30 marzec 2014 |
ROZDZIAŁ 2
Kciukami wytarł jej z policzków łzy. Z kieszeni wyjął klucze i podał jej. - Idź do naszego pokoju i odpocznij chwilę, ja idę do ojca. Odnalazł go rozmawiającego z Cieplakiem. Przeprosił i spytał. - Chciałbym z tobą pogadać tato. Możesz mi poświęcić chwilę? ![]() Krzysztof wstał i wraz z synem wyszedł na zewnątrz. Usiedli na jednej z ławek ustawionych przy malowniczym skalniaku. - Zauważyłeś tato jak perfidnie zachowuje się mama i Paulina? Już teraz mogę powiedzieć, że zepsuły nam wesele. Ciągle wybrzydzają i ostentacyjnie wyśmiewają się z tutejszej kuchni. Ula nie mogła tego znieść. Siedzi w wynajętym pokoju i zalewa się łzami. Jest jej przykro, bo te zupełnie nie na miejscu uwagi potraktowała bardzo osobiście. Ja również. One od początku miały taki plan, żeby przyjść i zepsuć nam ten dzień. Równie dobrze nie musiały przychodzić. Jakoś bym to zniósł, ale łez mojej żony nie potrafię znieść i nie wybaczę im tego zachowania. O ile mogę je zrozumieć w przypadku Pauliny, tak zupełnie nie rozumiem mamy, że zniża się do jej poziomu. - Wiem Marek. Nie jestem ślepy ani głuchy. Próbowałem je nieco stonować, ale chyba nie przejęły się moją gadaniną. Już nie będę próbować. Powiem im co o tym myślę i wyproszę je z przyjęcia. Wsadzę obie do taksówki i każę zawieźć do domu. Zaraz to załatwię, a ty idź uspokoić Ulę. Krzysztof stał naprzeciw siedzących na ławce Heleny i Pauliny. Splótł ręce na piersi i wyrzucił z siebie. - Znam cię Helenko od trzydziestu pięciu lat, a dzisiaj doszedłem do wniosku, że nie znam cię w ogóle. Nawet w najgorszych koszmarach nie wyobrażałem sobie, że potrafisz być podła do tego stopnia, że posuniesz się do zrujnowania najpiękniejszego dnia w życiu twojemu jedynemu dziecku. – Przeniósł wzrok na Paulinę. – A ty udowodniłaś dzisiaj wszystkim, że nie masz kompletnie klasy, bo zachowałaś się jak roszczeniowa gówniara i udzielna księżna, której nic nie pasuje. Lepiej będzie dla ciebie, jeśli już nigdy nie powiesz o sobie, że jesteś dobrze wychowaną kobietą z klasą. Właśnie dzisiaj udowodniłaś wszystkim, że jest dokładnie odwrotnie. Moja synowa ma jej więcej niż wy dwie razem wzięte. Myślę, że wasza obecność na tym weselu nie jest już niezbędna. Za chwilę podjedzie taksówka i zawiezie was do domu. Marek poczuł się bardzo urażony i rozczarowany. Nie potrafi uspokoić Uli, która nie jest w stanie zrozumieć, czym wam zawiniła, że tak bardzo jej nienawidzicie. Nie może przestać płakać. To była zagrywka poniżej pasa, podła i okrutna. Obraziłyście nie tylko mojego syna i synową, ale także mnie. To wszystko, co miałem wam do powiedzenia. Pozbierajcie swoje rzeczy, taksówka już czeka. A z tobą Heleno porozmawiam jeszcze w domu. Bez słowa podniosły się z ławki. Z sali zabrały swoje torebki i wsiadły do taksówki. Zdziwiony Alex podszedł do Krzysztofa dopytując się, o co chodzi. - Obie zachowały się skandalicznie. Obraziły Ulę i Marka. Zepsuły im tę piękną uroczystość. Czy chciałbyś, aby na twoim weselu znalazł się ktoś, kto bezustannie krytykuje wszystko i wszystkich? Kpi i wyśmiewa? Z całą pewnością nie zachowałbyś spokoju i wyrzuciłbyś takiego kogoś z przyjęcia. One nie zasłużyły na nic innego. Zamiast Marka, zrobiłem to ja. Obie są w drodze do domu. Twoja siostra chyba nadal nie może się pogodzić z faktem, że to nie ona jest żoną Marka. Moja żona nie może się z tym pogodzić również. W swojej nienawiści za daleko się posunęły. Nigdy nie przypuszczałem, że mogą być zdolne do czegoś takiego. – Krzysztof rozejrzał się po sali. – Przepraszam cię synu, ale muszę znaleźć Marka i Ulę. Senior Dobrzański wszedł na piętro i zapukał do jednego z pokoi. Po chwili drzwi otworzył mu Marek. Ula siedziała na łóżku i zalewała się łzami. - Ciągle płacze i nie mogę jej uspokoić – mruknął do ojca. Krzysztof usiadł obok niej i objął ją ramieniem. - Nie płacz Uleńko. Już nikt nie będzie robił ci przykrości. Moja żona wraz z Pauliną pojechała do domu. Już dość złego narobiły. Ty musisz wziąć się w garść, bo trzeba wrócić do gości. Za chwilę będą oczepiny. Wiem, że nie jest ci łatwo, ale musicie trzymać fason do samego końca. Wytarła oczy i spojrzała smutno na Krzysztofa. - One znienawidzą mnie teraz jeszcze bardziej, chociaż nie wiem co im takiego zrobiłam. Nigdy nie chciałam popsuć relacji Marka z mamą. Bez względu na to, czy ona mnie lubi czy nie, Marek jest jej synem. - Masz rację dziecko. Jednak ona nie miała skrupułów, żeby popsuć mu ten najważniejszy dla niego dzień. Chodźmy już, bo goście się niecierpliwią i twój tata też. Wrócili na salę i usiedli na swoich miejscach. Po oczepinach podszedł do nich Alex. Marek spojrzał na niego z niechęcią, a Ula powiedziała. - Jeśli i ty chcesz nas dobić, to nie krępuj się. - Nie przyszedłem was dobijać, ale przeprosić. Za Paulinę. Już wiele razy mówiłem jej, że ma ci dać spokój Marek. Nie posłuchała mnie. Po tym, co powiedział mi Krzysztof mam ochotę przywalić jej w twarz. Chcę, żebyście wiedzieli, że nie jestem waszym wrogiem, a z Pauliną sobie porozmawiam. Jeszcze raz przepraszam za nią. - Nie musisz przepraszać Alex, bo w niczym nie zawiniłeś i o nic nie mamy do ciebie żalu – Marek wyciągnął do niego dłoń. – Uściśniesz ją? Febo bez namysłu wyciągnął swoją prawicę. Nad ranem sala opustoszała. Zmęczeni goście udali się do swoich pokoi. Marek i Ula również. Nie byli w nastroju do spędzenia reszty nocy na upojnym kochaniu się. Przytuleni do siebie szybko zasnęli. W niedzielne, wczesne popołudnie wszyscy rozjechali się do domów. Państwo młodzi też wrócili na Sienną. Krzysztof wysiadł z taksówki i wszedł do domu. W salonie zastał swoją żonę. Usiadł obok niej i rzekł. - Mam nadzieję, że przemyślałaś swoje postępowanie. Jesteś winna przeprosiny zarówno Markowi jak i Uli. Liczę na to, że znajdziesz w sobie na tyle odwagi, żeby to zrobić. - Wiem Krzysztof. Na pewno przeproszę. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, przecież kocham Marka nad życie. Może i do Uli się przekonam jak lepiej ją poznam. Mógłbyś w moim imieniu zaprosić ich na następną sobotę? Zjedlibyśmy wspólny obiad. Ode mnie może nie odebrać telefonu – wyjaśniła widząc zdziwienie na twarzy męża. - No dobrze. Zadzwonię, ale wieczorem. Najpierw muszą dojść do siebie, bo wytrąciłyście ich z równowagi. Zaproszenie zostało przyjęte. Ula nie chciała kłótni. Pragnęła, żeby Marek nadal utrzymywał poprawne stosunki z matką. Krzysztof zapewnił ich, że Helena chce ich przeprosić. Tak się też stało. Przepraszała i nawet wycisnęła z oczu łzy, choć Ula odniosła dziwne wrażenie, że jednak Dobrzańska nie przeprasza szczerze, ale Marek te przeprosiny przyjął. Kiedy wracali już do domu, mówił: - Zobaczysz kochanie, że wszystko się jeszcze ułoży. Mama jak pozna cię lepiej to zrozumie, że jesteś najlepszym co dostałem od losu i tylko z tobą mogę być szczęśliwy. Ona się zmieni. Gwarantuję i wierzę, że już nigdy nie zrobi ci żadnej przykrości. Zaczęli wspólne życie. Na początku układało się wszystko idealnie. Byli szczęśliwi. Pauliny unikali, szczególnie Ula. I chociaż Alex zapewnił ją, że rozmawiał z siostrą i uświadomił jej kilka rzeczy, to nie doczekali się od niej przeprosin. Dumna panna Febo nie zniżyłaby się do tego, żeby kogokolwiek przepraszać. Nadal była wobec Uli złośliwa i opryskliwa. Korzystała z każdej okazji, żeby ją wykpić i upokorzyć. Helena stwarzała pozory i jak się wkrótce okazało, przyjęła zupełnie inną taktykę. Była przeziębiona. Już od tygodnia siedziała w domu i ani katar, ani kaszel nie ustępował. Miała też wysoką gorączkę. Lekarz przepisał jej mnóstwo specyfików i antybiotyk. Dał też dwa tygodnie zwolnienia. Marek troszczył się o nią. Kupował owoce i wyciskał z nich świeże soki, żeby miała choć trochę witamin. Okazało się, że nie tylko on o nią tak dba. Od pierwszego dnia jej choroby zaczęła pojawiać się w ich domu Helena. Znosiła jej hektolitry rosołu i niemal karmiła ją nim. Próbowała protestować. Mówiła, że poradzi sobie sama, ale Helena nie poddawała się. - Jesteś taka słaba Uleńko. Pozwól mi się tobą zająć, a zobaczysz, że choroba minie raz dwa. Nie miała argumentów i w końcu skapitulowała. Helena, która posiadała zapasowe klucze od ich mieszkania pojawiała się w nim z samego rana. Marek wychodził do pracy, a ona niczym duch materializowała się w drzwiach. Ula leżała w gorączce, a jej teściowa wpadała co chwilę do pokoju mówiąc: - Te skarpety Marka są jakieś niedoprane. Koszule też. Musisz koniecznie zwracać baczniejszą uwagę na kołnierzyki. Je najtrudniej uprać, ale nastawię pralkę i na pewno się dopiorą. Jak będziesz zdrowsza, to pokażę ci, jak ja to robię. Marek uwielbia dobrze uprane i uprasowane koszule. - Dziękuję mamo – odzywała się zachrypniętym głosem. Helena uśmiechała się do niej i mówiła. - Nie ma za co moje dziecko. Ty odpoczywaj, a ja poradzę sobie ze wszystkim. Ta jej nadopiekuńczość była bardzo męcząca i mocno podejrzana. Ula nie sądziła, by aż tak zmienił się stosunek teściowej do niej. Ta nadopiekuńczość była raczej kierowana w odniesieniu do Marka. Ona nie mogła dopuścić, żeby jej syn w jakikolwiek sposób ucierpiał w tym małżeństwie. Musiał mieć wszystko eleganckie i schludne od skarpet począwszy na krawacie skończywszy. Siedziała u ich niemal cały dzień. Siedziała do momentu, aż Marek wrócił z pracy. Podawała mu wtedy obiad mówiąc niewinnie. - Prawda, że smaczny? Nasza Zosia wie, co lubisz najbardziej. Ula pewnie nie przyrządza ci takich przysmaków. - Ula gotuje świetnie mamo. W weekendy jemy pysznie i zdrowo. W tygodniu zwykle jadamy na mieście, bo jesteśmy oboje pochłonięci pracą i nierzadko przynosimy ją do domu. Nie ma czasu, żeby gotować. - No tak…, no tak…, ale to nie powinno tak wyglądać. Do sypialni, w której leżała znękana gorączką i obecnością Heleny Ula, często dochodziły te wymiany zdań między Markiem i jego matką. Coraz bardziej zyskiwała pewność, że to jakaś wyrachowana gra prowadzona przez jej teściową. Tu niby taka miła, współczująca i usłużna, w rozmowach z Markiem starała się przedstawić Ulę w niekorzystnym świetle wmawiając mu, że jego żona nie jest taka idealna jak myśli. On na szczęście zawsze stawał po stronie Uli logicznie zbijając wszystkie argumenty matki. - Wyprałam i wyprasowałam Ci koszule. Na następny tydzień będziesz miał świeże. - Dziękuję mamo, ale nie musisz tego robić. Ja koszul mam dość, a i pralkę potrafię włączyć sam. - Wiem synku, ale znalazłam cały stos tych przygotowanych do prasowania i musiałam je uprać jeszcze raz, bo miały brudne kołnierzyki. Mówiłam Uli, że powinna na to zwracać uwagę. - Nie męcz jej mamo. Ona jest bardzo słaba. Mocno się przeziębiła, a gorączka dobija ją zupełnie. Będzie silniejsza to poradzi sobie ze wszystkim. - Oczywiście, że sobie poradzi. Mimo to ja zawsze chętnie przyjdę i jej pomogę. Przynajmniej nie będę się nudzić w domu. Tak mniej więcej przebiegał okres jej rekonwalescencji. Nie skarżyła się Markowi. On nadal wierzył, że matka dokonała niesamowitej wolty w swoim stosunku do synowej i był bardzo z tego zadowolony. Ula nie chciała psuć mu tego dobrego samopoczucia, a przede wszystkim ich wzajemnych relacji. W pokorze znosiła cierpkie uwagi swojej teściowej podane w kulturalnym opakowaniu. Sądziła, że jak wyzdrowieje i wróci do pracy, będzie miała już spokój, ale myliła się. Jej teściowa wznosiła się na wyżyny kreatywności. W firmie była codziennie. Kiedy zbliżała się pora lunchu wchodziła do sekretariatu objuczona termosami z zupą i drugim daniem. Rozkładała się ze wszystkim w Marka gabinecie. Oczywiście serdecznie zapraszała i Ulę, ale ona skorzystała z tej wspaniałomyślności zaledwie kilka razy. Później wymawiała się brakiem czasu, lub apetytu. Samotnie wychodziła z budynku firmy i szła na ulubione zapiekanki. One pozwalały jej przetrwać do siedemnastej. Marek zdawał się niczego nie zauważać. Czasem tylko mówił matce, że nie powinna się nimi aż tak przejmować i aż tak się poświęcać dla nich. Ona bagatelizowała to co mówił. - Ja wiem synku, że jest wam ciężko i ciągle nie macie na nic czasu. Ula jest taka zalatana. Kiedy wy znajdziecie czas na dziecko? Od ślubu minęło już kilka miesięcy, a tu nawet się na to nie zanosi. A może ona powinna się przebadać, czy w ogóle może zostać matką? - Wszystko w swoim czasie mamo. I na dziecko przyjdzie czas. Co ma być, to będzie. Ja nie mam stresu z tego powodu. Jesteśmy młodym małżeństwem i chcemy się najpierw sobą nacieszyć. Potem pomyślimy o dziecku. - Może to i dobrze – odezwała się po chwili. – Teraz nawet nie macie czasu, żeby o siebie zadbać, a co dopiero o dziecko. - To się na pewno zmieni. I o siebie zadbamy. Nawet nie byliśmy w podróży poślubnej, bo było tyle pracy, ale odbijemy to sobie. W lipcu zabieram Ulę nad morze. Odpoczniemy, zrelaksujemy się, może i o dziecko się postaramy. Będzie dobrze. |
kawi ;) (gość) 2014.03.30 15:51 |
Wszystko zapowiadało się niby tak sielankowo -
Ula i Marek są szczęśliwi, za chwilę biorą ślub. Wydaje się, że po tych
wszystkich zawirowaniach już nic nie może stanąć na drodze do ich
szczęścia, a tu się okazuje, że jednak może. Helena nie zachowuje się poprawnie, najpierw ubliża Uli, stara się zepsuć jej wesele, a potem nagle staje się opiekuńczą matką i wzorową teściową. Już wiem co w trawie piszczy. Dużo razy widziałam już takie scenariusze. Mam wrażenie, że Helena jest zazdrosna o swojego syna i mimo tego, że jest nawet miła do Uli, to pomału stara się ich od siebie ogradzać. Podejrzewam, że będzie to początek małżeńskich kłótni Marka i Uli. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wytrzymał by tej nadopiekuńczości długo. Pozdrawiam. |
MalgorzataSz1 2014.03.30 15:55 |
Kawi Kłótni raczej nie przewiduję między Markiem a Ulą. Będzie jedynie tylko jeden mały zgrzyt, ale to później. Z zachowania Heleny wyniknie jeszcze wiele nieprzyjemnych rzeczy. Ja też znam takie teściowe niestety. Kiedy u Ciebie coś nowego? Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału. Dzięki za wpis. Pozdrawiam. :) |
kawi ;) (gość) 2014.03.30 16:00 |
Właśnie idę się zabrać za pisanie ;) Co tam że na jutro mam dużo nauki, mam wenę! Pozdrawiam Cię serdecznie :) |
MalgorzataSz1 2014.03.30 16:28 |
Moja ciekawość wzrasta. Postaraj się Kwi, bo bardzo chcę przeczytać, co dalej. :) |
bewunia68 (gość) 2014.03.30 16:35 |
Więc chodzi o trójkąt w rodzaju ona, on i jego
mamusia. I nie zazdrość jest motywem, a niewłaściwa zdaniem Heleny
synowa. Ciekawe kiedy synuś przejrzy na oczy? Pozdrawiam |
Natalia (gość) 2014.03.30 16:43 |
Wczoraj wieczorem zastanawiałam się kto będzie tym trzecim małżonkiem, obstawiałam romans Uli bądź dziecko, o którym Ulka będzie bała się powiedzieć mężowi, a tu proszę. Nadgorliwa teściowa to podobno najgorsze co może spotkać małżeństwo i to jeszcze młode. Moi rodzice zawsze mówili, że ich teściowie są "spoko". Więc skoro aż takich słów używają, to chyba coś prawdy w tym jest. No ale przecież Helena to nie moi dziadkowie, jest bardzo inna i zawsze widziałam ją bardziej w roli wroga niż sprzymierzeńca dla synowej. Wczoraj napisałaś, że będzie się działo, a ja myślę, że będzie się bardzo działo. |
lectrice (gość) 2014.03.30 17:39 |
Próbowałem je nieco stonować, ale chyba nie
przejęły się moją gadaniną. Spróbuję raz jeszcze. Jeżeli to nie
poskutkuje, wsadzę je obie w taksówkę i każę zawieźć do domu. Wedlug mnie on juz nie probuje tylko od razu je wsadza do taksowki, walnal im gadke aby babsztyle wiedziely o co chodz ale nie dal szansy tylko natychmiast wyrzucil. Ja bym wolala : Próbowałem je nieco stonować, ale chyba nie przejęły się moją gadaniną. Juz nie bede probowac, powiem im co o tym mysle i wyprosze je z przyjecia, wsadzę je obie w taksówkę i każę zawieźć do domu. Czy cos w tym stylu. Ale z niej zlosliwa baba. Marek przejrzal jej gre na slubie ale teraz bedzie trudniej. Ten babsztyl nie ma nic do roboty w ciagu dnia ? Jakby sie zajela jakas praca to by te skarpetki przestaly jej przeszkadzac ! |
marit (gość) 2014.03.30 17:50 |
Dobrze,że będzie tylko sześć części to Ula nie zdąży urodzić, w razie gdyby była w ciąży. Nie daj Boże,bo wtedy zrobiłaby z niej ułomną ,że źle wychowuje lub opiekuje się maleństwem,a może jeszcze gorzej. Bumerang wróci do rasztapigi. Wiem że istnieje kurza ślepota,ale żeby byłą tak skażona i na nią zachorował Marek? Nie chce mi się wierzyć, ależ on jest naiwny. Trudno,ale wywaliłabym zołzę z domu,nawet kosztem cichych dni z mężem. Ojciec to gość w każdym calu. Krótka piłka,taksi i kierunek dom. Super. Szacunek dla tych ,którzy wg Krzysztofa zasługują na niego,a pozostałych wykluczyć z kręgu przyjaciół co byłoby najzdrowsze.. Mam nadzieję,że ponownie senior dostrzeże wyrafinowanie Heleny i zapobiegnie kolejnej goryczy Uli.Nie rozumiem jednej rzeczy,dlaczego Marek z taką dokładnością informuje o swoich zamiarach na najbliższą przyszłość swoją matkę. Ta zołza znowu coś uknuje. Dlaczego on jest tak łatwowierny i nie chce dostrzec tego co jest wrednie podane na tacy. Wiem,że to matka,ale być takim ślepym ? Współczuję Ulce,niech jedzie do ojca się odstresować,bo zwariuje. A tak nawiasem, z jakiej racji matka ma klucze do ich mieszkania. To chore, ta wredota zaraz spenetruje ich całą chatę. No nie. Nerwiki mam na tą babę.Ależ wredna ta teściowa,ponoć z klasą.? Czekam ze złością do czwartku. |
MalgorzataSz1 2014.03.30 18:13 |
Bewuniu Dokładnie chodzi o taki trójkąt: on, ona i mamusia. Na razie wydaje się nadopiekuńcza, ale ma w tym ukryty cel, a jaki, wkrótce się wyjaśni, chociaż chyba nie w następnym rozdziale. Natalio Ula to uczciwa dziewczyna i kocha Marka. Jest daleka od romansowania z kimkolwiek. Jest wierna Markowi. Mamusia sporo krwi napsuje szczególnie synowej. Nie zawaha się użyć najgorszych metod, byle by zdeprymować ją w oczach Marka. Lectrice Zdanie zaraz poprawię, bo masz rację. Helena zarządza fundacją, ale w takiej sytuacji ta działalność zejdzie na drugi plan, bo ona coś sobie zaplanowała i będzie konsekwentnie wcielać ten plan w życie. Marit Na pewno Ula zdąży urodzić, to mogę Ci obiecać. A jak zachowa się Helena, na razie nie zdradzę. A jeśli chodzi o Marka, to powiem tak. On zawsze miał dobre relacje z matką i nigdy się na niej nie zawiódł. Ona kochała go bezwarunkowo i zawsze pomagała, kiedy był w kłopotach. Broniła go też przed ojcem. Marek, od kiedy ich przeprosiła za wesele uważa, że nie ma już powodu, żeby jej nie ufać i nie wierzyć, chociaż konsekwentnie broni Uli za każdym razem, gdy jest oczerniana przez Helenę. Zachowuje się w stosunku do niej jak przedtem i mówi jej o wszystkich wspólnych poczynaniach nie podejrzewając, że Helena zechce wykorzystać to przeciwko nim. Marek cieszy się, bo uważa, że te relacje między synową a teściową są coraz bardziej poprawne. Ula się nie skarży więc i on nie ma żadnych podejrzeń. Tymczasem Helena w ogóle nie pogodziła się z takim stanem rzeczy, że to nie Paulina jest u jego boku. Przyjęła pewną strategię, która stanie się koszmarem dla młodych. Bardzo Wam dziękuję dziewczyny za podzielenie się ze mną Waszymi odczuciami. Widzę, że niektórym wzburzyłam krew. Jeszcze jej trochę napsuję. Pozdrawiam wszystkie. :) |
kawi ;) (gość) 2014.03.30 18:23 |
Na moim blogu pojawiła się nn - zapraszam! |
jute (gość) 2014.03.30 18:33 |
Kiedy czytam Twoje opowiadanie Małgosiu, to przypominają mi się różne sytuacje z przeszłości.Na mnie nie trenowała.,jakoś potrafiłam ją trzymać na dystans.Natomiast zięciowie to już była inna bajka.Wiem z opowiadań,że szkolenie zaczynało się w momencie wejścia do mieszkania,zwykle pkt. 1 było polecenie zmiany krawatu,koszuli lub jednego i drugiego.Pamiętam ,że mój szwagier(lubiłam siadać koło niego w czasie" spędów "rodzinnych) po dawce jakiegoś" rozlużniacza" podśpiewywał cicho" A moją teściową pogryzły dwie żmije,żmije wyzdychały a teściowa żyje"Niby twardy facet,żeglarz,(prywatnie)pracujący na eksponowanym stanowisku bał się swojej teściowej.Kobitki 1,50 cm (w kapeluszu)..Ciekawa jestem jak dalej poprowadzisz akcję.Biedna Ula.Czekam na czwartek.Pozdrawiam. |
MalgorzataSz1 2014.03.30 19:01 |
Jute Miło wiedzieć, że te opowiadania wyzwalają jakieś wspomnienia. Chciałabym też, żeby właśnie to opowiadanie przeczytały teściowe, które nie są w porządku w stosunku do swoich zięciów i synowych, a z pewnością jest takich mnóstwo, i wyciągnęły jakieś nauki dla siebie. Być może to opowiadanie w jakiś sposób zmieniłoby ich charakter na lepszy. Być może to marzenia ściętej głowy, ale fajnie byłoby usłyszeć o chociaż jednym takim przypadku. Pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2014.03.30 19:51 |
W tradycji wielu kultur jest zamieszkiwanie po
slubie w domu meza - i wtedy obowiazkowo z tesciowa, ktora, jesli
zlosliwa, moze sie "wyzywac" na calego. Potem jak to mlode malzenstwo "dorasta" i ma juz duze dzieci, synow, historia sie powtarza... Tylko zastanawiam sie dlaczego te stare matki sa takie niedobre, wylaza z nich najgorsze cechy charakteru, czy to dlatego, ze przez wiekszosc zycia byly zalezne od mezczyzn i wreszcie maja pole do popisu ? To chyba nie wystarczy bo przeciez wszystkie takie nie sa ! W naszym spoleczenstwie, mlodzi sa raczej osobna, a mimo to matki lubia sie wtracac ! Nawet te, ktore pracuja znajduja czas na zlosliwosci ! Kiedys kobiety raczej nie pracowaly i nie mialy wiele do roboty (starsze panie) i moze dlatego tak koncentrowaly swoje "wysilki" na mlodych parach. Dochodzi do tego to przekonanie, ze sie pozjadalo wszelkie rozumy i wie sie wszystko najlepiej ! U matki Marka szykuje sie chyba cos innego, ona ma plan i wtraca sie specjalnie po to by mieszac, zupelnie swiadomie. |
MalgorzataSz1 2014.03.30 20:28 |
Lectrice Nie ma nic gorszego od wtrącania się mamuś w życie dorosłych już dzieci. One chcą budować swój własny świat i niekoniecznie powielać zachowania swoich rodziców. Sytuacja komplikuje się wówczas, gdy na świat przychodzą dzieci. Młoda matka chce wrócić do pracy i wtedy wkracza instytucja babci, która jest na każde wezwanie i oprócz opieki nad wnukiem gotuje młodym obiadki i uważa, że jest upoważniona rów też w zakresie przeglądania im szaf i opierania ich. Oczywiście nie chciałabym tutaj generalizować, bo większość babć jest wspaniała, ale nie tak rzadko zdarzają się opisywane wyżej przypadki. Helena postanawia być bardzo miła i uprzejma i w myśl powiedzenia, że "z miłości można kota zagłaskać na śmierć" pod przykrywką tej uprzejmości wbija Uli kolejne szpile informując ją bardzo uprzejmie, że koszule niedoprane i skarpety też. Nigdy się z Ulą nie kłóci, nie dąży do scysji, ale prowokuje cały czas i doprowadza ją do ostateczności. Takich sytuacji będzie sporo o czym się wkrótce przekonasz. |
marit (gość) 2014.03.30 20:37 |
Gosiu,Ty chyba nie chcesz wpędzić mnie w zawał.Ula urodzi i ta hetera będzie Uli z buciorami włazić w wychowanie kruszynki?? Już mi się nogi uginają jak sobie pomyślę co ta cholera jeszcze wymyśli. Chyba poproszę Natalię, /która lubi ukatrupiać/, żeby cholerze cyjanku nasypała do kawy. Oj nie trawię straszliwie takich wrednych bab,co kładą młodym kłody pod nogi. Gosik,a co Ulcia urodzi,bliźniaczki??/ No uszczknij trochę,bo do czwartku tak baarrrdzoo daleko. |
MalgorzataSz1 2014.03.30 20:48 |
Marit No co urodzi? Dziecko urodzi, w związku z którym Helena będzie miała konkretne plany. Ale o nich już nic nie powiem i w ogóle już nic nie powiem. Poczekajcie cierpliwie do czwartku. :D |
lectrice (gość) 2014.03.30 21:07 |
Co urodzi, co urodzi .......Dziecko urodzi ???? To bedzie tak prozaicznie ??? No kurcze, Malgosiu, myslalam, ze nas zaskoczysz a ty powielasz schemat stary jak swiat ! |
MalgorzataSz1 2014.03.30 21:35 |
Powielam schemat w jakim sensie? W tym, że Ula urodzi kolejny raz w kolejnym opowiadaniu, czy w sensie, że nie chce zdradzić płci dziecka? |
lectrice (gość) 2014.03.30 21:56 |
Rozsmieszyla mnie odpowiedz jaka dalas Marit "No
co urodzi? Dziecko urodzi " i zastanawiam sie czy jest jakas inna
opcja, bo czago sie spodziewala Marit ? No bo jak nie dziecko to co ? I stad ten powielany scemat... (wszyscy rodza dzieci... :-DD |
marit (gość) 2014.03.30 22:00 |
Gosiunia? Wiem,że dziecko mądralino,ale juz wiem dzięki tobie,że ta hetera znów namiesza. O matulu,jak ja wytrzymam do końca tego opowiadania.Wyślij tę zołzę do Włoch z drugą zołzą,a Ula oddychać będzie zdrowymi płucami,a nie skrzypiącymi oskrzelami. Bbrrrrr. A tak z ciekawości,byłaś wietrzyć smródki kochanieńka? Doktorek dzisiaj naciągnął małolatów na trening,20 km.No i zadek go boli od siodełka.Chciał pożyczyć moje gacie,ale Marce je ubrał i rechotał sie z Michała,że co nie co mu opuchnie. Oj,dają mu popalić i potem się w czwórkę z siebie śmieją. samochodu nie ruszy przez 14 dni,takie złożył przyrzeczenie do końca postu. No i to mi się podoba. Miłych snów i całusy od mordaczków,bo zaglądają czy napisałam.Pozdrowionka. |
MalgorzataSz1 2014.03.30 22:49 |
Lectrice - teraz wszystko jasne. Marit Nie przeżywaj aż tak bardzo tej historii, bo Ci jeszcze zaszkodzi. Pomyśl sobie, że to tylko wytwór mojej nie zawsze zdrowej wyobraźni. Przeczytałaś już trochę moich opowiadań, i wiesz dobrze, że jeśli jest wina, musi być też zasłużona kara i Helena na pewno ją poniesie i odczuje bardzo dotkliwie. Pisałam już tu kiedyś, że mam w sobie duże poczucie sprawiedliwości i ponoszenie lary za coś, co się popełniło uważam za całkiem normalne. Bardzo nie lubię, kiedy złe rzeczy uchodzą płazem. Te Wasz doktorek, o ma z Wami prawdziwy krzyż pański, dopust boży, plagi egipskie i inne tego typu atrakcje. Koniecznie musisz go namówić, żeby zainwestował w takie gacie, bo jedne gacie na cztery osoby to stanowczo za mało. Wtedy on będzie mógł jeździć bezpiecznie i bez obawy, że sobie odgniecie co nieco. Słodkich snów dla wszystkich. Buziaczki. :) |
MalgorzataSz1 2014.03.30 22:52 |
Marit Przeczytałam jeszcze raz swój komentarz i stwierdzam, że moja klawiatura też połyka litery, lub mnie one się w oczach troją. Oczywiście miało być: kary nie lary i gdzieś jeszcze zjadłam literę. Sorry. |
lectrice (gość) 2014.03.30 23:37 |
No to mamy trzy zlosliwe klawiatury ! Odkad zmienilam komputer duch tego starego chyba gra na klawiaturze tego nowego - jest to jedyne wytlumaczene ilosci literowek ktore mi si przytrafiaja ! |
marit (gość) 2014.03.31 00:59 |
Wiecie co moje duszki,przewalałam się jak Brzydulka w pierwszym odcinku,z boku na bok i za cholerę nie mogę zasnąć,a jutro jadę do konowałów. No i po spaniu.Wypiłam już zieloną,malinową herbatkę i żadna cholera nie pozwala mi zasnąć. Zawzięłam się i zaczynam buszować po blogach i będę czytać opowiadania. Ach Gosiu.doktorek nie narzeka,on tak się cieszy jak małe dziecko,gdy mu chłopaki robią kawały i nabijają się,bo on w rewanżu daje też im popalić,oj,żebyś ty wiedziała Gosiu co z niego za numerant.Ostatnio narobił im w sznurówkach tyle supłów,że musieli je przeciąć i drugie wciskać w dziurki, a pod nosami takie mantry szły,że Filip w złości powiedział na doktorka,żeby mu wydmuszki opuchły od nie wygodnego siodełka. No to go bolały po wczorajszej jeździe. Tak się pierony kochają,że z tej miłości szczęki od śmiechu ich bolą.Dzisiaj ma nocny dyżur i jak dzwonił do chłopaków o 20-tej to pytał,czy ich kulasy przypadkiem nie bolą,bo jemu w zadek włażą z bólu. Oj durnowate chłopaki. No, a ja życzę Wam miłych snów kochane panie.Pa. |
MalgorzataSz1 2014.03.31 14:49 |
Marit A ja od co najmniej dwóch lat mam kłopoty ze snem. W ciągu sześciu, czy siedmiu godzin potrafię się obudzić cztery razy i przeklinam ile wlezie. Trochę lepiej jest jak wezmę tabletkę na spanie, chociaż ona nie do końca jest taka skuteczna. Nie biorę jej codziennie, bo nie chcę się uzależnić. Ja dzisiaj też miałam wizytę u mojego neurologa, a w środę idę do diabetologa i tak w koło Macieju. Ciągle wycieram jakieś kąty w przychodniach. |
marit (gość) 2014.03.31 16:21 |
Właśnie zasiadłam do kompa po wizycie u endokrynolog. Wciekły się wyniki,ale musimy drastyczne poczynić kroki,aby ta tarczyca zaczęła trochę się uspokoiła. Badania niektóre trwają 3 tyg. i to jest wkurzające,bo nie można tego przyspieszyć,a one potrzebne są na już,bo trzeba ustalić dawkowanie leków i klapa. wróciłam zrąbana podróżą,bo nie lubię przesiadek,ale tak jest i trudno się mówi. Chłopcy zrobili obiadek,kluseczki rzucane na wodę /ziemniaczane jak do czarninki/. Pychotka,a do tego ful cebulki z bekonikiem. Obliż się Gosiu,niech usłyszę. Idę odpocząć po turneee trójmiejskim. Narka. |
MalgorzataSz1 2014.03.31 18:55 |
Marit Zrobili pyszności, ale dla mnie zakazane, niestety. Dla Ciebie chyba też? O kluseczkach musiałam zapomnieć o smażonej cebulce z bekonem też. Przyswajam jedynie cebulę w surowej postaci. Z tymi badaniami wszędzie tak jest. Ja na początku roku chciałam się zapisać na rezonans kręgosłupa, to najwcześniejszy termin był na sierpień. Na szczęście zadziałała moja rodzinka, która mieszka w Sosnowcu i zapisali mnie tam właśnie na kwiecień. Wynik potrzebny mi jest na czerwiec, bo wtedy stanę przed komisją ZUS. |
Amicus (gość) 2014.03.31 20:30 |
Helena prasująca koszule? No tej serialowej
jakoś sobie nie wyobrażam z żelazkiem w ręku... ;) Ale wiem, że często
można spotkać takie mamuśki, które na złość synowej wciąż podcierają
syneczkom tyłek tylko po to, by pokazać dziewczynie, że nie jest dla jej
dziecka wystarczajaco dobra. To podła żmija z tej Heleny. Z uśmiechem
na ustach i pozorną uprzejmością stara się Uli wbić kolejną szpilę. A
Marek jest ślepy i głuchy! Mam nadzieję, że Ulka jej wreszcie pokaże gdzie jest jej miejsce! Poza progiem ich domu! Pozdrawiam :) |
lectrice (gość) 2014.03.31 20:32 |
Malgosiu, dlaczego ty mi opinie u Natalki psujesz ? Ja tu jej dobre rady, z dobrego serca, a ty w smiech ! Ty nawet nie wiesz, ze biduli zadek na rowerze przymarzl, przeciez to powazna sprawa, nie moglam tak dziewczecia zostawic ! No i musialam opublikowac dementum o charakterze anty gaciowo majtochowym! I co Natakla sobie teraz o mnie pomysli ? :-DD |
MalgorzataSz1 2014.03.31 20:47 |
Amicus Szczerze powiedziawszy to ja też nie widzę Heleny przy desce do prasowania. Haha. Jednak taki wizerunek teściowej był mi właśnie potrzebny. Niestety Ulka nie schwyci jej za łeb i nie wyrzuci z domu, chociaż ma na to wielką ochotę. Co do Marka on nadal będzie uważał, że wszystko jest w porządku, aczkolwiek będzie miał momentami wątpliwości. Dzięki Amicus, że zajrzałaś. Udanego tygodnia. Pozdrawiam. :) Lectrice Te gacie majciochowe, to jeszcze nic. Na pewno nie masz się czego wstydzić. Natomiast kochana coś dzieje Ci się z oczami, a to już prawdziwy problem. Odpowiedziałam na Twój komentarz u Amicus. Poczytaj sobie, to będziesz wiedziała, w czym rzecz. I nie przejmij się tak byle gaciami z byłej epoki. :) |
MalgorzataSz1 2014.03.31 20:54 |
Lectrice Nie pojawiłaś się też na blogu Ani o shinigami (o rany, też rymuję!), a tam rozdział czeka wklejony od 27-go marca. |
lectrice (gość) 2014.03.31 21:10 |
Przyznaje sie bez bicia, ze okulary posiadam. U Amikus szukam wylacznie biernikowych bledow i przez tekst lece szybko bo , sama nie wiem dlaczego, chyba zwyczajnie nie moge wszystkiego poprawiac... Tych bledow nie widzialam ale tez zupelnie sie nie nastawialam na korekte. Te bierniczkii to sa takie byczki o ktorych malo kto wie wiec o nich mowie bo przypuszczam, ze to nie przypadek tylko niewiedza. Inne literowki i drobne niezgrabnosci trudno... U Ciebie poprawiam bo tak jakos wyszlo, twoj blog jest pierwszym jaki zaczelam czytac regularnie (i komontowac) i moze dlatego. U Ani wariowaly spacje i na dluzsza mete nie bylo to znosne. Jesli u innych zobacze zle bierniczki to to napisze, inne bledy zostawiam. |
MalgorzataSz1 2014.03.31 21:26 |
Lectrice Dla mnie i tak jesteś wyrocznią w sprawach gramatycznych i ogólnie poprawności językowej. Komentarz u Amicus napisałam dla uciechy a błędy, które znalazłam są tak naprawdę niedostrzegalne w jej opowiadaniu i wcale nie przeszkadzają. Nawet napisałam jej, że nic nie musi poprawiać. I tak dziewczyna jest zalatana i ma niewiele czasu na pisanie. Podziwiam ją za to, że mimo wszystkich przeciwności potrafi pogodzić pasję z nauką. |
lectrice (gość) 2014.03.31 21:40 |
No wlasnie, jak juz z ta nauka skonczy i
dyplomik zalapie to powinna sie pasja zajac i sprobowac cos wydac. Ona
oczywiscie glucha na wszystko.... ale moze kiedys ? A jesli jej sie kiedys cos uda wydac to pierwsza polece i bede krzyczec 'A nie mowilam' (zazwyczaj tego nie robie choc z moimi zbukami moglabym codziennie po pare razy !) . Do Ani wpadne, chociaz przeczytam, na wiecej nie wiem czy znajde czas dzis bo mam sterte zeszytow.. |
lectrice (gość) 2014.03.31 21:44 |
Ja wyrocznia, o rany , ale sie rozmarzylam ... marze o tym, ze ktos mnie slucha... Jak to wyrocznia ??? A to dlaczego odsylasz mnie z pewnymi wymuszonymi byczkami ! No to teraz bedziesz akceptowac wszystko, jak wyrocznia to wyrocznia (uroslam o pare centymetrow...) :-DD |
jute (gość) 2014.03.31 22:44 |
Niech ktoś powie ,że mnie żałuje! jak mnie boli wszystko!Ręce,plecy barki,nawet dolny atawizm z oogroommnnymi przyległościami.Małgosiu,czy Ty zamyślasz,że Ulka urodzi dzidzię, a zołza będzie twierdziła,że wychowa ,bo potrafi lepiej ? |
jute (gość) 2014.03.31 22:54 |
Lectrice Mam nadzieję ,że poszło Ci na wysokość nie na szerokość? |
MalgorzataSz1 2014.03.31 22:59 |
Jute Ja Cię pożałuję, bo dobrze znam ten cholerny ból, który towarzyszy mi od ponad trzydziestu lat, chociaż myślę, że Ty mocno przegięłaś z tymi świątecznymi porządkami. A o dzidzi dowiesz się w swoim czasie, bo na razie nie zamierzam nic ujawniać. :D Pozdrawiam. :) |
jute (gość) 2014.03.31 23:27 |
Dzięki.Połknęłam prochy i idę pochodzić,Nie daję rady siedzieć,Dobranoc. |
lectrice (gość) 2014.04.01 00:00 |
Jute Ja rozumiem, ze ty sie nasprzatalas, a nie cos urodzilas bo juz nie wiem o jakich ty bolach mowisz. Zastanawiam sie tylko dlaczego chcesz sie w powietrze wysadzic, po co ci te prochy ? Nie zapalaj lontu bo z kim bedziemy gadac na blogu ! Jute, a po co ty sprzatasz ? Teraz bedziesz powolutku obserwowac jak wszystko sie powolutku brudzi i az Ci bedzie zal ! A jakbys nie sprzatala to by ci tych nieporzadkow nie bylo szkoda!! Malgosiu, Ja rosne rownomiernie we wszystkich kierunkach, wzdluz z tej dumy o wyroczni, w szerz od rz/zarcia (jest pozno i nie wiem jakie rz/z to sobie wybierz to co wolisz...). Ostatnio probowalam uwazac na to co pochlaniam, postanowilam zywic sie sama woda z malymi wyjatkami... I wcale nie chudne , tak sobie mysle, ze to przez te wyjatki, no bo chyba nie przez wode ? Chyba zmienie diete na sama wode z dodatkami... |
jute (gość) 2014.04.01 18:27 |
Lectire No co po co? A pochrzaniona ćwikła na święta ?Co ja jakiś tarlak jestem,żeby się męczyć tarciem? a tak bum! i gotowe. |
lectrice (gość) 2014.04.01 19:10 |
Jute To ty cale pole burakow chcesz wysadzic? Tylko nie pochrzan czegos bo ci na slodko wyjda... |
jute (gość) 2014.04.01 19:20 |
Lectire Wiesz im więcej tym lepiej,nie czuła bym się samotna. |
ADRIANCREVAN (gość) 2014.04.01 19:24 |
Witaj Małgosiu :-) twoje opowiadanie przypomina mi jeden z moich ulubionych filmów , mianowicie "Sposób na Teściową " kojarzysz ten film ? :-) co do Aleksa ja zawsze miałam troszuku do niego słabość i podejrzewałam, że nie jest taki zły na jakiego się kreuje ! :-) przepraszam Cię że dopiero teraz wpadałam, ale miałam cały weekend poza domem , szkoła - jak się pewnie domyślasz :-) a i wczoraj przespałam cale popołudnie z powodu zmiany czasu ! :-) zapisałam kolejną częśc rozdziału 2 ale w zeszycie , jak przepisze do kompa to oczywiście wkleję jak najszybciej, buziale |
lectrice (gość) 2014.04.01 19:24 |
Buraki Ci towarzystwa dotrzymuja ? |
MalgorzataSz1 2014.04.01 19:32 |
Aniu Pamiętam taki tytuł, ale filmu nie widziałam. Do napisania opowiadania zainspirowała mnie właśnie jedna taka wredna teściowa. Mam nadzieję, że wiernie oddam jej parszywy charakter. Ty miałaś zajęcia w weekend, a ja od wczoraj mam rajzę po przychodniach. Wracam kompletnie wykończona i czekaniem w kolejkach i ludźmi, którzy w nich stoją. To nie na moje nerwy. Wczoraj też spotkałam się w jednej z przychodni z moją Halinką, od której przesyłam Wam pozdrowienia. Ta to nigdy nie traci optymizmu i za to ją podziwiam. Pytała mnie, czy byliście drugi raz na "Kochaniu na kredyt", ale powiedziałam jej, Was tak jak i nas dotyka coraz bardziej kryzys ekonomiczny, a bilety za drogie. Czekam oczywiście na Twój kolejny rozdział, bo jestem ciekawa, co wyniknie z tej już można powiedzieć, bliskiej zażyłości Barbie i Willa. Dzięki, że wpadłaś. Pozdrawiam. :) |
jute (gość) 2014.04.01 20:08 |
No. |
lectrice (gość) 2014.04.01 20:13 |
Jute Super, chyba sa czerwone z radosci (a moze ze zlosci?) !!! Ze zlosci bo je okrutnie pociachalas i kazalas im sie bawic z tym gryzacym... no z tym... chrzanem. |
jute (gość) 2014.04.01 20:31 |
Te czerwone buraki są teraz zielone,pochrzanione będą różowe,albo zostaną zielone i będą robiły za erzac wasabi.Pamiętaj,że lepszy rydz(rudy) niż nic. |
lectrice (gość) 2014.04.01 20:47 |
Ja widze, ze u Ciebie wiosna na calego i kolorowo sie zrobilo ! Jute A czy wiesz, ze czerwone jablka (malinowki) wcale nie sa dobre jak sa zielone? A zielone jablka (np papierowki) nie sa dobre jak sa jeszcze zielone ale jak dojrzeja i zrobia sie zielone to sa dobre. A ogorki zawsze sa zielone (glupie), ja czasem tez jestem zielona ale ja umiem spiewac, a ogorek nie ! Czy ty wiesz dlaczego ogorek nie spiewa ? P.S. Mam nadzieje , ze Malgosia sobie przerwe zrobila bo jak sobie to poczyta to sie zrobi czerwona jak burak ze zlosci i na zmiane koloru tylko bialy chrzan jej pomoze ! No to "Zielono mi" Pozdrowionka |
ADRIANCREVAN (gość) 2014.04.01 20:56 |
pozdrów również panią Halinkę od nas serdecznie :-) i podziękuj :-) |
MalgorzataSz1 2014.04.01 21:28 |
Aniu Pozdrowię na pewno. :) Lectrice Dzisiaj mam gorszy dzień, dlatego nie komentuję Waszych rozważań ogródkowo - warzywnych, ale chętnie czytam i śmieję się do rozpuku. Pozdrawiam i Jute i Ciebie. :) |
jute (gość) 2014.04.01 21:30 |
Ja tam zawsze lubiłam zielone czerwone jabłka i zielone zielone jabłka. Teraz pokutuję.Bo zielone bywa zdradliwe.Kiedyś wsypałam do ekspresu zieloną kawę i głupi młynek się obraził , zrobił takie cieńkie wrrr i głupia maszynka wyprowadziła się do serwisu na dwa tygodnie.Potem mąż powiedział ,że zielona ta jestem ja a kawę to trzeba było utłuc w MOŻDIEŻU na kwaśne jabłko.A przeczytałam,że marwit piła zieloną herbatę na śnienie ,muszę jej napisać,że lepiej mogła pić kawę, taką która prawie rozpuszczała dzbanek i pewnie gwożdzie też by rozpuściła i którą mój mąż katował mnie przez dwa tygodnie. Za karę, za tą zieleninę.Przestań,że nie wiesz dlaczego ogórki nie śpiewają? Uszu nie mają i nie słyszą muzyki,ot co! |
jute (gość) 2014.04.01 21:33 |
Małgosiu, czy idzie Ci teraz zielony dymek z czerwonych uszu?To wiosna właśnie! |
MalgorzataSz1 2014.04.01 21:45 |
Jute Takich objawów nie mam. Jedyny jaki zauważam, to szeroki banan na twarzy, bo zdążyłyście mi poprawić humor. Generalnie jednak wczorajszy i dzisiejszy dzień był bardzo wyczerpujący i kompletnie pozbawił mnie sił. Jutro będzie podobnie. Dopiero w czwartek będę mogła trochę odetchnąć. |
lectrice (gość) 2014.04.01 21:51 |
Za ogorka bardzo dziekuje bo mnie ten temat od
bardzo dawna nurtuje, od kiedy w liceum !! (poprzedni wiek) zapoznalam
sie z utworem o ogorku - no widzisz przez trzydziesci lat nie wiedzialam
i bylam zielona, a teraz nagle bede mogla zmienic kolor ! Uff! koniec z problemami ogorkowymi , teraz pomysle sobie o niebieskich migdalach... Ja lubie kawe czaaaarna jak noc, gwozdzi nie jadam bom nie fakir wiec nie wiem czy rozpuszcza czy nie. Malgosiu ty nam sie kuruj bo po tych lekarzach zrobilas sie nam biala jak sciana i wyraznie Ci kolorkow brakuje, musisz sie zarozowic ! Wiec odpoczywaj i nabieraj tych kolorkow. A ja jak bylam mala to bylam okropnie biala, do tego duza na swoj wiek i chuuuda, i w wierszyku o jarzynkach gralam pietruszke, nic nie mowilam (bo ta pietruszka slabiuutka), jakas rzepka mnie pokazywala palcem i mowila "Lecz pietruszka - z tą jest gorzej, blada, chuda, spać nie może". No prosze i jak ja moglam "zdrowo sie chowac" z takimi przezyciami ? Blada to ja jestem nadal, z ta chudoscia juz nie tak chudo, a jesli chodzi o brak koloru to sobie w dzieciach odbilam na calego ! |
lectrice (gość) 2014.04.01 21:52 |
Malgosiu, te rozne konowaly wycisnely cie jak cytrynke ! |
jute (gość) 2014.04.01 22:02 |
To chyba jak limonkę? Bo cytrynki to żółte,jak te potem brązowe kurczaczki.Co upiec na święta ?Macie jakieś pomysły?Najlepiej takie ,żeby się samo zrobiło. |
lectrice (gość) 2014.04.01 22:05 |
U mnie sie tylko samo je , niestety nigdy sie samo nie robi ! |
lectrice (gość) 2014.04.01 22:16 |
Jute A co ma kurczak do cytryny ? |
MalgorzataSz1 2014.04.01 22:20 |
No konowały nie próżnowały przy mnie. prawdzie
nie wyciskały mnie jak limonki, ale utoczyły tyle krwi jak na jakiś bal
wampirów. Lectrice. Cytryna jest żółta tak jak małe kurczątka, które w miarę wzrostu zmieniają upierzenie, choć niekoniecznie na brązowe. |
lectrice (gość) 2014.04.01 22:22 |
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA to teraz wszystko jasne jak slonce (tez zolte). Czy slonce tez stanie sie kura ? |
jute (gość) 2014.04.01 22:30 |
Bo to wszystko przez te małe ludziki w czerwonych czapeczkach. Jak się robi zielono to one uciekają na urlop.,i trzeba samemu wszystko robić.Mój syn powiedział przed chwilą,,że by upiec coś drożdżowego i coś mokrego.To chyba bułkę mu w piwie zamoczę.No to mi doradził. |
MalgorzataSz1 2014.04.01 22:34 |
Drożdżowe raczej mokre nie jest, chyba że z mlekiem. Tu nie można zrobić dwa w jednym. :) Zrób marchewkowe. Przepis wygoogluj. Wilgotne, choć nie drożdżowe, ale pyszne. |
jute (gość) 2014.04.01 22:41 |
No co Ty?To tak jak z tymi smrekami.Każdy jest drzewem,ale nie każde drzewo jest smrekiem,Ale kto wie? coś się temu naszemu słoneczku rąbie, te pory roku jakoś tak zmienia, mam nadzieję,że w razie czego nie będzie głośno gdakać i srać nam na głowy. |
Ira (gość) 2014.04.02 11:00 |
Gosiu. Na stronie Kawi, zadałaś mi pytanie o leczeniu HIV. Otóż,moi znajomi nie wyszli w pełni w stadium AIDS,co zostało pozytywnie jakby rzec,zatrzymane w dalszym rozwoju. Jak się okazało Isabella,miała transfuzję w czasie ciąży,a oznaczało to,że krew była zarażona HIV. Wszyscy lekarze byli w szoku,jak to możliwe,że krwiodawcy nie poddano intensywnemu badaniu,na posiadanie wirusa. Dzięki Bogu,no i czujności lekarzy,wykryto bardzo szybko, jak Marceli dzisiaj mówi tajemniczego,podrywacza serca jego żony. Isabella była w 8 miesiącu ciąży,gdy podano jej krew,a tym samym natychmiast po wykryciu komórek wirusowych,dokonano cesarskiego cięcia.No cóż,obawa o życie Oliviera /tak ma imię/ była wielka. Siedmiomiesięczne dziecko ma większe szanse na przeżycie, nie brano pod uwagę innej opcji. Isabella otrzymywała od wielu lat stosowany lek Didex / Didanosine/,który doprowadził do zahamowania replikacji wirusa.Dzisiaj cieszą się Olivierem 10 mcy ,moim chrześniakiem,bo jest zdrowy.Kontrola obowiązkowa,wszystkich członków w rodzinie.Życzę im wszystkim zdrowia,Jadę do nich na święta. Mam nadzieję, że za wiele nie opisałam,jak się dokładnie leczy, ale to jest moja lekarska tajemnica.Przepraszam i bardzo serdecznie pozdrawiam. P.S Nie używałam medycznych sformułowań ze względu na trudność zrozumienia określeń medycznych. |
MalgorzataSz1 2014.04.02 11:37 |
Ira Ja bardzo Ci dziękuję za przybliżenie sprawy, ale musisz przyznać, że sytuacja, jaką opisujesz jest specyficzna i miała wielkie szanse na szczęśliwe zakończenie. Mnie bardziej interesował przypadek taki jak opisała Kawi. Wiadomo, że jeśli bardzo uparliby się na posiadanie dziecka, zapłodnienie musiałoby się odbyć in vitro, bo Marek mógłby się zarazić wirusem przy bezpośrednim kontakcie. Jeśli Ula zaszłaby szczęśliwie w tę ciążę, to czy w takim przypadku dziecko nie byłoby obciążone już na starcie wirusem? Mnie się wydaje, że jednak tak i nie wiem czy już po urodzeniu można by je było wyleczyć z HIV. To bardzo trudny temat i z pewnością bolesny dla ludzi, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji i to już nie chodzi nawet o nich samych, ale o to nowe życie, które powinno być zdrowe i bez obciążeń. Dziękuję, że się odezwałaś, bo chociaż czytałam dość sporo na temat wirusa, to jednak nigdy nie zetknęłam się z nim bezpośrednio. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Ira (gość) 2014.04.02 14:45 |
Szczęście w nieszczęściu było w przypadku Isabell takie,że badania Hb wykonano godzinę po transfuzji. Wyniki nie były jeszcze zadowalające,ale minimalna poprawa. Na dość,że wysoka anemia ciążowa,to jeszcze wirus podano na `złotej tacy.`Czegoś takiego nikt o zdrowych zmysłach,nie mógł się spodziewać. Idziesz do szpitala leczyć się,a tu uśmiercają cię,nie na twoje życzenie wraz z potomkiem.Bardzo przeżywałam ich rozpacz,bo nie wyobrażam sobie swoich dzieci w tej sytuacji. Przede wszystkim Gosiu,bardzo dużą rolę w okresie niemocy,załamania obojga, odegrała miłość Marcelego, tak ogromna do Isabell i maleństwa,że poświęcił swoją w pracę ,na rzecz bezpłatnego urlopu,aby być z nią, głaskać jej brzuch,być przytulonym do niej,być na każde jej przekręcenie się na bok. Musisz to sobie tylko wyobrazić,a ja widziałam to na co dzień i za to ich bardzo kocham,mimo ,że nie jesteśmy rodziną / a oni moimi dziećmi mogliby być/ bardzo się szanujemy i pomagamy na wzajem. Jeżeli chodzi o Ulę, Gosiu, tak jak mówisz i tylko i wyłącznie in vitro. Mam nadzieję,że przy tej opcji pozostaniesz opisując jej ciążę,bo jak zauważy. Marek na pewno zaraziłby się od Uli tego jestem w 100% pewna. Bardzo Cię podziwiam i przyznam szczerze,że podjęłaś bardzo ryzykowny,trudny temat i z niecierpliwością oczekuję /sorry/ reakcji wściekłej teściowej,na samo słowo in vitro. Aż się boję wyobrażać co Ty napiszesz.A w ogóle wyobrażam sobie minę jej,w chwili gdy usłyszy o ciąży /sur mama /. Dzisiaj wyjeżdżam do Londynu na sympozjum o HIV,AIDS, na 4 dni .Nie będę miała możliwości przez tydzień,czytania dalszego ciągu,twoich wspaniałych opowiadań / wnuczka 28 l, pokazała mi co czyta / ale po przyjeździe, zapewniam, nie omieszkam dogłębnie się zanurzyć w lekturę. Zjechałam już na stałe do Polski,ale jestem w dalszym ciągu zapraszana przez kolegów na zjazdy i sympozja.W niedługim czasie / m-c V/ wyjężdżamy z kolegami z Francji do Japonii,również w ramach leczenia hiv,aids. Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę owocnych pozytywnych komentarzy pod każdym opowiadaniem. |
MalgorzataSz1 2014.04.02 15:13 |
Ira Trochę źle mnie zrozumiałaś, bo ja nie planuję w swoim opowiadaniu zajścia w ciążę poprzez in vitro. Napisałam tylko, że nawiązując do opowiadania Kawi to po wyjściu z nałogu, gdyby chcieli mieć jeszcze dzieci to na pewno nie poprzez bezpośredni kontakt, ale właśnie przez in vitro. U mnie Ula zajdzie w ciążę tradycyjnie i nie będzie miała z nią komplikacji. Zazdroszczę Ci wyjazdów i tego, że poznałaś i nadal poznajesz ten nasz piękny świat, a w dodatku te wyjazdy są w takim pożytecznym celu. Ja mogę tylko z przyjemnością o tym czytać i ewentualnie oglądać zdjęcia. Życzę Ci szczęśliwych podróży i mam nadzieję, że odezwiesz się po powrocie. Powodzenia. :) |
Marit (gość) 2014.04.02 17:34 |
O rety,ależ mnogości na tym blogu Gosiu. Pięknie,aż miło z wiosną czytać,jak ludziska wynurzyli się z pieleszy do czytania? Kolorowo się na tej stronie zrobiło ,od głupich ogórasów, niedojrzałych jabcoli,zawstydzonych burasów,a właściwie, różowych,bo Jute ma jakąś rasową odmianę. ,No i jeszcze ta kawa zielona.Przecież ona jest na wagę złota,na odchudzanie. Czy ty wiesz, jak za tą kawą celebrytki latają po sklepach, aby ją kupić i odchudzić się. Masakra . Biznes na niej zbijesz Jute jak masz plantację. A tak poza tym, widzę Jute,że porządki wiosenne robisz, nawet stary moździerz przytachałaś z piwnicy. No to nawet jest nie złe,tylko nie zapomnij tą lufę wycelować w stronę Putina. U Ciebie z górki szybciej do niego kulki dolecą. A tak poza tym,Gosiu co spowodowało u Ciebie markotność i to w Prima Aprilis.Kochanie zrobiło Ci dowcip? Bo ja dzisiaj miałam od rana nerwa,gdy tylko wysadziłam jedną nogę z pod kołdry. Choć mijało 36,ja ciągle jestem na niego wkurzona,że odszedł i to kiedy? Na Prima Aprilis. Też sobie dowcipny dzień wybrał.Chłopakom za to,że wyłazili z wyrek jak ślimaki,do butów wcisnęłam i m małe szyszeczki,które dzień wcześniej zbierałam w lesie. Grzmoty jak cholerka szły.Następnym razem wody naleję,tak każe doktorek, szybciej się obudzą. Nie wyobrażam sobie na razie lanego poniedziałku,o rety,wody w kranie zabraknie dla tej czwórki. Muszę wam powiedzieć,że na lanie dzieciaki z osiedla czekają najbardziej,bo doktorek ma węża i leje z II piętra na nich,a oni się cieszą i mają frajdę,z tradycją. Lectrice.Tak już na koniec,blada twarzyczko.Więcej soku z marchwi,a przekonasz się,że karoten da ci taki kolor brązu,że sama się zdziwisz o przemianie karnacji. Ja od lat młodzieńczych do 20roku życia miałam karnację chorego na bielactwo. Wyniki tez nie były zadowalające,ale pice soku pozwoliło mi,wyjść z tego. Dzisiaj 2 godziny w słońcu i w wietrzna pogodę, mulata.Czekam na słoneczne wakacje. Pozdrawiam was wszystkie u Gosi na blogu. |
MalgorzataSz1 2014.04.02 19:56 |
Marit Dowcip urządził mi mój własny organizm i wyniki, które miałam okazję poznać wczoraj i dzisiaj. One udowodniły mi, że już kompletnie nie mam kontroli nad własnym życiem, choć wyłażę ze skóry, żeby tak właśnie było. Mam załamanie nerwowe i jutro dodając rozdział pewnie nasadzę tyle byków, że Lectrice będzie miała co robić przez kilka godzin. Chyba pójdę się dobić. Pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2014.04.02 20:58 |
Byczkami sie nie przejmuj, ja bym wolala zadnego nie znalezc zebys ty tylko dola nie miala ! Glowa do gory, napisze ci jakis wierszyk na pocieszenie... |
MalgorzataSz1 2014.04.02 21:05 |
Lectrice Pocieszenie mile widziane, bo już sama nie wiem, co mam ze sobą począć. Dzisiaj po powrocie od lekarza pierwsza moja myśl była taka, że wezmę z metr gumki i strzelę sobie w łeb. Od wczoraj mam ciągoty do samozniszczenia. :( |
lectrice (gość) 2014.04.02 21:13 |
Oto wypociny made in ja (z gory prosze o poblazliwe wybaczenie) : Wielkie swieto na blogu jak codzien to gratka Nasza kochana autorka zasluzyla na kwiatka Dzieki za wspaniale teksty Za trafienie w nasze gusty Mimo, ze czasami nieskladnie nadajemy I rozne bzrury w komentarzach jej serwujemy Ona cierpliwa jak kij z bambusa Nigdy nie kasuje tych wypocin do lamusa A za nascie dni ma urodziny Nie tracmy ani godziny Zyczmy jej pomyslnosci Ogromnej ilosci radosci Malo zlosliwosci i duzo zdrowosci No i dla takich jak my egzemplarzy kupe cierpliwosci ! |
lectrice (gość) 2014.04.02 21:14 |
Gumka do majtek czy recepturka ? |
MalgorzataSz1 2014.04.02 21:19 |
Lectrice Już mi lepiej. Twoja poezja jest jak balsam dla duszy. :) |
lectrice (gość) 2014.04.02 21:26 |
Malgosiu, Staram sie jak moge, mysle, ze kiedys zostane honorowym gosciem w Czestochowie, mysle tez ze powinnam sie czesciej chowac z ta maja poezja. No ale coz, nie kazdy ma az tyle zdrowego rozsadku ! Wlasciwie jak sie bede czesciej chowac to mnie w Czestochowie nie docenia ! Marit moje dziecinstwo uplynelo pod znakiem marchewki, moja mamusia latala za mna z tym soczkiem dzien i noc bo to byla jedna z niewielu rzeczy ktore laskawie przelykalam. Efekt na kolorze absolutnie zaden ! |
jute (gość) 2014.04.02 21:34 |
Małgosiu! Uszy do góry!Jesteś i panujesz na swoim życiem.Widzę,że masz doła jak stodoła.Ale to minie.Powiem Ci,że kiedy mój znajomy zobaczył moje wyniki to stwierdził,ze widział nieboszczyków w lepszym stanie.Wiem,że nie wszystkie choroby da się wyleczyć,dbaj o siebie mocno i nie daj się.Marit w "mojej wsi zielonej kawy zatrzęsienie w różnych większych i mniejszych "tytkach"Mozdzież w piwnicy no co ty nie jestem Hunem ani Wandalem u mnie takie naczynia stoją na kredensiku w kuchni.I zapewniam Cię że nie są to działa. Broni się boję, od dzieciństwa.Mój stryj był leśniczym. Często, jako dzecię spędzałam lato w leśniczówce(Małgosiu znasz Repty?) razem z kuzynostwem.Było tam różnego strzelającego badziewia dużo,zamkniętego w dużej oszklonej szafce,ale wisiało toto też na ścianach. Stryj zawsze mówił: "dzieci broni nie wolno ruszać,bo każda broń raz w roku sama musi wypalić" Chłopakom świeciły się ślepia,ale moja kuzynka i ja byłyśmy grzecznymi dziewczynkami no prawie.Na nudę lepiej nam pasowała duuupna taca i drewniane kręte schody. Do dzisiaj pamiętam te zjazdy i przestrogi stryja,Z broni uważam tyko procę no i gumkę z niewymownych Lectrice.Ale chyba mi nie pożyczy.Sprawdzałam w moich, ale to nie jest gumka tylko takie cośik i nawet nie da się wyjąć..Pozdrawiam. |
Marit (gość) 2014.04.02 21:38 |
Gosia,a co ty odwalasz,co Ty mi za głupizny opowiadasz,jakie dobić się. Posadź mi męża przed kompem i ja mu napiszę,żeby cię przez kolano przegiął i w dupę nawalił. Ja Ci zaraz dam,dobiję się.No nie,Gosi,kogo jak kogo,ale nie podejrzewałam Ciebie o takie słowa,trudne dla mnie do zrozumienia. Przecież to Ty akumulatory mi ładowałaś,abym się nie poddawała,bo mam chłopaków,że wszystko będzie dobrze. Ja też mam doła,bo mam wściekłe wyniki i cały czas, mordy konowały drą,abym się położyła na 2 tyg. ponownie. Olewam i sama muszę swoje akumulatory naładować na działce,rowerze. Wiesz co walnęłam kiedyś mądralińskiemu doktorkowi? Nie mam najmniejszego zamiaru gnić w wyże,po to by mi dupa rosła,a i po drugie, aż tak źle się nie czuję abym musiała wywalać kupę szmalu na zakup trumny, którą miałabym postawić w rogu pokoju,gapić się na nią i zastanawiać się kiedy przyjdzie po mnie kostucha . Od tamtej pory nie zawraca mi gitary,proponuje leżenie i wie co mu odpowiem,odgoniłam kostuchę. Wiem,że to trudne podnieść głowę i nos do góry,zawadzając przy okazji o sufit,ale my wiemy jak same sobie możemy pomóc Gosiu. Zawziętością i uporem,nawet jak tak sobie wmawiamy,że damy radę,zawsze ,ale to zawsze powinnyśmy przyjąć wyciągniętą rękę do nas,bo wszyscy nam bliscy nie będą na współczuć,a wręcz gadać,weź się w garść. Ja jedynie mogę Cię pocieszyć i mieć nadzieję,że kiedyś może ta poprawa nastąpi. A ja zawsze na koniec sobie poprawiam takim pozytywnym myśleniem,o tych głupiznach,wypowiadając jedno słowo. Amen. Trzymaj się i nie chcę słyszeć o głupiznach Gosiu.Walnij sobie setę na poprawienie humoru i nie mów mi,że ani Tobie,ani mnie,nie wolno nam. W naszym kraju wszystko wolno. Gosiu nie musisz odpisywać,ja Ciebie rozumiem bez słów. Życzę Ci wikuśnych snów,żebyś wstając jutro rano,na ustach miała uśmiech. Pozdrawiam Cię i ściskam. Czujesz to????? Pa. |
MalgorzataSz1 2014.04.02 21:55 |
Dziewczyny moje kochane Dzięki Wam odżywam i naprawdę już mi się gęba śmieje po przeczytaniu Waszych komentarzy. Nawet natchnęłyście mnie nadzieją, że to wszystko da się jeszcze unormować. Poza tym pomyślałam sobie, że ja, zawsze wielka optymistka, u której szklanka niezmiennie jest do połowy pełna nie mogę się dołować, ale dźwigać łeb wbrew przeciwnościom. Od dzisiaj tak będę czynić. Pewnie nie raz przyjdzie zwątpienie, ale od czego Was mam? Tak naprawdę to mam czas do 14 maja, żeby poprawić te wyniki i mam nadzieję, że się to uda. Jute, w Reptach nigdy nie miałam szczęścia być, bo zawsze wysyłano mnie w odległe rejony Polski. Widocznie one za blisko Siemianowic leżą. Ludzie sobie je bardzo chwalą, tylko że ja nie kwalifikuję się już do żadnej rehabilitacji i nikt tam by mnie nie skierował. Zaczynam walczyć. Muszę się podźwignąć do maja. Dzięki dziewczyny za wielkie wsparcie. Dobrze jest mieć poczucie, że jesteście i w dodatku zawsze gotowe pocieszyć. |
Marit (gość) 2014.04.03 00:31 |
Lepiej nie udawaj,że jest już miodzik z Twoimi myślami i humorkiem. Na pewno oka nie zmrużysz przez całą noc,tylko będziesz się dołować. Cholera,że ja nie mieszkam bliżej Ciebie, Brrrrrr. Ja już upłynniłabym Ci z głowy te myślenia na zaś. Gosiu,chłopaki są tobą zdołowani,ciągle myślą jak mogliby Ci pomóc.No i doktorek zamyślony cały wieczór siedział. Podpowiedział mi bardzo mądrą rzecz,powinnaś poprosić organizację wolontariuszy o pomoc.Tylko nie mów nie,bo czuję jak usta otwierasz.On ma rację Gosiu.Przemyśl to. Ja też nie muszę Ci nic mówić,co o tym myślę,tak jak i o wózku na akumulator. Daj odpocząć kręgosłupowi i za dużo nie powinnaś siedzieć.Pracoholiczko. A tak nawiasem, będziemy Cię zadręczać,będziemy upierdliwi,będziemy ci zawracać głowę pierdołami,żeby Ci do głowy głupizny nie przychodziły. A do którego maja masz poprawić wyniki? Doktorek pytał. Na razie. |
ADRIANCREVAN 2014.04.03 09:40 |
internet to mi dziś tak śmiga , że ho ho pół godziny notkę ładowałam, ale udało się :-) nowy rozdział dla Ciebie Małgosiu :-) miłego dnia :-) |
MalgorzataSz1 2014.04.03 09:46 |
Dzięki Aniu Za chwilę się przeniosę na Twój blog, ale najpierw dodam u siebie. Miłego dnia. :) |
MalgorzataSz1 2014.04.03 10:44 |
MARIT Wysłałam Ci maila, ale on wrócił do mnie z powrotem. Chyba podajesz niewłaściwy adres mailowy jak dodajesz u mnie komentarz. Najlepiej napisz cokolwiek na adres goniasz2@interia.pl a ja wtedy wyślę wiadomość jeszcze raz. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz