozdrawia.
- Dziękuję i co z tatą?
Szymczyk patrzył na nich zdezorientowany.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- Chyba nie wiesz. Mój ojciec wylądował wczoraj w szpitalu. Przeszedł drugi zawał, dlatego muszę zwołać zebranie załogi najlepiej na dziesiątą. Możesz obdzwonić wszystkie działy? Będę wdzięczny.
- Oczywiście. Nie ma sprawy. Zaraz się tym zajmę. – Już łapał za słuchawkę telefonu.
- Ula, ja skoczę jeszcze do Sebastiana, a ty może idź do Pshemko. On nie musi być na tym zebraniu, bo ma dużo pracy a ja nie chcę mu zabierać czasu. Przekaż mu tą wiadomość, dobrze?
- Nie martw się, przekażę. Już tam idę.
Wszedł jeszcze do swojego gabinetu i uwolnił się z płaszcza i szalika. Po chwili już wchodził do pokoju, który zajmował jego przyjaciel.
- Cześć Seba.
- No cześć. Jak tam weekend? – Marek uśmiechnął się na samo wspomnienie.
- Cudowny. – Olszański przyjrzał się jego rozanielonej minie.
- Chyba naprawdę był taki. Twoja mina mówi wszystko.
- Miałeś rację przyjacielu.
- Rację? W czym?
- W sobotę zabrałem Ulę na koncert do filharmonii i tam zrozumiałem, że miałeś rację. Kocham ją. Bardzo. Szczęśliwie dla mnie ona odwzajemnia to uczucie. Powiedziałem jej o tym i ona też wyznała mi miłość. Nadal nie mogę pojąć, jak ty to w nas dostrzegłeś?
- Drogi przyjacielu, pewne zachowania są nazbyt oczywiste, dla kogoś, kto obserwuje sytuację z boku. Gdybym nie odkrył, że ty się w niej kochasz i że ona w ten szczególny sposób na ciebie patrzy, sam bym się w niej zakochał. To prawdziwy skarb, wspaniała kobieta i byłbyś głupcem, gdybyś tego nie docenił. Mówiłem ci, że ona może się zmienić i proszę. Wystarczyła tylko niewielka pomoc Pshemko i mamy piękność pierwszej klasy. Zobaczysz jak jeszcze bardziej wypięknieje po zdjęciu aparatu. Wszyscy faceci będą ci jej zazdrościć ze mną na czele.
- Potrafisz mnie czasem zadziwić. Dzięki wielkie, że mi to uświadomiłeś. Słuchaj. O dziesiątej zwołuję zebranie, ale jak nie chcesz, nie musisz na nim być. Wczoraj ojciec trafił do szpitala. Miał zawał. Przez przynajmniej miesiąc musi tam zostać. Prosił żebyśmy ja i Alex zastąpili go w firmie i tylko tyle chcę ogłosić. W tajemnicy ci powiem, że on prawdopodobnie nie wróci już do pracy. Ma za słabe serce. Będzie musiał wybrać następcę i sam jestem ciekawy, co postanowi. Modlę się tylko, żebyśmy pewnego dnia nie obudzili się pod rządami Alexa. To byłoby traumatyczne doświadczenie.

Ula cicho wsunęła się do pracowni Pshemko.
- Mistrzu mogę na chwilę? – Podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko.
- Witaj moja piękna. Wyglądasz cudownie. Jak świeży poranek, jak Jutrzenka.
- Pshemko… proszę cię… Już mi czerwienieją policzki.
- Nie wstydź się Bella. Urody nie należy się wstydzić. Masz jakąś sprawę?
- Mam. Przychodzę tu właściwie w imieniu Marka. – Przysunęła bliżej niego krzesło. – Wczoraj tato Marka zasłabł i trafił do szpitala. Nie jest z nim za dobrze. Miał zawał i jest bardzo słaby. Nie będzie go przynajmniej przez miesiąc. Marek zwołuje zebranie, ale wie, że masz dużo pracy i nie chce cię od niej odrywać, dlatego przysłał mnie, bym ci wszystko opowiedziała. Na razie on i Alex mają zastąpić prezesa, ale co będzie dalej, to sama nie wiem. – Projektant pokręcił głową i westchnął.
- Biedny Krzysztof. To wszystko przez te stresy. Mało to się uszarpie z kontrahentami? Nerwy go niszczą. Przekaż Markowi, żeby serdecznie pozdrowił Krzysztofa ode mnie i życzył mu szybkiego powrotu do zdrowia.
- Przekażę. A tobie nic nie trzeba? Przynoszą ci regularnie czekoladę? Podobno przyrządza ją sam szef kuchni w „Książęcej”.
- Przynoszą. Bardzo ci jestem wdzięczny, że załatwiłaś dostawę codziennie. Dla mnie czekolada, to jak zastrzyk adrenaliny. Dzięki niej lepiej mi się myśli i pracuje.
- A jak materiały? Lepsze niż poprzednie?
- O niebo lepsze. Te są doskonałej jakości. Zaraz się lepiej szyje.
- Cieszę się, że wszystko dobrze idzie. Jakbyś czegoś potrzebował, to jestem do dyspozycji i jeszcze raz serdecznie ci dziękuję za moją metamorfozę. Jesteś czarodziejem.
- Urszulo, dla mnie to była prawdziwa przyjemność. Ty byłaś piękna, ale to piękno trzeba było z ciebie wydobyć.
- Pójdę już. Nie będę ci dłużej przeszkadzać. Trzymaj się.
Wracała do sekretariatu, gdy na korytarzu natknęła się na wracającego od Sebastiana Marka.
- I jak Ula? Powiedziałaś Pshemko?
- Powiedziałam. Prosił, żebyś pozdrowił tatę i życzył w jego imieniu szybkiego powrotu do zdrowia.
- Dziękuję Ula. Teraz tylko powiadomię resztę załogi i może zrobię wreszcie dzisiaj coś pożytecznego.

Stan zdrowia Krzysztofa poprawiał się. Pod koniec pobytu w szpitalu sam zadzwonił do Marka i poprosił go o wizytę.
- Chcę wam przekazać coś ważnego w związku z firmą, dlatego wykonałem podobny telefon do Alexa. Możesz być tu jutro do południa?
- Oczywiście tato, na pewno przyjadę.

W szpitalu zjawili się niemal jednocześnie. Obrzuciwszy się nienawistnym spojrzeniem weszli do sali, w której leżał Krzysztof.
- Jesteśmy tato.
- Witajcie i siadajcie. – Popatrzył na nich zatroskany. – Dowiedziałem się niedawno, że niestety już nie będę mógł pracować. Moje serce jest zbyt słabe i trzeciego zawału mogę już nie przeżyć. Najwyższy czas oddać pole młodszemu pokoleniu. Wiem, że nie darzycie się sympatią i walczycie ze sobą, jak dwa wściekłe koguty. Nie tak to sobie wyobrażałem Myślałem, że będziecie współpracować, a jeden dla drugiego stanie się podporą a nie wrogiem. Nie znam powodu tych animozji i chyba nie chcę go poznać. Sprawę mojego następcy chcę załatwić uczciwie, a wy staniecie do uczciwej walki. Wygra lepszy i ten obejmie stanowisko prezesa.
- A na czym ma polegać ta walka? – Odezwał się Alex. On już czuł się zwycięzcą. Ten nieudacznik Mareczek i tak nie potrafi sobie z niczym poradzić.
- Przygotujecie prezentację. Musi zawierać perspektywę dalszego rozwoju firmy, symulację kosztów i przewidywanych zysków. Ja nie będę oceniał tych prezentacji. Powołam trzech niezależnych ekspertów i to oni zadecydują, która z nich jest lepsza. To najuczciwszy sposób, jaki udało mi się wymyślić. Macie na to dwa tygodnie. Po upływie tego czasu zwołam posiedzenie zarządu i każdy z was przedstawi swoją pracę. Potem obie pójdą pod ocenę ekonomistów. Myślę, że wszystko rozstrzygnie się w ciągu najbliższego miesiąca. Macie jakieś pytania?
- Nie tato. Wszystko jest jasne.

Wrócił ze szpitala do biura i zaprosił do siebie swoich asystentów. Wyłuszczył, w czym rzecz i powtórzył dokładnie, co powiedział jego ojciec.
- Rozumiecie, że jeśli nie chcemy rządów Alexa, nasza prezentacją musi być o wiele lepsza. Najgorsze jest to, że ja kompletnie nie mam pomysłów na tą firmę.
- Nie martw się Marek, bo my chyba mamy coś w zanadrzu. Nie tak dawno rozmawialiśmy z Ulką, jak usprawnić działanie firmy i przyszło nam do głowy nawet kilka, jak myślę, niezłych rozwiązań, które mogłyby zwiększyć zyski. Trzeba by było pochylić się nad tym i dokładnie to przeanalizować. Będzie dobrze. – Marek popatrzył na Maćka z wdzięcznością.
- Zatrudnienie was w tej firmie, to była najlepsza decyzja w moim życiu. Od jutra zaczniemy zbierać materiały i trzeba zacząć pisać tą prezentację. Mam tylko jedno „ale”. Nie chciałbym jej pisać tutaj. Już nie raz zdarzały się wypadki niszczenia dokumentów lub ich podmiany, jak ten ostatni ze specyfikacją. Ściany w tej firmie mają uszy. Zauważyłem też ostatnio większą aktywność Adama Turka. Jakoś często ostatnio pojawia się na tym piętrze, ani chybi chce coś wyniuchać. Nie mogę na to pozwolić. Gdyby wpadła w jego łapy nasza prezentacja, byłoby już po nas i moglibyśmy zacząć się pakować. Proponuję, żeby pisać ją u mnie w domu. Nawet gdybyśmy musieli przysiąść w nocy, to przecież jest gdzie spać. Musielibyście tylko uprzedzić wasze rodziny. Co wy na to?
- Dla mnie może być. Wygląda na to, że pomieszkamy u ciebie przez dwa tygodnie. Ula, nie martw się. Moja mama pomoże twojemu ojcu i będzie im gotować. Wiesz, że nigdy nie odmówiła pomocy. A sytuacja jest wyjątkowa. Mamy bojowe zadanie. Musimy wywindować naszego przyjaciela na stanowisko prezesa. – Maciek roześmiał się głośno.
Marek spojrzał na Ulę.
- Co ty na to skarbie. – Popatrzyła na niego strapiona.
- Dla mnie to trochę trudne. Wolałabym być w domu. Najbardziej ucierpi na mojej nieobecności Beatka. Ona zawsze bardzo za mną tęskni nawet, jak nie ma mnie tylko kilka dni.
- Ula. Być może uporamy się z tym wcześniej. Mogę cię też wozić do domu na kilkugodzinne wizyty. Zawsze to jakaś pociecha. Możemy jeździć prosto z pracy i wieczorem siąść do prezentacji. Jak wolisz. Ja się dostosuję.
- No dobrze. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce. Tak czy owak, rodziny trzeba uprzedzić.

Następnego dnia Ula zeszła na trzecie piętro do księgowości. Potrzebowała segregator, w którym wyszczególniono wszystkie firmy współpracujące do tej pory z F&D. Weszła do pokoju, w którym urzędował Turek i trzy kobiety. Wyłuszczyła Turkowi, po co przyszła.
- A do czego ci to potrzebne? Prezentację piszesz?
- A ty co? Pamiętnik piszesz, czy kolejny tajny raport dla Alexa? – Adamowi zrzedła mina.
- Ja nie piszę mu żadnych raportów.
- Nazwij to sobie, jak chcesz. Ja to określam albo raportem albo donosem. – Zaperzył się.
- Uważaj, co mówisz.
- Prawdę mówię Adam, tylko prawdę. – Westchnęła. – To, co dostanę ten segregator?
- Bez zgody Alexa nie mogę ci go dać.
- Czyżby? Mam ci przypomnieć punkt regulaminu mówiący o swobodnym przepływie informacji między działami? Dawaj, bo jak nie, to przyjdzie tu Marek i wyszarpie ci ten segregator z gardła. – Podniósł się niechętnie i podszedł do regału.
- Do jutra masz go zwrócić.
- Zwrócę wtedy, jak nie będzie mi już potrzebny. Żegnam.
Czerwony jak burak ze złości, Turek usiadł za biurkiem.
- Widziałyście, jak to się szarogęsi? Paragrafami mi będzie sypać.
- Punktami regulaminu, panie Adamie. – Odezwała się jedna z kobiet, Matylda. – Poza tym miała rację. Nie możemy jej nie udostępnić takich rzeczy.
- Niech się pani lepiej zajmie swoją robotą i nie wtyka nosa w nie swoje sprawy. Ja tu rządzę i ja decyduję, co mam dać a co nie.
- No to pan zadecydował. Bardzo skutecznie. – Roześmiały się wszystkie.

Zebrali najpotrzebniejsze materiały i zwieźli je na dół. Ułożyli wszystkie w bagażniku Marka.
- To, co. Będziecie wieczorem?
- Będziemy, a ty dasz sobie radę z tymi tomiskami?
- Dam. Najwyżej obrócę kilka razy. W takim razie czekam na was z kolacją.
- Będziesz gotował? – Zapytała zdumiona Ula. Marek roześmiał się.
- Nie kochanie, przecież wiesz, że nie potrafię. Będziecie musieli zadowolić się kanapkami, ewentualnie jakąś kiełbasą na gorąco.
– Też dobre. – Uśmiechnęła się do niego promiennie. – Cmoknął ją w policzek.
- Jedźcie już. Byle ostrożnie Maciek. Wieziesz mój największy skarb.
- Bez obaw. Dowiozę ją całą i zdrową.

Spakowała kilka swoich rzeczy, pamiętając o nocnej koszuli i szlafroku. Rodzina była już uprzedzona, a mała Betti uspokojona zapewnieniem, że jak Ula wróci, to nadrobią wszystkie nieprzeczytane bajki. Wyszła z torbą ze swojego pokoju i postawiła koło wejściowych drzwi, przez które w tym momencie wchodził Maciek.
- Gotowa?
- Prawie. Jeszcze tylko pożegnam się z nimi. – Weszła do kuchni, gdzie przy stole siedziała cała rodzina.
- Tato, my już będziemy jechać. Mam nadzieję, że poradzicie sobie przez te kilka dni. Obiady będzie gotować mama Maćka. Pierogi są w zamrażarce. Bigos też. To na wszelki wypadek, gdyby pani Marysi coś nagle wypadło. Zostawiłam ci tato pieniądze na zakupy, ale nie chodź sam. Jasiu wyręcz ojca chociaż w tym, dobrze?
- Nie martw się. Ja tu będę nad wszystkim czuwał. Gdyby coś się działo, to dam ci znać.
Ucałowała ich wszystkich i już po chwili jechali w stronę stolicy.

- No, jesteśmy. – Marek otworzył drzwi na całą szerokość.
- Wchodźcie. Daj tą torbę Ula. – Z ulgą pozbyła się ciężaru.
- Maciek zanieś swoją do pierwszego pokoju. Tam będziesz spał. Ula nastawisz expres? - Rozebrała się i poszła do kuchni. Marek dołączył do Maćka.
- Myślę, że będzie ci tu wygodnie.
- Na pewno. Nie przejmuj się. Ja nawet zasnę z głową na kamieniu. A Ula? Który pokój dla niej wybrałeś? – Marek zmieszał się, co nie uszło uwadze Maćka.
- Aaa… rozumiem. Sorry, że pytałem.
- Maciek, to nie jest tak, jak myślisz. My już raz spaliśmy razem, ale nawet jej nie dotknąłem i nie mam zamiaru tego robić. To ona zdecyduje, rozumiesz? Ja nie będę jej ponaglał. My tylko śpimy razem, obok siebie, nic więcej.
- Marek. Przecież nie musisz mi się tłumaczyć. To jest wasza sprawa, a ona jest dorosła. Ale szanuję cię za to, co powiedziałeś. To bardzo dobrze o tobie świadczy.
- Rozpakuj się spokojnie. Potem coś zjemy i przy okazji omówimy niektóre rzeczy.
Zaniósł torbę Uli do swojego pokoju i szybko rozpakował. Wrócił do salonu, gdzie Ula ustawiała filiżanki z parującą kawą. Podszedł do niej i przytulił się. Spojrzała w jego szczęśliwe oczy.
- To, co na tą kolację zrobimy?
- Kupiłem kiełbaski, ser, jajka, są pomidory i ogórki i cała fura różnego pieczywa. Kupiłem też śledzie, ale wiem, że ich nie jesz. Może Maciek będzie miał ochotę.
- A masz cebulę i majonez? – Pokiwał twierdząco głową. – To wstawię trochę jajek i zrobię pastę jajeczną. Jadłeś kiedyś?
- Chyba nie.
- Jest naprawdę pyszna i idealna do kanapek. W dodatku bardzo szybko się ją robi. Zanim przyjdzie Maciek, ja pokroję cebulę i ogórki.
- Zanim przyjdzie Maciek, ty pokroisz cebulę, a ja pokroję ogórki. Będzie szybciej. – Cmoknęła go w usta.
- Dobrze mój pomagierze. W takim razie bierzmy się do roboty.

Faktycznie robota w kuchni poszła im bardzo sprawnie. Nawet nie minęło pół godziny, jak zasiedli przy zastawionym stole.
- Jak myślicie, od czego zaczniemy?
- Od pomysłów na kolekcje. Ula ma kilka świetnych, więc możemy coś wybrać. Powiedz mu, co wymyśliłaś.
- Możemy przedstawić propozycje kilku kolekcji. Zrobić symulację kosztów każdej z nich i symulację zysków. Potem zliczyć wszystko razem i zobaczyć jak będzie się kształtował zysk na przestrzeni roku. Pomyślałam, że można by było pomyśleć o eleganckich sukniach dla kobiet w ciąży i przy tej okazji zrobić kolekcję dla dzieci od trzech do dziesięciu lat. Trzeba by było tylko przekonać Pshemko do tej ostatniej. Może nie chcieć projektować dla maluchów uznając, że to profanacja jego talentu. Trzecia kolekcja, to ukłon w stronę młodzieży. Ciekawe sportowe kurtki, bluzy i spodnie. Mistrz ma fantazję, więc na pewno coś wymyśli. Oprócz tego stała pozycja, kolekcja letnia. Do tych czterech możliwości zrobilibyśmy cztery mini prezentacje a wszystkie ich zalety, wyliczenia i wnioski, ujęlibyśmy w tej głównej. Maciek przyjrzał się firmom naszym i zagranicznym i też ma swoje propozycje.
- Faktycznie. Przeanalizowałem to wszystko i niektórych rzeczy naprawdę nie rozumiem. Dlaczego na przykład szyją dla nas firmy z Chin. Koszty transportu są niebotyczne. Znacznie taniej i bliżej byłoby sprowadzać z Litwy, Ukrainy, albo z Białorusi. Zasięgnąłem języka i dowiedziałem się, że jest tam spora ilość szwalni i to w pobliżu granicy. Byłoby szybciej i taniej. Pozostaje jeszcze sprawa dystrybucji. Na razie nie możemy pozwolić sobie na otwarcie nowych sklepów, pomyślałem więc, że dobrze by było założyć stronę internetową z ciekawą ofertą lub wynająć powierzchnię do sprzedaży. Jestem pewien, że koszty wynajmu szybko by się zwróciły. Firma jest znana i kolekcje dobrze się sprzedają. Ula ma jeszcze jeden pomysł, ale niech ci o nim powie sama.
- Dowiedziałam się, że nasza firma ma dwa ogromne magazyny, w których od lat zalegają niesprzedane końcówki kolekcji. Marnujemy nie tylko ładne ubrania, ale też powierzchnię magazynową. Pomyślałam, że kolekcje moglibyśmy sprzedać po obniżonej do połowy cenie, ludziom z mniej zasobnymi portfelami. Trzeba by było przeznaczyć na to trochę gotówki na pralnie, bo suknie na pewno nie są pierwszej świeżości, skoro tak długo wiszą. No to na razie tyle, jeśli chodzi o nasze pomysły. – Marek słuchał tego, co mówili z otwartą buzią. Otrząsnął się z szoku i wyjęczał.
- Boże. Jesteście genialni. Ja nigdy nie wpadłbym na coś takiego.
- Marek, to nie było takie trudne. To zwykłe ekonomiczne myślenie. Teraz tylko musimy to dobrze ubrać w słowa i dobrze wszystko policzyć. – Marek spojrzał na zegar.
- Dzisiaj jest już trochę późno, ale jutro po solidnym obiedzie, na jaki was zapraszam po pracy, bierzemy się ostro do roboty.
Leżeli już w łóżku rozmawiając o czekającym ich wyzwaniu.
- Wiesz Ula, do końca życia będę wdzięczny Bogu, że postawił was na mojej drodze. Zawdzięczam wam tak wiele. Po raz kolejny ratujecie mnie z trudnej sytuacji.
- Nie możesz do tego tak podchodzić. To przecież nasza praca. Płacisz nam za nią, a my jesteśmy szczęśliwi, że nie musimy zmywać garów w obskurnych knajpach na obrzeżach Londynu. To byłby dla nas prawdziwy dramat, że po tylu latach nauki i po tylu wyrzeczeniach musielibyśmy w ten sposób zarabiać na życie. To ty nas uratowałeś a nie my ciebie.
- Nie będę się licytował, bo to bez sensu. Umówmy się, że pomogliśmy sobie nawzajem.
- I tak właśnie masz myśleć kochanie. – Uśmiechnęła się ciepło do niego. Przytulił ją mocniej i pocałował żarliwie.
- Jesteś bardzo piękną i bardzo mądrą kobietą. Moim szczęściem i miłością na całe życie. Bardzo cię kocham. Dobranoc kotku. Śpij dobrze. – Wtuliła się w niego jes
zcze mocniej i prawie natychmiast zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz