Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Trochę inna bajka - Ula i Marek" - rodział 4

13 marzec 2012
ROZDZIAŁ IV


Część 1


Spała mocnym, niezakłóconym snem do momentu, w którym pierwsze promienie słońca nie zaczęły pieścić jej policzków. Przekręciła się na plecy wolno wyrywając się z objęć snu. Leżała chwilę z przymkniętymi oczami błogo się uśmiechając. Pod powieki wdarł się obraz jego twarzy.
Ten wczorajszy dzień był cudowny. On był cudowny. Czy to możliwe, że on mnie…? Powiedział, że zawróciłam mu w głowie. Ja, zwykła dziewczyna z Rysiowa. Co on we mnie widzi? Nie jestem przecież nikim wyjątkowym. Nie jestem piękna. Ale z drugiej strony chce mnie widywać, więc może jednak coś… Nie, nie Ula. Nie rób sobie nadziei. Taki mężczyzna, jak on na pewno ma powodzenie u kobiet. Hmm… byłoby dziwne, gdyby nie miał. Zakochałam się w nim… Tak, na pewno się w nim zakochałam. Siedzi w mojej głowie i sercu. Czy on czuje to samo? Bardzo tego pragnę, ale ostrożności nigdy dosyć. Nie fantazjuj Cieplak! Przecież znacie się od dwóch dni, a ty układasz już sobie z nim przyszłość. To niedorzeczne. Ale całował mnie tak, jak całuje mężczyzna swoją kobietę. Był taki delikatny i czuły… - rozmarzyła się. - Dość tego! Ula! Wstajemy!
Energicznie wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki. Z przyjemnością poddawała się kroplom wody obmywającym jej ciało z resztek snu. Z turbanem na głowie osłaniającym jej mokre, długie włosy, wyszła z kabiny. Przebrała się w wygodne rybaczki i T-shirt. To był odpowiedni strój na dzisiejszą wyprawę do Warszawy. W biegu zabrała torebkę sprawdzając jeszcze, czy ma w niej kartę kredytową.
Czymś trzeba zapłacić za te fanaberie. – Wychodząc z domu zauważyła Raula. On też ją zobaczył i z uśmiechem rozjaśniającym zmarszczki na jego śniadej twarzy, podszedł do niej.
-Cześć Ula. Jedziesz już?
- Witaj Raul. Tak. Chcę być wcześniej. Sklepy otwierają od dziewiątej, a fryzjer urzęduje już od ósmej. Muszę to jakoś logistycznie rozwiązać, bo nie lubię tracić czasu na głupoty. Wyprowadzisz mi samochód? – Wcisnęła mu w ręce kluczyki. – Wiesz, jak jest wąsko w tym garażu. Mogę go porysować. – Usprawiedliwiała się.
- Oczywiście. Już wyprowadzam. Ale będziesz ostrożna i nie będziesz jechać szybko?- Zapytał.
- Przysięgam ci Raul, że będę ostrożna i nie będę szarżować. To nie jazda melexem. Tu znam każdy kamień, a to nie to samo, co zatłoczone ulice Warszawy. – Pogładziła go po ramieniu. – Poradzicie sobie, tak?
- Nie martw się, wszystkiego dopilnujemy, a ty baw się dobrze. O której wrócisz?
- Chyba późno wieczorem. Umówiłam się jeszcze z Markiem. – Dodała ciszej. Spojrzał na nią badawczo, a ona pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia spuściła głowę i zarumieniła się.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz? Nie chciałbym, żeby znowu ktoś cię skrzywdził. – Popatrzył na nią z troską. Pokiwała głową.
- Raul, to naprawdę nic zobowiązującego. Znamy się przecież dopiero dwa dni. Umówiliśmy się na kawę, na nic więcej. – Zapewniała go żarliwie.
- No dobrze. Idę wyprowadzić to auto. Wyjechał z garażu i ustąpił jej miejsca przy kierownicy.
- Uważaj na siebie dziecinko.
- Będę. Nie martw się. Do zobaczenia.

Dojeżdżała do miasta. Już z daleka poczuła smród spalin i swąd rozgrzanego asfaltu. Pokręciła nosem. Zdecydowanie to nie były jej ulubione zapachy. Lawirując uliczkami starego miasta dotarła wreszcie do salonu fryzjerskiego. Zaparkowała przepisowo i weszła do klimatyzowanego wnętrza. Przedstawiła się mówiąc jednocześnie, że w sobotę dzwoniła i umawiała się na dzisiaj rano. Zaproszono ją na fotel, do którego podszedł młody mężczyzna.
- Dzień dobry pani. Co robimy? Ma pani jakieś specjalne życzenia, czy zda się pani na mnie?
- Nie mam specjalnych życzeń. Chcę po prostu wyglądać ładnie. Niech więc pan działa.
- Dobrze. Proponuje je dość mocno przyciąć. Nie, nie na krótko. – Uspokoił ją, widząc jej przerażoną minę. – Wystarczy do ramion. Są bardzo długie i zniszczone na końcach. Przyda im się mały lifting. Proponowałbym też farbę, żeby nadać im blasku i intensywniejszego koloru. Co pani na to?
- Proszę robić według uznania, jeśli uważa pan, że tak będzie dobrze.
Nałożył najpierw farbę, a po pół godzinie nożyczki poszły w ruch. Jeszcze tylko ostatnie pociągnięcia szczotką i gotowe. Spojrzała w lustro i nie mogła uwierzyć.
- To naprawdę jestem ja? – Z lustra patrzyła na nią twarz pięknej kobiety, z dużymi chabrowymi oczami i pięknie ułożonymi włosami koloru ciemnej, gorzkiej czekolady.
- Tak, to nadal pani – fryzjer pokiwał głową. – Wyszło naprawdę pięknie. Teraz zapraszam panią na stanowisko kosmetyczki a potem makijaż.
Reszcie zabiegów poddała się bez protestu, uspokojona, że jest w fachowych rękach. Zapłaciwszy za usługi jeszcze kątem oka rzuciła spojrzenie na swoją sylwetkę odbitą w lustrze przy wyjściu. Nie mogła uwierzyć, co potrafi zrobić odrobina farby i tuszu do rzęs. Jej twarz promieniała szczęściem. Nie miała pojęcia, że może być aż tak atrakcyjna.
Do optyka postanowiła pójść pieszo. Nie było daleko. Lepsze to, niż slalom zatłoczonymi ulicami. Posłuchała dobrych rad i wybrała dwie pary lekkich twarzowych oprawek. Przymierzyła też soczewki, uprzedzając, że ma bardzo wrażliwe oczy podatne na podrażnienia. Soczewki, które włożyła były idealne. Nie działo się nic. Zamrugała parę razy, ale nie odczuła żadnego dyskomfortu. Zadowolona z udanych zakupów wyszła na słoneczną ulicę rozglądając się wokół. Zarejestrowała w niewielkiej odległości kilka sklepów z ciuchami i bielizną. Trochę to trwało, ale w końcu wyszła objuczona całą masą papierowych toreb pełnych sukienek, garsonek, spódnic i ładnej bielizny. Kupiła też kilka par butów takich, jak lubiła na niewysokim obcasie i całkiem płaskim. Znalazło się też kilka par eleganckich szpilek, chociaż nie miała pojęcia, gdzie miałaby w nich wyjść. Żeby dopełnić obrazu całości, już w sklepie przebrała się w jedną z zakupionych sukienek. Cieniutka, w kolorze głębokiej zieleni idealnie pasowała do jej nowego koloru włosów. Do tego czarne na niewysokim obcasie sandałki. Wyglądała pięknie. Wpakowała do bagażnika zakupy i wyciągnęła telefon. Wybrała numer Marka. W końcu obiecała mu, że zadzwoni. Spojrzała jeszcze na zegarek. Szesnasta. Poczuła głód. No tak, od rana przecież nic nie jadła.
- Halo, witaj Ula. Jak tam zakupy? Udane? – Odezwał się po paru sygnałach.
- Cześć Marek. Udane, nawet bardzo. Słuchaj, możesz się wyrwać? Latam od rana po mieście i aż ściska mnie z głodu. Może poszlibyśmy na jakiś obiad?
- Bardzo chętnie. Ja też zgłodniałem. Mogę zaproponować miejsce?
- Oczywiście. Zdaję się na ciebie. Ja nie znam tu żadnych, dobrych lokali.
- Jesteś samochodem?
- Tak. Mogę podjechać, tylko powiedz, gdzie.
- Wiesz, gdzie jest ulica Lwowska? Tam mam biuro. Może podjechałabyś i zabrała mnie, wtedy podam ci kilka propozycji restauracji, w których można dobrze zjeść.
- Nie wiem, gdzie jest Lwowska, ale znajdę. Mam GPS. Jak dojadę, to dam ci sygnał na komórkę. Aha. Mój samochód to Citroen Xsara Picasso, zielony metalik. To tak na wszelki wypadek, żebyś nie szukał. To do zobaczenia za… chwilę.
- Już nie mogę się doczekać. – Usłyszała z drugiej strony i uśmiechnęła się.

Wstał od biurka i zatarł ręce. Zapowiada się świetne popołudnie. Jednak dotrzymała słowa i zadzwoniła. Nieznana dotąd fala ciepła rozlała mu się gdzieś w okolicach serca. Spakował teczkę i wyszedł do sekretariatu.
- Violetta, za chwilę wychodzę i dziś już nie wrócę. Jak chcesz, to też możesz już wyjść, chyba, że masz coś pilnego. - Viola, jego sekretarka, egzaltowana blondynka o niezbyt wysokim ilorazie inteligencji, spojrzała na niego z szerokim uśmiechem.
- Dziękuję Marek. Nie mam nic pilnego. Chętnie już pójdę. – Zaczęła zbierać drobiazgi do torebki. Do pomieszczenia wszedł Olszański.
- Dobrze, że cię widzę. – Marek pociągnął przyjaciela do gabinetu.
- Ula przed chwilą dzwoniła i umówiłem się z nią na obiad. Zastąpisz mnie przez tę godzinkę?
- Nie ma sprawy stary. Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że nadal czuję w ustach ten niezapomniany smak hotelowego jedzonka.
- OK. Przekażę. – Do ich uszu dobiegł dźwięk telefonu Marka. Spojrzał na wyświetlacz.
- To ona. Miała dać sygnał jak dojedzie. To ja lecę Seba. Miej wszystko na oku. Na razie.
- Powodzenia!
Nie miał czasu czekać na windę. Szybko przemierzył te pięć pięter w dół, schodami. Wypadł przez wejściowe drzwi i rozejrzał się. Zlokalizował zielonego citroena i zobaczył opartą o niego kobietę. Zamarł. Była piękna, fascynująco piękna. Wyglądała jak anioł, który zstąpił z nieba. Serce zabiło mu mocniej. Nie spodziewał się aż takiej przemiany. Podszedł bliżej.
- Dzień dobry Ula – ujął jej dłoń i przycisnął do ust. – Wyglądasz cudownie. - Nie mógł oderwać od niej oczu. – Zjawiskowo. – Znów poczuła, że się rumieni.
- Zawstydzasz mnie Marek. Nie jestem przyzwyczajona do takich komplementów.
- To zacznij się przyzwyczajać, bo ja nie mogę nie komplementować tego cudu, który stoi przede mną.
Uśmiechnął się łobuzersko ukazując w całej krasie wdzięczne dołeczki. Nie odpowiedziała. Była zbyt skrępowana tym jawnym podziwem dla jej urody.
- To co, jedziemy? Naprawdę zgłodniałem. Proponuję „Ogród smaków”. To najbliższy lokal i dobrze dają jeść. Ja poprowadzę, bo dobrze znam drogę. – Skinęła głową wręczając mu kluczyki.

Siedzieli przy dyskretnie ustawionym stoliku w rogu sali, nie niepokojeni przez nikogo i spożywali zamówione potrawy. Była naprawdę bardzo głodna, aż skręcało ją w żołądku. Zjadłaby nawet konia z kopytami, gdyby jej go zaproponowano. Przyglądał się z rozbawieniem, jak pochłania kolejne danie. Pokręcił głową.
- Gdzie ci się to mieści? Jesteś taka szczupła. – Posłała mu uśmiech znad talerza.
- Wyjechałam wcześnie rano. Nawet nie zjadłam śniadania, więc nie dziw się, że tak się obżeram. Już prawie siedemnasta, a ja niemal mdlałam z głodu.
Przekomarzali się jeszcze jakiś czas. Nagle do ich uszu dobiegły słowa kipiące wręcz od złości i jadu.
- No proszę! Sam prezes Dobrzański i jego nowa flama! Nie tracisz czasu dupku. Szybko się pocieszyłeś po rozstaniu z Pauliną!
Odwrócił się gwałtownie i zobaczył Alexa z ironicznym uśmieszkiem błąkającym mu się na ustach i stojącą obok Paulinę wpatrującą się z nienawiścią w nową, jak sądziła, zdobycz Marka. Obrzucił ich chłodnym spojrzeniem i nie zwracając uwagi na słowa Alexa zwrócił się do Uli.
- Pozwól Ula, że ci przedstawię, to Aleksander „wredny” Febo, dyrektor finansowy F&D i jego siostra Paulina Febo, równie wredna jak jej brat. Oboje są siebie warci.
Zwrócił się do Pauliny, której oczy miotały błyskawice.
- Ty chyba tracisz czas. Nie powinnaś w tej chwili skupić się na pakowaniu swoich rzeczy i opuszczeniu mojego domu?
- Nie martw się – wysyczała – jeszcze zdążę. - Zwróciła się do Uli.
– A pani lepiej niech uważa na tego bawidamka. Nie jest stały w uczuciach i skacze z kwiatka na kwiatek. Był ze mną siedem lat i potraktował mnie jak zwykła szmatę. Tak mi się odwdzięczył za poświęcone mu moje najlepsze lata. – Ula popatrzyła w jej pełne nienawiści oczy.
- Myślę, że ma pani duże skłonności do konfabulacji, a poza tym proszę się o mnie nie martwić. – Powiedziała spokojnie. – Nie potrzebuję pani rad w tej kwestii. Proszę też nie zwalać winy tylko na niego. Wina zawsze leży po obu stronach, więc nie sądzę, żeby tylko Marek był odpowiedzialny za rozpad tego związku. Proszę się zastanowić, czy i pani była zawsze wobec niego w porządku. – Po tych słowach skierowała swoje spojrzenie na Alexa.
- A panu radzę bardziej panować nad słownictwem i językiem. W ogóle mnie pan nie zna i określa mianem „flamy”. Obraził mnie pan. Zdecydowanie brakuje wam obojgu klasy i macie ewidentne braki w dobrym wychowaniu. A teraz proszę nas zostawić i pozwolić nam spokojnie zjeść. Żegnam państwa.
Widziała, że jej opanowanie i spokojnie wypowiedziane słowa zrobiły na nich piorunujące wrażenie, aż się zagotowali. Alex złapał Paulinę pod ramię. Z zaciśniętymi z wściekłości zębami i dumnie uniesionymi głowami wymaszerowali z lokalu. Przy stoliku zaległa pełna napięcia cisza. Pierwsza odezwała się Ula.

- Uff…,co to było? – Spojrzał bezsilnie na nią z niepewnością w oczach.
- Chyba należą ci się wyjaśnienia. Dokończ obiad i podjedziemy do parku obok firmy. Tam jest najwłaściwsze miejsce na takie rozmowy. – Odsunęła talerz.
- Chyba straciłam apetyt. Chodźmy. – Zapłacił rachunek i poprowadził ją do wyjścia.

Przeszli wolnym krokiem przez szeroko otwartą bramę parku. Nie mówili nic. Marek podprowadził ją do ławki i poprosił, żeby usiadła. Sam usadził się obok.
- Ula, wczoraj nic nie mówiłem, bo uznałem, że nie ma już, o czym. Właśnie wczoraj, kiedy przyjechała do hotelu, zakończyłem ten chory związek i stałem się wolnym człowiekiem. Bardzo pragnąłem się z tobą widywać i wiedziałem, że dopóki jestem uwikłany w układ z Pauliną nie będziesz chciała, abym do ciebie przyjeżdżał. Ona naiwnie sądziła, że zaprosiłem ją, bo chciałem się jej oświadczyć, ale ja nie mógłbym z nią dłużej być. Może jednak zacznę od początku, żebyś dobrze zrozumiała, o co w tym wszystkim chodzi, dobrze? Pokiwała w milczeniu głową wpatrując się w jego smutne oczy. Wziął głęboki oddech.
- Kiedy byłem dzieckiem, moi rodzice na wakacjach we Włoszech poznali rodzinę Febo Francesco i Agnieszkę. Agnieszka była piękną Polką zakochaną w swoim włoskim mężu. Mieli dwójkę dzieci, Alexandra i Paulinę. Dzieci były mniej więcej w podobnym wieku jak ja. Podczas tych wakacji zaprzyjaźniliśmy się, a nasi rodzice postanowili założyć wspólny interes. Tak powstał dom mody Febo&Dobrzański. Interes rozwijał się a my dorastaliśmy. Rodzice zaczęli snuć plany, co do naszej przyszłości i doszli do wniosku, że najlepiej będzie, jak Paulina zostanie panią Dobrzańską. Widzieli w tym same zalety i korzyści dla firmy. Od najmłodszych lat utwierdzali nas też w przekonaniu, że jesteśmy sobie przeznaczeni, więc w końcu przyjęliśmy oboje to do wiadomości, że tak ma być i już. Mijały lata. Kiedy byliśmy w średniej szkole, bodajże w drugiej klasie zdarzyło się nieszczęście. Febo wracali z lotniska, jezdnia była oblodzona, wpadli w poślizg i uderzyli z całym impetem w betonowy mur oporowy oddzielający autostradę od stojących w pobliżu zabudowań. Oboje Febo zginęli na miejscu. Alex miał tylko złamaną rękę, natomiast Paulina, co było dziwne, wyszła z tego wypadku bez szwanku. Od tego czasu zmienili się oboje. Stali się zimni, wyniośli, dumni i bardzo krytyczni w stosunku do innych. Zachowywali się tak, jakby to wszyscy wokół zasługiwali na śmierć, a nie ich rodzice. Współczułem im bardzo, ale też nie rozumiałem tej nagłej przemiany. Nie pozostało w nich nic z moich dawnych, dobrych przyjaciół. Na pogrzebie nie widziałem, aby choć jedno z nich uroniło łzę. Stali nad trumnami rodziców z kamiennymi twarzami, nie wyrażającymi żadnych emocji. To było przerażające. Moi rodzice podjęli się opieki nad nimi, a ojciec obiecał, że będzie pomnażał spuściznę po ich rodzicach. Starali się, jak tylko mogli najlepiej, wypełniać złożoną nad grobem przyjaciół, obietnicę. Średnią szkołę skończyli oboje we Włoszech, mieszkając u rodziny Francesca. Jednak po maturze, moi rodzice ściągnęli ich do Polski i już tu, na miejscu podjęli studia. Paulina wyrosła na piękną pannę. Rwała oczy niejednego mężczyzny. Muszę przyznać, że był czas, kiedy pochlebiało mi to i lubiłem myśleć, że jest tylko moja. Nie, nie kochałem jej, nigdy. To był rodzaj przywiązania i być może tęsknoty za dawną Pauliną. Zamieszkaliśmy razem. Kupiłem dom i wprowadziła się do mnie. Nie traktowała mnie dobrze. Ciągle podejrzewała mnie o romanse, śledziła każdy mój krok, wynajmowała detektywów, nawet nakłoniła moją własną sekretarkę, żeby przeglądała mój kalendarz spotkań i donosiła jej o wszystkim. Ta ciągła inwigilacja była nie do zniesienia. W końcu uznałem, że skoro podejrzewa mnie o posiadanie kochanek, to trzeba sprawić, żeby jej podejrzenia nie były bezpodstawne. Zacząłem bywać w klubach. Razem z Sebastianem włóczyliśmy się od imprezy do imprezy, zaliczając po drodze kolejne panienki. Wracałem do domu nad ranem zblazowany i wypruty z sił, a wtedy ona urządzała mi karczemne awantury i sceny zazdrości z iście włoskim temperamentem. Nie mogłem tego wytrzymać. Ona bardzo dbała o pozory. Przy ludziach, a przede wszystkim przy moich rodzicach graliśmy wspaniałą, zakochaną parę. Wiesz…uściski, pocałunki, takie ostentacyjne, przy obcych ludziach i nikt nawet się nie domyślał, że prawda jest zupełni inna. Poza Alexem. On od początku to podejrzewał i mścił się na mnie, w każdy możliwy sposób. Knuł, intrygował, rzucał mi kłody pod nogi i uprzykrzał życie na każdym kroku. Miałem dość. Zrozumiałem, że to nie jest kobieta przeznaczona dla mnie, ale jakiś koszmar, z którego nie mogę się obudzić. Co dziwne, ona wybaczała mi wszystkie świństwa, jakie jej robiłem, wszystkie zdrady, tak, jakby chciała za wszelką cenę wypełnić ostatnią wolę swoich rodziców i doprowadzić do zawarcia tego małżeństwa. Jak to dobrze, że nie składałem jej żadnych deklaracji ani obietnic, że nie oświadczyłem się jej. Gdyby tak było, dużo trudniej przyszłoby nam się rozstać. Nie mógłbym być z kobietą, do której nie czuję nic, prócz wstrętu. – Zamknął jej dłonie w mocnym uścisku.
- Kiedy przyjechałem do Rysiowa i cię poznałem, coś we mnie drgnęło. Może sprawiła to świadomość, że jesteś całkiem inna niż ona, a może fakt, że potrafiłaś rozmawiać ze mną tak szczerze, tak otwarcie. Nie potrafię zdefiniować tych uczuć, które tam mną zawładnęły. Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że z czasem to się zmieni. Jednego jestem na sto procent pewien. Chcę cię widywać. Jesteś jak powiew świeżego powietrza w moim pogmatwanym życiu i dajesz nadzieję, a ja uczepiłem się kurczowo tej nadziei i wbiłem w nią pazury, bo może to ona pomoże mi uświadomić sobie, że nie jestem tak do końca człowiekiem spisanym na straty.
Spojrzał na nią niepewnie oczekując z jej strony jakiejś reakcji. Słuchała skupiona nie przerywając mu ani na chwilę. To, co powiedział wstrząsnęło nią do głębi. Wysunęła dłoń z jego rąk i łagodnie pogłaskała go policzku.
- Cieszę się, że mi to opowiedziałeś. – Wyszeptała. – Na pewno błądziłeś i robiłeś złe rzeczy, nie mnie to oceniać. Myślę jednak, że drzemią w tobie duże pokłady dobroci i wrażliwości. Jesteś na dobrej drodze, żeby stać się lepszym człowiekiem. Masz dobre serce, potrafisz współczuć, a to ważne, bo jest hamulcem przed popełnianiem złych uczynków. Zmieniasz się na korzyść i na pewno sam już wiesz, że to właściwa droga. – Spojrzała w jego pełne żalu i smutku stalowe tęczówki, a on podniósł jej dłoń do ust i ucałował.
- Dziękuję ci Ula. Wiedziałem, że zrozumiesz i przepraszam za ten incydent w restauracji. Nie spodziewałem się ich tam spotkać.
- Nie przepraszaj, to nie twoja wina. Pospacerujmy jeszcze z godzinkę, a potem się pożegnam. Nie chcę zbyt późno wracać do domu, bo będą się niepokoić. Podnieśli się z ławki. Marek nie wypuszczając jej dłoni ze swojej, poprowadził ją w stronę małego jeziorka, w którym pluskało się stadko kaczek. Odetchnął i poczuł ulgę. Opowiedział jej o wszystkim, a ona zrozumiała. Cudowna istota. Jak dobrze jest iść z nią, tak ręka w rękę, zrzuciwszy z serca ten balast. Jednocześnie spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się. Objął ją ramieniem i przytulił do siebie całując ją w skroń.
- Jestem szczęśliwy Ula, jak nigdy dotąd. Dziękuję, że jesteś. - Znowu się zarumieniła.

Część 2

Nadal objęci, wyszli z parku i podeszli do stojącego na parkingu, samochodu Uli.
- Szkoda, że musisz już wracać. – Powiedział ze smutkiem. – Najchętniej trzymałbym cię w ramionach do rana i nie wypuszczał z nich. – Odwróciła się twarzą do niego i przytuliła dłoń do jego serca.
- Przecież wiesz, że mam mnóstwo pracy, nie mogę wszystkiego zrzucić na głowę Maćka i Raula. Oni mają dość swoich obowiązków. – Przyciągnął ją bliżej siebie.
- Wiem, wiem…, pracowita z ciebie istotka. Będę tęsknić. Już tęsknię. Zadzwoń do mnie, jak dojedziesz. Będę spokojniejszy wiedząc, że dotarłaś bezpiecznie.
- Zadzwonię. A ty masz, czym dojechać do domu? Jeśli chcesz, to cię podwiozę.
- Nie, nie trzeba. Mój samochód stoi zaparkowany pod firmą. Chciałbym, żebyś przyjechała ją kiedyś odwiedzić. Pokazałbym ci jak pracujemy. Oprowadziłbym cię. Zobaczyłabyś pracownię Pshemko.
- Jeszcze nie wiem, kiedy, ale bardzo chętnie ją zobaczę. Obiecuję.
Wplótł palce w jej gęste włosy, pochylił głowę i zaczął całować. Najpierw delikatnie, czule, później pogłębił pocałunek, sprawiając, że stał się namiętny i żarliwy. Nie walczyła z tym. Pragnęła jego pocałunków jak kania dżdżu. Zaczęła się od nich uzależniać. Nie wiedziała, jak długo to trwało. Straciła poczucie rzeczywistości. Dopiero brak powietrza wyrwał ją z tego stanu. Oderwała się i gwałtownie zaczerpnęła haust, uspokajała oddech.
- Muszę jechać – szepnęła.
- Jedź i pamiętaj, zadzwoń, bo będę się niepokoił. – Usiadła za kierownicę i ostrożnie wyprowadziła samochód z parkingu. Widziała, jak macha jej jeszcze w geście pożegnania. On stał do momentu, w którym jej samochód nie zniknął mu z oczu. Wolnym krokiem przeszedł na drugą stronę ulicy. Wsiadł do auta i jeszcze przez chwilę wspominał jej cudowną twarz i te słodkie usta, które uwielbiał całować. Dzwoniąca komórka oderwała go skutecznie od tych myśli. Spojrzał na wyświetlacz. „Mama”. Odebrał.
- Cześć mamo, co tam?
- Witaj synku. Masz czas jutro po południu? Chciałabym, żebyś zajrzał do nas. Chyba musimy porozmawiać.
- Już nawet wiem, o czym, a raczej, o kim. Co? Zdążyła się już poskarżyć? Szybko działa, ale dobrze, przyjadę. Mam tylko nadzieję, że nie zaprosiłaś Febo do tej rozmowy, jeśli tak, to mnie na pewno nie będzie. I od razu cię uprzedzam. Nie próbuj nas godzić, bo ja nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
- Nie martw się. Będziemy tylko my i ty, nikogo więcej.
- W takim razie w porządku. Będę o osiemnastej. Do zobaczenia. Rzucił telefon na siedzenie obok. – No tak, jeszcze rozmowa z rodzicami. – Wiedział, że musi się odbyć. Powinien wszystko im wyjaśnić, tak jak Uli. Ona zrozumiała, ale czy oni będą równie wyrozumiali? Miał nadzieję, że staną po jego stronie.

Dojeżdżała do pierwszych zabudowań Rysiowa. Pomyślała, że wstąpi jeszcze do ojca i przywita się z dzieciakami. Dość długo ich nie widziała, a przez telefon nie zawsze można powiedzieć wszystko. Poza tym kupiła kilka rzeczy dla nich w Warszawie i nie chciała zwlekać, bo wiedziała, że się ucieszą, jak je dostaną. Podjechała pod dom. Z samochodu dostrzegła wychodzącego z garażu ojca. Poznał samochód i pospiesznie podszedł do bramy. Jego poorana zmarszczkami twarz rozjaśniła się radosnym uśmiechem.
- Córcia! Witaj! A co tak późno? Nie mogłaś się pewnie wyrwać wcześniej? – Zasypał ją gradem pytań. Uściskali się serdecznie.
- Wracam z Warszawy. Miałam dzisiaj dzień dla siebie i chyba dobrze go wykorzystałam. Spójrz na mnie. – Odsunął ją od siebie nadal trzymając ją za ramiona.
- Pięknie wyglądasz. – Powiedział wzruszony. – Obcięłaś włosy. Ładnie ci w tym kolorze. No, ale wejdź, nie stójmy przy bramie.
Wyjęła jeszcze z bagażnika przygotowane dla nich torby i ująwszy ojca pod ramię wmaszerowała z nim do domu.

- Betti! Jasiek! Ula przyjechała, chodźcie się przywitać! – Za chwilę usłyszeli tupot nóg na schodach i do kuchni z radosnym okrzykiem „Ulcia!” wpadła jej młodsza siostrzyczka. Ula wzięła ją na ręce i ucałowała oba policzki.
- Stęskniłaś się za mną?
- Bardzo, bardzo, bardzo…- każde „bardzo” było poprzedzone słodkim całusem.
- Cześć Jasiu – podeszła do brata trzymając Beatkę na rękach i cmoknęła go. Józef Cieplak już krzątał się po kuchni robiąc wszystkim herbatę.
- Siadajcie, a ty Ula opowiadaj, co słychać u was.
- Mieliśmy dwa pracowite dni. Firma z Warszawy wynajęła cały hotel na sesję zdjęciową. Musieliśmy wszystko przygotować według ich wskazówek. Raul miał najgorzej, bo robił wybieg dla modelek.
- A właśnie. Co u niego? Zdrowy jest? – Ożywił się Józef.
- Zdrowy. Wiesz, że on nigdy nie choruje. Zahartowany jest. Opiekuje się mną i wyręcza we wszystkim. Jest kochany.
- Dobrze, że on tam jest, przynajmniej ja jestem o ciebie spokojny.
- Obaj z Maćkiem stwierdzili, że w końcu powinnam zrobić coś dla siebie i kazali jechać do Warszawy. Zaliczyłam optyka, fryzjera i mnóstwo sklepów. Dla was też coś kupiłam. – Sięgnęła po leżące w kącie torby.
- Beatka, tu masz trochę sukienek i bluzeczek i chyba jakieś spodnie. Jasiu dla ciebie kilka bluz. Zostawię ci też pieniądze, to kupisz sobie jakąś porządną kurtkę, bo nie wiedziałam, czy dobrze trafię w twój gust. A to dla ciebie tato. Kilka nowych koszul i dwa swetry. Mam nadzieję, że wam się spodobają te rzeczy.
Patrzyła, jak wyrzucają z toreb ubrania i z radością chłonęła entuzjastyczne westchnienia i piski zadowolonego rodzeństwa. Zobaczyła jak wzruszony ojciec dyskretnie ociera łzy.
- Dziękujemy córcia. Rozpieszczasz nas. – Podszedł do niej i pocałował ją w czoło.
- Kogo mam rozpieszczać, jak nie was? Jesteście jedyną moją rodziną i kocham was wszystkich.
Wyściskana i wycałowana przez rodzeństwo, usiadła wreszcie przy stole i z przyjemnością napiła się herbaty. Posiedziała jeszcze chwilę opowiadając im o hotelu i ludziach im znajomych.
- Będę się zbierać. Późno już, a ja jestem zmęczona. – Pożegnała się z ojcem, Jaśkowi wcisnęła plik banknotów na kurtkę, wycałowała Beatkę i z obietnicą rychłej wizyty opuściła rodzinny dom.
Będąc już w swoim własnym, usiadła z podkurczonymi nogami na kanapie i z filiżanką malinowej herbaty w dłoniach rozmyślając o wydarzeniach dzisiejszego, intensywnego dnia.
Było jej żal Marka. Mimo, iż przyznał się jej do złych uczynków, żałowała go. Wplątał się w związek z kobietą właściwie tylko dla podtrzymania interesu, który łączył ich oboje. Zero miłości, zero jakiegokolwiek uczucia. Jak musiał męczyć się w takim dziwnym układzie i to przez siedem długich lat. Kobieta nie zrobiła na niej dobrego wrażenia. W jej oczach czaiło się zło i nienawiść do całego świata. Nie rozumiała takich ludzi zimnych i pustych. - Ten jej brat, też niezłe ziółko. Bezczelny. Jak można tak podejść do kogoś i nie znając go, obsypać obelgami? - Dobrze, że zachowała zimną krew i nie pozwoliła się sprowokować. - Chyba dostali nauczkę. Przynajmniej powiedziałam im, co o nich myślę. – Jej myśli poszybowały do Marka.
- Matko! Przecież miałam zadzwonić! Zapomniałam! – Złapała za telefon wybierając w pośpiechu jego numer.
- Ula? - Usłyszała. – Dobrze, że dzwonisz. Zacząłem się już martwić, że nie dojechałaś.
- Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale jeszcze po drodze wstąpiłam do taty i dzieciaków i trochę zeszło. Ale teraz jestem już u siebie cała i zdrowa. Wszystko w porządku. A ty jak dojechałeś?
- Dobrze. W domu bałagan, jakby tajfun przez niego przeleciał. Ta furiatka wywala wszystko z szaf. Moje rzeczy też. Swoje pakuje, a moje zostawia na podłodze. Ewidentnie odgrywa się na mnie. Każdy sposób jest dobry, nie? Dopiero przed chwilą skończyłem wieszać swoje ubrania w szafie. Ale wytrzymam. Jeszcze trochę.
- Oczywiście, że wytrzymasz. Nie prowokuj jej. Staraj się być miły i uprzejmy. Zobaczysz jak to na nią podziała. Będzie wściekła, że jej krzyki i postępowanie spływają po tobie, jak po kaczce. Ja w restauracji też nie pozwoliłam się sprowokować i widziałeś, jakie mieli miny odchodząc. – Zachichotała.
- Ja wiem, dlaczego mieli takie miny. Nie powiedziałem ci o tym, ale Paulina zawsze podkreśla, że jest dobrze wychowaną kobietą z klasą, a tu nagle słyszy, że jest wręcz przeciwnie. Rozjuszyłaś ją, ale przynajmniej ma nauczkę. Zadzwoniła do mnie mama. Chce jutro porozmawiać. Trochę obawiam się tej rozmowy.
- Dlaczego?
- Boję się, że będą usiłowali namówić mnie, żebym się zgodził na jej powrót, ale zastrzegłem, że jeśli ta rozmowa ma się odbyć w towarzystwie Pauliny, to nie przyjadę. Obiecała mi, że jej nie będzie. Zobaczymy.
- Będę trzymać za ciebie kciuki. Najważniejszy jest spokój, więc musisz zapanować nad emocjami i spokojnie im wyjaśnić, tak, jak mnie dzisiaj, o co w tym wszystkim chodzi. To przecież twoi rodzice. Na pewno zrozumieją. Bądź dobrej myśli.
- Wiesz Ula, jesteś aniołem. Moim aniołem stróżem, zesłanym z nieba. Po rozmowie z tobą zaraz czuję się lepiej. Potrafisz mnie pocieszyć i za to bardzo ci dziękuję.
- Naprawdę, nie ma za co. Kończę już. Śpij dobrze. Dobranoc.
- Dobranoc aniele. Myśl o mnie.
- Myślę. Pa.

Następnego dnia o osiemnastej stał przed domem rodziców. Otworzyła mu Zosia, gosposia seniorów Dobrzańskich. Powiedziała, że rodzice czekają na niego w salonie. Poszedł tam i przywitał się. Nalał sobie drinka i zagłębił w fotelu. Helena Dobrzańska spojrzała na niego z troską.
- Synku wyjaśnisz nam, co się stało? Paulinka przyjechała do nas roztrzęsiona i nie mogliśmy jej uspokoić. Dlaczego kazałeś jej się wynosić z domu? – Wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić i po chwili opanowanym głosem zaczął mówić.
- Paulina od paru lat jest nie do zniesienia. Osaczyła mnie. Niemal ubezwłasnowolniła. Zrobiła ze mnie niewolnika. Już dłużej nie mogłem tego tolerować, dlatego zerwałem z nią.
- Przesadzasz. Nie wierzę, żeby Paulina była zdolna do takich rzeczy.
Zaśmiał się ironicznie.
- To tylko świadczy o tym, jak słabo ją znasz. Przypominam ci, że to ja z nią mieszkałem przez ostatnich siedem lat i zapewniam cię, że poznałem ją na wylot.
- Ale co konkretnie masz jej do zarzucenia?
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – Helena kiwnęła głową.
- Proszę bardzo. Od lat wynajmowała detektywów, żeby śledzili każdy mój krok. Niemal słyszałem ich oddech za moimi plecami. Jest chorobliwie zazdrosna i cierpi na paranoję. Wmawiała mi nieistniejące kochanki, a potem robiła karczemne awantury, że połowa Anina ją słyszała. Po takiej awanturze, następnego dnia była słodka jak miód i całowała mnie publicznie przy każdej nadarzającej się okazji. Chyba nie sądzisz, że to normalne zachowanie. Ona jest niezrównoważona psychicznie. Nie dalej, jak wczoraj siedziałem w restauracji z właścicielką hotelu, w którym mieliśmy tę sesję zdjęciową. Jedliśmy obiad i rozmawialiśmy o interesach. Niespodziewanie przy naszym stoliku zjawili się oboje Febo. Alex nawet nie znając tej kobiety i widząc ją pierwszy raz na oczy, obraził ją. Powiedział, że szybko pocieszyłem się po Paulinie, a ją nazwał moją flamą. Czy wiesz, jak się poczułem i jak było mi głupio i wstyd wobec tej kobiety?. Już dawno mówiłem ci tato, że trzeba się go pozbyć z firmy. On knuje poza naszymi plecami. Znowu skumał się z Włochami i kombinuje, jak przejąć firmę. Jeśli chcesz, jutro przedstawię ci dowody. Znalazłem umowę napisaną po włosku. Nawet wymienione są w niej stanowiska, które mieliby zająć Włosi. – Krzysztof Dobrzański poluzował krawat i zbladł.
- To niemożliwe. Nie wierzę.
- Oczywiście, że nie wierzysz. Zawsze, to Alexa stawiałeś mi za wzór. Jaki to on uczciwy i kompetentny. Miara się jednak przebrała. Początkowo nie chciałem ci o niczym mówić. Wiedziałem, że się zdenerwujesz i możesz to odchorować, ale w tej sytuacji nie mam wyjścia. To nie są jedyne dowody, jakie posiadam. Mam też nagranie zrobione przez moją sekretarkę, którą próbował skorumpować. W zamian miała znaleźć dowody przeciwko mnie, żeby pozbawić mnie stanowiska prezesa. Pamiętasz sprawę tych materiałów zatrzymanych na granicy? – Krzysztof kiwnął głową.
- Nikt by się nawet nie zorientował, że nie mają patentu, bo nikt nie miał zamiaru ich sprawdzać. To właśnie Alex usłużnie wykonał telefony do La Prezency i na granicę. Tym samym uruchomił lawinę naszych kłopotów. Potem, gdy nieopatrznie obraziłem Pshemko, a on chciał odejść, to właśnie Alex zawiadomił Fox Fashion, że mistrz jest do wzięcia. Mógłbym jeszcze długo wymieniać. Jedno jest pewne. Wszystkie jego działania zmierzają do pogrążenia firmy, a następnie do przejęcia jej przez włoski zarząd. – Upił łyk z kieliszka.
- Jak wiecie Paulina nigdy nie stawała po mojej stronie, nigdy nie wspierała moich działań. Zawsze murem stawała za bratem i broniła go. Może też brała udział w tej brudnej grze braciszka. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak było. Jest nieobliczalna i zdolna do wszystkiego.
- Dlaczego nam nic nie powiedziałeś synu? Gdybym wiedział wcześniej, już dawno bym to rozwiązał. I nie martw się. Żadne z nas nie będzie cię zmuszać do związania się z Pauliną na siłę. Dość usłyszeliśmy, żeby pchać cię w to małżeństwo.
- Dziękuję tato. Nic wam nie mówiłem, bo bałem się o twoje serce, że mógłbyś tego nie wytrzymać. Bałem się też, że mi nie uwierzysz. Tyle razy przecież cię zawiodłem…- Spuścił głowę bawiąc się kieliszkiem. Krzysztof spojrzał na syna.
- Marek, każdemu się zdarza popełniać błędy i nikt nie jest od nich wolny. Teraz wiem, że gdyby nie Alex, wiele rzeczy mogło się zakończyć inaczej, ale od jutra to się zmieni. Jutro zwołasz posiedzenie zarządu w trybie pilnym. O dziesiątej. Miej ze sobą te dowody, o których mówiłeś Trzeba rozwiązać tę sprawę.
- Ale, jak chcesz to zrobić?
- Zaproponuję im odsprzedanie udziałów. Nie po cenach, jakie sobie wymyślą, bo pewnie podaliby takie, na jakie nas nie stać. On musi zapłacić odszkodowanie za straty, jakie poniosła firma w wyniku jego podstępnych działań. Na tym nie koniec. My ich spłacimy, a oni wrócą do Włoch. Niech tam otworzą swój własny interes. Nie chcę ich tu więcej widzieć, a i ty odetchniesz. – Marek spojrzał z wdzięcznością na ojca. Podszedł do niego i uściskał.
- Dziękuję ci tato. Dziękuję wam obojgu za to, że zrozumieliście. Jutro z rana zsumuję wszystkie straty, jakie ponieśliśmy, żeby miał świadomość, na co nas naraził. Może niech zarząd zbierze się o jedenastej, to da mi trochę więcej czasu na przygotowanie się – Krzysztof kiwnął głową.
- Dobrze, niech będzie jedenasta.
- Pójdę już. Jutro ciężki dzień. Trzeba się wyspać. Dobranoc kochani.
- Dobranoc synku.
Leżąc już w piżamie zadzwonił jeszcze do Uli i opowiedział jej przebieg rozmowy z rodzicami.
- Miałaś dobry pomysł. Nie poniosło mnie i cały czas byłem opanowany. Spokojnie opowiedziałem, co mi leżało na sercu.
- Mówiłam, że to zawsze odnosi skutek
- Wiesz najbardziej się bałem o reakcję ojca, że jego serce może tego nie wytrzymać, ale okazało się, że przyjął to bardzo dobrze, bez zbędnych emocji. Jutro na zarządzie wszystko się rozstrzygnie. A ty? Byłaś bardzo zajęta dzisiaj?
- Nie bardziej, niż zwykle. Nawet wykroiłam trochę czasu, żeby pojeździć na Diablo. Ten koń ma tyle energii, że wypadałoby go przegonić ze trzy razy dziennie, tylko ja nie mam tyle czasu. Raul wpadł na pomysł, żeby podnieść ogrodzenie padoku tak, żeby nie mógł go przeskoczyć. W ten sposób wyszaleje się sam.
- Ula? Chciałbym przyjechać na weekend. Zgodzisz się? – Spytał.
- Zawsze jesteś tu mile widziany. Nie będę jednak rezerwować pokoju. Po co masz płacić? U mnie jest niezależny apartament z osobnym wejściem, więc zapraszam cię do siebie. – Serce podskoczyło mu z radości.
- Naprawdę? Dziękuję Ula. Tęsknię za naszymi rozmowami. Może i na naukę jazdy konnej dam się skusić?
- Zobaczymy. Na pewno nie będziesz się nudził. Pożegnam się już. Dobrej nocy, a za jutrzejszy dzień też trzymam kciuki.
- Dziękuję. Jesteś kochana. Dobranoc. – To słowo „kochana,” poruszyło jej serce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz