Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"UPADKI I WZLOTY" - rozdział 1

 

12 wrzesień 2013
UPADKI I WZLOTY


ROZDZIAŁ 1

Wlokąc nogę za nogą, skulona i zgarbiona przemierzała puste o tej porze ulice Warszawy. Miasto pogrążone było we śnie. Usłyszała jakiś dźwięk i znieruchomiała przerażona, że być może ktoś idzie za nią. Przełknęła ślinę i trwożliwie rozejrzała się dokoła, ale nic niepokojącego nie zauważyła. Postała chwilę, by znowu ruszyć przed siebie. Wyglądała jak biedne zaszczute zwierzę, w którym jedyne, co pozostało, to instynkt samozachowawczy i wielka wola przetrwania. Cienki, podszyty wiatrem płaszcz nie uchronił jej przed przenikliwym zimnem. Przemarznięte, pozbawione rękawiczek dłonie wcisnęła w jego kieszenie, choć to i tak nie pomogło. Były sine i kompletnie zdrętwiałe. – Muszę iść. Muszę się ruszać – kołatało jej w głowie. – Inaczej zamarznę tu na śmierć.
Nie miała pojęcia jak wielką odległość przeszła. Wydawało jej się, że idzie całą wieczność. Nie miała określonego celu tej dziwnej podróży. Po prostu szła. Rodzinny dom opuściła dzisiejszego ranka po awanturze jaką zgotował jej ojciec. Wstrząsnęło nią, gdy przypomniała sobie jego wyrzuty wykrzyczane jej prosto w twarz.
- Jak mogłaś mi to zrobić! Jak mogłaś zrobić to nam wszystkim! Taki wstyd! Taki wstyd! Jak ja się ludziom pokażę na oczy!? Co im powiem!? Że mam córkę dziwkę, która ugoniła bękarta z byle kim?
- Nie mów tak! – Próbowała protestować. – Nie z byle kim! Dobrze wiesz, że to dziecko Bartka!
- Tak!? A gdzie jest szanowny tatuś!? Ty naprawdę jesteś taka naiwna, że wierzysz w to jego gadanie?! Jak tylko się dowiedział o ciąży spakował manatki i wyjechał a ja nie będę utrzymywał jego bachora. Ledwo nam starcza na życie! Zawiodłaś nas wszystkich! Myślałem, że skończysz studia i pójdziesz do pracy, żeby pomóc nam trochę! Jesteś egoistką i myślisz tylko o sobie!
Pokręciła głową.
- Nie… To nie może być prawda… On mnie kocha…
- Nie bądź głupia! Myślałem, że masz więcej oleju w głowie. Ostatni rok studiów a ty wykręcasz mi taki numer?! Jak chcesz je skończyć?! Z bachorem przy piersi?! – Wycelował w nią wskazujący palec i wrzasnął. - Nie chcę cię znać! Wynoś się i nigdy tu nie wracaj! Ja nie mam już córki!
Zszokowana jego słowami połykając łzy uciekła do swojego pokoju. Tam w pośpiechu spakowała do plecaka trochę osobistych rzeczy, dokumenty i podręczniki, których na szczęście nie było wiele, bo z uwagi na brak pieniędzy korzystała głównie z uczelnianej biblioteki. Zarzuciła plecak na ramię i wybiegła z domu. Musiała wiedzieć, czy to, co powiedział ojciec o Bartku jest prawdą. – To niemożliwe, żeby wyjechał. Przecież jeszcze kilka dni temu zapewniał mnie, że wszystko się ułoży. Pobierzemy się…
Wbiegła na podwórko Dąbrowskich i z całej siły zaczęła okładać pięściami drzwi, w których po chwili ukazała się matka Bartka.
- Na litość boską! Ula! Pali się, czy co? Co tak walisz? Przecież nie jestem głucha.
- Bartek… Gdzie jest Bartek… Muszę się z nim koniecznie zobaczyć… - Wyrzuciła z siebie nieco chaotycznie.
- Nie ma go przecież. Nie mówił ci? Wczoraj wyjechał do Niemiec. Jakąś robotę dostał.
Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w swoją niedoszłą teściową.
- To niemożliwe – szeptały jej usta. – Jak on mógł mi to zrobić, przecież wiedział że będziemy mieć… - Kolejny raz spojrzała na Dąbrowską.
- Może chcesz, żeby mu coś przekazać? – Zrezygnowana pokręciła przecząco głową.
- Nie pani Dąbrowska… Ja nie mam mu już nic do powiedzenia. Do widzenia.
Odwróciła się na pięcie i jak najszybciej opuściła posesję sąsiadów. Powlekła się na przystanek i już stojąc na nim zorientowała się, że nie ma przy sobie żadnych pieniędzy. Zrezygnowana ruszyła do Warszawy pieszo. Kiedyś w końcu tam dojdzie, to „tylko” dwadzieścia kilometrów. Przenikliwy wiatr i siąpiący co chwilę deszcz nie ułatwiał jej marszu. Nie miała odwagi przystanąć i złapać jakąś podwózkę. Z głodu robiło jej się niedobrze. Ciągle odczuwała mdłości i kilka razy zwymiotowała, choć nie miała czym. W jej żołądku nie było już śladu po zjedzonym rano śniadaniu
Przystanęła przy ulicznej latarni i oparła się o nią. Nie miała sił, żeby iść dalej. Kolejny raz rozejrzała się dokoła. Była na jakimś osiedlu. Zauważyła niedomknięte drzwi do jednej z klatek, które trzaskały o futrynę pod wpływem silnych podmuchów wiatru. Ruszyła w ich kierunku. – Wejdę i przynajmniej rozgrzeję się trochę. – Wsunęła się do wnętrza budynku zamykając za sobą trzaskające drzwi. Zobaczyła kaloryfer i przytknęła do niego dłoń. Był gorący. Usiadła opierając się o niego plecami i z przyjemnością chłonąc bijące od niego ciepło. Wstrząsnął nią dreszcz. Czuła się słabo. Była zmęczona i bardzo, bardzo śpiąca. Z ulgą przymknęła powieki. Kręciło jej się w głowie, mimo to zapadła w sen.


Spojrzał na zegar wiszący w jego gabinecie i z ulgą skonstatował, że już siedemnasta. Zamknął laptop i wstał od biurka. Był podekscytowany. Dzisiaj był pierwszy dzień jego nowego życia. Dzisiaj zaśnie w swoim łóżku, w swoim nowym mieszkaniu. Bardzo napracowali się wczoraj obaj z Sebastianem, jego najlepszym przyjacielem, starając się doprowadzić mieszkanie do ładu. Do późnego wieczora ustawiali meble i rozpakowywali cały jego dobytek. Już nie chciał mieszkać u rodziców. Na dłuższą metę było to męczące, bo nie było dnia, żeby nie robili mu wyrzutów o to zerwanie zaręczyn z kobietą, którą wychowali od dziecka i traktowali jak córkę. On sam nie mógł dłużej z nią być. Znienawidził ją, choć i tak za to, że był z nią sześć długich lat, powinien dostać order za wytrwałość. Przerwanie tego toksycznego związku było rzeczą nadrzędną na jego liście priorytetów. Długo się do tego zbierał, aż w końcu wyjawił pannie Febo, że nie jest im po drodze i żadnego ślubu nie będzie. Na otarcie łez zostawił jej dom, w którym mieszkali przez te wszystkie lata, a sam wprowadził się na jakiś czas do rodziców. Bardzo ich rozczarował. Miał tego świadomość. Wiedział też doskonale o tym, że jeśli ją poślubi, to już nigdy nie zazna spokoju i sam założy sobie pętlę na szyję. Panna Paulina Febo z całą pewnością nie była dobrym materiałem na żonę.
Te rozmyślania przerwało wejście Sebastiana.
- Zbierasz się stary? – Zapytał zatrzymując się w drzwiach.
- Tak. Już wychodzimy. Trzeba uczcić tę pozytywną zmianę w moim życiu.
Zamówili taksówkę i pojechali do klubu „69”. Lubili obaj jego atmosferę i intymność jaką zapewniały dyskretne stoliki. Dzisiaj nie planowali żadnego szaleństwa z dziewczynami, których pełno tu było i tylko czekały aż ktoś im postawi darmowe drinki. Dzisiaj potrzebowali pogadać. Wypić po szklaneczce i grzecznie udać się do domu. Zamiast na jednej skończyło się na kilku. Jednak nie byli za bardzo odurzeni alkoholem. Zaledwie trochę szumiało im w głowach. O północy wyszli z klubu i zamówiwszy tym razem dwie taksówki odjechali w dwóch przeciwnych kierunkach.
Wysiadł z samochodu i wcisnął kierowcy banknot o wysokim nominale.
- Reszty nie trzeba – rzucił.
Wolnym krokiem wymachując teczką skierował się w stronę bloku. Wszedł do środka i stanął jak wryty. Przy kaloryferze, tuż obok wind leżała dziewczyna. Ostrożnie podszedł do niej i pochylił się przyglądając jej się uważnie. Potrząsnął jej ramię, ale nie zareagowała. Jej policzki wydały mu się nienaturalnie czerwone. Przytknął dłoń do jej czoła. Płonęło. Miała wysoką gorączkę. Wyprostował się nie bardzo wiedząc, co ma zrobić. Wzywać pogotowie? Chociaż nie było to rozsądne to jednak zrezygnował z tego pomysłu. W zamian postanowił wykonać telefon do kolegi lekarza i poprosić go o przyjazd. Lubili się i dobrze wiedział, że tamten nie odmówi. Szybko wybrał jego numer i choć czekał dłuższą chwilę, aż on odbierze, to w końcu usłyszał jego zaspany głos.
- A co ty chłopie spać nie możesz?
- Przepraszam cię Mirek, że budzę cię w środku nocy, ale właśnie wróciłem i na klatce schodowej natknąłem się na nieprzytomną dziewczynę. Wygląda na to, że ma wysoką gorączkę. Próbowałem ją docucić, ale nie reaguje. Mógłbyś przyjechać? Byłbym bardzo zobowiązany. Adres to Sienna osiem, dwunaste piętro.
- Wyprowadziłeś się od Pauliny?
- To długa historia, ale tak. Nie jesteśmy już razem.
- No dobrze. Daj mi jakieś pół godziny. Przyjadę.
- Dzięki i do zobaczenia.
Wyłączył telefon i kolejny raz pochylił się nad dziewczyną. Dostrzegł plecak. Zarzucił go sobie na ramię a następnie wziął na ręce bezwładne ciało kobiety. Nie miał innego wyjścia jak przerzucić ją sobie przez ramię. Inaczej nie mógłby nawet otworzyć drzwi windy. Wysiadł na dwunastym piętrze i wygrzebał z kieszeni klucze. Z niemałym trudem otworzył drzwi. Rzucił teczkę i plecak a następnie ułożył kobietę na kanapie w salonie. Ściągnął jej czapkę i szalik. Potem płaszcz i buty. Zauważył, że co chwilę wstrząsa nią dreszcz. Okrył ją kocem i powędrował do kuchni. Nastawił express. - Chyba będziemy potrzebowali sporo kawy. Nie wiem, czy zasnę dzisiaj. Od kiedy stałem się dobrym samarytaninem? – Czuł, że cały wlany w gardło dzisiejszego wieczora alkohol wyparował z niego zupełnie.
Usłyszał cichy jęk i podszedł do kanapy. Ściągnął jej okulary i jeszcze raz spróbował ją obudzić, jednak jego próby okazały się bezskuteczne. Zmoczył ręcznik i nałożył na niego kilka kostek lodu. Tak zrobiony kompres przyłożył jej na czoło. Kolejny raz jęknęła i zaczęła mówić coś bez sensu. Na początku nie rozumiał, ale wsłuchał się z większą uwagą i zaczęły docierać do niego słowa, które wypowiadała.
- Nie tato… nie… nie możesz być taki… Przecież nie zrobiłam tego specjalnie… Nie chciałam tego… Wybacz mi…
Dzwonek do drzwi oderwał go od niej. Poszedł otworzyć i po chwili już ściskał Mirkowi dłoń.
- Dobrze, że już jesteś. Chyba bardzo źle z nią. Zaczynam żałować, że nie wezwałem pogotowia.
- Jeśli będzie taka konieczność to zadzwonimy. Muszę ją zbadać i wtedy zadecyduję. - Podszedł do kanapy i przyłożył jej do czoła dłoń. – Noo… nieźle się załatwiła. – Wyjął termometr i włożył jej pod pachę. Po pięciu minutach spojrzał na słupek rtęci. – Czterdzieści stopni. Zaczniemy działać. Koniecznie trzeba ją schłodzić. Nalej do wanny chłodnej wody. Przeniesiemy ją do łazienki. Pomóż mi.
- Do zimnej wody? Chcesz ją jeszcze bardziej przeziębić?
- Nie do zimnej ale do chłodnej, to różnica. Przecież nie zostawię jej tam na godzinę. Włożymy ją tylko na kilka minut. Potem podam jej zastrzyk. Nie docucimy jej i nie przełknie tabletki. Mam też czopki na zbicie gorączki. Do dzieła.
Rozebrali ją do bielizny. W czasie gdy Mirek czuwał przy niej i trzymał jej głowę, żeby nie utonęła, Marek przyniósł prześcieradło. Owinęli ją w nie. Lekarz zaaplikował jej czopek i podał zastrzyk. Ponownie umieścili ją na kanapie.
- Posiedzę tu chyba do rana. Nie chcę jej tak zostawiać.
- W porządku. Ja dzisiaj już chyba nie zasnę. Przyniosę kawę. Właśnie zaparzyłem świeżą.
Przesiedzieli w salonie do świtu wypijając morze kawy. Ula majaczyła. Zrywała się nagle wymachując rękami, by po chwili opaść na poduszkę. Ciągle okładali jej czoło kompresami a także boki i stopy. Uspokoiła się dopiero nad ranem. Mirek ponownie zmierzył jej temperaturę. Uśmiechnął się.
- Dobra nasza. Zadziałało. Jest trzydzieści osiem stopni. Nie mam pojęcia, kiedy się ocknie. Nie przewiduję też, by gorączka miała ponownie wzrosnąć. Zostawię ci paracetamol. Jak będzie przytomna, to jej podasz. Zanim wyjdę dam jej jeszcze jeden zastrzyk. Po nim powinna się poczuć lepiej. Gdyby działo się coś niepokojącego dzwoń. Dzisiaj sobota a ja po raz pierwszy od miesiąca nie mam dyżuru. Możesz dzwonić na domowy numer. Będę się zbierać. Daj znać, co z nią.
Pożegnał się z lekarzem i ponownie zajął miejsce na jednym z foteli. Teraz przyjrzał się jej uważnie. Była drobna. Nienaturalne rumieńce na jej policzkach sprawiły, że wyglądała jak porcelanowa lalka, choć chyba nie była tak ładna, jak bywają lalki. Już wcześniej zauważył aparat na zębach, który szpecił jej twarz i te ogromne, staromodne okulary. Odzież, którą z niej ściągnęli też wyglądała na dość nędzną. – Bidula – pomyślał. – Gdzie ona się tak przeziębiła i przede wszystkim co robiła na klatce schodowej? - Niestety musiał poczekać, żeby usłyszeć odpowiedzi na te pytania.
Jego wzrok zatrzymał się na plecaku porzuconym w przedpokoju. – Może ma jakieś dokumenty? – Zebrał go z podłogi i usiadłszy na fotelu zaczął go przeczesywać. - Ciuchy, książki. Indeks? – Przestał kopać i otworzył małą książeczkę. – Urszula Cieplak. – Przeczytał. – Szkoła Główna Handlowa, Wydział Ekonomii. – Kartkował dalej. Od razu rzuciły mu się w oczy oceny dziewczyny. Miała same piątki i z zaliczeń i z egzaminów. Dotarł do ostatniej zapisanej strony i już wiedział, że była na piątym roku. – Finiszuje – pomyślał. - Zdolna bestia. Ja w życiu nie miałem takich ocen. – Wrócił do pierwszej strony i spojrzał na zdjęcie. Nie była zbyt atrakcyjna a właściwie to w ogóle nie była. – Jak to pan Bóg niesprawiedliwie dzieli. Jednym daje rozum a drugim urodę. – Odłożył indeks na stół i jeszcze raz sięgnął do plecaka. Znalazł dowód i legitymację studencką. Z dowodu dowiedział się w jakim jest wieku. – Jakim cudem ma dwadzieścia dwa lata i jest na piątym roku studiów? Widocznie poszła do szkoły rok wcześniej niż jej rówieśnicy. Musiała już od dziecka być zdolna, że rodzice posłali ją w wieku sześciu lat do szkoły. - Zaintrygowały go te informacje i wzbudziły jego podziw. Wstał i kolejny raz zmienił kompres. Odgarnął jej włosy z twarzy i ułożył go na czole. Drgnęła i powoli otworzyła ciężkie powieki a on ujrzał intensywnie błękitne tęczówki wpatrujące się w niego z napięciem. Przestraszona gwałtownie usiadła na kanapie.
- Kim pan jest? Gdzie ja jestem?
- Spokojnie Ula, spokojnie. Masz wysoką gorączkę. Rozchorowałaś się. Znalazłem cię na korytarzu tuż obok wind. Byłaś nieprzytomna. Przyniosłem cię do mnie do domu. Był też tu lekarz. Niedawno stąd wyszedł. Musisz poleżeć. – Wyrzucił z siebie w telegraficznym skrócie.
- Skąd pan wie jak mam na imię?
- Przepraszam, ale zajrzałem do twojego plecaka. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe. Musiałem wiedzieć kim jesteś.
- Nie, nie… Nic nie szkodzi. Chyba powinnam panu podziękować. Dziękuję zatem bardzo. Myślę, że powinnam już sobie pójść.
- Ula jesteś chora i słaba. Dokąd chcesz pójść? Gdzie mieszkasz? Mogę cię odwieźć do domu. Jestem mobilny.
Patrzyła mu w oczy i nie bardzo wiedziała, co ma mu powiedzieć. W końcu wyszeptała cicho.
- Ja już nie mam domu. Od wczoraj go nie mam. Ojciec wyrzekł się mnie i wyrzucił. Zakazał mi się tam pokazywać. Nie wiem co robić – rozpłakała się. Pogładził ją po głowie.
- Nie płacz. Na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie. Najpierw jednak zostaniesz tutaj dopóki nie wydobrzejesz, a potem pomyślimy. I jeszcze jedna rzecz. Nie pan, ale Marek. Marek Dobrzański – podał jej dłoń i uścisnął. – Teraz skoro formalności mamy już za sobą zrobię ci gorącej herbaty z cytryną. Musisz zażyć leki, które zbiją temperaturę do końca. Kiedy ostatnio jadłaś?
- Wczoraj rano, ale nie mam apetytu. Nie jestem głodna.
- Musisz coś zjeść. Nie podam ci leków na pusty żołądek. Zaraz zrobię jakieś śniadanie. Lubisz jajecznicę? Robię naprawdę świetną. Na pewno ci będzie smakować. – Powiedziawszy to poszedł do kuchni i zajął się przygotowaniem posiłku.
Była zaskoczona jego dobrocią i gościnnością. Jednak są jeszcze na świecie dobrzy ludzie, którzy wesprą i nie zostawią w potrzebie. On chyba uratował jej życie. Gdyby nie zabrał jej z tej klatki schodowej kto wie, być może umarłaby tam z gorączki. Poczuła do niego wdzięczność.
Postawił przed nią kubek z herbatą i talerz z obłędnie pachnącą jajecznicą.
- Proszę Ula. Smacznego. – Usiadł naprzeciwko i zaczął pałaszować z wielkim smakiem swoją porcję. – Powiesz mi w jaki sposób z Rysiowa dotarłaś aż tutaj i to w środku nocy? Jeśli to coś krępującego, to nie musisz mi mówić. – Zarumieniła się.
- Chyba jednak winna ci jestem wyjaśnienia. Ze względu na to, co dla mnie zrobiłeś powinieneś wiedzieć. Jeśli znalazłeś dokumenty, to wiesz już, że studiuję. Jestem na piątym roku ekonomii a także na drugim kierunku zarządzania i marketingu. Indeks wydziału jest pewnie na dnie plecaka i dlatego nie dokopałeś się do niego. Niestety niesprzyjające okoliczności spowodowały, że będę chyba musiała zrezygnować ze studiów. – Podniósł głowę i spojrzał na nią zdziwiony.
- Zrezygnować? Na piątym roku? To niedopuszczalne i absurdalne. Na pewno znajdzie się sposób, żebyś nie musiała tego robić. – Pokręciła przecząco głową.
- Nie sądzę. Ojciec wyrzucił mnie z domu nie bez powodu. Przez cztery lata chodziłam z chłopakiem z naszego miasteczka. Okazał się podłym draniem. Tydzień temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Powiedziałam mu o tym. On zapewniał mnie, że wszystko się ułoży, że się pobierzemy a tymczasem okazało się, że przedwczoraj zwiał jak ostatni tchórz do Niemiec zostawiając mnie z tym problemem samą. Ojciec nie chce mnie znać. Wykrzyczał mi prosto w twarz, że nie będzie utrzymywał ani mnie ani mojego dziecka. Powiedział, że przyniosłam mu wstyd i nazwał… no… wiesz jak. W pośpiechu spakowałam swoje rzeczy i uciekłam. Potem okazało się, że nie mam nawet na bilet do Warszawy. Musiałam iść pieszo i dotarłam aż tutaj. Czułam się słabo. Po drodze kilka razy wymiotowałam i kiedy weszłam do klatki schodowej i przylgnęłam do tego kaloryfera rozebrało mnie na amen. Oto cała prawda. Sam rozumiesz, że w takiej sytuacji nie mogę wrócić na uczelnię. Ciąży nie usunę. Będę musiała iść do pracy, żeby zapewnić byt i sobie i dziecku, które niczemu nie jest winne. – Zadrżał jej głos i rozpłakała się rozpaczliwie.
Było mu jej żal. Co za ojciec, który w taki sposób traktuje swoją ciężarną córkę.
- Nie płacz Ula. Teraz musisz być silna. Ja spróbuję ci w jakiś sposób pomóc. Ukończenie tych studiów to dla ciebie naprawdę wielka szansa na lepszą pracę i lepsze życie. Uśmiechnij się, bo na pewno coś wymyślimy.

Anonimowy (gość) 2013.09.12 19:09
Malgosiu
po raz pierwszy komentuje twoje opowiadanie chociaz czytam twoje opowiadania od samego poczatku.
Jestem naprawde twoja fanka i z niecierpliwoscia oczekuje na twoje kolejne notki.
Jestem naprawde pod ogromnym wrazeniem twojej tworczosci.
To opowiadanie sadze nie bedzie sielanka poniewaz od poczatku zaczynasz jak zwykle zyciowy i nie zbyt latwy temat , co zawsze mi ,sie podoba i intryguje w toich opowiadaniach.
Czekam z nieciepliwoscia na kontynacje.
Przeprqszam za brak polsich znalkow , ale moj komputer ich nie posiada.
Pozdrawiam
Bea281162
MalgorzataSz1 2013.09.12 19:43
Bea281162

Jest mi niezwykle miło gościć Cię na stronach mojego bloga. Każdy nowy, ujawniający się czytelnik wywołuje u mnie uśmiech i radość, a także poczucie sensu, że to, co piszę jednak ktoś czyta i komuś się podoba.
Opowiadanie będzie takie pół na pół, bo jeśli śledzisz to moje pisanie to wiesz, że zawsze kończę każde opowiadanie szczęśliwie. To tak do końca chyba nie będzie pełnią szczęścia, ale to już sama ocenisz.
Jestem Ci bardzo wdzięczna za te wszystkie miłe słowa pod moim adresem. One zawsze dopingują mnie do pisania. Mam nadzieję, że już od teraz będziesz pisała, co sądzisz o poszczególnych częściach. Dla piszącego komentarze są takim motorem napędzającym do działania.
Bardzo Ci dziękuję, że zostawiłaś pełen komplementów komentarz. Następny rozdział w niedzielę i już Cię na niego serdecznie zapraszam. Pozdrawiam. :)
Abstrakt (gość) 2013.09.12 20:43
Witam Cię Małgosiu ponownie :-)
cieszę się bardzo, że nie minęło tak wiele czasu a znowu się tutaj spotykamy :-)
Ula hoduje nowe życie ale przeczuwam kłopoty z tym nowym życiem....
Okoliczności w jakich się znalazła, szczególnie gorączka i podane lekarstwa, mogą pozostać nie bez znaczenia na dalszy czas. Może to jakiś znak....

Dziś czwartek więc kolejny rozdział już niedługo :-)
Nie mogę się, jak zawsze, doczekać :-)

A tymczasem życzę Ci Małgosiu miłego wieczoru ;-)
i pozdrawiam serdecznie :-)
MalgorzataSz1 2013.09.12 21:01
Abstrakt

Dopiero przeczytałam wiadomość od Ciebie na streemo a Ty już wstawiłaś komentarz. Działasz błyskawicznie.
Bardzo jestem ciekawa jak odbierzesz to opowiadanie. Zaczęło się bardzo źle, ale bez obaw. To silne przeziębienie nie zaszkodzi ciąży. To dopiero początek a Ula będzie ją dobrze znosić.
W opowiadaniu poruszam kolejny życiowy temat. Jak się już pewnie zorientowałaś, chodzi o tolerancję i wyrozumiałość rodziców wobec córek będących w niespodziewanej ciąży. Ula wprawdzie jest już dorosła, ale jednak uzależniona finansowo od ojca.
Każdego dnia jakaś nieletnia dziewczyna zachodzi w niechcianą ciążę i postawa wobec takiego faktu rodziców jest bardzo różna. Ja posłużyłam się skrajnym przykładem.
Z Józefem Cieplakiem będzie trochę kłopotów i to całkiem sporych, ale to w następnych rozdziałach. Kolejny już w niedzielę.
Bardzo Ci dziękuję za miły wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2013.09.12 22:49
Zaczyna sie troche bajkowo, ona biedna i nieszczesliwa (ale nietuzinkowa- chodzi oczywiscie o intelekt), on szczodry, sklonny do pomocy. Ona bez srodkow do zycia, on z dobra pozycja spoleczna.
A jak sie do tego bajkowo rozwinie i dobrze skonczy to bedzie super.
Nawet nie wiesz jak wiele dobrego wprowadzaja takie historie w dusze ludzkie.
Ja znam pare takich ludzi prawdziwie szczodrych i bezinteresownych, takich troche bajkowych. Oni sa troche nierealni i niedzisiejsi, tzw dobre uczynki maja we krwi.
Nawet jesli Marek robi to co robi przez przypadek to chwilowo jest zupelnie bezinteresowny i to jest najwazniejsze. Dal sie poniesc pierwszemu instynktowi - nie kazdy potrafi wprowadzic obca osobe do wlasnego domu, przecietny czlowiek by wezwal karetke i na tym by sie skonczyla jego rola (to i tak byloby duzo zwazywszy na panoszaca sie znieczulice).
Czasami jeden gest ze strony zupelnie obcej osoby moze wiele odmienic w czyims zyciu, trzeba byc tylko wystarczajaco odwaznym aby ten gest wykonac.
I nawet gdyby sie Marek wiecej nie zaangazowal to i tak juz zrobil bardzo duzo.
Czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy.
MalgorzataSz1 2013.09.13 08:53
Lectrice

Jeśli dotarłaś już do moich wcześniejszych opowiadań to już wiesz, że są to takie bajki dla dorosłych, chociaż nie pozbawione realizmu. Wiesz już też, że u mnie zawsze wszystko kończy się szczęśliwie, choć zazwyczaj zaczynam jakimś dramatem.
Zawsze jednak w każdej takiej historii staram się poruszyć jakiś ważny życiowy temat. Tym razem również tak będzie.
Z Twoich komentarzy u Amicus wiem, że jesteś podobnie jak ja zwolenniczką szczęśliwych zakończeń, a jeśli tak, to ta historia nie powinna Cię rozczarować. I ja znam takich ludzi, o których piszesz. Całkowicie bezinteresownych, gotowych udzielić pomocy każdemu, kto jej potrzebuje. Sama staram się żyć w podobny sposób i pomagać w miarę swoich dość skromnych możliwości. Czasem nie chodzi wcale o pieniądze, ale o duchowe wsparcie i dobre słowo.
Marek działa całkowicie instynktownie, spontanicznie i chociaż wiemy, że wcześniej nie bardzo tryskał empatią, to w tym przypadku wykazuje jej aż nadto. To z czasem się rozwinie w bardzo dobrym kierunku. bo dzięki niemu Ula się otrząśnie i stanie na nogi.
Bardzo, bardzo dziękuję Ci za ten komentarz. Był dla mnie niespodzianką i to bardzo miłą. Serdecznie Cię pozdrawiam i już zapraszam na niedzielę (raczej po południu) na kolejną część. :)
Amicus (gość) 2013.09.13 09:05
Małgosiu,
jak zwykle zaskakujesz. Podziwiam Cię za 'temat' przewodni tego opowiadania, a w gruncie rzeczy za to, jak się zaczyna. Marek podaje jej pomocną dłoń. I to w wyjątkowy sposób. Nie daje pieniędzy, nie załatwia pracy (choć sądzę, że być może i ten element później się pojawi), ale zabiera ją do swojego domu i udziela pomocy. To takie bajkowe. Ale to dobrze. Dzisiejszy świat jest tak brutalny, że dobrze chociaż w literackiej fikcji poczytać o ludzkich odruchach pomocy, współczucia. Teraz ludzie nie reagują, nawet gdy ktoś nieprzytomny leży na środku ulicy - 'pewnie pijak'. Ojciec Uli zachował się karygodnie. W kolejnym opowiadaniu Józef jest tak bardzo różny od tego serialowego Cieplaka. U Ciebie pozbywa się córki i ciężarną wyrzuca na ulicę. Brak słów. To nie ona przynosi mu wstyd. On się powinien wstydzić, że ktokolwiek nazywa go 'ojcem'. Nie zasługuje na to miano.
Czekam na ciąg dalszy. Niedziela już niebawem ;)
Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2013.09.13 09:53
Amicus

Nie masz za co mnie podziwiać, bo temat opowiadania życiowy jak najbardziej. Mało to takich przypadków?
A Marek w tym opowiadaniu będzie dobrym samarytaninem. Nawet aniołem w ludzkiej skórze. Oczywiście, że zaproponuje jej pracę, ale nie będzie to praca jaką znamy, czyli jego asystentki. Ona nadal studiuje i nie może być powołana na to stanowisko. On zrobi jeszcze wiele innych naprawdę godnych podziwu rzeczy. Rzeczy, które chyba naprawdę zdarzają się tylko w bajkach. No..., ale poniosło mnie.
Cieplak z pewnością jeszcze niejednokrotnie Was wkurzy w tej historii i pewnie zaskoczy na niekorzyść. Nie będzie dobrym ojcem, a dlaczego, to wyjaśniam w kolejnych rozdziałach.
Wielkie dzięki za wpis. Ja z kolei czekam na sobotę. Ciekawa jestem, co zrobisz? Będziesz kontynuować to poprzednie opowiadanie, czy wstawisz drugi rozdział nowego?
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Ania (gość) 2013.09.13 16:21
Gosiu

Opowiadanie ciekawe. Zapowiada się ciekawie. Na początku Ula ma nie ciekawgo życie.Ciąza , samotnie wychowanie dziecka, rezygnacja ze studiów, pójscie do pracy. Ojciec ją wyrzucił trochę ją zle potraktował miał prawo się zdenerwować ,ale ,że az tak chociaż róznie to bywa. Mam nadzieje ze wszystko się ułoży. Zapraszam masz ochotę możesz wpaść www.filip-bobek.blogspot,com
MalgorzataSz1 2013.09.13 17:08
Aniu

Mam nadzieję, że będzie tak jak piszesz i opowiadanie okaże się ciekawe. Taka sytuacja wbrew pozorom wcale nie jest taka rzadka i zdarza się dość często. Na razie nie jest wesoło, ale z czasem będzie coraz lepiej.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam. :)
kawi ;) (gość) 2013.09.14 06:56
Gosiu!
Na wstępie przepraszam za moją nieobecność (wyjaśnienie znajduje się na moim blogu, zapraszam cię do przeczytania go)
"Upadki i wzloty" nie zaczęły się kolorowo. Józef zachował się jak ostatni łajdak, a o Bartku nawet nie wspomnę, Chociaż po nim można się tego było spodziewać. Tacy jak on niestety, zawsze będą uciekać przed tym, aby opiekować się rodziną.
Szkoda mi Uli, jest w ciąży, samotna, zraniona. Jej wybawicielem okazuje się Marek Dobrzański. Dobrze, że zjawił się w odpowiednim czasie.Inaczej z Ulą mogłoby być naprawdę źle. Pomógł jej i zapewne dalej będzie to robić.
Bardzo zaciekawiło mnie to opowiadanie. Czekam z niecierpliwością na CD:]
Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2013.09.14 09:50
Kawi

Odezwałaś się nareszcie, a już zachodziłam w głowę, co się z Tobą dzieje. Zaraz przeniosę się na Twój blog i poczytam.
A opowiadanie zaczęło się dość dramatycznie, ale od czego Dobrzański. Ha ha ha. W tej historii będzie ideałem, którego darmo szukać w realnym świecie. Sprawdzi się pod każdym względem. Dzięki niemu Ula stanie na nogi. Jej tatuś nie okaże się niestety dobrym człowiekiem i nie zasłuży na miano ojca.
Mam nadzieję, że będziesz śledzić dalej to opowiadanie, choć wiem, że będziesz miała niewiele czasu, bo zaczęła się szkoła. Za wizytę tutaj serdecznie Ci dziękuję i pozdrawiam. :)
Marcysia (gość) 2013.09.14 22:01
Małgosiu,
dramatycznie rozpoczynasz nowe opowiadanie. Bardzo młoda Ula zachodzi w ciąże, odwraca się od niej Józef, Bartek ucieka do Niemiec (co mnie nie dziwi). Cieplakówna zostaje pozostawiona sama sobie. Jakimś cudem dociera do Warszawy, gdzie odnajduje ją Marek. I proponuje pomoc. To bardzo szlachetne z jego strony. Dobroduszny Dobrzański? Brzmi nieźle :)
Buziaki!
MalgorzataSz1 2013.09.14 22:23
Marcysiu

Odezwałaś się a już myślałam, że nauka pochłonęła Cię na amen.
Rzeczywiście zaczęłam dramatem i nie chodzi tu o to, że Ula zaszła przedwcześnie w ciążę, ale o nastawienie do tego faktu Cieplaka. Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby wyciągnąć do niej pomocną dłoń, najważniejsze było co ludzie powiedzą. Niestety taki schemat zachowań nadal funkcjonuje w małych społecznościach, chociaż i w dużych miastach sporo jest takich przypadków. Tak nie powinno być. Kłania się tutaj edukacja seksualna i bardzo wczesna czasami inicjacja. Uli to akurat nie dotyczy. Ona jest już dorosła. Studiuje. Mimo tej wpadki ma pełne prawo wierzyć, że Bartek stanie na wysokości zadania. Chodzą ze sobą cztery lata a on zadeklarował się, że się pobiorą. Cieplak się wściekł, bo on nadal utrzymuje Ulę i nie chce utrzymywać jej dziecka. Gdyby się pobrali musiałby utrzymywać i Bartka, bo to leń i obibok. Zareagował inaczej niż Ula się spodziewała i wyrzucił ją z domu.
Oczywiście Marek będzie bardzo pomocny i nie zostawi jej w potrzebie, choć tak naprawdę przecież wcale jej nie zna. To był impuls, że pochylił się nad jej nieszczęściem i to on nadal będzie kierował jego krokami.
Bardzo Ci dziękuję za wizytę i wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
Marcysia (gość) 2013.09.14 23:52
Małgosiu,
zapraszam do mnie na I. część nowego opowiadania :)
Marcysia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz