10 czerwiec 2012 |
Rozdział III
Przeprowadzka poszła bardzo sprawnie. Pokój wreszcie przypominał biuro. Ustawili regały na jednej ze ścian i pomysłowo rozstawili biurka. Laptopy też podłączyli wgrywając w nie oprogramowanie, jakie było potrzebne do tego rodzaju działalności. Marek wraz z Maćkiem poprzewozili swoimi samochodami całą dokumentację. Do Uli należało poukładanie jej tak, by nie miała problemu ze znalezieniem czegokolwiek. Poza tym cieszyła ją myśl, że wreszcie odzyskała swój pokój i nie będzie już sypiać wśród stert papierów. Okrzepli nieco. Maciek każdego ranka przywoził Ulę do Marka a sam biegł załatwiać sprawy w magazynach. Marek tak bardzo przywykł do towarzystwa Uli, że już nie wyobrażał sobie, że mogłoby być inaczej. Wprowadziła go we wszystkie zagadnienia. Cierpliwie tłumaczyła krok po kroku. Była w tym naprawdę świetna. Nie denerwowała się, gdy czegoś nie rozumiał, lecz tłumaczyła kolejny raz z właściwą sobie łagodnością i spokojem. Był pilnym uczniem i już wkrótce poruszał się w sprawach księgowych samodzielnie. Mijały miesiące. Pracowali ciężko i nie oszczędzali się. Praca przynosiła wymierne rezultaty, choć na pewno nie było to nic spektakularnego. To była taka metoda małych kroków. Cieszyli się z każdego drobiazgu, z najmniejszej rzeczy, którą udało im się sprzedać lub załatwić. Marek wreszcie dobrze poczuł się we własnej skórze. Nie musiał nikogo udawać. Nie musiał stwarzać pozorów, grać. Był sobą. Odzyskał własne „ja”. Tę dwójkę uwielbiał. Nigdy wcześniej nie poznał tak szczerych i otwartych ludzi. Ludzi nieskażonych fałszem, obłudą i sztucznością. Oni oboje mieli dusze czyste, jak kryształ i tym go ujęli. Siedzieli właśnie z Ulą pochyleni nad stosem dokumentów, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi. Podniosła się z krzesła. - Nie przeszkadzaj sobie, otworzę. Podeszła do drzwi i otworzyła na całą szerokość. Na progu stał młody człowiek i ze zdumieniem wpatrywał się w nią. - Przepraszam…, ale chyba pomyliłem mieszkania. - Wykrztusił zaskoczony. Zerknął na wywieszkę z nazwiskiem, na której figurował napis „M. Dobrzański”. Spojrzał niepewnie na dziewczynę. – Chyba jednak nie pomyliłem. Zastałem Marka Dobrzańskiego? - Jest. Proszę wejść. – Poszła przodem. – Marek. Ktoś do ciebie. Wstał zza biurka i zerknął na gościa. - Sebastian?! Słodki Jezu! Już myślałem, że zapomniałeś o mnie. Chodź, siadaj. Co cię do mnie sprowadza? Olszański wszedł dalej i rozejrzał się ciekawie. - Pozwól Seba, że ci przedstawię. To Urszula Cieplak. Pamiętasz Maćka Szymczyka? Tego od sprzedaży w Internecie? Ula wraz z nim założyła firmę, a kilka miesięcy temu przyjęli mnie do spółki. Jak widzisz, urządziłem tu biuro. - To ja może zrobię kawy – zaproponowała Ula. - Napije się pan? - Bardzo chętnie. Jestem Sebastian. – Podał jej dłoń. - A ja Ula. Kiedy wyszła do kuchni, Sebastian przysiadł na jednym z niewielkich fotelików. - No nieźle się urządziłeś bracie. Biuro niczego sobie. Nie dzwoniłeś, więc pomyślałem, że nie chcesz ze mną gadać. Dlatego i ja milczałem. Twoja matka pytała o ciebie. Marek w sekundzie spiął się cały. - Powiedziałeś jej? - No, co ty? - Obruszył się Olszański. - Przecież sam mówiłeś, że nie chcesz, by ktokolwiek wiedział o tym mieszkaniu, a poza tym powiedziałem jej prawdę, że nie mam z tobą kontaktu. - Wiesz, co z ojcem? Masz jakieś informacje? - Doszedł do siebie. Doszedł na tyle, że zrobił darowiznę na rzecz Febo i oddał im dwadzieścia pięć procent swoich udziałów. Teraz oboje mają siedemdziesiąt pięć. Słyszałem też, że ponoć zmienił testament. Markowi zrobiło się przykro. Po tych słowach był już definitywnie przekonany, że jego rodzice wykreślili go, jako syna, ze swojego życia. - No cóż…, - westchnął ciężko - to jego pieniądze i może zrobić z nimi, co chce. Teraz zamiast jednego syna, ma i syna i córkę. Może wreszcie jest szczęśliwy, bo że oni są, jestem w stu procentach przekonany. Pewnie nigdy nie sądzili, że przypadnie im w udziale majątek, który należał się mnie. A ty Seba, jak sobie radzisz? Nie gnębią cię za bardzo? - Już nie… - odpowiedział niepewnie Olszański. Marek wbił w niego zdziwiony wzrok. - Co to znaczy, już nie? Sebastian wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki jakiś papier i podał go Markowi. - Masz. Czytaj. Marek przebiegł wzrokiem po kartce papieru i zacisnął szczęki. - Jak on śmiał!? Jak śmiał zrobić ci coś takiego!? Wiedziałem, że jest podły, ale że do tego stopnia? Włoska świnia. - Mnie to nie dziwi. Już od dawna zanosiło się coś takiego. On poczuł się mocny, Marek. Szczególnie po tym, jak dostali udziały. Jest teraz panem na włościach i robi, co chce. Pomiata ludźmi, nie szanuje ich pracy, poniża ich. W sumie to cieszę się, że mnie zwolnił. Nie będę już musiał przynajmniej oglądać tej jego zakazanej, włoskiej gęby. Siostrunia też obrosła w piórka. Zachowuje się, jak udzielna księżna i każe sobie usługiwać. Wyobrażasz sobie? Weszła Ula niosąc na tacy filiżanki z parującą kawą i ciastka zgrabnie ułożone na talerzyku. - Bardzo proszę. Tu jest cukier a tu śmietanka. Przepraszam, ale słyszałam waszą rozmowę i wywnioskowałam z niej, że zostałeś bez pracy? - Niestety, to prawda. Nie wiem, co będę teraz robił. Wiem dobrze, jak Marek miał pod górkę, kiedy jej szukał. Właściwie, to jestem w bardzo podobnej sytuacji. Mam trochę oszczędności, ale pewnie nie starczą na zbyt długo. Marek popatrzył znacząco na Ulę. - Ula, a może przyjęlibyśmy go do spółki? Wniesie swój wkład i przynajmniej zajmie się czymś pożytecznym. - Właściwie…, to chyba nie jest głupi pomysł. Mógłby pomagać Maćkowi przy sprzedaży internetowej i tym samym odciążyłby nas. Musiałby też jeździć z nim do magazynów. Jeśli odpowiada ci taki rodzaj pracy, to chętnie cię przyjmiemy. Na twarz Sebastiana wypłynął szczęśliwy uśmiech i rozjaśnił jego pucołowate policzki. - Czy mi odpowiada? Oczywiście, że mi odpowiada. Kobieto, jesteś aniołem. Wychodząc dzisiaj z F&D z tym wypowiedzeniem pomyślałem, że to najgorszy dzień w moim życiu i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się uchlać. Okazuje się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziękuję ci Ula. Dziękuję wam obojgu. Jestem szczęśliwy. - Zabrałeś z firmy swoje dokumenty? Masz je przy sobie? - Zabrałem. One nie są już tam potrzebne. - To je daj. Napisz też podanie o przyjęcie do pracy. Jutro zgłosimy cię do ubezpieczeń. Zaczniesz też od jutra. - Dzięki Marek. Dacie się wyciągnąć na lunch? Chociaż w ten sposób okażę swoją wdzięczność. - Nie możemy Sebastian. Ktoś musi tu być i odbierać telefony. – Marek bezradnie rozłożył ręce. - To może zamówmy coś, co? Ja zaraz się tym zajmę. Macie ochotę na coś chińskiego? - Może być, ale nie zamawiaj nic z rybami. Ula ma na nie alergię Olszański pełen entuzjazmu już wybierał numer do chińskiej restauracji. Siedzieli w salonie i ze smakiem konsumowali chińskie potrawy. Tak zastał ich Maciek. - O widzę jakieś żarełko? Załapię się? Też zgłodniałem. - Siadaj Maciek. Jest i dla ciebie. – Odezwał się Marek. – Kojarzysz Sebastiana Olszańskiego? Maciek przywitał się z nim. - No pewnie. Jest pan kadrowym w F&D i chyba przyjacielem Marka. - Jestem jego przyjacielem. Znamy się od wieków, ale kadrowym już nie. Dzisiaj mnie zwolniono. - Naprawdę? – Stropił się Maciek. - To chyba niezbyt dobrze się dzieje w F&D. - Co masz na myśli? – Zaniepokojony Marek spojrzał na Szymczyka. - Bo i ja słyszałem plotki. Byłem dzisiaj w firmie z tymi fakturami i siedziałem u Adama. On sam jest jakiś wystraszony. Nawet spytałem go o to, ale mnie zbył. Potem wpadły te jego dziewczyny z rewelacją, że Febo zamknął bufet i nie miały gdzie zjeść. Pachnie mi to jakąś redukcją etatów, a to chyba nie wróży dobrze. - Zaniepokoiłeś mnie. Ciekawe, co na to ojciec. Czy w ogóle o tym wie? On nigdy nie zwalniał ludzi bez konkretnego powodu. Nawet, gdy firma nie stała dobrze finansowo, obniżał nieco zarobki, ale nigdy nie zwalniał. - No tego to już nie wiem bracie. - Maciek? – Ula podeszła do przyjaciela podając mu sztućce. – Ponieważ Sebastian został bez pracy, zaproponowaliśmy mu ją. Ma trochę gotówki i chętnie przyłączy się do naszej spółki. Co ty na to? Pomyślałam głównie o tobie. Latasz, jak opętany i załatwiasz wszystko sam. Dobrze by było, gdybyś miał pomoc. - Pewnie. Ja nie mam nic przeciwko temu. A pomoc bardzo się przyda, bo czasem padam na twarz. – Wyciągnął rękę do Sebastiana. – Witamy w klubie. Mówmy sobie po imieniu. Marek spojrzał na zadowoloną twarz Olszańskiego. Chyba jakiś siódmy zmysł pokierował dzisiaj jego krokami. Gdyby tu nie przyszedł, ten dzień zakończyłby się tak, jak mówił. Urżnąłby się w jakiejś knajpie. Zaświtała mu pewna myśl. - Słuchajcie, już od dawna chodzi mi po głowie pewien pomysł. Teraz, gdy jest nas więcej, pomyślałem, że mógłby się udać. Otóż. Sprzedajemy tylko z magazynów F&D, a przecież takich firm jest o wiele więcej i też mają pewnie magazyny pełne niesprzedanych kolekcji. Można by było się rozejrzeć w ich sytuacji. Trochę podzwonić, lub osobiście pojechać i zasięgnąć języka. Co wy na to? Ja sam podjąłbym się tego, bo znam ludzi z tych firm. Przecież one są konkurencją dla F&D i swojego czasu miałem z nimi częsty kontakt. Patrzyli na niego, jak zahipnotyzowani. - Mój Boże! Marek! Jesteś genialny! – Krzyknęła Ula. – Że też wcześniej nikomu z nas to nie przyszło do głowy. Jest przecież „Fox Fashion”, „Pro-moda”, „Elegancja”. Jak dobrze poszukamy, to z pewnością znajdziemy o wiele więcej takich firm. Jutro zabierzemy się za to. Jestem pewna, że uda nam się coś załatwić. Wspaniały pomysł. Marek patrzył na jej rozradowaną twarz. Zawsze podchodziła do wszystkiego z dużym zaangażowaniem. Tym razem nie było inaczej. Znał już ją dobrze i niezmiennie cieszył go jej entuzjazm. W takich momentach jej twarz promieniała szczęśliwym uśmiechem, którym zarażała innych, a jej oczy nabierały magicznego blasku. Ciężko go było dostrzec pod tymi masywnymi szkłami, ale on był dobrym obserwatorem. Cenił ją i podziwiał. Maciek nie przesadził w niczym. Miała niezwykły talent do ekonomii i bardzo przenikliwy i błyskotliwy umysł. Dobrze się im pracowało. Dogadywali się bez słów. Ale coś za coś. Nie przywiązywała wagi ani do swojej urody, ani do tego, jak i w co się ubiera. A przecież miała tyle możliwości. Choćby te ciuchy, które zalegały magazyny. Na pewno znalazłaby wśród nich coś dla siebie. Wiedział, że od dawna musiała sobie radzić sama. Zabrakło matki, która podpowiedziałaby jej, jak zadbać o swój wizerunek. On miał spore doświadczenie na tym polu. Przecież od najmłodszych lat kręcił się po firmie i obserwował modelki. Nie chciał Uli urazić i narzucać jej czegokolwiek. Postanowił jednak, że w jakiś możliwie najdelikatniejszy sposób zasugeruje jej zmianę okularów i odzieży. Okazja nadarzyła się już następnego dnia. Zostawili Sebastiana w biurze a sami pojechali do ZUS-u, by zgłosić go do ubezpieczeń. Nie tracili czasu. Postanowili odwiedzić dwie firmy modowe położone w samym centrum Warszawy. Na pierwszy ogień poszła „Fox Fashion” Marek znał dobrze jej prezesa, a raczej panią prezes. Postanowił to wykorzystać. Wielokrotnie bywał w tej firmie, więc nie miał problemu z odnalezieniem właściwych drzwi. Nawet sekretarka go poznała. - Pan Dobrzański. Pewnie do pani prezes? Zaraz ją uprzedzę. Proszę chwilkę zaczekać. Nie minęły trzy minuty, gdy przywitawszy się z Iloną Krauze rozsiadali się w wygodnych, klubowych fotelach. - Dawno się nie widzieliśmy panie Marku. Co pana do nas sprowadza? - Pani Ilono, jak pani zapewne doskonale wie, nie jestem już prezesem F&D. Odszedłem z firmy kilka miesięcy temu. Wraz z przyjaciółmi, między innymi obecną tu Urszulą Cieplak, jesteśmy wspólnikami firmy zajmującej się sprzedażą starych kolekcji przez Internet. Taka sprzedaż ma wymierne korzyści zarówno dla naszej firmy, jak i dla firmy, od której pozyskujemy kolekcje. W ten sposób pomagamy opróżniać magazyny z zalegających w nich ubrań, a także dzielimy się zyskami ze sprzedaży. Czy byliby państwo zainteresowani taką formą współpracy? My chcemy rozszerzyć działalność, bo do tej pory inwestowaliśmy jedynie w magazyny F&D. Ze swojej strony możemy zaproponować trzydzieści procent. Ilona Krauze słuchała tego, co mówi z dużym zainteresowaniem. Wreszcie przemówiła. - Panie Marku. Czy pan wie, że tą propozycją spadł mi pan, jak z nieba? Już od dawna zastanawiałam się, jak rozluźnić nasze magazyny. Odzieży przybywa i one po prostu pękają w szwach. Ja bardzo chętnie podpiszę z państwem tę umowę, bo rozwiąże ona wiele naszych problemów. Trzydziestoprocentowy zysk jest również uczciwą propozycją. Teraz nie mamy przecież żadnego, a tylko kłopoty. To świetny pomysł, a ja go w pełni akceptuję. To, kiedy chcecie podpisać tę umowę? Nie ukrywam, że ja chciałabym jak najszybciej. - I nam na tym zależy. Czy jutro o tej porze moglibyśmy wpaść? Będziemy mieli wtedy już zredagowaną jej treść i jeśli nie będzie pani miała żadnych uwag, podpiszemy ją. - Jestem jak najbardziej za. W takim razie do zobaczenia jutro. Kiedy opuścili gmach „Fox Fashion”, porwał Ulę w ramiona i okręcił się z nią dokoła własnej osi wywołując tym uśmiech na twarzach przechodniów. - Udało się Ula! Udało! - Z tej radości wycisnął na jej ustach siarczystego całusa wprowadzając ją tym w zażenowanie. - Marek wariacie, puść mnie! Co ty wyprawiasz?! Spojrzał rozradowany w jej oczy. - Nie gniewaj się Ula, ale jestem taki szczęśliwy. Zapraszam cię na lunch. Trzeba to uczcić. Zostawimy tu samochód i pójdziemy pieszo. Jest ładny dzień a poza tym znam tu niedaleko przytulną knajpkę. Zgadzasz się? Nie chciała tłumić w nim tego entuzjazmu, więc kiwnęła głową i powiedziała. - Zgadzam. Mijali właśnie zakład optyczny, gdy przystanął na chwilę. - Ula, wejdźmy tu na moment. Już dawno chciałem kupić jakieś okulary z filtrem do komputera. Wiesz, zwykłe szkła, ale chroniące przed promieniami z monitora. Długo ślęczymy przy nim każdego dnia. Trzeba pomyśleć o jakiejś ochronie. Niczego nie podejrzewając dała się wprowadzić do środka. Długo przyglądali się oprawkom. Wreszcie Marek zdobył się na odwagę i powiedział. - Wiesz Ula, ty chyba też powinnaś zainwestować w taki filtr, bo w tych okularach chyba go nie masz, prawda? - No nie mam, ale szkoda pieniędzy. - Na zdrowie nigdy nie szkoda pieniędzy. Spróbuj przymierzyć te. – Podał jej lekkie, nieduże oprawki. Przyjrzała się swojej twarzy w lustrze. Wyglądała o niebo lepiej niż w tych starych, zasłaniających jej pół twarzy. - Masz tu jeszcze kilka, – podawał jej kolejne – zobaczymy, które będą najbardziej pasować. O, te są naprawdę świetne. Kupimy je. Zaraz złożę zamówienie. Ja biorę te - pokazał jej prostokątne, czarne, cienkie oprawki. - Wyglądam w nich, jak intelektualista. Myślałaś kiedyś o szkłach kontaktowych? - Raz, ale to było dawno. Nawet kupiłam, ale nie mogłam w nich chodzić. Drażniły mi oczy. - Spróbujesz jeszcze raz? Błagam, zrób to dla mnie. Powinnaś pokazać światu swoje piękne, błękitne oczy. – Zarumieniła się. - To bez sensu i tak nie będę w nich chodzić. Złożył ręce, jak do modlitwy i popatrzył na nią z miną biednego psiaka. - Tylko raz, proszę. - No dobrze. Niech ci będzie. Trochę to trwało nim umieściła soczewki na swoim miejscu. Nie miała wprawy, ale ze zdumieniem stwierdziła, że nie odczuwa żadnego dyskomfortu. Nie drapały i nie łzawiły jej oczy. - Dziwne. – Powiedziała. – Są naprawdę bardzo wygodne. - Uśmiechnął się najpiękniej, jak potrafił. - Weźmiemy i je. Zaraz to załatwię. Podszedł do optyka i uzgadniał z nim szczegóły. Ucieszył się, gdy ten mu powiedział, że szkła będą gotowe za godzinę. – To wystarczy, by zjeść i tu wrócić. – Pomyślał. W dobrych humorach przekroczyli próg knajpki, którą znał z dawnych czasów. Zmierzając do stolika opowiadał jej właśnie coś zabawnego, gdy usłyszał gdzieś z boku. - Marek? Odwrócili się, jak na komendę. Przy jednym ze stolików ujrzał swoją matkę a obok niej Paulinę. Zaskoczony ich obecnością tutaj nie mógł początkowo wydobyć z siebie głosu. W końcu opanował się i powiedział cicho. - Przepraszam panią, ale chyba pomyliła mnie pani z kimś innym. – Odwrócił się i poprowadził Ulę do najdalej ustawionego stolika na sali. Odsunął jej krzesło i sam usiadł obok. Pochyliła się w jego kierunku i spytała. - Marek, kto to był? Co to za kobiety? Wyglądają, jakby cię znały. - Ula, proszę cię, nawet nie patrz w ich kierunku. Ta starsza, to moja matka, ta młodsza, to Paulina Febo, moja niedoszła żona. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Matka wyrzekła się mnie, a z Pauliną wiesz, jak było, bo Maciek ci opowiadał. Nie mówmy już o nich, dobrze? Chcę zjeść spokojnie ten lunch ciesząc się twoim towarzystwem. Oboje czuli na sobie wzrok tych dwóch kobiet. One nie mogły się oprzeć by nie patrzeć w stronę stolika, przy którym siedzieli. - Co on sobie wyobraża Heleno? Jak śmie tak cię traktować? Jest kompletnie niewychowany. - Ja nie mam do niego o to pretensji Paulinko i nie dziwię się, że tak właśnie zareagował. Po tym, jak potraktowałam go w szpitalu i po tym, co zrobił Krzysztof, on z pewnością nie chce nas znać. Nie czuje się już z nami emocjonalnie związany. W końcu Krzysztof wydziedziczył go. Powiedział, że nie jest już naszym synem. - Krzysztof miał rację, że tak postąpił. Marek zasłużył sobie na wszystko, co go spotkało. Jeszcze nikt nigdy nie poniżył mnie tak bardzo, jak on. Czy wiesz, jak musiałam świecić oczami ze wstydu, gdy odwoływałam nasz ślub? To było bardzo upokarzające. Ciekawe, co to za pokraka, którą ze sobą przyprowadził. Wygląda, jakby sypiała w kartonach na dworcu. Spójrz, jak jest ubrana. To jakaś łachmaniara. Ma niezły gust. – Prychnęła pogardliwie. - Ja nie będę się wypowiadać na ten temat. On wreszcie żyje tak, jak chce. Muszę jednak przyznać, że wygląda zdrowo i to mnie cieszy. To, co? Pójdziemy już? Nie chcę tu dłużej siedzieć i na niego patrzeć. To za bardzo boli. - W takim razie chodźmy. Paulina podniosła się z krzesła obrzucając jeszcze raz pogardliwym spojrzeniem tę dwójkę siedzącą w kącie sali. Z dumnie zadartym do góry nosem wymaszerowała wraz z Heleną z lokalu. Widząc to, Marek odetchnął z ulgą. Były ostatnimi osobami, które spodziewałby się tutaj zastać. Dobrze, że już sobie poszły. Ten dzień, poza małym zgrzytem w kawiarni, mogli zaliczyć do udanych. Po lunchu wrócili do optyka i odebrali okulary. Wizyta w drugiej firmie zajmującej się modą również była pozytywna i zaowocowała obietnicą podpisania kolejnej umowy. Interes rozkręcał się z każdym dniem i z każdym dniem przynosił coraz większe zyski. Ciężko pracowali, ale ten trud okazał się bardzo owocny. Zaczęli więcej zarabiać i mogli odetchnąć, bo nie groziła żadnemu z nich bieda, ani bankructwo.
Rozdział
IV
Był
grudzień. Zbliżały się te najbardziej rodzinne ze świąt. Cieszyli się, że będą
mogli złapać trochę oddechu. Marek przez ostatnie tygodnie był ciągle w
rozjazdach. Te dwie umowy, jakie podpisali z firmami modowymi przysporzyły im
mnóstwo radości, ale i mnóstwo pracy. Maciek z Sebastianem nie ogarniali
wszystkiego. Część tych obowiązków spadła niestety na Marka. Kilka kilometrów
za Warszawą mieściły się dwa ogromne magazyny „Pro-mody”. Czego tu nie było?
Chodził wzdłuż rozwieszonych ubrań i z ciekawością je oglądał. Pomyślał, że są
naprawdę niezłe i wiele z nich pasowałoby na Ulę. Miał dobre oko i od razu
odgadł jej rozmiar. Nie zastanawiał się i zaczął wybierać te z metką numer
trzydzieści sześć. Sukienki, spódnice, bluzki i płaszcze. Zapakował to wszystko
do worka. Cenę za nie postanowił pokryć z własnej kieszeni. Jej powie, że każdy
ciuch kupił za symboliczną złotówkę.
Wybrał
też kilkanaście kreacji do sprzedaży internetowej i zapakował do worków.
Zanim
odjechał, zadzwonił jeszcze do Uli.
- Halo, Ula? Słuchaj. Jadąc z tych magazynów
natknąłem się na butik w likwidacji. Wyprzedają ciuchy po złotówce. Nie mogłem
przepuścić takiej okazji i kupiłem ich cały wór. - Kłamał, jak najęty, ale czuł
się rozgrzeszony. Robił to w dobrej wierze.
- No dobrze, ale dla kogo te ciuchy? Chcesz je
wystawić na aukcję?
- Nie Ula. To ciuchy dla ciebie. Rozmiar
trzydzieści sześć. To twój, prawda?
- No mój, ale chyba nie bardzo rozumiem…
- Oj Ula, nie kryguj się. Za wszystko
zapłaciłem dwadzieścia złotych, a jest tego naprawdę dużo. Zresztą, jak
przyjadę, to zobaczysz.
Wtaszczył
do przedpokoju ogromny, foliowy wór niemal pękający w szwach.
- Ula! Chodź! Zobacz!
Wyszła
do przedpokoju i jęknęła.
- Marek. Ty chyba upadłeś na głowę. Aż tyle?
Do śmierci nie zdołam tego zedrzeć.
- Oj nie marudź. Zaciągnę to do drugiego
pokoju. Tam będziesz mogła poprzymierzać, bo jest tam duże lustro. Wisisz mi
dwie dychy. – Rzucił to ostatnie zdanie nie chcąc wzbudzać jej podejrzeń.
Z
westchnieniem powlokła się za nim. Kiedy wyszedł zabrała się za opróżnianie
worka. Zabłyszczały jej oczy. – Jakie te
sukienki są piękne. A bluzki? Cudo i jeszcze płaszcze. Ciekawe, czy będą
pasować.
Przymierzała
po kolei i nie mogła uwierzyć w to, co widzi w lustrze. Do tej pory wydawała
się sobie taka nieforemna i pokraczna. W tych rzeczach wyglądała zupełnie
inaczej. Były dopasowane, przylegały idealnie do ciała podkreślając jej
sylwetkę. Nigdy nie sądziła, że może wyglądać tak dobrze. Rozpuściła włosy. – Chyba jestem ładna? – Ta nieśmiała myśl
zakiełkowała nagle w jej głowie. – Gdybym
zrobiła lekki makijaż, byłoby całkiem, całkiem… Marek miał dobry pomysł, żeby kupić te ciuchy. Aż się wierzyć nie chce,
że za każdą z nich zapłacił tylko złotówkę. Są nowe, jeszcze z metkami.
Wciągnęła
na siebie wełnianą sukienkę z długimi rękawami w kolorze grafitu. Do kompletu
dodano pasek z czarnego weluru. – Idealnie.
– Wyszła z pokoju chcąc pokazać się Markowi. Siedział na kanapie w salonie i
czekał, aż wyjdzie. Oniemiał, gdy ją zobaczył. – Gdzie się podziała ta dziewczyna w mało twarzowych i nieforemnych ciuchach?
Ależ ona piękna. Cudownie wygląda z tymi rozpuszczonymi włosami. Ma twarz
anioła i jeszcze te jej oczy, jak dwa błękitne diamenty. Długa, łabędzia szyja
i usta. Pełne, karminowe, stworzone do pocałunków. Figura idealna. Wreszcie
trochę odsłoniła nogi. Smukłe i zgrabne. Gdzie ja miałem oczy? To
najpiękniejsze stworzenie na ziemi jakie kiedykolwiek widziałem.
- I jak? – Spytała niepewnie.
Omiótł
ją zachwyconym spojrzeniem.
- Wyglądasz cudownie. Jesteś piękna.
Momentalnie
jej policzki przyozdobiły dwa dorodne rumieńce. Rozczuliły go. Była pierwszą
kobietą, która rumieniła się pod wpływem jego komplementów.
- Dziękuję ci Marek, że pomyślałeś o mnie.
Wszystkie rzeczy pasują jakby były na mnie szyte. Zaraz zwrócę ci pieniądze
choć uważam, że to naprawdę psie pieniądze za takie wspaniałe rzeczy.
- To prawda, ale byłby grzech, gdybym
przepuścił taką okazję. Chciałbym, żebyś przymierzyła płaszcze. Chcę mieć
pewność, że będą dobre. Jeden z nich jest zimowy, zauważyłaś? Mogłabyś
spokojnie w nim chodzić. Ma pod spodem futerko.
- Przymierzę. Zaraz wracam.
Ukazała
się po chwili zapinając ostatnie guziki. Podszedł do niej i zarzucił na głowę
obszyty sztucznym futrem kaptur.
- Wyglądasz jak śnieżynka. – Roześmiał się radośnie.
– Jak śliczna, zimowa śnieżynka – dokończył szeptem. Zahipnotyzował ją.
Wpatrywała się w jego oczy nieruchoma jak kobra w transie. On też nie mógł od
niej oderwać wzroku. Pochylił się i delikatnie musnął jej usta swoimi. Nie
oponowała. Przywarł do niej mocniej i objął ramionami pogłębiając pocałunek.
Miała zamęt w głowie. – Boże, jak on
całuje. Jego usta są takie miękkie, delikatne, zmysłowe. – Nigdy nie
sadziła, by mogli być ze sobą blisko. Wydawał jej się taki odległy, wręcz
nierealny. On w jej oczach był ideałem mężczyzny, najpiękniejszym człowiekiem,
jakiego widziała w życiu. Cóż ona mu mogła ofiarować? Swoją brzydotę? Wiedziała,
że nie ma nikogo i podejrzewała, że jest bardzo zraniony przez kobiety, a
szczególnie przez tę, która miała zostać jego żoną. Jej serce zawsze biło
mocniej, gdy z nim spędzała czas. Kiedy nieopatrznie ją dotykał, czuła drżenie
na całym ciele. Takie objawy są spowodowane zakochaniem, głębszym uczuciem,
miłością. Kochała go, ale ukryła to w sobie głęboko mając świadomość, że to
miłość, która nigdy się nie spełni. A teraz? Teraz całował ją czule, namiętnie,
łapczywie. Czy to miało coś znaczyć? Czy on poczuł do niej coś więcej, niż
tylko sympatię?
Oderwali
się od siebie oddychając ciężko. Objął ją mocno ramionami i przytulił swój
policzek do jej.
- Zakochałem się w tobie Ula. – Szepnął. –
Zakochałem się jak sztubak, nieprzytomnie, po wariacku. Zakochałem się na
śmierć. - Patrzyła w jego piękną twarz i nie mogła uwierzyć w te wyznania,
którymi ją karmił. - Czy to możliwe? On
mnie kocha? – Nie mogła powstrzymać łez. Zaszkliły się jej oczy.
- Mówisz prawdę? – Spytała drżącym od płaczu
głosem.
- Najszczerszą. Bardzo cię kocham. –
Przejechał kciukami po jej mokrych policzkach.
- Ja czuję to samo Marek. Ja też cię kocham.
Jego promienny,
szczęśliwy uśmiech mówił wszystko. Pocałunki stały się szalone. Obsypywał nimi
całą jej twarz. Miejsce w miejsce.
- Kocham cię jak wariat. Najmocniej na
świecie. Jesteś moim największym szczęściem.
Ponownie
mocno ją przytulił. I ona czuła jak jej serce rozpiera radość. Marzyła o nim i
wreszcie to marzenie się spełniło. Długo tak trwali złączeni w uścisku.
Wreszcie poruszyła się.
- Gorąco mi… - Roześmiał się na całe gardło.
- No nie dziwię się. Zapomniałem, że masz na
sobie ten ciepły płaszcz. Ściągnij go. Powieszę na wieszaku. – Z przyjemnością
patrzył na jej rumiane policzki. Była urocza i taka śliczna. Ula, jego Ula.
Jego kochanie i największy cud.
Usiadła
przy kuchennym stole podpierając podbródek na dłoniach. Ten dzisiejszy dzień
był bardzo dla niej szczęśliwy. Marek odwzajemnił jej miłość. Przymknęła oczy
przywołując pod powieki jego ładną twarz. Tyle wyznań wysłuchała dzisiaj, tyle
gorących zapewnień. Przekonał ją, że to co do niej czuje, to najprawdziwsza
miłość. Uwierzyła.
- A co ty córcia? Śpisz na siedząco? Idź się
połóż. Późno już.
Józef
wszedł do kuchni i przycupnął naprzeciwko. Uśmiechnęła się do niego i
pogładziła jego spracowaną dłoń.
- Zakochałam się tatusiu. W Marku. On
odwzajemnił to uczucie. Powiedział mi to dzisiaj. Powiedział, że kocha mnie
najmocniej na świecie.
Twarz
Józefa rozciągnęła się w szerokim uśmiechu.
- Tak się cieszę Ula. To bardzo porządny
człowiek. Taki uprzejmy i dobrze ułożony. Polubiliśmy go.
- Chciałam cię spytać, czy mógłby z nami
spędzić święta. On jest zupełnie sam. Nie chciałabym by w taki czas był
pogrążony w samotności i smutku.
- Ula. Myślałaś, że się nie zgodzę?
Oczywiście, że się zgadzam. Nikt nie powinien być sam w czasie świąt. Powiedz
mu jutro, że serdecznie go do nas zapraszamy na całe święta. Niech zabierze ze
sobą trochę rzeczy, bo nie wypuścimy go stąd wcześniej, dopiero jak się
skończą.
- Powiem mu tato. Na pewno się ucieszy.
Rankiem
wyszła przed bramę i przywitała z krzątającym się koło samochodu Maćkiem.
- Cześć Maciuś. Dużo śniegu nasypało. Daj
drugą szczotkę. Pomogę odśnieżać.
Spojrzał
na nią i uśmiechnął się.
- Nie Ula. Wyglądasz jak modelka. Jak chcesz
odśnieżać w tym pięknym płaszczu. Postój chwilkę, a ja szybko się uwinę.
Podwiózł
ją na Długą i pożegnał się z nią nie wysiadając z samochodu.
- Sebastian na mnie czeka przy magazynach.
Powiedz Markowi, że będziemy koło trzynastej.
- Dobra. Powiem. Jedź ostrożnie.
Otworzyła
drzwi i wpadła wprost w ramiona Marka. Całował ją nieśpiesznie delektując się
smakiem jej pełnych, karminowych ust.
- Uwielbiam cię całować – mruczał rozkosznie.
- Smakujesz tak słodko jak najlepszy cukierek.
- Marek… Praca czeka…
- Poczeka. A ja nie mogę czekać, bo stęskniłem
się za tobą.
- Przez noc zdążyłeś tak zatęsknić?
- Przez bardzo długą noc. Wyglądasz cudnie.
Pomógł
zdjąć jej płaszcz i pociągnął do biura.
- Muszę ci coś powiedzieć. Chciałabym zaprosić
cię na całe święta. Moja rodzina również. Tata powiedział, że zostaniesz u nas
dopóki się nie skończą i to nie podlega dyskusji. Masz zabrać trochę swoich
rzeczy i piżamę.
Zalśniły
mu w oczach łzy. Jego własna rodzina miała go gdzieś. Wyrzekła się go, a obcy
zupełnie ludzie z wielką serdecznością proponują mu spędzenie świąt u nich w
domu.
- Dziękuję kochanie. To dla mnie prawdziwa
niespodzianka. Z wielką chęcią i przyjemnością spędzę u was święta. Na pewno
będą wspaniałe.
- Wczoraj rozmawiałam z tatą. Powiedziałam mu
o nas.
- I jak zareagował?
- Ucieszył się. Bardzo cię polubił. Twierdzi,
że jesteś dobrym człowiekiem. Jesteś? – Spytała przekornie.
Objął
ją w pasie i uśmiechnął się.
- Przy tobie jestem najlepszym człowiekiem na
świecie. To ty dajesz mi siłę i napędzasz do działania. Zmieniłaś mnie.
Przedtem taki nie byłem. Każdego dnia dziękuję Bogu, że gdy byłem tak bardzo
zdesperowany, postawił na mojej drodze Maćka a potem ciebie. Gdyby nie wy, aż
boję się pomyśleć, co dzisiaj mogłoby się ze mną dziać. Już od samego początku
ujęłaś mnie swoją dobrocią i łagodnością. Maciek nazywa cię „aniołem w
spódnicy”, a ja mogę się podpisać pod tym stwierdzeniem obiema rękami. To co?
Zabieramy się do pracy?
- Musimy. Mamy dzisiaj jej całkiem sporo.
Zasiedli
przy biurkach i utonęli w dokumentach. Ula już od dłuższego czasu wpatrywała
się w monitor.
- Marek? Zerkałeś dzisiaj na giełdę?
- Nie, a co? – Podniósł głowę i spojrzał na
nią poważnie.
- Sama nie wiem, ale dzieje się coś dziwnego.
Akcje Febo&Dobrzański lecą na łeb na szyję.
- Żartujesz? – Wytrzeszczył oczy.
- Wcale nie. Sam zobacz.
Podszedł
do niej i wbił wzrok w monitor.
- O jasna cholera! Nie wiem co jest grane.
Dzwoń Ula do naszego maklera. Jak spadną poniżej stu złotych zacznij kupować.
Nie mogę pozwolić, by ktoś obcy przejął firmę.
- Ile możemy zainwestować? – Spytała łapiąc za
słuchawkę telefonu.
- Trzysta tysięcy. Mam nadzieję, że starczy.
To nie jest pełny pakiet udziałów. Wystawili jakieś trzydzieści procent.
Dlaczego wyprzedają? Co ten Alex wyprawia?
Odłożyła
słuchawkę. Rozmowa z maklerem była bardzo szybka.
- Radził jeszcze poczekać, bo jest szansa, że
osiągną cenę pięćdziesięciu złotych. Słyszałeś co powiedziałam. Nie będziemy aż
tak ryzykować. Kazałam kupować po sześćdziesiąt. Popatrz jak cena leci w dół.
Coś się musiało wydarzyć Marek. Nigdy akcje nie spadają tak mocno bez
przyczyny.
- Wiem Ula, wiem. I naprawdę się martwię.
Jeśli trzeba będzie odkupię wszystkie. Nie dopuszczę, by firma miała zniknąć z
powierzchni ziemi. Jak trzeba będzie, sprzedam samochód. Zostaje jeszcze część
Sebastiana. Tam będzie około stupięćdziesięciu tysięcy. Obawiam się, że to i
tak za mało. Rany boskie! Ula! Nigdy bym nie przypuszczał, że dożyję takiej
chwili. Ciekawe czy ojciec o tym wie. Mocno się obawiam, że nie. Nie przeżyłby.
- Marek. My z Maćkiem też mamy prywatne
oszczędności. Jeśli będzie trzeba, to zainwestujemy. Pomożemy ci.
- Popatrz. Przestały spadać. Zostało na
pięćdziesięciu pięciu. Zadzwonię jeszcze raz i spytam za ile kupił i ile.
Dowiedziała
się wszystkiego ze szczegółami. Kiedy skończyła rozmawiać uśmiechnęła się z
triumfem do Marka.
-
Nasz makler się spisał. Ma wyczucie chłopak. Ryzykował, ale kupił za
pięćdziesiąt sześć złotych. Kupił wszystkie. Całe czterysta akcji.
Osiemdziesiąt pakietów, po pięć w każdym. W sumie dwieście osiemdziesiąt
tysięcy. To strasznie tanio Marek. Desperacko wyprzedają. Nie rozumiem tego.
- Ja też nie skarbie. W przeliczeniu na
udziały to będzie jakieś trzydzieści pięć procent. Matko Boska! Co się tam
dzieje? Nigdy nie było w F&D takiej dramatycznej sytuacji. Pocieszające
jest to, że przejąłem udziały ojca, które darował Febo i dziesięć procent ich
udziałów. Razem z tymi, które zostawił sobie ojciec mamy sześćdziesiąt procent.
To dobra wiadomość, bo Febo zostają przy czterdziestu. Mają mniejszość.
O
trzynastej do mieszkania wszedł Maciek i Sebastian. Jednak nie byli sami.
Przyprowadzili kogoś trzeciego.
- Marek! Pozwól! – Zawołał Sebastian. Wszedł
do przedpokoju i stanął jak wryty.
- Violetta? A co ty tutaj robisz? – Przeniósł
pytający wzrok na Sebastiana.
- Nie denerwuj się Marek. Musiałem ją tu
przyprowadzić, bo ma wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia.
- Cześć Marek. Dawno cię nie widziałam. Dobrze
wyglądasz.
- Dzięki Viola. Za to ty jakoś nieszczególnie.
- Bo i cieszyć się nie ma z czego.
- Chodźmy do salonu, tam wszystko mi opowiesz.
Ula! Pozwól do nas. To jest Violetta Kubasińska moja dawna sekretarka a to Ula
Cieplak, współwłaścicielka tej firmy. – Uścisnęły sobie dłonie.
- To może ja zaparzę kawy? – Zadeklarowała się
Ula.
- Nie Ula, - powiedział Maciek – ja to zrobię.
Ty musisz posłuchać tych rewelacji.
Violetta
usiadła w fotelu mnąc nerwowo ucho od torebki. Wszyscy wbili w nią wzrok.
- No Viola, co się dzieje?
- Źle się dzieje Marek. Febo oszalał. Skumał
się z jakimiś Włochami. Niby tam we Włoszech mają firmę podobną do naszej.
Okazało się, że to tylko przykrywka dla włoskiej mafii. Podobno piorą tam
brudne pieniądze, cokolwiek to znaczy. Uwikłał się w jakieś nieczyste interesy
z nimi. Teraz okazało się, że jest im winien kupę kasy. Szantażują go. Tak
naprawdę to wcale mi go nie żal. Żal mi tylko firmy i pana Krzysztofa, który o
niczym nie ma pojęcia. Podobno tak dbają o jego zdrowie, że nie chcą go
denerwować i nie mówią mu o niczym. Obłuda i fałsz. Mówię wam. Ta zakłamana
suka, Paulina też nie jest lepsza od swojego braciszka. Szeptają tylko po
kątach i często zamykają się w jego gabinecie. Wiesz czym się ostatnio zajmuję
w F&D? Sprzątam korytarze, ubikacje i biura. Pozwalniał wszystkie
sprzątaczki a na mnie zrzucił wszystko. Powiedział, że jeśli chcę tu pracować,
to mam robić, co mi każe. I tak nie przedłużył mi umowy makaroniarz jeden. Ta
stara kończy się wraz z końcem roku. Zostałam na kompletnym lodzie, dasz wiarę.
– Rozpłakała się rozpaczliwie. – Jak ja sobie teraz poradzę, przecież nie mogę
wrócić do Pomiechówka?
Ula
pogładziła ją po ramieniu i podała chusteczki higieniczne. Spojrzała
porozumiewawczo na Marka.
- No to już chyba znamy powód takiego
gwałtownego wyprzedawania akcji firmy.
- Wyprzedają się? – Olszański był zdumiony.
- A żebyś wiedział. Akcje zleciały na zbity
pysk. Dobrze, że Ula obserwowała giełdę, bo mogliśmy łatwo to przegapić. Na
szczęście zdążyliśmy w samą porę. Wykupiłem trzydzieści pięć procent udziałów.
Teraz, dzięki Violetcie już wiemy, że on potrzebuje na gwałt pieniędzy. Jest
szantażowany i pewnie szybko musi przelać gotówkę. Myślę Ula, że nadal trzeba śledzić
giełdę, bo coś czuję w kościach, że w sprawie sprzedaży akcji pan Febo nie
powiedział jeszcze ostatniego słowa. A ty Viola już nie wrócisz do F&D.
Pójdziesz tylko jutro i złożysz wypowiedzenie. Zabierzesz stamtąd swoje papiery
i przyjedziesz tutaj. Zatrudnimy cię. Tu też możesz być sekretarką i bardzo nam
się przydasz.
- Naprawdę? – Spojrzała zapłakanymi oczami na
Marka. – O jeżuniu! Dziękuję Marek. Życie mi ratujesz.
- Ty nam też Viola. Nawet nie wiesz, jak
bardzo cennych informacji nam dostarczyłaś.
- To ja już pójdę. Może jeszcze dzisiaj uda mi
się wszystko załatwić. Napiszę to wypowiedzenie i zabiorę swoje rzeczy.
- Odwiozę cię. - Sebastian podniósł się z
fotela. – Nie będziesz się tłukła autobusem.
W
salonie po ich wyjściu zaległa cisza. Wszyscy przetrawiali w głowach te
sensacyjne informację. Wreszcie odezwał się Marek.
- I co o tym myślicie? To bardzo patowa
sytuacja. Gdybym był w innym położeniu, pojechałbym do rodziców i opowiedział
im o wszystkim. Wiem jednak, że nie wpuszczono by mnie za próg.
- Ja myślę, że trzeba to przeczekać.
Codziennie śledzić giełdę od otwarcia do zamknięcia. Jestem pewna, że czy
wcześniej, czy później znowu rzucą akcje do sprzedania. My musimy być gotowi.
Trzeba na wszelki wypadek zgromadzić wszystkie środki, jakimi dysponujemy i
przekonać się, czy wystarczą na pokrycie zakupu akcji.
- Masz rację kochanie. Tak będzie najlepiej.
- Kochanie? – Zdumiony Maciek spojrzał na nich
oboje. Marek uśmiechnął się.
- Jeszcze nic nie wiesz Maciek, ale chyba
powinieneś. Od wczoraj jesteśmy razem. Zakochałem się w Uli, a ona we mnie.
Jesteśmy szczęśliwi. Przynajmniej to nam się udało.
- No gratuluję moi kochani. Nie spodziewałem
się takiego obrotu sprawy. Zaskoczyliście mnie.
- Wierz mi Maciek, my sami byliśmy zaskoczeni,
ale ja jestem bardzo szczęśliwy, że ta słodka istota odwzajemniła moją miłość.
- Masz naprawdę farta Dobrzański. Ula to
najlepsza osoba jaką znam. Lepszej nie znajdziesz.
- Wiem i bardzo to doceniam. Wiesz, że święta
spędzę w Rysiowie? Pan Józef mnie zaprosił. Nie chciał, bym spędzał je sam. Już
się cieszę na to spotkanie. Rodzina Uli jest wspaniała.
- Ja to wiem Marek. Znam ich przecież od
pieluch. Lepiej nie mogłeś trafić.
|
kawi :) (gość) 2012.06.10 12:31 |
Gosiu! Notka cudowna. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Firma Marka, Uli i Maćka się kręci i jak na razie nic nie wskazuje na jakieś burze, choć te niewątpliwie się pojawia ( a może tylko mi się wydaje ?:) ) Biedny Marek :( To musiało go zaboleć gdy spotkał w tej restauracji swoją matkę, wraz z Pauliną. Cieszę się, że Marek i Ula pomogli Sebastianowi, niewątpliwie ta pomoc była mu potrzebna, po tym jak ten włosi zasraniec wyrzucił go z pracy. Tak w ogóle to gdzie ten Krzysztof ma oczy? Wiem, że Alex gra tylko takiego dobrego przed seniorem Dobrzańskim, ale to na kilometr widać, jaki on jest! Czekam na Cd i serdecznie pozdrawiam :) kawi :) |
MalgorzataSz1 2012.06.10 12:41 |
Kawi. Szybko przeczytałaś i bardzo szybko komentujesz. To prawda, że spotkanie przez Marka matki i swojej niedoszłej narzeczonej nie było czymś dla niego miłym. Przecież w szpitalu nazwała go potworem i obarczyła całą winą za fatalny stan Krzysztofa. Takich rzeczy nie można ot tak sobie przełknąć i przejść, jak gdyby nic do porządku dziennego. On też nie potrafił, więc najlepszą reakcją było udawać, że ich nie zna. Sebastian miał szczęście w nieszczęściu. Powoli zaczynają tworzyć zgrany zespół i umacniać się. To bardzo pozytywne i wyjdzie dobrze dla ich firmy. Dzięki wielkie Kawi. Pozdrawiam cieplutko. |
Shabii (gość) 2012.06.10 13:29 |
Gosiu jak się okropnie cieszę, że dodałaś część III :) Kapitalna. Widzę, że Febo już zwalnia ludzi. Niech ten Krzysztof przejrzy na oczy, bo niebawem i od niego ludzie się odwrócą za to, że dał Aleksowi wolną rękę. Sebastian miał szczęście, że tego dnia gdy wręczono mu wymówienie zawitał u Marka. Cieszę się, że zaproponowali mu pracę. Ta czwórka zdziała cuda i kto wie, może Pro-S będzie kiedyś zarabiało więcej niż FD. Udało się namówić Ulę na zmianę okularów na soczewki. To dobrze, pewnie z czasem i w garderobę lepszą zainwestuję. Spodobał mi się ten spontaniczny buziak Marka po tym jak dogadali się z Fox-Fashion. Znowu odwalili kupę dobrej roboty. Zapowiadał się miły lunch a tutaj taka wtopa. Że też wybrali knajpę w której to gościły Helena z Pauliną. Trochę brzydko zachował się Marek mówiąc tak do matki ale nie ma co się dziwić ona też była kiedyś wobec niego nie w porządku. Paulina jak zwykle musiała zadrwić i pokazać swoją dumę i wyrozumiałość. Boże, jak ja jej takiej nie lubię... Dobrze, że wyszły i Marek odetchnął z ulgą. Dziwnie się pewnie czuli wiedząc, że oczy kobiet są skierowane na nich. Małgosiu kolejna fantastyczna część, już czekam na IV ! :*:* |
MalgorzataSz1 2012.06.10 13:43 |
Shabii. Celowo opisałam takie zachowanie Marka w tej restauracji. Jednym może się wydawać, że postąpił karygodnie odzywając się w ten sposób do matki, innym nie. Ja opisałam to w sposób, w jaki sama bym zareagowała w takiej sytuacji. Przecież go wydziedziczyli, pozbawili wszelkich przywilejów, a najbardziej tego, że nadal jest ich synem. Nie pozostawili mu złudzeń. Sebastian powiedział mu, że senior przepisał na Febo połowę swoich udziałów i ma zamiar zmienić testament. Co mógł sobie pomyśleć w tej sytuacji? Czy mógł mieć jeszcze jakieś nadzieje? Nie sądzę. Ona przestała być jego matką już w momencie, gdy nazwała go potworem i obwiniła za zawał Krzysztofa. Poza tym jest jeszcze Paulina, która popiera działania Krzysztofa w całej rozciągłości, bo wie, że postąpił tak ze względu na nią. Mówi o tym Helenie, jaka to czuła się bardzo upokorzona przez Marka, gdy odwoływała ślub i jak to sobie zasłużył na wszystko, co go spotkało. To ona czuje się tu ofiarą, w dodatku żądną zemsty. Cieszę się jednak, że rozdział wzbudził kontrowersje, a o to przecież właśnie chodzi. Serdecznie dziękuję Ci za komentarz. Przesyłam buziaki. |
XUlaX (gość) 2012.06.10 14:14 |
Gosiu, wspaniała notka. Firma Uli coraz bardziej się rozkręca co mnie bardzo cieszy. Fajnie, że przyjęli Sebastiana, jego pomoc im się teraz bardzo przyda. Co ten Febo sobie wyobraża? Zwalnia ludzi, zamyka bufet!! Ciekawa jestem tylko czy Krzysztof ma świadomość tego co się dzieje w jego firmie. Mareki nigdy nie dopuściłby do takiej sytuacji, staralby się uratować swoich przyjaciół, ale nie Aleks. Wcal się nie dziwię, że Marek tak zareagował na spotkanie z matką i Pauliną. Ma do rodziców ogromny żal i dobrze to rozumiem. :) Pozdrawiam :) |
MalgorzataSz1 2012.06.10 14:43 |
Paulina. Dziękuję Ci bardzo za wpis. Oczywiście Krzysztof nie ma bladego pojęcia o tym, co dzieje się w jego firmie, a to dopiero czubek góry lodowej. Febo poczuje się zupełnie bezkarny i jeszcze mocno nawywija ukrywając do samego końca wszystko przed Krzysztofem. Będzie się działo. Pozdrawiam. |
Marcia (gość) 2012.06.10 16:12 |
Rozdział przeczytałam z uśmiechem na ustach, raz
rozbawionym, a raz zwyczajnym, jednak cały czas się utrzymywał na mojej
twarzy ;) Widzę, że interes kwitnie. Pracują wśród przyjaciół. Nie spodziewałam się, że także i Sebastian dołączy do tej spółki, ale to było pozytywne zaskoczenie. W FD widać nie dzieje się zbyt dobrze, skoro Aleks prawdopodobnie rozpoczyna redukcję etatów. Skoro bufet zamknięty to zwolnił Elę, a także Sebę. I pewnie jeszcze inne osoby. Mam nadzieję, że gdy Krzysztof zobaczy, że Aleks sobie nie radzi, przejrzy na oczy i zrozumie, że Febo nie jest tak krzyształowy jak mu się przez cały czas wydawało. Marek wpadł na genialny pomysł. Związanie umowy z innymi firmami na pewno się opłaci tym bardziej, że jak widać spółki są zainteresowane taką formą współpracy, a przynajmniej Fox Fashion. Uśmiałam się gdy wyobraziłam sobie Marka obracającego się z Ulą dookoła własnej osi, a na końcu dającego jej buziaka. To na pewno wyglądałoby bardzo zabawnie. A ten jego entuzjazm wręcz zaraźliwy. Nie spodziewałam się, że to Marek zabierze się za metamorfozę Ulki, ale z drugiej strony kto inny? Seby o to bym nie podejrzewała (chociaż na pewno byłby to oryginalny pomysł, bo wydaje mi się, że w żadnym opowiadaniu tego nie robił). Mógłby to zrobić Maciek lub Marek, Ty wybrałaś Marka. I bardzo fajnie, bo też nie często to on jest "stylistą":P Ja sama korzystam z soczewek i muszę Uli przyznać rację - w ogóle nic nie drapie ;) I, według mnie, są o niebo lepsze od okularów. A Ulka, jak Marek trafnie zauważył, ma bardzo ładne oczy i na pewno dobrze zrobi zamiana okularów na soczewki. I ponownie zaśmiałam sie gdy wyobraziłam sobie Marka w okularach "na intelektualistę" :D Wyobraźnia mnie dzisiaj ponosi ;) Spotkanie w restauracji na pewno nie było najlmilszym wydarzeniem w ciągu dnia. Helena rozumie, że Marek ma do niej żal i sama się na niego nie złości, ale Paula jak widać nie ma zamiaru się zmieniać. A to co mówiła o Uli na pewno nie świadczyło o tym, że ma klasę, a wręcz przeciwnie. Przecież nawet jej nie zna, nie wie o niej nic, widziała ją raz w życiu, przez może jakieś piętnaście minut i od razu ją oceniła. Jestem ciekawa czy któreś Febo w tym opowiadaniu przejdzie przemianę, czy może oboje, a może żadne z nich? No nic, poczekam, zobaczę ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam Cię serdecznie :) |
MalgorzataSz1 2012.06.10 17:22 |
Marcia. Cieszę się, że rozdział Ci się podobał. To prawda, że Marek w bardzo dyskretny sposób postara się o przemianę Uli, bo to przecież jeszcze nie koniec. Musi jej zmienić ciuchy, a pomysł na to sam mu się nasunie już w następnym rozdziale. Miałam Ci napisać, że oboje Febo nie przejdą żadnej przemiany, jednak,gdy głębiej się nad tym zastanowiłam, to stwierdziłam, że przejdą. Okaże się to w ostatnim rozdziale, ale nie będzie to przemiana w sensie mentalnym, ale taka, której być może nie spodziewacie się. Nic więcej na ten temat już nie napiszę, bo zdradziłabym zakończenie tej historii. Dziękuję Ci bardzo za komentarz i przesyłam pozdrowienia. |
miki (gość) 2012.06.10 18:22 |
no i FD po woli przechodzi do firmy Uli,zaczęło się od Sebastiana,ale to pewnie nie koniec,ciekawe kiedy Krzysztof przejrzy na oczy,oby nie wtedy jak będzie za późno No i Ula i Marek będą ratowali to co zostanie z FD .Niestety zaślepienie bardzo dużo kosztuje. |
MalgorzataSz1 2012.06.10 18:53 |
Miki. To prawda, że zaślepienie dużo kosztuje. Tu chodzi też o manipulację, której dokonuje rodzeństwo Febo. Oni manipulują uczuciami Dobrzańskich. Doprowadzili do sytuacji, że seniorzy wierzą i ufają bardziej im niż rodzonemu synowi. Gdyby trochę logiczniej pomyśleli, zrozumieliby, że ich jedyne dziecko nigdy nie stanęło by przeciw nim. Teraz Krzysztof jest wściekły i nie chce nawet wspominać Marka. Z pewnością będzie żałował takiej postawy, zapewniam. Bardzo dziękuję za pozytywny komentarz i pozdrawiam. |
danka69 (gość) 2012.06.10 21:36 |
Gosiu, tak jak obiecałaś, tak zrobiłaś. Jest niedziela, jest kolejna część. Dziękuję. Jestem pod jej wrażeniem, tak jak Marek pod wrażeniem Uli. "Sprawa" jest bardzo rozwojowa a Marek jak na faceta bardzo subtelnie, delikatnie pracuje nad wyglądem Uli. Dostrzega jej niezwykłe przymioty charakteru, ale również ogromny potencjał fizyczny ,który kryje sie pod okularami i nieszczególnymi ciuszkami. W serialu zupełnie nie ingerował w wygląd Uli, to ogromne uczucie Uli do Marka sprawiło ,że Ula powolutku zmieniała swój wygląd. Tutaj, Ula jest owszem od początku pod wrażeniem wyglądu Marka, ale to Marek próbuje wydobyć walory jej kobiecości. Wie chłop co robi..... , nie robi tego dla innych tylko dla siebie... . Incydent w kawiarni jest dość przykry, chyba dla obu stron.Dla Heleny, która w pełni rozumie zachowanie Marka, choć na pewno jest jej przykro, ale również dla Marka, którego reakcja , bardzo krótka i trafna wiele go kosztowała. Wzburzyła jego spokój, nad którym ostatnio pracował odcinając się zupełnie od Dobrzańskich. Pomysł z zakupem stoków z konfekcją innych firm jest przedni, a nazwy producentów mnie rozbawiły. Siedzę w tym temacie zawodowo , stąd uwielbiam wszystkie wątki tego rodzaju a muszę przyznać, że prowadzisz je bardzo profesjonalnie! Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. ściskam mocno! |
MalgorzataSz1 2012.06.10 22:01 |
Danusiu. Rzeczywiście w tym opowiadaniu to Marek będzie autorem przemiany Uli w piękną kobietę. I on zastosuje tu metodę małych kroków. Zaczął od optyka, ale i na ciuszki przyjdzie czas. Przede wszystkim dba o to, by nie urazić Uli i nie być zbyt nachalnym w tej kwestii i zbyt obcesowym. Wie, że powinien załatwić to niezwykle delikatnie. Scena w restauracji zarówno dla matki, jak i dla syna była przykra. Ona tęskni za swoim jedynakiem, on jest zbyt mocno zraniony, by zareagować inaczej. Dziękuję, że pochwalasz ten pomysł z magazynami i sprzedażą przez internet. Ja w przeciwieństwie do Ciebie zupełnie nie siedzę w temacie i kompletnie nie znam się na rynku mody, ani na prawach nim rządzących. To, co opisałam nie pochodzi z moich doświadczeń lecz z mojej czasem niezbyt dobrze pracującej wyobraźni. Oczywiście nazwy firm modowych wyssane są z palca. Nawet nie wiem, czy jakaś firma potrafiłaby się tak nazwać, bo chyba te nazwy nie brzmią jakoś profesjonalnie. Ale to wszystko na potrzeby opowiadania i niech już tak zostanie. Chciałam jeszcze spytać, czy dotarła wiadomość ode mnie i zdjęcia, bo wysyłając ją robiłam okropne głupoty klikając nie w to, co trzeba, jakbym po raz pierwszy zasiadła do komputera. Może ja cofam się w rozwoju? Bardzo dziękuję Danusiu za komentarz pod rozdziałem i cieplutko pozdrawiam. |
danka69 (gość) 2012.06.10 22:05 |
Gosiu, wszystko dotarło. Smaruję właśnie odpowiedź, mam nadzieję,że zdążę przed północą. Pozdrawiam Cięrównież cieplutko. |
orchid94 (gość) 2012.06.10 22:41 |
Małgosiu przepraszam, bardzo przepraszam. Nie
było mnie trochę, bo szkoła zajmuje mój czas przed końcem roku. Potem
nie działało socjum i gdy przeczytałam info od Ciebie natychmiast
weszłam na Twojego bloga. Pierwsza część mnie zszokowała. Marek
wyrzucony i wydziedziczony to było w pierwszej chwili dla mnie
maksymalnie zaskakujące. A to wszystko dlatego, że chciał żyć po
swojemu, sprzeciwiając się woli rodziców. Okazuje się, że Marek jest
jednak zaradnym facetem, nie załamał się i postanowił zacząć wszystko od
początku, po swojemu. Dobrze, że spotkał Maćka i wszedł do firmy, którą
prowadzi z Ulą. Marek był pod wrażeniem kompetencji Uli, choć
podejrzewam, że początkowo jej wygląd go nie zachwycił, ale był w stanie
zrozumieć złą sytuację finansową i nie ocenił Uli po wyglądzie. Super,
że udało im się tak szybko załatwić wiele rzeczy i naprawdę rozkręcać
coraz bardziej firmę. Przydały się też znajomości Marka. No i pomogli
też Sebastianowi. Tak czułam, że pod rządami Aleksa posypią się
zwolnienia i podejrzewam, że FD będzie się miało coraz gorzej. Nie wiem
czemu, ale mam wrażenie, że to Marek z Ulą i przyjaciółmi będą je
ratować. Mam nadzieję, że rodzice Marka zobaczą, że źle go ocenili i się
pogodzą, choć niewątpliwie Marka cała ta sytuacja boli i długo zajmie
zanim minie żal. No i Markowi udało się małym, niewinnym podstępem
namówić Ulę na pierwszy krok w zmianie wizerunku - okulary. Teraz będą
mieli coraz więcej pieniędzy, Marek zna się na modzie, to pewnie zrobi z
Uli piękność. Ach jak cudowny był ten spontaniczny wybuch radości Marka
:) Okręcił się z nią i pocałował z radości, to się nazywa szczęście :)
No i mało sympatyczne spotkanie w restauracji, mam nadzieję, że nie
popsuło to humoru przede wszystkim Markowi. A Helena ma rację - nic
dziwnego, że tak się tak zachował po tym, co usłyszał od rodziców.
Paulina jest bezczelna, Helena zrozumiała i nie dziwiła się, a Paula
jeszcze rzucała mało sympatycznymi słowami. Piękne opowiadanie Gosiu -
pochłonęłam z ciekawością. Czekam na kolejne części i przepraszam, że
tak krótko skomentowałam tym razem. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :) P.S. Obiecuję pamiętać o wklejaniu komentarzy na socjum i blogu i przepraszam za to, że nie wszystkie wkleiłam i tu i tu. |
MalgorzataSz1 2012.06.10 23:03 |
Iza. Ja też już krótko, bo późno jest, a jutro muszę iść do pracy. Twój komentarz wcale nie był krótki. Raczej wręcz przeciwnie. Cieszę się, że mogłam Cię czymś zaskoczyć. Mam tu na myśli pierwszy rozdział. Socjum nadal nie działa, więc przynajmniej na razie nie będzie takiej możliwości, by wklejać komentarze w dwóch miejscach. Nikt nie ma informacji, czy socjum w ogóle będzie jeszcze, czy to już definitywny koniec. A przepraszać za zwłokę w komentarzach nie musisz. Wiem, że koniec roku, to gorączkowy okres, na szczęście niedługo wakacje i już Ci ich zazdroszczę, bo będziesz miała sporo laby. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam najcieplej, jak można. |
monika_2601 (gość) 2012.06.11 01:35 |
No nareszcie mi się udało przeczytać. Należy mi
się porządna bura za to, że tak długo zwlekałam i pozwalam Ci na siebie
nakrzyczeć :p Ale z drugiej strony dzięki tej zwłoce mogłam dzisiaj przeczytać na raz dwa rozdziały, a to była prawdziwa uczta. Pozwól więc, że odniosę się w tym komentarzu do rozdziału drugiego i trzeciego łącznie. Marek została wspólnikiem. Cóż, nie spodziewałam się tego tak od razu, a już w ogóle nie spodziewałam się, że do spółki przystąpi też Sebastian. Ale to bardzo fajny pomysł, bo przynajmniej mamy tutaj świetną ekipę bohaterów. I teraz moje pytania, którego gdybym nie zadała, to nie byłabym sobą:p Skoro pojawił się Olszański, to czy jest też szansa na pannę Kubasińską? Dobrze znasz moją słabość do niej, więc pewnie specjalnie to pytanie Cie nie dziwi, co?:p W sumie to ja nie mam dużo do powiedzenia i ten komentarz na pewno nie będzie szczególnie długi, ale to dlatego, że tak fajnie, płynnie mi się czytało. Niby nie wydarzyło się nic niezwykłego, ale cały czas było interesująco - wielki plus. Kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła było to, że tym razem to najwyraźniej Marek przyczyni się do zmiany wizerunku Uli. Już wziął ją podstępem w kwestii soczewek, a teraz pewnie weźmie się za ciuchy. I chwała mu za to!:p A takie pytanko: ile rozdziałów jeszcze będziemy musieli czekać na "wybuch uczuć"?;D Reakcja Marka na widok Heleny w ogóle mnie nie dziwi. Co prawda to jego matka i ewidentnie było jej przykro, że udawał, że się nie znają, ale tak naprawdę trudno oczekiwać od niego czegokolwiek innego. Rodzice potraktowali go w tak okrutny sposób, że nie należy im się lepsze traktowanie. Powiesz pewnie, że rodzice to jednak zawsze rodzice i cokolwiek by się nie działo, to należ im się szacunek, ale w takim wypadku raczej nie. Mam nadzieję, że Marek nie wybaczy im nigdy tego, co zrobili. Chociaż domyślam się, że Ty pewnie będziesz chciała złagodzić ten konflikt pod koniec opowiadania. To chyba tyle z mojej strony, teraz czekam na kolejną część. Mam nadzieję, że pojawi się jak najszybciej. Pozdrawiam serdecznie:) |
MalgorzataSz1 2012.06.11 09:15 |
Monika. Przede wszystkim krzyczeć nie będę, bo cieszę się, że znalazłaś czas by skomentować. Pamiętasz, że opowiadanie ma tylko 7 rozdziałów? Akcja toczy się szybko. To dlatego w takim piorunującym tempie zarówno Marek, jak i Sebastian zostali wspólnikami PRO-S. Od razu Cię uspokoję, że Twoja ulubienica również się pojawi. Miłość między Ulą i Markiem rozkwitnie już w następnym rozdziale. Nie biorę strony rodziców Marka, bo uważam, że postąpili haniebnie nie dając mu nawet szansy, by mógł spokojnie wyłuszczyć im prawdę. Jednak ich pojednanie, to już inna sprawa. Choć obu stronom przyjdzie to z dużym trudem. Marek jednak im wybaczy, a to oczywiście za sprawą Uli, która jest dobra i szlachetna. Dzięki za wpis Monia. Pozdrawiam. :) PS. Podobnie, jak Ty żałuję, że socjum nie działa. Też bardziej wolałam tam komentować, niż na blogach, ale póki co, tylko to nam zostało. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz