Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Tylko mnie kochaj..." - rozdział 7

15 marzec 2012
ROZDZIAŁ VII


Od tej rozmowy minął tydzień. Tyle też potrzebowała, by zniknęły całkowicie z jej twarzy ślady tego tragicznego dla niej w skutkach, dnia. Robiła wszystko, aby Marek zapamiętał jak najmilej ich pobyt u niego. Rano wstawała wcześnie. Szykowała dzieciom kanapki do szkoły i Markowi do pracy. Robiła też wspaniałe śniadania, żeby nie wychodzili z pustymi żołądkami. Marek był wniebowzięty. Po raz pierwszy posmakował rodzinnego życia. Nie byli wprawdzie rodziną w dosłownym znaczeniu tego słowa, ale wystarczała mu do szczęścia jej namiastka. To było nowe doświadczenie, którego wcześniej nie znał i musiał przyznać, że bardzo mu odpowiada. Uświadomił sobie, że obecność tej rodziny w jego pogmatwanym dotychczas życiu zaowocowała czymś bardzo, bardzo pozytywnym. Poznając bliżej Ulę, docenił w niej tą rzadko spotykaną dobroć, współczucie i życiową mądrość. Ukazywała mu świat z zupełnie innej perspektywy, niż ta, z której postrzegał go do tej pory. Uwielbiał ich wieczorne rozmowy, kiedy dzieciaki leżały już w łóżkach, a oni mogli przy lampce wina, nieskrępowanie rozmawiać na wiele tematów. Opowiedziała mu o sobie wszystko. Po prostu czuła, że jest mu to winna, po tym, jak on zwierzył się jej. Po tym, co usłyszał, podziwiał ją bardzo, za jej hart ducha, wolę walki z biedą, za desperację, z jaką starała się utrzymać swoje rodzeństwo, za to, że nie bała się żadnej pracy, która mogłaby przynieść nawet minimalny zysk, bo to dawało nadzieję, że przetrwają kilka następnych dni. Kiedy opowiadała mu o swoich rodzicach, rozpaczliwie płakała. Nadal nie mogła pogodzić się z myślą, że odeszli za wcześnie. Gdyby miała pieniądze, może udałoby się uratować tatę? Był wtedy taki przejęty jej słowami. Nieporadnie przytulał ją do siebie i uspokajająco głaskał po plecach.
- Już dobrze Ula, już dobrze, ja nigdy nie pozwolę, żeby stała wam się krzywda. Teraz będzie już tylko lepiej i moja w tym głowa, żebyście już nigdy nie zaznali biedy.
Była mu taka wdzięczna. W obręczy jego ramion czuła się bezpieczna i spokojna. Jego obecność, tak blisko, powodowała szybsze bicie serca, kiedy był w pracy, przyłapywała się na tym, że tęskni za jego ciepłym głosem, spojrzeniem oczu i tym cudnym uśmiechem, jakim ją często obdarzał. Niewątpliwie zakochała się w nim. Miała wszystkie objawy zadurzenia. Nie mogła mu jednak o tym powiedzieć. On nie wyglądał na kogoś, kto chce, aby relacje między nimi wykroczyły poza ramy przyjaźni. Nie chciała go wpędzać w zakłopotanie, wyjawiając, co do niego czuje. Mógłby to odebrać negatywnie, sądząc, że może ona oczekuje od niego jakiś deklaracji. Postanowiła, że on nigdy się o tym nie dowie. Nie chciała tracić tej przyjaźni, a takim wyznaniem mogłaby zepsuć to, co ich łączyło.

Był sobotni poranek. W całym mieszkaniu rozchodził się zapach kawy i jajecznicy. Zwabieni nim domownicy, jeszcze w piżamach, weszli do kuchni. Marek stanął w progu i przez chwilę obserwował krzątającą się Ulę. – Będzie mi jej brakowało i jej wspaniałej kuchni. – Pomyślał.
- Dzień dobry Ula. – Odwróciła się na dźwięk jego głosu i uśmiechnęła promiennie.
- Witaj rodzinko. – Rzuciła wesoło zorientowawszy się po chwili, jak to mogło zabrzmieć. Jej twarz w sekundzie przybrała barwę dojrzałego buraczka. – To znaczy chciałam powiedzieć, cześć Marek, cześć dzieciaki.
Uśmiechnął się widząc jej rumieńce.
- Może być „rodzinko”, prawda dzieci? Ja nie mam nic przeciwko temu. To bardzo miłe.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że tymi słowami wprowadził ją w kolejne zakłopotanie. Opanowała się jednak i widząc, że chcą zasiąść do stołu powstrzymała ich.
- A może najpierw poszlibyście się umyć? – Rzuciła do Jaśka i Beatki. – Nie wypada zasiadać do stołu nie umytym, prawda?
Pędem pobiegli do łazienki, a za nimi powlókł się Marek. Wreszcie mogli spróbować tej wyśmienitej jajecznicy. Marek delektował się kawą.
- Kawa fantastyczna. Nikt nie parzy tak dobrej kawy, jak ty Ula. – Znowu pokraśniała, a on z przyjemnością przyglądał się jej. – Ślicznie wygląda z tymi rumieńcami.
Po śniadaniu dzieciaki poszły się ubrać, a Marek dopijał jeszcze aromatyczny napój.
- Ula, chciałbym cię o coś zapytać. Odwróciła się od zlewozmywaka i oparła się o niego.
- Pytaj, o co chcesz. Słucham.
- Chciałbym, abyś zaczęła pracować od poniedziałku. Po siniakach nie ma śladu, a ja nie ukrywam, że bardzo przydałabyś się w firmie. Musisz tylko napisać CV. Sebastian przygotował już dla ciebie umowę, ale musisz złożyć stosowne dokumenty, rozumiesz.
- Oczywiście. Musiałabym tylko skoczyć do Rysiowa. Tam leży cały stos mojego CV, bo rozsyłałam, gdzie tylko mogłam. Ksero wszystkich dokumentów też tam jest. Dobrze, że poruszyliśmy temat Rysiowa, bo i ja chcę ci coś powiedzieć. – Spojrzał na nią podejrzewając, jaki temat chce poruszyć.
- Myślę Marek, że dla nas już najwyższa pora wrócić do domu. Jesteśmy ci bardzo wdzięczni, że nas przygarnąłeś. Ale to nie najlepszy pomysł, żeby wykorzystywać nadal twoje dobre serce i siedzieć ci na głowie. Już dość miałeś przez nas kłopotów, a my nie chcemy ci ich więcej przysparzać. – Popatrzył na nią smutno i niemal szeptem powiedział.
- Wiedziałem, że kiedyś to nastąpi i że będziecie chcieli odejść. Rozumiem, że tak trzeba, bo przecież macie swój dom. Mój bez was będzie pusty i bez życia. Przyzwyczaiłem się do rozmów z tobą i z Jaśkiem i do wesołego szczebiotu Betti. Będzie mi tego bardzo brakować.
- Zapewniam cię, że nie będzie. Przecież zawsze możesz do nas przyjechać, a ze mną będziesz się widywał w pracy. Powinieneś teraz skupić się na sobie. Poukładać własne życie, a nie zajmować się naszym. Zmieniłeś się. Jesteś odpowiedzialny, mądry i bardzo atrakcyjny. Powinieneś rozejrzeć się za jakąś dobrą kobietą i pomyśleć o założeniu własnej rodziny. Ożenić się i mieć dzieci. Uwielbiasz przecież dzieci. Widzę, jak traktujesz Beatkę. To przecież takie naturalne i ludzkie. Człowiek nie powinien być sam. Musi mieć kogoś, kto będzie go wspierał i kochał. – Zakończyła cicho.
Podniósł głowę i spojrzał na nią. Zobaczył jak po jej policzkach płyną łzy. Nie rozumiał tego nagłego wzruszenia.
- Ula, dlaczego płaczesz? – Wytarła dłonią słoną wilgoć z policzków.
- Przepraszam, to dla mnie zbyt trudne.
Wybiegła z kuchni wprost do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Zaskoczyła go jej reakcja. Był tak zdumiony, że nie mógł się ruszyć. W końcu wstał i stanął pod drzwiami łazienki zupełnie zdezorientowany. Usłyszał jej rozpaczliwy szloch i ścisnęło mu się serce. Nie mógł pojąć, co wywołało u niej ten przeraźliwy płacz. Przecież nic takiego nie powiedział. Zapukał do drzwi.
- Ula, proszę cię otwórz. Nie ruszę się stąd, dopóki nie wyjdziesz. Nie rozumiem, co się stało, że doprowadziło cię do takich łez. Chciałbym tylko wiedzieć…
Stał już dobrą chwilę i słyszał, jak powoli się uspokajała. Ponowił prośbę.
- Ula otwórz, proszę.
Wreszcie przekręciła zamek i wyszła ze spuszczoną głową stając na wprost niego. Podniósł jej podbródek zmuszając, by na niego spojrzała. Kiedy otworzyła powieki, zadrżał. Było tyle bólu i rozpaczy w jej wielkich, pięknych i niesamowicie błękitnych oczach, z których nadal płynęły łzy. Oszołomiony wyjąkał.
- Powiesz mi, co wywołało te łzy? – Spojrzała na niego smutno i potrząsnęła głową.
- Nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam… Nie chcę niczego zepsuć, a teraz, jeśli pozwolisz, pójdę nas spakować. – Wyminęła go. Złapał ją za ramię.
- Ula, ale czego zepsuć. Nic z tego nie rozumiem. – Odwróciła do niego zapłakaną twarz.
- Proszę, nie pytaj. Może kiedyś zrozumiesz.
Stał kompletnie skołowany na środku przedpokoju. Dlaczego nie chciała mu powiedzieć? Przecież do tej pory rozmawiali szczerze o wszystkim. Czy było jeszcze coś, co starała się przed nim ukryć? Potrząsnął głową. - Może kiedyś wrócimy do tej rozmowy i sama mi powie.
Weszła do pokoju i pomogła się ubrać Betti. Wyciągnęła torby i zaczęła opróżniać szafę z ich rzeczy.
- Beatka idź do Jaśka i powiedz mu, że dzisiaj wracamy do domu. Niech zacznie się pakować. – Powróciła do przerwanej czynności. – Czy on się czegoś domyśla? Mówiąc o tym, żeby poznał inną kobietę i się ożenił nie sądziłam, że tak zareaguję. Przecież tak pragnę być dla niego taką kobietą. Jego kobietą. Nie wiem, jak długo uda mi się to przed nim ukrywać. Nie jestem w tym dobra i wszystko mam wypisane na twarzy. – Westchnęła ciężko. – Może nie będzie tak źle.
Kończyła pakowanie, gdy do pokoju wszedł ubrany Marek.
- Ula wszystko już dobrze? – Uśmiechnęła się blado.
- Tak, w porządku. To chyba już wszystko. Nakupiłeś nam rzeczy, na co najmniej dziesięć lat. Dziękujemy.
- Już o tym mówiliśmy, pamiętasz? Naprawdę nie ma za co. Wstąpimy po drodze jeszcze do marketu. Trzeba zrobić zakupy. W lodówce przecież nic nie macie.
- Za to ty w swojej, a raczej w zamrażalniku znajdziesz poporcjowane pierogi i gołąbki. Będziesz miał na kilka obiadów, chyba, że ci już obrzydły.
- Wiesz dobrze, że je uwielbiam i nigdy nie będę ich miał dość. Dziękuję, że pomyślałaś o moim żołądku. Zabiorę te torby i zaniosę do przedpokoju.
Zbliżała się jedenasta, kiedy obładowani zmierzali na parking. Marek zapakował wszystko do bagażnika i odpalił silnik.
- To tak, jak mówiłem, najpierw do sklepu, potem do domu, tak? – W milczeniu pokiwała głową. Nie pytając, już o nic więcej, ruszył. Wysiadłszy przed sklepem powiedział cicho do Jaśka.
- Weźmiemy dwa wózki.
- Na co, aż dwa? – Marek uśmiechnął się pobłażliwie.
- Bo trzeba zrobić zakupy przynajmniej na tydzień. Musicie przecież coś jeść, nie?
Wpadli między sklepowe regały i wrzucali po kolei wszystko, co wydało im się przydatne. Mąka, cukier, kasze oliwa, makarony. Nie zapomnieli też o dużej ilości mięsa i wędlin, a także o środkach czystości. Zapakowali wózki do pełna. Ula z Beatką oglądała rzeczy w innej części sklepu. Miała ze sobą tylko podręczny koszyk. Wzięła małej trochę słodyczy i chipsów, które uwielbiała, jakąś herbatę i puszkę kawy. Kiedy podeszła do kasy i zobaczyła dwa wypełnione po brzegi wózki, zdębiała.
- Marek, czyś ty oszalał? Wykupiłeś chyba z pół sklepu? My nie potrzebujemy aż tyle. Poza tym zacznę przecież zarabiać. Mogę sama zadbać o zakupy. – Złapał ją łagodnie za ramiona.
- Ula, pierwszą wypłatę dostaniesz dopiero za miesiąc, a przez ten miesiąc musicie przecież coś jeść, prawda? No… nie bocz się, przecież wiesz, że mam rację. – Westchnęła.
- Dobrze, niech ci będzie, nie mam już do ciebie siły. – Roześmiał się widząc jej strapioną minę. Podał kasjerce kartę i wklepał pin.
Zapakowali wszystko do samochodu. Część musieli wziąć na kolana, bo bagażnik też miał swoją pojemność. Podjechał pod dom. Jasiek wyskoczył z samochodu i powiedział.
- Marek, zaczekaj, otworzę bramę, żebyś mógł wjechać na podwórko. Zdarzały się tu kradzieże, więc lepiej dmuchać na zimne. – Marek kiwnął głową i wolno wjechał na trawiasty podjazd.
Zaczęli wypakowywać rzeczy. Nie sądziła, że zajmą niemal cały przedpokój.
- Matko Boska, ile tego jest. Do wieczora nie uwiniemy się z rozpakowywaniem. – Złapała się za głowę.
- Ja wam pomogę, przecież i tak nie mam nic lepszego do roboty. Mogę zostać do wieczora, jeśli się zgodzisz oczywiście. – Popatrzył niepewnie na Ulę.
- Oczywiście, że się zgadzam, po co w ogóle pytasz o takie rzeczy? – Obruszyła się. Zaśmiał się radośnie i złapał pierwszą z brzegu torbę.
- Proponuję zacząć od dzisiejszych zakupów. Trzeba wszystko poukładać w lodówce. My będziemy podawać, a ty Ula układaj sobie po swojemu. – Zarządził.
Poszło bardzo sprawnie. Kończyli zapełniać zamrażarkę, gdy Ula natknęła się na mrożoną pizzę.
- Kupiliście pizzę? Po co? Przecież sama mogłabym zrobić.
- Wiem Ula, ale pomyślałem sobie, że dzisiaj damy ci odetchnąć od garów. Podgrzana smakuje całkiem nieźle. Wiem, bo jadłem. – Pokiwała głową na znak zgody.
Wreszcie skończyli. Lodówka pękała w szwach, podobnie jak kuchenne szafki wypełnione produktami sypkimi.
- No to teraz nasze rzeczy. Jasiu zabierz swoje torby i rozpakuj u siebie, tylko pamiętaj, porządnie. To nowe rzeczy i nie chcę, żebyś je szybko zniszczył. Marek pomożesz Betti? Ona sama sobie nie poradzi, a ja w tym czasie wypakuję swoje u siebie.
Rozeszli się zgodnie do pokoi. Po pół godzinie wszystko było na swoich miejscach. Ula poprosiła Jaśka, żeby zajął się Beatką.
- Muszę na poniedziałek przygotować to CV. Marek mi pomoże. Nie chcę, żeby mała nam przeszkadzała.
- Nie ma sprawy siostra, rób swoje i o nic się nie martw. – Zabrał Betti do pokoju gościnnego i włączył jej bajkę.
Ula zaparzyła kawę i przeszła z Markiem do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Usiadła przy biurku i włączyła komputer. Marek usiadł przy stoliku.
- Pomożesz mi przy tych dokumentach? Chcę mieć pewność, że wszystko jest w porządku, żeby potem nie musieć nic poprawiać. – Wyjaśniła.
- Oczywiście, że ci pomogę. Pokaż, co tam masz. Najpierw CV. Podała mu kilka wydrukowanych stron papieru, a on zagłębił się w lekturze. Kiedy skończył, spojrzał na nią pełnym podziwu wzrokiem.
- Ula. Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak długo nie mogłaś znaleźć pracy? Z takimi kwalifikacjami powinni cię przyjąć z otwartymi ramionami. Z drugiej strony bardzo się cieszę, bo z tego, co przeczytałem odnoszę wrażenie, że pozyskałem prawdziwą perełkę i nie wypuszczę cię już z rąk. Będziesz cennym nabytkiem Ula. – Zarumieniła się słysząc te pochwały.
- Jeszcze nie pokazałam ci, co potrafię, a ty już mnie chwalisz. Pozwól mi trochę popracować i dopiero wtedy oceniaj. Mam nadzieję, że nie zawiodę twoich oczekiwań.
- Na pewno nie. – Zapewnił żarliwie. – Jestem przekonany, że świetnie sobie poradzisz.
- Zobaczymy. To, tak. CV już mamy, tu masz ksero dyplomu, jednego i drugiego i ksera certyfikatów ze znajomości języków. Tu jest zaświadczenie o niekaralności. To wszystko. Coś pominęłam? – Przejrzał dokumenty.
- Nie, chyba jest wszystko. Napiszemy jeszcze podanie o przyjęcie do pracy. Pomogę ci ułożyć treść.
Praca poszła sprawnie i już po chwili stara drukarka wyrzuciła z siebie zadrukowany papier. Ula zebrała dokumenty i włożyła je do nowej teczki. Spojrzała na Marka.
- Wiesz trochę się boję, ale z drugiej strony jestem taka podekscytowana. To moja pierwsza poważna praca i to w dodatku w swoim zawodzie. Dziękuję ci Marek. – Pogłaskał delikatnie jej dłoń.
- Mówiłem ci już, że korzyść będzie obopólna. Ja potrzebuję asystentki, a ty pracy. Będzie dobrze. – Powiedział pokrzepiająco.
- Jestem naprawdę szczęśliwa, że mogliśmy ciebie poznać. Szkoda, że na świecie jest tak mało dobrych ludzi.
- Przeceniasz mnie Ula. Rozmawialiśmy już o tym.
- Nie przeceniam, ani trochę. Wiem, ile ci zawdzięczamy. Gdybyś nie był dobry, nie zrobiłbyś dla nas tyle. Aż tyle.
Żegnając się z nimi wieczorem, powiedział do Uli.
- W poniedziałek o ósmej podjadę po ciebie. Nie chcę, żebyś błądziła. Zaprowadzę cię od razu do Sebastiana. On da ci umowę, a potem przyjdziesz do mnie. Ustalimy zakres twoich obowiązków. – Popatrzył ciepło na całą trójkę. – Trzymajcie się kochani. Do zobaczenia.
- Marek? – Zatrzymał go w drzwiach głos Beatki. Odwrócił się. Mała podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Wziął ją na ręce, a ona z całej siły przytuliła twarz do jego szorstkiego policzka i wyszeptała mu do ucha.
- Bardzo, bardzo cię kocham. – Uśmiechnął się promiennie i dał jej słodkiego buziaka.
- Ja ciebie też bardzo kocham maleńka. Pamiętaj o tym. Pa.
Jadąc w kierunku Warszawy uśmiechał się do siebie. Nie miał wątpliwości. Kochał ich jak własne rodzeństwo, a mała całkiem zawojowała jego serce. Wiedział, że będzie mu ich brakować i wiedział, że będzie za nimi tęsknić, za ich obecnością w swoim, pustym już teraz domu. Obiecał sobie, że będzie ich odwiedzał tak często, jak tylko będzie mógł. Nie chciał tracić kontaktu ani z Betti ani z Jaśkiem.

Wszedł do mieszkania i stanął na środku salonu rozglądając się dokoła. – Pusto, przeraźliwie pusto. – Odwykł od samotności, a teraz będzie musiał znowu przywyknąć. Wyjął komórkę i zadzwonił do Sebastiana. Odebrał niemal natychmiast.
- No cześć stary. Przypomniałeś sobie o kumplu.
- Cześć Seba. Masz jakieś plany na jutro?
- A co? Chcesz wybrać się do klubu? Ja jestem za.
- Nie, nie chcę. Powiedziałem ci, że kończę z tym, pamiętasz?
- Pamiętam, ale myślałem, że ci się odmieniło?
- Nic z tych rzeczy. Co powiesz na małą nasiadówkę przy piwku. Zawiozłem dziś Ulę i dzieciaki do Rysiowa i jestem sam. Przydałoby mi się towarzystwo. Pogadalibyśmy. Możesz przyjechać jutro do południa? Piwo kupiłem, a i z obiadem nie będzie problemu, bo Ula zostawiła mi lodówkę wypełnioną pierogami i gołąbkami. Wystarczy podgrzać. Piszesz się na to?
- Jasne stary. Nawet nie wiesz jak kocham takie domowe jedzenie.
- No to załatwione. Jutro czekam na ciebie. Trzymaj się.
Wszedł do pokoju zajmowanego przez dziewczyny, żeby przebrać pościel. Zauważył na poduszce przytulankę małej, mocno sfatygowanego misia. Uśmiechnął się. – Zapomniała. Zawiozę go w poniedziałek. Pewnie bez niego nie może zasnąć.
Przebrał pościel i to samo powtórzył w pokoju Jaśka. Wrzucił wszystko do pralki.
- Jutro wypiorę. Nie będę się teraz trzaskał. Późno już. – Wziął odprężający prysznic i położył się. Poczuł się samotny i opuszczony. Przed oczami stanął mu obraz rozpaczliwie płaczącej Uli. – O co mogło chodzić? Z jakiego powodu zareagowała tak emocjonalnie? – Wstrząsnęło nim, jak przypomniał sobie jej bezbrzeżnie smutne, zrozpaczone oczy. Ileż było w nich cierpienia, którego pochodzenia nawet się nie domyślał. Przypomniał sobie, jak wiele razy obserwował jej twarz, raz smutną, raz radosną. Wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczył ją w parku wydawała mu się mało atrakcyjna. Niemodne, podniszczone ubranie, te ogromne, ciężkie okulary i mało estetyczny aparat na zębach, rzeczywiście nie robiły dobrego wrażenia. Kiedy wyszła ze szpitalnej sali przebrana w sukienkę, którą jej kupił, z rozpuszczonymi, długimi włosami, wydała mu się prawie piękna. Teraz, gdy miał okazję obcować z nią, na co dzień musiał przyznać, że rzeczywiście taka była. Największym atutem były bez wątpienia oczy. W zależności od światła, lazurowe lub głęboko błękitne, a czasami granatowe. Dominowały w jej twarzy. Potem usta. Pełne, malinowe, jakby stworzone do pocałunków. Zgrabny nosek usiany plamkami piegów, które dodawały jej tylko uroku i długa, łabędzia szyja. Wystarczyła tylko niewielka pomoc z jego strony a przemieniła się w prawdziwą piękność.

Ocknął się i spojrzał na zegarek. – Dziesiąta. No, nieźle pospałem. Z godzinę pewnie zjawi się Seba. Trzeba wstawać.
Energicznie podniósł się z łóżka i wpadł do łazienki. Wziąwszy szybki prysznic, przebrał się w luźny domowy strój w postaci dresu. Nastawił expres i wrzucił chleb do tostera. Masło i wędlina dopełniły reszty. Zjadł ze smakiem. Siedział przy kuchennym stole sącząc kawę do momentu, w którym usłyszał dzwonek. Otworzył drzwi i przywitał się z przyjacielem.
- Wchodź, wchodź Seba, rozgość się.
Sebastian rozsiadł się na wygodnej kanapie w salonie. Marek wyjrzał z kuchni i spytał.
- Butelka, czy szklanka?
- Butelka, co będziesz brudził naczynia. – Zachichotał.
Marek postawił sześciopak na ławie i jakieś krakersy. Usiadł obok otwierając dwie butelki. Podał jedną Sebastianowi i stuknął w nią.
- Nasze zdrowie. – Upili łyk.
- Słuchaj. W poniedziałek przyprowadzę rano do ciebie Ulę. Przyniesie wszystkie potrzebne do zatrudnienia dokumenty. Napisałeś umowę? – Kadrowy skinął głową.
- Napisałem. Stawkę też wpisałem taką, o jaką prosiłeś. Na mój gust, trochę przesadziłeś.
- Wierz mi Seba, nie przesadziłem ani trochę. Jak jutro przeczytasz jej CV, obejrzysz dyplomy i certyfikaty, zrozumiesz, że nie mogłem jej dać niższej stawki. Nie, przy takich kwalifikacjach.
- Jak chcesz. Ja nadal nie rozumiem tej waszej zażyłości. Mówiłeś, że nawet nie jest ładna. – Marek zamyślił się.
- Teraz już jest. Jest piękna. – Powiedział rozmarzonym głosem.
- Ale, jak to? Chyba nie rozumiem.
- No na początku wydawała mi się mało pociągająca, ale wystarczyło trochę ładnych ciuszków, zmiana okularów i stała się prawdziwą pięknością. Zresztą będziesz miał okazję sam to jutro ocenić. Dobrze się rozumiemy i dogadujemy, więc myślę, że i w pracy też tak będzie.
Długo jeszcze opowiadał przyjacielowi o niej. Dotarł wreszcie do wczorajszej porannej rozmowy.
- I tu nie bardzo zrozumiałem, o co jej chodziło.
- Ale, czego nie zrozumiałeś.
- No, bo mówiła, że się zmieniłem i że dojrzałem do zmian w swoim życiu, że powinienem znaleźć sobie jakąś dobrą kobietę, założyć rodzinę i mieć dzieci. Jak to powiedziała, rozpłakała się tak rozpaczliwie i uciekła do łazienki, a ja nie rozumiałem zupełnie, na co tak zareagowała. Nie chciała mi powiedzieć. Mówiła, że to dla niej zbyt trudne i gdyby mi powiedziała, to zepsułoby to relacje między nami. Rozumiesz coś z tego?
- A ty nie? To przecież oczywiste. – Marek spojrzał z powątpiewaniem na przyjaciela.
- Co w tym takiego oczywistego?
- To mój drogi, że ona cię kocha. – Popatrzył na niego jak na wariata.
- Seba, co ty pleciesz? Chyba to piwo ci zaszkodziło. To przecież niemożliwe.
- Niemożliwe? Wszystko jednak wskazuje na to, że tak właśnie jest. Wiesz dlaczego się rozpłakała? Bo mówiąc ci o nowej kobiecie w twoim życiu i o małżeństwie, pewnie sama chciała być na miejscu tej kobiety. Nie mogła ci powiedzieć, że zakochała się w tobie, bo zepsułaby waszą przyjaźń, rozumiesz. Wiele ci zawdzięcza i nigdy się do tego nie przyzna, że obdarzyła cię uczuciem. Będzie się męczyć, może nawet będzie nieszczęśliwa, ale nigdy ci o tym nie powie, bo wasza przyjaźń jest dla niej bardzo cenna.
Dobrzański był wstrząśnięty. Siedział z wbitym w przyjaciela wzrokiem i przetrawiał w głowie to, co od niego usłyszał. – Czy to prawda? Czy to może być prawda? Ona mnie kocha? Przecież coś bym zauważył? A może rzeczywiście jestem tak ślepy, że nie dostrzegam już nic? Sebastian ma rację. To na pewno o to chodziło, że zareagowała tak gwałtownie. Co robić, co robić…? Kocham ją, ale jak siostrę, nie jak kobietę. Jedno jest pewne. Nie chcę jej stracić. Nie chcę jej też skrzywdzić. Nie darowałbym sobie, gdyby miała być znowu nieszczęśliwa przeze mnie. Chyba będę musiał z nią o tym porozmawiać. Jakoś delikatnie porozmawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz