Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Tylko mnie kochaj..." - rozdział 17 ostatni

16 marzec 2012
ROZDZIAŁ XVII
ostatni


Łazienki stały się ich tradycyjnym miejscem pokazów. Ponownie spotkali się tu wszyscy. Ula w przepięknej wieczorowej sukni w kolorze krwistej czerwieni prezentowała się znakomicie. Stała obok Marka przy wejściu i witała wchodzących na pokaz gości. On w ciemnym garniturze i śnieżnobiałej koszuli, do której dodatek stanowił krawat w identycznym kolorze, jak suknia ukochanej, wyglądał jak marzenie. Niejedno niewieście serce miało zadrżeć dzisiejszego wieczora na widok tego niezwykle przystojnego mężczyzny. Za nimi w tyle ustawił się Jasiek. I on wyglądał bardzo męsko w dobrze skrojonym, markowym garniturze. Nie było tylko Betti. Ona pod opieką Pshemko szykowała się do swojego pierwszego pokazu. Była bardzo dumna z tego wyróżnienia i niejednego całusa zostawiła na policzkach „wujcia” Pshemko w podzięce za to, że wybrał właśnie ją, jako twarz dziecięcej kolekcji. To właśnie ona miała rozpocząć pierwszą część pokazu, po której miano zaprezentować odzież dla dorosłych. Wszystko było dopięte i przygotowane z wielką pieczołowitością. Marek jednak po raz pierwszy od wielu lat odczuwał pewien niepokój. Pragnął, aby obie kolekcje zostały przyjęte pozytywnie. Od tego zależało być, albo nie być firmy. Zupełnie nieświadomie ścisnął rękę Uli. Wyczuła jego zdenerwowanie i uspokajająco pogładziła go po ramieniu.
- Nie denerwuj się. Naprawdę nie ma czym. Wszystkiego osobiście dopilnowałam i sprawdziłam i wiem, że nic nieprzewidzianego nie może się stać. – Był jej wdzięczny za te słowa otuchy. Uśmiechnął się do niej cudnie i przyciszonym głosem powiedział.
- Dziękuję ci kochanie, że jesteś przy mnie i tak mnie wspierasz. Kocham, cię. – Jej oczy mówiły to samo.
Właśnie ku wejściu zmierzali rodzice Marka. Przywitali się z młodymi serdecznie, a także z Jasiem, którego dostrzegli w głębi.
- Jasiu zaprowadź państwa Dobrzańskich na zarezerwowane dla nich miejsca, dobrze? Nie chcę, żeby mieli problem z odszukaniem właściwych. – Jasiek uśmiechnął się do siostry i kiwnął głową.
- Oczywiście. Poproszę państwa za mną. Zaraz pokażę miejsca. Są tuż przy wybiegu, będziecie mieć państwo dobry widok.
- Dziękujemy Jasiu. Prowadź w takim razie.
Sala wypełniała się gośćmi. Po przywitaniu ostatnich, przeszli i zajęli swoje miejsca. Dali jeszcze chwilę gościom na wygodne usadowienie się w fotelach. Marek przytulił usta do policzka Uli.
- Trzymaj kciuki. Idę na wybieg. – Odebrał jeszcze po drodze mikrofon od dźwiękowca i po chwili rozległ się jego spokojny, kojący głos. Przywitał wszystkich gości i po krótkim wstępie wyjaśniającym program pokazu i zapraszając obecnych na bankiet po nim, zszedł ze sceny. Wszystkie reflektory skierowały się na wybieg, na którym pojawiła się drobna postać Beatki. Wielogodzinny trening przyniósł rezultaty. Mała poruszała się pięknie i z gracją, jak rasowa modelka. Po niej weszli inni mali modele. Ula miała łzy w oczach, oglądając występ Betti. Była taka dumna ze swego rodzeństwa. Nie zmarnowała tych dzieciaków. Nie pozwoliła, żeby się zdemoralizowały i skończyły na ulicy. – Tacie serce pękałoby z dumy, gdyby to widział. – Pomyślała. Marek dostrzegł jej łzy i uśmiechnął się. Jemu też oczy podejrzanie błyszczały.
- Była wspaniała, prawda? – Szepnął Uli na ucho.
- Tak kochanie. Nasza słodka Betti.
Pokaz obu kolekcji zakończył się owacją na stojąco. Zewsząd błyskały flesze fotoreporterów. Pshemko nie stąpał ze szczęścia po ziemi. Kłaniał się nisko z rozanieloną miną. Marka porwali dziennikarze nie chcąc przepuścić okazji na dobry wywiad. Wreszcie zmęczony ciągłym gadaniem wszedł na salę bankietową i wzrokiem poszukał swojej ukochanej. Nie było trudno. Jej czerwona suknia odcinała się zdecydowanie od kreacji innych pań obecnych na bankiecie. Stała w towarzystwie swojego rodzeństwa, jego rodziców, Pshemko, Violetty i Sebastiana. Podszedł uśmiechnięty do nich.
- Witajcie moi kochani. Chyba się udało. Pshemko, twój geniusz jest wieczny. Łasy na pochlebstwa projektant zawisł na szyi prezesa.
- Marco, gdybyś nie postarał się o tak doskonałą jakość materiałów, moje kreacje nie byłyby nic warte.
- Nie bądź taki skromny Pshemko. Wszyscy znamy twój wielki talent. Czuję w kościach, że recenzje będą pozytywne.
- I ja tak czuję. – Odezwał się Krzysztof Dobrzański. – Podszedł do Marka i uścisnął mu dłoń. – Serce rośnie mi z dumy synu. Oboje z mamą jesteśmy bardzo z ciebie dumni, bardzo. Wiedziałem, że ty wraz z tą piękną i mądrą kobietą u boku i przy pomocy swoich oddanych przyjaciół podniesiesz tę firmę z dna i nie myliłem się. Wiem, że teraz będzie już tylko lepiej. - Omiótł spojrzeniem stojące wokół niego osoby. – Dziękuję wam wszystkim, za pracowitość i zaangażowanie. Nie musieliście tego robić. Mieliście dobrze prosperującą firmę, więc tym bardziej doceniam waszą chęć powrotu i ratowania tej starej. Wznoszę toast za waszą pomyślność.
Rozmawiano jeszcze chwilę dzieląc się wrażeniami z pokazu. Nagle sala wypełniła się muzyką. Marek spojrzał na Ulę i powiedział cicho.
- Może tym razem uda mi się dokończyć ten taniec, który na poprzednim pokazie zacząłem tak niefortunnie. - Podała mu dłoń, a on powiódł ją na środek parkietu wśród szeptów gości wyrażających zachwyt dla urody ich obojga. Przytulił ją do siebie. Melodia była spokojna, nastrojowa, więc i oni poddali się jej z przyjemnością. Przylgnęła się do jego ramienia i przymknęła oczy. Mogłaby tańczyć tak do końca świata, byle tylko z nim. Jego perfumy odurzały ją. On głaszcząc jej plecy płynął z nią w takt muzyki. Nie potrzebował niczego więcej, tylko móc mieć ją zawsze blisko siebie, jak najbliżej.
Zabawa trwała w najlepsze. Jednak Ula widząc, że jest już po dwudziestej drugiej, postanowiła wracać do domu. Beatka była zmęczona i bardzo śpiąca. Przywołała Marka, który rozmawiał z Sebastianem.
- Marek, wracajmy. Betti pokłada się na krzesłach a i Jasiek też wygląda na zmęczonego.
- Dobrze skarbie. Pożegnam się tylko z rodzicami i możemy jechać. – Kiwnęła głową.
- Pożegnaj ich również od nas.
Kiedy dotarli na Sienną Beatka spała już w najlepsze. Wziął małą na ręce, prosząc Jaśka, który dzisiaj służył im za kierowcę, żeby dobrze zamknął samochód.
Ula przebrała małą w piżamę i delikatnie okryła kołdrą. Uśmiechnęła się. – Miała dzisiaj dużo wrażeń, jutro znowu buzia nie będzie jej się zamykać. – Po cichu wyszła z pokoju natykając się na brata.
- Ja też idę już spać. Zmęczyła mnie ta impreza. – Pokiwała głową.
- My też za chwilę się kładziemy. To był ciężki dla nas dzień. Dobranoc Jasiu.
Skierowała swe kroki do łazienki. Prysznic, to było to, o czym teraz marzyła najbardziej. Z ulgą zdjęła po drodze wysokie, czerwone szpilki. Nie była przyzwyczajona do tak niebotycznych obcasów. Bolały ją od nich stopy. Weszła do środka i zobaczyła w kabinie Marka. Uśmiechnęła się. Widok jego nagiego ciała zawsze wywoływał u niej pragnienie wtulenia się w niego. Uchyliła drzwi kabiny.
- Mogę do ciebie dołączyć? – Odwrócił się na dźwięk jej głosu. Oczy mu pojaśniały.
- O niczym innym nie marzę kochanie. Zapraszam.
Zrzuciła z siebie suknię i bieliznę wsuwając się w otwarte drzwi kabiny. Wzdrygnęła się, gdy poczuła pierwsze krople wody na swoim ciele. Chciała sięgnąć po gąbkę. Ale był szybszy. Nalał na nią żelu i czułymi, kolistymi ruchami wmasowywał go w jej ciało. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła jak jego źrenice błyskawicznie się powiększają. Znała go już bardzo dobrze i wiedziała, co to oznacza. Pragnął jej. Pośpiesznie zmył z jej ciała obfitą pianę i wytarł do sucha ją i siebie. Porwał na ręce i okręcił się z nią dokoła kilka razy składając na jej ustach gorący pocałunek.
- Marek puść mnie, jestem za ciężka. – Powiedziała cicho. Uśmiechnął się do niej najpiękniej, jak umiał.
- Jesteś moim najsłodszym ciężarem. Poza tym obiecałem ci kiedyś coś.
- Co takiego?
- Że będę cię nosił na rękach do końca życia. – Rozchichotał się na dobre.
W tempie błyskawicznym zaniósł ją do sypialni i ułożył na białej pościeli. Popatrzył na nią roziskrzonym wzrokiem chłonąc jej piękno.
- Marek, nie patrz tak. Zawstydzasz mnie. – Szepnęła spuszczając powieki. Położył się obok przytulając ją do siebie.
- Ula, nie mogę nie patrzeć. Jesteś cudem natury, a ja do końca życia będę podziwiał twoje boskie ciało.
Pocałował żarliwie jej usta. Nie pozostała mu dłużna Pragnęła go równie mocno. Kiedy niemal traciła oddech, oderwał się od niej schodząc pocałunkami coraz niżej. Dotarł do kształtnych piersi i wycałował każdą. Pod wpływem dotyku jego dłoni i ust drżała. Jej płeć domagała się pieszczoty. Odchodziła niemal od zmysłów. Wiła się i jęczała błagając, żeby to wreszcie zrobił, bo ona nie wytrzyma dłużej. Spełnił jej prośby. Wchodził w nią głęboko, coraz głębiej a ona umierała z rozkoszy w jego ramionach. Kiedy nadeszło błogie spełnienie, nie pozwoliło im szybko ochłonąć i wrócić do rzeczywistości. Drżeli jeszcze długo w swych ramionach. Ponownie zatopił się w jej słodkich ustach.
- Dziękuję ci kochanie. To było piękne. – Wyszeptał. – Kocham cię nad życie.
- Ja ciebie też.

- Czytałeś już? Czytałeś?
Rozemocjonowana Violetta wparowała do gabinetu prezesa z ogromnym plikiem kolorowych magazynów. Szybkim krokiem podeszła do jego biurka i z ulgą położyła przed nim stos gazet.
- Nie ma ani jednej złej recenzji. Wychwalają kolekcje pod niebiosa. – Aż podskoczyła z radości. – Obie kolekcje. Dasz wiarę?
Nie zdążył nawet sięgnąć po pierwszy z brzegu magazyn, gdy rozdzwoniły się telefony i u niego i w sekretariacie. Odbierali je przez dobrą godzinę i kiedy wreszcie przestały dzwonić podekscytowany Marek wybiegł z gabinetu, wycisnął na policzkach Violetty dwa siarczyste buziaki i krzyknął.
- Lecę do Uli, muszę jej wszystko powiedzieć!
Jak burza śmignął przez korytarz i z impetem otworzył drzwi gabinetu dyrektor finansowej.
- Kochanie! Udało się. Wychodzimy na prostą. – Popatrzyła na niego zdumiona tym nagłym wtargnięciem, zastanawiając się, czy aby jej ukochany nie postradał zmysłów.
- Ale co się udało?
- Od rana nie milkną telefony. Zamówienia sypią się, jak z rękawa. To prawdziwy sukces. Nigdy, tak wcześnie, tuż po pokazie nie mieliśmy tyle zamówień. Zawsze to trwało ze dwa tygodnie, zanim kontrahenci decydowali się na kupno kolekcji. – Roześmiał się uszczęśliwiony.
- Ula, czy wiesz, co to znaczy? To znaczy, że pniemy się w górę i odzyskujemy swoje miejsce na rynku mody. Jak powiem o tym ojcu, to będzie przeszczęśliwy.
- Obrzucił ją pełnym dumy wzrokiem.
- Gdybyś nie wpadła na pomysł tej fuzji i ratowania dorobku mojego ojca, zabiłyby mnie chyba wyrzuty sumienia, że mu nie pomogłem. On nie przeżyłby, gdyby firma miała pójść pod młotek. – Zamknął ją w uścisku swych ramion i pocałował namiętnie. Wzniósł oczy do góry i powiedział.
- Boże, do śmierci będę ci dziękował za ten skarb, którym mnie obdarzyłeś.
Cieszyła się razem z nim i zaproponowała, żeby poszli do Pshemko. I on powinien to usłyszeć. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę pracowni. Otworzyli na oścież drzwi i rozradowani podeszli do stołu, przy którym siedział. Podniósł na nich zmęczony wzrok.
- Co wy tacy szczęśliwi?
- Pshemko – jesteś wielki. – Powiedział Marek na jednym wdechu. Wraz z Ulą podszedł do niego i oboje wyciskali i wycałowali mistrza.
- Czy wiesz, że posypało się z samego rana mnóstwo zamówień na twoje kolekcje? Telefony się urywają. Nie nadążamy zapisywać. Dokonałeś cudu. Masz u mnie całą cysternę najlepszej, gorącej czekolady. Zasłużyłeś. Wiesz, jak się ojciec ucieszy?
- Mówisz prawdę? – Projektant niedowierzająco spojrzał na prezesa.
- Najszczerszą. – Oczy mistrza zalśniły od łez.
- To wspaniała wiadomość. Sukces, prawdziwy sukces.
- A żebyś wiedział. Trzeba to oblać. Zapraszam was jutro wszystkich do siebie. Ula ugotuje coś dobrego, a ja zadbam o najlepszego szampana. Będziesz honorowym gościem. Beatka na pewno się ucieszy. O niczym innym nie mówi tylko o tobie.
- Naprawdę? Kochane maleństwo. W takim razie przyjdę.
- Dzięki Pshemko. My pójdziemy powiedzieć Sebastianowi i Violetcie. Do jutra. Trzymaj się.
To był rzeczywiście niewyobrażalny sukces. Nigdy, od kiedy istniała firma, nie mieli tylu zamówień. Szwalnie dwoiły się i troiły, byleby sprostać wymaganiom klientów. Dobrzański-senior puchł z dumy. Nigdy nie przypuszczał, że jego jedynak będzie miał taki dryg do rodzinnego biznesu. Firma okrzepła i uzyskała od dawna wyczekiwaną stabilizację. Mogli odetchnąć, uspokoić się i wreszcie poświęcić więcej czasu na przygotowania do ślubu. Marek z determinacją przeglądał też oferty domów na sprzedaż. Pragnął, by po ślubie zamieszkali już we własnym gniazdku. Długo nie mógł znaleźć nic odpowiedniego, ale w końcu wypatrzył coś, co mogło go usatysfakcjonować. Umówił się z właścicielem i razem z Ulą pojechał obejrzeć posesję.
Byli zachwyceni. Dom był całkiem spory i sprawiał przyjemne wrażenie. Wejście oplatało dzikie wino, nadając domostwu sielskiego charakteru. Wnętrze było urządzone ze smakiem, duże i przestronne. Podobał im się funkcjonalny rozkład pomieszczeń. Najbardziej jednak zachwycił ich ogród. Jesień przybrała go w rdzawo-żółte kolory. Na środku pysznił się spory skalniak, z którego spływała cichym strumieniem woda wprost do położonego u jego stóp oczka wodnego. Spojrzeli na siebie i porozumieli się bez słów. To było to. Takiego domu właśnie pragnęli. Cichego, spokojnego, oddalonego od drogi. Zdecydowali się tego samego dnia. Potem zostały już tylko formalności. Właściciel obiecał wynieść się w ciągu tygodnia. Nie miał już wiele do zabrania.
Marek działał, jak nakręcony. Błyskawicznie załatwił ekipę remontową, która miała za zadanie doprowadzenie do idealnego stanu wnętrza domu. Czas naglił, więc i Marek pośpieszał ludzi. Dał porządną zaliczkę na poczet robót i obiecał solidne wynagrodzenie, kiedy wyremontują dom w jak najkrótszym czasie. Do malarzy dołączyła ekipa kafelkarzy i ludzi kładących podłogi. Perspektywa dużego zarobku sprawiła, że robota paliła im się w rękach. Nie minął tydzień, a zadowolony Marek już oznajmiał Uli, że jadą wybierać meble. Dziesięć dni przed ślubem przeprowadzili się na dobre. W przeddzień przeprowadzki wieczorem, Marek poprosił Jaśka do salonu na rozmowę.
- Jasiu. Rozmawiałem już z Ulą na ten temat i postanowiłem, że zostaniesz tutaj. Mieszkanie jest twoje. – Chłopak otworzył usta ze zdumienia.
- Jak to moje?
- Synu. Jesteś już dorosły. Chyba nie chcesz do końca życia mieszkać z nami. Ufam ci i wiem, że zadbasz o nie i nie zdewastujesz. O czynsz się nie martw, ja dalej będę go opłacał. Nie wiem, czy Ula ci mówiła, ale jakiś czas temu utworzyliśmy ci specjalny fundusz. Będziesz otrzymywał co miesiąc pieniądze w stałej kwocie na życie, dopóki nie skończysz studiów i nie usamodzielnisz się. – Zobaczył jak chłopcu płyną po policzkach łzy. Był bardzo wzruszony.
- Marek. – Powiedział drżącym od płaczu głosem. – Ja nigdy nie spodziewałbym się czegoś podobnego, nawet w najśmielszych snach nie mógłbym marzyć o takim mieszkaniu. Nie wiem tylko, czy mogę je przyjąć. To zbyt wiele. – Pokręcił głową. Marek poklepał go po ramieniu.
- Oczywiście, że możesz je przyjąć. Ja musiałbym je sprzedać, a bardzo tego nie chcę, bo polubiłem je i cieszy mnie fakt, że od dziś będzie należało do ciebie. Będziesz miał bliżej na uczelnię, bo jak wiesz, dom w Rysiowie idzie do sprzedania. Po ślubie zrobimy tam kapitalny remont. I jeszcze jedno. – Jaś popatrzył na niego oszołomiony.
- Pamiętasz naszą rozmowę, kiedy wsiadłeś pierwszy raz do Lexusa? Powiedziałem ci wtedy, że i ty będziesz miał kiedyś taki samochód. Ty stwierdziłeś, że to niemożliwe, bo ledwo wiążecie koniec z końcem.
- Pamiętam. Był taki luksusowy, że bałem się do niego wsiąść.
- No właśnie. Zaraz po ślubie mam zamiar kupić nowy samochód. Ty będziesz jeździł starym. Chociaż on nie jest jeszcze taki stary. Ma dopiero cztery lata i nadal nie trzeba nic przy nim robić. – Jasiek nie wytrzymał już tak dużej dawki dobrych nowin i rzucił się Markowi na szyję.
- Marek, nie wiem, jak ci dziękować. Jedno jest pewne. Mieliśmy wielkie szczęście poznając ciebie. Jesteś dobrym, szczerym i wrażliwym człowiekiem i bardzo, bardzo hojnym. – Marek uśmiechnął się szeroko do chłopaka.
- Jasiek, przecież za chwilę będziemy prawdziwą rodziną, choć ja od początku was tak traktuję. Komu mam to zostawić? Obcemu? Rodzina jest przecież najważniejsza, prawda? – Mrugnął do niego. Jasiek pokręcił głową.
- Nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć za to wszystko.
- Ja nie oczekuję od ciebie, żebyś mi się odwdzięczał w jakiś sposób. Bądź po prostu dobrym szwagrem i przyjacielem, to mi wystarczy.
- Będę. – Szepnął przez łzy. – Będę. Najlepszym.

Ślub zbliżał się wielkimi krokami. Dogrywali już ostatnie szczegóły. Świadkami zostali Sebastian i Violetta. Ta ostatnia nie posiadała się ze szczęścia. Nie spodziewała się, że Ula ją o to poprosi.
- Kogo miałabym prosić? Jesteś moją przyjaciółką. Jedyną, jaką mam, więc to chyba naturalne, że będziesz moim świadkiem.- Takie słowa doprowadzały Violę do łez. Ściskała wtedy swoją Uleńkę i zapewniała, że będzie najlepszą świadkową na świecie.
Pshemko dopieszczał ich ślubne kreacje. Nigdy nie pozwolił, żeby na przymiarki przychodzili razem. Mówił tylko Markowi.
- Nie możesz jej teraz zobaczyć. To przynosi pecha, ale obiecuję ci, że jak ujrzysz to zjawisko w kościele, to zatka cię na amen. – Marek śmiał się w takich razach mówiąc.
- Nie możesz mi tego zrobić. Przecież muszę wygłosić przysięgę małżeńską.
Kilka dni przed planowaną datą ślubu Ula wsunęła się cicho do pracowni mistrza.
- Co tam duszko? Nie będzie już przymiarek. Wszystko gotowe, co cię więc sprowadza?
- Mam do ciebie wielką prośbę. – Usiadła blisko niego i powiedziała półgłosem.
- Wiesz, że mój tata nie żyje, prawda? – Kiwnął głową.
- Wiem, to bardzo przykre. Na pewno cieszyłby się waszym szczęściem.
- Na pewno. Problem w tym, że gdyby żył, to on poprowadziłby mnie do ołtarza. Ale jego już nie ma i dlatego chciałam cię gorąco prosić, żebyś to ty mnie poprowadził. – Spojrzała na niego niepewnie, obawiając się odmowy.
Popatrzył na nią zdumiony a potem z nabożną czcią ucałował jej dłonie.
- Urszulo. – Rzekł uroczyście. – Będę zaszczycony prowadząc cię do ołtarza. – Popatrzyła na niego z wdzięcznością.
- Dziękuję ci Pshemko. Jesteś naszym najlepszym przyjacielem.

I oto nadszedł ten dzień. Dzień najważniejszy w ich życiu. Dzień, w którym mieli ślubować sobie miłość aż po grób. Marek już w piątek wyemigrował do rodziców. To u nich miał się przygotować do tej jakże ważnej w jego życiu uroczystości. Ula została w ich domu. Tam przy pomocy Pshemko, Violetty i całego sztabu stylistów stroiła się, by wyglądać dzisiaj jak najpiękniej. Mała Betti też została poddana zabiegom. „Wujcio” Pshemko i jej zrobił wielką niespodziankę w postaci bardzo strojnej sukienki, długiej niemal do ziemi. Zobaczywszy ją dziewczynka aż pisnęła z zachwytu.
- Wujciu, to dla mnie? Naprawdę dla mnie? Ona wygląda jak suknia księżniczki. – Rzuciła się Pshemko na szyję i z radości wycałowała mu policzki.
- Dziękuję, bardzo dziękuję i bardzo cię kocham! – Pshemko był wzruszony. Uwielbiał tę małą, podobnie jak jej starszą siostrę. Zauważał, jak uderzająco są do siebie podobne. – To dzieciątko wyrośnie kiedyś na taką samą piękność, jak Urszula. – Pomyślał.
Czas naglił. Dochodziła czternasta i za chwilę spodziewali się limuzyny, która miała zabrać Ulę, Violettę i Betti. Droga do kościoła była długa, a Ula nie chciała się spóźnić na własny ślub. Marka miał dowieźć tam Sebastian swoim nowym samochodem.
Ubrana, uczesana i umalowana wyszła wreszcie do salonu pokazać się Pshemko, a on aż przysiadł z zachwytu i zaniemówił. Ula wlepiła w niego swoje ogromne, błękitne oczy.
- Pshemko, powiedz coś. Jak wyglądam? – Odzyskał głos i wykrztusił.
- Jak wyglądasz? Urszulo wyglądasz jak anioł, który zstąpił z nieba. Cudownie, olśniewająco, zniewalająco… już sam nie wiem, jaki przymiotników mam użyć. Marka zwali z nóg, jak cię zobaczy. – Roześmiała się radośnie.
- Lepiej nie, Pshemko. Z kim wtedy wzięłabym ślub?
Podbiegła do niej Betti.
- Wyglądasz, jak księżniczka Ulcia.
- Ty też skarbie. Pshemko uszył ci piękną sukienkę. Koszyczek z płatkami róż przygotowałaś? – Pokiwała energicznie główką.

- Wszystko jest gotowe. Kiedy jedziemy?
- Już jedziemy maleńka. Dzisiaj nie możemy się spóźnić. – Wzięła ją za rękę i z pomocą Violi wsiadła do ekskluzywnej limuzyny.

Marek wraz z Sebastianem stał na szerokich schodach przed wejściem do kościoła i nerwowo spoglądał na zegarek.
- Marek, spokojnie. Mają jeszcze parę minut. Za chwilę będą. Lepiej chodźmy do środka. Powinieneś czekać na nią przy ołtarzu.
- Masz rację, chodźmy.
W ławach kościelnych usadowili się już goście. Nie zaprosili ich wielu. Nie chcieli wielkiej pompy. Nie powiadamiali prasy. Pragnęli, aby była to skromna uroczystość tylko dla rodziny i sprawdzonych przyjaciół. Znakomitą większość z nich stanowili pracownicy firmy. Ze strony Marka, prócz rodziców przybyło kilkoro najbliższych krewnych. Ula, oprócz swojego rodzeństwa nie miała nikogo.
Marek z Sebastianem podeszli pod ołtarz i ustawili się tak, żeby widzieć otwarte drzwi kościoła. Nagle w ich świetle ujrzeli małą Betti, która powolnym krokiem, rozsypując płatki czerwonych róż kroczyła środkiem, zmierzając w ich kierunku.
Sebastian poklepał przyjaciela.
- Już czas. – Szepnął. - Ja idę do Violki. Trzymaj się. – Machinalnie skinął głową wciąż wypatrując swojej ukochanej.
Wreszcie jest. Kroczy wolno, uczepiona ramienia Pshemko, a on prowadzi ją dumny z roli, jaka mu przypadła.
Nie mógł oderwać od niej wzroku. Wydawała mu się taka nierealna. – Czy to możliwe, że tak cudne anioły stąpają po ziemi? – Nie miał wątpliwości. To najpiękniejsza istota na świecie. Kobieta o powalającej urodzie i cudownej duszy. W dodatku jest jego. Pokochała go całym sercem, mimo jego wad, a on odpłacił jej za tę miłość podobnie. Przy niej się zmienił, dojrzał, dorósł i stał się lepszym człowiekiem. Oczy zasnuły mu się wilgocią, gdy Pshemko podprowadził ją do niego. Ujął jej dłoń i ucałował.
- Kochanie. – Szepnął. – Zaparło mi dech w piersi. Jesteś cudowna, zachwycająca i taka piękna. Nie mogę uwierzyć, że za chwilę będziesz moją żoną.
Jej twarz rozjaśniło szczęście. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich tylko wielką, bezgraniczną miłość. Oczy zalśniły jej od łez.
- Jesteś całym moim życiem, moją miłością i nagrodą za wszystkie złe lata. – Podał jej ramię i uśmiechnął się do niej.
- Zróbmy to skarbie. Ja już nie chcę dłużej czekać.
Poprowadził ją do ołtarza. Ceremonia się rozpoczęła. Patrzyli z uczuciem w swoje oczy powtarzając za księdzem słowa przysięgi. Wzruszenie obojgu ściskało gardła, ale udało im się dotrwać do końca. Odsłonił jej welon i przytulił się do jej ust.
- Jestem twój. Na wieki.

- Jestem twoja. Na wieki. – Powtórzyła jak echo.
- Przedstawiam państwu Urszulę i Marka Dobrzańskich. – Zabrzmiały na koniec słowa księdza. Skłonili się wszystkim i wolno wyszli przed kościół. Emocje opadły. Odetchnęli. Podbiegł do nich Jasiek z Beatką i jako pierwsi pogratulowali im i życzyli szczęścia. Po nich Helena i Krzysztof mocno wzruszeni uściskali ich oboje.
- Jestem z was taki dumny dzieci, taki dumny. Teraz mogę umierać spokojnie.
Ula objęła go za ramiona.
- Tato, co ty mówisz? Teraz wreszcie możesz spokojnie żyć. Dla nas. Musisz przecież doczekać wnuków. – Seniorowi popłynęły z oczu łzy, kiedy usłyszał, że nazwała go po raz pierwszy „Tatą”. Otarł je z policzków i szeroko uśmiechnął się do nich.
- Ja i mama jesteśmy bardzo szczęśliwi Ula, że weszłaś do naszej rodziny. Nie mogliśmy sobie wyobrazić lepszej synowej.
Kiedy ustąpili miejsca innym, posypał się grad życzeń od nie mniej wzruszonego od Dobrzańskich Pshemko, od Violetty i Sebastiana i od reszty przyjaciół i rodziny.
Czas zacząć świętować. Marek szarmancko otworzył drzwi limuzyny i pomógł Uli umieścić się w jej środku. Sam usiadł obok i otulił ją ramieniem. Spojrzeli sobie w roziskrzone szczęściem oczy, z których bił prawdziwy żar uczucia.
– Tylko mnie kochaj… - Powiedzieli jednocześnie i roześmiali się. Wiedzieli, że nie potrzebują już takich zapewnień. Obdarzali się wzajemnie miłością czystą, szczerą, gorącą, żarliwą. Miłością, która połączyła dwa tak skrajnie różne światy i spięła je klamrą w jedną, idealną całość. Miłością na całe życie.


KONIEC


MIKI (gość) 2012.03.16 22:46
wspaniałe opowiadanie,szkoda że to już koniec,bardzo lubię czytać o brzyduli.
MalgorzataSz1 2012.03.17 10:25
Miki.
To opowiadanie się skończyło, ale przed Tobą jeszcze mnóstwo czytania, bo to nie koniec moich opowiadań.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. "Tylko mnie kochaj" - tak niewiele a jak wiele...
    Cudowne opowiadanie. Lubię te całkiem inne pomysły na całą historie Uli i Marka

    OdpowiedzUsuń