Łączna liczba wyświetleń

15382797

wtorek, 6 października 2015

"ŻYJĘ PO TO, BY CIĘ KOCHAĆ" - rozdział 2

05 lipiec 2012
Rozdział II


Oprowadziła ich po całym piętrze pokazując ogromne pracownie, w których, jak mrówki, uwijały się liczne szwaczki. Nikt się tu nie obijał. Pracowano w ciszy, skupieniu i niezwykle wydajnie. Mogli też przyjrzeć się powstającym kreacjom. Ula przedstawiła im czterech projektantów. Byli młodzi i pełni pomysłów. Oni mieli jednego, ale za to genialnego Pshemko, który był niewątpliwie wizjonerem i to głównie on wyznaczał najnowsze trendy polskiego rynku mody. Podziwiali miejsce przeznaczone na pokazy próbne. Bardzo duża sala, na środku której królował długi podest. Oni mieli też coś w tym rodzaju, ale było znacznie mniejsze i skromniejsze. Kiedy wreszcie stamtąd wyszli, Ula spytała.
- Nie są panowie głodni? Mamy tu własny bufet, który serwuje znakomite dania. Są równie smaczne, co dania w najlepszej restauracji. Pan Finley bardzo dba o żołądki swoich pracowników.
- Ja chętnie bym coś zjadł. – Odezwał się Olszański. – A ty Marek?
- I ja poczułem głód. Chodźmy więc. Pani przodem.
Weszli do naprawdę imponującego bufetu. Nie było tu kelnerów. Zamiast nich leżały na blacie błyszczące tace, które każdy brał i kładł na nie to, na co akurat miał ochotę. Obaj wzięli po wielkim kawale pieczeni z ziemniakami i porcji surówki. Marek ze zdumieniem odnotował, że Ula nie bierze nic.
- A pani? Nie przyłączy się pani?
- Nie. Dziękuję, nie jestem głodna. Proszę sobie usiąść, gdzie panom wygodnie, a ja wrócę po panów za pół godziny. Życzę smacznego.
Wyszła z bufetu i kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi, wzięła głęboki oddech. Miała mieszane uczucia. Ten Olszański gburowaty i chyba niezbyt błyskotliwy. Prawdziwy ćwok bez kultury. Wprawdzie na spotkaniu siedział, jak trusia i w ogóle się nie odzywał, ale wczoraj dał jej próbkę swojej inteligencji i dobrego wychowania. Ten drugi Dobrzański też śmiał się wczoraj z grubo ciosanych dowcipów pod jej adresem. Dzisiaj jednak wydał jej się bardziej stonowany i uprzejmy. Zrobił na niej wrażenie. Nie tym, jak się zachował względem niej, ale miał miłą powierzchowność. Był bardzo przystojny i miał ładną twarz. - Na pewno ciągną za nim tabuny kobiet. Taki mężczyzna nigdy nie bywa samotny. - Przypomniała sobie ten dreszcz, który poczuła, gdy ustami dotknął jej dłoni. Pogładziła bezwiednie jej wierzch. - Ma takie miękkie usta. Zmysłowe. Mają ładny kształt, jakby stworzony do pocałunków. - Zgromiła samą siebie. – Opanuj się Cieplak. Chyba za daleko się posuwasz. – Poczuła burczenie w brzuchu. Nie było ją stać na te firmowe obiady. Szkoda było jej pieniędzy. Zjechała windą na dół i pomaszerowała na drugą stronę ulicy, gdzie Jabal (czyt: Dżabal), Nigeryjczyk z pochodzenia stał wraz ze swoim wózkiem pełnym gorących hot-dogów. Uśmiechnął się na jej widok ukazując w całej krasie swoje śnieżno białe zęby i już sięgał do wnętrza wózka wyłuskując z niego kiełbaskę.
- Witaj Ursula. Z czym zjesz dzisiaj?
- Dzień dobry Jabal. Masz te pyszne pikle, co ostatnio? Były naprawdę znakomite.
- Mam i zaraz ci dam. Chcesz musztardę?
- Poproszę. I kubek kawy. Dotrzymam ci towarzystwa i zjem tutaj, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Może przyciągnę ci klientów. Chyba niewielu ich miałeś dzisiaj?
- No słabo. Rano było kilku. Może jeszcze się zjawią. Ty zawsze przynosisz mi szczęście.
Uśmiechnęła się do niego promiennie i wysupłała z kieszeni funta. Położyła go na plastikowej tacce odbierając z rąk murzyna gorącą bułkę i kubek z kawą. Przycupnęła na stojącej obok ławeczce i z przyjemnością wbiła zęby w chrupiące pieczywo.
- Masz najlepsze hot-dogi w Londynie Jabal.
- Dziękuję. Ty zawsze je chwalisz.
- Nie robię tego z kokieterii, ale dlatego, że naprawdę tak uważam.
Wytarła usta papierową serwetką i dopiła kawę.
- Będę lecieć Jabal. Obowiązki wzywają. Trzymaj się. Jutro nie przyjdę, bo mam wyjazd służbowy, ale pojutrze się zjawię. Te pikle mnie tak nęcą. – Rozchichotała się. Zawtórował jej.
- Trzymaj się mała.
- Do zobaczenia Jabal.
Wróciła do firmy i weszła do bufetu. Zauważyła, że ci dwaj już zjedli i raczyli się teraz herbatą. Podeszła do nich i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Smakowało panom?
- Tak, dziękujemy. Było bardzo smaczne. – Odpowiedział Marek. – Chciałem zapytać, o której mamy być gotowi do tego wyjazdu do szwalni. Mam nadzieję, że nie ściągnie nas pani z łóżek zbyt wcześnie?
- Bez obawy. Myślę, że godzina dziesiąta będzie w sam raz. Przyjadę po panów i będę czekać przed hotelem. Teraz odprowadzę panów. Nasz firmowy kierowca zawiezie was, dokąd sobie życzycie.
- Dziękujemy, ale to nie będzie konieczne. Po takim obiedzie chętnie rozprostujemy nogi i pozwiedzamy trochę.
Pożegnała się z nimi przed wejściem do budynku i wróciła do sekretariatu. Ledwie usiadła za biurkiem, gdy w drzwiach gabinetu stanął Finley.
- O Ushi, jesteś już. Chodź do mnie na chwilę.
Weszła niepewnie do środka.
- Usiądź. Musisz mi coś wyjaśnić.
Zajęła miejsce w fotelu splatając dłonie na kolanach. Była spięta. Zauważył to. Uśmiechnął się do niej łagodnie. Znał już jej wartość. Bardzo cenił sobie jej profesjonalizm. Była najlepszą asystentką, jaką do tej pory miał. Zawsze gotowa do pracy, skromna, mądra, niezwykle spostrzegawcza i bardzo pracowita. Od kiedy ją awansował, nigdy nie żałował tego kroku. Była bardzo lojalna wobec niego. Wszystkie obowiązki wykonywała rzetelnie. Wiele złego słyszał o Polakach, ale ona była kompletnym zaprzeczeniem tych opinii.
- Ushi, rozluźnij się, jesteś taka spięta. Ja chciałem tylko porozmawiać. Wiem, że spisałaś się na medal i mogę cię tylko pochwalić. Ciekawy natomiast jestem, dlaczego nie chciałaś, bym wyjawił twoje pochodzenie. Zaskoczyłaś mnie dzisiaj.
Uśmiechnęła się blado na wspomnienie wczorajszego pobytu w pubie.
- To dlatego, że ja ich wczoraj spotkałam. Byłam w pubie u mojego przyjaciela, z którym przyjechałam tu z Polski. Siedziałam przy stoliku i czekałam na niego. Miał dużo pracy, bo i klientów było trochę, ale obiecał się wyrwać na kilka minut, żeby pogadać. Zanim jednak przyszedł, weszli ci dwaj i usiedli przy sąsiednim stoliku. Kiedy już zamówili piwo, zaczęli się rozglądać i jak zauważyli mnie, nie mogli powstrzymać się od drwin. Ten Dobrzański tylko się uśmiechał, ale ten drugi, Olszański kpił głośno z mojego ubioru, grubych okularów i aparatu na zębach. Udawałam, że nie rozumiem. Nie chciałam wywoływać awantury, przez którą mój przyjaciel mógłby stracić pracę. To z tego powodu poprosiłam pana, byśmy rozmawiali wyłącznie po angielsku. Jak tylko weszli, poznałam ich.
- Teraz rozumiem Ushi. Mam nadzieję, że nie przejęłaś się tym głupim gadaniem. To ważny partner biznesowy. Nie chciałbym tracić takiej okazji do współpracy. Dasz sobie radę z nimi jutro?
- Proszę się nie martwić. Ja jestem przyzwyczajona do takiej reakcji na mój widok. Nie dam się ponieść nerwom, ani sprowokować. Grunt, to profesjonalne podejście do swoich obowiązków.
- I to mi się podoba. Dam ci kluczyki od służbowego samochodu. Weźmiesz Bentley’a. Jeździłaś nim już, więc nie będziesz miała problemu. Jutro nie przyjeżdżaj rano. Samochód weź już dzisiaj. Spytaj w garażu, czy zatankowany. Prosto z domu pojedziesz pod hotel. Przynajmniej się trochę wyśpisz. - Podał jej kluczyki. - To wszystko Ushi. Możesz wracać do siebie.

Po opuszczeniu budynku „Fashion look” szli wolno w kierunku centrum.
- Ale numer stary! W życiu nie pomyślałbym, że spotkamy ją raz jeszcze. – Podekscytowany Olszański dawał upust swoim emocjom. – Swoją drogą to trochę dziwne. Firma zajmuje się modą a zatrudnia takie brzydactwo i to w dodatku na stanowisku asystentki. Doprawdy dziwne.
Marek słuchał tego i był zły na przyjaciela. Irytowało go to gadanie.
- A może już dość Seba. Daj jej wreszcie spokój. Nie przyszło ci do głowy, że mimo braku odpowiedniego wyglądu znakomicie zna się na tym, co robi? Że jest w pełni profesjonalistką? Chyba nie bez powodu zajmuje takie stanowisko, nie?
- A coś ty się nagle zrobił taki obrońca uciśnionych? Wyluzuj chłopie.
Marek już się nie odezwał. Był wściekły, że ciasny umysł przyjaciela nie pojmuje takich prostych rzeczy. Zacisnął zęby i w kompletnej ciszy poprowadził go w kierunku centrum. Minęli po drodze the Tower of London, Królewskie Ogrody Botaniczne i Pałac Westminster. Przeszli też obok Pałacu Buckingham docierając do głównego placu miasta Trafalgar Square. Centrum zrobiło na nich wrażenie. To było miejsce, gdzie mieściły się największe banki i firmy a także słynne Piccadilly Circus. Potem obejrzeli prawdziwe symbole Londynu, Big Ben - dzwon ze St. Stephen Tower i Tower Bridge - jeden z najpiękniejszych mostów zwodzonych świata.
Byli zmęczeni. Mieli sporo kilometrów w nogach. Marek z premedytacją przegonił Sebastiana po mieście. Ten drugi już nie marzył o niczym innym, tylko o kuflu pełnym zimnego piwa. W końcu Marek zlitował się nad nim i poprowadził go do najbliższego pubu. Ochłonęli nieco.
- Ale mi dałeś wycisk bracie. Przez następne dni będę leczył nogi z odcisków.
- Odciski nieważne. Przyjechałeś po raz pierwszy do Londynu, to chyba nie chcesz wrócić z powrotem nie móc pochwalić się niczym? Przynajmniej obejrzałeś najważniejsze miejsca i zabytki, a nie tylko puby. Dopij piwo. Weźmiemy taksówkę, bo to jeszcze kawał drogi i pewnie nie dasz rady iść.
Z wielką ulgą dotarli do hotelu. Nawet nie przypuszczali, że zwiedzanie zajmie im więcej, niż parę godzin. Marek od razu wszedł pod prysznic. Jego też bolały nogi. Nie przywykł do takiej wielokilometrowej marszruty. Chciał w ten sposób zagłuszyć wyrzuty sumienia względem tej kobiety. Nieważne, że nie rozumiała ich języka. To, co plótł o niej Sebastian było wystarczająco upokarzające również dla Marka. Czuł się niezręcznie, choć sam na początku śmiał się z dowcipów przyjaciela. Wczoraj zachowali się idiotycznie i nawet jeśli ona nie zrozumiała, ich głośne zachowanie zwróciło uwagę innych klientów. – Co za żenada – pomyślał.
Na kolacji zjedli niewiele. Byli zmęczeni i każdy z nich marzył już tylko o ciepłym, wygodnym łóżku. Gdy przebrany w piżamę miał się położyć, sięgnął jeszcze po telefon. Zobaczył kilkanaście nieodebranych połączeń od Pauliny. Zacisnął zęby. – Chyba zwariowała, żeby tak dzwonić tu bez przerwy. Dobrze, że przed tym spotkaniem wyłączyłem telefon. Co ona sobie wyobraża? Będzie mnie kontrolować, tak na każdym kroku? Niedoczekanie.
Zasnął natychmiast ledwo przyłożywszy głowę do poduszki. Nie miał snów. Był zbyt zmęczony.

Kilka minut przed dziesiątą wyszli z hotelowej restauracji nasyceni śniadaniem i skierowali swoje kroki do wyjścia. Zauważyli ją natychmiast. Stała oparta o drzwi Bentley’a czekając na nich cierpliwie. Wyglądała nieco inaczej. Była w czarnych, obcisłych spodniach i górze od wczorajszej garsonki. Przywitali się z nią.
- Pani będzie prowadzić? – Spytał zdumiony Olszański.
- A ma pan coś przeciwko temu? Proszę się nie obawiać, nie jestem najgorszym kierowcą. Zapraszam panów.
Otworzyła tylne drzwi. Usiedli. Sama obeszła samochód i usiadła za kierownicą.
- Prosiłabym o zapięcie pasów. Nie chciałabym narazić firmy na płacenie mandatów.
- Te szwalnie, to daleko stąd? – Odezwał się Marek.
- Nie tak daleko. W New Denham, kilka kilometrów za Wembley. Jakieś półtorej godziny jazdy, jeśli wziąć pod uwagę korki. Może uda nam się szybciej. Jest jeszcze wcześnie. – Odpaliła silnik i wolno ruszyła spod hotelu.
Jakiś czas jechali w milczeniu. W końcu odezwał się Sebastian mówiąc do Marka po polsku.
- Nawet nieźle jeździ ten paszczak. W życiu nie posądzałbym takiej pokraki o to, że posiada prawo jazdy.
Słysząc te słowa Ula zacisnęła dłonie na kierownicy. – A więc to nie koniec upokorzeń. Dalej będzie się ze mnie nabijał ten wieśniak. – Musi być twarda i nie dać po sobie poznać, że cokolwiek rozumie.
Marek skrzywił się i spojrzał na Olszańskiego zezem.
- Prosiłem cię wczoraj o coś, pamiętasz? – Wysyczał. – Nie życzę sobie, byś obrażał tę kobietę w mojej obecności. Już dość, bo zacznę żałować, że w ogóle wziąłem cię ze sobą.
- A ty, co? Zakochałeś się, czy jak?
- Tak. Zakochałem i ciągle umieram z tej miłości. – Powiedział z ironią. - Zamknij się już wreszcie. Denerwujesz mnie.
Ula uśmiechnęła się pod nosem. – Dobrze przynajmniej, że ten drugi staje w mojej obronie.
Dojeżdżali. Nie było tak źle. Trasę pokonali w niewiele ponad godzinę. Rzeczywiście była dobrym kierowcą.
New Denham było niewielkim miasteczkiem, ale niezwykle uroczym. Stały tu domy z dachami pokrytymi grubą warstwą równo przyciętej trzciny. To był taki charakterystyczny akcent, który odróżniał to miasteczko od innych. Przejechali rynek i zatrzymali się kilkaset metrów dalej przed budynkiem ogromnej murowanej hali. Ula poprowadziła ich do środka wprost do biura dyrektora szwalni. Czekał na nich, bo uprzedzono go o ich przyjeździe. Najpierw przywitał się serdecznie z Ulą. Zdziwiło ich nieco to wylewne przywitanie, ale pomyśleli, że ta dwójka dobrze się zna i mieli rację.
- Witaj Jonathan, dawno się nie widzieliśmy.
- To prawda. Widzę, że nie jesteś sama.
- Tak. Dzisiaj przywiozłam ci gości. Pozwól, że ci przedstawię. Pan Marek Dobrzański i pan Sebastian Olszański. Obaj są przedstawicielami polskiej firmy modowej i przyjechali podpisać z nami umowę o współpracy. Chcą jednak zapoznać się bliżej z pracą w naszych szwalniach. A to panowie jest Jonathan Smile, dyrektor tego zakładu i kopalnia wiedzy w temacie produkcji odzieży.
Panowie uścisnęli sobie dłonie.
- Z Polski? – Zapytał Jonathan odwracając się do Uli. – To tak, jak…
Nie mogła pozwolić, żeby dokończył myśl. Dyskretnie położyła palec na ustach i lekko pokręciła głową. Zrozumiał.
- A zresztą… nieważne… - machnął ręką. – Skoro są panowie ciekawi naszej pracy, to serdecznie zapraszam.
Przeszli do właściwej hali produkcyjnej, gdzie w długich rzędach stały maszyny do szycia, nad którymi pochylały się kobiety. Zauważyli też kilku mężczyzn.
- Dużo osób zatrudniacie?
- Około sześćdziesięciu, ale to jest tylko jedna ze szwalni. „Fashion look” posiada ich w sumie jedenaście i w każdej z nich zatrudnia podobną ilość pracowników.
- Imponujące. Naprawdę imponujące. Można zobaczyć jakość szycia?
- Oczywiście. Podszedł do jednej ze szwaczek i poprosił, by przerwała sobie na chwilę. Przyniósł Markowi próbkę.
Pogładził szew. Był idealny i równy. Nigdzie żadnych zmarszczek. Był pod wrażeniem.
- Znakomita robota. Do niczego nie można się przyczepić. – Podsumował z uznaniem.
Jonathan przedstawił im majstra i wdali się z nim w rozmowę. W tym czasie podszedł do Uli i zagadnął ją.
- Ursula, o co chodzi z tą Polską? – Uśmiechnęła się do niego z sympatią.
- Nie gniewaj się Jonathan, ale ci dwaj zaleźli mi za skórę. Niezbyt miło komentowali mój wygląd po polsku. Nie chciałam, by wiedzieli, że rozumiem, o czym mówią. Nie zdradź mnie, dobrze?
- Nie martw się. Teraz rozumiem. A to Polaczki, no?
- Nie mów nic na ten temat. Panu Finley’owi zależy na współpracy z nimi. Nie zepsuję tego kontraktu przez jakieś osobiste animozje.
- Masz rację. Muszę ci powiedzieć, że po telefonie pana Finley’a ucieszyłem się, że znowu cię zobaczę. Przygotowałem ci cały kosz owoców. Sad obrodził znakomicie. Jeszcze wczoraj wieczorem nazrywałem, żebyś miała świeże. Emma dodała też trochę jarzyn z warzywnika. Będziesz miała trochę witamin.
- Podziękuj jej Jonathan w moim imieniu. Masz wspaniałą żonę. Ja dzisiaj przywiozłam te kosze, które zabrałam ostatnim razem. Jak skończymy, zabierzesz je. Lepiej chodźmy do nich. Wydają się nieco znudzeni.
Po oględzinach szwalni Jonathan zaprosił ich jeszcze do biura na kawę. Poczęstował ich też ciastem.
- Spróbujcie panowie. Jest bardzo smaczne. To produkcja mojej żony. – Powiedział z dumą.
Rzeczywiście takie było w istocie. Szczególnie Olszański rzucił się na nie i w szybkim tempie pochłonął trzy kawałki.
- Znakomite, naprawdę znakomite – mruczał pod nosem z zadowolenia.
W końcu wyszli przed budynek. Ula otworzyła bagażnik i wyjęła z niego kilka wiklinowych koszy.
- Oddaję je Jonathan.
- Poczekajcie panowie jeszcze sekundę. – Poprosił obu mężczyzn. – Nie mogę pozwolić, by moja przyjaciółka odjechała stąd z pustymi rękami. Chodź ze mną. Pomożesz. – Zwrócił się do Uli.
Przeszli do niewielkiej przybudówki i wynieśli stamtąd kosze wypełnione pachnącymi jabłkami, gruszkami i morelami. W nieco mniejszych Ula niosła jarzyny. Ułożyli wszystko tak, by nie rozsypało się podczas jazdy.
- Jeszcze raz bardzo dziękuję Jonathan. Serdecznie ucałuj ode mnie Emmę i dzieciaki.
- Ucałuję Ursula, a ty pozdrów Maczka.
Wymówienie tego imienia przychodziło Jonathanowi z trudem. Od początku mówił do Maćka, Maczek, co brzmiało dość zabawnie i tak już zostało. Odwrócił się i wyciągnął dłoń do Marka i Sebastiana.
- Było mi naprawdę niezwykle miło poznać obu panów. Mam nadzieję, że już bez przeszkód podpiszecie kontrakt z naszą firmą.
- I nam było miło. Dziękujemy za ciepłe przyjęcie. Do zobaczenia.
Ruszyli. Teraz musiała ich zawieźć do firmy, gdzie Finley czekał już na nich z gotową umową.
- Bardzo miły człowiek, ten Jonathan. – Zagaił Marek.
- Tak, to prawda. – Odpowiedziała Ula nie odwracając głowy od przedniej szyby. – To wspaniały człowiek i dobry przyjaciel. On i jego żona mieszkają w miasteczku i mają piękny, duży sad. To stąd te owoce. Zawsze mnie w nie zaopatruje, kiedy tylko tu jestem.
Rozmowa się urwała. Wjeżdżali na przedmieścia Londynu. Zaczynały się korki, ale ona kierowana jakimś szóstym zmysłem potrafiła je zgrabnie omijać. Już wkrótce wjechała do podziemnego garażu i zatrzymała samochód. Poprowadziła ich do windy, którą wjechali na szóste piętro. Tak, jak wczoraj zajęli miejsca za stołem w sali konferencyjnej. Po chwili dołączył do nich uśmiechnięty Finley.
- I jak panowie, spodobała się wam nasza szwalnia?
- Jesteśmy pod wrażeniem i szwalni i jakości wyrobów, która jest znakomita. – Powiedział Marek. – Jestem pewien, że ta współpraca będzie owocna. Ja jestem zdecydowany na podpisanie tego kontraktu, ale nie znam jeszcze pańskiego stanowiska.
- Ja jestem również zdecydowany. Moja asystentka przygotowała umowę i chciałbym żeby pan się z nią zapoznał. Jeśli warunki będą wam odpowiadać, to możemy podpisywać.
Marek zagłębił się w lekturze. Musiał przyznać, że warunki, jakie proponowali były wspaniałe, a przede wszystkim uczciwe. Równy podział zysków, wymiana dotycząca wzornictwa, wzajemne korzystanie z powierzchni sklepowych, konsultacje projektantów. To wszystko brzmiało, jak bajka. Ten kontrakt był idealny. Tak idealny, że musiał przeczytać go jeszcze raz i przeanalizować każde słowo, by uwierzyć w to wszystko. Kiedy skończył uśmiechnął się szeroko.
- Panie Finley, to znakomita umowa i bardzo uczciwa. Naprawdę nie spodziewaliśmy się aż takiej hojności. Jestem skłonny podpisać ją choćby zaraz.
Finley zatarł dłonie.
- W takim razie podpisujemy.
Wymienili jeszcze kilka kurtuazyjnych uwag i pożegnali się z Finley’em. Ula ponownie zaprowadziła ich do garażu skąd miała ich zawieźć do hotelu.
- No stary, udało się – usłyszała za plecami głos Olszańskiego. – Teraz czas na przyjemności. Wreszcie nie będziemy musieli oglądać tej pokracznej dziewuchy i znajdziemy sobie ładniejsze panienki.
Znowu poczuła się tak, jakby dostała w twarz. Zacisnęła zęby. Podwiozła ich pod hotel i wysiadła a oni tuż za nią. Dobrzański podszedł do niej i wyciągnął dłoń.
- Chciałem pani za wszystko podziękować. Była pani znakomitą przewodniczką. – Pochylił się i ucałował jej dłoń.
- A ja – odezwała się po polsku wprawiając ich w totalne osłupienie – chciałam bardzo przeprosić pana Olszańskiego, że przez dwa dni musiał się tak bardzo męczyć w moim towarzystwie. Przepraszam, że bezustannie obrażałam pańskie wysublimowane poczucie estetyki i dobrego smaku. Teraz już pożegnam się, by nie drażnić obu panów swoim widokiem. Dość nasłuchałam się inwektyw pod moim adresem. Żegnam.
Odwróciła się i zgrabnie wskoczyła do samochodu odjeżdżając z piskiem opon i zostawiając ich z otwartymi ze zdziwienia ustami na środku chodnika.


Marcia (gość) 2012.07.05 11:24
Gosiu,
Wspaniały rozdział. Sebastian zachowuje się okropnie dobrze, że chociaż Marek potrafi powstrzymać się od uwag i jeszcze bronić Uli, chociaż myślał, że ta nic nie rozumie. Dobrze poszło jej oprowadzenie kontrahentów po firmie i szwalniach, przez cały czas nie zwracając uwagi na kąśliwe komentarze Seby. A końca kompletnie się nie spodziewałam. Muszę przyznać, że gdy podpisywali już umowę zaczęłam zastanawiać się, jak oni dowiedzą się, że Ula jest Polką. Zaraz jednak się dowiedziałam :) Nie spodziewałam się, że tak po prostu powie do nich coś po polsku jednocześnie wyrzucając co jej leży na sercu, ale muszę przyznać, że posunięcie dobre. Teraz na pewno będą chcieli ją przeprosić... no, Marek na pewno. Co do Seby mam pewne wątpliwości, bo nie zachowuje się najmądrzej, ale mam jednak nadzieję, że i on nie jest tak głupi jak się wydaje.
Pozdrawiam Cię Gosiu i już czekam na kolejny rozdział :)
miki (gość) 2012.07.05 11:36
No Ula się spisała,nie dała ponieść się emocją,wyczekała do podpisania kontraktu i wtedy się ujawniła.Chciała bym wtedy zobaczyć minę ich obojga.To było lepsze niż jakby dała im w pysk.Marek pewnie teraz będzie chciał przeprosić i zatrzeć złe wrażenie.Z niecierpliwością czekam na następny odcinek,twoje opowiadania niesamowicie wciągają.
Shabii (gość) 2012.07.05 12:23
Gosiu bardzo się cieszę, że dodałaś nową część. Zaciekawiłaś mnie tą pierwszą częścią i byłam bardzo ciekawa kolejnej. Teraz po przeczytaniu jestem pod wrażeniem. Jestem pod wrażeniem tego, jak Ula świetnie sobie radzi. Widać, że jest profesjonalistką, każdy bardzo ją w Londynie lubi i szanuje. Mają w niej naprawdę dobrego, godnego i uczciwego pracownika. Nie mogę wyjść z podziwu, jak zakosiła Sebastiana. Tyle sobie z niej kpił nie wiedząc, że ona wszystko rozumie. A tymczasem pod koniec ich wspólnych wędrówek odkryła karty i przyznała się, że język Polski nie jest jej obcy. Zostawiła Marka i Sebastiana w niezłym szoku... Ciekawe jak teraz czuję się Olszański? Żal mi Marka. On nic nie zrobił, wielokrotnie prosił Sebę by przestał i uspokajał go karcąc za beznadziejne zachowanie. Niewątpliwe jego najlepszy przyjaciel popsuł mu opinię i Dobrzański nie będzie z tego zadowolony. Pewnie teraz pluje sobie w twarz, że w ogóle zabrał kumpla ze sobą. Takie upokorzenie, taki wstyd... Eh. Ciekawa jestem jak to potoczy się dalej. Czy jeszcze na siebie trafią tutaj w Londynie czy spotkają się w Polsce podczas spotkania w FD. No nic poczekam cierpliwie na CD. Opowiadanie bomba, jak każde twoje! Cudowne masz pomysł i przede wszystkim takie które ciekawią czytelnika. Będę to powtarzać do śmierci. Jesteś po prostu niesamowita. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam moc buziaków :):*:*:*
MalgorzataSz1 2012.07.05 12:26
Marcia, Miki.

Dziękuję Wam za miłe słowa.
Sebastian jest inteligentny inaczej i jeszcze długo nie będzie mógł pojąć niestosowności swoich słów kierowanych do Uli. Natomiast Marek poczuje się fatalnie i rzeczywiście pomyśli, że byłoby dobrze, jeszcze przed wyjazdem przeprosić Ulę. Będzie chciał to zrobić zarówno w swoim imieniu, jak i w imieniu Sebastiana. To wszystko jednak w następnym rozdziale.

Pozdrawiam Was obie serdecznie.
MalgorzataSz1 2012.07.05 12:33
Shabii.

Tyle, co zdążyłam odpowiedzieć Marci i Miki, pojawiłaś się ze swoim komentarzem. Odpowiadam więc osobno.
Oczywiście, że się spotkają i to już następnego dnia. Marek nie może po prostu tego tak zostawić. Czuje się winny wobec dziewczyny i będzie chciał ją przeprosić. Sebastian nadal nic nie kuma i nie uważa, że zrobił coś złego. Będzie niezła awanturka. Poczekaj cierpliwie do następnego rozdziału, w którym wszystko wyjaśnię.
Bardzo Ci dziękuję za ostatnie zdania Twojego komentarza. Unoszę się na palcach pod wpływem tych pochwał.
Pozdrawiam i przesyłam buziaki.
gośka (gość) 2012.07.05 13:04
Gosiu, bardzo ładna, ciekawa część. Miło, że w komentarzach na innych blogach piszesz, że dodałaś nową notkę. Zakończenie genialne, oryginalne, nie mogę się doczekać kontynuacji.
Pozdrawiam :*
MalgorzataSz1 2012.07.05 13:39
Gosiu.

O ukazaniu się nowego rozdziału informuję zawsze tych, którzy tego chcą i na ich wyraźne zyczenie. To dlatego ukazuje się informacja na blogach.
Cieszę sie, że spodobała Ci się ta część. Jeśli czytałaś wcześniejsze komentarze, to już wiesz, czego można się spodziewać po następnym rozdziale. Ja bardzo Ci dziękuję za wpis i pozdrawiam.
Ewa (gość) 2012.07.05 14:44
Ale ich świetnie załatwiłaś. Myślałam, że pochodzenie Uli wyjdzie przypadkiem, a tu ona wzięła sprawy w swoje ręce w odpowiednim momencie i pięknym stylu. Bez żadnych awantur.
Ależ jestem ciekawa, jak to będzie dalej wyglądało między nimi. Co oni zrobią w obliczu zaistniałych okoliczności. Ja zapadłabym się pod ziemię.

Czekam niecierpliwie na dalsze rozdziały!

Pozdrawiam,
Ewa.
MalgorzataSz1 2012.07.05 14:50
Ewa.

Cóż mogę powiedzieć. Początkowo łatwo nie będzie, ale szybko to się zmieni. Nawet już w następnym rozdziale. Tak, czy owak, będzie dobrze. Miło, że Ci się podobało.
Pozdrawiam.
'Marcysia' (gość) 2012.07.05 18:11
Małgosiu, jak zwykle notka jest przecudowna ;) Postawa Ulki bardzo mi się spodobała, natomiast postawa Olszańskiego doprowadza mnie do szału - zrobiłaś z niego pospolitą świnie, co bardzo ubogaca ten tekst :)

Serdecznie zapraszam Cię na www.brzydulkowo.blog.onet.pl, gdzie pojawiła się nowa notka ;)
MalgorzataSz1 2012.07.05 19:11
Marcysiu.

Cieszę się, że się odezwałaś i że czytasz to opowiadanie. . Masz rację. Olszański, to prawdziwa świnia. Zresztą w serialu też trochę nią był. Taki, mało reformowalny prostak. Myślę, że aż tak bardzo pod względem zachowania nie odbiega od oryginału. Nie będzie już jednak mącił. To były jego ostatnie występy.
Dziękuję Ci za wpis i pozdrawiam.
Biedronka (gość) 2012.07.05 20:32
Hej od dawna czytam twój blog. bardzo mi się podoba. Od zawsze chciałam napisać takie opowiadanie jak ty ale się wstydziłam. Dzisiaj dostałam wenę i postanowiłam to napisać proszę o szczerą opinię.

Od pamiętnego pokazu minęły trzy lata. W życiu bohaterów dużo się zmieniło. Violetta i Sebastian są szczęśliwym małżeństwem. Po roku doczekali się potomstwa, urodziły się im bliźniaczki Pola i Iga. Sebastian kompletnie stracił głowę dla swoich trzech dziewczyn. Viola z pomocą przyjaciół rozpoczęła studia( aktualnie jest na 2 roku), objęła stanowisko dyrektora do spraw promocji.
Józef i Alicja zamieszkali razem. Ala ma świetny kontakt z Beatką. W pewnym stopniu zastąpiła jej matkę.
Ania i Maciek prowadzą wspólnie firmę Pro-S, która świetnie się rozwija. Mają syna Igora.
Paulina wyjechała do Włoch gdzie układa swoje życie od początku. No a Alex pogodził się z Julią. Tworzą szczęśliwy związek. Mieszkają również we Włoszech. Pomagają Paulinie w każdej wolnej chwili.
Główni bohaterowie, czyli Ula i Marek rok temu wzięli ślub. Tworzą wspaniałe małżeństwo. Marek kupił piękny dom w Konstancinie. Dobrzański zadbał o każdy szczegół, aby jego piękna żona była szczęśliwa. Dla Uli każdy dzień spędzony u boku Marka był jak z bajki. Była przez niego bardzo rozpieszczana. Oboje pełnili kluczowe stanowiska, w FD. Ona była dyrektorem finansowym, a On wrócił na stanowisko prezesa. Firma pod ich kierownictwem odnosiła mnóstwo sukcesów.

Rozdział 1
Młoda kobieta siedziała przed gabinetem lekarskim Była bardzo zdenerwowana. Po 15 minutach z gabinetu wyszedł lekarz i zaprosił ją do środka.
- Proszę usiąść- wskazał ręką na białe krzesło przy biurku
- Dziękuję- odpowiedział siadając
- Mam dla Pani dobre wiadomość jest Pani w ciąży. Proszę o siebie dbać i skontaktować się z lekarzem ginekologiem. Szczegółowe badania pozwolą na ustalenie więcej informacji.
-Bardzo dziękuję – odparła z uśmiechem i podała mu rękę w geście pożegnania
Po wizycie u lekarza Ula zrobiła duże zakupy i pojechała do domu. Ugotowała wspaniały posiłek dla siebie i swojego męża. Nakryła do stołu i rozpaliła ogień w kominku.
Po 10 minutach do domu wszedł Marek
- Witaj kochanie podszedł do niej i pocałował delikatnie jej szyję
- Witaj – odparła
- A co tak pięknie pachnie
-Zrobiła „Schab z jabłkiem”, umyj ręce i siadaj do stołu
Marek po powrocie z łazienki wyciągną wino
- Naleję do kieliszków wina. Mam nadzieje, że masz ochotę
- Wiesz raczej napiję się wody – odparła wymijająco, – Ale sobie nalej
- Jak sobie życzysz.
Kolacja minęła im na rozmowach o minionym dniu. Marek dzielił się z nią wszystkimi problemami. Był szczęśliwy, żem może komuś zaufać i powiedzieć wszystko. Ona nigdy go nie oceniała. Po kolacji usiedli wygodnie w salonie. Przytuleni w milczeniu wpatrywali się w ogień tlący się w kominku.
- Chciałam Tobie powiedzieć coś ważnego
- Słucham
- Wiesz byłam dziś u lekarza. Ostatnio trochę żale się czułam, te ciągłe zawroty głowy.
-, Dlaczego nic mi o tym nie mówiłaś – zapytał z wyrzutem- Myślałem żem mi ufasz- powiedział ze smutkiem
- Marek to nie tak, po prostu się bałam, myślałam, że jakoś przejdzie. Głupio robić problemy z tego, że mi się czasem w głowie kręci. Tyle jest na świecie prawdziwego cierpienia!
Marek delikatnie ją przytulił
- Uluś przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsze. A twoje życie i zdrowie bezcenne. Co powiedział lekarz? - Zapytał ze strachem
Delikatnie się uśmiechnęła
- Zostaniemy rodzicami. Jestem w ciąży
W jego oczach pojawiły się łzy. Bez słowa zaczął ją całować.
- Tak bardzo cię kocham – odparł nie przestając całować


MalgorzataSz1 2012.07.05 21:05
Biedronko.

Chciałaś szczerej opinii, więc ją dostaniesz. Uważam, że powinnaś założyć swój własny blog. Tam mogłybyśmy wypowiadać się na temat każdego, dodanego przez Ciebie rozdziału. Masz potencjał, to widać. Poza tym pisanie, a przede wszystkim chęć pisania (a taką przejawiasz) stwarza wielkie możliwości intelektualnego rozwoju. Poszerza zasób słów, pozwala eliminować błędy. W Twoim opowiadaniu zauważyłam ich kilka (np. czasem zjadasz końcówki. Nie pamiętam konkretnego słowa, ale podam na przykładzie. "Westchną", a powinno być "westchnął"). To wszystko można wyeliminować. Wystarczy kilkakrotnie przeczytać uważnie tekst, zanim się go wklei. Ja swoje teksty czytam nawet po dziesięć razy, a i tak zdarza mi się popełniać błędy. Trzeba jednak dążyć do jakiegoś ideału. Ty masz pomysł i z powodzeniem mogłabyś go rozwinąć. Nawet jeśli dziewczyny będą czynić w komentarzach jakieś uwagi niezbyt przychylne, to nie należy się nimi przejmować, ale wziąć sobie do serca na przyszłość. Ten rozdział, który miałam możliwość przeczytać, mógłby być znacznie dłuższy. Wystarczyłoby opisać trochę emocji towarzyszących bohaterom, ich uczucia, gesty, myśli. Takie rzeczy bardzo pomagają opowiadaniu, bo ma to być przecież opowiadanie a nie tylko wymiana zdań wygłaszana przez dwie osoby. Z pewnością mile są widziane opisy czy to przyrody, czy pomieszczeń, czy czegokolwiek innego. Mając to wszystko na uwadze spróbuj trochę ubarwić ten pierwszy rozdział. Rozumiem, że to, co napisałaś przed nim to był rodzaj prologu. Też można go ładnie opisać a nie podawać tylko suchych "faktów", że Viola , że Sebastian, że inni...
Nawet jeśli pierwsze części nie bardzo wyjdą, to zapewniam Cię, że z każdą następną będzie tylko lepiej. Blogi pisze wiele fanek serialu i możesz wierzyć lub nie, ich pierwsze próby też nie były zbyt udane. Najważniejsze, to nie zniechęcać się. Jak to mówią "pierwsze koty za płoty". jeśli założysz swój własny blog, bądź pewna, że ja pierwsza będę Ci kibicować. Zawsze szczerze zachęcam do pisania i tak samo robię w Twoim przypadku. Czekam więc, aż podasz mi adres Twojego bloga, bym mogła komentować Twoje opowiadania.
Życzę Ci wytrwałości i konsekwencji, bo to też wyrabia charakter i serdecznie Cię pozdrawiam. Trzymam kciuki.

Żeby Cię trochę zmotywować, polecam Ci blog Kawi. Link do niego znajdziesz po prawej stronie mojego bloga. Też na początku nie wychodziło jej tak, jakby tego chciała. Nie minęło kilka miesięcy a dziewczyna pisze pięknie. Jej ostatnie opowiadanie jest wspaniałe i bardzo interesujące. Ona ma dopiero 14 lat a rozwinęła się dzięki pisaniu bardzo, bardzo obiecująco.
monika_2601 (gość) 2012.07.06 01:26
Brawa dla Uli! I brawa dla Ciebie, Małgosiu, bo po raz kolejny zanosi się na bardzo ciekawe opowiadanie.
Z Sebastiana zrobiłaś kompletnego prostaka i chama. No tak, rzeczywiście miał on zadatki na takiego już w serialu:p Na szczęście Marek troszeczkę ustawia przyjaciela do pionu. Niby nic jego reprymendy nie dają, bo Seba dalej mówi swoje, ale przynajmniej Ula ma poczucie, że ktoś jej broni. Na razie Marek niewystarczająco się stara, ale pewnie wkrótce się to zmieni. Ciekawa jestem w jaki sposób ich losy znów się splotą. Firmy podejmą teraz ścisłą współpracę, więc może Ula przyjedzie do Polski jako przedstawicielka tego angielskiego domu mody. A może wymyślisz coś jeszcze innego. Ooooo, a może przyjedzie już odmieniona, co? Dobra, nie będę zgadywać, poczekam cierpliwie na rozwój wydarzeń.
Świetnie Ula to rozegrała, że dopiero na koniec ujawniła swoje pochodzenie. To się panowie zdziwili. I dobrze im tak, niech się teraz wstydzą.
Jak zwykle rozdział cudowny, czekam na kolejny:)
Pozdrawiam

P.S. Wybacz, że zwrócę Ci na to uwagę, ale wiesz, że mam bzika na tym punkcie, więc... :p Zauważyłam, że zawsze stawiasz przecinek przed "jak". Otóż przecinka w tym miejscu nie stawia się zawsze, ale w zależności od kontekstu zdania. Na przykład jeżeli coś porównujesz, to wtedy przecinka nie ma, ale jest wtedy, kiedy rozdzielasz nim zdania składowe. Pewnie kiepsko to tłumaczę, ale tylko tak sygnalizuję.
MalgorzataSz1 2012.07.06 06:54
Monika.

Od razu Ci powiem i nie będę trzymać w niepewności, że ich losy splotą się bardzo szybko i nie będziesz czekać, aż obie firmy podejmą współpracę lub Ula wróci do Polski. Przyjedzie odmieniona, ale stanie się to jeszcze tam, w Londynie.
Dzięki za pochwałę ostatniej sceny. Tak właśnie sobie to wyobraziłam. Musiało być kompletne zaskoczenie ze strony Seby i Marka.

Dzięki za zwrócenie uwagi na ten błąd. Tak właśnie masz robić. Pisać, co jest źle. Wziięłam do serca i postaram się wyeliminować w przyszłości. Wiesz, że mój rozumek jest ścisły i nie jestem żadnym purystą językowym, dlatego cenię sobie takie uwagi.
Dziękuję za wpis i serdecznie Cię pozdrawiam.
kawi :) (gość) 2012.07.06 08:09
Notka bardzo mi się podobała.
Sebastian to taki idiota, wydaje mi się, że jego IQ nie przekracza 90. Biedna Ula tyle musiała się wysłuchać, dobrze, że przynajmniej Marek z niej tym razem nie drwił, tylko wciąż ganił za to przyjaciela.
Brawo dla Uli za odwagę, nie dziwnie jej się sama bym tego nie wytrzymała.
Serdecznie pozdrawiam i czekam na CD :)
MalgorzataSz1 2012.07.06 09:12
Dzięki Kawi.
Myślałam, że wyjechałaś na wakacje, a Ty jednak czytasz. Miła niespodzianka. Nastyępny rozdział chyba w niedzielę, jak przeżyję te upały. Kiedy Ty coś dodasz? Ja też czekam na kolejny rozdział Twojego cudnego opowiadania.
Serdecznie Cię pozdrawiam.
danka69 (gość) 2012.07.06 10:03
Małgosiu,
Ula bardzo dzielnie zniosła chamskie zachowanie Sebastiana i na koniec spokojnie , rzeczowo przyłożyła "Polaczkom" z piąchy.
Jak widać biednemy zawsze wiatr w oczy. Każdy chciałby być ładny i bogaty. Uli bogactwo przejawia się w jej inteligencji, skromności i ogromnej wiedzy. Urodę za chwilę poprawi . A taki Sebastian . Obcesowość zachowań, prymitywizm wzbudzić mogą tylko litość, nic więcej. To taka moja krótka refleksja nad tą częścią.
Czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
Gorąco pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2012.07.06 10:14
Danusiu.
Nic dodać nic ująć. Pięknie podsumowałaś ten rozdział. Dziękuję i również pozdrawiam.
kawi :) (gość) 2012.07.06 11:12
U mnie na blogu pojawiła się nn :) Oj.. jeżeli w niedzielę się pojawi u cb na blogu nowa cześć, to ja już niestety nie będę mogła jej przeczytać, bo już jutro jadę, ale obiecuję, że nadrobię jak tylko przyjadę ^^
ulka-brzydulka (gość) 2012.07.06 22:09
No, nie! Nie mogę nie zacząć od końca. Tfu, znaczy od skomentowania końca. Ale im szczeny w dół opadły jak Ulka do nich po Polsku. I kto teraz będzie największym burakiem haha.
Spodobał mi się ten tekst o księżniczce i straszeniu, a ja dzisiaj usłyszałam jeszcze dalszą część. Mianowicie odpowiedzieć można: Książę, w tym samym co ty. Mnie to strasznie rozśmieszyło. Cudowne.
Ale wracając do opowiadania. Ula pracowita, solidna, uczciwa, delikatna, ale wie, że dobro firmy jest ważniejsze od jakiś tam docinek w jej kierunku.
Marek, trochę poważniejszy od kumpla. Umie zachować etykietę, ale jak usłyszał, że ona po polsku mówi… Ha! Chciałabym zobaczyć tę jego minę. I ostatnio łatwo mi sobie to wyobrazić haha.
Seba. No cóż Sebuś wyszedł na gbura, buca, chama itp. Ale takie jego zadanie w tym opowiadaniu, prawda?
Jestem baaaardzo ciekawa jak to dalej poprowadzisz ;)
Pozdrawiam Bea
MalgorzataSz1 2012.07.07 09:09
Bea.
Nie znałam końcówki tego powiedzonka, ale podoba mi się i jest bardzo trafna.
Największym burakiem okazał się Olszański i to burakiem bardzo odpornym i niereformowalnym. Będzie ciężko wytłumaczyć mu cokolwiek i dotrzeć do niego.
Jutro przekonasz się, w jaki sposób zareagował na to Marek, bo scena na chodniku przed hotelem dopiero się rozkręca. Ja w każdym razie zapraszam na jutrzejszą część.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz i pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz