16 marzec 2012
ROZDZIAŁ XII
Obudziła się i otworzyła oczy. Początkowo nie mogła się zorientować,
gdzie jest. Ciche mruknięcie obok przywołało jej umysł do
rzeczywistości. Próbowała ruszyć zdrętwiałą ręką, ale coś skutecznie jej
to uniemożliwiało. Wreszcie zrozumiała, że leży na niej głowa
ukochanego. Przytrzymała ją wolną ręką i delikatnie uwolniła odrętwiałe z
jej ciężaru ramię. Mruknął jeszcze raz i obejmując ją w pasie mocniej
przywarł do niej. Uśmiechnęła się. W bladym świetle poranka wyglądał,
jak mały chłopczyk. Zatarły się i złagodniały rysy dorosłego mężczyzny, a
pozostał tylko figlarny wyraz twarzy z widocznym zarysem dołeczków w
policzkach.
- Chyba śni mu się coś przyjemnego, że się tak uśmiecha. – Położyła dłoń na jego niesfornej czuprynie i z przyjemnością zanurzyła palce w gąszczu jego czarnych włosów. – Mój Marek. Mój słodki Marek. Wczoraj był taki delikatny i czuły. Dał mi tyle szczęścia. – Rozmarzyła się. Poruszył się pod wpływem jej dotyku i leniwie uniósł powieki.
- Kocham cię, aniele. – wymamrotał. Roześmiała się perliście.
- To od takich wyznań zaczynasz dzień? A gdzie dzień dobry kochanie? – Uniósł się na łokciu i spojrzał w jej radosne oczy.
- Dzień dobry moje słodkie kochanie. Dlaczego jeszcze nie śpisz?
- Dlaczego, już nie śpię. Jest siódma. Trzeba wstać, naszykować wam
śniadanie. Odwieziesz ich, tak? – Przytulił twarz do jej rozgrzanego
policzka.
- Przecież ci mówiłem wczoraj, że tak zrobię. Po co pytasz?
- Tylko się upewniam, – powiedziała z przekorą w głosie – czy pamiętasz.
Chciała wstać, ale żelazna obręcz jego ramion skutecznie jej to
uniemożliwiła.
- Marek puść, bo nie zdążymy.
- Zdążymy. Poprzytulam się jeszcze minutkę, tak mi dobrze. – Wzniosła oczy ku górze.
- Jesteś niemożliwy. Zachowujesz się jak rozkapryszony dzieciak.
- Jak kochany, rozkapryszony dzieciak, – wymruczał – który kocha cię nad
życie. Wczoraj było cudownie. – Roześmiał się widząc jej pasowe
policzki i cmoknął ją w nosek. – No, nie wstydź się. Szaleję na punkcie
każdego kawałeczka, twojego boskiego ciałka.
Wysunęła się wreszcie z jego ramion i rzekła kategorycznie.
- Czas wstawać. Nie ociągaj się, bo naprawdę się spóźnisz. Ja idę do
łazienki. – Przytulił twarz do poduszki patrząc, jak wychodzi z pokoju.
-Ach ta Ula. Moja Ula. Mój skarb i moje największe szczęście. – Pomyślał.
Kiedy wyszedł z pokoju poczuł aromat świeżo zaparzonej kawy. Cicho
poszedł do kuchni i przytulił się do jej pleców przerywając jej
szykowanie kanapek. Odwróciła się do niego i z uśmiechem objęła jego
policzki.
- Kochanie w ten sposób, to ty nigdy nie wyjdziesz z domu. Wiesz, że
mamy dzisiaj dużo do zrobienia. Dzisiaj jest pierwszy dzień naszego
nowego życia i było by miło, gdyby udało nam się załatwić jak najwięcej.
Ubierz się. Ja zaraz obudzę dzieci, więc skorzystaj z łazienki, póki
jeszcze możesz. Za chwilę podam też śniadanie. – Pocałował ją namiętnie i
z żalem oderwał się od niej.
- Co ty ze mną robisz dziewczyno, co ty ze mną robisz…
Ula ściągnęła dzieciaki z łóżek i po piętnastu minutach w milczeniu
spożywali śniadanie. Marek wyciągnął portfel, wyjął z niego dwieście
złotych i wręczył Jaśkowi.
- Na co to? – Chłopak nie rozumiał.
- Na taksówkę. Nie będę mógł was odebrać ze szkoły, bo jadę obejrzeć z
Sebastianem magazyny. Wrócicie sami. Odbierzesz małą z przedszkola i
zadzwonisz po taksówkę. Nie jedźcie autobusem, bo będziemy się
niepokoić. Taksówka przywiezie was pod sam dom. Tak będzie bezpieczniej.
Schowaj dobrze pieniądze. Nie chcę, żeby dla kogoś stały się pokusą.
Zrozumiałeś wszystko? – Jasiek kiwnął głową. – W takim razie zbierajcie
się. Jedziemy. Mamy dzisiaj pracowity dzień.
Po odwiezieniu dzieci wrócił jeszcze do domu. I zastał Ulę siedzącą przy laptopie.
- Co Ula? Szukasz? Są jakieś ciekawe oferty pomieszczeń na biuro?
- Jeszcze nic nie znalazłam. Sebastian dzwonił, że będzie tu koło
dziesiątej i przywiezie Violettę. Możesz więc spokojnie napić się kawy,
bo jest jeszcze trochę czasu. Nie będę dzisiaj gotować, bo szukanie może
trochę potrwać, ale jest zamrożony bigos, to go zjecie, jak wrócicie.
Dobrze? Szkoda mi dzisiaj czasu na gotowanie. – Musnął jej wargi.
- Dobrze kochanie. Bigos jest pyszny, więc chętnie zjemy. Bardzo jestem
ciekaw tych magazynów. Nawet nie pamiętam, kiedy tam byłem ostatnio.
Punktualnie o dziesiątej zjawił się Olszański z Violą. Panowie niemal
natychmiast wyszli, a one usiadły na kanapie i wyszukiwały korzystne
oferty w Internecie. Violetta zapisywała adresy i numery telefonów, przy
każdym z nich umieszczając kwotę za wynajem.
- Patrz Viola, ta wydaje się korzystna. Niedaleko od centrum. Stare
budownictwo, ale to nie szkodzi. Nic nie piszą o ogrzewaniu. Dwa duże
pomieszczenia i cena nie jest wygórowana. Zapisz to i podkreśl. Tam
zadzwonimy w pierwszym rzędzie.
Ula kuła żelazo póki gorące. Bez namysłu wybrała numer i po chwili
rozmawiała z właścicielem. Spytała, czy jeszcze dzisiaj mogłaby obejrzeć
lokale, a usłyszawszy odpowiedź twierdzącą, umówiła się na trzynastą.
Zadzwoniła do Marka. Odebrał tuż po pierwszym sygnale.
- Cześć skarbie. Co tam? Jakieś sukcesy?
- Marek, o trzynastej jadę z Violą oglądać lokal. Umówiłam się z
właścicielem. Cena jest do przyjęcia, ale muszę go zobaczyć. Zrobimy
kilka zdjęć. A co u was? Jak wyglądają te magazyny?
- To ogromne trzy hale zawalone ciuchami po dach. Aż się proszą, żeby
ktoś zechciał w nich chodzić. Trzeba szybko zarejestrować firmę i
zawrzeć umowę z F&D. Chcę dać im dwadzieścia procent. Na razie
suknie muszą tu zostać, bo nie mamy ich gdzie dać. Jak tylko dorobimy
się własnej hali, wszystkie przewieziemy. Muszę chyba pogadać z ojcem,
choć wolałbym tego uniknąć. Może spróbuję ubrać w tą rozmowę Pshemko,
zobaczymy. Odkupimy całą zawartość magazynów i będziemy płacić tylko za
wynajem hal. Taki procent, to chyba dobra propozycja, jak uważasz?
- Wydaje mi się, że tak. Dostaną właściwie pieniądze za nic. Ale masz
rację. Trzeba pomyśleć o własnym magazynie. Dlatego proponuję. Żebyście
zebrali zadeklarowane środki do zainwestowania. Jak wrócę, to zobaczę,
co na giełdzie.
- Dzięki skarbie. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia.
Pojechały na Puławską, bo właśnie przy tej ulicy miał się znajdować
interesujący ich lokal. Przywitały się z właścicielem, który wskazał im
drogę do właściwych drzwi na parterze.Otwierając je mówił.
- Wiecie panie, to właściwie dość duże mieszkanie, które można
zaadaptować na biura. Od dwóch lat stoi puste. Mieszkała w nim moja
mama, ale jest już w takim wieku, że nie może mieszkać sama. Ja mam duży
dom, więc mieszka z nami. Mieszkania jednak nie chcę się pozbywać, bo
być może w przyszłości zamieszka w nim któreś z moich dzieci. Nie chcę
też, żeby dalej stało puste, bo tylko niszczeje. Proszę. Niech panie się
rozejrzą. Przepuścił je przodem. Weszły do długiego i dość szerokiego
przedpokoju. Z niego były wejścia do pokoi z prawej i lewej strony.
Dalej łazienka i ubikacja a obok wejście do kuchni. Mieszkanie było duże
i wysokie.
- A jak z ogrzewaniem. Takie wysokie pomieszczenia trudno będzie ogrzać.
- Wbrew pozorom jest tu ciepło. Swojego czasu zlikwidowaliśmy piece i
założyliśmy ogrzewanie etażowe. Bardzo dobrze się tu sprawdza.
- Mieszkanie mi się podoba. Jest zadbane. Nawet malować nie trzeba,
dlatego trochę dziwi mnie ta niska cena za wynajem. Gdzie jest haczyk? –
Właściciel roześmiał się.
- Nie ma haczyka. Mnie nie zależy na pieniądzach. Mam ich wystarczająco
dużo. Prowadzę własny interes, a oprócz tego jestem współwłaścicielem
tej kamienicy. Mieszka tu dwunastu uczciwych lokatorów, którzy
regularnie płacą mi czynsz. Mnie chodzi tylko o to, żeby to mieszkanie
nie przekształciło się w pustostan. Nie było chętnych na wynajęcie
mieszkania, więc zacząłem szukać chętnych, którzy chcieliby zrobić z
niego biuro. Czynsz nie jest wysoki. To tylko dwa tysiące miesięcznie.
Jednak media muszą sobie państwo opłacać sami. Mam nadzieje, że prowadzą
państwo cichą działalność w sensie nie hałaśliwą?
- Jak najbardziej. – Uspokoiła go Ula. – Kiedy moglibyśmy spisać umowę? Nie ukrywam, że bardzo zależy nam na czasie.
- Ja mogę choćby zaraz.
- Zaraz, to ja nie mogę, bo nie jestem właścicielką firmy, ale jutro
mógłby przyjechać tutaj mój szef i wtedy moglibyśmy sfinalizować sprawę.
Czy godzina dziesiąta nie byłaby za wczesna?
- Dziesiąta mi odpowiada. Zatem do jutra. – Pożegnały się z nim. Stojąc na przystanku Ula wybrała numer do Marka.
- Marek, my już wracamy. Lokal jest świetny i niedrogi. Czynsz wynosi
dwa tysiące. Facet nie chciał nawet odstępnego. Umówiłam cię jutro na
dziesiątą na podpisanie umowy. Dasz radę?
- Na pewno. Jesteśmy z Sebastianem w urzędzie i wypełniamy całe mnóstwo
papierów. Może dzisiaj uda nam się zarejestrować firmę. Na regon pewnie
trochę poczekamy, ale to nic nie szkodzi. Spróbujemy załatwić dzisiaj
jak najwięcej, bo chcę szybko wszystko rozkręcić. Nie wiem ile nam to
zajmie. Czekajcie z Violą na nas w domu.
- Dobrze. Jak wrócimy to jeszcze przyjrzę się giełdzie. To na razie. Pa.
Wieczorem zgromadzili się ponownie w salonie. Byli zmęczeni, ale i
usatysfakcjonowani. Dużo dzisiaj załatwili i cieszyli się, że dobrze
wykorzystali ten dzień.
- Poobserwowałam trochę giełdę i już mam pewność, w co zainwestujemy
najpierw. Jeśli przelejecie mi pieniądze, to jutro mogę zacząć. Pshemko
zrobił to od ręki, jak tylko do niego zadzwoniłam. Żeby była jasność.
Zaczynamy od trzydziestu tysięcy, tak? – Pokiwali głowami.
- Jutro pojadę z Ulą podpisać umowę na lokal. Chcę też pogadać z ojcem
lub poprosić o tę rozmowę Pshemko. W zasadzie nie chciałbym się z nim
bezpośrednio kontaktować, szczególnie po sytuacji mającej miejsce na
Zarządzie. Wprawdzie jestem współwłaścicielem, ale on musi wiedzieć, że
zamierzam zająć się tymi magazynami. Chcę zaproponować pięćdziesiąt
tysięcy za kreacje. Myślę, że to uczciwa cena, wziąwszy pod uwagę, że
zalegają w magazynach przynajmniej od pięciu lat. Nie chcę się spotykać z
Alexem. On też musi, jako prezes wyrazić zgodę i podpisać umowę. Chcę
zrobić z ojca pośrednika w tej transakcji i mam nadzieję, że nie odmówi.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zamówię też jutro pieczątki.
- My możemy z Ulką polatać po sklepach meblowych i wybrać jakieś meble
do biura. Biurka na pewno i może jeszcze jakieś regały na segregatory. –
Odezwała się dotąd milcząca Viola. – Może stać by nas było na jakieś
małe xero? Przydałoby się.
- Dobry pomysł Violetta. Pomyślimy o tym – Marek uśmiechnął się i
popatrzył na przyjaciół. – W życiu nie spodziewałbym się, że kiedyś
stworzymy taką silną grupę pod wezwaniem. Pieniądze zarabiać trzeba, bo
trzeba z czegoś żyć. Im więcej naszego zaangażowania, tym więcej
profitów.
Olszański zerknął na zegarek.
- Późno już. Będziemy się zbierać. Jutro przeleję pieniądze Ula, a na
twój telefon Marek będę czekał. Mam nadzieję, że z ojcem pójdzie dobrze.
Koło jedenastej podrzucę Violettę. Będziecie już z powrotem?
- Na pewno. Podpisanie umowy, to tylko formalność.
- W takim razie do jutra.
Marek odprowadził gości do drzwi, a Ula w tym czasie pozbierała puste
szklanki z ławy. Podszedł do niej i przytulił usta do jej policzka.
- Dobrze idzie Ula, aż boję się o tym mówić głośno, żeby nie zapeszyć.
- Nawet nie powiedzieliście, pod jaką nazwą zarejestrowaliście firmę. – Uśmiechnął się.
- Powiem ci, ale obiecaj, że nie będziesz się śmiać. – Popatrzyła w jego
jaśniejące oczy. – Obiecuję – powiedziała, podnosząc dwa palce do góry.
- Postanowiliśmy zebrać do kupy początkowe litery naszych imion, mojego i Seby i wyszedł nam SebMar Fashion. Co ty na to?
- Dobry pomysł i bardzo mi się podoba. Ładnie brzmi. – Objął ją i cmoknął w nosek.
- Zostaniesz dzisiaj ze mną? – Wymruczał jej do ucha. Znowu czuła, że płoną jej policzki.
- Marek…
- Nie odmawiaj mi, proszę. – Spojrzał na nią błagalnie. Spuściła wzrok.
- Dobrze. Zostanę. – Powiedziała szeptem. Ukrył ją mocno w swych ramionach.
- O niczym tak nie marzę, jak o tym by kochać ciebie do utraty tchu, ale
najpierw weźmy wspólny prysznic. – Próbowała protestować.
- Marek, ale dzieciaki…
- One przecież dawno już śpią. Będziemy cicho, nie obawiaj się. – Porwał ją na ręce i okręcił się parę razy wokół swojej osi.
- Kocham cię, kocham, kocham…
Rozebrał ją, a potem siebie. Była tak zawstydzona, że jedną dłonią
zasłaniała piersi a drugą łono. Stała przed nim ze spuszczoną głową
bojąc się spojrzeć. A jednak w zasięgu jej wzroku pojawiły się jego
zgrabnie wyrzeźbione łydki, uda i część pośladków. Pożądał jej i nie był
w stanie tego ukryć. Weszli do kabiny. Oblał ją strumieniem ciepłej
wody, a potem nasączywszy gąbkę pachnącym żelem delikatnie namydlał jej
ciało. Opuściła ręce i spojrzała mu w oczy. Śmiały się do niej radośnie.
- Nie zakrywaj się przede mną. Jesteś taka piękna a ja mógłbym patrzeć
na ciebie godzinami. Musisz przezwyciężyć ten wstyd. Jak widzisz, ja nie
mam nic do ukrycia. – Roześmiał się zrozumiawszy dwuznaczność tych
słów. Odważyła się i przylgnęła do jego ciała. Czuła, jak pod wpływem
jej dotyku drży z pragnienia. Spłukał z nich pianę i otulił wielkim
ręcznikiem. Wytarł ją i siebie. Pomógł jej włożyć szlafrok i poprowadził
do swojej sypialni. Ułożyli się na łóżku, lecz on nie pozostał bierny.
Jego gorące i namiętne pocałunki znaczyły ślad na jej ciele.
Niespodziewanie jego usta wdarły się w jej kobiecość. Jęknęła. W jego
uszach zabrzmiało to, jak muzyka. Jeszcze bardziej żarliwie przywarł do
niej. Dyszała ciężko artykułując przerywane słowa.
- Zrób to kochanie, ja już dłużej nie… - Nie czekał. Posiadł ją w jednej
chwili, która zapoczątkowała pełen namiętności taniec dwóch nagich
ciał. Uczyła się oddawać tę namiętność, a on był dobrym nauczycielem.
Zamknął jej usta pocałunkiem, skutecznie tłumiąc krzyk. Przymknęła oczy i
poddała się tej nadciągającej fali. Znowu zadrżała ziemia, a ona nie
czuła nic, prócz szczęścia i ogromnej rozkoszy.
- Jesteś wspaniały. Kocham cię. – Przytulił ja i pocałował w skroń.
- Nigdy nie czułem nic podobnego do żadnej kobiety. – Wyszeptał. – Jesteś miłością mojego życia.
Obudził się pierwszy i z czułością wpatrywał się w jej twarz. Ledwie powstrzymał się od chęci dotknięcia jej. – Moje słodkie szczęście. Nie będę jej budził. Dzisiaj też będzie pracowity dzień. Niech pośpi jeszcze trochę.
Wstał i odziany w szlafrok, cicho wyszedł z pokoju. Wziął szybki
prysznic i już ubrany poszedł obudzić dzieci. Poprosił, żeby były cicho,
bo Ula jeszcze śpi. Przygotował im kanapki i po kubku kakao. Do
plecaków powkładał drugie śniadanie. Zamknął za sobą delikatnie drzwi i
ruszył z dziećmi na parking. Po chwili obrał kierunek na Rysiów.
Obudziła się i przeciągnęła rozkosznie. Popatrzyła w okno i zauważyła
pierwsze nieśmiałe płatki śniegu wirujące za szybą. Zadrżała bardziej z
wrażenia niż z zimna. Narzuciła na siebie koszulę Marka i powędrowała do
pokoi rodzeństwa ze zdziwieniem stwierdzając, że ich nie ma, podobnie
jak Marka. – Pewnie zawiózł ich do szkoły. – Zaczęła i ona
przygotowywać się do wyjścia. Wszak dzisiaj mają podpisać tę umowę
najmu. Kończyła robić makijaż, gdy do domu wszedł jej ukochany.
- Witaj skarbie. Widzę, że jesteś już gotowa? Daj mi chwilkę. Też się przebiorę w bardziej oficjalny strój i pojedziemy.
Punktualnie o dziesiątej parkował swojego Lexusa przed kamienicą na
Puławskiej. Przywitali się z właścicielem, który wpuścił ich do środka.
Marek obszedł mieszkanie. Podobało mu się i już bez żadnych zbędnych
pytań podpisali umowę. Wymienili też numery telefonów, by mieć ze sobą
kontakt w razie konieczności. Właściciel wręczył im trzy komplety
kluczy.
- Jeśli to mało, można zawsze dorobić. Mogą się państwo wprowadzać.
- Dziękujemy raz jeszcze. Gdybyśmy mieli jakieś pytania, pozwolimy sobie zadzwonić. – Zostali sami.
- Miałaś nosa Ula. To bardzo korzystny wynajem i umowa na dziesięć lat.
Idealnie. Pojedziesz zobaczyć te meble? Dam ci moją kartę kredytową. Jak
wybierzecie coś odpowiedniego, będziesz mogła nią zapłacić. Pin też ci
podam. – Pokiwała głową.
- Pojadę, ale zakup sprzętu zostawiam wam. Nie znam się za bardzo na tym
i jeszcze zamówiłabym źle. Wolę, jak wy to zrobicie. Mężczyźni zawsze
mają lepszą głowę do spraw technicznych. – Roześmiał się i objął ją
obdarzając słodkim buziakiem.
- A moje kochanie ma talent do spraw matematycznych. Dasz radę ruszyć z giełdą? Dzisiaj może jeszcze nie, ale jutro?
- Najdalej jutro. Nie chcę tego odkładać. Im szybciej, tym lepiej. Chodźmy już. Viola ma być koło jedenastej.
Biegały, jak szalone od jednego sklepu do drugiego. Nie chciała kupować
bardzo drogich mebli. Postawiła na funkcjonalność i oszczędność. Nie…
Nie chciała kupować tandety. Miały im posłużyć, przez co najmniej kilka
lat. Wreszcie w jednym z salonów wyszukały coś odpowiedniego. Zgrabne,
funkcjonalne biurka z szafką zaopatrzoną w cztery szuflady i nóżki na
kółkach. To było to. Miały wszystko, co trzeba łącznie z wysuwaną
szufladą na klawiaturę. Zdecydowała się. W tym samym salonie kupiły też
kilka drewnianych regałów w kolorze biurek i mały, niedrogi stoliczek
pod przyszłe xero. Zapłaciła kartą Marka i umówiła się na konkretny
dzień dostawy, podając adres na Puławskiej.
Wróciły do domu. Ula podgrzała obiad, który zjadły ze smakiem. Po nim
usiadły do komputera. Viola była tylko kibicem, a Ula zagłębiła się w
sprawy związane z giełdą.
Marek też nie próżnował. Zadzwonił do Pshemko i wyłuszczył mu, w czym
rzecz. Poprosił go, żeby w jego imieniu załatwił sprawę kupna końcówek
kolekcji zalegających w magazynach i ewentualnego ich wynajmu na okres,
kiedy sami nie będą mieli własnych. Mistrz wysłuchał spokojnie i po
rozłączeniu się z Dobrzańskim, umówił się z Krzysztofem, że za godzinę
wpadnie, bo ma pilną sprawę. Olszański miał się zająć pieczątkami, a
wieczorem ponownie mieli spotkać się na Siennej łącznie z Pshemko.
Po kolei zdawali relację ze skutków swoich działań. Ula pochwaliła się,
że załatwiły z Violą meble i będą dostarczone pojutrze, a także tym, że
wykupiła pakiety akcji trzech najlepiej notowanych spółek i teraz trzeba
czekać tylko na efekty. Najbardziej zadziwił ich Pshemko. Zdał im
sprawozdanie z rozmowy z Krzysztofem. Okazało się, że Dobrzański z
entuzjazmem przyjął propozycję wykupienia jego starych kolekcji i nie
czekając na to, aż mistrz sam poda ich cenę, zaproponował trzydzieści
pięć tysięcy. Pshemko przyjął sugestię z kamienną twarzą i nawet okiem
nie mrugnął, że chcieli dać pięćdziesiąt. Krzysztof zgodził się również
na dwudziestoprocentowy zysk dla F&D i obiecał dopilnować
sfinalizowania umowy jak najszybciej. Marek ze szczęścia uściskał
projektanta, po którym nawet się nie spodziewał, że może się tak
zaangażować i twardo negocjować. Olszański wyjął z teczki foliowy worek
wypełniony pieczątkami.
- Załatwiłem je. Tak długo prosiłem, aż zgodzili się zrobić jeszcze w
tym samym dniu. Właśnie je odebrałem. Dwie firmówki i po jednej imiennej
dla każdego.
- Dla mnie też? – Spytała podekscytowana Violetta.
- Dla ciebie też. – Uśmiechnął się Marek. – W końcu jesteś moją
niezastąpioną sekretarką i powinnaś dysponować własną pieczątką. Zerknął
na Ulę. Był ciekawy jej reakcji. Jak zaczarowana wpatrywała się w treść
widniejącą na wierzchu.
- Dyrektor finansowy? – Zdziwiona spojrzała na Marka.
- Tak Ula. Jesteś najlepsza do piastowania tego stanowiska, co udowodniłaś wielokrotnie.
Otworzył szampana i rozlał do kieliszków.
- Kochani pijemy za nasz sukces. Teraz wierzę, że na pewno go
osiągniemy. Przy waszej nieocenionej pomocy, zaangażowaniu i mądrości
mojej kochanej Uli wiem, że wszystko jest możliwe.
- Wasze zdrowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz