Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Trochę inna bajka - Ula i Marek" - rozdział 3

13 marzec 2012  
ROZDZIAŁ III


Część 1


Natrętne słońce omiatało swoimi promieniami każde okno hotelu, budząc zmęczonych po wczorajszej imprezie ludzi. Ci bardziej znękani naciągali na głowy kołdry, a ci, którzy przyswoili mniej alkoholu otwierali oczy mrużąc powieki w obronie przed jaskrawym światłem. Marek też się przebudził i przecierał zaspane oczy. Zerknął na zegarek. - Siódma. Wcześnie. – Pomyślał.
Może skorzystam z sugestii Uli i pójdę na basen? Na pewno dobrze mi zrobi i otrzeźwi trochę.
Żwawo wyskoczył z łóżka. Przebrał się w kąpielówki i narzucił na siebie gruby, hotelowy szlafrok. W przelocie złapał jeszcze ręcznik i tak przygotowany zbiegł na parter. Tam, kierując się informacjami umieszczonymi na tabliczkach, bez problemu dotarł do miejsca przeznaczenia. Ucieszył się widząc zaledwie trzy osoby.
- Mała frekwencja, to dobrze, przynajmniej będę mógł swobodnie popływać i nie obijać się o nikogo. - Zrzucił szlafrok i wskoczył do wody. Z przyjemnością zanurzył się w niej. Była chłodna, ale nie zimna. Idealna. Przemierzył kilka długości basenu, gdy ujrzał wchodzącego Sebastiana.
- Seba! – Zawołał i pomachał ręką. – Wskakuj, woda jest super! – Olszański wyglądał nieszczególnie. Chyba jeszcze nie do końca wytrzeźwiał. Sugerowały to dwa, piękne, sine worki pod oczami i rozbiegany wzrok. Wszedł ostrożnie do wody oswajając ciało z jej chłodem.
- Jak tam po wczorajszym? – Zagadnął Marek. – Dobrze się bawiłeś?
- Bawiłem się bardzo dobrze, ale chyba trochę przeholowałem. – Jęknął trzymając się za głowę. Marka rozbawił ten widok.
- Ty, to już nigdy się nie zmienisz. Jak zaczniesz, nie potrafisz przestać, a na drugi dzień dogorywasz.
- Taki już jestem przyjacielu. Teraz basen, potem tabletka Alkaprimu i będę jak nowonarodzony. – Popatrzył na Dobrzańskiego i zapytał.
- Wiesz, o której przyjedzie Paulina? Dzwoniła?
- Nie wiem.
- To w końcu nie wiesz, o której przyjedzie, czy nie wiesz, czy dzwoniła?
- Obu rzeczy nie wiem. Od wczoraj mam wyłączony telefon, żeby nie wydzwaniała do mnie, co piętnaście minut i mnie sprawdzała. Mam jej dosyć. Dzisiaj zakończę ten chory układ.
- Jesteś bardzo zdecydowany, ale uważaj nie chcę cię oglądać z podrapaną twarzą. – Zachichotał, jakby powiedział coś dowcipnego. Dobrzański spojrzał na niego tłumiąc złość.
- Nawet gdyby to chciała zrobić, nie pozwolę na to. Na żadne cyrki w takim stylu. Będzie musiała stłumić w sobie te mordercze zapędy. – Wyszli z basenu ociekając wodą. Wytarli się z grubsza i wskoczyli w ciepłe szlafroki.
- O której śniadanie? – Rzucił pytanie Sebie, zanim wszedł do swojego pokoju.
- Chcesz iść na śniadanie? – Odrzekł zdumiony Olszański.
- No pewnie. Jestem głodny, a ty nie?
- Ja teraz bracie, to nic nie przełknę, chyba, że filiżankę gorzkiej, gorącej kawy, a śniadanie dają od ósmej. Spotkamy się na dole. Na razie.
Ubrany w jeansy i cienką, sportową, błękitną koszulkę zszedł do jadalni i ku swojemu zdumieniu zobaczył tam siedzącą przy stoliku Ulę, jedzącą w skupieniu śniadanie. Podszedł do niej cicho.
- Witaj Ula – powiedział półgłosem. Odwróciła głowę na dźwięk jego głosu i uśmiechnęła się promiennie, ukazując w pełnej krasie swój aparat ortodontyczny.
- Cześć Marek. Przyłączysz się? – Wskazała wolne krzesło.
- Z wielką przyjemnością. – Odwzajemnił jej uśmiech. W mgnieniu oka pojawił się kelner i przyjął zamówienie, zanim odszedł Ula powiedziała.
- Zamów sobie jajecznicę na bekonie. Jest naprawdę pyszna. Nie pożałujesz.
- Dobrze, to jeszcze jajecznica, – zwrócił się do kelnera – a kawa mocna z odrobiną śmietanki.
Kelner kiwnął głową i zniknął jak duch, by po chwili pojawić się ponownie z tacą wypełnioną jajecznicą, chrupiącymi bułkami i świeżym, pachnącym masłem.
- Dobrze spałaś? – Zagadnął.
- Jak zabita. Ten wczorajszy dzień mnie wykończył. Diablo mnie wykończył. Raul, skoro świt, poszedł do stajni i zamontował w drzwiach od jego boksu solidną kłódkę. Teraz na pewno nigdzie nie ucieknie. Zasuwy nie zdały egzaminu. Świetnie potrafił otworzyć je zębami. Ten koń to niezły cwaniak, ale za to go kocham. – Uśmiechnęła się do swoich myśli.
- A ty? Nigdy nie próbowałeś jeździć konno?
- Jakoś nie było okazji. Od zwykłych koni wolałem konie mechaniczne. – Roześmiał się.
- Jeśli będziesz miał ochotę, to chętnie dam ci parę lekcji. To nie jest takie trudne, a na pewno bardzo przyjemne. Konia też dam ci łagodnego. Diablo i tak nie pozwala się nikomu dosiąść.
- Nie wiem Ula, czy uda mi się wygospodarować trochę czasu. Dzisiaj wieczorem wyjeżdżamy, ale myślę, że będę tu często zaglądał i wtedy na pewno będzie okazja.
Mówiąc to, patrzył jej w oczy. Zauważył, że się zarumieniła. – Jakie to urocze i jak ładnie jej z tymi wypiekami na buzi. Żadna dziewczyna nie rumieniła się przy mnie nigdy – skonstatował z przyjemnością. Skończyli jeść.
- Muszę cię teraz pożegnać. Mam trochę papierkowej roboty i powinnam dopilnować kilku rzeczy. Wiem, że sesję przy wybiegu macie o jedenastej, a potem zdjęcia z końmi. Postaram się być. Jestem ciekawa, jak to wygląda w praktyce i chętnie się poprzyglądam. A ty, co masz w planach?
- Ja czekam na przyjazd rodzeństwa Febo. Alex ma siostrę Paulinę. Oboje mają połowę udziałów firmy. Też chcą zobaczyć sesję.
Celowo nie wspominał jej, że Paulina jest jego dziewczyną. I tak ma zamiar zakończyć ten związek, wiec nie miało to dla niego znaczenia, a ona też lepiej niech nie wie.
Pożegnali się w holu. Wyszedł na zewnątrz i usiadł na ławce. Wyciągnął przed siebie nogi i rozłożył ramiona na jej oparciu. Wystawił do słońca twarz. Ciepło i spokój tego miejsca rozleniwiły go. Z przyjemnością kontemplował piękno przyrody i błogiej ciszy. W ten spokój wdarł się nagle warkot silnika. Otworzył oczy rozdrażniony.
- Kto tam do cholery…- Na parking podjechało czarne BMW. - Alex. Ten to zawsze znajdzie odpowiedni moment. – Pomyślał z niechęcią.
Z samochodu wysiadła piękna kobieta i przystojny mężczyzna. Oboje wysocy, smukli, atrakcyjni, ale w czarnych oczach obojga czaiła się skrywana złość. Kobieta zauważyła podchodzącego Marka i podbiegła do niego.
- Marco! Witaj! – Objęła go ramionami i mocno pocałowała w usta zostawiając na nich ślad jaskrawo czerwonej szminki. Oderwał się od niej i starł kosmetyk z ust, wierzchem dłoni.
- Cześć. – Spojrzał spode łba na Alexa.
- Niezłe zadupie wybrałeś na tą sesję. Ledwo mogliśmy tu trafić. – Wycedził przez zęby.
- To trzeba było zainwestować w GPS, było by ci łatwiej. – Odpalił ironicznie, nie pozostając mu dłużny Dobrzański.
- Możecie przestać? – Wtrąciła się Paulina. – Mam już dość tych waszych ciągłych kłótni.
- Może już niedługo nie będziesz musiała ich znosić. – Wymamrotał pod nosem Marek.
- Słucham?
- Nic, nic… Wynająłem wam pokoje, jeśli chcecie się odświeżyć, to są do waszej dyspozycji. O jedenastej jest sesja w plenerze, a potem jeszcze z końmi.
- Końmi! – Paulina z obrzydzeniem spojrzała na Marka. – Jakieś śmierdzące zwierzaki maja brać udział w sesji? – Marek spojrzał na nią ledwie tłumiąc śmiech.
- Konie są bardzo czyste i zadbane. Nie będą drażnić twojego wyrafinowanego nosa. – Prychnęła ze złością.
- Nie bądź bezczelny. Nie każdy ma takie plebejskie skłonności mój drogi, jak ty.
- Skończmy więc tę jałową dysputę i chodźmy, zaprowadzę was do pokoi. – Z recepcji zabrał karty magnetyczne i zaprowadził ich na piętro. Alex zabrał swoją, a kartą, która została, otworzył Paulinie drzwi. Weszła do środka sądząc, że to pokój zajmowany również przez Marka. Rozczarowała się jednak.
- Ty tu nie mieszkasz? Gdzie są twoje rzeczy?
- Mieszkam w drugim skrzydle. – Odpowiedział lakonicznie.
- Jak to w drugim skrzydle. Myślałam, że wynająłeś dwuosobowy pokój?
- Zostały niestety same jedynki. Nie miałem wyboru. – Była zawiedziona. Podeszła do niego i pogłaskała go po szorstkim policzku.
- Myślałam, że chociaż trochę czasu spędzimy razem.
- Przykro mi. – Odparł tonem sugerującym, że jednak nie jest mu przykro. – Poza tym musimy poważnie porozmawiać. Ogarnij się trochę, a ja przyjdę za pół godziny, wtedy pogadamy.
- Dobrze kochanie.
Wyszedł z pokoju i głęboko odetchnął. Nie mógł dłużej znieść jej obecności. Irytowała go na każdym kroku. Za chwilę to jednak skończy i pozbędzie się kłopotu. Zszedł do baru i zamówił sobie drinka.

Paulina wyszła z łazienki wysmarowana wonnościami. Narzuciła na siebie elegancką, cienką sukienkę. W głowie wykluwały jej się myśli o rychłych zaręczynach. Była przekonana, że to właśnie dzisiaj Marek jej się oświadczy. Był taki skupiony, kiedy mówił, że chce poważnie porozmawiać. Tak. To na pewno chodzi o oświadczyny. Pragnęła, żeby zrobił to przy wszystkich. Najlepiej tuż po sesji. To będzie odpowiedni moment. Będą fotografowie i mogą uwiecznić to wydarzenie na zdjęciach. – Rozmarzyła się na samą myśl. – Cudownie. – Usłyszała pukanie do drzwi i po chwili wszedł Marek.
- Jesteś gotowa? – Kiwnęła głową.
– W takim razie usiądźmy.
- Och Marek! Nie trzymaj mnie już dłużej w niepewności. Gdzie masz ten pierścionek? Pokaż go. Jestem taka podekscytowana. – Spojrzał na nią nie bardzo wiedząc, o co jej chodzi.
- Paulina, jaki pierścionek?
- No nie udawaj. Wiem, że chcesz mi zrobić niespodziankę, ale ja już nie mogę się doczekać i powiem ci, że zgadzam się.
- Zgadzasz się? Ale, na co? – Teraz ona popatrzyła na niego zdumiona, że nie rozumie, co ona chce mu powiedzieć.
- No, jak to, na co? Zgadzam się zostać twoją żoną, kochanie.
Podeszła do niego chcąc objąć go za szyję. Powstrzymał jej ręce i spojrzał jej w oczy.
- Nie zrozumieliśmy się. Ja nie mam dla ciebie żadnego pierścionka, nie mam zamiaru ci się oświadczać, ani się z tobą żenić. – Wyjaśnił spokojnie. Stanęła, jak wryta nie mogąc wydobyć głosu ze ściśniętego gardła. W końcu opanowała się.
- Jak to, nie masz zamiaru?
- Zwyczajnie. Nie mam. Powiem więcej. Już dłużej nie dam rady znosić twojej obecności w moim życiu. To koniec. Chcę też, abyś do końca przyszłego tygodnia opuściła mój dom.
Szok, jaki wymalował się na jej twarzy wywołał śmiertelną bladość jej policzków i krople zimnego potu.
- Nie mówisz poważnie? – Wykrztusiła.
- Jak najbardziej poważnie. Nie kocham cię i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. – Popłynęły jej po policzkach pierwsze łzy.
- Ale, dlaczego Marco, przecież ja cię tak kocham. – Pokręcił głową.
- Ty, moja droga kochasz tylko siebie, no i może jeszcze swojego brata. Jesteś wyniosła, zarozumiała, chorobliwie zazdrosna i wredna. Każdej z tych cech doświadczyłem na własnej skórze i mam serdecznie dość. Nie szanujesz innych. Pomiatasz nimi, jakby byli kimś gorszym od ciebie. Nie znasz współczucia, ani litości. Jesteś zimna, jak ryba, bez jakichkolwiek głębszych uczuć. Zrobiłaś ze mnie swój podnóżek. Uwielbiasz, gdy ci nadskakuję, usługuję, obdarowuję klejnotami i adoruję. Zachowujesz się, jakbyś była pępkiem świata. Otóż nie jesteś nim. Zejdź wreszcie na ziemię i zacznij używać mózgu. Przeanalizuj swoje dotychczasowe życie i zastanów się, czy możesz jeszcze coś w nim zmienić. Muszę cię rozczarować. Nie jesteś idealna, bo takie masz o sobie mniemanie, prawda? Nieskazitelna panna Febo. Dla mnie jesteś kobietą z ogromną ilością wad. Niestety zalet jakoś nie potrafię się doszukać. Może ktoś inny odkryje je w tobie. – Wstał z fotela. – Pójdę już. Tak jak powiedziałem. Do końca tygodnia nie chcę widzieć ani jednej twojej rzeczy w moim domu.
Cicho wyszedł z pokoju. Odetchnął. Nareszcie miał to już za sobą. Uwolnił się od tej toksycznej kobiety. Co za ulga…

Siedziała bez ruchu wbita w fotel, nie mogąc uwierzyć w słowa, które przed chwilą padły z jego ust. Jak on śmiał ją tak potraktować, jak zwykłą uliczną dziewuchę. Nie daruje mu tego afrontu. Jeszcze mu pokaże, na co ją stać. Będzie błagał, żeby do niego wróciła. Na pewno kogoś ma. Nie ujdzie mu to na sucho. Wytarła łzy i pobiegła do pokoju brata. Z impetem otworzyła drzwi i na jednym wdechu wyrzuciła z siebie.
- Rozstałam się z Markiem. – Zdumiony jej zachowaniem Alex, a jeszcze bardziej słowami, które usłyszał, zdębiał zupełnie.
- Jak to zerwałaś z Markiem? Dlaczego?
- Mam dosyć jego kłamstw i ciągłych zdrad. Miałeś rację. Nie zasługuje na mnie. Nie potrafi mnie właściwie docenić. Rzuciłam go. – Zacisnęła zęby, żeby się nie rozpłakać. Podszedł do niej i przytulił ją.
- Dobrze zrobiłaś Sorella. Już dawno powinnaś była to zrobić. To zwykły, prymitywny dupek. A teraz otrzyj łzy ze swojej ślicznej buzi i chodźmy na tą sesję.
- Alex, chciałabym się wyprowadzić od niego do końca przyszłego tygodnia, pomożesz mi?
- Oczywiście. Przeniesiesz się do mnie. Mój dom i tak jest dla mnie za duży. Będzie tak, jak za dawnych czasów. – Ucałował ją w czoło.
- No, uśmiechnij się. Teraz będzie już tylko lepiej, zobaczysz. Wreszcie poznasz kogoś, kto będzie zasługiwał na twoją miłość. – Objął ja i wyprowadził z pokoju.

Przed wybiegiem zaczęły gromadzić się grupki osób. Główny dyrygent Pshemko był w swoim żywiole. Dawał ostatnie wskazówki modelkom i uzgadniał szczegóły z fotografami. Sprzęt był gotowy do pracy. Modelki przebrane i oczekujące swojego wejścia na wybieg. Czekano tylko na prezesa. Właśnie nadchodził nieśpiesznie z Olszańskim zdając mu relację z rozmowy z Pauliną.
- No i tak to właśnie wyglądało. – Zakończył.
- Nie gryzła i drapała? – Ironizował Sebastian.
- Seba. Ona była w takim szoku, ze nie wykrztusiła słowa. Była pewna, że ja się jej chcę oświadczyć. Ma kobieta mniemanie o sobie, co?
- Nie doceniasz jej. Ona może się mścić. – Zasugerował Olszański.
- Seba, a co ona może mi zrobić? Naśle na mnie włoską mafię? Daj spokój. Dla niej najważniejsze jest to, żeby nie wywołać skandalu. Bardzo dba o swój własny PR. Nawet nie będzie próbowała zrobić cokolwiek. Zobaczysz. – Doszli do Pshemko.
- Wszystko gotowe mistrzu? – Zwrócił się do niego Marek.
- Gotowe. Czekaliśmy tylko na ciebie.
- Zaczynajmy w takim razie.
Rozejrzał się, czy nie ma w pobliżu Uli, ale jej nie dostrzegł. Zobaczył natomiast podchodzących Paulinę i Alexa. Ten ostatni podszedł do Marka i wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Masz wreszcie to, na co zasłużyłeś prezesie. Moja siostra w końcu przejrzała na oczy i rzuciła cię. Już dawno powinna to zrobić. Zmarnowałeś jej siedem lat życia.
- Ona ode mnie odeszła? Tak ci powiedziała? A to chytra jędza. Rozczaruję cię. To nie ona mnie rzuciła, tylko ja ją. Mam już dość jej podłego, włoskiego charakterku. Tak, jak jej powiedziałem, do końca przyszłego tygodnia ma się wynieść z mojego domu. I jeszcze jedno. To ona mnie zmarnowała siedem lat i żałuję, że nie przegoniłem jej już wcześniej. A teraz wybacz, sesja się zaczyna.
Podszedł do stojącego parę metrów dalej Sebastiana i już spokojnie obserwował rozwój wypadków na wybiegu.
Fotografowie uwijali się jak w ukropie. Sesja szła sprawnie. Modelki wiedziały, w jakiej kolejności wychodzić i nie ociągały się. Pshemko był zadowolony. Do stojących pod wybiegiem Marka i Seby cicho podeszła Ula i szeptem spytała.
- Jak idzie? – Marek gwałtownie się odwrócił i uśmiechnął do niej.
- Ula! Jesteś! Już myślałem, że się nie wyrwiesz. Idzie dobrze. Myślę, że za parę minut skończą. Przedstawię cię, bo nie znasz jeszcze Sebastiana. Szturchnął Sebę w bok.
- Sebastian, to jest Ula Cieplak, a to Sebastian Olszański. Mój serdeczny przyjaciel. - Uścisnęli sobie dłonie.
- Miło mi pana poznać i przy okazji podziękować. Podobno to pan pierwszy zauważył, że z koniem coś się dzieje. Bardzo dziękuję za pomoc. – Na twarzy Seby wykwitł szeroki uśmiech.
- Naprawdę nie ma, za co i może mówmy sobie po imieniu. Będzie mniej oficjalnie, dobrze?
- W porządku. Nie mam nic przeciwko temu. – Zwróciła się do Marka.
- Byłam jeszcze w stajniach sprawdzić, czy konie są gotowe, chociaż byłam pewna, że tak. Moi ludzie są bardzo solidni.
- Nie musisz mi tego mówić Ula. To widać na każdym kroku. Dbają o hotel jak o swój dom. Goście też są zadowoleni. Po tej sesji mamy godzinę przerwy na obiad i potem pójdziemy do stajni. – Kiwnęła głową. – Zjecie w naszym towarzystwie? Moim i Sebastiana?
- Zjecie? – Nie bardzo zrozumiała.
- No ty i Maciek. Może i Raul dołączy? – Uśmiechnęła się promiennie.
- Na pewno bardzo się ucieszą. Zaraz do nich zadzwonię. Spotkamy się w takim razie
w jadalni. Zarezerwuję nam stolik pięcioosobowy. To na razie. – Odeszła w stronę hotelu z telefonem przy uchu zapraszając swoich przyjaciół na wspólny obiad.


Część 2

Obiad przebiegał w radosnej atmosferze. Marek z Sebastianem przeszli na „ty” z Maćkiem i Raulem. Dobrze się poczuli, oni światowi chłopcy w tym skromnym, ale szczerym i otwartym towarzystwie. Raul opowiadał ciekawe i bardzo zabawne historie ze swojej włóczęgi po Hiszpanii wywołując, co chwila salwy śmiechu u współbiesiadników. Maciek też dorzucał swoje trzy grosze. Ubawieni skończyli jeść i wolnym krokiem opuszczali jadalnię. Marek schwycił Ulę za ramię i odciągnął od towarzystwa.
- Ula, znajdziesz wolną chwilę na krótki spacer? – Na jej zaskoczone spojrzenie wyjaśnił. – Chciałbym z tobą porozmawiać. - Zastanowiła się.
- No dobrze. Nie mam w zasadzie nic tak pilnego. Możemy iść. Powiem tylko chłopakom. Podeszła do czekającej na nich trójki i zwróciła się do Raula i Maćka.
- Słuchajcie, ja wychodzę na chwilę odetchnąć, chyba, że macie coś pilnego. – Pokręcili przecząco głowami.
– Idź, idź, trochę ruchu na powietrzu ci się przyda, przynajmniej odpoczniesz od papierów. – Podziękowała im i dołączyła do Marka. Poszli spacerkiem w kierunku lasu.
- To, o czym chciałeś porozmawiać? – Dochodzili właśnie do polany, na której zobaczył ją po raz pierwszy.
- Usiądźmy Ula na tym zwalonym pniu. – Kiedy to uczynili, ujął jej ręce w swoje i rzekł.
- Wiesz, jadąc do was wczoraj nawet nie przypuszczałem, że spotkam tu takich wspaniałych ludzi i teraz już wiem, że ten wyjazd będzie w moim życiu przełomowy. Dzięki tobie Ula. – Popatrzyła na niego zdumiona.
- Dzięki mnie? W jaki sposób?
- Przez te kilkanaście godzin sprawiłaś, że na wiele spraw spojrzałem z innej perspektywy i zrozumiałem, jak wiele błędów popełniłem w swoim życiu i jak bardzo błądziłem. Może kiedyś ci o tym opowiem. Otworzyłaś mi oczy Ula. Ja nigdy nie spotkałem nikogo nawet w ułamku podobnego do ciebie. Ty żyjesz w świecie pozbawionym kłamstw, obłudy i blichtru, ja wręcz przeciwnie. Mój świat, to świat pozorów, wiecznego udawania, drobnych kłamstewek i wielkich kłamstw. Mój świat, to ludzie próżni, zapatrzeni w siebie, cyniczni do szpiku kości i pozoranci. Twój świat, to ludzie prostolinijni, szczerzy, otwarci na cierpienie innych i uczciwi. Zrozumiałem, że ja nie chcę wracać do tego mojego świata, ale skoro już muszę, to powinienem coś w nim zmienić, a jeżeli zmieniać, to najlepiej zacząć od siebie. Zrozumiałem też, że nie chcę już tak żyć. Babrać się ciągle w kłamstwie i obłudzie. Dlatego byłbym szczęśliwy Ula, jeśli wpuściłabyś mnie do swojego świata i pomogła go lepiej poznać. Czy zgodziłabyś się na moje wizyty tutaj? Dwa dni, to naprawdę za mało, żeby poznać drugiego człowieka, a ja pragnąłbym bardzo poznać ciebie bliżej. Czy znajdziesz dla mnie, choć trochę wolnego czasu, choćby w weekendy, żebyśmy mogli pobyć razem? Ja bardzo chciałbym cię widywać. - Popatrzył w jej oczy z nadzieją na pozytywną odpowiedź.
Była zaskoczona tym wyznaniem. Przecież nic takiego nie zrobiła. Nic, co miałoby przewartościować całe jego życie. Ale skoro on tak uważał, to może było coś, co spowodowało aż taką zmianę w jego światopoglądzie. Westchnęła.
- Dobrze Marek. Zgadzam się. Skoro ma ci to pomóc w jakiś sposób, to niech tak będzie. – Podniósł do ust jej dłonie i ucałował z atencją.
- Dziękuję ci Ula. To dla mnie bardzo ważne. Jestem ci naprawdę wdzięczny. Jesteś wspaniałą i niezwykłą kobietą.- Spojrzała na zegarek.
- Musimy wracać. Za chwilę zaczną zdjęcia przy koniach. – Powiedziała łagodnie. Podnieśli się z pnia i ruszyli w kierunku padoku.
Zobaczyli z daleka stojącego przy ogrodzeniu Sebastiana i podeszli do niego.
- O! Jesteście! Wyobraź sobie Marek, że Febo zaraz po obiedzie wyjechali.
- Naprawdę? – Seba skinął głową.
- A to heca. Nawet nie zaczekali do końca sesji. Ale to dobrze. Nie będą nam psuć humoru.
Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł.
- Ula, zgodziłabyś się wystąpić w sesji z końmi? – Tymi słowami wprowadził ją w stan totalnego osłupienia.
- Ja! Spójrz na mnie. Ja nie nadaję się na modelkę. Nie Marek, nie. – Pokręciła głową.
- Ale, ty nie rozumiesz. Chciałbym cię sfotografować na Diablo. To wspaniały koń i pięknie się prezentuje, a ty w stroju do konnej jazdy wyglądasz ślicznie. – Zauważył, że pod wpływem jego słów na jej twarzy znów pojawiły się urocze rumieńce.
– Zgódź się, proszę, błagam. Jeśli chcesz, to będę cię prosił na kolanach. – Nie czekając na jej reakcję uklęknął przed nią.
– O słodka dzieweczko, zrób to dla mnie, choć nie jestem godzien. – Błagał. Roześmiała się na całe gardło, a jej perlisty śmiech zaraził też obu mężczyzn i jak na komendę wybuchli obaj.
- No, tak złożonej prośbie nie mogę odmówić – uspokajała się ocierając łzy wywołane tym spontanicznym śmiechem. – Idę się przebrać i osiodłać Diablo.
Marek podszedł do fotografów informując ich, że jak skończą z modelkami, to zrobią jeszcze kilka ujęć innego konia. Zgodzili się bez szemrania. Usatysfakcjonowany, cierpliwie czekał wraz z Sebastianem na Ulę.
Sesja przebiegła sprawnie. Łagodne usposobienie pięciu koni nie było bez znaczenia. Posłusznie wykonywały polecenia trenerów. Po skończonej sesji zaprowadzono je do boksów. Przyszedł czas na Ulę. W końcu wyszła w towarzystwie Raula, prowadząc za uzdę Diablo. Hiszpan pomógł jej wsiąść, po czym podszedł do Marka i powiedział.
- Dopilnuj, żeby ludzie zachowywali się spokojnie i nie wykonywali żadnych gwałtownych ruchów. Niech też nie krzyczą. Nie chcę, żeby koń się wystraszył, a przede wszystkim nie chcę, żeby jej stała się krzywda. – Marek położył dłoń na jego ramieniu.
- Raul, ja też tego nie chcę i zapewnię jej największe bezpieczeństwo w tej sytuacji. – Poklepał go uspokajająco i poszedł uprzedzić ludzi.
Wjechała na padok w kompletnej ciszy. Koń był spokojny i pozwalał się prowadzić. Fotografowie nie tracili czasu. Wyglądała pięknie i tak dostojnie. Marek nie mógł oderwać od niej oczu. Była zjawiskowa. Bez okularów szpecących jej twarz wyglądała jak anioł. Poszło idealnie. Zadowolony Raul uścisnął Markowi dłoń i pobiegł w stronę stajni. Ludzie zaczęli się rozchodzić. Fotografowie pakowali sprzęt. To był koniec ich pracy. Teraz tylko pozostawało wywołać zdjęcia, które zrobili podczas tych dwóch dni.
Marek i Sebastian czekali jeszcze na Ulę. Właśnie przebrana wyszła ze stajni i podbiegła w ich kierunku.
- I jak było? Bardzo źle?
- Bardzo źle? Ula! Było bardzo, bardzo dobrze! Wypadłaś świetnie. Diablo też był wyjątkowo spokojny. To będą cudowne zdjęcia. Jak tylko je wywołają, to najładniejsze każę oprawić i przywiozę ci, będziesz miała pamiątkę. Wracajmy. Ludzie pewnie chcą już jechać do domu. Ty Seba jak chcesz, to też się zbieraj. Ja jeszcze zostaję. Muszę ustalić z Ulą wysokość i termin przelewu na ich konto.
- Dobra, jeśli tak, to rzeczywiście idę się pakować. Dziękuję Ula. Miło było cię poznać. Masz wspaniały hotel. Pewnie będę do niego wracać, bo miejsce piękne i blisko. – Uścisnął jej dłoń. – Do zobaczenia, a my widzimy się w poniedziałek, tak?
- Zgadza się. Trzymaj się stary i nie szarżuj na drodze. – Zostali sami.
- Ten przelew, to tylko pretekst, prawda? - Spytała cicho. – Spojrzał na nią i uśmiechnął się łagodnie.
- Prawda. Prawda jest taka, że chcę z tobą pobyć jeszcze te parę godzin, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Nie, nie mam. W takim razie zapraszam cię do domu na kawę. Ale nie pójdziemy pieszo, bo to kawałek drogi. Mam tu dyżurnego melexa. Chodźmy.
Zgrabnie wskoczyła za kierownicę, a on usiadł obok. Tak szybko ruszyła, że musiał się złapać uchwytu.
- Zawsze tak brawurowo jeździsz?
- Marek! Proszę cię. To ma być brawurowa jazda? Ten wózek prześcignie nawet rowerzysta.
W dobrych nastrojach podjechali pod dom. W świetle dnia wydawał się jeszcze bardziej bajkowy niż w nocy. Zewsząd otaczała go zieleń. Tonął w niej i wyglądał pięknie. Otworzyła drzwi i gestem zaprosiła go do środka. Wnętrze zrobiło na nim duże wrażenie. Ciepłe kolory ścian. W salonie wygodna kanapa z mnóstwem kolorowych poduszek i nowoczesna kuchnia otwarta na salon.
Ciekawe, jak wygląda sypialnia? – Pomyślał, ale nie powiedział tego głośno, nie miał odwagi. Mogłaby to przyjąć jednoznacznie.
- Ula, mogę skorzystać z łazienki?
- Oczywiście, jest na prawo od salonu, ja nastawię expres do kawy.
Kiwnął głową na znak aprobaty i wszedł do łazienki. Była duża. Pięknie wykafelkowana. Spora kabina prysznicowa i umywalka. Na wieszakach czyste ręczniki. Podobało mu się, że była taka schludna. Sam nie lubił bałaganu. Umył ręce i poszedł do kuchni. Stała czekając, aż expres skończy napełniać dzbanek z kawą.
- Pomóc ci w czymś? – Zapytał.
- Jeśli chcesz, to wyjmij na talerzyk te ciastka ze słoja. Nic innego nie mam, ale ciastka są smaczne. Z naszej kuchni. – Wyjaśniła. Zrobił, o co prosiła. Przenieśli się z kawa do salonu i usiedli na kanapie.
- Jakie masz plany na jutro? – Spytał nalewając im mleko do filiżanek.
- Jutro mam dzień dla siebie. – Roześmiała się widząc jego zaskoczoną minę.
– Dostałam dyspensę od Maćka i Raula. Muszę jechać do Warszawy, do optyka. Teraz mam soczewki kontaktowe, ale nie są zbyt wygodne. Podrażniają mi oczy. Muszę dobrać bardziej odpowiednie i kupić też parę okularów. Potem fryzjer i zakupy ciuchów, bo wydarłam się ze wszystkiego. Praktycznie muszę wymienić całą garderobę. Ciągle nie miałam czasu, żeby zadbać o siebie. Bez przerwy w kieracie. W końcu Maciek sam przyznał mi rację, że wyglądam bardziej jak chłopczyca niż dorosła kobieta. Dlatego dostałam parę dni wolnego, żeby doprowadzić się do stanu używalności, jak to określił Raul.
- Dla mnie to cudowna wiadomość. – Spojrzała zdziwiona. – To, że będziesz w Warszawie – szybko wyjaśnił.
– Może moglibyśmy się spotkać, chociaż na kawę, gdy uporasz się już ze wszystkim. A tak przy okazji, – wyciągnął ze spodni komórkę – możesz mi dać swój numer telefonu? Chciałbym mieć z tobą stały kontakt. – Wyciągnęła swoją i przedyktowała mu numer zapisując jednocześnie w swojej, jego.
- To jak? Spotkasz się jutro ze mną? – Powtórzył pytanie.
- Naprawdę tego chcesz? – Wyszeptała cicho. – Ujął jej dłoń i spojrzał w oczy.
- Byłbym bardzo szczęśliwy, gdybyś się zgodziła.
- Dobrze. W takim razie zadzwonię i umówimy się w konkretnym miejscu. – Pochylił się do niej i delikatnie pocałował w policzek.
- Dziękuję, to dla mnie naprawdę ważne.
Znowu to znajome ciepło napływającej na policzki krwi. Za każdym razem, gdy była zażenowana, lub czuła się niezręcznie, rumieniła się jak nastolatka.
Dopili kawę.
- Będę się zbierał Ula. Muszę się jeszcze spakować. Odprowadzisz mnie?
- Odprowadzę. Podjedziemy pod hotel. Muszę odstawić melexa.

Zszedł do holu ze spakowaną torbą, oddał w recepcji kartę magnetyczną i rozejrzał się. Zobaczył ją na zewnątrz. Rozmawiała z Raulem. Podszedł do nich.
- Będę jechał – Podał Hiszpanowi dłoń. – Dziękuję Raul za wszystko. Jesteś wspaniałym człowiekiem. Pożegnajcie ode mnie Maćka.
- Zrobię to, szerokiej drogi Marek i powodzenia. – Oddalił się od nich, jakby wyczuwając, że chcą być sami. Podeszli do samochodu. Marek otworzył klapę bagażnika i wrzucił do niego torbę. Przyciągnął Ulę do siebie i ukrył siebie i ją za niedomkniętą klapą. Objął ją w pasie i popatrzył głęboko w oczy.
- Dziękuję ci za te dwa cudowne dni. Nawet nie przypuszczałem, że poczuję się tu tak dobrze i że spotkam takich fantastycznych ludzi, a szczególnie jedną dziewczynę, która zawróciła mi w głowie. Będę tęsknił. Już nie mogę doczekać się jutrzejszego spotkania. – Pogładził ją po policzku, sięgnął do jej ust i złożył na nich niewiarygodnie czuły i delikatny pocałunek. Odwzajemniła go.
- Jedź ostrożnie, – wyszeptała – jutro zadzwonię i umówimy się. – Jeszcze raz posmakował jej pełnych, słodkich warg.
- Dobranoc Ula.
- Dobranoc.
Usiadł za kierownicę nie spuszczając z niej wzroku i wolno ruszył machając jej jeszcze ręką. Długo stała wpatrując się w pustą już drogę i rozpamiętując jego pocałunki. Jej serce wypełniło nieznane jej dotąd uczucie. Zrozumiała, że to szczęście, bo zakochała się w tym nieprzeciętnym mężczyźnie.

Wjechał na podjazd swojego domu. Zerknął w okna. Były ciemne. - Czyżby już spała? - Zamknął garaż i wewnętrznymi drzwiami wszedł do mieszkania. Zapalił światło. Cisza, aż dzwoniła w uszach. Wszedł do salonu i rzucił torbę na kanapę. Na ławie zauważył kartkę. Usiadł i zaczął czytać.

„Jesteś podłym draniem. Byłam z tobą siedem lat, a ty potraktowałeś mnie gorzej niż psa. Zapewniam cię, ze twoi rodzice szybko się dowiedzą, jakiego łajdaka wychowali. Nie wybaczę ci tego nigdy. Przez ten tydzień zatrzymam się u Alexa. Rzeczy będę zabierać sukcesywnie, kiedy nie będzie cię w domu. Nie chcę cię więcej widzieć. Życzę ci wszystkiego najgorszego. Paulina.”

- I to by było na tyle. – Pomyślał. - Jeszcze śmie się czuć pokrzywdzona, a ja, co mam powiedzieć? Czy ona nie traktowała mnie przez te lata gorzej niż psa? Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubańczykom, jak mówi moja sekretarka, Violetta. Zasłużyłaś sobie na takie traktowanie panno Febo. Całym swoim postępowaniem zasłużyłaś. Na pewno nie będę miał z tego powodu wyrzutów sumienia. - Zmiął kartkę w dłoniach i rzucił na podłogę.
Wziął szybki prysznic i przebrany w piżamę położył się do łóżka. Uśmiechnął się na wspomnienie Uli. Jakże była inna od Pauliny. Wyzwalała w nim tyle emocji, że nie potrafił ich nawet zinterpretować. Jednocześnie twarda i bezbronna, stanowcza i niezdecydowana, silna i niepewna. Mógłby jeszcze tak długo. Jednak było w niej coś, co ujęło go od samego początku. Sposób, w jaki traktowała ludzi, również jego. Spokojnie, łagodnie, bez krzyków i irytacji, tak charakterystycznych u Pauliny. I jeszcze jej dobre, współczujące serce, radość życia i spontaniczne reakcje. To robiło na nim niesamowite wrażenie. Powiedział jej prawdę. Nigdy nie spotkał takiej osoby. W jego świecie takie się nie zdarzały. Przez skórę czuł, że od teraz jego życie wkroczy na zupełnie inne tory i cieszyło go to, bo może tak się stać, że poznanie Uli okaże się dla niego czymś zupełnie wyjątkowym tak, jak ona sama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz