15 marzec 2012
ROZDZIAŁ V
Następnego dnia też pojechali wcześniej do Rysiowa. Trzeba było zabrać z
domu okulary dla Uli. Bez nich szybko męczyły jej się oczy. Jasiek sam
poszedł po nie i gdy wrócił, Marek powiedział.
- Wiesz co, daj mi je. U mnie będą bezpieczne. Ktoś może nieostrożnie
kopnąć plecak, lub ty sam go rzucisz i potrzaskają się, a tak, ja je
przechowam. – Młody zgodził się bez protestu.
- Masz rację. Ja nie jestem zbyt uważny. Czasem, jak mówi Ula, zachowuję
się jakbym miał ADHD. – Roześmiał się na całe gardło. Marek mu
zawtórował.
- Jakoś tego nie zauważyłem.
- Z czasem zauważysz, a wtedy pozwalam ci przywrócić mnie do pionu.
- W porządku. Zapamiętam. Jedźmy już.
Odstawił dzieciaki pod samą bramę przedszkola. Odprowadził ich jeszcze
wzrokiem i ruszył do miasta. Postanowił, że zanim dotrze do pracy,
zaliczy wizytę u optyka. Te okulary nie różniły się niczym od
poprzednich. Tak samo, jak tamte, były ciężkie, toporne i wielkie. Nie
pasowały do jej drobnej twarzy. Uśmiechnął się do swoich myśli. – Pewnie znowu będzie protestować, ale jakoś ją udobrucham.
– Z takim postanowieniem zatrzymał samochód przed jednym z licznych
salonów optycznych. Był już otwarty, więc pewnie wszedł do środka.
Przyjrzał się wyeksponowanym oprawkom. Wyobraził sobie jej twarz. Nie tę
spuchniętą, ale tę, którą zapamiętał jak siedziała nad stawem
wystawiając ją do słońca. W końcu się zdecydował. Wybrał lekkie,
cieniutkie, prawie niewidoczne, w neutralnym kolorze wodnistego mleka.
Porozmawiał chwilę z optykiem i obiecał mu extra premię, jeśli wstawi
szkła od ręki. Pokazał mu te stare. Nie wiedział ile mają dioptrii, ale
miał do czynienia z fachowcem, który zaraz się zorientował.
- Tu, za rogiem jest mała knajpka. Jest czynna, bo ludzie przychodzą do
niej na śniadanie. Proponuję, żeby pan tam poszedł i zamówił sobie kawę,
a ja w tym czasie postaram się wstawić szkła. Nie potrwa to dłużej niż
pół godziny.
- Bardzo panu dziękuję. – Uścisnął optykowi dłoń. Zanim wszedł do kawiarni zadzwonił jeszcze do Violetty.
- Cześć Viola, wszystko w porządku? Jest spokój?
- W porządku. Cisza, aż w uszach dzwoni. O której będziesz?
- No właśnie w tej sprawie dzwonię. Trochę się spóźnię. Będę koło
dziesiątej trzydzieści. Jakby ktoś pytał, to tak mów. Mam do załatwienia
sprawę na mieście, stąd to opóźnienie. Pilnuj firmy, OK?
- Rozkaz prezesie. – Był pewien, że znowu zasalutowała. Ostatnio miała jakieś dziwne, wojskowe odruchy.
- No, to na razie. Cześć.
Zatopił usta w filiżance wypełnionej pachnącą kawą. – Nawet niezła. Myślałem, że podadzą zwykłą lurę. Miła niespodzianka.
Po upływie trzydziestu minut już pędził w kierunku szpitala z nowymi
okularami. Po drodze zaopatrzył się w kilka kolorowych czasopism. – Przynajmniej trochę poczyta i nie będzie się nudzić.
Niemal biegiem wpadł na urazówkę. Przed drzwiami jej pokoju wyhamował
gwałtownie i uspokoiwszy oddech wszedł do środka. Zobaczył, że leży
odwrócona twarzą do okna i gapi się w nie bezmyślnie.
- Ula? – Odwróciła się gwałtownie. Jego widok mile ją zaskoczył. Uśmiechnęła się.
- A co ty tu robisz? Miałeś być po południu z dzieciakami.
- Tak, to prawda i przywiozę je później, ale mam coś dla ciebie i nie
chciałem czekać. – Wyciągnął z kieszeni marynarki brązowe, skórzane
etui.
- Proszę. Mam nadzieje, że będą pasować. – Podał jej pudełko. Zaskoczona przyjęła je z jego rąk.
- Znowu wykosztowałeś się na mnie. Proszę cię, już dosyć. Nie rób nam
więcej prezentów. – Przysiadł na łóżku i uśmiechnął się do niej ciepło.
- Po pierwsze, wcale się nie wykosztowałem, a po drugie… nie marudź już,
dobrze i po prostu je przymierz, bo jestem bardzo ciekaw.
Powoli zeszła z łóżka. Była jeszcze bardzo obolała. Podeszła do lustra i
nałożyła okulary. Dziwnie się poczuła. Były takie lekkie, że nawet nie
odczuwała ich ciężaru na nosie. W porównaniu z tymi, które potrzaskał
jej napastnik, wydawały się nic nie ważyć. Spojrzała w lustro. Miała
nadal opuchnięte powieki a oczy tworzyły dwie wąskie szparki, ale
widziała bardzo dobrze. Idealnie. Odwróciła się do niego i spojrzała na
niego z wdzięcznością.
- Są naprawdę piękne i dobrze w nich widzę. Bardzo ci dziękuję.
- A ja się cieszę, że utrafiłem w twój gust. Masz tu trochę kolorowej
prasy, żebyś nie nudziła się do naszej popołudniowej wizyty. –
Przyjrzała mu się uważnie.
- Jesteś niesamowity, wiesz? – Pokręcił głową.
- Nie jestem. Mało o mnie wiesz Ula. Jak stąd wyjdziesz, wtedy opowiem
ci o sobie. Będę już leciał. Praca czeka. Potrzebujesz czegoś, co
moglibyśmy jeszcze przywieźć?
- Nie, niczego mi już nie trzeba. Mam wszystko. Nie przywoźcie nic.
Najważniejsze, że będziecie. – Ujął jej dłoń i pocałował. Odruchowo
położyła rękę na jego głowie i pogłaskała.
- Bardzo ci dziękuję Marek, za to, że jesteś i tak nas wspierasz. –
Wyszeptała. Znowu ta znajoma już fala ciepła zagościła w jego sercu.
- Do zobaczenia Ula. Połóż się i odpocznij.
Pośpiesznie opuścił szpitalne mury i pojechał do firmy.
Ledwie wyszedł z windy, natknął się na Alexa. Ten obrzucił go zjadliwym uśmieszkiem i wysyczał.
- No witamy pana prezesa. Nie wiedziałem, że praca zaczyna się tu o
jedenastej, a ja głupi, jestem tu codziennie o ósmej trzydzieści.
Czyżbym o czymś nie wiedział? – Dobrzański spojrzał na niego
pogardliwie.
- O wielu rzeczach nie wiesz, mimo, że tak bardzo chcesz być na bieżąco i wszędzie rozsyłasz swoich szpiegów.
- Spokojnie „szwagrze”, wiem tyle ile trzeba, żeby umilić ci życie.
- Chyba ci się coś pomyliło. Dzięki Bogu nigdy nie będę twoim szwagrem.
Prędzej podciąłbym sobie gardło niż miałbym się związać z twoją siostrą.
- Masz rację, ja też się cieszę, że nie doszło do ślubu. Ona wreszcie
zmądrzała i teraz będzie rozsądnie wybierać. Jestem pewny, że już nie
trafi na takiego dupka, jak ty. – Marek miał dość tej wymiany
„uprzejmości”.
- Chcesz coś konkretnego ode mnie, czy tylko miałeś ochotę na pogawędkę? Trochę się spieszę.
- Właściwie to mam. Muszę zamknąć budżet za ten miesiąc, a nie dostałem
jeszcze zestawienia kosztów za materiały i dodatki. Ta twoja sekretarka
coś w ogóle robi, czy robi tylko dobre wrażenie?
- Jak słusznie zauważyłeś, to moja sekretarka i nie tobie oceniać jej
pracę, a teraz wybacz, muszę już iść. Odwrócił się na pięcie i szybkim
krokiem pomaszerował do siebie. Przywitał się z Violettą.
- Cześć Viola. Chodź do mnie, musimy pogadać. –Wszedł do gabinetu i
rzucił teczkę na biurko. – Siadaj. – Wskazał jej fotel, sam siadając na
kanapie.
- Dorwał mnie Alex przed chwilą. – Ożywiła się.
- A czego chciał ten makaroniarz? – Uśmiechnął się słysząc to określenie.
- Mówił coś o zestawieniu kosztów za materiały i dodatki. Pamiętam, że
prosiłem cię o to już kilka dni temu. Skończyłaś to robić? Jeśli tak, to
mu zanieś, musi zamknąć budżet. – Spuściła głowę.
– Zapomniałam. Nawet go nie zaczęłam. – Powiedziała cicho. Westchnął ciężko.
- Tyle razy cię prosiłem, żebyś wykonywała moje polecenia. Czy tobie
naprawdę trzeba wszystko powtarzać dziesięć razy? Jestem tym już
zmęczony. Nie zależy ci na tej pracy? Jeśli cię proszę o coś, to nie
dlatego, że mam takie widzimisię, ale dlatego, że jest mi potrzebne.
Musisz się sprężyć Viola, bo Alex tylko czeka, żeby podłożyć mi jakąś
świnię. Sama dobrze o tym wiesz. Przynieś mi teraz wszystkie potrzebne
dokumenty do tego zestawienia. Siądziemy i razem to zrobimy. Trzeba mu
koniecznie, jeszcze dzisiaj to dać, żeby nie miał kolejnego pretekstu,
by pogrążyć mnie przed ojcem.
Odetchnęła z ulgą. – Dobrze, że nie wściekł się i tak spokojnie to przyjął.
- Zaraz wszystko przyniosę. – Podniosła się z kanapy i wymaszerowała z gabinetu.
Usiedli przy jego biurku i ślęczeli tak nad dokumentami dobre trzy
godziny, ale udało się. Wreszcie mógł wydrukować to zestawienie.
Opatrzył je podpisem i swoją pieczątką.
-Masz i zanieś mu to. Gdyby złośliwie komentował, że tak późno to
dajemy, nie pozwól się sprowokować. Najlepiej w ogóle się nie odzywaj,
dobrze?
- Nie mam zamiaru gadać z tym włoskim pomiotem. – Zadarła dumnie głowę i
pożeglowała w kierunku gabinetu Febo. Odetchnął. Przynajmniej zatkał mu
usta na jakiś czas. Coraz gorzej znosił złośliwe uwagi swojego
wspólnika. Starał się je ignorować, ale nie zawsze udawało mu się nad
sobą zapanować. Odchylił się na fotelu i założył ręce na kark. O ileż
łatwiej pracowałoby mu się, gdyby Alex miał do niego inny stosunek. Miał
świadomość, że to przez niego jest właśnie taki i nie chodziło tu tylko
o Paulinę. Wiele lat temu byli jeszcze dobrymi przyjaciółmi, ale to on
zniszczył tę przyjaźń, kiedy zaciągnął do łóżka dziewczynę Alexa.
Zarówno ona, jak i on, żałowali tego kroku. Alex nakrył ich. Nie
powiedział wtedy nawet słowa. Po prostu odwrócił się i wyszedł, ale
konsekwencje tego błędu Marek ponosił po dziś dzień. To wtedy Febo tak
się zmienił. Bez cienia żalu rozstał się z dziewczyną, choć tak naprawdę
bardzo ją kochał. Stał się zimnym, wyrachowanym i zamkniętym w sobie
człowiekiem. Marek wiele razy próbował go przeprosić i wyjaśnić mu, że
to był tylko jednorazowy wybryk, wynikający z młodzieńczej głupoty. Febo
pozostał głuchy na jego prośby, a Marek coraz częściej uświadamiał
sobie fakt, że zniszczył mu życie. – Uśmiechnął się smutno. – A Ula nazwała mnie aniołem. Jestem raczej wcielonym diabłem i niszczę wszystko i wszystkich wokół siebie. – Te rozmyślania przerwało nagłe wtargnięcie Olszańskiego.
- Cześć stary. Nad czym tak dumasz? – Podszedł do Marka i uścisnął mu dłoń.
- Nad niczym ważnym. A ty przychodzisz z czymś konkretnym?
- Właściwie nie. Wpadłem tylko zapytać, co słychać. Jak tam twoi podopieczni, a szczególnie ta jedna podopieczna?
- Dzięki Seba. Powoli wraca do zdrowia. Życzyłbym sobie, żeby jak
najszybciej. Potrzebuję jej tutaj. Mam wrażenie, że Alex coraz bardziej
mnie osacza. Zaczynam się dusić. Może ona znalazłaby jakieś cudowne
rozwiązanie tej sytuacji. Z tego, co mówił jej brat, jest bardzo
inteligentna i błyskotliwa. Może mieć rację. Bieda dała im w kość, a
jednak nie rezygnowała i walczyła, żeby utrzymać się na powierzchni.
Jest uparta i łatwo się nie poddaje. Właśnie kogoś takiego mi trzeba, bo
sam nie daję już rady. – Sebastian popatrzył na przyjaciela ze
współczuciem.
- Sam bym ci pomógł, ale kompletnie nie wiem, jak.
- Dzięki Seba. Pomagasz. Choćby w tym, że ostatnio tak często proszę cię
o zastępstwo. Myślę, że nie potrwa to dłużej niż dwa tygodnie i wtedy
będę mógł ją zabrać ze szpitala. Wytrzymasz?
- Jasne. Nie ma problemu. Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Przyjaźń to przyjaźń, nie? – Uścisnęli sobie dłonie.
- Będę leciał. Milewska ma do mnie jakąś sprawę i prosiła o rozmowę. Trzymaj się.
- Na razie. – Zerknął na zegarek. – Czas się zbierać. Trzeba odebrać dzieci. Za wiele dzisiaj nie zdziałałem. – Przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z Pshemko. – Cholera miałem zacząć szukać miejsca na pokaz. Może wieczorem usiądę na spokojnie i przejrzę Internet.
Do gabinetu weszła Violetta.
- Zaniosłam. Nawet nie komentował, ale tak spojrzał na mnie, że prawie
wbił mnie wzrokiem w podłogę. Nie chcę cię martwić, ale on stosuje chyba
jakąś hipnozę. Ma spojrzenie bazyliszka, aż ciarki przechodzą.
- Nie przejmuj się. Wiesz, że posyłam cię tam tylko w najpilniejszych
sprawach i staram się ograniczać nasze kontakty z nim do niezbędnego
minimum.
- Wiem… wiem… Wychodzisz już?
- Tak będę się zbierał. Jakbyś nie mogła sobie z czymś poradzić, pytaj Sebastiana. Do jutra.
- Do jutra.
Odebrał dzieciaki i wrócił z nimi do Warszawy. Zjedli w restauracji solidny, ciepły posiłek.
- Marek? – Zapytał Jasiek. – Zawsze stołujesz się na mieście? Nigdy nie jadasz domowych obiadów?
- A czemu pytasz? – Uśmiechnął się do chłopaka.
- Pytam, bo to strasznie drogo kosztuje. To, co wydałeś w tej
restauracji, nam starczyłoby na cały tydzień. Ula potrafi zrobić coś z
niczego. Zawsze musieliśmy oszczędzać, dlatego często jadaliśmy kopytka,
pierogi, gołąbki, czy naleśniki. Te ostatnie sam potrafię zrobić
całkiem niezłe. Jeśli chcesz, to usmażymy kilka na kolację. Musiałbym
mieć tylko jajka, mleko i coś na nadzienie. Dżem albo ser. - Beatce
zaświeciły się oczy.
- Naleśniki! Ja chcę naleśniki! Jak Ulcia wróci, to zrobi mi racuszki z
jabłkami. Są pyszne. Jadłeś już kiedyś racuszki? – Spytała Marka.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie, nigdy nie jadłem i wiesz co? Chętnie spróbuję, jak Ula
wyzdrowieje. A co do naleśników, to w domu jest chyba wszystko z rzeczy,
które wymieniłeś. Pamiętam, że ostatnio solidnie zaopatrzyliśmy
lodówkę, więc nie będzie problemu. Teraz jedźmy już, bo Ula pewnie nie
może się was doczekać.
- Ulciaaa! – Rozradowana Beatka wpadła wprost w otwarte ramiona starszej
siostry. – A wiesz, że Jasiek będzie smażył na kolację naleśniki? Ja
obiecałam Mareczkowi, że jak wrócisz to zrobisz nam racuszki. On nigdy
nie jadł racuszków, ale powiedział, że chętnie spróbuje. Zrobisz je,
prawda? – Zadarła główkę do góry. – Ula z łagodnym uśmiechem, pogłaskała
ją.
- Oczywiście skarbie, że zrobię i będą to najlepsze racuszki na świecie. – Spojrzała na Marka.
- Nie zamęczają cię zbytnio? Wytrzymujesz jakoś? Oni czasem potrafią dać w kość. – Roześmiał się i przysiadł na łóżku.
- Nie martw się, to najlepsze dzieciaki na świecie. Jasio jest taki
odpowiedzialny, a Betti jest bardzo grzeczna, jak aniołek. Gdybym kiedyś
miał córkę, to chciałbym, żeby była właśnie taka. – Ula aż pokraśniała
od tych komplementów.
Zrobiło jej się lżej na sercu. Rodzeństwo obsiadło ją i na przemian zdawało relację z przebiegu całego dnia.
Marek nie odzywał się. Siedział cicho kontemplując ten obrazek. Byli tak
bardzo ze sobą zżyci. Mimo biedy i łączącego ich nieszczęścia,
potrafili się wspierać i wzajemnie podnosić na duchu. Zazdrościł im.
Ileż miłości było w tej skromnej rodzinie. On nigdy w życiu, nawet w
ułamku, nie zaznał takiego rodzinnego ciepła. Był wychowywany dość
surowo, a ojciec zawsze tylko wymagał i karcił za byle co. Nigdy nie
usłyszał od niego, że go kocha, może dlatego, z czasem przestało mu na
tym zależeć i postępował dokładnie odwrotnie do oczekiwań… W tej
rodzinie, to Ula była najważniejsza. Widział, jakim szacunkiem ją darzą,
jak słuchają jej we wszystkim. Była dla nich matką i ojcem w jednym.
Podziwiał ją. Nie miała czasu na rozpacz po stracie ojca. Musiała zająć
się tą dwójką i walczyć praktycznie o każdy dzień. Pragnął odmienić jej
los. Los ich wszystkich. Czy to, że pochylił się nad ich nieszczęściem
oznaczało początek jego przemiany? Miał niejasne przeczucie, że poznanie
tej rodziny spowoduje w jego życiu przełom. Przecież, już doświadczał
nieznanych mu dotąd emocji. Zarówno mała Betti jak i Ula, wzbudzały w
nim poczucie opiekuńczości, troski i w jakiś sposób rozczulały go.
Podziwiał Jaśka. On w jego wieku nie był taki dojrzały, nawet teraz tak
się nie czuł. Uważał, że chłopak ma o wiele więcej rozsądku i
dojrzałości niż on sam i jest bardzo poważny, jak na te swoje niespełna
osiemnaście lat. Z zadumy wyrwał go łagodny głos Uli.
- Marek? Dlaczego nic nie mówisz? Jesteś pewnie zmęczony po pracy, a
dzieci dodatkowo zawracają ci głowę? – Uśmiechnął się do niej
promiennie.
- Co ty mówisz Ula? Nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebowałem odmiany w
swoim życiu. Jestem szczęśliwy, że są ze mną. A jak ty się czujesz?
Robili ci jakieś badania? – Zmienił temat.
- Oglądali tylko moje ciało i te okropne, krwawe sińce. Smarują mnie
jakąś maścią, która ma zmniejszyć obrzęki i je zniwelować. Ogólnie
jednak nie jest tak źle i myślę, że jeszcze kilka dni i będę już z wami.
Najgorsza jest twarz. Ilekroć przeglądam się w lustrze, nie poznaję
sama siebie. Jak można wyrządzić drugiemu człowiekowi taką krzywdę? To
bestialstwo. – Pokazały się w jej oczach łzy. - Nigdy nie byłam piękna,
ale teraz wyglądam jak potwór. – Położył swoją dłoń na jej dłoni.
- Ula, jeszcze trochę, jeszcze tylko trochę, a to zniknie, przecież
wiesz o tym, że to tylko kwestia czasu. Wszystko ładnie się zagoi, a po
siniakach nie będzie ani śladu. – Rzekł pocieszająco.
- Wiem, ale to nadal dla mnie bardzo trudne. Ciągle mam w głowie
wydarzenia tamtego dnia i choć próbuję, wciąż nie udaje mi się o tym
zapomnieć.
- To minie, zobaczysz. Tak, jak znikną siniaki, podobnie zbledną te złe
wspomnienia. Trochę cierpliwości, a wszystko wyjdzie na prostą.
Była mu wdzięczna za te słowa. Potrafił ją pocieszyć i sprawić, że zaraz czuła się lepiej. Zwróciła się do dzieciaków.
- Muszę wam się czymś pochwalić. – Wyciągnęła z szufladki skórzane etui.
– Zobaczcie, co rano przywiózł mi Marek. – Wyjęła okulary i założyła. –
I jak?
- Wow, siostra, są extra i zupełnie nie przypominają tych starych.
Zdecydowanie ci w nich lepiej, niż w tamtych. Kiedy to zdążyłeś
załatwić? – Jasiek z podziwem spojrzał na uśmiechniętego Marka.
- To naprawdę nie było nic trudnego. Jak tylko was odwiozłem, pojechałem
do optyka. Miałem te stare okulary i wystarczyło wybrać tylko oprawki, a
on wstawił szkła od ręki. Jak tylko je odebrałem, zaraz przyjechałem do
Uli. Ot, cała tajemnica. – Wyjaśnił. – Słuchajcie, późno już. Macie
chyba jakieś lekcje do odrobienia i obiecałeś nam naleśniki Jasiu, więc
lepiej zbierajmy się.
Pożegnali się z Ulą zapewniając, że jutro też wpadną.
Zapach naleśników roznosił się po całym mieszkaniu.
- Naprawdę wyszły ci doskonale. – Marek nie mógł się nachwalić Jaśka. – Tak się najadłem, że chyba pęknę za chwilę.
- Moje, to jeszcze nic. Ula robi takie, że rozpływają się w ustach. Na pewno nie pozbawi cię okazji ich spróbowania.
- A ja chętnie skorzystam. Teraz jednak myć się i spać. Ja muszę jeszcze trochę popracować.
Dzieci bez protestu wykonały polecenie. Kiedy ułożyły się już w łóżkach,
mógł wreszcie przejrzeć oferty hoteli, które podjęłyby się
zorganizowania tak dużej imprezy. Szczególną uwagę zwrócił na koszty, a
te nie były małe. Najtaniej jednak wypadały Łazienki. Wydrukował kilka
ofert, które postanowił pokazać Pshemko. Musiał to skonsultować z
mistrzem, bo to do niego należało ostatnie słowo w tej kwestii.
Czas płynął nieubłaganie. Swój, Marek dzielił między pracę, dzieci i
wizyty w szpitalu. Z każdą chwilą upewniał się, że podjął słuszną
decyzję, chcąc pomóc tej rodzinie. Byli naprawdę wspaniali. Już nie
wyobrażał sobie mieszkać w pojedynkę, choć dobrze wiedział, że nie
zostaną tu na stałe. Mają przecież swój dom. – Rozstanie będzie przykre. – Pomyślał. – Będzie
mi ich brakować. Szczególnie tego wesołego szczebiotu małej Betti. Z
Jasiem też fajnie się rozmawia. Dużo przeszedł w życiu i patrzy na nie z
perspektywy bardzo doświadczonego człowieka. Właściwie, to chyba żadne z
nich nie miało prawdziwego dzieciństwa, a wydają się być naprawdę
szczęśliwi. Ciągły niedostatek uszlachetnił ich charaktery.
Rozdzwonił się telefon. Spojrzał na wyświetlacz i uśmiechnął się. „Ula”. - Chyba po raz pierwszy do mnie dzwoni.
- Halo? Ula? Jak miło, że dzwonisz. Potrzebujesz czegoś?
- Witaj Marek. W pewnym sensie. Dzwonię, bo dowiedziałam się dzisiaj, że
chcą mnie jutro wypisać. Mógłbyś przywieźć mi jakieś rzeczy. Ta czarna
sukienka, którą miałam na sobie tego dnia, jest cała w strzępach. Nie
mogę jej włożyć.
- To wspaniała nowina. Mam na myśli to, że wychodzisz ze szpitala, a nie podartą sukienkę. O której po ciebie przyjechać?
- Myślę, że koło jedenastej. Wtedy mają dać mi wypis.
- Na pewno będę i przywiozę wszystko, co trzeba. Dzieciaki się ucieszą.
Dzisiaj nie przyjedziemy, bo muszę załatwić kilka spraw służbowych, za
to jutro będziemy świętować. Bardzo, bardzo się cieszę.
- Dziękuję ci Marek. W takim razie do jutra. – Rozłączył się. - Nareszcie.
Jak to dobrze, że opuści w końcu szpitalne mury. Wiedział, że nie jest
wyleczona do końca. Nadal była posiniaczona i na pewno nie chciałaby się
tak pokazać na ulicy. Trzeba było poczekać, aż wszystkie sine plamy
znikną zupełnie. W domu na pewno poczuje się lepiej i szybko dojdzie do
zdrowia.
Rzeczywiście po południu musiał załatwić kilka spraw związanych z
pokazem. Przywiózł do domu dzieci i powiedział, że zostawia je same na
przynajmniej trzy godziny.
- Poradzicie sobie, tak? – Spytał Jaśka.
- O nic się nie martw. Ja nie raz zostawałem z Betti. Puszczę jej bajkę,
albo dam blok i kredki. To są dwie rzeczy, które uszczęśliwiają ją
naprawdę. Będę miał ją na oku. Sam muszę się trochę pouczyć. Jutro mam
sprawdzian i nie chcę go zawalić. – Marek pokiwał głową.
- Mądry chłopak.
Pojechał do Łazienek, gdzie umówił się z dyrektorem hali. Musiał omówić
szczegóły pokazu i koszty. Liczył na to, że spotkanie pójdzie sprawnie,
przecież nie pierwszy raz chcą urządzić tu pokaz. Po przegadaniu sprawy z
Pshemko doszli jednak do wniosku, że Łazienki, to najlepsze
rozwiązanie, szczególnie pod względem ekonomicznym, w porównaniu do
innych ofert. Sporą gotówkę przeznaczyli na materiały, więc teraz trzeba
było trochę zaoszczędzić.
Istotnie spotkanie przebiegło sprawnie. Dogadali się bez problemów i
podpisali umowę. Od dziś za dwa tygodnie sala miała być przygotowana
łącznie z wybiegiem dla modelek i zapleczem dla projektanta. Zatarł ręce
zadowolony. Wszystko szło na razie po jego myśli. Sala załatwiona,
kolekcja prawie gotowa, foldery się drukują, fotograf też załatwiony i
wreszcie najlepsza wiadomość - Ula wychodzi ze szpitala. Ta ostatnia
myśl szczególnie poprawiła mu humor. Miał w głowie pewien plan i miał
nadzieję, że gdy tylko spokojnie go jej przedstawi, nie będzie miała
oporów, żeby się na niego zgodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz