19 marzec 2012 |
ROZDZIAŁ VIII
Dla Adama Turka, głównego księgowego F&D ten dzień nie zaczął się zbyt dobrze. Ledwo przyszedł do pracy już został wezwany do gabinetu swojego szefa. Stojąc przed jego drzwiami i przestępując z nogi na nogę przełknął nerwowo ślinę i przylizał rzadkie włosy. Zapukał i po usłyszeniu „proszę” niepewnie wszedł do środka. - Witaj Aleksiu. – Wyartykułował słabo. Febo skrzywił się paskudnie słysząc to określenie. - Ile razy mam ci powtarzać, żebyś mnie tak nie nazywał? Czy w ogóle coś dociera do twojej pustej głowy? Siadaj, nie stercz tak. Mamy dużo pracy a dla ciebie dodatkowo bojowe zadanie. – Turek przycupnął na brzegu krzesła i z obawą w oczach spojrzał na szefa. - Za dwa tygodnie odbędzie się posiedzenie zarządu, na którym musimy przedłożyć prezentacje zawierające wizję rozwoju firmy. Krzysztof odchodzi. Jest zbyt chory, by pracować. Musi wybrać nowego prezesa na swoje miejsce. Muszę nim zostać ja, nie ma innej możliwości. Ten nieudacznik Marek może tylko pogrążyć firmę. Nie ma nikogo lepszego ode mnie. Tylko ja zasługuję na to stanowisko, a ty mi w tym pomożesz. - Ja? – Odezwał się księgowy słabym głosem. – Jak ja mógłbym ci pomóc? Co ja mogę? - Nie doceniasz się Adam. Możesz bardzo dużo. Na początek przyniesiesz mi wszystkie zestawienia z ostatnich trzech lat. Potem przejdziesz się po korytarzu i spróbujesz zasięgnąć języka, czy Mareczek zabrał się za pisanie prezentacji i na jaki temat. Najlepiej by było, jakbyś umówił się na randkę z tą Cieplak. Możesz ją nawet upić, byleby puściła parę z ust. - Alex, ona się w życiu ze mną nie umówi. Wczoraj przyszła do mnie po jakiś segregator, a ja nie chciałem jej go dać. Powiedziałem, że muszę mieć twoją zgodę, a ona wyjechała mi z regulaminem i punktem o przepływie informacji między działami. Musiałem jej go dać, bo po prostu sczyściła mnie i to w obecności moich bab. Nawet ją zapytałem, czy to potrzebne jej do napisania prezentacji, a ona mnie zapytała, czy pamiętnik piszę, że niby chcę to wiedzieć. Ona jest bardzo lojalna wobec Marka. Żadna randka z nią nie wyjdzie. - To może ten Szymczyk? - Co…, że niby z nim mam się umówić na randkę? - Nie kretynie. Masz się z nim umówić na piwo, wódkę, na co chcesz. Może on coś chlapnie. - Wątpię. Trzyma się z Ulką blisko i na pewno nie pójdzie na nic takiego. - W takim razie przyjdziesz jutro o siódmej i przekopiesz się przez ich biurka. Może coś znajdziesz. – Strapiony Turek podrapał się po niemal łysej głowie. - A jak nic nie znajdę? - Adam. Myśl pozytywnie. Myśl, że na pewno coś znajdziesz. A teraz przynieś mi to, o co prosiłem. Aha. Idź też do Pshemko i zapytaj, czy zrobiłby kilka szkiców do mojej prezentacji. Muszę do niej dołączyć załączniki graficzne. - On się nie zgodzi. Nienawidzi cię przecież. - Wiem, ale możesz chyba spróbować? Może będzie miał dobry humor? Idź już. Postanowił iść najpierw do pracowni. Postanowił też, że nie będzie się kajał przed mistrzem, lecz tym razem będzie bardziej asertywny. Energicznie otworzył drzwi i już od progu powiedział głośno i dobitnie. - Witam mistrzunia. – Pshemko podniósł głowę znad projektów i spojrzał na intruza. - Co osoba tu robi? Nie widzi kartki na drzwiach „Nie przeszkadzać”? A może osoba nie umie czytać? - Osoba? Jaka osoba? Mistrzuniu, przecież to ja, Adaś Turek. - Widzę. Czego chcesz. – Rzucił niechętnie Pshemko. - Przysłał mnie tu Alex z prośbą, żebyś zrobił dla niego kilka szkiców do prezentacji. - Kilka szkiców? Co sobie wyobraża ten włoski matoł, że ja nie mam nic do roboty, tylko będę dla niego szkicował? Po moim martwym trupie. – Tupnął ze złości nogą. - Powiedz mu, że jak się dwie niedziele do kupy zejdą, to wtedy ja dla niego zrobię te szkice, a teraz bądź łaskaw opuścić pracownię. - Ale mistrzuniu, nie możesz mu odmówić. - Ja nie mogę mu odmówić? A to niby dlaczego? - Bo jak zostanie prezesem, to może mistrzunia zwolnić. – Irytacja projektanta sięgnęła zenitu. - Jak on zostanie prezesem, to sam się zwolnię. Nie będę pracował dla tego fałszywca. Żegnam. Zniesmaczony Turek opuścił pracownię. – Aleksiu mnie zabije. – Pomyślał z trwogą. Nie minęło wiele czasu od wyjścia Turka z pracowni, gdy zawitała w niej Ula. - Witaj Pshemko. – Powiedziała łagodnie. – Masz chwilkę, bo jeśli nie to przyjdę później. - Urszula. Wejdź kochana. Muszę się odstresować. Czy ty wiesz, że ten włoski idiota przysłał tu Turka z prośbą, żebym zrobił szkice do jego prezentacji? - I co, podejmiesz się? - Nie żartuj nawet w ten sposób. Nigdy w życiu nie zrobię nic dla tego krętacza. - Wiesz. Ja w zasadzie przyszłam z podobną prośbą. Na pewno już Marek ci mówił, że Krzysztof nie wraca? - Tak wspominał, to bardzo smutne. - Właśnie. Teraz musi wyznaczyć następcę i zrobił konkurs na najlepszą prezentację. My swoją piszemy u Marka w domu. Tylko sza… to tajemnica. – Ściszyła głos do szeptu. - Wpadłam na pomysł trzech nowych kolekcji i chciałam to z tobą skonsultować. Jeśli nie będzie ci się podobało, to zrezygnujemy. Twoje słowo jest ostateczne i najważniejsze. Bez twojej zgody nie robimy nic. – Jej słowa mile połechtały ego mistrza. - Zaciekawiłaś mnie. Opowiadaj zatem. – Opowiedziała mu o swoich pomysłach tak, jak przedstawiła je Markowi. - Dla dzieci? – Skrzywił się. - Ja wiem Pshemko, że wolisz projektować dla dorosłych, bo oni potrafią docenić twój kunszt i geniusz, ale pomyśl, przecież te ubranka też będą kupować dorośli dla swoich pociech. Cena ich na pewno nie będzie niska, a jeśli ktoś już zapłaci, to będzie uważał, żeby dziecko nie zniszczyło ubrania i nosiło je tylko od święta, a ubrania dla młodzieży, to też wyzwanie. Jeśli ty go nie podejmiesz, to już chyba nikt, bo drugiego Pshemko nie ma w tym kraju. Młodzież, to prawie dorośli, a tobie pomysły tryskają z głowy, jak fontanna. Są genialne, świeże i ponadczasowe. Tylko ty jesteś w stanie udźwignąć ciężar takich wyzwań. – Popatrzył na nią uważnie. - Czy ty nie przesadzasz Bella? W tym kraju jest wielu projektantów. - To prawda. – Zgodziła się. – Ale drugiego takiego jak ty, nie znam. Nikt nie zna, bo go nie ma. – Mistrz pod wpływem jej słów niemal unosił się nad fotelem, na którym siedział. - Urszulo. Przekonałaś mnie. Trochę pomyślę i postaram się zrobić kilka szkiców do każdej z kolekcji. Po trzy wystarczy? To razem będzie dwanaście. - Dziękuję Pshemko. – Uściskała go. – Jesteś wielki. Świat ci tego nie zapomni. – Powiedziała górnolotnie i szybko pobiegła do Marka podzielić się dobrą nowiną. Wpadła jak burza do jego gabinetu krzycząc od drzwi. – Marek! On się zgodził! Nawet na kolekcję dziecięcą się zgodził! Wyobrażasz sobie! Podszedł do niej i zatopił się w jej radosnych, szczęśliwych błękitach. - Nie wiem jak to zrobiłaś kochanie, ale po dzisiejszym dniu sądzę, że nawet diabła byś przekonała, żeby przypiął skrzydła. – Wtulił się w jej pełne usta. – Co ja bym bez ciebie zrobił mój aniele? Oderwał się od niej i pociągnął na kanapę. - To jeszcze nie wszystko. Pshemko mówił, że przede mną był u niego przysłany przez Alexa, Turek, też w sprawie szkiców do prezentacji. Pshemko spuścił go na szczaw. Nawet nie chciał słyszeć o tym. Plus dla nas. On obiecał, że zrobi po trzy szkice do każdej z kolekcji. Wspaniale prawda? – Marek z uśmiechem przyglądał się jej podekscytowaniu. Była w swoim żywiole. Najszczęśliwsza wtedy, gdy jej się coś udało. A udawało jej się często. - Ty jesteś wspaniała. – Przytulił ją do siebie. – Najwspanialsza istota pod słońcem. – Spojrzał na zegarek. Dochodziła piąta. - Maciek wrócił? - Wrócił. - To dobrze. Zbieramy się. Jedziemy na obiad, a potem zajmiemy się prezentacją. Najedzeni do syta wrócili na Sienną. Porozkładali dokumenty. Wszędzie leżały segregatory, a oni wprowadzali dane do trzech laptopów. Każdy swoją część. O ósmej poszła zrobić im kolację. Byli zmęczeni. Całodzienne wlepianie oczu w monitor kończyło się ich bólem i zaczerwienionymi spojówkami. - Dużo zrobiliśmy dzisiaj. Jutro dokończymy, a pojutrze zaczniemy pisać. Będzie dobrze. Zdążymy. – Uśmiechnął się do nich. – Dzięki wam zdążymy. - Nie mów tak Marek. – Odezwał się Maciek. – Sam też wypruwasz sobie żyły. Wszyscy ciężko pracujemy. Nasza prezentacja będzie lepsza. Zobaczycie. - Święte słowa. – Zakończyła Ula. - Amen. – Podsumował Marek. Wszyscy parsknęli śmiechem. Następnego dnia rano drzwi windy na piątym piętrze otworzyły się i wychyliła się z nich skąpo owłosiona głowa Adasia Turka. Rozejrzał się nerwowo dookoła z zadowoleniem stwierdzając, że nie ma żywej duszy. Drobnym truchtem przebiegł odległość dzielącą go od sekretariatu Dobrzańskiego. Ponownie zlustrował okolicę i zatarł ręce. - Co my tu mamy? – Zapytał sam siebie. Przejrzał kilka dokumentów leżących na biurku Uli, podrapał się po głowie i jęknął. - Kurrrteczka! Nic nie mamy! Zobaczmy, co u Maciusia. Przeleciał przez biurko Szymczyka jak huragan, ale bez powodzenia. Wyciągnął z kieszeni kawałek grubego drutu, wygiął go i spróbował otworzyć szuflady. Udało się. Systematycznie przeglądał jedną po drugiej, ale nie znalazł niczego, co mogłoby dotyczyć prezentacji. - Co robić, co robić… - Nerwowo spojrzał na drzwi gabinetu dyrektora. Zerwał się z krzesła i pognał do recepcji. Z zadowoleniem odnalazł właściwy klucz. - Mam! Znalazłem! – Krzyknął radośnie i wrócił z powrotem do sekretariatu. Bez trudu otworzył gabinet i równie łatwo poradził sobie z szufladami biurka. Usiadł na krześle i zagłębił się w lekturze. Tak się zaczytał, że nawet nie zwrócił uwagi na upływający czas. - Szukasz czegoś konkretnego? Może pomożemy? – Usłyszał nagle. Zerwał się jak oparzony z dyrektorskiego fotela i z przerażeniem zobaczył stojących w drzwiach gabinetu: Marka, Maćka i Ulę. - Yyy… Ja tylko… - Co, ty tylko? Tylko przyszedłeś na przeszpiegi? – Marek wlepił oczy w twarz księgowego lekko je mrużąc. - Hee… Hee… Marek, hee… No co ty, ja? - A co, jesteś klonem Adasia Turka? - Hee… Hee… Zabawny jesteś… - Naprawdę? - Udał zdziwienie. - Nie wiedziałem, bo w sytuacji, jaką tu zastałem, to chyba nie ma nic zabawnego. Wiesz, kiedy będę się śmiał? – Turek rozpaczliwie pokręcił głową. - Będę się śmiał, jak wygram konkurs, zostanę prezesem i wyrzucę cię z firmy na zbitą twarz. To dopiero będzie zabawne. - Zostawcie mnie z nim samego. – Zwrócił się do swoich asystentów. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, zdjął płaszcz i wrogo spojrzał na trzęsącego się Adama. - Siadaj. – Wysyczał. – Jeszcze nie skończyliśmy tej interesującej rozmowy. Przyszedłeś poszperać z własnej woli, czy przysłał cię tu Alex? - Alex? No co ty… – Adam wzruszył ramionami. - Czyli to twoja inicjatywa? Śmiem wątpić. Chcesz podwyżki, czy premii? Co ci obiecał? - Marek. Przecież on mi nic nie obiecywał. - No dobrze. W takim razie oświeć mnie proszę i powiedz, czego szukałeś z taką determinacją? Musiałeś chyba dzisiaj wstać wcześniej niż zwykle? - Aaa… Nic takiego… Tak sobie tylko przeglądałem. - I tylko dla chęci przeglądania włamałeś się do mojego biurka i do biurek moich asystentów? Adam, proszę cię nie obrażaj mojej inteligencji. Nie jestem idiotą. Już dzisiaj wystąpię z pismem do zarządu o zwolnienie dyscyplinarne dla ciebie. Złożę również pozew w sądzie cywilnym o szpiegowanie i działanie na niekorzyść firmy. Nie daruję ci tego. Być może w całej tej aferze jesteś najmniej winny, bo wiem, że stoi za tym Febo, ale to ty poniesiesz najcięższe konsekwencje. Już nigdy, zapewniam cię, już nigdy nie dostaniesz pracy. Ja dopilnuję tego osobiście. Wystawię ci taką opinię, że żadna firma cię nie przyjmie. – Wyjął z kieszeni komórkę i włączył dyktafon. Turek był przerażony. - Marek błagam cię, nie rób tego, ja mam raty do spłacenia. Wziąłem dwa duże kredyty. Co ja teraz zrobię? - A cóż mogą mnie obchodzić twoje raty? Człowiek musi ponosić konsekwencje swoich czynów, a ty dopuściłeś się jednego z najgorszych. – Powiedział obojętnym tonem. Desperacja Adasia sięgnęła zenitu. - Dobrze powiem ci. To Alex kazał mi tutaj przyjść o siódmej rano. Powiedział, że nikogo nie będzie i mam poszukać czegoś na temat prezentacji. - I co, znalazłeś coś? – Rzucił na pozór znudzonym tonem obracając komórkę w dłoni. - No właśnie nie. Nie piszecie jej? - A po co ci ta wiedza i tak stąd wylecisz. Takie informacje nie są ci już do niczego potrzebne. Nagrałem cię i mam zamiar puścić to nagranie ojcu. Niech się dowie, jak uczciwie przygotowuje prezentację jego pupil Alex. Być może, że wylecicie obaj. Wtedy nareszcie będę miał święty spokój. Zapewniam cię, że zbieranie puszek po piwie może być miłym zajęciem, a zbieranie w towarzystwie ulubionego szefa, to już naprawdę duża przyjemność. A teraz zejdź mi z oczu. Nie chcę cię tu więcej widzieć. Trzęsąc się i dygocząc Adam Turek opuścił dyrektorski gabinet. - Ula, Maciek, chodźcie! - Zawołał Weszli do środka zamykając za sobą drzwi. - Dziękuję kotku, że pogoniłaś nas dziś rano. Gdyby nie to, nie złapalibyśmy go na gorącym uczynku. Nagrałem go. Posłuchajcie. – Puścił im nagranie. - A to wredna szuja. – Maciek zacisnął pieści. – I jeden i drugi. Co z tym teraz zrobisz? Wykorzystasz to? - Na razie nie mogę. Ojciec nie wydobrzał całkiem. Taka historia mogłaby się odbić na jego zdrowiu. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Zachowam to nagranie. Nawet przegram je na płytę, żeby mieć pewność, że nie ulegnie zniszczeniu. Na pewno je wykorzystam. Nie puszczę tego płazem. Wreszcie ktoś musi utrzeć nosa temu intrygantowi. Już tydzień ślęczeli nad prezentacją. Oni pisali poszczególne części, a Ula liczyła i ubarwiała strony licznymi wykresami. Zamknięta u Marka w pokoju puszczała w kółko tę symfonię, która zapadła jej głęboko w serce i uparcie podliczała długie kolumny cyfr. Marek wszedł właśnie do pokoju i uśmiechnął się szeroko na widok siedzącej po turecku ukochanej. - Jak ci idzie kotku. – Przysiadł obok. - Właśnie kończę. Nie uwierzysz, ale zysk z tych czterech kolekcji plus prognozowana sprzedaż przez internet tych ciuchów z magazynów daje kwotę czterech i pół miliona. - Żartujesz? - Ani trochę. Sprawdzałam dwa razy. Nie ma pomyłki. Świetnie prawda? – Spojrzała na niego roziskrzonym wzrokiem i uśmiechnęła się uroczo. Zamknął ją w swoich ramionach i pocałował czule. - Jesteś ekonomicznym geniuszem kochanie. Ta symfonia jeszcze ci się nie znudziła? Puszczasz ją na okrągło. - Przeszkadza wam? – Spytała smutno. - Ależ skąd. W salonie ledwo ją słychać. – Zaprzeczył. – Jeśli tak ci się podoba, to puszczaj sobie tyle razy, ile tylko chcesz. Przyszedłem ci powiedzieć, że zamówiłem chińszczyznę na kolację. Dla nas wziąłem sushi, a dla ciebie chińskie pierożki z kurczakiem. Zmęczona jesteś i nie masz siły na gotowanie. Działasz już od tylu dni na wysokich obrotach, że aż się boję, żebyś tego nie odchorowała. Uśmiechnęła się do niego promiennie i pogładziła go po policzku. - Nie martw się. Nic mi nie będzie. Jestem przyzwyczajona do ciężkiej pracy. Przytuliła się do niego. Tak miło było siedzieć razem i słuchać rzewnych dźwięków skrzypiec. Ta muzyka poruszała najwrażliwsze struny jej duszy. - Kocham ten fragment. Cała symfonia jest piękna. I pomyśleć, że Berlioz miał zostać lekarzem. Zmarnowałby taki talent. - Masz rację. A wiesz, dlaczego nazywają ją symfonią miłości? – Pokręciła przecząco głową. – Berlioz kochał się nieszczęśliwie w pewnej Angielce. Była aktorką. Początkowo nie odwzajemniała jego uczuć, choć później faktycznie została jego żoną. Ta symfonia, to jego najlepsze dzieło. Napisał ją na podstawie własnych przeżyć i tej romantycznej miłości. – Przytulił usta do jej skroni. - Mamy większe szczęście niż on. My się kochamy i nie musimy umierać z nieodwzajemnionego uczucia. Nigdy nie wierzyłem w porywy serca i w wielką miłość, a teraz sam jej doświadczam bardzo intensywnie i nie zamieniłbym tego uczucia na nic innego. Jestem bardzo szczęśliwy, dzięki tobie Ula. - I ja jestem szczęśliwa, jak żadna kobieta na świecie, że mam ciebie. – Usłyszeli dzwonek do drzwi. - To chyba kolacja. – Pomógł jej wstać i przeszli do salonu. Maciek już rozkładał talerze na stole. - Chodźcie jeść. Jest jeszcze ciepłe. - Ula skończyła liczyć Maciek. Wiesz, jaki wygenerowała zysk? Cztery i pół miliona. - No nieźle. Nie do wiary. - No, sam nie mogłem w to uwierzyć, ale liczyła dwa razy i jest pewna tego, co mówi. - Fantastycznie. Niedługo skończymy, a potem tylko będziemy czekać na zarząd. - Pomyślałem sobie, że jak będziemy drukować, to od razu w trzech egzemplarzach. Nie chciałbym zanosić tego do firmy i tam kserować, bo to ryzykowne. Sami byliście świadkami, do czego zdolny jest Alex. - Marek pokręcił głową. - Masz rację. – Odezwała się Ula. – Zrobimy tak, jak mówisz. Lepiej dmuchać na zimne. Alexander Febo podniósł słuchawkę telefonu i usłyszawszy w niej głos księgowego rzucił nie znoszącym sprzeciwu tonem. - Adam. Do mnie. Nie minęło pięć minut i w gabinecie pojawił się on sam. Stanął niepewnie blisko drzwi, jakby miał zamiar za chwilę ewakuować się z tego miejsca. Febo spojrzał na niego pogardliwie. - No, co tak stoisz, jak wmurowany. W podłogę wrosłeś? Siadaj i opowiadaj, co zdziałałeś. – Turek nerwowo potarł dłonie. - Nie jest dobrze Alex, nie jest dobrze… - Z czym nie jest dobrze? U Pshemko byłeś? - Byłem. On kategorycznie odmówił, choć nastraszyłem go, że jak zostaniesz prezesem to możesz go zwolnić. – Na twarz Alexa wypełzły czerwone plamy spowodowane irytacją. - Ty już do reszty zgłupiałeś? Po co miałbym go zwalniać? Kto by wtedy projektował? Ty? – Rzucił złośliwie. Turek nerwowo przestępował z nogi na nogę mnąc w dłoniach róg swojej marynarki. - Kopałeś u Dobrzańskiego? – Słysząc to pytanie księgowy prawie zemdlał. Nie miał pojęcia jak powiedzieć swojemu szefowi o tej wpadce, choć miał świadomość, że jeśli mu sam nie powie, ten wcześniej czy później i tak się dowie, a wtedy może być znacznie gorzej. - Kopałem. – Powiedział cicho. Febo przyjrzał mu się badawczo. - Adam, czy ja muszę cię ciągnąć za język? Wykrztuś wreszcie. Znalazłeś coś? – Wysokie czoło Turka przyozdobiły krople potu. - Nie… To raczej oni mnie znaleźli… - Alex nerwowo podszedł do niego i złapał za ramiona. - Jak to cię znaleźli? – Wysyczał. – Przyłapali cię? Gdzie? - W gabinecie Marka, jak czytałem dokumenty. – Jakby wzrok mógł zabijać, to z Turka zostałoby tylko martwe truchło. - Ty cholerny kretynie! – Wrzasnął. – Zdajesz sobie sprawę, co narobiłeś? Przecież on mi teraz nie daruje! Na pewno poleci z tym do ojca. - I będzie miał z czym. On mnie nagrał. Na dyktafon. – Furia Febo sięgnęła zenitu. - No to po nas. Co mu powiedziałeś? - On chce mnie zwolnić. Powiedział, że zaraz wystąpi do zarządu o zwolnienie dyscyplinarne dla mnie i wniesie pozew do sądu o szpiegowanie i działanie na niekorzyść firmy. Broniłem się i wtedy mu powiedziałem, że to ty mnie przysłałeś. – Alex stanął oniemiały na środku pokoju i zjadliwym głosem powiedział. - Że ja cię przysłałem? Ja cię nigdzie nie posyłałem. Nic nie wiem na ten temat. - Ale… jak to? Przecież… sam…. - Nie mój drogi, ja wyprę się wszystkiego, on nic mi nie udowodni. Nie ma żadnych dowodów na mnie. Twoje słowo przeciwko mojemu. Jak myślisz, komu Krzysztof uwierzy? – Turek prawie płakał. - I co, pozwolisz, żeby mnie zwolnili? - A coś ty myślał! Za głupotę się płaci, a ty byłeś wyjątkowo głupi. Idź się lepiej pakować. Nie znoszę idiotów. – Rzucił na koniec pogardliwie za wychodzącym księgowym. – Co za debil. Jak będzie trzeba to do niczego się nie przyznam. Powiem, że nic nie wiem o tej inicjatywie Adama. Nikt mi nic nie udowodni. – Pokrzepiony taką myślą zabrał się z powrotem do pracy. Roztrzęsiony Maciek wpadł do gabinetu Marka i nerwowo usiadł na fotelu. - Co się stało przyjacielu? – Dobrzański spojrzał na niego zaniepokojony. - Marek, zwolnisz mnie na dzisiaj? Muszę pojechać do Rysiowa. Mama dzwoniła, że ojciec miał jakiś wypadek. Ciął drzewo na klocki i nieopatrznie przejechał piłą elektryczną po ręce. Rana jest głęboka i bardzo krwawi. Na pewno przeciął sobie jakieś naczynia. Będą mnie potrzebować i mojego samochodu też. Nie ma Uli, bo gdzieś wyszła i nie mogłem jej nic przekazać. Ona zostanie z tobą i skończy pisać to, co ja zacząłem. Ja przyjechałbym jutro prosto do pracy. - Nie ma sprawy Maciek. Jedź i dopóki będziesz tam potrzebny, to zostań tyle ile trzeba. My poradzimy sobie. Jeśli zajdzie taka potrzeba to jutro nie przyjeżdżaj do pracy. Jesteś potrzebny tam bardziej niż tu. Zmykaj już i daj znać, co z ojcem. - Dzięki Marek. Już uciekam. W niecała godzinę po tej rozmowie do gabinetu weszła Ula. - Marek nie wiesz, gdzie jest Maciek? Gdzieś wyjechał? Nie widzę jego rzeczy? - Wiem Ula. Jego ojciec miał wypadek. Uszkodził sobie rękę piłą elektryczną. Maciek musiał jechać, bo potrzebowali samochodu, żeby dowieźć go do szpitala. I tak będzie szybciej od karetki. Nie wróci dzisiaj. Zostaliśmy sami na placu boju kochanie. – Pogłaskała go po twarzy i czule spojrzała mu w oczy. - Nie martw się, poradzimy sobie. Już naprawdę niewiele zostało. Może nawet napiszemy dziś podsumowanie i końcowe wnioski? Głodna jestem. Pójdziemy coś zjeść? Kiszki mi marsza grają. – Cmoknął ją w nosek. - Pójdziemy i ja zgłodniałem. Pomógł jej ubrać płaszcz, sam narzucił swój i objęci wymaszerowali z biura. |
'Marcysia' (gość) 2012.03.19 19:21 |
Małgosiu, przeczytałam i jestem pod ogromnym
wrażeniem Twojego talentu i Twojego zapału... Matko, ile ja bym dała za
takie dobre teksty w tak krótkich odstępach czasu... :) Dziękuję za komentarz u mnie i zapraszam na nn :) |
MalgorzataSz1 2012.03.19 19:40 |
Marcysiu. Naprawdę nie musisz mi niczego zazdrościć, bo ja w swoim komentarzu pod Twoim opowiadaniem napisałam prawdę. Piszesz bez wątpienia pięknie, a mnie podoba się Twój styl i pomysł na opowiadanie. Na blog na pewno zajrzę. Pozdrawiam. |
waris (gość) 2012.03.19 19:52 |
Nie jestem użytkownikiem bloga. Trafiłam tutaj
za pośrednictwem bloga Moniki, która wstawiła link do swojego bloga na
forum Brzyduli, na którym jestem zarejestrowana. Wspaniale, że tu
trafiłam, bardzo się cieszę. Minęło już wiele czasu od emisji Brzyduli, a
mimo to, ten serial niezmiennie wywołuje we mnie silne emocje,
wzruszenie... Niesamowite, w jakim stopniu serial może działaś na
człowieka. Dziękuję Ci za ten blog, za twoje opowiadania. Bardzo tęsknię za Brzydulą, czytanie opowiadań sprawia mi ogromną frajdę i radość. Pozdrawiam, Ewa. |
MalgorzataSz1 2012.03.19 20:24 |
Ewo. Bardzo Ci dziękuję za ten wpis. Podobnie, jak Ty i ja bardzo tęsknię za Brzydulą. Bezustannie ubolewam, że nie nakręcili kontynuacji. Zostało tyle pytań bez odpowiedzi. Myślę, że to z tego powodu znalazło się tak wielu chętnych, by poprzez pisanie opowiadań dać upust swojej wyobraźni, co do dalszych losów bohaterów. Ja nie jestem tu wyjątkiem. Kocham ten serial i jestem pewna, że na zawsze zagościł w moim sercu. Pozdrawiam Cię serdecznie. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz