Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Symfonia miłości "- rozdział 9

19 marzec 2012
ROZDZIAŁ IX


Wrócili na Sienną i niemal z kopyta zabrali się za dokończenie prezentacji. Wyglądała imponująco. To, co wydrukowali do tej pory w trzech egzemplarzach Marek porozdzielał, wkładając między strony zapełnione treścią, liczne kolorowe wykresy. Ula usiadła z laptopem Maćka na kanapie i kończyła pisać ostatnie linijki tekstu. Spojrzała na dość grube trzy stosiki ułożone pieczołowicie przez Marka i uśmiechnęła się.
- Nieźle to wygląda. Nie sądziłam, że aż tyle tego wyjdzie. Zakasujemy ich. Przed tobą najtrudniejsze zadanie, bo to ty będziesz musiał przedstawić cały plan na posiedzeniu zarządu. Dasz radę wszystko zapamiętać? – Usiadł obok niej i spojrzał na nią czule.
- Na pewno. Przecież też ją pisałem i dużo rzeczy utkwiło mi w głowie. Części przez was pisane przeczytam parę razy i też zapamiętam. Mamy jeszcze kilka dni. Bardzo jestem ciekawy, co przygotował Alex. Skoro przysłał Adama na przeszpiegi, to by znaczyło, że nie miał pomysłu i chciał go wykraść nam. Dobrze się stało, że nie pisaliśmy tego w biurze. Jestem pewien, że wtedy na pewno by coś wywęszył lub znalazł jakieś dokumenty.
- Tak miałeś dobry pomysł z tym pisaniem. Zrobisz kawy? Ja tymczasem dokończę pisać.
- Zrobię. Zaraz przyniosę.

Przeciągnęła się rozkosznie prostując obolałe plecy. Nareszcie koniec. Napracowali się solidnie, ale było warto. Wszystko jest dokładnie przemyślane, policzone i napisane. Teraz mogą wreszcie trochę odetchnąć.
- Marek! Skończyłam! – Wyszedł z łazienki odziany w szlafrok wycierając ręcznikiem mokre włosy.
- Wspaniale. Jeśli masz ochotę na kąpiel, to idź. Ja porozdzielam tą resztę i powkładam do teczek. Potem zrobię nam kolację.
Z wielką ochotą weszła pod ciepły prysznic. Poddawała się z przyjemnością kroplom wody zmywającym z niej zmęczenie z całego dnia. Tego właśnie potrzebowała. Woda rozluźniła jej spięte mięśnie i przyniosła spodziewaną ulgę. Wytarła energicznie ciało i ubrała koszulkę. Opatulona w szlafrok poszła do kuchni, gdzie Marek kończył szykować kolację.
- Pomóc ci?
- Nie trzeba kochanie. Już wszystko gotowe. Siadaj. Zaraz podam herbatę. – Zasiedli do posiłku. Z przyjemnością przyglądał się jej, jak je. Pałaszowała z apetytem. Zachichotał. Podniosła na niego zdziwiony wzrok.
- Co cię tak bawi?
- Ta sytuacja mnie bawi. Zawsze to ja mruczę z zadowolenia, gdy jem coś przyrządzonego przez ciebie, a dzisiaj to ty wyglądasz, jakby smakowało ci to, co przygotowałem.
- Bo naprawdę mi smakuje. To jest pyszne. Wyrabiasz się mój drogi. Jeszcze trochę, a to ty będziesz lepił pierogi. – Roześmiał się serdecznie.
- Nie kochanie, na pewno nie. Ja nigdy nie doszedłbym do takie wprawy. Tę czynność zostawiam już tobie, ale takie kolacje mogę robić codziennie. – Pogroziła mu palcem.
- No. Trzymam cię za słowo.
Była dopiero dziewiąta, ale postanowili, że położą się wcześniej. Przez ostatnie dni, to snu brakowało im najbardziej. Kładli się bardzo późno i wstawali skoro świt. Kolejny raz przytulił się do niej. Uwielbiał czuć ciepło jej ciała i jej zapach, choć ten ostatni drażnił jego zmysły i powodował za każdym razem przypływ fali pożądania. Nie wiedział, jak długo da jeszcze radę panować nad tym. Z każdym dniem, a właściwie z każdą nocą spędzoną u jej boku było to coraz trudniejsze. Chyba w całym swoim życiu nie miał tak długiego okresu abstynencji. Gdyby nie kochał jej tak bardzo, pewnie zaspokoiłby swoje pragnienie z przypadkowo spotkaną kobietą, ale wiedział, że nigdy już tego nie zrobi. Nigdy nie mógłby zranić w ten sposób tej cudnej istoty. Wolał męczyć się i czekać, bo wiedział, że nagroda będzie wspaniała.
Przywarła do niego całym ciałem układając głowę w zagłębieniu jego szyi. Znał już ją dobrze i wiedział, że w takiej pozycji najbardziej lubiła zasypiać, wtulona w niego, jak kociak.
- Kocham cię. – Wymruczała cicho. – I bardzo cię pragnę. – Spojrzał na nią nie wierząc w to, co przed chwilą padło z jej ust.
- Jesteś tego pewna? – Zapytał drżącym z emocji głosem. Oderwała się od niego i zatopiła wzrok w jego dużych oczach.
- Bardzo pewna, ale i pełna strachu. Boję się i wstydzę. – Spuściła wzrok.
- Zapewniam cię kochanie, że nie masz czego się bać. Ja nie zrobię ci krzywdy i będę bardzo, ale to bardzo delikatny.
Przylgnął do jej ust muskając je lekko jak wiatr swoimi. Jego pożądanie rosło a wraz z nim intensywność jego pocałunków. Miażdżył jej wargi żarliwie i z coraz większą pasją. Ona oddawała je równie namiętnie. Objął ją wsuwając dłoń pod cienki materiał koszulki. Z czułością gładził wszystkie te słodkie krągłości, których nie poskąpiła jej natura. Nawet nie wiedziała kiedy pozbawił ją tego jedynego skrawka materiału, który miała na sobie. Schodził pocałunkami niżej. Z nabożną czcią objął dłońmi jej pełne piersi i ucałował każdą z nich, delikatnie pieszcząc sutki. Odpływała. Jej pragmatyczne myślenie ukryło się gdzieś na obrzeżach jaźni. Poddała się tym pieszczotom zatracając się w nich zupełnie. Jęczała pod dotykiem jego dłoni i ust zostawiających gorące ślady na jej ciele. Gdy wdarł się pocałunkami w jej kobiecość, krzyczała drżąc pod wpływem błogich skurczów. Była gotowa by przyjąć tę miłość każdą cząstką swojego ciała i duszy. Jej jęki, krzyki i głębokie westchnienia były dla niego najpiękniejszą muzyką. Były, jak ta symfonia Berlioza, która porusza każdą strunę serca i zostawia trwały ślad we wszystkich zakamarkach umysłu. Nie podejrzewał nigdy, że uprawiając seks z kobietą, którą kochał najbardziej na świecie, może się aż tak zatracić. Nie przestając całować jej zmysłowych ust wchodził w nią powoli z największą delikatnością, pokonując kolejne bariery jej niewinności. Krzyczała, a w jej lazurowych oczach pokazały się łzy. Z czułością scałowywał je z jej policzków poruszając się powoli i przyzwyczajając ją do siebie. Podjęła rytm dopasowując się do ruchów jego ciała. Przywarł do niej mocniej, zwiększając intensywność pchnięć. Jej jęki doprowadzały go do szaleństwa. Poczuła nagle nadciągającą falę spełnienia podobnie jak on. Wreszcie nadeszła i rozlała się w ich ciałach powodując rozkoszny spazm i drżenie. Długo leżeli ściśle objęci dochodząc do siebie. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się łagodnie.
- Dziękuję ci. To było piękne, a ty byłeś bardzo subtelny.
- To ja ci dziękuję. Byłaś cudowna, wspaniała, jedyna. Kocham cię jak szaleniec.

Ocknął się następnego ranka przywołując pod powieki wydarzenia minionej nocy. Uśmiechnął się błogo i spojrzał na swoją ukochaną, która spała przyklejona do niego z głową ułożoną na jego piersi. Rozsypane włosy tworzyły wdzięczną aureolę wokół jej zaróżowionej od snu, pięknej twarzy. Była cudowna i cała jego. Bał się nawet oddychać, by nie zakłócić snu swojej księżniczce. Delikatnie odsłonił jej ciało odkrywając kołdrę. W świetle poranka wyglądała, jak anioł. Piękne, pełne piersi, które całował wczoraj z taką miłością. Wąska talia, płaski brzuszek, cudownie wysklepione łono i te fantastycznie smukłe nogi. Była ideałem. Istotą bez wad. Poczuł, że zadrżała a na jej ciele wykwitła gęsia skórka. Poruszyła się, mrucząc rozkosznie i nie otwierając oczu bezwiednie wyciągnęła dłoń w poszukiwaniu skrawka kołdry. Pomógł jej przykrywając ją z żalem z powrotem. Gdyby mógł, patrzyłby na nią bez końca. Skrzywiła się i otwarła ciężkie od snu powieki. Uśmiechnął się do niej radośnie i wtulił w jej ciepłe, pełne usta.
- Dzień dobry moje szczęście – Wyszeptał. – Wyspałaś się?
Kiwnęła głową. – Spało mi się cudownie. Miałam taki piękny sen.
- Tak? A o czym? Opowiesz mi? – Zauważył jak jej policzki pokrywają się tą uroczą czerwienią.
- Nie wiem… - Powiedziała niepewnie. – Nie wiem, czy powinnam.
- No… skoro tak zaczęłaś, to teraz musisz mi powiedzieć. – Pogłaskał ją po głowie. Spuściła wzrok.
- Śniło mi się, że ty i ja… no wiesz… - Roześmiał się rozbawiony.
- Skarbie, to nie był sen. My naprawdę kochaliśmy się wczoraj i było cudownie i pięknie. – Powiedział rozmarzonym głosem. – Ty byłaś cudowna. – Dokończył szeptem całując ją w skroń. – A teraz musimy już wstawać, bo nie dojedziemy na czas.

Wychodząc z samochodu pod firmą spotkali Sebastiana.
- Witajcie moi kochani. Dawno was nie widziałem. Dużo pracy, co?
- Żebyś wiedział. Przez kilka ostatnich dni pisaliśmy prezentację i rzeczywiście nie mieliśmy na nic czasu.
- To może umówimy się wszyscy po pracy. Gdzie macie Maćka?
- Już wczoraj wrócił do Rysiowa. Jego ojciec miał wypadek, a dzisiaj ja zawiozę tam Ulę. Musi się jeszcze spakować. Tak więc stary z dzisiejszego spotkania nici. Odłóżmy to lepiej po zarządzie. Może będziemy mieli co świętować?
- No ja myślę! Nie może inaczej być. Musisz wygrać. Nie będzie Febo pluł nam w twarz.
- Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby tak się stało Sebastian, a ty trzymaj za nas kciuki. – Wjechali na właściwe piętro i zajęli się pracą. Przed południem przyszedł Pshemko dzierżąc pod pachą jakąś teczkę.
- Witaj Urszulo. Marek jest?
- Pshemko! Cieszę się, że cię widzę. Właśnie myślałam o tobie.
- A ja o tobie. – Zniżył głos do szeptu i rozejrzał się nerwowo. – Przyniosłem ci te projekty, ale chciałbym, by i Marek rzucił na nie okiem.
- Oczywiście. Przecież to on będzie je omawiał na zarządzie. Chodźmy do niego.
Weszli do gabinetu. Marek widząc projektanta wyszedł zza biurka i przywitał się z nim wylewnie.
- Pshemko, przyjacielu, co słychać. Bardzo obciążyliśmy cię pracą i naprawdę jesteśmy ci wdzięczni, że podjąłeś się tak trudnego zadania. Z czym przychodzisz? Potrzebujesz czegoś? Jeśli tak, to zaraz to załatwimy.
- Nie Marco. Niczego mi nie trzeba. Przyniosłem te projekty i chciałbym, żebyś je obejrzał i powiedział, co o nich sądzisz. – Otworzył teczkę i rozłożył szkice na stole. Pochylili się nad nimi i oglądali z podziwem.
- Pshemko! One są piękne! Wspaniałe! Są genialne! Nikt inny nie mógł wymyślić nic równie fantastycznego. Mistrzu chylę przed tobą czoło. Jesteś wielki. Nikt nie zrobiłby tego lepiej, tylko tobie mogło się to udać.
Mistrz odpływał zalany falą tych pochwał. Te słowa były miodem wylanym na jego łase na pochwały ego.
- Cieszę się, że wam się podobają. W takim razie idę dalej tworzyć. – Pożegnali się z nim ponownie pochylili się nad szkicami.
- Są naprawdę wyjątkowe. On jest wielkim dziwakiem, ale posiada niezaprzeczalny talent
- To prawda. Proponuję, żebyś je włożył z powrotem do teczki i schował wszystko do swojej. W niej nikt nie będzie ci grzebał a biurko nie jest dobrym schowkiem.
- Masz rację kochanie. Musimy być ostrożni. – Wyjął dzwoniącą w jego kieszeni komórkę i spojrzał na wyświetlacz. – To Maciek.
- Halo. Maciek. No i jak sytuacja?
- No już w miarę dobrze, ale nie obyło się bez operacji. Miał nawet przecięte ścięgno. Gdyby go nie połatali, do końca życia miałby niewładną rękę. Chciałem cię prosić o kilka dni wolnego i robię to mając wyrzuty sumienia, bo wiem ile mamy pracy, ale oni mnie tu potrzebują.
- Maciek o nic się nie martw. Wczoraj skończyliśmy a dzisiaj Pshemko przyniósł projekty. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Wystarczy do końca tygodnia? W poniedziałek jest zarząd i nie ukrywam, że chciałbym cię tu mieć na miejscu.
- Spokojnie, wystarczy. Bardzo ci dziękuję.
- Naprawdę drobiazg. Dzisiaj wieczorem przywiozę Ulę. Beatka za nią bardzo tęskni a i pozostali też. Trzymaj się. Do zobaczenia.
- Wy też i jeszcze raz dziękuję.

Wyjęła torbę z szafy i zaczęła pakować swoje rzeczy. Nastawiła cicho odtwarzacz ze swoją ulubioną symfonią, by umilała jej ostatnie chwile pobytu u Marka. Wszedł do pokoju i smutno przyglądał się czynności, którą wykonywała. Podszedł do niej i przytulił ją.
- Będzie mi ciebie tu brakowało. Jesteś, jak powiew świeżego powietrza. – Uśmiechnęła się łagodnie gładząc go po policzku.
- Nie będzie. Przecież widzimy się codziennie w pracy.
- Przecież wiesz, że to nie to samo. Uwielbiam, gdy śpisz wtulona we mnie a ja mogę cię trzymać cały czas w ramionach.
- A ja kocham się przytulać do ciebie. Jesteś zawsze taki miękki i ciepły.
- Zamieszkaj ze mną. – Posmutniała.
- Kochanie. Przecież wiesz, jaka jest sytuacja. Ja nie mogę ich teraz zostawić. Betti jest jeszcze taka mała, potrzebuje mnie.
- Wiem Ula, ale przecież można to jakoś rozwiązać. Moglibyśmy w każdą sobotę tam jeździć. Pomagałbym ci w sprzątaniu i gotowaniu. Nauczyłbym się. I Beatce moglibyśmy poświęcić czas, żeby nie czuła się osamotniona. To taka mądra dziewczynka. Na pewno zrozumie. Jasiek jest już prawie dorosły i nie wymaga opieki, a na miejscu jest zawsze Maciek i gdyby coś działo się z twoim ojcem, z pewnością dałby nam znać. – Pocałowała go czule.
- Obiecuję, że się nad tym zastanowię. Teraz mamy na głowie zarząd, ale po nim bardzo poważnie o tym pomyślę. Trzeba by było uprzedzić też tatę. Nie mam pojęcia, jak zareaguje na wieść, że chcę się wyprowadzić.
- Dobrze skarbie. Dałaś mi nadzieję. Spakuj się spokojnie a ja idę uwolnić się od garnituru i przebrać w coś wygodniejszego.

Zatrzymał samochód przed domem Uli i pomógł jej wysiąść. Zabrał jej torbę i objął ramieniem ruszając w stronę drzwi. Weszli po cichu i zajrzeli do kuchni. Wszyscy siedzieli przy stole. Ojciec grzebał w starym zegarku a Jasiek droczył się z Beatką.
- No, tak. Siedzicie tu sobie a drzwi otwarte. Cały dom można wynieść a wy nawet nie zauważycie.
- Ulcia! – Beatka zerwała się z krzesła i przywarła do siostry. – Ale się za tobą stęskniłam. – Ula pochyliła się nad nią i ucałowała dziecięca buzię.
- Ja też się za wami stęskniłam. – Podeszła do ojca i uściskała go. Potem przywitała się z Jaśkiem. Betti zawisła na szyi Marka i przytuliła buzię do jego policzka.
- Za tobą też bardzo tęskniłam.
- I ja za tobą iskierko. Dobry wieczór panie Józefie. Dawno mnie tu nie było, a tu jak zawsze rodzinnie i ciepło. Witaj Jasiu. – Uścisnął dłonie obu Cieplakom.
Szczęśliwy Józef już krzątał się po kuchni szykując herbatę i ciasto upieczone przez mamę Maćka.
- Siadajcie kochani, siadajcie. Zaraz będzie herbatka. Opowiadajcie. Dużo mieliście pracy, co?
- Bardzo dużo. – Marek rozsiadł się wygodnie na krześle. – Ale na szczęście wczoraj skończyliśmy. Teraz tylko czekamy na zarząd i wybór nowego prezesa.
- A jak ojciec? Wydobrzał już?
- Tak. Jest już w domu, ale nie będzie mógł pracować, stąd ta nagła zmiana na tym stanowisku. Słaby jest jeszcze. Miał leżeć cztery tygodnie, ale jest tak uparty, że wymógł na lekarzu skrócenie tego okresu. Tak długo go męczył aż ten wreszcie się zgodził. Mama chucha na niego i dmucha, więc w domu szybciej powinien dojść do siebie.
- Tak. Z sercem nie ma żartów. Wiem coś o tym. Sam byłem parę dni temu u lekarza, ale na szczęście nie ma pogorszenia. Dodał mi kilka nowych leków na wzmocnienie.
- Fatalnie wypadł ten zarząd, bo w poniedziałek, a w piątek zaczynają się święta. Wyniki i tak będą znane dopiero po nowym roku. To nas będzie kosztowało sporo nerwów. Najgorsze jest czekanie i ta niepewność.
- Nie martw się synu. – Cieplak poklepał go po ramieniu. – Przy takich pomocnikach na pewno ty
obejmiesz ten fotel. Oboje są zdolni i mają głowy do ekonomii. Byli najlepsi na roku a to o czymś świadczy.
- Wiem panie Józefie, zdążyłem już się o tym przekonać i bardzo doceniam pracę ich obojga. Są naprawdę świetni.
Posiedział jeszcze trochę mile gawędząc z tą sympatyczną rodziną. Usadowiona na jego kolanach Betti zasnęła, nie dopominając się nawet o bajkę. Zaniósł ją do łóżeczka i troskliwie okrył kołdrą.
- Będę już wracał kochanie. Późno jest, a ty też musisz się wyspać. Do jutra skarbie. – Wtulił się w jej ciepłe wargi i pocałował gorąco. Pożegnał się z resztą rodziny i odjechał.

Poniedziałek zaczął się nerwowo. Od rana byli spięci i mimo, że to na Marku spoczywał cały ciężar przedstawienia prezentacji, to i oni byli nie mniej zestresowani.
- Pamiętasz wszystko? – Spytała zaniepokojona Ula.
- Myślę, że tak. Chyba z dziesięć razy przeczytałem te części pisane przez was. Prześledziłem wykresy i część multimedialną. Poradzę sobie. Przynajmniej taką mam nadzieję. Dużo tego jest, ale dzięki temu, że jest tak logicznie usystematyzowane, łatwiej wchodzi do głowy.
Do gabinetu wszedł Krzysztof i obrzucił całą gromadkę ciepłym spojrzeniem.
- Witajcie moi drodzy. Jesteście gotowi?
- Cześć tato. Jesteśmy. A ty jak się czujesz?
- Dobrze. Chyba wróciłem do dawnych sił. Mama nie pozwala mi się przemęczać. – Spojrzał na zegarek. – To co, za dziesięć minut w konferencyjnej. Alex i Paulina też są gotowi. W takim razie czekam na ciebie. – Po wyjściu Krzysztofa wziął głęboki oddech.
- Będę się zbierał kochani. Chyba wziąłem wszystko. Trzy egzemplarze są. Projekty są i płyta. Laptop już tam jest. – Obrzucił ich pogodnym spojrzeniem. – Mam nadzieję, że nasza ciężka praca nie pójdzie na marne. Musimy wygrać. Trzymajcie mocno kciuki.
- Ja też trzymam. – Do gabinetu wszedł Olszański. – Połamania nóg stary. – Poklepał go po
ramieniu. – Będzie dobrze.

Wszedł na salę konferencyjną, na której byli już wszyscy. Przywitał się i usiadł przy szklanym stole. Krzysztof rozpoczął posiedzenie. Postanowił, że najpierw przedstawi prezentację Alex, a potem Marek. Febo z pewną siebie miną podszedł do laptopa i umieścił w nim płytę. Zaczął się pokaz i omawianie każdego punktu. Marek słuchał tego uważnie. Był ciekawy, czy jego największy rywal wpadł na podobne pomysły. Ale nie… To, o czym mówił nie było czymś tak rewolucyjnym jak pomysły jego asystentów. Owszem zawarł w prezentacji kilka propozycji oszczędności i zysków, ale były one mało znaczące i nie przyniosłyby w krótkim czasie spodziewanych profitów. Wreszcie przyszła kolej na niego. Był już spokojny, bo zyskał pewność, że to, co za chwilę powie może być dla obecnych dużym i miłym zaskoczeniem. Wziął głęboki oddech i zaczął. Wyłuszczał punkt po punkcie popierając swoje słowa prezentacją multimedialną i projektami zrobionymi przez Pshemko. Słuchali go w ciszy i skupieniu. Febo nerwowo poluźnił fioletowy, jedwabny szaliczek, którym przewiązana była jego szyja. – Skąd ten nieudacznik wziął takie pomysły? – Wiedział, że w świetle tego, co przedstawił do tej pory Dobrzański, jego prezentacja wypadła raczej blado. A to jeszcze nie koniec, bo Marek dopiero się rozkręcał. Właśnie skończył omawiać cztery kolekcje i przeszedł do propozycji związanej z przeniesieniem zamówień z Chin na Białoruś i Ukrainę, a przecież jeszcze pozostała do omówienia sprawa magazynów ze starymi kolekcjami. Produkował się od dobrych dwóch godzin sięgając co chwilę po wodę z cytryną, bo od gadania zasychało mu w gardle. Wreszcie skończył i odetchnął z ulgą.
- Czy są jakieś pytania odnośnie obu prezentacji? – Helena poruszyła się niespokojnie.
- Ja chciałabym tylko wiedzieć, jakie zyski są przewidywane, jeśliby wdrożono w życie propozycje zawarte w prezentacjach. Jaki przewidujesz u siebie Alex?
- Mój liczę na dwa miliony.
- A u ciebie Marek? – Uśmiechnął się złośliwie do Febo.

- Ja mój wyliczyłem bardzo precyzyjnie i mogę powiedzieć, że przy tych założeniach wygeneruję zysk rzędu czterech i pół miliona. – Zamurowało ich. Spoglądał na ich zaskoczone miny i triumfował. Szczególnie mina Alexa była bezcenna. Wiedział, że dla takiej chwili, by zobaczyć tą minę, warto było się tak męczyć.
- To niemożliwe. – Powiedział Febo odzyskawszy głos.
- Ależ jak najbardziej możliwe. Na końcowych stronach prezentacji jest przeprowadzona szczegółowa kalkulacja. Krok po kroku. Każda pozycja. I uwierz lub nie, nie chce być inaczej. Za każdym razem wychodzi dokładnie taka kwota.
- Chciałbym to zobaczyć.
- Proszę bardzo, ale tutaj. Nie pozwolę ci tego stąd wynieść. Możesz to sprawdzić przy nas.
- A czego tak się boisz? Że wytargam z niej kartki? – Powiedział ironicznie.
- Nie Alex. Boję się, że możesz je podmienić tak, jak zrobiłeś to przy ostatniej specyfikacji.
- Niczego nie możesz mi udowodnić. – Rzekł wyzywająco.
- Masz rację. Niczego. Ale doskonale wiem, że to ty maczałeś w tym swoje włoskie paluchy. – Krzysztof patrzył na nich zdezorientowany.
- Czy ja o czymś nie wiem?
- O tym nie wiesz tato. W partii materiałów, z których ma być szyta wiosenna kolekcja znalazły się prawdziwe buble. Ktoś podmienił specyfikacje. Nazwy pozostały te same, ale symbole przy nich zostały zmienione na gorszy gatunek. Gdyby nie narzekanie Pshemko, że materiały się gniotą i ciężko z nich szyć, a także gdyby nie zaradność i przenikliwość Uli, nigdy bym tego nie odkrył, a kolekcja okazałaby się totalną klapą. Jest wiele rzeczy, których nie mogę ci udowodnić, ale uważaj, któregoś dnia wpadniesz, a wtedy nawet wstawiennictwo twojej siostry ci nie pomoże.
- A ty, co? Grozisz mi? – Zaperzył się.
- Nie Alex, to tylko obietnica. Od jakiegoś czasu mam oczy naokoło głowy i obserwuję cię. Nie
wiem, jakie masz zamiary wobec tej firmy, ale twoje działania ewidentnie jej szkodzą, dlatego będę ci się przyglądał.
- Dobrze. Dosyć już tych wzajemnych wycieczek. Prezentacje zabieram. Wszystkie egzemplarze. Nie będziesz musiał ich sprawdzać Alex, bo zrobią to eksperci. Mam nadzieję, że po nowym roku sytuacja będzie już jasna. To wszystko.
Wyszedł z sali i głęboko odetchnął. Zobaczył na korytarzu Ulę i obu przyjaciół. Podszedł do nich.
- I jak wyszło? Mów, bo zżera nas ciekawość. – Maciek był bardzo podekscytowany.
- Chodźcie do mnie, to wszystko wam opowiem. - Rozsiedli się na kanapie w jego gabinecie i wlepili w niego wzrok.
- Poszło doskonale. Gadałem przez dwie godziny. Alexa praca w porównaniu z naszą wypadła słabo. Nie popisał się. Ten projekt jest rewolucyjny. Wszyscy byli pod wrażeniem, nawet ten włoski dupek. Jak mama zapytała już na końcu, jakie przewidujemy zyski, to zaniemówili, gdy wymieniłem kwotę. Alex swoje wyliczył na dwa miliony. Przy okazji wyszła sprawa tej podmienionej specyfikacji. O Adamie na razie nic nie mówiłem, bo ojciec mógłby nie znieść dobrze tylu rewelacji na temat swojego pupila. Ale spokojnie. Ja jestem cierpliwy i tak mu o tym powiem. Ojciec zabrał wszystkie egzemplarze do oceny. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak tylko uzbroić się w cierpliwość i czekać. Wytrzymamy, prawda? Po drodze są jeszcze święta. Sebastian, - zwrócił się do kadrowego - jak co roku trzeba przygotować dla ludzi upominki i firmową wigilię. Muszę jeszcze porozumieć się z ojcem w kwestii świątecznych premii. Po upominki pojedziemy jutro rano. Nie chcę tego zostawiać na ostatnią chwilę. Kupimy też do każdego prezentu świąteczną kartkę i tu prośba do ciebie Ula, żebyś wypisała je imiennie dla każdego pracownika. Masz takie ładne i czytelne pismo, mojego mogliby nie odczytać. - Roześmiał się. – Dla ciebie Maćku też mam bojowe zadanie. Zamówisz catering na przyjęcie w firmie? Wiesz, jakieś kanapki, sałatki, może koreczki i świąteczny szampan. Opłatki też by się przydały. Dasz radę?
- No pewnie. Żaden problem.

- No to załatwione. To chyba wszystko. Teraz, jeśli pozwolicie chciałbym porozmawiać tylko z Ulą. – Wyszli z gabinetu zostawiając zakochanych samych.
Usiadł obok niej na kanapie i objął ramieniem.
- Kochanie niedługo święta. Jeśli nie miałabyś nic przeciwko temu chciałbym was odwiedzić w pierwszy dzień. Bardzo bym chciał i z twoją rodziną spędzić trochę tego świątecznego czasu.
- Nie śmiałam cię prosić, bo myślałam, że całe święta będziesz u rodziców. – Pokręcił głową.
- Najchętniej wcale bym tam nie jechał, bo na wigilii są zawsze Febo, a to niezbyt miłe dla mnie towarzystwo. Jestem tam właściwie tylko ze względu na mamę, bo ojcu jest wszystko jedno, czy jestem, czy nie. Dla niego zawsze ważniejsza była obecność Alexa niż moja.
- Nie mów tak. Ojciec jest surowy, ale bardzo cię kocha. To naprawdę widać.
- Wiem kochanie, ale czasami tak bardzo pragnę usłyszeć od niego, że jest ze mnie dumny…
- Od niego może się kiedyś doczekasz, dzisiaj ja ci powiem, że jesteśmy z Maćkiem bardzo, bardzo z ciebie dumni. – Przyciągnął ją do siebie i pocałował czule.
- Dziękuję ci kochanie. Chciałbym też omówić z tobą sprawę sylwestra. Przyznam ci się, że już wykupiłem bilety. Nie gniewaj się proszę, bo chciałem ci zrobić niespodziankę. Będziemy się bawić w Grand Hotelu, a w nowy rok zapraszam cię do filharmonii na koncert noworoczny. Zgadzasz się?
- Marek. Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Ja nigdy nie spędzałam sylwestra w takich miejscach. To dla mnie nowość. Nie wiem, czy potrafię się odpowiednio znaleźć wśród tylu wspaniałych gości. Poza tym trzeba mieć w czym pójść, a ja nie mam. Na koncert chętnie pójdę.
- Ależ masz kochanie. Pshemko już zadbał o to, żebyś wyglądała pięknie na balu i przygotował kreację wraz z dodatkami. Musisz tylko przymierzyć. – Zrobiła wielkie oczy.
- Naprawdę? Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać.
- Nie mam zamiaru przestać skarbie. – Wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek.


miki (gość) 2012.03.19 21:16
normalnie super

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz