Łączna liczba wyświetleń

15378458

wtorek, 6 października 2015

"SYN MARNOTRAWNY" - rozdział 7 ostatni

24 czerwiec 2012
Rozdział VII
ostatni




Trzydziesty marca okazał się najbardziej koszmarnym dniem w życiu seniorów Dobrzańskich. Krzysztof przeżył go strasznie i jeszcze przez wiele dni leżał w łóżku słaby i schorowany, doglądany przez Helenę, która za każdym razem z drżeniem serca wchodziła do ich wspólnej sypialni.
Krzysztof nie potrafił sobie wybaczyć, że przez tak wiele lat był jak ślepiec, który niczego nie dostrzegał i zrozumiał, że przez te wszystkie lata manipulowano nim. Manipulowano obojgiem. Stali się marionetkami w rękach ich przybranych dzieci. Leżąc w łóżku analizował całe swoje życie od chwili śmierci ich przyjaciół i jednocześnie rodziców Alexa i Pauliny, Agnieszki i Francesco Febo. Przypomniał sobie dzień ich pochówku i kamienne twarze ich dzieci. Ani jedno nie zapłakało. Stali oboje z zaciśniętymi szczękami, a z ich oczu nie można było wyczytać niczego. Pamiętał lata ich nauki. Mieli duży kłopot z Pauliną. Nie garnęła się do niej. Gdyby nie ich wymagania i żelazna dyscyplina, którą zmuszony był zaprowadzić, nie skończyłaby nawet szkoły średniej. Potem było nieco lepiej, bo wreszcie zrozumiała, że jej pozycja wymaga od niej odpowiedniego wykształcenia. Chyba tylko z tego powodu jakoś przebrnęła przez studia. Alex był inny. Niezbyt błyskotliwy, ale zawsze chorobliwie ambitny i lubiący rywalizację. Bezustannie konkurujący z Markiem o względy Krzysztofa. Był zazdrosny o każdą pochwałę, którą Marek słyszał z ust rodziciela, a nie zdarzały się one zbyt często. Dobrzański-senior był surowym i bardzo wymagającym ojcem. Alexowi pobłażał. Chyba w ten sposób chciał mu wynagrodzić brak rodziców. Pamięta początki ich obu w firmie. Ciągle się kłócili i docinali sobie. Niepokoiła go ta wzajemna niechęć, ale składał to na karb ich młodości i zdrowej rywalizacji. Teraz już wiedział, że zdrowa to ona nigdy nie była. Przyszedł mu do głowy ten dzień, w którym na posiedzeniu zarządu miała się rozstrzygnąć sprawa prezesury. On sam nie mógł już pracować. Był zbyt chory. Musiał oddać ster któremuś z nich. Wymyślił, że każdy z nich napisze prezentację i zawrze w niej ustalenia, co do dalszej działalności firmy i kierunki jej rozwoju w przyszłości. Uznał, że tak będzie uczciwie. Wygrał Marek. Bardzo ambicjonalnie i rzetelnie podszedł do zadania. Zdecydowanie jego prezentacja była lepsza. Wtedy nie zwrócił na to uwagi, ale teraz przypomniał sobie mściwe spojrzenie Alexa rzucające gromy w kierunku Marka. Jakże on musiał go nienawidzić. Potem, gdy Marek wielokrotnie przyjeżdżał i skarżył się, że Alex knuje, robi mu świństwa, utrudnia mu pracę, nie uwierzył. Podobnie, jak nie uwierzył, gdy usiłował mu powiedzieć, że Paulina, to nie jest dobry materiał na żonę. Ona omotała ich. Nie było dnia bez jej skarg na zachowanie Marka. Opowiadała im, jak ją ignoruje, jak lekceważy, jak zdradza z kobietami w klubach. Teraz już wiedział, że większość z tych informacji była mocno przesadzona, lub nawet zmyślona. Oni oboje, zarówno ona, jak i jej brat robili wszystko, by zdyskredytować Marka w jego oczach. Z ciężkim sercem musiał przyznać, że udało im się. Przez te złe podszepty wyrzekł się własnego syna, wydziedziczył go. Uznał go za syna marnotrawnego. Chciał wszystko przepisać na rzecz Pauliny i Alexa. Dobrze, że stanęło tylko na połowie udziałów. Dobrze, że powstrzymał się przed zmianą zapisów w testamencie.
Trzydziesty marca był kolejnym gwoździem do jego trumny. Nie tego się spodziewał. W głowie mu się nie mieściło, że człowiek, na którego tak bardzo liczył i któremu tak bezgranicznie ufał, wbił mu nóż w samo serce.
Gdyby nie jego syn, gdyby nie ten marnotrawny syn, dzisiaj nie mieliby już nic. Zachodził w głowę, skąd Marek miał aż tyle pieniędzy, że stać go było na wykupienie siedemdziesięciu procent udziałów. Jak ciężko musiał pracować na takie pieniądze? Kiedy w ten dzień wszedł do sali konferencyjnej, zaskoczył ich oboje. Był poważny, skupiony i bardzo kategoryczny. Zmienił się. To nie był już trzpiotowaty chłopiec, któremu były tylko żarty w głowie. Dorósł i zmężniał. Stał się odpowiedzialny. Syn marnotrawny? Dobre sobie. Pragnął z całych sił, by on wybaczył im, że tak okrutnie go potraktowali, że nie dali wiary jego słowom, że nie zaufali w ich prawdziwość. Wtedy, gdy widzieli go ostatni raz, nawet jego łzy wydawały im się fałszywe.
Te rozważania sprawiły, że biedny, stary, schorowany człowiek gorzko zapłakał, bo zrozumiał, że okazał się wielkim głupcem.

Był ostatni dzień kwietnia. Firma zdążyła już okrzepnąć i wróciła do dawnego trybu pracy. Siedział pogrążony w papierach, gdy do gabinetu wsunęła się Violetta.
- Marek? – Podniósł głowę i uśmiechnął się do niej.
- No? Co tam Viola?
- Twoja mama przyszła. Chce się z tobą koniecznie zobaczyć. Mam ją poprosić?
Wytrzeszczył na nią oczy.
- Jak to przyszła? Jest tu, w sekretariacie?
- No przecież mówię. Jakoś źle wygląda. Jakby postarzała się o dziesięć lat.
Przełknął ślinę.
- No dobrze. Poproś ją i zrób nam kawy.
Wstał zza biurka i zapiął guzik marynarki. Nie przypuszczał, że może tutaj przyjść. Chyba musiało wydarzyć się coś ważnego. Może coś z ojcem?
Weszła do środka i spojrzała na niego niepewnie.
- Dzień dobry Marek – powiedziała cicho.
Rzeczywiście wyglądała mizernie. Przybyło jej więcej zmarszczek i miała podkrążone oczy. Ścisnęło mu się serce.
- Dzień dobry mamo. Usiądź proszę.
Ponownie weszła Violetta i ustawiła na szklanym stoliku dwie filiżanki z gorącą kawą.
- Dziękuję Viola. Dopilnuj, by nam nie przeszkadzano, dobrze?
- Dopilnuję. – Wyszła z gabinetu zamykając za sobą cicho drzwi.
Usiadł na fotelu zakładając nogę na nogę.
- Co cię do mnie sprowadza? Coś z ojcem?
- On nie wie, że tu jestem. Musiałam przyjść, bo nie mogę już patrzeć, jak bardzo się męczy. Nie wiem, co robić, jak mu pomóc. On od miesiąca nie wstaje z łóżka i to wcale nie dlatego, że narzeka na serce. Mam wrażenie, jakby on nie chciał już żyć. Nie może sobie wybaczyć tego, jak bardzo zraniliśmy cię oboje. Mnie też jest trudno. Wierz mi, że bardzo długo nie miałam odwagi by przyjść tu i prosić cię o cokolwiek. Ale jestem taka bezradna.
Zobaczył, jak jej oczy wypełniły się łzami, które zmoczyły jej pomarszczone policzki.
- Synku błagam cię, przyjedź do nas. Porozmawiaj z nim. On niknie na moich oczach. Nie mogę tego znieść. Odmawia przyjmowania leków, nie chce nic jeść. Ja już nie mam siły. – Wstrząsnął nią szloch. Jemu również pociekły z oczu łzy. Podsunął jej pudełko z chusteczkami.
- Dobrze mamo. Przyjadę i porozmawiam z nim. Przyjadę jeszcze dzisiaj po pracy.
- Dziękuję ci synku. Dziękuję, że nie odwróciłeś się od nas. Wierzę, że ta rozmowa mu pomoże. Wracam do niego.
- Poczekaj. Zamówię ci taksówkę.
Zjechał z nią na dół i pomógł jej wsiąść. Nadal płakała i dziękowała w duszy Bogu, że jej syn okazał się tak wspaniałomyślny mimo krzywdy, której od nich doświadczył.
Prosto z windy poszedł do Uli. Wszedł cicho i ujrzał swoje szczęście wlepiające oczy w monitor. Podszedł do niej i cmoknął ją w policzek. Uśmiechnęła się.
- A ty skończyłeś już na dzisiaj?
- Nie skarbie, ale muszę ci coś ważnego powiedzieć. Przerwij sobie na chwilkę. Była u mnie mama. Dosłownie przed kilkoma minutami odprowadziłem ją na taksówkę. Byłem zszokowany jej wyglądem. Bardzo schudła i przybyło jej zmarszczek. Chyba często też płacze, bo ma podkrążone oczy. Powiedziała, że ojciec nie wstaje z łóżka od miesiąca. Nie chce jeść i przyjmować leków. Powiedziała, że odnosi wrażenie, jakby on nie chciał już żyć. Dręczą go wyrzuty sumienia i poczucie winy, że mnie tak potraktował. Ona błagała mnie, bym do nich przyjechał i porozmawiał z nim. Zgodziłem się. Nie miałem serca jej odmówić. Obiecałem, że pojadę tam po pracy.
Podeszła do niego i usiadła mu na kolanach przytulając do piersi jego głowę.
- Dobrze zrobiłeś kochany. Myślę, że on potrzebuje tej rozmowy a i tobie ona pomoże. Być może sprawi, że zamknięcie wreszcie przeszłość i wybaczycie sobie wzajemnie. On odetchnie z ulgą a i tobie spadnie kamień z serca. Uważam, że powinieneś wybaczyć im obojgu. To twoi rodzice. Gdyby nagle ich zabrakło, do końca życia miałbyś wyrzuty sumienia. Znam cię dobrze. Jesteś dobrym, wrażliwym człowiekiem. Innego nie pokochałabym tak bardzo. Spróbuj się przełamać i pierwszy wyciągnij rękę do zgody. Niech przynajmniej te lata, które im zostały, przeżyją w poczuciu, że nie żywisz do nich urazy.
Przytulił ją mocno i ucałował czule.
- Jesteś najmądrzejszą osobą, jaką znam. Zrobię tak jak radzisz, bo to mądre rady. Zadzwonię do ciebie wieczorem i opowiem przebieg tej rozmowy.

Podjechał pod dom rodziców i z obawą zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu Zosia, ich gospodyni. W milczeniu uściskała go ledwie hamując łzy.
- Dobrze, że przyjechałeś – powiedziała szeptem. – Mama jest w salonie.
Była tam w istocie. Siedziała zamyślona trzymając gazetę na kolanach.
- Jestem, tak jak prosiłaś.
Ocknęła się z zadumy i uśmiechnęła blado.
- Zjesz coś może? Na pewno jesteś głodny.
- Nie mamo. Dziękuję. Jeśli pozwolisz od razu pójdę do niego.
- Dobrze. Mam nadzieję, że po tej rozmowie poczuje się lepiej.
Poszedł korytarzem aż do jego końca, gdzie mieściła się sypialnia jego rodziców. Ojciec leżał na wznak z otwartymi oczami bezmyślnie wpatrując się w sufit.
- Dzień dobry tato.
Na dźwięk znajomego głosu drgnął i obrócił głowę w kierunku drzwi.
- Marek? – Powiedział ledwie słyszalnie.
- Przyszedłem, bo chciałem porozmawiać z tobą, jeśli się zgodzisz.
- Tak, proszę wejdź. Usiądź tutaj – wskazał mu fotel stojący w pobliżu łóżka. Zajął w nim miejsce i uważnie przyjrzał się ojcu. Bardzo wychudł. Te ostatnie wydarzenia sprawiły, że oboje zarówno on, jak i mama postarzeli się o dobre dziesięć lat. Popatrzyli sobie w oczy. Obu zalśniły w nich łzy.
- Martwię się o ciebie tato. – Powiedział drżącym głosem. – Martwię się o was oboje.
- Nie zasłużyliśmy na to synku. Nie zasłużyliśmy nawet na to, żebyś się o nas martwił. Tak wiele złego ci wyrządziliśmy.
- Na początku też tak myślałem. Byłem bardzo zraniony, ale wierz mi nie mogłem postąpić inaczej. Nie mogłem zgodzić się na ten chory związek z Pauliną.
- Ja to wiem Marek. Nie byłem sprawiedliwy wobec ciebie. Za bardzo wierzyłem im. Teraz już wiem, że to tobie powinienem był zaufać. Nawet nie wiesz jak wiele razy żałowałem tego, co ci wtedy powiedziałem. Żałuję do dziś. To nigdy nie powinno było się wydarzyć, ale czasu nie cofnę.
- Tato. Było, minęło. Ja już dawno wam wybaczyłem i mam nadzieję, że wy wybaczycie mnie. Wbrew wszystkiemu wyszło mi to na dobre i chyba powinienem być wam wdzięczny, bo gdyby nie to, nigdy nie poczułbym smaku prawdziwego życia i nigdy nie poznałbym wspaniałej kobiety, którą bezgranicznie kocham.
- Nie widzieliśmy cię tak długo Marek. Nic nie wiemy o tobie. Jak doszedłeś do tak dużych pieniędzy, że stać cię było na wykupienie udziałów?
- To długa historia tato, ale jeśli chcesz opowiem ci.
Długo trwał ten monolog. Krzysztof często ronił łzy. Ta historia była tak niesamowita, że aż trudno było w nią uwierzyć.
- Jak odkryłeś, że Alex skumał się z Włochami?
- Nie odkryłem tato. Violetta mi powiedziała. To było w tym samym dniu, gdy Ula obserwując giełdę zobaczyła, że F&D wystawiło akcje do sprzedaży. Zaraz też ich cena zaczęła drastycznie spadać. Zrozumiałem, że nie mogę pozwolić, by ktoś obcy je kupił. Porozumieliśmy się z naszym maklerem. Zadziałał błyskawicznie. W taki sposób stałem się właścicielem trzydziestu pięciu procent. Po południu Sebastian przywiózł Violettę. Pracowała jeszcze wtedy w firmie, więc wiedziała znacznie więcej niż my, co się tam dzieje. Opowiedziała nam wtedy, że Alex jest szantażowany, że wciąż żądają od niego pieniędzy. Powiązałem fakty i już wiedziałem, że pewnie w niedługim czasie wypuści do sprzedaży kolejną partię akcji, bo będzie potrzebował gotówki. Powiedziała nam też wtedy, że Febo znacznie zredukował załogę, że pozwalniał mnóstwo ludzi, wieloletnich pracowników. Nie mogłem tego tak zostawić. Musieliśmy przejąć firmę, by nie trafiła pod młotek licytatora.
- Za to będę wam wdzięczny do końca życia, że nie zostawiliście jej na żer lichwiarzom, że uratowaliście nasz wieloletni dorobek. A teraz? Jak jest teraz?
- Teraz tato wszystko wkracza na właściwe tory. Pshemko pracuje, jak szalony, bo czeka nas pokaz kolekcji wiosna-lato. Przywróciłem do pracy wszystkich zwolnionych pracowników i zatrudniłem kilku nowych. Moi wspólnicy objęli kluczowe stanowiska. Moja kochana Ula jest dyrektorem finansowym, bo to prawdziwy talent ekonomiczny. Jeszcze rok, a zobaczysz, że firma rozkwitnie, jak nigdy dotąd. Żeby jednak móc się o tym przekonać, musisz wstać z tego łóżka. Musisz zacząć jeść i przyjmować leki. Oboje musicie o siebie zadbać, bo będziecie mi potrzebni. Wkrótce mam zamiar oświadczyć się Uli i być może jeszcze w tym roku wziąć ślub. Potem, jak Bóg da, przyjdą na świat nasze dzieci, a one będą potrzebowały dziadków. Musicie być w formie, bo to na pewno będą bardzo ruchliwe dzieci.
Po policzkach Krzysztofa płynęły prawdziwe potoki łez. Marek wstał z fotela i mocno przytulił go do siebie.
- Bardzo cię kocham tato, więc nie spraw mi zawodu.
- I ja cię kocham synku. Jesteś najlepszym synem na świecie. Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszego. Jestem z ciebie bardzo, bardzo dumny. Dziękuję ci, że wybaczyłeś nam. Jesteś wspaniały. A teraz, jeśli mi pomożesz, ubiorę szlafrok i pójdę do salonu. Chyba zgłodniałem.
Marek uśmiechnął się szeroko przez łzy.
- I tak trzymać tato.
Na widok Marka prowadzącego pod ramię Krzysztofa Helena prawie zemdlała. Usadził go przy stole i zwrócił się do matki.
- Mamo, poproś Zosię, by dała nam coś do zjedzenia. Zgłodnieliśmy. Podaj też leki taty. Zażyje po kolacji.
Helena podeszła do Marka i objęła go mocno.
- To cud synku. Prawdziwy cud. Dziękuję.
Było późno, gdy żegnał się z nimi. Obiecał, że następnym razem przyjedzie ze swoją ukochaną i przedstawi ją im.
Siedząc na kanapie w salonie relacjonował Uli przez telefon przebieg tej rozmowy, która rzeczywiście oczyściła atmosferę i sprawiła, że poczuł się znacznie, znacznie lepiej.

Maj nastroił świat optymistycznie. Pogoda dopisywała. Zazieleniły się na dobre ogrody i parki. Nie odpuszczali sobie przyjemności spacerów. Oboje kochali siadywać na ławce w parku położonym na wprost firmy i leniwie wyciągać twarz do słońca. W ten sposób odreagowywali stresy z całego tygodnia a przecież nie mieli ich mało.
Ten spacer był jednak inny niż wszystkie. Marek był dziwnie milczący i spięty. Ta jego nerwowość udzieliła się i Uli, która co chwilę zerkała na niego z niepokojem.
- Jesteś dzisiaj jakiś dziwny. Co się dzieje? Jakieś kłopoty?
- Nie Ula, wszystko w porządku.
- Chyba jednak nie wszystko. Za dobrze cię znam. Mów zaraz, co jest grane. Zaczynam się denerwować.
- No dobrze, ale chodźmy na naszą ławkę.
Usiedli a on długo zbierał się w sobie. Wygrzebał wreszcie z kieszeni marynarki jakiś pakunek i zsunął się z ławki na kolana. Ula wytrzeszczyła na niego oczy.
- Marek, co ty wyprawiasz?
- Ula, proszę cię… Już i tak jestem wystarczająco zestresowany. Chciałem powiedzieć, że w życiu mężczyzny przychodzi taki moment, że już dłużej nie może żyć nie mając codziennie u boku ukochanej kobiety. Ja właśnie teraz tego doświadczam. Wiesz dobrze, że kocham cię mocniej niż własne życie i już nie chcę dłużej czekać. Dlatego w tym pięknym miejscu chcę cię zapytać, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać moją żoną?
Otwarł wieko pudełeczka. Oczom Uli ukazał się piękny pierścionek z małym diamentowym oczkiem. Zaszkliły jej się oczy a na twarz wypłynął szczęśliwy uśmiech.
- Tak kochanie. Zgadzam się. Zostanę twoją żoną, bo jesteś miłością na całe moje życie.
Wsunął jej pierścionek na palec. Wstał z kolan i mocno ją przytulił.
- Dziękuję skarbie. To mój najszczęśliwszy dzień w życiu.

Pobrali się jesienią w pewną wrześniową sobotę. Ten ślub zgromadził wielu gości. Większość z nich stanowili pracownicy firmy, którzy zawdzięczali im obojgu tak wiele. Byli też obecni najważniejsi goście. Rodzice Marka i rodzina Uli, a także ich przyjaciele: Maciek z Anią recepcjonistką, którą pokochał całym sercem i Sebastian z Violettą, która zawróciła mu w głowie na dobre. A im samym pękały serca ze szczęścia. Z zachwytem patrzono na zjawiskową pannę młodą ubraną w suknię projektu najlepszego projektanta w kraju, Pshemko i na pana młodego w świetnie skrojonym garniturze.
Oboje niebanalnie piękni, zakochani i zapatrzeni w siebie, jak w obraz przysięgali przed Bogiem, że będą ze sobą do końca swoich dni w chorobie i zdrowiu, w szczęściu i nieszczęściu.
Patrząc na nich Krzysztof ukradkiem ocierał łzy. Był taki dumny ze swojego jedynaka i do tej pory nie mógł zrozumieć, jak w ogóle mógł go kiedyś nazwać synem marnotrawnym. Ten syn okazał się najlepszym synem na świecie.
Zaczęli wspólne życie. Byli szczęśliwi. Wkrótce przyszły na świat dzieci. Rok po roku Ula urodziła ich trójkę. Były oczkiem w głowie zarówno dla Dobrzańskich, jak i dla Cieplaków a także dumą swoich rodziców. Dwie starsze dziewczynki i najmłodszy chłopiec. Córki stanowiły urodziwą mieszankę, bo były podobne i do Uli i do Marka, za to syn był wierną kopią swojego tatusia.
Nie musieli martwić się o byt. Firma prosperowała znakomicie przynosząc krocie. Sowicie wynagradzani pracownicy nie oszczędzali się i z wielkim poświęceniem pracowali na dobro firmy.
Któregoś dnia zawitała do ich nowego domu Violetta wraz z Sebastianem. Wrócili właśnie z podróży poślubnej i mieli dla nich prawdziwe rewelacje. Kiedy usiedli już w salonie przy kawie i cieście, Violetta zagaiła.
- Wiecie, że byliśmy z Sebulkiem we Włoszech. To rzeczywiście bardzo piękny kraj. Sporo zwiedziliśmy. Byliśmy w Rzymie, Wenecji, zwiedziliśmy Watykan i wreszcie dotarliśmy do Mediolanu. Któregoś dnia wybraliśmy się na tamtejszy targ. Tam jest wszystko. Od straganów z jarzynami, rybami i mięsem, po stoiska z książkami, ciuchami i meblami. Mnie, jak zwykle interesowały ciuszki, więc pociągnęłam Sebastiana w kierunku tych stoisk. Kiedy mijaliśmy jedno z nich, stanęłam, jak wryta, bo zobaczyłam eleganckie kiecki całkiem podobne do tych, które nosiła Paulina Febo. Jakie było nasze zdziwienie, gdy za ladą ujrzałam ją samą w towarzystwie jej demonicznego braciszka.
Marek wytrzeszczył na nią oczy.
- Żartujesz? Paulina Febo jako sprzedawca na targu? Wierzyć mi się nie chce.
- Takie są fakty Marek – wtrącił się Sebastian. – Byliśmy tak zaskoczeni tym widokiem, że przez dłuższą chwilę wlepialiśmy w nich oczy. W końcu przywitaliśmy się z nimi zagadując po polsku. Udali, że nie rozumieją i że nas nie poznają. Zaszwargotali tylko coś po włosku i zaczęli machać rękami odganiając nas od stoiska. Poszliśmy sobie, ale długo nie mogliśmy uwierzyć, że skończyli tak marnie. Oboje wyglądali, jak para łachmaniarzy. Pewnie nie mają pieniędzy i wyprzedają stare suknie Pauliny.
Byli zszokowani tą informacją i długo nie mogli wykrztusić z siebie słowa. Ani Marek, ani Ula nigdy by nie przypuszczali, że Febo skończą tak nędznie, jako jarmarczni handlarze. Ula pierwsza wyszła z szoku i powiedziała cicho.
- Wcale nie jest mi ich żal. Zasłużyli sobie na taki los. Niewiele brakowało, a to twoi rodzice Marek znaleźliby się w takim położeniu. Nie mieli skrupułów, by kupczyć firmą za ich plecami i oszukiwać ich. Należało im się.
- Masz rację kochanie, choć muszę przyznać, że nigdy nie przypuszczałem, że jeszcze kiedykolwiek o nich usłyszę i to w dodatku takie szokujące rzeczy.
- Nie ma się co nad nimi użalać. – Bagatelizowała całą sprawę Violetta - Długą drogę przeszli, – prychnęła – od pieniędzy do nędzy. Wiecie, jak to mówią „kto Włochem wojuje, od Włocha ginie”.
- To chyba jednak inaczej brzmiało Viola – zwrócił jej uwagę Sebastian.
- Oj Sebuś, jakkolwiek by nie brzmiało, jedno jest pewne, że rozdział pod tytułem „Paulina i Alexander Febo” możemy uznać za zamknięty.
- Amen – odpowiedział rozbawiony jej słowami Marek. – Trzeba to uczcić.
Wyciągnął z lodówki zamrożonego szampana i otworzył z hukiem korek. Nalał do wysokich kieliszków i podał gościom i Uli.
- Za szczęśliwą przyszłość kochani.
Wznieśli do góry kielichy.
- Za przyszłość – powtórzyli zgodnym chórem.
 
 
KONIEC




XUlaX (gość) 2012.06.24 11:38
Gosiu,
nie mogę wykrztusić z siebie ani jednego słowa, jestem tak bardzo zafascynowana tą notką. Przepiękne zakończenie opowiadania. Wzięło Cię na wspominki, opowiedziałaś nam co myślał Krzysztof przez te wszystkie miesiące. Mimo tego, że udawał twardziela i zdawał się, że nie obchodzi go Marek to on tak naprawdę cierpiał. Bardzo dobrze, że potrafi się przyznać do winy. Sam zrozumiał, że Aleks i Paulina cały czas nim manipulowali. Gdyby w porę Marek i Ula nie zauważyli, że Febo wysprzedaje udziały to do tej pory Dobrzańscy wylądowaliby pod mostem. Szczera rozmowa z Markiem oczyściła jego sumienia, bardzo się cieszę, że Marek tak wyrozumiale podszedł do sprawy i wybaczył rodzicom.
Piękne zaręczyny, długo na nie czekałam. Nareszcie Ula i Marek są razem na wieki. Zaskoczyłaś mnie trochę trójką dzieci w tak krótki czas, no to Marek się postarał i stworzył sobie swoją własną "kadrę". To chyba tyle na temat tego rozdziału. A nie przepraszam jeszcze jedna ważna kwestia. Aleks i Paulina pracujący na bazarze i sprzedający stare suknie....hmm...Nie wiem jak to nazwać, ale tego napewno się nie spodziewałam.
Myślę, że przyszła pora na małe podsumowanie Twojego opowiadania.
To opowiadanie było zupełnie inne, przedstawiłaś Krzysztofa i Helenę jako zaślepionych ludzi nie wierzących nawet swojemu synowi. Dla nich najlepszymi osobami na świecie byli Aleks i Paula. Marek kiedy nie chciał poślubić Pauliny to Dobrzańscy go wydziedziczyli i przywiesili mu na szyję tabliczkę z napisem "Syn marnotrawny". Ucięli całkowicie z nim kontakt i oddali całą wladzę nad firmą rodzeństwu Febo, co było chyba największym błędem ich życia. Marek nie miał ochoty się kłócić, poczuł się urażony przez rodziców czemu w ogóle się nie dziwię. Dzięki temu zaczął żyć jak narmalny człowiek, których w Warszawie jest od groma. Kupił mieszkanie w bloku i pozostał bez pracy. Dopiero wtedy zobaczył jak żyją tacy zwykli ludzie. Dzęki Maćkowi zdobył pracę w firmie zajmującą się sprzedażą starych kolekcji. Tam poznał Ulę, z którą od razu złapał bardzo dobry kontakt. Po krótkim czasie wyznali sobie miłość i od tamtej pory żyli już spokojnie razem. Firma rozrastała się, przyjęli dwie nowe osoby i kupuli udziały w Febo&Dobrzański. Uratowali FD przed bankructwem i Marek pogodził się z rodzicami.
To tak w skrócie tego co się działo w opowiadaniu.
W tym opowiadaniu pokazałaś konflikt między synem, a rodzicami i wydziedziczenie syna, które później okazało się bezpodstawne. Mimo tego, że obie strony były bardzo zawzięte i nie ukazywały uczuć to ja wiem, że zarówno Marek jak i jego rodzice cierpieli i chcieli dojść do porozumienia. Jednak duma im na to nie pozwalała. Ulę przedstawiłaś w postaci takiej dobrej duszki, która stanęła za Markiem całym sercem i pomagała mu.
Opowiadanie "Syn marnotrawny" wyjątkowo przypadło mi do gustu. bo jako pierwsza przedstawiłaś ten problem.
Uwielbiam Twoje opowiadania, jesteś mistrzynią.
Dziękuję Ci, za nie.
Kiedy dodasz rozdział nowego opowiadania?
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
gośka (gość) 2012.06.24 11:47
Gosiu, piękna część, zaskoczyłaś mnie, że Twoje opowiadania są jak z książki z opisami odczuć, emocji z dialogami, przejrzyste. Zapewniam, że w wakacje będę czytać Twoje notki zarchiwizowane, bo warto spędzić miło czas czytając takie dzieła.
Od niedawna prowadzę fotoblog i byłoby mi miło gdyś tam zaglądnęła i powiedziała co o tym sądzisz, bo rodzina i znajomi nie zawsze są obiektywni. zapraszam :*
http://www.photoblog.pl/imstrelicja/126007442/lato-lato.html
Shabii (gość) 2012.06.24 12:07
O matulu! :) Gosiu wystrzałowy rozdział. CUDOWNY, PIĘKNY, NAJLEPSZY, DOSKONAŁY, UROCZY, GENIALNY. Cieszę się, że Marek wybaczył rodzicom. Widać, że oni bardzo żałowali tego jak potraktowali Marka. Każdego dnia budzili się ze świadomością, że postąpili okrutnie. Gdyby nie odwaga Heleny która przyszła do Marka i porozmawiała z nim mogłoby to źle się skończyć a tak... Marek poszedł porozmawiał z ojcem i co najważniejsze wybaczył im. Firma dobrze prosperuje. URATOWALI JĄ. Dali radę, ja również jestem z nich bardzo dumna. Każdy pomagał jak mógł i firma znów stoi na wyżynach. Najbardziej cieszę się jednak z tego, że Mareczek się oświadczył a Ula zgodziła się zostać jego żoną. To był na pewno piękny ślub. Teraz mają trójkę uroczych dzieciaków takie ich małe kopie :) Wszyscy są szczęśliwi. Ania i Maciek, Viola i Seba również tryskają szczęściem. Ach! Jakie to piękne. Nawet nie wiesz jak się uśmiała gdy przeczytałam, że Febo wylądowali na bazarze i sprzedają ubrania! Najlepsze było to jak zaczęli machać rękami. Wyobraziłam sobie bazary i parsknęłam śmiechem. Do tej pory się śmieje. Dokładnie cała czwórka ma rację. Sami sobie na to zapracowali. Zasłużyli na taki los. Mogli mieć wszystko a nie mają nic. AMEN Marka był wystrzałowy. Cieszę się bardzo, że mimo tylu przykrych incydentów w tym opowiadaniu wreszcie dobrnęłaś do szczęśliwego finału. Opowiadanie piękne i na pewno będę do niego wracać. Już czekam na kolejny twój twór i serdecznie pozdrawiam :*:*:*:*:)
MalgorzataSz1 2012.06.24 12:31
Paulina.

Bardzo dziękuję Ci, że tak ładnie podsumowałaś całość opowiadania. Nic dodać, nic ująć. Wiem, że rozczarowuje długością, ale sama przyznasz, że w tych siedmiu rozdziałach zawarłam wszystko, co najistotniejsze, by zacząć, rozwinąć i zamknąć tę historię. Więcej już nie trzeba dodawać. Cieszę się, że przypadło Ci do gustu. Relacje między dziećmi i rodzicami bywają bardzo różne. Ja pokazałam tu te najbardziej skrajne, które jednak można było naprawić. Piszesz, że zaskoczyłam Cię Febo? Miałam zupełnie inny pomysł na zakończenie ich historii i nawet go opisałam. Mieli zginąć tragicznie w Mediolanie w samochodzie-pułapce. Jednak pomyślałam sobie, że to nie byłoby wystarczające zadośćuczynienie ich wszystkich przewinień, a tylko zemsta tamtejszej mafii. Postanowiłam więc to zmienić i ukazać ich, jako nędzarzy, bez środków do życia. To, myślę odpowiednia kara, za ich podłe życie i podłe traktowanie ludzi, a już na pewno bardzo upokarzające.
Trudno mi powiedzieć, kiedy zacznę dodawać rozdziały nowego opowiadania. Jak wiesz, nie jest jeszcze skończone a nie bardzo mam teraz czas na pisanie. Z pewnością powiadomię Cię o nowej notce. Za komentarz jestem Ci niezwykle wdzięczna i serdecznie Cię pozdrawiam.

Gosiu.

Jest mi naprawdę miło, że kolejny raz komentujesz moje wypociny i cieszy fakt, że Ci się podobają. Ja serdecznie zachęcam Cię do ich lektury. Jestem pewna, że znajdziesz wśród nich coś dla siebie. Piszesz coś takiego. Pozwól, że zacytuję.
"Twoje opowiadania są jak z książki z opisami odczuć, emocji z dialogami, przejrzyste".
Dla mnie opowiadanie tak właśnie powinno wyglądać. Oprócz dialogów powinno się też ukazywać emocje, opisywać je, podobnie, jak różne sytuacje, w których znajdują się bohaterowie, czy elementy przyrody. Wtedy takie opowiadanie ma ręce i nogi. Opowiadanie złożone tylko z dialogów, nie jest opowiadaniem, lecz wł zasadzie opisaną rozmową. To raczej nie w moim stylu.
Na bloga oczywiście zajrzę i zostawię ślad w komentarzu.
Dziękuję. Pozdrawiam i życzę udanych wakacji.
MalgorzataSz1 2012.06.24 12:38
Shabii.

Zakręciło mi się w głowie od tych komplementów, które wypisałaś pod moim adresem. Serce mi puchnie z radości, a twoje słowa mile głaszczą moje niedopieszczone ego. Warto pisać, by potem móc coś podobnego przeczytać. Dobrze to rozumiesz, bo też pewnie tak masz, gdy chwalimy Twoje rozdziały. Jeśli przeczytasz moją odpowiedź do komentarza Pauliny, zobaczysz, że zupełnie inny scenariusz przewidywałam dla Febo. Ale wydał mi się na tyle drastyczny, że zmieniłam zakończenie. Wiedziałam, że uśmiechniecie się pod nosem wyobraziwszy sobie ich na włoskim bazarze.
Dzięki wielkie Shabii, że komentowałaś pod każdym rozdziałem. Wiesz, jakie to dla nas piszących ważne, bo dopinguje do pracy. Mnie też zdopingowało i już w kolejce czeka następne opowiadanie.
Pozdrawiam Cię cieplutko i powiadomię, jak zacznę wklejać tę kolejną historię.
Abstrakt (gość) 2012.06.24 12:47
Witam Cię Małgosiu :-)
Tradycyjnie, jak to ja, pojawiam się z komentarzem albo w oczekiwaniu albo w podsumowaniu. Tym razem na Twoim blogu. Cieszę się, że odnalazłam to miejsce :-)
Ad rem :-)
Opowiadanie ultra krótkie :-), przyzwyczaiłaś mnie do dłuższych
spotkań, jednak te pigułki, tj. te kilka rozdziałów, to prawdziwe perełki. W poprzednich opowiadaniach cieszyłam się z losów bohaterów, które pięknie szkicowałaś. Tym razem jednak, autentycznie wzruszałam się czytając poszczególne akapity. Szczególnie wzruszające chwile to te, w których Twój Marek rozmawia z rodzicami. Niezależnie czy są to momenty porażek (przeciwstawienia się i wydziedziczenia) i podających ostrych, jak brzytwa, słów z ust seniora. I tych drugich. Pięknych słów wybaczenia i wyznania miłości syna do ojca i ojca do syna. To są dla mnie niesamowite emocjonalne struny, które w tym opowiadaniu brzmią niezwykle sugestywnie i realnie. Bo w prawdziwym życiu, jednak, często nie mamy czasu na przyznanie się do porażek, do wyznań uczuć, w tym miłości.... Jedynie potrafimy narzekać i ranić się, albo obrażać na rzeczywistość.
Małgosiu, choć jestem w części anonimowa dla Ciebie, czytanie tego, jak wspomniałam, ultrakrótkiego opowiadania i wyrażenie się o nim było dla mnie bardzo dojmujące i niezwykłe. Towarzyszyły mi zupełnie inne emocje niż dotychczas. Dziękuję Ci za nie.
I bardzo serdecznie pozdrawiam.

PS. Wiem, że szykujesz nowe opowiadanie dla nas, jak zawsze czekam na nie z ogromną ciekawością :-)
ulka-brzydulka (gość) 2012.06.24 12:50
Małgosiu, cudownie to wszystko wymyśliłaś.
Po pierwsze Krzysztof, który zrozumiał jak wielki błąd popełnił. I ja uroniłam łezkę czytając rozmowę ojca z synem. Marek zachował się niesamowicie dojrzale wybaczając wszystko.
Tak jak się spodziewałam, wszystko zakończyło się pomyślnie dla wszystkich. No, oprócz rodzeństwa Febo, którzy "na straganie w dzień targowy" sprzedawali ciuszki Pauli. Ale to czarne charaktery tego opowiadania więc ich mi nie jest żal.
Ula i Marek pobrali się i mają gromadkę dzieci.
A Dobrzańscy w końcu zrozumieli jakim człowiekiem jest ich syn. Jest dobry, wspaniałomyślny, inteligentny, ambitny, ale nie chorobliwie jak Alex.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Mam nadzieję, że to jednak nie ostatnie twoje opowiadanie i niebawem będę mogła przeczytać coś nowego:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Bea
XUlaX (gość) 2012.06.24 13:02
Tragiczny wypadek mówisz. To mogłobybyć ciekawe i powiem Ci, że z chęcią bym coś takiego przeczytała. :)
Rozumiem, tylko uprzedzam, że 30 lipca wyjeżdzam do dziadka i nie wiem jak będzie z internetem, być może pożyczę laptopa mamy, ale z tym będzie chyba ciężko. No nic, najwyżej nadrobię później. :(
XUlaX (gość) 2012.06.24 13:03
Przepraszam, miało być 30 czerwca.
MalgorzataSz1 2012.06.24 13:11
Abstrakt!
Ależ mi sprawiłaś niespodziankę! Odnalazłaś mnie! Tak się cieszę! Socjum padło po raz kolejny i nie sądzę, by się jeszcze podniosło. Wielka szkoda. Nikt nas nawet nie uprzedził, że mają zamiar to zrobić. To wielkie świństwo.
Dziękuję Ci za wiele pochlebnych słów pod adresem tego opowiadania. Jak już wyjaśniałam we wcześniejszych komentarzach, było najkrótszym, jakie napisałam do tej pory. Jednak uważam, że jest w nim wszystko wyjaśnione od początku do końca i już nic nie ma do dodania. Następne będzie na pewno dłuższe o co najmniej drugie tyle rozdziałów, ale nie wiem jeszcze do końca, bo nadal je piszę.
W tym, które właśnie zakończyłam, chciałam ukazać relacje między rodzicami i już dorosłymi dziećmi. Relacje skomplikowane, trudne, doprowadzające do dramatycznych sytuacji, jednak nie na tyle, by w końcu osiągnąć pewien consensus. Oczywiście to tylko kolejna bajka, jednak jej elementy są obecne i w realnym życiu.
Jak już zapewne zdążyłaś dostrzec, ja zawsze staram się zawrzeć w swoich opowiadaniach jakieś elementy emocjonalne po to, by wzruszyć czytelnika i czasem nawet wycisnąć mu z oczu łzy. Jestem szczęśliwa, jak ktoś potwierdzi, że mi się to udało. Ty również piszesz, że wzruszałaś się czytając tę historię. To dla mnie największy komplement.
Bardzo Ci dziękuję, że podzieliłaś się ze mną swoimi odczuciami po lekturze i pozdrawiam Cię niezwykle serdecznie.

MalgorzataSz1 2012.06.24 13:22
Bea.

Najważniejsze, że wszystko skończyło się szczęśliwie. Lubię szczęśliwe zakończenia i nigdy nie zdobyłabym się na to, by kończyć któreś z moich opowiadań tragicznie. Marek był bardzo zraniony, ale przecież w głębi duszy nadal bardzo kochał swoich rodziców. Jasnym był więc fakt, że wcześniej, czy później wielkodusznie im wybaczy. On się przecież zmienił. Również dzięki Uli stał się bardziej wrażliwym człowiekiem. To głównie dlatego uznał, że pojednanie z ojcem to sprawa priorytetowa, a Ula jeszcze bardziej utwierdziła go w tym przekonaniu.
Cieszę się, że to opowiadanie dostarczyło Ci porcji wzruszeń. Twój dzisiejszy rozdział mnie rozchwiał emocjonalnie kompletnie i nadal mi siedzi w głowie. O to właśnie chodzi, by zasiać w głowie czytelnika ciekawość a nawet niepokój, by nie pozostał obojętny.
Dziękuję Bea i serdecznie pozdrawiam.

Paulina.

Ja na pewno zacznę dodawać rozdziały w lipcu, ale od kiedy, naprawdę nie wiem. Nawet jak nie będziesz czytać na bieżąco, to nadrobisz, jak wrócisz. Ja przecież ciągle tu jestem. A takich drastycznych historii na razie nie jestem w stanie opisywać. Chyba jeszcze do tego nie dojrzałam.Może kiedyś...
Buziaki.
gośka (gość) 2012.06.24 15:01
Gosiu bardzo dziękuję, że zobaczyłaś jak rysuję i zostawiłaś po sobie ślad. Tak najczęściej rysuję ołówkiem, różnymi, węglem próbowałam kiedyś, ale to było dawno, może powrócę w jego łaski jak zaczną się wakacje. Tematyka wszystko, moim marzeniem jest namalowanie portretu, który będzie przedstawiał daną postać, a nie jego karykaturę :D Niestety nie mam możliwości uczyć się u kogoś kto ma jakieś pojęcie o rysowaniu, bo mieszkam na wsi i nie ma tu takich ludzi. Ale w przyszłym roku będę rysowała do gazetki szkolnej, więc mam nadzieję, że jak moje prace będą się podobać, to ktoś pomoże mi się rozwijać w tym kierunku.
Właśnie, że Twoje opowiadania nie są zbudowane z samych dialogów cenie najbardziej, bo mają duszę, czytam książki Nory Roberts, Danielle Steel i w między czasie Twoje opowiadania i z budowy są podobne i to jest genialne. A Gosiu zastanawiałaś się nad zmianą głównych bohaterów wymyślić coś swojego tak od samego początku do końca?? Napisać coś co przyjdzie Ci do głowy nie związanego z bohaterami serialu Brzydula lub jakiś inny serial, który oglądasz lub oglądałaś? Co sądzisz?
Pozdrawiam i życzę miłego pisania nowego opowiadania, na pewno przeczytam :*
PS. ja za to nie mam zdolności do pisania opowiadań, wypracowań itp. :P
MalgorzataSz1 2012.06.24 15:41
Gosiu.
To, że mieszkasz na wsi w niczym nie powinno ograniczać Twoich zainteresowań. Nawet jeśli nie ma osoby, która mogłaby Ci udzielić wskazówek, to z pewnością w księgarniach natkniesz się na niedrogie poradniki, które powiedzą, jak rysować krok po kroku, również portrety. Jeśli masz problem z inwestowaniem w takie książki, masz do dyspozycji również internet, gdzie z pewnością natkniesz się na takie porady.
Jeśli chodzi o zmianę bohaterów moich opowiadań, to szczerze powiem, że nie zastanawiałam się nad tym tak na poważnie. Ten blog powstał głównie po to, bym mogła wklejać tu opowiadania już napisane i te, które jeszcze przede mną, właśnie o Brzuduli. Żaden inny serial nie wywarł na mnie takiego wrażenia, jak właśnie ten. Duży wpływ na to miał też pewnie fakt, że ja nigdy nie przepadałam za serialami i w zasadzie nie oglądałam ich. Na ten natknęłam się zupełnie przypadkowo i zaczęłam oglądać bodajże od 155 odcinka. Tak mnie wciągnął, że wkrótce obejrzałam od początku. Serial dawno się skończył, a ja pozostaję niezmiennie pod jego wpływem, co widać po tych opowiadaniach. Nie planuję póki co pisać na temat innych bohaterów. Wszystkie moje opowiadania łączy to, że bohaterowie mają te same imiona, co w serialu i pojawia się w każdym firma F&D. Jednak one mocno odbiegają od jego fabuły i są osadzone w nieco innych realiach. To dlatego ten blog nazywa się "Wariacje na temat..." Być może kiedyś nastąpi taki moment, że znudzi mnie pisanie o nich i wtedy pomyślę o czymś zupełnie innym. Kto wie?
Ja życzę Ci udanych prób plastycznych, które będę mogła obejrzeć na Twoim blogu. Pozdrawiam.


Marcia (gość) 2012.06.24 16:32
Gosiu
Podczas czytania tego rozdziału przeżywałam całą gamę uczuć (także wisisz mi paczkę chusteczek ;)).
Jestem dumna z Marka, że odważył się na rozmowę z rodzicami i wybaczenie im tego, a także i z samych Dobrzańskich, że w końcu zrozumieli, że źle zrobili tak karząc Marka. Krzysztof na pewno bardzo szybko wrócił do formy i był prze szczęśliwy mogąc oglądać ślub swojego syna i jego ukochanej, a potem także bawić się z uroczą trójką wnuków :) Scena oświadczyn przepiękna. Marek musiał naprawdę bardzo zaskoczyć Ulę. Dziewczyna spodziewała się zwyczajnego spaceru a tu taka miła niespodzianka ;)
Za to końcówka bardzo mnie zaskoczyła. W życiu nie spodziewałabym się, że Aleks i Paulina skończą na targu. Jednak muszę przyznać im rację, że należało im się za wszystkie rzeczy, które zrobili.
Gosiu, rozdział przepiękny, szkoda tylko, że ostatni :) Mam nadzieję, że wrócisz jeszcze z czymś równie wspaniałym jak to, i wszystkie poprzednie opowiadania :)
Pozdrawiam Cię serdecznie :)
MalgorzataSz1 2012.06.24 16:54
Marcia.
Lejesz miód na moje serce. Naprawdę się popłakałaś? W takim razie gotowa jestem przysłać Ci cały wagon chusteczek. Twoje łzy to dla mnie największa pochwała. Dziękuję.
A nowe opowiadanie już niedługo. Spójrz na prawą stronę bloga, tam, gdzie wpisane są tytuły opowiadań. Na samym dole jest już wpisany tytuł kolejnego. Myślę, że być może za kilka dni uda mi się wkleić pierwszy rozdział.
Dziękuję Ci za komentarz i przesyłam buziaki.
miki (gość) 2012.06.24 17:17
`Marek przebaczyø swoim rodzicom przede wszystkim dla siebie,gdyby tego nie zrobiø ta sprawa by mu bardzo ciążyła.świadomość że własny rodzice potrafili zrobić coś takiego potrafi zatruć całe życie.rodzice też dostali nauczkę na całe życie,oni dla Marka nie mieli żadnego zrozumienia,a on pokazał im że jednak można wybaczyć i żyć w miłości.co do Febo to ich historia pokazuje że kto pod kim dołki kopie to sam w nie wpada.czekam na kolejne opowiadanie,mam nadzieje że nie długo coś napiszesz.
MalgorzataSz1 2012.06.24 17:24
Witaj Miki.
Dawno się nie odzywałaś. Dziękuję za wpis, w którym zawarłaś kwintesencję tego opowiadania. Masz rację "kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada". Violetta ujęła to nieco inaczej mając na myśli "kto mieczem wojuje, od miecza ginie". Jedno i drugie przysłowie bardzo pasuje do tej historii.
Następne opowiadanie oczywiście będzie, więc zaglądaj czasem na mój blog.
Pozdrawiam Ci serdecznie.
danka69 (gość) 2012.06.24 17:29
Gosiu, przepiękny , wzruszający rozdział.Podobnie jak inne dziewczyny poruszył mnie do łez.Zryczałam się jak przysłowiowy bóbr, szczególnie śledząc rozmowę Marka z ojcem. Nie była to łatwa rozmowa dla obu stron, ale niezwykle mądra, pouczająca. Krzysztof cierpiał, wiedział ,że popełnił ogromny błąd ,ale to Marek pierwszy zdobył się na tę rozmowę.
I tak w rodzinie powinno być, bo silne więzy rodzinne powinny zdominować wszelkie animozje. Marek przecież mógł się zupełnie odwrócić od rodziców ale na szczęście tego nie zrobił. Miłość do nich zwyciężyła. A Febo cóż, spotkała ich zasłużona "nagroda", na którą przez lata ciężko pracowali.
Gosiu, dziękuję Ci za kolejne opowiadanie, które dostarczyło mi wielu pozytywnych emocji i wzruszeń.Skłoniło do wielu refleksji, na różnych płaszczyznach.
Już jestem ciekawa jakie będzie kolejne opowiadanie. Jednego jestem pewna, będę je czytać z zapartym tchem, codziennie wypatrując jego kolejnych części. A w międzyczasie wieczorami będę wracać do starych opowiadań, wśród których mam już najbardziej ulubione.... .
Jeszcze raz dziękuję i serdecznie pozdrawiam
orchid94 (gość) 2012.06.24 18:09
Gosiu cudowna część. Popłakałam się, naprawdę. Krzysztof nie mógł sobie wybaczyć tego, jak się zachowali w stosunku do Marka. Helena bardzo się martwiła. Dobrze, że zdecydowała się pójść do Marka. On pewnie by i tak poszedł do nich, ale to, co powiedziała mu mama sprawiło, że nie zwlekał już dłużej i zdecydował się na wizytę i szczerą rozmowę. Wyobrażam sobie jak się poczuł widząc, jak przybici są rodzice, dokładnie jak to napisałaś 'ścisnęło mu się serce'. Dobrze, że z Krzysztofem wszystko sobie wyjaśnili. Gdy Marek powiedział, że choć na początku faktycznie miał żal, to teraz już po nim nie zostało i wybaczył, co więcej uważa, że to wydarzenie może nawet na dobre mu wyszło, to z pewnością rodzice poczuli ulgę. Krzysztof naprawdę był w bardzo kiepskim stanie. Marek się martwił, bo to jednak jego rodzice. Wyjaśnili sobie wszystko, oczyścili tą rozmową i wszystko jest coraz lepiej. Oświadczyny i ślub, Ula i Marek zakochani, cudownie, po prostu cudownie :) No i firma prosperująca świetnie pod wodzą Marka, jego ukochanej Uli i przyjaciół. Jest dobrze, bardzo dobrze i oby tylko tak dalej. Wow końcówką jestem zaskoczona. No to Paulina i Aleks tak skończyli, jak sobie zasłużyli. Hhehe Viola wymyśliła nowe przysłowie i to bardzo trafne :) No i Marek z tym 'Amen'. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Tak więc dostarczyłaś wzruszeń łez i uśmiechu - idealnie. Dziękuję Gosiu za kolejne piękne opowiadanie :) Ponieważ to ostatnia część, to napiszę : czekam na kolejne i jestem pewna, że będzie cudowne. :) Bardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :):*:*:*
MalgorzataSz1 2012.06.24 18:25
Danusiu.

Wypatrywałam Twojego komentarza i byłam ciekawa, jak przyjmiesz taki rozwój wypadków. Naprawdę bardzo chciałam wzruszyć Was wszystkie tym rozdziałem, a reakcja zarówno dziewczyn, jak i Twoja potwierdziły, że jakoś mi się udało.
Nie miałam zamiaru tu moralizować a jedynie pokazać, że czasami zapiekli w gniewie, surowi rodzice popełniają całą masę kardynalnych błędów wobec swoich dzieci. Mówię tu o dzieciach już dorosłych, ukształtowanych, do których nadal roszczą sobie prawo wtrącania się, ich rodzice uważając, że to oni najlepiej pokierują ich życiem. Myślę, że nie ma nic gorszego niż wchodzenie z buciorami w życie dorosłego już człowieka. Brak poszanowania dla jego poglądów i uczuć. Tacy rodzice są toksyczni i popełniają ogromny błąd.
W przypadku Dobrzańskich tak się stało, choć potem Marek wspaniałomyślnie im wybaczył. Mieli szczęście, bo w większości takich przypadków dziecko najczęściej znika z pola widzenia takich rodziców i już nigdy nie podejmuje próby zbliżenia się do nich, bo jest śmiertelnie zranione i z reguły traktuje sprawę ambicjonalnie.
Dziękuję Ci Danusiu, że wiernie śledziłaś każdy rozdział tego opowiadania. Tym bardziej to doceniam, bo wiem, jak bardzo jesteś zajęta. Serdecznie Cię pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2012.06.24 18:31
Iza.
Jesteś kolejną osobą, która pisze, że podczas czytania tego rozdziału miała łzy w oczach. Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy. Tak bardzo chciałam Was wzruszyć i przynajmniej na koniec dostarczyć takich emocji. Mam nadzieję, że to następne opowiadanie również Wam ich dostarczy, a przynajmniej na początku. Zacznę dodawać za kilka dni. Zaglądaj więc.
Dziękuję Ci za wpis i przesyłam buziaki.
Abstrakt (gość) 2012.06.24 19:16
Małgosiu :-)
Bardzo dziękuję. Prawda jest taka, że dosadnie piszesz, zarówno opis jak i dialog. Do mnie to trafia i jest to na tyle sugestywne, że trudno, wczytując się, powstrzymać emocje. Oczywiście, ogromnym ułatwieniem jest rys i znajomość postaci a także wyobrażenie ich cech fizycznych. Przecież każdy wie jak wygląda Marek, Ula czy inna postać, prawda?

Życzę Ci czasu na cudną twórczość dla nas oraz pomysłowości na losy naszych bohaterów. Czekam wobec Twoich słów na kolejne opowiadanie.
To jest już stały adres, który będę odwiedzać.

Pozdrawiam Cię serdecznie :-)
MalgorzataSz1 2012.06.24 19:59
Abstrakt.
Po raz kolejny bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że to, co piszę jest dla Ciebie jasne i zrozumiałe i że właściwie odczytujesz to, co chcę przekazać. Czasami się obawiam, że kolejne opowiadanie znudzi czytelnika i obsesyjnie myślę, czy nie powtarzam się zbytnio, bo ileż można pisać o miłości ubierając to za każdym razem w inne słowa? Nie jest ich znowu tak wiele i wcześniej, czy później zaczyna się powielać schemat. Pomyślałam sobie jednak, że jeśli do tego dojdzie, i że moje opowiadania okażą się tylko wydumaną papką, to grono moich wiernych czytelniczek dobitnie mi to uświadomi. Wtedy zrozumiem, że czas przestać pisać o Uli i Marku i być może wziąć się za coś innego.
Ciekawa jestem, jak przyjmiesz to nowe opowiadanie. Ono ukaże się za kilka dni, a raczej jego pierwszy rozdział. Czy zaintryguje Cię na tyle, że będziesz chciała czytać je dalej? Koniecznie musisz mi o tym napisać po pierwszym rozdziale, bo jak zawsze liczę na konstruktywne komentarze.
Dziękuję Ci bardzo raz jeszcze i pozdrawiam.
ania1302 (gość) 2012.06.25 08:24
Wzruszające zakończenie. bardzo mi sie podobało całe opowiadanko, Szkoda że takie krótkie, ale mam nadzieję, że nie pozwolisz nam za dlugo czekać na coś nowego. U mnie nadchodzi powoli zakończenie. Wkleiłam rozdz.X- zapraszam
MalgorzataSz1 2012.06.25 17:47
Dziękuję Aniu za pochwały i zaraz zabieram się za czytanie u Ciebie. Komentarz na pewno zostawię.
Ewa (gość) 2012.06.25 18:33
Super rozdział. Wszystko się wyjaśniło i jak zwykle Ula i Marek wyszli ze wszystkich kłopotów zwycięsko :) Kocham sielanki :)

PS. pod ostatnim rozdziałem zostawiłam dość śmiały komentarz ;)
MalgorzataSz1 2012.06.25 19:15
Droga Ewo.
Nie wiem, jak to się stało, że przeoczyłam Twój komentarz za co Ci.ę bardzo przepraszam. Przeczytałam go jednak teraz i aż uśmiechnęłam się. Nie jesteś niewyżyta bardziej od innych. Zapewniam.
Ja również znam doskonale twórczość Doroty, a "Inaczej" przeczytałam chyba z dziesięć razy. Piękne opowiadanie. Scena o której piszesz jest niejako finałem i prawdziwym majstersztykiem, Rzeczywiście jest bardzo rozbudowana, bo praktycznie zaczyna się już w restauracji. Nie wiem, czy znalazłabym tyle słów, by aż trak bardzo rozbudować takie intymne sytuacje. Moje nie są takie długie, to prawda. Jednak w każdym niemal swoim opowiadaniu zamieszczam ich kilka i zawsze staram się, by były inne. Czy mi to wychodzi, to już pozostawiam opinii czytelników. Dorotka dla mnie jest prawdziwą mistrzynią słowa. Nie wiem czy znasz twórczość Sappir. Ona to dopiero potrafi opisywać takie sceny. Jeśli nie czytałaś, to ja gorąco polecam. Z prawej strony znajdziesz link do jej bloga.
Sceny intymne są ważne. Szczególnie opisy tak wielkiej miłości między tą dwójką wręcz domagają się ich. Ja w zasadzie skupiam się na ich rozterkach duchowych, przepuszczam ich oboje jakby przez maszynkę psychologiczną. Lubię analizować zachowania ludzi w różnych sytuacjach. Nie unikam opisu scen erotycznych, ale stawiam je niejako na drugim planie. Oczywiście dałaś mi do myślenia i na pewno się nad tym zastanowię. Obiecuję.
Ja najwięcej takich scen umieściłam chyba w "Symfonii miłości" jeśli masz ochotę, przeczytaj. A może już czytałaś?
Dziękuję Ci bardzo za oba komentarze. Cieszę się, że trafiłaś na mój blog. Serdecznie Cię pozdrawiam.
Ewa (gość) 2012.06.25 19:37
Małgosiu, dziękuję za taką odpowiedź. Bałam się, że mnie zbluzgasz za wynurzenia - cieszę się, że tak się nie stało :)
Czytałam wszystkie Twoje opowiadania. Gdybym nie czytała, to na pewno nie wygłaszałabym takich śmiałych postulatów, nie znając Twojej twórczości :)
Piszesz ze świetnym wyczuciem i z zachowaniem dobrego smaku. I nie mam tu na myśli tylko scen erotycznych. Zwracasz uwagę na każdy szczegół, żeby wydobyć z opowiadania (i bohaterów tegoż opowiadania) wszystko, co najlepsze (albo najgorsze, w przypadku bohaterów stojących "po złej stronie mocy" ;)). Bardzo to doceniam. Dojrzałość i doświadczenie biją z Twojej twórczości, co jest dla mnie jako czytelnika bardzo ważne (nie ujmując oczywiście nastoletnim pisarkom).
Nie chcę więc, żebyś odebrała ten mój postulat jako negatywną opinię Twoich umiejętności pisarskich ;) Bynajmniej nie taki był zamiar. Wprost przeciwnie - dostrzegam Twój talent i bardzo chciałabym przeczytać coś, co odda pełnię Twoich możliwości. A że bardzo lubię sceny erotyczne, to trafiło na ten aspekt ;)

Oczywiście rozumiem, że erotyka nie jest motywem przewodnim Twoich opowiadań i absolutnie nie chciałabym, żeby tak się stało - blogów erotycznych jest trochę (m.lin. przytoczony przez Ciebie blog Sappir, który podczytuję i którego tematyka jest jasna), Twój do takich nie należy. Ale kilka scenek jeszcze nikomu nie zaszkodziło ;)

Wracając do erotycznych blogów. Sappir bez wątpienia ma talent, tylko ona opisuje.. hmm, stosunek za stosunkiem, można by powiedzieć ;) Nie mam absolutnie nic przeciwko, ale nie do końca o to mi chodzi. Ja lubię powolne i delikatne budowanie napięcia, lubię właśnie, jak historia nie obraca się wokół seksu, jak oboje bohaterowie muszą dojrzeć do pewnych decyzji... Już nie wspominając o tym, że pierwszy raz zawsze będzie wyjątkowy, czy to w życiu, czy w opowiadaniu ;) Każdy kolejny będzie... no właśnie, kolejnym, w pewnym momencie nie da się nie powielić schematu.

Nie wiem, czy ogarniasz mój dosyć chaotyczny tok myślenia. W razie czego możemy popisać przez e-mail :)


Pozdrawiam,
Ewa.
MalgorzataSz1 2012.06.25 20:24
Ewa.
Skrzydła rosną mi u ramion, a serce rozpiera radość po przeczytaniu tych słów od Ciebie. Cieszę się, że czytałaś wszystkie moje opowiadania. Już wkrótce szykuje się następne i choć pierwsza scena erotyczna przewidziana jest w nim dopiero w okolicach 10 lub 11 rozdziału, to mimo, iż jest już napisana, posiedzę jeszcze nad nią i spróbuję wykorzystać Twoje sugestie. Dorocie na pewno nie dorównam, ale być może nie rozczaruję Cię. Piszesz:
" Dojrzałość i doświadczenie biją z Twojej twórczości, co jest dla mnie jako czytelnika bardzo ważne (nie ujmując oczywiście nastoletnim pisarkom)".
Skoro to napisałaś to pewnie wiesz, że mam za sobą ponad połowę życia. To stąd moja dojrzałość. Jeżeli chodzi o doświadczenie życiowe, to je posiadam, ale jeśli miałaś na myśli doświadczenie w pisaniu opowiadań, to zapewniam Cię, że jest niewielkie. Pierwsze opowiadanie zaczęłam wklejać na socjum "BrzydUli" chyba 24 sierpnia zeszłego roku. Nawet nie minęło pełnych 12 miesięcy. Doświadczenie pisarskie bardzo skromne, jak widzisz.
Możesz być spokojna, bo Twój postulat odebrałam tak, jak odebrać powinnam, bez żadnych negatywnych myśli a już na pewno nie jako "negatywną opinię moich umiejętności pisarskich" Ja sama nie nazywam tego talentem i chyba nawet nie czuję, że jakiś posiadam. Ja ciągle jestem pod urokiem tego serialu i któregoś dnia po prostu postanowiłam trochę "powariować" na temat Uli i Marka". Jak widać wariuję do tej pory. Ha, ha, ha.

To prawda, że Sappir pisze każdą część swojego opowiadania podporządkowując ją seksowi. Teraz trochę rzadziej dodaje rozdziały, ale generalnie opowiadanie mi się podoba, choć muszę przyznać, że najbardziej klika pierwszych rozdziałów.
Twój, jak to określasz, "chaotyczny tok myślenia" nie jest wcale chaotyczny, a ja przyswoiłam go doskonale. Zrozumiałam dobrze o co Ci chodzi i spróbuję coś z tym zrobić. Jednak będziesz musiała trochę poczekać do tej sceny, bo opowiadanie zacznę wklejać prawdopodobnie od 1-go lipca, to jest chyba niedziela i zanim dotrę do rozdziału +18, minie trochę czasu. Ja w każdym razie postaram się wznieść na wyżyny. Obiecuję. :)
Wielkie dzięki Ewa. Miło było wymienić poglądy. Jeśli masz ochotę na wirtualne pogaduchy to pisz na e-mail: goniasz2@interia.pl





Ewa (gość) 2012.06.25 22:12
Małgosiu, wysyłam maila, dzięki :)
ulka-brzydulka (gość) 2012.06.26 20:24
Zapraszam na nową część:)
monika_2601 (gość) 2012.06.28 23:30
Komentarz spóźniony prawie tydzień! Boże, chyba jakieś samobiczowanie będę musiała sobie urządzic:p Wybacz, ale kilka ostatnich dni spędziłam bardzo intensywnie i można powiedzieć, że były dla mnie decydujące, więc nic innego mnie nie zajmowało poza obowiązkami.
Ostatni rozdział... Strasznie mi smutno z tego powodu, tym bardziej, że z tego co zdążyłam się zorientować, to nowe opowiadanie planujesz dopiero w lipcu. Ale rozumiem, wiem, ze masz teraz dużo do roboty.
Eh, to było wspaniałe opowiadanie. Nie będę się wiele roztkliwiać nad tym rozdziałem, bo wszystko skończyło się dla wszystkich dobrze i tak powinno być:) Nooo, prawie dla wszystkich:p Po prostu nie mogłam, kiedy przeczytałam, że zrobiłaś z Febo jakichś straganiarzy. Jak Ci to w ogóle przyszło do głowy?;p Nie mogłam przestać się śmiać przez ładną chwilę:p
Oby więcej takich pięknych opowiadań jak to. Będę cierpliwie czekać, chociaż na pewno będę tęsknic za Twoją twórczością. W szczególności, że są wakacje i będę się zapewne okropnie nudzić.
No dobrze, to już nie będę przedłużać, tylko ślicznie dziękuję za to wspaniałe opowiadanie. Przysporzyło mi dużo wzruszeń i nie raz skłoniło do przemyśleń, a to chyba najważniejsze - że tekst wywiera wpływ na czytelnika. Jeszcze raz dzięki i do zobaczenia w komentarzach pod innymi opowiadaniami.
Pozdrawiam:)
M
MalgorzataSz1 2012.06.29 06:50
Monika.
Ty nie myśl o samobiczowaniu się, tylko pochwal się, że jesteś już po obronie. Wiesz, że trzymałam kciuki.

Opowadanie rzeczywiście planuję wklejać w lipcu, ale to już przecież niedługo. W niedzielę będzie pierwszy rozdział.
A jeśli chodzi o to, które właśnie się skończyło, no cóż. Pomysł z Febo przyszedł mi do głowy jak zwykle, spontanicznie. To miało być tak dla kontrastu. Zawsze się mówi "od pucybuta do milionera". Tym razem miało być wręcz odwrotnie. Oni mieli ponieść karę za swoje występki i to chyba dobra kara za to, co zrobili. Stali się zwykłymi, że tak to określę, "włoskimi lumpami".
Ty masz już wakacje, a ja ciągle w pracy. Męczę się i każdego wieczora wyję do księżyca, że chcę już na emeryturę. Dzięki wspaniałym pomysłom naszego rządu mam ją przedłużoną w czasie. Jak ja to przeżyję, naprawdę nie wiem.
Jedyny pewnik w tym wszystkim, to to, że nadal chcę pisać opowiadania. Mam nadzieję, że wykrzesam z siebie jeszcze kilka pomysłów. A tak nawiasem mówiąc, skoro będziesz miała teraz taki luz-blues, to może skrobnęłabyś kolejny rozdział swojego opowiadania? Bardzo na to liczę.
Dzięki Monia za komentarz. Serdecznie pozdrawiam.
monika_2601 (gość) 2012.06.29 19:27
Haha, wiesz co? Żyłam w przekonaniu, że do nowego opowiadania jeszcze cały miesiąc, a to przecież rzeczywiście już lipiec. Nie wiem skąd mi się wzięło to przesunięcie w czasie.
Kontrast dobry, mieli za swoje.
Faktycznie, z tą emeryturą to naszemu rządowi nie wyszło. Zresztą powiedzmy sobie szczerze - ostatnio mało co im wychodzi:/ Ale na pewno dasz radę. Kto jak nie Ty?:)
Pochwalę się ze szczegółami u siebie wraz z nową mini;) Może nawet już dziś w nocy, zobaczymy czy wen pozwoli. A za opowiadanie już na pewno się wezmę i postaram się jak najszybciej coś wstawiać.
Pozdrawiam :)
magdam (gość) 2014.07.28 14:33
Ojejku dopiero dotarłam do tego opowiadania.....REWELACJA :) jestem pod ogromnym wrazeniem :) zabieram sie za czytanie nastapnych twoich opowiadan :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz