Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"UPADKI I WZLOTY" - rozdział 2

 

15 wrzesień 2013
ROZDZIAŁ 2


Pozbierał puste talerze ze stołu i wsadził do zmywarki. Wrócił do salonu i wyłuskał z blistra tabletkę paracetamolu.
- Proszę Ula, zażyj to i pośpij jeszcze trochę. Sen to najlepsze lekarstwo. Ja też muszę się trochę przespać, bo czuwałem przy tobie całą noc.
Z przejęciem popatrzyła mu w oczy. Jej własne lśniły od łez.
- Bardzo ci dziękuję za wszystko Marek. Gdyby nie ty aż boję się pomyśleć, co mogłoby się ze mną stać. Postaram się nie siedzieć ci długo na głowie. Jutro na pewno poczuję się lepiej i pójdę sobie, żeby nie robić ci więcej kłopotu.
- O tym porozmawiamy wieczorem, dobrze? Idę spać. Na razie.
Czuł się porządnie zmęczony. Oczy paliły go jakby pod powieki wsypano mu drobny piasek. Bardzo potrzebował choć kilku godzin snu. Przebrał się w piżamę i jak kłoda runął na łóżko zasypiając niemal natychmiast.
Ocknął się po paru godzinach. Spojrzał na wyświetlacz komórki. Było po piętnastej. Usiadł na łóżku i wybrał numer do Sebastiana. Po chwili usłyszał radosny głos przyjaciela.
- Cześć stary. Dotarłeś do domu szczęśliwie?
- Dotarłem Seba, ale całą noc nie spałem. Po wejściu do klatki natknąłem się na nieprzytomną dziewczynę. Zadzwoniłem po Mirka i razem z nim czuwaliśmy przy niej do rana. Przeziębiła się i miała czterdzieści stopni gorączki. Dzisiaj jest już lepiej.
- Ty to masz szczęście! Dlaczego mnie nigdy nic takiego nie spotyka? Ładna?
- Nieszczególnie, ale sympatyczna. Rozmawiałem z nią dzisiaj. Ma kłopoty i w związku z nimi chciałem cię zapytać, czy wynająłeś to mieszkanie po twojej babci. Ona nie ma się gdzie podziać, a ja chciałbym pomóc.
- Od kiedy stałeś się taki współczujący bliźnim? Nie poznaję cię stary – rozchichotał się. – Może to jakaś ćpunka a ty od razu rzucasz się jej na pomoc. Rozumiałbym, gdyby jeszcze była ładna, ale sam mówisz, że nie jest. W takim razie o co chodzi?
- Nie jest ćpunką. Sprawdziłem. Nie ma żadnych śladów po wkłuciach. Zresztą nawet jakby była to i tak bym pomógł, bo wyglądała jak kupka nieszczęścia. Nie wiem… Po prostu poczułem, że powinienem to zrobić… To co z tym mieszkaniem? Wynająłeś?
- A gdzie tam. Nadal stoi puste. Nikt nie chce wynająć mikroskopijnego pokoju z mikroskopijną kuchnią.
- To dla mnie dobre wiadomości. Ja chciałbym je wynająć. Dla niej. Mam nadzieję, że nie zedrzesz ze mnie zbyt dużo?
- No coś ty! W ogóle nie będę brał forsy od kumpla. Mieszkanie stoi puste i niszczeje. Niech się wprowadza. Przynajmniej zadba o nie.
- Dzięki Seba. Są tam jakieś meble, jakieś łóżko?
- Są wszystkie graty po babci. Nic tam nie zmieniałem po jej śmierci. Nie miałem do tego ani serca ani ochoty. Brudno tylko jest i trzeba trochę ogarnąć.
- Tym się nie martw. Mógłbym podjechać po klucze? Jesteś w domu?
- Jestem. Nigdzie się nie ruszam. O siedemnastej ma być mecz, może obejrzymy razem?
- Nie Seba. Ona nadal u mnie jest. Nie mogę jej tak zostawić. Rozumiesz?
- No dobra. W takim razie czekam na ciebie. Na razie.
Zarzucił na ramiona szlafrok i jak najciszej wszedł do salonu. Ula leżała z przymkniętymi oczami i wydawało się, że śpi. Podszedł do niej i przyłożył chłodną dłoń do jej czoła. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego blado.
- Chyba już nie mam gorączki. Czuję się o niebo lepiej. – Odwzajemnił uśmiech.
- To prawda. Czoło zaledwie ciepłe. Tu masz termometr. Zmierz. Zobaczymy. Muszę ci też coś powiedzieć. Rozmawiałem z kumplem. Ma mieszkanie po babci, które stoi puste. To zaledwie pokój z kuchnią, ale na początek powinien wystarczyć.
- Marek – przerwała mu – ja bardzo ci dziękuję, że tak się starasz, ale mnie nie stać na wynajęcie mieszkania. Nie mam żadnych pieniędzy.
- On nie chce pieniędzy. Ucieszył się, że znajdzie się ktoś, kto o nie zadba. Poza tym chciałbym zaproponować ci pracę. Ponieważ studiujesz, na razie to będzie umowa zlecenie. Jak skończysz i się obronisz, przejdziesz na etat. Mnie przyda się w firmie zdolny ekonomista a widząc w indeksie twoje oceny jestem pewien, że właśnie takim jesteś. Za dwie godziny pojadę po klucze. Jutro jak wydobrzejesz wybierzemy się je obejrzeć. Co ty na to?
Była wzruszona. Widział jak strumień łez obmywa jej policzki, jak nie potrafi wykrztusić słowa i jak trzęsą jej się ramiona. Wreszcie przetarła dłonią twarz i wyszeptała.
- Myślę, że to jakiś piękny, nierealny sen, z którego nie chcę się obudzić. W całym swoim życiu nie doświadczyłam nigdy aż tyle dobroci, współczucia i wyrozumiałości. Dlaczego to robisz? Dlaczego mi pomagasz? W ogóle mnie nie znasz. Powinieneś po tym, co usłyszałeś ode mnie, myśleć o mnie jak najgorzej. Ja sama czuję się podle i uważam, że nie zasłużyłam na to wszystko, co dla mnie robisz.
- Nie wiem Ula. Nie potrafię tego wytłumaczyć w jakiś racjonalny sposób. Czuję tylko, że powinienem. Nie płacz już i spróbuj się uspokoić. Jeszcze będziesz szczęśliwa. Zamówiłem catering i zaraz powinni go przywieźć. Pójdę tylko wziąć szybki prysznic i ubrać się. Zaraz wracam.

Zamówiony obiad był jeszcze gorący. Zjedli go ze smakiem, bo oboje byli głodni. Tuż przed siedemnastą Marek zostawił ją samą i podjechał do przyjaciela po klucze do kawalerki. Nawet nie wchodził do środka. Zaczął się mecz, na obejrzeniu którego Sebastianowi zależało, a on pomyślał, że obejrzy najpierw sam to mieszkanie. Położone było na Starej Ochocie przy ulicy Raszyńskiej. Ucieszył się, że będzie miała stamtąd blisko na uczelnię, bo na Aleję Niepodległości, przy której się mieściła było niedaleko, zaledwie kilka przystanków.
Nie minęło dwadzieścia minut, gdy zaparkował przed starą kamienicą z numerem trzecim. Wszedł na piętro i znalazł drzwi z wywieszką B. Olszańska. – Chyba jednak była mu bardzo bliska, skoro nawet wywieszki nie usunął – pomyślał o przyjacielu z sympatią. On też przepadał za babcią Dobrzańską i długo nie mógł pogodzić się z jej śmiercią. To u niej jadał najlepsze przysmaki na świecie. Uwielbiał, gdy piekła dla niego słodki, kruchy chrust, lub pyszne ciasto marchewkowe. Do dzisiaj czuje i pamięta smak tych rarytasów. Dla niego to był cios, bo wiedział, że odeszła za wcześnie. Był w szóstej klasie szkoły podstawowej i od dziecka związany z nią emocjonalnie. Westchnął ciężko i przekręcił w drzwiach klucz. Wszedł do środka i zlokalizował włącznik światła. Z ciekawością rozejrzał się dokoła. Maleńki przedpokoik, w którym stał prowadził do pokoju a z niego do kuchni. Wcześniej była łazienka. Zajrzał do niej. Oprócz tego, że wszędzie zalegała spora warstwa kurzu miało się wrażenie, że mieszkanie jest zamieszkałe, a właścicielka wyszła jedynie na zakupy i za chwilę wróci. W łazience było wszystko, co niezbędne. Wanna, ubikacja i nawet stara pralka wirnikowa. – Ciekawe, czy sprawna? – Nie miał czasu jednak tego sprawdzać. Przeszedł do pokoju. Tam stała wersalka i meble pamiętające lata sześćdziesiąte. Jakaś komódka, jakaś witrynka, szafa a obok stojący na niskim stoliczku, stary telewizor. Ława i dwa małe foteliki dopełniały reszty. – Nie jest tak źle, – skonstatował – można się wprowadzać choćby zaraz. Wystarczy tylko uporać się z tym kurzem.
Kuchnia była malusieńka. Nawet nie było miejsca na postawienie stołu, żeby móc przy nim zjeść. Tu wykorzystano miejsce do maximum. W wiszących szafkach stały talerze i szklanki a w tych stojących garnki. – Nawet wyposażenie jest i spokojnie można z niego korzystać. – Zerknął na zegarek. – Czas się zbierać i przekazać Uli dobre nowiny.

Wszedł cicho do domu i stwierdził, że ona nadal leży w tej samej pozycji, co przed jego wyjściem. Spała. – Widocznie wciąż jest osłabiona po tej gorączce. Musiała jej dać nieźle w kość. – Rozebrał się i dotarłszy do kuchni nastawił express. Chciało mu się kawy. Trochę zmarzł. Dzisiejszy dzień był równie wietrzny jak wczorajszy. Aromat świeżo zaparzonego napoju obudził ją. Usiadła na kanapie i przetarła zaspane powieki.
- Już wróciłeś? Nawet nie słyszałam jak wszedłeś.
- Wróciłem i zaraz ci wszystko opowiem. Napijesz się ze mną kawy?
- Chętnie. Dziękuję.
Postawił parujące filiżanki na stole i zasiadł w fotelu.
- Wziąłem klucze od Sebastiana i pojechałem obejrzeć to mieszkanie. Nie jest takie złe. Właściwie wystarczy tylko posprzątać i można mieszkać. Jest urządzone. Wprawdzie to są stare meble, ale w dobrym stanie i mogą jeszcze posłużyć długie lata. Kuchnia ma wszystko, co trzeba, podobnie łazienka. Myślę, że będziesz zadowolona. Pojedziemy tam jutro po śniadaniu. Kupimy po drodze jakieś środki czystości. Pomogę ci w sprzątaniu. Możesz korzystać ze wszystkiego. Mam tu na myśli sprzęt, pościel, firanki, czy ręczniki. To wszystko tam jest, a Seba sam to zaproponował. Ode mnie weźmiemy tylko grzejnik. Nie ma tam kaloryferów, bo to stare budownictwo. Kiedyś były piece kaflowe, ale je wyburzono. Myślę jednak, że grzejnik, który mam w zupełności wystarczy do ogrzania mieszkania, bo jest maleńkie. Mnie już do niczego się nie przyda, a tobie na pewno. I najważniejsza rzecz. Będziesz miała całkiem blisko na uczelnię. Mieszkanie jest na Starej Ochocie przy ulicy Raszyńskiej. To zaledwie parę przystanków na SGH. – Znowu widział te ogromne łzy toczące się z jej oczu. – Nie płacz Ula. Czas się pozbierać. Nie będzie ci łatwo bez rodziny, ale skoro twój własny ojciec potraktował cię w tak okrutny sposób, to nie pozostaje ci nic innego jak wziąć sprawy w swoje ręce. Musisz pamiętać o tym, że teraz nie tylko za siebie jesteś odpowiedzialna, ale i za dziecko.
- Wiem Marek, wiem… Nie wiem tylko jak ja ci się za to wszystko odwdzięczę. – Roześmiał się.
- Nie martw się Ula. Znajdę jakiś sposób. Idziesz w poniedziałek na uczelnię? Masz zajęcia?
- Nie. Zajęć jako takich już nie mam. Tylko dwa razy w tygodniu seminaria, na których muszę być. Resztę czasu poświęcam na pisanie prac dyplomowych. Teraz to może być trudne, bo nie mam dostępu do komputera. Całe szczęście, że to co napisałam do tej pory przegrałam na płyty. Gdybym tego nie zrobiła cały mój wysiłek poszedłby na marne, bo musiałabym zacząć od początku.
- Wiesz co? Ja chyba mam tu swój stary laptop. Nie jest demonem szybkości, ale jest sprawny. Dokupimy mobilny internet, żebyś i z niego mogła korzystać. Poza tym komputer będzie ci potrzebny do pracy, którą zamierzam cię obciążyć. Będziesz przyjeżdżać do firmy po zlecenia i pracować w domu.
- Nawet mi nie powiedziałeś, co to za firma. Jesteś jakimś dyrektorem? – Rozchichotał się.
- Jakbyś zgadła. To firma rodzinna zajmująca się modą a konkretnie szyciem eleganckich kreacji dla bogatych klientek. Nazywa się Febo&Dobrzański. Prezesem jest mój ojciec a ja dyrektorem do spraw marketingu i reklamy. Mój przyjaciel Sebastian jest dyrektorem HR i to dzięki niemu masz to mieszkanie.
- Na pewno mu podziękuję. Jestem wam obu bardzo wdzięczna za pomoc.
- Nie ma o czym mówić Ula. Powiedz mi jeszcze, czy masz telefon. To ważne w naszych dalszych kontaktach.
- Mam. Jest w plecaku. - Sięgnęła po niego i z bocznej kieszeni wyjęła stary model Nokii. On wyciągnął swój i wprowadził jej numer. Ona zrobiła to samo.
- No to najważniejsze mamy załatwione. Teraz ty sobie poleż a ja przygotuję kolację.
- Czy mogłabym skorzystać z prysznica? Od tej gorączki lepię się cała i najchętniej zmyłabym to z siebie.
- Oczywiście. Na półce leżą świeże ręczniki. Idź i odśwież się.

Następnego dnia po śniadaniu ruszyli w drogę. Zatrzymał się jeszcze przy pobliskim dyskoncie i wraz z nią udał się na zakupy. Kupił trochę środków czystości a następnie zaczął zapełniać wózek produktami spożywczymi.
- Musisz coś jeść dopóki nie zarobisz pierwszych pieniędzy. Weźmiemy trochę owoców. Dziecko potrzebuje witamin. Ty zresztą też. - Była oszołomiona tą górą towaru wypełniającą wózek. Próbowała protestować, ale nie słuchał. – Jutro to ja przyjadę do ciebie na obiad, ale rano musisz być w firmie. Załatwimy formalności i dostaniesz pierwsze zlecenie.
Dotarli wreszcie na miejsce. Wnieśli wszystko do mieszkania i przebrali się w robocze ubrania.
- I jak ci się podoba Ula?
- Jest wspaniałe – jej zachwycony wzrok omiatał wnętrze tej klitki. – Będzie mi się tu dobrze mieszkać, jestem tego pewna. Wypadałoby powkładać te rzeczy do lodówki – wskazała na stos plastikowych toreb. – Sprawdzę, czy działa. Okien to chyba nie wypada myć w niedzielę. Umyję je jutro.
Lodówka była nieduża, ale wystarczająca dla jednej osoby. W pierwszym rzędzie umyła ją i poukładała towar na półkach. Mięso wsadziła do zamrażalnika. Potem zajęła się szafkami i całą resztą. Marek w tym czasie z zapałem szorował łazienkowe płytki. W południe zamówił pizzę. Nie mieli czasu, żeby coś ugotować. Woleli go przeznaczyć na sprzątanie. Koło osiemnastej skończyli. Uli zostało tylko przebranie pościeli. Z dumą rozejrzała się dokoła.
- Odwaliliśmy kupę dobrej roboty. Bardzo ci dziękuję, że pomogłeś. – Spojrzała mu poważnie prosto w oczy. – Chcę żebyś wiedział Marek, że zrobię absolutnie wszystko, by odwdzięczyć ci się za twoją dobroć. Nie zawiodę i będę urabiać się po łokcie, bo ostatnią rzeczą jakiej bym pragnęła to świadomość, że cię rozczarowałam.
- Na pewno mnie nie rozczarujesz. O to jestem dziwnie spokojny. Będę się zbierał Ula. Tu masz jeszcze wizytówkę z adresem firmy. Ja jestem w niej zwykle o siódmej trzydzieści, ale ty nie musisz być tak wcześnie. Wystarczy jak stawisz się o dziewiątej. – Uśmiechnął się do niej z sympatią. – Zostawiam cię na gospodarstwie. Pamiętaj żeby jeszcze zażyć tabletki. Do jutra.
- Do jutra – szepnęła zamykając za nim drzwi – i dziękuję.
Została sama. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo jej serce przepełniała wdzięczność do niego. Jeszcze przedwczoraj nie miała żadnej nadziei ani możliwości, żeby podjąć decyzję o swojej przyszłości. Wszystko zadziało się tak szybko, że ledwo nadążała. Dziękowała opatrzności, że Marek stanął na jej drodze. Gdyby nie on… Nie… Lepiej nie myśleć o okropnych rzeczach. Dzięki niemu ma swój własny kąt. Nie musi wycierać się po klatkach schodowych i tułać. Również przyszłość nienarodzonego dziecka zapowiadała się w jaśniejszych barwach niż wcześniej sądziła. Pogładziła się po niewidocznym jeszcze brzuchu. – Będzie dobrze kruszynko – wyszeptała. – Nie pozwolę cię skrzywdzić. – Znowu zalśniły jej w oczach łzy gdy pomyślała o swojej rodzinie. Mała Betti pewnie tęskni za nią. Wychowywała ją przecież od niemowlęctwa. Od kiedy zabrakło jej mamy. A Jasiek? Będzie się dopytywał dlaczego nie ma jej w domu. Ciekawe jak mu to ojciec wytłumaczy. Poczuła ukłucie w sercu. Tata nie zawsze reagował tak jak na to liczyła. Często wypominał jej te studia. Narzekał i uważał za fanaberię naukę na drugim kierunku.
- Na co ci to? – Mówił. – Nie wystarczy jeden? Ta twoja chora ambicja kiedyś się na tobie zemści. Pieniądze, które ci daję lepiej posłużyłyby tu, w domu. Dach jest dziurawy, dzieciaki potrzebują ciepłej odzieży, ja chodzę w połatanych portkach a i każdy z nas zjadłyby czasem coś lepszego niż tylko naleśniki czy pierogi. Przez ciebie ciągle musimy zaciskać pasa.
Po takich słowach, które raniły ją bardziej niż ciosy pięścią jedzenie stawało jej w gardle. Miała wrażenie, że jeśli przełknie jeszcze jeden kęs, zuboży tym swoje rodzeństwo. Czasem, żeby nie wyciągać pieniędzy od taty podejmowała się korepetycji. Jednak pieniądze, które zarobiła wyciągał od niej Bartek. Nigdzie nie potrafił zagrzać miejsca. Popracował kilka dni i odchodził narzekając na niesprawiedliwe traktowanie przełożonych. Każda wymówka była dobra byleby tylko nic nie robić. A jednak kochała tego drania, a czy on ją również? Okazało się, że była tylko zabawką w jego rękach. Kolejny raz uciekł od odpowiedzialności. Podły drań. – Damy sobie radę maleństwo. Nie jest ci potrzebny taki tatuś.
Postawiła czajnik na gazie i kiedy zagotowała się woda, zrobiła sobie gorącej herbaty. Przebrała pościel i zażywszy tabletkę spokojnie ułożyła się do snu. Zanim odpłynęła w objęcia Morfeusza pomyślała jeszcze o Marku. Uśmiechnęła się. – Jesteś wyjątkowy Marku Dobrzański. Jesteś jak wymierający gatunek. Jak unikat. Gdzie się rodzą tacy mężczyźni, którzy bezinteresownie potrafią pochylić się nad ludzkim nieszczęściem?
kawi ;) (gość) 2013.09.15 13:57
Piękna notka. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Ja niestety nigdy nie spotkałam ludzi, którzy robiliby coś bezinteresownie, tak jak Marek. Ludzie niestety to : http://kwejk.pl/obrazek/1898962 (przepraszam za słownictwo na tym obrazku, ale strasznie pasuje mi do postaci Bartka)
Marek wraz z Sebastianem to wybawiciele Uli. Olszański odstąpił jej mieszkanie po babci, a Marek pomógł, gdy była chora i w dodatku dał pracę. Ze świecą szukać takich ludzi!
Jestem ciekawa,jak rozwinie się znajomość Marka i Ulki,
Serdecznie pozdrawiam i czekam na CD :)
MalgorzataSz1 2013.09.15 14:08
Kawi

Ludzie bezinteresowni to gatunek na wymarciu, choć muszę przyznać, że zetknęłam się w życiu z paroma takimi idealistami, którzy bliźniemu oddaliby ostatnią koszulę. Może też i z tego powodu zaczęłam pisać opowiadania, żeby stworzyć w marzeniach idealny świat? Rzeczywistość jest brutalna i całkiem się z nim rozmija, a ja lubię myśleć, że człowiek nigdy nie jest do końca zły i czasami budzą się w nim odruchy empatii.
Marek sam nie rozumie, co pchnęło go do tego, żeby pomóc Uli. Nie potrafi tego wyjaśnić nawet sam sobie. Zadziałał odruchowo i dzięki temu ta historia całkiem nieźle się rozwinie.
Obrazek obejrzałam i rzeczywiście pasuje do Bartka. Ha ha. Ja mogę tylko obiecać, że Dąbrowski nie pojawi się więcej w opowiadaniu a jedynie będzie wspominany.
Bardzo Ci dziękuję, że tak szybko dodałaś komentarz i serdecznie Cię pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2013.09.15 17:22
Z tej czesci emanuje spokoj i zaufanie, takie bezinteresowne, w zasadzie bezpodstawne.
Markowi chyba jest potrzebna osoba slabsza by sie zrealizowal jako "dobry duszek", on ma luz finansowy, mozliwosci dania pracy, znalezienia mieszkania wiec zaczyna dzialac, spelniac sie choc nie wie dlaczego, to jest podswiadome. Dobrze, ze pozwala dojsc do glosu tym uczuciom, zazwyczaj zaglusza je strach (nawet Seba podejrzewa ze Ula to naciagaczka lub narkomanka).
Ula i Marek czuja sie razem dobrze, nie ma miedzy nimi obaw, rywalizacji, ukrytych pragnien, Marek nie widzi w Uli kobiety (jest nieurodziwa kupka nieszczescia), a Ula zamienia sie w chodzaca wdziecznosc wymieszana ze zdumieniem.
Chwilowo nie ma zadnych podtekstow, takie relacje Ula powinna miec z Ojcem.
Ojciec jest zmeczony zyciem, codziennymi trudnosciami i nie ma najmniejszej ochoty zajmowac sie problemami dzieci (wlasnych dzieci !).
Zazwyczaj rodzice ciesza sie z narodzin dzieci, na porodowkach kazdy ma gebe usmiechnieta od ucha do ucha, narodziny sie opija, mlodzi rodzice wysylaja wiadomosci do wszystkich znajomych, robia zdjecia, kupuja ciuszki, zabawki itp ... czyste szalenstwo i euforia.
I ci sami rodzice portafia wyrzucic wlasne dziecko z domu po 20 latach z powodu jakiegos bledu ?
Ula jest do tego wzorowa studentka (dwa kierunki) i to tez przeszkadza jej ojcu !
Takich niedojrzalych rodzicow jest niestety wiele. Wyrzucaja corke z domu bo jest w ciazy i to jest klopot... A gdyby miala raka , to przeciez tez klopot, a gdyby miala wypadek i byla na wozku do konca zycia zdana na laske rodzicow - tez by ja wyrzucili ?
Wyrzucaja z domu za ciaze, cos naturalnego, rezygnuja (przynajmniej chwilowo) z wnuka za ktorym by z pewnoscia szaleli...
Dziwny jest ten swiat a ludzie zwyczajnie glupi.

Kiedys moja kuzynka zapytala swego ojca co by zrobil gdyby zaszla w ciaze (miala wtedy 22 lata i studiowala). ojciec wzruszyl ramionami i odpowiedzi "Nic, przeciez dziecko sie wychowa".
kawi ;) (gość) 2013.09.15 17:36
zapraszam do mnie na nowe opowiadanie :)
Pozdrawiam kawi :)
Marcysia (gość) 2013.09.15 17:55
Małgosiu,
jak to dobrze, że Ula trafiła akurat do Marka. On wspaniałomyślnie jej pomaga, nawet znajduje jej mieszkanie. Każda, nawet najmniejsza pomoc jest potrzeba przyszłej mamie, szczególnie, że nie ma co liczyć na ojca dziecka, ani na własną rodzinę.
Przedstawiasz w tym opowiadaniu Józefa jako człowieka naprawdę okrutnego, który nie widzi niczego, poza czubkiem własnego nosa oczywiście. Rodzice zazwyczaj są dumni, że ich dzieci chcą się kształcić, a on ma do Uli pretensje? Nie do pomyślenia.
Pozdrawiam Cię serdecznie! ;)
MalgorzataSz1 2013.09.15 18:13
Lectrice, Marcysiu

Ojciec Twojej kuzynki należy do grupy tych rozsądnych i kochających swoje pociechy ojców. Ja przedstawiam tu Cieplaka, jako skrajnie innego. On nie pochwala tego, że Ula studiuje na dwóch kierunkach i uważa to za dość kosztowną fanaberię, za którą musi płacić, choć tak naprawdę niewiele go to kosztuje, bo nie pokrywa kosztów podręczników, a jedynie przecież utrzymuje ją, co należy do jego obowiązków. Resztę wydatków potrafi pokryć sama pieniędzmi z korepetycji. On jednak tego nie dostrzega.
A rozdział bez gwałtownych zwrotów akcji. Muszą się poznać. Marka mimo, że nie jest powalony urodą Uli w jakiś niewytłumaczalny sposób do niej ciągnie. Bardzo chce jej pomóc. Jest wstrząśnięty informacją, że jej własny ojciec wyrzucił ją z domu. Jest mu jej najwyraźniej żal. Poza tym ogromne wrażenie zrobiły na nim oceny w indeksie i już wie, że ona jest zupełnie kimś wyjątkowym. Chce dać jej szansę i dlatego proponuje pracę. Ma dziwne przeczucie, że ona nie zawiedzie i udowodni, że jest naprawdę dobra.
A wracając jeszcze do Cieplaka to powiem, że on nigdy nie pozna swojego wnuka/wnuczki, bo wydarzy się coś, co już całkowicie przekreśli go jako ojca a co dopiero dziadka.

Bardzo dziękuję Wam dziewczyny za komentarze. Obie pozdrawiam serdecznie i ciepło. :) W czwartek kolejny rozdział.
Amicus (gość) 2013.09.15 19:29
Wciąż jestem pod ogromnym urokiem tego, jak przedstawiasz Marka. Ja nigdy nie wpadłabym na pomysł, żeby właśnie z Dobrzańskiego robić anioła w ludzkiem skórze. A on właśnie taki jest w tym opowiadniu. Pomaga zupełnie obcej dziewczynie. I to zupełnie bezinteresownie, skoro Ula jest nieurodziwa ;) Proponuje pracę, znajduje mieszkanie, wyciąga pomocną dłoń w najbardziej krytycznym momencie jej życia. Anioł stróż jak nic ;) No zobaczymy jak się to rozwinie. Jestem bardzo ciekawa :)
Pozdrawiam Cię serdecznie :)
MalgorzataSz1 2013.09.15 19:54
Amicus

Już po pierwszym rozdziale pisałam Ci, że poniosło mnie i to wcale nie trochę. On do końca opowiadania taki będzie a co ciekawe i Sebastiana przedstawiam tu jako uczynnego, dobrego człowieka. Oni stanowią niejako przeciwwagę dla złej postawy Cieplaka, którego opisuję jako ojca, który zawiódł swoje dzieci na całej linii.
To będzie kolejna słitaśna historia nie pozbawiona jednak dramatycznych wątków. Mam nadzieję, że nie zrobi Ci się mdło od tej słodyczy.
Dzięki, że wpadłaś i zostawiłaś wpis. Serdecznie cię pozdrawiam. :)
ulka-brzydulka (gość) 2013.09.17 21:29
Małgosiu, zapraszam cię do mnie na nowy rozdział. W końcu ;)

Pozdrawiam
Bea
kawi ;) (gość) 2013.09.18 20:06
Zapraszam do mnie na nn ;)
ulka-brzydulka (gość) 2013.09.18 20:20
Małgosiu,
Zafundowałaś nam kolejny wspaniały, choć smutny i przykry, początek nowego opowiadania. Użyłaś tu postaci Bartka, znienawidzonego chyba przez wszystkich. Tutaj sprawy nie mają się lepiej. Jak tylko dowiedział się, że zostanie tatusiem zwiał jak najzwyklejszy tchórz.
Ulka została sama. Ojciec potraktował ja strasznie. Zamiast wesprzeć córkę w tak trudnych chwilach on po prostu wyrzucił ją z domu. To niesprawiedliwe! Biedna musiała szukać schronienia po klatkach schodowych. Całe szczęście znalazł ją Marek.
Przedstawiasz tu Marka jako bawidamka, który ma jednak ogromne serce. Bez namysłu zabrał dziewczynę do siebie. Nie wiem jak ja bym postąpiła, pewnie bym się bała.
Marek tutaj to taki anioł stróż Uli. Znalazł ją w najtrudniejszej z możliwych sytuacji. I zdecydował się pomóc. Bezinteresownie. Wyleczył, znalazł mieszkanie, dał pracę… Myślę, że uczucie ze strony Marka będzie szczere, piękne i czyste, bo chyba nigdy nie poznała takiego człowieka. Boję się, że Marek może pomyśleć, że ona jest mu po prostu wdzięczna za to, co dla niej zrobił…
Pożyjemy zobaczymy, a tymczasem dziękuję ci Małgosiu, że dajesz możliwość czytania takich wspaniałych opowiadań. I zapraszam do mnie, gdzie dodałam rozdział, a następny już piszę.
Pozdrawiam
Bea
MalgorzataSz1 2013.09.19 10:13
Bea

Marek bez wątpienia będzie Uli wdzięczny za wszystko, co dla niego zrobi. To oczywiste, że zrobi to z wdzięczności. W końciu jakby nie patrzeć uratował jej życie.
Jak pisałam już wyżej Marek do końca opowiadania pozostanie aniołem i będzie wspierał Ulę we wszystkich poczynaniach.
Bardzo dziękuję za wizytę i komentarz. Pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz