Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Tylko mnie kochaj..." - rozdział 12

16 marzec 2012  
ROZDZIAŁ XII


Obudziła się i otworzyła oczy. Początkowo nie mogła się zorientować, gdzie jest. Ciche mruknięcie obok przywołało jej umysł do rzeczywistości. Próbowała ruszyć zdrętwiałą ręką, ale coś skutecznie jej to uniemożliwiało. Wreszcie zrozumiała, że leży na niej głowa ukochanego. Przytrzymała ją wolną ręką i delikatnie uwolniła odrętwiałe z jej ciężaru ramię. Mruknął jeszcze raz i obejmując ją w pasie mocniej przywarł do niej. Uśmiechnęła się. W bladym świetle poranka wyglądał, jak mały chłopczyk. Zatarły się i złagodniały rysy dorosłego mężczyzny, a pozostał tylko figlarny wyraz twarzy z widocznym zarysem dołeczków w policzkach.
- Chyba śni mu się coś przyjemnego, że się tak uśmiecha. – Położyła dłoń na jego niesfornej czuprynie i z przyjemnością zanurzyła palce w gąszczu jego czarnych włosów. – Mój Marek. Mój słodki Marek. Wczoraj był taki delikatny i czuły. Dał mi tyle szczęścia. – Rozmarzyła się. Poruszył się pod wpływem jej dotyku i leniwie uniósł powieki.
- Kocham cię, aniele. – wymamrotał. Roześmiała się perliście.
- To od takich wyznań zaczynasz dzień? A gdzie dzień dobry kochanie? – Uniósł się na łokciu i spojrzał w jej radosne oczy.
- Dzień dobry moje słodkie kochanie. Dlaczego jeszcze nie śpisz?
- Dlaczego, już nie śpię. Jest siódma. Trzeba wstać, naszykować wam śniadanie. Odwieziesz ich, tak? – Przytulił twarz do jej rozgrzanego policzka.
- Przecież ci mówiłem wczoraj, że tak zrobię. Po co pytasz?
- Tylko się upewniam, – powiedziała z przekorą w głosie – czy pamiętasz. Chciała wstać, ale żelazna obręcz jego ramion skutecznie jej to uniemożliwiła.
- Marek puść, bo nie zdążymy.
- Zdążymy. Poprzytulam się jeszcze minutkę, tak mi dobrze. – Wzniosła oczy ku górze.
- Jesteś niemożliwy. Zachowujesz się jak rozkapryszony dzieciak.
- Jak kochany, rozkapryszony dzieciak, – wymruczał – który kocha cię nad życie. Wczoraj było cudownie. – Roześmiał się widząc jej pasowe policzki i cmoknął ją w nosek. – No, nie wstydź się. Szaleję na punkcie każdego kawałeczka, twojego boskiego ciałka.
Wysunęła się wreszcie z jego ramion i rzekła kategorycznie.
- Czas wstawać. Nie ociągaj się, bo naprawdę się spóźnisz. Ja idę do łazienki. – Przytulił twarz do poduszki patrząc, jak wychodzi z pokoju.
-Ach ta Ula. Moja Ula. Mój skarb i moje największe szczęście. – Pomyślał.

Kiedy wyszedł z pokoju poczuł aromat świeżo zaparzonej kawy. Cicho poszedł do kuchni i przytulił się do jej pleców przerywając jej szykowanie kanapek. Odwróciła się do niego i z uśmiechem objęła jego policzki.
- Kochanie w ten sposób, to ty nigdy nie wyjdziesz z domu. Wiesz, że mamy dzisiaj dużo do zrobienia. Dzisiaj jest pierwszy dzień naszego nowego życia i było by miło, gdyby udało nam się załatwić jak najwięcej. Ubierz się. Ja zaraz obudzę dzieci, więc skorzystaj z łazienki, póki jeszcze możesz. Za chwilę podam też śniadanie. – Pocałował ją namiętnie i z żalem oderwał się od niej.
- Co ty ze mną robisz dziewczyno, co ty ze mną robisz…
Ula ściągnęła dzieciaki z łóżek i po piętnastu minutach w milczeniu spożywali śniadanie. Marek wyciągnął portfel, wyjął z niego dwieście złotych i wręczył Jaśkowi.
- Na co to? – Chłopak nie rozumiał.
- Na taksówkę. Nie będę mógł was odebrać ze szkoły, bo jadę obejrzeć z Sebastianem magazyny. Wrócicie sami. Odbierzesz małą z przedszkola i zadzwonisz po taksówkę. Nie jedźcie autobusem, bo będziemy się niepokoić. Taksówka przywiezie was pod sam dom. Tak będzie bezpieczniej. Schowaj dobrze pieniądze. Nie chcę, żeby dla kogoś stały się pokusą. Zrozumiałeś wszystko? – Jasiek kiwnął głową. – W takim razie zbierajcie się. Jedziemy. Mamy dzisiaj pracowity dzień.
Po odwiezieniu dzieci wrócił jeszcze do domu. I zastał Ulę siedzącą przy laptopie.
- Co Ula? Szukasz? Są jakieś ciekawe oferty pomieszczeń na biuro?
- Jeszcze nic nie znalazłam. Sebastian dzwonił, że będzie tu koło dziesiątej i przywiezie Violettę. Możesz więc spokojnie napić się kawy, bo jest jeszcze trochę czasu. Nie będę dzisiaj gotować, bo szukanie może trochę potrwać, ale jest zamrożony bigos, to go zjecie, jak wrócicie. Dobrze? Szkoda mi dzisiaj czasu na gotowanie. – Musnął jej wargi.
- Dobrze kochanie. Bigos jest pyszny, więc chętnie zjemy. Bardzo jestem ciekaw tych magazynów. Nawet nie pamiętam, kiedy tam byłem ostatnio.

Punktualnie o dziesiątej zjawił się Olszański z Violą. Panowie niemal natychmiast wyszli, a one usiadły na kanapie i wyszukiwały korzystne oferty w Internecie. Violetta zapisywała adresy i numery telefonów, przy każdym z nich umieszczając kwotę za wynajem.
- Patrz Viola, ta wydaje się korzystna. Niedaleko od centrum. Stare budownictwo, ale to nie szkodzi. Nic nie piszą o ogrzewaniu. Dwa duże pomieszczenia i cena nie jest wygórowana. Zapisz to i podkreśl. Tam zadzwonimy w pierwszym rzędzie.
Ula kuła żelazo póki gorące. Bez namysłu wybrała numer i po chwili rozmawiała z właścicielem. Spytała, czy jeszcze dzisiaj mogłaby obejrzeć lokale, a usłyszawszy odpowiedź twierdzącą, umówiła się na trzynastą. Zadzwoniła do Marka. Odebrał tuż po pierwszym sygnale.
- Cześć skarbie. Co tam? Jakieś sukcesy?
- Marek, o trzynastej jadę z Violą oglądać lokal. Umówiłam się z właścicielem. Cena jest do przyjęcia, ale muszę go zobaczyć. Zrobimy kilka zdjęć. A co u was? Jak wyglądają te magazyny?
- To ogromne trzy hale zawalone ciuchami po dach. Aż się proszą, żeby ktoś zechciał w nich chodzić. Trzeba szybko zarejestrować firmę i zawrzeć umowę z F&D. Chcę dać im dwadzieścia procent. Na razie suknie muszą tu zostać, bo nie mamy ich gdzie dać. Jak tylko dorobimy się własnej hali, wszystkie przewieziemy. Muszę chyba pogadać z ojcem, choć wolałbym tego uniknąć. Może spróbuję ubrać w tą rozmowę Pshemko, zobaczymy. Odkupimy całą zawartość magazynów i będziemy płacić tylko za wynajem hal. Taki procent, to chyba dobra propozycja, jak uważasz?
- Wydaje mi się, że tak. Dostaną właściwie pieniądze za nic. Ale masz rację. Trzeba pomyśleć o własnym magazynie. Dlatego proponuję. Żebyście zebrali zadeklarowane środki do zainwestowania. Jak wrócę, to zobaczę, co na giełdzie.
- Dzięki skarbie. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia.
Pojechały na Puławską, bo właśnie przy tej ulicy miał się znajdować interesujący ich lokal. Przywitały się z właścicielem, który wskazał im drogę do właściwych drzwi na parterze.Otwierając je mówił.
- Wiecie panie, to właściwie dość duże mieszkanie, które można zaadaptować na biura. Od dwóch lat stoi puste. Mieszkała w nim moja mama, ale jest już w takim wieku, że nie może mieszkać sama. Ja mam duży dom, więc mieszka z nami. Mieszkania jednak nie chcę się pozbywać, bo być może w przyszłości zamieszka w nim któreś z moich dzieci. Nie chcę też, żeby dalej stało puste, bo tylko niszczeje. Proszę. Niech panie się rozejrzą. Przepuścił je przodem. Weszły do długiego i dość szerokiego przedpokoju. Z niego były wejścia do pokoi z prawej i lewej strony. Dalej łazienka i ubikacja a obok wejście do kuchni. Mieszkanie było duże i wysokie.
- A jak z ogrzewaniem. Takie wysokie pomieszczenia trudno będzie ogrzać.
- Wbrew pozorom jest tu ciepło. Swojego czasu zlikwidowaliśmy piece i założyliśmy ogrzewanie etażowe. Bardzo dobrze się tu sprawdza.
- Mieszkanie mi się podoba. Jest zadbane. Nawet malować nie trzeba, dlatego trochę dziwi mnie ta niska cena za wynajem. Gdzie jest haczyk? – Właściciel roześmiał się.
- Nie ma haczyka. Mnie nie zależy na pieniądzach. Mam ich wystarczająco dużo. Prowadzę własny interes, a oprócz tego jestem współwłaścicielem tej kamienicy. Mieszka tu dwunastu uczciwych lokatorów, którzy regularnie płacą mi czynsz. Mnie chodzi tylko o to, żeby to mieszkanie nie przekształciło się w pustostan. Nie było chętnych na wynajęcie mieszkania, więc zacząłem szukać chętnych, którzy chcieliby zrobić z niego biuro. Czynsz nie jest wysoki. To tylko dwa tysiące miesięcznie. Jednak media muszą sobie państwo opłacać sami. Mam nadzieje, że prowadzą państwo cichą działalność w sensie nie hałaśliwą?
- Jak najbardziej. – Uspokoiła go Ula. – Kiedy moglibyśmy spisać umowę? Nie ukrywam, że bardzo zależy nam na czasie.
- Ja mogę choćby zaraz.
- Zaraz, to ja nie mogę, bo nie jestem właścicielką firmy, ale jutro mógłby przyjechać tutaj mój szef i wtedy moglibyśmy sfinalizować sprawę. Czy godzina dziesiąta nie byłaby za wczesna?
- Dziesiąta mi odpowiada. Zatem do jutra. – Pożegnały się z nim. Stojąc na przystanku Ula wybrała numer do Marka.
- Marek, my już wracamy. Lokal jest świetny i niedrogi. Czynsz wynosi dwa tysiące. Facet nie chciał nawet odstępnego. Umówiłam cię jutro na dziesiątą na podpisanie umowy. Dasz radę?
- Na pewno. Jesteśmy z Sebastianem w urzędzie i wypełniamy całe mnóstwo papierów. Może dzisiaj uda nam się zarejestrować firmę. Na regon pewnie trochę poczekamy, ale to nic nie szkodzi. Spróbujemy załatwić dzisiaj jak najwięcej, bo chcę szybko wszystko rozkręcić. Nie wiem ile nam to zajmie. Czekajcie z Violą na nas w domu.
- Dobrze. Jak wrócimy to jeszcze przyjrzę się giełdzie. To na razie. Pa.

Wieczorem zgromadzili się ponownie w salonie. Byli zmęczeni, ale i usatysfakcjonowani. Dużo dzisiaj załatwili i cieszyli się, że dobrze wykorzystali ten dzień.
- Poobserwowałam trochę giełdę i już mam pewność, w co zainwestujemy najpierw. Jeśli przelejecie mi pieniądze, to jutro mogę zacząć. Pshemko zrobił to od ręki, jak tylko do niego zadzwoniłam. Żeby była jasność. Zaczynamy od trzydziestu tysięcy, tak? – Pokiwali głowami.
- Jutro pojadę z Ulą podpisać umowę na lokal. Chcę też pogadać z ojcem lub poprosić o tę rozmowę Pshemko. W zasadzie nie chciałbym się z nim bezpośrednio kontaktować, szczególnie po sytuacji mającej miejsce na Zarządzie. Wprawdzie jestem współwłaścicielem, ale on musi wiedzieć, że zamierzam zająć się tymi magazynami. Chcę zaproponować pięćdziesiąt tysięcy za kreacje. Myślę, że to uczciwa cena, wziąwszy pod uwagę, że zalegają w magazynach przynajmniej od pięciu lat. Nie chcę się spotykać z Alexem. On też musi, jako prezes wyrazić zgodę i podpisać umowę. Chcę zrobić z ojca pośrednika w tej transakcji i mam nadzieję, że nie odmówi. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zamówię też jutro pieczątki.
- My możemy z Ulką polatać po sklepach meblowych i wybrać jakieś meble do biura. Biurka na pewno i może jeszcze jakieś regały na segregatory. – Odezwała się dotąd milcząca Viola. – Może stać by nas było na jakieś małe xero? Przydałoby się.
- Dobry pomysł Violetta. Pomyślimy o tym – Marek uśmiechnął się i popatrzył na przyjaciół. – W życiu nie spodziewałbym się, że kiedyś stworzymy taką silną grupę pod wezwaniem. Pieniądze zarabiać trzeba, bo trzeba z czegoś żyć. Im więcej naszego zaangażowania, tym więcej profitów.
Olszański zerknął na zegarek.
- Późno już. Będziemy się zbierać. Jutro przeleję pieniądze Ula, a na twój telefon Marek będę czekał. Mam nadzieję, że z ojcem pójdzie dobrze. Koło jedenastej podrzucę Violettę. Będziecie już z powrotem?
- Na pewno. Podpisanie umowy, to tylko formalność.
- W takim razie do jutra.
Marek odprowadził gości do drzwi, a Ula w tym czasie pozbierała puste szklanki z ławy. Podszedł do niej i przytulił usta do jej policzka.
- Dobrze idzie Ula, aż boję się o tym mówić głośno, żeby nie zapeszyć.
- Nawet nie powiedzieliście, pod jaką nazwą zarejestrowaliście firmę. – Uśmiechnął się.
- Powiem ci, ale obiecaj, że nie będziesz się śmiać. – Popatrzyła w jego jaśniejące oczy. – Obiecuję – powiedziała, podnosząc dwa palce do góry.
- Postanowiliśmy zebrać do kupy początkowe litery naszych imion, mojego i Seby i wyszedł nam SebMar Fashion. Co ty na to?
- Dobry pomysł i bardzo mi się podoba. Ładnie brzmi. – Objął ją i cmoknął w nosek.
- Zostaniesz dzisiaj ze mną? – Wymruczał jej do ucha. Znowu czuła, że płoną jej policzki.
- Marek…
- Nie odmawiaj mi, proszę. – Spojrzał na nią błagalnie. Spuściła wzrok.
- Dobrze. Zostanę. – Powiedziała szeptem. Ukrył ją mocno w swych ramionach.
- O niczym tak nie marzę, jak o tym by kochać ciebie do utraty tchu, ale najpierw weźmy wspólny prysznic. – Próbowała protestować.
- Marek, ale dzieciaki…
- One przecież dawno już śpią. Będziemy cicho, nie obawiaj się. – Porwał ją na ręce i okręcił się parę razy wokół swojej osi.
- Kocham cię, kocham, kocham…
Rozebrał ją, a potem siebie. Była tak zawstydzona, że jedną dłonią zasłaniała piersi a drugą łono. Stała przed nim ze spuszczoną głową bojąc się spojrzeć. A jednak w zasięgu jej wzroku pojawiły się jego zgrabnie wyrzeźbione łydki, uda i część pośladków. Pożądał jej i nie był w stanie tego ukryć. Weszli do kabiny. Oblał ją strumieniem ciepłej wody, a potem nasączywszy gąbkę pachnącym żelem delikatnie namydlał jej ciało. Opuściła ręce i spojrzała mu w oczy. Śmiały się do niej radośnie.
- Nie zakrywaj się przede mną. Jesteś taka piękna a ja mógłbym patrzeć na ciebie godzinami. Musisz przezwyciężyć ten wstyd. Jak widzisz, ja nie mam nic do ukrycia. – Roześmiał się zrozumiawszy dwuznaczność tych słów. Odważyła się i przylgnęła do jego ciała. Czuła, jak pod wpływem jej dotyku drży z pragnienia. Spłukał z nich pianę i otulił wielkim ręcznikiem. Wytarł ją i siebie. Pomógł jej włożyć szlafrok i poprowadził do swojej sypialni. Ułożyli się na łóżku, lecz on nie pozostał bierny. Jego gorące i namiętne pocałunki znaczyły ślad na jej ciele. Niespodziewanie jego usta wdarły się w jej kobiecość. Jęknęła. W jego uszach zabrzmiało to, jak muzyka. Jeszcze bardziej żarliwie przywarł do niej. Dyszała ciężko artykułując przerywane słowa.
- Zrób to kochanie, ja już dłużej nie… - Nie czekał. Posiadł ją w jednej chwili, która zapoczątkowała pełen namiętności taniec dwóch nagich ciał. Uczyła się oddawać tę namiętność, a on był dobrym nauczycielem. Zamknął jej usta pocałunkiem, skutecznie tłumiąc krzyk. Przymknęła oczy i poddała się tej nadciągającej fali. Znowu zadrżała ziemia, a ona nie czuła nic, prócz szczęścia i ogromnej rozkoszy.
- Jesteś wspaniały. Kocham cię. – Przytulił ja i pocałował w skroń.
- Nigdy nie czułem nic podobnego do żadnej kobiety. – Wyszeptał. – Jesteś miłością mojego życia.

Obudził się pierwszy i z czułością wpatrywał się w jej twarz. Ledwie powstrzymał się od chęci dotknięcia jej. – Moje słodkie szczęście. Nie będę jej budził. Dzisiaj też będzie pracowity dzień. Niech pośpi jeszcze trochę.
Wstał i odziany w szlafrok, cicho wyszedł z pokoju. Wziął szybki prysznic i już ubrany poszedł obudzić dzieci. Poprosił, żeby były cicho, bo Ula jeszcze śpi. Przygotował im kanapki i po kubku kakao. Do plecaków powkładał drugie śniadanie. Zamknął za sobą delikatnie drzwi i ruszył z dziećmi na parking. Po chwili obrał kierunek na Rysiów.
Obudziła się i przeciągnęła rozkosznie. Popatrzyła w okno i zauważyła pierwsze nieśmiałe płatki śniegu wirujące za szybą. Zadrżała bardziej z wrażenia niż z zimna. Narzuciła na siebie koszulę Marka i powędrowała do pokoi rodzeństwa ze zdziwieniem stwierdzając, że ich nie ma, podobnie jak Marka. – Pewnie zawiózł ich do szkoły. – Zaczęła i ona przygotowywać się do wyjścia. Wszak dzisiaj mają podpisać tę umowę najmu. Kończyła robić makijaż, gdy do domu wszedł jej ukochany.
- Witaj skarbie. Widzę, że jesteś już gotowa? Daj mi chwilkę. Też się przebiorę w bardziej oficjalny strój i pojedziemy.
Punktualnie o dziesiątej parkował swojego Lexusa przed kamienicą na Puławskiej. Przywitali się z właścicielem, który wpuścił ich do środka. Marek obszedł mieszkanie. Podobało mu się i już bez żadnych zbędnych pytań podpisali umowę. Wymienili też numery telefonów, by mieć ze sobą kontakt w razie konieczności. Właściciel wręczył im trzy komplety kluczy.
- Jeśli to mało, można zawsze dorobić. Mogą się państwo wprowadzać.
- Dziękujemy raz jeszcze. Gdybyśmy mieli jakieś pytania, pozwolimy sobie zadzwonić. – Zostali sami.
- Miałaś nosa Ula. To bardzo korzystny wynajem i umowa na dziesięć lat. Idealnie. Pojedziesz zobaczyć te meble? Dam ci moją kartę kredytową. Jak wybierzecie coś odpowiedniego, będziesz mogła nią zapłacić. Pin też ci podam. – Pokiwała głową.
- Pojadę, ale zakup sprzętu zostawiam wam. Nie znam się za bardzo na tym i jeszcze zamówiłabym źle. Wolę, jak wy to zrobicie. Mężczyźni zawsze mają lepszą głowę do spraw technicznych. – Roześmiał się i objął ją obdarzając słodkim buziakiem.
- A moje kochanie ma talent do spraw matematycznych. Dasz radę ruszyć z giełdą? Dzisiaj może jeszcze nie, ale jutro?
- Najdalej jutro. Nie chcę tego odkładać. Im szybciej, tym lepiej. Chodźmy już. Viola ma być koło jedenastej.

Biegały, jak szalone od jednego sklepu do drugiego. Nie chciała kupować bardzo drogich mebli. Postawiła na funkcjonalność i oszczędność. Nie… Nie chciała kupować tandety. Miały im posłużyć, przez co najmniej kilka lat. Wreszcie w jednym z salonów wyszukały coś odpowiedniego. Zgrabne, funkcjonalne biurka z szafką zaopatrzoną w cztery szuflady i nóżki na kółkach. To było to. Miały wszystko, co trzeba łącznie z wysuwaną szufladą na klawiaturę. Zdecydowała się. W tym samym salonie kupiły też kilka drewnianych regałów w kolorze biurek i mały, niedrogi stoliczek pod przyszłe xero. Zapłaciła kartą Marka i umówiła się na konkretny dzień dostawy, podając adres na Puławskiej.
Wróciły do domu. Ula podgrzała obiad, który zjadły ze smakiem. Po nim usiadły do komputera. Viola była tylko kibicem, a Ula zagłębiła się w sprawy związane z giełdą.
Marek też nie próżnował. Zadzwonił do Pshemko i wyłuszczył mu, w czym rzecz. Poprosił go, żeby w jego imieniu załatwił sprawę kupna końcówek kolekcji zalegających w magazynach i ewentualnego ich wynajmu na okres, kiedy sami nie będą mieli własnych. Mistrz wysłuchał spokojnie i po rozłączeniu się z Dobrzańskim, umówił się z Krzysztofem, że za godzinę wpadnie, bo ma pilną sprawę. Olszański miał się zająć pieczątkami, a wieczorem ponownie mieli spotkać się na Siennej łącznie z Pshemko.

Po kolei zdawali relację ze skutków swoich działań. Ula pochwaliła się, że załatwiły z Violą meble i będą dostarczone pojutrze, a także tym, że wykupiła pakiety akcji trzech najlepiej notowanych spółek i teraz trzeba czekać tylko na efekty. Najbardziej zadziwił ich Pshemko. Zdał im sprawozdanie z rozmowy z Krzysztofem. Okazało się, że Dobrzański z entuzjazmem przyjął propozycję wykupienia jego starych kolekcji i nie czekając na to, aż mistrz sam poda ich cenę, zaproponował trzydzieści pięć tysięcy. Pshemko przyjął sugestię z kamienną twarzą i nawet okiem nie mrugnął, że chcieli dać pięćdziesiąt. Krzysztof zgodził się również na dwudziestoprocentowy zysk dla F&D i obiecał dopilnować sfinalizowania umowy jak najszybciej. Marek ze szczęścia uściskał projektanta, po którym nawet się nie spodziewał, że może się tak zaangażować i twardo negocjować. Olszański wyjął z teczki foliowy worek wypełniony pieczątkami.
- Załatwiłem je. Tak długo prosiłem, aż zgodzili się zrobić jeszcze w tym samym dniu. Właśnie je odebrałem. Dwie firmówki i po jednej imiennej dla każdego.
- Dla mnie też? – Spytała podekscytowana Violetta.
- Dla ciebie też. – Uśmiechnął się Marek. – W końcu jesteś moją niezastąpioną sekretarką i powinnaś dysponować własną pieczątką. Zerknął na Ulę. Był ciekawy jej reakcji. Jak zaczarowana wpatrywała się w treść widniejącą na wierzchu.
- Dyrektor finansowy? – Zdziwiona spojrzała na Marka.
- Tak Ula. Jesteś najlepsza do piastowania tego stanowiska, co udowodniłaś wielokrotnie.
Otworzył szampana i rozlał do kieliszków.
- Kochani pijemy za nasz sukces. Teraz wierzę, że na pewno go osiągniemy. Przy waszej nieocenionej pomocy, zaangażowaniu i mądrości mojej kochanej Uli wiem, że wszystko jest możliwe.
- Wasze zdrowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz