Łączna liczba wyświetleń

15380083

wtorek, 6 października 2015

"ŻYJĘ PO TO BY CIĘ KOCHAĆ" - rozdział 1

01 lipiec 2012
Kochani.
Wracam z nowym opowiadaniem. Mam nadzieję, że niektórym z Was przypadnie do gustu. Czekam na Wasze opinie i te dobre i te złe, choć w skrytości ducha wierzę, że nie będziecie za bardzo krytykować. Oto pierwszy rozdział. Serdecznie zapraszam.




 
"ŻYJĘ PO TO, BY CIĘ KOCHAĆ"




Rozdział I


Londyn. To miasto już od jakiegoś czasu stanowiło wyzwanie dla firmy Febo&Dobrzański. Moda. To głównie tym zajmowała się ta dobrze znana od lat na rynku polskim firma. Była przedsięwzięciem rodzinnym. Wiele lat temu Helena i Krzysztof Dobrzańscy wraz ze swoimi przyjaciółmi, mieszanym małżeństwem polsko - włoskim, Agnieszką i Francesco Febo, założyli ten wspólny interes myśląc o lepszej przyszłości, a także o przyszłości swoich, małych wówczas dzieci. Febo mieli ich dwoje, Paulinę i Alexa, natomiast Dobrzańscy pozostali przy jednym synu, Marku.
Firma powoli, acz konsekwentnie rozwijała się, ugruntowując sobie swoje miejsce na modowym rynku. I wszystko było by w porządku, gdyby nie tragiczny wypadek, w którym zginęli oboje Febo. To był prawdziwy dramat nie tylko dla ich dzieci, ale i dla całej rodziny Dobrzańskich. Krzysztof wraz z Heleną przysięgali nad ich grobem, że zaopiekują się osieroconymi dziećmi, wykształcą je i zadbają, by nigdy nie zaznali biedy. Dzieci rosły. Pokończyły studia i jak to zwykle w takich przypadkach bywa, znalazły zatrudnienie w rodzinnej firmie. Dobrzańskim serce puchło z dumy. Paulina wyrosła na niezwykle urodziwą pannę, która urodę podobnie, jak jej brat, odziedziczyła po swoim ojcu. Oboje mieli kruczoczarne włosy, ciemne, jak węgiel oczy i smagłą cerę tak typową dla ludzi południa. Charakter, niestety chyba też odziedziczyli po Francesco. On był dumnym Włochem i jego dzieci równie dumnie, jak on dźwigały głowy. Przy tym byli niezwykle wyniośli i uważali się za lepszy gatunek ludzi, niż inni. Zupełne ich przeciwieństwo stanowił Marek Dobrzański. Był niezwykle przystojnym młodzieńcem o kruczo czarnych włosach i dużych, stalowo-szarych oczach, w których igrały zawsze wesołe chochliki. Miał piękną twarz. Oprócz długich rzęs, które, niczym wachlarze ocieniały jego oczy, posiadał jeszcze jeden atut, a mianowicie dwa dołeczki w policzkach, które wykwitały na nich nawet przy najlżejszym uśmiechu. Był ulubieńcem płci przeciwnej. Kochały go kobiety, a on nigdy im nie odmawiał swojego towarzystwa i wesołej zabawy. Na stałe był związany z Pauliną, z którą się wychowywał i która według jego rodziców była najlepszą kandydatką na ich synową i na jego żonę. On sam nie bardzo był o tym przekonany i mimo, że był z nią od sześciu długich lat, wciąż szukał tej jednej jedynej. To głównie z powodu tych bezustannych poszukiwań codziennie miewał awantury za niemoralne prowadzenie się, szukanie przygód w ramionach innych kobiet i nadużywanie alkoholu. Panna Febo była z natury apodyktyczną choleryczką, osobą bardzo dumną, osobą z klasą, jak zwykła mawiać, dlatego nie mogła sobie pozwolić na jakikolwiek skandal, w który miałby ją wplątać jej partner. Naiwnie wierzyła, że głównym prowodyrem tych nocnych wyskoków jest Sebastian Olszański, lekkoduch, trzpiot i najlepszy przyjaciel Marka. Nie znosiła go organicznie z wzajemnością zresztą. On i Marek stanowili zgrany duet już od czasów studiów. Logicznym więc było, że po ich ukończeniu Olszański znajdzie zatrudnienie w firmie Dobrzańskich. Tak też się stało. Od tej pory pracował, jako dyrektor HR.
Firma rozwijała się i potrzebowała pozyskać nowe rynki zbytu. Już od jakiegoś czasu trwała intensywna korespondencja między nimi a londyńską firmą o podobnym statusie, „Fashion look”. Któregoś dnia przyszło zaproszenie na negocjacje. Krzysztof Dobrzański nie mógł jechać. Od kilku lat cierpiał na dolegliwości związane ze swoim sercem. Zamiast niego miał jechać Marek, który nie byłby sobą, gdyby nie zabrał swojego najlepszego przyjaciela.
Paulina już oczami wyobraźni widziała to londyńskie szaleństwo i przed wyjazdem wielokrotnie prosiła Marka o zachowanie się godnie i nie wywoływanie skandalu. Zapewniwszy ją, że jest przecież poważnym człowiekiem i nic takiego nie będzie miało miejsca, w poniedziałkowe przedpołudnie wraz z przyjacielem wyfrunęli podekscytowani tą przygodą.
Londyn przywitał ich mgłą i drobną mżawką. Marek bywał tu już w przeszłości, jednak Sebastian był tu po raz pierwszy. Zabrawszy bagaże wyszli przed budynek lotniska i przystanęli na chwilę. Olszański otrząsnął się.
- Brrrr… Chłodno i wilgotno. Nie przesadzają mówiąc, że to ponure, zamglone miasto. Nie robi miłego wrażenia.
- Nie będzie tak źle. – Marek był dobrej myśli. – Zobaczysz, jak wyjdzie słońce, to zmienisz o nim zdanie. Poza tym mamy cały tydzień dla siebie. Możemy poszaleć. We wtorek wynegocjujemy porządną umowę, a potem zabawimy się. Są tu bracie niezłe knajpki i fajne puby. Chętnych lasek też nie brakuje. Póki co musimy się dostać do hotelu. Najlepiej będzie, jak weźmiemy taksówkę. To kawałek drogi stąd.
Podeszli do parkingu i ustawili się w kolejce. Taksówki podjeżdżały i odjeżdżały jedna za drugą. W końcu przyszła ich kolej. Kiedy usadowili się w jej wnętrzu Marek powiedział.
- Hotel Park International, please.
Taksówkarz kiwnął głową i ruszył.
- Już kiedyś tam mieszkałem – szepnął Marek Sebastianowi. - Niezły jest. Zamówili nam dwa pokoje jednoosobowe. Mam nadzieję, że w sąsiedztwie.
Zapłacili za kurs i stanęli jeszcze przed głównym wejściem zadzierając głowy do góry. Hotel robił wrażenie. Zbudowany w wiktoriańskim stylu i świeżo odrestaurowany przyciągał wielu zagranicznych gości.
Objuczeni bagażami weszli do wnętrza budynku. Zlokalizowali recepcję i już po chwili wręczano im karty do pokoi. Istotnie były obok siebie. Rozpakowali się błyskawicznie korzystając bez skrępowania w trakcie tej czynności, z zawartości wielkich koszy wypełnionych ekskluzywną galanterią czekoladową i owocami, a także porządnie zaopatrzonych barków. Przebrany w mniej krępujący strój Marek zapukał do pokoju przyjaciela. Ten otworzył mu drzwi z rozanieloną miną.
- Stary, tu jest, jak w raju. Żyć nie umierać. Trzeba przyznać, że zadbali o nas. Zżarłem już pół koszyka tych pyszności. Trunki też niczego sobie.
- Szybko działasz. – Roześmiał się Marek. – Zostaw sobie miejsce na obiad i piwo. Mam zamiar zabrać cię do jednego z irlandzkich pubów. Tam leją najlepszy porter na świecie. To niedaleko. W Kensington i Chelsea wiele jest takich. To nie są zwykłe mordownie, jakich wiele na obrzeżach Londynu, ale naprawdę porządne puby.
Wyszli z hotelu na ruchliwą ulicę. Z zadowoleniem stwierdzili, że przestało mżyć. Wolnym krokiem pomaszerowali w kierunku Gloucester Road, gdzie mieściła się stacja metra. Podjechali jeden przystanek i stamtąd już bez kłopotu dotarli do jednego z pubów. Usiedli w kącie przy stoliku i zamówili dwa „Ale”, half and half, pół na pół. Piwo było średnio gorzkie powstałe poprzez połączenie równych porcji odmian Bitter i Mild. Goryczka mile połaskotała im gardła, a chłód piwa przyjemnie pieścił podniebienie.
- Rzeczywiście świetne – odezwał się Olszański wycierając z górnej wargi pozostałości piany. Rozejrzał się ciekawie dookoła. – Ale kobitek mało. Prawie sami faceci. – Dodał z żalem.
Marek wyszczerzył się.
- No… trochę jest. Zobacz tu obok. – Wskazał dyskretnie palcem i uśmiechnął się złośliwie.
Przy sąsiednim stoliku siedziała młoda dziewczyna. Przed nią stała szklanka z herbatą i na wpół zjedzone ciastko. Wyczuła ich spojrzenia na sobie i podniosła głowę uśmiechając się nieśmiało. Sebastian otrząsnął się z obrzydzenia i odwróciwszy się do Marka powiedział nie próbując nawet ściszyć głosu.
- Boże! Jakie brzydactwo! Szkła, jak denka od butelek i aparat na zębach.
W życiu bym z taką nie poszedł. Widziałeś te jarmarczne ciuchy? Tu chyba rzeczywiście nie mają pojęcia, jak się ubierać. Dobrze, że przynajmniej mają taką Trinny i Susannah.
Marek krztusił się ze śmiechu widząc zdegustowaną minę przyjaciela. Spojrzał ukradkiem na sąsiedni stolik. Dziewczyna spokojnie piła swoją herbatę. - Dobrze, że ona nic nie rozumie. Sebastian nie był zbyt dyskretny.
- Zamknij się Seba i nie mów tak głośno. Ona na pewno wszystko słyszała.
- No i co z tego. Przecież nie rozumie ani w ząb. Może to głąb? – Rozrechotał się hałaśliwie ubawiony własnym dowcipem.
Dziewczyna, która pochłonięta była czytaniem jakichś dokumentów ponownie podniosła głowę. Jednak tym razem nie uśmiechała się już do nich, lecz spojrzała na nich smutno.
Marek poczuł się niezręcznie. – A jak zrozumiała? – Pomyślał. – Z drugiej strony wygląda na Angielkę, więc chyba nie. Angielki nie są zbyt urodziwe i ta też do nich nie należy.
- Zamknij się Seba – syknął. - Wszyscy się na nas patrzą. Zwracasz uwagę tym rechotem. Nie chciałbym wrócić do Polski z podbitym okiem. Ty chyba też nie?
Te słowa nieco zmitygowały Sebastiana. Podniósł ręce w poddańczym geście.
- No dobra, nie irytuj się tak.
Do dziewczyny podszedł chłopak mniej więcej w jej wieku, przepasany fartuchem i przysiadł przy stoliku pochylając się w jej kierunku.
- I jak Ula, wszystko w porządku? – Spytał cicho.
- W porządku Maciuś – szepnęła. – Widzisz tych dwóch? To Polacy. Naśmiewają się ze mnie. Udaję, że niczego nie rozumiem. Nie chcę ich prowokować.
Maciek odwrócił dyskretnie wzrok w ich kierunku i spojrzał na nich z nienawiścią. Nie zauważyli tego.
- Dałbym w zęby każdemu z nich, ale nie chcę wszczynać awantury, John wywaliłby mnie za to na zbitą twarz.
- Nic nie rób. Nie darowałabym sobie, gdybyś stracił tę robotę. John, to porządny człowiek, ale i jego cierpliwość może się skończyć. Zaufał ci, jak przyjmował cię do pracy. Mówił, że Polacy są solidni, więc nie trzeba mu dawać powodów, by myślał, że jest inaczej. Ci dwaj sobie pogadają i pójdą. I tak więcej już ich nie zobaczę, więc nie ma się czym przejmować. Przynoszą wstyd naszym ziomkom, szczególnie ten blondyn. Zachowuje się hałaśliwie i zwraca uwagę, jakby był u siebie. Bezczelny.
- Dobra Ula. Mów, co u ciebie. Jak w pracy?
- Jestem zadowolona. Po tym awansie na asystentkę samego szefa pracuję jeszcze ciężej. On jest surowy i bardzo wymagający, ale daję radę. Podnieśli mi też pensję. Dzięki temu będę mogła więcej posyłać do domu. Tęsknię za nimi Maciuś. – W jej oczach pokazały się łzy. – To już ponad rok, jak ich nie widziałam. Betti pewnie podrosła a Jasiek już po maturze. Tak mi żal, że nie mogę tam z nimi być. Tato się jakoś trzyma. Rozmawiałam z nim wczoraj. Obiecał mi, że będzie się szanował i oszczędzał, ale wiesz, jaki on jest. Mówi tak, żeby mnie uspokoić. – Westchnęła ciężko. Zdjęła okulary i wytarła mokre policzki.
- I ja tęsknię Ula. Jednak jak pomyślę, że dzięki tym pieniądzom, które tu zarabiamy oni trochę odżyją, to jest mi lżej. Może uda się pojechać na krótki urlop, na święta. Pogadam z Johnem a i ty porozmawiaj z twoim szefem. Może się zgodzi.
- Porozmawiam Maciuś. Poczekam, aż będzie w dobrym humorze i wykorzystam to. – Podparła dłonią podbródek i zamyśliła się.
Rzeczywiście oboje tęsknili bardzo za swoimi rodzinami. Pochodzili z małej miejscowości Rysiów, położonej niedaleko Warszawy. Znali się od najmłodszych lat. Kończyli te same studia. Długo nie mogli znaleźć żadnej pracy. Wreszcie zdesperowany Maciek uzbierawszy dość pieniędzy na dwa bilety w jedną stronę, namówił ją na wyjazd do Londynu wierząc, że tutaj im się bardziej poszczęści. Początki nie były łatwe. Z dużym trudem udało im się wynająć małe mieszkanko przy Onslow Square w South Kensington. Nie było w nim jakiś szczególnych wygód, ale na początek wystarczyło. Przede wszystkim było stąd wszędzie blisko. Pod bokiem mieli też słynny Hyde Park, gdzie Ula po pracy mogła odetchnąć i miło spędzić czas spacerując. Język znali świetnie, więc nie mieli problemu z porozumiewaniem się. W poszukiwaniu pracy Ula miała więcej szczęścia. Przyjęto ją do działu księgowości w jednej z firm w centrum miasta. Maciek był dłużej bez pracy. Nie mogąc znaleźć nic w wyuczonym zawodzie szukał już potem jakiejkolwiek. Tak trafił do pubu „U Johna”. Jego właściciel był potężnym Irlandczykiem o burzy rudych włosów i takiej samej, wiecznie zmierzwionej brodzie. Mimo swojej postury miał gołębie serce i usłyszawszy historię Maćka, postanowił go zatrudnić. Przekonał się wkrótce, że chłopak ma dryg do tej roboty. Nie obija się i ciężko haruje na każdego pensa. Potrafił to docenić i starał się wynagradzać go uczciwie. John poznał też Ulę i bardzo polubił. Nie grzeszyła urodą, ale była spokojna, cicha i dobra. Umiała słuchać. Nawet nie pamiętał, w którym momencie została powierniczką jego największych sekretów. Lubił tych dwoje. Cieszył się, że Maciek oprócz roboty, której dość było każdego dnia w pubie, zadeklarował mu pomoc w rozliczeniach, nad którymi się wiecznie biedził. Już od kilku miesięcy miał to z głowy, bo Maciek uczciwie robił to za niego i bardzo porządnie prowadził księgi rozrachunkowe. Miał z niego pociechę.
Ula podniosła głowę i uśmiechnęła się do Maćka.
- Pójdę już Maciuś. Zrobię jeszcze jakieś zakupy po drodze i przygotuję kolację. Pewnie znowu wrócisz późno, co?
- Chyba tak. Gdybyś tu nie zaglądała popołudniami, to z pewnością mijalibyśmy się, jak rok długi. No, zbieraj się. Za chwilę zrobi się ciemno. Nie chcę się martwić, czy dotarłaś bezpiecznie do domu.
- OK. Już idę. Pozdrów Johna.
Podniosła się z krzesła i spakowała dokumenty do torby. Zauważyła, że tych dwóch przy stoliku obok też wstaje. Rzucili monety na blat i opuścili pub zaraz za nią. Przez większą część drogi słyszała ich kroki za swoimi plecami i głośny chichot. Znowu z niej drwili. Przyspieszyła nieco kroku. Zanim skręciła w swoją ulicę, usłyszała jeszcze.
- Dokąd się tak śpieszysz księżniczko? W którym zamku straszysz? – Głos blondyna ścigał ją jeszcze.
Już prawie biegła połykając łzy. – Co za chamy! Polskie świnie! Człowiek tyko musi się wstydzić za takich.
Dotarli do stacji metra. Marek był zły na przyjaciela.
- Co cię opętało Sebastian? Musiałeś pastwić się nad tą biedną dziewczyną? Zachowałeś się, jak ostatni dupek.
- Wyluzuj stary. Co, urzekła cię? Powaliła cię swoją urodą, czy jak?
- Nie, nie powaliła mnie, ale to nie powód by się tak idiotycznie zachowywać. Było mi wstyd za ciebie.
- Spoko przyjacielu. Ona i tak nie miała pojęcia, z czego się nabijałem, więc odpuść mi.
Marek pokręcił głową. Czasami Sebastian bywał taki beznadziejny, a przede wszystkim chamski. Jak już raz zaczął, ciężko było go powstrzymać. Dobrze, że w tym pubie nie było żadnych Polaków, bo pewnie wyszliby stamtąd z przefasonowanymi buźkami.

Ula wstała wcześnie. Ogarnęła szybko łóżko i zaczęła szykować się do pracy. Dzisiaj był ważny dzień. Mieli przyjechać jacyś goście z Warszawy w sprawie zawarcia umowy między ich firmą, a tą tutaj. Zrobiła sobie herbaty i zjadła jedną z niedojedzonych przez Maćka kromek z wczorajszej kolacji. Wyciągnęła swój służbowy strój. Garsonkę w popielatym kolorze i białą bluzkę. Firma, w której pracowała, zajmowała się modą i nie mogła straszyć tam ubraniami przywiezionymi z Polski. W garsonce prezentowała się schludnie. Upięła w kok długie, kasztanowe włosy i założyła okulary. Miała świadomość, że są okropne, ale ciągle żal jej było pieniędzy na nowe. Wolała wysłać je swojej rodzinie. Przejrzała się w lustrze. – Może być. – Założyła na nogi szare półbuty na słupkowym obcasie i jeszcze raz omiotła wzrokiem swoją sylwetkę. – Nie jest najgorzej.
Zanim zamknęła mieszkanie zajrzała jeszcze do sypialni Maćka. Spał z rękami rozrzuconymi na boki. Uśmiechnęła się słysząc jego pochrapywanie. - Niech śpi. Napracował się. – Zamknęła cicho drzwi i pobiegła na przystanek.

Była godzina ósma, gdy Marek otworzył powieki. Przeciągnął się i szeroko ziewnął. – Czas się powoli zbierać. – Raźno wyskoczył z lóżka i pognał pod prysznic. Rozbudzony po nim zupełnie wyjął z pokrowca elegancki garnitur i równie elegancką koszulę. Nie tracąc czasu przebrał się. Zawiązał krawat i założył buty. Z zadowoleniem przyjrzał się własnemu odbiciu w lustrze. O ósmej trzydzieści wyszedł z pokoju i zapukał do Sebastiana. Otworzył mu w piżamie trąc mocno powieki.
- A co ty jeszcze nie gotowy? Mówiłem ci przecież żebyś nastawił budzik. Pośpiesz się, bo pojadę bez ciebie. Za piętnaście minut chcę cię widzieć na dole. Będę w restauracji. Trzeba coś zjeść zanim pojedziemy. Zagęszczaj ruchy, bracie.
Zszedł do recepcji i poprosił, by na dziewiątą trzydzieści zamówiono im taksówkę. Potem wszedł do wnętrza restauracji. Miał do wyboru, albo śniadanie kontynentalne albo śniadanie angielskie. Zdecydował się na to pierwsze. Śniadania angielskie zdecydowanie nie były jego przysmakiem. Odstręczały ociekające tłuszczem plastry bekonu i kaszanki i w to wszystko wpleciona jeszcze fasolka w sosie pomidorowym i owsianka. Zbyt dużo tego. Wybrał śniadanie kontynentalne. Usiadł przy stoliku i złożył podwójne zamówienie. W chwilę później zjawił się Sebastian.
Skupili się na jedzeniu. Mocna kawa dodała im energii. Najedzeni wyszli przed hotel, gdzie czekała na nich zamówiona taksówka. Firma „Fashion look” miała swoją siedzibę przy Berkeley Street. Tam też kazali się zawieźć. Budynek, przed którym wysiedli był okazały i jak się dowiedzieli, był w całości własnością tej angielskiej firmy. Wnętrze robiło przyjemne wrażenie, choć może trochę nazbyt surowe. Pokierowano ich do windy, którą wjechali na szóste piętro. Tu mieściła się dyrekcja. Podeszli do eleganckiej recepcji i przedstawili się. Kobieta za ladą wykonała krótki telefon i po nim zwróciła się do nich z uprzejmym uśmiechem.
- Follow me, please*.
Poprowadziła ich długim korytarzem do szklanych, matowych drzwi otwierając je przed nimi. Po chwili podszedł do nich mężczyzna średniego wzrostu o siwych włosach i takiej samej, równo przystrzyżonej bródce.
- Witam panów. Nazywam się Dawid Finley i jestem właścicielem „Fashion look”. Mam nadzieję, że zdążyli się panowie już zaaklimatyzować? Hotel w porządku?
- Tak. Bardzo wygodny. Dziękujemy. – Marek wyciągnął do niego dłoń. – Marek Dobrzański, dyrektor do spraw reklamy i marketingu firmy Febo&Dobrzański, a to dyrektor HR, Sebastian Olszański. Ojciec niestety nie mógł osobiście przyjechać. Problemy z sercem, rozumie pan. Mam nadzieję, że my obaj godnie go zastąpimy.
Finley uśmiechnął się.
- Och, jestem o tym przekonany. Pozwólcie panowie, że przedstawię wam moją asystentkę. Ushi, podejdź proszę. – Zwrócił się do kobiety stojącej w głębi sali.
Podeszła do nich niepewnie. Jak tylko weszli poznała ich od razu. Szepnęła też szybko do Dawida, by nie mówił im, że ona jest Polką, by rozmawiali wyłącznie po angielsku. Zdziwiła go nieco ta prośba, ale nie sprzeciwiał się. Stanęła na wprost nich i podniosła głowę. Zamurowało ich obu. Przed sobą mieli dziewczynę z pubu. Olszański zrobił się czerwony jak burak. Marek też ledwie hamował poczucie wstydu. Przypomniał sobie, że ona przecież nie rozumie po polsku i uspokoił się nieco. Wyciągnął do niej dłoń i podniósł do ust jej własną. Przeszedł ją dreszcz. Dziwne to było, bo nigdy nie reagowała w taki sposób na kurtuazję mężczyzn. Przywitała się też z Olszańskim.
- Jeśli panowie są gotowi, to zapraszam na miejsca. – Odezwała się po angielsku. Napiją się panowie kawy, może herbaty?
Zdecydowali się na kawę. Nalała do filiżanek i podała im. Sama usiadła obok Finley’a i otworzyła teczkę z dokumentami.
Finley rozsiadł się wygodnie i zagaił.
- Już od dłuższego czasu prowadzimy korespondencję z waszą firmą. Niestety nadal nie mamy wyobrażenia o waszych kolekcjach. Wiemy, że szyjecie z najlepszych materiałów sprowadzanych z Francji i Włoch i że posiadacie sieć własnych szwalni i butików. Macie może ze sobą jakieś zdjęcia, które pozwoliłyby nam na wyrobienie sobie zdania, co do projektów kolekcji i wyglądu ostatecznego ich samych?
Marek wyciągnął ze skórzanej teczki pokaźny segregator i podał go Finley’owi.
- Bardzo proszę. Ten segregator zawiera ostatnią kolekcję wiosna-lato i jesień-zima. Mamy też zarejestrowane filmy z pokazu.
Finley z ciekawością oglądał kreacje i mruczał mówiąc coś cicho do Uli. Ona tylko kiwała głową, ale ani Marek, ani tym bardziej Sebastian nic nie mogli wywnioskować z tego pomruku. Potem obejrzano pokaz.
Dawid był pod wrażeniem. Jednak nie chciał pokazywać po sobie, że obie kolekcje zrobiły na nim jakiekolwiek. Zachowując więc kamienną twarz rzekł.
- Panowie. Zanim podpiszemy umowę, chciałbym i ja pochwalić się tym, co mamy. Nasze kolekcje znacznie odbiegają wzornictwem od waszych, choć nie oznacza to, że są gorsze. Byłbym szczęśliwy, gdyby zechcieli panowie obejrzeć firmę, zapoznać się z jej funkcjonowaniem, poznali naszych projektantów. Ponieważ współpraca ma polegać na wymianie, chciałbym również byście zwiedzili nasze szwalnie i na własne oczy przekonali się, czy standard szycia jest podobny do tego, jaki preferujecie we własnej firmie. Moja asystentka bardzo chętnie was oprowadzi, a jutro rano pojechalibyście do szwalni. One nie są daleko i rozmieszczone są na obrzeżach Londynu.
Taka propozycja nie uśmiechała się im obu. Sądzili, że dzisiaj podpiszą umowę i resztę wolnego czasu spędzą na przyjemnej zabawie. No, ale mówi się trudno. Marek zachował zimną krew i z uśmiechem rzekł.
- Panie Finley, z wielką przyjemnością obejrzymy zarówno pańską firmę, jak i szwalnie, których jesteśmy bardzo ciekawi.
- Wspaniale. – Finley podniósł się z krzesła. – Ja niestety będę musiał panów opuścić, bo pilne obowiązki wzywają, ale moja asystentka jest świetnie zorientowana i ona pokaże to, co trzeba. Jutro po powrocie ze szwalni uzgodnimy resztę szczegółów i jak dobrze pójdzie, podpiszemy umowę.
- Ushi, oprowadzisz panów, tak? – Zwrócił się do Uli. Miał niejakie trudności z wymówieniem poprawnie jej imienia i nazwiska, jak większość Anglików. Zwracał się więc do niej wygodnym dla siebie skrótem.
- Tak, oczywiście. Bardzo chętnie. – Powiedziała, choć jej mina świadczyła o czymś zupełnie przeciwnym.
Kiedy pożegnali Finley’a, poprowadziła ich do miejsca, w którym znajdowały się pracownie projektantów.


* Follow me, please. - Proszę za mną.




kawi :) (gość) 2012.07.01 11:37
Na początku chciałam się wytłumaczyć, czemu nie skomentowałam Twoich trzech ostatnich notek, a więc :
Zupełny brak czasu, związany z końcem roku, poprawianie ocen, jakieś durne kartkówki i sprawdziany, które już nic w moich ocenach nie zmienią ( Nie tylko w moich;p), bezsensowne sprawdziany diagnozujące, które się napisze byle jak bo jest się pewnym, że jest to na punkty, a jak już się odda nauczycielka mówi, że, ocena jest na następny rok. No Bitch please!
Albo jak już chciałam się wziąć za komentowanie to wszystkie pomysły uciekały mi z głowy.
Teraz już jednak komentuję notkę :
Notka bardzo mi się podobała. Ula i Marek poznali się w dość niemiłych okolicznościach, ale mam nadzieję, że wszystko się wyprostuje i skończy się Happy Endem :)
Polacy to faktycznie niewychowani ludzie, dobrze, że Marek przynajmniej zachował resztki zdrowego rozsądku, jak i dobrego wychowania i nie naśmiewał się z Bogu ducha winnej Ulki.
Sebastian to cham i tyle, nie przepadałam nigdy za nim w serialu, teraz jego postać też mi się nie podoba ( bez urazy oczywiście )
Serdecznie pozdrawiam i Czekam na Cd :)
MalgorzataSz1 2012.07.01 12:29
Kawi.
Rozumiem i bić nie będę. Jedynie mogę Ci współczuć, że musiałaś przechodzić przez te wszystkie sprawdziany i kartkówki. Na szczęście już wakacje i będziesz mogła odpocząć. Choć ja mam nadzieję, że jak trochę odetchniesz, to uraczysz nas kolejnym rozdziałem swojego opowiadania.
To opowiadanie jest nieco inne od pozostałych. Mam nadzieję zaintrygować Was, ale czy mi się to uda, naprawdę nie wiem.
Marek i Ula poznają się w Londynie w niezbyt szczęśliwych okolicznościach. Sebastian bardzo tu pasował do takiej roli zwykłego, pozbawionego ogłady i kultury ćwoka. To jego zachowanie będzie miało dalsze konsekwencje, ale o tym w kolejnych rozdziałach.
Bardzo Ci dziękuję za wpis i pozdrawiam.
kawi :) (gość) 2012.07.01 12:37
Nie wiem czy wypocznę bo jadę na obóz... harcerski.. a wiadomo jak tam jest - spartańskie warunki. Nad nn pracuję, ale jakoś ciągle tracę wenę. Mam nadzieję, napisać coś przed tym obozem, bo potem trzy tygodnie nic nie będę mogła pisać.
:)
MalgorzataSz1 2012.07.01 12:55
To ja trzymam kciuki z nadzieją, że dasz radę i nie zostawisz nas na tak długo bez kolejnego rozdziału.
Buziaki.
miki (gość) 2012.07.01 13:10
Fajnie że piszesz nowe opowiadanie,pierwsze wrażenie ze spotkania Uli i Marka niekorzystne ,ale będzie zaskoczenie jak wyjdzie że Ula zna polski,czekam na dalszy rozwój wypadków.
MalgorzataSz1 2012.07.01 13:22
Dzięki Miki.
Zapewniam Cię, że nie rozczarujesz się, gdy wyjdzie na jaw, że Ula jest Polką. To już w następnym rozdziale i dla obu panów będzie to wielki szok.
Pozdrawiam.
gośka (gość) 2012.07.01 16:40
opowiadanie ciekawe, czekam na kontynuację, mam nadzieję, że coś się pojawi do 14 lipca, bo później wyjeżdżam na obóz, prawdopodobnie będę bez internetu. pozdrawiam i buziaki :* :*
MalgorzataSz1 2012.07.01 17:23
Gosiu.
Do 14-go lipca pojawią się zapewne trzy lub cztery części a resztę przeczytasz, jak wrócisz. Ja już teraz życzę Ci udanych wakacji i solidnego wypoczynku.
Dziękuję za wpis i pozdrawiam.:)
Marcia (gość) 2012.07.01 21:59
Gosiu,
Ledwo już widzę dzisiaj na oczy, bo jakieś pół godziny temu wróciłam z imprezy zorganizowanej przez moją przyjaciółkę - koniec szkoły, trzeba się pożegnać z paczką ;) Wybawiłam się za wszystkie czasy. Na komputer weszłam dosłownie na chwilkę i miałam zamiar iść zaraz spać, ale gdy zobaczyłam, że dodałaś rozdział nowego opowiadania, nie mogłam odmówić sobie przeczytania go, chociaż niemal zasypiam ;)
Więc tak... W Londynie będę miała ponownie przyjemność być w tym roku przez kilka dni, ale i tak zazdroszczę Markowi i Sebie - lubię to miasto :) No ale przechodzę już do rzeczy.
Gdy Seba z Markiem wybierali się do pubu spodziewałam się, że spotkają tam Ulkę, ale nie myślałam, że Sebastian zachowa się jak ostatni cham gdy tylko ją zobaczy. Uli było bardzo przykro, że ktoś ją wyśmiewa myśląc, że nie rozumie ni w ząb. Marek chociaż starał się powstrzymać trochę rozochoconego przyjaciela, za co ma mały plus. Spotkanie przebiegło w miłej atmosferze, umowa na pewno zostanie podpisana. Jestem ciekawa jak przebiegnie ich "wycieczka" po firmie. I w jakich okolicznościach Sebastian i Marek dowiedzą się, że Ulka rozumie po polsku? Na pewno zrobi im się jeszcze bardziej głupio za to, że tak naśmiewali się z niej w barze kto wie, może nawet ją przeproszą? Czekam z niecierpliwością na drugi rozdział, a teraz zmykam do spania bo padam :)
Pozdrawiam :)
Shabii (gość) 2012.07.01 22:36
HISZPANIA WYGRAŁA!!! WIEDZIAŁAM!!!
Gosiu jutro zostawię komentarz, bo dziś emocje mi na to nie pozwalają!! :)
Ewa (gość) 2012.07.01 23:13
Bardzo mi się podoba. Znowu świeży pomysł, nie spotkałam się jeszcze z takim. Super.
Ciekawy pseudonim ma Ula, podoba mi się :)
Marek z Sebastianem nie pokazali się z najlepszej strony. No ale czego się można było po nich spodziewać... Bardzo jestem ciekawa, jak potoczą się dalsze losy bohaterów.
Mam nadzieję, że nie będziesz nas trzymać długo w niepewności, Gosiu :)

Pozdrawiam,
Ewa.
monika_2601 (gość) 2012.07.02 03:26
Jak mówi Violetta - góra z górą się nie zejdzie, a Mahomet z Mahometem owszem:p Wow! Bardzo fajny pomysł. Chociaż kiedy Marek i Seba wybierali się do tego pubu, byłam pewna, że powiążesz to z tym wątkiem, o którym była mowa na początku serialu - w sensie Maciek i Ula jako kelnerzy w maskach zorro:p No albo coś w tym stylu, nie?;p
Dobra, to ode mnie tylko tyle, bo tradycyjnie nie wygłaszam sądów po pierwszym rozdziale. Na razie jestem usatysfakcjonowana początkiem:) Jeżeli miałabym wskazać coś, co mi się nie podoba, to bardzo nie podoba mi się, że zakończyłam rozdział w takim momencie:p Dlaczego tak szybko? Ja chcę jeszcze!
Pozdrawiam.
M
MalgorzataSz1 2012.07.02 08:23
Marcia.

Ja Ci zazdroszczę, że będziesz w Londynie. Ja nigdy nie miałam okazji a jego opis zaczerpnęłam z internetu. Nie zdradzę okoliczności, w których Marek i Seba dowiedzą się, że Ula jest Polką. Jeszcze trochę się podzieje, zanim do tego dojdzie. Jedno mogę powiedzieć, że na pewno ją przeproszą.

Ewa.

Ja też mam nadzieję nie trzymać Was długo w niepewności. Jak tylko czas [pozwoli, dodam następną część. Cieszę się, że spodobał Ci się mój pomysł umieszczenia akcji opowiadania w Londynie.

Monika.

Właściwie ten londyński wątek zaczerpnęłąm z serialu i tu masz rację. Jednak tam to były tylko plany wyjazdu, tu on doszedł do skutku.
Monia, ja znam swoje możliwości i wiem, że nigdy nie udałoby mi się napisać takich długich rozdziałów, jak Twoje. Niech będzie Ci pociechą fakt, że na kolejną część nie będziesz czekać zbyt długo.

Bardzo Wam dziękuję dziewczyny i wszystkie cieplutko pozdrawiam.
Shabii (gość) 2012.07.02 12:24
Obiecałam dziś komentarz tak więc wklejam.

Kochana opowiadanie zaczyna się super i strasznie intrygująco.
Nie wiem czy dobrym pomysłem było zabranie ze sobą do Londynu Sebastiana. Zachował się karygodnie i ośmieszył Marka. Jak on mógł? Przyjeżdża gdzieś i na wstępie obraża ludzi. Ciekawa jestem kiedy wyjdzie na jaw, że Ulka jest z Polski i dokładnie zrozumiała każde wypowiedziane przez Olszańskiego słowo. Jak wtedy ten lekkoduch się zachowa? Przeprosi? Czy może nadal będzie kpił... Cieszę się z tego, że Marek zachował się jak należy. Zjeździł Sebę za jego koszmarne, głupie gadki. Widać kto tu ma klasę a komu jej brakuje. Mógł się zaśmiać, że brzydka bo każdy ma prawo do swojego zdania. Ale mógł to zrobić dyskretnie by nie sprawić komuś przykrości. Przecież brzydki wcale nie jest gorszy. No cóż... Nie popieram jego zachowania i liczę, że to się zmieni. Czekam na CD bardzo niecierpliwie i serdecznie pozdrawiam.

"Żyj tak, aby nikt przez Ciebie nie płakał..."
MalgorzataSz1 2012.07.02 13:01
Shabii.
Jak pisałam wcześniej, już w następnym rozdziale wyda się, że Ula jest Polką. Niestety przyzna się do tego po kolejnych drwinach Sebastiana pod jej adresem. Mimo, że Marek będzie usiłował go powstrzymać, on nie odpuści sobie tych kpin. Olszański to taki typ człowieka, który jest oporny i zbyt mało rozumny, by móc pojąć, że te jego głupie żarty mogą kogoś zranić. Zrobiłam tu z niego kompletnego przymuła i ćwoka, do którego nic nie dociera. Nawet argumenty Marka.
Dziękuję kochana za wpis i przesyłąm buziaki.
Ewa (gość) 2012.07.02 14:38
Według mnie i Marek nie zachował się ładnie... Uciszał Sebastiana, żeby nie narobić sobie problemów. Sam się z Uli naśmiewał. W tym rozdziale nie widzę dla niego usprawiedliwienia. Zobaczymy, jak to będzie dalej wyglądało.

Pozdrawiam,
Ewa.
(gość) 2012.07.02 14:49
Masz rację Ewa. Ja również nie zamierzałam Marka w żaden sposób wybielić, czy usprawiedliwić. Dam tego dowód w następnych rozdziałach. Przekonasz się.
Pozdrawiam..
andzelika00 (gość) 2012.07.02 14:57
Powiem, że zaciekawiło mnie. Czekam na kolejny rozdział ! : )

Pozdrawiam i zapraszam do mnie.
Abstrakt (gość) 2012.07.02 16:58
Witaj Małgosiu,
I jest :-). Kolejne opowiadanie. Ciekawie się zaczyna. Trudno powiedzieć co dla nas naszykowałaś, jednak mam nadzieję, że będzie jak zawsze intrygująco i pięknie. Sebastian to niezły dupek :-) ale mam nadzieję, że Marek uratuje sytuację. No, w każdym razie losy naszych bohaterów znów się zetkną.
Czekam, jak zawsze, na kolejne rozdziały.

Pozdrawiam Cię serdecznie, Abstrakt
MalgorzataSz1 2012.07.02 17:28
Abstrakt!
Ale się cieszę, że się odezwałaś. Rozumiem, że trudno coś powiedzieć po pierwszym rozdziale. Mam jednak nadzieję, że opowiadanie przypadnie Ci do gustu. Masz rację. To na Marka spadnie odkręcanie tej niemiłej sytuacji. Sebastian nadal nie kuma, o co przyjaciel jest zły. On, to w ogóle ciężki przypadek i trudno reformowalny. Z czasem jednak i do niego coś dotrze.
Dziękuję Ci, że zajrzałaś tu do mnie. Serdecznie Cię pozdrawiam.
ulka-brzydulka (gość) 2012.07.02 19:57
Małgosiu, cóż ja tu będę pisać… no kolejne cudowne opowiadanie w twoim wykonaniu.
Takiego pomysłu jeszcze nie było, a przynajmniej sobie nie przypominam. Strasznie podoba mi się opcja, że Ula jest brzydkim kaczątkiem w Londynie. Ale jeszcze lepsze (i życiowe!) jak nie zdajemy sobie sprawy, że ktoś w innym kraju nas nie rozumie. Ha, doświadczyłam tego i jako jedna, i jako druga strona. To zabawne co można się wtedy dowiedzieć.

Ale wracając do samego opowiadania… Wyszło na to, że Sebastian to cham i prostak. Jak można się tak naśmiewać z biednej dziewczyny? A Marek… co prawda broni jej, ale tylko z czystej grzeczności. Ciekawa jestem jak będzie wyglądała ich współpraca i kiedy Marek odkryje, że Ula jest Polką.
W tym opowiadaniu ukazałaś również piękną relacje między Ulą a Maćkiem. Prawdziwa przyjaźń to skarb, a ta przyjaźń taka właśnie była.

No cóż, pozostaje mi czekać na następny rozdział. Z niecierpliwością..
A i zdradź nam co do długości opowiadania;)
Pozdrawiam Bea
MalgorzataSz1 2012.07.02 21:27
Bea.
Zamysł był właśnie taki, by to Sebastian wyszedł na kompletnego chama i kretyna. Marek mitygował go z grzeczności tylko na początku. Z czasem te głupie przytyki i jego zaczęły drażnić. Jak bardzo, o tym w następnym rozdziale.
Oczywiście współpracować będą, ale na razie nie zdradzę, jak do tego dojdzie, bo to chyba będzie dopiero w dziesiątym rozdziale.
Przyjaźń, to cenna rzecz. Nawet w serialu pokazali ją dość ładnie, choć nie zawsze Maciek aprobował poczynania Uli i nawet momentami był mocno wkurzający. Myślę, że akurat ten wątek udało mi się przedstawić dość wiarygodnie.
Co do długości opowiadania, to trudno mi powiedzieć. Na razie jest 14 rozdziałów, ale nadal je piszę, bo nie jest skończone.
Dziękuję Bea i pozdrawiam.


danka69 (gość) 2012.07.04 10:48
Gosiu,
wreszcie zabrałam się do napisania komentarza. Zgrabnie je rozpoczęłaś, inaczej niż poprzednie. W serialu wątek Londynu pojawial się i znikał. Cóż mlodzież, nawet doskonale wykształcona ma problemy ze znalezieniem pracy w Polsce. Potrzebujemy młodej kadry , ale już doświadczonej co niestety nie jest możliwe.Gdzieś Ci młodzi ludzie muszą nabywać doświadczenia zawodowego, przy garach? Jest to przykre.Ula i tak trafiła nieźle.Jest w branży, szflifuje język i nabiera doświadczenia. Jedynym minusem tej całej sytuacji jest tęsknota za domem i Polską. Pozostałe wątki, tj, jej wygląd , odbiór przez osoby trzecie, do tego niezbyt dobrze wychowane ( Sebastian) są identyczne jak w serialu i innych Twoich Gosiu opowiadaniach. Marka szczęśliwie przedstawiasz z tej lepszej strony, myślę tu o ogólnej "Kinderstubie" .Tonuje chamskie zachowania kolegi. Z niecierpliwością czekam na kolejne części. Ciekawa jestem czy Ula wróci do Polski, jak szybko i czy tak jak w innych opowiadaniach , to ona pierwsza zakocha się w Marku. Może tym razem będzie odwrotnie.
Dziękuję i mocno ściskam.
MalgorzataSz1 2012.07.04 18:52
Danusiu.

Rzeczywiście wątek Londynu w serialu był tylko takim luźnym pomysłem. Były to bardziej życzenia pobożne Maćka, niż jakaś wielka chęć wyjazdu ze strony Uli. Pamiętamy przecież, że Cieplakówna, to zwierzę bardzo rodzinne, opiekuńcze i nie sądzę, by chciała wyjechać za chlebem nawet w najbardziej skrajnej sytuacji, choć wstępnie przecież się na to zgodziła. To wtedy, gdy tak rozpaczliwie przepłakała kilka godzin dowiedziawszy się, że to nie ona uratowała Marka z płonącego samochodu, tylko Violetta.
Ja przypomniałam sobie pierwsze odcinki i pomyślałam, że może to niegłupi pomysł umieścić akcję pierwszych rozdziałów w Londynie i jakoś poszło.
Mimo, iż każde z moich opowiadań przedstawia naszych bohaterów w zupełnie odmiennych warunkach, niż te serialowe, to jednak staram się zawsze zachować charakter postaci i w jakimś stopniu jej wygląd. To z tego powodu Ula nie odbiega od schematu i jest na początku brzydulą. Nie wiem, może to źle, że tak trzymam się kurczowo pierwowzoru?
A odpowiadając na Twoje pytania, to Ula i Maciek z pewnością do Polski wrócą. Na pewno nie od razu, ale wrócą. Na to, kto się w kim zakocha pierwszy, musisz cierpliwie poczekać, bo nie chcę na razie nic zdradzać. Gdybym to zrobiła, pozbawiłabym w jakimś stopniu sensu tego opowiadania.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz. Tak, jak napisałam Ci w liście, jak nie będzie burzy nowy rozdział wstawię jutro. Zapraszam i pozdrawiam serdecznie.



ulka-brzydulka (gość) 2012.07.06 16:08
Zapraszam do mnie na nową cześć ;)
A i obiecuję, że nadrobię u ciebie, ale najpierw weekend spędziłam w stolicy, a teraz ten upał odbiera mi siły...

Pozdrawiam bea

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz