Łączna liczba wyświetleń

15381505

wtorek, 6 października 2015

"SYN MARNOTRAWNY" - rozdział 5

16 czerwiec 2012
Rozdział V


Alexander Febo nigdy nie tryskał dobrym humorem. No może tylko wtedy, gdy z satysfakcją przyglądał się, jak Krzysztof Dobrzański wydziedzicza swojego jedynego syna i jak przepisuje na nich połowę swoich udziałów. Wiele uciechy i radości przyniósł mu widok Mareczka opuszczającego szpitalny korytarz z podkulonym ogonem. Miłym zaskoczeniem był dla niego fakt, że nawet Helena Dobrzańska odwróciła się od własnego syna. To był dla Alexa Febo bezcenny widok widzieć Marka pokonanego i na kolanach. W zasadzie nie współczuł swojej siostrze z powodu odwołanego ślubu, bo tak naprawdę miał do wszystkiego ambiwalentny stosunek. Zarówno Dobrzańscy, jak i Paulina byli mu tak naprawdę obojętni. Był mistrzem gry pozorów i jak się okazało, świetnie na tym wychodził. Dobrzańscy mieli go za geniusza finansów i święcie wierzyli, że równie genialnie sprawdzi się na stanowisku prezesa. On bezustannie zapewniał Krzysztofa, że firma prosperuje świetnie, a on sam radzi sobie znakomicie. Dzięki tym zapewnieniom zdrowie Krzysztofa uległo znacznej poprawie i po dwumiesięcznej rekonwalescencji w jednym ze szwajcarskich uzdrowisk, powrócił do żywych w znakomitej formie. Nadal jednak zalecono, by firmy unikał, jak ognia, nie przemęczał się i nie przeżywał żadnych stresów. Zapewniono, że jeśli będzie się oszczędzał, to ma szansę jeszcze trochę pożyć. Żył więc w błogiej nieświadomości o kondycji firmy, święcie przekonany, że jego wspaniały, przybrany syn trzyma rękę na pulsie i dba o nią wzorowo. Jednak mimo tego odizolowania i tutaj docierały jakieś niepokojące wieści. Alex uspokajał, że to wyssane z palca plotki, że wszystko jest w najlepszym porządku, a te pozbawione wiarygodności informacje pochodzą od konkurencji, która im źle życzy.
No cóż…, Alexander Febo z pewnością posiadał bujną wyobraźnię i duże skłonności do konfabulacji. Niestety i dla niego nadeszły czarne, jak najczarniejsza noc, dni. Uwikłał się w karkołomny układ ze swymi ziomkami, którzy wyczuli świetny interes. Naiwność Febo i bezkrytyczna wiara w uczciwość swoich rodaków doprowadziła do tego, że teraz miotał się, jak ranny zwierz nie mogąc się uwolnić z rąk szantażystów, którzy żądali od niego coraz większych sum doliczając za każdy dzień zwłoki w płatnościach złodziejskie procenty. Jedynym ratunkiem na pozyskanie szybkiej gotówki była sprzedaż akcji firmy. Tak też zrobił. Wypuścił na giełdę cztery tysiące akcji. Ten manewr nie był najszczęśliwszy, o czym zdał sobie sprawę po czasie. Mimo wmawiania sobie, iż jest doskonałym finansistą, nie przewidział biedaczek kilku istotnych rzeczy, a przede wszystkim tego, że konkurencja nie śpi. Konkurencja przecierała oczy ze zdumienia widząc tak dużą ilość akcji Febo&Dobrzański wystawioną na giełdzie. Nikt nigdy nie wystawiał akcji tej firmy na sprzedaż. Prosperowała świetnie i nigdy nie trzeba było posuwać się do tak desperackich kroków. To nagłe pojawienie się akcji i to w tak dużej ilości wzbudziło czujność i niepokój. Coś tu śmierdziało i to bardzo mocno. Głównie z tego powodu akcje poszybowały lotem w dół i jak przysłowiowy kamikadze, ostro pikowały. A jednak znalazł się ktoś, kto przyhamował ich spadek. To był tajemniczy „ktoś”. Ktoś, kto nie ujawnił swojej tożsamości i najwyraźniej pragnął pozostać anonimowy. Ten intrygujący „ktoś” wykupił wszystkie wystawione na giełdzie akcje i tym sposobem stał się cichym wspólnikiem upadającej firmy.
Alexander Febo nie posiadał wyrzutów sumienia. On w ogóle nie wiedział, co to jest. Liczyła się tylko świadomość, że ktoś wykupił akcje i zapłacił za nie żywą gotówką. Nie było tego tak dużo, jak Febo zakładał, ale pozwoliło mu uratować skórę. Nie zawracał sobie głowy tym, że nie poinformował swojej siostry o pozbyciu się trzydziestu pięciu procent ich wspólnych udziałów. Była na to za głupia i w dodatku wierzyła mu bezgranicznie. Już po wszystkim wcisnął jej jakiś idiotyczny bajer, że tak było trzeba i zapewnił, że niczym nie musi sobie zawracać głowy, bo to są sprawy mężczyzn. Gotówkę natychmiast przelał na konto Włochów i póki co, mógł spać spokojnie.

Święta, święta… One były coraz bliżej. Marek wraz z Ulą szalał po galeriach handlowych. Mogli sobie na to pozwolić w ciągu dnia, bo była Viola. Wprowadzona przez Ulę we wszystkie obowiązki radziła sobie świetnie i wkrótce okazała się niezastąpiona. Uwielbiała paplać godzinami przez telefon, więc liczne rozmowy z klientami nie męczyły jej zbytnio. Wreszcie mogła wygadać się do woli.
Między Markiem a Ulą doszło do zadziwiającej zgodności w kwestii prezentów i postanowili, że wspólnie je kupią dla całej rodziny. Do tego doszły jakieś symboliczne drobiazgi dla swoich wspólników i Violetty. Przyznali też sobie niewielkie premie słusznie przypuszczając, że pieniądze mogą się im jeszcze przydać, gdyby trzeba było ponownie zainwestować w giełdę.
Wigilia była dniem wolnym dla wszystkich. Marek zjawił się w Rysiowie rano, bo postanowił ofiarnie pomóc Uli w przygotowaniach. Robota szła, jak po maśle. Ze szczęśliwą miną kręcił mak po raz pierwszy w życiu i po raz pierwszy w życiu usiłował ulepić pierogi. Było mnóstwo śmiechu i wesołej zabawy.
Ze łzami w oczach łamał się z nimi wszystkimi opłatkiem. Nie komentowali tego, bo znali przyczynę tych łez i widzieli, jak bardzo przeżywa swoje oderwanie od rodziny. Prawdziwie rozpłakał się, gdy Józef nazwał go synem. To poruszyło emocjonalną stronę jego duszy. Ula przytuliła go wtedy mocno i gładząc jego plecy szeptała.
- Już dobrze kochany, już dobrze.
Po wigilii nadszedł czas na prezenty. Beatce wytłumaczono już znacznie wcześniej, że Mikołaj, to tylko taki pan ze sztuczną brodą i nie jest prawdziwy, a prezenty, które dostanie, są od nich wszystkich. Rezolutna dziewczynka zrozumiała w lot te wyjaśnienia mówiąc, że od dawna podejrzewała, że ten Mikołaj, to przebrany tata. Z wielką chęcią wyciągała spod choinki kolorowe torby wręczając je każdemu z nich.
Następnego dnia wszyscy zgodnie poszli do kościoła na poranną mszę, a po niej na cmentarz. Nie mogło ich tu zabraknąć w tym dniu. Tym razem, to Marek tulił Ulę, bo płakała rozpaczliwie wspominając matkę.
Po świątecznym obiedzie urządzili sobie sannę wciągając w to Maćka, który akurat się napatoczył. Było sporo uciechy. Szczególnie małej Betti nie zamykała się buzia i śmiały się do nich jej szczęśliwe oczy.
Drugi dzień świąt minął spokojniej. Poszli na relaksujący spacer, by spalić trochę kalorii. Wieczorem Marek postanowił wyjechać, ale Józef nawet nie chciał o tym słyszeć.
- Nie puszczę cię. Nawet na to nie licz. Co będziesz robił sam w pustym domu? Źle ci u nas? Jutro zabierzesz Ulę i pojedziecie razem do pracy.
Takim argumentom nie mógł się sprzeciwić i został. Było mu tu rzeczywiście dobrze. Nie pamiętał, by kiedykolwiek w taki sposób przeżywał święta. Ta rodzina niczego nie udawała. Wszyscy jej członkowie mieli szczerość wypisaną na twarzach. Cieszyli się autentycznie z jego obecności wśród nich. Ta ciepła, rodzinna atmosfera urzekła go i jeszcze Ula, taka kochana i wspaniała. Jego serce przepełniało szczęście i wdzięczność dla tych skromnych ludzi.

Święta u Dobrzańskich bardziej przypominały stypę niż wigilię. Alex siedział chmurny i ponury i nie chciał wyjawić powodu braku humoru. Helena, co chwilę roniła łzy tęskniąc za swoim jedynakiem. Krzysztof się zżymał widząc żonę w takim stanie, a Paulina usiłowała nawiązać jakikolwiek dialog, ale bez powodzenia. Nie tak miały wyglądać te święta. Przecież wszystko układało się wspaniale. Dobrzańscy pozbyli się zakały i czarnej owcy w rodzinie, a mimo to jakoś dziwnie i bez entuzjazmu akceptowali obecność rodzeństwa Febo. Coś zaczęło zgrzytać w tym Febo-Dobrzańskim świecie. Helena coraz częściej dostrzegała rysy na idealnym wizerunku swojej niedoszłej synowej i w skrytości ducha przyznawała rację Markowi. Krzysztof natomiast od jakiegoś czasu wyczuwał fałszywe tony w zapewnieniach Alexa o dobrej kondycji firmy. Coś najwyraźniej było nie tak. Czuli to oboje, ale żadne z nich nie odważyło się mówić o swoich podejrzeniach głośno. Nawet nie przypuszczali, że ta bomba z opóźnionym zapłonem wreszcie wybuchnie i zamieni w gruzy tę Febo-Dobrzańską sielankę.

Święta jednak się skończyły i nadszedł czas powrotu do szarej rzeczywistości. Ula nie odpuszczała. Każdego dnia śledziła procesy zachodzące na giełdzie. Długo nic się nie działo, jednak nie poddawała się. Sprzedaż pod koniec roku była znakomita i przerosła ich najśmielsze oczekiwania. Dzięki niej zasilili firmową kasę potężnym zastrzykiem gotówki. Sądzili, że po świętach nastąpi gwałtowny spadek, lub nawet zastój w wyprzedażach, jednak zostali mile zaskoczeni. Między świętami nastąpił prawdziwy boom. Masowo sprzedawali kreacje sylwestrowe. Skuszone dobrą marką i niewysokimi cenami sukien klientki niemal do samego końca licytowały, podbijając ceny do maximum. Maciek zacierał ręce.
- Gdybym tego nie widział, nie uwierzyłbym. Przez cały grudzień zarobiliśmy więcej, niż przez cały rok. Niewiarygodne.
- A wiecie, co mnie przyszło do głowy? – Odezwała się Violetta. – Pomyślałam sobie, że sam Internet to nie jest dobra droga, by przyciągnąć klientów. Przecież nie każdy z nich korzysta z komputera. Może moglibyśmy pozwolić sobie na wynajęcie jakiegoś pomieszczenia, lub dwóch i urządzenia w nich sklepów? Tak naprawdę, to nie wiem, czy nas stać, ale potem moglibyśmy zrobić odpowiednią reklamę nie tylko w Internecie, ale i w mediach, lub na mieście, rozwieszając ulotki.
Marek rozdziawił buzię. Nie przypuszczał, że w głowie Violi może się wykluć taki pomysł. Nie pamiętał, by kiedykolwiek grzeszyła nadmiarem inteligencji. Zaskoczyła go kompletnie.
- Wiesz Viola, to wcale nie jest takie głupie i brzmi całkiem sensownie. Wiąże się też niestety z zatrudnieniem dwóch dodatkowych osób. Nie wiem, czy to udźwigniemy, ale obiecuję ci, że bardzo poważnie się nad tym zastanowimy.
Sprzedaż szła świetnie. Nie oszczędzali się. Dziewczyny harowały w biurze, a chłopcy uwijali się w magazynach. Każdy z nich przydzielił sobie firmę i nią głównie się zajmował upłynniając jej kolekcje. W mieszkaniu zaczynało robić się ciasno. Marek ponownie korzystał tylko z kuchni, łazienki i sypialni. W drugim pokoju ustawiono stojaki, na których wieszano kreacje przeznaczone do wysyłki.
Za to w soboty i w niedziele znajdowali czas na oddech. To był czas, który poświęcali sobie i rodzinie. Co tydzień Marek zapraszany był na obiad do Cieplaków. Nigdy nie odmawiał. Świetnie się czuł w tej rodzinie i nawet już myślał, jak o swojej własnej. Oni też tak właśnie go traktowali, jak członka rodziny. Ula stała się całym jego światem. Przy niej odżył i zdawał się zapominać o tych okropnych latach spędzonych u boku Pauliny. Ula była jej totalnym przeciwieństwem. Nigdy nie podnosiła głosu. Zawsze cicha, spokojna, skupiona. Niezwykle pracowita i oddana firmie. Przede wszystkim jednak akceptowała jego ze wszystkimi wadami i zaletami. Kochała go mocno miłością głęboką i bezwarunkową, podobną do tej, jaką darzył ją on sam.
Któregoś styczniowego poranka weszła do biura i oznajmiła, że dzisiaj musi wyjść wcześniej, bo ma wizytę u lekarza. Zaniepokoił się.
- Coś ci dolega? Źle się czujesz?
Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Nie Marek, wszystko ze mną w najlepszym porządku. Po prostu mam wizytę u ortodonty. Być może ściągną mi wreszcie to żelastwo z zębów. Straszę nim już dwa lata i bardzo bym chciała się go pozbyć.
- Pojadę z tobą. Zawiozę cię. I tak dzisiaj nie jadę do magazynów. Zajmę się pakowaniem towarów. Trzeba powysyłać sporo rzeczy.
- No dobrze. Jeśli chcesz. Ja chętnie skorzystam z podwózki, bo to kawałek drogi stąd.

Wyszła z gabinetu uśmiechając się do niego promiennie. Wstał i przytulił ją mocno.
- Uwolnili cię. Wyglądasz cudnie, a twój uśmiech jest jeszcze piękniejszy.
- Tak się cieszę Marek. Już naprawdę miałam dość tego aparatu. Lekarz powiedział, że zęby się ładnie wyrównały i nie ma ani jednego krzywego. To moje poświęcenie miało jednak swój sens. Jestem wreszcie szczęśliwa i wolna.
- A ja jestem szczęśliwy, bo ty jesteś szczęśliwa. Chodź, odwiozę cię do domu.

Była połowa lutego. Marek krzątał się po kuchni robiąc kawę sobie i dziewczynom, gdy usłyszał krzyk Uli.
- Marek! Chodź szybko!
Wpadł, jak burza do pokoju.
- Co się dzieje?
- Zaczyna się. Mieliśmy nosa. Znowu wypuścił akcje. Trzy tysiące. Coś mi się zdaje, że znowu jest w potrzebie i chce szybkiej gotówki. Spójrz, jak nisko stoją. Chyba nigdy ich wartość nie była tak niska. Sześćdziesiąt złotych. Nie obłowi się za bardzo. Jest lekka tendencja zniżkowa. Nikt nie licytuje, to dlatego. Dzwonię do maklera. Kupimy po pięćdziesiąt pięć. Tym razem nie będą tak szybko spadać jak poprzednio. Na to nie możemy liczyć. Taka cena będzie bezpieczna.
- Masz rację skarbie. Dzwoń.
Ustaliła wszystko z maklerem i zabroniła mu czekać na spadek ceny niższy od pięćdziesięciu pięciu złotych. Z napięciem obserwowali ruchy na elektronicznej tablicy. Akcje wolno ciągnęły w dół. Stanęły przy kwocie pięćdziesiąt pięć. Ula natychmiast wykonała kolejny telefon. Musiała upewnić się, czy makler zdążył. Marek obserwował ją i widział, jak oddycha z ulgą.
- Zdążył. Wykupił wszystkie za sto sześćdziesiąt pięć tysięcy. Mamy tyle. Możemy zaraz dokonać przelewu.
- Świetnie. To jakieś dwadzieścia pięć procent udziałów. Ula, on popełnia zawodowe harakiri. Zostało mu tylko piętnaście procent. Ja mam większość. Sześćdziesiąt procent. Zostało naprawdę niewiele do przejęcia firmy. Mam nadzieję, że ten włoski dureń szybko wypuści kolejny pakiet. Wystarczy właściwie jeszcze dziesięć procent i jest ugotowany. Nas stać na tą resztę. A jak już przejmę wszystko, podzielę udziały w równych częściach między nas, bo każdy z nas włożył swój wkład w wykupienie tych akcji. Tak będzie sprawiedliwie. Połączymy obie firmy i postawimy F&D na nogi. Choć wtedy trzeba się będzie zastanowić nad zmianą nazwy, bo Febo pójdą w zapomnienie.
- Daleko sięgasz swoimi marzeniami kochany, ale jeśli wszystko pójdzie gładko, to te marzenia staną się całkiem realne.

Nie musieli długo czekać. Spanikowany Febo wypuścił w niedługim czasie kolejne akcje. Tak, jak przewidział Marek, nie pozbył się wszystkich zostawiając sobie pięć procent udziałów. Mieli wreszcie te upragnione siedemdziesiąt procent i mogli przystąpić do działania. Najpierw wysłali list do Dobrzańskich z zaproszeniem do firmy w dniu trzydziestym marca o godzinie dziesiątej. Pismo opatrzone logo „Pro-S” podpisała Ula, jako jeden ze wspólników firmy. Podobne pisma poszły do Pauliny i Alexa. Były jednak bardziej szczegółowe i informowały, że rzecz dotyczy udziałów F&D.
Kiedy Alex przeczytał pismo zbladł, a na jego czoło wystąpił zimny pot. A więc stało się. Dlaczego był takim durniem i nie zainteresował się nawet, kto skupuje akcje firmy? Zaraz, zaraz… Firma „Pro-S”? Czy to nie ta firma, która sprzedaje przez Internet końcówki ich kolekcji? Tak, to na pewno oni. Tylko, dlaczego podpisana jest jakaś Urszula Cieplak, skoro on widywał tu mężczyznę? Wybrał numer do Turka.
- Adam, jak się nazywa ten facet z firmy „Pro-S”?
- Szymczyk. Maciej Szymczyk, a co?
- Nic, nic. Chciałem tylko wiedzieć.
Odkładał słuchawkę, gdy do gabinetu wparowała wściekła Paulina z listem w ręku.
- Alex! Co to ma znaczyć!? Dlaczego jakaś obca firma chce rozmawiać z nami na temat naszych udziałów? Możesz mi to wyjaśnić?
Otarł pot z czoła i wskazał jej fotel.
- Usiądź. Pamiętasz Scaccich?
- Pamiętam. Robiłeś z nimi interesy. Co z nimi?
- Te interesy były bardzo nietrafione Paulina. To były najgorsze interesy w moim życiu. Okazało się, że cała rodzina Scaccich należy do mafii. Szantażują mnie. Wyniuchali niezły interes i łatwy zarobek. Grozili mi. Musiałem szybko zdobyć gotówkę, by zostawili mnie przy życiu. Musiałem sprzedać akcje. Zostało nam zaledwie pięć procent udziałów.
Słuchała go oniemiała. Nie mogła uwierzyć, że posunął się do czegoś takiego.
- Czy ty wiesz, co zrobiłeś? Zrobiłeś z nas nędzarzy. Jak ty sobie wyobrażasz, z czego będziemy żyć? Myślisz, że nowy właściciel pozwoli nam nadal tu pracować? Nie sądzę. Co powie na to Krzysztof? Nawet nie chcę myśleć, jak na to zareaguje. Zabiłeś nas Alex!

Trzydziesty marca jawił się Markowi, jako jeden z najpiękniejszych dni w jego życiu. Przynajmniej dotychczasowym. Zostawili Violettę w biurze, a sami wraz z Sebastianem i Maćkiem podjechali pod firmę na Lwowską. Wszyscy prezentowali się niezwykle elegancko i szykownie. Oni w markowych garniturach, Ula w pięknej garsonce. Przystanęli jeszcze przed wejściem. Marek wziął głęboki oddech i spojrzał na przyjaciół.
- No moi drodzy, do dzieła. Chodźmy uciąć łeb tej włoskiej Hydrze.
Wyjechali na piąte piętro. W recepcji nie było nikogo. Podeszli do sali konferencyjnej. Marek wziął kolejny oddech i otworzył drzwi. Byli wszyscy. Cała czwórka. Wszedł do sali i przywitał się ogólnym „dzień dobry”. Pozostali zrobili to samo. Febo podniósł się z krzesła i wycelował w niego palec.
- Możesz mi powiedzieć, co tu robisz? O ile sobie przypominam, to nie masz prawa przebywać w tej firmie, podobnie jak pan Olszański, nieprawdaż?
Marek obrzucił go pogardliwym spojrzeniem i powiedział kategorycznie.
- Proszę usiąść panie Febo. Mam większe prawo przebywać w tej firmie, niż pan. Jestem w posiadaniu siedemdziesięciu procent udziałów tej firmy.
Alex chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz tylko otworzył usta i usiadł na miejsce.
Krzysztof poruszył się niespokojnie.
- Jak to siedemdziesiąt procent. Jak…? Kiedy…?
Marek odwrócił się do przyjaciół i powiedział.
- Zajmijcie miejsca, proszę. – Skierował swój wzrok na Dobrzańskich.
- Zanim zacznę wyjaśniać, chciałbym się upewnić, czy pan, panie Dobrzański ma przy sobie leki nasercowe. Nie chciałbym, aby podczas tych wyjaśnień pan zasłabł.
- Mamy leki. – Odezwała się Helena. Marek kiwnął głową.
- W takim razie zacznę. Jakiś czas temu obecny tu Alexander Febo zawarł umowę z firmą modową z Mediolanu należącą do niejakich Scacci. Sądził, że ubił świetny interes. Jak się szybko okazało, rodzina Scacci jest rodziną mafijną i w krótkim czasie złapała pana Febo za gardło. Zamiast obiecywanych w umowie profitów płynących z wzajemnej współpracy, zaczęto go szantażować. Jedyną możliwością pozyskania szybkiej gotówki wydawała się sprzedaż akcji. Tak też zrobił. W tajemnicy przed innymi udziałowcami rzucił na giełdę po raz pierwszy cztery tysiące akcji. Okazało się, że nie przyniosły spodziewanych zysków. Sytuacja zaczęła przybierać niekorzystny obrót. Akcje leciały na łeb, na szyję. Stanęły przy wartości pięćdziesięciu pięciu złotych. Wykupiłem je wszystkie podobnie, jak kolejny ich rzut na giełdę w liczbie trzech tysięcy. Trzeci rzut był znacznie skromniejszy, ale i tak mnie zadowolił. Nie posiadam informacji czy pan Febo zaspokoił chciwość swoich włoskich przyjaciół. Jeśli nie, to nie chciałbym być teraz na jego miejscu. - Spojrzał z niepokojem na ojca. - Wszystko w porządku? Jeśli nie, zrobimy przerwę i zażyje pan lek.
- Nie, nie, kontynuuj. Wezmę nitroglicerynę. Podaj mi Helenko.
- Nie ma już zbyt wiele do powiedzenia. Ja i moi wspólnicy mamy siedemdziesiąt procent udziałów. Proponujemy odsprzedanie nam pozostałych pięć procent po cenie aktualnie obowiązującej. Przejmujemy firmę i nie chcemy w niej widzieć ani pana, ani pani Febo. Piętnaście procent pozyskanych udziałów zwracam państwu Dobrzańskim. Resztę w wysokości sześćdziesięciu procent dzielę na cztery, w równych częściach po piętnaście procent dla każdego z moich wspólników. Czy państwo Febo zgadzają się na sprzedaż swoich udziałów? Jeśli tak, mamy gotową umowę. Wystarczy ją podpisać. Notarialnie potwierdzimy sami, chyba, że chcą państwo w tym uczestniczyć.
- Nie, – odezwała się Paulina – nie musimy przy tym być.
- Ula, podaj proszę umowę.
Zaległa cisza, gdy oboje Febo czytali warunki tej umowy. Nie trwało długo, bo podpisali ją bez żadnej zwłoki. Marek odebrał od nich formularze i oddał Uli.
- Dziękuję. A teraz proszę o opuszczenie sali. Proszę też jeszcze dziś spakować swoje rzeczy i nigdy tu nie wracać. Żegnam.
Wyszli z sali bez słowa. Dobrzańscy siedzieli ze spuszczonymi głowami. Helena płakała. W oczach Krzysztofa też lśniły łzy. Otarł je nieporadnie i spojrzał na Marka.
- Wyrządziliśmy ci ogromną krzywdę synku. Nie będę miał ci za złe, jeśli nie będziesz mógł nam wybaczyć. Jako rodzice, zawiedliśmy na całej linii. Bardzo żałujemy tego, w jak okrutny sposób cię potraktowaliśmy. Byliśmy ślepi i głusi, bo uwierzyliśmy w fałszywe oskarżenia. Dziękujemy ci i dziękujemy wam, że nie dopuściliście, by poszedł wniwecz dorobek naszego życia. Nie mieliśmy o niczym zielonego pojęcia, bo Alex do końca zapewniał nas, że z firmą wszystko w porządku. Pójdziemy już. Nie będziemy wam przeszkadzać.
- Jeszcze chwileczkę tato. – Krzysztof podniósł głowę oszołomiony.
- Powiedziałeś do mnie tato…? Nie zasłużyłem sobie na to miano. Jeszcze raz bardzo cię przepraszamy oboje.
- Tu jest piętnaście procent udziałów dla was. Ja postaram się postawić tę firmę na nogi. Przyjaciele mi pomogą. Febo odeszli w niebyt i myślę, że już nikt nie będzie mi rzucał kłód pod nogi.
- Dziękujemy synku. Wybacz, że nie doceniliśmy cię tak, jak na to zasługiwałeś. Jesteś dobrym człowiekiem.
Patrzyli, jak seniorzy opuszczają salę konferencyjną, pochyleni, zgarbieni, jakby nagle przybyło im lat. Smutny to był widok.



gośka (gość) 2012.06.16 20:44
bardzo ładne opowiadanko, czytałam na raz całe, resztę może w wakacje w miarę czasu :)
piszesz ciekawie, odbiegasz od pierwowzoru, tak mi się wydaję(porównanie do innych opowiadań, bo nie oglądałam)
pozdrawiam i sądzę, że kiedyś na pewno tu wrócę :D
ania1302 (gość) 2012.06.16 20:47
Gosiu , bardzo wzruszjąca część. Te święta , a potem wystąpienie Marka w firmie przed obliczem rodzicółw? Febo pokonani i teraz zostało tylko postawic firmę na nogi. Wybacz że tak krótko, ale mecz się zaczyna i nie można go przegapić . Stawiam 2:1 dla naszych. Pozdrowionka.
MalgorzataSz1 2012.06.16 20:51
Gosiu
Bardzo Ci dziękuję, że zawędrowałaś na strony moich opowiadań. Odbiegają one w znacznej mierze od serialu, choć bohaterowie ci sami. To z tego powodu blog nazywa się "Wariacje na temat Uli i Marka". Jeśli lubisz czytać słodkie historie kończące się zawsze szczęśliwie, to myślę, że znajdziesz tu coś dla siebie. Ja w każdym razie serdecznie zapraszam Cię do czytania w wolnym czasie.
Dziękuję i pozdrawiam.



Marcia (gość) 2012.06.16 21:01
Nadrabiam :)
Rozdział IV
No to Marek nieźle Ulce naściemniał ;) Ja nie wiem czy dałabym się nabrać, chociaż z niewątpliwym darem przekonywania Marka to nie byłoby zbyt trudne :) Urocza scena gdy wyznają sobie oboje miłość. Nie spodziewałam się, że będzie to tak szybko, ale cieszę się, bo mogę poczytać już o ich szczęściu :) Super, że Marek spędzi święta u Cieplaków, na dodatek z ukochaną.
W FD nie dzieje się najlepiej. Dobrze, że wykupili te akcje, inaczej zrobiłby to ktoś inny i mogłoby to nie skończyć się zbyt dobrze dla samej firmy. Ciekawe jak zareaguje Krzysztof gdy się dowie? Zdenerwuje się, to pewne. Mam nadzieję, że porozmawia z synem.
No i kolejna osoba doszła do firmy. Tym razem jest to Viola. Tak sobie myślę... Skoro już tak ładnie zeszli się Ula z Markiem, w niedalekiej przyszłości jak sądzę to samo stanie się z Violą i Sebą, to może i Maćkowi kogoś podsunąć? Planujesz jeszcze kogoś wprowadzić do ProS, taką Anię na przykład? Bo co by Maciek miał sam być :)
No poczekam, zobaczę.

A teraz zabieram się za rozdział V
Aleksowi kierowanie firmą idzie nienajlepiej, żeby nie powiedzieć koszmarnie. Wplątał się w jakieś umowy, które zamiast przynieść firmie korzyści, przyniosły wręcz odwrotne skutki, które szybko odczuł. Sprzedał więc akcje firmy, a kupił je "ktoś". Febo ma szczęście, że owym "kimś" jest Marek, bo gdyby był to ktoś inny mogłoby nie być tak miło.
Marek widać bardzo przeżywa to jak potraktowała go jego własna rodzina. Pewnie w życiu nie spodziewałby się, że bądź co bądź obcy ludzie potraktują go jak członka rodziny. Ale jest to dla niego na pewno bardzo ważne i czuje się szczęśliwy mogąc spędzać z nimi wszystkimi święta.
Heh, Beatka ma bardzo przenikliwy rozumek, skoro podejrzewała tatę o przebranie się za Mikołaja. Ja sama muszę się przyznać, że wierzyłam póki mnie nie uświadomili i niczego nie podejrzewałam, chociaż za bardzo tego nie pamiętam, bo małym dzieciakiem wtedy się jeszcze było ;)
Reszta świąt upłynęła im w świetnej rodzinnej atmosferze :) Marek czuje się w Rysiowie całkiem na miejscu. Oni na pewno nie udają niczego i na pewno cieszą się z jego obecności.
Co do Dobrzańskich, a raczej Febo-Dobrzańskich... Tu sprawa nie wygląda tak wesoło. Seniorzy zaczynają dostrzegać, że Alex i Paulina nie są tacy idealni jak im się wydawało. To już tylko kwestia czasu żeby kondycja firmy wyszła na jaw.
No no, w główce Violi zrodził się świetny pomysł. Gdy była sekretarką Marka nie wykazywała nigdy zbyt aktywnych procesów myślowych, ale jak widać chcieć to móc. Pogłówkowała trochę i wydumała super pomysł. Jestem pewna, że prędzej czy później coś wykombinują, żeby wprowadzić ten pomysł do życia. A relacja na polu prywatnym również rozwijają się doskonale. Do szczęścia brakuje jeszcze tylko rozmowy Marka z Dobrzańskimi.
No i stało się. Firma przejęta. Mają udziały. Aleks i Paula zwolnieni.
Marek zwracał się do rodziców bardzo oficjalnie, ale nie dziwię się mu. Ma do nich ogromny żal i ciężko by mu było przez całą tę rozmowę zwracać się do nich per mamo i tato. Dopiero na końcu się na to odwarzył. Dobrzańscy widzę, że zrozumieli swój błąd, a przynajmniej Krzysztof, bo Helena rozumiała już jakiś czas temu. Mam andzieję, że niedługo dojdzie do oczyszczającej i szczerej rozmowy między nimi.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam Cię serdecznie :*
Marcia (gość) 2012.06.16 21:02
Zapraszam do mnie na IX rozdział "Zakładu" :)
Pozdrawiam :*
miki (gość) 2012.06.16 23:20
gorzką lekcję dostali Dobrzańscy,Marek im wybaczy tylko czy Oni sami sobie będą potrafili wybaczyć,do tego tych lat straconych do końca nie da się odbudować,zawsze pozostanie świadomość że pieniądze i firma była ważniejsza niż własne dziecko. i te święta które minęły i które nigdy nie były takie jak u Uli.
MalgorzataSz1 2012.06.17 00:06
Miki.
Masz jakiś szósty zmysł. Masz rację. Marek im wybaczy, ale oni sami sobie długo nie będą mogli. Ta cała sytuacja wstrząśnie nimi do głębi i długo nie będą się mogli pozbierać. Dopiero szczera, długa rozmowa pozwoli im trochę dojść do siebie.
Dziękuję Ci za wpis i serdecznie pozdrawiam.
monika_2601 (gość) 2012.06.17 01:39
No i wszyscy zadowoleni:) Poza Aleksem... Zgubiła go chciwość i żądza władzy. Jakby powiedział Pshemko: "Tak to jest, kiedy mały człowiek dorwie się do władzy. Z nikim sie nie liczy, z nikim...". Trochę mi go nawet szkoda, bo stracil nawet szacunek siostry. Dziwi mnie, że tak łatwo zrezygnowali z firmy, z tego, co im zostało i odeszli. Chociaż z drugiej strony to należalo zrobić, żeby zachować chociaż resztki godności. Teraz F&D trafi w dobre ręce, jestem pewna, że Marek, Ula, Sebastian i Maciek wspólnymi siłami wyprowadzą firmę na właściwą drogę.
Jesli chodzi o Dobrzańskich, to uważam, że Marek ich też powinien posłać do diabła. Wiem jednak, że dziwne by było, gdyby rzeczywiście tak się stało, bo przecież tutaj, w opowiadaniach wszystko ma byc idealne:) Dobrze chociaż, że Krzysztof i Helena zrozumieli swoj błąd.
Bardzo fajnie, nastrojowo opisane święta. Chociaż nigdy nie uwierzę, że Marek mógłby sie tak po prostu publicznie rozpłakac:p
I jestem taka dumna z Violi! Ja wiedziałam, że w niej tkwi potencjał :p Chociaż teraz, kiedy juz zdobyli władzę w F&D, plan Violetty nie zostanie zrealizowany. Chociaż może, kto wie...
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam:)
MalgorzataSz1 2012.06.17 10:23
Monika.
Alex sam zarzucił sobie pętlę na szyję już wtedy, gdy zaufał swoim krajanom. Nawet nie pofatygował się, by sprawdzić, kim oni tak naprawdę są. Chorobliwe ambicje zaślepiły go. Te 5% udziałów, które im zostały nie uratowałyby ich, bo i tak nie mieliby w firmie nic do powiedzenia. Żadnego decyzyjnego głosu i obojętne, czy zostawiłby sobie te akcje, czy nie, w niczym nie zmieniłoby to ich sytuacji.
Dobrzańscy wreszcie zrozumieli, że popełnili największy życiowy błąd ufając Febo a nie swojemu synowi. Marek nie jest zapiekły w żalu i wielkodusznie im wybaczy, bo jakby na to nie patrzeć, kocha ich nadal, mimo krzywdy. Sytuacja ukazana podczas świąt i jego łzy potwierdzają, jak bardzo czuje się skrzywdzony i jak bardzo przeżywa fakt, że nie może być z nimi w święta. Mnie wcale nie jest trudno wyobrazić go sobie płaczącego przy innych. W gruncie rzeczy to bardzo wrażliwy facet i podchodzi do spraw emocjonalnie. Z pewnością bardziej emocjonalnie niż inni faceci.
No i wreszcie "Twoja" Viola zrobiła się inteligentna. Nie odegrała w tym opowiadaniu jakiejś szczególnie ważnej roli, jednak otworzyła im oczy na sytuację w firmie i to głównie dzięki niej wiedzieli, co się tam dzieje. Mogę Ci obiecać, że nieco więcej będzie jej w następnym opowiadaniu.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam.


XUlaX (gość) 2012.06.17 10:41
Gosiu,
Przepraszam, że nie skomentowałam wczoraj, ale miałam małe urwanie głowy. Notka bardzo optymistyczna. Marek na dobre zadomowił się w rodzinnym domu Uli, widać, że wszyscy go tam lubią. Rozumiem wzruszenie Marka podczas świąt. Z jednej strony było mu przykro, że nie spędza tego czasu z rodzicami, a z drugiej podejrzewam, że cieszy się, że zaznał w końcu tych prawdziwych świąt. W Rysiowie nic nie jest udawane, każde słowo, gest jest od serca. Wspólne przygotowanie wieczerzy, rozmowy, śmiech. Tego właśnie brakuje w domu seniorów Dobrzańskich. Tam wszystko jest kontrolowane, nie można pozwolić na jakiś niekontrolowany ruch.
Widzę, że Krzysztof w końcu przejrzał na oczy. Zrozumiał, że Aleks z Pauliną nie są wcale święci i omało co nie doprowadzili do oddania rodzinnej firmy w opce ręce. Jacy wszyscy byli zdziwieni gdy na spotkaniu w sprawie udziałów pojawił się Marek. Dobrze, że postąpił tak, a nie inaczej i raz na zawsze wyrzucił Febo z firmy. Wcale się nie dziwię Markowi, który gdy Krzysztof poprosił go o wybaczenie ten oddał mu tylko 15% udziałów. W końcu Dobrzański wydziedziczył i usunął Marka z firmy. A tego tak łatwo się nie wybacza.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :)
MalgorzataSz1 2012.06.17 11:19
Paulina.
Muszę koniecznie coś sprostować. Marek nie dlatego oddał rodzicom 15% udziałów, że chciał się na nich w jakiś sposób zemścić za to, jak go potraktowali. Był w posiadaniu 75% i podzielił je uczciwie, po równo między wszystkich. Dobrzańscy i tak mają ich najwięcej, bo 40% a reszta łącznie z Markiem po 15%.
Marek wybaczył im. Zrozumiał, że gdyby nie ta przykra sytuacja i wydziedziczenie go, on nigdy nie poznałby Uli i nie posmakował twardego, zwyczajnego życia. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Bardzo Ci dziękuję Paulina za wpis i gorąco pozdrawiam.
XUlaX (gość) 2012.06.17 15:51
Gosiu to nie musisz nic prostować. To ja być może nie jasno to napisałam. Chodziło mi dokładnie o to samo co tobie. :)
MalgorzataSz1 2012.06.17 18:06
Dzięki Paulina i przepraszam, bo może to ja odczytałam nie tak, jak trzeba. Chodziło mi tylko o to, że to nie był żaden rodzaj zemsty ani rewanż ze strony Marka.
orchid94 (gość) 2012.06.17 19:02
Gosiu świetna notka. Znów sprawiłaś, że się wzruszyłam :) Tak, to, co napisałaś o Aleksie to święta prawda. On tryskał dobrym humorem tylko wtedy, gdy Marek miał kłopoty. Nie przewidział tylko, że Marek jest dobrym człowiekiem i w gorszych chwilach może liczyć na oddanych dobrych przyjaciół, osoby, które staną za nim murem i pomogą. A Aleks jako, że jest jaki jest, sam został z kłopotami i zapłaci za swoją głupotę. Jak różne były w tym roku święta u Dobrzańskich od tych u Cieplaków. Marek wreszcie miał prawdziwe, rodzinne święta. Wzruszył się bardzo, gdy Józef nazwał go synem i wcale się nie dziwię. Ludzie teoretycznie prawie właściwie obcy przyjęli go dużo cieplej niż jego rodzice. Potraktowali go jak członka rodziny, jak swojego. Atmosfera na pewno była cudowna, no i spędzał święta z ukochaną - Ulą i jej cudowną rodziną, która przyjęła go bezwarunkowo takim, jaki jest, a jest naprawdę bardzo dobrym i sympatycznym człowiekiem, który zdecydowanie da się lubić. Dobrzańscy chyba powoli widzą swój błąd. Przekreślili Marka tylko dlatego, że sprzeciwił się ich woli i pomysłom, a swoje życie chciał poprowadzić sam. Idealna Febo-Dobrzańska rodzina się rozpada i okazuje się, że wcale nie jest taka idealna. Gdyby nie Spostrzegawczość Uli, Marek i przyjaciele, to cały dorobek Heleny i Krzysztofa zaprzepaściłby Aleks. Marek postanowił uratować firmę, czego robić nie musiał (bo przecież rodzice go wydziedziczyli i mógł się nawet nie interesować) ale chciał i jednak to zrobił. Aleks jest nawet bardziej nieodpowiedzialny, niż myślałam. Gdyby te udziały trafiły w inne ręce, to FD by pewnie popłynęło, a że to Marek, Ula i inne zaufane osoby przejęły stery FD, to uratują ten tonący statek i przede wszystkim firma jest w dobrych, pewnych rękach na szczęście. Dobrze, że pozbyli się Pauliny i Aleksa. Chyba nawet Paulina ma żal do brata i jest na niego wściekła. Dobrze, że relacje Marka z rodzicami ociepliły się nieco. Wiadomo, że jakiś smutek i gorycz pozostały, ale żal powoli mija. Helena i Krzysztof przeprosili, pokazali, że jest im przykro, że źle go ocenili, a Marek nie był już taki oficjalny. Chyba mimo wszystko ciężko mu było być chłodnym w stosunku do rodziców, bo on taki nie jest, jest serdeczny i ciepły, a to jednak jego rodzice, zranili go, ale przyznali się do błędu. Jeszcze trochę czasu na pewno upłynie za czym wszystko będzie dobrze, ale pierwszy krok już jest. Krzysztof sam był wzruszony, gdy Marek mimo wszystko porzucił oficjalny ton i zwrócił się do niego 'tato' i zadeklarował, że postarają się postawić znów firmę na nogi. Dobrzańscy przeprosili i podziękowali zostawiając firmę w rękach Marka tym samym pokazując, że ufają mu. Mam nadzieję, że relacje Marka z rodzicami niebawem będą jeszcze lepsze niż przed tymi smutnymi wydarzeniami, a firma FD (pewnie po zmianie nazwy) znów stanie mocno i pewnie na modowym rynku. Musze jeszcze o dwóch rzeczach wspomnieć - pierwsza to pomysłowość Violi, ona naprawdę potrafi wymyślić coś ciekawego, a druga to to, że fajnie, że Ula zdjęła aparat i także jej uśmiech jest piękny.
Gosiu świetna notka czekam na dalszy ciąg :)
Bardzo, bardzo serdecznie pozdrawiam :):*
P.S. Wiem, że muszę odpocząć :) Ale do matury też coś muszę zrobić, bo się nie wyrobię inaczej. Postanowiłam te wakacje poświęcić trochę i dobrze spożytkować, a odbić sobie za rok i leniuchować za wszystkie czasy :)
MalgorzataSz1 2012.06.17 19:32
Iza.
Za bardzo rozwlekać nie będę, bo Twój komentarz, tak imponująco długi zawiera wszystko a przede wszystkim właściwe wnioski dotyczące tego rozdziału.
Marek ma plan na podniesienie firmy i wywindowanie jej na szczyt modowego rynku. To ambitny plan, który może się udać tylko przy wsparciu przyjaciół. Dla Febo nie ma miejsca już w firmie. Narobili więcej szkód niż pożytku i muszą ponieść za to karę. Za bezmyślność się płaci, tym bardziej za głupotę. Zdradzę tylko, że oni nie podźwigną się już nigdy, ale sami sobie zgotowali taki los. To jednak w ostatnim rozdziale.
Bardzo Ci dziękuję Iza. W nawale zajęć wakacyjnych, jaki planujesz mam nadzieję, że nie zapomnisz o swoim opowiadaniu. Ja cierpliwie czekam na jego dalszy ciąg, a Ciebie serdecznie pozdrawiam. Buziaki.
danka69 (gość) 2012.06.18 12:07
Gosiu, piękne kolejne dwie części.Permanentny brak czasu sprawia, że nie mogę pozwolić sobie na regularny , dłuższy komentarz.
Moja puenta do tych 2-óch części jest taka ,że Marek to bardzo dobry człowiek. Nie pozwolił na przejęcie firmy przez obcych ludzi, mimo ,że został z niej wydziedziczony . Pozostały w nim ogromne pokłady szacunku do rodziców, mimo utraty zaufania. Motorem jego działań było ratowanie tego, co stworzyli jego rodzice. 15% udziałów które im przekazał tylko potwierdza ,że nie chce się na nich zemścić, wręcz przeciwnie jest to zabezpieczenie dla nich na starość , a może co jeszcze ważniejsze dał im poczucie , że nie wszystko stracili co tak przez lata mozolnie budowali . Tym zachowaniem chciał im przekazać ,że popełnili ogromny błąd i powinni się wstydzić za to co zrobili. To oni powinni być dla Marka wzorem zachowań a nie odwrotnie. Trudna przed nimi droga do odzyskania pełnego zaufania i wybaczenia sobie tych nierozważnych decyzji. Siła tkwi w rodzinie.... nieprawdaż? W mądrej rodzinie... .
Pozdrawiam
Shabii (gość) 2012.06.18 12:11
Małgosiu część przeczytałam już wczoraj (na telefonie) ale tam nawet nie brałam się za komentarz, bo pisałabym go chyba ze dwie godziny. Rozdział fantastyczny. Tak długo czekałam, aż wszystkie przekręty Aleksa wyjdą na jaw i doczekałam się! Dobrze, że nasza zawsze mądra i spostrzegawcza Ula zauważyła te akcje. Cieszę się, że dzięki pomocy przyjaciół Marek wszystkie je wykupił i ocalił firmę przez zniknięciem z rynku. Teraz na pewno podniosą ją i znów wypchają na wyżyny. Trochę się martwiłam reakcji Krzysztofa na tyle niezbyt ciekawych rewelacji. Na szczęście jakoś to przełknął. Cieszę się okropnie, że przeprosili swojego jedynaka i jest im żal. Zadowalające jest to, że Marek chyba wybaczył. Bo znów zaczął mówić do nich mamo i tato. Febo nie mieli wyjścia. Musieli się zgodzić z tym co zaproponował Marek. I dobrze, pakują manatki i robią wypad. Koniec balu panno lalu. Zapomniałam dodać, że przepiękne święta zafundowałaś Cieplakom i Markowi. Pierwszy raz ten facet poczuł ich magię i cieszył się nimi. U Dobrzańskich nie było zbyt miło. Można powiedzieć, że norma. Jestem pełna podziwu dla Violetty. Wpadł jej do głowy całkiem nie głupi pomysł z tymi sklepami. Bingo! Fajnie, że Pro-S ma zyski i rozszalało się na dobre. Część prześwietna, oczyszczająca i można powiedzieć, że optymistyczna. Czekam na kolejną część.
O! Widzę, że już dodałaś nowe opowiadanie do linków. Super! :)
Serdecznie pozdrawiam :) :*:*:*:*:*

"Oliwa zawsze sprawiedliwa, zawsze na wierch wypływa"
MalgorzataSz1 2012.06.18 17:47
Danusiu.
Wiem, jak bardzo jesteś zajęta więc tym bardziej doceniam, że znalazłaś czas, by przeczytać i skomentować te dwie części.
W Marku nie tylko tkwi szacunek do rodziców, ale też i miłość do nich, mimo tego, czego od nich doświadczył. Oni w końcu zrozumieli, jak boleśnie odczuł to odrzucenie i te ich krzywdzące opinie o nim. Szczególnie źle zniósł to Krzysztof Dobrzański, co przedstawię bodajże w ostatnim rozdziale. To będzie taki rozdział pojednania i oczyszczenia atmosfery.
To prawda, że rodzice powinni być wzorem dla swoich dzieci. Tu jednak miało miejsce odwrócenie ról. Gorzka to była nauczka dla seniorów i długo ją będą pamiętać. Zgadzam się z Twoim ostatnim zdaniem, że siła tkwi w rodzinie.... W mądrej rodzinie... .

Shabii .
Postanowiłam, że w tym opowiadaniu Alex poniesie zasłużoną karę za swoje uczynki i wreszcie się doczekał. Paulina, mimo, że nic nie wiedziała o tych przekrętach karę ponosi również. Kara nie będzie polegała jedynie na ty, ze zostali wyrzuceni z firmy raz na zawsze. Jak się okaże w ostatniej części to nie będzie koniec ich upokorzeń.
Jesteś spostrzegawcza. Zauważyłaś nowy tytuł. Brawo! Byłam ciekawa, kto o tym pierwszy napisze. Tak, to będzie nowe opowiadanie, ale nie dodam go tak prędko, bo jeszcze nadal piszę. Zresztą przed Wami dwa rozdziały tego opowiadania, więc będzie jeszcze co czytać.

Dziewczyny . Bardzo dziękuję za miłe komentarze, które bardzo sobie cenię. Obie serdecznie pozdrawiam. :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz