Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Trochę inna bajka - Ula i Marek" - rozdział 5

13 marzec 2012  
ROZDZIAŁ V


Część 1



Marek już od piątej rano był na nogach. Nie mógł spać z nadmiaru emocji. Po porannym prysznicu ubrał się szybko i ruszył do firmy. Tam przygotował wszystkie materiały potrzebne mu do raportu o stratach i zasiadł do komputera. Robota szła mu wyjątkowo sprawnie.
– No widzisz Dobrzański, jak się trochę postarasz, to i efekty są. – Mówił sam do siebie. O dziewiątej miał już niemal wszystkie wyniki. Wyszedł z gabinetu, przywitał się z Violettą i podszedł do recepcji.
- Aniu, czy Paulina i Alex już są?
- Są. Zabrali klucze.
- Dobrze. Przejdź proszę do nich i powiedz, że o jedenastej mój ojciec zwołał zebranie zarządu w trybie pilnym i powiedz, że obecność obowiązkowa.
- Zaraz ich powiadomię.
- Dziękuję.
Ania zabrała pocztę, która przyszła do działu finansowego i pomaszerowała do gabinetu Febo. Zapukała i po usłyszeniu „proszę” weszła. W gabinecie Alexa zastała też Paulinę.
- Poczta dla pana, panie Febo. Mam jeszcze przekazać, że pan prezes Dobrzański – senior zwołał w trybie pilnym zebranie zarządu dzisiaj o jedenastej. Jeśli mają państwo jakieś spotkania o tej godzinie, to proszę przełożyć. Pan Krzysztof zastrzegł, że obecność jest obowiązkowa. – Oboje Febo kiwnęli głowami.
- Będziemy na pewno.
Ania wycofała się tyłem do drzwi i zamknęła je z ulgą z drugiej strony. – Ich wzrok mógłby zamrozić całą Afrykę. – Otrząsnęła się i czym prędzej wróciła do recepcji.
Za to w gabinecie dyrektora finansowego zapanowała konsternacja.
- Nie wiesz, w jakim celu to zebranie? – Rzucił Alex.
- Pojęcia nie mam. Marek nic mi wcześniej nie mówił. Pewnie sam dowiedział się wczoraj.
- Może chce zrezygnować? – Spytał z nadzieją Febo. – Popatrzyła na niego, jak na wariata.
- To tylko twoje pobożne życzenie. Krzysztof nigdy nie pozbawi go prezesury. Gdyby żyli nasi rodzice na pewno ty byłbyś prezesem i o wiele lepiej poradziłbyś sobie na tym stanowisku od niego.
- Dobra, – położył ręce na brzegu biurka – nie mówmy o tym, co by było, gdyby…

Telefon od Marka zastał Ulę w biurze. Wyszła na zewnątrz, by móc swobodnie porozmawiać.
- Cześć Ula. Trzymasz kciuki?
- Cześć. Trzymam. Pewnie, że trzymam. – Uspokoiła go.
- Mam jeszcze piętnaście minut. Ojciec już przyszedł i czeka w sali konferencyjnej. Polecą głowy, aż mnie nosi, ale wiem, że muszę zachować spokój.
- Tak trzymaj. Pamiętaj, nie pozwól się sprowokować. Oni i tak już są na przegranej pozycji i pewnie będą próbowali nieudolnie się bronić. Ty masz mocne dowody, nie do podważenia. Nie wywiną się.
- Dziękuję ci Ula, że mnie tak wspierasz. To dla mnie bardzo ważne. Zadzwonię do ciebie, jak będę już po zarządzie i wszystko ci opowiem, dobrze?
- Zadzwoń. Jestem bardzo ciekawa, jak się to skończy. Trzymaj się. Pa. – Rozłączyła się.
- Czeka go ciężka przeprawa. – Pomyślała.

Zebrał potrzebne dokumenty do teczki i poszedł do konferencyjnej wręczając je ojcu.
- Tu masz wszystkie dowody i raport o stratach. Jest też dyktafon, na którym Violetta nagrała propozycję korupcyjną Alexa. Myślę, że to wystarczy.
- Na pewno. Powinni zaraz tu być.
Jakby na potwierdzenie słów seniora drzwi do sali otworzyły się i z ponurymi minami weszło rodzeństwo Febo. Zasiedli na swoich miejscach. Krzysztof otaksował ich wzrokiem i zagaił.
- Kiedy zginęli wasi rodzice, przysięgałem nad ich trumnami, że będę się wami opiekował i pomnażał ich dorobek, żebyście w przyszłości nie musieli martwić się o byt. Słowa dotrzymałem. Dopilnowałem waszego wykształcenia i zasobności waszych kont. Nie oczekiwałem od was wdzięczności, ale zwykłej ludzkiej uczciwości i przyzwoitości, a także tego, że solidnie przyczynicie się do rozwoju firmy ze względu na pamięć po rodzicach. Niestety zawiodłem się.
Rodzeństwo poruszyło się niespokojnie na krzesłach. Nie spodziewali się takich słów, tnących jak miecze, z ust Krzysztofa.
- Zwołałem was tu wszystkich, bo doszły do mnie niepokojące informacje o pewnych działaniach, bardzo szkodliwych dla firmy działaniach, prowadzonych przez Alexa. – Febo podniósł zdziwiony wzrok na Krzysztofa.
- O jakich działaniach mówisz i co masz mi konkretnie do zarzucenia?
Krzysztof otworzył teczkę, wyjął z niej umowę z Włochami i pchnął po szklanym stole w kierunku Alexa.
- Wiesz coś na ten temat? Może wyjaśnisz mi, dlaczego bez naszej zgody i wiedzy zawierasz umowy z naszą konkurencją?
Febo zbladł. Nie spodziewał się, że dokopią się do tej umowy. Trzymał ją przecież w ścisłej tajemnicy. Tylko Turek o niej wiedział. - Turek. A to szuja. Sprzedał mnie. Już ja się z nim policzę. - Szybko pozbierał myśli i rzekł.
- Próbowałem ratować firmę z kryzysu, w jakim się znalazła dzięki nieprzemyślanym działaniom prezesa.
- Tak ją ratowałeś, że mało brakowało, a Włosi trzymaliby już nas za gardła, gdyby doszło do jej podpisania. Chciałeś oddać część udziałów w obce ręce bez porozumienia z nami? Nigdy nie podejrzewałem, że stać cię na taki cynizm, że możesz kupczyć firmą za naszymi plecami. Rozczarowałeś mnie Alex. Poza tym firma nie jest w aż tak dramatycznej sytuacji, że trzeba ją wspomóc obcym kapitałem Rzeczywiście odnotowaliśmy mniejsze zyski, ale jest kryzys. Wszyscy odnotowują spadki obrotów. Teraz kolejna sprawa.
Krzysztof wyjął z teczki dyktafon Violetty i puścił nagranie. Po jego wysłuchaniu nastała martwa cisza. Febo zdarł apaszkę, którą miał zawiązaną wokół szyi. Zrozumiał, że to koniec. Koniec jego pracy tutaj. Paulina siedziała sztywno na krześle nerwowo przełykając ślinę i wbijając w splecione na piersiach ramiona, długie, wypielęgnowane paznokcie.
Krzysztof omiótł ich wzrokiem. On też zachowywał spokój i był bardzo opanowany.
- To jeszcze nie wszystko. – Alex miał dość. Był blady i trzęsły mu się ręce.
- Wiem również o twoim donosie do La Prezency i na granicę. Skontaktowałem się z ludźmi, z którymi wtedy rozmawiałeś. W każdej chwili mogą potwierdzić, że wykonałeś taki telefon. Podobnie jak pani Lewicka z Fox Fashion, do której zadzwoniłeś informując ją o tym, że Pshemko odchodzi z firmy i jest do wzięcia. Jestem przekonany, że było tego dużo więcej. Tylko tyle mogę jednak udowodnić. Przedwczoraj także obraziliście oboje kobietę jedzącą obiad w towarzystwie Marka. Ta kobieta, to właścicielka ośrodka, w którym odbywała się weekendowa sesja zdjęciowa. Umówili się na lunch biznesowy, żeby omówić dalszą możliwość współpracy, a ty Alex nazwałeś ją nową flamą Marka. Czy tak zachowuje się człowiek na poziomie? Człowiek inteligentny? Człowiek z klasą? – Skierował wzrok na Paulinę.
- Z kolei ty Paulina wylałaś kubeł inwektyw pod jej adresem i adresem Marka. Ta chorobliwa zazdrość kiedyś cię wykończy. Marka poza sprawami biznesowymi nic z tą kobietą nie łączy. Poznał ją zaledwie trzy dni temu. Wczoraj zrobiliście z siebie głupców i nic nie usprawiedliwia takiego zachowania.
Oboje Febo siedzieli wbici w krzesła ze spuszczonymi głowami.
- Sami rozumiecie, że po tych rewelacjach nie możecie pracować dłużej w firmie. Proponuję odsprzedanie nam waszego pakietu udziałów. Zapłacimy wam po kursie, ale odejmiemy kwotę stanowiącą równowartość strat, jakie firma poniosła na skutek twoich działań Alex. Przemyślcie to sobie. Daję wam czas do poniedziałku. W przypadku waszej odmowy będę zmuszony wszcząć proces przeciwko wam na drodze cywilnej i z takimi mocnymi dowodami, na pewno go wygram, więc zastanówcie się. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży udziałów możecie otworzyć własny biznes we Włoszech. To tyle, co miałem wam do powiedzenia. Podniósł się z krzesła i zwrócił do Marka.
- Chodźmy.
Wyszli z konferencyjnej zostawiając zszokowanych Febo. Przeszli do gabinetu Marka. Krzysztof ciężko usiadł na fotelu i spojrzał na syna.
- Uwierzysz, że po tym wszystkim moje serce bije spokojnie? Bardzo się starałem nie dać ponieść się emocjom.
- Podziwiałem cię, jak potrafisz się opanować. Ja też starałem się zachować spokój. No, ale już po wszystkim. Teraz musimy tylko czekać na ich decyzję.
- Jestem pewny, że przystaną na moją propozycję. W przeciwnym razie czeka ich sąd, a tego nie znieśliby oboje. Wiesz, jak bardzo boją się skandalu.
- Wiem i wiem też, że dla nich to jedyne możliwe rozwiązanie. Napijemy się kawy?
- Chyba dobrze nam zrobi. Masz coś mocniejszego?
- Tato, przecież tobie nie wolno.
- Synu, kieliszeczek koniaku nie zaszkodzi, nawet jest wskazany w tej sytuacji, bo poprawi mi krążenie. – Obaj wybuchli śmiechem. Marek podszedł do biurowej szafy, z której wyciągnął kieliszki i butelkę markowego koniaku. Nalał do obu i podał ojcu.
- Piję za twoją przenikliwość synu. Gdyby nie ona, nie wiadomo, co by z nami było. Twoje zdrowie.
- Dzięki tato, a ja piję za wielką klasę, z którą załatwiłeś Febo. Zaimponowałeś mi. – Wychylili kieliszki. Marek zadzwonił do Ani i zamówił dwie kawy. Po chwili zjawiła się trzymając w ręku tacę z aromatycznym napojem.
- Dziękujemy Aniu. Tego nam właśnie teraz trzeba. – Odezwał się Krzysztof.
- Drobiazg, panie prezesie. – Uśmiechnęła się i jak duch znikła zamykając za sobą drzwi gabinetu.

Odprowadził ojca do windy i pożegnał się z nim. Przypomniał sobie, że miał zadzwonić do Uli. Wrócił do gabinetu i połączył się z jej numerem. Odebrała już po pierwszym sygnale.
- No Marek, jak poszło? Siedzę tu jak na szpilkach. – Uśmiechnął się. – Jak to miło, że się o mnie martwi.
- Ula. Poszło bardzo dobrze. Ja w ogóle się nie odzywałem. Mówił ojciec. Byli zdruzgotani dowodami, jakie im przedstawił. Mało tego. Poruszył nawet sprawę przedwczorajszego incydentu w restauracji. Zrugał ich oboje za to, jak potraktowali obcą im kobietę i nazwał głupcami. Gdybyś widziała ich miny… Zaproponował odkupienie ich udziałów i dał im czas na zastanowienie do poniedziałku. Nie mają wyjścia, bo zagroził im procesem, jeśli się nie zgodzą. Boże! Ula! Uwolniłem się od nich, również dzięki tobie.
- Dzięki mnie? Przecież ja nic takiego nie zrobiłam?
- Nie bądź taka skromna Ula. Dzięki twoim mądrym radom nie dałem się ponieść, choć najchętniej rozszarpałbym ich gołymi rękami.
- Bardzo się cieszę, że się udało. Gratuluję. Wreszcie nikt nie będzie ci bruździł i będziesz mógł spokojnie pracować.
- Dziękuję Ula. Weekend nadal aktualny? Nie zmieniłaś zdania, co do mojego przyjazdu?
- Nie obawiaj się. Ja tak szybko nie zmieniam zdania. – Zachichotała. Zawtórował jej.
- W takim razie do zobaczenia. Nie mogę się już doczekać.
- Nie jesteś w tym osamotniony. Ja też. – Serce niemal pękało mu z radości, gdy usłyszał te słowa.
- Do zobaczenia Ula, Trzymaj się.
- Do zobaczenia.

Weekend zbliżał się wielkimi krokami. W piątkowe, późne popołudnie Ula poszła posprzątać apartament dla gości. Nie chciała, aby Marek odniósł wrażenie, że nie dba o tę część swojego domu. Pościerała kurze, umyła łazienkę i zmieniła pościel. Wszędzie unosił się zapach świeżości. Spojrzała z zadowoleniem na swoje dzieło.
Jutro rano przyniosę tu jeszcze trochę kwiatów z ogródka. Będzie przytulniej.
Wyciągnęła komplet ręczników i gruby męski szlafrok. Wszystko umieściła w łazience. Była podekscytowana jego przyjazdem. Nie sądziła, że tak bardzo będzie się z nią chciał widzieć ponownie. Jutro, to ona zrobi mu niespodziankę i sama coś ugotuje. Już wcześniej przyniosła kilka produktów z hotelowej kuchni i uzupełniła swoją lodówkę. Także ciasto było już gotowe. Cieszyła się, bo było bardzo smaczne i było specjalnością szefa kuchni. Rozejrzała się ponownie jeszcze raz dokładnie lustrując wszystkie pomieszczenia. Było dobrze. Podeszła do niewielkiego regału z książkami i pchnęła mocno. Regał uchylił się i tym tajemnym sposobem znalazła się z powrotem w swoim domu. To było bardzo wygodne, bo za każdym razem, kiedy przyjmowała tu gości, nie musiała obchodzić dookoła całego budynku. Była wdzięczna Raulowi, bo to on właśnie wpadł na ten genialny pomysł, żeby zrobić to przejście.

O godzinie szóstej rano zadzwonił budzik skutecznie wyrywając go z objęć snu. Szybko oprzytomniał przypominając sobie, że to właśnie dziś zobaczy Ulę. Lotem błyskawicy wpadł do łazienki na szybki prysznic. Potem wpakował do niewielkiej torby kilka osobistych rzeczy i pognał do garażu. Jadąc do Rysiowa wstąpił jeszcze na stację benzynową, żeby uzupełnić zbiornik, a gdy dotarł do miasteczka, kupił w kwiaciarni bukiet czerwonych róż. Tak zaopatrzony dojechał pod hotel. Zatrzymał się, ale przypomniał sobie, że przecież Ula zaprosiła go do siebie do domu. Ruszył i po chwili już parkował przed budynkiem. Wysiadł z auta i rozejrzał się. Nagle ją zobaczył. Szła z naręczem ogrodowych kwiatów pogrążona we własnych myślach. Wyglądała jak istota nie z tego świata. W cieniutkiej sukience w drobne kolorowe kwiatki przypominała mu małą dziewczynkę. Popatrzył na nią z rozrzewnieniem Nawet go nie zauważyła i prawie na niego wpadła.
- Ula? – Powiedział cicho. Drgnęła wystraszona, lecz po chwili na jej twarz wypłynął radosny uśmiech.
- Marek! Jesteś już! Ale ranny z ciebie ptaszek! – Ucieszyła się na jego widok. – Dawno przyjechałeś? Nawet nie słyszałam samochodu.
- Nie, niedawno, dosłownie przed minutą. – Zachwyconym wzrokiem omiatał jej sylwetkę. Przysunął się bliżej i objął ją.
- Tęskniłem za tobą. – Zamruczał jej do ucha. Przeszedł ją dreszcz. Zauważył to. Wtulił się w jej słodkie usta. Brakowało mu tych pocałunków i jej pełnych, karminowych warg. Oderwał się od niej, nadal jednak trzymając ją w ramionach. Spojrzał jej w twarz. Uśmiechnął się. Była tak uroczo zakłopotana, a jej policzki przybrały czerwoną barwę. Odgarnął jej z czoła niesforny kosmyk.
- To gdzie mnie umieścisz? Mogę nawet spać pod twoimi drzwiami, byle być blisko ciebie.
- Mówiłam ci, że mam apartament dla gości, nie będziesz musiał spać pod drzwiami. Chodź, zaprowadzę cię i dam klucz. – Zabrał torbę z bagażnika i róże, które dla niej kupił.
- Ja też mam dla ciebie kwiaty. – Wyciągnął zza pleców wiązankę. – Zalśniły jej oczy.
- Marek, jakie piękne. Naprawdę nie musiałeś…
- Ale bardzo chciałem.
Z ogromnym naręczem kwiatów podprowadziła go pod drzwi umiejscowione z boku budynku. Wyjął z jej rąk klucz i otworzył. Wnętrze spodobało mu się. Ściany były w nieco innych kolorach niż salon Uli, ale równie ciepłych.
- To jest niewielki salon, na lewo masz łazienkę a po drugiej stronie aneks sypialny. Trudno nazwać go sypialnią, bo stoi tam tylko łóżko. Jest bardzo wygodne, więc myślę, że będziesz zadowolony. Tu jest komoda, w której możesz umieścić rzeczy. Nalała do wazonu wody i włożyła kwiaty, które ścięła rano w ogrodzie.
- Jadłeś śniadanie? Może jesteś głodny?
- Nie jadłem Ula i bardzo mi się chce kawy. – Uśmiechnęła się szeroko na widok jego żałosnej miny. - Strasznie się śpieszyłem, żeby tu być jak najwcześniej i zupełnie na czczo wybiegłem z domu.
- W takim razie zapraszam cię na porządne śniadanie.
Zdumiony patrzył, jak popycha regał i przechodzi do swojej części domu. Ruszył za nią.
- Nie wiedziałem, że masz tu zamontowane takie sekretne przejście.
- To z czystej wygody, żeby nie latać za każdym razem dookoła domu. Proszę rozgość się. Ja tylko wstawię ten piękny bukiet do wody i zaraz coś naszykuję. – Przeszli do kuchni. Kwiaty zajęły honorowe miejsce na granitowym blacie.
- Może pomogę ci w czymś?
- Chętnie skorzystam. Będzie szybciej. Umiesz obsługiwać expres?
- To akurat potrafię. W domu mam podobny.
Zajęli się szykowaniem. Marek pilnował expresu i obserwował poczynania Uli. Podziwiał ją. Była taka zręczna. Z wielką wprawą kroiła pomidory i ogórki. Równo pokrojone kromki wiejskiego chleba leżały już na blacie. Wyjęła z lodówki masło, wędlinę i przygotowane jeszcze wczoraj, faszerowane jajka. Do tego dodała miód, dżem i biały twaróg.
- Zjemy w kuchni, czy wolisz w salonie? – Spytała.
- Może być w kuchni. Przy stole wygodniej. – Już stawiał na nim kubki wypełnione pachnącą kawą.
- W lodówce jest jeszcze sok pomarańczowy. Jeśli masz ochotę, to wyjmij.
- Nie Ula, wystarczy kawa. Ależ wszystko pięknie wygląda i smakowicie pachnie.
- Siadajmy. – Spożywali niemal w milczeniu, rzucając od czasu do czasu jakieś zdawkowe uwagi.
- Pyszna ta kawa. Tego potrzebowałem.
- A może zjesz jeszcze kawałek ciasta? Jest bardzo smaczne. – Roześmiał się na całe gardło.
- Kusisz, oj kusisz moja droga. – Pogroził jej palcem. – Jak Ewa Adama w raju. – Dobrze, może spróbuję, ale nieduży kawałek. Najadłem się.
Sprawnie uprzątnęli pozostałości śniadania i wsadzili naczynia do zmywarki. Przeszli do salonu i usiedli na kanapie.
- Chyba zaraz pęknę. – Jęknął Marek. - Dawno się tak nie obżerałem.
- Nie zaszkodzi ci. Jesteś szczupły, możesz jeść bezkarnie. – Zdziwiony spojrzał na nią.
- Mówisz tak, jakbyś była, nie wiem, jak gruba. Sama jesteś szczupła, tobie też nie zaszkodzi najeść się porządnie od czasu do czasu.
- Nawet jak się najem, to Diablo wytrzęsie to ze mnie skutecznie. – Roześmiała się perliście. Zawtórował jej. Miała taki zaraźliwy śmiech.
- Co masz w planach na dzisiaj? – Zagadnął.
- Wyobraź sobie, że nic. Mogę robić, co chcę. Uporałam się ze wszystkim wczoraj. Chciałam, żebyśmy mieli czas dla siebie przez te dwa dni. – Znowu go rozczuliła. Ucałował wnętrze jej dłoni.
- Doceniam to, naprawdę. – Wyszeptał. - Chodźmy na spacer. Być może spotkamy Raula. Chciałbym się z nim przywitać. Maciek pewnie w Rysiowie?
- Tak, pojechał wczoraj wieczorem. – Wstał z kanapy i pociągnął ja do siebie.
- Idziemy. – Zaordynował.

Część 2

Trzymając się za ręce przeszli przez las i zieloną łąkę. Doszli do zabudowań stajni. Z daleka dojrzeli Raula, jak czyścił koniowi zgrzebłem grzbiet. Był tak zaabsorbowany tym zajęciem, że nawet nie zauważył, jak podeszli.
- Witaj Raul. – Powiedział cicho Marek nie chcąc, wystraszyć ani jego ani konia. – Na dźwięk swojego imienia Raul odwrócił się i przystroił twarz w szczery uśmiech.
- Marek! Witaj! Tęsknisz za nami, skoro tak cię tu ciągnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. – Spojrzał znacząco na Ulę. - Myślę, że to początek pięknej przyjaźni między mną a wami. Chyba, że macie inne zdanie?
- Nie żartuj. Jesteś fajnym facetem, od razu przypadłeś do gustu mnie i Maćkowi, a przede wszystkim naszej stokrotce. – Objął Ulę ramieniem zauważając jej wstydliwe rumieńce.
- No nie wstydź się córeńko. Przecież to normalne, że w twoim wieku człowiek jest zakochany.
- Raul! – Poczerwieniała jeszcze bardziej. – Co ty wygadujesz? – Roześmiał się na cały głos na widok jej oburzonej miny.
- Ja tam swoje wiem i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej. – Machnął ręką.
- On też nie pozostaje ci dłużny. – Wskazał Marka palcem. - Widzę, z jakim ogniem w oczach na ciebie patrzy.
Marek wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu maskując zakłopotanie. – Czy przed tym facetem nic się nie ukryje? – Pomyślał.
- Jesteś dobrym obserwatorem Raul. – Powiedział z podziwem.
- To i owo w życiu już widziałem, więc nie dam sobie zamydlić oczu. – Ulę żenowała ta rozmowa, postanowiła ją przerwać mówiąc.
- Raul, nie będziemy ci przeszkadzać. Pójdziemy jeszcze nad rzekę. Na razie. Uważaj na siebie i nie czyść Diablo. Sama to zrobię w wolnej chwili.
- Nie mam zamiaru nawet podchodzić do tego wściekłego konia.
- To nie jest wściekły koń. - Zaprzeczyła Ula. –To koń z charakterem.
Pociągnęła Marka za rękę i powędrowali w kierunku rzeki. Po niecałym kwadransie już siedzieli nad jej brzegiem grzejąc się w porannym słońcu. Zerwał źdźbło trawy i zaczął ją łaskotać delikatnie po ramieniu. Wzdrygnęła się, a na jej ciele wykwitła gęsia skórka. Położył się na trawie pociągając ją za sobą.
- Będziemy mokrzy od rosy. – Szepnęła.
- Już prawie wyschła, nie będzie tak źle. Przekręcił się na bok studiując z zachwytem każdy detal jej twarzy. Przymknęła oczy. Było jej tak dobrze.
- Masz twarz anioła. Jesteś piękna. – Zamruczał. Spojrzała na niego poważnym wzrokiem.
- Nie jesteś obiektywny. Nigdy nie byłam piękna. - Zatopił wzrok w jej dwóch błękitach.
- Jesteś. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Pochylił się nad nią i musnął jej usta. Omiótł oddechem policzki, czoło i nos, by znowu zatopić się w  jej ciepłych ustach.
- Jesteś najpiękniejszą istotą, jaką w życiu spotkałem, - wszeptał w jej usta - a jak wiesz znałem wiele kobiet. Wstyd mi, bo to było o wiele za wiele. - Znowu ją całował. Tym razem żarliwie, namiętnie i z pasją. Oderwała się od niego, łapiąc gwałtownie powietrze. Ciężki oddech unosił jej piersi.
- Powoli Marek, nie tak szybko, bo brakuje mi tchu. – Mówiła urywając słowa.
- Przepraszam za moją nachalność. Ale kiedy jesteś tak blisko nie panuję zupełnie nad sobą i tracę głowę. Co ty ze mną robisz dziewczyno…?
- Ja tylko jestem obok – wyszeptała nieśmiało, spuszczając wzrok.
- I za to ci dziękuję, za „aż obok” a nie „tylko”. Sprawiłaś, że poczułem się szczęśliwy. Już od dawna tak się nie czułem. Paulina potrafiła zabić we mnie całą radość życia.
- Marek. Było minęło. Ona znikła z twojego życia i więcej nie wróci. Nie myśl już o tym. Cieszmy się tym, co tu i teraz.
- Masz rację. Nie rozmawiajmy o przykrych rzeczach. To, co teraz robimy?
- Teraz pójdziemy przygotować obiad. Dzisiaj, to ja ci go ugotuję, nie szef kuchni. – Podniósł ją z trawy jak piórko i objął ramieniem. Tak zjednoczeni wolno ruszyli w stronę domu.
Czas szybko im mijał. Po obiedzie, pod którego wrażeniem był Dobrzański, chwaląc pod niebiosa zdolności kulinarne Uli, poszli do hotelu. Ula już wcześniej załatwiła mu kilka zabiegów, żeby się zrelaksował po ciężkim tygodniu. Zażył, więc masaży, gorących okładów i biczów szwedzkich, idealnych na pobudzenie krążenia. Czuł się po nich jak nowonarodzony. Na koniec miała jeszcze jedną niespodziankę.
- Masz jeszcze siłę na basen? Ja chętnie bym popływała. Jest okazja, bo o tej porze wszyscy przygotowują się do kolacji i basen jest pusty.
Przystał na to z ochotą. Rozebrany do kąpielówek wskoczył do wody i czekał na Ulę, pływając w kółko. Wreszcie wyszła. Na jej widok zaparło mu dech w piersiach. Miała na sobie dwuczęściowy kostium z błękitnymi wstawkami na granatowym tle i wyglądała bardzo, ale to bardzo seksownie. Poczuł jak jego tętno przyspiesza. Miała wszystko na swoim miejscu. Nogi niewiarygodne. Szczupłe i długie, bardzo kształtne i zgrabne. Pięknie uformowane biodra podkreślone przez niesięgające do pępka majteczki. Wąska talia i jędrne, pełne piersi, schowane za skąpym staniczkiem. Przełknął nerwowo ślinę, przez zaschnięte z wrażenia gardło.
Słodki Jezu! – Przemknęło mu przez głowę. – W życiu nie widziałem piękniejszej istoty. Czy nie tak właśnie wyglądają anioły? Muszę się opanować, bo niewiele brakuje, żebym rzucił się na nią.
Widziała jego zaskoczenie malujące się na twarzy i te wielkie stalowe oczy z ogromnymi źrenicami, wpatrujące się w nią zachłannie. Poczuła się skrępowana. Zgarnęła z krzesła ręcznik i okryła się nim.
- Marek…, powiedziała niepewnie oblana rumieńcem wstydu – nie patrz tak na mnie, mówiłam ci, że nie jestem piękna. – Podpłynął do niej, spoglądając w górę prosto w jej chabrowe oczy.
- Ula. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem. Jesteś ideałem i cudem. Nie sądziłem, że przyjdzie mi oglądać jeszcze w życiu tak wyjątkowe zjawisko, jakim jesteś. Nie zasłaniaj się, proszę. Chcę chłonąć to piękno. Podał jej dłoń i pomógł wejść do wody. Przytulił ją mocno.
- Jesteś wspaniała. – Wyszeptał całując ją w usta, by zaraz potem przenieść pocałunki na szyję i wrażliwe miejsce za uchem. Odepchnęła go lekko.
- Mieliśmy pływać Marek.- Otrząsnął się z chwilowego zapomnienia.
- Tak masz rację, pływajmy. – Powiedział bez specjalnego entuzjazmu.
Wieczorem zmęczeni odpoczywali po intensywnym dniu u Uli na kanapie. Siedzieli z kubkami gorącego kakao zajadając się ciastem i opowiadając sobie historyjki z ich życia/ Poznawali się. Chcieli wiedzieć o sobie jak najwięcej. Zauważył, że okruszek ciasta został jej w kąciku ust. Przybliżył się do niej i językiem zebrał słodką pozostałość po deserze. Przejechał ręką po jej plecach. Drżała. Był zaskoczony. Żadna kobieta nigdy nie reagowała w taki sposób na jego dotyk. Wpił się w jej wargi zachłannie i zaborczo, miażdżąc je ognistym pocałunkiem. Ich języki rozpoczęły swoisty taniec. Ręką sięgnął do jej bioder jeszcze bardziej przyciągając ją do siebie. Zalała go fala pożądania. Nie panował już nad sobą. Błądził dłońmi po jej brzuchu i piersiach. Nagle dotarł do niego jej zduszony, gorączkowy szept. Początkowo nie rozróżniał słów, wreszcie zrozumiał.
- Nie… Marek..., nie…- Opamiętał się. Spojrzał w jej oczy. Szkliły się od łez. Zrobiło mu się głupio. Zachował się, jak napalony samiec.
- Przepraszam Ula. Nie chciałem być taki nachalny. Straciłem głowę. Wybacz mi. – Zobaczył, że dygota na całym ciele. Splotła ciasno ramiona, by uspokoić ten dreszcz. Powoli dochodziła do równowagi.
- To ja cię przepraszam. Dla mnie to trochę za wcześnie. Wszystko tak szybko się dzieje. Ja nie jestem jeszcze gotowa. Musisz wiedzieć, że ja… ja… jeszcze nigdy z nikim… i trochę się boję. – Popatrzyła mu w oczy, a on rzeczywiście ujrzał w nich strach. Przytulił ją do siebie.
- Nie wiedziałem Ula, przepraszam cię raz jeszcze. – Powiedział gardłowym głosem. - Obiecuję, że nigdy nie zrobię nic wbrew twojej woli. Przysięgam. Ujął jej twarz w swoje dłonie i zmusił, by na niego spojrzała.
- Kocham cię Ula. Kocham od dnia, kiedy zobaczyłem cię na tym szalonym koniu. Wtedy nie potrafiłem tego nazwać. Teraz już wiem, co do ciebie czuję. – Widział, jak jej dwa niebieskie diamenty rozszerzają się ze zdumienia i niedowierzania pomieszanego ze szczęściem.
- Ja też cię kocham. Bardzo. – Wyszeptała. – Od tego samego dnia, w którym ujrzałam cię na tej polanie. – Nie wierzył własnym uszom. – Czy ona naprawdę to powiedziała? Kocha mnie? – Jego serce przepełniała euforia i radość. Musnął delikatnie jej usta pocałunkiem lekkim, jak skrzydło motyla.
- Dziękuję ci Ula. Dziękuję, że odwzajemniasz moją miłość.

Kolejny raz żegnała go na cały tydzień, który już wydawał jej się wiecznością. Teraz, kiedy wyznali sobie miłość, było jej znacznie trudniej rozstawać się z nim na tak długo. Wiedziała, że będzie cierpieć z tęsknoty. On też nie wyglądał na szczęśliwego. Otulił ją ramionami i przytulił policzek do jej skroni.
- Boże. Ula. Nie wiem, jak wytrzymam bez ciebie przez ten tydzień. To będzie istna udręka.
- Mnie też nie będzie łatwo. Po tym weekendzie ciężko mi będzie wrócić do moich cyferek. Pewnie nie będę mogła się na niczym skupić, myśląc ciągle o tobie.
- Będę codziennie dzwonił. Może uda ci się wyrwać w tygodniu do Warszawy. Pokazałbym ci firmę. Może byś mi doradziła, jak usprawnić pracę w niektórych działach? Twoje rady są takie mądre, a dla mnie bezcenne.
- Przeceniasz mnie.
- Ani trochę. – Zaprzeczył gwałtownie.- Czy osiągnęłabyś tak wiele, w tak krótkim czasie, gdybyś nie była mądrą i pracowitą kobietą? – Znowu jej policzki pokryły się uroczą czerwienią.
- Nie chwal mnie tak, bo popadnę w samozachwyt, a co do ewentualnego przyjazdu do Warszawy, to może rzeczywiście uda mi się wykroić trochę czasu. Dam ci znać, jeśli coś postanowię.
Jeszcze ostatni uścisk, jeszcze ostatni pocałunek i już jechał swoim Lexusem w kierunku stolicy uśmiechając się do swoich myśli. - To był cudowny weekend. Ona była cudowna. Taka piękna i tak uroczo nieśmiała i kocha mnie. Dobrzański, jesteś szczęściarzem.

Dzwonił do niej codziennie, wypytywał o wszystko i bezustannie zapewniał ją o swojej miłości do niej. Mówił, jak bardzo tęskni i cierpi nie mając jej blisko siebie. Ona też zapewniała go, że odwzajemnia tę miłość równie mocno, jak on. Tęskniła rozpaczliwie za jego silnymi ramionami, w których mogła tonąć bez końca, za spojrzeniem jego stalowych oczu, pod wpływem, którego drżała na całym ciele, za pocałunkami i dotykiem jego warg miękkich i zmysłowych. Kochała go tak mocno, że nie wyobrażała już sobie życia bez niego. On myślał podobnie. Euforia, w którą wprawiła go ta miłość, powodowała, że unosił się trzy centymetry nad ziemią i niemal po niej nie stąpał. Jego przyjaciel Sebastian nie mógł zrozumieć zachowania prezesa. Nigdy nie widział go w takim stanie.
- Zakochałem się w niej Sebastian. Ona jest piękna, mądra i wyjątkowa, nie ma takiej drugiej. Odnalazłem swoją drugą połówkę Seba i jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Olszański tylko kręcił głową ze zdumienia i wciąż mamrotał pod nosem, - nie do wiary, co ta miłość może zrobić z człowiekiem.

Febo wyjechali do Włoch. Nie mogli dopuścić do skandalu i bez szemrania zgodzili się na warunki postawione przez Dobrzańskiego - seniora. Marek odetchnął. Życie w firmie wychodziło na prostą. Wezwał zaraz na rozmowę Turka i gdy ten nieśmiało i z niepewną miną wszedł do gabinetu, Marek uścisnął mu najpierw dłoń, a potem poprosił, żeby usiadł.
- Jak wiesz Adam, Febo wyjechali. Możesz odetchnąć, bo nie będziesz już czuł oddechu Alexa za plecami i już nie musisz się go bać. Obaj z ojcem jesteśmy ci bardzo wdzięczni za pomoc i lojalność wobec firmy i nas, dlatego chciałbym cię awansować na stanowisko dyrektora finansowego. Wiem, ze jesteś świetnym ekonomistą i że to ty odwalałeś za Alexa większość roboty. Pensja również będzie dyrektorska. Co ty na to? – Adam był wzruszony. Nie spodziewał się tego. Ściskał dłoń prezesa i mówił.
- Marek, dziękuję za to wyróżnienie. Nigdy nie myślałem, że będę kiedyś piastował tak wysokie stanowisko w tej firmie. Przecież wiesz, że nie zrobiłem tego z myślą o jakiejś nagrodzie.
- Wiem Adam i naprawdę to doceniam. Wiem też, że świetnie poradzisz sobie na tym stanowisku. Chciałbym cię jeszcze o coś zapytać. Słyszałem, że twoja siostra też kończyła finanse. Gdy ty obejmiesz nowe stanowisko, jednocześnie zwolni się etat w dziale finansowym. Zapytałbyś ją, czy nie zechce u nas pracować? Podobno bardzo daleko dojeżdża do obecnej pracy? – Serce Turka pękało z nadmiaru szczęścia.
- Marek! To wspaniała wiadomość! Ona zawsze marzyła, żeby tu pracować. Na pewno bardzo się ucieszy i z radością przyjmie to stanowisko. Bardzo ci dziękuję.
- Naprawdę nie ma za co. To my jesteśmy ci bardzo wdzięczni. Gdybyś nie przyszedł z tą umową do mnie, aż boję się pomyśleć, co by się mogło stać. Cieszę się, że się zgodziłeś. Jutro przyjdź koło dziesiątej, to wręczę ci nominację na piśmie. – Pożegnał Turka uściskiem ręki. Wiedział, że w jego osobie będzie miał solidnego i lojalnego pracownika. Postanowił zajrzeć do Pshemko. Obiecał sobie, że już nigdy nie dopuści do sytuacji sprzed paru miesięcy, kiedy to wściekły na niego mistrz miał zamiar odejść z firmy. Chciał, żeby artysta wiedział, że jego dobro i doskonałe samopoczucie leży prezesowi na sercu.
Wszedł do pracowni, w której panowała cisza i pełne skupienie. Ujrzał siedzącego w wielkim czerwonym fotelu mistrza, szkicującego swoje projekty kreacji.
- Witaj Pshemko, nie przeszkadzam? Mogę na chwilę? - Twarz mistrza rozjaśniła się na widok Marka.
- Nie przeszkadzasz! Skąd! Wchodź! Co cię do mnie sprowadza?
- Wpadłem tylko zapytać, czy wszystko w porządku i czy czegoś ci nie trzeba.
- Mareczku, wszystko idzie, jak po maśle. Sprawiłeś mi taką ogromną przyjemność tym wyjazdem i tym pięknym miejscem, które znalazłeś na sesję, że jestem w pełni usatysfakcjonowany i szczęśliwy. Myślałem nawet, żeby zarezerwować tam pokój po pokazie. Taka tam cisza i spokój.
- W takim razie powiem ci w tajemnicy, że w czwartek odwiedzi nas Urszula Cieplak, współwłaścicielka hotelu i na pewno będzie mogła zarezerwować dla ciebie najlepszy apartament. Ja pokrywam koszty i nie protestuj, bo nikt tak jak ty nie zasłużył sobie na to. - Projektant zaniemówił ze szczęścia i zawisł na szyi prezesa.
- Dziękuję ci bardzo. Jestem taki szczęśliwy.- Po chwili wzajemnego poklepywania się po plecach Marek opuścił pracownię.

W czwartek od bladego świtu rozpierała go energia. Nie mógł się już doczekać przyjazdu Uli. Do godziny dziewiątej wykonał do niej z siedem telefonów upewniając się, czy na pewno przyjedzie i o której będzie. Uspokojony jej kolejnymi zapewnieniami, że na pewno zjawi się o jedenastej odliczał minuty do tego spotkania. Punktualnie o umówionej godzinie zadzwoniła jego komórka. Odebrał bez wahania widząc na wyświetlaczu jej imię.
- No już jestem - odezwał się jej ciepły głos po drugiej stronie słuchawki.
- Zaraz po ciebie schodzę. Czekaj.
Rozłączył się i biegiem wypadł z gabinetu wprost w otwierające się drzwi windy. Zobaczył ją, jak tylko z niej wysiadł. Wyglądała cudownie. Ubrana w blado niebieską garsonkę i wysokie, dobrane pod kolor szpilki. Rzucił jej tylko krótkie „Witaj kochanie” i ciągnąc ją za rękę wszedł z powrotem do windy. Nacisnął guzik z numerem pięć, po czym odwrócił się do niej i czule ją obejmując pocałował namiętnie.
- Ależ się za tobą stęskniłem. Nie mogłem się już doczekać twojego przyjazdu. Chodzę od rana, jak nakręcony. – Roześmiała się, a jej perlisty śmiech sprawił, że i on uśmiechnął się szeroko ukazując w całej okazałości swój najpiękniejszy atut.
- Ja też bardzo tęskniłam i też nie mogłam się doczekać, kiedy cię zobaczę.
Dojechali na właściwe piętro i Marek poprowadził ją wprost do swojego gabinetu. Rozejrzała się ciekawie.
- Ładnie tu u ciebie. Bardzo nowocześnie. Kawę też podajesz? Bardzo mi się chce kawy, jeszcze nie piłam dzisiaj.
- Dla ciebie wszystko. - Złapał a słuchawkę i poprosił Anię o dwie porządne kawy. Nie minęło dziesięć minut, kiedy dziewczyna wniosła dwie, aromatycznie pachnące espresso i postawiła na szklanym stoliku, po czym dyskretnie wyszła. Delektowali się kawą patrząc sobie w oczy i nie mówiąc ani słowa. Słowa nie były potrzebne. Z ich oczu bił blask wielkiego uczucia, jakim siebie obdarzali. Pierwszy ciszę przerwał Marek.
- Rozmawiałem wczoraj z naszym projektantem Pshemko. Pamiętasz go, prawda?
- Oczywiście, że pamiętam. Bardzo oryginalny osobnik. A o czym?
- Pshemko jest zachwycony miejscem, w którym stoi hotel. Bardzo chce wynająć apartament, jak już będziemy po pokazie kolekcji, do której robione były zdjęcia. Mogłabyś zarezerwować jeden z waszych pokoi od dziś za dwa tygodnie? Byłby szczęśliwy. Pewnie też sam cię o to poprosi, bo mówiłem mu, że będziesz tu dzisiaj i odwiedzisz go.
- Nie ma problemu. Kiedy tylko będzie chciał, może przyjechać. Rzadko się zdarza, że hotel ma pełną obsadę gości. Pokój się znajdzie. Nie będzie kłopotu.
- Cudownie. To może pójdziemy do niego. Na pewno się ucieszy. – Powiódł ją długim korytarzem wprost do pracowni mistrza.
- Cześć Pshemko. Zobacz, kogo ci przyprowadziłem. – Pshemko podniósł głowę znad swoich projektów i oniemiał.
- Marku, czy to zjawisko nazywa się Urszula Cieplak?
- We własnej osobie mistrzu – odezwała się rozbawiona Ula. – Witam pana. Możemy troszkę poprzeszkadzać?
- Bella. Piękne kobiety nigdy nie przeszkadzają. Są przecież ozdobą tego świata. Proszę rozgośćcie się. Usiedli wygodnie na przyniesionych przez asystentów fotelach.
- Marek mówił, że spodobał się panu nasz zakątek.
- Ach! Co to za urocze miejsce. Istna sielanka. Chciałbym do was jeszcze raz przyjechać.
- Proszę się nie krępować i przyjeżdżać do nas, kiedy tylko ma pan ochotę. Zawsze jest pan u nas mile widziany, a nasz kucharz na pewno postara się usatysfakcjonować pańskie podniebienie naszą staropolską kuchnią, którą pan podobno preferuje.
- Bella, ja jeszcze do dziś czuję smak tych specjałów, które serwowaliście na grillu.
- W takim razie załatwione. Marek da tylko znać, kiedy pan przyjedzie, a my zapewnimy panu wszystko, co najlepsze.
Pshemko ze wzruszenia uronił łzę i z dziesięć razy dziękował za tę przyjemność. W rewanżu kazał z Uli zdjąć miarę i zadeklarował, że stworzy specjalnie dla niej niepowtarzalna kreację. Pożegnali się z nim i wyszli na korytarz.
- O matko! Chyba wszyscy artyści mają w sobie odrobinę szaleństwa. – Marek roześmiał się słysząc to stwierdzenie.
- Nasz artysta Ula, ma go całkiem sporo. Jest kompletnie odjechany. – Teraz oboje już chichotali.
Urwał się z firmy i zaprosił ja na obiad, po którym poszli na spacer do parku obok firmy. Usiedli na ulubionej ławce Marka. Objął ją ramieniem i przytulił.
- Chciałbym cię zaprosić na następny weekend do mnie. Dasz radę się wyrwać? W sobotę jest pokaz i bankiet. Impreza skończy się późno, dlatego proponuję ci nocleg u mnie i spędzenie niedzieli w Warszawie. Wieczorem pojechałabyś do domu. – Popatrzył w jej twarz i widząc, że się waha szepnął błagalnie całując jednocześnie wnętrze jej dłoni.
– Błagam zgódź się. – Nie mogła oprzeć się takiej prośbie. Nie mogła oprzeć się tym oczom proszącym tak błagalnie.
- Chyba nie jestem w stanie ci niczego odmówić. Zgadzam się. – Wydał z siebie okrzyk zachwytu i wpił się w jej malinowe usta.
- Bardzo, bardzo cię kocham i dziękuję, że się zgodziłaś.
Odprowadził ją do samochodu, czule obsypując ją pocałunkami na pożegnanie. Obiecał, że jak zwykle będzie u niej w sobotę i zostanie do niedzieli. Z sercem lekkim jak piórko wrócił do firmy. Ona sprawiła, że poczuł, iż teraz żyje naprawdę. Od kiedy ją poznał nie dał się wyciągnąć Sebastianowi na żadną imprezę w klubie. To świadczyło o tym, że jednak powoli się zmienia. Na lepsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz