ROZDZIAŁ X
Potykając się, biegła ile sił w kierunku wyjścia z Łazienek, a łzy zalewały jej oczy. Coraz gorzej widziała. Ledwo dostrzegała zarys bramy. Poczuła gwałtowne szarpnięcie i o mało nie upadła. Przytulił ją mocno nie pozwalając jej się wyrwać.
- Na litość boską Ula, co ty chcesz zrobić? Nie wyrywaj się. Nie szamocz. Nie uciekaj. Ja nie chciałem być taki. Oszalałem z zazdrości, gdy zobaczyłem cię w ramionach tych mężczyzn, bo dotarło do mnie coś bardzo, bardzo ważnego.
Szlochała i krztusiła się własnymi łzami, aż ścisnęło mu się serce. Wyglądała, jak mała, zagubiona dziewczynka. Podniósł jej podbródek zmuszając, by na niego spojrzała. Zatonął w tych wielkich, niebieskich diamentach, pełnych bólu, łez i rozpaczy.
- Zrozumiałem, że cię kocham. Błagam, wybacz mi moje zachowanie i nie odchodź. Nie opuszczaj mnie.
Wpatrywała się w niego oniemiała i nie bardzo wiedziała, czy dobrze usłyszała i zrozumiała to, co powiedział. Nie mogła wydobyć z siebie głosu.
- Ula, proszę cię, powiedz coś. – Złapał ją za ramiona i przygarnął do siebie. - Kochanie, błagam… - wyszeptał. – Przełknęła ślinę.
- Coś ty powiedział? – Głos jej drżał, gdy zadała to pytanie. Odsunął ją na długość swoich ramion i spojrzał z czułością w jej oczy.
- Powiedziałem, że cię kocham. Bardzo cię kocham. Kocham cię jak wariat i nie wyobrażam już sobie mojego życia bez ciebie. Bez was.– Pochylił głowę i delikatnie musnął jej usta. Wytarł kciukami słoną wilgoć z jej policzków.
- Wybaczysz mi? Ta zazdrość zaćmiła mi umysł.
Niemal widział, jak pracują jej szare komórki. Wciąż nie mogła uwierzyć, że to, co powiedział, jest prawdą. On w jej oczach dostrzegł zdumienie, niedowierzanie, ale i miłość, którą obdarzała go od jakiegoś czasu. W końcu zdobyła się na odwagę.
- I ja cię kocham Marek. Nigdy nikogo nie kochałam tak bardzo, jak ciebie, oprócz moich bliskich. Przestraszyłam się ciebie. – Jej głos był pełen skargi. - Miałeś taki zacięty wyraz twarzy a twoje, zawsze takie dobre i ciepłe oczy, płonęły złością. Nigdy cię takiego nie widziałam i mam nadzieję, że już nigdy nie zobaczę. To był tylko taniec, nic więcej. Zazdrość bywa straszna. Musisz z tym walczyć, bo ja nigdy nie dałabym ci do niej powodu. To też kwestia zaufania, a ty powiedziałeś, że mi ufasz.
- Ufam ci Ula, jak nikomu na świecie. Przepraszam, że mnie tak poniosło. Przyrzekam ci, że to się nigdy nie powtórzy. – Przytulił ją do siebie i pogładził uspokajająco po plecach.
- Trzeba zadzwonić do Jaśka i uspokoić go. Na pewno się martwi. – Wyciągnął komórkę i wybrał numer.
- Halo, Jasiek? Marek z tej strony. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że Ula za pół godziny będzie w domu. Przywiozę ją taksówką.
- Dzięki Marek. Już zacząłem kombinować, żeby znaleźć jakiegoś sąsiada z samochodem.
- Już nie musisz. Zaraz będziemy. – Rozłączył się i spojrzał na Ulę. Stała obok i dygotała z zimna. Objął ją troskliwie.
- Chodź maleńka. Zmarzłaś. Zawiozę cię do domu i proszę nie płacz już. Przysięgam, że nigdy nie narażę cię już na taką przykrość. To był impuls. Po prostu nie mogłem znieść, gdy widziałem, jak oni wszyscy cię dotykają, jak potencjalną zdobycz. Przestałem myśleć racjonalnie i dlatego tak zareagowałem. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam. Gniewasz się jeszcze? – Spojrzała na niego i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Nie. Już nie. Ale nie rób tego więcej. – Pocałował jej mokry od łez, zimny policzek i przytuliwszy ją do siebie, skierował swoje kroki do miejsca postoju taksówek.
Rozgrzała się trochę w ciepłym wnętrzu samochodu. Siedziała wtulona w niego, czerpiąc również ciepło z jego ciała. Oparła głowę na jego ramieniu. Uspokajała się, mimo, że wydarzenia dzisiejszego wieczoru zdawały się ją przerastać. – Powiedział to. Powiedział, że mnie kocha. Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę to od niego. – Przytulił usta do jej skroni.
- Kocham cię aniele – wyszeptał. Odpowiedziała mu uśmiechem.
Zapłacił za kurs i pomógł jej wysiąść. Objęci podążyli do drzwi, w których stał zaniepokojony Jasiek.
- Boże Ula, ale mi napędziłaś strachu. Z nerwów nie mogłem zasnąć.
- Już w porządku Jasiu, jestem. – Weszli do ciepłego wnętrza.
- Beatka śpi?
- Śpi. Nie budziłem jej.
- To dobrze. Ty sam też się połóż. Przecież musisz iść jutro do szkoły, a zostało niewiele snu. – Zwróciła się do Marka.
- Ciebie też nie wypuszczę. Jest już pierwsza. Nie ma sensu żebyś tłukł się o tej porze z powrotem. Pościelę ci w pokoju gościnnym, a jutro pojedziemy razem do pracy. Przyniosę ci piżamę Jaśka.
- Jak sobie życzysz. Skorzystam z łazienki, jeśli pozwolisz.
Kiwnęła głową i poszła przyszykować mu łóżko. Właśnie kończyła przebierać pościel, gdy wszedł do pokoju przepasany tylko samym ręcznikiem i ciałem wilgotnym jeszcze od wody.
- Ula? Masz tą piżamę dla mnie? – Odwróciła się w jego stronę i z zażenowaniem spuściła wzrok.
- Już, już ci daję. – Starając się na niego nie patrzeć, wyjęła z szafki czysty komplet.
- Proszę. Mam nadzieję, że będzie dobra. – Wyszeptała.
Z rozczuleniem obserwował jej zakłopotanie i te zdradliwe rumieńce, które wypełzły jej na twarz. Była tak cudownie nieśmiała i tak uroczo niewinna. Nigdy żadna kobieta nie reagowała na jego widok w taki sposób. Podszedł do niej wolno i objął ją.
- Ula proszę cię, nie wstydź się. Jeżeli ludzie się kochają, to oprócz tego, że poznają się nawzajem, poznają również własne ciała. Ja niczym nie różnię się ani od Jaśka ani od twojego taty. Jestem takim samym mężczyzną jak oni, a przecież musiałaś nie raz widzieć ich bez koszulki, prawda? – Pokiwała głową. – Tata i Jasiek, to normalne. Przecież znam ich od zawsze. Ale on? Ma takie piękne ciało. Szczupłe, wysportowane i takie miłe w dotyku. Jest piękny. Jak Adonis. – Przytuliła twarz do miejsca, w którym biło jego serce.
- Słyszysz je Ula? Ono bije tylko dla ciebie, pamiętaj o tym.
- Zapamiętam. – Powiedziała cicho. – Połóż się już, bo jutro będziesz miał trudności ze wstaniem. Ja też idę spać. Dobranoc.
Nie mógł pozwolić, żeby tak po prostu odeszła. Przygarnął ją i wpił się w jej malinowe usta. Zatracił się. Pogłębił pocałunek. Całował żarliwie, zachłannie, namiętnie. Opamiętał się dopiero wtedy, gdy poczuł, że niemal omdlewa w jego ramionach. Przytrzymał ją mocno i oderwał się od niej. Ciężko oddychała. Jeszcze nigdy nikt tak jej nie całował. Nie miała pojęcia, że tak można, aż do utraty tchu. Zrobiła kilka głębszych wdechów.
- Dobranoc Marek. – Powiedziała drżącym z emocji głosem.
- Dobranoc szczęście.
Zasnęła z uśmiechem na ustach rozpamiętując ten pierwszy, cudowny pocałunek.
Coś natrętnie łaskotało jej wargi. Nie miała pojęcia, co to jest. Nadal była na pograniczu snu i jawy. Rozchyliła je odruchowo i otwarła zasnute snem oczy. Obraz po chwili wyostrzył się i ujrzała wpatrzone w nią, promieniujące szczęściem dwa stalowo- szare jeziorka.
- Zbudź się moje kochanie, już ranek – wyszeptał jej w usta, a następnie złożył na nich pełen miłości pocałunek. Uśmiechnęła się do niego radośnie i pogłaskała jego policzek w miejscu, gdzie wykwitł słodki dołeczek.
- Marek, to takie miłe. Ja nadal myślę, że śnię i naprawdę nie wiem, czy to, co usłyszałam od ciebie wczoraj, rzeczywiście się wydarzyło. – Objął ją mocno.
– Mówiłem najszczerszą prawdę. Kocham cię. A teraz wstań, bo musimy jechać jeszcze na Sienną. Nie mogę pójść w tym garniturze i nieświeżej koszuli. Teczkę z dokumentami też mam w domu. Dzieciaki już wyszły. Zrobiłem im śniadanie i pogoniłem do szkoły. Jest ósma, więc jak się sprężymy to na dziesiątą będziemy w pracy.
Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Szybki prysznic, szybka decyzja odnośnie ubioru, kilka kęsów chleba i parę łyków kawy i już stała przed nim gotowa do wyjścia. Zamówił taksówkę i po chwili już pędzili w stronę stolicy. W domu przebrał się w świeżą koszulę. Zmienił krawat i marynarkę. O dziewiątej czterdzieści pięć już parkował swojego Lexusa na firmowym parkingu. W biegu przywitali się z mającym dzisiaj swój dyżur Władkiem i pognali w stronę otwierających się drzwi windy. Spojrzał na zegarek i uśmiechnął się.
- Nie jest tak źle.
Ledwo wysiedli z windy, usłyszeli krzyki rozjuszonej Violetty. Pobiegli do sekretariatu i stanęli jak wryci. Violetta z wielką pasją, wrzeszcząc na całe gardło okładała grubą teczką głowę Adama Turka, księgowego i zausznika Alexa Febo.
- Ty gnido, ty zdrajco, ty sprzedawczyku, ty cholerny przydupasie! Już ja ci pokażę, gdzie zaprowadzi cię to twoje włazidupstwo! Po co tu przylazłeś, co? Szpiegować dla tego makaroniarza? Co ci znowu obiecał? Ciepłą posadkę dyrektora finansowego, jak zostanie prezesem? – Walnęła go ostatni raz. – Ty wredna szujo! Wszystko powiem Markowi! Twoje dni są tu policzone!
Turek wyglądał żałośnie. Jego pokryty rzadkimi włosami czubek głowy był czerwony i niemal płonął od zadanych teczką ciosów.
- Jesteś kompletną wariatką! Do sądu z tym pójdę!
- A idź gdzie chcesz dupku jeden. Nie boję się. I na ciebie znajdą się dowody.
Marek wreszcie odzyskał głos.
- Violetta, co tu się do cholery dzieje? – Jeszcze rozsierdzona, spojrzała na niego.
- Dobrze, że już jesteś. Przyszłam rano do pracy i co ujrzałam najpierw? Tą świnię grzebiącą w dokumentach Ulki. Komputer też chciał uruchomić, na szczęście nie zna hasła. Znowu ten Capo di tutti capi pewnie kazał mu coś wygrzebać na ciebie.
- Capo, co?
- Capo di tutti capi, no wiesz ten ojciec chrzestny włoskiej mafii.
- A skąd ty wiesz, że on się tak nazywa?
- Marek, nie jestem taka idiotką, za jaką mnie masz, też coś czytam od czasu do czasu.
Marek skierował swoje spojrzenie na księgowego, który trząsł się ze strachu.
- Adam, do mnie i zamknij za sobą drzwi. – Wszedł do gabinetu a za nim roztrzęsiony Turek.
- Siadaj. – Powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. Sam usiadł za biurkiem i splótł ręce.
- No i co tym razem masz na swoje usprawiedliwienie, bo to, że czegoś ewidentnie szukałeś, jest oczywiste. Po co tym razem cię przysłał?
- Marek, on… on… mnie po nic nie przysłał, ja tylko chciałem ten… faktury chciałem. O, właśnie… faktury.
- Przestań kręcić. Albo wyznasz mi całą prawdę, jak na świętej spowiedzi, albo idziesz się pakować. Przypominam ci tylko, że to ja w tej firmie jestem prezesem.
- Ja… ja nie mogę ci powiedzieć. On mnie zabije. Poćwiartuje.
- Zanim on to zrobi, ja będę pierwszy, więc słucham. – Turek nerwowo miął brzeg marynarki.
- No dobrze, powiem. On chciał analizy kosztów tych kampanii reklamowych za te trzy ostatnie lata, które robiła Ulka. Ale nie wiem, do czego mu to potrzebne. Przysięgam. – Podniósł dwa palce do góry na potwierdzenie tego, co przed chwilą powiedział.
- Nie wiesz, powiadasz. I nawet się nie domyślasz? Ty, księgowy? Ja nie jestem księgowym i wiem, o co mu chodzi, a ty nie? Kolaborujesz z nim Adam, a ja nie mogę pracować z ludźmi, którzy działają przeciwko mnie. Bardzo mi przykro, ale sam się o to prosiłeś. Zwalniam cię.
- Marek błagam cię, nie rób tego. Gdzie ja znajdę w tym wieku jakąś pracę.
- Adam, nie bierz mnie na litość. Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej, jak zacząłeś z nim współpracować. – Turek już niemal płakał.
- Ale ty nie rozumiesz. On mnie zmuszał. Ciągle zastraszał. Kazał mi cię śledzić, grzebać w dokumentach, robić ich kopie i jeszcze wiele innych rzeczy.
- Przykro mi Adam. Trzeba było już wtedy do mnie przyjść i o wszystkim powiedzieć. Teraz nie dałeś mi wyboru. Jeszcze dziś Sebastian przyniesie ci wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. To wszystko.
Turek wyszedł z gabinetu ze zwieszoną głową. Jak tylko zamknęły się za nim drzwi, Marek ukrył twarz w dłoniach. – Jak długo, jak długo jeszcze, będę musiał to znosić? On się nigdy nie podda. Nie spocznie dotąd, aż nie zostanie prezesem. Muszę porozmawiać z ojcem. Tak nie może dłużej być. Albo on, albo ja.
Wyszedł z gabinetu.
- Viola, Ula, chodźcie do mnie, muszę wam coś powiedzieć. – Kiedy weszły, poprosił by usiadły.
- Słuchajcie. Być może wybiegam za daleko w przyszłość, ale może się tak zdarzyć, że będę zmuszony oddać stanowisko prezesa Alexowi.
- Alexowi? Ale dlaczego? - Violetta nic nie rozumiała.
- Viola, sama dobrze wiesz, jak Alex dąży do tego stołka. Już któryś raz przyłapałaś Adama na grzebaniu w dokumentach. Kolejny raz nie będzie miał okazji, bo właśnie go zwolniłem. Jestem pewien, że najdalej za pół godziny zjawi się tu mój niedoszły szwagier z awanturą. Ja już nie mam siły z nim walczyć. Wypaliłem się. Chcę jeszcze dziś wieczorem pojechać do ojca i porozmawiać z nim. Być może, że coś ugram, ale nie jestem przekonany. Ojciec patrzy na Alexa, jak na święty obraz i ciągle daje mi go za przykład, ale przynajmniej spróbuję.
Jeśli przestanę być prezesem nie zgodzę się na żadne inne stanowisko. Tu nie ma miejsca dla nas obu. Nie chcę was też zostawiać bez pracy. Ty Viola pracujesz tu dwa lata, a Ula niespełna dwa tygodnie i w dodatku ma na utrzymaniu rodzinę. Zapewniam was, jeśli okaże się, że będę musiał odejść, sam założę jakiś biznes. Może Sebastian się przyłączy, ale na pewno nie pozwolę, żebyście zostały bez zabezpieczenia finansowego. Znajdziecie zatrudnienie w mojej nowej firmie. Ja już od dawna myślę o otworzeniu czegoś własnego, ale ciągle miałem wątpliwości ze względu na ojca. Miarka się jednak przebrała i coś z tym trzeba wreszcie zrobić. Na razie nikomu nic nie mówcie. To tajemnica, a powodzenie moich działań zależy również od waszej dyskrecji. I nie martwcie się, nie pozwolę wam zginąć. Już moja w tym głowa, żebyśmy wyszli na swoje. Poza tym, nawet jak odejdę, to nadal będę współwłaścicielem firmy, więc środki na rozruch nowego biznesu też się znajdą. – Popatrzył na nie smutno.
- Wróćcie teraz do swoich obowiązków. Pewnie za chwilę będzie kolejna awantura. – Nic nie mówiąc w milczeniu wyszły do sekretariatu.
- Ale się porobiło. – Powiedziała szeptem Violetta.
- Nie martw się Viola. Marek, to dobry człowiek. Skoro powiedział, że nie da nam zginąć, to tak będzie. Głowa do góry. Najważniejsze, to trzymać się razem.
- Masz rację Ula. Nie damy się temu włoskiemu pajacowi.
Usiadły przy swoich biurkach i zagłębiły się w dokumentach. Nie trwało długo, gdy usłyszały szybkie kroki na korytarzu. Do sekretariatu wpadł wściekły Febo.
- Jest ten dupek?
- Nie wiem Alex, o kogo ci chodzi. W gabinecie jest tylko prezes Dobrzański. Violetta uśmiechnęła się zjadliwie.
- Właśnie o tego dupka mi chodzi.
- Nie sadzę, by mim był. Znam prawdziwych dupków, - popatrzyła na Alexa znacząco, dając mu do zrozumienia, kogo ma na myśli - ale on nim nie jest, zapewniam cię.
Ula słuchała tego, jak zahipnotyzowana. – Od kiedy Viola przestała przekręcać słowa i mówić tak składnie? Naprawdę zaimponowała mi dzisiaj. Może nie jest zbyt pracowita, ale za to bardzo lojalna wobec Marka. Godne podziwu, naprawdę.
Alex nie słuchał dłużej wywodów Kubasińskiej i wparował do gabinetu.
- Co ty do cholery sobie wyobrażasz? Jak śmiałeś zwolnić Adama! Jest moją prawą ręką. Masz go natychmiast przywrócić!
- Ani mi się śni. Przyłapałem go, zresztą nie pierwszy raz, jak grzebał w dokumentach na twoje polecenie. Wyśpiewał wszystko. Jak kazałeś mu węszyć i śledzić mnie. Jeśli zajdzie taka potrzeba, powołam go na świadka.
- Przeceniasz mnie. Ja nic nie kazałem mu robić. Nie masz na to żadnych dowodów. – Wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Może i nie mam, ale decyzji nie zmienię i nie przywrócę go do pracy. Radź sobie sam, bo o ile mi wiadomo, to do tej pory on odwalał całą robotę, a ty tylko spijałeś śmietankę uzurpując sobie prawo do jego zasług. Tak naprawdę to on powinien być dyrektorem finansowym, nie ty. I ty śmiesz mnie nazywać nieudacznikiem? A kim ty jesteś, że musisz się podpierać takim Adamem? Geniusz ekonomii się znalazł. – Marek prychnął ironicznie.
Oczy Alexa miotały gromy i gdyby mogły zabijać, to prezes leżałby już martwy.
- To jeszcze nie koniec. Jeszcze się okaże, czyje będzie na wierzchu.
- Nie mogę się tego doczekać. A teraz wyjdź, już dość czasu zmitrężyłem.
Odetchnął z ulgą, kiedy zamknęły się za nim drzwi. Był rozbity emocjonalnie. Nie znosił kłótni, a z Febo nie można było spokojnie porozmawiać. – Muszę wyjść i ochłonąć. Zabiorę Ulę na jakiś lunch.
Wychodząc z gabinetu, zabrał płaszcz i szalik.
- Ula ubierz się musimy gdzieś pojechać. Viola, zostajesz jak zawsze czujna i zwarta. Przez dwie godziny popilnujesz mi firmy. I jeszcze jedno. Nie wdawaj się z nikim w żadne dyskusje. Rozumiemy się, tak?
- Oczywiście. Wszystko jasne szefie.
Zaciągnął Ulę jeszcze do Olszańskiego.
- Sebastian, wychodzimy na dwie godziny. Przygotuj w tym czasie wypowiedzenie dla Turka w trybie natychmiastowym.
- Zwalniasz go? – Kadrowy nie krył zdumienia.
- Już go zwolniłem. Jak wrócę, to je podpiszę i zaniesiesz mu.
- A co na to Alex?
- Później ci wszystko opowiem. Teraz muszę wyjść.
Odetchnął z ulgą, kiedy opuścili gmach firmy. Poprowadził ją do samochodu. Bała się odezwać, żeby nie palnąć jakiejś gafy. Był taki zamyślony i nieobecny.
- Dokąd jedziemy? – Spytała cicho po jakimś czasie. Ocknął się z zamyślenia i zerknął na nią.
- Na lunch. Musimy pogadać.
Zaparkował przed restauracją. Będąc już w środku poprosił kierownika sali o jakiś intymny stolik. Złożyli zamówienie. Kiedy im przyniesiono dania z niepewnością spojrzał na Ulę. Siedziała z opuszczoną głową gapiąc się w pełny talerz.
- Zawiodłem cię. Tak właśnie się czujesz. Zawiedziona, prawda? Dopiero proponowałem ci tę pracę, a dzisiaj powiedziałem, że być może ją stracisz.
Było mu tak strasznie przykro, że aż zakręciły mu się w oczach łzy. Podniosła wzrok. W jej oczach czaiło się tyle smutku, że ścisnęło mu się serce. Pogłaskała go po dłoni.
- Wszystko będzie dobrze. – Wyszeptała. – Zobaczysz. Ja cię rozumiem i rozumiem powody, dla których chcesz odejść z firmy. Podziwiam cię, że tak długo wytrzymywałeś tą presję ze strony Febo. Przecież to nie jest kwestia miesięcy, tylko lat. Ja ci pomogę. Razem damy radę. Nie poddawaj się. Nawet, jeśli trzeba będzie odejść, poradzimy sobie. Ja zawsze będę przy tobie. Przecież obiecałam ci kiedyś, że nigdy cię nie zawiodę.
Ujął jej dłonie i przycisnął do ust.
- Wiem Ula, nic już nie mów, tylko mnie kochaj i nie zostawiaj. Potrzebuję cię. Z tobą wszystko jest łatwiejsze, bez ciebie otchłań bez dna.
Po pracy odwiózł ją do domu. Nie chciał zostać. Musiał jechać przecież do rodziców. Koniecznie potrzebował rozmowy z ojcem. Musiał mu wszystko wyjaśnić tak, żeby on zrozumiał. Bał się tej rozmowy. Wiedział, jaki senior ma stosunek do Alexa, ale musiał chociaż spróbować.
Potykając się, biegła ile sił w kierunku wyjścia z Łazienek, a łzy zalewały jej oczy. Coraz gorzej widziała. Ledwo dostrzegała zarys bramy. Poczuła gwałtowne szarpnięcie i o mało nie upadła. Przytulił ją mocno nie pozwalając jej się wyrwać.
- Na litość boską Ula, co ty chcesz zrobić? Nie wyrywaj się. Nie szamocz. Nie uciekaj. Ja nie chciałem być taki. Oszalałem z zazdrości, gdy zobaczyłem cię w ramionach tych mężczyzn, bo dotarło do mnie coś bardzo, bardzo ważnego.
Szlochała i krztusiła się własnymi łzami, aż ścisnęło mu się serce. Wyglądała, jak mała, zagubiona dziewczynka. Podniósł jej podbródek zmuszając, by na niego spojrzała. Zatonął w tych wielkich, niebieskich diamentach, pełnych bólu, łez i rozpaczy.
- Zrozumiałem, że cię kocham. Błagam, wybacz mi moje zachowanie i nie odchodź. Nie opuszczaj mnie.
Wpatrywała się w niego oniemiała i nie bardzo wiedziała, czy dobrze usłyszała i zrozumiała to, co powiedział. Nie mogła wydobyć z siebie głosu.
- Ula, proszę cię, powiedz coś. – Złapał ją za ramiona i przygarnął do siebie. - Kochanie, błagam… - wyszeptał. – Przełknęła ślinę.
- Coś ty powiedział? – Głos jej drżał, gdy zadała to pytanie. Odsunął ją na długość swoich ramion i spojrzał z czułością w jej oczy.
- Powiedziałem, że cię kocham. Bardzo cię kocham. Kocham cię jak wariat i nie wyobrażam już sobie mojego życia bez ciebie. Bez was.– Pochylił głowę i delikatnie musnął jej usta. Wytarł kciukami słoną wilgoć z jej policzków.
- Wybaczysz mi? Ta zazdrość zaćmiła mi umysł.
Niemal widział, jak pracują jej szare komórki. Wciąż nie mogła uwierzyć, że to, co powiedział, jest prawdą. On w jej oczach dostrzegł zdumienie, niedowierzanie, ale i miłość, którą obdarzała go od jakiegoś czasu. W końcu zdobyła się na odwagę.
- I ja cię kocham Marek. Nigdy nikogo nie kochałam tak bardzo, jak ciebie, oprócz moich bliskich. Przestraszyłam się ciebie. – Jej głos był pełen skargi. - Miałeś taki zacięty wyraz twarzy a twoje, zawsze takie dobre i ciepłe oczy, płonęły złością. Nigdy cię takiego nie widziałam i mam nadzieję, że już nigdy nie zobaczę. To był tylko taniec, nic więcej. Zazdrość bywa straszna. Musisz z tym walczyć, bo ja nigdy nie dałabym ci do niej powodu. To też kwestia zaufania, a ty powiedziałeś, że mi ufasz.
- Ufam ci Ula, jak nikomu na świecie. Przepraszam, że mnie tak poniosło. Przyrzekam ci, że to się nigdy nie powtórzy. – Przytulił ją do siebie i pogładził uspokajająco po plecach.
- Trzeba zadzwonić do Jaśka i uspokoić go. Na pewno się martwi. – Wyciągnął komórkę i wybrał numer.
- Halo, Jasiek? Marek z tej strony. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że Ula za pół godziny będzie w domu. Przywiozę ją taksówką.
- Dzięki Marek. Już zacząłem kombinować, żeby znaleźć jakiegoś sąsiada z samochodem.
- Już nie musisz. Zaraz będziemy. – Rozłączył się i spojrzał na Ulę. Stała obok i dygotała z zimna. Objął ją troskliwie.
- Chodź maleńka. Zmarzłaś. Zawiozę cię do domu i proszę nie płacz już. Przysięgam, że nigdy nie narażę cię już na taką przykrość. To był impuls. Po prostu nie mogłem znieść, gdy widziałem, jak oni wszyscy cię dotykają, jak potencjalną zdobycz. Przestałem myśleć racjonalnie i dlatego tak zareagowałem. Jeszcze raz bardzo cię przepraszam. Gniewasz się jeszcze? – Spojrzała na niego i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Nie. Już nie. Ale nie rób tego więcej. – Pocałował jej mokry od łez, zimny policzek i przytuliwszy ją do siebie, skierował swoje kroki do miejsca postoju taksówek.
Rozgrzała się trochę w ciepłym wnętrzu samochodu. Siedziała wtulona w niego, czerpiąc również ciepło z jego ciała. Oparła głowę na jego ramieniu. Uspokajała się, mimo, że wydarzenia dzisiejszego wieczoru zdawały się ją przerastać. – Powiedział to. Powiedział, że mnie kocha. Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę to od niego. – Przytulił usta do jej skroni.
- Kocham cię aniele – wyszeptał. Odpowiedziała mu uśmiechem.
Zapłacił za kurs i pomógł jej wysiąść. Objęci podążyli do drzwi, w których stał zaniepokojony Jasiek.
- Boże Ula, ale mi napędziłaś strachu. Z nerwów nie mogłem zasnąć.
- Już w porządku Jasiu, jestem. – Weszli do ciepłego wnętrza.
- Beatka śpi?
- Śpi. Nie budziłem jej.
- To dobrze. Ty sam też się połóż. Przecież musisz iść jutro do szkoły, a zostało niewiele snu. – Zwróciła się do Marka.
- Ciebie też nie wypuszczę. Jest już pierwsza. Nie ma sensu żebyś tłukł się o tej porze z powrotem. Pościelę ci w pokoju gościnnym, a jutro pojedziemy razem do pracy. Przyniosę ci piżamę Jaśka.
- Jak sobie życzysz. Skorzystam z łazienki, jeśli pozwolisz.
Kiwnęła głową i poszła przyszykować mu łóżko. Właśnie kończyła przebierać pościel, gdy wszedł do pokoju przepasany tylko samym ręcznikiem i ciałem wilgotnym jeszcze od wody.
- Ula? Masz tą piżamę dla mnie? – Odwróciła się w jego stronę i z zażenowaniem spuściła wzrok.
- Już, już ci daję. – Starając się na niego nie patrzeć, wyjęła z szafki czysty komplet.
- Proszę. Mam nadzieję, że będzie dobra. – Wyszeptała.
Z rozczuleniem obserwował jej zakłopotanie i te zdradliwe rumieńce, które wypełzły jej na twarz. Była tak cudownie nieśmiała i tak uroczo niewinna. Nigdy żadna kobieta nie reagowała na jego widok w taki sposób. Podszedł do niej wolno i objął ją.
- Ula proszę cię, nie wstydź się. Jeżeli ludzie się kochają, to oprócz tego, że poznają się nawzajem, poznają również własne ciała. Ja niczym nie różnię się ani od Jaśka ani od twojego taty. Jestem takim samym mężczyzną jak oni, a przecież musiałaś nie raz widzieć ich bez koszulki, prawda? – Pokiwała głową. – Tata i Jasiek, to normalne. Przecież znam ich od zawsze. Ale on? Ma takie piękne ciało. Szczupłe, wysportowane i takie miłe w dotyku. Jest piękny. Jak Adonis. – Przytuliła twarz do miejsca, w którym biło jego serce.
- Słyszysz je Ula? Ono bije tylko dla ciebie, pamiętaj o tym.
- Zapamiętam. – Powiedziała cicho. – Połóż się już, bo jutro będziesz miał trudności ze wstaniem. Ja też idę spać. Dobranoc.
Nie mógł pozwolić, żeby tak po prostu odeszła. Przygarnął ją i wpił się w jej malinowe usta. Zatracił się. Pogłębił pocałunek. Całował żarliwie, zachłannie, namiętnie. Opamiętał się dopiero wtedy, gdy poczuł, że niemal omdlewa w jego ramionach. Przytrzymał ją mocno i oderwał się od niej. Ciężko oddychała. Jeszcze nigdy nikt tak jej nie całował. Nie miała pojęcia, że tak można, aż do utraty tchu. Zrobiła kilka głębszych wdechów.
- Dobranoc Marek. – Powiedziała drżącym z emocji głosem.
- Dobranoc szczęście.
Zasnęła z uśmiechem na ustach rozpamiętując ten pierwszy, cudowny pocałunek.
Coś natrętnie łaskotało jej wargi. Nie miała pojęcia, co to jest. Nadal była na pograniczu snu i jawy. Rozchyliła je odruchowo i otwarła zasnute snem oczy. Obraz po chwili wyostrzył się i ujrzała wpatrzone w nią, promieniujące szczęściem dwa stalowo- szare jeziorka.
- Zbudź się moje kochanie, już ranek – wyszeptał jej w usta, a następnie złożył na nich pełen miłości pocałunek. Uśmiechnęła się do niego radośnie i pogłaskała jego policzek w miejscu, gdzie wykwitł słodki dołeczek.
- Marek, to takie miłe. Ja nadal myślę, że śnię i naprawdę nie wiem, czy to, co usłyszałam od ciebie wczoraj, rzeczywiście się wydarzyło. – Objął ją mocno.
– Mówiłem najszczerszą prawdę. Kocham cię. A teraz wstań, bo musimy jechać jeszcze na Sienną. Nie mogę pójść w tym garniturze i nieświeżej koszuli. Teczkę z dokumentami też mam w domu. Dzieciaki już wyszły. Zrobiłem im śniadanie i pogoniłem do szkoły. Jest ósma, więc jak się sprężymy to na dziesiątą będziemy w pracy.
Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Szybki prysznic, szybka decyzja odnośnie ubioru, kilka kęsów chleba i parę łyków kawy i już stała przed nim gotowa do wyjścia. Zamówił taksówkę i po chwili już pędzili w stronę stolicy. W domu przebrał się w świeżą koszulę. Zmienił krawat i marynarkę. O dziewiątej czterdzieści pięć już parkował swojego Lexusa na firmowym parkingu. W biegu przywitali się z mającym dzisiaj swój dyżur Władkiem i pognali w stronę otwierających się drzwi windy. Spojrzał na zegarek i uśmiechnął się.
- Nie jest tak źle.
Ledwo wysiedli z windy, usłyszeli krzyki rozjuszonej Violetty. Pobiegli do sekretariatu i stanęli jak wryci. Violetta z wielką pasją, wrzeszcząc na całe gardło okładała grubą teczką głowę Adama Turka, księgowego i zausznika Alexa Febo.
- Ty gnido, ty zdrajco, ty sprzedawczyku, ty cholerny przydupasie! Już ja ci pokażę, gdzie zaprowadzi cię to twoje włazidupstwo! Po co tu przylazłeś, co? Szpiegować dla tego makaroniarza? Co ci znowu obiecał? Ciepłą posadkę dyrektora finansowego, jak zostanie prezesem? – Walnęła go ostatni raz. – Ty wredna szujo! Wszystko powiem Markowi! Twoje dni są tu policzone!
Turek wyglądał żałośnie. Jego pokryty rzadkimi włosami czubek głowy był czerwony i niemal płonął od zadanych teczką ciosów.
- Jesteś kompletną wariatką! Do sądu z tym pójdę!
- A idź gdzie chcesz dupku jeden. Nie boję się. I na ciebie znajdą się dowody.
Marek wreszcie odzyskał głos.
- Violetta, co tu się do cholery dzieje? – Jeszcze rozsierdzona, spojrzała na niego.
- Dobrze, że już jesteś. Przyszłam rano do pracy i co ujrzałam najpierw? Tą świnię grzebiącą w dokumentach Ulki. Komputer też chciał uruchomić, na szczęście nie zna hasła. Znowu ten Capo di tutti capi pewnie kazał mu coś wygrzebać na ciebie.
- Capo, co?
- Capo di tutti capi, no wiesz ten ojciec chrzestny włoskiej mafii.
- A skąd ty wiesz, że on się tak nazywa?
- Marek, nie jestem taka idiotką, za jaką mnie masz, też coś czytam od czasu do czasu.
Marek skierował swoje spojrzenie na księgowego, który trząsł się ze strachu.
- Adam, do mnie i zamknij za sobą drzwi. – Wszedł do gabinetu a za nim roztrzęsiony Turek.
- Siadaj. – Powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. Sam usiadł za biurkiem i splótł ręce.
- No i co tym razem masz na swoje usprawiedliwienie, bo to, że czegoś ewidentnie szukałeś, jest oczywiste. Po co tym razem cię przysłał?
- Marek, on… on… mnie po nic nie przysłał, ja tylko chciałem ten… faktury chciałem. O, właśnie… faktury.
- Przestań kręcić. Albo wyznasz mi całą prawdę, jak na świętej spowiedzi, albo idziesz się pakować. Przypominam ci tylko, że to ja w tej firmie jestem prezesem.
- Ja… ja nie mogę ci powiedzieć. On mnie zabije. Poćwiartuje.
- Zanim on to zrobi, ja będę pierwszy, więc słucham. – Turek nerwowo miął brzeg marynarki.
- No dobrze, powiem. On chciał analizy kosztów tych kampanii reklamowych za te trzy ostatnie lata, które robiła Ulka. Ale nie wiem, do czego mu to potrzebne. Przysięgam. – Podniósł dwa palce do góry na potwierdzenie tego, co przed chwilą powiedział.
- Nie wiesz, powiadasz. I nawet się nie domyślasz? Ty, księgowy? Ja nie jestem księgowym i wiem, o co mu chodzi, a ty nie? Kolaborujesz z nim Adam, a ja nie mogę pracować z ludźmi, którzy działają przeciwko mnie. Bardzo mi przykro, ale sam się o to prosiłeś. Zwalniam cię.
- Marek błagam cię, nie rób tego. Gdzie ja znajdę w tym wieku jakąś pracę.
- Adam, nie bierz mnie na litość. Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej, jak zacząłeś z nim współpracować. – Turek już niemal płakał.
- Ale ty nie rozumiesz. On mnie zmuszał. Ciągle zastraszał. Kazał mi cię śledzić, grzebać w dokumentach, robić ich kopie i jeszcze wiele innych rzeczy.
- Przykro mi Adam. Trzeba było już wtedy do mnie przyjść i o wszystkim powiedzieć. Teraz nie dałeś mi wyboru. Jeszcze dziś Sebastian przyniesie ci wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. To wszystko.
Turek wyszedł z gabinetu ze zwieszoną głową. Jak tylko zamknęły się za nim drzwi, Marek ukrył twarz w dłoniach. – Jak długo, jak długo jeszcze, będę musiał to znosić? On się nigdy nie podda. Nie spocznie dotąd, aż nie zostanie prezesem. Muszę porozmawiać z ojcem. Tak nie może dłużej być. Albo on, albo ja.
Wyszedł z gabinetu.
- Viola, Ula, chodźcie do mnie, muszę wam coś powiedzieć. – Kiedy weszły, poprosił by usiadły.
- Słuchajcie. Być może wybiegam za daleko w przyszłość, ale może się tak zdarzyć, że będę zmuszony oddać stanowisko prezesa Alexowi.
- Alexowi? Ale dlaczego? - Violetta nic nie rozumiała.
- Viola, sama dobrze wiesz, jak Alex dąży do tego stołka. Już któryś raz przyłapałaś Adama na grzebaniu w dokumentach. Kolejny raz nie będzie miał okazji, bo właśnie go zwolniłem. Jestem pewien, że najdalej za pół godziny zjawi się tu mój niedoszły szwagier z awanturą. Ja już nie mam siły z nim walczyć. Wypaliłem się. Chcę jeszcze dziś wieczorem pojechać do ojca i porozmawiać z nim. Być może, że coś ugram, ale nie jestem przekonany. Ojciec patrzy na Alexa, jak na święty obraz i ciągle daje mi go za przykład, ale przynajmniej spróbuję.
Jeśli przestanę być prezesem nie zgodzę się na żadne inne stanowisko. Tu nie ma miejsca dla nas obu. Nie chcę was też zostawiać bez pracy. Ty Viola pracujesz tu dwa lata, a Ula niespełna dwa tygodnie i w dodatku ma na utrzymaniu rodzinę. Zapewniam was, jeśli okaże się, że będę musiał odejść, sam założę jakiś biznes. Może Sebastian się przyłączy, ale na pewno nie pozwolę, żebyście zostały bez zabezpieczenia finansowego. Znajdziecie zatrudnienie w mojej nowej firmie. Ja już od dawna myślę o otworzeniu czegoś własnego, ale ciągle miałem wątpliwości ze względu na ojca. Miarka się jednak przebrała i coś z tym trzeba wreszcie zrobić. Na razie nikomu nic nie mówcie. To tajemnica, a powodzenie moich działań zależy również od waszej dyskrecji. I nie martwcie się, nie pozwolę wam zginąć. Już moja w tym głowa, żebyśmy wyszli na swoje. Poza tym, nawet jak odejdę, to nadal będę współwłaścicielem firmy, więc środki na rozruch nowego biznesu też się znajdą. – Popatrzył na nie smutno.
- Wróćcie teraz do swoich obowiązków. Pewnie za chwilę będzie kolejna awantura. – Nic nie mówiąc w milczeniu wyszły do sekretariatu.
- Ale się porobiło. – Powiedziała szeptem Violetta.
- Nie martw się Viola. Marek, to dobry człowiek. Skoro powiedział, że nie da nam zginąć, to tak będzie. Głowa do góry. Najważniejsze, to trzymać się razem.
- Masz rację Ula. Nie damy się temu włoskiemu pajacowi.
Usiadły przy swoich biurkach i zagłębiły się w dokumentach. Nie trwało długo, gdy usłyszały szybkie kroki na korytarzu. Do sekretariatu wpadł wściekły Febo.
- Jest ten dupek?
- Nie wiem Alex, o kogo ci chodzi. W gabinecie jest tylko prezes Dobrzański. Violetta uśmiechnęła się zjadliwie.
- Właśnie o tego dupka mi chodzi.
- Nie sadzę, by mim był. Znam prawdziwych dupków, - popatrzyła na Alexa znacząco, dając mu do zrozumienia, kogo ma na myśli - ale on nim nie jest, zapewniam cię.
Ula słuchała tego, jak zahipnotyzowana. – Od kiedy Viola przestała przekręcać słowa i mówić tak składnie? Naprawdę zaimponowała mi dzisiaj. Może nie jest zbyt pracowita, ale za to bardzo lojalna wobec Marka. Godne podziwu, naprawdę.
Alex nie słuchał dłużej wywodów Kubasińskiej i wparował do gabinetu.
- Co ty do cholery sobie wyobrażasz? Jak śmiałeś zwolnić Adama! Jest moją prawą ręką. Masz go natychmiast przywrócić!
- Ani mi się śni. Przyłapałem go, zresztą nie pierwszy raz, jak grzebał w dokumentach na twoje polecenie. Wyśpiewał wszystko. Jak kazałeś mu węszyć i śledzić mnie. Jeśli zajdzie taka potrzeba, powołam go na świadka.
- Przeceniasz mnie. Ja nic nie kazałem mu robić. Nie masz na to żadnych dowodów. – Wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Może i nie mam, ale decyzji nie zmienię i nie przywrócę go do pracy. Radź sobie sam, bo o ile mi wiadomo, to do tej pory on odwalał całą robotę, a ty tylko spijałeś śmietankę uzurpując sobie prawo do jego zasług. Tak naprawdę to on powinien być dyrektorem finansowym, nie ty. I ty śmiesz mnie nazywać nieudacznikiem? A kim ty jesteś, że musisz się podpierać takim Adamem? Geniusz ekonomii się znalazł. – Marek prychnął ironicznie.
Oczy Alexa miotały gromy i gdyby mogły zabijać, to prezes leżałby już martwy.
- To jeszcze nie koniec. Jeszcze się okaże, czyje będzie na wierzchu.
- Nie mogę się tego doczekać. A teraz wyjdź, już dość czasu zmitrężyłem.
Odetchnął z ulgą, kiedy zamknęły się za nim drzwi. Był rozbity emocjonalnie. Nie znosił kłótni, a z Febo nie można było spokojnie porozmawiać. – Muszę wyjść i ochłonąć. Zabiorę Ulę na jakiś lunch.
Wychodząc z gabinetu, zabrał płaszcz i szalik.
- Ula ubierz się musimy gdzieś pojechać. Viola, zostajesz jak zawsze czujna i zwarta. Przez dwie godziny popilnujesz mi firmy. I jeszcze jedno. Nie wdawaj się z nikim w żadne dyskusje. Rozumiemy się, tak?
- Oczywiście. Wszystko jasne szefie.
Zaciągnął Ulę jeszcze do Olszańskiego.
- Sebastian, wychodzimy na dwie godziny. Przygotuj w tym czasie wypowiedzenie dla Turka w trybie natychmiastowym.
- Zwalniasz go? – Kadrowy nie krył zdumienia.
- Już go zwolniłem. Jak wrócę, to je podpiszę i zaniesiesz mu.
- A co na to Alex?
- Później ci wszystko opowiem. Teraz muszę wyjść.
Odetchnął z ulgą, kiedy opuścili gmach firmy. Poprowadził ją do samochodu. Bała się odezwać, żeby nie palnąć jakiejś gafy. Był taki zamyślony i nieobecny.
- Dokąd jedziemy? – Spytała cicho po jakimś czasie. Ocknął się z zamyślenia i zerknął na nią.
- Na lunch. Musimy pogadać.
Zaparkował przed restauracją. Będąc już w środku poprosił kierownika sali o jakiś intymny stolik. Złożyli zamówienie. Kiedy im przyniesiono dania z niepewnością spojrzał na Ulę. Siedziała z opuszczoną głową gapiąc się w pełny talerz.
- Zawiodłem cię. Tak właśnie się czujesz. Zawiedziona, prawda? Dopiero proponowałem ci tę pracę, a dzisiaj powiedziałem, że być może ją stracisz.
Było mu tak strasznie przykro, że aż zakręciły mu się w oczach łzy. Podniosła wzrok. W jej oczach czaiło się tyle smutku, że ścisnęło mu się serce. Pogłaskała go po dłoni.
- Wszystko będzie dobrze. – Wyszeptała. – Zobaczysz. Ja cię rozumiem i rozumiem powody, dla których chcesz odejść z firmy. Podziwiam cię, że tak długo wytrzymywałeś tą presję ze strony Febo. Przecież to nie jest kwestia miesięcy, tylko lat. Ja ci pomogę. Razem damy radę. Nie poddawaj się. Nawet, jeśli trzeba będzie odejść, poradzimy sobie. Ja zawsze będę przy tobie. Przecież obiecałam ci kiedyś, że nigdy cię nie zawiodę.
Ujął jej dłonie i przycisnął do ust.
- Wiem Ula, nic już nie mów, tylko mnie kochaj i nie zostawiaj. Potrzebuję cię. Z tobą wszystko jest łatwiejsze, bez ciebie otchłań bez dna.
Po pracy odwiózł ją do domu. Nie chciał zostać. Musiał jechać przecież do rodziców. Koniecznie potrzebował rozmowy z ojcem. Musiał mu wszystko wyjaśnić tak, żeby on zrozumiał. Bał się tej rozmowy. Wiedział, jaki senior ma stosunek do Alexa, ale musiał chociaż spróbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz