Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Tylko mnie kochaj..." - rozdział 14

16 marzec 2012  
ROZDZIAŁ XIV


Mijały kolejne tygodnie. Okres świąt Bożego Narodzenia już zatarł się w pamięci. Mroźna zima nieśmiało zaczęła ustępować pod naporem coraz cieplejszych dni. Śnieg stopniał niemal zupełnie, tylko gdzieniegdzie pozostały brudne łaty zmarzliny, ale i one poddawały się coraz cieplejszym, słonecznym promieniom. Znaleźli wreszcie czas na oddech. W każdy prawie weekend jechali do ich ulubionego parku. Spacerując wokół stawu karmili kaczki, co sprawiało im niezmiennie przyjemność, a szczególnie małej Betti. Była zupełnie innym dzieckiem niż jeszcze pół roku temu. Marek ciągle nie mógł wyjść z podziwu, ile radości życia ma w sobie. Była taka podobna do Uli i pod względem charakteru i pod względem fizycznym. Kształt twarzy, nos, ładnie wykrojone, pełne usta i duże oczy okolone długimi rzęsami. Kolor oczu miała nieco inny. Ich błękit był bardziej blady, nie tak intensywny, jak u Uli. – Będzie z niej kiedyś prawdziwa piękność. – Pomyślał. Jasiek też miał zadatki na przystojniaka. Diametralnie różnił się od swoich sióstr. Przede wszystkim był brunetem, a one miały włosy koloru świeżego kasztana. Urodę odziedziczył po ojcu i bardzo go przypominał. Marek z przyjemnością obserwował tę swoją gromadkę. Pokochał ich całym sercem, a oni odpłacali mu tą miłość najlepiej, jak potrafili. W takich momentach, jak ten, serce rozpierała mu radość. Ma własną rodzinę, na którą zawsze może liczyć, która będzie go wspierać i nigdy nie zawiedzie tak, jak jego prawdziwa. Spojrzał z czułością na idącą obok Ulę i przyciągnął ją do siebie.
- Jestem szczęśliwy skarbie, naprawdę szczęśliwy, że mam was. – Przyłożyła ciepłą dłoń do jego policzka i patrząc w jego łagodne oczy, szepnęła.
- A my, że mamy ciebie. Jesteś dla nas wielkim darem, który bardzo sobie cenimy.

Był koniec marca. Siedzieli w biurze zajęci pracą. Ula już od rana śledziła notowania giełdowe. Sebastian oderwał się od monitora, przeciągnął się i spojrzał na skupioną Ulę.
- Idę zrobić kawę. Chcesz też?
Mruknęła coś niewyraźnie, ale nie spytał ponownie. Postanowił zrobić dwie. Wyszedł do kuchenki i nastawił expres. Nagle do jego uszu dotarł przeraźliwy pisk. Zerwał się z taboretu i wpadł do pokoju. Ula wykonując jakieś bliżej nieokreślone ruchy biodrami na przemian śmiała się i piszczała. Te dziwne dźwięki zwabiły też Marka i Violettę, którzy z otwartymi ustami stanęli, jak wmurowani w drzwiach.
- Ula, co z tobą? Wszystko w porządku? – Spytał mocno zaniepokojony. Uśmiechnęła się do niego radośnie. Podeszła i uraczyła go siarczystym całusem prosto w usta. Potem podeszła do Sebastiana i zrobiła to samo. Violę również nie ominęła ta przyjemność. Stanęła na środku pokoju i omiotła ich spojrzeniem.
- Kochani. – Powiedziała uroczyście. – Dzisiaj jest nasz wielki dzień, bo okazało się przed chwilą, że jesteśmy nieprzyzwoicie i obrzydliwie bogaci. – Nie rozumieli, co ma na myśli. Nadal stali skonsternowani na środku pokoju.
- Ale…, jak to bogaci? – Sebastian pierwszy odzyskał głos.
- Odnotowaliśmy pierwszy zysk z zainwestowanych w akcje pieniędzy. – Odpowiedziała triumfalnie. – Nawet sama nie spodziewałam się aż takich profitów. Może lepiej usiądźcie, bo jak wam podam sumę, to może zwalić was z nóg. – Usiedli więc zgodnie z jej sugestią.
- Pamiętacie, ile zainwestowaliśmy?
- Pamiętamy. Trzydzieści tysięcy. – Odezwał się Marek.
- No to trzymajcie się, bo teraz mamy trzysta dwadzieścia tysięcy. – Zamarli.
- Trzysta… dwadzieścia… tysięcy? – Olszański patrzył na nią z niedowierzaniem. – To… to… niemożliwe… - Roześmiała się widząc jego minę.
- Jak najbardziej możliwe. Od pierwszego zakupu akcji obracałam nimi kilkakrotnie, jak szalona. Sprzedawałam z zyskiem i cały inwestowałam w nowe, większe pakiety. Opłaciło się. Wszystko dokładnie sprawdziłam. Mamy trzysta dwadzieścia tysięcy. Jak odejmiemy zainwestowane na początku trzydzieści tysięcy, zostaje dwieście dziewięćdziesiąt. Nieźle, co?
- Nieźle? – Marek odzyskał głos. – Boże Ula, jak ty to zrobiłaś? To astronomiczna suma! Nigdy bym się nie spodziewał aż tyle w tak krótkim czasie. Trzeba koniecznie ściągnąć tu Pshemko. Nie będę mu o tym mówił przez telefon. Trzeba to uczcić. – Podszedł do Uli i objął ją.
- Jesteś najmądrzejszą osobą pod słońcem i naszym wybawieniem. Dokonałaś prawdziwego cudu. Kocham cię. – Uśmiechnęła się widząc jego szczęśliwe oczy.
- Proponuję, żebyście odebrali to, co zainwestowaliście w akcje i odebrali jakiś procent zysku. Część pieniędzy, myślę, że trochę więcej niż ostatnio znowu przeznaczymy na zakup akcji, a to, co zostanie proponuję przeznaczyć na magazyn i zakup gruntu, żeby miał gdzie stanąć. Trzeba znowu pogrzebać w Internecie i sprawdzić, czy ktoś nie chce sprzedać kawałka ziemi. Nie sądzę, żeby gmina dysponowała jakimiś małymi działkami, których chciałaby się pozbyć, tym bardziej, że niewiele potrzebujemy. Najlepiej więc będzie odkupić go od osoby prywatnej. – Słuchali jej, jak zaczarowani.
- Ula, jesteś genialna. – Sebastian nadal był w głębokim szoku.
- A ja proponuję, żebyśmy wypłacili sobie uczciwe premie. Należą nam się. Pshemko też powinien dostać. Pomógł nam z umową z F&D i zaoszczędził nam pieniędzy. Nie mówię tu o jakichś dużych stawkach, ale o powiedzmy… pięciu tysiącach jednorazowo do wypłaty. Co wy na to? – Zszokowana Violetta wystękała.
- Ja to chyba nie zasłużyłam sobie na aż tak wysoką premię. Praktycznie, to nic takiego nie zrobiłam. – Ula popatrzyła na nią z sympatią.
- Viola, jak możesz tak się nie doceniać? Nie szukałaś ze mną lokalu na biuro, nie wybierałaś mebli, nie pomagałaś sprzątać, żeby to jakoś wyglądało? Zaangażowałaś się całym sercem w tą firmę, jak my wszyscy i zasłużyłaś, jak diabli na te pieniądze, prawda Marek?
- Oczywiście. Jak najbardziej ci się należą. – Potwierdził - Proponuję wszystkim po równo. Po pięć tysięcy. Zgadzacie się? – Viola się rozpłakała, a już po chwili ściskała Ulę, a potem Marka.
- Dziękuję wam. Ja nigdy w życiu nie widziałam takich pieniędzy. Już na samą myśl kręci mi się w głowie, jak w młynku jakimś. – Roześmiali się.
- To zacznij się przyzwyczajać, bo jak nasza genialna Ula wkroczy do akcji, to nie będziemy wiedzieli, co robić z taką górą forsy. – Marek pękał z radości i dumy. – A teraz pozwólcie, że wykonam telefon do mistrza i jemu należy się jakaś pociecha.
Pshemko zjawił się w przeciągu godziny. Wysłuchał tych rewelacji i też się wzruszył. Ściskał Ulę i mówił.
- Bella, to wszystko dzięki tobie. Ja od początku wiedziałem, że dobrze zainwestujesz te pieniądze. Ale kochani i ja mam wam też coś do powiedzenia. Właśnie parę dni temu złożyłem wypowiedzenie. Nie będę pracował dla tego włoskiego kretyna. Nasprowadzał jakichś tanich materiałów i myślał, że ja będę szył z nich swoje niepowtarzalne kreacje. Wybiłem mu to z głowy. Nie będę podpisywał się pod czymś, co można nazwać zwykłą tandetą. Ciekawe, czy Krzysztof już wie, że odszedłem?
- Na pewno wie. Jeśli nie od niego to od innych. Takie wieści szybko się rozchodzą. – Marek był pewien tego, co mówi. – Choć z drugiej strony ciekawe, że jeszcze do ciebie nie dzwonił?

Działali szybko. Viola tym razem okazała się nieoceniona. To ona znalazła człowieka chcącego sprzedać kawałek pola pod Warszawą. Transakcja błyskawicznie doszła do skutku. Znaleźli firmę produkującą i stawiającą takie hale z elementów gotowych. Nie minął miesiąc a już przewozili do gotowego magazynu odzież z hal F&D. Tym samym rozwiązali też umowę na wynajem magazynów. Dwadzieścia procent zysków znowu wróciło do nich. Marek odetchnął. Już nic nie łączyło go z Febo&Dobrzański. Nic, poza nazwiskiem.
W maju świętowali celująco zdaną maturę przez Jaśka. W nagrodę Marek opłacił mu kurs prawa jazdy, za co młody był mu bardzo wdzięczny. Postanowili też, że po wakacjach zapiszą Betti do szkoły w Warszawie. To było najrozsądniejsze rozwiązanie, by Marek nie musiał pokonywać dwa razy dziennie trasy Warszawa-Rysiów i odwrotnie. Jasiek, idąc w ślady Uli wybrał ekonomię na SGH twierdząc, że miłość do cyferek ma zakodowaną genetycznie.
W lipcu spłynął na nich kolejny deszcz gotówki. Było tego znacznie więcej, bo Ula inwestując coraz odważniej, zakupiła większą ilość akcji wiodących spółek, a potem sprzedała je z zyskiem, nabywając kolejne. Kamień spadł im wszystkim z serca. Mogli wreszcie powiedzieć uczciwie, że powiodło się im nadspodziewanie dobrze.

W firmie F&D działo się dokładnie odwrotnie. Nieuchronnie zmierzała do upadku. Alex nie krył już przed Krzysztofem niczego. Czuł się zdruzgotany swoją nieudolnością i kompletnie upokorzony. Chciał przynajmniej choć raz zachować się uczciwie wobec człowieka, który przez te wszystkie lata był dla niego, jak ojciec. Musiał powiedzieć całą prawdę. Przyznał się do błędów, jakie popełnił. Przyznał się nawet do tego, jak utrudniał Markowi prezesurę kolejnymi intrygami. Krzysztof nie mógł uwierzyć w podłość jego charakteru.
- Wiesz Alex, kiedy Marek powiedział mi, że knujesz, intrygujesz, robisz mu różne świństwa, nie uwierzyłem mu. Zrugałem go wręcz, że śmie cię oczerniać w moich oczach. Nigdy nie sądziłem, że dożyję takiej chwili. Zraziłem do siebie własnego syna. Nie widziałem go od prawie roku i dopiero teraz zrozumiałem, jak bardzo go zraniłem. On, kiedy odchodził gratulował mi wyboru. Wyboru właściwego syna i życzył nam szczęścia, bo jak powiedział, niedługo będzie nam potrzebne. Nie zrozumiałem wtedy, co miał na myśli, teraz wiem, o co mu chodziło. O upadek firmy. Doprowadziłeś ją na samo dno. Już nawet nikt nie chce tam pracować, a ci, co zostali, biorą na przeczekanie. Potrafiłeś dopuścić do odejścia Pshemko i nie zrobiłeś nic, żeby go zatrzymać. Projektanci, których zatrudniłeś, nie dorastają mu nawet do pięt. Są bardzo przeciętni. Kolekcje ich, to buble. Marne i kompletnie nieudane. – Popatrzył smutno na siedzącego ze zwieszoną głową Alexa.
– Zawiodłem się na tobie synu i to o wiele bardziej niż na moim rodzonym. Jeszcze nie wiem, co z tym zrobię, ale będę walczył, żeby nie dopuścić do całkowitego upadku tej firmy. Zmarnowałeś dorobek nie tylko mój, ale i swoich rodziców. Zostawiam cię z tym. Przemyśl sobie to, co ci powiedziałem. A teraz wybacz, mam coś pilnego do załatwienia.

Czuli się tak, jakby przeżywali powtórkę z rozrywki. Przełom lipca i sierpnia nie różnił się niczym od poprzedniego. Fala upałów, jakie nadeszły, dawała im mocno w kość. Szczególnie Marek źle je znosił. W biurze nie było klimatyzacji i ciężko było wysiedzieć przez osiem godzin w tym upale i duchocie. Postanowili skrócić dzień pracy o dwie godziny, przynajmniej do momentu aż trochę się ochłodzi i aura będzie bardziej sprzyjająca. Przez kilka dni wracali o piętnastej do domu. Byli sami. Jasiek pojechał na obóz. Był już po egzaminach wstępnych na SGH i czekał teraz na wyniki. One jednak miały być ogłoszone pod koniec sierpnia, więc postanowił wyjechać, by odpocząć po trudach matury i egzaminach. Ula wykupiła mu trzytygodniowy obóz nad morzem i przy okazji załatwiła dla Betti kolonie w Beskidach. Po raz pierwszy w swoim życiu mieli gdzieś wyjechać i byli bardzo podekscytowani. Oboje dzwonili codziennie opowiadając im wrażenia z tych wakacji.
Wrócili właśnie do domu wykończeni żarem lejącym się z nieba. Marek ściągnął natychmiast lepiącą mu się do pleców koszulę i pociągnął Ulę za sobą do łazienki. Wzięli razem chłodny, przyjemny prysznic. Ula przebrana w cieniutką, letnią sukienkę weszła do kuchni, by przygotować obiad. Marek właśnie się ubierał w sypialni, kiedy usłyszeli dzwonek do drzwi.
Ula oderwała się od kuchennych zajęć i poszła otworzyć. Jakież było jej zdumienie, gdy w drzwiach zobaczyła Krzysztofa Dobrzańskiego. On też wyglądał na zaskoczonego. Pewnie była ostatnią osobą, której mógł się tu spodziewać. Uśmiechnął się do niej niepewnie.
- Dzień dobry Ula, zastałem Marka?
- Tak… proszę… proszę wejść. Zaraz go zawołam. Proszę się rozgościć. – Zostawiła go samego i poszła do sypialni. Otworzyła drzwi i widząc, że kończy się ubierać powiedziała cicho.
- Marek, nie uwierzysz. Wiesz, kto przyszedł? Twój ojciec. Właśnie siedzi w salonie. – Jego oczy przypominały wielkością pięciozłotówki a źrenice rozszerzyły się nienaturalnie.
- Chyba żartujesz. – Wyjąkał. Pokręciła głową.
- Ani trochę. Wyjdź, porozmawiaj z nim. Nie wypada, żeby czekał. Weź głębszy oddech i uspokój się. Na pewno stało się coś ważnego, że zdecydował się tu przyjść. – Uścisnął jej dłonie.
- Ale ty też chodź. Nie zostawiaj mnie z nim samego. - Wyszli z pokoju i przeszli do salonu. Senior siedział na kanapie i rozglądał się dokoła.
- Witaj. – Powiedział cicho Marek. Senior wstał i wyciągnął do niego dłoń.
- Witaj synu. – Marek spuścił głowę i niemal szepnął.
- Ja nie jestem twoim synem. Ty już wybrałeś sobie syna. – Krzysztofowi zalśniły łzy w oczach i zrobiło się przykro. Tyle żalu było w tych słowach wypowiedzianych przez jego syna. Wiedział, że jest uzasadniony.
- Proszę cię, nie mów tak. Przyszedłem tu w bardzo ważnej sprawie. Niecierpiącej zwłoki, sprawie. Zechcesz mnie wysłuchać?
- Proszę siadaj. Słucham. - Wskazał dłonią kanapę.
- To ja może zrobię kawy. – Wtrąciła się Ula. – A może coś zimnego? – Krzysztof spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Jeśli mogę prosić, to niech będzie kawa. – Wyszła do kuchni i nastawiła expres.
Usiedli. Krzysztof na kanapie a Marek naprzeciw, w fotelu. Nie rozumiał obecności ojca tutaj. Coś musiało się stać. Przecież nie było go tu niemal rok.
- Co to za sprawa, z którą przyszedłeś? – Spytał, nie patrząc ojcu w oczy.
- Przyszedłem, żeby cię przeprosić i błagać o wybaczenie za to, że nie uwierzyłem, kiedy mówiłeś mi o Alexie, za to, że potraktowałem cię tak obcesowo. Wierz mi synu, dzisiaj żałuję każdego słowa, jakie wtedy wypowiedziałem. Gdybym mógł cofnąć czas, postąpiłbym wtedy zgodnie z twoją sugestią i wyrzucił go z firmy. – Marek spojrzał na niego zaskoczony.
- A czym ci tak podpadł?
- Nie uwierzysz, ale doprowadził firmę na samo dno. Sam nie wiem, czy będzie ją można uratować, czy od razu ogłosić jej upadek. Zniszczył wszystko, na co pracowaliśmy tak ciężko przez całe lata. Zarówno my, jak i jego rodzice.
Niemal połowa ludzi odeszła z firmy. Jedni zostali zwolnieni, drudzy odeszli z własnej woli, nie widząc przed sobą perspektyw. Nic nie sprzedajemy. Nowi projektanci nie sprawdzili się zupełnie. Ich kolekcje, to prawdziwy chłam. – Powiedział z goryczą. Marek spojrzał na niego smutno.
- Tato, ale ja cię uprzedzałem…
- Wiem synu, wiem. Teraz to rozumiem, wtedy przyznam, nie wiedziałem, o co ci chodzi.
- Dobrze, ale co ja mam z tym wspólnego. Wybacz, ale nie widzę związku…
Weszła Ula i postawiła przed nimi parujące filiżanki. Chciała odejść, ale zatrzymał ją chwytając za rękę.
- Zostań Ula. Chcę, żebyś usłyszała tę rozmowę.
- Nie Marek, to wasze sprawy… - Odpowiedziała niepewnie. Spojrzał na ojca.
- Pozwolisz, żeby została? Jest ze mną od roku. Odkąd odszedłem z firmy. Wspiera mnie i kocha, podobnie jak ja ją. Wiele jej zawdzięczam i nie mam przed nią żadnych tajemnic.
- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko temu. Zostań Ula. Byłaś częścią tej firmy. Powinnaś wiedzieć, co się dzieje. Powiem wprost, żeby nie przedłużać.
- Bardzo chciałbym, żebyś objął z powrotem fotel prezesa i wyprowadził firmę z kryzysu. – Marek pokręcił głową.
- To niemożliwe tato.
- Dlaczego? Wiem, że zarzekałeś się wtedy na Zarządzie, że nigdy do niej nie wrócisz, ale ta sytuacja jest wyjątkowa. Ja nie dam rady. Jestem zbyt chory na takie heroiczne zmagania.
- Tato. To nie o to chodzi. Nie mogę wrócić na fotel prezesa, bo mam swoją firmę. Firmę, która świetnie prosperuje i przynosi krocie. Jestem bogatym człowiekiem i mógłbym nie pracować do końca życia, a wszystko dzięki niej. – Spojrzał z miłością na Ulę i ucałował jej dłoń. – Alex zawsze nazywał mnie nieudacznikiem. Oczerniał w twoich oczach, więc i ty z czasem uznałeś, że właśnie taki jestem. Ona jedna uwierzyła we mnie, a ja przy niej stałem się silnym człowiekiem i cały czas dziękuję Bogu, że postawił ją na mojej drodze i że pokochała mnie takiego, jakim byłem. Przy niej stałem się lepszy. Przy niej dorosłem, okrzepłem i doszedłem do tego, co mam. Przykro mi, że Alex postawił cię w takiej sytuacji, ale nie wiem, w czym i przede wszystkim jak, mógłbym pomóc. – Rozłożył bezradnie ręce. Nastała krępująca cisza. Po dłuższej chwili odezwała się Ula.
- A ja chyba wiem, co moglibyśmy zrobić. Ale będzie to wymagało drastycznych kroków i nie jestem pewna, czy pan zgodzi się na nie. – Dobrzański spojrzał na nią z nadzieją.
- Mów dziecko. Przyjmuję każdą sugestię.
- Przede wszystkim Febo musi odejść. Odejść na zawsze. Możemy zaproponować mu wykupienie jego części udziałów. Nie wiem jak zareaguje na to Paulina. Słyszałam, że ona, podobnie jak brat też ma dwadzieścia pięć procent. Być może, że zechce wyjechać z nim i zgodzi się zbyć swoją część. Przyznam szczerze, że takie rozwiązanie interesowałoby nas najbardziej.
- Dziecko, ale to będzie kosztować majątek. Na pewno zaproponują taką cenę, której nie będziemy mogli zapłacić. – Ula uśmiechnęła się widząc wyraz strapienia na twarzy seniora.
- Panie Krzysztofie, proszę się nie martwić. Nas naprawdę stać na to, żeby wykupić te udziały. Mamy dość pieniędzy i z każdym miesiącem ich przybywa, więc na pewno to nie będzie problem. Marek powiedział prawdę. Jest bardzo majętnym człowiekiem.
- No dobrze. Załóżmy, że sprzedadzą swoje części i co dalej?
- Następna rzecz to fuzja. – Ula spojrzała na ukochanego. - Mam nadzieję Marek, że zgodzisz się ze mną, że to najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. Połączymy dwie firmy, wtedy łatwiej będzie mieć nad nimi kontrolę, a ty staniesz na czele już tej skonsolidowanej.
W dalszej kolejności musimy przywrócić do pracy zwolnionych pracowników. To sprawdzeni ludzie i nie będziemy szukać nowych, których trzeba przyuczać do wszystkiego. Pshemko też chętnie wróci. Przez te kilka miesięcy bezczynności zdążył już się porządnie wynudzić. Wróci również Sebastian, który jest wspólnikiem Marka i Violetta, jego sekretarka. Będzie dużo zmian, ale myślę, że korzystnych. – Dobrzański miał łzy w oczach, gdy jej słuchał.
- Ula jesteś aniołem.
- Bez przerwy jej to powtarzam. – Odezwał się Marek.
- Dziękuję ci dziecko. Sam nigdy nie wpadłbym na taki pomysł. Jesteś bardzo mądrą i zdolną osóbką. Zaraz wykonam telefon do Alexa i umówię się z nim. Złożę mu propozycję sprzedaży udziałów. Wręcz zażądam tego kategorycznie. Niech przyjedzie z Pauliną. Z nią też trzeba porozmawiać. Och dzieci. Jestem naprawdę dobrej myśli i wierzę, że wszystko skończy się szczęśliwie. Pójdę już. Będę z wami w kontakcie i jak tylko coś załatwię, zaraz zadzwonię.
- Poczekaj tato. Zamówię ci taksówkę. – Marek wyjął telefon i wybrał odpowiedni numer. Zjechał z ojcem na dół i zaczekał wraz z nim na zamówiony pojazd.
- Dziękuję ci synu, że mnie wysłuchałeś.
- Nie dziękuj mi tato. Ja nic nie zrobiłem. Podziękujesz później Uli. To ona jest mózgiem całej operacji i pomysłodawczynią.
- Masz rację. Na pewno to zrobię. Do widzenia.
- Do widzenia tato. Pozdrów mamę.
Wrócił do mieszkania. Zapach, jaki go przywitał, przypomniał mu, że jeszcze nic nie jadł. Wszedł do kuchni i zastał Ulę czekającą na niego z parującym obiadem.
Podszedł do niej i wtulił się w nią.
- Jesteś moim największym skarbem. Bardzo, bardzo cię kocham i dziękuję ci, że tak mądrze pokierowałaś tą rozmową z ojcem. – Pogładziła go czule po czarnej czuprynie.
- Chodź, obiad stygnie. – Powiedziała łagodnie. Zasiedli do stołu i już bez przeszkód zjedli pyszności przygotowane przez Ulę.
- Musimy powiadomić Sebę i Violę. Dobrze by było, żeby i Pshemko przyjechał. Może zadzwonię do nich i zaproszę na kolację. Jesteś bardzo zmęczona, bo jeśli nie masz ochoty nic szykować, to zamówię catering?
- Nie zamawiaj. Odpocznę tylko troszkę i zrobię coś na ciepło. Pomożesz mi, prawda?
- Oczywiście kotku. Nie zostawię cię z tym samej. – Zadzwonił do przyjaciół i umówił się z nimi na dziewiętnastą.

Zebrali się w komplecie i zasiedli do stołu. Ula przy pomocy Violetty stawiała przed każdym miseczki z gorącym bograczem. Prócz niego na stół wjechały faszerowane jajka i wędlina.
- Jedzmy, póki gorące, a ja wyłuszczę wam, dlaczego was tu zaprosiłem. – Marek spojrzał na swoich przyjaciół.
- Był tu dzisiaj mój ojciec. – Pshemko, aż podskoczył na krześle z wrażenia.
- Krzysztof? Nie widziałeś go chyba z rok? Czego chciał?
- Już wam mówię. Przyszedł mnie przeprosić i błagać o wybaczenie, że nie posłuchał mnie wtedy, jak mówiłem mu o knowaniach Alexa. Okazało się, że to, co mówiłeś mi w wigilię Pshemko, potwierdziło się. Alex doprowadził firmę do ruiny. W zasadzie to nie ma już czego ratować. Jednak ojciec desperacko szuka pomocy. Przyszedł z propozycją, żebym ponownie objął fotel prezesa i wyciągnął firmę z impasu. Nie chciałem się zgodzić. Przecież już mamy dobrze prosperującą firmę. Po co nam kolejne kłopoty? Ula jednak była innego zdania. Wpadła na pomysł, żeby wykupić akcje Febo i pozbyć się ich z firmy. Potem musielibyśmy dokonać fuzji. Połączyć dwie firmy w jedną. Wtedy mógłbym zasiąść na fotelu prezesa. Sami rozumiecie, że nie mogłem zadecydować bez was. Jeżeli się zgodzicie na ten pomysł, wrócimy na stare śmieci. Co wy na to? Przemyślałem sprawę i sądzę, że to dobry pomysł. Nawet myślałem o podziale stanowisk. Ty Seba zostałbyś moim zastępcą – wiceprezesem. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Na twoje dawne stanowisko awansowałbym Alę Milewską. To stary, sprawdzony pracownik i jest w tej firmie od początku. Ula objęłaby stanowisko dyrektora finansowego, a Viola awansowałaby na moją asystentkę. Pshemko wróciłby do tego, co robi najlepiej i kocha najbardziej. – Siedzieli początkowo w milczeniu przetrawiając te rewelacje. W końcu odezwał się Sebastian.
- To świetny plan i ja bardzo chętnie wrócę na stare śmieci pod warunkiem, że rzeczywiście Febo odejdą. – Marek kiwnął głową.
- Nie wiem, jak Paulina, ale Alex po tym wszystkim, na pewno nie będzie chciał wrócić do firmy. Bałby się, że będą jego nieudolność wytykać palcami. Pshemko, a ty?
- Ja też popieram. Tęsknię za moją pracownią, a ta bezczynność mnie dobija.
- A ty Viola?
- Marek. Wiesz dobrze, że tam gdzie Sebastian, tam i ja. Nie musisz nawet pytać. Dziękuję też za awans. Chętnie z wami wrócę do F&D.
- Ula? Ciebie chyba nie muszę pytać?
- Nie musisz. Powtórzę słowa Violetty. Tam, gdzie ty, tam i ja.
- No to załatwione. Mam nadzieję, że nie pożałujemy tego kroku i uda nam się uratować firmę. Trzeba będzie wpompować w nią sporo gotówki, ale mamy przecież pieniądze, a Ula cały czas pracuje nad tym, by było ich jeszcze więcej. Zadzwonię później do ojca i powiadomię go o naszej decyzji. A teraz szampan. Wypijmy za pomyślność nowej firmy i za zniknięcie z naszych oczu Alexandra Febo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz