13 marzec 2012
ROZDZIAŁ VIII
Część 1
Czuwali przy niej na zmianę, raz Maciek, raz Marek, raz Raul. Nigdy nie
była sama i wciąż do niej mówili. Podświadomie karmili się nadzieją, że
ona ich słyszy. Teraz była kolej Raula. Okrył ją troskliwie kołdrą i
pogładził po włosach. Przyjrzał się uważnie jej twarzy. Wyglądała bardzo
mizernie. Karmiono ją przez rurkę w nosie. Na takich płynnych papkach
nie mogła przybrać na wadze. Jego rozmyślania przerwało wejście kilku
lekarzy. Wstał z miejsca chcąc wyjść na zewnątrz, ale powstrzymał go
doktor Grabowski.
- Proszę nie wychodzić. – Zwrócił się do niego. - Za chwilę będziemy ją
wybudzać. Było by dobrze, gdyby po wybudzeniu zobaczyła znajomą twarz.
Niech więc pan zostanie.
Odsunął się od łóżka, żeby zrobić im miejsce, ale trzymał się blisko.
Zaczęli odpinać zbędne przewody. Oddychała już samodzielnie, bo płuco
doszło do normy.
- Trzy tygodnie, trzy długie tygodnie. – Pomyślał. – Wreszcie będzie przytomna.
Obiecał sobie, że nie pozwoli, żeby miała być nieszczęśliwa i nigdy nie
wrócić do Marka. Ani ona, ani on nie zasługiwali na to. Opowie jej
wszystko, co wie o tym nieszczęsnym dniu, a przede wszystkim to, że
Marek jest bez winy w tej całej sprawie z Klaudią.
- Pani Urszulo, pani Urszulo, słyszy mnie pani?
Dobiegło do uszu Raula. Przysunął się bliżej. Widział, jak lekarz klepie ją delikatnie po policzku.
- Jeśli pani mnie słyszy, proszę ścisnąć mi dłoń.
Na początku nic się nie działo, a po chwili Raul, jak na zwolnionym
filmie obserwował jej szczupłe palce słabo zaciskające się na dłoni
lekarza.
- Proszę spróbować otworzyć oczy.
Powoli otwierała jeszcze ciężkie powieki, aż w końcu wszyscy ujrzeli te
intensywnie błękitne tęczówki. Raul przysunął się bliżej i wyszeptał
wzruszony.
- Córeńko, obudziłaś się wreszcie. – Poruszyła spierzchniętymi ustami, które już zwilżał stojący obok lekarz.
- Raul…- spłynęło z jej warg – jesteś…- ujął ją za rękę.
- Jestem kochanie, jestem tu cały czas. Wszyscy jesteśmy.
- Co się stało? Gdzie ja jestem? – Powiedziała z trudem.
- Jesteś w szpitalu. Miałaś wypadek. Operowano cię. Nie wolno ci się
jeszcze ruszać, więc leż spokojnie, dobrze? – Pogładził ją po policzku,
który wtuliła w jego spracowaną dłoń.
- Jak dobrze, że jesteś przy mnie.
- Pani Urszulo, może pani powiedzieć, jak się czuje? Czy coś panią boli?
- Chyba nic mnie nie boli, nie mogę tylko ruszać nogami. To takie dziwne
uczucie, jakby nie były moje. – Lekarz popatrzył na nią zaniepokojony i
odkrył kołdrę.
- Może pani poruszyć palcami? – Zmartwił się, bo ani drgnęły.
- Proszę spróbować jeszcze raz.
– Ja przecież ruszam nimi cały czas.
– Nie jest dobrze – pomyślał chirurg. - Na głos zaś powiedział.
- Dzisiaj pozwolimy pani zjeść bardziej treściwy posiłek. Koniec z
karmieniem przez rurkę. Jutro zabierzemy panią na badania. Musimy
sprawdzić, czy tam w środku wszystko się dobrze goi, a teraz zostawimy
panią ze stryjem, na pewno macie sobie dużo do powiedzenia. – Skinął na
pozostałych lekarzy i opuścili pokój. Raul przysunął się bliżej łóżka i
usiadł na krześle. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Ze stryjem? – Kiwnął głową rozbawiony.
- Jak cię tu przywieźli, Maciek pomyślał, że to dobry pomysł. Siebie
przedstawił jako twojego brata, a Marka, jako narzeczonego. Inaczej nie
udzieliliby nam żadnych informacji.
Zmarszczyła czoło intensywnie nad czymś myśląc.
- Marka? To przez niego tu jestem. Okazał się ostatnim draniem. Nakryłam go w łóżku z kobietą. Nienawidzę go.
- Nieprawda Ula… Kochasz go bardziej niż własne życie, a on kocha ciebie równie mocno, jeśli nie bardziej. – Powiedział cicho.
- Trzymasz jego stronę? Nie wierzę. – Pogłaskał ją po ramieniu.
- Coś ci opowiem. Proszę cię tylko, żebyś mi nie przerywała i dopiero po
wysłuchaniu powiedziała, co o tym sądzisz. - Tu opowiedział jej
wszystko, co wiedział na temat tej nieszczęsnej niedzieli i o roli
Sebastiana w całej sprawie.
- Gdybyś wtedy widziała Marka Ula, jak szalał z rozpaczy, kiedy zobaczył
cię w tym rozbitym samochodzie. Był strzępem człowieka. Klęczał na
mokrym asfalcie i wył, bo nie mógł sobie poradzić z własnym cierpieniem.
Był na granicy obłędu. Lekarz kilka razy dawał mu środki na
uspokojenie, a one w ogóle na niego nie działały. Mówił sam do siebie na
głos i na głos modlił się o cud, o to żebyś przeżyła. Oddał swoją krew,
żeby ci mogli zrobić transfuzję, bo bardzo dużo jej straciłaś, a macie
przecież tą samą grupę. On przez trzy tygodnie nie odchodził od twojego
łóżka. Nie jadł i nie spał, tylko wciąż powtarzał „Walcz kochanie,
walcz… Ty musisz żyć…Dla mnie…,bo ja sam bez ciebie nie potrafię…” -
Spojrzał na nią i zobaczył jej piękne oczy wypełnione łzami spływającymi
na poduszkę.
- Mówisz mi prawdę? – Zapytała drżącym głosem.
- Najszczerszą Ula. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał. – Otarła łzy wierzchem dłoni.
- Gdzie on teraz jest? – Raul spojrzał na zegarek.
- Będzie tu za pół godziny. Przyjdzie mnie zmienić. Trzeba też
zawiadomić twojego tatę, że się wybudziłaś ze śpiączki. On był tu
kilkakrotnie i bardzo się martwi. Jak tylko Marek mnie zmieni, pojadę do
Rysiowa i wszystko mu opowiem.
- Ucałuj ich wszystkich ode mnie i powiedz, że bardzo za nimi tęsknię. Może przywieziesz ich jutro?
- Przywiozę, jeśli tylko czujesz się na siłach, żeby przyjąć większą
liczbę gości. Byli też tutaj państwo Dobrzańscy. Oni też nie mogą się
doczekać rozmowy z tobą. Widać, że bardzo cię lubią.
Rozmowę przerwało skrzypnięcie drzwi. Do pokoju wszedł cicho Marek i ze
zdumienia zatrzymał się w progu zobaczywszy, że ona jest przytomna i
rozmawia z Raulem. Łzy pociekły mu po policzkach. Drżącym ze wzruszenia
głosem powiedział
- Ula, obudziłaś się…
Bał się podejść, bo nie był pewien, jak zareaguje. - Może znienawidziła mnie do tego stopnia, że nie będzie mnie chciała więcej oglądać?
Uśmiechnęła się promiennie i wyciągnęła do niego ramiona.
- Chodź tu do mnie i przytul mnie.
Nie czekał dłużej. Podbiegł do łóżka i objął ją najczulej i
najdelikatniej, jak tylko potrafił. Wtulił się w jej ciepły policzek
swoim, mokrym od łez.
- Wybacz mi kochanie, że musiałaś przeze mnie tyle przejść. Ja nigdy nie
chciałem świadomie dopuścić do takiej sytuacji. Kiedy zobaczyłem cię
tam, w tym zgniecionym samochodzie, myślałem, że oszaleję.
- Ciii…już dobrze. Już wszystko dobrze… - Pogłaskała go po głowie. -
Raul opowiedział mi, jak było naprawdę i ja mu wierzę, bo on nigdy mnie
nie okłamał. Teraz już wiem, że to nie była twoja wina, tylko tej złej
kobiety. Kocham cię.
Spojrzał z wdzięcznością na Hiszpana.
- Ja ciebie też. Najmocniej na świecie.
Te czułe wyznania przerwało im chrząknięcie Raula. Odwrócili głowy w jego kierunku.
- Będę leciał kochani. Tak, jak obiecałem Ula, jutro przywiozę tatę i
dzieciaki. Beatka bardzo tęskni. – Pożegnał się z nimi i wyszedł. Oni
nadal nie wypuszczali siebie z ramion.
- Jak się czujesz skarbie? – Uszczęśliwiony wpatrywał się w te dwa błękitne jeziorka.
- O to samo zapytał mnie przed chwilą lekarz.
- I co mu powiedziałaś?
- Powiedziałam, że dobrze i że nic mnie nie boli. Nogi mam tylko jakieś
dziwne, jakby nie były moje. – Zauważyła, że wyraźnie się zmartwił.
- O co chodzi? Czy ja o czymś nie wiem? Marek, masz taka samą minę, jak
ten lekarz. Powiesz mi? Chcę wiedzieć. Ja muszę wiedzieć. – Objął ją
mocniej.
- Dobrze, powiem ci, ale obiecaj, że wysłuchasz cierpliwie wszystkiego do końca. – Podniosła do góry dwa palce.
- Obiecuję.
Z dużym trudem zbierał się w sobie, żeby opowiedzieć jej o tym, co było po wypadku. Wreszcie zaczął.
- Wyszłaś bardzo poraniona z tego wypadku Ula. Brakowało naprawdę
niewiele, a nie przeżyłabyś. Jechałem z tobą karetką i widziałem, jak
cię reanimują stosując elektrowstrząsy. Nie mogłem tego znieść. Potem
podali ci więcej tlenu, bo okazało się, że masz zapadnięte płuco i nie
możesz oddychać samodzielnie. Już na miejscu, tu w szpitalu ja, Maciek i
Raul, czekaliśmy pięć długich godzin, zanim wyjechałaś z sali
operacyjnej. Wcześniej nikt nam nie chciał nic powiedzieć. Dopiero
później wyszedł lekarz i opowiedział nam o przebiegu operacji. Oprócz
problemów z oddychaniem, miałaś pękniętą śledzionę i silnie stłuczone
narządy wewnętrzne, bo prawdopodobnie mocno uderzyłaś w kierownicę.
Powiedział nam wtedy, że to i tak nic w porównaniu z tym, że masz
uszkodzony rdzeń kręgowy. Nie mógł nam wtedy powiedzieć, czy będziesz
chodzić, czy też nie, bo było na to za wcześnie. Musieli wprowadzić cię w
stan śpiączki farmakologicznej, bo w przeciwnym razie nie byłabyś w
stanie znieść bólu. Kiedy cię dzisiaj zbadał, zmartwił się, bo twoje
palce pewnie nie reagują. – Widział jak jej dwa błękity rozszerzają się z
niedowierzania i wypełniają się łzami.
- Nie będę już nigdy chodzić? To nie może być prawda. To zbyt okrutne.
Mam być przykuta do końca swoich dni do wózka inwalidzkiego? Nie wierzę…
kręciła z powątpiewaniem głową. Przytulił ją mocno i powiedział.
- Zobaczysz Ula. Ja ci gwarantuję, że będziesz chodzić, nawet wtedy, gdy
lekarze będą przeciwnego zdania. Poruszę niebo i ziemię. Znajdę
najlepszych specjalistów. Zobaczysz, że do ołtarza pójdziesz na własnych
nogach.
Cichutko łkała wtulona w jego ramiona. Słysząc jednak ostatnie,
wypowiedziane przez niego zdanie, oderwała się od niego bezgranicznie
zdumiona.
- Do ołtarza? – Odgarnął jej natrętne kosmyki włosów z czoła.
- Mhmm. – Zszedł z łóżka i klęknął przed nią, wyjmując jednocześnie z wewnętrznej kieszeni małe czerwone pudełeczko.
- Kochanie moje najdroższe. Bez ciebie moje życie traci sens i jest
takie ubogie, bo nie króluje w nim twój szczery uśmiech i te cudne, dwa
błękitne diamenty, w których widzę tylko miłość. Nie potrafię już bez
ciebie żyć. Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i
wyjdziesz za mnie?
Wpatrywała się w niego i nie mogła uwierzyć, że to, co widzi i słyszy, nie jest snem. Wreszcie przemówiła.
- Kochanie, czy ty jesteś w stu procentach pewien, że to ja jestem tą właściwą osobą?
- Ula. To jedyna rzecz, której jestem pewien nie na sto, ale na dwieście procent.
Popatrzyła na niego z wielką czułością. Ujęła jego szorstkie policzki w dłonie i wyszeptała.
- Kocham cię Dobrzański i zostanę twoją żoną.
Niczego więcej nie pragnął, tylko usłyszeć od niej te słowa. Objął ją i
złożył na jej ustach delikatny i niezmiernie czuły pocałunek.
Siedzieli w gabinecie lekarskim i czekali w napięciu na to, co miał im
do przekazania neurochirurg. Byli zdenerwowani. Maciek gniótł w dłoniach
kaszkiet, Raul nerwowo zaciskał dłonie, aż zbielały mu kostki, a Marek
wiercił się na krześle, nie mogąc usiedzieć w jednej pozycji. Wszyscy
trzej wbijali wzrok w twarz doktora przeglądającego kartę Uli.
- Panowie, – lekarz ogarnął ich spojrzeniem – jak wiecie, mamy już
komplet badań. Z zadowoleniem mogę stwierdzić, że jeśli chodzi o narządy
wewnętrzne, wszystko wróciło do normy. Wyniki są bardzo dobre. Gorzej
jest z motoryką kończyn, bo występuje też spastyczność mięśni. Nadal
mamy do czynienia z dużym porażeniem. Sytuacja jest poważna, ale nie
beznadziejna. Są spore szanse na to, że w przyszłości będzie chodzić,
jednak będzie to wymagało dużo cierpliwości i samozaparcia z jej strony.
Rehabilitacja, rehabilitacja i jeszcze raz rehabilitacja.
- Ula jest bardzo upartą i konsekwentną osobą. Nie poddaje się tak
łatwo, a my wszyscy, jak tu siedzimy, pomożemy jej w tym. – Marek
uspokojony taką diagnozą spojrzał śmiało w oczy lekarza. – Zrobimy
wszystko, co w naszej mocy, żeby znów zaczęła się cieszyć życiem. –
Medyk uśmiechnął się do nich.
- Przy takim wsparciu i determinacji z waszej strony wierzę, że na pewno
się to uda. Na wszystko jednak trzeba czasu. To on jest najlepszym
lekarzem.
- Kiedy będziemy mogli ją stąd zabrać? – Odezwał się milczący dotąd Raul.
- Nie widzę żadnych przeciwwskazań do tego, żeby mogła wyjść już jutro.
Jeszcze dzisiaj każę przygotować wypis. – Wstał zza biurka i każdemu
uścisnął dłoń.
- Razem z wypisem dostaniecie też grafik badań kontrolnych. Musimy śledzić jej postępy, dlatego konieczne są takie wizyty.
- Oczywiście. Będziemy się trzymać ściśle zaleceń i regularnie ją tu przywozić. – Marek jeszcze raz uścisnął dłoń lekarza.
- Dziękujemy za wszystko doktorze. Do zobaczenia. - Wolno wyszli z gabinetu i przystanęli chwilę na korytarzu.
- No chłopaki, wiemy już wszystko. Musimy ułożyć sensowny plan, co do
ćwiczeń i naszej obecności przy niej. Proponuję, żebyśmy po wyjściu stąd
pojechali do mnie. Tam przy kawie spokojnie się nad tym zastanowimy.
Wieczorem muszę jeszcze wpaść do rodziców i też ustalić z nimi pewne
rzeczy, szczególnie z ojcem. Chodźmy teraz do Uli.
Zeszli piętro niżej, bo po wybudzeniu przeniesiono ją do innej sali. Nie
potrzebowała już intensywnej terapii ratującej jej życie.
- Witaj kotku. – Uśmiechnięty Marek wślizgnął się pierwszy do pokoju, a za nim pozostali.
– Jak się czujesz? – Patrzyła na nich jasnymi, szczęśliwymi oczami.
- Już dobrze i nawet wierzę, że będę chodzić. Nie poddam się tak łatwo. – Marek przytulił ją.
- To właśnie chcieliśmy od ciebie usłyszeć. Jutro zabieramy cię stąd. Koniec szpitala.
- Naprawdę! Jak to dobrze! Kocham was! – Łzy zakręciły jej się w oczach.
- I my ciebie kochamy córeńko – odpowiedział wzruszony Raul.
- A ja wrócę tu jeszcze wieczorem i przywiozę ci rzeczy, żebyś nie
musiała paradować w szpitalnych ciuchach. – Maciek ścisnął ją za rękę.
- Dziękuję wam – wyszeptała – za wszystko, a przede wszystkim za to, że
jesteście cały czas przy mnie i mnie wspieracie. Nie wiem, czy
przeszłabym przez ten koszmar tak łagodnie, gdyby was tutaj nie było.
- Będziemy lecieć kochanie. Musimy uzgodnić kilka szczegółów, a ja
obiecałem rodzicom, że do nich wpadnę. Jutro odbiorę cię i zawiozę do
Rysiowa. Nie mogą się tam już ciebie doczekać. – Pogładziła jego
policzek.
- Pozdrów ode mnie rodziców i podziękuj w moim imieniu, że przychodzili do mnie, kiedy jeszcze spałam.
- Na pewno przekażę. Ucieszą się, że już nie będziesz musiała tutaj być i
na pewno odwiedzą cię w Rysiowie. Teraz już pójdziemy. Do jutra
skarbie. – Pocałował ją czule i odsunął się, żeby umożliwić pozostałym
pożegnanie się z nią.
W mieszkaniu Marka siedząc w salonie i sącząc kawę, dogadywali ostatnie szczegóły.
- To wielkie szczęście, że ma na miejscu całą bazę rehabilitacyjną, nie
będzie musiała nigdzie wyjeżdżać. Jeśli trzeba będzie kupić jakiś
dodatkowy sprzęt, ja się tym zajmę i pokryję wszelkie koszty. –
Zadeklarował się Marek.
- Hipoterapia, to też dobry pomysł. Mamy sporo dzieci z podobną
dysfunkcją ruchu, a ten rodzaj rehabilitacji daje naprawdę zaskakujące
efekty. – Dodał Raul.
- Tylko nie siodłaj jej Diablo. – Zaśmiał się Maciek. – Bo efekty będą gorsze, niż byśmy chcieli.
- Bez obaw. Dostanie łagodnego konia. – Raul spojrzał na Marka.
- Będziemy się zbierać. Maciek musi jeszcze raz przyjechać do Warszawy, a
ja obiecałem Józefowi, że wpadnę. Szykujemy jej na jutro prawdziwe
przyjęcie. Zaproś też rodziców, może będę mieli ochotę przy tym być.
- Dziękuję Raul. Na pewno im powiem. Trzymajcie się chłopaki. Jutro koło trzynastej powinienem być z nią na miejscu.
Część 2
Podjechał pod dom rodziców i wolno wszedł do środka. Skierował się do salonu, bo zauważył, że siedzą tam oboje, czytając prasę.
- Witajcie kochani. – Jak na komendę podnieśli głowy znad lektury.
- Marek! Witaj synku. Co Tam u Uli? Opowiadaj. Jesteśmy bardzo ciekawi.
Rozmawiałeś z nią? Jak się czuje po wybudzeniu? – Zasypali go gradem
pytań. Podniósł ręce, jakby bronił się przed nimi.
- Po kolei kochani, zaraz wszystko opowiem. – Z ulgą usiadł na foteli i odsapnął.
- Poszliśmy dzisiaj we trzech do neurochirurga, bo już miał wyniki
badań. Okazało się, że wszystko wróciło do normy, prócz nóg. Nadal jest
poważne porażenie i na razie nie będzie mogła chodzić. Dobra wiadomość,
to ta, że jutro ją wypisują. O jedenastej muszę być w szpitalu, żeby ją
odebrać. Jutro w Rysiowie szykują jej powitalne przyjęcie. Zostaliście
również zaproszeni. Pojedziecie?
- Oczywiście, że pojedziemy. – Odezwał się Krzysztof.
- Bardzo chcemy ją zobaczyć i uściskać. Tyle dla nas dobrego zrobiła.
Szczególnie dla Krzysztofa. Może moglibyśmy być też jej w czymś pomocni.
- Dziękuję wam. Dla niej to też bardzo ważne. Prosiła, żebym serdecznie
was pozdrowił i podziękował, że ją odwiedzaliście. Mam do ciebie prośbę
tato.
Krzysztof spojrzał na niego z zaciekawieniem, zamieniając się w słuch.
- Ona będzie potrzebowała rehabilitacji, a ja zrobię wszystko, żeby
ponownie stanęła na nogi i była sprawna. Dlatego chciałem cię prosić
tato, żebyś, co najmniej przez miesiąc zastąpił mnie w firmie. Sebastian
ci pomoże we wszystkim. Jak będą jakieś kłopoty, to dacie mi znać,
wtedy przyjadę, ale póki co, przeprowadzam się na ten miesiąc do
Rysiowa. Ona mnie teraz potrzebuje, a ja nie chcę i nie mogę jej
zawieść. – Dobrzańscy pokiwali ze zrozumieniem głowami.
- Oczywiście synku. Tata, dzięki regularnym pobytom u Uli w hotelu czuje
się świetnie i chętnie pomoże tu na miejscu. – Marek uśmiechnął się do
nich z wdzięcznością.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o której muszę wam powiedzieć.
W skupieniu czekali, jaką kolejną nowiną ich uraczy.
- Oświadczyłem się jej… a ona się zgodziła. Obiecałem, że do ołtarza pójdzie na własnych nogach.
Ujrzał szczęście rozlewające się po twarzach obojga. Podeszli no niego i uściskali go mocno.
- Gratulujemy z całego serca synu. – Krzysztof poklepał go po ramieniu. -
Dobrze wiemy, że tylko z nią możesz być szczęśliwy, a ją samą ucałuj od
nas i przekaż, że jutro na pewno będziemy.
- Dziękuję wam i na pewno przekażę. Dobrej nocy.
Niemal biegł szpitalnym korytarzem. Był taki podekscytowany. W ręku
trzymał wypis i całą litanię lekarskich zaleceń z załączonym do niej
grafikiem wizyt kontrolnych. Wpadł, jak burza do pokoju i triumfalnie
obwieścił.
- Kochanie, mam wszystko. Możemy się zbierać. – Popatrzyła na jego radosną twarz.
- A może byś się najpierw przywitał? – Rzekła kokieteryjnie. Podszedł do łóżka i objął ją mocno wtulając się w jej usta.
- Wiesz dobrze, że zawsze chętnie się z tobą witam. – Wymruczał jej do
ucha. – Ale teraz musimy się sprężać. Obiecałem Maćkowi i Raulowi, że
przywiozę cię na trzynastą. Moi rodzice i twoja rodzina też będą na
miejscu. Wszyscy nie mogą się ciebie doczekać.
Pomógł jej się przebrać. Zauważył, jak bardzo zeszczuplała przez skutki tego wypadku i pobyt tutaj.
– Wszystko nadrobimy. W domu poczuje się od razu lepiej. – Pomyślał
wkładając jej spodnie. Spakował jej rzeczy do torby i pobiegł po wózek,
bo nie mógł jednocześnie nieść jej i bagażu. Podniósł ją z łóżka i
delikatnie umieścił w wózku, kładąc jej na kolanach torbę.
- Gotowa? – Szczęśliwa kiwnęła głową. – Możemy jechać.
Podprowadził wózek do samochodu. Torbę wrzucił do bagażnika, a ją samą
usadowił na przednim siedzeniu zapinając pasy. Zanim zamknął drzwi z jej
strony, przywarł jeszcze do jej ust i wszeptał w nie.
- Jestem bardzo szczęśliwy kochanie. Zobaczysz, że teraz będzie już tylko lepiej.
- Wiem. – Odpowiedziała poważnie. – I niczego się już nie boję, bo jesteś przy mnie.
- Już będzie tak zawsze.
Ponownie ucałował jej usta i usiadł za kierownicę. Jechał ostrożnie i
bardzo uważał na drogę. Miał już dość przykrych niespodzianek. Wolno
wjechał na parking przed hotelem. Zobaczyli sporą grupę ludzi wysypującą
się na zewnątrz z hotelowych drzwi. Ujrzeli rodzinę Cieplaków,
Dobrzańskich, Sebastiana, Maćka i Raula, który wzruszony już biegł w ich
stronę. Marek wysiadł z samochodu i przywitał się z nim.
- Raul, w bagażniku jest torba z rzeczami Uli. Wyciągniesz ją? Ja wezmę
ją na ręce i zaniosę do hotelu. – Raul kiwnął głową i szeptem
powiedział.
- Wszystko jest przygotowane w świetlicy, więc tam ją zanieś.
Marek otworzył drzwi z jej strony i ostrożnie, jakby była z kruchego szkła, wziął ją w ramiona.
- Złap mnie mocno za szyję skarbie, żebyś nie wymknęła mi się z rąk. –
Zrobiła jak prosił. Niósł ją, jak najcenniejszy skarb w otoczeniu
rodziny i przyjaciół. Na miejscu usadził ją w wygodnym fotelu. Teraz po
kolei podchodzili do niej zaproszeni na przyjęcie goście i witali się z
nią. Pierwszy podszedł pan Cieplak i wzruszony uściskał przytulając do
jej buzi swoją pomarszczoną twarz.
- Tak się o ciebie bałem, córcia. Drżałem na myśl, że mogłoby cię już
nie być. Tak się cieszę, że do nas wróciłaś. Z chodzeniem też sobie
poradzimy. Zobacz ilu masz przyjaciół gotowych ci pomóc, a przede
wszystkim Marka, który bardzo cię kocha.
- Wiem tatusiu i bardzo wszystkim jestem wdzięczna. Kocham was bardzo,
Betti, chodź do mnie – zawołała młodszą siostrę – i ty też Jasiek. -
Podeszli oboje, a mała Beatka przywarła mocno do niej obejmując ją
dziecięcymi rączkami.
- Bardzo tęskniłam za tobą Ulcia, bardzo, bardzo, bardzo…
- Wszyscy tęskniliśmy – powiedział Jasiek całując ją w oba policzki. – Dobrze, że już jesteś.
Następni w kolejce byli Dobrzańscy. Helena ucałowała ją serdecznie mówiąc.
- Uleńko, tak bardzo się cieszymy, że z tobą już wszystko dobrze.
Cieszymy się również i gratulujemy zaręczyn. Nie moglibyśmy sobie
wymarzyć lepszej synowej. – Widzieli oboje jak się zarumieniła pod
wpływem tego, co usłyszała.
- Dziękuję pani Heleno i panu panie Krzysztofie też, za tak ważne dla
mnie słowa, również za to, że odwiedzaliście mnie w szpitalu, mimo, że
wtedy nie byłam świadoma niczego. Uściskali ją jeszcze raz i usiedli
przy stole. Przywitała się jeszcze z Maćkiem i personelem hotelu, wśród
którego też miała oddanych przyjaciół. Podziękowała szefowi kuchni,
który przygotowywał całe przyjęcie i naprawdę się postarał. Postanowiła
jeszcze coś powiedzieć. Głosy przy stole zamilkły.
- Powinnam wstać w takiej chwili, ale… sami rozumiecie, jeszcze teraz
nie mogę. Mam nadzieję, że szybko się to zmieni. Przede wszystkim chcę
wam wszystkim podziękować za wsparcie i dobre słowo. Jestem szczęśliwa,
że do was wróciłam. Przez te długie tygodnie bardzo tęskniłam za wami i
za tym miejscem. Jeszcze długa droga przede mną, zanim dojdę do dawnej
sprawności. Mocno wierzę, że rehabilitacja się powiedzie i znowu będę
mogła biegać po łąkach i lesie, który tak kocham. Chciałabym też móc
kiedyś dosiąść Diablo. Znowu chodzić - to teraz moje największe
marzenie. Moja mama powtarzała zawsze, że jak się czegoś bardzo chce, to
można osiągnąć wszystko, a ja bardzo tego pragnę i wiem, że przy
wsparciu rodziny i zgromadzonych tu dzisiaj moich niezawodnych
przyjaciół uda mi się to osiągnąć. – Podniosła kieliszek z szampanem. –
Wypijmy kochani za szczęśliwe powroty. Wszyscy zgodnie wychylili
kielichy.
Jeszcze długo siedziano przy stole racząc się pysznym jedzeniem i
trunkami. Marek rozmawiał z rehabilitantami i uzgadniał godziny ćwiczeń i
masaży. Od jutra miała walczyć o sprawność swoich nóg. Przywieźli też
jeden z wózków, żeby mu było łatwiej przywozić ją z domu na zabiegi.
Podziękował im za wszystko, i był wdzięczny, że tak gorliwie angażują
się w jej wyzdrowienie. Klepali go po plecach pocieszając.
- Niech się pan nie martwi panie Marku. Zobaczy pan, jak szybko stanie
na nogi. Oglądaliśmy tu o wiele gorsze przypadki, a jednak zdarzały się
cuda.
Był pokrzepiony tymi słowami i mocno wierzył, że tak właśnie będzie.
Spojrzał na Ulę. Zauważył, jak była blada. Podszedł do niej i powiedział
cicho.
- Ula, jesteś zmęczona. Powinnaś się położyć. Ja tylko skoczę po swoje
rzeczy do samochodu i zaraz zawiozę cię do domu. – Pokiwała głową.
- Masz rację. Czuję się trochę słabo. – Pogłaskał ją po głowie i pocałował w skroń. - Zaraz wrócę kochanie.
Wrócił szybko z powrotem i podprowadził wózek. Podniósł ją z krzesła i
posadził w nim. Pożegnali się ze wszystkimi, dziękując za przybycie i
wsparcie. Marek uściskał rodziców mówiąc, że będzie z nimi w stałym
kontakcie. Sebastian już wiedział o zmianach i gorliwie zapewnił go, że
będzie trzymał rękę na pulsie i pomoże we wszystkim seniorowi. Był już
spokojny, bo Ula wybaczyła mu i powiedziała, że nie ma do niego żalu.
Był jej bardzo wdzięczny, bo wyrzuty sumienia nie dawały mu spokojnie
spać i było mu przykro, że to właściwie przez niego musiała tyle
wycierpieć.
Wyszli na zewnątrz. Szedł powoli, pchając przed sobą wózek.
- Wziąłem miesiąc wolnego Ula. Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic
przeciw, jeśli przez ten miesiąc zamieszkam u ciebie? Od jutra zaczynamy
intensywnie ćwiczyć i ktoś musi cię zawozić na zabiegi.
- Oczywiście, że nie mam nic przeciw temu. Chcę, żebyś był blisko. Jak najbliżej. – Dodała już niemal szeptem.
Wniósł ją i usadził na kanapie.
- Przygotuję kabinę prysznicową. Wstawię tam taboret, żebyś mogła
wygodnie usiąść. Potem pomogę ci zmyć z siebie ten szpitalny zapach,
dobrze? – Pokiwała głową.
- Myślisz o wszystkim. Kocham cię. – Cmoknął ją w policzek i poszedł do łazienki.
Przygotował wszystko, co niezbędne było do kąpieli. Przemknął potem do
sypialni i przygotował łóżko. Z szafki wyciągnął jej koszulkę nocną,
którą kupił, jak leżała jeszcze nieprzytomna w szpitalu. Zabrał ją ze
sobą i podszedł do kanapy.
- Rozbiorę cię teraz i zaniosę pod prysznic. – Przytaknęła na znak zgody.
- Ostrożnie ściągnął jej bluzkę i spodnie. Odpiął biustonosz i ściągnął majteczki. Drżała. Zauważył to.
- Zimno ci? – Zapytał z troską.
- Nie…- Odpowiedziała zdławionym szeptem – To od twojego dotyku. Bardzo mi go brakowało.
Podniósł ją z kanapy i usadził w kabinie. Sam też się rozebrał i wszedł
do środka zasuwając za sobą drzwi. Puścił prysznic odsuwając go jak
najdalej od niej. Nie chciał jej poparzyć. Kiedy temperatura wody była
odpowiednia oblał delikatnie jej ciało, a następnie zaczął myć nasączoną
żelem gąbką. Poddawała się z przyjemnością tym zabiegom. Tak dawno nie
zażywała kąpieli. Dotyk jego dłoni był taki kojący i miły. Przymknęła
oczy wciągając z przyjemnością owocowy zapach żelu. Zaniepokoił się.
- Ula? Słabo ci?
- Nie kochanie. Jest mi tak przyjemnie i tak dobrze, a ty jesteś delikatny i taki subtelny.
- Nie mógłbym być inny, przecież tak bardzo cię kocham.
Nałożył na jej włosy szampon i potarł, a następnie spłukał go z jej
głowy. Ponownie wlał na gąbkę żel, tym razem męski. Szybko się namydlił i
spłukał pianę. Zakręcił wodę i sięgnął po wielki kąpielowy ręcznik.
Otulił ją i zaczął energicznie i dokładnie wycierać jej ciało. Sam też
wytarł się pośpiesznie. Otworzył kabinę, sięgnął po przygotowaną
koszulkę nocną i pomógł jej ją włożyć. Sam narzucił na siebie szlafrok i
zaniósł ją do sypialni. Ułożył ją w pościeli delikatnie całując jej
usta.
- Odpoczywaj, ja tylko posprzątam w łazience i rozwieszę te mokre ręczniki. Zaraz wracam.
Wtuliła się w miękką pościel. – Nareszcie w domu. Jest mi tak dobrze
i jeszcze Marek, taki opiekuńczy i troskliwy. Nie spodziewałam się, że
może być aż taki wspaniały i aż tak się dla mnie poświęcać. Ale z
drugiej strony, czyż ja nie byłabym gotowa zrobić dla niego wszystkiego,
o co by mnie tylko poprosił? – Pomyślała.
Wrócił do łóżka i wszedł pod kołdrę przytulając się do niej.
- Wszystko w porządku kochanie? – Przywarła do jego ust.
- W jak najlepszym. Jestem bardzo szczęśliwa, że jesteś tu ze mną.
- Nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie tu nie być. Jesteś całym moim światem. – Pocałował ją namiętnie. – Spojrzała mu w oczy.
- Marek…- Powiedziała niepewnie. – Czy mógłbyś się ze mną kochać? –
Spuściła wzrok. – Ja… chciałabym tylko wiedzieć, czy jeszcze coś czuję…
wiesz… tam… w środku…- Popatrzył na nią uważnie.
- Jesteś tego pewna? Ja nie chciałbym zrobić ci krzywdy.
- Obiecuję, że jeśli tylko mnie coś zaboli, to ci o tym powiem.
Uspokojony zachłannie wpił się w jej usta pogłębiając pocałunek. Pragnął
jej. Bardzo. Tęsknił straszliwie za pieszczotą jej rąk i ust. Pomógł
jej ściągnąć koszulkę i przywarł całym ciałem do niej. Miała taką
delikatną skórę, jak jedwab. Dotyk jego dłoni i gorące pocałunki, które
rozsiewał po całym jej ciele sprawiały, że drżała. Poczuła, jak jego
usta wessały się w jej kobiecość. Jęknęła. Wiedziała już, że czuje
wszystko, że pod tym względem nie jest upośledzona. Rozsunął jej nogi i
wszedł w nią delikatnie. Spojrzał na jej twarz, po której toczyły się
jedna po drugiej wielkie jak groch łzy.
- Czuję cię kochanie, czuję i jestem taka szczęśliwa. Znów całował ją
zachłannie zagłębiając się raz po raz w jej kobiecości. Prowadził ich na
szczyt. Spełnili się jednocześnie. Krzyczała, a on nie przestawał
całować jej słodkich warg.
- Dziękuję ci kochanie, nie spodziewałem się…
- Nie, to ja ci dziękuję. – Przerwała mu. – Dzięki tobie wiem, że nadal
jestem kobietą, że tam w środku nie jestem martwa. – Otoczył ją kokonem
swych ramion całując w skroń.
- Śpij już. Jutro musisz mieć siłę do ćwiczeń. Długa droga przed nami,
ale pokonamy ją. Jeszcze pobiegasz po łąkach i pojeździsz na Diablo.
Zobaczysz. Musisz tylko mocno w to uwierzyć.
- Wierzę kochanie, wierzę…- odpowiedziała sennym głosem.
Obudziło go dziwne łaskotanie po policzku. Otworzył oczy i uśmiechnął
się. Na wysokości swojej twarzy miał czubek głowy Uli. To jej włosy
łaskotaniem wyrwały go ze snu. Musnął ustami jej ciepłe od snu czoło.
Przyjrzał jej się z uwielbieniem w oczach. - Wygląda tak słodko i tyle szczęścia dała mi wczoraj. Moja śliczna, mała kobietka. – Pomyślał z rozrzewnieniem. Zerknął na zegarek. - Ósma. Trzeba się zbierać. – Na dziewiątą mieli być na basenie. - Muszę ją obudzić. – Stwierdził z żalem. Pogłaskał ją po policzku a następnie sięgnął jej ust. Poruszyła się.
- Obudź się skarbie, pora wstawać. – Wyszeptał. Otworzyła powieki i
jeszcze półprzytomnym wzrokiem popatrzyła na jego szczęśliwą twarz. Po
chwili obdarzyła go szerokim uśmiechem, od którego pojaśniały jej oczy.
- Już wstaję kochanie. Dzisiaj przecież jest pierwszy dzień, w którym narodzę się na nowo, prawda?
- Prawda. Poleż jeszcze chwilkę, a ja przygotuję łazienkę, żebyś się mogła umyć, a potem zrobię jakieś śniadanie.
Przysunął taboret do umywalki, żeby umożliwić jej umycie się bez jego
pomocy. W zasięgu jej rąk umieścił ręcznik, pastę do zębów, szczoteczkę i
mydło. Wrócił po nią i zaniósł na rękach wprost na taboret. Sam szybko
się rozebrał i wskoczył pod prysznic. Pięć minut wystarczyło. Otulony
szlafrokiem już niósł ją na kanapę w salonie. Przygotowanie śniadania
poszło bardzo sprawnie. Kawa, kilka kanapek i błyskawiczna jajecznica,
którą zjedli ze smakiem. Uwinął się z brudnymi naczyniami. Wyciągnął
rzeczy do ubrania, o które prosiła. Pomógł jej założyć bieliznę i
spodnie od dresu. Z bluzą poradziła sobie sama. Na stopy wciągnął jej
jeszcze ciepłe frotowe skarpetki i zawiązał adidasy. Sam też ubrał dres i
po chwili już sadzał ją w wózku. Przekręcił klucz w zamku i ruszył
pchając wózek w kierunku hotelu. Usłyszał za sobą szybkie kroki.
Obejrzał się i ujrzał Raula.
- Witajcie. – Przywitał ich serdecznie. – Wszystko w porządku? Poradziłeś sobie? A ty Ula, jak się czujesz?
- Raul. Wszystko dobrze. Marek jest bardzo dobrze zorganizowany i radzi
sobie świetnie. Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszej opieki. Nawet gdyby
coś szło nie tak, to przecież ty jesteś tak blisko. – Popatrzyła mu z
sympatią w oczy. - Na tobie też zawsze mogę polegać, bo nigdy nie
zawodzisz.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, wiesz o tym dobrze – powiedział wzruszony. – Pogładziła go po dłoni.
- Wiem Raul. Kocham cię bardzo.
- Musimy już iść. – Wtrącił się Marek. – Ula ma za chwilę basen.
- Tak, tak, nie zatrzymuję was. Spotkamy się może na obiedzie, to
jeszcze porozmawiamy. – Pomachał im na pożegnanie kierując się w stronę
stajni.
Wjechali do szatni. Przebrał ją w strój kąpielowy, sam też ubrał
kąpielówki. Wziął ją na ręce i wszedł na basen. Podszedł z nią do
rehabilitanta.
- Jesteśmy. Proszę nam powiedzieć, co mamy robić. – Trener uśmiechnął się do nich. Wyciągnął rękę do Marka i przedstawił się.
- Mam na imię Rafał. Z Ulą znamy się dobrze, a i pana znam, bo często pan tu bywał.
- Skoro tak, to mówmy sobie po imieniu. Jestem Marek. To, co robimy?
- Ja wejdę do wody a ty podasz mi Ulę, potem sam wejdziesz.
Z przyjemnością zanurzyła się w chłodnej wodzie. Marek w sekundę zjawił
się przy nich. Obaj utrzymywali ją na powierzchni podtrzymując dłońmi
ułożonymi na plecach. Rafał podsunął jej pod głowę długi wałek z pianki,
żeby ułożyła się na niej wygodnie.
- Spróbujemy rozruszać jej nogi. Ty złap za jedną stopę, ja za drugą.
Wykonuj takie ruchy jak przy pływaniu żabką. Pianka pozwoli utrzymać jej
głowę na powierzchni. Zaczęli ćwiczenia. Ula nie czuła bólu. Woda
skutecznie niwelowała jakikolwiek dyskomfort. Starała się też z całych
sił zmusić nogi do posłuszeństwa, ale jak na razie musiała liczyć na
swoich pomocników. Po kilkunastu minutach Rafał umieścił jej deskę
między udami.
- Ula, my ściśniemy ci nogi tak, żeby deska pozostała na swoim miejscu, a
ty postaraj się z całych sił wepchać ją po wodę. Złap się barierki i
pchaj z całej siły biodra w dół.
Długo się nie udawało. Deska, co rusz wyskakiwała nad lustro wody.
Wreszcie za kolejnym razem zebrała wszystkie siły i wepchała biodra pod
wodę. Udało się! Roześmiała się szczęśliwa.
- Chcę jeszcze raz i kolejny! Już wiem jak to zrobić!
Powtarzała ćwiczenie raz za razem nie przestając się uśmiechać z powodu
kolejnych prób zakończonych powodzeniem. Rozradowana, jak mała
dziewczynka krzyczała do Marka.
- Widzisz Marek! Widzisz! Potrafię!
Cieszył się razem z nią i uszczęśliwiał go jej entuzjazm. Po basenie
przewiózł ją na salę ćwiczeń. Podeszła do nich młoda dziewczyna i
przedstawiła się Markowi.
- Jestem Ania, to ja będę ćwiczyć z Ulą. Zapraszam.
Usadził ją na siodełku dziwnego przyrządu przypominającego trochę rower.
Ania ułożyła jej stopy w szerokich pedałach i zacisnęła na nich paski z
rzepami. Włączyła jakiś przycisk z boku i pedały zaczęły się kręcić, a
wraz z nimi nogi Uli.
- Ula, pedały kręcą się mechanicznie, ale skup się i spróbuj naciskać
stopami na nie tak, jakbyś naprawdę jechała na rowerze. – Poinstruowała
Ania.
- Dobrze, postaram się.
Marek usiadł na niskiej ławeczce stojącej obok i przyglądał się
ćwiczeniu. Ania zostawiła ich na chwilę samych i poszła sprawdzić, jak
idzie innym jej pacjentom.
- Dajesz jakoś radę? – Odezwał się po kilku minutach
- Daję – wysapała czerwona z wysiłku i emocji. Zachichotał.
- Jeśli dalej będziesz taka zawzięta, to na drugi rok wystartujesz w wyścigu pokoju.
- Nie wystartuję. – Pokręciła przecząco głową.
- No, a skąd wiesz? – Przekomarzał się z nią.
- Bo nie przyjmują kobiet.
Roześmiała się na cały głos. Zawtórował jej. Cieszyło go jej dobre
samopoczucie. Pedałowała już dobre dwadzieścia minut, gdy zauważył, że
dziwnie drgają jej nogi. Zawołał Anię.
- Aniu przyjrzyj się jej nogom, szczególnie udom. Widzisz, jak dziwnie
drgają tuż pod skórą. – Rehabilitantka pochyliła się każąc Uli pedałować
dalej. Przyjrzała się dokładnie, po czym wyprostowała się i szeroko
uśmiechnęła.
- To dobry znak. – Nie za bardzo rozumiał, co ją tak cieszy. – To nerwy –
wyjaśniła. To znak, że nie są martwe i porażone do końca. Mamy dużą
szansę na całkowite przywrócenie sprawności.
Ucieszyły ich te słowa i dodały sił do jeszcze większych starań.
Przenosił ją z jednego przyrządu na drugi. Na każdym ćwiczyła, co
najmniej pół godziny. O dwunastej trzydzieści Ania zarządziła koniec jej
wysiłków na dzisiaj. Zmęczona, ale szczęśliwa pozwoliła się przebrać
Markowi. Pełnym euforii głosem mówiła.
- Widzisz, dałam radę. Nie będzie tak źle. Wiem, że zniosę wszystko,
tylko bądź przy mnie. – Ucałował jej czerwony z emocji policzek.
- Zawsze będę przy tobie, moja mała, kochana dziewczynko. – Szepnął.
Weszli do jadalni, w której zastali już Maćka i Raula. Podjechał z Ulą do stolika. Przywitali się z nimi.
- I jak pierwszy dzień? Dobrze poszło? Nic cię nie boli? – Pytał zaciekawiony Maciek.
- Dobrze. Dałam radę. Nie było tak źle i nie boli mnie nic. Zobaczycie, że szybko stanę na nogi.
Jej wiara we własne możliwości poprawiła im samopoczucie. Zamówili obiad
i wymieniali jeszcze informacje przy jego konsumowaniu.
- Radzicie sobie beze mnie? Najbardziej martwię się o księgowość. Tam
nie można z niczym zwlekać i niczego zostawiać na później. Boję się, że
sam Maciek nie ogarniesz wszystkiego.
- To się nie martw. Nie miałem okazji ci powiedzieć, ale zatrudniłem
nową dziewczynę. Jest po ekonomii. Wdrożyłem ją we wszystko i już dobrze
sobie radzi. Ty masz się skupić tylko na sobie, a nie zaprzątać swojej
mądrej główki innymi sprawami.
- Jak w stajniach Raul? Jak Diablo? Chciałabym dzisiaj go odwiedzić. –
Zwróciła się do Marka. – Nie miałbyś nic przeciw temu? Wzięlibyśmy
melexa a wózek zapakowalibyśmy z tyłu, żebyś nie musiał mnie nosić. –
Uśmiechnął się.
- Wiesz dobrze kochanie, że nie jestem w stanie ci niczego odmówić.
Jeśli tego bardzo chcesz, to podjedziemy do stajni. – Uśmiechnęła się do
niego promiennie.
- Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz