| 15 marzec 2012 |
ROZDZIAŁ XI
Zapadał już zmierzch, kiedy podjechał pod dom rodziców. Przywitał się z nimi i poprosił ojca o rozmowę na osobności. Przeszli do gabinetu i zasiedli w skórzanych fotelach z lampkami koniaku w ręku. - Co to za ważna sprawa sprowadziła cię do nas? Coś z kolekcją? Z komentarzy, które czytałem w prasie pokaz odniósł sukces i kolekcja dobrze się sprzedaje. - Tak… Z kolekcją wszystko w porządku. Nie o nią chodzi. - To w takim razie, o co? - O Alexa. – Powiedział cicho nie patrząc ojcu w oczy. Senior żachnął się i zniecierpliwiony rzucił. - Znowu to samo. Jestem już zmęczony tymi waszymi kłótniami. To nie powinno tak wyglądać. Powinniście się dogadać i razem współpracować, a nie wieszać na sobie psy. Co tym razem masz mu do zarzucenia? - Zwolniłem dzisiaj Adama. - Turka? Jak mogłeś to zrobić? Ten człowiek pracował u nas od dziesięciu lat. Był dobrym pracownikiem i świetnym księgowym. To tak ma wyglądać twoja prezesura, że będziesz zwalniał najlepszych ludzi? Nie tego cię uczyłem. – Powiedział rozgoryczony. - Zanim zaczniesz mnie osądzać pozwól, że przedstawię ci powód, dla którego go zwolniłem. Violetta przyłapała go kolejny raz na grzebaniu w poufnych dokumentach w moim sekretariacie. Poprzednie razy darowałem, ale tego było już za wiele. Wykradał mi dokumenty, kopiował dane z komputera a nawet śledził. Adam przyznał mi się otwarcie, że działał z polecenia Alexa. Wiem, że trudno ci będzie w to uwierzyć, bo zawsze stawiałeś mi go za wzór. On jest psychicznie chory. Ma obsesję na punkcie stanowiska prezesa i zrobi wszystko, żeby to osiągnąć. Toczy nieczystą grę. Ciągle oczernia mnie w twoich oczach. Ta sytuacja wymknęła się spod kontroli. On knuje i intryguje za moimi plecami. Musisz coś postanowić, bo w tej firmie nie ma miejsca dla nas obu. Ojciec obrzucił go chłodnym spojrzeniem. - Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Alex nie posunąłby się do takich podłości, bo jest zbyt uczciwy. Znam go, bo wychowałem go niemal od dziecka. Nie opowiadaj mi więc bzdur. Zacznij z nim wreszcie współpracować, bo to przyniesie największą korzyść firmie. Spojrzał na ojca smutnym wzrokiem. Był rozczarowany, choć właściwie takiej reakcji się spodziewał. - To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Nie zrobisz nic w tej sprawie? - Jeśli myślisz, że pozbędę się Alexa z firmy, to jesteś w błędzie. Nie mam zamiaru go zwalniać, bo nie masz racji. Marek w milczeniu pokiwał głową. - W takim razie chcę cię prosić, abyś jutro przyjechał wraz z mamą do firmy na godzinę jedenastą. Zwołuję posiedzenie zarządu w trybie pilnym. Jutro też dowiecie się, jakie podejmę kroki w tej sprawie. Teraz już pożegnam się. Dobranoc. Wyszedł i wciągnął zimne powietrze do płuc. – A więc stało się. To jednak ja odejdę z firmy. Niech kochany Alex pokaże, co potrafi. – Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer Uli. - Skarbie, mógłbym przyjechać i zostać na noc? Nie chcę być dzisiaj sam. – Wyczuła w jego głosie żal i smutek. - Oczywiście, przyjeżdżaj, czekamy na ciebie. Rzeczywiście, czekali na niego w komplecie. Nawet mała Betti nie chciała się położyć do łóżka bez przywitania się z nim. Jak zwykle zawisła na nim i obdarowała siarczystymi buziakami w policzki. Przytulił ją i oddał całusy. - Witaj myszko, nie śpisz jeszcze? - Czekałam na ciebie. Zostaniesz na noc? - Zostanę, a jutro odwiozę was do szkoły. A teraz zmykaj już do łóżeczka, bo nie wstaniesz jutro. – Bez sprzeciwu pobiegła na górę. Spojrzał na pozostałą dwójkę. - Chodźcie do kuchni, musimy porozmawiać. Po jego minie poznała, że ta rozmowa z ojcem nie przebiegła dobrze. Był taki zmartwiony. Postawiła przed nim talerz kanapek i dzbanek z gorącą herbatą. - Kochani, nie jest dobrze. Ojciec nie uwierzył mi. Powiedział, że nie zwolni Alexa z firmy. Pamiętasz Ula, co ci dzisiaj powiedziałem? W tej firmie nie ma miejsca dla nas obu. Niestety to ja będę musiał odejść. Nie mogę już znieść jego intryg i ciągłego rzucania kłód pod nogi. Po kolacji napiszę swoje wypowiedzenie. Jutro też zastanowimy się, jaki rodzaj biznesu moglibyśmy prowadzić. Nie chcę tracić czasu, więc szybko trzeba coś postanowić. – Zauważył wystraszoną minę Jaśka. Poklepał go uspokajająco po ramieniu. - Nie martw się Jasiu. Zadbam o to, żeby bieda znowu nie zajrzała wam w oczy. Tego się boisz, prawda? – Chłopak z zażenowaniem pokiwał głową. – Nie bój się. Od dzisiaj jesteście moją jedyną rodziną i kocham was. Nigdy nie pozwolę, żebyście znaleźli się w poprzedniej sytuacji. Jeszcze jedno. Chcę, żebyś wiedział, że kocham Ulę. Nie jak siostrę. Kocham ją jak kobietę i z nią chciałbym związać swoją przyszłość. Nie ma już waszego ojca, więc mówię o tym tobie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że jesteśmy razem? Jasiek uśmiechnął się a w oczach zamigotały mu wesołe iskierki. - Marek. Tak się cieszę. Nie spodziewałem się. Gratuluję wam obojgu. To wspaniała wiadomość. A teraz, jeśli pozwolicie i ja się położę. Późno już. Zostali sami. Marek opróżnił talerz z kanapkami i powiedział. - Ula, odpal komputer, napiszemy to wypowiedzenie. Ty chyba też będziesz musiała. Violetta swoje napisze jutro. Długo siedzieli jeszcze przytuleni na tapczaniku rozmyślając, co przyniesie im ten następny i kolejny dzień. Póki co, nie widzieli przyszłości w różowych kolorach. Rankiem weszli do sekretariatu w minorowych nastrojach. Zaraz za nimi wbiegła zdyszana Violetta. - Mam nadzieję, że się nie spóźniłam? – Rzuciła od progu. Odwrócili się, jak na komendę. - Nie Viola. Rozbierz się i przyjdźcie obie do mnie. Ula zrobisz mi kawy? Wiesz, jaką lubię. Kiedy rozsiedli się już z filiżankami smolistego napoju w dłoniach, Marek spojrzał na Violettę i powiedział. - Viola, musisz napisać wypowiedzenie. Moja rozmowa z ojcem nie przyniosła rezultatu. Muszę odejść, a wy wraz ze mną. Za chwilę pójdę do Sebastiana. Myślę, że i on powinien się zwolnić. Nawet, jeśli nie zrobi tego teraz, to i tak Alex wykopie go wcześniej, czy później. W dalszym ciągu będę ci płacił pensję w takiej wysokości, jak dotychczas. Mam nadzieję, że nie zabraknie nam pomysłów na uruchomienie jakiejś małej firmy. Na jedenastą zwołałem posiedzenie zarządu i tam właśnie podam się do dymisji. Potem jeszcze pójdziemy z Ulą do Pshemko, żeby się z nim pożegnać. Na pewno będzie niepocieszony, bo straci swoje natchnienie. – Mrugnął do Uli. – To tyle. Wróćcie teraz do siebie, a ja idę pogadać z Sebą. Wyłuszczył przyjacielowi, w czym rzecz, a on nawet nie był zdziwiony takim obrotem sprawy. Sytuacja w firmie od dawna była napięta i czegoś podobnego można się było spodziewać. Niemal od ręki napisał swoje wypowiedzenie i wręczył Markowi. O jedenastej w sali konferencyjnej zgromadzili się wszyscy zainteresowani. Dobrzańscy – seniorzy i rodzeństwo Febo. - Nie wiesz Krzysztof, po co to zebranie? Co takiego ważnego ma do powiedzenia prezes? – Ostatnie słowo Alex niemal wysyczał. - Niestety nie. Wprawdzie był u nas wczoraj, ale tylko zawiadomił nas o tym zarządzie. Zresztą za chwilę powinien tu być. Marek wszedł do środka z plikiem dokumentów w ręku. Podszedł do stołu i obrzucił wszystkich poważnym spojrzeniem. - Witajcie. – Powiedział cicho. Wziął głęboki oddech i zaczął. - W związku z wydarzeniami mającymi miejsce na przestrzeni minionych lat, a także w ciągu ostatnich dni, zrzekam się funkcji prezesa tej firmy. Nie przyjmuję w zamian żadnego innego stanowiska i nie oddaję się do dyspozycji zarządu. – Obecni w sali poruszyli się niespokojnie słysząc te deklaracje. Marek kontynuował dalej. - Odchodzę na dobre i daję pole do popisu mojemu następcy. On z pewnością poradzi sobie lepiej na tym stanowisku niż ja. Na twoje ręce tato składam wypowiedzenie swoje, Sebastiana, Uli i Violetty, mając nadzieję, że nowy prezes wyniesie tę firmę na sam szczyt, czego życzę wszystkim tu obecnym. Na twoje ręce tato składam również wszystkie pełnomocnictwa do występowania przed zarządem i podejmowania decyzji w moim imieniu. Mam nadzieję już nigdy tu nie wrócić, co zapewne ucieszy przyszłego prezesa. To wszystko, co miałem do powiedzenia, a teraz pozwólcie, że się pożegnam. Wręczył ojcu dokumenty, skłonił się im wszystkim i wyszedł. Siedzieli w milczeniu, nie mogąc zrozumieć, dlaczego to zrobił. Alex rozparty w nonszalanckiej pozie na krześle, triumfował. Ten głupek sam złożył dymisję. Wreszcie będzie mógł pokazać, co potrafi. Pierwsza opamiętała się Helena i wybiegła na korytarz. Wpadła do sekretariatu wprost na Ulę. - Ula, jak dobrze, że cię widzę. Może ty mi wyjaśnisz, co znaczą te zbiorowe wypowiedzenia. Marek przed chwilą złożył dymisję. Możesz mi to wytłumaczyć? - Nie wiem, czy potrafię, pani Heleno. On jest bardzo rozczarowany ojcem. Ma żal do niego, że nigdy nie wspiera go dostatecznie i wiecznie broni Alexa. Możecie myśleć, co chcecie, ale Febo nie jest uczciwy. Kręci i mataczy, ma jakieś podejrzane kontakty. Niestety Marek nie ma żadnych dowodów, żeby się nimi podeprzeć, dlatego pan Krzysztof nie wierzy jego słowom. Może kiedyś się przekonacie, że to Marek miał rację nie wy. – Zakończyła smutno. – Muszę panią teraz przeprosić. Za chwilę idziemy pożegnać się z Pshemko i będziemy pakować nasze rzeczy. Pshemko latał po całej pracowni, jak poparzony. - Co ty myślisz, że ja będę pracował dla tej włoskiej małpy? Nic z tego mój drogi. Ja się nie zgadzam. Ja nigdy nie znajdę wspólnego języka z tym… tym… mafioso. Jeszcze w dodatku moja muza odchodzi. Boże, Boże, jak ja mam sobie bez niej poradzić? - Pshemko uspokój się. Jeśli będę mogła ci tylko w czymś pomóc, zawsze możesz na mnie liczyć. Wiesz o tym przecież. Jeśli masz ochotę, to przyjedź dzisiaj po pracy na Sienną, do Marka. Robimy naradę wojenną. Może ty nam podsuniesz jakiś pomysł. - Dla ciebie Bella wszystko. Będę. Na pewno będę. – Zapewnił ją płaczliwie. Siedzieli wszyscy w gabinecie Marka, który za chwilę miał przestać być jego i omawiali ostatnie szczegóły. - Słuchajcie. Jest godzina trzynasta. Pojadę z Ulą do Rysiowa, bo musi przygotować rodzinę do zmian. Potem wrócimy na Sienną. Chciałbym, żebyście na siedemnastą byli u mnie. Musimy wszystko omówić. Myślcie, jaki rodzaj biznesu moglibyśmy otworzyć. Mam wprawdzie jeden pomysł, ale omówię go później. Nie chcę tego robić tutaj, bo jak wiecie, te ściany mają uszy. Violetta dasz radę przyjechać z Pomiechówka? - Nie wiem. Musiałabym sprawdzić połączenia. Autobusy jeżdżą ode mnie pewnie tak często, jak od Ulki z Rysiowa. – Sebastian popatrzył na nią. - Wiesz, co? Może na te parę godzin zatrzymałabyś się u mnie. Poszlibyśmy teraz na jakiś obiad, a potem wypilibyśmy u mnie kawę i o siedemnastej pojechalibyśmy do Marka. – Viola pokraśniała z zadowolenia. - Dzięki Seba. Jesteś dobrym kumplem. - Chciałbym być kimś więcej. – Wymamrotał pod nosem, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. - W takim razie ustalone. Zbieramy się. Z pudłami w dłoniach, pełnymi osobistych rzeczy szli w stronę wind. Przy recepcji zauważyli stojących rodziców Marka. - Marek. Pozwól tu do nas. Postawił swoje pudło na podłodze i zwrócił się do przyjaciela. - Sebastian weź moje rzeczy i zjedźcie na dół. Tam zaczekajcie, dobrze? - W porządku, idź. – Podszedł do rodziców. - Myślałem, że wyszliście już z firmy. - No, jak widzisz nie. Jestem rozczarowany Marek. Nie sądziłem, że posuniesz się do tak drastycznego rozwiązania. – Popatrzył na ojca z żalem. - Przecież to dla mnie nic nowego. Całe życie cię rozczarowywałem i zawodziłem. Nigdy nie spełniłem nadziei, jakie we mnie pokładałeś. To Alex był zawsze tym lepszym synem. Życzę ci tato żebyś nigdy tych słów mu nie powiedział, choć tak naprawdę jestem w stu procentach pewien, że usłyszy je od ciebie wcześniej czy później. Życzę wam szczęścia, bo niedługo będzie wam wszystkim potrzebne, a tobie tato gratuluję. Wreszcie dokonałeś wyboru. Masz w końcu syna, o jakim zawsze marzyłeś, Alexandra „wielkiego” Febo. – Mówił spokojnie, przyciszonym głosem, ale słychać w nim było żal i rozgoryczenie. – A teraz, jeśli pozwolicie, wrócę do swoich przyjaciół. – Miał już odejść, kiedy zatrzymał go głos matki. - Synku, co ty teraz będziesz robił? – Zapytała zmartwiona. Spojrzał na nią ze smutkiem w oczach. - Będę starał się dorosnąć mamo. Do widzenia. – Dobrzańscy spojrzeli po sobie. - Co on miał na myśli? – Helena nie bardzo zrozumiała ostatnie słowa syna. - Naprawdę nie wiem Helenko. Ostatnio w ogóle nie można się z nim dogadać. Chodźmy już i tak nie mamy tu dzisiaj nic do roboty. Jakie to szczęście, że Alex zechciał objąć stanowisko prezesa, ja nie dałbym już rady. Helena przypomniała sobie słowa Uli. Zaczęła mieć coraz więcej wątpliwości, czy decyzja, jaką podjął jej mąż jest słuszna. Siedzieli w kuchni przy stole i zajadali się pysznymi gołąbkami. Marek przełknął ostatnie kęsy i odłożył sztućce. Skierował wzrok na Jaśka i Beatkę. - Zabieram was dzisiaj wszystkich na Sienną. To spotkanie może się znacznie przedłużyć, a nie chciałbym Uli odwozić do domu po nocy. Jasiu zajmiesz się Beatką? My musimy się skupić, trochę pomyśleć, bo mamy podjąć, jak wiesz decyzję, co do naszej dalszej przyszłości, więc nie byłoby dobrze, żeby mała nas rozpraszała. A ty aniołku musisz być dzisiaj bardzo grzeczna i słuchać się Jasia. – Popatrzył z rozczuleniem na Betti. - Przecież wiesz, że zawsze się go słucham, tak jak ciebie. Obiecuję, że nie będę wam przeszkadzać. - Marek przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek. - Jesteś bardzo rozsądną dziewczynką, a teraz idź z bratem. On pomoże ci się spakować. Ula pozbierała puste talerze i zabrała się za mycie. Stanął za nią obejmując ją ciasno ramionami. - Jak myślisz Ula, uda się? – Odwróciła się do niego i spojrzała poważnie w jego oczy. - Musi się udać. Wiesz dobrze, że żadna inna opcja nie wchodzi w grę. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł, ale nie dotyczy on bezpośrednio naszej przyszłej firmy, a raczej pośrednio. - Jaki pomysł? - Miałam cię już wcześniej o to spytać, ale jakoś nie było okazji. Czy próbowałeś kiedykolwiek inwestować w giełdę? - Nie, nigdy. Zawsze uważałem, że to zbyt ryzykowne. – Pokręciła głową. - Nie aż tak bardzo. Jak się dobrze zna mechanizmy rządzące rynkiem i rozsądnie inwestuje, profity przychodzą bardzo szybko. Ja wiele razy robiłam symulacje giełdowe. Oczywiście tylko wirtualnie i zawsze się udawało. Najważniejsza jest duża rotacja akcji. Jedne kupujesz, drugie sprzedajesz, oczywiście z zyskiem. Ważne jest też, żeby nie być pazernym i nie czekać do samego końca licząc na ich nagły wzrost, bo można popłynąć. Jeśli rozsądnie zainwestujesz pieniądze, to zysk przyjdzie bardzo szybko. Gdybym ja dysponowała jakąś gotówką, z mety bym zainwestowała w dobrze rokujące akcje. To naprawdę szybki zysk. - Zajęłabyś się tym? Chyba tylko ty jedna z naszej czwórki to potrafisz. Ja orientuję się tylko trochę, a Seba i Viola w ogóle nie kumają, o co w tym chodzi. - Jeśli macie trochę wolnej gotówki, to czemu nie. Nie musi być dużo na początek. Wystarczy niewiele, żeby przekonać się, jak nam pójdzie. Jeśli będzie wystarczający zysk, wtedy odbierzecie sobie to, co zainwestowaliście, a reszta może posłużyć na rozwój firmy. – Marek patrzył i słuchał tego, co mówi z wielkim podziwem. Przybliżył usta do jej ust i wyszeptał. - Mówił ci już ktoś, że nie tylko jesteś piękna, ale i bardzo, bardzo mądra? Kocham cię moja mądralo. – Gorący, namiętny pocałunek zakończył tą rozmowę. Salon na Siennej zgromadził już wszystkich. Ostatni pojawił się Pshemko. Porozsiadali się na kanapie i stojących obok niej fotelach. Ula zaparzyła dla wszystkich kawę i pokroiła kupione przez Marka ciasto. Marek, jako pierwszy zabrał głos. - Kochani pozwólcie, że zacznę, bo Ula wpadła na świetny moim zdaniem pomysł, który powinniśmy wykorzystać, a mianowicie inwestycje giełdowe. Pomyślałem, że moglibyśmy na początek wyłożyć po dziesięć tysięcy na zakup akcji. Jakich? Ula sama zadecyduje. Jest świetną i niezwykle zdolną ekonomistką i tą działkę zostawiam jej. Co wy na to? - Marek, ale ja nie mam takich pieniędzy. Nawet na oczy nie widziałam takiej sumy. – Powiedziała spanikowana Violetta. - Viola spokojnie. Nie myślałem ani o tobie ani o Uli, która też takich pieniędzy nie posiada. Miałem na myśli mnie i Sebastiana. - A mnie nie bierzecie pod uwagę? – Przypomniał o sobie Pshemko. - Ale ty przecież pracujesz nadal w firmie i nic ci nie grozi. - Może i nic. Myślisz, że długo wytrzymam pod rządami tego włoskiego matoła? Sam wiesz, że nigdy nie mogliśmy się dogadać. Do Urszuli mam wielkie zaufanie i chętnie wyłożę potrzebną sumę. Chętnie też przystąpię do waszej spółki. Nie spodziewali się, że będzie chciał się zaangażować. Liczyli tylko, że podsunie im jakiś pomysł, w jakiej branży mogliby zacząć działać. Mile ich zaskoczył. - Pshemko, to dla nas wielki zaszczyt, że chcesz nam pomóc. Naprawdę doceniamy twój gest. Ale musisz się liczyć z ryzykiem całej operacji. – Próbowała mu uświadomić Ula. - Duszko. Ja już się przekonałem, na ile cię stać i jakie są twoje możliwości. Jesteś taka utalentowana, że na pewno nie stracimy na tym. - W takim razie mamy ustalone. Sebastian, jeszcze ty się nie wypowiedziałeś. Dołączasz się? – Olszański wyszczerzył zęby. - Trzej muszkieterowie, co? Jasne, że się dołączam. Wiem, że Ulka zrobi dobry użytek z tych pieniędzy. - W porządku. To teraz pomyślmy, czym moglibyśmy się zająć. - Najlepiej nadal modą. – Odezwała się Viola. – Zjedliście na niej zęby. Ja też już trochę liznęłam tego biznesu. Marek podrapał się w tył głowy. - No tak, ale co mielibyśmy robić? Sprzedawać ciuchy? – Pshemko, aż podskoczył na kanapie. - Właśnie. Przecież to wychodzi wam najlepiej. - No tak, ale skąd mielibyśmy je wziąć? – Marek nie był pewien, czy nadąża za logiką mistrza. – Projektant uśmiechnął się chytrze. - Nadal jesteś współudziałowcem firmy, tak? - No tak. - Te magazyny za miastem są własnością firmy? - Mówisz o tych trzech… - Właśnie o nich. Posłuchajcie. Rozmawiałem niedawno z kierownikiem tych magazynów. Był u mnie w pracowni, bo zabierał końcówkę wiosennej kolekcji, która się nie sprzedała. Narzekał, że magazyny pękają w szwach od takich końcówek. - No dobrze, ale co my mamy z tym wspólnego? – Marek nadal nie rozumiał. - A ja chyba wiem, co mistrz ma na myśli. – Odezwała się Ula. Spojrzała ciepło na Pshemko. – Chcesz, żebyśmy zajęli się ich sprzedażą. Żeby nosili je ludzie, a nie niszczały w magazynach, prawda? Zdajesz sobie sprawę, że nie sprzedadzą się po cenie wyjściowej. Pomyślałeś, że jakby obniżyć cenę nawet o połowę, to każdy chętnie by je kupił, tak? - Pshemko spojrzał na nią z podziwem. Wstał, podszedł do niej i z szacunkiem ucałował jej dłoń. - Mówiłem wam przecież, że Urszula, to najinteligentniejsza osoba, jaką znam. W lot pojęła moje intencje. O to właśnie chodzi Marco. Trzeba tylko wymyślić sposób, w jaki mielibyśmy je sprzedawać. Nie stać nas na otwarcie nowych sklepów. - To prawda. – Poparła go Ula. – Ale jeśli nas nie stać na sklepy, to można by było wynająć powierzchnię do sprzedaży, albo… spróbować zrobić to przez Internet. Jedyne pieniądze, jakie mielibyście zainwestować na początek, to koszty wynajęcia jakiegoś pomieszczenia, paru biurek i zakupu, co najmniej czterech komputerów. Do tego dochodzą koszty pralni. Nie wiem wprawdzie, w jakim stanie są kreacje, ale mogą wymagać odświeżenia. Słuchali jej z podziwem i oczami wyobraźni już widzieli potencjalne zyski z nieistniejącej jeszcze firmy. - Pshemko, Ula, jesteście geniuszami. – Marek uściskał ich oboje. – Nawet nie przypuszczałem, że tak szybko wymyślicie ten niezwykły plan. To naprawdę może się udać. Trzeba to oblać. – Zerwał się i pobiegł w kierunku kuchni i z lodówki wyłowił schłodzonego szampana. Rozlał do wysokich kieliszków i podał każdemu. - Kochani pijemy za nasz sukces. - A Febo na pohybel. – Dodał Pshemko złośliwie. - Na pohybel! – Krzyknęli zgodnym chórem. Koło dwudziestej pierwszej zaczęli się rozchodzić. Mieli być w stałym kontakcie, a Seba i Marek planowali jutro odwiedzić te magazyny. Musieli wynająć też jakieś pomieszczenie na biuro, ale Ula obiecała, że zajmie się tym z Violettą. Marek odprowadził gości na parking, a Ula w tym czasie sprzątała ze stołu. Szybko powkładała naczynia do zmywarki i zajęła się szykowaniem kolacji. Zawołała dzieciaki. Było już dość późno, a one miały jutro lekcje. - Szybko zjadajcie, myjcie się i spać. Betti, dzisiaj bez bajki, bo muszę jeszcze omówić parę spraw z Markiem. Odbijemy sobie jutro, dobrze? - Dobrze Ulcia. Przecież już nie jestem dzieckiem i wiem, że praca jest najważniejsza. – Uśmiechnęła się promiennie słysząc te słowa z ust swojej małej siostrzyczki. - Masz rację kochanie. Jesteś już bardzo dużą osóbką. A teraz uciekajcie. Jasiu dopilnuj ją, żeby umyła zęby i pomóż jej przebrać się w piżamę. Marek wrócił. Był w o wiele lepszym nastroju niż jeszcze dzisiaj rano. Postawiła przed nim gorącą kokilę wypełnioną leczo i talerzyk z kromkami pokrojonej bułki. - A ty już jadłaś? - Zjadłam z dziećmi. - Zaskoczyłaś mnie dzisiaj. Twój brat miał rację. Jak leżałaś jeszcze w szpitalu mówił mi jak piekielnie jesteś zdolna. Słowo „piekielnie” świetnie wpisuje się w naszą sytuację, bo to iście diabelski plan. Jeśli wypali to będę cię przez resztę życia na rękach nosił. – Roześmiała się. - Nie obiecuj nigdy czegoś, czego nie będziesz mógł spełnić? - Nie wierzysz w moje możliwości? - Wierzę kochanie, wierzę. – Uśmiechnęła się łagodnie. Ucałował jej dłoń i powiedział szeptem. - Zostań ze mną na noc. Nie chcę spać sam. Tak bardzo pragnę móc się do ciebie przytulić. – Spojrzał jej w oczy i wyczytał w nich obawę. - Nie bój się nie zrobię nic wbrew tobie. – Powiedział zduszonym szeptem. – Tylko ze mną bądź. Weszła do jego pokoju wstydliwie zasłaniając się szlafrokiem. - Marek, możesz zgasić światło? Trochę się krępuję. Ja jeszcze nigdy z nikim… Wyłączył małą lampkę stojącą na nocnym stoliku. Zrobiło się prawie całkiem ciemno, tylko przez niezaciągnięte rolety sączył się blask ulicznych latarni. Wsunęła się pod kołdrę. Przebiegł przez jej ciało dreszcz, gdy zetknęło się z chłodem pościeli. Przysunął się do niej i objął ją delikatnie w talii. Wtulił się w zagłębienie jej szyi. - Kocham cię Ula. Nawet nie wiedziałem, że można kochać aż tak mocno. Bardzo cię też pragnę. Jeśli nie jesteś jeszcze gotowa i każesz mi czekać, poczekam, chociaż każdy mój nerw domaga się ciebie. – Pogładziła jego szorstki policzek. - To nie tak Marek. Ja też ciebie pragnę, bardzo, bardzo mocno. Ale to uczucie wzbudza we mnie też lęk. Ja nie wiem, jak to jest, bo nigdy tego nie doświadczyłam i boję się, że nie sprostam twoim oczekiwaniom, że cię zawiodę. Gdyby włączył w tym momencie światło zobaczyłby, jak purpurowe ma policzki. Była bardzo skrępowana tą intymną sytuacją. A z drugiej strony tak bardzo go kochała i tęskniła za tą bliskością. Poczuła jego usta na swojej szyi. - Przysięgam ci Ula, że zrobię to najdelikatniej, jak tylko potrafię. Nie chcę cię skrzywdzić, tylko dać ci szczęście. Udowodnię ci, że nie ma nic piękniejszego od połączenia pragnących siebie ciał. Poddała się jego pocałunkom oddając nieśmiało swoje. Delikatnie pozbawił ją koszuli nocnej. W blasku słabej poświaty dostrzegł zarys kształtnych piersi, płaski brzuch i łono. - Jesteś piękna. – Wyszeptał. Rozsypał pocałunki po całym jej ciele. Drżała pod dotykiem jego gorących warg. Pieścił ją, delektując się jedwabną miękkością jej skóry i krągłych piersi. Gorącymi, pełnymi namiętności pocałunkami sprawił, że wezbrała w niej fala pożądania i marzyła tylko o tym, żeby spełnić się w tej miłości do końca. Nie przestając jej całować wchodził w nią powoli, nie chcąc sprawić jej bólu. Zacisnęła powieki i jęknęła. Otwarła usta w niemym krzyku. Zatopił się w niej i zaczął poruszać. Poddała się temu rytmowi, już nie chciała się zatrzymać. Rozkosz zwyciężyła ból, a ona utonęła w tej rozkoszy. On był mistrzem. Doprowadził ją niemal do utraty zmysłów. Jeszcze tylko kilka ruchów i razem odpłynęli na granicę świadomości. Długo trwało nim odzyskała kontrolę i jasność myślenia. On z błogim uśmiechem obserwował jej nienaturalnie rozszerzone oczy i otwarte usta. Scałował z jej twarzy resztki uniesienia. - Byłaś cudowna. Kocham cię. – Wyszeptał. Uśmiechnęła się nieśmiało. Jeszcze nie bardzo docierało do niej, to, co miało miejsce przed chwilą. Wiedziała na pewno tylko jedno. Była niewyobrażalnie szczęśliwa, a obok leżał człowiek, który obdarzył ją tą wielką ilością szczęścia. Pokonała swoją nieśmiałość i przylgnęła do jego warg. - Ja też cię bardzo kocham. |
| fauna (gość) 2012.03.16 14:15 |
| Ależ trzeba poświęcić dużo czasu żeby coś takiego stworzyć, fajnie się czytało pozdrawiam |
| MalgorzataSz1 2012.03.16 16:47 |
| Fauna. Bardzo Dziękuję za wpis. Owszem, czasu trzeba poświęcić dużo, ale jeśli się kocha pisać tak, jak ja, czas nie ma znaczenia. Serdecznie Cię pozdrawiam i mam nadzieję, że przeczytasz moje kolejne opowiadania. To jeszcze się nie skończyło. |
| danka69 (gość) 2012.03.19 00:16 |
| Małgosiu, czytam to opowiadanie po raz kolejny,
pewnie już po raz trzeci. W tej cześci "zmusiłaś " mnie do refleksji
nad zaufaniem rodzica do dziecka. Czy z uwagi na bezwarunkową miłość do
dziecka powinniśmy mu też bezgranicznie ufać i w trudnych sutuacjach
wyboru zawsze opowiedzieć się za nim. Surowy rodzic, jakim jest bez
wątpienia Krzysztof nie zaufał Markowi. Być może wcześniejsze zachowania
Marka, nie do końca odpowiedzialne , sprawiły, że Krzysztof przyjął w
tym przypadku zasadę bardzo ograniczonego zaufania w stosunku do syna .
Wręcz mu nie zaufał, ufając Aleksowi. Później zrozumiał swój błąd,
przyszedł , poprosił o wybaczenie i Marek, nie bez problemu ,mu jednak
wybaczył. Czy łatwiej się wybacza swojemu, dziecku, rodzicowi? Czy
rodzic, czy też dziecko mogą bezgranicznie ranić siebie nawzajem , nie
ufając sobie i zawsze sobie wybaczą?Jest to bardzo głęboki temat. Ja
jako surowy i niezwykle wymagający rodzic zawsze zastanawiam się jak
daleko mogę posunąć się w krytyce , w ocenie postępowania własnego
dziecka. Łapię się często na tym ,że najpierw, w pierwszym odruchu
szukam winy w postępowaniu mojego dziecka a dopiero w postępowaniu
innych ( jej koleżanek, nauczycieli, itd.) . Wiem ,że nie wszyscy
rodzice tak mają. Czy to kwestia zaufania? Chyba nie. Wiem ,że taki
sposób wychowania odebrałam od moich rodziców, i mimo ,że nie chcę go
teraz powielać, bo zdaję sobie sprawę ,że nie jest doskonały( bo tego
doświadczyłam na własnej skórze) to jednak trochę mu hołduję. Pokazałaś
mi w tej części , że Marek bardzo przeżył odrzucenie przez Krzysztofa i
kompletny brak do niego zaufania. Mam to zachowanie na uwadze i od
momentu , kiedy po raz pierwszy przeczytałam ten rozdział , staram się
bardziej panować nad swoimi zachowaniami , przyjmuję do wiadomości
argumenty córki, nie jestem już taka kategoryczna. To oczywiście na
razie są niewielkie zmiany, chyba tylko przeze mnie zauważalne..... ale
bardzo nad tym pracuję.Zdałam sobie sprawę, że wprzypadku drobnych
tematów takie postępowanie poczyni tylko drobne szkody, ale jak się
pojawią poważne spory to może nie starczyć miłości w odbudowaniu dobrych
relacji. Uff! Przepraszam, z pewnością ten dość długi i zagmatwany
komentarz stał się już nudny, ale liczę na zrozumienie moich intencji.
Na tym polega Małgosiu dojrzałość Twoich tekstów, które są nie tylko
fikcją literacką,ale również pokazują kawał życia. Dziękuję Ci za nie! Czekam na kolejne nowe opowiadanie, czytając tymczasem po raz kolejny poprzednie! |
| MalgorzataSz1 2012.03.19 12:01 |
| Danusiu. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam Twój komentarz do tego rozdziału. Przyznaję, że pisząc to opowiadanie, taki właśnie scenariusz przyszedł mi do głowy, że Krzysztof świadomy zachowania swojego syna, nie ufa mu kompletnie. Zna jego podboje miłosne w klubach. Wie, jak traktuje Paulinę. Jest nieodpowiedzialny i zachowuje się, jak szczeniak. Totalne przeciwieństwo zrównoważonego, zimnego Alexa, zawsze poważnie podchodzącego do obowiązków. Ten brak zaufania Marek odczuł bardzo boleśnie, bo mimo swoich głupich wybryków ciągle wierzył, że ojciec potraktuje go łagodniej, że mu zaufa. Przeliczył się i rozczarował. Taka postawa rodzica w stosunku do dziecka, boli. W niektórych przypadkach zostawia trwały ślad na jego psychice, a nawet może ją zwichnąć. Trzeba być ostrożnym i nie tylko karać, ale i nagradzać i czasem pochwalić. Dziecko czuje się wtedy w jakimś sensie dowartościowane i nawet zmotywowane do pozytywnych działań, bo nadal chce być chwalone. Ja stawiam na mądrość rodziców, choć spotkałam się z przypadkami kompletnej ich głupoty. Wieczne pobłażanie nie daje dobrych rezultatów wychowawczych, bo utwierdza dziecko w przekonaniu, że jest bezkarne i wszystko mu wolno. Musi być zachowana równowaga między kara i nagrodą. Myślę, że wtedy osiąga się najlepsze rezultaty. Bardzo Ci dziękuję, że podzieliłaś się ze mną swoimi przemyśleniami. Dla mnie są tym cenniejsze, że wynikają z treści opowiadania. To naprawdę budujące mieć świadomość, że czytający je wyciąga dla siebie jakieś wnioski. Serdecznie Cię pozdrawiam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz